Atta Troll. Sen nocy letniej. Atta Troll. Ein Sommernachtstraum - Heinrich Heine - ebook

Atta Troll. Sen nocy letniej. Atta Troll. Ein Sommernachtstraum ebook

Heinrich Heine

3,0

Opis

Atta Troll to niedźwiedź, który swoimi sztuczkami zabawia gawiedź na rynkach miast i miasteczek. W czasie jednego z występów, Atta, pełen dumy własnej i nieposkromionej woli wolności, ucieka w góry i chowa się w swojej dawnej jamie, w której przyszedł na świat. Niestety rusza za nim pościg myśliwych (jednym z nich jest narrator poematu). W wyniku podstępu zostaje wywabiony z jamy i ginie od kuli myśliwego. (http://pl.wikipedia.org/wiki/Atta_Troll)

Atta Troll thematisiert wie Franz Kafkas Ein Bericht für eine Akademie anhand eines Tanzbärenlebens den Drang des Menschen zur Freiheit und stellt den trägen Menschen einen ungebändigen Bärenhelden gegenüber. Eine spezifische Lehre des Werkes lässt sich jedoch nicht ausmachen und soll auch nicht herauskommen, wie der Autor unter anderem im dritten Kapitel bemerkt. Besonders gegen die politisierte Literatur seiner Zeit spricht sich Heine aus und schreibt vor der Hand nur „um der Kunst willen“. (http://de.wikipedia.org/wiki/Atta_Troll)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 139

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Heinrich Heine

Atta Troll. Sen nocy letniej Atta Troll. Ein Sommernachtstraum

TEKST - TEXT: POLSKI / DEUTSCH

na język polski przełożył Aureli Urbański

Armoryka Sandomierz

Projekt okładki: Juliusz Susak 

 

Na okładce: William Frederick Witherington (1785-1865), Tańczący niedźwiedź (1822),

(licencja public domain), źródło: http://commons.wikimedia.org/wiki/File:The_dancing_bear_by_William_Frederick_Witherington.jpg (This file has been identified as being free of known restrictions under copyright law, including all related and neighboring rights). 

 

Copyright © 2014 by Wydawnictwo „Armoryka”

 

Wydawnictwo ARMORYKA

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

tel +48 15 833 21 41

e-mail:[email protected] 

http://www.armoryka.pl/ 

 

ISBN 978-83-7950-327-8

 

Atta Troll. Sen nocy letniej

Przedmowa autora

 

Atta Troll powstał na schyłku jesieni 1841 r. i urywkami ukazywał się drukiem w czasopiśmie Świat elegancki (Elegante Welt), po ponownem objęciu tegoż Redakcyi przez mojego przyjaciela Laube'go. [Henryk Laube, znakomity niemiecki dramaturg i poeta, którego pisma, na równi z pismami innych przedstawicieli t. zw. „Młodych Niemiec”, surowo były zabronione przez cenzura ówczesnych rządów Związkowej Rzeszy. (Przyp. tłum).] Tak osnowa, jak i przykrój poematu, licować musiały ze skromniutkiemi potrzebami wymienionego czasopisma; zrazu tedy pisałem jeno te rozdziały, które bez przeszkody mogły być ogłoszone drukiem; lecz i one niejednej uległy przeróbce. Nosiłem się z myślą wydania całości w późniejszem uzupełnieniu, zawsze jednak kończyło się na tym chwalebnie powziętym zamiarze; i oto z Atta Trollem stało się toż samo, co z wszystkiemi Niemców wielkiemi dziełami, jak z tumem kolońskim, Szellingowym [Obacz przypisek str. 274 w moim przekładzie „Romancera”. Dociekania nad istotą Bóstwa przechodziły u słynnego tego filozofa tyle zasadniczo odmiennych faz, ze nie ”bez pewnej podstawy nazwano go: Proteuszem filozofii. (Przyp. tłóm)] Bogiem, pruską konstytucyą itp. - pozostał nieukończonym. Prącemu ulegając naciskowi, który zaprawdę nie z mojego wypływa wnętrza, oddaję go dziś w ręce publiczności w niegotowej fakturze, przykrojonej jakotako i zaokrąglonej tylko powierzchownie.

Jak się rzekło, Atta Troll powstał w późnej jesieni roku 1841, w czasie, kiedy to jeszcze nie był wyszumiał zgiełk wielkiego tumultu, który wrogów wszelakiej maści skupił w zgraję przeciw mojej osobie. Potężny był to rejwach - i nigdy nie byłbym dał wiary, że Germania tak sporą wytwarza moc zgniłych jabłek, jaka podonczas obiła się o moją głowę! Nasza Ojczyzna błogosławiony to kraj; nie rosną tu wprawdzie cytryny, ni złociste pomarańcze, i jeno mozolnie pełza karłowaty wawrzyn po niemieckim gruncie - zgniłe za to jabłka udają się u nas w najpomyślniejszej obfitości. To też wszyscy nasi wielcy poeci na jedną o tem piali nutę. Podczas rzeczonego rozruchu, który wrzekomo zagrażał mi utratą korony i głowy, nie postradałem ni jednej, ni drugiej; niedorzeczne zaś obwinienia, któremi motłoch na mnie szczuto, najnędzniej utonęły w niepamięci, chociaż nie czułem potrzeby zaszczycenia ich odparciem. Czas objął rolę mojego rzecznika; niemniej, w tej mierze, położyły około mnie pewne zasługi poszczególne rządy niemieckie, co z wdzięcznem stwierdzam uznaniem. Corocznie, w ponownem wydaniu, ukazują się listy gończe i na każdej stacyi pogranicza Niemiec z tęsknotą wyglądają powrotu poety; a dzieje się to około święta Bożego Narodzenia, kiedy właśnie na choinkach prostoduszne skrzą się lampki. W obec tak podejrzanego dla turysty bezpieczeństwa, nieledwie już omierzło mi podróżowanie po niemieckich sadybach; świątkuję tedy na obczyźnie - i wśród obcych, na tułaczce, dokończę moich dni. A tymczasem dzielni bojownicy za sprawę Światła i Prawdy, którzy pomawiali mnie o chwiejność przekonań i o lokajstwo - z całą swobodą szwendają się po Ojczyźnie, bądź to jako suto płatni, państwowi biuraliści, bądź to jako tej lub owej gildyi dostojnicy, bądź to jako stołownicy tego lub owego klubu, gdzie wieczorami patryotycznie pokrzepiają się winnym sokiem papy Renu i szlezwicko-hołsztyńskiemi ostryźki, co to je morze objęło miłośnie. [„Schleswig-Holstein raeemraschlungen”, popularna, w pieśni narodowej uwieczniona, a przez putora złośliwie do ostryg przystosowana tyrada niemieckich szowinistów. (Przyp. tłóm)]

Z umysłu, z pewnym przyciskiem, nadmieniłem powyżej, w jakim czasokresie powstał Atta Troll. Kwitła naonczas t.zw. poezya polityczna. Opozycya (powiada Ruge [Arnold Ruge, niemiecki publicysta i liberał, później w związku z Mazzini'm, Ledru-Rollin'em itd. członek międzynarodowej propagandy rewolucyjnej. O nim to wyraził się Heine: „ Portyer ów Heglowskiej szkoły, z przekonaniem chełpił się w „Halleńskich rocznikach”, że portyerską swoją pałką ubił mnie na śmierć.” (Przyp. tłóm.)]), sprzedawszy rzemienną swoją skórę, spoetyzowała się do szczętu. Muzy surowy otrzymały nakaz, izby nadal próźniaczo i lekkomyślnie nie zbijały brukców, lecz by w ojczystą zaciągnęły się służbę, niby w charakterze markietanek wolności albo chrześcijańsko-germańskich praczek narodowych. Z niemieckiego gaju bardów uniosła się przedewszystkiem czcza owa, jałowa napuszystość, bezpożyteczny ów opar szału, który z pogardą śmierci rzuca się w ocean komunałów i zawsze na pamięć mi przywodzi pewnego amerykańskiego majtka. Ów marynarz tak wybujałem przejęty bałwochwalstwem ku osobie jenerała Jackson'a, [Andrew Jackson, siódmy z rzędu prezydent Stanów Zjednoczonych północnej Ameryki. (Przyp. tłóm).] że niegdyś z wierzchołka masztu skoczył do morza z okrzykiem: umieram za jenerała Jackson'a! Owoż, lubo my, Niemcy, żadnej jeszcze nie posiadaliśmy floty, roiło się już od majtków, wierszem i prozą umierających za jenerała Jackson'a. Podonczas talent srodze niefortunnem był uposażeniem; z góry już bowiem podawał cię w posądzenie o brak charakteru. Nareszcie, po tysiącletniej szperaninie, kosooka impotencya potężne zrobiła odkrycie, wynalazłszy oręż ku pogromowi butnej dziatwy geniuszu oto antytezę talentu a charakteru. Osobiście niemal schlebiało to wielkiemu tłumowi, skoro takie doszło go rozumowanie: pierwszy lepszy poczciwina zazwyczaj lichym bywa muzykantem; dobry za to muzykus niekoniecznie zaraz uczciwym jest człowiekiem; na świecie nie muzyka, lecz uczciwość - to grunt! Pusta tedy mózgownica słusznie teraz dufać jęła w pełne swoje serce; kto dobrze był myślący, ten wygrał. Pomnę jednego z ówczesnych pisarzy, który właśnie za osobliwą poczytywał sobie zasługę, że pisać nie umiał. Za drewniany styl srebrny otrzymał puhar honorowy.

Wieczyste bogi! to też pod one czasy trzeba było stanąć w obronie niespożytych praw ducha, zwłaszcza w dziedzinie poezyi. A że takie rzecznictwo głównym było zawodem mojego żywota, toć i w niniejszym poemacie ani na chwilę nie spuściłem go z oka. Tonem i osnową stanął on okoniem przeciw ukazom współczesnych trybunów. I w samej rzeczy, pierwsze zaraz drukiem ogłoszone urywki z Atta Troll'a, obruszyły żółć moich bohaterów, mężów zasad, moich Rzymian, którzy mnie nie tylko o literackie, lecz i o społeczne pomówili wstecznictwo, ba, którzy nawet obwinili mnie o urąganie najświętszym ideałom humanizmu. Co do estetycznej wartości mojego poematu, z ochotą cisnąłem ją im na pastwę, i dziś jeszcze czynię toż samo. Ku własnej jeno mojej uciesze, napisałem go w senno-chimerycznym tonie romantycznej onej szkoły, w której najmilsze przeżywszy lata młodzieńcze, na ostatku przetrzepałem pana profesora. Z tej racyi wartałoby może mój poemat cisnąć do kosza; atoli kłamiesz, Brutusie, kłamiesz, Kassyuszu, kłamiesz i ty, Azyniuszu, twierdząc, jakoby moje ucinki w owe godziły idee, w drogocenne owe zdobycze ludzkości, w imię których ja sam tyle się nawojowałem i za które tylem się nacierpiał. Nie; właśnie ponieważ one idee w najwspanialszej swojej czystości, w całym swoim ogromie, nieprzerwanie unoszą się przed okiem poety, temci niepowściągliwsza porywa go chętka do śmiechu na widok, jak po prostacku, jak po safandulsku, jak po omacku pojąć je zdolna ograniczona nasza współczesność. Poniekąd stroi on sobie żarciki z doczesnej, niedźwiedziej ich skóry. Są to zwierciadła szlifowane tak opacznie, że nawet taki Apollo odbić się w nich musi w karykaturalnem wykoszlawieniu i pobudza nas do śmiechu. Wszakci wtedy nie z boga się śmiejem - lecz bohomaza. Jeszcze słówko. Potrzebaż osobnego zastrzeżenia, że parodya Freiligrath'owskiego [Ferdynand Freiligrath, uwielbiany swego czasu poeta niemiecki, zrazu rozlubowany przeważnie w fantastycznych tematach Wschodu, wyrzekłszy się przyznanej mu przez króla pruskiego stałej pensyi, całą duszą oddał swoje pióro na usługi rewolucyi i radykalizmu. Więziony i prześladowany, po kilkakroć uchodził za granicę. W roku 1868 osiadł w Niemczech, pod Stuttgartem. Obfity wynik subskrypcyi narodowej zapewnił mu resztę dni żywota bez troski (Przyp. tłum).] poematu, która z Atta Troll'a niekiedy swywolnie wyprycha i niejako tworzy komiczny jego podkład, żadną miarą nie ma na celu zlekceważenie poety? Cenię go wysoce, zwłaszcza dziś, i zaliczam go do najwybitniejszych poetów, jacy od lipcowej rewolucyi pojawili się w Niemczech. Pierwsze zbiorowe wydanie jego poezyi dostało mi się bardzo późno w ręce, i to właśnie dopiero w tej porze, kiedy powstawał Atta Troll. Kto wie, czy nie ówczesnemu mojemu nastrojowi przypisaćby należało, że mianowicie Książę-murzyn tak uciesznie na mnie podziałał. Zresztą utwór ten, jako najudatniejszy, zachwalają powszechnie. Dla czytelników, zgoła z tymże nie obeznanych, - (a takich nie brak zapewne w Chinach i w Japonii, choćby nawet nad brzegami Nigru i Senegalu) - dla nich to napomknę, że Król murzynów, który na początku poematu z białego swojego namiotu ukazuje się niby księżyc zaćmiony, niemniej czarną posiada bogdankę; nad ciemnem jej obliczem kołyszą się białe, strusie pióra. Alić, wojowniczym zdjęty animuszem, opuszcza ją, na murzyńską wyrusza bitwę, kędy warczy bęben obwieszony czaszkami - lecz, ach, znajduje tam czarne swoje Waterloo i przez pogromców sprzedan białym w niewolę. Ciż zawlekają szlachetnego Afrykanina do Europy, gdzie znowu spotykamy go w służbie u koczującej bandy linoskoków, która na artystycznych swoich przedstawieniach powierzyła mu była turecki taraban. U wejścia tedy do cyrku stoi on poważny i chmurny; stoi i bębni. Podczas tego tarabanienia duma jednak o dawnej swojej wielkości. Duma, jak to ongi, hen, nad dalekim Nigrem, samowładnym był monarchą, jak lwy gromił i tygrysy -

 

Oko łzą zaszło;

twarz jego ponura.

Ugodził w bęben.

Z trzaskiem pękła skóra.

 

Pisałem w Paryżu, w grudniu 1846.

 

Henryk Heine.

 

 

ROZDZIAŁ I.

 

Pośród ciemnych gór, wśród hardo

pnących się nad sobą wirchów -

dzikich kaskad usypiane

szumem, senne jak widziadło -

w dole tam wykwintne leży

Cauterets. Bieluchne domki

z balkonami. Piękne na nich

stoją damy. Co za chichot!

Co za chichot, skoro spojrzą

na upstrzony ciżba rynek,

kędy w takt, przy kobzy dźwiękach,

z niedźwiedzica pląsa niedźwiedź.

Tancerzami: Atta Troll,

oraz czarna jego żonka,

Mumma. Grzmią podziwu krzyki;

przyklaskują im Baskowie.

Z sztywną drepce tam grandezzą

myś, szlachetny Atta Troll;

lecz kudłatej połowicy

miary brak i brak godności.

Omal zda mi się, że nawet

czelnie puszcza się kankana

i bezdusznym kupra rzutem

Grand-Chaumier'a że mi trąci.

Jakoż dzielny on niedźwiednik,

eo ja na łańcuchu wodzi,

snać tych skoków wyuzdanych

sam zmiarkował niemoralność -

boć po grzbiecie ja niekiedy

biczem smagnie raz i drugi.

Czarna wyje Mumma - głuchem

odtętniają echem góry.

Na stożkowym niedźwiednika

kapeluszu Madonn sześć;

łeb od kul mu chronią wrażych

i od żrących pasorzytów.

Z ramion płaszczem mu się zwiesza

pstra, z ołtarza zdarta kapa;

pod nią czycha zaś z ukrycia

nóż i lufa pistoletu.

Mnichem był za lat młodzieńczych,

później zbójów bandy hersztem;

oba łącząc te zawody,

w służbę wstąpił Don Karlosa.

Kiedy zbiedz Don Karlos musiał

z paladynów swych drużyną -

(ci przeważnie uczciwszego

w końcu jęli się rzemiosła) -

wtedy Wiary nasz obrońca,

w niedźwiednika przedzierzgnięty,

z Atta Troll'em, oraz z Mummą,

w drogę puścił się po kraju

i przed gminem, po kiermaszach,

przeniewala je do tańca.

W Cauterets, na targowicy,

w pętach pląsa Atta Troll!

Atta Troll, ów dumny ongi

dziczy władca, co po wolnych

hasał turniach - dziś, w nizinach,

przed gawiedzią skakać musi!

Dla marnego skacze grosza,

on, co niegdyś na wyżynach

w grozy strasznym majestacie

wyższość swoją czuł - nad świat!

Młodych dni i postradanej

nad borami pomny władzy,

mruczy. Ciemny jakiś pomruk

z duszy płynie Atta Troll'a,

Chmurnie on spogląda, ni to

czarny Freiligrath'a książę;

jak zaś tamten bębnił nędznie -

nędznie ten, z wściekłości, dryga.

Lecz współczucia on nie wznieca,

jeno śmiech. Julietta nawet

śmiechem parska wciąż z balkonu,

na rozpaczy patrząc hopki.

W śnieżnem jej, Francuzki, łonie

serca brak. Na zewnątrz żyje, -

powierzchownie. Cudna za to,

czarująca powierzchowność!

Jej spojrzenia - to promieni

słodka sieć. W tej sieci oczkach

tkliwie, jak złowiona rybka,

serce nasze się szamoce. 

 

 

ROZDZIAŁ II.

 

Że tam czarny Freiligrath'a

książę-murzyn, zdjęt tęsknicą,

w bębna tłukł napięta skórę,

aż ci z gromkim pękła trzaskiem

czuła i bębenki uszne

wstrząsająca to historya;

lecz przedstawcie sobie mysia

w chwili, gdy się rwie z łańcucha

Śmiechy gasną, milknie gędźba,

wrzask i popłoch. Z targowicy

przerażony pierzcha tłum;

na balkonach bledną damy.

Hej, okowy niewolnicze

strzaskał nagle Atta Troll

i wąskimi zaułkami

w dzikich sadzi już podskokach.

Grzecznie każdy w bok umyka;

on zaś, wspiąwszy się na skałę,

w dół z szyderstwem niby spojrzał

i w gór zgubił się załomach.

Na opustoszałym rynku

czarna li została Mumma

i niedźwiednik. Oszalały

ciśnie o ziem kapeluszem -

kopie go - i po Madonnach

srodze depce - i z ohydnie

nagich pleców zrywa kapę -

klnie i na niewdzięczność biada;

czarną mysia klnie niewdzięczność!

Wszakci z nim w przyjaźni zawsze

żył, jak z bratem, z Atta Troll'em;

wszakci pląsów go wyuczył!

Czegóż on mu nie zawdzięcza?

Nawet życie! Wszak napróżno

sto wtykano mu talarów

za niedźwiedzią jego skórę!

Cała tedy gniewu wściekłość

z podwojoną spadła siłą

na nieszczęsna, czarną Mummę.

Acz jak smętku niemy posąg

przed szaleńcem wyprężona,

drżąc, na tylnych służy łapach -

chłoszcze ją, lży ją: Krystyną.

Panią Munoz i putaną.

Działo to się pogodnego

i ciepłego poobiedzia,

latem.. I zapadła zwolna

noc rozkoszna, noc wspaniała.

To też niemal jej połowę

przepędziłem na balkonie;

obok stała zaś Julietta,

w jasne zapatrzona gwiazdy.

Westchnie! ach - i rzecze:

najpiękniejsze są w Paryżu,

kiedy w noc zimową porą,

w ulic połyskują błocie. 

 

 

ROZDZIAŁ III.

 

Nocy letniej sen! Pieśń moja

fantastycznie mknie bez celu,

jako miłość jest bez celu,

żywot, świat i wsze stworzenie!

Własnych li kaprysów sługa,

to raz cwałem, to na skrzydłach

po przestworach buja baśni

ukochany pegaz mój.

Nie robocze to, od dyszla,

zacne burżoazji szkapię -

ani fakcyi to rozżartej

bachmat, rżący patetycznie.

Złotą dzwoni on podkową,

biały źrebiec mój skrzydlaty;

trezla mu zaś pereł sznur.

Hejże, puszczam ją, swobodnie!

Nieś mnie, dokąd pragniesz sami!

gór stromemi stoczki, kędy

przed absurdów przepaściami

kaskad trwożny szum ostrzega --

i przez ciche nieś doliny,

gdzie poważne sterczą dęby,

z pod korzeni zaś odwieczny,

słodki tryska podań zdrój!

O, niech usta nim pokrzepię,

oczy zwilżę! Ach, bom cudów

spragnion wody, co klarowna

bielmo zmywa, wiedzą poi.

Wszelka precz, ślepoto! Wzrok mój,

aż na dno rozworu sięga,

do pieczary Atta Trolla;

gwarę jego już rozumiem.

Dziwna! Dobrze, zda się, znan mi

gruby ten, niedźwiedzi szwargot.

Nie słyszałem-że tych mruków

niegdyś, w drogiej mej Ojczyźnie?.. 

 

 

ROZDZIAŁ IV.

 

Ronceval'u ty dolino!

Już na imę twe, szlachetna,

w sercu drżą mi dawno zmierzchłe

błękitnego kwiecia wonie!

Z tysiącletnich wskrzeszon mogił,

w blaskach, świat się wzbija widzeń -

i rozwarte martwców oczy

Mierzą mnie - i lęk mną wstrząsa.

Szczęk i zgiełk. To Saraceni

boje toczą i Frankowie.

Rozpaczliwie, konająco,

róg zawodzi Rolandowy.

W Roneeval'u tam dolinie,

od Rolanda nieopodal

Szczerbu - (zwan tak, gdyż bohater

przerzynając się przebojem,

w śmierci grozie, krwią rozżarty,

dzielnym mieczem swym, Duranda,

z takim w skałę ciał rozmachem,

że do dziś widoczny ślad) -

w rozpadlinie tam ponurej,

w dzikich smreków pogłębiona

haszczach - czerni się pieczara:

skryta gawra Atta Trolla.

Na rodziny tam spoczywa

łonie, po ucieczki znojach,

po mozołach etnografa

i turysty ciężkich trudach.

Słodka połączenia chwilo!

W drogiem znalazł legowisku

płód rodzony swój i Mummy:

synów cztery i dwie dziewki,

schludnie wylizane, płowe,

kaznodziejskie ni to córy.

Starsi chłopcy trzej, szatyni,

a najmłodszy, to brunecik -

mamin