Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Czerwień kości. Kwartet szetlandzki. Tom 3 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 lutego 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Najniższa cena z 30 dni: 18,90 zł

Czerwień kości. Kwartet szetlandzki. Tom 3 - ebook

Trzeci tom kultowej serii od brytyjskiej mistrzyni suspensu nagrodzonej za swoje kryminały Diamentowym Sztyletem.

Kiedy młoda kobieta pracująca na wykopaliskach w Whalsay odkrywa pozostawione tam ludzkie szczątki, wieść elektryzuje mieszkańców Szetlandów, zwłaszcza że z początku nikt nie wie, z jakiego okresu pochodzą zwłoki. Niedługo później dochodzi do morderstwa, a detektyw Jimmy Perez rozpoczyna śledztwo. Wkrótce okazuje się, że otoczeni przez morską pustkę ludzie skrzętnie chronią swoje tajemnice.

Kiedy detektyw przygląda się po kolei ludziom uwikłanym w sprawę, odkrywa trwający od kilku pokoleń konflikt pomiędzy dwiema rodzinami. W końcu ginie kolejna osoba, a wyspę spowija upiorna mgła, która również utrudnia prowadzone śledztwo.

Poruszając się po omacku, detektyw Jimmy Perez musi odkryć tożsamość mordercy, zanim ten uderzy ponownie.

***

„Finał robi oszałamiające wrażenie”. The Scotsman

„Tożsamość mordercy zaskoczy wszystkich”. Publishers Weekly

„Cleeves daje z siebie wszystko w tej doskonałej powieści”. The Globe and the Mail

„Dzięki takim książkom jak ta Cleeves zasłużyła na miano nowej Królowej Kryminału”. Sunday Mirror

„Spisana pięknym stylem, niespieszna intryga”. Peter James

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7976-136-4
Rozmiar pliku: 876 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Anna otworzyła oczy i zobaczyła parę dłoni pokrytych lśniącymi smugami krwi. Żadnej twarzy. W jej uszach brzmiał przeraźliwy krzyk. Najpierw miała wrażenie, że jest w Utrze i Ronald pomaga Josephowi zabić kolejną świnię. To tłumaczyłoby krew, czerwone dłonie i straszliwy, wysoki dźwięk. Wtedy uświadomiła sobie, że słyszy swój własny krzyk.

Ktoś położył suchą dłoń na jej czole i wymruczał niezrozumiałe słowa. W odpowiedzi warknęła, rzuciła jakieś przekleństwo.

Jeszcze więcej bólu.

Tak właśnie się umiera.

Środek znieczulający najwyraźniej przestawał działać, ponieważ kiedy ponownie otworzyła oczy w jaskrawym, sztucznym świetle, nagle wszystko do niej dotarło. Zyskała jasność.

Nie, tak się dzieje, kiedy się rodzi.

– Gdzie mój syn? – Usłyszała słowa, nieco przytłumione działaniem petydyny.

– Miał problemy z samodzielnym oddychaniem. Właśnie podaliśmy mu trochę tlenu. Już wszystko w porządku. – Głos kobiety. Szetlandzka wymowa, nieco protekcjonalny, ale uspokajający ton, a to było najważniejsze.

Mężczyzna stojący nieco dalej, z rękami zakrwawionymi po łokcie, uśmiechnął się z zakłopotaniem.

– Bardzo mi przykro – powiedział. – Zatrzymanie łożyska. Lepiej było przeprowadzić zabieg tutaj, zamiast zabierać cię na salę operacyjną. Pomyślałem, że nie chciałabyś tego po porodzie kleszczowym, ale nie mogło to być przyjemne.

Znowu pomyślała o Josephie, o owcach kocących się na wzgórzu, krukach odlatujących z łożyskami w dziobach i szponach. Nie tego się spodziewała. Nie przypuszczała, że rodzenie dziecka może być aż tak brutalne i gwałtowne. Odwróciła głowę i zobaczyła Ronalda – wciąż trzymał ją za rękę.

– Przepraszam, że cię zwymyślałam – odezwała się do niego.

Spostrzegła, że mężczyzna płacze.

– Byłem przerażony – stwierdził. – Myślałem, że umierasz.ROZDZIAŁ 2

– Minionej nocy Anna Clouston urodziła dziecko – powiedziała Mima. – Najwyraźniej trudny poród. Rodziła dwadzieścia godzin. Zamierzają zatrzymać ją przez kilka dni na obserwacji. To chłopak. Kolejny mężczyzna, żeby przejąć „Cassandrę”. – Zerknęła porozumiewawczo na Hattie. Można było odnieść wrażenie, że bawi ją ciężki poród Anny. Mima lubiła chaos, nieład, pech spotykający innych ludzi. Dawało jej to temat do plotek i utrzymywało ją przy życiu. Tak przynajmniej mówiła, gdy siedziała w swojej kuchni, chichocząc nad herbatą czy whisky i przekazując Hattie wyspiarskie wiadomości.

Ona z kolei nie wiedziała, co powiedzieć o dziecku Anny Clouston – nigdy nie przepadała za noworodkami i nie rozumiała ich. Noworodek był po prostu kolejną komplikacją.

Stały w Setter, na polu z tyłu domu. Promienie wiosennego słońca oświetlały prowizoryczne wiatrochrony z niebieskiego plastiku, taczki, wykopy ogrodzone taśmami. Patrząc, jakby widziała to wszystko po raz pierwszy, Hattie pomyślała, jak wielki bałagan zrobili na tym końcu działki. Zanim pojawiła się jej grupa z uniwersytetu, Mima za długą, pochyłą łąką miała widok na fiord. Teraz, nawet na początku sezonu, było tu błoto jak na placu budowy, a wzrok kobiety potykał się o stertę ziemi. Taczka zryła trawę dziesiątkiem kolein.

Hattie spojrzała nad tą skazą ku horyzontowi. Było to najbardziej odkryte stanowisko archeologiczne, na jakim pracowała. Całe Szetlandy były niebem i wiatrem. Nie rosło tu nic, co zapewniałoby jakąkolwiek osłonę.

Kocham to miejsce, pomyślała nagle. Kocham bardziej niż cokolwiek na świecie. Chcę tu spędzić resztę życia.

Mima, zdumiewająco gibka jak na swój wiek, mocowała klamerkami ręczniki na sznurze do bielizny. Była tak niska, że musiała podnosić wysoko ręce, aby dosięgnąć sznura. Hattie pomyślała, że wygląda jak dziecko podskakujące na czubkach palców. Kosz na pranie był pusty.

– Chodź i zjedz jakieś śniadanie – zachęciła ją Mima. – Jeżeli nie przybierzesz trochę na wadze, wiatr cię zdmuchnie.

– Garnki i czajniki – odezwała się, idąc za nią po trawie w kierunku domu. Pomyślała sobie, że drepcząca przed nią Mima wyglądała tak krucho i wiotko, że mogłaby zostać porwana przez burzę i zwiana nad morze. Wciąż jednak mówiła i śmiała się, choć do chwili, gdy zniknęła w drzwiach, wiatr szarpał jej ciałem jak ogonem latawca.

W kuchni na podokienniku stała misa z hiacyntami w pełnym rozkwicie; ich zapach wypełniał całe pomieszczenie. Były jasnobłękitne z białymi pasemkami.

– Ładne – zauważyła Hattie, odsuwając krzesło i siadając przy stole. – Takie wiosenne.

– Właściwie nie widzę w trzymaniu ich tu większego sensu. – Mima sięgnęła do półki, żeby zdjąć patelnię. – To paskudne kwiaty i śmierdzą. Dała mi je Evelyn i najwyraźniej spodziewała się, że będę jej wdzięczna. Ale wkrótce je wykończę. Nigdy dotąd nie utrzymałam przy życiu żadnej rośliny doniczkowej.

Evelyn była synową Mimy i tematem do wielu narzekań.

Wszystkie naczynia i sztućce w domu Mimy były nieco brudnawe, ale Hattie, zazwyczaj tak pedantyczna i o tak kapryśnym apetycie, zawsze jadła wszystko, co ta dla niej przygotowała. Dzisiaj smażyła jajecznicę.

– Kury znowu dobrze się niosą – oświadczyła gospodyni. – Weźmiesz ze sobą trochę jajek, wracając do Bod.

Jajka były pokryte kurzymi odchodami i słomą, ale Mima rozbiła je i wlała prosto do miski, gdzie zaczęła mieszać zawartość widelcem. Półprzezroczyste białko i ciemne żółtko pryskały na ceratę stołu. Tym samym widelcem kobieta oddzieliła kawałek masła z częściowo zawiniętej kostki i strząsnęła go na patelnię stojącą na kuchence gazowej. Masło zaskwierczało, a ona wlała na nie jaja. Wrzuciła parę kawałków chleba prosto na fajerkę i zapachniało spalenizną.

– Gdzie dziś rano podziała się Sophie? – zapytała, kiedy zaczęły jeść. Miała pełne usta i niezbyt dobrze dopasowaną protezę, dlatego Hattie nie od razu ją zrozumiała.

Sophie była asystentką Hattie na wykopaliskach. Zazwyczaj Hattie sama wszystko planowała i przygotowywała. Bądź co bądź, to był jej doktorat, jej projekt. Obsesyjnie starała się, żeby wszystko było jak należy. Ale tego ranka chciała znaleźć się na stanowisku jak najszybciej. Czasami dobrze było uwolnić się od młodej studentki. Przede wszystkim zaś była zadowolona, że może sama pogawędzić z Mimą.

Starsza kobieta lubiła Sophie. W czasie poprzedniego sezonu wykopalisk dziewczyny zostały zaproszone na tańce do miejscowej świetlicy i Sophie była duszą towarzystwa. Mężczyźni ustawiali się w kolejce, aby zatańczyć z nią reela. Flirtowała z nimi wszystkimi, nawet z żonatymi. Hattie obserwowała ją z dezaprobatą i niepokojem, ale też z zawiścią. Mima podeszła do niej od tyłu i przekrzykując muzykę, wrzasnęła jej do ucha: „Dziewczyna przypomina mnie samą, kiedy byłam w jej wieku. Wokół mnie też kłębili się faceci. To dla niej tylko nieco zabawy. Nic nie znaczy. Powinnaś się trochę rozchmurzyć”.

Jak bardzo brakowało mi zimą Whalsay! – pomyślała Hattie. Jak bardzo mi brakowało Mimy!

– Sophie trochę pracuje w Bod – wyjaśniła. – Papierkowa robota. Sama wiesz. Wkrótce tu będzie.

– A ty? – zapytała kobieta. Jej ptasie oczy błyszczały nad krawędzią kubka. – Znalazłaś sobie faceta, kiedy cię nie było? Może przystojnego naukowca? Kogoś, kto ogrzewa cię w łóżku w te długie, zimowe noce?

– Nie drażnij się ze mną, Mimo. – Hattie odcięła rożek tostu, ale nawet go nie spróbowała. Straciła apetyt.

– Może powinnaś poszukać sobie kogoś na wyspie. Sandy wciąż nie znalazł żony. Mogłabyś trafić gorzej. Ma w sobie więcej życia niż choćby jego matka.

– Evelyn jest w porządku – zaprotestowała dziewczyna. – Jest dla nas dobra. Nie wszyscy na wyspie patrzą przychylnie na wykopaliska, a ona zawsze nas wspierała.

Mima nie miała jednak zamiaru zostawić w spokoju kwestii życia uczuciowego archeolożki.

– Uważaj na siebie, dziewczyno. Znajdź sobie kogoś właściwego. Nie chcę, żebyś ucierpiała. Wiem o tym wszystko. Mój Jerry nie były takim aniołem, za jakiego wszyscy go uważali. – I nagle przeszła na dialekt: – Możebne żyć bez chłopa, możebne. Żyłam bez chłopa prawie sześćdziesiąt lat.

Puściła oko i Hattie przyszło do głowy, że chociaż nie miała męża od sześćdziesięciu lat, to najprawdopodobniej w jej życiu było wystarczająco dużo mężczyzn. Zastanawiała się, co stara kobieta usiłowała jej przez to powiedzieć.

Po umyciu talerzy dziewczyna natychmiast wróciła na stanowisko. Mima została w środku. Był czwartek i podejmowała Cedrica, swojego przyjaciela. Myśli o tym miejscu towarzyszyły Hattie całą zimę, ogrzewając ją niczym kochanek. Obsesje na punkcie archeologii, tej wyspy i jej mieszkańców połączyły się w jej świadomości w jedno; Whalsay, jeden projekt i jedno pragnienie. Po raz pierwszy od lat czuła ekscytację. Doprawdy, pomyślała. Nie mam powodu traktować tego w podobny sposób. Co się ze mną dzieje? Poczuła, że się uśmiecha. Muszę się pilnować. Ludzie pomyślą, że zwariowałam, i znowu mnie zamkną. Ale mimo to uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

Kiedy przybyła Sophie, Hattie wysłała ją, żeby przygotowała wykop szkoleniowy.

– Jeżeli Evelyn chce zostać ochotniczką, musimy odpowiednio ją przygotować. Oczyść teren poza głównym stanowiskiem.

– Cholera, Hat! Czy naprawdę musimy ją tu mieć ? Uważam, że jest dość miła, ale to nudziara.

Sophie była wysoką, sprawną dziewczyną o długich, płowych włosach. Przez zimę pomagała przyjaciółce, pracując jako pokojówka w domku górskim w Alpach, i teraz miała opaloną, lśniącą skórę. Była spokojna, swobodna i nie przejmowała się niczym. Hattie czuła się przy niej jak znerwicowany truteń.

– Warunkiem naszej pracy na Szetlandach jest popieranie zaangażowania miejscowej społeczności – odparła. – Dobrze o tym wiesz.

O Boże, pomyślała. Teraz gadam jak podstarzała nauczycielka. Taka nabzdyczona!

Sophie nie odpowiedziała. Wzruszyła tylko ramionami i zabrała się do pracy.

Później Hattie oznajmiła, że idzie do Utry porozmawiać z Evelyn o przeszkoleniu do pracy przy wykopaliskach. To była wymówka. Nie miała dotąd okazji ponownie odwiedzić swoich ulubionych miejsc w Lindby. Słonce wciąż świeciło i chciała jak najlepiej wykorzystać dobrą pogodę. Kiedy szła obok domu, Cedric właśnie odjeżdżał samochodem. Mima stała w oknie kuchennym i machała mu na pożegnanie. Zobaczyła Hattie i podeszła do otwartych drzwi.

– Wpadniesz na herbatę?

Archeolożka pomyślała, że kobieta chce tylko wyciągnąć od niej więcej informacji i udzielić jej kolejnych rad.

– Nie – odparła. – Nie mam dziś czasu. Ale jeżeli masz ochotę zawołać Sophie, może zrobić sobie przerwę.

Camping Bod – typowe dla Szetlandów schroniska turystyczne utworzone w starych chatach rybackich (wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza).ROZDZIAŁ 3

Noworodek Anny spędził pierwszą noc życia na oddziale intensywnej terapii. Położne wyjaśniły, że nie ma powodu do niepokoju. Dobrze sobie radzi i jest uroczym chłopczykiem, ale wciąż potrzebuje nieco pomocy w oddychaniu i muszą przez jakiś czas trzymać go w inkubatorze. Poza tym Anna była wyczerpana i powinna odpocząć. Rankiem przyniosą jej malca i pomogą go nakarmić. Nie ma żadnych przeciwskazań, by za parę dni nie znaleźli się w domu.

Budziła się i zasypiała. Lekarz dał jej więcej środków przeciwbólowych i miała bardzo sugestywne sny. Kiedy raz przebudziła się nagle, zastanawiała się, czy podobny stan świadomości nie jest skutkiem zażycia narkotyków. Na uniwersytecie nigdy nie czuła pokusy, aby ich spróbować. Zawsze uważała, że musi zachowywać kontrolę nad sobą.

Zdawała sobie sprawę, że Ronald jest przy niej. Parę razy słyszała, jak rozmawia przez komórkę. Pomyślała, że dobrze, by zadzwonił do swoich rodziców. Zaczęła mu tłumaczyć, że nie powinien używać telefonu w szpitalu, ale ogarnęła ją jakaś niemoc i właściwie nic nie powiedziała.

Obudziła się, kiedy było już jasno i czuła się bardziej sobą. Trochę obolała i zmaltretowana, ale sprawna umysłowo. Ronald mocno spał w fotelu w rogu pokoju, z odrzuconą do tyłu głową, i głośno chrapał. Pojawiła się położna.

– Jak się czuje moje maleństwo? – Anna wciąż nie bardzo mogła uwierzyć, że ma dziecko, że wszystkie przeżycia związane z rodzeniem nie powstały tylko w jej wyobraźni. Czuła się, jakby wydarzenia z poprzedniego wieczoru nie do końca jej dotyczyły.

– Przyniosę ci je. Radzi sobie już całkiem dobrze i oddycha samodzielnie.

Ronald poruszył się w fotelu i także się obudził. Ze szczeciną zarostu na podbródku wyglądał jak swój ojciec. Rozespany, miał nieco nieobecne spojrzenie.

Noworodek leżał na wznak w plastikowym pudełku przypominającym akwarium. Jego skóra miała nieco żółtawe zabarwienie. Anna czytała odpowiednie książki i wiedziała, że to normalne. Miał na główce ciemny puszek włosów, a po obu jej stronach dwa różowe ślady.

– Nie martw się tym – oświadczyła położna. Uznała, że domyśla się, nad czym zastanawia się Anna. – To po porodzie kleszczowym. Znikną za parę dni. – Podniosła noworodka, owinęła go w kocyk i podała matce. Ta spojrzała na maleńkie, idealne uszko.

– Czy nie powinniśmy go nakarmić?

Ronald był już całkiem rozbudzony. Usiadł obok żony, naprzeciwko położnej. Wyciągnął palec i przyglądał się, jak chłopczyk go chwyta.

Położna pokazywała Annie najlepszą metodę karmienia dziecka.

– Połóż poduszkę na podołku, o tak, podtrzymaj jego główkę dłonią i w taki sposób skieruj do sutka… – Anna, zazwyczaj tak kompetentna w sprawach praktycznych, czuła się niezgrabna i niezręczna. Nagle dziecko przywarło do niej i zaczęło ssać; uczucie to sięgało aż do jej brzucha.

– No proszę – oznajmiła położna. – Wszystko w normie. Jeżeli reszta pójdzie dobrze, nie ma powodu, żebyście nie znaleźli się jutro w domu.

Kiedy sobie poszła, nadal siedzieli na łóżku i przyglądali się dziecku. Naraz zasnęło mocno i Ronald podniósł je ostrożnie, a potem włożył z powrotem do plastikowego łóżeczka. Anna dostała własny pokój z widokiem na szare domy nad morzem. Napisali notkę, którą zamierzali zamieścić w „Shetland Times”: „Dwudziestego marca urodził się James Andrew, syn Ronalda i Anny Clouston. Pierwszy wnuk Andrew i Jacobiny Clouston z Whalesay oraz Jamesa i Catherine Brown z Hereford, Anglia”.

Termin narodzin Jamesa został zaplanowany, tak jak wszystko w życiu Anny. Uznała, że wiosna będzie idealnym czasem wydania dziecka na świat, a Whalsay powinno być cudownym miejscem, aby je wychować. Poród był boleśniejszy i bardziej nieprzyjemny, niż sobie wyobrażała, ale teraz było już po wszystkim. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby życie ich rodziny ułożyło się gładko.

Ronald nie mógł oderwać wzroku od syna. Powinna była się domyślić, że będzie kochającym ojcem.

– Może poszedłbyś do domu? – zapytała. – Weź prysznic i przebierz się. Wszyscy zechcą usłyszeć wiadomość.

– Chyba tak zrobię. – Spodziewała się, że w szpitalu nie czuje się dobrze. – Ale może powinienem przyjechać i odwiedzić cię wieczorem?

– Nie. – Pokręciła głową. – Najpierw czeka cię taka długa jazda, a potem czas spędzony na promie. Powinieneś być tu z samego rana, żeby zabrać nas do domu. – Pomyślała się, że chętnie spędzi trochę czasu sam na sam z malcem. Uśmiechnęła się, wyobrażając sobie, jak Ronald urządza objazd wyspy, jak rozpierają go informacje o narodzinach i synu. Musiał odwiedzić wszystkich krewnych, by powtórzyć opowieść, jak wody jej odeszły, kiedy rozbili zakupy w sklepie Co-op, o trudnym porodzie i dziecku, które z wrzaskiem zostało wydobyte na świat.

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: