Czekając na e-mail - Katarzyna Tasak - ebook + książka

Czekając na e-mail ebook

Katarzyna Tasak

0,0

Opis

JAK POKOCHAĆ ŻYCIE, GDY TRACI SIĘ NAJWAŻNIEJSZĄ OSOBĘ? GDY NAGLE, Z DNIA NA DZIEŃ, BEZ WYJAŚNIEŃ ZOSTAJEMY SAMI?

Czekając na e-mail” to książka o odejściach i powrotach.

Porzucona kobieta każdego dnia pisze listy do mężczyzny, który od niej odszedł. W ten sposób radzi sobie z rozstaniem i próbuje znaleźć odpowiedź na pytanie, czy to, co otrzymujemy, dane jest nam na zawsze. Jej życie i podejście do świata powoli się zmienia. A w przejściu przez ten trudny czas pomagają jej mama i przyjaciółka. Te dwie silne kobiety z determinacją próbują ponownie przywrócić ją do życia. Wypełnić pustkę i sprawić, aby znów mogła być szczęśliwa.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 129

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wszystkim, którzy we mnie wierzyli…

i nadal wierzą.

 

 

 

 

 

 

Od: urara@

 

23.05.2014

Kochanie, czegoś tu nie rozumiem. Proszę, wyjaśnij mi, dlaczego z mieszkania zniknęły wszystkie Twoje rzeczy?! Dlaczego teraz to miejsce wygląda tak, jakby nigdy Cię w nim nie było? Przecież żyjesz tutaj od dobrych kilku lat. O co tu chodzi?! Błagam!!! Wytłumacz mi to! No i dlaczego Twój telefon ciągle milczy? Skąd nagle wzięła się ta cisza i pustka? Czy to jakiś chory żart? Majowy psikus?! Jeśli to rzeczywiście kawał, to informuję Cię, że bardzo mało śmieszny. Kurwa! Wcale nie śmieszny! Odpisz natychmiast, bo przez Twoje milczenie zaraz oszaleję. Rozumiesz!? Oszaleję!!!

Ja chyba śnię. Nie, nie, nie… To się nie dzieje naprawdę. To tylko mój umysł sprytnie mnie oszukuje. A może po prostu pomyliłam mieszkania? Zaraz, chwila… O nie! To przecież moje meble, moje ściany i moja podłoga. Tak, z całą pewnością poznaję swój dom. Jestem więc we właściwym miejscu, tylko do jasnej cholery, gdzie jesteś Ty?!

Biegam po mieszkaniu jak oszalała. Biegam i kwiczę jak zarzynana świnia. Szukam jakiejkolwiek wiadomości od Ciebie. Jakiegoś listu, czegokolwiek, słowa. Rozrzuciłam po podłodze wszystkie rzeczy z łóżka. Przejrzałam każdą szafkę. Przetrzepałam papiery, które zalegały na biurku i notatki, które położyłam na stole. Wywróciłam do góry nogami wszystkie szuflady. Teraz leżę pośród tego całego bałaganu i z trudem oddycham. Jest mi dziwnie, słabo i co chwila robi mi się niedobrze. Jeśli prawdą jest, że zniknąłeś…

Wchodzę do łazienki przemyć otępiałą twarz. Zapalam lampę, która wisi nad lustrem i nagle czuję, jak cała rozpadam się od środka. „Odszedłem. Nie szukaj mnie. T.” Moją ulubioną szminką napisałeś na kafelkach wiadomość. Wywiesiłeś dla mnie krwistoczerwony transparent. Patrzę na te litery, ledwo stojąc na nogach. Chwieję się, jak pijana i dosłownie w ostatniej sekundzie opieram się o zlew. A zatem odszedłeś. Moje serce nagle przestaje bić.

Pierwsza fala uderzeniowa za mną. Zostałam przez nią przygnieciona i oszołomiona. Z trudem poruszam się o własnych siłach. Wszystkie kończyny mam bezwładne, czuję otępiający, pulsujący ból. Wiem, że to nie koniec. To dopiero początek. Z każdą chwilą trafiają we mnie ostre jak brzytwa impulsy, że mnie zostawiłeś, odszedłeś, opuściłeś, że zniknąłeś niemal bez słowa, rezygnując ze wspólnego życia ze mną tak, jak rezygnuje się z niechcianej rzeczy, od dawna zalegającej w szafie. Im częściej przywołuję te myśli, tym większą odczuwam niemoc i tym mocniej ściska mnie w klatce piersiowej. Emocje palą mnie niczym parzydełka. Oplatają moje wątłe ciało, paraliżując każdy jego fragment, począwszy od paznokci, skończywszy na czubku głowy. I wystarczy tylko, gdy pomyślę, że to wszystko może być prawdą, a moja planeta Ziemia natychmiast wypada z orbity, po której do tej pory bezpiecznie krążyła.

Moją obroną szybko staje się zaprzeczenie. Nie wierzę. Nie wierzę. Nie wierzę! Nadal nie wierzę! To wszystko to tylko zły sen. Sen, z którego zaraz się obudzę. Obudzę się, prawda?

24.05.2014

Jesteś tam? Powiedz proszę, że tam jesteś. Odpisz w końcu na mojego e-maila! Muszę mieć pewność, że czytasz te słowa, rozumiesz!? Muszę mieć tę pewność!!! Czekam na Ciebie. Słyszysz? Czekam i będę czekała. Wieczorem zrobię pyszną kolację. Pobiegnę po wino, które uwielbiasz. Spędzimy ten wieczór tak jak ostatnio. Będzie miło, rozkosznie, będziemy się śmiać i wspólnie żartować. Potem włączymy film, w trakcie którego spragnieni swych ciał zaczniemy się kochać. Bądź na dwudziestą, dobrze? Tylko się nie spóźnij.

Spoglądam na zegar wiszący na ścianie w salonie. Jest po dwudziestej drugiej. Kolacja już dawno wystygła. Musiały zatem zatrzymać Cię dużo ważniejsze sprawy, a może po prostu uciekł Ci samolot. W każdym razie… Kolację mogę zrobić też jutro, pojutrze i popojutrze, albo w inny dzień. Nic się przecież nie stało. Tylko to wino tak na mnie patrzyło, że nie potrafiłam mu się oprzeć i wypiłam całą butelkę. Szkoda, że samotnie.

25.05.2014

Otwieram oczy. Pokój oblewa słoneczny blask. Powieki mam ciężkie, ciało całe obolałe, a głowa dosłownie pęka mi w szwach. Jeszcze czuję, nadal widzę, a za oknem znowu pojawiło się słońce. A zatem to nie może być koniec świata. To tylko początek. Początek czegoś innego.

Z trudem wstaję i wlekę się do kuchni. Od razu wypijam jakiś proszek na kaca. Później zalewam kawę i z gorącym kubkiem w ręce podchodzę do krzesła i siadam na nim ociężale. Spoglądam na stół. Wczorajsza kolacja nadal leży nietknięta i czeka cierpliwie na pożarcie.

Zawsze smakowało Ci moje jedzenie, ale nie lubiłeś, gdy je odgrzewałam. Tym razem zjesz podgrzewane. Nieładnie jest się spóźniać i nie informować oczekujących, że się nie przybędzie na czas.

Mijają kolejne godziny, a z każdą z nich dzień staje się cięższy, jak ołowiana kula. Wszystko, co robię, przychodzi mi z trudem, do tego powietrze jest tak gęste, że prawie nie da się nim oddychać. Jakby tego było mało, ograniczam sobie przestrzeń. Zęby myję w kuchni, w łazience sikam po ciemku. Nie chcę już tam wchodzić. Od wczoraj bardzo źle kojarzy mi się to miejsce. Przestrzeń, w której dbałam o swój wygląd, w której relaksowałam się, leżąc w gorącej wodzie, stało się nagle zimną salą tortur.

Mógłbyś już przestać? Przestać się wygłupiać i najzwyczajniej w świecie znowu do mnie przyjść? Jestem już za duża na zabawy w chowanego. I Ty też jesteś na to za stary. Słyszysz?! Przestań zachowywać się jak dziecko i wracaj do domu. Zabawa, którą wymyśliłeś, zupełnie mnie nie śmieszy.

26.05.2014

W pracy prawie umarłam, dlatego też postanowiłam, że zrobię sobie wolne. Muszę trochę odetchnąć, jestem wyczerpana. A poza tym będzie lepiej, jeśli zaczekam na Ciebie w domu. Przecież możesz wrócić w każdej chwili. Nie mogę się doczekać, kiedy znowu Cię zobaczę. Minęło dopiero kilka dni, a wydaje mi się, że nie widziałam Cię już całą wieczność.

Usycham. Z tęsknoty za Tobą. Wędruję po mieszkaniu od jego wschodniej strony do zachodniej. Potem z południowej idę ku północnej. Moja mała wędrówka ku zatraceniu. Chciałabym odłączyć nogi, by nie móc chodzić. Chciałabym odłączyć myśli, by nie myśleć. Stoję przy szybie i patrzę, jak kończy się kolejny dzień. Powiedz, ile jeszcze zachodów minie, nim wrócisz z powrotem do domu?

27.05.2014

Ktoś zadzwonił do drzwi. Natychmiast pobiegłam w ich stronę i bez chwili wahania szarpnęłam za klamkę. Chciałam ujrzeć Cię jak najszybciej. Jednak w drzwiach zamiast Ciebie stała moja mama. Nie widziałyśmy się przez długi czas, ale mimo to, nie potrafiłam nawet się uśmiechnąć. Rozczarowanie rozlało się we mnie jak wulkaniczna lawa. Stoję naprzeciwko mamy i dygocę, z trudem powstrzymując łzy. Widok rodzicielki poruszył najbardziej trwałe i stabilne fundamenty mojego wnętrza. Musiała to zauważyć, lecz zamiast mnie przytulić i pocałować, rzuciła w moją stronę chłodne spojrzenie i odezwała się głosem pełnym pretensji:

– Jadę do Ciebie z daleka, a Ty nawet nie raczysz odebrać mnie z dworca. Zapomniałaś, że dzisiaj przyjeżdżam?!

Niestety, dokładnie tak się stało. Wstyd się przyznać, ale na amen zapomniałam o jej odwiedzinach. I jeżeli cokolwiek jest w stanie mnie wytłumaczyć, to jedynie fakt, że od czterech dni żyję w odrealnionym świecie.

Nadal w milczeniu patrzę na mamę, która powoli ściąga kurtkę i buty. Czuję, że nie muszę jej niczego tłumaczyć. Jestem przekonana, że ona sporo już wie. Przecież to moja matka, istota niezwykła, wyposażona w dodatkowy zmysł. To kosmitka, która potrafi czytać w najbardziej zakamuflowanych myślach swojego dziecka. Wystarczy kilka poszlak, by w intuicyjny sposób zaczęła identyfikować problem. Zapewne w jej głowie snują się już jakieś przypuszczenia i dosłownie już za chwilę zacznie uważnie lustrować moje otoczenie, aby wszystko, co do tej pory udało jej się zaobserwować, poskładać w logiczną, wytłumaczalną całość.

O nic nie pyta, tylko w milczeniu obserwuje przestrzeń, w której ledwo co się pojawiła. Niczym Sherlock Holmes po kolei przemierza wszystkie pokoje, otwiera niektóre szuflady, a na koniec tej krótkiej wędrówki dotyka palcem jedzenia, które od soboty leży na stole i kiśnie. Do wypełnienia detektywistycznego obrazka brakuje tylko fajki, lupy i małego notesika do zapisywania wszystkich cennych uwag. Mimo że bywała tu naprawdę rzadko, ani przez chwilę nie wątpiłam, że bez trudu postawi trafną diagnozę.

– Usiądź, co tak stoisz?

Moja nieruchoma postawa musiała ją drażnić.

Usiadłam posłusznie jak wytresowany pies, czekając na kolejne komendy. Tymczasem mama weszła do łazienki, a ja dokładnie w tym samym momencie zaczęłam się dusić. Z niemałym trudem próbowałam wziąć głęboki wdech, a kiedy w końcu mi się udało, zamarłam z płucami po brzegi wypełnionymi powietrzem. W napięciu oczekiwałam już tylko na zderzenie z kosmiczną asteroidą.

– Kochanie, zrób nam kawę.

Zamiast nadchodzącego kataklizmu usłyszałam jedynie głos matki.

– Albo wiesz co… może lepiej zaserwuj mocnego drinka. Dla mnie margherita. A ja w tym czasie wysprzątam ci łazienkę. Nie da się patrzeć, taki tu bałagan.

Niedowierzając w komentarz, który usłyszałam, powoli udałam się do kuchni. Sięgnęłam po kieliszki, a gdy nalewałam do nich alkohol, miałam wrażenie, że cała rozpływam się z wdzięczności za to, że tu przyjechała. Zrozumiałam, że mama nie mogła wybrać lepszej pory na odwiedziny.

Musiała jechać dalej. Wpadła tylko dlatego, że wyjątkowo miała po drodze. Wyjechała niespokojna i pełna obaw o moje zdrowie i samopoczucie. Uspokajałam ją, przekonując, że przecież jestem rozsądna i że zawsze mocno stąpam po ziemi.

– Błagam, dziecko, nie zawiedź mnie. To nie koniec świata. Po takim dramacie można nadal żyć.

Patrzę na nią błagalnym wzrokiem. „Wiem, mamo, wiem” – mówię do siebie w duchu. Jesteś tego najlepszym przykładem. Mam jednak sporo wątpliwości, czy mimo łączących nas genów i więzów krwi, aż tak bardzo jesteśmy do siebie podobne.

Kiedy wyszła z mieszkania, ciągnąc za sobą niewielką walizkę, dom opustoszał. Lecz gdy wyszedłeś z niego Ty, umarł całkowicie.

28.05.2014

Pierwszy raz w życiu przeżywam ból, który wydaje się nie do zniesienia. Doprawdy nigdy wcześniej nie doświadczyłam takiej palpitacji serca i tak silnego skurczu pozostałych narządów. Natychmiast potrzebuję środka znieczulającego. I to najlepiej dożylnie. Grzecznie obiecuję, że przyjmę wszystko, co mi podasz. Nawet cykutę.

Dzięki mamie nie wchodzę już do łazienki po ciemku. Dzięki mamie pozbyłam się lęku, że gdy przycisnę kontakt, to zamiast lampy, błyśnie mi przed oczami krwistoczerwony napis. Dzięki mamie momentami odnoszę nawet wrażenie, że stopniowo wracam do starych przyzwyczajeń. Ale też dzięki mamie bezdyskusyjnie i coraz częściej się łudzę.

Siedzę na podłodze w łazience, plecami opieram się o ścianę i przez nieznośną chwilę przyglądam się kafelkom, z których zniknął opis. Czasami wstaję i sprawdzam, czy nie zostały po nim jakieś choćby najmniejsze ślady. Wodzę dłonią po chropowatej strukturze, przykładam do niej oko, a potem długo się zastanawiam, czy z tym napisem to była prawda, czy może cierpię jednak na jakieś urojenia.

29.05.2014

Mam wątpliwości, masę wątpliwości. Rozrosły się we mnie do niebotycznych rozmiarów. Zaczęłam podejrzewać, że Twoje zniknięcie nie mogło wydarzyć się tak po prostu. Bo czy ludzie odchodzą od siebie w taki właśnie sposób? Gdzie miejsce na dramat, na wojnę, na szarpaninę, na sprzeczki i kłótnie… na konfrontację? No pytam, gdzie!? Dlaczego miałbyś zniknąć jak duch albo kamfora? Po co zrywa się z kimś w taki, a nie inny sposób? Czy taka jest cena świętego spokoju? To wszystko wydaje mi się jakieś dziwne, niepojęte, obce, a im dłużej i częściej myślę o sytuacji, w jakiej mnie postawiłeś, tym coraz mniej rozumiem.

A może Cię porwali. Tylko po co i kto miałby to zrobić? No i gdyby rzeczywiście Cię uprowadzono, to po jaką cholerę z całym ekwipunkiem? A może wiodłeś podwójne życie i nagle, z dnia na dzień postanowiłeś, że jednak wybierasz tamto, a to pozostawiasz już tylko na moją wyłączność? Kto wie, czy przez te wszystkie lata nie okłamywałeś mnie, podając się za kogoś, kim naprawdę nie jesteś i nigdy nie byłeś?

Bezzwłocznie muszę zejść na ziemię, pora oprzytomnieć. Przecież to wszystko jest niemożliwe! Chociaż, z drugiej strony, gdyby się głębiej nad tym zastanowić, poznałam tylko Twoich znajomych. Gdy pytałam Cię o rodzinę, mówiłeś, że jej nie masz i zawsze dusiłeś ten temat w zarodku. Jedyne, co mogłoby mnie teraz na Ciebie naprowadzić, to e-mail, pod który piszę i telefony do Twoich przyjaciół. Ale ze mnie idiotka! Przecież mogę do nich zadzwonić. Tylko czy aby na pewno to dobry pomysł?

Zadzwoniłam do każdego, kto w jakiś sposób był z Tobą powiązany. Co ciekawe, gdy tylko zostałam rozpoznana przez danego rozmówcę, wszyscy, do których zadzwoniłam, jak na komendę powtarzali podobne zdania: „Nie wiem, co się z nim dzieje. Wyjechał. Odszedł. Zatarł po sobie ślady. Prosił, abyś go nie szukała. Bardzo ci współczuję. Musisz to przyjąć, zostawił cię”. Po dawce tak bolesnych słów, nie potrafiłam nawet utrzymać telefonu, a gdybym stała, z pewnością przewróciłabym się na ziemię jak kłoda.

Ten napis w łazience… A zatem taka jest Twoja wola?! Skoro tak, to wiedz, że nie będę Cię więcej szukała! Nie będę jeździła do miejsc, w których mogłabym Cię spotkać! Absolutnie nie zamierzam Ci się narzucać! Nie należę do kobiet, które o cokolwiek błagałyby mężczyznę! Skoro naprawdę mnie już nie chcesz, skoro nie potrzebujesz, to nie mamy o czym rozmawiać! Wiesz… od tego wszystkiego robi mi się słabo. Zbiera mi się na wymioty, ciało przeszywają konwulsje. Najchętniej obrzygałabym dzisiaj całą Twoją męskość. Co ja wygaduję! Czy w taki sposób, w jaki zachowałeś się Ty, zachowują się inni mężczyźni?! Z każdą chwilą coraz bardziej przypominasz mi już tylko ludzką poczwarę, obrzydłego gada, oślizgłą żabę!

Robi mi się słabo, bardzo słabo. Natychmiast muszę się położyć, inaczej spadnę z tego fotela i być może już nigdy się nie podniosę. Ostatkiem sił wlokę swoje wiotkie, rozdygotane ciało i rzucam je na łóżko. Głowę zakrywam poduszką tak, aby nikt przypadkowy nie usłyszał mojego skomlenia. A potem płaczę tak długo, na jak długo starcza mi sił i łez.

30.05.2014

W życiu każdego pracującego człowieka pojawiają się takie dni, w których absolutnie nie powinien iść do pracy. I tym bardziej absolutnie nie powinien się tłumaczyć, dlaczego nie mógł do niej przyjść.

30.05.2014

Boję się do niej zadzwonić i zapytać o ścianę w łazience. Strach powoduje, że w ostateczności postanawiam zarezerwować sobie ten temat na wyłączność. Licencja na tę kwestię pozwala mi myśleć, że żadne krwisto-szminkowe zdanie nigdy nie istniało. Może tak bardzo pragnęłam otrzymać od Ciebie jakąkolwiek wiadomość, że ją sobie wyobraziłam, a potem w nią uwierzyłam? Jednak bez względu na powyższe… Ciebie sobie nie wymyśliłam, prawda?

31.05.2014

Minęło już kilka dni. A zatem to wszystko to nie żaden sen. Nie możemy śnić wszyscy naraz. Ani ja, ani moja matka, ani Twoi znajomi… nie możemy wszyscy jednocześnie w tym samym czasie śnić o tym samym. To, co się stało i co się nadal dzieje w moim życiu, jest – krótko mówiąc – faktem. Brutalną, bolesną, okrutną prawdą. Po wielu godzinach wylewania łez wydaje mi się, że ją przyjęłam. Dzisiaj powiedziałam sobie głośno, że wcale nie śpię, że to wszystko, co się dzieje, dzieje się na jawie. I kiedy te słowa odbiły się od ściany, uderzyły we mnie z taką siłą, że niczym drzewo uderzone piorunem rozłupałam się na pół.

31.05.2014

Tej nocy nawet nie zmrużyłam oka. Leżałam odrętwiała, jakby ugodzona nożem, czekając aż się magicznie wykrwawię. Położyłam dłoń na klatce piersiowej dokładnie tam, gdzie czułam tkwiące, niewidzialne ostrze. Palce wbijałam w skórę pokrywającą fragment ciała położony tuż nad sercem i próbowałam zatamować wyimaginowany krwotok. Zamknęłam oczy i wyobrażałam sobie, że gęsta krew powoli spływa po moich długich palcach, że jej czerwona strużka z każdą sekundą wydłuża się coraz bardziej, by ostatecznie przenieść się na drewnianą podłogę leżącą pode mną.

Moje oblicze nadal jest gęste i treściwe, a krew kogoś takiego opuszcza ciało bardzo powoli. Wiem, że będę krwawiła miesiącami, bo tacy jak ja wykrwawiają się bez pośpiechu. I dopiero w momencie, gdy na podłogę spadnie ostatnia kropla życiodajnej cieczy, dopiero wtedy możliwa będzie jakakolwiek transfuzja, wymiana osocza i transplantacja serca. Więc póki nie jestem jeszcze zupełnie pusta, będę stopniowo usychać. I nic nie zatrzyma już tego procesu. Absolutnie nic.

Nie dotykając mojego ciała, boleśnie mnie ugodziłeś. Niewidzialny nóż utonął głęboko, tuż nad moją piersią, a krew zaczęła ociężale się sączyć. Gdy wyszedłeś z tego mieszkania po raz ostatni, zapoczątkowałeś proces wymagający ogromnej ilości czasu. Czasu i skupienia. Spływam teraz każdą drobną kroplą prosto na drewniany parkiet. Niechaj w tej zbierającej się kałuży rozpłyną się myśli o Tobie, niech się rozleją, wyschną, a później po prostu znikną.

1.06.2014

Dzisiaj Dzień Dziecka. Kiedyś bardzo chcieliśmy je mieć. Chcieliśmy mieć ich całą gromadkę. Chcieliśmy, by biegały po naszym domu i codziennie rano wskakiwały nam do łóżka. Chcieliśmy śmiać się wraz z nimi, przytulać je, kochać i się nimi zajmować. Chcieliśmy być rodzicami, twórcami życia, lecz zamiast tego zostaliśmy niszczycielami miłości.

2.06.2014

Gdy odszedłeś, mój świat się zawęził. Z dnia na dzień, w sposób natychmiastowy pomniejszyłeś moją życiową przestrzeń do wymiarów wielkości łupiny orzecha. Ależ tu teraz duszno, ależ nieprzyjemnie ciasno! Może gdybym była Calineczką, nie dziwiłoby mnie mieszkanie na obszarze wielkości pąka kwiatu? Jednak poza tą maleńkością, w niczym więcej jej teraz nie przypominam. Dzisiaj różni nas prawie wszystko, a najbardziej jeden znaczący fakt. Otóż ja, w przeciwieństwie do Calineczki, nie jestem już bohaterką cudownej baśni. Od ponad tygodnia, dzień po dniu, odgrywam pierwszoplanową postać szekspirowskiego dramatu.

3.06.2014

Czasami