Powiedz im o Maryi - Wilfrid Stinissen OCD - ebook

Powiedz im o Maryi ebook

Wilfrid Stinissen OCD

5,0

Opis

Pismo Święte rozpoczyna się i kończy z Maryją: w Księdze Rodzaju czytamy o „matce wszystkich żyjących”, a w Apokalipsie o Niewieście, która pokonuje Smoka.

Wilfrid Stinissen OCD prezentuje oryginalne i wszechstronne ujęcie problematyki Maryjnej. Przypomina, dlaczego Maryję powinniśmy traktować jako wzór pokory, wiary i miłości. Pełna łaski Rodzicielka Syna Bożego jest tą, za którą warto podążać, i której należy się cześć za Jej rolę w dziele zbawienia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 146

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału

Maria i Biblen - i vårt liv

© Copyright by Samfundet Karmelitbröderna, 2021 

© Copyright for the Polish translation by Justyna Iwaszkiewicz, 2021 

© Copyright for this edition by Wydawnictwo W drodze, 2001, 2022 

 

Redaktor prowadząca – Justyna Olszewska

Redakcja – Marek Maciołek

Korekta – Agnieszka Czapczyk

Redakcja techniczna – Józefa Kurpisz

Projekt okładki i layoutu – Krzysztof Lorczyk OP

Grafika (przed stroną redakcyjną) – J.F. Cazenave za Rafaëlem, za Louisem Gerbe, Maria met kind, 1780–1820, ze zbiorów Rijks Museum w Amsterdamie | www.rijksmuseum.nl

 

Nihil obstat

Poznań, 19 czerwca 2001 roku, ks. Paweł Czyż, cenzor

 

Imprimatur

Poznań, 26 czerwca 2001 roku, ks. bp Marek Jędraszewski, wikariusz generalny

 

ISBN 978-83-7906-590-5 (wersja elektroniczna)

 

Wydawnictwo Polskiej Prowincji Dominikanów W drodze sp. z o.o.

Wydanie I

ul. Kościuszki 99

61-716 Poznań

tel. 61 850 47 52

[email protected]

www.wdrodze.pl

 

Przygotowanie wersji elektronicznej Epubeum

Spis treści

Przedmowa

Rozdział pierwszy. „Niemająca skazy czy zmarszczki”

Przypisy

O Autorze

Przedmowa

W maju 1979 roku, w czasie rekolekcji w niewielkiej miejscowości niedaleko Lyonu, miałem okazję odbyć krótką rozmowę z Martą Robin (1902–1981), stygmatyczką, która w 1936 roku zainspirowała założenie wspólnot zwanych później Foyers de Charité (Ogniska Miłości), rozsianych obecnie po całym świecie. Kiedy jej opowiadałem, że pełnię kapłańską posługę w Szwecji, zachęciła mnie, bym głosił homilie o Maryi. Na uwagę, że w kraju protestanckim Maryja to bardzo delikatny temat, Marta Robin odpowiedziała: „W każdym wypadku mów o Maryi, również do protestantów”.

Marta zawsze miała bardzo szerokie wyczucie całości. Pragnęła, aby wspólnoty pełniące przewodnią rolę składały się zarówno z kapłanów, jak i ludzi świeckich, mężczyzn i kobiet, oraz żeby rekolekcje były prowadzone nie dla wybranych grup stanowych, ale do całego ludu Bożego. Jej zdaniem do tej całości należała też Maryja. Marta Robin wiedziała, że chrześcijaństwo bez Maryi jest okaleczone. Jeśli Bóg tak sprawił, że mamy nie tylko niebieskiego Ojca, ale też niebieską Matkę, to spychając Ją na margines, okaleczamy samych siebie.

Tym, którzy wysuną zarzut, że Pismo Święte bardzo niewiele mówi o Maryi, można odpowiedzieć, że ono właśnie z Maryją rozpoczyna się i kończy. Już od pierwszych stron Biblia mówi o „matce wszystkich żyjących”1 (Rdz 3,20) i kończy się opisem Niewiasty, która pokonuje Smoka (Ap 12,9). Tym, którzy czytają Pismo tak, jak czynił to Jezus (Łk 24,27; J 5,46: „O Mnie bowiem on [Mojżesz] pisał”); tym, którzy wiedzą, że Nowy Testament spoczywa ukryty w Starym, a Stary otwiera się w Nowym2, nietrudno jest dostrzec, jak Ewa wskazuje na Maryję, zaś Adam na Chrystusa; i jak w obietnicy o pokonaniu węża kryje się prorocza zapowiedź o Maryi3. Podobnie jak Biblia rozpoczyna się i kończy wraz z „Niewiastą”, tak publiczna działalność Jezusa w Ewangelii według św. Jana zamyka się w dwóch maryjnych opisach, w których Jezus każdorazowo nazywa Maryję „Niewiastą” (J 2,4; 19,26). Dla tych, co mają uszy do słuchania (Mk 4,23), Maryja jest wszędzie obecna w słowie Bożym.

Dlatego Kościół nigdy nie wahał się przyznawać Maryi szczególnego miejsca w swoim kulcie. Tradycję Kościoła liczącą setki lat Sobór Watykański II streszcza w uroczystym orzeczeniu: „Maryja Dziewica (…) obdarzona jest tym najwyższym darem i najwyższą godnością, że jest mianowicie Rodzicielką Syna Bożego, a przez to najbardziej umiłowaną córą Ojca i świętym przybytkiem Ducha Świętego; dzięki zaś temu darowi szczególnej łaski góruje wielce nad wszystkimi innymi stworzeniami zarówno ziemskimi, jak niebieskimi (…) Dlatego to doznaje Ona czci jako najznakomitszy i całkiem szczególny członek Kościoła i jako jego typiczne wyrażenie oraz najdoskonalszy wzorzec wiary i miłości; Kościół też katolicki pouczony przez Ducha Świętego darzy Ją synowskim uczuciem i czci jako matkę najmilszą” (KK 53).

Sobór chciał uwolnić mariologię z „wszelkiej fałszywej przesady” (KK 67); ale nie można zaprzeczyć, że ta z kolei, ze względu na historyczny bieg dziejów, tak u teologów, jak i innych chrześcijan, zbyt łatwo skłania się ku zbytniej powściągliwości, graniczącej nawet z minimalizmem. Jednak w ostatnich latach widać w Kościele tendencje, by przyznawać Maryi to miejsce, na które zasługuje. Kościół, z ojcem świętym na czele, zdecydowanie chce wydostać Maryję z tych „opłotków”, między które Ją zepchnęliśmy, i pozwala Jej spełniać to zadanie, które Bóg od wieków wybrał dla Niej.

Niniejsza książka niech się w jakimś stopniu do tego przyczyni.

Wilfrid Stinissen, Szwecja, 1987 rok

Rozdział pierwszy.„Niemająca skazy czy zmarszczki”

Kiedy mówi się o niepokalanym poczęciu Maryi Dziewicy, wielu, nawet i katolicy, myśli o poczęciu Chrystusa w łonie Maryi, które dokonało się za sprawą szczególnej ingerencji Ducha Świętego, a Maryja nie utraciła przy tym swej dziewiczości. Również niepokalane poczęcie jest prawdziwie dziełem Ducha Świętego, ale dziełem dokonanym w Niej u samego poczęcia. Od momentu swego zaistnienia Maryja była wolna od grzechu pierworodnego, została uchroniona od zmazy tego grzechu, który zaraża całą ludzkość. Od samego początku Maryja była doskonale bezgrzeszna.

Dlaczego ten „przywilej”?

Należy tutaj zaraz stwierdzić, że słowo „przywilej” w tym wypadku jest nieodpowiednie. „Przywilej” łączy się z „prywatnością” – im więcej ktoś otrzyma przywilejów, tym szczególniejsze miejsce zajmuje i wyróżnia się spośród innych ludzi. Jednak to, co stało się udziałem Maryi, dokonało się ze względu na innych. Zupełnie obca była Maryi obrona własnych praw: w Niej, w przeciwieństwie do wielu z nas, nigdy nie było tęsknoty za tym, by być kimś więcej niż inni. Dlatego niesprawiedliwość wyrządzili Jej ci teologowie, którzy chcieli przystroić Ją wszelkimi możliwymi przywilejami, co sprawiło, że stała się kimś nieskończenie wzniosłym, wobec kogo brak już jakiegokolwiek ludzkiego odniesienia.

Teksty liturgiczne, którymi Kościół posługuje się w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny (8 grudnia), wyraźnie ukazują, dlaczego Maryja została zachowana od zmazy grzechu pierworodnego i wszelkiego innego grzechu. Kościół zwraca się do Boga Ojca słowami: „Przygotowałeś Ją sobie jako godne mieszkanie dla Twojego Syna” (kolekta). Maryja jest z góry przeznaczona do tego, aby stać się Matką Boga. Bóg wybrał Ją sobie, aby za sprawą Ducha Świętego porodziła dziecię, które będzie Synem Bożym, „podobnym do nas we wszystkim” „oprócz grzechu” (Hbr 4,15). Jakże mogłaby być godnym partnerem dla Ducha Świętego i zrodzić „nieskalanego” Syna, gdyby sama też nie była bez grzechu? Bóg chciał, aby Jezus otrzymał z Niej to wszystko, co dziecko normalnie otrzymuje od swojej matki. Nie tylko fizyczne ciało, ale i cechy dziedziczne, temperament, całą swoją psychikę. W Bożym planie było, aby Syn bez zastrzeżeń mógł przyjąć życie od swojej Matki: by w Niej nic nie musiało być odrzucone ani wykluczone. Maryja była tak przeniknięta świętością, że mogła dać całą siebie swemu Dziecku. Każdy inny porządek musiałby stwarzać przepaść między Matką a Synem, przepaść, którą można by interpretować w taki sposób, że Bóg nie zaakceptował wszystkich konsekwencji łączących się z przyjęciem człowieczeństwa.

Liturgia mówi także, że Maryja była wolna od grzechu, „aby być znakiem Kościoła, jego Oblubienicą bez skazy i zmarszczki” (prefacja). Maryja jest nie tylko Matką Jezusa. Kiedy stoi pod krzyżem, jest nową Ewą. Stoi tam w oblubieńczej relacji do nowego Adama. Kościół, który z zamiaru Bożego jest Oblubienicą Chrystusa (por. 2 Kor 11,2 i Ef 5,32), jest nie tylko zbiorowością ludzką, ale streszcza się w jednej konkretnej Osobie. Kościół nie był nieobecny, gdy Jezus wydawał siebie samego na krzyżu. W Maryi on też tam był. Gdyby Maryja nie była niepokalana, nigdy nie mogłaby być typem Kościoła, czystą Dziewicą „niemającą skazy czy zmarszczki” (Ef 5,27).

Absolutne „tak”

Maryja była wolna od grzechu pierworodnego, a to oznacza, że nie musiała, tak jak my, walczyć z wrodzonym egoizmem. Od początku była doskonale otwarta na Boga. Od pierwszej chwili swego istnienia stała „całkowicie otwarta na Boga” (Eckhart), z szeroko otwartymi ustami (por. Ps 81,11). Dlatego ani jedna chwila w Jej życiu nie była zmarnowana. Nie zaprzepaściła żadnego z darów, które Bóg Jej udzielił. Pozwalała się całkiem przenikać, jak gąbka, która wchłania wodę, ale nigdy nie jest nasycona. Miłość nie znajdowała w Niej żadnego oporu. My prowadzimy walkę z Bogiem, walkę, która dla większości z nas skończy się wraz ze śmiercią, tym „niezwykłym wynalazkiem Boga, dzięki któremu ostatecznie przekreśla On opór grzesznika wobec Jego łaski”4. U Maryi kapitulacja była faktem od początku Jej istnienia. Żyła w absolutnym posłuszeństwie. Od zarania była „służebnicą Pańską”, której osobiste pobudki nigdy nie odciągały od bycia do dyspozycji Boga. Kiedy św. Teresa z Lisieux (1873–1897) pisze, że od trzeciego roku życia niczego Bogu nie odmówiła, ma na myśli fakt, że nigdy świadomie nie powiedziała Bogu „nie”. Jednak jest oczywiste, że Teresa, często sama nie wiedząc o tym, ulegała swoistemu zajmowaniu się sobą. Jej świadome „tak” musiało w sposób nieunikniony mieszać się z wieloma małymi nieświadomymi „nie”5. Natomiast Maryjne słowo „tak” nie tylko przepełniało Jej świadomość, ale cała Jej istota była tym przeniknięta. Była żywym „tak, Ojcze”. Jej „tak” spontanicznie wypływało z podświadomości. Nie zmuszała się do tego, bo mówienie Bogu „tak” stanowiło istotę Jej życia.

Im bardziej Maryja powtarzała „tak”, tym bardziej rosły Jej wewnętrzne możliwości. Możemy sobie wyobrazić, że czuła szczególną radość, kiedy modliła się czy słuchała słów psalmu: „Szerokim uczyniłeś me serce” (119,32, jak w tekście pierwotnym). Bóg z góry powziął zamiar wobec Niej, aby kiedyś wyrzekła fiat, które będzie odpowiedzią całej ludzkości na Jego zaproszenie. Jednak Bóg w swej relacji do człowieka szanuje jego wolność. Widzimy, jak zawiera z nim kolejne przymierza, traktując go jako pełnowartościowego partnera. Kiedy nadszedł moment wcielenia i Bóg chciał wypowiedzieć ludzkości swoje ostateczne „tak”, chciał dać jej możliwość odpowiedzi na Jego natchnienie równie ostatecznym i bezwarunkowym „tak”. Żaden grzeszny człowiek nie jest w stanie udzielić takiej odpowiedzi. Maryja jednak została na to przygotowana, ponieważ od początku w Jej istotę została wszczepiona postawa na „tak”. Poprzez Jej stworzone, choć przez to nie mniej absolutne „tak”, boskie „tak” samego Boga mogło zawrzeć małżeństwo, którego owocem miał być Jezus, Zbawiciel świata. Tak jak boskie „tak” dotyczyło całej ludzkości, tak fiat Maryi było również odpowiedzią całej ludzkości.

Doskonały człowiek

Gdy tak chętnie uciekamy się do abstrakcji, to wydaje się, że Sercu Bożemu nic nie jest tak bliskie, jak bycie konkretnym. Wcielenie jest wręcz „przerażającym” tego dowodem. Łatwiej jest nam zaakceptować abstrakcyjnego, dalekiego i przez to niegroźnego Boga, niż Boga, który staje blisko nas i przez konkretne, niepozostawiające wątpliwości działania pokazuje nam, jaki jest i jak mamy Go naśladować. Mamy nieuleczalną tendencję do przemieniania konkretnego ideału w ideologię. Bóg natomiast wie, że rzeczywistość nigdy nie jest abstrakcyjna. Dlatego nie pozwala człowiekowi dążyć do abstrakcyjnych celów, które można osiągnąć dopiero wtedy, kiedy cały rozwój zostanie dopełniony, ale daje nam konkretny obraz celu już na początku drogi. Nim wyruszymy w drogę, możemy oglądać i często również przeżywać to, co otrzymamy na koniec naszej wędrówki. Zasada Arystotelesa – że cel jest pierwszą rzeczą, jaką mamy w zamyśle, choć ostatnią w wykonaniu – to tylko jałowy wariant Bożej zasady, zgodnie z którą cel jest obecny od początku nie tylko intencjonalnie, ale w pewnym stopniu również jako konkretna rzeczywistość. Kiedy Jezus ostrzega nas: „Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mt 18,3), wiemy wszyscy, o co Mu chodzi. Będąc dziećmi, przeżywaliśmy stan pełnej zależności i zawierzenia. Stan ten trzeba zdobywać na nowo, jednak teraz świadomie i dobrowolnie. Kiedy psychologia głębi twierdzi, że człowiek nieświadomie tęskni do pierwotnego bezpieczeństwa matczynego łona, odsłania coś z pedagogiki Stwórcy. To, co ostatnie, jest też zawsze pierwsze. W tym pierwszym uprzedza się to, co będzie ostatnie, aby w długiej drodze do celu mieć wyraźnie określone punkty odniesienia.

Czy potrzebujemy więcej przykładów? Wydaje się, że powszechną regułą w życiu modlitwy jest to, iż na początku jesteśmy obsypywani radościami: ostateczny pokój, który przekracza wszelki umysł, już tutaj zostaje po raz pierwszy zasygnalizowany. Podobna rzecz ma miejsce, kiedy przekraczamy próg mistyczny i w modlitwie odpocznienia (czwarte mieszkanie w twierdzy wewnętrznej św. Teresy z Àvili) doświadczamy, jak przepełnia nas „woda niebieska” i „słodka wonność”6. Również tutaj, krótko i w dość pobieżny sposób, doświadczamy tego, co w zupełnym zjednoczeniu (siódme mieszkanie) staje się ostateczną rzeczywistością: „Już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20).

Co dotyczy każdego poszczególnego człowieka, dotyczy też ludzkości jako całości. Kiedy Bóg rozpoczyna swoje dzieło stwórcze i nową dynamiką chce zastąpić dawny porządek, który z powodu grzechu przerodził się w Sein zum Tode – bycie ku śmierci (Heidegger), to najpierw stwarza człowieka, który w doskonały sposób urzeczywistnia ideał, do którego dążyć będą wszyscy ludzie. W Maryi dokonuje się wcielenie boskiego marzenia. Oczywiście i Jezus jest doskonałym człowiekiem, ale On w pierwszym rzędzie opowiada się po stronie Boga. On jest Emanuelem, „Bogiem z nami”, Maryja zaś „człowiekiem z Bogiem”. Od samego początku dla wszystkich musi być jasne, kim staje się człowiek, kiedy „jest z Bogiem”. W Maryi cel rozwoju całej ludzkości jest faktem. W Niej raj na ziemi już został przywrócony, w Niej Boże marzenie o ludzkości już jest konkretną rzeczywistością.

Jak Maryja mogła być bez grzechu, zanim jeszcze Jezus zbawił świat? Czy Maryja nie potrzebowała zbawienia, czy jest jedyną osobą, dla której Jezus nie cierpiał na krzyżu? Nie, Maryja jest prawdziwie najcudowniejszym owocem męki Chrystusa. Kościół zawsze wiedział o tym, że „z myślą o śmierci Chrystusa” (kolekta) Bóg zachował Maryję od wszelkiego grzechu. Ona jest darem, który Ojciec z góry przygotowuje Synowi, kiedy On przyjdzie na świat. Ojciec chce pokazać Synowi, że droga, którą obrał, jest drogą właściwą. Tak, fakt, że droga krzyżowa wiedzie do celu, okazuje się już od początku przez to, że mógł zrodzić tak dojrzały owoc, którym jest Maryja. Wystarczy, żeby Jezus popatrzył tylko na swoją Matkę, aby się przekonać, że Jego męka nie będzie daremna.

Brak solidarności?

Niektórzy zarzucają, że niepokalane poczęcie Maryi oddala Ją od reszty ludzkości. Jak możemy traktować Ją jako jedną z nas, wiedząc, że to, co tak bardzo ludzkie, jak grzech i wina, jest Jej zupełnie obce?

Czy rzeczywiście grzech może stwarzać solidarność? Czy grzech raczej nie zamyka ludzi na siebie nawzajem? W piekle nie ma żadnej solidarności, tylko okrutna samotność. Egoizm, który jest samym korzeniem grzechu, sprawia, że trudno nam jest otworzyć się na innych. Biografie świętych świadczą o bezgranicznej zdolności ludzi oczyszczonych do solidarności. Kto nie interesuje się już sobą, może w pełni zaangażować się w cierpienie i potrzeby innych. Dopiero kiedy samemu zostało się jakoś oczyszczonym, można mówić o braniu na siebie grzechów innych ludzi. To właśnie totalna czystość Maryi umożliwia totalną solidarność. Zapewne dlatego tak długo zwlekano z przyznaniem Maryi całkowitej wolności od zmazy grzechu, że niedostatecznie rozumiano, iż to właśnie grzech izoluje ludzi od siebie. Oczywiście, że istnieje coś, co możemy określić jako wspólnotę grzeszników albo jako solidarność z grzechem, ale powstanie takiej wspólnoty zależy od tego, czy dani „grzesznicy” nabiorą pewnego dystansu do grzechu i staną się przez to dostatecznie otwarci na uczestnictwo w niedoli swoich bliźnich.

Często mamy skłonność do przeciwstawiania świętości temu, co ludzkie. Kiedy słyszymy o potknięciach innych, mówimy: „To takie ludzkie”. Choć taka reakcja może opierać się na miłości, to chyba równie łatwo może przyczynić się do tego, by „człowieczeństwo” łączyć z grzesznością. Zachowując konsekwencje takiego myślenia, należałoby wyciągnąć wniosek, że Jezus nie był prawdziwym człowiekiem (doketyzm). Czy nie jest wprost przeciwnie? Czyż Jezus nie jest prawdziwym człowiekiem i czy nie stajemy się bardziej ludzcy, zbliżając się do Niego? Grzech jest czymś „nieludzkim” i dlatego w niebie go nie będzie, gdyż – jak pisze św. Ignacy Antiocheński – „Kiedy tam dojdę, będę człowiekiem”7. W swojej książce Maryja. Matka Pana8 Max Thurian zastanawia się, jak wyjaśnić niechęć reformacji do dogmatu o niepokalanym poczęciu Maryi i tę reakcję na ascezę i życie zakonne. W obu wypadkach może chodzić o naturalistyczne pojmowanie życia chrześcijańskiego, które ascezę, kontemplację i dążenie do świętości traktuje jako ucieczkę od „normalnych” zachowań ludzkiej natury.

Nauka Kościoła

8 grudnia 1854 roku papież Pius IX uroczyście ogłosił niepokalane poczęcie Maryi jako boską prawdę objawioną. Odwoływał się m.in. do Łk 1,28, gdzie anioł pozdrawia Maryję: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski”. Nie jest to zwykłe pozdrowienie, ale tytuł, nawet imię własne, wyrażające istotę Maryi. W oryginale greckie perfektum (kecharitoménä) wskazuje na fakt z przeszłości: to nie w tejże chwili, kiedy Maryja zostaje pozdrowiona przez anioła, zostaje obdarzona łaską, ale do Jej istoty należy bycie napełnioną łaską. Ta pełnia była Jej dana od początku z myślą o tej godzinie, w której przez pośrednictwo archanioła Gabriela otrzyma wieść, że została wybrana na Matkę Boga.

To oczywiste, że tak radykalną interpretację tekstu św. Łukasza może zaakceptować jedynie ten, kto wierzy, że Pismo Święte zostało dane Kościołowi i tylko Kościół może zapewnić jego interpretację i wyjaśnienie, nie odchodząc od prawdy. Samo słowo „łaski pełna” nie musi koniecznie znaczyć, że Maryja została zachowana od wszelkiego grzechu. Jednak zadaniem Kościoła było stopniowe odkrycie, pod natchnieniem Ducha Świętego, tego, co Bóg faktycznie miał na myśli, gdy przez anioła nadał Maryi to niezwykłe miano.

Cztery lata po ogłoszeniu dogmatu, 25 marca 1858 roku, Piękna Pani odsłoniła swoje imię w Lourdes. Fakt, że miało to miejsce w dzień zwiastowania, nie jest żadnym przypadkiem. Aż piętnaście razy Maryja ukazała się czternastoletniej Bernadecie, nie wyjawiając swej tożsamości. Jednak podczas ostatniego objawienia rzekła: „Que soy era Immaculada Councepciou” (Jestem Niepokalane Poczęcie). Choć Piękna Pani mówiła w dialekcie, Bernadeta nie rozumiała znaczenia tych słów, nie miała pojęcia, że Maryja mogła w nich wypowiadać swoje imię. Tym bardziej więc przekonująca była ta wiadomość z nieba. Maryja osobiście potwierdziła to imię, które Kościół nadał Jej cztery lata wcześniej. Można zrozumieć, że proboszcz Peyramale, który zawsze był sceptyczny wobec rzekomych objawień Bernadety, ostatecznie skapitulował. Kiedy usłyszał, jak Bernadeta wypowiedziała te niepojęte dla niej słowa – aby ich nie zapomnieć w drodze na probostwo, nieustannie je sobie powtarzała – proboszcz się rozpłakał.

Przypisy

1 Fragmenty Pisma Świętego cytowane za: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Biblia Tysiąclecia, wydanie 5, Pallottinum, Poznań 1999.

2 Św. Augustyn, Quaestiones in Heptateuchum, 2, 73; PL 34, 623. Por. Konstytucja dogmatyczna o objawieniu Bożym Dei verbum (KO), nr 16, w: Sobór Watykański II: Konstytucje, dekrety, deklaracje, Poznań 1968.

3 2 Rdz 3,15. Por. Konstytucja dogmatyczna o Kościele Lumen gentium (KK), nr 55, w: Sobór Watykański II, s. 159.

4 Por. A. von Speyr, Lumina, przeł. J. Koźbial, Poznań 1998, s. 39.

5Ostatnie rozmowy, w: św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Pisma, przekład zbior., Kraków 1971, t. 2, s. 363–374.

6Twierdza wewnętrzna, IV, 2, 6, w: św. Teresa od Jezusa. Doktor Kościoła, Dzieła, przeł. H.P. Kossowski, Kraków 1987, t. 2, s. 278–279.

7 Por. Listy św. Ignacego Antiocheńskiego. „Ignacy do Rzymian”, nr 6 w: Pisma Ojców Apostolskich, tłum. polskie pod red. J. Sajdaka, t. 1: Pisma Ojców Kościoła, Poznań 1924, s. 229–230.

8 M. Thurian, Maryja. Matka Pana. Figura Kościoła, przeł. E. Ogoński, Warszawa 1990.

O Autorze

​Wilfrid  Stinissen (1927–2013) – karmelita bosy, doktor filozofii, duchowy przewodnik, ceniony rekolekcjonista i autor wielu publikacji poświęconych życiu wewnętrznemu. Całe swoje życie podporządkował modlitwie. Wydawnictwo W drodze od lat publikuje jego książki, które spotykają się z ogromnym i niesłabnącym zainteresowaniem polskich czytelników.  Do tej pory ukazały się m.in. Imię Jezus jest w Tobie. O modlitwie nieustannej (2002), Prosta droga do świętości. Śladem św. Teresy z Lisieux (2003), Terapia duchowa: o duchowym przewodnictwie i duszpasterstwie (2004), Spowiedź. Sakrament odpuszczenia grzechów. Kilka myśli w obronie sakramentu pokuty (2010), Młode wino. O owocach Ducha Świętego (2021), Wędrówka wewnętrzna. Śladem św. Teresy z Ávili (2021) Ani joga, ani zen. Chrześcijańska medytacja głębi (2021), Słyszysz szum wiatru? (2022) oraz wywiad  Twarzą w twarz. Rozmowa o wierze chrześcijan (2015).