Listy 1939-1982. Tom I - Józef Czapski, Ludwik Hering - ebook

Listy 1939-1982. Tom I ebook

Ludwik Hering, Józef Czapski

5,0

Opis

„Jest w tej korespondencji nurt egzystencjalny, mistyczny, psychologiczny, malarski, literacki, polityczny, miłosny, przeplecione i zaświadczone życiem. To jest opowieść o otwieraniu się na rzeczywistość, o wierności w przemianie, o źródłach wewnętrznej siły, o wolności i sensie”.

Wojciech Karpiński

„Zostały nam tylko listy, a może aż listy, dwa tomy korespondencji między tymi, którzy «zapragnęli się objawić» sobie i światu. Hering i Czapski już nigdy się nie spotkają, ale nie przestaną mówić do siebie w listach wciąż żywych, w listach, w których wyraźnie słyszymy ich głosy. Będą mówić do siebie, ale i do nas – bo mówią z nadmiaru, z pełni, nie z ziemi jałowej”.

Adam Zagajewski

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 591

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (3 oceny)
3
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Od wydawców

Zbiór 234 listów Czapskiego i Heringa z okresu od 4 września 1939 roku do 26 czerwca 1982 Ludmiła Murawska-Péju, siostrzenica Ludwika Heringa udostępniła w 2011 roku Instytutowi Dokumentacji i Studiów nad Literaturą Polską do prac wydawniczych. Wychowywana przez Heringa po śmierci ojca, uformowała się na listach Józefa Czapskiego, na jego malarstwie, rysunkach, szkicach i książkach. W latach 1956–1963 z Ludwikiem Heringiem i Mironem Białoszewskim współtworzyła Teatr na Tarczyńskiej, a później Teatr Osobny. Skończyła ASP, została malarką, od lat osiemdziesiątych mieszkała w Paryżu i w Warszawie. Obaj adresaci pieczołowicie przechowywali swoje listy. Ludwik Hering zmarł 4 grudnia 1984 w Warszawie. Po jego śmierci Ludmiła Murawska-Péju pojechała do Maisons-Laffitte i wspólnie z Czapskim zaczęli szukać listów Heringa. Początkowo Czapski nie mógł ich znaleźć, chociaż był pewny, że są w jego pokoju. Po długich poszukiwaniach natrafili na nie w szafce przy łóżku, każdy list z kopertą, powiązane wstążeczkami w niewielkich pakietach.

Pismo Ludwika Heringa jest wyraźne, siostrzenica nie miała kłopotów z jego odczytaniem. Natomiast wyjątkowo trudne do odszyfrowania pismo Czapskiego sprawiało trudność w odczytaniu nawet jemu samemu, szczególnie że był już prawie niewidomy i nawet zapisków ze swego dziennika niemal nie był w stanie przeczytać. Miał wówczas blisko dziewięćdziesiąt lat. Ludmiła Murawska-Péju mimo wszystko podjęła się gigantycznej pracy i spróbowała odczytać i przepisać na maszynie wszystkie listy Czapskiego do swojego wuja. Wykorzystała jedyną w swoim rodzaju okazję, jaka się nadarzyła. Mieszkała w Paryżu, Czapski znał ją od dziecka, miał do niej zaufanie. Listy, które udało jej się odcyfrować, sukcesywnie zawoziła do Maisons-Laffitte i czytała je Czapskiemu, razem wyjaśniali nieścisłości. Opierali się na wspólnej pamięci i wspólnie odczytywali, rozmawiając przy tym godzinami.

W zbiorze, który otrzymaliśmy, jest wyrwa – brakuje wojennych listów Czapskiego, które spłonęły u Heringa w powstaniu warszawskim. Niewyobrażalne wydaje się to, że Czapski ocalił listy Heringa z 39, 40 i 41 roku. W jaki sposób wyniósł je ze Starobielska? W jaki sposób dotarł list pisany w Generalnej Guberni 3 grudnia 41, gdy pod Moskwą toczyły się najcięższe walki? Reprodukujemy kartę, adresowaną Joseph Czapski CCCP Москва, data jest dobrze widoczna na stemplu pocztowym. Potem kontakt się urywa. Mamy dopiero listy Heringa z 1945 roku i pierwszy list Czapskiego z lutego 1946.

Podstawą niniejszej edycji jest maszynopis odczytany z rękopisów przez Ludmiłę Murawską-Péju. Przy tworzeniu, już w Instytucie, wersji cyfrowej korespondencji staraliśmy się w miarę możliwości sczytywać maszynopis z rękopisem. Trzeba jednak przyjąć, że mimo największych starań niektóre słowa, czy nawet zdania w listach Czapskiego mogły zostać nieprawidłowo odczytane. W pewnych miejscach zgłaszaliśmy wątpliwości, proponując inne odczytanie. W innych miejscach zgłaszali wątpliwości nasi konsultanci: Julia Juryś i Wojciech Karpiński. Słowa, przy których pozostaliśmy bezradni, zaznaczamy adnotacją w nawiasie kwadratowym: [słowo/słowa nieczytelne].

Autorzy listów robili w nich przypisy. Zostawiamy ich przypisy z adnotacją J.Cz. lub L.H. w nawiasie kwadratowym. Pojawiają się też adnotacje, na przykład dotyczące datowania czy dopisków na marginesach listów, sporządzone przez Ludmiłę Murawską-Péju – je również odnotowujemy, stosując skrót L.M. Reszta przypisów pochodzi od wydawców. Ograniczyliśmy się w nich do niezbędnego minimum, identyfikując występujące w listach osoby i miejsca, artykuły Czapskiego w „Kulturze”, tłumacząc zwroty obcojęzyczne, wyjaśniając kontekst twórczości teatralnej, uprawianej z Białoszewskim.

Czapski podpisuje się niekiedy w listach Marek – to jego jeszcze przedwojenny pseudonim literacki: Marek Sienny. Kilkakrotnie jako Kazik lub Kazik Kranc, czasami też Jodko (nazwisko jego bratowej). Hering, pisząc o Na nieludzkiej ziemi, podpisuje się dla niepoznaki Jacek.

Niektóre strony z listów Czapskiego, podobnie jak z jego dziennika, same w sobie są dziełami sztuki. W dużej mierze dotyczące malarstwa listy Czapskiego bywają ilustrowane małymi rysunkami, przy których znajduje się opis powstającego dzieła. Jeśli do zrozumienia tekstu listu potrzebna jest informacja, że w tym miejscu jest szkic, podajemy ją w nawiasie kwadratowym. Kilka najciekawszych stron reprodukujemy w całości, by dać czytelnikowi choć przybliżony obraz tego, jak wyglądają listy, a przy okazji wyobrażenie o skali trudności w ich odczytywaniu. Poza małymi rysunkami w tekście Czapski niekiedy również wkładał do listów rysunki. Duży ich wybór publikujemy. Reprodukujemy również kilka fotografii, które były przesyłane w listach.

Jako wydawcy nie ukrywamy, że mieliśmy wątpliwości, czy wolno nam publikować listy tak osobiste. Przekonały nas dwie sprawy. Po pierwsze – wedle relacji Ludmiły Murawskiej-Péju – wola samego Czapskiego, który chciał, by te listy zostały opublikowane. Można się domyślić, że pragnął, by w ten sposób poznano talent literacki jego najbliższego przyjaciela, którego przez całe życie – bezskutecznie – namawiał do pisania. Listy ukazują wyjątkową rolę Ludwika Heringa w procesie powracania Czapskiego do malarstwa po kilkunastu latach przerwy.

Drugą sprawą dla nas kluczową jest wartość literacka tej korespondencji, którą czyta się jak powieść, jak pisany latami bezwiednie „dziennik podwójny”, klucz do zrozumienia twórczości i wyborów obu autorów.

Instytut składa podziękowanie Ludmile Murawskiej-Péju za jej ogromną pracę w odczytaniu listów i wskazówki przy tworzeniu przypisów.

Podziękowanie zechce też przyjąć Małgorzata Grąbczewska, autorka inwentarza rysunków Czapskiego.

Wykaz skrótów

J.Cz. – Józef Czapski

L.H. – Ludwik Hering

L.M. – Ludmiła Murawska

LISTY Z OKRESU4 września 1939 – 16 stycznia 1959

1. Hering do Czapskiego

4 XII – 39 r.

Wszyscy bliscy moi i Twoi żyją zdrowi.

Ja mieszkam u siostry – Hofertowej1 –  D e o t y m y   3 7. 

Czuję się dobrze – jestem silny po ostatnim lecie i to mi starczy na długo.

Chcę wiedzieć, jak Twoje zdrowie, oczy i czy doszły listy od nas2.

Jesteś nam zawsze najbliższy, najdroższy – myślimy o Tobie zawsze z największą miłością.

Całuję Cię

Ludwik

2. Hering do Czapskiego

15 XII – 39

Rodzina, najbliżsi przyjaciele,

malarze – ocaleni

Twój Ludwik

i Marynia3

Warszawa

Ludwik Hering

Deotymy 37

3. Hering do Czapskiego

28 I – 40

Józieczku –

Twoja ostatnia wiadomość to list do mnie z 4 XII4 otrzymany dopiero po 1-szym stycznia i zaraz list do Maryni. O Tobie wiedzieliśmy już dawno przez Jerzego5 i kart. Martwi i męczy Twój niepokój o nas, brak wiadomości. Powtarzam jak zawsze i  p r z y s i ę g a m,  ż e   p r a w d a:  w s z y s c y   b l i s c y   T o b i e   i   m n i e,  r o d z i n a,  r o d z e ń s t w o,  p r z y j a c i e l e   ż y w i   i   z d r o w i.  I to męczy, że nie wiadomo, gdzie teraz jesteś, czy ciągle pod tym adresem.

Wszystko, co pisałeś dla R.6, jest dla niej szczęściem, pragnie, żebyś wiedział, że jest silna, że żyje z Tobą, że wierzy w Ciebie i jest z Tobą na zawsze. Pragnie z serca Twojego spokoju, siły, zdrowia, żebyś zniósł to, co złe.

Ja jestem u swojej rodziny W-wa – Deotymy 37 – Koło.

Marynia u Stasiów7 – Bielańska 14.

Jesteśmy zdrowi, syci, w dobrych warunkach.

Bądź zdrów, Józiu, nie martw się o nas –  b o   n a p r a w d ę   n i e   m a   p o w o d u  – miej siły, żeby wytrwać.

Całuję

Ludwik H e r i n g 

4. Hering do Czapskiego

15 II – 40

Twój ostatni list z grudnia. Czekam teraz drugiego. Powtarzam jak zawsze: wszyscy bliscy Twoi i moi żyją, w dobrych warunkach.

Ja także dobrze – męczy tylko troska o Ciebie i Twój niepotrzebny niepokój o nas.

Brak pewności, czy list dojdzie, czy doszły poprzednie nasze karty – utrudnia obszerniejsze pisanie.

Najlepsze, najserdeczniejsze – wszystkie myśli i życzenia z Tobą.

Całuję

Ludwik

Ludwik Hering

Warszawa

Deotymy 37

adres Maryni – Bielańska 14

u Stasiów

5. Hering do Czapskiego

1 IV – 40 r.

Ludwik Hering

Warszawa-Koło

Deotymy 37

Mój Kochany Józiu

Twój jedyny list z grudnia – potem wiadomość od kogoś, kto Ciebie widział – z pierwszego marca – o Twoje zdrowie się martwię – wierzę przecież, że i to przetrzymasz8. Wierzę w Twoją siłę, w Twoją Wielką Osobowość – wierzę, że wrócisz bogatszy o ten ciężki czas. Wszyscy Twoi mają się dobrze. Ja nawet mógłbym malować, ale jakże pracować bez Ciebie, bez takiego Mistrza.

Wierzę, że wrócisz – jestem spokojny.

Serdecznie ściskam

Ludwik

6. Hering do Czapskiego

[18 11 40]9

Bracie mój jedyny. Nic dobrego na Twoją kartę z 2 X powiedzieć nie można. Wiara w Twój powrót na niczym z „tego świata” nie jest oparta.

Ja mieszkam od miesiąca z rodziną w domu Jasia10 na Częstochowskiej. Tam przeniosłem cały Józefów11, a także obrazy z Langiewicza12 – żeby wszystko czekało razem. Kajetów brak – to wiesz13. Maryni udało się wydostać Twoje obrazy z Szucha.

Mam swój pokój, będę mógł być sam. Powiesiłem nad drzwiami Twój najdziwniejszy, piękny, długi obraz Łazarza14. Serce mi puchnie z radości, że to wszystko jest, i straszny żal, że teraz nie malujesz – bezradny żal pod tępą siłą spełnień pomyślanych kiedyś w koszmarze – a przy tym pewność Twojego powrotu do życia.

Do widzenia, mój bliski, Piękny, Żywy Człowieku –

Józiu Kochany.

7. Hering do Czapskiego

23 I – 41

Józiu – mój Bracie Bliski –

Przez to, że nasze listy się wymieniły, miałem takie uczucie dobre, jakbym Ciebie za rękę uścisnął.

Wierz mi, że nie pisałem nic dla pocieszania Ciebie czy oszukiwania siebie, że moja silna nadzieja, wiara – to ten sam pesymizm, stara nieufność do trwałości dobrego dnia, strach przed jutrem – który teraz każe mi innego, a więc dobrego jutra czekać.

W Twoich listach dużo smutku. To pociesza, że Twój smutek nigdy nie jest zupełnie smutny, bo jest piękny. (Pamiętam, to Cybis15: że Twój obraz nigdy nie był zupełnie zły, bo był potworny).

Tylko na Twoją „kruchą wciąż zrywającą się nadzieję” – ja się nie godzę (i Giraudoux także)16, „można nie mieć innego powodu do nadziei jak samą nadzieję i z tym czekać”.

Choć to pewnie „irracjonalne”, ale ja to tak jasno czuję. I Ty to musisz czuć. Żegnałem się jak przed końcem świata, a teraz witam. Choć nie wiadomo – czy to narodzenie – czy agonia – to przecie życie i to wystarcza, żeby chcieć czekać.

Trudno mi pisać szczegóły o sobie. Może to, że piszę teraz pod Twoją lampą z tą samą chustką. Zmarszczek więcej, włosów mniej, a te same uczucia i wady. W jednym szkicu pisze D.17, że istota pesymizmu to nie ilość, a jakość uczuć i wystarcza śmierć Abla tylko, żeby istniał problem Candida.

Wstyd mi przed Tobą, że ciągle jeszcze nie napisałem Candida. Nie zacząłem nawet, bo brak mi ostatniego zdania. Myślę, że gdyby Wolter nie wymyślił „uprawiajmy swój ogródek” – to też by nic nie napisał – a ja tego wykrztusić nie mogę. Czekam. Obchodzi mnie los kilku bliskich i – Abla. Z tym czekam.

Do widzenia mój Drogi

Ludwik

8. Hering do Czapskiego

6.2.4118

Mój Bracie

Dostałem dobry, bogaty list z Twoją twarzą i wierszem. Nie potrafię na tak odrębnie drogie rzeczy patrzeć jak na dzieła sztuki „jako takie”. Piszesz, że wiersz przesadny. Myślę, że Ty nie potrzebujesz bać się przesady, bo zawsze będziesz prosty choćby przez naiwność. Taki już z Ciebie człowiek: jak nie dziecko, to najwyżej młodzik. Moje wyrokowanie w pisaniu wypada tak ordynarnie „niewątpliwe”, ale wyobrażam sobie, że czytasz mnie przez tłumik – inaczej bym milczał.

W treści wiersza się gubię: Czy tam jest ktoś, kto „szczerszą twą głowę tworzy”, ten, z którym „choć nie w Awinionie ani w Tiwoli – kwitną rozmowy”; czy człowiek, co się znalazł po roku niedoli, to on właśnie; czy Ty; jeżeli on – to kto? Napisz, proszę, komentarz i przesyłaj, proszę, wiersze, rysunki – co się da. Dochodzi wszystko nietknięte.

__

Mało piszę. Staram się być ścisły, a jestem albo milczący, albo gadatliwy i nierzeczowy. Boję się szczegółów – jeden wymaga stu innych i nic nie jest dość jasne i prawdziwe. Jeżeli omijam smutne – to nie dlatego, żeby Ciebie oszczędzać, ale zawsze obawa, że Twój niepokój będzie nie to, że większy niż powód, ale nie „ten” właściwy dla „tej” przyczyny. Człowiek łatwiej cierpi na określony temat – wtedy prędzej się zdobywa na przeciwsiłę.

Moje bliskie zmartwienie to choroba brata. Ajdek cierpi już od trzech miesięcy. Objawy podobne do Marka, ale stan dużo gorszy; był groźny, ale i teraz ciągle niebezpieczny19. To u nas rodzinne – bardzo częste. Wierzę, że już najgorsze minęło i wyjdzie z tego szczęśliwie. Wszyscy inni moi zdrowi i nie w biedzie. Matka z serdeczną troską o Tobie pamięta.

Dziewczynka wesoło rośnie i bardzo ją kocham. Siostra pracuje jak dawniej, szwagier ma emeryturę – to wystarcza, żeby żyć nieźle. Rodzina Dosi Rudnickiej i Artka20 mieszka razem w Warszawie. Nie widuję ich od dawna, ale wiem, że jest im dużo gorzej niż nam. P.P. Malinowscy mieszkają pod dawnym adresem. Pani Malin. chwilowo u p. Peca – bo zimno. Otrzymała listy i przekaz na emeryturę. Ślad p. Merdingerowej21 zgubiłem – ale myślę, że znajdę i zaraz napiszę. Nie chcę przetrzymać tego listu.

O tym, że obrazy, książki, rysunki ocalały – nareszcie wiesz. Zbiory reprodukcji też są: w wielkiej ilości Malczewski, Goya – Manet i inne – zachowane w tym samym stanie.

__

Wzrusza mnie to, że tak mnie znasz – moje słabizny, a nie rezygnujesz – to mi dodaje wiary w siebie. Źle pracuję i tylko jedno wiem na pewno, że dziś nie napisałbym tak złej książki jak rok temu. O Obłomowa22 się staram23 –

Chesterton znalazł dwie zasady demokratycznej rzeczywistości: tragizm i śmieszność24. Każdy jest tragiczny przez śmierć i każdy jest śmieszny, bo ma dwie nogi. Każdy umiera i każdy biegł za swym kapeluszem. Brak mi odwagi śmieszności, a jestem dotkliwiej śmieszny niż inni, bo nie gonię kapelusza i moknę z gołą głową.

Jak myślę o Tobie całym, jakim Cię znam od lat aż do dziś – zdaje mi się, że „Ogromnej Śmieszności Pyszne Kalectwo” – to jest Twoja Wielkość.

Z nabożną czułością to piszę – niech Cię nie drażni moja niezdarność –

za kapeluszem gonię –

Do widzenia Miły

Ludwik

__

Ludwik Hering – Warszawa

Częstochowska 44 m 7

9. Hering do Czapskiego

20 II – 41

Przesyłam Ci wypis z karty Teresy25. Pisze się do niej przez adres:

Teresa Antonia Ferez Sanches

Madrid, c. Langasca 75

Józieczku. Jestem bardzo zmartwiona, że znajdujesz się w tak zimnym klimacie. Jeszcze jedno umartwienie więcej. Dobrze, że możesz rysować. Ja też maluję dużo. Widzenie tak się zaostrza, jak się jest smutnym i oderwanym od wszystkiego, że mogłabym robić rzeczy bardzo dobre, gdyby nie brak materiałów. Nieustannie myślę o Tobie i staram się otaczać Cię moją modlitwą, i mam nadzieję, że cierpienie prowadzi nas do logicznego celu, w tym życiu lub w przyszłym. Zresztą nie straciłam zupełnie umiejętności cieszenia się. Istnieje tyle piękna w promieniu słońca igrającym z kwiatami. Malowałam wrzosy, dalie – z rozkoszą – dla Ciebie mam ule zabawnie pokryte starą blachą i małe wiejskie domki kamienne ginące w zieloności, żebym miała większą technikę, by oddać to, co widzę coraz lepiej, to wychodziłyby cuda. Zresztą tę radość widzenia, kt. posiadam, zawdzięczam całkowicie Tobie. Nie myśl, że tracisz czas, jeśli nie malujesz, cierpienie też buduje – na wieczność. Widzenie piękna wnosi się aż do świętości. Całym sercem i wszystkimi myślami jestem z Tobą.

Teresa

Ja napiszę do Ciebie oddzielnie. Nic nowego – nic złego u mnie nie zaszło. Brat – zdaje się – czuje się lepiej.

Pani Merdingerowa jest chwilowo na wsi, ale pisała mi, że list z wiadomością o Franku do Ciebie wysłała.  J e ż e l i   w i e d z i a ł b y ś   c o   o:  P s z c z ó ł k o w s k i   S t a n i s ł a w  –  p r a w n i k,  i   F l u d e r s k i   L u c j a n  –  l e k a r z  –  n a p i s z,  p r o s z ę.  T o   k u z y n i   m o j e g o   s z w a g r a   M u r a w s k i e g o.  B y l i   w   S t a r o b i e l s k u. 

Do widzenia mój Bracie

Ludwik

L u d w i k  Hering

Warszawa

Częstochowska 44 m 7

10. Hering do Czapskiego

10 III – 41

Bracie mój Miły –

To list napisany i niewysłany. Nie było we mnie wahania ani wstydu, jak mogłem mówić Ci w żywe oczy – a tak strach, że moje ordynarności mogą trafić w złą chwilę, mogą zranić, że trafią na „inną twarz” – a nie ma możności sprecyzowania ani cofnięcia.

To było po Obłomowie. No tak – jest we mnie obłomowszczyzna. Wiłem się z zachwytu, jak trafiałem na złośliwości dla mnie. To nie przeszkadza, że chcę się bronić, a co cięższe kamyki odrzucić. Istota mojej obłomowszczyzny jest inna. Ja jestem moralny – on nie. Jego życie to przyjęty obowiązek, dług niespłacony – a ja za każdą chwilę płacę tym, że jestem, i rachunek jest co najmniej wyrównany.

Myślę, że każde przyjęcie życia, z dziedzicznym poczuciem obowiązku konserwowania „galeryjki” – to obłomowszczyzna i nikt się od niej nie wymiga. Mnie różni to od Obł., że czuję się bezradny i nieodpowiedzialny za galeryjkę, która się zapada to – na szczęście – tylko nad kurnikiem, to – ku zmartwieniu – pod synem. Obłomow (Junior) przez bierność łudzi – co też by zrobił! – a przecież wie się, że kosztem jednej części podparłby drugą.

Książka piękna jak Gogol i jak Brueghel. (Wizja senności i obżarstwa – to przecie pisany Brueghel – ta sama „materia” – drobiazgowość i systematyczność – surrealizm). – Najbliższa mi to chyba ta tłusta, zakochana, harmonijna klępa.

Myślę, że nasz nieświadomy pomnik i apoteoza obłomowszczyzny – to Pan Tadeusz. Żeby nie lokaj, który nakręca zegary, aby biły nikomu już niepotrzebne godziny, i Żyd, który „transponuje życie na sztukę” (może Telimena jako tragizm przemijania – a na pewno nie oleodrukowy ks. Robak) – bez tych postaci i z tym jasełkowym zakończeniem – to byłoby potwornie optymistyczne i chyba tępe. –

„Transpozycja życia na sztukę”. Myślę, że jeżeli jest cynizmem czasem, to i zawsze – nie dopiero wtedy, jak galeryjka trzeszczy przed nosem – bo zawsze gdzieś trzeszczy, się zapada. Czasem myślę, że sztuka to właściwie brak smaku, na który wielcy artyści mogą sobie pozwolić.

Przy każdym przeżyciu estetycznym trzeba się zdobyć na dystans uczuciowy, dlatego o Gruszkach i Amarylisachmożna tak samo dobrze mówić jak o Golgotach. Niezbędny jest jeszcze dystans w czasie i przestrzeni – dlatego cegła, która spada na głowę, nigdy nie jest przeżyciem estetycznym – chyba że to jest głowa cudza.

__

I czy to trzeba Tobie pisać? – Na Teresach to zrobiłoby wrażenie (ze Skórz. rozstałem się w miłości; z Tyszk.26 jestem w drodze przez „art. wyrafinowanie” do przyjaźni chyba. Ja jestem jak zły weksel z dobrym żyrem – taki szantażysta mimo woli. –

Ale po co to piszę Tobie? – Może to taka potrzeba jak w tym panu, który siedział długo w towarzystwie nastawionym na wzniosłość i cierpiętnictwo – w pewnej chwili ulżył sobie i krzyknął trzy razy d – – a! –

Niech to będzie taki mój protest i taka „zmysłowa radość”, że żyję, że Ty żywy przeczytasz – że tylu ludzi żyje i może nawet przeżyje –

Ludwik

Ludwik Hering – Warszawa – Częstochowska 44 m 7

11. Hering do Czapskiego

2 III 41 r.

Mój Kochany –

To też niewysłany list – próbka moich „niepokojów twórczych”, z których nic ujawnić nie potrafię. Nie tylko o brak formy chodzi, ale brak materii samej. Wewnętrznie odszedłem od mojej rilkenjady – estetyzowanego naturalizmu – i jestem jeszcze bardziej bezradny.

W tej chwili, nagle postanowiłem dać Ci fragment Lautréamonta27:

„…Psy ogarnięte szałem, zrywają łańcuchy, odbiegają zagród dalekich i gnają po pustkowiu, tu i tam, wydane obłędowi. Raptem przystaną, rozejrzą się na wszystkie strony z niepokojem bezlitosnym, z okiem w płomieniach; – zwieszają uszy bezwładne, wznoszą pyski, rozdymają karki straszliwe, i poczynają wyć, raz po raz, jak dziecko krzyczące z głodu, jak kot ponad dachem raniony w brzuch, jak kobieta, która ma rodzić, jak umierający na dżumę w szpitalu, jak dziewczyna wznosząca uroczy śpiew… Znają nienasycone pragnienie nieskończoności, jak ty, jak ja, jak reszta śmiertelnych o obliczach bladych i długich.

Jak psy odczuwam potrzebę nieskończoności. Nie mogę, nie mogę zaspokoić tej potrzeby! –”

Przyznaj, że mogłem się poczuć doskonale wyręczony. Tym razem to było uczucie nie tylko przyjemne.

__

Wstyd mi na tej samej stronie dawać siebie, ale niech będzie. Tak jak jest we mnie – to nie literatura, – pantomima prędzej czy balet. Daję Ci wyciąg takiego „stanu muzycznego” – choćby dlatego, żeby się tematem podzielić. – To będzie jeszcze jedna matka (też kompleks?) – To będzie skrót tego, co jest i tak brulionem.

Kobieta szara, jak pająk, mota sieć sznurów, na hakach, z kąta w kąt izby. Zgina sterany grzbiet, rozwiesza mokre płachty. – Między płatkami piersi, ciąży na taśmie szkaplerzne gronko uciułanych groszy. – Nie słyszy wejścia syna. – Wychylił się pijany zza żagla bielizny – zobaczył – sięga do węzełka. – Cofnęła się – nie odda!… – Szarpanina – – – Rozwścieczony chwyta nóż leżący przy mydle – – przejeżdża ostrzem po ptasiej szyjce. – Wczepione palce nie puszczają. – – Schyla się po sznur, zaciąga pętlę w krwawiącej ranie – wchodzi na taboret i trzepocącą coraz słabiej wiesza na wplątanej w siwy warkocz lince u haka w suficie. – Potyka się – chwieje – chwyta rozciągniętych sznurów – spada – oplątany, nie może wstać – z przekleństwem zasypia –

Nic – tylko jeden cieniutki ból, jakby włos zaczepiony o guzik ściągał skórę karku. – Raptem ulga – tułów zrywa strzępy ścięgien i pada przy śpiącym. – Otwarte oczy patrzą w ziemię. – – – Bezgłowy kadłub porusza się – przyklęka – wodzi palcami po podłodze – szuka – znajduje – wstaje – maca rozkrzyżowanymi ramionami po murze – szuka końcami stóp gruntu – podchodzi do pieca. – Ostrzy nóż o kant sagana – wolno: – raz – dwa, szybko – raz – dwa – trzy – – – Sprawdza palcem ostrze. – Wraca – prowadzi rękami po ścianie, podchodzi ostrożnie – noga za nogą – – przyklęka – rozchyla lekko koszulę na piersi śpiącego. – –

Przerażone oczy nawleczonej na nitkę świadomości głowy widzą – – –

Wola krzyku, jak struna – poprzez czaszkę, włosy, stryk – drży – wibruje – napręża sznur – – – Zrywa hak – Głowa pada chroniąc syna przed ciosem.

__

Ja też odczuwam rozdwojenie: – wysłać – czy nie wysłać? –

Przecież wysyłam. –

D/o/w/i/d/z/e/n/i/a mój drogi

Ludwik

Ludwik Hering

Warszawa

Częstochowska 44 m 7

12. Hering do Czapskiego

1 IV – 41

Józiu – mój bracie –

List dostałem – i dopisek w marcowym liście Maryni. Nie dziękuję Ci, bo to nie wdzięczność – i nic nie byłoby nowe. –

__

To Hiob: (Nie przerażaj się – mnie w tym nie ma).

„Bodaj był zginął dzień, któregom się urodził! i noc, w którą rzeczono: Począł się mężczyzna! Bodaj była noc onę osiadła ciemność, aby nie szła w liczbę dni rocznych, i w liczbę miesięcy nie przyszła!”28 –

„Cóż jest człowiek, że go tak wielce ważysz? a że przykładasz ku niemu serce twoje?

Pokądże się nie odwrócisz ode mnie? a nie zaniechasz mię, ażbym przełknął ślinę moją?

Zgrzeszyłem, cóż nam czynić? o stróżu ludzki! czemuś mię sobie za cel położył, abym był sam sobie ciężarem?”29

__

Zawsze jest mi to bliskie, ale dziś, cokolwiek bym rzekł, choćbym złorzeczył życiu – nie będę przeklinał dnia urodzenia mego. Bo swoje szczęście przez udział w życiu miałem i swój udział w szczęściu mam ciągle. Choćby przede mną było najgorsze – jeszcze odejdę szczęśliwy, że byłem. –

__

Często chcę, żeby moje listy nie doszły, ale Ty mnie poznałeś razem z moimi śmieciami i potrafisz na pewno śmiecie odrzucić. –

__

U mnie w domu przywykło się do choroby brata. Podobno jest z nim lepiej. Nie wątpimy, że jego silny organizm to przetrzyma. Materialnie jest ciągle zupełnie dobrze. O swoim życiu – życiu zewnętrznym – trudno mi pisać: łańcuch zabiegów, gestów, może nawet uczuć – jakby na niby. Niczemu nie ufam – bo nic z tego prawdziwie nie odczuwam. Jedno niewątpliwe – nie to, że pamięć o przeszłości, ale stała obecność i życie we mnie istoty tej przeszłości. Z tym jakoś związane próby pracy – realizacji. Z pisaniem jestem więcej – bliżej niż z malowaniem. Wyniki nikłe.

__

Mam stały kontakt z Tytusem Czyżewskim30. To trochę mechanika mojej z Tobą przyjaźni – może początków: pomagam mu w gruntowaniu płócien, w urządzaniu dużej wystawy (na której nic nie sprzedał; to sprostuje Twoje wyobrażenie o popycie na obrazy. Kupowane są obrazki znad rynsztoka, a także ruch antykwaryczny: Matejki, Kossaki, Wierusze31 itp.). (Ta niby wystawa była w jednej sali przy nowej kawiarni na Mazowieckiej, w domu, w którym kiedyś chwilowo mieszkałeś). O jakimś zbliżeniu intelekt. między mną a Tytusem mowy nie ma. Oglądam u niego reprodukcje, pożyczam książki (to są wzajemne usługi), no i najważniejsze – mam dostęp do jego obrazów i bardzo je cenię i lubię. – Przy tym zaufanie tego wielkiego dziwaka też mi pochlebia. – Prawda: – pozuję mu także, ale to, zdaje się, nie będzie portret – bo może bym Ci przysłał foto.

Jest także kontakt – już bardziej dorywczy, ale dość szczery z Teresą Tyszk. Od Teresy Skórz. mam czasem listy miłosne; to mój tużpowojenny przychówek uczuciowy. To jest naprawdę poważne, szczere i obopólne. Sądząc z listów, jest jej nieźle – maluje – zimą nawet akty. Teraz tam wiosna: mimozy, fiołki. – Przesyłam jej list do Ciebie. Naturalnie w każdym jest troska i pamięć o Tobie – to są właściwie listy wspólne. –

– Z Marynią jest – jak może być najlepiej.

D o   w i d z e n i a   m ó j   m i ł y 

Ludwik

Ludwik Hering

Warszawa

Częstochowska 44/7

13. Hering do Czapskiego

21 IV – 41

Mój Kochany

Jak zawsze nie potrafię i nic nie mam do napisania o moim życiu. Jest ciągle materialnie dobrze i bez zmian. O chorobie brata już Ci pisałem. Listy od Ajdka przychodzą dość często. Oczekuję na dniach Twojego listu – za kilka dni już powinien być.

Przeszły święta – jest wiosna – jestem tępy i w zamęcie – i znów wróciłem do Rilkego. – Pamiętasz jego straszliwy strach przed przemianą (śmiercią) – „Ja przecie wcale jeszcze nie oswoiłem się z tym światem… Cóż mam począć z innym? Tak bym bardzo chciał pozostać wśród tych kategorii, które polubiłem (do których przywykłem) – a skoro już coś się musi zmienić, niechże ja przynajmniej pośród psów żyję, które mają świat pokrewny i rzeczy te same”.

„Jedna chwila jeszcze, a wszystko straci sens – a ten stół i ta filiżanka, i stołek ten, którego się ręce czepiają, wszystko codzienne, najbliższe stanie się niezrozumiale obce i ciężkie – …A ja się bronię jeszcze. Mówię sobie: nic się nie stało, – a jednak dzieje się coś, co zaczyna mnie od wszystkiego dzielić i oddalać. Jaką ja grozę czułem, gdy słyszałem, jak mówiono o konającym: już nie rozpoznawał nikogo! – Gdyby strach mój nie był tak ogromny, pocieszyłaby mnie myśl, że nie jest niemożliwością widzieć wszystko inaczej, a jednak żyć. Ale ja się boję, ja się boję straszliwie tej przemiany”32.

Pisząc tak, przypomniałem sobie o cyklu pocztówek z widokami, które podczas tamtej wojny przesłała sztuka po sztuce córka swojemu ojcu – żołnierzowi. Na każdej z nich była scena pożegnania – na ostatniej „dzielna” córka pociesza matkę płaczącą w żałobnym stroju. Pamiętam, że mówiłem Tobie o tym fakcie jako o rasowej próbce okrutnego „liryzmu” – zracjonalizowanego sentymentalizmu. –

To te same atawizmy pewnie mi każą pakować Ci Rilkego na „pocieszenie” – i myślę, że nie będziesz się może dziwił, bo to są Twoje atawizmy. (Tamten ojciec nosił te kartki przy sobie i przy okazji odśpiewywał – bo i nuty były na każdej) –

A przecie do widzenia

(pamiętasz: a jednak się kręci!…)

Ludwik

Ludwik Hering

Warszawa

Częstochowska 44 m 7

14. Hering do Czapskiego

3 XII – 41 r.33

Bracie serdeczny

Dziękuję za słowa dla mnie w liście z portretem, z Tobą prawdziwym i żywym, w pisaniu i na rysunku. Odkąd wiem o ludziach bliskich, że są, czuję dawną rzeczywistość – chcę czekać i wierzę, że przyszłość nie będzie okrutna.

Ty najważniejsze wiesz z/a/w/s/z/e o mnie – choć listy nie wszystkie trafiają. Powtarzam: Mieszkam świetnie od 3 miesięcy z Twoją całą biblioteką, wszystkimi obrazami z Józefowa i od Jasia (Jerzego34 są u Maryni). Dotkliwa dla Ciebie strata to paczka z dziennikami i listami. Przepadła podczas zawieruchy – był na niej adres – może się kiedy znajdzie.

Mam sam pokój, mieszkam z rodziną jak dawniej, zupełnie dostatnio.

Twoje wszystkie rady są właściwe, na miejscu byłyby też Twoje wymyślania, bo marnuję te świetne warunki.

Poza czytaniem (i to przeważnie powtarzaniem) nikłe i zniechęcające próby pracy – stara, zgniła bezczynność.

Twoje obrazy mam dookoła, widzę, takie piękne! Truposz35 (najpiękniejszy chyba), Stacja, Tramwaj, Gruszki, Amarylisy. – To taka radość dla mnie, że to jest i że Ci to przechowam.

Drogi mój, jak minie tymczasowość, a ja znów będę się wykręcał – to choćby i pluń, a teraz jeszcze mi przebaczaj moje złe życie.

Do widzenia –

Ludwik

__

Ludwik Hering

Warszawa – Częstochowska 44 m 7

15. Ludwik Hering do Marii Czapskiej

19 II – 45

Maryniu Kochana –

Wiadomość o Tobie miałem jeszcze za Niemców – potem nic. Nie wiem, gdzie przebywasz – pisałem w styczniu na adres p. Cybisowej.

Ja z rodziną jestem jako tako urządzony. Zahaczeni jesteśmy o parafię ewangelicką – (mieszkanie) też pomoc z RGO36 składa się na egzystencję – która – myślę, że wkrótce jakoś się uniezależni. –

Tyle o zewnętrznym życiu. Psychicznie jest mi bardzo ciężko – po tych wszystkich ewakuacjach czuję się zupełnym śmieciem. Brak mi obecności – czy choćby słowa bliskich. Czekam z dnia na dzień i znikąd nic. Żadnej atmosfery, książki – nic z byłego świata.

Mam także pewne uzasadnione niepokoje natury personalnej – z których trudno mi wybrnąć:

Ja i siostra (Lucyna) byliśmy (już po pruszkowskim obozie) schwytani po raz drugi przez Niemców – uciekliśmy, ale straciliśmy kenkarty. Posiadamy dowody zastępcze wydane przez gminę milanowską – ale przy naszym wyznaniu i nazwisku nie zyskują nam one zaufania.  N i k o g o  tu nie ma, kto by nas znał37.

Gdyby w Krakowie przebywała Helena, Aniela38 (siostra Dosi), Artek czy Szczur39 – mogliby uzyskać zaświadczenie Komitetu Żydowskiego stwierdzające naszą polskość.

Gdybyś kogoś z nich widziała, proszę, poleć im to jako  b a r d z o  dla mnie  p i l n e  i ważne. Podaję dane:

Lucyna Heryng ur. 17 IV – 1906 –

Ludwik Hering40 2 VII – 1908

zamieszkali w W-wie Częstochowska 44.

Polecam Twojej pamięci jeszcze jedną sprawę dla tego Komitetu. Odezwała się Maryla Markowicz. Jest w szpitalu Boscha na Okęciu41. Błaga o pomoc w poszukiwaniu męża i dziecka. On pisywał do mnie spod Chonelowa. Nazwisko Gross. A może odnalazł Jasia Tarn. Synek był oddany do sierocińca jako Andrzej Wayda – 4 lata. Bliższych danych brak.

Maryniu – wstyd mi, że obarczam Ciebie tyloma sprawami, ale tylko Ty możesz mi pomóc.

Jest jeszcze jedna:

Zależy mi na możliwie oficjalnym potwierdzeniu mojej nominacji art. malarza. To, tak jak inne sprawy, jest obliczone na szczęśliwą obecność chętnych osób. Jesteś wprawdzie Ty, wiedząca, że byłem traktowany przez Józia jako malarz i że poważnie traktował i dbał o moje przy nim studia. Z zawodowców może jest Cybis czy Artek – dzięki którym i z ich inicjatywy miałem pomoc sekcji artyst. Prawda – jeszcze Teresa Tyszkiewiczowa – która zawsze z sympatyczną życzliwością do mnie się odnosiła.

__

Znów „gdyby” – gdyby istniał Związek – gdybym mógł otrzymać poświadczenie tegoż, że jestem malarzem (z podkreśleniem mojej  p o l s k o ś c i)  – to by miało dla mnie podwójnie ważne znaczenie.

Nie dziw się – widzisz, że to nie moje nudziarstwo – i wybacz, Maryniu.

Piszę na ślepo, nie biorę pod uwagę Twoich przejść – kłopotów – bo nic o Tobie nie wiem.

W smutku i szarzyźnie serdecznie o Tobie myślę, pamiętam, ile straciłaś – ile przepadło bezpowrotnie – ale dokąd nie wszystko stracone – to i czekać warto. Wstyd mi wielu głupstw – ordynarności – i wierzę, że jeśli nawet pamiętasz – to nie winisz.

Całuję Twoje ręce

Ludwik

Mój  a d r e s 

Radom – Reja 6 m 2a

16. Ludwik Hering do Marii Czapskiej

4 VI – 45

Maryniu Kochana

Dostałem Twoje dwa listy i jednocześnie spotkałem Teresę Tyszk., która mówiła o operacji i chorobie jak o faktach, które szczęśliwie przeszły i nie grożą komplikacjami – ale nie czuję tego z dopisku Twojej siostry (temperatura – silne osłabienie serca).

Wierzę, że to szczęśliwie przejdzie, ale Twój list, choć nieaktualny – został jako głęboki, smutny ślad.

I jakże tu nie być katastrofistą? (Kott wymyśla poetom przedwrześniowym od takich – Miłosz się broni, że nie). Mnie się wydaje, że samo życie w swoim początku i istocie jest katastrofą.

Nie pisałem długo. Czekałem, aż moja sytuacja tu jakoś się wyklaruje.

Nie jest zła – przeciwnie – dzięki Rudn. jest dobra – ale tak naciągnięta, że jej nie ufam. Czekam, aż trzaśnie. Szczegóły jeszcze i teraz odkładam – za tydzień może napiszę. –

Jestem tu od miesiąca. Szczur okazał mi dużo serca, dobrej woli i zaufania w moje zdolności artystyczne. Ten entuzjazm swoim zachowaniem, niezdecydowaniem i samokrytycyzmem mocno osłabiłem – mimo to nie rezygnuje. Nie potrafię teraz o tym pisać – napiszę jednak innym razem.

Sam jest w bardzo ciężkim stanie duchowym. Bywa w głębokiej rozpaczy. Nie znam człowieka bardziej samotnego niż on. Ja – mimo mojej dobrej przyjaźni – poza krąg tej samotności nie przechodzę. –

Napisał mało: dwa krótkie utwory, które będą niedługo drukowane w zapowiedzianej „Kuźnicy”. Uważam je za bardzo piękne. Jeden z nich – Popiół – przyjmiesz na pewno jak coś własnego. To jedyne, co obok Jastruna zrobiło na mnie wrażenie w obecnej literaturze. Te utwory, na miarę „tamtych” czasów, to chyba jedyne możliwe zadośćuczynienie – bardziej istotne niż spóźnione i już nieważne śmierci Hitlerów i Himlerów.

Całuję Twoje ręce, Maryniu, i dziękuję za pamięć o mnie w każdej chwili. Siostrę Twoją z serca pozdrawiam.

Pamiętam ją z Błot, w wieczór u Józia.

Ludwik

__

Moja rodzina z robót w Niemczech szczęśliwie dobrnęła42.

Gomolicki43 z żoną jest tu – serdecznie Ciebie pozdrawiają. –

17. Czapski do Heringa

21 II 46

Najdroższy, widziałem Szczura, opowiedział mi o Tobie – przeczytałem Huberta44. To, co mi mówił o Tobie, było mi tak samo oczekiwane i ważne, jak to, co było zawsze Twoją treścią – nie masz prawa pisać o sobie tak, jak piszesz. TO, że jesteś „śmieszny i nie do życia” – ale przecie Ty wiesz, że życie nie ma innych postaci – i że śmieszność się prawie zawsze pokrywa z głębią i istotnością dla ludzi, którzy patrzą pod kątem innego stylu czy innej myśli. Ty jesteś u takich jedyny i Twoja istota jest cała, że nie można by zaczepić o żadne takie czy inne formy, czy z Polski „wrześniowej”, czy z „Kuźnicy”.

I Ty wiesz, ileż razy inaczej idę, inaczej myślę – ale nigdy w Twojej postawie życiowej nie widziałem śladu małości i Twoja ,,dzika” koncentracja,  n i e przyjmowanie współodpowiedzialności za sprawy, które Ci są nie tylko obce, ale nienawistne, jest także miarą człowieczeństwa: taka czystość, jakiej niewiele w życiu miałem szczęście spotkać. Ale to wszystko jest otwieranie drzwi otwartych, zdaje mi się, że Ty musisz wiedzieć, że Ty mi nic nie musisz mówić, żebym naprawdę czuł Ciebie zawsze w sobie jako nie tylko najbliższego człowieka, ale jako problem, który, jak mi kiedyś powiedziałeś, nigdy mi nie da błogo spocząć w optymizmie nawet koniecznym, nawet religijnym. Utrudnia mi pisanie do Ciebie Hubert. Jest bardzo głupio wobec swojego „portretu” mówić: jestem niepodobny, wcale nie jestem bankrut, który dźwiga na sobie ciężar ważny. Jeżeli opis Huberta w Polsce, to kiedyś przecie bardzo upiększony, a ten portret imaginacyjny pod wpływem opowiadań głuptasa (mówię to czule) Jacka45 jest naprawdę fałszywy. Bo ja nie czuję się winny za to, że mnie mówiono rzeczy, które może mówić się boją albo może nie mogą. Ja  n i e  jestem winny, że nie zapominam o tych, co zginęli zamordowani, i że nie uważam Polski dawnej za „kupę śmiecia”. Już jeżeli mamy mówić o śmieciach, myślę, że dziś tego śmiecia jest nie mniej. Ja nie czuję się winny, że od 41 roku żyję w dzikim wysiłku, który chwilami przeklinam, ale który  t a k ż e   k o c h a m,  ż e   j a   n i e   m o g ę  żyć tylko malarstwem, kiedy jesteśmy na obsuwającej się górze, nie wierzę w głupstwa, w które wierzy czy prędzej musi wierzyć Szczur. Ja nie czuję się ważny, że narażając się na wszystkie niebezpieczeństwa, miotałem się po całej Rosji, szukając moich bliskich, gadając z Erenburgiem, Tołstojem, żoną Gorkiego, wielkimi generałami Czerwonej Armii i dosłownie tysiącami ludzi…46 Ja nie czuję się ważny, że siedząc rok w Iraku – organizowałem szkolnictwo, prasę, różne teatry – że w tym okresie, kiedy 100 000 ludzi było rzuconych w taki żar, że człowiek miał oparzelizny, jak dotykał piasku pustyni, że miałem 20 odpraw, po których ja mogłem natychmiast donieść dowódcy Korpusu każde nadużycie, każde chamstwo, każdy krzyk wobec żołnierzy zły czy szkodliwy, że walczyłem wciąż o to samo, o los Żydów w wojsku, o los Ukraińców, że w okresie włoskim, kiedy ci ludzie ginęli i słabli po latach Syberii i Iraku, że ja tym ludziom służyłem z miłością i pasją, że mam kupę artykułów o Norwidzie, o malarstwie, o życiu, z których wyszłaby dobra książka, że napisałem książkę o Prouście w niewoli, pół po ciemku, i drugą, dużą, rezultat wielu, wielu wykładów, Od Dawida do Picassa, której wywieźć nie mogłem i która zginęła, że pchałem do pisania, do malowania różnych „Jacków”, których trzeba było wyciągać za uszy z różnych wojskowych tarapatów, że wydałem tom esejów Grudzińskiego47, który je pisał na plecaku swoim na froncie, i tom artykułów antytotalistycznych, liberalnych, gwałtownie przeciwnych wszelkim Ciemnogrodom – Bocheńskiego48, który był jedną z najświetniejszych inteligencji i najhojniejszych serc, jakie w życiu spotkałem (zginął pod Anconą). Noce pisane, tych nocy w pustyni, gdzie mi deklamował pacyfistyczne wiersze Wittlina – on, który był najbardziej wariackiej odwagi, który będąc oficerem, za żołnierzy odrabiał wartę, żeby oni mogli spać, który się drapieżnie i zawsze starał o sprawy mniejszości, każdej mniejszości. Nie zapomnę moich kontaktów bliskich, serdecznych żydowskich w Palestynie, gdzie przecie udało się nam jako wojsku zawiązać, może trochę dzięki mnie, stosunki serdeczne i pomimo tego, że 3/4 Żydów z wojska w Palestynie od nas wywiały, że Korpus ani trochę w tym kierunku nie rozognił stosunków z Żydami. Piszę Ci to, nie żeby Ciebie czymś przekonać, ale żebyś wiedział, że nie wyjeżdżam z „małymi rzeczami” do Kanady (!) i właściwie nie zmieniłem się poza postarzeniem. Mam stosy rysunków, które po drodze gubię czy rozdaję, z Persji, Iraku i Włoch – mam stosy notatek, z których muszę coś zrobić bez merdania ogonem w żadnym kierunku49. Jest możliwe, że nigdy nie będę malował ani pisał, choć zdaje mi się, że jedno i drugie teraz potrafiłbym robić, nie dlatego, że nie chcę, ale dlatego, że jest naokoło mnie nurt płaczu, że ludzie oderwani od gruntu cierpią i szukają zaczepienia, że dzięki pracy, którą robiłem, mam możliwość  c z a s a m i  pomóc, że tkwię jakby na przecięciu najbardziej bolesnych spraw polskich. Ja czuję się Polakiem, jak nigdy się może nie czułem, z całym poczuciem czarnych win, naszych win, zbrodni, małości, ale także poczuciem nieważnej przepięknej piękności, którą też można znaleźć, nie to wprost jestem Polakiem, jak to, że mam taki czy inny nos czy wzrok i że nie jestem Polakiem „z wypowiedzeniem”. Nie chcę, pisząc o sobie, podmalowywać na inaczej, a chcę, żebyś wiedział. Mam zawsze przy sobie wszystkie Twoje fotografie pod drzewem w Błotach razem ze mną – i nic mi się nie zmieniło od tego czasu. Byłeś zawsze samotny i oporny, zawsze gardziłeś każdą ideologią, równie moją, jak Szczura, zawsze widziałeś i konkrety z buntem, cierpienie ludzi i zwierząt i tu  j e s t  Twój nie tylko dar, Twój geniusz. Błagam, miej siły, bądź cierpliwy. Wierzmy, że się spotkamy – nie zdradzimy tego, co w Twoim i moim życiu było najdroższą  o s o b i s t ą  tkanką życia. I nie wierz bujdom, nie wierz bujdom takich nawróceń na aktualne „religie” i nie wierz, że świat dzieli się na zbrodniarzy białych i czarnych aniołów. Czy list ten do Ciebie dojdzie, od M.50 mam wiele o Tobie szczegółów, które z czułości poczułem po cichu w sobie, co noszę jak skarb. Marynia różnych rzeczy  n i e   r o z u m i e  (kto z nas rozumie wszystko), ale tak prawdziwie, trochę zgrubiając, opowiada, że mam Ciebie w jej opowiadaniach jak żywego. Szczur mi coś mówił o Twoim pisaniu, pisz, pisz – a jeżeli nie możesz wydać tam, to przyślij,  j a  tu Ci wydam. Nie poddawaj się Twoim kompleksom to wyższości, to niższości. Twój dar, Twoja siła, Twoja wizja jest właśnie w tym życiu, w tej formie życia bezkompromisowej, którą wybrałeś, i nie poddawaj się głupim czy praktycznym, czy nawet nędznym, ale jednostkowym ludziom, którzy  n i e   w i d z ą,  że życie Twoje jest pozornie tylko odmową od wszystkiego, że Ty jesteś człowiekiem o innym „darze”. Ale ja Cię błagam,  p i s z,  pisz, jeżeli nie możesz, jeżeli nie chcesz wydawać, to dla mnie. To piekło, któreśmy wszyscy widzieli, tę podłość ludzką, to ludzkie cierpienie, które Ty właśnie czujesz jak nikt, niech zostanie dla kogoś, niech pozostanie iskra, ślad w sztuce Twojej. Ty możesz wszystko odrzucić, nienawidzić Polaków i Polski, i Pana Boga, ale Ty musisz dać swoje jedyne świadectwo prawdy. Niech Cię nie pożre sceptycyzm i nie opuszczaj mnie. Bo tylko w Tobie czuję się zupełnie sobą.

Wiem, że nienawidzisz we mnie morze rzeczy Tobie przeciwnych – które są mną i których opuścić mi nie wolno, ale wiem, że Ty mi to przebaczasz i że mnie kochasz. Więc dlaczego Ty mówisz, że człowiek żyje, jeżeli się jest wielkim dla jednego tylko, dla jednego człowieka. Ty przecie na pewno nie tęsknisz za „publicznością” Mniszkówny. Twoją miłą rodzinę, Matkę i Twoje drogie Siostry – powiedz im wszystkim wiele ode mnie czułości, czuję je blisko Ciebie i tak często o nich myślałem. Co się dzieje z Twoją maleńką, z którą byłeś raz u mnie?

Mój Ludwiku, bądź szlachetny i nie daj się przygnieść życiu, pisz do mnie.

14 RUE LINCOLN Mme JODKO POUR J. CZAPSKI – albo (DLA JÓZIAC.) Przetrwaliśmy tyle lat, może i dalej potrafimy trwać w związku, w uczuciu ze sobą.

Twój J.

18. Czapski do Heringa

niedziela 10 III 47

14 RUE LINCOLN

PARIS VIII

Mme JODKO DLA JÓZIA

Mój najdroższy,

Od jak dawna nie mam od Ciebie  n i c   i   n i c.  Wiem, że w każdym razie część listów moich do Ciebie dochodziła, też rzadkich bardzo, ale jak trudno pisać, kiedy milczysz i kiedy piszę po latach, to przecież ciągle ogólniki, i to nie wszystkie. Gdybyś mi napisał choć słowo. Wszystko, co wiem o Tobie, zawdzięczam Teresie T., włącznie do tego, jaką robisz pracę. Twoje Ślady51 są przetłumaczone częściowo przez Teresę Sk., częściowo przez tłumaczkę i mają się ukazać. Umarł Bonnard, napisałem więcej niż artykuł, duże studium o nim, kt. mi rozpuchło i kt. mnie z powrotem postawiło wobec malarstwa. Kiedy wyjdzie, to Ci przyślę – poświęciłem Tobie – i może tym artykułem więcej niż w listach potrafiłem powiedzieć pewne rzeczy, pewne przeżycia uzasadniać, kt. w liście nie mogłem Ci powiedzieć52. Czy muszę Ci pisać, że myślę o Tobie, że nic nasze uczucie się między nami nie zmieniło, że znajduję mnie prawie takiego samego, tylko o tyle starszego, ale nigdy nie widzę ciągle możliwości spotkania, to takie zdanie podane sucho platonicznymi gestami bez pokrycia. Im dalej luki moje w robocie, tym trudniej i ciężej widzę przyszłość. Utrzymuje się wola życia, wola życia, kt. całymi okresami tracę, ale moje pisanie, kt. chciałbym do lata skończyć, gdyby i to nie zginęło, jak wszystko, co kiedykolwiek malowałem (mam jakiś uraz, że wszystko, co robię, będzie czy może być zniszczone), to może, może kiedyś wrócę do malarstwa. Mój wielki artykuł o Bonnardzie i wielka wystawa Van Gogha mnie dała poczucie, że chciałbym malować znowu – ale zdaje się, że bardzo bym odszedł od Bonnarda – a bliższy by mi był o wiele Van Gogh. Ale wszystko jest dla mnie ciemne i dalekie, nie przestaję mieć tego poczucia osypującej się góry z piasku, w której ja jestem jednym z miliona ziarnek, i wszystkie próby zatrzymania tego biegu w dół wydają mi się dotychczas bez rezultatu. Ty na to byś powiedział, że i tak „nie bierzesz za to odpowiedzialności”, ale ja tak nie mogę i gdybym [się] nie borykał i o coś nie walczył, tobym nie mógł żyć. Napisz mi słowo jedno, że żyjesz i że otrzymałeś list. Cóż Ci powiedzieć o sobie, żyję bardzo sam, w tym znaczeniu, w którym Ty mi brakujesz. Jest Marynia, jest praca, brakuje przyjaciół w pracy, jest Jerzyk.

Napisz mi

J.

19. Czapski do Heringa

47

Najdroższy Ludwiku – na list Twój bez daty, odpowiedź na mój sprzed 2 miesięcy, nie odpisałem do dziś. Co to znaczy, czy ja Ciebie nie kocham, dlaczego tyle razy rozmawiamy myślami, jak tyle razy w myśli prowadzę z Tobą rozmowę, nie został napisany! Bo ja nie mogę Ci nic napisać – bo nic z głębi siebie nie wiem, na jakich drogach szukać naszego spotkania. Nie mogę Cię ciągnąć ani namawiać do pracy, którą żyję – która by dla Ciebie była obojętna, może nawet nienawistna, choć nie jestem tego pewny, bo ma strunę całkiem ludzką, realną, równie wstrząsającą, jak każda praca, która ma do czynienia z ludzkim cierpieniem. Ale nieustannie żyję w poczuciu obcości gruntu – obcości do nas, odczuwania – i co dzień każde przebudzenie moje jest tak ciężkie, że często chciałbym wprost nie żyć i żeby to wszystko skończyło się dla mnie. To, co mnie utrzymuje, to że chciałbym przed śmiercią napisać to, co napisać muszę, no i może potem jeszcze malować. W sytuacji, która się stworzyła, nie widzę możliwości powrotu, też zabicia w sobie tego, co mi w moim przekonaniu daje prawo do życia. Coraz to przewracam w sobie myśl, żebyśmy się  t u  połączyli, i wydaje mi się to ciągle jeszcze nie dosyć realne, żebym mógł Ci pisać: przyjedź. Moje zaczepienie dzisiejsze nie będzie trwało, ale ciągle nie jestem wolny, tak że nie jestem w stanie pochodzić koło siebie i sobie podstawy życiowe własne zagwarantować. Jestem przy tym normalnie tak zabiegany, że mogę to tylko porównać z okresami przedwystawowymi, a fizycznie naturalnie bardzo podupadłem i wszystko, co dla mnie najważniejsze (pisanie), robię dorywczo, nie dociskając do końca (malowania). Robię notatki na kolanie, w aucie, w pociągu, przez okno, piórem i trochę akwarelą i ołówkiem w kalendarzu czy notatniku kieszonkowym – to wszystko. Twoja nowelka, którą mam, przede wszystkim Ślady, uważam, że chyba najlepiej napisana rzecz z Polski, która doszła do mnie, ma przewagę nad rzeczami Szczura (parę czytałem pięknych). Postawa bardzo czysta, jasna, niedwuznaczna, bez jakiejś marmelady, która jest u Szczura, często mętnej filozofii przytępionej sentymentalizmem, który dla tej filozofii oportunistycznej i bez czystego sumienia odgrywa rolę zasłony dymowej. U Ciebie jest jasna i zdaje mi się, że nie drgnąłeś w Twojej istocie – buntu do życia i współczucia surowego i wstydliwego nad człowiekiem, zwierzęciem. Myślę, że gdybyś chciał, gdybyś mógł wyjść na świat – to właśnie przez literaturę. Twoją nowelę chcę przesunąć do prasy tu – mam już tłumacza upatrzonego, który ciągle jeszcze zwleka z tłumaczeniem. Twój temat główny – Żydzi, getto, dzieci – głównie wszystko, co zaczepia o cierpienie Żydów – może być tłumaczone najłatwiej. Jeżeli cośkolwiek z tego dostanę pieniędzy, spróbuję Ci przesłać.

Przebacz mi, L., milczenie, nie mogę tego sam wytłumaczyć czymś innym, jak wypraniem mojej duszy z tego, co we mnie najdroższe,  o s o b i s t e,  jak oderwaniem się od tych źródeł czystych i najdroższych miłości do paru ludzi – do rodzeństwa – do Ciebie. Wiem, że żyję stokrotnie wygodniej niż Ty, że miałbym sto powodów, żeby się nie czuć tak źle, że nieprawdę bym mówił, gdybym Ci pisał, że chodzę stale z długą miną i płaczę, nieprawda – mam coraz to i chwile radości życia, żyję, jem, śmieję się, ale jest we mnie jakiś nurt podziemny poderwany i jest mi bardzo ciężko też. Nie dawaj tego listu nikomu, bo to tylko dla Ciebie. Szczur jest przecie człowiek wzięty w szczypce, który nie tylko że ze wszystkiego robi „literaturę” sentymentalną, ale jeszcze służy robocie, która w praktyce w stosunku do mnie jest prowokatorska. Miły Jacek jest jak zawsze wpływowy i jego chciałbym najprościej uściskać, że jest trochę głuptas szlachetny.

Ludwiku – piszesz, że nie wierzysz w wartość wysiłku, w sens, pamiętaj, że o tośmy zawsze ze sobą walczyli, nie wiem, czy się z tego ucieszysz, że mam coraz więcej chwil, gdzie i ja tracę tę irracjonalną wiarę w sens mojego wysiłku, choć jedyne, co mnie przy życiu trzyma, jedyne, w co przecież wierzę, to że nawet w najcięższej chwili trzeba do ostatnich sił swoją walkę prowadzić o to, co jest czy Ci się wydaje dobrem, z tym, co jest czy co Ci się wydaje złem, i że ten wysiłek jest jedyną pięknością życia, że na tym stoi jeszcze ta odrobina światła, którą się w duszy ma. Nie piszesz nic konkretnego o Twoich – o sobie. Jeżeli „metafizycznie” wszystko Ci jest „bez sensu”, to choć praktycznie myśląc, pisz. To jest droga, po której możemy się spotkać. Przysyłaj mi wszystko, co piszesz, może przez Teresę. Jeżeli ją zobaczysz, bardzo serdecznie się jej ode mnie ukłoń. Posłałem jej dla Ciebie dwa duże artykuły o malarstwie53 – czy je masz? Czy do Ciebie doszły? Nie opuszczaj mnie, przebacz mi moje milczenie, moją słabość w walce o nawiązanie stałego stosunku. Dużo w tym było obrony dla Ciebie, ale widzę, że to jest przesada i zdaje się, listy nie mogą Ci być szkodliwe, i błagam, pisz – 14 Rue Lincoln Madame Jodko pour Joseph. Marynia jest ze mną. Dopóki nie zobaczę, że to może być niedoręczenie, będę do Ciebie pisał. Proszę,  p i s z. 

Marek

Mój miły – mój miły – ileż razy w jakich krańcach świata jak gorzko tęskniłem

i pragnąłem być blisko Ciebie.

Teresa Cię najczulej wspomina, wyjechała dalej na południe.

20. Hering do Czapskiego

3 IV – czwartek

Przed chwilą dostałem zwrot swojego listu  p o l e c o n e g o  – wysyłam ten sam jako zwykły.

Kochany Mój –

Dostałem list z rysunkiem, list z artykułami (przez Teresę), papierosy – i ostatni list, pisany 10 III. – Gdybym się zaczął tłumaczyć, dlaczego milczę, znów zabrnąłbym w platoniczne ogólniki i nic bym nie wysłał.

Pisałeś kiedyś, że tylko we mnie czujesz się sobą; o ile pewniej ja mogę powiedzieć, że tylko w Tobie, w Twoim wyobrażeniu, czuję  s i ę   l e p s z y m,  innym sobą. To mnie może najbardziej hamuje, że nie mogę napisać nic o sobie, o swojej pracy – co mogłoby Ci zrobić przyjemność. Po Śladach tak bardzo przez Ciebie przecenionych (choćby dlatego, że to taki okruch) nie drukowałem i nie napisałem nic. Ostatnio mam w opracowaniu cudze pamiętniki (kilkaset stron maszynopisu). To mnie bardzo zafrapowało, ale są okresy, że nie widzę sensu mojej roboty i wiem na pewno, że psuję. To są pamiętniki Żyda, który przeżył getto i likwidację Otwocka, kilku innych mniejszych obozów – ostatecznie oparł się o W-wę, gdzie ukrywał się po aryjskiej stronie. Nie wierzył, że się uratuje, i na rok przed końcem przerywa pisanie i oddaje na przechowanie rękopis. Wiadome jest, że przeżył powstanie i już w wyludnionym mieście został odkryty wraz z grupą kilkunastu osób przez plądrujących i oddany na stracenie Niemcom. Pamiętniki te (w materiale orientujesz się) są pisane językiem szlagierów Lawińskiego. W zestawieniu z materiałem działanie tego języka jest potworne. Moja robota to właściwie korekta, doprowadzenie języka do poprawności – właśnie widzę, ile przy tej poprawności traci całość. Chciałbym więcej o tym powiedzieć, ale to trudne. To jeszcze, że pamiętniki mogą się wydać antypolskie – ale to pozór; tak samo są antyżydowskie. Wydaje mi się, że jest to nieświadomie dokument antyludzki; świadczy, że „dziesięciu sprawiedliwych” po każdej stronie znaleźć trudno i ci ratują tylko fikcję o człowieku. Prawda – to reszta. Ja się może nie uchylam od odpowiedzialności, ale to wszystko nie ułatwia mi przyjęcia jakiegokolwiek stanowiska, poglądu (społecznego). Nie jestem przeciwko Twojej pracy, wiem, że jej „ludzkie dno” utwierdzi mnie w tym, w czym jestem. Może mi się wydawać tylko, że powód dla Ciebie istotny chybia celu – ale sama praca będzie tak samo cenna dla mnie, ważna, jak Dostojewski, po którym wszystko i tak może się zacząć od początku, tylko w potworniejszej skali. Słyszałem, że Twoje artykuły z „Drogi” mają być drukowane w „Głosie Plastyków”. Wyszedł pierwszy numer „Głosu” w formie przedwojennej. Cieszę się i czekam na pracę o Bonnardzie. Jakże mam dziękować? Nie zasługuję na to. Mimo „szlachetnych” konfliktów wewnętrznych moje życie jest niechlujne i brzydkie. Zdaję sobie sprawę, mam wstręt do siebie – ale to niczego nie zmienia. Moja obecna praca daje mi czyste sumienie – ale to na niedaleki kilkumiesięczny dystans. Przeważnie pasożytuję przy mojej rodzinie, łudząc siebie i ich, że zmierzam do jakiejś „realnej” pracy. Ich sprawy ułożyły się możliwie. W najbliższym czasie przenoszą się na nowe, wreszcie możliwe mieszkanie. Ja z nimi. Dotychczas to jest jeden (wprawdzie wielki) pokój bez wygód i w nim dziewięć osób. Od roku mieszkam tu i ja. Teraz będzie dwa pokoje i kuchnia na przedmieściu Łodzi. Pisz na obecny adres, dokąd nie przyślę Ci nowego. Moja bliska rodzinna grupa to matka, dwie siostry i mała Dzidka, która ma teraz jedenaście lat54. Robię z niej malarkę – może jestem zaślepiony, ale uważam, że nie ma drugiego dziecka, które by tak malowało, jak ona. Kilku tu malarzy, z Teresą T. na czele, jest tegoż zdania. Ale Teresa łatwo ulega sugestiom, a ja zdaję sobie sprawę, że to mój bzik – to nie przeszkadza, że traktuję to na serio. Kocham małą, a ona ma bezgraniczne do mnie zaufanie i sama jest tym malowaniem przejęta. Może bym coś przesłał, ale sens ma cała kolekcja – jeden rysunek nie „reprezentowałby” jej właściwie.

Jak wiesz, często widuję Teresę T. – dużo gadamy i ona moc maluje, i choć myślę, że miałbyś w stosunku do jej pracy te same co dawniej zastrzeżenia – trudno w niej tej pasji nie uszanować. Szczerze ją lubię, mimo to ta przyjaźń wydaje mi się dość powierzchowna i łatwa. Rudn. widuję rzadko, mówimy monosylabami – i to jest przyjaźń trudna. On pisze bardzo mało, przybyły może dwa opowiadania, których nie znasz. Męczy się bardzo konfliktami różnego rodzaju. Jest prawie ożeniony, ale nie dość zdecydowany. Czasem myślę, że on jest przede wszystkim autorem Niekochanej – a właściwie „niedokochanej” czy „źle kochanej”, jak to, zdaje się, ktoś określił. (Najmniej tu myślę o stosunku do ludzi). Jest to jedyny pisarz, na którego „postawiłem” i właściwie nie uważam się za zawiedzionego, choć Ty jesteś – zdaje się – innego zdania.

Nie mam i nie chcę mieć żadnych trwałych kontaktów z ludźmi. Te, które mam, też właściwie mi ciążą. Myślę, że podobniejszy jestem do siebie sprzed 13 lat, gorzej o tyle, że o tyle starszy. Co jeszcze? – dużo, dużo miazgi życiowej, o której trudno i nie warto mówić, i pewien procent tego, o czym się nie mówi: polowania na „spotkania”, „znajomości” i likwidowanie znajomości. „To by było wszystko”… jak powiedział Breza na końcu swojej nagrodzonej powieści, czym olśnił jednego z krytyków. Ale to jest nie tak mało, jak źle (też jak w powieści Brezy).

Mój Miły – nic z tego, co czuję, co chciałbym napisać. Nic nie zmieniam, nie przepisuję – bo znów bym nie wysłał. Wiem, że będę żałować. Nie pluj na mnie – ostatecznie jestem taki, jakim mnie znasz i do jakiego piszesz. Napiszesz jeszcze. Powtarzam: wszystko czuję, słyszę, choć nie nawiązywałem do Twoich listów w tym pisaniu. Włącz, proszę, rysunek – tamten jest piękny, wydaje mi się, że ma (powagę, nasycenie) niewyżytego olejarza – pewnie dlatego, że o tym wiem. Wisi oprawiony w wielkie, szare paspartu. Papierosów, mój Dobry, nie przesyłaj – ja wiem, że są drogie – a ja je marnotrawny wypalam.

Widzę Ciebie, jakbym na Ciebie patrzał – całuję –

Ludwik

Miałem okazję przesłać drobiazgi Teresy, ale nie wiedziałem, czy mogę na Twój adres. Może będzie jeszcze okazja – bardzo bym chciał oddać.

– – – Pozdrawiam Marynię – Pozdrawiam Teresę.

Tak dziwnie – jakbym z innego świata.

2 V

Józiu Najdroższy,

Strasznie jestem zły i smutno mi, że ten list nie doszedł – myślę, że dlatego, bo polecony. Czuję się i tak winny za to, że milczę, że robię większą przykrość, niż mi się zdaje –

Dostałem fotografię Twoją od siostry Poldzi55. Jesteś mi najbliższy na świecie –

Twój Ludwik

21. Hering do Czapskiego

47 r.

Mój Drogi –

Trudno mi pisać. Piszę, bo boję się, że i Ty się nie odezwiesz. Trzeba by konkretyzować: – jak żyję, co robię. Boję się konkretyzacji. Czyste fakty nie mają czystej wymowy. Właściwie tyle, co ostatnio wiesz, wystarcza, żeby mieć zdanie o mnie. To, że nie wypadło dla mnie źle – to mój czysty zysk. Czy jest sens przekonywać, że się mylisz – i tracić? Jedyne, co mam do stracenia. Niemniej Twoje zaufanie w moje „dary” przeraża mnie. Nic się od Twojego listu nie zmieniło ze mną. Wydrukowałem znów kawałek prozy w „Kuźnicy”. Jako „twórczość” czy praca – to zbyt mało. Mimo Twoich argumentów zbyt często nie wierzę w wartość i sens – nie mam siły. To nie wykręty, nie lenistwo – to nie tylko to, że jestem słaby człowiek. Miłość własna i konieczności życiowe to są bodźce dość silne – a jednak nie wystarczają –

Mimo wszystkich objawów egocentryzmu, aspołeczności – nie potrafię „wydzielić” siebie – swojej egzystencji, która (mogłoby się zdarzyć) miałaby swój ograniczony sens, swój los – swoje chwile. Ostatecznie tylko to jedno daje się czasem uratować między jedną katastrofą a drugą. Nawet w czasie katastrofy.

I ja mimo wszystko nie potrafię rezygnować ze swojego losu. A zbyt dużo połamało się, poplątało.

To, że sprawy między mną a T.56 ułożyły się tak, a nie inaczej – jest najważniejsze. Nie widzę znaku, żeby miała wrócić do mnie. A krok z mojej strony – przyznaj – to byłoby szaleństwo, niemożliwość i ja jestem dość trzeźwy, żeby to wiedzieć.

Niepokój, niepewność – to cierpliwe uczucia, – ale cierpliwa wątpliwość – to tyle, co rezygnacja. Nie chcę rezygnować. A nie mam daru wiary. Nie potrafię stworzyć – zdobyć się na przeświadczenie, że wróci, i uwierzyć w tę fikcję. Gdybym nawet uwierzył ślepo: Można różne nadzieje i życzenia umieszczać w przyszłości i wierzyć, że wszystkie kiedyś się spełnią (doświadczyliśmy, że tyle rzeczy  n i e m o ż l i w y c h  mogło się spełnić) – ale czy można spotkanie z człowiekiem odsuwać w nieograniczony czas.

Plotę w kółko – nie potrafię wyjść poza ten temat. Może w innym liście.

Twój list był dla mnie ważny w każdym słowie. Sam wiesz, co nas godzi. Takim Ciebie poznałem – jak dziś jesteś – i taki jesteś mi drogi. Policzyłem: jedenaście i pół roku. I komu mam się zwierzać, jak nie Tobie?

L.

Dziękuję Ci za albumy. Był okres – podczas wojny i po, że czekałem tylko na malarstwo, sztukę tematyczną, zdawało mi się, że innej, w której nie będzie śladu tego, co się stało, nie powinno być. Już dawno zdążyłem zmienić zdanie na krańcowo inne. Matisse jest mi bliski jak nigdy. Myślałem o nim i nie mając innych, powiesiłem sobie malutką jednobarwną fotografię dziewczyny w ukraińskiej bluzce. To była wielka radość dla mnie te reprodukcje. Nasyciłem się nimi i ostatnio mniej oglądałem.

Kilka dni temu, przed świętami, dostałem kartę od Ciebie. Przejrzałem nowym okiem i wyróżniłem ostatecznie siedem w tej gorszej serii. Nie wiem, czy zużyję dobrze te artystyczne doświadczenia – czy zmarnuję tak, jak wszystko dotychczas. Dziękuję.

Co się dzieje z Teresą? – Mam kilka jej drobiazgów – pamiątek – które chciałbym oddać. Marynię pozdrawiam – cieszę się, że tam.

22. Czapski do Heringa

2/3 VII

7 Rue DAUBENTON

PARIS V

Ludwika Śniadecka57

Wysłałem Ci list i już chcę pisać dalej. Bo pisać mało, to jakby nic – a wtedy chciałoby się pisać ciągle. Po napisaniu mam skrupuły (głupie), że piszę o swoich ciągle sprawach i wątpliwościach, ale wiem, że te skrupuły nie mają sensu – bo naprawdę ja nie mam nikogo, któremu bym mógł pisać jak Tobie, nikogo, który by mógł mnie usłyszeć  j a k  Ty i przed którym naprawdę się nie wstydzę być taki, jaki jestem bez „uróżowienia” ani bez pamfletu na siebie. Myślę o Van Goghu – gdybym mógł w życiu jeszcze mieć parę lat, choć rok Van Gogha pracy takiej jak on – bo  t y l k o  tak mógłbym może coś w tym świecie koloru powiedzieć. Czas pracuje dla mnie w tym znaczeniu, że wcześniej czy później będę miał prawo, bo będę musiał się oderwać, i gdyby nie mój wiek – bardzo postarzałem, zdaje się, że nie w reakcjach chyba – ale w  w y t r z y m a ł o ś c i  fizycznej bardzo (naturalnie plus zmarszczki, siwe włosy etc., etc.), tobym nie miał tego poczucia, że to wszystko jest marzenie ściętej głowy, bo już lada chwila mogę nie mieć sił na nic – naprawdę twórczego, przy tych warunkach życia nerwowych, w nieustannym ruchu. Ale coś, co by mnie musiało przestraszać, mnie cieszy – coraz trudniej znoszę ludzi, stosunki zdawkowe, tłumne, coraz trudniej nawet znoszę tę ilość gazet, które czytam i muszę czytać – wprost zdaje mi się, że się duszę w tej fali – a w pracy naszej  m u s z ę  ludzi widzieć,  m u s z ę  czytać gazety – aktualności naprzeciw próśb, których nie mogę wykonać, i spraw, kt. dotykam powierzchownie – a wykonać też nie mogę. Jakieś „maskowanie” roboty, jakieś tkanie fikcyjnych tkanin, które w tej bajce Andersena ubierały nagiego króla. Praca na emigracji wymaga konkretnej, mocnej i twórczej imaginacji. Ty wiesz, że ja jej nigdy nie miałem – ja umiałem  w i d z i e ć  starą Żydówkę w trzeciej klasie, by ją namalować, cała moja rola była w transponowaniu namacalnych przeżyć, nigdy w dalekim planowaniu. Tęsknota moja za malarstwem jest tęsknotą za realizmem rzeczywistym rzeczywistej ziemi.

To wszystko, co piszę, jest nastrojowe – jest  n i e pewne – jest jedynym jeszcze świadectwem moich wątpliwości, jeżeli je piszę, to że Ciebie się czepiam – że mogę Tobie to pisać i być z Tobą naprawdę nagi. Wiem, że będziesz dobry, że przykryjesz moją nędzną nagość płaszczem Twojej wyrozumiałej przyjaźni.

3 VII

Od czasu Twego listu do mnie, mojego wczorajszego listu do Ciebie nagle o malarstwie, próbuję w głowie tak sobie życie ułożyć, żeby zacząć do malarstwa się dobierać. Czy to „ostatnie drgawki” i marzenia ściętej głowy. Przecie nie mam sił, żeby wykonać to, co wykonywać w dzień muszę – a niczego się tak nie boję, jak zaczynania i urywania. Pamiętam, jak po 2 dniach paleta wydawała mi się nie do wzięcia – po dwóch dniach przerwy, bo farby tężały, martwiały i zwykle zeskrobywałem wszystko. Ten cały świat gruntów płócien – ten cały świat przygotowań – przecie to wszystko straciłem. Czy Ty może pamiętasz  n a s z e   g r u n t y?  Miałem receptę w dziennikach – był olej, był miód, był ten biały proszek i  b i e l   c y n k o w a  w proszku, był  k l e j,  ale jakie proporcje? Poza Marynią, która gwałtownie mnie pcha do malarstwa, i Jerzykiem, kt. to rozumie, nikt nie ma o tym z mojego otoczenia pojęcia i czuję dobrze, jak moi dawni przyjaciele, których z trudem przekonałem kiedyś, że jestem malarzem, dziś po moim Bonnardzie orzekli, że się skończyłem jako malarz. Chciałbym im zrobić niespodziankę. Wiem, że nie mam prawa o tym myśleć, dopóki tu nie przeprowadzę naszej sprawy58, nie ustawię ludzi, a i wtedy musiałbym zupełnie wyskoczyć z tego wodewilu, w którym jestem, żeby malować naprawdę – ale potem z tych wakacji (2 tyg.) chcę wrócić do malowania elementarnego – do studiowania, wgryzienia się w formę i teraz – może to mi przecie coś da – a potem – z powrotem w Maisons-Laffitte, gdzie będę mieszkał, może będę mógł jakich parę godzin na tydzień temu poświęcić. Nie – to jest niemożliwe na razie marzenie ściętej głowy, ale będę o tym myślał i jeżeli nie teraz, to może za jakiś czas otworzy mi się, żeby malować?

Zachowaj to tylko dla siebie. Będę Ci pisał, jeżeli to wszystko nie są „ostatnie drgawki” byłego malarza. Całuję Cię

J.

23. Czapski do Heringa

9 VII 47

14 Rue Lincoln

ParisVIII

Mme Jodko

Najmilszy i drogi,

Twój list oczekiwany tak długo przyszedł wczoraj i na zmianę mnie „zatkało”, ale musiałem wyjeżdżać na więcej niż miesiąc do Jasia, gdzie od rana do rana miotać się musiałem jak dawniej „przed wystawami”, i nie miałem już tchu, żeby nie tylko do Ciebie napisać, ale nawet pomyśleć spokojnie. Coraz trudniej fizycznie znoszę takie życie i ten styl życia, który właśnie Ty pamiętasz sprzed wystawowych okresów, gdzie człowiek się strzępi bezpłodnie wśród tysiąca ludzi i spraw. Jest to wielka różnica z dawnymi czasami, że już nie umiem oderwać się całkowicie od pisania, i zawsze prawie nie ma dnia, bym nie notował, zapisywał, nawet często coś sobie dłubał, rysował w dzienniku czy w szkicowniku, i to jedno mnie ratuje. Ale jest o tyle mniej sił, że każdy rok stracony dla mnie, dla  m o j e j  pracy może być już bezpowrotny. Chcę Ci odpowiedzieć na jedno, chociaż nawet nie potrzeba, bo pomimo tych lat rozdzielenia wiem, że rozumiesz, ale to muszę podkreślić: zrozum, ja jestem bardzo daleki od wiary w „maszynkę ewolucji” i wcale nie wiem, że moja praca taka „ważna”, że świat zmienię na lepszy. Zdaje mi się jednak, i tu jest nasza wieczna różnica, że wobec mroku, który nas otacza, że tylko dwa wyjścia, a właściwie jedno: albo udział, a wtedy udział w każdym sensie najbardziej „oddany” temu, co się człowiekowi zdaje, że jest lepsze czy mniej złe, udział aż do męki i do śmierci, albo czysta obserwacja i udział także (bo  n i e  ma człowieka, który by nawet wbrew sobie w tym udziału nie brał), ale udział tylko świadomości myśli, jakiejś męki wewnętrznej czy radości zewnętrznej (Twoja droga). Wiesz dobrze, że Twoja postawa, tak inna od mojej, wydaje mi się po swojemu tak drogocenna, że jedno tylko, co mnie boli w niej i męczy, to że  w i e m,  że masz w sobie możliwości pisarza wielkiej miary i że niezmierny, aż chorobliwy przerost krytyczny stwarza Ci ciągle zahamowania i to właśnie daje Ci pogardę i niechęć  z ł ą  do siebie. Wiesz, że nigdy nie mówiliśmy „komplementów”. Tak jak cenię Szczura, który z tego, co do mnie dochodzi, jeden w  s a m e j   m a t e r i i  pisarskiej wydaje mi się oryginalny, powtarzam: jedyny, uważam Twoją „jedyność” za nieskończenie ciekawszą, po jakiemuś mnie wprost olśniewającą. I boli mnie gorzko, że gdybym był bliżej Ciebie, to  b i ł b y m  Ciebie, żebyś pisał albo malował, ta Twoja jedyność jest w Twojej wrażliwości bolesnej i czułej, którą na pewno i w malarstwie mógłbyś wyrazić, tylko to wymaga, jedno i drugie, a bardziej drugie, pracy i pracy. Są, byli Chińczycy, którzy namalowali w życiu swoim 2 obrazy, i te były genialne, bo oni zawsze patrzeli (no i to pismo chińskie jest już malarstwem trochę). To, co piszesz o tekście żydowskim, jak bardzo mnie zaciekawia, znowu opowiadał mi Jacek, że gubisz się w skrupułach. Pamiętaj, że największy pisarz zawsze czuje, że to nie to, że Van Gogh mówił, że białe płótno jest najpiękniejszym obrazem, ale gdyby Van Gogh nie szpecił białego płótna swoimi obrazami, nie mielibyśmy tego wszystkiego, co on dał. Powiedz Szczurowi: słyszałem, że ma mi za złe, że Ci posłałem obrazki Matisse’a i jemu o tym nie powiedziałem, ale to była jedyna możliwość Ci je dosłać, a on kategorycznie mi odmówił te reprodukcje wieźć, więc nie mogłem obciążać jego sumienia. Gryzę się, że nie mogę Ci przysłać innych reprodukcji, wyszły piękne albumy, ale one są bardzo drogie, a ja jestem materialnie w sytuacji dosyć beznadziejnej. Posyłam Ci w tym liście artykuł malarza, który, zdaje się, był Twoim przyjacielem, wiem, że mu chodzi specjalnie, żeby doszedł do Ciebie, że był dla Ciebie pisany. Cóż Ci powiedzieć o sobie, sytuacja nasza tu jest ciężka, wszystko się kończy i jesteśmy otoczeni wielką obojętnością, nawet niechęcią w kraju, który trudno poznać, mam czasami wrażenie, że patrzę na dekadencję „arabską”. Paryż zrobił się miastem zgorzkniałym i prowincjonalnym, co nie przeszkadza, że jest jeszcze świetnych umysłów kilku pisarzy z prawdziwego zdarzenia. Ja właściwie widzę jednego, to Camus, jego książki Dżuma i druga Obcy to 2 książki, które są  b a r d z o   b l i s k o   C i e b i e,  z tą różnicą, że do bólu i czułości do człowieka dochodzi rzadziej, że nie przeszedł wewnętrznie tyle co Ty, ale są w nim stronice idące w prostej linii od Dostojewskiego. Rozmowy Iwana w Karamazowych. Tobie jest bliski „nihilizmem”, kt. akcentuje gwałtownym pacyfizmem „nie zabijaj”, ratuj ludzi od  c i e r p i e n i a  w miarę sił, nic innego nie pozostaje.

Po moim powrocie wyjechałem z Paryża, dokąd tylko dojeżdżam, i zabrałem się do pisania59, może na tę jesień książka będzie skończona. Nie jestem jej pewien – za dużo nagadałem, zanadto w głowie mi wyrosła, a teraz, kiedy się z nią borykam zupełnie tak samo jak kiedyś z płótnem, to widzę, ile ona ma braków, jak trudno zrobić ze wspomnienia literaturę naprawdę. Jak strasznie późno zrozumiałem, co jest słowo i że już jestem za stary, żeby w tej dziedzinie dojść do tego samego czucia formy i słowa, jak kiedyś dochrapywałem się do czucia koloru. Ale nie chciałbym umrzeć przed napisaniem tego, co piszę, bo muszę to z siebie wyrzucić. Nie jestem pewny, czy nie będę atakowany ze  w s z y s t k i c h  stron, bo