Żółte i czarne. Historia chińskiej obecności w Afryce - Tidiane N'Diaye - ebook

Żółte i czarne. Historia chińskiej obecności w Afryce ebook

Tidiane N Diaye

3,6

Opis

„Chińczycy nie wynaleźli szachów. Lecz od czterech tysięcy lat, grając w go, wprawiają się w groźnym ćwiczeniu strategii o niezwykle subtelnych zasadach. Gracze ustawiają czarne i białe kamienie na planszy liczącej trzysta sześćdziesiąt jeden pól. Reguły tej gry polegają na tym, by zająć lub kontrolować jak największy obszar. W to właśnie grają w Afryce Chińczycy z byłymi kolonizatorami. Innymi słowy, Państwo Środka stosuje precyzyjną i starannie przygotowaną strategię obliczoną na to, by wypchnąć zachodnich przeciwników z afrykańskiego terytorium. Zadanie to już niemal się im udało – zdaje się, że afrykańska epopeja Pekinu jest historią triumfalnego podboju.”

Wychodząc od historii i jej skrywanych kart Tidiane N’Diaye kreśli bilans chińskiej obecności w Afryce. Szuka odpowiedzi na pytanie, czy jej efektem będzie trwały wzrost państw afrykańskich, czy tylko rosnące ich uzależnienie od kredytów i dostaw? Czy Chinafryka jest projektem partnerstwa czy zaplanowanej grabieży? Co czeka Afrykę i czy pozostanie to bez wpływu na losy reszty świata?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 184

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,6 (11 ocen)
3
2
5
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
CybirbV

Całkiem niezła

Trochę zbyt powierzchowne. Chciałoby się, aby autor zaprezentował w książce konkretne inwestycje i przedsięwzięcia w Chinach, które ostatecznie okazały się być niekorzystne dla Afrykańczyków. „Żółte i czarne” jest zbyt ogólnikowe pod tym względem. Pierwszy rozdział bardzo słaby. Miałam wrażenie, że Tidiane nie do końca zna historię Chin i powiela błędy. Twierdzenie, że egzaminy konfucjańskie zawsze były dostępne wyłącznie dla arystokracji jest nieprawdą, a co najmniej zbyt daleko idącym uproszczeniem. Nieuzasadnione jest też łączenie teorii ewolucji z darwinizmem społecznym, a przypisywanie Karolowi Darwinowi rasizmu jest wręcz skandalicznym błędem, świadczącym o ignorancji autora. Jednoznaczny sprzeciw brytyjskiego uczonego wobec niewolnictwa można znaleźć chociażby w jego „Podróży na okręcie Beagle”.
20

Popularność




ROZDZIAŁ I CHINY – AFRYKA, PIERWSZE NUTY NIEZAKOŃCZONEJ SYMFONII

 

 

 

 

 

Ten, kto nie przejmuje się odległą przyszłością,

skazuje się na natychmiastowe kłopoty.

Konfucjusz

 

 

Dzisiejsze Chiny, dysponując siłą liczącej miliard trzysta milionów ludności, wystrzeliły swoją gospodarkę na drugie miejsce na świecie. Zapotrzebowanie na energię tamtejszego przemysłu zmusza Pekin do kompromisów i porzucenia protekcjonalnego tonu w stosunku do niektórych państw rozwijających się, zwłaszcza położonych na Czarnym Lądzie. Wystarczyło kilka dziesięcioleci, by Chiny – które teraz tak dramatycznie potrzebują Afryki, jej surowców naturalnych i rynku – przeszły od obojętności, a wręcz pogardliwego tonu, do zainteresowania tyleż gwałtownego, co interesownego. Afryka, która jeszcze wczoraj była dla Chińczyków „nieistniejącym kontynentem”, stała się jednym z najważniejszych partnerów Państwa Środka, u którego pragmatyzm idzie w parze ze zbawienną amnezją.

O ile ślepota Europejczyków uniemożliwiła im dostrzeżenie tego, że Afryka może poszczycić się ludnością przekraczającą miliard, będącą na prostej drodze do zdobycia pewnej siły nabywczej, o tyle Chiny zakrzątnęły się, widząc tam pewną alternatywę.

Pod naporem powtarzających się ataków nowego przybysza z Azji stosunki handlowe Czarnego Lądu przenoszą się z Północy w stronę Wschodu. Zważywszy na odległe położenie Azji, drastyczną odmienność etniczną i przede wszystkim długotrwałe przywiązanie Chin do autarkii, z trudem przychodzi wyobrażenie sobie, że te cywilizacje, które wszystko dzieli, mogły w przeszłości utrzymywać jakieś relacje. A jednak… Stosunki łączące Chiny i Afrykę sięgają epoki dynastii Han, około 206 roku przed naszą erą. Pierwsza chińska relacja dotycząca Afryki pochodzi z VIII wieku. Dopiero jednak w epoce dynastii Ming (1368–1644) miały miejsce prawdziwe, wielkie wyprawy morskie chińskiego żeglarza Zheng He, który dotarł do brzegów Afryki. Przed czasami dynastii Ming chińska żegluga ograniczała się do podróży wzdłuż wybrzeży. Stojący na czele powstania czerwonych turbanów, pochodzący z chłopskiej rodziny przywódca Zhu Yuanzhang (1328–1398) zdołał pokonać i wyrugować z Chin mongolską dynastię Yuan (1279–1368). Zhu Yuanzhang ogłosił się cesarzem 23 stycznia 1368 roku, ustanawiając swoją stolicę w Nankinie. Przybrawszy imię Hongwu, będzie on sprawował rządy jako pierwszy cesarz dynastii Ming od roku 1368 do 1398. Jego decyzja nazwania zapoczątkowanej przez siebie dynastii „Ming”, czyli „światło”, jest odniesieniem do ruchów religijnych inspirowanych manicheizmem, które stały u źródeł powstania ludowego, któremu zawdzięczał wyniesienie na cesarski tron.

To za czasów tej dynastii Chińczycy zapoczątkowali eksplorację Oceanu Indyjskiego, docierając aż do Afryki, gdzie zaczęli później uprawiać handel. Na początku tego okresu Chiny stawiały na rozwój nauki, techniki i wielkie otwarcie polityczne na świat, czego dowodem były wyprawy Zheng He, jednego z wybitnych nowożytnych odkrywców morskich. Chiński muzułmanin z Yunnanu, członek rodziny wywodzącej się z Azji Środkowej należący do mniejszości Hui, był człowiekiem ambitnym, a przy tym eunuchem. Słowo eunuch według słownika jest połączeniem dwóch greckich słów – eunoukhos znaczy więc „ten, który strzeże (ekhein – ‘mieć, trzymać’) łoża (eunê) kobiet”. W Biblii tym mianem określa się mężczyzn wykastrowanych (często po to, by uniknąć problemów z pochodzącymi z możnych rodów kobietami). Określenie eunuch wymyka się też swojej podstawowej definicji, oznaczając niektóre funkcje, takie jak służący.

Instytucję eunuchów lub gołowąsów przypisuje się legendarnej królowej Semiramidzie. Istnieją przekazy, wedle których Kleopatra również lubiła otaczać się tymi „nietypowymi” osobami. Na początku praktykowano kastrację na jeńcach wojennych. Niektórzy widzieli w tym sposób na zmniejszenie masy mięśniowej pojmanych, osłabienie ich waleczności i zapobieżenie przedłużeniu ich linii. Karę tę stopniowo rozciągnięto również na zbrodniarzy i skazanych za gwałt.

Wśród Turków i Chińczyków całkowite odjęcie męskiego organu było powszechnie spotykane. W Chinach skazani na tę karę mężczyźni – a była to kara wymierzana gwałcicielom – stali się niewolnikami w służbie dynastii Qin, pracując przy takich projektach, jak na przykład odkryta w ubiegłym wieku i składająca się z tysięcy glinianych żołnierzy Terakotowa Armia. Przedstawiciele władzy Qin konfiskowali ich dobra i zamieniali rodzinę w niewolników, którym już nigdy nie było dane ujrzeć bliskich.

W Persji i wśród Arabów pozbawienie męskości było kryterium nieodzownym przy zatrudnieniu niewolników do strzeżenia kobiet zamieszkujących harem. Eunuchowie mieli tę przewagę, że potulnie spełniali rozmaite powierzane im zadania, w tym te najbardziej odrażające. W Bizancjum z kolei pełnili wszelkie funkcje państwowe, często piastując wręcz te najważniejsze. Zdarzało się, że synowie władcy lub członkowie najważniejszych arystokratycznych rodów z własnej woli poddawali się kastracji, by poprzez nich ich klasa społeczna zachowała kontrolę nad pewnymi ważnymi urzędami, a tym samym nie wpadła w ręce obcych. Być eunuchem we wschodnim cesarstwie rzymskim, a później wśród władz osmańskich było jednym z najlepszych sposobów na zrobienie świetnej kariery zarządcy, ambasadora, ministra, stratega, admirała lub patriarchy. Także w Chinach wiele dynastii było świadkami tego, jak eunuchowie zajmowali wysokie stanowiska w hierarchii władzy.

Zheng He został pojmany, gdy miał trzynaście lat, następnie poddany kastracji i umieszczony w charakterze służącego w rezydencji księcia Zhu Di (1360–1464). Po wstąpieniu na tron Zhu Di został trzecim cesarzem z dynastii Ming, znanym jako Yongle, i on to nadał temu eunuchowi imię Zheng oraz drugie – religijne – Sanbao, co znaczy „Trzy Klejnoty”.

Już w czasach dynastii Yuan, która nastała po dynastii Song, został wdrożony imponujący program budowy statków, co stanowiło przygotowanie do nieudanej inwazji na Japonię oraz wyprawy przeciw Tonkinowi, Czampie i Jawie (tej ostatniej w 1293 roku). Dopiero jednak z nadejściem dynastii Ming nastąpił znaczący rozwój wypraw morskich. Yongle przeniósł w 1409 roku stolicę Chin z Nankinu (na południu) do jej obecnej lokalizacji, czyli Pekinu. Ten wielki reformator wydał rozkaz, by gigantyczne wyprawy morskie zbadały położone na Oceanie Indyjskim kraje, takie jak Indonezja, Malezja i Sri Lanka, oraz Indie. Tym sposobem po zrzuceniu z siebie długiej dominacji mongolskiej wszystkie ośrodki budowy statków w dolnym biegu rzeki Jangcy zostały zmobilizowane w wielkim dziele skonstruowania dwustu statków składających się na armadę zwaną „Flotą Klejnotów”. Były wśród nich czteromasztowe statki, z których największe mierzyły sto czterdzieści metrów długości, pięćdziesiąt siedem szerokości i mogły pomieścić tysiąc pięćset baryłek.

W wieku trzydziestu czterech lat Zheng He stanął na czele tej wielkiej floty. Został wyniesiony do rangi wielkiego admirała mórz zachodnich, choć nie wziął jeszcze udziału w żadnej wyprawie morskiej. Jedenastego lipca 1405 roku Flota Klejnotów odcumowała z portu Longjiang u ujścia Jangcy, Niebieskiej Rzeki, i wyruszyła w wielką podróż po południowych morzach. Była to pierwsza z siedmiu wielkich ekspedycji odkrywczych poprowadzonych przez chińskiego eunucha, lecz zarazem największa wyprawa morska w dziejach Chin. Brało w niej udział około trzydziestu tysięcy ludzi i dwieście żaglowców. Poza marynarzami zaokrętowano medyków, księgowych, tłumaczy, nauczycieli, astrologów, kupców i rzemieślników. Zheng He wyruszył na odkrycie Oceanu Indyjskiego i archipelagu Azji Południowej. Później popłynął wzdłuż wschodniego wybrzeża Afryki. W tamtym okresie na afrykańskich wybrzeżach tłoczyły się portugalskie karawele i chińskie dżonki. Obie potęgi rozwijały równocześnie swoje wielkie projekty morskie. Portugalia zawdzięczała je księciu Henrykowi Żeglarzowi, który ze swego obserwatorium w Sagres przygotowywał wyprawę za wyprawą, by odnaleźć szlak wiodący do legendarnych bogactw Wielkiego Hana i mitycznego królestwa Kataju. Jednak to dopiero Bartolomeu Dias w 1488 roku dotarł aż do Przylądka Burz, przemianowanego później na Przylądek Dobrej Nadziei, czyli znacznie po tym, jak Zheng He w czasie swojej czwartej wyprawy dopłynął do południowych wybrzeży Afryki.

Chińska mapa pochodząca z 1389 roku jest najstarszym dokumentem kartograficznym przedstawiającym Afrykę i świadczącym zresztą o dobrej znajomości Czarnego Lądu przez Chińczyków. Mapa ta rozciąga się od Chin po Ocean Atlantycki i odzwierciedla mniej więcej poprawnie zarys Afryki. Naniesiono na niej linię Nilu i Góry Smocze na południu kontynentu. Nazwana Da Ming Hunyi Tu, czyli „Mapa wielkiego cesarstwa Ming”, została zdigitalizowana przez służby kartograficzne Republiki Południowej Afryki, tak by mogła być oglądana przez publiczność. Liczący siedemnaście metrów kwadratowych oryginał (4,5 metra szerokości i 3,8 metra długości) był przez długi czas przechowywany w największym sekrecie w historycznych archiwach w Pekinie. Mapa ta, stanowiąca prawdopodobnie odwzorowaną na jedwabiu kopię planisferycznej mapy wyrzeźbionej w kamieniu dwadzieścia lub trzydzieści lat wcześniej, nigdy nie opuściła Państwa Środka.

Zheng He był niewątpliwie pierwszym żeglarzem, który poruszał się po wybrzeżach afrykańskich, nie żeglując na oślep. Jednak odkryta w prowincji Limpopo (w północnej części Republiki Południowej Afryki) ceramika chińska oraz napisy w Prowincji Przylądkowej Zachodniej pochodzą już z XIII wieku. Skorupy chińskiej ceramiki odnaleziono także w ruinach Wielkiego Zimbabwe. Najbardziej afrykański charakter miała piąta wyprawa Zheng He, która odbyła się w 1417 roku, szlakiem wiodącym przez cieśninę Ormuz, a następnie Aden, gdzie podarowano Chińczykom żyrafę nazwaną przez nich qilin (imieniem mitycznego zwierzęcia). W Mogadiszu, mieszkańcy uczynili z kolei przybyszom prezent z zebr i lwów. Flota Zheng He udała się również do Baraawe w dzisiejszej Somalii.

Według Kronik Mingów między 1417 i 1423 rokiem Zheng He został wysłany w charakterze ambasadora do Baraawe, a później jeszcze raz w roku 1430 (piątym roku panowania cesarza Xuande). Chińskie dzieła z XV wieku, zwłaszcza Yingya shenglan („Triumfalne opowieści o bezkresnym oceanie”), ułożone przez Ma Huana około 1430 roku, zawierają wskazówki na temat Afryki Wschodniej, wyjątkowo szczegółowe w Xingcha Shenglan. Są tam opisy somalijskich miast Baraawe, Mogadiszu i Djoumbo. Wskazują na to, że w piętnastym roku panowania cesarza Yongle Mogadiszu posłało ambasadora do Chin, a miasta Baraawe i Malindi wysłały na chiński dwór cesarski hołd połączony z daniną. Król Mogadiszu wyekspediował do Chin dwóch innych ambasadorów wiozących daniny, w zamian za co cesarz przekazał mu dary zawierające między innymi malowany w kwiaty jedwab dla niego i jego konkubin. W tym okresie Baraawe czterokrotnie wysyłało daninę. Tak więc można uznać rok 1416 za początek stosunków dyplomatycznych między Chinami i dwoma księstwami, których ośrodki znajdowały się na terenie dzisiejszej Somalii i które uznawały się za lenników cesarstwa chińskiego. Wcześniej, bo już w 1415 roku, sułtan położonego na wschodnim wybrzeżu Afryki Malindi wysłał do cesarza Chin poselstwo z rozmaitymi prezentami, w tym żyrafą. Żyrafa ta, podobnie jak ta podarowana przez sułtana Bengalu (który otrzymał ją z Afryki i wysłał w 1414 roku cesarzowi Chin), została przyjęta na pekińskim dworze z wielkimi honorami. Jej chód uznano za pełen harmonii, a beczenie za bardzo muzykalne, dlatego też żyrafa stała się symbolem życzliwości Niebios dla panującej dynastii. Widziano w niej wcielenie wszelkich cnót, doskonałych rządów i pełnej harmonii wszechświata. Przechowywane w Nowym Jorku malowidło chińskie przedstawia żyrafę, której towarzyszy napis sławiący piękno i zalety tego zwierzęcia. Zheng He zabrał z Somalii strusie, które Chińczycy nazywali „ptakami wielbłądami”. Przywiózł też do kraju leopardy i lwy.

Całe pokłady chińskich statków były wypełnione produktami eksportowymi przeznaczonymi na wymianę, zwłaszcza jedwabiem i porcelaną. Zheng He wymieniał swoje towary na liczne produkty będące afrykańską specjalnością (przyprawy, biżuterię, drewno budowlane etc.), co zaskarbiło mu sympatię mieszkańców nadbrzeżnych krain.

Wszystko to dowodzi istnienia w początkach XV wieku stosunków handlowych między Chinami i niektórymi obszarami Afryki Południowej i Wschodniej. Według Kronik Mingów flota Zheng He dotarła do wybrzeży Somalii, Kenii i Zanzibaru. Odwiedziła Mombasę i Malindi, kenijskie miasto zamieszkane od XIV wieku przez przedstawicieli cywilizacji Suahili.

Kenijscy archeolodzy odkryli na stanowisku archeologicznym Shanga posąg lwa, którego koncepcja odwołuje się do architektonicznego stylu starożytnych Chin. Mieszkańcy tej miejscowości położonej na archipelagu Lamu są nazywani Wa Shanga, czyli „ludzie przybyli z Shanga”. Miejsce to znajduje się dokładnie na szlaku, którym musiała niewątpliwe podążać chińska flota, by utorować sobie drogę do Afryki Wschodniej. Louise Levathes, dziennikarz „New York Times’a”, autor książki When China Ruled the Seas, potwierdza, że poznał tam pewnego stulatka. Staruszek ten miał mu powiedzieć, że od swego dziadka dowiedział się o chińskim statku, który zatonął na rafie nieopodal wyspy. Ocaleńcy pozostali w okolicznych wioskach, a ich potomkowie współtworzą dziś miejscową ludność. Faktycznie, poważne badania potwierdziły, że zatopiony statek należał do chińskiej floty dowodzonej przez żeglarza Zheng He. Okołu dwudziestu członków załogi zdołało dotrzeć do wyspy Pate. Przybyli do wioski nazywanej dziś Shanga, zamieszkali w niej i poślubili miejscowe kobiety.

Przekazy głoszą, że chińscy marynarze, którzy dobili do brzegu, nie od razu zostali zaakceptowani przez mieszkańców wioski. Jednak po tym, jak jeden z nich zabił ogromnego węża boa, który od wielu lat budził grozę miejscowej ludności, od razu spojrzano na nich łaskawszym okiem i zaproponowano pozostanie w wiosce. Niektórzy eksperci twierdzą jednoznacznie, że „Shanga” pochodzi od chińskiego „Szanghaj”. W języku suahili wymowa obu tych nazw jest jednakowa i słowo Shanga ma podwójne znaczenie. Może się odnosić do „miejsca, w którym są pszczoły” lub oznaczać chińskie miasto Szanghaj. Jako że w regionie tym nigdy nie było pszczół, mamy podstawy sądzić, że ta kenijska wioska zawdzięcza swoją nazwę Szanghajowi, który stał się chińskim dystryktem w 1291 roku. W połowie XV wieku, kilkadziesiąt lat po przybyciu floty Zheng He do afrykańskich wybrzeży, wioska Shanga popadła w ruinę z powodu pożaru lub braku wody pitnej.

Chińscy naukowcy sądzą, że jeśli jacyś marynarze pochodzący z Państwa Środka pozostawili wieleset lat temu potomków na wschodnich wybrzeżach Afryki, musieli należeć do załogi Zheng He. Tak więc 30 czerwca 2005 roku Mwamaka-Shiaruifu, kenijski potomek jednego z nich, udał się, by wziąć udział w obchodach sześćsetnej rocznicy pierwszej morskiej wyprawy wielkiego admirała zachodnich mórz. Przybył do Taicangu w prowincji Jiangsu, we wschodnich Chinach, które było miejscem, z którego wyruszyła flota Zheng He. Wyprawa na zachód jego „żółtego przodka” otworzyła morski jedwabny szlak łączący Chiny, państwa Azji i Afryki.

Wtargnięcie na początku XV wieku Chińczyków na wschodnie wybrzeża Afryki kompletnie zaskoczyło kupców arabskich, perskich i indyjskich. O ile motyw gospodarczy był ewidentny, jego zasadniczy cel nie miał charakteru ekspansywnego. W przeciwieństwie do ówczesnych wypraw Europejczyków, te kierowane przez Zheng He nie miały na celu rozciągnięcia suwerenności Chin na obszary zamorskie. Te morskie odkrycia nigdy nie stały się początkiem kolonizacji, w przeciwieństwie do tych narodów europejskich. Zanim Zheng He wyruszył, cesarz Yongle wydał mu bardzo precyzyjne zalecenia. Poza pogłębieniem wiedzy geograficznej miał zadzierzgnąć więzy przyjaźni i stworzyć podstawy wymiany handlowej z obcymi państwami, stawiając na pierwszym miejscu współpracę i poszukiwanie obustronnych korzyści. Jak jednak zauważył Rémi Kauffer, „o włos, a Afryka byłaby chińska”.

W rzeczywistości możliwość przekształcenia Afryki Wschodniej w chińską kolonię znalazła przeciwwagę w izolacjonistycznych tendencjach dominujących na pekińskim dworze w połowie XV wieku. Z chwilą, gdy zabrakło Zheng He, Pekin porzucił swoje ambicje morskie. Czy powodem był brak środków finansowych, czy może chęć zmobilizowania wszystkich sił w walce z mongolskimi najeźdźcami? Państwo Środka zamknęło się w sobie. Następca Yongle, cesarz Hongxi, był przeciwny wyprawom. Następny władca, Xuande, wydał szczegółowe instrukcje, by zaprzestać budowy statków pływających do „barbarzyńskich krajów”. I choć pozwolił na ostatnią wyprawę w 1431 roku, później już nigdy nie wysłał nikogo na zachodnie morza.

Flota została zlikwidowana, a chińscy kupcy otrzymali zakaz budowy statków o dużej ładowności pod karą surowych grzywien lub śmierci. Musieli się zadowolić dżonkami przeznaczonymi do żeglugi na krótkich dystansach. Poza kilkoma jezuitami przyjętymi na dwór w XVII wieku zakazano obecności obcokrajowców w Państwie Środka. Śmierć Zheng He w marcu 1433 roku przypieczętowała zatem całkowite zerwanie bezpośrednich stosunków między Chinami i Afryką. Państwo Środka zawiesiło na całe wieki politykę otwarcia na świat. Aż do roku 2008 chińska flota nie żeglowała po Oceanie Indyjskim. Później, w XVI wieku, na Makau pojawili się Portugalczycy. Nawiązali stosunki z Chinami, lecz czerpiąc z tego wyłącznie własne korzyści i przywożąc ze sobą Afrykanów zabranych z luzytańskich baz.

Dziś w swojej strategii penetracji Czarnego Lądu Chiny lubią przypominać pokojowe wyprawy admirała Zheng He na wschodnie wybrzeża Afryki w XV wieku. Chińska Republika Ludowa instrumentalizuje historię, by posłużyła jej obecnym interesom i dyplomatycznemu zbliżeniu z afrykańskimi reżimami. Przypomina, że istniejące w przeszłości stosunki handlowe łączące ją z Afryką były pozbawione celów ekspansjonistycznych. Argument ten jest często przywoływany i nader wyraźnie podkreślany.

Tak naprawdę, biorąc pod uwagę skalę ich wypraw morskich oraz stopień rozwoju kulturowego i technicznego, Chiny mogły wykazywać takie same ambicje jak kraje niegdyś kolonizujące Czarny Ląd. Podczas gdy większość regionów świata żyła w wieku ciemności, kraj ten doświadczał niezrównanego rozkwitu. W swojej książce Mocarstwa świata. Narodziny. Rozkwit. Upadek historyk Paul Kennedy napisał o Chinach: „Znaczna liczba ludności, 100–130 mln w XV wieku w porównaniu z 50–55 mln w Europie, wysoki poziom kultury, niezwykle urodzajne, nawadniane równiny, od XI wieku pokryte wspaniałym systemem kanałów, jednolita, zhierarchizowana administracja, kierowana przez wykształconych na filozofii konfucjańskiej urzędników – wszystko to zapewniało społeczeństwu chińskiemu konsolidację i poziom rozwoju budzący zazdrość odwiedzających ten kraj cudzoziemców”[1]. Nie ulega wątpliwości, że Państwo Środka było wielką cywilizacją i mogło być nośnikiem wartości uniwersalnych. Nauki Konfucjusza, historia cesarstwa przekazywanego kolejnym dynastiom, Jedwabny Szlak, kaligrafia wyniesiona do rangi sztuki, kultura i zwyczaje chińskie stały się z biegiem czasu punktami odniesienia w sztuce savoir-vivre’u. Jeśli to najstarsze na świecie państwo narodowe, szczycące się cywilizacją liczącą ponad pięć tysięcy lat, nie stało się potęgą kolonialną, to niewątpliwie dlatego, że cywilizacja ta przeszła przez długi okres trudności lub mówiąc dokładniej – stagnacji wynikającej z braku upowszechnienia swoich nauk wśród własnej ludności. Kultywować je mogła wyłącznie elita społeczna, niewielka sterylna kasta mandarynów, podczas gdy narody europejskie korzystały z kwintesencji cywilizacji chińskiej i wytworów ich twórczego geniuszu właśnie po to, by podbić i zdominować świat, w tym Afrykę.

A jednak niektórzy historycy wciąż gubią się w domysłach, próbując wytłumaczyć powody, dla których Chiny pogrążyły się w kryzysie, podczas gdy narody Zachodu rzuciły się na podbój świata. John E. Wills w swoim dziele China and Maritime Europe, 1500–1800 przedstawia nam niewątpliwie prawdziwe wytłumaczenie: „Między rokiem 1590 i 1610 Makau było u szczytu swego rozwoju i dobrobytu, pełniąc funkcję newralgicznego centrum wielkich europejskich szlaków handlowych będących w pełni rozkwitu oraz przegrzanej gospodarki Chin epoki Mingów i odgrywając kluczową rolę w eksporcie surowego jedwabiu i wyrobów jedwabnych do Japonii oraz importu metalu srebra z tejże Japonii. Jednak pomimo wszystkich zysków, jakich przysparzał ten handel, było w Makau coś, co przeszkadzało mieszkańcom Kantonu. Udający się tam Chińczycy spotykali na ulicach osoby o obcych rysach, należące do różnych ras, różnobarwnych – rdzennych Portugalczyków, niewolników i metysów przybyłych z rozmaitych zakątków Oceanu Indyjskiego. Architektura, procesje religijne, dźwięk kościelnych dzwonów, wszystko to mówiło Chińczykom, że to nie są Chiny. Fakt, że afrykańscy niewolnicy uciekali z Makau, by schronić się w Kantonie, stanowił kolejne źródło problemów. Około roku 1600 kantończycy zaczęli na poważnie przyznawać, że Makau nie należy już do Kantonu. Poeci zaczęli wspominać o niebezpieczeństwie wiążącym się ze «smokami żyjącymi w wodach», skrajnie odmiennymi od dobroczynnych smoków północnych równin, które sprowadzały deszcz”. Opis ten odsłania również skrywaną lub nigdy nieprzywoływaną kartę historii stosunków chińsko-afrykańskich, zwłaszcza zaś obecność afrykańskich niewolników w Państwie Środka.

Kiedy współczesne Chiny odnawiały stałe stosunki z państwami Czarnego Lądu, przywódcy z Pekinu nigdy nie omieszkali przypomnieć, że pozostawili w Afryce wspomnienie pokojowego narodu, który nigdy nie narzucił niczego siłą. Miało to zasugerować, że w przeciwieństwie do „podłych zwolenników niewolnictwa i kolonizatorów z Zachodu” na Chinach nie ciąży najmniejsza odpowiedzialność za cierpienia czarnoskórych. I spuścić zasłonę milczenia na prawdziwy udział Chin w tej tragedii.

W epoce Song, w roku 1226, niejaki Zhao Rukuo, opierając się na wcześniejszych źródłach, skompilował dzieło Zhufan zhi („Opisanie ludów barbarzyńskich”). Autor pełnił urząd inspektora handlu zagranicznego w Quanzhou (porcie w prowincji Fujian). W jego dziele jest mowa o wielu państwach afrykańskich, w tym o Egipcie (Wusili, czyli Misr), Libii, Maroku (Mogalie: „Maghreb el agsa”) i państwach wschodniego wybrzeża (w tym Cengba, czyli Zanzibarze, oraz Gemo – prawdopodobnie Komorach). Pojawia się w nim Aleksandria i tamtejsza latarnia morska. Wspomina się w nim również o dwóch regionach Europy – Sycylii (Sijialiye) oraz południowym wybrzeżu Hiszpanii (Mulanpi od arabskiego Mourabit, państwo Almorawidów). Można w nim także spotkać – przy okazji cytatu z Lingwai Daida, dzieła spisanego w 1178 roku przez Zhou Qufei – wyspy Kunlun Cengqi odpowiadające wyspom Pemba i Madagaskar oraz wzmiankę o tysiącach czarnoskórych pochodzących z Kunlun (a więc Pemby lub Madagaskaru), którzy zostali sprzedani w charakterze niewolników do Chin.

Tych ostatnich nazywano głównie hei xiaoshi (‘czarni służący’) lub yeren (‘dzicy’), lub też guinu (‘niewolnicy przypominający demony’). W dziele Pingzhou Ketan autor Tchou You stwierdza, że „w prowincji Guangdong większość bogatych osób posiadała «niewolników przypominających demony»”. Byli tak nazywani ze względu na swój wygląd uznawany przez Chińczyków za odpychający tudzież określani mianem dzikich (yeren).

Inskrypcja znaleziona na Jawie i datowana na rok 860 wyszczególnia na liście służących Zandżów, pochodzących z Afryki Wschodniej, a sprzedanych do Chin. Inna jawajska inskrypcja wspomina też o czarnych niewolnikach stanowiących podarunek od króla tego państwa i posłanych na cesarski dwór w Chinach. Jawajczycy podarowali w ten sposób dynastii Ming ponad trzydzieści tysięcy czarnych niewolników.

Historia dostarcza dowodów na to, że w czasach dynastii Song na południu Chin jak najbardziej przebywali czarni niewolnicy. Ludzie Zachodu nie są jedynymi aktorami czy beneficjentami handlu ludźmi i niewolnictwa czarnych. Owe liczne świadectwa uczą nas, że ohydny handel czarnoskórymi – zapoczątkowany przez arabskich muzułmanów – był wręcz w pierwszym rzędzie skierowany do Chin, i to zanim jeszcze pierwszy afrykański więzień został posłany w kierunku Nowego Świata. Całe wieki przed tym, jak Francuzi, Anglicy czy Portugalczycy wysłali jakiegokolwiek Afrykanina, Chińczycy na swojej ziemi ujarzmiali już tysiące z nich, żywiąc dla nich absolutną pogardę. Przywódcy Państwa Środka oczywiście zawsze starannie unikali poruszania tego tematu w oficjalnych przemówieniach wymienianych między chińskimi delegacjami i afrykańskimi osobistościami. Dużo wygodniejsze jest wyciąganie i posługiwanie się – niczym koniem trojańskim – zbrodniami „potwornych handlarzy niewolników i kolonizatorów zachodnich” w obliczu dawnych ofiar stających się dziś współtwórcami Chino-Afryki…

[1] Paul Kennedy, Mocarstwa świata. Narodziny. Rozkwit. Upadek, tłum. M. Kluźniak, Książka i Wiedza, Warszawa 1994, s. 20.

Wydawnictwo Akademickie

DIALOG

 

specjalizuje się w publikacji książek dotyczących języków,

zwyczajów, wierzeń, kultur, religii, dziejów

i współczesności świata Orientu.

Naszymi autorami są znani orientaliści polscy

i zagraniczni, wybitni znawcy tematyki Wschodu.

Wydajemy także przekłady bogatej

i niezwykłej literatury pięknej krajów Orientu.

 

Redakcja: 00-112 Warszawa, ul. Bagno 3/219

tel.: (0 22) 620 32 11, (0 22) 654 01 49

e-mail: [email protected]

Biuro handlowe: 00-112 Warszawa, ul. Bagno 3/218

tel./faks: (0 22) 620 87 03

e-mail: [email protected]

http://www.wydawnictwodialog.pl

Serie Wydawnictwa Akademickiego DIALOG:

 

Języki orientalne

Literatury orientalne

Philologia orientalis

Skarby Orientu

Mądrość Orientu

Podróże - Kraje - Ludzie

Sztuka Orientu

Teatr Orientu

Świat Orientu

Dzieje Orientu

Języki Azji i Afryki

Być kobietą

Współczesna Afryka i Azja

Orientalia Polona

Vicus. Studia Agraria

Życie codzienne w miastach Orientu

Literatura frankofońska

Temat dnia

Literatura okresu transformacji

 

 

Prowadzimy sprzedaż wysyłkową