9,90 zł
Tomik „Groch z kapustą” Małgorzaty Chaładus kryje w sobie między innymi wiersze nagrodzone w konkursach literackich i rozproszone w almanachach. „Przycupnięta we mnie samochwała wylazła z kąta, żeby trochę o nich opowiedzieć” - mówi autorka. Wiersz „Na strychu” zajął pierwsze miejsce w sekcji polskiej międzynarodowego konkursu poetyckiego Feile Filiochta w Irlandii w 2008 roku.
Tak tomik „Groch z kapustą” prezentuje autorka: „Bywało, że w świecie fantazji czułam się bardziej swojsko niż w tym realnym. Książki od zawsze zapraszały mnie w krainy, które chłonęłam jak ciekawy nowego podróżnik. Pomimo miłości do literatury zwijałam się na lekcjach polskiego na pytanie „a co poeta chciał w tym wierszu powiedzieć”. Najlepiej byłoby go zapytać, ale cóż, najczęściej już nie żył. Z czasem doszłam do wniosku, że poeta też wcale do końca nie wiedział, co chciał powiedzieć i komu. Są wiersze niby oczywiste jak opis krajobrazu czy zdarzenia, ale najczęściej jest w nich jakiś podtekst, który niektórzy chcą koniecznie wytłumaczyć. Sama jestem czytelnikiem, który nie zadaje sobie zbędnego, według mnie, trudu analizowania tekstu. Po prostu jeden do mnie przemawia a drugi nie. Ktoś uczony powiedział, że poezja jest dialogiem dwóch podświadomości, poety i czytelnika. Dodam od siebie, że jak one się nie dogadają, nie pomoże na to żadna poważna rozmowa. I że mam nadzieję, że z mojej podświadomości wypłynęły teksty zachęcające choćby do flirtu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 33
Małgorzata Chaładus "Groch z kapustą"
Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok, 2014 Copyright © by Małgorzata Chaładus, 2014
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
Skład: Arkadiusz Woźniak INFOX e-booki Projekt okładki: Jarosław Kowalski Zdjęcie okładki: © Paylessimages - Fotolia.com
ISBN: 978-83-7900-202-3
Wydawnictwo Psychoskok ul. Chopina 9, pok. 23, 62-507 Konin tel. (63) 242
Dialog
Po każdym twoim słowie
można postawić kropkę.
Są uprzejme, oczywiste, gładkie.
Każda próba odpowiedzi
Ześlizguje się z nich
Jak z lodowca.
Nie przenikają do
Mojego wnętrza.
Unieruchamiają mnie tylko
W lepkim syropie.
W słodkiej, błyszczącej glazurze
Odbija się twoja doskonałość.
Fascynacje
Zło nie budzi
Nieufności
Co najwyżej
Strach
Albo fascynację
Niszczycielskim
Nieumotywowane
Dobro wydaje się
Szukamy wytrwale
Podwójnego dna.
Nienawiść
Samonapędna jak
Perpetuum mobile.
Miłość
Stawia wymagania.
Szarzeje w zetknięciu
Z codziennością.
Herezje
Gdybyśmy posiedli
Całą mądrość wszechświata
Czego mielibyśmy
Szukać w gwiazdach?
Gdybyśmy nie znaleźli
W sobie okruszyny zła
W jaki sposób
Rozpoznalibyśmy dobro?
Gdyby nasze oczy
Nie odwracały się od szpetoty
Czy potrafiłyby cieszyć się
Pięknem?
Gdybyśmy nie znali smutku
Pławiąc się w harmonii
Czy byłby nam potrzebny
Drugi człowiek,
Żeby nas pocieszyć?
Gdybyśmy promieniowali
Dobrocią aniołów
O co mielibyśmy
Się modlić?
Słownik
Nie lubię słów, które się skompromitowały
Swoją krzykliwą jednoznacznością.
Nazywam brzydotę pięknem,
Które trudno odkryć,
Głupotę brakiem intuicji,
Bezczelność bezpośredniością,
Nieczułość panowaniem nad emocjami
A tchórzostwo ostrożną rozwagą.
Ludzie tego nie doceniają.
Uciekają w bok spojrzeniem, milczą.
Nieliczni mówią mi zaledwie,
Że nie są moimi nieprzyjaciółmi.
Sen
Śniło mi się, że
Drzwi do mojego domu
Solidne, okute metalem,
Zaopatrzone w skomplikowane
Zamki, pękły w poprzek
I krzywo uśmiechniętymi
Ustami wygadały
Przeciągom ciepło, spokój
I poczucie bezpieczeństwa.
Z pilotem na kanapie
Kultura wyrosła z dzieciństwa.
Przestała się chować
Pod łóżkiem czy w WC,
Żeby się pobawić genitaliami
Albo odkrywać
Anatomiczne osobliwości
Płci przeciwnej.
Kultura wyszła z ukrycia
I odważnie spuściła majty.
Na każdym rogu
Przed każdą bramą
Pod każdą latarnią
Biją się
O najbardziej odsłonięte
Miejsca ekshibicjoniści
Przekonani, że otwartość
Jest jednoznaczna
Z niezapiętym rozporkiem.
Gapie dołączają ochoczo
Do globalnej ekspozycji.
Niedługo zabraknie
Podglądaczy.
Mgła
Pytam was
Kim jestem.
Odpowiadacie
Unosząc ze zdziwieniem brwi.
Jesteś?
Rozpływam się
W nieprzejrzystą
Gęstą szarość.
Zawadzam łokciem.
O kogoś?
Wzwyż
Buduję z tego
Co mi wpadło w ręce.
Kamienie, które
Robią się ładne
Dopiero po deszczu.
Kilka nieźle
Zachowanych kafelków
Z rzymskich łaźni.
Jakieś potłuczone Tablice
pamiątkowe.
Kawałek wazy
Z muskularnym ramieniem
Helleńskiego biegacza.
Trzy czwarte
Zmysłowego oka
Rodem z Kamasutry.
Wysłużone tarcze
Zegarowe
Z obwisłymi wąsami.
Trochę cegieł
I dachówek z rozbiórki.
Skorupy z potłuczonych
Dwojaków z jednym
Świetnie zachowanym uchem.
Plastikowe prostokąciki
Z kopiami Egipskich hieroglifów.
Moja wieża Babel
Błyszczy w Słońcu
Jak kolorowa mozaika.
Nie pamięta już
Własnego narzecza.
***
W odruchu
Bezrozumnej pychy
Stworzyłam własne piekło.
Zesłałam tam
Nieposłuszne pamięci
Wspomnienia
Pragnienia płonące
Niebezpiecznym ogniem
Dokuczliwe
Dobre chęci
Poskręcane od zawiści
Brzydkie uczucia.
Weszły bez protestu
Lecz nie porzuciły
Wszelkiej nadziei.
Oddzielone od serca
Cienką diafragmą
Zakłócają jego rytm
Sygnałami S.O.S.
Wędrówka
Nie dla mnie via dolorosa
Nie dorosłam do cierpienia
Nie dla mnie shining path
Mocny blask mnie oślepia
Nie dla mnie wąska dróżka cnoty
Mam zbyt szerokie biodra
Nie dla mnie bity trakt
Moje bose stopy tęsknią
Za pieszczotą
Wilgotnych traw na łące
Nie dla mnie prosta droga
Nie mam zamiłowania
Do geometrii
Nie dla mnie nerwowy
Pośpiech autostrady
Zatrzymam się
W przydrożnej karczmie
Mam apetyt na życie.
Gdzieś tam
Cyfry zrzuciły
Stary porządek
I odmawiają
Ustawianie się
W kolejności.
Milion rozdał
Biednym wszystkie
Swoje zera.
Dziewiątki niepoważnie
Fikają koziołki
Razem z szóstkami
I nikt już nie wie
Kto jest kto.
Babka lekarska
Zeszła na dziady.
Pewne słowa
Wyrzekły się
Swoich znaczeń.
Skutek cierpi
Na chorobę sierocą,
Bo jego wyrodna
Przyczyna uciekła
Z przypadkiem
Do Monte Carlo
I zgrywa się
W ruletkę w systemie
Niedziesiętnym.
Krzyk
Myślicie
Że uda wam się
Zakrzyczeć
Ciszę
Ona czyha
Tuż pod powierzchnią
Waszego
Krzyku
***
Ludzie przepadają
Bez wieści
Wino zamienia
Się w wodę
Słowa zacichają
Zamierającym echem
Ptaki przybierają