Jezus Chrystus Jedyny Pośrednik. Rzecz o odkupieniu i zbawieniu. Tom 2 - Bernard Sesboüé SJ - ebook

Jezus Chrystus Jedyny Pośrednik. Rzecz o odkupieniu i zbawieniu. Tom 2 ebook

Bernard Sesboue SJ

4,5

Opis

Drugi tom książki Jezus Chrystus Jedyny Pośrednik, autorstwa ojca Bernarda Sesboüé SJ. Jako kontynuacja tomu pierwszego, złożonego z dwóch części, poświęconych kolejno definicji problematyki ogólnej i zarysowi historii doktryn, trzecia i ostatnia część proponuje prezentację pewnej syntezy teologicznej, wypracowanej bardzo konsekwentnie na podstawie wcześniej rozwijanych badań i refleksji.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 628

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (2 oceny)
1
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału

Jésus-Christ, l’unique médiateur. Les récits du salut

© Fleurus Mame, Paris 2003

© Copyright for this edition Wydawnictwo W drodze 2016

Redaktor naukowy

Prof. dr hab. Ireneusz Ledwoń OFM

Redaktor

Grażyna Piskorz

Redaktor techniczny

Justyna Nowaczyk

Projekt okładki i stron tytułowych

Joanna Dąbrowska

Ouvrage publié avec le concours du Centre national du Livre

Książkę wydano dzięki dofinansowaniu Centre national du Livre

ISBN 978-83-7906-063-4

Cum permissione auctoritatis ecclesiasticae

Wydawnictwo Polskiej Prowincji Dominikanów W drodze sp. z o.o.

wydanie I, 2016

ul. Kościuszki 99, 61-716 Poznań

Miłość polega na wzajemnej wymianie dwóch stron, to znaczy, że kochający daje i przekazuje umiłowanemu to, co sam posiada, albo z tego, co posiada lub co leży w jego możliwości. I wzajemnie – kochany kochającemu. Inaczej mówiąc, jeżeli jeden ma wiedzę, [powinien ją] przekazywać temu, który jej nie posiada; podobnie [jeśli ma] zaszczyty, bogactwa. I tak jeden [przekazuje] drugiemu.

Ignacy Loyola, Kontemplacja dla uzyskania miłości, Ćwiczenia duchowne, nr 231

SŁOWO WSTĘPNE

Oto drugi tom książki Jezus Chrystus, jedyny Pośrednik, autorstwa Bernarda Sesboüé SJ. Po składających się na tom poprzedni częściach pierwszej i drugiej, poświęconych kolejno problematyce ogólnej i zarysowi historii doktryn, część trzecia i ostatnia jest propozycją pewnej syntezy teologicznej, wypracowanej bardzo konsekwentnie na podstawie wcześniej rozwijanych badań i refleksji.

To powiedziawszy, mogę stwierdzić, że zważywszy na dobrze znane cechy Autora – troskę o klarowność i zalety wykładu – nie jestem bynajmniej zobowiązany ani objaśniać drogi, którą Autor prowadzi Czytelnika przez podjęty tu temat, ani podkreślać wartości książki dla serii, w której się ona ukazuje. Nie wydaje mi się jednak, by kilka krótkich uwag czy wstępnych sugestii było czymś całkiem zbytecznym…

1. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na fakt, że mamy tutaj do czynienia nie z analizą, lecz z „propozycją”: teolog przemierzył już całą historię tradycji chrześcijańskiej i teraz przechodzi do nakreślenia własnego szlaku. Czytelnika zaś zaprasza do podjęcia wędrówki tym szlakiem.

Trzeba tu od razu wskazać pewną cechę, która wydaje się bardzo charakterystyczna zarówno dla samego Autora, jak i ogólnie dla dynamiki współczesnej teologii: poszukiwania dróg odnowionej i aktualizującej propozycji tajemnicy zbawienia teologowie prowadzą właśnie przez odczytywanie na nowo Pisma Świętego , nawet z pominięciem wielowiekowej tradycji chrześcijańskiej, jakkolwiek w jej świetle.

2. Należy też podkreślić, że podjęta tutaj próba jawi się jako soteriologia, której dyskursywny wyraz i wykład należą do gatunku narracji.

Cecha ta okazuje się oczywiście całkowicie spójna z poprzednią. Jeśli zostaje zasygnalizowana zaraz na wstępie, to nie tylko dlatego, że (zgodnie z tym, o czym wspomnieliśmy w punkcie pierwszym) trafnie wyraża to, co charakterystyczne dla wprowadzonej tutaj perspektywy teologicznej. Chodzi przede wszystkim o to, że taki tok postępowania ma pewną niezaprzeczalną zaletę. Pozwala on Autorowi nie wychodzić poza wydarzenie zbawienia wówczas, gdy wydarzenie to prowadzi go do pojęcia, co jest przecież powinnością teologii. Umożliwia ukazanie struktury doktrynalnej „wprost” w historii zbawienia – jedyną funkcją owej struktury jest zapewnić właściwe zrozumienie historii zbawienia, lecz sama dynamika konceptualizacji zawsze grozi popadnięciem w abstrakcję.

3. Należy wreszcie zwrócić uwagę na życzenie Autora (które zresztą jest tylko konsekwencją poprzedniego punktu, tak jak punkt drugi wynikał z pierwszego): Bernard Sesboüé wyraża życzenie, aby wobec „soteriologii narratywnej”, której „propozycję” przedstawia, czytelnik mógł sobie powiedzieć: „w tym wszystkim chodzi przecież o mnie”. Taki zresztą jest powód, dla którego ostateczną intencją tego dyskursu jest pokazać, że całe opowiadanie o chrześcijańskim zbawieniu – w wymiarze zarówno jednostkowym, jak i zbiorowym – może skrzyżować się z „naszym” opowiadaniem.

Okazuje się zatem, że nasz Autor, mając podstawy ku temu, by „w centrum całej perspektywy” chcieć postawić „kategori[ę] udzielenia wraz z jej dwoma następstwami, jakimi są objawienie i pojednanie”, nie zadowala się rozważaniami nad owym udzieleniem i wyrażaniem jego zawartości czy treści: nieustannie dąży do jego urzeczywistniania. Dla swojego czytelnika.

Joseph Doré

WPROWADZENIE

W pierwszym tomie niniejszego opracowania zaprezentowaliśmy obszerną dokumentację doktrynalną soteriologii chrześcijańskiej. Tom ów jednak zakończył się nie podsumowaniem, lecz przejściem. Byłoby bowiem nie do pomyślenia, żeby zadanie teologii ograniczać do ponownego odczytania dawnej i niedawnej tradycji. Stwierdziliśmy więc wówczas, że stan obecny – względne rozbicie zebranych dyskursów, nieunikniona abstrakcyjność kategorii użytych dla ujęcia rzeczywistości zbawienia, a także nieaktualność czy niekompletność niektórych zagadnień – nie jest satysfakcjonujący. Ludzki dyskurs z pewnością nigdy nie zdoła ogarnąć bogactwa misterium, którego nie sposób zawrzeć w słowach. Nie łudzę się, że mój dyskurs przekroczy tę barierę.

A przecież teolog nie może – nie zapierając się samego siebie – zrezygnować z prób ciągłego i niestrudzonego zbliżania się do rzeczywistości, która zdaniem samego św. Tomasza jest celem naszego aktu wiary. Zbawia nas Jezus Chrystus i tylko On sam może nas zbawić. Tak jest.  Ale w jaki sposób nas zbawia? To pytanie pojawia się dzisiaj w myśli wielu chrześcijan. Dlatego wyrażanie naszej wiary w zbawienie przyniesione przez Jezusa Chrystusa, jedynego Pośrednika, wymaga nieustannego ponawiania wysiłku − po to, byśmy starali się udzielać odpowiedzi na pytania naszej kultury i naszych czasów, w miarę możliwości wykorzystując w badaniach nad Pismem Świętym i Tradycją wszelkie nowe odkrycia i metody, jakimi dysponujemy.

Dlatego celem drugiego tomu jest przedstawienie „propozycji soteriologicznej”, analogicznej do „propozycji chrystologicznej” stanowiącej trzecią część wcześniejszej książki, Jésus-Christ dans la tradition de l’Eglise1. Tak jak w tamtym przypadku, chodzi o pogodzenie intuicji i koncepcji, czyli o „wydobycie organiczności misterium z kolejnych faz wydarzenia”. Nasza epoka bowiem nie tylko odkryła na nowo konieczność konkretnego, nowego sposobu korzystania z Pisma Świętego w teologii systematycznej, ale również skupiła uwagę na absolutnej oryginalności wydarzenia (złożonego z ciągu wydarzeń), do którego odnosimy się za pośrednictwem opowiadania. W ten sposób problematyka „historii zbawienia” stała się w teologii kwestią centralną. Kontynuując tę perspektywę, poniższa propozycja soteriologii będzie miała charakter „narratywny”. Nasze zbawienie jest długą historią, która rozwija się w cały ciąg etapów i daje sposobność do opowiadań. Nasze zbawienie wyraża się w opowiadaniu nad opowiadaniami. Jest uprzywilejowanym miejscem teologii narratywnej. Czyż samo nasze Credo nie jest bardzo zwięzłym opowiadaniem?

Uwzględniłem to już w pierwszym tomie, gdyż w swej istocie polegał on na „opowiadaniu tradycji”. Historia ta i opowiadania, do których daje ona sposobność, również mają pewną strukturę i pojmowalność; dają do myślenia i wymagają zrozumienia. Pokazała to już analiza wielkich kategorii historycznych: odkupienia i zbawienia. Nie chodzi tu o formalne rozpatrywanie ich na nowo jako samych w sobie, lecz o to, by posłużyć się nimi jako siatką rozumienia wydarzenia czy też – sięgając do innego obrazu – objąć opowiadanie o wydarzeniu wielobarwnym światłem tych kategorii. Ponieważ pozytywne i krytyczne dane dotyczące każdej z tych kategorii zostały już wystarczająco obszernie omówione, tutaj nie będziemy do nich wracać.

Także i tutaj środkiem perspektywy będzie pośrednictwo Chrystusa między wieczną tajemnicą Boga po trzykroć świętego, Ojca, Syna i Ducha, a stworzoną i grzeszną ludzkością, pośrednictwo mające ustanowić między tymi dwiema stronami więź wzajemnej miłości i przekazywanego życia. Jak widzieliśmy, to pośrednictwo dokonuje się zgodnie z dwiema dynamikami, zstępującą i wstępującą. Staje się ono aktywnym proroctwem w Starym Testamencie, realizuje się w wydarzeniu Jezusa, w Jego życiu, śmierci i zmartwychwstaniu. Trwa dalej w Kościele przez dar Ducha. Te trzy etapy naszej historii zbawienia zanurzają nas w dwóch krańcach: w jej początku przy stworzeniu człowieka na obraz i podobieństwo Boga, przez pośrednictwo Jego Słowa, oraz w jej ostatecznym wypełnieniu przy powtórnym przyjściu Chrystusa; w owym przyjściu Jego człowieczeństwo wiecznie pozostanie dla wybrańców Boga pośrednikiem widzenia uszczęśliwiającego.

Tak wygląda struktura soteriologii narratywnej dążącej do systematyzacji. Podobnie jak poprzednia propozycja chrystologiczna, będzie to prezentacja współczesnej wizji zjednoczenia wszystkiego w Chrystusie, wraz z jej głębokim powiązaniem między Alfą i Omegą. Tam jednak wszystko skupiało się wokół tożsamości Jezusa Zbawiciela. Tutaj zaś, skoro tamta kwestia została już ustalona, formalnie zajmę się Jego rolą Pośrednika i Zbawiciela, nie zapominając o powiązaniu tych dwóch perspektyw. Jeśli wolno mi już tutaj nakreślić ogólny kierunek, powiem, że w centrum całej perspektywy znajdzie się kategoria udzielania wraz z jej dwoma następstwami, jakimi są objawienie i pojednanie.

Wspominałem już, że żadna zwięzła formuła nie ujmie tożsamości Chrystusa. W przypadku zaś zbawienia jedyne zwięzłe formuły, jakimi dysponujemy, to wyznania wiary, które już mają formę opowiadania. One właśnie będą naszym punktem wyjścia.

Chcąc postawić opowiadanie biblijne w centrum niniejszej propozycji soteriologicznej, mogłem tylko zanurzyć swoją refleksję w refleksji różnych autorów, teologów i egzegetów, którzy w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat pracowali nad naturą, funkcjami i doktrynalną wagą opowiadania2. Nie łudzę się więc, że wnoszę tutaj coś nowego. Moim zamiarem jest umieścić perspektywę opowiadania w możliwie jak najbardziej spójnej konstrukcji teologicznej. Mam tylko nadzieję, że przetrę w tej dziedzinie jakiś szlak. Ponieważ nie mogę wymienić tutaj wszystkich autorów, z których czerpałem inspirację, pragnę tylko wyrazić moje szczególne zobowiązanie wobec prac dwóch osób – są to Paul Beauchamp i Jean-Noël Aletti. Natomiast Edouard Pousset, który także zgłębiał teologię opowiadań ewangelicznych, był partnerem cierpliwym i dodającym zachęty; podczas pracy nad tymi dwoma tomami stale wymieniałem z nim uwagi. Moja książka wiele na tym zyskała. Pragnę tutaj wyrazić mu swoją wdzięczność.

Rozdział 15

TEOLOGIA ZBAWIENIA A NARRACYJNOŚĆ (REFLEKSJE METODOLOGICZNE)

1. TEOLOGICZNA DONIOSŁOŚĆ OPOWIADANIA

Zbawienie a historia zbawienia

Chrześcijańskie zbawienie to wydarzenie urzeczywistnione przez Boga w naszej historii. Już samo w sobie jest długą historią. Tymczasem waga jakiejś historii nigdy nie może przejść w ciąg pojęć. Dotychczas przeprowadzone przez nas rozważania wykazały też, że żadna z najbardziej nawet koniecznych kategorii zbawienia ani zbudowana z nich jedna całość nie może utrzymać całej substancji konkretnego wydarzenia. „Kategorie zawsze pozostaną uboższe od wydarzenia i od osoby Jezusa. Należy więc je zawsze odnosić do tego wydarzenia i do tej osoby”3. Dysproporcja ta niewątpliwie jest prawdziwa w każdym ludzkim dyskursie. Odnotowaliśmy również niemożność objęcia jedną formułą całej tajemnicy zbawienia. Wydaje się wręcz, że nasza epoka dostatecznie mocno doświadczyła granicy wszelkiej formuły dogmatycznej, byśmy mogli uznać, że utraciła zdolność proponowania kolejnych formuł. A przynajmniej, czyż nie tą drogą poszedł ostatni sobór, przypominając powiązanie między Pismem Świętym a tradycją i stanowczo nakłaniając całą teologię, by ze „studium ksiąg świętych” uczyniła „duszę świętej teologii”4? Od tamtej pory teologowie wkroczyli więc na inne drogi niż ich poprzednicy, dowartościowując zwłaszcza teologię „historii zbawienia”5. Same katechizmy, mówiąc o zbawieniu, przybrały bardziej konkretny ton i zaczęły się wyraźniej odwoływać do pedagogii opowiadania, tak jak to czynią Ewangelie. Zbawienie bowiem to coś nieskończenie więcej niż zwykła doktryna.

Nasza analiza głównych kategorii zbawienia, przedstawiona w tomie I niniejszej książki, już miała wymiar historyczny, gdyż odnotowała kolejne sposoby zdawania sprawy przez tradycję kościelną z naszego zbawienia w Jezusie Chrystusie. Zebraliśmy cały ciąg świadectw, usytuowanych w obrębie silnej struktury pojmowalności. I w szerokim zakresie odwołaliśmy się do Pisma Świętego, niejako powtarzając sposób, w jaki uprzywilejowani świadkowie opowiedzieli nam wydarzenie i dzieło Jezusa.

Teraz stajemy wobec kontynuacji tego długiego łańcucha tradycji, w akcie osobistego przyswojenia sobie na nowo i zaktualizowania tego, co tradycja nam przekazała. Jak ująć myślowo i wyrazić tajemnicę zbawienia tak, by była ona znacząca dla naszych czasów? Z pewnością respektując jej historyczną fakturę. W innym miejscu6 stwierdziłem, że nie można zdać sprawy z tożsamości Jezusa, nie odwołując się do Jego historii, historia ta należy bowiem do Jego tożsamości. W oczywisty sposób tak samo jest ze zbawieniem rozpatrywanym całościowo, które jest nam proponowane jako historia i pozostaje historią, w którą i my z kolei wchodzimy. Właśnie dlatego, dzisiaj jak i wczoraj, chciałbym strukturę zbawienia wyróżnioną w poprzednim tomie (czyli zbawienia dokonanego przez jedynego Pośrednika, zgodnie z podwójną dynamiką Jego pośrednictwa zstępującego i wstępującego) przenieść na jego konkretną historię.

Historia zbawienia a opowiadanie

Zamysłem niniejszej książki nie jest jednak przejęcie na swój rachunek całego spisu warunków przetargowych historii zbawienia, co sprowadzałoby się zresztą do proponowania jakiejś globalnej dogmatyki. Zamysł ten jest ograniczony i zarazem zupełnie inny. Chodzi o przyjrzenie się historii zbawienia poprzez opowiadanie i opowiadania, podane i przeżywane w Piśmie Świętym i w pamięci Kościoła. Właśnie bowiem przez opowiadania każda historia – czy to powszechna historia ludzkości, historia ludów i narodów, czy też nasze osobiste historie – staje się i jest wciąż na nowo obecna i aktywna. Nazbyt pochopne mówienie o historii zbawienia grozi uznaniem jej za rzeczywistość czysto obiektywną, „coś”, co jest wobec nas zewnętrzne, nawet jeśli później jesteśmy zaproszeni do korzystania z jej dobrodziejstw. A zbawienie jest jednocześnie rzeczywistością, w której już jesteśmy osadzeni, i propozycją, która domaga się odpowiedzi naszej wolności. Jak bowiem historia składa się z wzajemnych gier różnych wolności, tak samo historia zbawienia składa się z wzajemnych gier Bożej wolności i różnorakich ludzkich wolności. Wartość opowiadania polega na tym, że nadaje ono całą głębię „wzajemnej grze różnych wolności, a zatem bierze na serio zarówno wypowiedź”, jak i to, co wypowiedziane. Opowiadanie nie jest bowiem rzeczą, jest aktem, jako przekaz lub tradycja. Zakłada narratora, który mówi lub pisze, i słuchaczy lub czytelników, którzy słuchają lub czytają. Jak mówią językoznawcy, każde opowiadanie „przemawia” do nas, zakłada jakieś JA i jakieś TY, które rozmawiają ze sobą, a także innych, których w rozmowie określa się słowem ONI. Odnajdujemy tutaj trzy osoby liczby pojedynczej i liczby mnogiej z naszych dziecięcych podręczników gramatyki. Opowiadanie wiąże się więc też nierozerwalnie z efektem, jaki wywołuje. Po to Jezus mówił w przypowieściach: chciał zaprosić każdego słuchacza, by ten stanął w wolności przed królestwem niebieskim. Opowiadanie, najznakomitsza forma ludzkiego dyskursu i być może jego „matryca” (P. Beauchamp), wprowadza ludzi w relację i utrzymuje ich w relacji. Opowiadanie jest w swej istocie przyporządkowane przekazowi, ma wymiar społeczny. Czyż tak samo nie jest ze zbawieniem, które znajduje w opowiadaniu ludzkie ubranie uszyte na miarę?

Mała antropologia opowiadania

„Opowiedz… Mamo, przyjdź, opowiedz mi jakąś piękną historię, zanim zasnę…” Duzi i mali, wszyscy pragniemy słuchać historii i je opowiadać, prawdziwe albo fikcyjne zresztą. Przeżywamy wtedy na nowo wszystkie perypetie, na swój rachunek, mniej lub bardziej utożsamiamy się z bohaterami. Sprawia nam to przyjemność. W tym tkwi sekret sukcesu opowiadań, nowel, powieści czy filmów: w ten czy w inny sposób zawsze nam opowiadają jakąś historię, umieszczając w niej nas samych.

Jaki sekretny bodziec sprawia, że potrzebujemy opowiadań? Wydaje się, że opowiadanie wypełnia w nas jakiś brak. „Brak jest substancją opowiadania”7. Zawsze mówi o tym, czego nie mamy i czym nie jesteśmy, czyli o tym, co chcielibyśmy mieć lub czym chcielibyśmy być. „Bodźcem opowiadania jest odniesienie do dobra jako do czegoś, czego brak”8. A czyż zbawienie nie jest miejscem istotnego braku, jakiego doświadcza człowiek? Czyż we wszystkich tych opowiadaniach, najczęściej dramatycznych lub tragicznych, nie szukamy happy endu, czyli przypowieści o niekończącym się szczęściu? W taki czy inny sposób każde opowiadanie jest opowiadaniem o zbawieniu. Dlatego opowiadanie tak dobrze się nadaje do wyrażenia tajemnicy samego zbawienia.

Opowiadanie istnieje nie tylko dlatego, że istnieje brak, ale też dlatego, że istnieje uchybienie. W kategoriach teologicznych powiemy, że potrzeba opowiadania jest spowodowana nie tylko naszą skończonością, lecz także naszym grzechem. Zresztą oba te aspekty nierozdzielnie się ze sobą łączą. We wszystkich naszych opowiadaniach na pierwszym miejscu jest zło, nieszczęście i cierpienie. I znamy dawną dyskusję o trudności z uprawianiem dobrej literatury, która ukazywałaby dobre uczucia. Jak zresztą wszystkim wiadomo, szczęśliwe narody nie mają historii. Tak samo, gdy bohaterowie powieści czy filmu pokonali wszystkie ciężkie próby będące przyczyną ich rozłąki i kiedy się już odnaleźli, wystarczy powiedzieć: „A potem wzięli ślub, byli szczęśliwi i mieli wiele dzieci”. Znaczy to, że historia się zatrzymuje i już. Tak oto dzięki zwykłej refleksji nad opowiadaniem odnajdujemy oba elementy składające się na nasze zbawienie – wyzwolenie ze skończoności i wyzwolenie ze zła. Rozumiemy zatem, dlaczego opowiadanie można uznać za najwyższy akt ludzkiego dyskursu, który sam z kolei zasadza się na czysto ludzkiej funkcji mowy. Z pewnością opowiadanie nie jest jedynym gatunkiem literackim tego dyskursu, ale można uznać, że obejmuje ono wszystkie pozostałe gatunki, z tej prostej przyczyny, że człowiek żyje w czasie, a więc w następujących po sobie wydarzeniach i słowach.

Pójdźmy jeszcze dalej: w każdym usłyszanym opowiadaniu ostatecznie chodzi o nas samych. Jesteśmy zatem swoim własnym opowiadaniem. Opowiadanie wynika z naszej tożsamości, gdyż tożsamość może wyrażać się tylko w formie opowiadania: jestem synem tego a tego i tej a tej. Moje pochodzenie już wyraża się w opowiadaniu. I jestem tym, co przeżyłem, niezależnie od tego, czy chodzi o CV, które przedstawiam, ubiegając się o pracę, czy o najważniejsze doświadczenia, które mnie ukształtowały i z których zwierzam się ludziom, których kocham. Dlatego wszyscy tak potrzebujemy opowiadania o swoim życiu. W filmie Skrzypce na balu reżyser opowiada o swoim żydowskim dzieciństwie pod niemiecką okupacją. W scenariuszu wydarzenia z przeszłości przeplatają się z teraźniejszością, gdy reżyser walczy o sfinansowanie swojego filmu. Przyjaciel zadaje mu wtedy pytanie: „Ale co szczególnego jest w twoim dzieciństwie?”, a on odpowiada: „Nic, ale to jest moje dzieciństwo”. Czuje bowiem potrzebę uporządkowania swojej przeszłości, czyli samego siebie, poprzez opowiedzenie historii, którą jest jego życie, a więc jego osoba. Próbuje dotrzeć do swojej tożsamości. Potrzebuje jednak, żeby jego opowiadanie usłyszeli inni, by było ono miejscem komunikacji, niezbędnej mu do istnienia. Wszyscy nosimy w sobie żywotną potrzebę, by inni zechcieli nas wysłuchać, a tym samym pozwolili nam istnieć. Jeśli bowiem moje opowiadanie wzbudzi czyjeś zainteresowanie, to ja istnieję dla tego kogoś i moje życie zyskuje inny wymiar. Czyż opowiadanie nie zajmuje ważnego miejsca w rozwoju miłości?

Nasze własne opowiadanie jest również miejscem wyznania, uznania naszych braków i uchybień, a tym samym jest oczekiwaniem przebaczenia i nadzieją na pojednanie, choćby wpierw z samym sobą. Opowiadanie przyzywa opowiadanie: jest udzieleniem przyporządkowanym komunii. Temu, kto ufnie opowiada mi o sobie, ja także zwierzę się ze swojej przeszłości. Cudzego opowiadania słuchamy zresztą tylko pod warunkiem, że nas porusza, to znaczy bardziej lub mniej łączy się z naszym doświadczeniem. Dzięki temu, że komunikujemy sobie nawzajem swoje opowiadania, powstaje między nami komunia. Wymiana opowiadań jest czynnikiem pojednania. Rzeczywiście, opowiadanie jest czynnikiem fundacyjnym tożsamości.

Opowiadanie fundacyjne społeczeństwa

Opowiadanie leży u podstaw osobistej tożsamości, a także u podstaw społeczeństwa. U źródeł każdego narodu leży opowiadanie – rzeczywiste lub fikcyjne – o jego narodzinach, o najważniejszych wydarzeniach jego historii, takich, które można uznać za fundacyjne, oraz o zasadniczych decyzjach, które zapewniają spójność i jedność narodu. Jak pisze P. Beauchamp, w przypadku Izraela „opowiadanie ustanawia prawo jako treść decyzji danego narodu”9, gdyż leży u podstaw Przymierza między Bogiem i Jego ludem. Z pewnością padnie tu uwaga, że w tej perspektywie można pomylić opowiadanie z relacjonowanym przez nie wydarzeniem, przypisując opowiadaniu to, co jest istotą wydarzenia. Wiadomo jednak nie tylko to, że między wydarzeniem a jego opowiadaniem może istnieć dystans; trzeba też powiedzieć, że wydarzenie żyje tylko przez opowiadanie i w opowiadaniu, które z niego powstało, i że to opowiadanie samo z kolei staje się aktem lub wydarzeniem. Jeśli opowiadanie ustanie, wydarzenie nieodwracalnie umrze. I odwrotnie, ilekroć opowiadanie zaktualizuje wydarzenie, to wydarzenie na nowo pełni swoją rolę fundacyjną. Zresztą opowiadanie nie tylko relacjonuje wydarzenia, ale również może je tworzyć. Istnieją dyskursy będące aktami, a wszyscy znamy kanały radiowe czy telewizyjne, a nawet dzienniki, które rzekomo „tworzą wydarzenie”.

Jeszcze w większym stopniu w wymiarze wspólnotowym niż jednostkowym, opowiadanie umożliwia usytuowanie tego, co pojedyncze, w tym, co powszechne. Każde opowiadanie ma początek, środek i koniec. Asymptotycznie, ten początek i ten koniec usiłują dojść do absolutnego początku i końca, czyli do tego, co powszechne. Za tę cenę opowiadanie nadaje sens czy to mojemu życiu osobistemu, czy też życiu mojego narodu, czy wreszcie życiu całej ludzkości.

Zbawienie – spotkanie dwóch opowiadań

Pewien dorosły katechumen z wielkim trudem odkrywał historię Abrahama odpowiadającego na Boże wezwanie. Nie rozumiał, dlaczego przygotowując się do chrztu, musi przejść przez studiowanie tej dawnej historii, z którą nie czuł żadnego związku. Aż wreszcie doznał olśnienia. Zawołał: „Abraham to ja!”. Opowiadanie zadziałało: ten człowiek wszedł w historię, utożsamił się z postacią. Powołanie Abrahama stało się przypowieścią o jego własnym wezwaniu do wiary i o tym, co on sam musiał opuścić, by na to wezwanie odpowiedzieć. Jest to historia typowo biblijna. Czyż Natan nie zachowuje się tak wobec Dawida, kiedy ten zgrzeszył z Batszebą i wysłał Uriasza na śmierć? Opowiada mu apolog, po czym stwierdza: „Ty jesteś tym człowiekiem” (2 Sm 12,7)10. Podobnie w pierwszym „kerygmacie” Dziejów Apostolskich Piotr opowiada wydarzenie Jezusa. „Gdy [słuchacze] to usłyszeli, przejęli się do głębi serca” (Dz 2,37). W świetle historii Jezusa zrozumieli własną historię: Mesjasza ukrzyżowali nie tylko Jego sędziowie i oprawcy, ale również każdy grzeszny człowiek. Słuchacze są zatem uczestnikami tego opowiadania.

Tak właśnie jest ze zbawieniem. Jego opowiadanie musi skrzyżować się z naszym. Res nostra agitur. Historia, którą opowiada, musi być naszą historią. Inaczej nigdy nie poczujemy, że ona nas dotyczy. Historia zbawienia składa się bowiem nie tylko z inicjatyw, z którymi Bóg wychodzi do ludzi. Rozpatrywanie Bożego dzieła w oderwaniu od przyjęcia, jakie gotuje mu człowiek, byłoby kłamliwą abstrakcją. Opowiadanie o zbawieniu mówi nam bowiem o tym, co nasza ludzka rodzina, a w niej każdy z nas, uczyniła i nadal czyni w dialogu z Bogiem, trwającym przez całe dzieje ludzkości. Jest opowiadaniem o Przymierzu, czyli o perypetiach przygotowania i świętowania, o zerwaniach i niewiernościach, o skruchach i odnowach, jakie mogą wynikać z Przymierza. Jego strukturą jest podwójna dynamika wezwania i odpowiedzi. Historia zawsze bowiem zaczyna się od spotkania: najpierw było to spotkanie Pana z Abrahamem, a potem spotkanie Jezusa z uczniami. Ta historia jeszcze się nie skończyła: jesteśmy jej żyjącymi partnerami. Należą do niej również odpowiedzi, jakich udziela nasza wolność, a więc nasze ubogie opowiadania. Jest naszą historią.

Odnajdujemy tutaj powiązanie tego, co powszechne, z tym, co partykularne. W opowiadaniu biblijnym historia zbawienia jawi się jako to, co dotyczy całej ludzkości: zaczyna się wraz ze stworzeniem i toczy się aż do końca czasów. Zawiązuje się w publicznym wydarzeniu, jakim jest wydarzenie Jezusa z Nazaretu. Kierowana jest zarówno do narodu wybranego, jak i do narodów, których pojednanie doprowadza do końca. Ale w tę historię wchodzimy nie tylko pojedynczo, jak w historię zwyczajnie zbiorową, w której stanowilibyśmy masę. Ta historia powszechna jest także historią osobistą i wspólnotową każdego z nas. Wchodzimy w nią w Kościele i przeżywamy wciąż na nowo jej poszczególne etapy i perypetie. Zawiązuje się ona w naszym tu i teraz, na miarę wolności naszych osób i naszych grup. Jesteśmy rzeczywistymi jej postaciami. Opowiadanie o wszystkich staje się więc własnym opowiadaniem każdego. Aby prawdziwie zrozumieć zbawienie, trzeba nadać teologii ten konkretny i egzystencjalny charakter. Również ta książka jest zaproszeniem: gdyby czytelnik, zamykając ją po przeczytaniu, nie mógł powiedzieć: „W tym wszystkim chodzi o mnie”, książka nie osiągnęłaby swego celu.

Pamięć, opowiadanie i pamiątka

Opowiadanie istnieje tylko dlatego, że człowiek jest pamięcią. Właściwością człowieka jest moc przekraczania niepowstrzymanego biegu czasu, który rozprasza jego bycie na mnóstwo ulotnych chwil. Dzięki pamięci może on scalać swoją egzystencję w jedną całość i uświadamiać sobie własną tożsamość mimo upływu czasu, tak jak dzięki wolności może zaangażować swoją przyszłość [i pchnąć ją] w określonym kierunku, dokonując wyborów. Plany mieszkają jednak w jego pamięci − tak samo jak wspomnienia. Pamięć jest zdolnością jego jedności i tożsamości.

Pamięć skłania do świętowania rocznic: naszych urodzin (pamięć fundacyjna), a także najważniejszych wydarzeń w naszym życiu. Jest również zdolnością do zapomnienia; ze zdolności tej korzystamy podobnie jak z wolności. Wszyscy jesteśmy nieuchronnie „zaangażowani” wobec swojej przeszłości, niezależnie od tego, czy się na nią godzimy, czy ją odrzucamy, czy jest ona dla nas źródłem szczęścia, czy przyczyną cierpienia.

Wprawdzie pamięć jest przede wszystkim pamięcią danej osoby, nigdy jednak nie dotyczy nas pojedynczo: nasze wspomnienia są uplecione z naszych relacji z innymi, wpierw z rodzicami, a następnie ze wszystkimi napotkanymi ludźmi. A ponieważ człowiek jest bytem w najwyższym stopniu społecznym, istnieje także pamięć zbiorowa grup ludzi. Pamięć rodziny, pamięć środowiska społecznego, tradycji kulturowej, ludu czy narodu, pamięć religijna, pamięć stosunków międzynarodowych, pamięć ludzkości. Wszystkie te pamięci, które również owocują obchodzeniem rocznic, wciąż niosą w sobie konflikty z przeszłości. Pamięci zbiorowe stawiają więc bolesne pytanie o pojednanie między nimi. Katolicy i protestanci nie mogą jednakowo pamiętać wojen religijnych; Francuzi i Niemcy nie mogą jednakowo pamiętać drugiej wojny światowej. To pojednanie jest również sprawą zbawienia.

Opowiadanie jest więc wyrazem pamięci każdego w grze udzielania się między osobami i między grupami. Chrześcijańskie zbawienie stało się wydarzeniem naszej historii, wydarzeniem fundacyjnym, wpisanym w ciąg wydarzeń, toteż wykracza ono poza swoją doraźną przygodność, stając się pamięcią i dając miejsce opowiadaniu. Nie mamy tu do czynienia z jakimś czynnikiem drugorzędnym i zewnętrznym wobec rzeczywistości zbawienia. Wpisanie się zbawienia w pamięć i w opowiadanie należy do tej rzeczywistości w sposób konieczny: bez niego wydarzenie się rozmywa. Co oznaczałoby przyjście Jezusa między ludzi, gdyby nie pociągnęło za sobą żadnego opowiadania podtrzymującego wśród nas pamięć o tym wydarzeniu? Patrząc z tej perspektywy, można zrozumieć powszechność zbawienia dokonanego w Jezusie Chrystusie. Skoro bowiem powszechność ta zasadza się niewątpliwie na fakcie, że Jezus jest prawdziwym Bogiem, samo wyjaśnienie, choćby najistotniejsze, okazuje się niewystarczające: trzeba nam również zdać sprawę z faktu, że powszechność zbawienia daje się pogodzić z przejściowym człowieczeństwem Jezusa. A od czasu nauczania samego Jezusa „dobra nowina” Ewangelii opowiada się. Piotr opowiadał, przemawiając podczas Zesłania Ducha Świętego (Dz 2). Spontanicznie robili to ewangeliści, starając się, jak św. Łukasz, opowiedzieć „o wszystkim, co Jezus czynił i czego nauczał od początku” (Dz 1,1). Wydarzenie fundacyjne przerodziło się w pamięć fundacyjną i stało się opowiadaniem. Dotyczy to zarówno Starego, jak i Nowego Testamentu.

W ten czy w inny sposób, każde opowiadanie jest aktualizacją przeszłości. Wspomnienie, które przestaje być opowiadane, gubi się, popada w zapomnienie. Przez opowiadanie wspomnienie pozostaje żywe, nadal wpływa na nasze istnienie lub wręcz nadaje mu sens. Wspomnienie wydarzeń fundacyjnych narodów zapewnia im spójność: dlatego wydarzenia te są regularnie świętowane. Tak samo jest ze zbawieniem: było ono fundamentem ludu – ludu Izraela w Starym Testamencie, a potem ludu Kościoła w Nowym Testamencie. Te dwa ludy żyją przekazem swoich opowiadań, zapisanych w Piśmie Świętym. Przekazywanie opowiadania jest w najwyższym stopniu aktem tradycji.

Opowiadanie przekazuje się jednak nie tylko słowami, staje się ono również czynem, można by rzec: pantomimą. Taki jest sens pamiątki, pojęcia używanego najpierw na określenie corocznych obchodów żydowskiej Paschy, kiedy lud nie tylko przypominał sobie i przeżywał na nowo wyjście z Egiptu, lecz także z roku na rok aktualizował łaskę wybrania. Wyzwolenie z Egiptu było tematem opowiadania, które ojcowie przekazywali swoim dzieciom, aby im wytłumaczyć sens święta Paschy (Wj 12,26–27). Tego samego pojęcia używa Jezus w akcie ustanowienia Eucharystii. Jest ona w najwyższym stopniu „pamiątką” Jego życia, śmierci i zmartwychwstania, czyli celebracją, w której opowiadanie relacjonuje wydarzenie, prawdziwie je aktualizując i uobecniając. Podczas Eucharystii opowiadanie staje się sakramentem. Jak słusznie pisze J.B. Metz, „znak sakramentalny można scharakteryzować jako »działanie werbalne«, w którym jedność opowiadania jako skuteczne słowo mające praktyczny skutek zostaje wyrażona w tym samym wydarzeniu werbalnym”11. Wydarzenie sakramentalne ma strukturę dogłębnie narracyjną: jest skutecznym opowiadaniem o zbawieniu. Kościół jest zatem „wspólnotą narracyjną”12, żyjącą w przestrzeni i w czasie darem zbawienia przez pośrednictwo opowiadania w akcie. Wraz z Soborem Watykańskim II możemy mówić o dwóch stołach – o stole słowa Bożego, który daje szczególne miejsce opowiadaniu o zbawieniu, i o stole Ciała Chrystusa, na którym opowiadanie staje się obecnością i aktualnością13.

I wreszcie: forma literacka opowiadania, jednoznacznie relacyjna, najlepiej nadaje się do wyrażenia zbawienia, które jest w swej istocie wprowadzeniem w relację i w udzielenie. Stwierdzenie to nie zamierza niczego ujmować zasadności doktryny wprost konceptualnej. Przeciwnie, zakłada współzależność i komplementarność opowiadania i struktury doktrynalnej. Sam projekt niniejszej książki polega na wyartykułowaniu obydwu i wykazaniu ich wzajemnego przenikania.

Pamięć i antycypacja

Do naszej pamięci należy również przyszłość – przez to, jak ją sobie wyobrażamy, przez plany, jakie w związku z nią snujemy, przez skierowaną ku niej nadzieję. Umiemy opowiedzieć o swoich zamiarach i pragnieniach. O ile bowiem opowiadanie człowieka o przeszłości zawsze musi zatrzymać się na chwili obecnej, o tyle chętnie zapuszcza się ono w przyszłość, z którą wiąże nadzieje ostatecznego spełnienia. Opowiadanie więc nigdy nie jest zakończone. Tak samo jest z opowiadaniem o zbawieniu: relacjonuje nam ono to, co się wydarzyło, co Bóg dla nas spełnił w historii, oraz sprzeczne odpowiedzi, udzielane Mu przez ludzi. Z kolei i nas wprowadza w swój wątek, pozwalając nam wejść w dobrowolną komunię z rzeczywistością, którą zapowiada (Słowo i Eucharystia). Zapowiada nam również ostateczne spełnienie, dzisiaj jeszcze w zawieszeniu, wyrażone w nadziei na powtórne przyjście Chrystusa, powszechne zmartwychwstanie i pełne objawienie królestwa Bożego. Paradoksalnie, sprawując Eucharystię, upamiętniamy również przyszłość. „Śmierć Pana głosicie, aż przyjdzie” (1 Kor 11,26). Wiemy, jakie znaczenie przywiązywał Jürgen Moltmann do tej perspektywy przyszłości w swojej Théologie de l’espérance14. Książka ta jest odczytaniem tajemnicy zbawienia w perspektywie obietnicy i przyszłości. Obietnicą jest wydarzenie z naszej przeszłości, obietnica jest historią i stanowi przedmiot nieustannie aktualizowanego opowiadania, ale kieruje nas ku przyszłości tego, co zapowiada. Dla Moltmanna istnieje więc „przyszłość Pisma Świętego”, która podaje klucz hermeneutyczny do biblijnych świadectw historycznych15.

Perspektywa opowiadania wprowadza zatem trzy instancje czasu: przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Z tego tytułu opowiadanie pozwala nam wyjść poza ramy zwykłej „doktryny”, której prawdę usłyszelibyśmy zwyczajnie z zewnątrz. Opowiadanie jest „praktyczne”16: kwestionuje nas, „pyta” i zaprasza, by w nie wejść, stać się jego partnerem. Kiedy redaktor Listu do Hebrajczyków długo opowiada o świadkach i dokonaniach wiary w Starym Testamencie (rozdział 11), nie tylko doprowadza opowiadanie do punktu kulminacyjnego w osobie Jezusa, „który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala” (Hbr 12,2), ale też zaprasza swoich słuchaczy lub czytelników, by i oni weszli w tę samą dynamikę i „biegli wytrwale w wyznaczonych [im] zawodach” (Hbr 12,1). Opowiadanie nakłania nas nie tylko do podporządkowania się nauczaniu. Ono żąda od nas, byśmy stawali w prawdzie, i zabiega o naszą wolność, wpierw jednak ją wyzwala. W teologii zbawienia perspektywa wolności wydaje się dzisiaj centralna, z pewnością dlatego, że jest też kwestią centralną w życiu naszych społeczeństw17. W niniejszym eseju postaram się więc obrać ją za uprzywilejowany punkt odniesienia.

Opowiadanie dramatyczne

Opowiadanie o zbawieniu jest dramatyczne: nie ma w sobie nic z bajki. Nie jest to opowiadanie o raju na ziemi, gdyż szczęśliwe narody nie mają historii. Naród całkowicie szczęśliwy wyszedłby z historii: wiemy, że w naszym świecie taka hipoteza kryje w sobie sprzeczność. Dramat bierze się z wolności człowieka. Ricœur zasadnie wykazał, że opowiadanie o zbawieniu wypływa ze spotkania nieuchronnego Bożego zamysłu z ludzką krnąbrnością. „Nie są to pobożne historie: są to historie podstępu, zabójstwa, historie, w których prawo pierworództwa zostaje zdeptane, a wybranie bohatera dokonuje się przez krętactwa takiego ambitnego młodzieńca jak Dawid”18. Już Orygenes zachwycał się, że tyle wątpliwych czy niemoralnych historii biblijnych może posłużyć do ujawnienia w pełni duchowego zamysłu Boga. Zdarza się też jednak, że sami narratorzy w swoje opowiadanie wplatają własną egzystencję: tak było w przypadku Jeremiasza; tak było przede wszystkim w przypadku Jezusa; tak było też ze Szczepanem, przemawiającym do tych, którzy zaraz go zabiją. „Nie usłyszy więc odpowiedzi. Ale przez to zyska ona na radykalności: całkowite pojednanie objawi się w opowiadaniu Pawła, będącym odpowiedzią na opowiadanie Szczepana”19.

Przymierze zakłada bowiem wzajemność. Z definicji miłość się nie narzuca, lecz proponuje. Może też więc odmówić. Opowiadanie o zbawieniu uczy nas, że odpowiedź człowieka zaczęła się odmową, że ta odmowa wyrażała się w ciągu historii ogromem przemocy, niesprawiedliwości i kłamstw, niepohamowanym naporem egoizmu i pychy, które przejawiały się w całym łańcuchu zerwań i podziałów, krótko mówiąc – w tym, co chrześcijańskie objawienie nazwało grzechem. Jest tutaj obecny cały ciężar zła w ludzkości, wraz ze swoją tajemnicą mętności i właściwym sobie mrokiem. Wyzwolenie z grzechu nie następuje w jednej chwili, zbawienie nie jest dziełem magicznym. Jeśli grzech jest historią, mającą właściwą sobie logikę, co wyraźnie pokazuje historia grzechu Dawida, nawrócenie człowieka także jest historią, historią wspólną, przenikającą historię ludzkości, ale także jednostkową historią każdego. Grzech i nawrócenie – oto dramatyczna alternatywa. Wytycza ona całą historię Izraela; napotykamy ją w Ewangeliach, gdzie tłum przyjmuje Jezusa, ale też wydaje Go na śmierć; to samo powtarza się w życiu każdego z nas. W dialogu Boga z ludźmi, czyli perypetiach Przymierza, splata się ze sobą mnóstwo bolesnych często opowiadań, a ich następowanie po sobie tworzy opowiadanie o zbawieniu.

Przesłanka ta nie mówi jeszcze wszystkiego. Jeśli grzech jest grzechem, jeśli zło ludzkiej przemocy jest złem, to złem jest także cierpienie. Opowiadanie o zbawieniu nieuchronnie napotyka na groźny problem zła uderzającego w niewinnych. Od czasu gwałtownego pytania, zadanego przez Księgę Hioba, niezawinione cierpienie jest doświadczane jako zgorszenie. Dzisiaj, po okropnościach doznanych przez nasze stulecie20, kiedy mamy świadomość niebywałego brzemienia cierpień ludzi zapomnianych i uciśnionych przez historię, pokonanych i ofiar, teologia nie może dłużej pomijać tego, co J.B. Metz nazwał „historią cierpienia”. Rozumiemy więc, że autor ten wysuwa następujący postulat: „Kościół musi się określić i wykazać, że daje świadectwo i publicznie przekazuje niebezpieczne wspomnienie o wolności”21. Owo wspomnienie to nic innego jak pamięć o męce, śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa, obecna na każdej Eucharystii. Pamięć ta jest „niebezpiecznym i wyzwalającym wspomnieniem”22. Dzięki pamięci o Chrystusie „historia zbawienia […] to historia świata, w której jest miejsce na sens nadany zniszczonym i stłumionym nadziejom i cierpieniom”23.

Opowiadanie i miłosna historia

Wszyscy lubimy miłosne historie. Miłość nie potrzebuje dowodu czy uzasadnienia: jej prawda jest samowystarczalna. Opowiadanie o zbawieniu jest najpiękniejszą i najdłuższą historią miłosną. Nie chodzi tu jednak o miłość tanią i sentymentalną. Jeśli to opowiadanie jest dramatyczne, to również dlatego, że jest opowiadaniem o miłości; miłości Boga – namiętnej, zazdrosnej, mocniejszej niż śmierć; miłości człowieka – kruchej, niestałej i podatnej na wszelkiego rodzaju niewierności. Dramat zbawienia skłania do tego, by nie utożsamiać zbyt pochopnie miłości ze szczęściem. Oczywiście miłość prowadzi do jedynego szczęścia, jakie istnieje. Czyż jednak największym źródłem cierpienia nie są dla nas przeciwności w miłości? Trudno jest nauczyć się kochać – i trudno kochać. Miłość nie należy do porządku pocałunku, przelotnego uścisku, który nie niesie w sobie wymagań prawdziwego pojednania. Dlatego do wyrażenia dwóch dynamik pośrednictwa Chrystusa użyłem podwójnej formuły: według pośrednictwa zstępującego, w Jezusie Bóg kocha ludzi do szaleństwa; według pośrednictwa wstępującego, w Jezusie człowiek kocha Boga do szaleństwa. Księga ta opowiada więc historię miłosną piękniejszą od wszystkich historii o ludzkiej miłości, od których skądinąd umie zapożyczyć język. Bóg jest Oblubieńcem swojego ludu; Jezus jest synem Króla, który świętuje swoje zaślubiny z ludzkością; Kościół jest zarówno oblubienicą, jak i ciałem Chrystusa. Język ten jest prawdziwy i mocny, ale przechodzi przez śmierć.

II. STRUKTURA OPOWIADANIA

Opowiadanie a racja teologiczna

Opcja na rzecz opowiadania bynajmniej nie oznacza pominięcia konieczności odwołania się do pojęć i konieczności nadania wyraźnej struktury nauce o zbawieniu. Przeciwstawianie narracji i racji teologicznej byłoby jednocześnie naiwnością i błędem24. Cała Biblia przemawia przeciwko temu i świadczy na rzecz ich komplementarności i współprzenikania. Opowiadanie w Biblii spontanicznie skłania do wysuwania różnych interpretacji, do stosowania różnych kategorii i pojęć oraz do nadawania wszystkiemu ściśle doktrynalnej struktury. Jednocześnie jednak powstający korpus doktrynalny nigdy nie może wyzwolić się od opowiadania. Świadczą o tym zarówno historyczne [formuły] wyznania wiary w Starym Testamencie, jak i różne formuły chrześcijańskiego credo. Zarówno jedne, jak i drugie są uważane za formuły wiary; „w obu przypadkach wiara i opowiadanie spotykają się i całość wiary pokrywa się z całością opowiadania”25. Opowiadanie odwołuje się bowiem do wiary, zaś wiara odpowiada na opowiadanie w taki sposób, że pytanie i odpowiedź łączą się w jednym tekście.

Ta pierwotna zależność między opowiadaniem, jakim jest wyznanie, a wiarą powraca oczywiście jako zależność między pełnym zbiorem opowiadań biblijnych a doktryną wiary. Przyjęta tutaj opcja ma właśnie na celu jak najwyraźniej wyartykułować oba te aspekty i nadać teologii opowiadania systematyczną wartość. Oto zadanie, z pewnością trudne do zrealizowania.

P. Beauchamp wykazał, że w Biblii opowiadanie jest powiązane z Prawem26. Wymiary narracyjny i normatywny bynajmniej się nie wykluczają, ale przyzywają się wzajemnie i uzupełniają. Celem narracji jest uzyskanie efektu; chętnie zamyka się ona na poleceniu, któremu sens nadało opowiadanie. Najlepszym przykładem tego punktu widzenia jest opowiadanie o ustanowieniu żydowskiej Paschy (Wj 12). Prawo ze swej strony zawsze jest następstwem różnych konieczności wykrystalizowanych przez historię. Ponieważ ludzie nadużyli swojej wolności, prawo im mówi, w jaki sposób należy jej używać. Powiązanie zatem opowiadania z Prawem stanowi i tworzy strukturę Przymierza. Zawarcie Przymierza jest aktem historycznym, wpisującym się w opowiadanie; ale zawarcie Przymierza to również podjęcie zobowiązania, które obliguje i stanowi Prawo. Człowiek angażuje się wobec Boga tak samo, jak Bóg zaangażował się względem niego.

Przeniesienie tego strukturalnego powiązania na związek między opowiadaniem a „dogmatem” jest uprawnione, o ile to pojęcie wyraża „obowiązkowość” treści wiary. Zbawienie jest podstawowym dogmatem wiary chrześcijańskiej, nawet jeśli nie utworzyło formalnej „definicji”. Jego stwierdzenie znajduje się w środku chrześcijańskiego credo, które samo stanowi jakby opowiadanie o tym, co jedyny Bóg, który jest Ojcem Wszechmogącym i Stworzycielem, uczynił dla dobra ludzi („dla nas i dla naszego zbawienia”), posyłając swojego jedynego Syna, by żył wśród nas, umarł i zmartwychwstał, a potem wylewając na Kościół swojego Ducha. Opowiadaniem tym rządzi zaangażowanie, wyrażone w słowach: „Wierzę w…”, czyniące z niego strukturę Przymierza. Wyznanie wiary stanowi matrycę wszystkich późniejszych formuł dogmatycznych: jest zbudowane na wyliczeniu Osób Trójcy; wyraża tożsamość Chrystusa; zarysowuje tajemnicę Ducha w Kościele. Opowiadanie i sens, wezwanie do wiary i odpowiedź wiary, opowiadanie i „dogmat” są w nim nierozerwalnie związane.

Od opowiadania do pojęć

Wyznanie wiary jest skrajnie zwięzłym streszczeniem wielu różnych opowiadań. Każde z nich wytwarza „efekt znaczeniowy”. Powtarzanie się tych samych efektów znaczeniowych wytycza punkt ciężkości, który daje do myślenia i prowadzi do zrozumienia, ono zaś z kolei domaga się ujęcia w formułę. W ten sposób opowiadania prowadzą do pojęć. Pojęcie jawi się wówczas jako suma różnych efektów znaczeniowych rozmaitych opowiadań. W miarę opowiadania różnych historii Przymierza – z Noem, z Abrahamem, z Mojżeszem, historii o odnawianiu Przymierza i zapowiedzi Nowego Przymierza – Biblia nieuchronnie zaprasza wierzącego czytelnika do refleksji nad terminem „przymierze” i do utworzenia z niego pojęcia.

Doniosłość tego koniecznego przejścia należy właściwie zrozumieć. Pojęcie bowiem nie jest „postępem” względem opowiadania, które miałoby okazać się niepotrzebne; nie jest również jego odpowiednikiem ani go nie zastępuje. Ono wskazuje na sens opowiadania. Jest jego verbum abbreviatum, by posłużyć się − w sposób analogiczny − określeniem Orygenesa. Pojęcie stale pozostaje więc zależne od opowiadania, którego sens streszcza; właściwe zrozumienie tego, co stara się ono wyrazić, pozostaje podporządkowane znajomości opowiadania. W ten sposób w tradycji pojęcia funkcjonowały jako „to znaczy”, interpretując opowiadania. Kiedy teologia – niesłusznie – na nich budowała przesłanki rozumowania i je „zabsolutyzowała”, czyli pozbawiła je więzi z opowiadaniem, nawet w przypadku najbardziej oficjalnych i mających największy autorytet pojęć dogmatycznych, narzuciła im obcy dla nich ciężar, narażając je na wypaczenie ich sensu. Jak widzieliśmy, po części tak się stało w przypadku pojęć, których w czasach nowożytnych używano na wyrażenie odkupienia.

Miejsce, jakie w niniejszej książce przyznano interpretacji opowiadań, nie powinno skłaniać do zbyt pochopnych wniosków, jakoby chodziło tu jedynie o „duchową lekturę” mającą na celu zbudowanie. Moje przedsięwzięcie ma charakter autentycznie teologiczny. W zamierzeniu ma ono być systematyczne i ma wydobyć pewną strukturę doktrynalną. Ta bardziej konkretna teologia nie wyklucza jednak tego, co sama nazywa afektywnym wymiarem zapowiedzi zbawienia. Orędzia miłości Boga, który przebóstwia człowieka, nie można ograniczać do jego wymiaru intelektualnego, wówczas bowiem ono uschnie. „Wypowiadać Jezusa Chrystusa nie oznacza przede wszystkim ogłosić dogmaty, lecz opowiadać historię, doświadczenie, historię Miłości, która nas zraniła”27. Autentyczna teologia musi być jednocześnie teologią duchową: nade wszystko pragnie być właśnie taka. Chce przemawiać do całego człowieka, do umysłu i serca, i chce mu pokazać nie tylko sens, lecz także przemieniające piękno tego, co nam głosi Ewangelia. Jeśli to możliwe, chciałaby poruszyć tak, jak sam Chrystus poruszył napotkanych ludzi.

Innym celem podjętej tutaj operacji teologicznej jest biblijna i ewangeliczna weryfikacja sposobu, w jaki w tradycji chrześcijańskiej funkcjonują pojęcia, których analizę przedstawiam w pierwszym tomie − w tej kolejności, w jakiej pojawiały się one w historii. Weryfikacja ta umożliwi lepsze zgłębienie znaczenia Chrystusowego pośrednictwa, z jego dwojakim kierunkiem: wstępującym i zstępującym. Przyczyni się do ponownego ożywienia skostniałych pojęć. Spowoduje też jednak przesunięcia i zbuduje na nowo dawne pojęcia według nowej hierarchii, wydobywając nowe efekty znaczeniowe, a jednocześnie wyłoni pojęcia nowe, a najmniej fortunne z dawnych pojęć spróbuje przełożyć na inne. Nie będziemy tu kwestionować tradycyjnego ich zasobu, ale otworzymy go na nową perspektywę. Spróbujemy też nadać konkretne znaczenie podstawowej tezie: zbawieniem człowieka jest Bóg i tylko Bóg28.

Struktura doktrynalna wpisana w splot opowiadań

Podstawową strukturę chrześcijańskiego zbawienia stanowi Przymierze między Bogiem a ludzkością, zawarte poprzez życie, śmierć i zmartwychwstanie jedynego Pośrednika, Jezusa Chrystusa. Przymierze to wypełniło się podczas długiej historii, zostało przygotowane w ludzie wybranym, wypełnione w Jezusie Chrystusie i wprowadzone w Kościele. Jest to historia dwóch partnerów, którzy nawiązują relację i „spotykają się” zgodnie ze wspomnianymi wyżej dziejami. Jest jednocześnie historią zbawienia i objawienia; objawienie w istocie odnosi się do zbawienia i razem z nim się rozwija. Stopniowe objawienie, jakie Bóg przekazuje człowiekowi o sobie i o swoim zamyśle względem niego, jest aktem udzielenia; już teraz jest więc aktem zbawienia. I odwrotnie, zbawienie w swej istocie polega na udzieleniu poznania i miłości, czyli na objawieniu29. Opowiadanie nigdy tych dwóch nie rozdziela.

Powiązania tej struktury są obecne w opowiadaniu jednoczącym, jakim jest credo. Z jednej strony stoi Bóg, który objawia się jako Ojciec, Syn i Duch, prowadząc coraz dalej swoje zbawcze dzieło. Sformułowanie dogmatu trynitarnego jest w pewnym sensie opowiedzeniem w ludzkim języku o tajemnicy, która tak bardzo przewyższa wszelką historię, że potrafi stać się historią bez zapierania się siebie, przez posłanie Syna i posłanie Ducha. Struktura trynitarna w swojej zróżnicowanej jedności musi zatem kierować strukturą zbawienia. Trynitarność Boga jest źródłem wszystkich etapów i momentów dynamiki zstępującej, która osiągnie punkt kulminacyjny w pośrednictwie Jezusa.

Z drugiej strony są ludzie − stworzeni, by oglądać Boga, trwający w pragnieniu i w potrzebie daru od Boga. Ludzie, którzy stali się grzesznikami, a więc będący w stanie zerwania więzi z Bogiem i tym samym gotujący sobie nieszczęście. Ich zbawienie będzie musiało przejść przez nawrócenie, dzieło długofalowe, złożone z przeplatających się ze sobą powrotów do Boga i kolejnych upadków w grzech. Te zmienne koleje oraz przejawy „krnąbrności” łączą się i splatają z opowiadaniem trynitarnym. Dawne Przymierze jest zatem utkane z długiego ciągu opowiadań, w których zarysowuje się rzeczywistość zbawienia: jest ona prorokowana, zaczyna się urzeczywistniać i w wielu różnych aspektach okazuje się już wypowiedziana. Zmierza ku pojednaniu i pełnej komunii między Bogiem a Jego bliskimi. Tak samo jest w chwili, gdy wypełnia się Nowe Przymierze w Jezusie Chrystusie, a zbawienie od Boga zostaje dane nieodwracalnie: nowe opowiadania, opowiadania ewangeliczne i ich interpretacje w Listach apostolskich, mówią, w jaki sposób nastąpiło spotkanie Zbawiciela z grzesznikami, którzy dopiero mieli się nawrócić. Opowiadanie to osiąga skrajne napięcie w narracjach o męce. Nie zatrzymuje się jednak na chwalebnym zmartwychwstaniu Jezusa. Ma swoją kontynuację, wraz z darem Ducha, w opowiadaniach z Dziejów Apostolskich, które nie tylko przedstawiają historię pierwszych wspólnot chrześcijańskich, ale również w symbolicznej narracji okazują to, co dokonuje się w całej historii Kościoła: zbawienie dane raz na zawsze wymaga, by je owocnie przyjmować, z pokolenia na pokolenie, w odpowiedzi, jakiej udziela ludzka wolność. Zbawienie doznaje też – choć w innym rejestrze – rzeczywistości odrzucenia i nowych upadków. Po tej stronie, po stronie ludzi, gdzie zostało wiele miejsca na ich postępowanie, napotykamy wszystkie poszukiwania wstępujące, w których ludzie próbują spotkać Boga. Dynamika ta dociera skutecznie do Tego, do którego jest skierowana, przez wstępujące pośrednictwo Jezusa.

Trzy główne etapy zbawienia

Oto trzy najważniejsze etapy tworzące strukturę opowiadania o zbawieniu: najpierw jest czas przysposobienia i proroctwa, w porządku pierwszego Przymierza. W tym czasie pośrednictwo się nie spełnia, ale już jest opowiadane, zarówno od strony Boga, jak i od strony ludzi. Drugi etap to czas spełnienia, czyli opowiadanie o wydarzeniu Jezusa: przez Niego zbawienie zostało udzielone definitywnie, co oznacza, że między Bogiem a ludźmi coś się radykalnie zmieniło. Trzeci etap to czas Kościoła, sakramentu zbawienia, w którym zbawienie jest przeżywane przez ludzi pozostających w stanie dokonującego się nawrócenia. Ten czas ma własne opowiadanie. Owe trzy etapy kształtują się w odniesieniu do ekonomii trynitarnej: pierwszy to czas przede wszystkim inicjatywy Ojca, drugi – czas posłania Syna, trzeci – czas daru Ducha. Nie znaczy to, iżby wszystkie trzy Osoby Boskie nie ingerowały – w sposób zróżnicowany – na każdym z trzech etapów: Syn i Duch działają już przy stworzeniu i w Starym Testamencie. Ojciec i Duch nieustannie towarzyszą misji Syna, od Jego poczęcia do zmartwychwstania. Ojciec i Syn pozostają obecni w Kościele przez dar Ich wspólnego Ducha.

Między tymi trzema etapami istnieje złożona relacja. Pojawiają się one jeden po drugim i jest rzeczą normalną śledzić je w tej kolejności. Jednocześnie jednak tworzą one całość równie niepodzielną jak jedność Trójcy. Następujące po sobie kolejne opowiadania stanowią jedno opowiadanie; należą one do jednej pamięci. Co więcej, istnieje między nimi subtelna i bogata w powiązania gra, która sprawia, że wymagają one, byśmy czytali je i słuchali ich niejako nakładając jedne na drugie: na dwa obrazy ofiar – Izaaka i Chrystusa na krzyżu – mogę patrzeć jak na jeden obraz: dzięki różnicom, jakie między nimi zachodzą, dostrzegam też podobieństwa, a one przekonują mnie, że o Bogu i o upragnionej przez Niego ofierze [te dwa obrazy] mówią to samo. Pójdźmy jeszcze dalej: całość zbawienia w pewien sposób rozbrzmiewa w każdym wydarzeniu, zgodnie z takim czy innym współbrzmieniem. Tak więc nie tylko zbawienie jest opowiadaniem opowiadań, ale opowiadanie totalne jest obecne w każdym opowiadaniu szczegółowym. „Segmenty narracji mówią to samo, co całość”30. Sprawdza się to szczególnie w Ewangeliach, gdzie całość Ewangelii zawiera się w każdej perykopie, skonstruowanej jak Ewangelia, by powodować wiarę. Owo „współprzenikanie się” opowiadań będzie leżało u podstaw proponowanych lektur.

„Opowiadanie totalne”: koniec i początek

Każde opowiadanie ma początek, środek i koniec. W swojej pierwotnej przygodności nasze opowiadania o zbawieniu przyjmują dynamikę, która osadza je w ich partykularności. Opowiadania te nacechowane są też troską o wymiar powszechny i wymiar absolutny. Stawiają sobie pytanie o „przed” i „po” ich narracji. Wychodząc od konkretnej sytuacji ludzi w historii, próbują zarówno sięgnąć do samego początku, jak i dotrzeć do samego końca linii czasu. Toteż opowiadanie o zbawieniu nie może zacząć się dopiero od powołania Abrahama czy od przejścia przez Morze Czerwone w czasach Mojżesza, ani też zatrzymać się ostatecznie na Kościele będącym w drodze. Ta bardzo szczególna historia jednego ludu jest bowiem historią wszystkich ludzi i musi zostać opowiedziana wszystkim ludziom. Aby tak było, musi ona mieć źródło w początku absolutnym, który nie ma żadnego „wcześniej”, i musi odsyłać do absolutnego początku człowieka. Musi też wypełnić się w końcu końców, który nie ma żadnego „potem”. Musi zatem pokryć naszą historię od jej Alfy do jej Omegi i utworzyć „opowiadanie totalne” (P. Beauchamp). Gdyby bowiem zapowiedziane i dane zbawienie nie prowadziło rodziny ludzkiej do jej końcowego, ostatecznego i nieodwracalnego przeznaczenia, zbawienie to wciąż byłoby w zawieszeniu, byłoby tymczasowe, kruche i zniszczalne, narażone na ryzyko, że ostatnim słowem będzie niezbawienie.

Dlatego opowiadanie o zbawieniu musi objąć te dwa punkty skrajne, które nie są wobec niego zewnętrzne, gdyż to Alfa osadza owo opowiadanie w całym jego biegu, Omega zaś już w nim zamieszkuje jako przyczyna celowa. Nie bez głębokiej racji wydarzenie Jezusa zostaje nam przedstawione w Nowym Testamencie jako obejmujące całość historii, od Alfy stworzenia do Omegi powrotu (paruzji) Chrystusa. Ta perspektywa otwiera nas na ideę opowiadania historycznego o tym, co przekracza historię. Jako wydarzenie nadprzyrodzone, zbawienie jest ponadhistoryczne. I jak wydarzenie paschalne Jezusa jest obecne w całej historii, tak samo stworzenie to nie tylko Alfa, opowiadane w czasie przeszłym: jest to pierwsza inicjatywa zbawienia wychodząca od Boga, która pozostaje stale obecna. Eschatologia jest nie tylko przyszłością: jest także „tu i teraz”. Od zmartwychwstania Jezusa żyjemy w czasach ostatecznych, nie w sensie chronologicznym, ale w sensie jakościowym, nie w końcu czasów, ale w czasie końca, gdyż to, co ostateczne, już nastąpiło. Opowiadanie staje się więc uniwersalne.

Jak jednak opowiedzieć to, o czym nie mamy żadnych informacji, czyli to, co poprzedza przyjście człowieka na świat i co temu przyjściu towarzyszy, oraz to, co będzie stanowić jego zwycięstwo nad śmiercią? Czyż nie dochodzimy tu do granicy tego, co da się opowiedzieć? I tak, i nie. To bowiem, co wymyka się wszelkiej formie historii historycznej i poznania refleksyjnego, daje się tylko opowiedzieć, i to symbolicznie. Opowiadanie wykorzystuje wówczas – służebnie wobec autentycznej historii – wszystkie zasoby fikcji, jakie jest w stanie znaleźć. Tylko opowiadanie fikcyjne może wyrazić prostym językiem naszego świata coś, co w sposób absolutny ten świat ustanawia i transcenduje. Aby jednak takie opowiadanie nie osunęło się w świat wyobraźni, narrator, tak jak sam sprawca zbawienia, musi się w nie zaangażować w sposób absolutny. Tylko ten, kto kwestionuje własny koniec, ma prawo mówić o końcu świata. Uczynił to Chrystus. To właśnie wyraża mowa Szczepana przed ukamienowaniem (Dz 7). „Początek i koniec, te dwa krańce są niezbędne w opowiadaniu, aby mogło ono zaproponować całej ludzkości pojednanie, wyczekiwane w tymże opowiadaniu”31.

Porządek wykładu

Problematyka ta kieruje ciągiem pięciu rozdziałów, które składają się na korpus niniejszej propozycji soteriologicznej. Jej dynamika otwarcie się wzoruje na dynamice wcześniejszej propozycji chrystologicznej i na wybranych wówczas opcjach.

Powiązanie między chrystologią oddolną i odgórną sprawia, że w wykładach biblijnych napotykamy napięcie między porządkiem odkrycia i porządkiem ekspozycji. Porządek odkrycia wychodził od doświadczenia człowieka Jezusa: stopniowo rozpoznawał w Nim Syna, objawionego w chwale przez swoje zmartwychwstanie. Stąd cofał się aż do Jego pochodzenia i widział, że Jezus został posłany przez Ojca. Następnie zmierzał aż do końca czasów. Właściwy tej dynamice punkt widzenia jest punktem widzenia człowieka, który stara się zrozumieć swoje hic et nunc, obierając je za punkt wyjścia. Natomiast porządek ekspozycji przywraca perspektywę Bożej inicjatywy. Toteż chrystologia odgórna, druga w porządku odkrycia, stawała się pierwsza w porządku wykładu.

To samo napięcie napotykamy tutaj. Zbawienie w największym stopniu dotyczyło hagiografów Starego Testamentu, właśnie z racji nieszczęść i grzechów ludu. Również w Biblii doświadczenie zbawienia jest pierwsze, o czym świadczy brak stworzenia w opowiadaniach kanonicznych o Przymierzu32 i w historycznych wyznaniach wiary. Opowiadanie o zbawieniu dopiero stopniowo otrzymuje szerszą perspektywę, sięgającą stworzenia i dochodzącą aż do końca czasów. Tu również mamy do czynienia z odwróceniem porządku odkrycia i porządku objawienia – ich miejsce zajmuje porządek wykładu, który podejmuje wszystko, zaczynając od początku. Taka jest całościowa organizacja Biblii, która rozpoczyna się opowiadaniem o stworzeniu i kończy Apokalipsą. Trudno całkowicie uniknąć logiki, która podąża za „obiektywną” dynamiką historii zbawienia. Historia teologii pokazała jednak, że takie podejście nie jest wolne od niebezpieczeństw. Scholastyczny zwyczaj „chronologicznego” rozważania dzieła sześciu dni i łączenia zbawienia z opowiadaniem o upadku nadał upadkowi przesadne rozmiary. Niebezpieczeństwo polega na przesuwaniu środka ciężkości historii zbawienia z osoby Chrystusa na początki. Wydaje się, że pedagogia opowiadania o zbawieniu byłaby lepiej respektowana, gdyby zachować dynamikę objawienia – taką, która byłaby ukierunkowana na przyjęcie tego objawienia w wierze.

W pierwszych trzech rozdziałach przyjrzymy się zatem trzem etapom opowiadania o zbawieniu, które działa w naszej historii. Każdy z tych etapów będzie jednak interpretowany w świetle jedynego słońca, które może oświecić całą tę drogę i nadać jej sens – w świetle Chrystusa. Ostatni rozdział będzie natomiast rozszerzeniem ku Alfie i Omedze: wpierw cofniemy się do stworzenia, rozumianego jako fundament historii zbawienia, a następnie podążymy do eschatologii, gdzie wszystko zostanie zjednoczone w Chrystusie.

Nośnikiem wykładu będzie zatem opowiadanie o zbawieniu; przy czym nie będziemy go tu przytaczać – byłoby to niepotrzebnym przegadaniem – ale je interpretować i za pomocą analizy i komentarza wydobywać zeń „efekty znaczeniowe”. Sekretną sieć powiązań między różnymi opowiadaniami ukażemy możliwie najwyraźniej. Można by tu mówić o różnicy między ślepą mapą (opowiadaniem od razu zrozumiałym dla kogoś, kto pozostaje z nim w symbiozie kulturowej) a mapą opatrzoną legendą (opowiadaniem pedagogicznie przeanalizowanym i „rozkodowanym”). Punktem ogniskującym dyskursu zawsze będzie skrzyżowanie linii opowiadania z linią siatek interpretacyjnych, które wydobywają jego strukturę i sens.

Oczywiście nie zaczynamy od zera: przyjmujemy tutaj drogę chrystologiczną, która została wyłożona już gdzie indziej i która doprowadziła do pełnego wyznania tożsamości Chrystusa.

Rozdział 16

OPOWIADANIA O PRZYSPOSOBIENIU I O PROROCTWACH (ZBAWIENIE W STARYM TESTAMENCIE)

Stary Testament stanowi jedność w objawieniu zbawienia, jakie Bóg przynosi swojemu ludowi. Objawienie to zostaje nam potwierdzone w wielu opowiadaniach, tworzących jedną całość: Biblia to opowiadanie opowiadań. Nie jest to opowiadanie jakiejś jednej całej księgi, która przekazywałaby tylko jedną historię, rozwijającą się w kolejnych rozdziałach. Całość ta składa się z wielu różnorodnych ksiąg i oryginalnych opowiadań, a każde z nich ma właściwą sobie jedność i właściwy sobie sens. Między tymi różnymi opowiadaniami zachodzi ciągłość, wynikająca z samej historii, z różnorodności gatunków literackich i z odmiennej sytuacji każdego z autorów. A jednak wolno nam twierdzić, że te fragmentaryczne opowiadania na swój sposób tworzą jedno opowiadanie, nie w tym znaczeniu, jakoby można je było scalić, ale ze względu na fakt, że wszystkie mają ten sam cel i wszystkie przekazują to samo przesłanie: zbawienie.

Teraz należy się przyjrzeć samej tkance tych opowiadań. W poprzednim tomie niniejszej publikacji przedstawione zostało wprost biblijne dossier głównych kategorii zbawienia, o ile były one ugruntowane w Nowym Testamencie. To już przyjęliśmy i nie będziemy się tym więcej zajmować.

Ponieważ naszą ziemią wybraną jest opowiadanie, powinniśmy wiedzieć, czy i w jaki sposób Stary Testament ma strukturę opowiadania opowiadań. Beauchamp wysuwa sugestywną propozycję: wyróżnia „trójdzielny podział całości opowiadania Starego Testamentu”33. Mamy więc opowiadanie jahwistyczne o wybraniu, opowiadanie kapłańskie o prawie i grzechu, wreszcie opowiadanie prorockie o wyznaniu i przebaczeniu. Ten sam autor zauważa, że odpowiadają one trzem etapom genealogii Jezusa w Ewangelii Mateuszowej: „Od Abrahama do Dawida, od Dawida do wygnania babilońskiego, od wygnania babilońskiego do Jezusa zwanego Chrystusem. Bez tego schematu i jego układu nie sposób prawidłowo usytuować opowiadania totalnego Starego Testamentu w odniesieniu do Chrystusa”34. Tego odniesienia wspomnianych trzech opowiadań do chronologii dziejów Izraela nie należy przyjmować dosłownie, jest bowiem oczywiste, że jeśli opowiadanie o wybraniu ciągnie się aż do Dawida, to opowiadanie o prawie i grzechu zaczyna się na długo przed nastaniem królestwa. A więc te trzy segmenty „zachodzą” jeden na drugi. Ważne, by zapamiętać ich jakościową komplementarność: natychmiastowe przejście od pierwszego segmentu do Nowego Testamentu sprawiłoby, że zapomnielibyśmy o dramacie ludzkiej krnąbrności; zachowanie tylko dwóch pierwszych segmentów kazałoby się zatrzymać na wrażeniu całkowitej klęski Izraela; „trzeci segment stawia bowiem na właściwym miejscu przypomnienie o tym, co uczynił Bóg w Izraelu, o tym, co już podlegało Nowemu Przymierzu, jeszcze zanim ono zaistniało”35.

Ta struktura nie ma bezpośredniego wpływu na układ niniejszego rozdziału, który zresztą nie wyczerpie tematu. Pośrednio jednak jest dla niego inspiracją, gdyż przypomina o tym, że nie wolno dokonywać takich wyborów, które byłyby tak dalece cząstkowe, że aż stronnicze. Swobodnie dobieram opowiadania, siłą rzeczy niektóre z nich wyróżniając, ale staram się respektować równowagę i komplementarność wszystkich trzech typów. Moim celem jest ustalenie powtarzalności „efektów znaczeniowych”, która z opowiadania na opowiadanie zarysowuje się coraz wyraźniej.

Czas podwójnego przysposobienia

Tytuł niniejszego rozdziału zapożycza od Ireneusza z Lyonu piękne słowo „przysposobienie”. Zdaniem starożytnego biskupa Lyonu wydarzenie Jezusa Chrystusa musiało bowiem zostać przygotowane przez podwójne przysposobienie: ludzi i Boga. Samo wcielenie nastąpiło po to, „aby przysposobić człowieka do przyjęcia Boga, a Bogu dać możność zamieszkania w człowieku, stosownie do tego, co spodobało się Ojcu”36. Z jednej strony przysposobienie ludzi: przyjęcie daru zbawienia w ich sytuacji grzeszników wymagało bowiem długiej pedagogii, można by powiedzieć: „oswojenia”. „Niegdyś Bóg prefigurował i zapowiadał rzeczy przyszłe przez swoich patriarchów i proroków, z góry w ten sposób kształtując ludzki los przez Boże »ekonomie« i przysposabiając swoje potomstwo do posłuszeństwa Bogu, do życia w tym świecie jak obcy, do podążania za słowem Bożym i do poznawania rzeczy przyszłych”37. Ludzkość nie mogła bowiem tak od razu wejść w relację z Bogiem i nieść Ducha Świętego. Trzeba było „stopniowo się przysposobić do uchwycenia i niesienia Boga”38, czyli do niesienia Jego Ducha39. Ireneusz określał mianem przysposobienia to, co dzisiaj chętnie nazywamy pokonywaniem drogi: nawrócenie poszczególnych ludzi, a tym bardziej nawrócenie narodów i mentalności, wymaga przebycia długiej drogi. Nasze opowiadania są opowiadaniami o przysposobieniu.

Istnieje też jednak przysposobienie Boga do przebywania wśród ludzi. Ireneusz, przypominając teofanie ze Starego Testamentu, które zgodnie z dawną tradycją przypisuje Słowu, nie waha się stwierdzić: „Od początku bowiem Słowo przysposobiło się do wstępowania i zstępowania dla zbawienia tych, którzy byli dręczeni”40. Być może ktoś powie, że jest to perspektywa antropomorficzna, jednakże ona mówi nam coś o Bogu; Bóg potrafi uczynić się na miarę człowieka i przeżywać w sobie przeciwwagę koniecznego przysposobienia, jakiego wymaga od człowieka. W długim dialogu, jaki podejmuje z rodziną ludzką, i poprzez to, w jaki sposób tę rodzinę traktuje, Bóg objawia samego siebie. Życzliwe i miłosne nawrócenie Boga do człowieka jest pierwotne i przyjęte od początku, gdyż przewodziło stworzeniu; i stale zachowuje inicjatywę w dziele zbawienia. Niemniej rozkłada się ono w czasie i pedagogicznie dostosowuje się do rytmu ludzkiego nawrócenia, niestrudzenie przetrzymując jego niestałość, opieszałość i wycofywanie się41.

O przysposobieniu Boga można też mówić w innym znaczeniu. Ono także wychodzi od projekcji antropomorficznej, tak jak w liturgii, kiedy zwracamy się do Boga słowami: „Pamiętaj o…”, podczas gdy to my w swojej modlitwie staramy się pamiętać o kimś przed Bogiem. Bóg zaś zawsze pamięta. Jest to przysposobienie prawdziwego obrazu Boga w ludzkiej świadomości. Grzeszny człowiek spontanicznie wyrabia sobie grzeszny obraz Boga. Potrzebuje radykalnego nawrócenia tego obrazu w sobie. A zatem nawrócenie człowieka, ale również nawrócenie samego Boga w sercu człowieka. Warto zwrócić uwagę, że objawienie biblijne potwierdza owo powolne nawrócenie obrazu Boga. W pewnej części tekstów Bóg jest jeszcze odbiciem grzesznego człowieka: zachowuje się tak samo jak on. Świadczy o tym już opowiadanie o pierwszym upadku: w usta Boga włożono pełne zazdrości słowa o człowieku (Rdz 3,22). Rywalizacja, która popchnęła człowieka do tego, że próbował stać się jak Bóg, jest projektowana na samego Boga, który jakoby boi się człowieka42. Tak samo jest z nakazem wydanym przez Boga Abrahamowi, by ten złożył Mu w ofierze swojego syna Izaaka. To przysposobienie będzie trwać bardzo długo. Czy naprawdę się zakończy? W każdym razie Słowo nie mogło się wcielić, dopóki jeden naród w całej ludzkości nie wytworzył sobie właściwego obrazu Boga, swego Ojca. Stary Testament jest pierwszym przygotowaniem do Ewangelii, jedynym w swoim rodzaju.

Czas proroctw

Dla chrześcijanina ta długa historia ma wartość proroctwa – w słowach i w czynach – zbawienia dokonanego w Jezusie Chrystusie. Zacytowane teksty Ireneusza zawsze łączą przysposobienie z proroctwem. Zgodnie z chrześcijańską hermeneutyką znaczy to, że opowiadania Starego Testamentu zawsze w taki czy inny sposób odsyłają do Jezusa Chrystusa i należy je czytać w świetle wydarzenia paschalnego, które unosi zakrywającą je zasłonę. Tę zasadę jasno wyraził Paweł: „I tak aż do dnia dzisiejszego, gdy czytają Stare Przymierze, pozostaje [nad nimi] ta sama zasłona, bo odsłania się ona w Chrystusie. […] A kiedy ktoś zwraca się do Pana, zasłona opada” (2 Kor 3,14.16). Proroctwo i spełnienie wzajemnie rzucają na siebie światło. Z jednej strony, tylko w świetle proroctwa mogę prawdziwie zrozumieć wydarzenie zbawcze Jezusa Chrystusa. W ten bowiem sposób odczytuję w nim już nie surowe wydarzenie, które można by powiązać z przygodnością ludzkiej historii, lecz urzeczywistnienie zamysłu powziętego przez Boga. Z drugiej strony, lektura proroctwa pozostaje niejasna, kiedy nie jest oświecona przez spełnienie. A zatem proponujemy tutaj chrześcijańską lekturę Starego Testamentu. Lektura ta zakłada wiarę (a przynajmniej otwarcie na wiarę) w Chrystusa jako noszącego jedyne Imię, w którym mieliśmy zostać zbawieni. W każdym wybranym opowiadaniu będziemy starali się dostrzec to, co mówi nam ono o naturze zapowiedzianego zbawienia i sposobie, w jaki się ono dokona.

Wielkie figury zbawienia

Na tej drodze zatrzymamy się przy opowiadaniach, które ukazują wielkie postacie Starego Testamentu i przedstawiają nam wielkie figury43 zarówno osoby Zbawiciela, jak rzeczywistości zbawienia. Taki właśnie tok działania widzimy w 11 rozdziale Listu do Hebrajczyków, którego autor długo wymienia kolejne figury wiary; zwieńczeniem tej listy jest przedstawienie wiary Chrystusa. W ten sposób przypomnimy (anamnesis) wielkie wydarzenia, czyli zaktualizowane przypowieści wpisujące się w podwójną dynamikę, która pozostaje niedokończona, gdyż nie ma jeszcze tu pośrednika. Pośrednictwo już się jednak zarysowuje, z jednej strony w dynamice Boga, który zbliża się do człowieka, aby udzielić mu siebie: „Bo któryż wielki naród ma bogów tak bliskich, jak Pan, Bóg nasz, ilekroć Go wzywamy?” (Pwt 4,7). Z drugiej strony, pośrednictwo to widać w dynamice człowieka, który w zmiennych i dramatycznych dziejach grzechu i nawrócenia szuka Boga. Na opowiadanie o narodzie wybranym składa się bowiem jego powołanie, jego grzech i przebaczenie otrzymane od Boga. Pośrednictwo już jest obecne w samym istnieniu Izraela, pod wieloma względami narodu-pośrednika, i w szczególnej roli jego ojców, najwybitniejszych przywódców, kapłanów i proroków. Późniejszej roli jedynego Pośrednika najbliższa jest figura Mojżesza, przekazującego tablice Prawa i wstawiającego się za swoim ludem. Ponieważ naród jest w pewnym sensie pośrednikiem objawienia i zbawienia, opowiadanie o nim nie jest dla nas czymś zewnętrznym: wszystkie narody mogą w nim rozpoznać siebie. Jest opowiadaniem naszej historii.

I. OPOWIADANIE O ABRAHAMIE

Powołanie i wiara Abrahama

Pan rzekł do Abrama: „Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę. Uczynię bowiem z ciebie wielki naród, będę ci błogosławił i twoje imię rozsławię: staniesz się błogosławieństwem. Będę błogosławił tym, którzy tobie błogosławić będą, a tym, którzy tobie będą złorzeczyli, i Ja będę złorzeczył. Przez ciebie będą otrzymywały błogosławieństwo ludy całej ziemi”. Abram udał się w drogę, jak mu Pan rozkazał (Rdz 12,1–4).

Skoro Abraham zostaje wezwany przez Boga, znaczy to, że został wybrany: jego powołanie jest wybraniem. Wybraniem całkowicie darmowym, to znaczy bez przyczyny w Abrahamie. Nie wiemy o nim nic, co odnosiłoby się do czasu sprzed wybrania, z wyjątkiem tego, że pojawia się na końcu genealogii poświadczających ciągłość między potopem i początkiem historii świętej. Abraham nie został więc bynajmniej wybrany ze względu na jakieś swoje domniemane zasługi. Czemu on, a nie ktoś inny? Na to pytanie nie ma odpowiedzi, chyba że będzie nią wpierw absolutna miłość Boga, a następnie fakt, że Abraham został wybrany nie dla siebie samego, lecz dla innych. Z darem od Boga zawsze tak jest: nigdy nie ma on uzasadnienia – tak jak stworzenie nas – w czymś, co byłoby poza Bogiem. Ta całkowita darmowość Bożej inicjatywy wyraża jej charakter absolutny, w etymologicznym znaczeniu tego słowa, czyli bez żadnego związku z czymkolwiek innym. Tak jest, ponieważ Bóg jest Bogiem.