Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Poczekalnia - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 czerwca 2015
Ebook
20,00 zł
Audiobook
34,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Poczekalnia - ebook

Fabian jest u szczytu zawodowej kariery, gdy jego ambitne plany przekreśla tragiczny wypadek. Na granicy życia i śmierci musi zmierzyć się z przeszłością i ocenić swoje dotychczasowe postępowanie. Uświadamia sobie, że przez lata funkcjonował w kłamstwie – zawsze płynął z prądem i starał się nie narażać, a ważne sprawy odkładał na później, goniąc za karierą. Czy dostanie od losu jeszcze jedną szansę? I jak inni przyjmą jego przemianę?

Powieść Czesława Sikorskiego traktuje o sprawach najważniejszych – miłości, wolności i o tym, że w życiu nic nie jest za darmo.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7942-836-6
Rozmiar pliku: 2,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

MIĘDZY ŻYCIEM A ŻYCIEM

Fabian szedł wąskim korytarzem w kierunku światła. Właściwie to nie wiedział, czy korytarz jest wąski, czy szeroki, bo nie widział ścian. Wypełniała je ciemność. Widok tego światła w oddali wyznaczał drogę, która wydawała się wąską ścieżką we wszechogarniającej ciemności. Szedł bez wysiłku, miał wrażenie, jakby nogi go same niosły. Ten marsz ku światłu coś mu przypominał, budził jakieś niejasne skojarzenia. To było coś, o czym kiedyś musiał już słyszeć. Nie zadawał sobie jednak trudu, aby o tym myśleć. Cel, ku któremu zmierzał, pochłaniał go całkowicie, zmuszając do skupienia uwagi. Już widział rozświetlone łukowe wejście, jeszcze parę kroków i przeszedł przez nie do oświetlonego pomieszczenia, które w środku nie było aż tak jasne, jak mu się z daleka wydawało. Światło nie miało jednego źródła, było rozproszone i niejednolite w barwie. To, co mu się wydawało początkowo pomieszczeniem, było w istocie jakąś przestrzenią, której granice rozpływały się w oddali. Widział wyraźnie schody wiodące w górę, ale nie całe, tylko kilka pierwszych stopni. Wyższa część schodów ukryta była w gęstej, białej mgle.

Fabian obejrzał się do tyłu, w kierunku, skąd przyszedł, ale nie zobaczył już swojej drogi, nie było nawet łukowej bramy, przez którą przed chwilą przeszedł. Z tyłu za nim znajdowała się taka sama niewyraźna ściana, jak wszędzie wokół. Zdezorientowany zwrócił się z powrotem ku schodom i wtedy zobaczył, że ktoś po nich schodzi z góry. Z nieprzeniknionej mgły wyłoniło się dwóch mężczyzn ubranych na czarno. Byli bardzo wytworni. Fabian zwrócił uwagę na czarne smokingi, białe gorsy koszul zwieńczone czarnymi muszkami, mieli białe rękawiczki i wysokie czarne cylindry, których teraz grzecznie uchylili. Jedna z tych dwóch dziwnych postaci zbliżyła się do Fabiana i niespodziewanie zarzuciła mu na szyję szpagatowy sznurek z plakietką, na której był numer. Po czym ciemna postać odstąpiła krok do tyłu, a Fabian usłyszał:

– Jesteśmy funkcjonariuszami łącznikowymi Komisji Kwalifikacyjnej. Witamy w poczekalni nowego życia. Kandydat otrzymuje numer rejestracyjny, którego sześć ostatnich cyfr to 605098. Teraz już nic nie zmieni sposobu, w jaki żyłeś, kandydacie Fabianie, w swoim fałszywym życiu w piwnicy, które wy nazywacie ziemskim. Teraz będziesz czekał, aż Komisja Kwalifikacyjna pozwoli ci wejść na piętro, gdzie będzie życie prawdziwe.

Fabian widział przed sobą twarz bez wyrazu, nieruchome oczy i ledwie poruszające się wargi, z których wydobywał się metaliczny, jednostajny głos. Miał nieodparte wrażenie, że twarz funkcjonariusza jest maską skrywającą jego prawdziwe oblicze. A funkcjonariusz mówił dalej:

– Od ciebie zależy, jak długo będziesz czekał na łaskę wstąpienia na piętro. Im lepiej będą ocenione twoje relacje z innymi kandydatami tu, w poczekalni, im lepiej będą ocenione twoje myśli na temat tego, jak przeżyłeś swój czas w piwnicy, a zwłaszcza twoje myśli na temat Komisji Kwalifikacyjnej, tym więcej paciorków będziesz mógł umieścić na sznurku, który ci dajemy – tu funkcjonariusz dotknął sznurka spoczywającego na piersi Fabiana – a im więcej zdołasz zebrać paciorków, tym szybciej będziesz mógł znaleźć się na piętrze.

Fabian poczuł się kompletnie zagubiony.

– Ale co ja mam robić i myśleć, żeby być dobrze ocenionym? – zapytał z niepokojem.

Funkcjonariusz zapewne się uśmiechnął, bo jego wargi lekko się skrzywiły, podczas gdy reszta twarzy pozostała w bezruchu.

– No cóż, będziesz robił i myślał to, do czego jesteś przyzwyczajony. Teraz już nie czas na zmiany. A my, to znaczy Komisja Kwalifikacyjna – funkcjonariusz szybko się poprawił – będzie to oceniać. Mogę ci podpowiedzieć tylko jedno, choć to chyba powinno być oczywiste. Otóż im więcej pozytywnych uczuć kierować będziesz do Komisji, tym będzie lepiej dla ciebie. Komisja jest przepełniona miłością do kandydatów i wszelkie wątpliwości stara się zawsze interpretować na ich korzyść. Czy zatem czymś dziwnym jest, że miłość domaga się wzajemności?

Obaj panowie grzecznie się uśmiechnęli i zrobili ruch, jakby zamierzali z powrotem zniknąć na schodach. Fabian z półotwartymi ze zdumienia ustami i z wyrazem całkowitego zagubienia w oczach musiał widocznie wzbudzać litość, bo drugi z funkcjonariuszy, nieco niższy od pierwszego i dotychczas milczący, ujął go pod ramię i z dobrotliwym uśmiechem, który z trudem wywołał na usztywnionej twarzy, poradził:

– Niech kandydat porozmawia na ten temat z innymi kandydatami. Oni w większości są już nieźle zorientowani i z pewnością nie odmówią podzielenia się swoją wiedzą. – Klepnął Fabiana po ramieniu dla dodania mu otuchy, po czym wraz ze swoim towarzyszem wszedł na schody, znikając we mgle.

Fabian rozejrzał się wokół siebie i stwierdził, że przestrzeń, w której się znajduje, jest nieokreślona. To, co było nieco dalej od niego, zacierało się i znikało we mgle, co prawda nie tak gęstej, jak ta na schodach, bardziej zwiewnej i postrzępionej, ale równie skutecznie utrudniającej orientację. Fabian stąpał po czymś miękkim, co przypominało wykładzinę o nieokreślonej barwie. Zresztą cała przestrzeń, w której się poruszał, miała nieokreślony i jakby falujący kolor, niekiedy zbliżony do niebieskiego, to znów zielonego lub złocistego. Dopiero teraz zauważył przesuwające się w półcieniu sylwetki ludzi. Zaczął iść w jednym kierunku, bacznie obserwując swoje otoczenie. Coraz wyraźniej docierał do niego gwar rozmów i coraz wyraźniejsze stawały się obrazy. Widział ludzi skupionych w grupach bądź samotnych, stojących w miejscu lub spacerujących, a także siedzących na licznych fotelach i kanapach. Ci ludzie byli różnorodnie i dość dziwacznie ubrani: jedni mieli na sobie luźny strój domowy bądź wypoczynkowy, inni zaś byli ubrani znacznie staranniej; jedni mieli na sobie służbowe uniformy, inni zaś prywatne odzienie niesłychanie zróżnicowane co do stylu, kroju i koloru; jedni byli ubrani kompletnie, podczas gdy inni szczątkowo, byli też tacy, którzy paradowali w samych majtkach. Zdecydowanie przeważali jednak ludzie ubrani w strój, w jakim zwykle chodzi się do łóżka. Dominowały tutaj piżamy, które były najczęściej fatalne, rozmiarowo niedopasowane, poprzecierane na łokciach i kolanach, w części pozbawione guzików, o zatartych, spranych kolorach.

Fabian ze zdumieniem przyglądał się tej ludzkiej zbieraninie. Zauważył przy tym pewną prawidłowość swojej percepcji. Kiedy skupiał na czymś uwagę, wówczas obiekt jego obserwacji przybliżał się i stawał bardziej wyraźny, podczas gdy jego tło oddalało się i zacierało. Pomyślał, że jego oczy rejestrują obraz podobnie jak obiektyw aparatu fotograficznego. Idąc tak wśród tych ludzi, nie wzbudzał szczególnego zainteresowania, jedni w ogóle nie zwracali na niego uwagi, inni zaś patrzyli z umiarkowaną tylko ciekawością. Wszyscy mieli na piersiach tabliczki z numerami rejestracyjnymi. Fabian nie był w stanie określić, jak wielu tych ludzi było i na jak dużej przestrzeni się znajdują. Ta przestrzeń nie mogła być chyba zbyt wielka, bo w pewnym momencie stwierdził, że ponownie znalazł się przy schodach ginących we mgle, z której wcześniej zeszli witający go funkcjonariusze Komisji Kwalifikacyjnej. Zaczął też rozpoznawać inne szczegóły miejsca. Wyglądało więc na to, że idąc prosto, zatoczył jednak koło.

Fabian poznał błękitną kanapę, na której, tak jak poprzednio, siedziała ta sama staruszka w kwiecistym szlafroku, apatycznie wpatrzona w zamgloną dal. Tym razem koło kanapy stał mężczyzna w podobnym wieku co on, ubrany w sportowy dres. Był dobrze zbudowany, choć tylko średniego wzrostu, miał gęste, czarne włosy posiwiałe na skroniach i budzący zaufanie wyraz twarzy. Tego mężczyzny wcześniej nie zauważył. Mężczyzna przyglądał mu się badawczo i wyglądało na to, że nie pozwoli Fabianowi przejść obok siebie obojętnie. I rzeczywiście tak się stało.

– Wypadek czy samoobsługa? – zapytał z uśmiechem.

– Co takiego? Nie rozumiem… – Fabian zatrzymał się przy nim zmieszany.

– Przepraszam za moje zbyt obcesowe odezwanie, ale my tutaj odzwyczailiśmy się od ceregieli. Pytam, bo ludzie tak porządnie ubrani jak pan albo umarli nagle, albo sami z rozmysłem do śmierci się przygotowali – wyjaśnił, ciągle się uśmiechając.

Fabian z miejsca poczuł do niego sympatię, ciesząc się, że ktoś się nim zainteresował.

– Ach, o to chodzi – rzekł pospiesznie. – Jechałem samochodem i miałem wypadek drogowy.

Mężczyzna wyciągnął do niego rękę.

– Ernest jestem. Mówmy sobie po imieniu.

Fabian uśmiechnął się z wdzięcznością.

– Z przyjemnością. Jestem Fabian.

Mężczyzna rozejrzał się wokół.

– Witaj w klubie – powiedział. – Jest nas tu trochę tych, którzy przedwcześnie opuścili tamten świat. Miałem pięćdziesiąt lat, a ty?

– Czterdzieści osiem. Ale powiedz mi, o co tu chodzi? Z tym czekaniem, wejściem na piętro, z Komisją Kwalifikacyjną? – Fabian z przejęciem zwrócił się do swojego towarzysza.

– A co? Funkcjonariusze przy powitaniu niewiele ci powiedzieli? – Ernest pokiwał głową z uśmiechem zrozumienia.

– Tylko tyle, że trzeba czekać na prawo wejścia na piętro, a tam Komisja Kwalifikacyjna gdzieś mnie dalej skieruje. Nic z tego nie rozumiem. – Fabian patrzył z napięciem na Ernesta.

– Cóż, ja też wiem niewiele więcej. Funkcjonariusze łącznikowi, ci, których widziałeś, nie schodzą do nas zbyt często i są bardzo wstrzemięźliwi w udzielaniu informacji. Wiem tylko tyle, że przebywając tutaj, na parterze, czy jak kto woli – w poczekalni, znajdujemy się w stanie pośrednim między naszą biologicznością a duchowością. Życie ziemskie, biologiczne, które się dla nas już skończyło, oni uważają za nieprawdziwe i nazywają życiem w piwnicy. Życie prawdziwe, duchowe, jest na piętrze i dopiero nas czeka. Nasze czysto fizyczne repliki zapewne pozostały na Ziemi i chyba już zostały przykładnie pochowane, ale prawdziwi my wciąż jesteśmy tutaj, w poczekalni, na granicy biologiczności i duchowości. Musimy czekać, bo Komisja przeprowadza kwerendę archiwalną całego naszego ziemskiego życia i póki nie skończy, nie może nas zakwalifikować do odpowiedniego poziomu życia duchowego na piętrze. Każdy z nas może być tam zakwalifikowany na pierwszy, drugi lub trzeci poziom życia. Ten pierwszy jest oczywiście najlepszy, a ten trzeci – najgorszy. Co to jednak konkretnie znaczy, tego tu nie wie nikt, a funkcjonariusze o to pytani tylko mocniej zaciskają zęby. Nie tylko nie wiemy, jak wygląda życie duchowe, ale podobno nawet nie potrafimy sobie tego wyobrazić jako istoty skażone ziemską czy – jak by powiedzieli funkcjonariusze – piwniczną fizycznością.

Fabian słuchał tego w oszołomieniu. W głowie czuł natłok pytań, które chciał zadać. Zdecydował się na pierwsze z brzegu.

– Co to znaczy – stan przejściowy między biologicznością a duchowością?

Ernest rzucił mu szybkie spojrzenie, zastanowił się chwilę i nagle uśmiechnął się szelmowsko.

– Spójrz, podoba ci się ta dziewczyna?

Zaskoczony zmianą tematu, Fabian spojrzał w kierunku wskazanym przez Ernesta. W niewielkiej odległości szła młoda, długonoga dziewczyna, ubrana jedynie w obcisłe różowe majteczki, obszyte białą koronką. Jej jędrne pośladki poruszały się rytmicznie. Fabian patrzył na nią, w dalszym ciągu nie rozumiejąc pytania Ernesta. I nagle, jak dalekie echo, spłynęło na niego przypomnienie czegoś niegdyś fascynującego, co teraz zupełnie straciło swoją siłę. Atawistyczna radość, z którą za życia kontemplował damskie pośladki, ulotniła się bez śladu. Fabian posmutniał. Po raz pierwszy, odkąd się tu znalazł, doznał poczucia utraty czegoś osobistego.

– Zmysły, kolego, zmysły szlag trafił – śmiał się Ernest, śledząc reakcję Fabiana. – Jeszcze nie wszystkie i nie do końca, bo do pełnej duchowości nam daleko, ale te związane z instynktem zachowania gatunku już nam przepadły. Bądź co bądź jesteśmy już w sferze uczuć wyższych, tu uroki ciała na nas nie działają.

Widząc przygnębienie na twarzy Fabiana, Ernest położył mu rękę na ramieniu.

– No, głowa do góry, są i dobre tego strony. Uszczypnij się.

Fabian spojrzał zdziwiony.

– Co mam zrobić?

– No, uszczypnij się w rękę, tylko mocno.

– Ale po co?

– Rób, co mówię.

Fabian uszczypnął się w przedramię. Oprócz dotyku nic więcej nie poczuł. Zrobił to jeszcze raz, z większą siłą. Znów nic.

– No widzisz, przynajmniej ból zęba ci tutaj nie grozi – roześmiał się Ernest.

Skołowany Fabian zobaczył, że od stojącej w pobliżu grupki osób w piżamach oderwał się starszy mężczyzna w niebieskim szlafroku i energicznie ruszył w ich stronę. Mężczyzna miał gęste, siwe włosy, mocno pobrużdżoną zmarszczkami twarz i wyraz stanowczości w oczach, badawczo spozierających spod nastroszonych, krzaczastych brwi. Wyraz twarzy w połączeniu ze zdecydowaniem ruchów nadawał całej sylwetce dość srogi wygląd. Srogość tę łagodził widok gołych, owłosionych łydek wystających spod szlafroka i rozchodzonych kapci na stopach.

– Fatalnie dobrany krawat – z powagą stwierdził przybysz, bezceremonialnie stukając Fabiana wyciągniętym palcem w pierś. – Koszula w paski, a krawat w kropki to bardzo nowatorskie zestawienie. – Uśmiechnął się i jego twarz natychmiast straciła srogi wygląd. – Jeśli pan myśli, że człowiek tak ubrany jak ja nie ma prawa wytykać innym wad w ubiorze, to jestem gotów się z panem zgodzić, choć to w niczym nie zmienia mojego poglądu w sprawie pańskiego krawata.

Fabian uśmiechnął się niepewnie, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. Tymczasem starszy pan kontynuował:

– I tak miałem więcej szczęścia od tych biedaków w szpitalnych piżamach – wskazał ręką grupę, od której odszedł – bo śmiertelny zawał dopadł mnie podczas porannej kawy w moim własnym domu. Gdybym wiedział, ubrałbym się nieco stosowniej na tę okoliczność.

– To nasz nowy nabytek, panie profesorze – Ernest przedstawił Fabiana w niewyszukany sposób.

– Jest pan profesorem? – z ożywieniem zareagował Fabian. – Ja też kiedyś pracowałem na uniwersytecie, ale tylko kilka lat.

– A ja byłem profesorem, a nie jestem. Cóż, kiedy nasza ludzka próżność jest tak wielka, że przenika wraz z nami w zaświaty. Wszyscy mnie tu tak tytułują, a ja się przed tym nie bronię. – Rozłożył ręce w geście udawanej bezradności. – Ale cieszę się, że spotykam kolegę, bo tu ludzie głównie mnie pytają o różne sprawy, choć moje odpowiedzi rzadko ich zadowalają. Może pan będzie sobie lepiej z tym radził. Nie ukrywam jednak, że – jeśli chodzi o sprawianie przyjemności ludziom – najbardziej przydałby się w naszej sekcji polityk, bo ci zwykle wiedzą, jakiej odpowiedzi ludzie oczekują, i to właśnie im mówią, a nie prawdę.

Fabian, głodny informacji na temat nowej rzeczywistości, w której się znalazł, szybko podchwycił:

– Powiedział pan – sekcja? W jakiej sekcji my się znajdujemy?

– No, sekcja… to jest oficjalna nazwa używana przez funkcjonariuszy na określenie tej części poczekalni, w której my jesteśmy.

– A jak duża jest nasza sekcja, ile tu jest osób?

Profesor wzruszył ramionami i spojrzał na Ernesta. Obaj mieli niewyraźne miny.

– Dokładnie tego nikt nie wie, bo to się zmienia, jedni przychodzą, inni odchodzą, ale nie ma zbyt wielu osób, może dwadzieścia…

– No, a te numery rejestracyjne? – Fabian dotknął swojej plakietki na piersiach.

– A to zupełnie inna sprawa – głos Profesora znów nabrał pewności. – Wiele wskazuje, że jest to numeracja dotycząca wszystkich przedstawicieli gatunku ludzkiego od początku jego istnienia, którzy skończyli swoje ziemskie życie. Proszę zwrócić uwagę, że z naszych numerów wzięto tylko sześć ostatnich cyfr i tylko te nosimy na piersiach. Gdyby nam chciano podać cały numer, pewnie nie starczyłoby miejsca, żeby go zapisać. Tak, liczby najlepiej się nadają do opisu nieskończoności. Swoją drogą ciekawe, jak by z tego wybrnął stary dobry Epikur. Twierdził przecież, na pociechę ludziom, że śmierć nas nie dotyczy, bo kiedy my jesteśmy, to jej nie ma, a kiedy ona jest, to z kolei nie ma nas. A tu, w tej poczekalni nie wiadomo, może jesteśmy my i śmierć zarazem, a może nie ma i nas, i śmierci. To ciekawa sytuacja i dla żywych, tam na Ziemi, zupełnie nie do pomyślenia.

Po tym ostatnim stwierdzeniu Profesor popadł w lekką zadumę, chwilowo wyłączając się z konwersacji. Całkowicie przez niego zdominowany dotąd Ernest wykorzystał to dla zaznaczenia swojej obecności.

– Pytaj, co cię jeszcze interesuje. Chętnie podzielimy się z tobą tym, co sami wiemy – zwrócił się do Fabiana.

– Och, wiele rzeczy – rzekł Fabian. – Na przykład, w jaki sposób spędza się tutaj czas?

Ernest wykonał ruch ręką, wskazując na otoczenie, w którym nie działo się nic nadzwyczajnego. Obok nich przeszły cztery kobiety, o czymś rozmawiając. Fabiana zdziwiło to, że dwie były w koszulach nocnych, jedna w długim futrze i jedna w letniej sukience z dużym dekoltem. Ernest chciał odpowiedzieć na pytanie i już otworzył usta, gdy Profesor ponownie przejął inicjatywę.

– Obawiam się, panie kolego, że określenie „czas” jest tutaj nie na miejscu. Kategorie czasu i przestrzeni, do których przywykliśmy w naszym ziemskim życiu, mają tu ograniczone zastosowanie. Co prawda, czekanie, na które jesteśmy skazani, implikuje upływ czasu. Problem polega jednak na tym, że nie potrafimy go mierzyć. Jak to zrobić, gdy nie ma dnia ani nocy, zimy ani lata, gdy zawsze jest tak samo. Oczywiście, zdajemy sobie sprawę z tego, że na przykład teraz ze sobą rozmawiamy, a przedtem nie rozmawialiśmy i potem nie będziemy rozmawiać. Można powiedzieć, że coś było, jest i będzie, ale nie można tego zmierzyć upływem czasu. Jest tylko następstwo zdarzeń. W związku z tym z niczym nie jesteśmy spóźnieni ani niczego nie robimy zbyt wcześnie. – Profesor podniósł do góry rękę z wyciągniętym palcem wskazującym, jakby prowadził wykład dla studentów. – Co zaś się tyczy przestrzeni – profesorski palec zatoczył koło – to chyba pan już zauważył, że tutaj każda droga, jeśli się nią konsekwentnie idzie do przodu, prowadzi do punktu wyjścia. Przypominamy muchy chodzące po jabłku. Właściwie to nic dla nas nowego, przez całe ziemskie życie tak właśnie się zachowywaliśmy, a jedynie ogrom kuli ziemskiej nie pozwalał nam tego zauważyć. Różnica polega więc na tym, że ta przestrzeń kulista jest wielokrotnie mniejsza od tamtej, a mimo to nie mamy wrażenia, że stoimy do góry nogami. – Profesor zaśmiał się sucho i opuścił rękę.

Chwilę stali w milczeniu, ale Profesorowi już nowa myśl przyszła do głowy.

– Wygląda na to, że teiści mają rację – rzekł z namysłem. – Możemy się teraz przekonać, że istnieje jakieś życie po śmierci, jakiś proces ewolucji od fizyczności do duchowości. Przyznaję, że w tej sprawie się myliłem, bo byłem bliższy materialistycznemu punktowi widzenia. Na pocieszenie zostaje mi tylko to, że wyznawcy żadnej ze znanych religii nie mogą tu znaleźć potwierdzenia swoich narracji. Z satysfakcją stwierdzam, że – jako zwolennik pluralizmu – miałem rację, wykazując absolutny brak zrozumienia dla wszelkiej maści fundamentalistów, którzy swojego i tylko swojego Boga chcieliby uczynić, nieważne, czy za pomocą perswazji, czy siły, przedmiotem kultu powszechnego. To, z czym mamy tu do czynienia, jest jakąś wielką syntezą eschatologiczną, w której mieszczą się także ateiści, agnostycy i deiści.

– A gdzie jest Bóg? – zapytał Fabian.

Profesor i Ernest spojrzeli niepewnie po sobie.

– No właśnie – odezwał się Ernest – sami się czasem zastanawiamy. Wydaje się, że Bogiem jest ta Komisja Kwalifikacyjna, tak przynajmniej dają do zrozumienia jej funkcjonariusze. Z drugiej jednak strony nigdy nie nazwali jej Bogiem, a kiedyś powiedzieli, że Komisja służy Wielkiej Tajemnicy. Czy Bóg może czemuś służyć?

Zapadła chwila ciszy, a potem Fabian spytał:

– A skąd te dziwne nazwy, tak bardzo różniące się od języka religii, bo zupełnie pozbawione patosu? Dlaczego Komisja Kwalifikacyjna, a nie Sąd Ostateczny?

– Być może jest to skutek tej syntezy – bez większego przekonania próbował wyjaśnić Profesor. – Sąd Ostateczny to pojęcie chrześcijańskie. Nie jestem jednak pewien, czy Komisja Kwalifikacyjna znaczy to samo, co Sąd Ostateczny.

– No tak – dodał Ernest – zamiast doczesności, czyśćca, nieba i piekła mamy tu życie w piwnicy, na parterze, czyli w poczekalni, i na piętrze, które ma być naszym celem, bo ma nam zapewnić szczęście wiekuiste. O… – zdumiał się nagle – a co się stało z piekłem? Nie ma go tutaj.

Profesor uśmiechnął się pobłażliwie.

– Niezbyt pan uważał, gdy funkcjonariusze informowali nas o naszej sytuacji. To prawda, że nie powiedzieli tego wprost, ale jednak wyraźnie dali do zrozumienia, że my doświadczyliśmy łaski ubiegania się o wejście na piętro. Należy więc domniemywać, że są również tacy, którzy tej łaski nie dostąpili, co zapewne oznacza, że dla nich nie ma życia po śmierci w jakiejkolwiek formie. I to może być właśnie piekło. Oczywiście – Profesor się lekko zawstydził – to są tylko moje, niczym nieuzasadnione spekulacje.

– A co my mamy tu robić? Tylko czekać na to piętro? – spytał Fabian, patrząc na sylwetki ludzi powoli snujących się w pastelowej mgle.

– O nie, według funkcjonariuszy mamy tu sporo do roboty, bo powinniśmy przygotować się do wejścia na piętro. Można powiedzieć, że jesteśmy tutaj na swojego rodzaju obozie przygotowawczym – z lekką ironią powiedział Ernest.

– To znaczy – co robić? Na czym ma polegać to przygotowanie?

Tym razem z wyjaśnieniem pospieszył Profesor:

– Są tutaj trzy pomieszczenia. W pierwszym można oglądać kolorowe przezrocza, na których są piękne krajobrazy z różnych zakątków Ziemi oraz wspaniałe dzieła architektury sakralnej, świątynie różnych wyznań. W drugim pomieszczeniu jest biblioteka, w której zgromadzono najważniejsze dzieła religijne, a także, chyba dla równowagi, z myślą o racjonalistach, najważniejsze dzieła naukowe. Funkcjonariusze zachęcają nas do oglądania tych przezroczy i czytania tych dzieł. Potem podczas sesji próbują sprawdzać, jaki to przyniosło efekt. Oczywiście, nie liczą na to, że te dzieła czytamy. Podejrzewam nawet, że nie byliby z tego zadowoleni. Myślę, że chodzi im raczej o wyzwolenie pewnych emocji, o podziw dla Opatrzności, czyli w ich terminologii – Komisji Kwalifikacyjnej, który może spowodować sam widok tych obrazów w kabinie sensorycznej i mądrości skumulowanej w bibliotece.

– Powiedział pan – sesji? Jak to wygląda?

– No tak, że funkcjonariusze nas zbierają i po kolei zadają proste pytania, na które trzeba odpowiedzieć. Odpowiedzi są zwykle sztampowe, ale właśnie te najbardziej im się podobają i dają wtedy za nie paciorki. Wnoszę z tego, że chodzi im o wpojenie nam jakichś gotowych schematów myślenia o Komisji Kwalifikacyjnej i o nas samych.

– A to trzecie pomieszczenie? Co w nim jest? – dopytywał się Fabian.

– To trzecie – Profesor uśmiechnął się – służy do wystawiania nas na próbę i sprawdzania, jak dalece jesteśmy jeszcze mentalnie zanurzeni w poprzednim życiu. Ale najlepiej będzie, jak pan sam tam zajrzy.

– Profesor nie dodał – wtrącił się Ernest – że również w tych kabinach z widokami i w bibliotece wystawia się nas na próbę. Zamiast oglądać te widoczki sławiące Stwórcę, można obejrzeć sobie film fabularny z filmoteki, w której zgromadzono chyba cały dorobek światowej sztuki filmowej. Z kolei w bibliotece, oprócz tych szacownych dzieł, które są widoczne na półkach, można sięgnąć również do książek beletrystycznych, jest tam dostępna nawet literatura sensacyjna i kryminalna.

– O, to dobra wiadomość – ucieszył się Fabian.

Ernest spojrzał na Profesora i obaj się roześmiali.

– Niestety, nie za darmo, kolego; zawsze jest coś za coś. Takie wejście do filmoteki albo czytanie beletrystyki kosztuje jeden paciorek za każdy film lub książkę. Ludzie zbierają paciorki, żeby szybciej zaznać rozkoszy życia wiecznego i być może także móc się tam lepiej urządzić, a z drugiej strony chcieliby jakoś sobie urozmaicić nudny pobyt w poczekalni. No i mamy klasyczny konflikt wartości.

– Jaki to konflikt? – zdziwił się Fabian. – Przecież wejście na to piętro jest chyba bez porównania ważniejsze niż obejrzenie jakiegoś filmu lub przeczytanie książki.

Jego rozmówcy spuścili głowy.

– Każdy to musi sam rozstrzygnąć – mruknął Ernest.

Dopiero teraz Fabian zdał sobie sprawę, że na sznurku Ernesta nie ma żadnego paciorka, a na piersi Profesora dynda zaledwie jeden.

Wtem w monotonny szum rozmów, które prowadzili ze sobą ludzie w ich otoczeniu, nieoczekiwanie wdarł się głośny, choć mocno fałszywy śpiew:

Rozkwitały pąki białych róż,

Wróć, Jasieńku, z tej wojenki wróć,

Wróć, pocałuj, jak za dawnych lat bywało,

Dam ci za to róży najpiękniejszy kwiat...

– Och, nie, litości. – Profesor złapał się za głowę.

W przeciwieństwie do niego Ernest uśmiechnął się wyrozumiale.

– Wszystko wskazuje na to, że zbliża się nasz wesoły Ułan, który trzyma fason, starając się konsekwentnie kontynuować swoją ziemską rolę. To jeden z przykładów człowieka, który wbrew faktom nie przyjął do wiadomości końca swojego ziemskiego życia.

Zaciekawiony Fabian zobaczył, jak z zamglenia wyłania się sylwetka człowieka ubranego w polowy mundur, w butach z ostrogami i owijaczami ciasno opasującymi łydki. Spod ciemnych, zmierzwionych włosów widać było bystre oczy, ogorzałą twarz i czarny wąsik pod wydatnym nosem.

– Nie widzieliście panowie szkopów? – zagadnął tubalnym głosem.

Profesor i Ernest pokręcili przecząco głowami.

– Aha, bo jakby, to ja bym ich… – Sięgnął do boku ku niewidocznej szabli. – Ale skoro ich nie ma, to zapraszam panów do baru – Ułan zmienił ton i złagodniał.

– Ja dziękuję, może kiedy indziej. – Profesor skłonił się lekko i oddalił.

Ernest mrugnął do Fabiana i obaj udali się za Ułanem, który szedł pewnym krokiem, nie oglądając się za siebie.

– To tutaj jest bar? – szepnął zaskoczony Fabian.

– To jest właśnie to trzecie pomieszczenie, ale obawiam się, że spotka cię rozczarowanie – również szeptem odpowiedział Ernest.

Po krótkim marszu z mgły wyłoniły się wahadłowe drzwi, nad którymi znajdował się napis: „Bar samoobsługowy”. Za przeszklonymi drzwiami panowała ciemność. Kiedy jednak Ułan energicznie je pchnął i cała trójka znalazła się w środku, okazało się, że jest tam wystarczająco jasno, aby zobaczyć typowe wnętrze dość eleganckiego baru. Na wprost drzwi znajdował się pomalowany na żółty kolor bufet, na którym ustawione były szklanki, kufle, puchary i kieliszki różnych rodzajów i rozmiarów. Za bufetem piętrzyły się półki, a na nich rzędy kolorowych butelek. Umieszczone na nich etykietki prezentowały bogaty zestaw win, koniaków, brandy, whisky i wódek.

Fabian chłonął ten ziemski widok z rosnącą euforią, ale oczy stanęły mu w słup dopiero wtedy, gdy spojrzał w prawo i zobaczył pod ścianą stół szwedzki, niesłychanie obfity i wykwintny. Czego tam nie było: pieczona karkówka, pstrąg z grilla, eskalopki cielęce w sosie miętowym, kurczaki smażone, ozory w galarecie, jajka faszerowane kawiorem, fantazje z szynką, jajkiem i oliwkami. Nieco dalej, za wymyślnymi potrawami, których smaku nawet się nie domyślał, piętrzyły się w pucharach kolorowe desery zdobione owocami, ociekające bitą śmietaną i czekoladą.

Fabian nie czuł głodu, ale urzeczony tym wspaniałym widokiem podszedł do stołu, nie zwracając uwagi, że Ułan podążył prosto do bufetu. Postanowił spróbować czegoś z tych pyszności. Wziął talerz i widelec, chwilę bił się z myślami, czy zacząć od karkówki, czy od eskalopków, ale ostatecznie sięgnął skromnie po kanapkę z tatarem suto posypanym drobno siekaną cebulką. Ugryzł kęs i poczuł coś dziwnego w ustach: jedzenie zniknęło, nie pozostawiając żadnego smaku. Fabian pochylił się zdziwiony nad parującymi kusząco daniami. Nie poczuł żadnego zapachu.

Obejrzał się i zobaczył, że Ernest stoi za nim, kiwając głową z wyrozumiałym uśmiechem.

– Tak, tak, wszyscy się na to nabieraliśmy. Ale przecież nie chce ci się jeść, prawda?

– Nie, nie chce – przyznał Fabian, z żalem omiatając wzrokiem wykwintny szwedzki stół.

– Z góry uprzedzam, że z alkoholem jest podobnie. Nie masz szans, żeby się tu upić. Ale naszemu Ułanowi to nie przeszkadza. Popatrz, już nam napełnił kieliszki.

Podeszli do bufetu, gdzie Ułan pełnił honory gospodarza.

– Proponuję śliwowicę, panowie. – Stuknął paznokciem w butelkę. – Rotmistrz Baryłko-Kleciński często powtarzał, że nie ma nic lepszego od dobrze dojrzałej śliwowicy. A ta mi na taką wygląda.

Podnieśli w górę napełnione kieliszki, a Ułan przyjął postawę zasadniczą i zakomenderował:

– No, to nasze zdrowie i na pohybel wrogowi!

Wlali sobie do ust bezwonną ciecz, która natychmiast wyparowała. Fabian nie mógł się powstrzymać i ironicznie się uśmiechając, zapytał Ułana:

– No i jak pan znajduje tę śliwowicę?

– Piłem już lepszą – Ułan najwyraźniej nie wyczuł ironii. – Pamiętam, jak kiedyś na Kresach jako zwiadowcy zatrzymaliśmy się podczas manewrów w pewnym majątku, żeby napoić konie. Jego właściciel uznał, że my też potrzebujemy wzmocnienia, i poczęstował nas tym, co miał w swojej piwnicy. Ach, co to był za boski trunek! – Ułan aż przymknął oczy z rozmarzenia. – Zupełnie zapomnieliśmy o manewrach, a do reszty szwadronu dołączyliśmy dopiero po dwóch dniach, tłumacząc się, że zgubiliśmy drogę.

Ernest wydął wargi i dyskretnie rozłożył ręce w geście bezradności. Po „wypiciu” śliwowicy panowie opuścili bar. Ułan kiwnął ręką na pożegnanie i głośno ryknął swoje „Rozkwitały pąki białych róż”. Fałszywe dźwięki szybko cichły, w miarę jak się oddalał.

– Muszę cię pocieszyć, że i tutaj można odtworzyć smak potraw i trunków za cenę pozbycia się paciorków – rzekł Ernest, wskazując na pulpit z listą menu i otworami na paciorki przy każdej pozycji. – Ci, którzy tego próbowali, twierdzą jednak, że to już nie to samo wrażenie błogiej sytości, której doświadczali kiedyś na Ziemi, jedząc te potrawy i pijąc alkohol. Ułan tu często traci paciorki, ale kiedy ich nie ma, jak teraz, wystarcza mu sam rytuał. Widocznie nie ma wielkiej różnicy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: