Mity II wojny światowej - Olivier Wieviorka, Jean Lopez - ebook + książka

Mity II wojny światowej ebook

Olivier Wieviorka, Lopez Jean

3,7

Opis

Japoński atak na Pearl Harbor był druzgocącą klęską Stanów Zjednoczonych, a Rommel był subtelnym strategiem; Waffen-SS stanowiła elitę armii, a armia włoska nie potrafiła walczyć; niemiecka wunderwaffe mogła odmienić losy wojny, a Hitler jedynie wyprzedził atak Stalina.

 

Dziesięciolecia po zakończeniu II wojny światowej wielu wciąż wierzy w fałszywe tezy, często wykreowane przez ówczesną propagandę państw Osi. W czasie działań wojennych budowały one mit o nazistowskiej potędze, a po wojnie ich celem było zrzucenie odpowiedzialności za popełnione zbrodnie na innych.

 

Mity II wojny światowej – to krytyczne spojrzenie na liczne wytwory propagandy, które z powodzeniem funkcjonują do dzisiaj. Ich podważenie rzuca zupełnie inne światło na przebieg konfliktu i pokazuje, jak trudno jest – nawet po zwycięstwie militarnym – wygrać walkę o historię.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 448

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (44 oceny)
12
14
12
6
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MJakubik

Nie oderwiesz się od lektury

Ok
00

Popularność




Tytuł oryginału: Les Mythes de la seconde guerre mondiale

Copyright © Perrin, un département d’Edi8 2015

Published by arrangement with Lester Literary Agency

Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2017

Copyright © for the Polish translation by Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2017

Redaktor prowadzący: Patryk Mierzwa

Redakcja merytoryczna: Marek Daroszewski

Redakcja: Magdalena Wójcik

Korekta: Alicja Laskowska

Pro­jekt okład­ki: Dawid Czarczyński

ISBN 978-83-7976-609-3

Wy­daw­nic­two Po­znań­skie sp. z o.o.

ul. Fre­dry 8, 61-701 Po­znań

tel.: 61 853-99-10

fax: 61 853-80-75

re­dak­cja@wy­daw­nic­two­po­znan­skie.com

www.wy­daw­nic­two­po­znan­skie.com

Wprowadzenie

Dzięki historykom, którzy z uporem zgłębiają dzieje II wojny światowej, ten okres naszej historii jest coraz lepiej zbadany. Mimo to wiele mitów na temat wojny twardo opiera się wysiłkom badaczy: cała masa wykształconych osób wciąż wierzy w to, że porażka Francji w mrocznych dniach 1940 roku była zapisana w gwiazdach, atak na Pearl Harbor oznaczał miażdżące zwycięstwo imperium japońskiego nad Stanami Zjednoczonymi, Rommel był wyrafinowanym strategiem, żołnierze amerykańscy nie potrafili walczyć, a Hitler jedynie wyprzedził atak Stalina. Tych kilka przykładów – a nie jest to bynajmniej wyczerpująca lista – składa się na zbiór powszechnie podzielanych poglądów, które zostały zakwestionowane przez najnowsze osiągnięcia historiografii.

Trwanie tych poglądów, podzielanych, ale niesłusznych, jest świadectwem pewnej trudności: pomimo swoich talentów historycy nie zawsze umieją podzielić się owocami swojej pracy z szeroką publicznością. Potwierdza ono również fakt, że nawet wiele lat po klęsce państw Osi propaganda z okresu II wojny światowej wywiera przemożny wpływ na umysły ludzi. Wszakże obraz walczącego z honorem „Lisa Pustyni”, jak również mit o potędze i skuteczności nazistowskiej gospodarki wywodzą się bezpośrednio z gabinetu doktora Goebbelsa, oddanego ministra Führera, który z zapałem wychwalał przez lata zarówno zasługi marszałka Rommla, jak i talenty doktora Speera. Po wojnie natomiast najwyżsi przywódcy cywilni i wojskowi Rzeszy, podobnie jak władze Japonii, skwapliwie nie podważali tych przekonań, gdyż woleli przedstawiać wojnę, którą prowadzili, w jak najbardziej korzystnym dla siebie świetle, niż odmalować ją zgodnie z kanonami rzetelności i prawdziwości. Dlatego żaden z szefów Wehrmachtu nie przyznał, że armia niemiecka brała udział w zagładzie europejskich Żydów, dowództwo wojskowe wolało bowiem zrzucić ciężar zbrodni na oddziały SS, politycznych żołnierzy Führera. Droga prowadząca do prawdy była więc pokryta wieloma zasadzkami, co tłumaczy, dlaczego czasami tak długo historycy drogę tę otwierają.

Celem niniejszego tomu jest uporządkowanie pewnych faktów. Zamierzamy w dwudziestu trzech rozdziałach powrócić do wielkich mitów na temat II wojny światowej, które choć czasem były uważane za prawdy objawione, okazały się fałszywe. Ta książka nie ma jednak wyczerpać swojego tematu, ale przybliżyć czytelnikom rezultaty najnowszych badań historycznych. Mamy nadzieję, że te, dość często nieoczekiwane odkrycia okażą się interesujące, a być może i zaskakujące. Takie przynajmniej jest nasze życzenie.

Jean Lopez i Olivier Wieviorka

Rozdział 1

Anglicy jednogłośnie popierali Churchilla przed i podczas II wojny światowej

François Kersaudy

Wiele czynników odpowiada za powstanie i trwanie tego mitu. Z jednej strony, organizacje i rządy przebywające podczas wojny na uchodźstwie w Londynie, często podzielone i odizolowane, musiały być pod wrażeniem fasady jednomyślności, którą prezentowali ich brytyjscy gospodarze. Z drugiej strony, Pamiętniki wojenne samego Churchilla, zacierając spory i rozłamy zarówno wewnątrz jego rządu, jak i poza nim, utwierdziły to wrażenie, dodatkowo wzmocnione przez upływ czasu. Wreszcie, z uwagi na zwycięski wynik wojny, ci, którzy krytykowali sposób, w jaki była prowadzona, z reguły tym się nie chwalili.

Aby stwierdzić, czy i w jakiej mierze Brytyjczycy popierali Churchilla, musimy przede wszystkim sprecyzować, o których Brytyjczyków chodzi i w jakim okresie. Mówiąc o „Brytyjczykach”, mamy na myśli przede wszystkim opinię publiczną, jednakże pojęcie to obejmuje również prasę, parlament, partie polityczne, rząd, gabinet wojenny, szefów sztabu generalnego i, oczywiście, monarchę. Twierdzenie, że od początku do końca II wojny światowej Churchill mógł liczyć na stałe i niezachwiane poparcie wszystkich tych instytucji i czynników, wydaje się zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe…

Czarna owca establishmentu

Od końca 1936 do początku 1939 roku Winston Churchill jest niewątpliwie najbardziej niepopularnym politykiem w Wielkiej Brytanii, a zwłaszcza wewnątrz własnej partii. Odkąd opuścił „gabinet cieni” (Shadow Cabinet) na początku 1931 roku w wyniku radykalnej niezgodności poglądów na temat Indii, staje się „deputowanym konserwatywnym opozycyjnym”. Ponadto nie zgadza się ani ze swoją partią, ani ze wszystkimi innymi w kwestiach rozbrojenia i rządowej polityki szczątkowej obrony, nie zgadza się z pacyfizmem premiera Stanleya Baldwina oraz polityką uspokajania (appeasement) prowadzoną przez jego następcę, Neville’a Chamberlaina. Ponadto do politycznej izolacji, zarówno w parlamencie, jak i w oczach opinii publicznej, przyczyniają się jego apele na rzecz dozbrojenia, poparcie dla króla Edwarda VIII oraz zdecydowany sprzeciw wobec porozumienia z Monachium. W ten sposób pod koniec 1938 roku ma nie więcej niż tuzin sprzymierzeńców w Izbie Gmin, z których większość, jak na przykład Anthony Eden i Alfred Duff Cooper, w manifestowaniu swojego poparcia dla niego jest dość powściągliwa…

Fakt, że polityka Neville’a Chamberlaina po układzie w Monachium zyskuje aprobatę rządu, partii politycznych, prawie jednogłośnej prasy i mocnej większości brytyjskiej opinii publicznej1, tłumaczy w dużej mierze ostracyzm, jaki dotyka deputowanego Churchilla. Nawet w jego okręgu wyborczym Epping powstaje silne lobby, aby zaprotestować przeciwko jego opozycyjnej postawie wobec porozumień z Monachium2. Fakt, że sam król Jerzy VI udziela swojego poparcia dla polityki Neville’a Chamberlaina, może jedynie umocnić poczucie izolacji Churchilla. Mimo to Churchill pozostaje w bezwzględnej opozycji wobec iluzji appeasementu oraz niespójnego programu zbrojeniowego.

Winston Churchill spacerujący wśród ruin katedry w Coventry, po nalocie w nocy z 14 na 15 listopada 1940 roku

Dopiero wkroczenie Niemców do Pragi oraz pierwsze żądania Hitlera sformułowane wobec Polski otwierają oczy parlamentowi, prasie, intelektualistom i środowiskom biznesowym. W tych kręgach nagle pojawia się świadomość tego, że wojny nie da się uniknąć, że Anglia nie jest na nią gotowa i że Churchill mówi o tym już od sześciu lat i na wszelkie możliwe sposoby. Czy w sytuacji, w której prawdopodobnie trzeba będzie zmierzyć się z doskonale uzbrojonymi Niemcami, Wielka Brytania poradzi sobie bez wsparcia starego wiarusa, jakim jest Churchill? Niektórzy uważają, że nie i przemówienia Churchilla w Izbie Gmin zaczynają znajdować słuchaczy, natomiast główne brytyjskie gazety domagają się jego powrotu do rządu. W kwietniu robią to kolejno „Daily Telegraph”, „Evening Advertiser” oraz „Sunday Pictorial”, w maju „News Chronicle”3 i „Time and Tide”, a w lipcu „Yorkshire Post”, „Observer”, „Sunday Graphic”, „Daily Mail”, „Evening Standard”, a nawet „Manchester Guardian”, który nawołuje premiera Chamberlaina, aby „przedłożył patriotyzm nad osobiste żale”4.

Faktycznie jednak nie chodzi o osobiste żale – nawet jeśli jest ich bardzo dużo wśród establishmentu konserwatywnego. Prawda jest taka, że Chamberlain obawia się, iż deputowany z Epping szybko zdominuje jego rząd, a przede wszystkim uważa, podobnie jak ministrowie Simon, Hoare i Halifax, że przystąpienie Churchilla do gry stanowiłoby wojenny przekaz wobec Berlina. Tymczasem, pomimo groźnych chmur zbierających się nad Europą, Chamberlain nadal za wszelką cenę szuka pokoju, za który jest gotów zapłacić każdą cenę (oprócz swojego stanowiska). To dlatego jego emisariusze przez całe lato wykonują ugodowe gesty wobec Führera, równocześnie dyskretnie wywierając presję na Polaków, aby układali się z Berlinem5. Ale podpisanie układu niemiecko-sowieckiego 23 sierpnia oraz inwazja na Polskę 1 września kładą brutalny kres złudzeniom rządowym. Wobec ryzyka frondy wewnątrz swojego rządu i swojej większości parlamentarnej Chamberlain nie ma innego wyjścia jak wypowiedzieć wojnę. I zdaniem wszystkich, nawet najbardziej zagorzałych przeciwników Churchilla, Wielka Brytania nie zdoła stawić czoła większemu konfliktowi bez pomocy jedynego polityka, który zna wojnę, nie obawia się jej i potrafi ją prowadzić. Kiedy rozpoczyna się II wojna światowa, Winston Churchill zostaje zatem mianowany na stanowisko, które zajmował już ćwierć wieku wcześniej: znów zostaje Pierwszym Lordem Admiralicji.

Dla Churchilla to nie będzie „dziwna wojna”. Jego okręty nieubłaganie tropią Kriegsmarine, ponoszą dotkliwe straty, ale w końcu odnoszą porażające zwycięstwo nad pancernikiem kieszonkowym AdmiralGraf Spee u ujścia La Plata; jego aktywizm oraz płomienne przemówienia w parlamencie i w radiu BBC mają ogromny wpływ na morale prostych obywateli, wojskowych, deputowanych, a nawet ministrów; jego ciągłe interwencje w działania kolegów oraz liczne plany ofensyw, które przedkłada premierowi, wprawdzie dodają wigoru tak mało wojowniczemu rządowi, ale równocześnie wywołują obawy premiera, który nie chce „prowokować Niemiec”, mając nadzieję, że wojna zakończy się, zanim będzie trzeba naprawdę ją prowadzić… Ponieważ większość ministrów jest również poirytowana ustawicznym wtrącaniem się Pierwszego Lorda w ich kompetencje6, trzeba stwierdzić, że wewnątrz rządu Churchill jest dość niepopularny. Z pewnością cieszy się większą popularnością wśród ludności, ale w grudniu 1939 roku jeden z sondaży wskazuje, że 63,78% Brytyjczyków popiera ugodową politykę Neville’a Chamberlaina oraz że 51,69% woli tego ostatniego jako premiera wobec jedynie 30,27% popierających Churchilla (i 18% niezdecydowanych)7.

Premier z braku innego kandydata

Układ sił zmieni się z początkiem aktywnych działań wojennych na kontynencie. Na początku kwietnia, kiedy Wehrmacht w wojnie błyskawicznej podbija Norwegię, słaby brytyjski korpus ekspedycyjny, który spróbuje usunąć wojsko niemieckie z Norwegii, ponosi porażkę pod Narwikiem i zostaje zdziesiątkowany wokół Trondheim. Z porażającą ostrością wychodzi na jaw niezdecydowana strategia dowódców brytyjskich, jak i słabość ich żołnierzy, co wywołuje początek paniki wśród ludności i jej przedstawicieli politycznych. Wszyscy dostrzegają zbliżające się do Wysp Brytyjskich ohydne widmo klęski. Tłumaczy to gwałtowny spadek popularności Neville’a Chamberlaina8 oraz cierpki ton posiedzeń w Izbie Gmin 7 i 8 maja 1940 roku, w wyniku których premier podaje się do dymisji9. Ponieważ lord Halifax, uchodzący za następcę Chamberlaina możliwego do zaakceptowania przez wszystkie partie, odmawia, stanowisko premiera przypada Winstonowi Churchillowi, w pewnym sensie z braku innego kandydata.

Objęcie tego najwyższego stanowiska politycznego przez deputowanego i Pierwszego Lorda Churchilla nie zostaje przyjęte z oszałamiającym entuzjazmem przez brytyjski establishment polityczny i administracyjny. Świadczy o tym wypowiedź sekretarza Chamberlaina, Johna Colville’a: „Mieliśmy pod 10-tką [na Downing Street] wielką nadzieję, że król wezwie lorda Halifaxa. Jednak to Churchill został wybrany i z pewną odrazą patrzyliśmy na przybycie jego karzełków, Brackena, Lindemanna i Desmonda Mortona10. […] Kraj wpadł w ręce awanturnika, wprawdzie błyskotliwego i będącego przekonującym mówcą, ale którego przyjaciele i stronnicy nie należeli do osób, którym można by powierzyć sprawy państwowe w czasie największego niebezpieczeństwa. Rzadko kiedy awans na premiera wywołał tyle obaw wśród establishmentu i tyleż przekonania, że te obawy się potwierdzą”11.

Jak wielu swoich kolegów, John Colville szybko zrozumie, że był w błędzie. Churchill, sformułowawszy rząd koalicyjny, w którym jest zarazem premierem i ministrem obrony, stawia sobie za zadanie przekształcenie kraju w fortecę. Jego energia jest niewyczerpana, a przemówienia elektryzują kraj, od Westminsteru i Whitehall aż po najmniejsze brytyjskie gospodarstwo domowe. Jego zachęty, nawoływania i instrukcje płyną nieprzerwanym strumieniem do sekretarzy, ministrów, urzędników, dyplomatów i członków sztabu. Dokładnie w chwili, kiedy wojska francuskie i brytyjskie ponoszą dotkliwe straty na kontynencie pod koniec maja 1940 roku, Churchill przedstawia siebie jako gwaranta walki do ostatniej kropli krwi z nazizmem, niezależnie od szans jej powodzenia. Wprawdzie w jego rządzie kilka pierwszoplanowych osobistości, takich jak Chamberlain i Halifax, mniej lub bardziej dyskretnie wypowiada się za pośrednimi negocjacjami z Hitlerem, jednakże podczas posiedzeń gabinetu wojennego między 26 i 28 maja elokwencja i siła przekonywania premiera skazują ich na milczenie12.

Do połowy 1940 roku sukces ewakuacji spod Dunkierki, perypetie bitwy o Francję, szczera i lojalna współpraca ministrów laburzystowskich13 oraz znaczny odzew na przemówienia Churchilla w BBC i w parlamencie łącznie uciszają wszystkich, którzy wyrażają otwarty sprzeciw wobec jego polityki. Nie dotyczy to jednak ukrytych przeciwników, o czym donosi wieczorem 17 czerwca ambasador Szwecji Björn Prytz w depeszy do szwedzkiego ministra spraw zagranicznych Christiana Günthera: „Podczas dzisiejszej rozmowy z [podsekretarzem stanu] Butlerem tenże potwierdził mi, że […] według oficjalnego stanowiska Wielkiej Brytanii wojna powinna trwać, ale zapewnił mnie, że wykorzystane zostaną wszelkie możliwości, aby doprowadzić do kompromisowego pokoju, w przypadku gdyby pojawiły się jakieś możliwości uzyskania rozsądnych warunków. Stop. Żadnemu ekstremiście nie pozwoli się, aby stanął temu na drodze14. Stop. […] Podczas rozmowy Butler został wezwany przez Halifaxa, który powiadomił mnie, że raczej zdrowy rozsądek niż brawura będą kierować polityką rządu brytyjskiego15. […] Dodał, że nie należy tego rozumieć jako poszukiwania pokoju za wszelką cenę. […] Z moich rozmów z innymi liderami parlamentarnymi wydaje się wynikać, że panuje przekonanie, iż perspektywy negocjacji pojawią się w bliskiej przyszłości. Stop. Być może po 28 czerwca. Stop. Halifax mógłby być następcą Churchilla”16.

Przyczajona opozycja

Oczywiście nigdy do tego nie dojdzie, a Halifax będzie nawet musiał publicznie wyrazić skruchę, osobiście odrzucając ofertę pokoju od Hitlera 22 lipca. Co więcej, ciężkie doświadczenia bitwy o Anglię, brawura alianckich pilotów, płomienne przemówienia Churchilla i jego częste wizyty wśród ludności dotkniętej wojną wyniosą jego popularność na przyprawiające o zawrót głowy szczyty17. Jednakże wewnątrz establishmentu, nawet po porażce powietrznej ofensywy niemieckiej i pierwszych sygnałach odstąpienia nieprzyjaciela od planów inwazji, nie brak było dowodów cichej opozycji wobec Churchilla. Na przykład stary przywódca liberałów Lloyd George oznajmia jesienią: „Zaczekam, aż Winston padnie”, a w liście do hrabiego Bedfordu wychwala „negocjacje pokojowe z Niemcami po bitwie o Anglię”18. Churchill wie z doświadczenia, że świat polityki jest bezlitosny i że wiele osób oprócz Lloyda George’a tylko czeka na pierwsze porażki militarne, aby go osłabić i przymusić do dymisji.

Prawdą jest, że prasa również ma w tym duży udział i po porażce w Dakarze we wrześniu19 ostro atakuje rząd. Na przykład „Daily Mirror” mówi o „ordynarnym błędzie w obliczeniach” i dodaje, że „w Dakarze prawdopodobnie sięgnęliśmy dna głupoty”20. Ale Churchill, świadomy wpływu prasy na opinię publiczną, która posiada jedynie absolutne minimum rzetelnych informacji, natychmiast rozprawia się ze swymi potwarcami, mówiąc w Izbie Gmin 8 października: „Krytyka jest często użyteczna, kiedy jest konstruktywna, rzetelna i dobrze poinformowana. Ale ton, który można wyłowić z pewnych organów prasy – na szczęście nielicznych – kiedy przywołują epizod z Dakaru, i inne jeszcze poważniejsze sprawy, jest tak kąśliwy i zjadliwy, że byłby on niemalże niestosowny, nawet gdyby zwracano się tak do nieprzyjaciela”21.

W ten sposób Churchill może na pewien czas uśmierzyć przeciwników – tym bardziej, że po śmierci Chamberlaina w listopadzie zostaje jego następcą na czele partii konserwatywnej22 – ale dobrze wie, że zachowanie stanowiska premiera zależy od sukcesu wojsk brytyjskich na wielu teatrach wojennych. Tymczasem w pierwszych miesiącach 1941 roku zwycięstwa są rzadkie, a porażki liczne – zwłaszcza w Libii, w Grecji i na Krecie, gdzie żołnierze Jego Królewskiej Mości, źle wyszkoleni i źle wyposażeni, zmuszeni są do upokarzających odwrotów i ewakuacji. W maju i w czerwcu 1941 roku wiele osób w Wielkiej Brytanii skarży się na prowadzenie operacji wojskowych, co wyraża się bez ogródek w prasie, w klubach i podczas burzliwych posiedzeń w Izbie Gmin. „W owym czasie – wspominał generał sir John Kennedy – krytyki wobec Churchilla były zgryźliwe i powszechne. Twierdzono, że szwankuje mechanizm militarnego sterowania wojną. […] Mówiło się o improwizacji i oportunizmie. Mówiono, że […] od początku opinie wojskowych były zafałszowane i że miała na nie duży wpływ wyjątkowa elokwencja premiera, który był zarazem adwokatem, świadkiem, prokuratorem i sędzią. Krytykowano również jego sposób wydawania osobistych instrukcji głównodowodzącym bez konsultacji z ekspertami, a także zwyczaj doprowadzania szefów sztabu generalnego do skrajnego wyczerpania”23. Deputowany Henry „Chips” Channon, plotkarz i gaduła, pisze również w swoim dzienniku z tej epoki: „Ze wszystkich stron dochodzi coraz więcej głosów krytyki pod adresem Churchilla. Jego popularność znajduje się w stanie swobodnego spadku i wielu z jego wrogów, przez długi czas skazanych na milczenie, zaczyna mówić coraz głośniej. Bardzo poważnie zaszkodziła mu sprawa Krety”24.

Siła słowa

Sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą… W Wielkiej Brytanii wszystko zależy od Izby; wystarczy, że rząd straci większość w parlamencie, a Churchill będzie musiał podać się do dymisji. Jednakże przemówienie, które wygłasza przed deputowanymi 10 czerwca 1941 roku, okazuje się prawdziwym tour de force: „Aby móc w sposób racjonalny ocenić nasze siły powietrzne i naszą wynikającą z nich niezdolność do uruchomienia wystarczająco dużej liczby samolotów do obrony Krety, należałoby znać nie tylko ogólny stan naszych zasobów, ale również sytuację na wszystkich pozostałych teatrach, które były ze sobą ściśle powiązane. Nie ma sensu poruszać tych zagadnień bez wyczerpującej znajomości faktów, które, oczywiście, nie mogą być podane do publicznej wiadomości. […] Widzę, że niektórzy mówią, że nie powinniśmy byli podejmować walki, nie mając adekwatnego wsparcia powietrznego. […] Cóż jednak zrobicie, jeżeli nie możecie go mieć? Nie zawsze mamy wybór między dobrym i złym rozwiązaniem; bardzo często musimy wybierać między dwoma bardzo złymi rozwiązaniami. A jeśli nie możecie mieć całego wsparcia powietrznego, jakiego byście sobie życzyli, to czy będziecie jeden po drugim porzucać strategicznie ważne sektory? Mówiono mi również, że powinniśmy bronić jedynie tych miejsc, których utrzymania jesteśmy pewni. Dobrze, ale jak można znać wynik bitwy, zanim się ją podejmie? I czy w takim razie nieprzyjaciel nie mógłby bez walki dokonać nieograniczonej liczby podbojów? […] Uparta walka w obronie ważnych pozycji, nawet w niesprzyjających warunkach, nie jest tylko grą na zwłokę. Stawiamy w ten sposób zaciekły opór woli nieprzyjaciela. […] Kreta była bardzo ważnym przyczółkiem w naszej linii obrony. Była czymś jak Fort Douaumont pod Verdun w 1916 roku albo wzgórze Kemmel w roku 1918. Oba zostały zdobyte przez Niemców, ale w obu przypadkach to oni przegrali bitwę, jak również kampanię, a na koniec i wojnę. Czy możecie być pewni, że ostateczny wynik byłby ten sam, gdyby alianci nie walczyli o Douaumont i o wzgórze Kemmel? A o co innego mieliby walczyć? Te bitwy można oceniać jedynie w stosunku do całej kampanii. […] Jeśli rząd w czasie wojny sprawia wrażenie, że nie jest w stanie osiągnąć ostatecznego zwycięstwa, na cóż zdadzą się jego wyjaśnienia? Trzeba ten rząd odwołać – pod warunkiem, oczywiście, że będziemy w stanie znaleźć inny rząd, który poradzi sobie lepiej. […] Ale jeśli rząd musi bez przerwy oglądać się za siebie w strachu, że zostanie pchnięty nożem w plecy, to nie jest w stanie równocześnie patrzeć na nieprzyjaciela”25.

Czy ktoś kiedykolwiek lepiej wyraził przymus i dylematy, którym musi sprostać strateg? Ale na razie to te ostatnie zdania robią największe wrażenie na czcigodnych deputowanych. Niezależnie bowiem od tego, jak mizerne byłyby wyniki na polach bitewnych, najwyraźniej nie ma w Londynie człowieka, który mógłby zastąpić Winstona Churchilla w jego podwójnej roli premiera i ministra obrony…

Prawda jest taka, że sam Adolf Hitler przyjdzie z pomocą Churchillowi. 22 czerwca 1941 roku, kiedy wydaje się, że Wehrmacht i Kriegs­marine zaczynają zdobywać panowanie na Morzu Śródziemnym i na Atlantyku, Führer nagle zmienia strategię i jego wojska wchodzą daleko w głąb ZSRR. Od Gibraltaru po Aleksandrię, poprzez Maltę, Tobruk i Bagdad wyraźnie rozluźnia się uścisk, w którym siły Osi trzymają brytyjskie armie, a do koalicji antyhitlerowskiej dołącza, wbrew sobie, nowy sojusznik. Dla Churchilla jest to cenne wsparcie, nawet jeśli stawia przed nim nowe problemy w ramach polityki wewnętrznej. Odtąd bowiem brytyjscy komuniści, będący na rozkazach Moskwy, będą prowadzić w prasie i w parlamencie nieprzerwaną kampanię, aby zmusić premiera do otwarcia nowego frontu w Europie Zachodniej – ma to przynieść ulgę wojskom sowieckim nękanym przez nieubłaganą machinę wojenną Wehrmachtu. Oczywiście Wielka Brytania, wciąż walcząca o przetrwanie, nie ma jednak środków, aby przejść do ofensywy w Europie…

Kiedy Stany Zjednoczone, zaatakowane na Pacyfiku, 8 grudnia 1941 roku przystępują do wojny, Churchill natychmiast widzi w tym zapowiedź ratunku, gdyż w tej zmechanizowanej wojnie nic nie oprze się sile amerykańskiego przemysłu. Ale na przełomie 1941 i 1942 roku sytuacja Wielkiej Brytanii staje się bardzo poważna. U wybrzeży Singapuru Brytyjczycy tracą swoje jedyne dwie największe jednostki stacjonujące na Dalekim Wschodzie – krążownik liniowy Repulse oraz pancernik Prince of Wales; Hongkong jest pod okupacją, jak również większość Malezji; na Morzu Śródziemnym tonie jeden krążownik i dwa pancerniki, w Libii Niemcy podejmują ofensywę i gotują się do zdobycia Benghazi; na Atlantyku zaś aliancka żegluga ponosi bezprecedensowe straty26.

Wracając ze Stanów Zjednoczonych, premier znów będzie musiał bronić swojego rządu przed krytykami parlamentarzystów przestraszonych tyloma nieszczęściami. Obrady otwarte 27 stycznia 1942 roku powinny zakończyć się wotum zaufania, i niektórzy mają nadzieję, że obiorą ten sam kierunek co obrady, które okazały się fatalne w skutkach dla Chamberlaina dwadzieścia miesięcy wcześniej. Ale po dwóch dniach zajadłych dyskusji Churchill wciąż jest mistrzem w swojej sztuce: „Są ludzie, którzy mówią i zachowują się tak, jak gdyby spodziewali się tej wojny i dokładnie się do niej przygotowali, gromadząc szerokie zasoby uzbrojenia. Ale tak nie jest. Podczas dwóch i pół roku walk udało nam się utrzymać głowę nad wodą. Kiedy zostałem wezwany do objęcia urzędu premiera, nie było innych kandydatów na to stanowisko. Od tamtej pory sytuacja prawdopodobnie trochę się poprawiła: pomimo haniebnych zaniedbań, zatrważającego marnotrawstwa, porażającej niekompetencji, świątobliwej zarozumiałości oraz niedbalstwa administracji, które bez przerwy nam się zarzuca, zaczynamy posuwać się do przodu. […]Nigdy nie mieliśmy siły i nigdy nie mogliśmy mieć siły, aby jednocześnie walczyć na własną rękę z Niemcami, Włochami i Japonią. (s. 180) […] Starałem się przedstawić Izbie naszą sytuację tak szeroko, jak na to pozwala interes publiczny, […] nie przepraszam, nie usprawiedliwiam się i niczego nie obiecuję. […] Jednocześnie jednak wyrażam wiarę, która nigdy nie była tak silna jak w tej chwili, że doprowadzimy ten konflikt do końca w sposób korzystny dla interesów naszego kraju i przyszłości świata”27.

Miarą talentu oratorskiego Churchilla jest to, że mając przed sobą wrogą Izbę w dniu rozpoczęcia obrad, na koniec otrzymuje wotum zaufania 464 głosami przeciwko jednemu. Czcigodni deputowani musieli bowiem jeszcze raz stawić czoła faktom: o ile można z trudem oprzeć się siłom Osi, to nadal nie można zastąpić Churchilla w samym środku walki…

Mimo wszystko wielu polityków ciągle do tego aspiruje, na przykład Lloyd George, deputowany laburzystowski Aneurin Bevan, były minister wojny Hore-Belisha oraz bardzo marksistowski ambasador i minister Stafford Cripps28. Po upadku Singapuru, Rangunu i Tobruku, podczas gdy prestiż Churchilla jako wodza militarnego sięgnął dna, a prasa nie zostawia na nim suchej nitki29, wszyscy oni wierzą, że nadszedł ich czas. 1 lipca 1942 roku w Izbie Gmin deputowany konserwatystów sir John Wardlaw-Milne składa wniosek o wotum nieufności, wyrażający „brak zaufania Izby wobec centralnego dowodzenia wojną”, a następnie oskarża Churchilla o to, że bezzasadnie ingeruje w opracowywanie strategii. Dalej proponuje rozdzielenie funkcji premiera i ministra obrony oraz wyznaczenie generalissimusa. Na to ostanie stanowisko sir John zgłasza jednak nazwisko hrabiego Gloucester, układnego członka rodziny królewskiej, osobę, która absolutnie nie nadaje się do pełnienia takiej funkcji! Wewnątrz zgromadzenia wywołuje to pewne zawirowanie, które wyraźnie się wzmacnia, kiedy stary bohater z Zeebrugge, sir Roger Keyes, myląc trochę cel, skupia swoje ataki na Komitecie Szefów Sztabu Generalnego, a następnie oznajmia, w odpowiedzi na postawione mu pytanie, że: „odejście premiera byłoby fatalnym nieszczęściem”. Podczas obrad, które przedłużają się do godziny trzeciej nad ranem, lord Winterton znajduje bardziej przekonujące argumenty, piętnując niezgodę między ministrami, niedostatki materialne i błędy strategiczne. Następnego dnia w ślad za nim idzie deputowany laburzystowski Aneurin Bevan, który podkreśla w zjadliwym przemówieniu, że „premier zwycięża wszystkie debaty i przegrywa wszystkie bitwy”, ale ośmiesza się, kiedy proponuje, aby powierzyć kierowanie operacjami w terenie generałom czeskim, polskim lub francuskim. Sir Hore-Belisha konkluduje, przypominając liczne porażki poniesione w przeszłości i wyrzucając premierowi jego brak osądu, ale i on popełnia fatalny błąd, rozwodząc się na temat złej jakości brytyjskiego uzbrojenia – zostało ono zakontraktowane w czasach, kiedy sam był ministrem wojny…

Tym razem Churchill wypowie się jako ostatni i przez ponad dwie godziny będzie mówił z niezrównaną zaciekłością: „Podczas tej długiej debaty, która dobiega końca, […] wszystkie argumenty, jakie można sobie wyobrazić, zostały użyte po to, aby osłabić zaufanie wobec rządu, aby dowieść, że ministrowie są niekompetentni, żeby zwątpili w samych siebie, aby wywołać w armii nieufność wobec władzy cywilnej, aby sprawić, że robotnicy stracą całe zaufanie do broni, którą z wysiłkiem produkują, aby przedstawić rząd jako zbiorowisko miernot zdominowane przez premiera i aby skompromitować obraz tego ostatniego w jego oczach i jeżeli to możliwe, w oczach całego narodu”. Po czym następuje regularna obrona generałów, ministrów, dyplomatów, żołnierzy, podejmowanych strategii oraz jakości sprzętu wojennego, po czym Churchill znów przechodzi do ofensywy: „Nie można oczekiwać, że generałowie będą podejmowali ryzyko, nie mając pewności, że otrzymają wsparcie silnego rządu, nie wiedząc, że nie muszą ani patrzeć za siebie, ani martwić się o to, co dzieje się za nimi, nie mając poczucia, że mogą skupić całą swoją uwagę na działaniach nieprzyjaciela. Dodam jeszcze, że nie można oczekiwać, że rząd będzie podejmować ryzyko, nie mając pewności, że cieszy się poparciem solidnej i lojalnej większości. W czasie wojny, jeśli chcecie panowie być dobrze obsłużeni, musicie dać w zamian waszą lojalność. […] Obowiązkiem Izby Gmin jest popieranie rządu lub jego zmiana. Jeżeli Izba nie może go zmienić, powinna go wspierać. W czasie wojny nie ma innego rozwiązania. […] Każdy z waszych głosów jest ważny. Jeśli liczba tych, którzy na nas napadają, zmniejszy się do nieistotnej mniejszości, […] wówczas zapewniam was, usłyszymy okrzyki radości ze strony wszystkich przyjaciół Wielkiej Brytanii i wszystkich wiernych sług naszej sprawy, natomiast dzwon rozpaczy zabrzmi w uszach wszystkich tyranów, których staramy się obalić”30.

Winston Churchill otoczony przez rozentuzjazmowany tłum podczas triumfalnego przejazdu do gmachu parlamentu, by wygłosić przemówienie z okazji zwycięstwa nad III Rzeszą

Jak można oprzeć się takiej elokwencji? Wieczorem 2 lipca wotum nieufności zostaje odrzucone 475 głosami przeciwko 25. Będzie to ostatnia aż do końca wojny próba politycznej destabilizacji rządu Churchilla. Dlatego, że na rozległym polu bitwy światowej los stopniowo zmieni jej kierunek: Midway, El Alamein, Algier, Stalingrad, Tunis, lądowania na Sycylii, w Normandii i w Leyte będą kolejnymi znaczącymi etapami w podnoszeniu się aliantów i w upadku sił Osi. Od jesieni 1942 do wiosny 1945 roku pozycja Churchilla, którego umiejętnie wspierają – a czasami biorą w ryzy – jego ministrowie, dyplomaci i szefowie sztabu generalnego31, umacnia się w kraju, podczas gdy za granicą ulega stopniowemu osłabieniu wewnątrz koalicji coraz bardziej zdominowanej przez Amerykanów i Sowietów. Ale w maju 1945 roku, kiedy Niemcy zostają zwyciężone, popularność Churchilla w Wielkiej Brytanii sięga zenitu32, jego pozycja wydaje się niezachwiana i nikt – nawet laburzyści33 – nie wątpi w to, że poprowadzi konserwatystów do zwycięstwa podczas kolejnych wyborów parlamentarnych.

Odrzucenie

Tymczasem w polityce tak jak na wojnie, najpewniejsze jest zawsze to, co najbardziej nieoczekiwane. Podczas gdy wielu ministrów, deputowanych, dziennikarzy, związkowców, dyplomatów i wojskowych było przeciwnych Churchillowi podczas najczarniejszych godzin konfliktu, bezpieczna większość opinii publicznej zawsze popierała jego działania34. I właśnie to solidne wsparcie zniknie podczas wyborów w lipcu 1945 roku. Zaproponowano później wiele przekonujących wyjaśnień tego zjawiska35, ale fakt pozostaje faktem, a generał de Gaulle nie będzie nim zaskoczony: „Ludziom skłonnym do oddawania się wypływającym z uczucia iluzjom ta nagła niełaska, okazana przez naród angielski wielkiemu człowiekowi, który chlubnie doprowadził go do ocalenia i zwycięstwa, mogła wydawać się zaskakująca. W istocie jednak nie było w tym nic, co by odbiegało od normalnych kolei rzeczy ludzkich”36. Faktycznie, jeśli narody niechętnie oddają się w ręce wielkich ludzi w czasach zawieruchy, to zwykle obracają się przeciwko nim, kiedy tylko wiatr ucichnie. W przypadku Churchilla stało się to jeszcze przed końcem II wojny światowej. Quod erat demonstrandum…

Wybrana bibliografia

Colville, John, The Fringes of Power, Londyn, Hodder & Stoughton, 1985.

Gilbert, Martin, Winston S. Churchill, t. VI i VII, Londyn, Heinemann, 1983 i 1986.

Hastings, Max, Finest Years, Londyn, HarperCollins, 2009.

James, Robert Rhodes (red.), Chips, the Diaries of Sir Henry Channon, Londyn, Weidenfeld & Nicolson, 1967.

Winston S. Churchill, His Complete Speeches, t. VI, Londyn, Chelsea House, 1974.

Kennedy, John, The Business of War, Londyn, Hutchinson, 1957.

Manchester, William i Reid, Paul, The Last Lion, Boston, Little, Brown & Co, 2012.

1 Poparcie opinii publicznej dla rządu wzrosło z 52,8% w grudniu 1938 do 56,6% w kwietniu 1939 roku (BIPO, British Institute of Public Opinion, 1938–1946, UK Data, University of Warwick, #53–57).

2 Martin Gilbert, Winston S. Churchill, t. V, Londyn, Heinemann, 1976, s. 1012.

3 10 maja „News Chronicle”opublikował sondaż wskazujący, że 56% respondentów życzyło sobie włączenia Churchilla do rządu (26% było przeciwnych i 18% nie miało zdania).

4 „Manchester Guardian”, 3 lipca 1939 roku. Pod naciskiem parlamentu i niektórych ministrów Chamberlain musiał zgodzić się na trzy rozwiązania, które Churchill proponował od dwóch lat: pobór do wojska, mianowanie ministra zaopatrzenia oraz rozpoczęcie negocjacji z ZSRR. Podjęto je jednak z takim brakiem entuzjazmu, że ich nieskuteczność była właściwie gwarantowana.

5 Po to, aby nie musieć wprowadzać w życie gwarancji lekkomyślnie udzielonych Polsce w kwietniu.

6 Albo niekompetencji, w zależności od przypadku.

7 BIPO, 1938–1946, op. cit., # 65, grudzień 1939.

8 Tylko 32,75% respondentów w maju 1940 roku akceptuje politykę Chamberlaina, przeciw 59,78%, którzy jej nie akceptują (BIPO, op. cit., # 69, maj 1940).

9 Nie utracił większości, gdyż 281 deputowanych głosowało za jego rządem, a tylko 200 przeciw. Ale wśród tych ostatnich było 33 konserwatystów, podczas gdy 60 innych wstrzymało się od głosu. Widząc tak daleką nieufność, Chamberlain zrozumiał, że musi utworzyć rząd koalicyjny po to, aby móc prowadzić wojnę, jednakże laburzyści i liberałowie odmówili przystąpienia do niego, jeżeli Chamberlain stałby na jego czele.

10 Lord Halifax, skądinąd wzór umiarkowania, nazwał ich nawet „gangsterami”.

11 John Wheeler-Bennett (red.), Action This Day, Working with Churchill, Londyn, Macmillan, 1968, s. 49.

12 CAB 65/13, WM (40) 139, 151, 179, 180, 187; 26–27/5/40 (Confidential Annex); WM (40) 145/1, 28/5/40.

13 Zwłaszcza Attlee, Greenwood i Bevin. Dwaj pierwsi zostali włączeni do gabinetu wojennego.

14 Przejrzysta aluzja do samego Churchilla.

15 Ambasador zamieszcza następnie słowa Halifaxa w wersji oryginalnej: Common sense and not bravado would dictate the British government’s policy.

16 Chiffer-London-UD 723, 17/6. HP 39 A, Telegrammet Prytz til UD/Günther, 17/6/40, [w:] Wilhelm Carlgren, Svensk Utrikespolitik 1939–1945, Sztokholm, Allmänna Förlaget, 1973, s. 194.

17 87,36% poparcia w lipcu 1940… (BIPO, op. cit., # 71, czerwiec 1940).

18 Colin Cross (red.), Life with Lloyd George, Londyn, Macmillan, 1975, s. 281; David Reynolds, From World War to Cold War, Oxford, Oxford University Press, 2006, s. 79.

19 W dniach 23–25 września 1940 roku brytyjskie siły morskie wraz z jednostkami francuskimi pod dowództwem generała de Gaulle’a próbują przyciągnąć Dakar do Wolnej Francji, ale trafiają na opór zwolenników Vichy gubernatora Boissona i muszą się wycofać, poniósłszy dotkliwe straty.

20 „Daily Mirror”, 27 wrzesień 1940 roku. Równie zjadliwe artykuły publikują „Times”, „Evening Standard”, „Daily Mail”, „New Statesman”, „Guardian” i „Observer”.

21 Izba Gmin, Parliamentary Debates, t. 365, col. 298–301, 8/10/40.

22 Podczas gdy zwolennicy appeasementu, lord Halifax i Samuel Hoare, emigrują odpowiednio, do Waszyngtonu i do Madrytu.

23 John Kennedy, The Business of War, Londyn, Hutchinson, 1957, s. 114 i 115.

24 Robert Rhodes James (red.), Chips, the Diaries of Sir Henry Channon, Londyn, Weidenfeld & Nicolson, 1967, s. 307.

25 Robert Rhodes James (red.), Winston S. Churchill, His Complete Speeches, t. VI, Londyn, Chelsea House, 1974, s. 6408–6423.

26 Trzydzieści jeden okrętów tylko w styczniu 1942 roku.

27 Robert Rhodes James (red.), Winston S. Churchill, His Complete Speeches, t. VI, op. cit., s. 6559, 6573, 6578. [Podczas obrad nad wnioskiem o wotum nieufności Churchill przemawiał dwukrotnie – 27 i 29 stycznia. Przytoczone słowa łączą wyimki z obu przemówień. Drugie przemówienie istnieje w tłumaczeniu na język polski [w:] Winston Churchill, Krew, znój, pot i łzy: Sławne mowy Winstona Churchilla, wybrał, opracował i wstępem opatrzył David Cannadine, tłum. Maria Zborowska, Poznań, Zysk i S-ka Wydawnictwo, 2001, s. 176–184.Fragmenty drugiego przemówienia przytaczam w tłumaczeniu Marii Zborowskiej, op. cit. s. 180, 184 – przyp. tłum.]

28 Od powrotu z ZSRR na początku 1942 roku Cripps nie kryje swoich ambicji zastąpienia Churchilla.

29 Szczególnie „Daily Mirror”, „Manchester Guardian”, „Times”, „News Chronicle”, „New Statesman”i oczywiście „Daily Worker”.

30 Robert Rhodes James (red.), Winston S. Churchill, His Complete Speeches, t. VI, op. cit., s. 6645, 6656, 6657, 6659, 6661. To przemówienie, tak jak dwa poprzednie, należy do najbardziej wyrazistych a najmniej znanych (i najbardziej wojowniczych wobec oponentów) przemówień Churchilla.

31 Którzy zdusili w zarodku wiele potencjalnie katastrofalnych pomysłów strategicznych.

32 83% przychylnych opinii (BIPO, op. cit., # 126, maj 1945).

33 A nawet taki ekspert w materii wyborczej jak Stalin, który jest przekonany, że Churchill zrobił wszystko, co trzeba, żeby ustawić zbliżające się wybory…

34 Według sondaży popularność Churchilla od maja 1940 do maja 1945 roku nigdy nie spadła poniżej 78%, a po listopadzie 1942 roku krzywa popularności wykonywała nawet skoki dużo powyżej tego poziomu.

35 Popularność, którą zdobyli laburzyści dzięki pracy wewnątrz rządu koalicyjnego; niepotrzebnie agresywna kampania prowadzona przez konserwatystów i ich przywódcę (podejrzewanego ponadto o chęć wywołania wojny z ZSRR); bardziej atrakcyjny program laburzystowski obiecujący poprawę warunków mieszkaniowych, darmową opiekę medyczną i pracę dla wszystkich; wreszcie protest wojskowych, którzy oskarżają partię konserwatywną o to, że nie potrafiła uniknąć wojny i zmusiła ich do długiej, sześcioletniej wojny.

36 Charles de Gaulle, Pamiętniki wojenne, Tom 3, Ocalenie, 1944–1946, tłum. Jerzy Nowacki, Warszawa, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, 1968, s. 209.

Rozdział 2

Klęska z 1940 roku była nieunikniona

Maurice Vaïsse

Byłoby nużące wymieniać wszystkie dzieła mające na celu wytłumaczenie, dlaczego klęska Francji w 1940 roku była nieunikniona37. Od 1940 roku cały nurt historiograficzny starał się szukać wyjaśnienia klęski w historycznej ewolucji Francji międzywojnia. A wybitna praca Ladislasa Mysyrowicza Autopsie d’une défaite („Autopsja klęski”) nosi podtytuł „Źródła francuskiej zapaści militarnej z 1940 roku”38, aby zaznaczyć, że od 1919 roku Francja osuwała się w kierunku porażki. Większość historyków ma skłonność do analizowania pewnego ciągu wydarzeń w świetle ich ostatecznego wyniku. Ante hoc, ergo propter hoc. Krótko mówiąc, możemy postawić pytanie, czy historycy klęski nie starali się wykazać, że zanim doszło do konfrontacji zbrojnej, Francja obciążona była bagażem „przegranych bitew w dyplomacji, demografii, gospodarce, zbrojeniach: miało miejsce wiele klęsk, zanim oddano głos broni”39. Jean-Baptiste Duroselle w swym dziele kładzie nacisk na głębokie przyczyny, które poprowadziły Francję „od dekadencji ku otchłani”: „Francuzi wkroczyli w wojnę 3 września 1939 roku i dla tego pokojowego narodu była to już klęska moralna. Po niej przyjdzie klęska materialna, niecałe dziewięć miesięcy później”40. Nawet świadectwo Marca Blocha, Dziwna klęska41, które pozostaje najbardziej wnikliwym dziełem na temat przyczyn przegranej z 1940 roku, stwierdza nieunikniony charakter klęski, jak tłumaczy Etienne Bloch, jego syn, który ocenia tytuł jako „absurdalny… Albowiem całość książki, zarówno część zawierająca świadectwa, jak i ta zawierająca rozważania, zgodnie prowadzi do wniosku, że klęska była przewidywalna”42. Najświeższe studia historyczne potwierdzają tę diagnozę, nawet jeśli, jak zobaczymy, należałoby zaktualizować zawartą w książce Blocha ocenę przyczyn klęski43.

Francuski zmobilizowany rezerwista na posterunku jednego z fortów Linii Maginota, uzbrojony w stary karabin Lebel Mle 1886

Chociaż wysuwano wiele rozmaitych argumentów, możemy sporządzić ich typologię: niektóre, rzędu faktualnego, są całkiem rzeczowe, inne są sporne, wreszcie pewne specyficznie militarne uzasadnienia warto przedyskutować. Rozpocznijmy od argumentów faktualnych. Są to: brak równowagi demograficznej między Francją i Niemcami, 41 milionów mieszkańców wobec 60 milionów (a 80 milionów w granicach wielkich Niemiec z 1940 roku). Następnie konfrontacja reżimu totalitarnego, gotowego poświęcić wszystko, żeby zwyciężyć, i słabego ustroju demokratycznego III Republiki, przeżywającej kryzys i kierowanej przez niestałe rządy, niezdolne do prowadzenia długofalowej polityki. Przywołuje się wreszcie jeszcze jeden celny argument: sprzeczność między obronną polityką militarną, której symbolem jest linia Maginota, oraz polityką zagraniczną, której celem było zahamowanie nazistowskich Niemiec poprzez zawieranie umów z państwami Europy Środkowej i Wschodniej. W jaki sposób Francja miałaby przyjść z pomocą tym krajom, nie dysponując zewnętrzną siłą interwencyjną? Nie mogła, co widać na przykładzie Czech z 1938 roku i Polski z 1939 roku.

Inne argumenty są bardziej dyskusyjne, i to zresztą w obu kierunkach. Z jednej strony, niektórzy komentatorzy krytykują rządy Frontu Ludowego za to, że jego polityka zbrojeniowa nie była na odpowiednio wysokim poziomie, a wręcz doprowadziła do demobilizacji francuskiego wysiłku militarnego poprzez ustanowienie czterdziestogodzinnego tygodnia pracy oraz nacjonalizację fabryk zbrojeniowych. Krótko mówiąc, Francja została pokonana dlatego, że Front Ludowy przez swój antypatriotyzm i pacyfistyczną ideologię nie wyposażył dostatecznie francuskiego wojska. Z drugiej strony, inni komentatorzy przywołują jako przyczynę zdradę ze strony klas posiadających, które miałyby, przez nienawiść wobec lewicy i Frontu Ludowego, przychylać się do zwycięstwa nazistowskich Niemiec, z którym to reżimem sympatyzowały. „[H]itlerowcy nie są gruncie rzeczy tacy straszni, jak ich malują; z pewnością oszczędzilibyśmy sobie znacznie więcej cierpień, gdybyśmy im otwarli na oścież drzwi, zamiast siłą bronić się przed najazdem”44. Jednakże prace parlamentarnej komisji śledczej oraz powojenne procesy mające na celu „oczyszczenie” kraju z kolaborantów podważyły tezę, jakoby za klęskę odpowiadała spiskowa działalność skrajnej lewicy lub skrajnej prawicy.

Te czynniki zatem nie były prawdopodobnie decydujące, nawet jeśli faktycznie odnotowano pewną dezorganizację fabryk zbrojeniowych oraz niedostatki sprzętowe.

Argumenty militarne zasługują natomiast na więcej uwagi. Wszyscy autorzy zgadzają się z analizą Marca Blocha (i zresztą Charlesa de Gaulle’a również), zgodnie z którą bezpośrednie przyczyny klęski były techniczne i wynikały z braku doktryny militarnej oraz z niedostatecznego przygotowania i wyposażenia wojska. Te argumenty wskazują na to, że klęska nie była nieunikniona. Biorą one pod uwagę obie walczące strony, ich strategie oraz niższość sił francuskich w porównaniu z siłami niemieckimi. Te kwestie stały się przedmiotem nowych analiz wraz z publikacją książki Karla-Heinza Friesera, który w błyskotliwy sposób pokazał, że wojna błyskawiczna była wymysłem dziennikarzy, albo raczej, że ta strategia, która okazała się tak bardzo skuteczna, nie była ani przewidziana, ani sformułowana jako taka45.

Wielu autorów mówiło o braku ducha bojowego wśród żołnierzy francuskich, którzy jakoby załamali się bez walki, czy wręcz uciekali przed nieprzyjacielem. Mogło dochodzić do aktów rozpaczy wśród kawalerii stającej naprzeciw niemieckich wojsk pancernych i sztukasów, mogło dochodzić do opuszczania stanowisk, jak podkreśla Marc Bloch, kiedy podaje konkretny przykład strażaków, którzy uciekali przed pożarem uczepieni wozu strażackiego: „Wszystko mogło zginąć, tam w pożarze, oby tylko trzymano z dala od ognia to, co mogłoby go ugasić”. Z drugiej strony, można było również zauważyć, że Francuzi dobrze walczyli w Belgii oraz, w obronie własnego terytorium, nad Oise, Aisne i nad Sommą. Można przywołać walki pod La Horgne, gdzie spahisi dali dowód zimnej krwi, bitwę pod Stonne w Ardenach, kontratak na Abbeville przeprowadzony 28 maja przez 4 Dywizję Pancerną (4 DCR) generała de Gaulle’a, obronę Loary przez kadetów ze Szkoły Jazdy w Saumur, nie wspominając o oporze załóg linii Maginota. Na całym froncie w ciągu pięciu tygodni wojny siły francuskie notują około 65 000 zabitych (wcześniej inne szacowania podawały liczbę 100 000 zabitych).

Co ze strategiami? Faktycznie klęska Francji nastąpiła w szybkim tempie. Jak gdyby wojsko uchodzące za najsilniejsze na świecie zostało wyłączone z walki w nierównym pojedynku. Interpretowano to jako dowód sukcesu armii ultranowoczesnej nad armią przestarzałą oraz jako zwycięstwo wojny błyskawicznej prowadzonej przez Wehrmacht nad brakiem strategii po stronie Francuzów. W rzeczywistości jednak przekonanie o tym, że armia niemiecka była ultranowoczesna i całkowicie zmotoryzowana, jest legendą. Oprócz dobrze wyposażonej armii znajdujemy u Niemców, podobnie jak w armii francuskiej, również dywizje wyposażone w starą broń i w dużej mierze oparte na transporcie konnym.

Poza tym kampania z 1940 roku prowadzona przez wojska niemieckie ani trochę nie przypomina wojny błyskawicznej. Jest to operacja o charakterze militarno-taktycznym, a nie strategiczno-politycznym, oparta na jednym z podstawowych narzędzi sztuki wojennej: zaskoczeniu. Jest to również kampania piechoty, która prawie spełzła na niczym. Faktycznie bowiem centralną ideą niemieckiego planu jest manewr oskrzydlający przez Belgię połączony z atakiem z zaskoczenia przez Ardeny. Generał von Manstein, pomysłodawca planu, chociaż został odsunięty na bok, zdołał przeforsować swój projekt i może liczyć na generała Guderiana, którego cechuje nie tylko wyjątkowa znajomość wojsk pancernych oraz technik łączności, ale poza tym dobrze zna teren od czasu Wielkiej Wojny.

Czy Francja ze swej strony była pozbawiona strategii? To również nieprawda. W rzeczywistości strategia francuska opiera się na początkowej fazie obronnej, doskonale zgodnej z jej sytuacją demograficzną. Z powodu niedawnej wojny 1914–1918 i ogromnych poniesionych wówczas strat – blisko półtora miliona ofiar – wśród Francuzów, zarówno cywili, jak i wojskowych, panują postawy pacyfistyczne. Aby nie dopuścić do powtórzenia tragedii Wielkiej Wojny, Francja przyjmuje strategię długiej wojny, doktrynę obronną, której symbolem jest linia Maginota. Chodzi o to, aby zaczekać, aż będzie można najechać zduszone przez blokadę Niemcy lub rozpocząć negocjacje z nieprzyjacielem. Centralnym elementem tej strategii jest przekonanie o tym, że wschodnie granice Francji są chronione: na północy przez Belgię, która w 1936 roku zadeklarowała neutralność, na Renie przez linię Maginota, a na połączeniu ich obu przez masyw górski, który uchodzi za niemożliwy do przebycia. Zarówno marszałek Pétain, jak i generał Gamelin są gorącymi zwolennikami takiej wojny obronnej. Kampania z 1940 roku ma być wojną długą, podobną do I wojny światowej, a nie wojną krótką. A linia Maginota ma być przeszkodą, na której można się oprzeć, aby zyskać czas i rozwinąć wojnę manewrową. Niemiecki przeciwnik jednak nie zachowuje się tak, jak się spodziewano. Używa nieodpartej siły bojowej w decydującym momencie i w najsłabiej bronionym punkcie. Kiedy marszałkowi Pétainowi zwrócono uwagę, że sektor Ardenów jest słabiej broniony, odpowiedział, że Niemcy nie zapuszczą się w ten sektor i że jeśli nawet to zrobią, to Francuzi z łatwością dostaną ich przy wyjściu. Generał Gamelin natomiast myślał o bitwie w Belgii i szacował, że Ardeny i Moza wystarczą, żeby zniechęcić wojska niemieckie. Co więcej, kiedy rankiem 10 maja dowiaduje się, że Niemcy przypuścili ofensywę przez Ardeny, cieszy się, ponieważ uważa, że jest ona skazana na porażkę. Niemcy jednak uzyskują przełamanie frontu pod Sedanem: dokonują tego trzy grupy Freikorps, które, poprzez połączenie innowacji technologicznych takich jak czołg, samolot i radio, zdystansowały francuską machinę wojenną. Krótko mówiąc, kampania z 1940 roku pomyślana była jako wojna długa, okazała się jednak wojną krótką.

Czy w 1940 roku siły francuskie są słabsze od sił niemieckich? To również nie do końca prawda. Specjaliści są dalecy od zgody w ocenie armii francuskiej w 1939 roku. Można jednak pod tym względem podważyć świadectwo Marca Blocha, który opisując specyfikę tej wojny, twierdzi: „nie wyprodukowano wystarczającej liczby samolotów, silników i czołgów”46. W rzeczywistości wysiłek zbrojeniowy III Republiki wcale nie był mały. Wydatki militarne Francji w latach 1919–1939 są większe niż wydatki innych mocarstw, do tego stopnia, że Francja znajduje się na ławie oskarżonych podczas konferencji rozbrojeniowej w 1932 roku. Natomiast rząd Leona Bluma we wrześniu 1936 roku uruchamia plan dozbrojenia47 i w 1938 roku wydatki militarne Francji są dwa i pół raza wyższe niż w 1913. Toteż Niemcy i Francuzi są relatywnie na równi nawet pod względem techniki i broni. Francja nawet ma więcej czołgów niż Niemcy: 3200 wobec 2400 (oczywiście liczby są różne, według innych oszacowań oba kraje miały podobną liczbę czołgów: 2574 francuskich wobec 2285 niemieckich). Francuskie czołgi są ponadto lepszej jakości (zwłaszcza czołg B1), gdyż traktat wersalski zabronił Niemcom budowania czołgów i kiedy ci zaczynają je budować, mają jedną generację opóźnienia. Ciężka artyleria jest podobna po obu stronach, ale armata 75 mm daje przewagę Francuzom. Zauważa się natomiast, że zaopatrzenie w sprzęt przeciwlotniczy i przeciwczołgowy jest niedostateczne po stronie francuskiej na dzień 10 maja, nie mówiąc o bardzo miernych systemach łączności.

Niemcy za to przewyższają Francuzów w dziedzinie powietrznej, nawet jeśli pod względem liczebności alianci mają więcej samolotów: 4500 przeciw 3500 (zresztą, jak wiadomo, większość samolotów brytyjskich stacjonowała po drugiej stronie kanału La Manche). Ale liczby mają jedynie wartość relatywną. Cóż z tego, że Francuzi posiadają środki liczebnie równoważne środkom Niemców? Ważna jest rzeczywista dostępność sprzętu, a wiele francuskich samolotów nie nadaje się do wojny – nie mają wyposażenia, śmigła, podwozia, uzbrojenia, gdyż obawiano się, że robotnicy fabryk lotniczych, znani ze swojego zaangażowania politycznego i związkowego, zajmą sprzęt.

Jeszcze poważniejszy jest problem doktryny zastosowania lotnictwa wojskowego, gdyż nie posiada ono prawdziwej autonomii. Częścią sił powietrznych dysponują siły lądowe, a druga część, podlegająca generałowi Vuilleminowi, zastępcy szefa Sztabu Generalnego Wojsk Powietrznych, podzielona jest na różne grupy (wydzielono na przykład lotnictwo myśliwskie). To samo dotyczy czołgów. Wprawdzie Francuzi mają czołgi, ale ich doktryna zastosowania jest niewłaściwa. Czołgi znajdują się w gestii dowództwa piechoty, jako broń towarzysząca oddziałom piechoty, i francuscy wojskowi przez długi czas uważają, że nie ma konieczności posiadania autonomicznej siły pancernej, pomimo argumentów Charlesa de Gaulle’a, który już w 1934 roku w swojej książce Vers l’armée de métier („Ku armii zawodowej”) opowiadał się za zbudowaniem takiej siły. Trzeba będzie czekać na wybuch wojny, żeby powstały pierwsze dywizje pancerne, ale nawet one nie będą w stanie prowadzić skutecznych manewrów z uwagi na wadliwe zaopatrzenie w benzynę – zdarzało się, że trzeba było wielu godzin, aby napełnić zbiorniki jednej maszyny, co często okazywało się dla czołgów fatalne w skutkach. Z braku paliwa wiele czołgów 1 Dywizji Pancernej zostaje unieruchomionych 14 maja w okolicach Charleroi. Niemcy natomiast dysponują ciężarówkami załadowanymi kanistrami, które pozwalają w krótkim czasie zaopatrzyć pojazdy pancerne. Kiedy atakują na odcinku Sedanu, koncentrują tam połowę swoich sił zmechanizowanych.

Koncepcja wojny i dowodzenia również stanowi problem. Po Wielkiej Wojnie Francuzi zrozumieli specyfikę nowoczesnej wojny, opierającej się na sile ognia, mobilności, logistyce oraz sile przemysłowej kraju. Ale zbyt mocno trzymają się idei bitwy przygotowanej i metodycznej i nie są gotowi na wojnę błyskawiczną. Kiedy Marc Bloch zarzuca Francji nieudolne dowodzenie48, wskazuje na zasadniczy problem, to znaczy tok operacji i opieszałość reakcji ze strony francuskiej: „Od początku do końca wojny metronomy sztabów nieprzerwanie spóźniały się o wiele taktów”49. Faktycznie, Niemcy, którzy mają inicjatywę, krzyżują taktykę gry na zwłokę Francuzów. Ich oficerowie podejmują decyzje, a nawet ryzyko, wbrew otrzymanym rozkazom, dzięki czemu manewry niemieckie charakteryzują się szybkością i mobilnością. Guderian i Rommel ignorują rozkazy Hitlera, nakazujące im zwolnić tempo marszu. Po stronie francuskiej krytykowano właśnie brak autonomii oficerów oraz wojsko zaślepione, tak jak generał Gamelin, racjonalnym zarządzaniem wojną, przez co tempo jest powolne, co ilustruje statyczną koncepcję wojny oraz bardzo sztywny system dowodzenia. Poinformowany 13 maja o godzinie 22:35 o groźbie ataku Niemców na Sedan Gamelin reaguje dopiero 15 maja. Jean-Louis Crémieux-Brilhac przywołuje zaskoczenie oficerów, którzy nie rozpoznali wojny, kiedy stanęli twarzą w twarz z Niemcami – tak bardzo byli przyzwyczajeni do wojny okopowej. Dowództwo natomiast wydaje się zagubione. Generał Beaufre, który będąc jeszcze oficerem przy generale Doumencu, 13 maja odwiedza kwaterę główną generała Georges’a dowodzącego operacjami, pisze: „Atmosfera przypomina czuwanie rodziny wokół zmarłego”. Operacje wojskowe dopiero co się rozpoczęły, ale morale dowództwa już jest „złamane”50.

Nieunikniona klęska? Właśnie widzieliśmy, że nie. Prawdopodobnie można było uniknąć porażki, kiedy wojna rozpoczęła się we wrześniu 1939 roku. Można było lepiej wykorzystać okres tak zwanej „dziwnej wojny”, stanowiący prawdziwe odroczenie. Wprawdzie sam generał Gamelin stara się wyciągnąć lekcję z upadku Polski. Francuski Sztab Generalny robi wszystko, żeby zbadać i zasymilować metody użyte przez Niemców do zwycięstwa nad Polakami i poprawić wyszkolenie armii francuskiej. Zbyt często jednak polega to na wykorzystaniu ludzi do wylewania betonu i umacniania pozycji. Francuzi popełniają też wiele błędów i zaniechań. Przez osiem miesięcy dziwnej wojny nie potrafią połączyć swoich sił pancernych w jednostki pancerne, jak proponował Charles de Gaulle. Wiadomo, że 4 Dywizja Pancerna, powierzona właśnie pułkownikowi de Gaulle’owi, została całkowicie zaimprowizowana na polu bitwy. Już manewr „Dyle”, wymyślony przez generała Gamelina, polegający na przeniesieniu do Belgii najlepszych sił francuskich (zarówno pod względem mobilności, jak i profesjonalizmu), był sprzeczny z doktryną obronną i dość śmiały (gdyż Belgia zadeklarowała neutralność w 1936 roku), ale mógł pozwolić na uniknięcie zajęcia terytorium Francji51. (20 marca Gamelin uzupełnia ten plan o wariant „Breda”, polegający na przesunięciu jednostek zmechanizowanych jeszcze dalej i na połączeniu się z armią holenderską.) Można powiedzieć, że francuska strategia, która była spójna w odniesieniu do całego szeregu przymusów demograficznych, historycznych, geograficznych itp., okazała się niewystarczająca w zetknięciu z nieprzewidywalną bitwą spotkaniową. Kiedy pułapka zamyka francuską armię przetrąconą w Ardenach i otoczoną w Belgii, pytanie Winstona Churchilla, odnoszące się do precedensu Wielkiej Wojny: „Gdzie są odwody?”, jest tym bardziej tragiczne. Nie ma ich, albo raczej umiejscowienie i rozkład wojsk jest taki, że siły odwodowe nie mogą szybko interweniować, przez co wszelki kontratak jest utrudniony.

Francuscy artylerzyści ładujący pocisk o kalibrze 220 mm ciężkiej armaty polowej Mle 1917 Schneider w dniu 29 maja 1940 roku

Do tego wszystkiego siły niemieckie korzystają z całego szeregu cudów. Kiedy armia Guderiana przemierza Ardeny, powstaje gigantyczny korek składający się z 41 000 pojazdów pancernych i zawarty w wąskim korytarzu, z którego siły francuskie mogłyby skorzystać, gdyby rywalizacja między wojskiem lądowym i siłami powietrznymi nie opóźniła decyzji. Kiedy dochodzi do starcia, koncentracja sił niemieckich jest tak wielka, że Niemcy wręcz zmiatają francuski opór. „Cud 1940 roku” z punku widzenia niemieckiego opiera się również na strachu, który wśród francuskiego wojska wywołuje postęp niemieckich czołgów. Panika z Bulson załamuje front z powodu plotki o obecności czołgów, które w chwili ataku znajdują się jeszcze za Mozą. Wojskom znajdującym się w tym odcinku frontu nie dane jest walczyć. Odpływają przed naporem Niemców, który jest tak trudny do zrozumienia, że tłumaczy się go działaniem jakiejś piątej kolumny. Strach przed czołgami powiększają sztukasy, których syreny włączają się podczas lotów pikujących. W konsekwencji kampania francuska jest to Blitzkrieg improwizowany i udany, pomimo rozkazów ostrożności od Hitlera i najwyższego dowództwa niemieckiego, gdyż po przełamaniu frontu pod Sedanem Guderian nie przestrzega owych rozkazów i postanawia przeć na zachód, w kierunku kanału La Manche, aby nie dać aliantom czasu na zbudowanie nowej linii obrony. Krótko mówiąc, jak pokazuje Ernest May, chyba trudniej wyjaśnić szybkie zwycięstwo Niemiec niż francuską klęskę. Ten wniosek streszcza tytuł jego książki52Strange Victory („Dziwne zwycięstwo”), który dobrze odpowiada tytułowi książki Marca Blocha, wcale nie tak „absurdalnemu”.

Wybrana bibliografia

Bloch, Marc, Dziwna klęska, tłum. Katarzyna Marczewska, Warszawa, Oficyna Naukowa, 2008 [1940].

Crémieux-Brilhac, Jean-Louis, Les Français de l’an 40, Paryż, Gallimard, 1990.

Frieser, Karl-Heinz, Legenda Blitzkriegu: Kampania zachodnia 1940, tłum. Jerzy Pasieka, Wrocław, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2013 [1995].

May, Ernest, Strange Victory: Hitler’s Conquest of France, New York, Hill & Wang, 2000.

Mysyrowicz, Ladislas, Autopsie d’une défaite, Lozanna, L’Age d’Homme, 1973.

Vaïsse, Maurice (red.), Mai–juin 1940. Défaite française, victoire allemande sous l’œil des historiens étrangers, Paryż, Autrement, 2000 (drugie wydanie 2010).

Vaïsse, Maurice, i Doise, Jean, Diplomatie et outil militaire, 1871–2015, Paryż, Le Seuil, nowe wydanie 2015.

37 Czytelników zainteresowanych historią klęski Francji w 1940 roku odsyłam do dwóch artykułów François Cocheta: „La campagne de France; mai–juin 1940, ou le retour sur les circonstances d’une étrange victoire allemande”, [w:] Pierre Allorant, Noëlline Castagnez i Antoine Prost (red.), Le Moment 1940. Effondrement national et réalités locales, Paryż, L’Harmattan, 2012; i „Relire la défaite à l’aune de l’historiographie récente”, [w:] Yves Santamaria i Gilles Vergnon (red.), Le syndrome de 1940. Un trou noir mémoriel?, Paryż, Riveneuve, 2015. Interesujący jest również artykuł Philippe’a Garrauda, „Le rôle de la doctrine défensive dans la défaite de 1940”, Guerres morales et conflits contemporains, nr 214, 2004. Por. również Olivier Wieviorka, „La défaite était-elle inéluctable?”, „L’Histoire”, kwiecień 2010.

38 Ladislas Mysyrowicz, Autopsie d’une défaite, Lozanna, L’Age d’Homme, 1973.

39 Henri Michel, La Défaite de la France, Paryż, PUF, 1980.

40 Jean-Baptiste Duroselle, La Décadence, 1932–1939, Paryż, Imprimerie nationale, 1984; L’Abîme, 1939–1944, Paryż, Imprimerie nationale, 1983.

41 Marc Bloch, Dziwna klęska, przeł. Katarzyna Marczewska, Warszawa, Oficyna Naukowa, 2008 [1940].

42 Korespondencja Etienne’a Blocha do czasopisma „L’Histoire”, opublikowana w numerze 236 z października 1999.

43 Por. Maurice Vaïsse (red.), Mai–juin 1940. Défaite française, victoire allemande sous l’œil des historiens étrangers, Paryż, Autrement, 2000 (drugie wydanie 2010).

44 Marc Bloch, op. cit., s. 225.

45 Karl-Heinz Frieser, Legenda Blitzkriegu: Kampania zachodnia 1940, tłum. Jerzy Pasieka, Wrocław, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2013 [1995]. Zapraszając tego autora w 1997 roku do udziału w kolokwium w ramach Centre d’études d’histoire de la Défense, sądziliśmy – razem z Laurentem Henningerem – że jego książka jest na tyle nowatorska, iż powinna zostać przełożona na francuski. Marie-­Claude Brossollet, szefowa wydawnictwa Belin, zechciała posłuchać naszej sugestii i przekład francuski ukazał się w 2003 roku.

46 Marc Bloch, op. cit., s. 217.

47 Robert Frankenstein, Le Prix du réarmement français, 1935–1939, Paryż, Publications de la Sorbonne, 1982.

48 „Armię naszą przywiodło do klęski wiele rozmaitych błędów, których skutki potęgowały się nawzajem. Góruje nad nimi jedno wielkie niedopatrzenie. Nasi przywódcy albo też ci, którzy w ich imieniu działali, nie potrafili zaplanować tej wojny”, Marc Bloch, Dziwna klęska, op. cit., s. 98.

49Ibid.,s. 106.

50 Generał Beaufre, Le Drame de 1940, Paryż, Plon, s. 233 i 235.

51 Bruno Chaix, En mai 1940, fallait-il entrer en Belgique? Décisions stratégiques et plans opérationnels de la campagne de France, Paryż, Economica, 2005.

52 Ernest May, Strange Victory: Hitler’s Conquest of France, Nowy Jork, Hill & Wang, 2000.

Rozdział 3

U-booty mogły zmienić bieg wojny

François-Emmanuel Brézet

„Jedyną rzeczą, której naprawdę obawiałem się w czasie wojny – pisze Winston Churchill w swoich pamiętnikach – było zagrożenie ze strony U-bootów. Jeszcze przed bitwą powietrzną uważałem, że inwazja się nie uda. Po zwycięstwie w powietrzu byliśmy już na dobrej drodze. Mogliśmy topić i zabijać wstrętnego wroga w okolicznościach najbardziej nam sprzyjających, a najgorszych dla niego, z czego ewidentnie zdawał sobie sprawę. W okrutnych warunkach wojennych była to tego rodzaju bitwa, z prowadzenia której powinno się być zadowolonym. Ale nasza linia życia53, nawet na szerokich wodach oceanów, a szczególnie przy dojściach do Wysp, znalazła się w niebezpieczeństwie. Toteż o wiele bardziej denerwowałem się wojną z U-bootami niż tą wspaniałą walką powietrzną nazwaną Bitwą o Anglię”54.

Płonący tankowiec storpedowany przez U-boota na północnym Atlantyku

Następnie Winston Churchill, przez analogię do bitwy o Anglię, nazywa walkę z niemiecką flotą „bitwą o Atlantyk”, chcąc w ten sposób zaznaczyć, że miała to być walka długotrwała, a jej wynik był tym trudniejszy do przewidzenia, że przedstawiał się nie w postaci ognistych bitew, ale jako statystyki, wykresy i diagramy, nie zawsze łatwe do zinterpretowania.

Porażka bezlitosnej bitwy

Po roku 1942, kiedy to alianci zanotowali niepokojący wzrost tonażu handlowego utraconego na Północnym Atlantyku, rok 1943 zapowiadał się jako pełen najgorszych niebezpieczeństw. Niemieckie dowództwo U-bootów55 (BdU) natomiast z niepokojem śledziło stosunek między liczbą straconych U-bootów a zatopionym tonażem.

Bilans operacji prowadzonej przez wiele dni od 4 lutego 1943 roku przez dwadzieścia jeden okrętów podwodnych przeciw konwojowi SC-118 (złożonemu z sześćdziesięciu jeden statków, chronionych przez trzy niszczyciele, jeden cutter56, trzy korwety, wśród nich Lobelię należącą do Sił Wolnych Francuzów) był znaczący: posłano na dno trzynaście statków handlowych (59765 BRT57), natomiast trzy U-booty zostały zatopione, a trzy uszkodzone. Wielki admirał Dönitz, który właśnie zastąpił wielkiego admirała Raedera na stanowisku dowódcy Kriegsmarine, zachowując przy tym dowodzenie flotą podwodną, nazwał tę walkę „najbardziej zaciętą bitwą wojny podwodnej”. Niektóre z niemieckich okrętów podwodnych walczyły bez przerwy przez cztery noce z rzędu. Dla aliantów był to spory szok: „Niepokojącą cechą przejścia tego konwoju – napisze historyk Stephen Roskill – było to, że poniesiono bardzo ciężkie straty pomimo o wiele większej niż zwykle liczby okrętów eskortujących”58.