Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Mgła - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
1 stycznia 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mgła - ebook

„Mgła” jest romansem ironicznym. Akcja skupia się wokół kilku ludzi i psa. Pies, wiedziony instynktem, zawsze odnajduje swą drogę właściwą, podczas gdy ludzie, otoczeni gęstą mgłą swych iluzji, nadziei i pragnień, błądzą, jak ślepcy, w labiryncie życia, nie wiedząc dokąd idą, ani po co. August Perez, wyszedłszy z domu pewnego deszczowego poranka, zastanawia się, czy ma pójść na prawo, czy na lewo? Ponieważ August „nie jest prawdziwym podróżnym, lecz człowiekiem, przechadzającym się po drogach życia”, więc powzięcie decyzji przedstawia dlań niesłychaną trudność. Perez czeka, aż ulicę przebiegnie pies. Po prostu wskaże mu drogę. Nieszczęście chciało, że, zamiast psa przebiegła koło Augusta dziewczyna, która swą pięknością sprawiła wielkie na nim wrażenie. O dalszych losach bohatera zadecydował przypadek, a z przypadku narodziła się powieść „Mgła”. Perez staje przed bramą domu, pragnąc zawrzeć znajomość. Wkrótce nadarza się okazja. Z balkonu prawie wprost na głowę Augusta spada klatka z kanarkiem. Perez odnosi klatkę i poznaje rodzinę pięknej dziewczyny. Po kilku dniach oświadcza się o rękę Eugenii Domingo del Arco. Eugenia odrzuca miłość Augusta, ponieważ kocha Maurycego, zawodowego próżniaka i łazika. Maurycy gotów jest jednak odstąpić Eugenię Augustowi, o ile z małżeństwa tego wynikną materialne dla niego korzyści. August będzie utrzymywał nie tylko żonę, ale i jej kochanka.

 

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7950-720-7
Rozmiar pliku: 549 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

MIGUEL DE UNAMUNO JAKO POWIEŚCIOPISARZ

I. „MGŁA”.

„Mgła” jest romansem ironicznym. Akcja skupia się wokół kilku ludzi i psa. Pies, wiedziony instynktem, zawsze odnajduje swą drogę właściwą, podczas gdy ludzie, otoczeni gęstą mgłą swych iluzji, nadziei i pragnień, błądzą, jak ślepcy, w labiryncie życia, nie wiedząc dokąd idą, ani po co. August Perez, wyszedłszy z domu pewnego deszczowego poranka, zastanawia się, czy ma pójść na prawo, czy na lewo? Ponieważ August „nie jest prawdziwym podróżnym, lecz człowiekiem, przechadzającym się po drogach życia”, więc powzięcie decyzji przedstawia dlań niesłychaną trudność. Perez czeka, aż ulicę przebiegnie pies. Po prostu wskaże mu drogę. Nieszczęście chciało, że, zamiast psa przebiegła koło Augusta dziewczyna, która swą pięknością sprawiła wielkie na nim wrażenie. O dalszych losach bohatera zadecydował przypadek, a z przypadku narodziła się powieść „Mgła”. Perez staje przed bramą domu, pragnąc zawrzeć znajomość. Wkrótce nadarza się okazja. Z balkonu prawie wprost na głowę Augusta spada klatka z kanarkiem. Perez odnosi klatkę i poznaje rodzinę pięknej dziewczyny. Po kilku dniach oświadcza się o rękę Eugenii Domingo del Arco. Eugenia odrzuca miłość Augusta, ponieważ kocha Maurycego, zawodowego próżniaka i łazika. Maurycy gotów jest jednak odstąpić Eugenię Augustowi, o ile z małżeństwa tego wynikną materialne dla niego korzyści.

August będzie utrzymywał nie tylko żonę, ale i jej kochanka.

Eugenia zrywa z Maurycym, przerażona jego cynizmem.

Tymczasem Perez, zwątpiwszy już w możność zdobycia Eugenii, zwrócił swoje uczucia ku osiemnastoletniej praczce, Rosario. W jej miłości do siebie pragnie znaleźć zapomnienie i pocieszenie.

Teraz Eugenia nie szczędzi zachodów i trudów, aby odzyskać tak lekkomyślnie utraconego Augusta, który, jako człowiek bogaty, jest doskonałą partią. Eugenia odnosi w końcu zwycięstwo nad Rosario. Wydaje się, że teraz już nic nie stanie na przeszkodzie połączeniu się tych obojga. Ale nieoczekiwane komplikacje zachodzą jeszcze raz. August zaczyna być zazdrosny o Rosario, którą uwiódł Maurycy. W przeddzień ślubu Eugenia zrywa nieodwołalnie z Augustem i ucieka z Maurycym. August, podwójny bankrut uczuciowy, wpada teraz w chorobę skrajnego hamletyzmu, i powątpiewa o swym własnym istnieniu.

Wszystkie posunięcia na szachownicy życia czterech figur wyczerpały się bez reszty. Akcja powieści, będąca tylko pretekstem do wyrafinowanej analizy psychologicznej i filozoficznego komentowania zdarzeń, została doprowadzona do końca. Czy jednak August Perez był aktorem dramatu, czy tylko farsy? Przerzucając ostatnie strony „Mgły”, nie wiemy, czy „rictus” tragedii nie przekształci się czasem w rechot rubasznego śmiechu.

W „Epilogu” Perez przybywa do Salamanki w odwiedziny do Miguela de Unamuno. Między twórcą a stworzoną postacią zawiązuje się ciekawa rozmowa.

– Dość mam tych męczących awantur, które pan wyprawia ze mną na trzystu stronach swej powieści! Pragnę się zabić!

– Nie zabije się pan – odpowiada z sarkastycznym uśmiechem Unamuno. – Odebrać sobie życie może tylko człowiek, który żyje... a ponieważ pan nie istnieje...

– A to sobie dobre! – wykrzykuje Perez. Ja nie istnieję? Ja? – I miażdży swego interlokutora strasznym argumentem: – „Czyż pan nie powiedział, że Don Quichote i Pancho są bardziej rzeczywiści od Cervantesa? Czyż nie utrzymywał pan w „Prologu do trzech nowel nadzwyczajnych”, że pan jest tylko pretekstem, potrzebnym na to, aby moja historia, historia innych postaci, jako też i pana własna historia, mogły się pojawić na świecie?”. Nie będzie pan zdolny przeszkodzić teraz memu samobójstwu!”

– Proszę mi nie mówić impertynencyj – przerywa Unamuno, uderzając pięścią w stół. – Już powiedziałem! Wróci pan do domu i jeszcze dzisiejszej nocy umrze na zapalenie mózgu.

– Nie, po stokroć nie! Pragnę się zabić, lecz nie chcę umierać!

Autor pozostaje nieubłagany.

August Perez wraca do domu i rad nierad umiera.

Nad trupem swego pana filozofuje pies, Orfeusz, jedyna żywa istota, którą ciężki opar „mgły” nie mógł sprowadzić na życiowe bezdroża.

– Jakże dziwnym stworzeniem jest człowiek? W żaden sposób nie można się dowiedzieć, czego właściwie chce, prawdopodobnie sam o tym nie wie! Albo i teraz? Ten, który leży tutaj przede mną, zimny i sztywny, rozsiewając woń gnijącego mięsa, nie jest już chyba moim panem. Gdzież on teraz przebywa? Może w boskim świecie Platona? Mieszkają tam ludzie istotni, oczyszczeni i czyści, pijąc błękitne powietrze i oddychając eterem. Przebywają tam także psy św. Humberta, psy św. Dominika, myśliwego, psy istotne, psy naprawdę cyniczne.

– Wypowiedziawszy tę orację, Orfeusz zwinął się kłębek i zdechł u nóg swego pana. Na trupa człowieka i ścierwo psa opada powoli ta sama, tajemnicza, nieprzenikniona mgła.

II. „LUDZIE Z KRWI l CIAŁA”.

Książka „El sentimiento tragico de la vida” zaczyna się od określenia Hiszpanów, jako ludzi z „krwi i ciała” – „los hombres de carne y hueso”. „Człowiek z krwi i ciała, ten, który się rodzi, cierpi i umiera! Który je, pije, śpi, myśli, nienawidzi, lub kocha. Brat, mój prawdziwy brat”.

Ci prawdziwi „bracia” – protagoniści powieści i nowel Unamuna – mają się tak do protagonistów powieści Perez Goldosa, jak kontrapunkty do symfonij.

„Episodios nacionales” Goldosa, formowały w literaturze hiszpańskiej, na przełęczy XIX i XX w. świadomość zbiorowości. „Novelas ejemplares”, „Niebla”, „Amor y pedagogia”, czy „Abel Sanchez” Unamuna formują świadomość tylko własnego „ja” – „el proprio ser”. Galdos, pisząc olbrzymią „Komedię ludzką” miał przed oczami, jako wzory, Hiszpanów swego czasu. W dziełach swych pozostawił nam ludzi, których psychologię zrozumie każdy Europejczyk od Wołgi po Manzanares.

Hiszpanie Galdosa są tak uniwersalni, jak Hiszpanie Cervantesa, Hiszpanie Unamuna tak indywidualni, jak on sam. Na krosnach ich duchowego życia przesuwają się te same czarno-czerwone pasma: przeznaczenie, śmierć i miłość.

Anhel Guerra, Fortunato i Jacinta, Don Pio, Pepet, czy Maxi Galdosa, należący stanowo do jakiejś klasy społecznej, lub etnograficznie do pewnej prowincji, rzuceni są na tło obyczajowego życia Hiszpanii; Raquel i Berta, Tante Tula, Don Juan, Aleksander Gomez, Joaquin Manegro Unamuna są jedynie emanacją arcyhiszpańskiej, a zarazem jakże arcyeuropejskiej duszy swego twórcy. Te personifikacje namiętności sprowadzają się zasadniczo do dwóch indywidualnych pasyj Unamuna: głodu pełnego życia i pragnienia nieśmiertelności. Urzędowi krytycy, „chorujący na chorobę lenistwa umysłowego” – z tej „encarnacion de su propio ser” chcieli wyprowadzić błędny wniosek, że protagoniści powieści i nowel, jako tezy i symbole, sztucznie uczłowieczone, w ogóle istnieć nie mogą. „Symbol może się jednak stać człowiekiem, a koncepcja prawdziwą osobą” – odpowiada krytykom Unamuno. „Wierzę w tragedię dwumianu Newtona, myślę także, że hiperbola chciałaby dosięgnąć swojej asymptoty. Geometra, który by odczuł to zrozpaczone pragnienie, mógłby przedstawić hiperbolę, jako istotę bardzo tragiczną”. A dalej: „Zaręczam ci, czytelniku, że jeżeli Gustaw Flaubert czuł, jak mówią, symptomaty zatrucia, gdy pisał »Panią Bovary« – to ja czułem, że umieram, gdy August Perez jęczał przede-mną na 287 stronie mego romansu »Mgła«: „Ależ ja chcę żyć, ja chcę żyć Don Miguelu”!!

Powiedzą: „Dlatego, że August Perez – to ty! Po stokroć nie. Wszystkie postaci moich powieści wydobyłem z mojej duszy, z mojej wewnętrznej rzeczywistości, którą zaludnia cały tłum ludzi. Lecz przecież oni nie są mną! Któż ja jestem? Któż jest ten, który się podpisuje, jako Miguel de Unamuno? Jeden z moich protagonistów, jeden z typów, stworzonych przeze mnie? A ów „ja” ostateczny, „ja” transcendentalny, ja najwyższy? Tylko Bóg może odpowiedzieć na to pytanie!”

III. „NIVOLERIA”.

„Mgła” i „Trzy nowele nadzwyczajne” są wysiłkiem, zmierzającym ku oswobodzeniu powieści z formułek konwencjonalno-tradycyjnych, ku zidentyfikowaniu powieści z życiem. Stendhalowskie zwierciadło sztuki zostało tu zastąpione przez życie samo. Destrukcyjny zamiar autora (rozkład powieści, jako rodzaju literackiego) ujawnił się już w tytule. Swoją humorystyczną książkę nazwał Unamuno nie „nowela”, lecz „niwola”. Poeta Malherbe, gdy mu Racan zarzucał pewne usterki w wersyfikacji, odpowiedział ze spokojem: „Eh bien, monsieur, si ce n’est un sonnet, c’est une sonette”. Unamuno dla mistyfikacji użył terminu „niwola”, nieistniejącego w języku hiszpańskim, a krytycy, trzymający się kurczowo kategoryj artystycznych, uwierzyli święcie, że autor jest odkrywcą nowego rodzaju literackiego „niwoleria”.

Jak pisarze helleńscy, Unamuno jest jednocześnie filozofem i artystą. Nie ma poezji bez filozofii, nie ma filozofii bez poezji. „Totidem est poetari, atque philosophari” – mówi Spinoza.

Ale – podczas gdy filozofia transcendentalna w uporządkowanym świecie zjawisk widziała realizacją zadania wyższego – Unamuno i Pirandello przesuwają akcent wartościujący na płynność substancji, i w tym już odzwierciedla się ideologia filozofii, orientującej się biologicznie. Myśl Unamuna nie zastyga w surowych, niezmiennych ramach jakichś systematów filozoficznych; nieznany jest jej także konflikt, płynący ze zderzenia się obudzonej świadomości z chęcią do statycznego ujęcia życia. Filozofię autora „Mgły” można by nazwać wiecznym komentowaniem myśli i czynów człowieka, ciągle nowych czynów i ciągle nowych myśli, pod coraz to nowym kątem widzenia. W „Mgle” realizuje się nietzscheańska sentencja: „Prawda dnia dzisiejszego jest kłamstwem jutra” i dylemat, znany bohaterom d’Annunzia: „O rinnovarsi, o morire”. W miarę postępu akcji autor zmusza protagonistów do odrzucania jednych prawd przejściowych i afirmowania przejściowych prawd innych.

„Mówią, że zmieniam idee, jak koszule? To doskonale! Dowodzi bowiem, że mam trochę koszul na zmianę. Większość ludzi chodzi zupełnie nago lub też nosi wiecznie to samo ubranie, dopóki nie spadnie z nich ono, podarte na strzępy... Inteligencja stworzona jest dla życia, a nie życie dla inteligencji” („Ensayos”).

Człowiek Unamuna, jak człowiek Pirandella, musi stawać nieustannie oko w oko z życiem płynnym, nieuchwytnym i irracjonalnym. Pod naporem chaosu istnienia pękają mu jego prowizor ja, przypadkowości i duchowe, zaktualizowane formy.

Przy tej konfrontacji z chaosem – w konstrukcji powieściowej nie może istnieć symetria i porządek. Pracę koordynowania i klasyfikowania pozostawia autor czytelnikowi. Lecz owa chaotyczność tyczy się tylko akcji. Myśl Unamuna pod maską groteskowości i ironii sokratycznej rozwija się od początku do końca logicznie i harmonijnie. Jaskrawe światło świadomości przedziera raz w raz tę mgłę psychiczną, wśród której błądzą ślepi bohaterzy, a na którą zewnątrz spojrzeć umie tylko pies, Orfeusz, wypowiadający orację imieniem autora.

Nowele i powieści dzieją się w świecie ducha. Punkty styczności ze światem zewnętrznym sprowadzone są do minimum. Nawet ulica, ten zwykły rząd domów i sklepów, jest dla Unamuna warsztatem tkackim, na którym przechodnie tkają pasma nienawiści, zazdrości, miłości, czy gniewu („Mgła”).

Fragmentaryczna akcja, polegająca na konflikcie dusz, rozprasza się i rozprzęga co chwila.

Prawdopodobnie rozprzęgłyby się także psychiki bohaterów, gdyby ich nie trzymała w ryzach namiętność. Ta namiętność a ich życie – to jedno. Dlatego też Aleksandra Gomez („Nada menos que todo un hombre”) moglibyśmy nazwać personifikacją zdobywczej woli męskiej, nieugiętej nawet w walce ze śmiercią, Karolinę i Raquel („Dos madres”, „El marques de Lubmira”). – personifikacją „barbarzyńskiego głodu” macierzyństwa, a Joaquina Manegro („Abel Sanchez”) – wcieleniem nienawiści.

Współczesny Kain, Joaquin Manegro, czytając poemat Byrona, pisze w swoim pamiętniku: „Czy po mojej śmierci moja dusza będzie istniała? I czy moją duszą będzie właśnie moja nienawiść? Inaczej być chyba nie może!! Taka nienawiść to wyraz istoty wiecznej. Istota doczesna nie mogłaby tak nienawidzić, jak ja nienawidziłem”. W tych słowach Kaina, zatroskanego o zagrobowe losy swej namiętności, odzwierciedla się unamunowska pasja głodu, pełnego życia i woli przetrwania. Z pragnienia nieśmiertelności w „El sentimiento trajico” rodzi się jednak nie nienawiść, lecz miłość, która wiedzie nas ku tworzeniu Boga, powiedziawszy jaśniej: nadawania świadomości wszechświatem.

IV. UNAMUNIZM I PIRANDELIZM.

W sferze płynnej rzeczywistości, zastygającej w konstrukcjach rozumowych, aby w najmniej oczekiwanej chwili znowu przerwać wszelkie zapory i z wirem porwać szczątki tego, co ludzie nazywają „swoim światem”, – a więc, mówiąc inaczej; wśród fikcyj, które gwoli zadomowieniu i wygodzie snuje intelekt, najciekawszą, a jednocześnie najbardziej złudną i kruchą fikcją jest osobowość, charakter lub t. zw. indywidualność. Jedność charakterologiczna jest niczym innym jak tylko konstrukcją, tylko przejściowym wyrazem, jednym momentem w płynnej ciągłości życia, wiecznego tworzenia i niszczenia.

W człowieku istnieje nieskończona możliwość form i ekspresyj, z których oczywiście tylko jedna w danym momencie się aktualizuje. Niemniej przeto niezaktualizowane możliwości w każdej chwili gotowe są wypłynąć na powierzchnię.

Cóż wiem o innych ludziach? O tych bliższych mojemu „ja”, do których mówię „ty”, i o tych dalszych statystach, przesuwających się w głębi mojego świata, o których mówię „oni”? Wierzę, że są oni tacy, lub inni, mam na nich swój pogląd, wydaję o nich sądy: chwalą, potępiam, oceniam! Na jakiej zasadzie? Wszak oni wszyscy są tylko moimi konstrukcjami, które z godziny na godzinę przybierają inne kształty. Pirandello mówi: „Zaczynamy od iluzji charakteru, a kończymy na rzeczywistości życia”. W sztuce współczesnej przywykliśmy do pewnych konwencjonalnych schematów, które artysta powoli konkretyzuje i napełnia treścią. Metoda Pirandella jest wprost odwrotna. Na początku sztuki daje wrażenie konkretnego, uformowanego charakteru, z którego skreśla po kolei wszystkie składowe atrybuty i cechy, tak, że pod koniec przedstawienia widzimy na scenie jakieś bezcielesne duchy, w rodzaju Ersilli Drei („Vestire gli ignudi”), która po trzech wysiłkach skonstruowania swojej osobowości, załamuje się, a na scenie pozostaje „Ktoś nagi”: „Nikt”.

Bohaterów Pirandella utrzymuje przy życiu sofizmat. Narodzili się po to, aby dowieść antyracjonalnej, paradoksalnej tezy autora. Później, jak połamane pajacyki, idą do kąta na śmiecie (Michele Rocca w sztuce „Ciascuno a suo modo”), lub też, jak Leon Gala ze sztuki „Giuoco delle parti”, czynią wszystkie wysiłki, aby istnieć jak najmniej. „Ale muszę cię zapewnić, że czynię wszystkie możliwe wysiłki, aby istnieć jak najmniej – i to nie tylko dla innych, ale i dla siebie samego. Tu los zawinił, co robić! – urodziłem się, a kiedy taki fakt się zdarzy – nie ma rady, jesteś jak uwięziony. Istnieję to znaczy gram grę życia”.

Stanowisko Pirandella nie pozwala protagonistom na żadną egzystencjalną możliwość – małe istotki rzucają się na powierzchni życia, jak ucieszne kukiełki, a autor z ironicznego dystansu patrzy obojętnie na tragikomiczne widowisko istnienia.

Negacja, czy też destrukcja charakteru jest zasadniczą tezą tej sztuki, tak jak zasadniczą tezą buddaizmu jest negacja osobowości, w tym sensie, że żądza bytu stwarza osobowość. Gdy człowiek umiera, elementy składowe rozpadają się, gdyż nie ma tu substancjalnej duszy, są tylko agregaty psychiczne, które w każdym wcieleniu grupują się, tworząc złudę osobowości.

Wyzwolenie polega nie na zniszczeniu osobowość, lecz na zniszczeniu żądzy życia. „Wszystko jest cierpieniem. Należy zatrzymać pęd życia” – mówi buddaizm.

Pirandello pędu życia nie zatrzymuje. „W tym życiu, które jest, jak teatr” – zajmuje tylko i wyłącznie estetyzujące stanowisko widza.

Bohaterowie Unamuna w przeciwieństwie do bohaterów Pirandella są istotami z duszy i ciała. Unamuna interesuje jedynie fakt własnego życia. Nie jest on ani machiną, zmontowaną dla wypróbowania nowej teorii, czy paradoksu à la Pirandello, ani aktorem na scenie świata, śpiewającym piękną arię, lecz całkowitym człowiekiem ze wszystkimi jego negacjami i afirmacjami – człowiekiem, który umie myśleć, a jednocześnie nie zapomina ani na chwilę o swym cielesnym istnieniu. W przeciwnym razie Aleksander Gomez z „Nada memos que todo un hombre” nie mógłby być przecież Hiszpanem!

Ludzie Pirandella są obciążeni dziedzicznie sofizmatami swego twórcy, ludzie Unamuna uginają się pod ciężarem jego „całkowitego”, pełnego życia indywidualnego.

Nie mają charakteru – ten brak występuje u nich już à prori, nie à posteriori, jak u Pirandella – ponieważ charakter zastępuje im wszechogarniająca pasja, czy namiętność. Opętani przez nią, idą, jak zahipnotyzowani, ku klęsce, czy też triumfowi, nie przekraczając jednocześnie zaklętego progu duszy Unamuna – a istność witalna – w przeciwieństwie do Pirandella – przemaga w nich nad istnością intelektualną.

Wola do życia stawia zwycięski odpór atakom krytycznego intelektu. Nie dbając o abstrakcje, które są „śmiertelnymi płaszczami dla umarłych myśli”, chcą przetrwać, przetrwać rzeczywiście unieśmiertelniając w ciele i krwi swą nienawiść, czy miłość, a ta troska o zagrobowe losy namiętności, jest wyrazem głodu pełnego życia, głównej pasji Unamuna.

Nie istnieć wcale – głosił buddaizm. Istnieć jak najmniej – mówi pirandellowski człowiek wiedzący, Leon Gala. Istnieć jak najwięcej, najpełniej, choćby to pragnienie witalne stało w sprzeczności z doktrynami wszystkich wielkich filozofów, wypowiadać się przez wieczność w aktach miłości, czy nienawiści – wołają ludzie Unamuna.

Widzimy, że między dwoma krańcami – buddaistyczną negacją żądzy życia, a unamunowską życia afirmacją – Pirandello zajmuje stanowisko pośrednie i niezdecydowane. Protagoniści, którzy przejrzeli grę życia, nie mają jednak siły oderwać się od bezsensownego kołowrotu istnienia. Załatwiają sprawę połowicznie. Don Cosmo Laurentiano z romansu „Vecchi e giovani” wyrywa z duszy zasadę indywidualną, jako „korzeń egoizmu i grzechu”. Aby żyć, pragnie zapomnieć o sobie całkowicie, pocieszając się zarazem myślą, że „wszystko przeminie – przeminie bezpowrotnie”. A Leon Gala, „człowiek »wiedzący«”, nie bierze na serio niczego i na świat patrzy z ironicznego dystansu, bawiąc się w zabawę działania – jednakże z życia nie ucieka – z życia nie rezygnuje. – Przed jego oczami rozgrywa się dramat lub komedia, lepiej zagrana, niż na scenie teatru. Grają ją bowiem ludzie żywi, którzy, nie czując szminki na swych obliczach, wgrali się całkowicie w swoje role i zapomnieli kim są. On zaś, typ demoniczny, obejmujący całą skalę od groteskowego komizmu do satanicznej grozy, trzyma w swym ręku losy ludzi, niby nici marionetek, aby pociągać niemi dla własnej fantazji. Unamuno, tak jak Leon Gala, umie także pociągać za sznurek manekinów – o ile manekiny te nie stały się „ludźmi z krwi i ciała”, to znaczy nie otrzymały w dziedzictwie namiętności.

August Perez z „Mgły” wyrodził się z rodziny „los hombres de carne y huyso”, ponieważ nastąpiło w nim intelektualne przewartościowanie życia. Pozbawiony kośćca namiętności, zatacza się jak pijany, bije skrzydłami duszy o żelazne pręty klatki codziennego istnienia, błądzi w mrocznym, życiowym labiryncie, dowodząc na swym smutnym przykładzie, że czyny i dzieła ludzkie są tylko groteskową pantominą. Jednak ów wyszydzany przez autora ultra-Hamlet, August Perez, realizuje nieświadomie pirandellowską ideę praktycznej mądrości życia, która polega na tym, aby nie stać się niewolnikiem żadnej formy. Można żyć wśród nich, wierzyć w nie, łudzić się, ale trzeba przechodzić od jednej konstrukcji do drugiej, zachowując „płynność duszy”. Kokietować formy, dotykać się ich powierzchownie, ale nie dać się wtłoczyć w nie raz na zawsze. Przysiadać w drodze, lecz nie „rozsiadać się”, gdyż biada temu, kto się rozsiadł. „Elan vital” rozwali mu jego domek z kart, zdmuchnie go z drzewa życia, jak liść zwiędły. „Elan vital”, płynność i rozmach, stanowiące pełnię życia! Analogje doprowadzają nas do Bergsona. Bergson nawet Bogu odmawia stałej, określonej istoty. Bóg jest absolutnie nieobliczalny, tak, jak unamunowski August Perez, lub piarndellowski Baldouino („Piacere dell’ onesta”).

Bergsonowski „Dieu qui se fait” urabia korelatywne swój iluzoryczny charakter i świat, świat, jako refleks, świat, w którym będzie błądził „l’homme qui se fait”, ślepy, nieszczęśliwy, człowiek Unamuna, czy Pirandella.

V. W POSZUKIWANIU RZECZYWISTOŚCI.

„Kartezjusz, badając naszą świadomość rzeczywistości, wpadł na jedno z najstraszniejszych odkryć, jakie kiedykolwiek zrodziło się w umyśle ludzkim: oto, że gdyby nasze sny miały prawidłowość, nie bylibyśmy w stanie odróżnić snu od jawy” (Maurycy Setti w sztuce „Piacere dell’ onesta”).

Sny i rzeczywistość: problemat nierozwiązalny! Pirandello chciałby zdobyć ostateczną konstrukcję monumentalną, ale jej znaleźć nie może. Przypadkowość życia, tak jaskrawo zobrazowana we „Mgle” Unamuna, staje się dla niego źródłem tragizmu, tak jak dla filozofa, który nie chce wyjść poza konstrukcję, sianie się ona źródłem radości. Możemy bowiem stosować aprioryczne prawa matematyki do świata zjawisk empirycznych – dowód to, że nasza aprioryczność odpowiada w wysokim stopniu bezpośredniości życia. Taką jest „Glückliche Tatshche” Hermana Lotze w jego „Metaphysik” a zestawienie to wykazuje, jak dalece anty racjonalizm Pirandella ma swoje źródło w uczuciu „ressentiment”. Punktem wyjścia jest poznanie, zdobyte drogą refleksji. Życie irracjonalne, życie, które nigdy racji nie ma, odzwierciedla się zawsze u Pirandella i czasami u Unamuna jako jakiś absurdalny kołowrót; nie ma tu procesu psychologicznego, regulowanego prawem postępu są tylko śmiertelne skoki, sprzeczności i zderzenia niebywałe. Do irracjonalności życia dochodzi się drogą przemyślenia do końca tych wszystkich założeń i przesłanek, które daje nam właśnie intelekt, czyli droga racjonalizacji życia. Mamy tu likwidacją logiki przez przeprowadzenie tej logiki do końca – mamy anty intelektualny, intelektualizm, lub racjonalizm irracjonalny. W fenomenologii Hegel wychodzi od bezpośredniości życia. Z podejrzliwości wobec zmysłów, które nas oszukują, budzi się rozum. U Pirandella destrukcja płynąca z refleksji zmusza człowieka do dystansu ironicznego w stosunku do logiki, rozumu i rzeczywistości, która jako prąd rzeczy nowych i zmiennych, wymyka się nieustannie spod jakiegokolwiek ujęcia. Zresztą „Omni determinatio negatio”. Między życiem, a „widzeniem życia” jest przepaść taka, jak między życiem a śmiercią. Dopóki się żyje – żyje się i koniec! Jeśli ktoś może zobaczyć swe własne życie, to znak, że już żyć przestał. „Wlecze je za sobą jak rzecz martwą”. Wszyscy zostaliśmy oderwani od płynącej fali, schwytani w pułapkę i tak uwiecznieni dla śmierci (nowela „La carriola ). Możemy poznawać i widzieć tylko to, co w nas jest martwe. „Poznawać to znaczy umierać”.

Konflikt polega na zderzeniu się obudzonej świadomości z chęcią do statycznego ujęcia życia.

– Każdy z nas zna tę żądzę spoczynku, każdy, dążąc, myśli o przystani, pragnie nie iść, lecz dojść, a gdy go burzliwa fala z jakiejś wysepki zmiecie, oszalałymi z bólu rękami chwyta się kępy traw, aby nie płynąć wraz z nurtem groźnej, tajemniczej rzeki istnienia. Kępy traw i wysepki – to konstrukcje i formy nasze, groźna rzeka, bełkocąca głucho pod mostami naszych iluzyj – to życie samo!

Na początku filozofii Pirandella jest również jak u Kartezjusza i Augustyna, fakt świadomości, jako coś bezpośrednio danego, niepodlegającego wątpliwości. Różnica polega na tym, że gdy Kartezjusz i Augustyn patrzą na świadomość, jako na jednolitą sferę, objętą jednym, ogólnym tytułem „cogitatio”, kładąc przez to samo jednostronny nacisk na stronę intelektualną i racjonalną, Pirandello ujmuje świadomość, jako walkę, antytezę dwóch elementów. Będziemy tu mieli dążność do stwarzania stałych form i niedające się ująć w rozumowe kategorie: sfery emocyj, impulsów i instynktów.

Intelektualna dążność do ujęcia i wtłoczenia życia w pewne, niezmiernie stałe ramy, cechująca większość ludzi Pirandella, nie istnieje dla Unamuna.

We „Mgle” nie ma czynnika aktywnego, który nadaje przedmiotom i rzeczom formę i kształt. Świat myśli i uczuć jest równie płynny, jak rzeka i równie lotny, jak mgła. Zderzenie dynamiki życia ze stałym światem form konstrukcyjnych jest niemożliwe, ponieważ August Perez w działaniu i myśleniu jest równie dynamiczny, jak życie samo. Jest to wyścig alogiczności wewnętrznej z absurdalnym kołowrotem zewnętrznych zdarzeń. Zarówno myślą, jak i czynem i faktem rządzi przypadek „który jest najgłębszym rytmem świata; duszą poezji”.

Jakaż jest rzeczywistość istotna, rzeczywistość nieśmiertelna tych ludzi i ich twórcy, Unamuna? „Człowiek, którego na sposób Kanta można by nazwać neumenicznym, ten człowiek idealny, ten imperatyw kategoryczny winien żyć w świecie fenomenologicznym, czyli w świecie pozorów.

Musi też śnić o życiu, które jest snem. Z antagonizmów tych ludzi realnych powstają tragedie, komedie, powieści i nowele. Lecz rzeczywistość jest rzeczywistością wewnętrzną. Czy rozumiecie Sigismond’a i Don Quichote’a, którzy śnili o życiu? Rzeczywistością w życiu Don Quichote’a nie były wiatraki, lecz olbrzymy! Wiatraki, to pozory! Giganci byli neumeniczni i substancjalni. Sen jest rzeczywistością, twórczością, życiem, także i wiara jako źródło rzeczywistości jest życiem”. Wierzyć to tworzyć, tworzyć to żyć („El Prologo”).

Przeciwstawmy tę unamonowską afirmację maksymie Pirandella, a zrozumiemy, że punkt oparcia przesunął się tu w sferę wewnętrznej rzeczywistości tworzenia. Tego źródła mocy nie znają manekinowi bohaterowie z „Il teatro delle maschere nude” ani typy realistów, które z fonografem w brzuchu powtarzają zdania maestra Pedro. .

Dzięki tej twórczej rzeczywistości, Unamuno przy pomocy „El licenciado de vidrio” Cervantesa stwarza od nowa samego siebie, lub też we „Mgle” staje się pretekstem, potrzebnym na to, aby historia Augusta Perez, historia innych typów, jako też jego własna historia mogły się pojawić na świecie!

VI. FILOLOGIA I STYL.

„La palabra este producto social, se ha hecho para mentir”, „Słowo, jak każdy wytwór życia społecznego, jest kłamstwem”... Człowiek, gdy mówi kłamie, gdy zaś mówi sam ze sobą, t.zn. myśli, wiedząc o tym, że myśli, kłamie samemu sobie”. „Ihr müsst nicht durch Wiederspruch vervirren! Sobald man spricht, beginn man schon zu irren” – powiedział Schopenhauer. Słowo jako ekspresja naszego świata wewnętrznego nie istnieje, tak jak nie istnieje prawda w słowach. Poza impulsami i instynktami życia fizjologicznego wszystko jest kłamstwem i zmyśleniem. Nawet myśl jest pojęciem mitologicznym, ponieważ zastanawiamy się nie tyle nad rzeczami, ile nad słowami. Nie ma myśli, która by się była zdolna uwolnić od despotyzmu słowa. Każda nasza idea, złączona jest organicznie z językiem, którym mówimy, z indywidualną lub zbiorową historią naszego kraju. Dlatego też rewolucja języka jest najtrudniejszą i najistotniejszą rewolucją – bez niej zrewolucjonizowanie naszych myśli i idei będzie tylko pozorne. („La riforma de castellano”).

Zgodnie z tą maksymą, pastwą zimnej i sarkastycznej krytyki Unamuna pada przede wszystkim działalność filologiczna człowieka, ciemiężąca despotycznie życie naszego ducha.

Destrukcyjny styl, który się rodzi z tej walki z filologią, ma pewne pokrewieństwa ze stylem futurystów. Jest tu ta sama lakoniczność, te „skróty telegraficzne” i „węzły myślenia”. „On doit disposer les substantits au hasard de leur naissance” – głosił Marinetti, miażdżąc przymiotnik i przysłówek, i tworząc łańcuchy analogij. „On doit disposer les mots aux evénements de la vie de mes protagonistes” – powiedziałby Unamuno. A jeśli w działaniu tych protagonistów, takich, jak August Perez, lub, Juan z „Dos madres” trudno jest doszukać się linii ich charakterów i logicznego związku z ich życiem duchowym – to i słowo, jako ekspresja tego chaosu, musi być także chaotyczne i nieskoordynowane. Zrezygnowawszy ze słowa „idealnie nagiego”, stojącego w ścisłym związku z wyrażaną ideą, stosuje Unamuno w swych dziełach niesłychaną ekonomię środków artystycznych, według maksymy: mówić jak najmniej, a wyrażać jak najwiącej. Dlatego też zamiast właściwych zdań, mamy raczej ich szkielety, zamiast słów – rzuty myśli lub wybuchy pasji. Estetyka autora „Mgły” nie jest ogrodem pięknych, sztucznie wyhodowanych kwiatów, jak u poety V’alle-Inclána, lecz sadem owocobrania. Przypuszczam, że w tej pogardzie dla retoryki, ornamentyki stylistycznej i tradycyjnego porządku słowa jest także trochę pozy. Podczas swego pobytu w Madrycie, Unamuno ubierał się z wyszukaną niedbałością. „Biedny poszukiwacz Boga” zarówno zaniedbaniem stroju, jak i rzekomem ubóstwem stylu chce odstraszyć od siebie wszystkich dobrze wychowanych półgłówków, dla których rzeczą decydującą przy zawarciu znajomości jest t. zw. „pierwsze dobre wrażenie”. Snob, szukający w lekturze karmelków i łakoci poetyckich, odskoczy od książek Unamuna jak oparzony.

Autor wymaga od swych czytelników walki i ze swej strony czyni wszystko, aby ta walka była jak najuciążliwsza. Dopiero nauczywszy się na pamięć wszystkich karkołomnych sofizmatów logicznych i kokieterii na opak, przejdziemy drogą ironii sokratycznej ku wzgórzom Attyki, leżącej tak blisko rodzinnych gór Biscaglia, jak sztuka Platona, wzbogacona dwudziestoczterowiekowym dorobkiem trudu i cierpienia ludzkiego, leży blisko sztuki profesora literatur klasycznych na uniwersytecie w Salamance – Don Miguela de Unamuno.

Edward Boyé

Paryż – Warszawa 1926-7 r.I.

August Perez stanął na progu swego domu, wyciągnął prawe ramię i obróciwszy dłoń ku górze, spojrzał w dal. Przez chwilę trwał nieruchomo w majestatycznej, posągowej pozie. Nie tyle jednak brał władczym wzrokiem w posiadanie świat zewnętrzny – ile starał się przekonać, czy deszcz nie pada. Poczuwszy na ręce krople deszczu, zmarszczył brwi. Zmarszczył brwi, gdyż nie chciało mu się otworzyć parasola. Ta konieczność złościła go bardziej, niż sam fakt, że deszcz pada. Jakże piękny jest parasol, dopóki tkwi w pokrowcu! Parasol zamknięty jest równie piękny, jak brzydki jest parasol otwarty.

– „To prawdziwe nieszczęście – pomyślał August, że każda rzecz ma jakiś utylitarny cel. Posiłkując się tym, czy owym, użytkując to lub tamto, szkodzimy pięknu, a nawet niszczymy je. Jedynie szlachetną funkcją jest Kontemplacja. Jakże piękna jest pomarańcza, zanim ją jeść zaczniemy. Hm... to wszystko zmieni się kiedyś na lepsze w niebie. Tam jedynym, naszym zajęciem będzie kontemplowanie Boga. Tutaj w tym marnym życiu doczesnym chcemy się posługiwać Bogiem – pragnęlibyśmy otwierać go jak parasol, aby nas chronił od wszelkiego zła!”

Skończywszy rozmyślanie, August schylił się, aby zakasać spodnie. Otworzył parasol i przez chwilę jeszcze siał zamyślony. A teraz w którą stronę mam się udać? Na lewo, czy na prawo?

Musimy wziąć pod uwagę, że August nie był prawdziwym podróżnym, lecz tylko człowiekiem, przechadzającym się po drogach życia.

„Poczekam, aż przebiegnie pies. Po prostu wskaże mi kierunek”.

Lecz zamiast psa przebiegła piękna dziewczyna i August poszedł za nią, jak zahipnotyzowany, nie zdając sobie sprawy z tego, co czyni.

Przeciął jedną ulicę, później drugą i trzecią...

– A ten dzieciak – mówił sam do siebie – co tutaj robi na czworakach? Pewnie obserwuje mrówki na trawniku? Mrówka! Największa hipokrytka wśród stworzeń! Spaceruje i spaceruje po całych dniach i stara się wmówić w nas, że pracuje. Próżniak zawsze się spieszy, roztrąca przechodniów łokciami na prawo i lewo, a założyłbym się, że nic do roboty nie ma! Cóż by zresztą miał robić? Jest zaaferowanym łazikiem, włóczęgą... jak... Nie, ja przecież nie jestem włóczęgą! Moja wyobraźnia nie zna odpoczynku! Ludzie zaaferowani mówią, że pracują, a w istocie...

Spójrzmy na przykład na tego idiotę, cukiernika, który sterczy, jak drąg tam za witryną, wystawiając się na pokaz. Ekshibicjonista pracy! Cóż nas to obchodzi, czy on pracuje, czy nie?

Praca, praca! Hipokryzja i tyle!! Właściwe pojęcie o pracy może mieć dopiero ten paralityk, poruszający się z wysiłkiem. Czy ja wiem zresztą!?...

– Wybacz bracie – rzekł paralityk, potrąciwszy niechcący Augusta.

– Bracie? Bracie? Cóż to znowu za pokrewieństwo? Pokrewieństwo paraliżu? Mówią, że wszyscy pochodzimy od Adama. A ten Joachim, czy jest także potomkiem Adama? Jak się masz Joachimie!

Diabli nadali te samochody! Hałas, kurz, smród benzyny! Ku jakiemu celowi zbliża się człowiek, pożerając w ten sposób przestrzenie? Mania podróżowania płynie z topofobii.

Ludzie podróżujący, starają się raczej uciec od miejsca, które pozostawiają za sobą, niż przybyć tam, dokąd dążą... Podróżować... podróżować... Skaranie boskie z tym przeklętym parasolem!”

August zatrzymał się przed bramą domu, gdzie znikła piękna dziewczyna, której oczy, niby magnes przyciągnęły go tutaj. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że szedł za nią.

Stróżka rzuciła na niego złym wzrokiem, a jej spojrzenie podpowiedziało Augustowi, co czynić należy. „Ta cerberka – pomyślał – czeka, abym zapytał o nazwisko panienki, abym poprosił o informacje”.

– To właśnie, a nie co innego teraz uczynić należy! Każdą rzecz trzeba doprowadzać do końca. Nie stawać w połowie drogi. Nienawidzę trybów niedokonanych!”.

Wyciągnął portmonetkę i znalazł w niej tylko dura. Pójść, aby zmienić monetę, znaczyłoby stracić czas i okazję. Trzymając ręce w kieszeniach, zapytał portierki:

– Powiedzcie mi kobiecinko, tak w zaufaniu, „inter nos”, jak brzmi nazwisko tej panienki, która właśnie weszła w tej chwili do bramy?

– Nie ma w tym żadnej tajemnicy proszę pana!

– A więc?

– Nazywa się Eugenia Domingo del Arco.

– Domingo? Chcieliście powiedzieć Dominga?

– Nie, proszę pana. Domingo to jej pierwsze nazwisko rodowe.

– Ponieważ jednak chodzi o kobietę, więc nazwisko powinno być zmienione na Dominga. Gdzież tu harmonia fonetyczna?

– Nie znam się na tym!

– Proszę mi jeszcze powiedzieć – ciągnął dalej August, manewrując palcami w kieszeniach – dlaczego wychodzi z domu sama? Czy jest panną, czy mężatką? Czy jej rodzice żyją?

– Jest panną i sierotą i mieszka u wujostwa...

– Z linii macierzystej, czy ojczystej?

– Nie wiem po prostu ciotka i wuj.

– Nic ważnego zresztą... Poza tym...

– Wiem, że udziela lekcji muzyki.

– Czy dobrze gra?

– Nie mogę powiedzieć panu...

– Dobrze, dobrze! Te wiadomości w zupełności mi wystarczą. Proszę to przyjąć za fatygę.

– Bóg zapłać, Bóg zapłać!! Coby tu jeszcze powiedzieć panu. Chciałabym dopomóc z duszy i serca. Może pan mi da jakie zlecenie?

– Może i dam, ale nie teraz, nie teraz. Do widzenia!!

– Proszę liczyć zawsze na moje usługi. Umiem trzymać język za zębami.

„Hm, mój drogi – rzekł August do siebie, pożegnawszy się ze stróżką – trzeba przyznać, że wdałeś się w kabałę, że postąpiłeś nieostrożnie. Teraz nie czas się już cofać, cóż by bowiem pomyślał o tobie, ten cerber idealny? A więc... Eugenia Dominga del Arco to jest, chciałem powiedzieć, Eugenia Domingo del Arco. Dobrze, zapiszę sobie, żeby nie zapomnieć.”

Najlepsza sztuka mnemotechniczna polega na tym, aby mieć notes w kieszeni!

Mój niezapomniany przyjaciel, Leon, zwykł był mawiać: Nie zaprzątajcie sobie głowy tym, co możecie nosić na kartce papieru w swojej kieszeni. To głębokie zdanie można by uzupełnić w następujący sposób:

„Nie notujcie i nie chowajcie do kieszeni tego, co tkwi w waszej głowie. A stróżka? Jakże się stróżka nazywa?”.

August zawrócił.

– Powiedzcie mi jeszcze...

– Do usług...

– Jak się nazywacie?

– Ja? Małgorzata!

– Doskonale! Dziękuję!

– Nie ma za co!

August oddalił się w kierunku alei Alameda. Deszcze przestał padać. August włożyć parasol do pokrowca i podszedł do ławki. Przekonawszy się, że jest mokra, rozpostarł na niej gazetę. Usiadł i wydobył portfel i doctylo. „Oto doskonały, użyteczny przedmiot. Gdybym go nie miał, musiałbym zapisać ołówkiem imię tej panienki.”

A takie pismo mogłoby się zatrzeć! Czy obraz jej może się zatrzeć w mej pamięci? Lecz, jakąż ona jest właściwie? Jakąż jest moja słodka Eugenia? Przypominam sobie tylko jej oczy. Wpiły się we mnie. Urzekły mnie podczas lirycznej włóczęgi. Eugenia Domingo del Arco... Domingo!... Nie mogę przyzwyczaić się do tego nazwiska: Domingo! Poproszę ją, aby je zmieniła na Dominga. Czy nasi synowie będą musieli nosić jako drugie nazwisko: Domingo? A jeżeli przyjdzie im do głowy fantazja opuścić moje nazwisko, to impertynenckie Perez i zachować tylko P...? Wówczas nasz pierworodny będzie się zwał August P. Domingo? Dokąd mnie doprowadzisz, moja szalona fantazjo?

I August zapisał: Eugenia Domingo del Arco, aleja Alameda 58. Pod tym adresem był napisany dwuwiersz:

„Z kolebki płynie ku nam smutek,

Z kolebki także radość płynie”.

– „Patrzcie państwo – zdziwił się August – moja mała Genieczka, nauczycielka muzyki, przerwała mi transcendentalny poemat liryczny, który tak cudownie zacząłem. Oto poemat przerwany. Przerwany?? Wśród zdarzeń i zmian losu człowiek szuka karmi dla swych smutków lub radości, które przynosi ze sobą na świat. Jeden i ten sam fakt może być smutny lub wesoły, zależnie od naszego stanu ducha. A Eugenia? Muszę do niej napisać! Ale nie tutaj, nie tutaj; w domu! Chyba, żeby poszedł do kasyna. Ależ nie, nie – do domu! Takie sprawy załatwia się w ciszy domowego ogniska. Ogniska? Kiedy mój dom nie jest ogniskiem. Raczej popieliskiem.

Och, moja Eugenio!!!”.II.

Gdy służący otworzył drzwi...

August po śmierci matki, która umarła przed kilku miesiącami, pozostawiając mu znaczny majątek, mieszkał wraz z kucharką i lokajem, którzy służyli od dawna w domu rodziców Augusta. Augusta łączyły ze służbą patriarchalne i przyjacielskie stosunki. Kucharka wyszła za mąż za lokaja. Małżeństwo było bezdzietne.

Gdy więc służący otworzy swemu panu drzwi, August zapytał, czy podczas jego nieobecności nie było nikogo?

– Nie proszę pana!

Były to zapytania i odpowiedzi stereotypowe i sakramentalne, ponieważ do Augusta rzadko kto zachodził.

August wszedł do gabinetu i napisał na kartce papieru: „Wielmożna pani Eugenia Domingo del Arco”, Później wziął głowę w ręce, oparł łokcie na biurku i przymknął oczy.

„Pomyślmy najpierw o niej” – rzekł.

Starał się odszukać w mroku blask tych oczu, które go urzekły. Chciał ożywić postać Eugenii – ale ponieważ widział ją tylko przelotnie – więc musiał dopomóc sobie wyobraźnią. Dzięki czarnoksięskim zaklęciom wyłoniła się z jego fantazji, jakaś bliżej nieokreślona postać, otoczona mgłą marzenia. Usnął. Usnął, ponieważ ostatniej nocy cierpiał na bezsenność.

– Proszę pana...

– Ha... zawołał, budząc się!

– Podałem do stołu.

Czy to był istotnie głos służącej, czy nakaz apetytu, nakaz, którego echem były tylko słowa Liduviny? Tajemnice psychologiczne! Tak myślał August, przechodząc do jadalni. Ach z tą psychologią!

Zjadł ze smakiem obiad, złożony z jajek sadzonych, befsztyku z kartoflami i kawałka sera Gruyéere. Wypił kawę i usiadł w fotelu. Zapalił cygaro i paląc myślał:

„Moja Eugenia, tak, moja Eugenia, ta, którą tworzę w samotności – nie ta z krwi i ciała, spotkana przeze mnie na ulicy, którą zna także stróżka Małgorzata: zjawisko nieistotne i przelotne. Przelotne? A jakież zjawisko takiem nie jest. Jaka jest logika zjawisk? Przypadek! Przypadek: najgłębszy rytm świata, przypadek: dusza poezji, Moje codzienne skromne życie jest odą pindaryczną, utkaną z drobnostek każdego powszedniego dnia! Życie powszednie! Chleba naszego powszedniego daj mi panie. Daj mi panie także tysiąc drobiazgów codziennych. Jeżeli ludzie nie upadają pod brzmieniem wielkich radości i wielkich smutków, to tylko dlatego, że zarówno wielkie szczęście, jak i wielkie nieszczęście otoczone jest nieskończoną mgławicą malutkich zdarzeń.

Życie jest mgłą. Teraz z tej mgły wyłania się Eugenia. A kto to jest Eugenia? Zaczynam zdawać sobie sprawę, że szukałem jej od dawna. I oto, gdy jej tak szukam, ona zjawia się przede mną. To tak, jakbym znalazł jakąś rzecz. Gdy się spotyka kogoś lub znajduje coś, czy to nie dzieje się przypadkiem dlatego, że zjawiska, zdarzenia i przedmioty, współczujące temu, który szuka – wychodzą mu na spotkanie?

Czy Ameryka nie wyszła na spotkanie Kolumba? Czy Eugenia nie wyszła na moje spotkanie?

Eugenia, Eugenia, Eugenia...”.

August zdziwił się, usłyszawszy dźwięk swego głosu. Wypowiedział to imię tak głośno. Służący, który w tej chwili przechodził obok jadalni, zapytał:

– Czy pan sobie czego życzy?

– Nie wołałem cię wcale. Czy się nazywasz Dominik?

– Tak panie – odparł Dominik z olimpijskim spokojem.

– A dlaczego nazywasz się Dominik?

– Dlatego, że mnie tak nazywają.................................
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: