Gry tajnych służb - Dorota Kania - ebook + książka

Gry tajnych służb ebook

Kania Dorota

3,4

Opis

Dorota Kania dziennikarka śledcza, autorka bestselerowych książek, Cień Tajnych Służb oraz Resortowe Dzieciposzukuje odpowiedzi na te pytania w najnowszej książce Gry tajnych służb.

W książce znajdują się nieznane dokumenty nie znane tej pory operacje tajnych służb – w każdej pojawiają się osoby, które zginęły w dziwnych okolicznościach lub zostały zamordowane a sprawców nie ustalono. Niektóre z wątków książki: Jacek Bartosiak, II sekretarz polskiej ambasady w Bejrucie ( funkcjonariusz SB, znający tajne operacje na Bliskim Wschodzie); Walerian Pańko, prezes NIK zaraz po tym gdy wyszła na jaw afera FOZZ zginął w wypadku samochodowym; Gen. Jerzy Fonkowicz – funkcjonariusz Informacji Wojskowej, później LWP. Bliski współpracownik Jaroszewicza – zginął w bardzo podobny sposób; Tadeusz Steć – przewodnik sudecki, został zamordowany przez nieznanych sprawców. Miał wejść do tajnego niemieckiego archiwum razem z Jaroszewiczem i Fonkowiczem itd.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 263

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,4 (9 ocen)
3
2
2
0
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




STRONA REDAKCYJNA

Zdjęcia: Robert Krauz

Zdjęcie na okładce: Magdalena Piejko

© Copyright by Wydawnictwo M, Kraków 2015

ISBN 978-83-8043-034-1

Wydawnictwo M

31-002 Kraków, ul. Kanonicza 11

tel. 12 431-25-50; fax 12 431-25-75

e-mail:[email protected]

www.wydawnictwom.pl

Dział handlowy: tel. 12 431-25-78; fax 12 431-25-75

e-mail:[email protected]

Księgarnia wysyłkowa: tel. 12 259-00-03; 721-521-521

e-mail:[email protected]

www.klubpdp.pl

Publikacja elektroniczna:

ROZDZIAŁ 1. STEFAN NIEDZIELAK. STANISŁAW SUCHOWOLEC. SYLWESTER ZYCH

ROZDZIAŁ 1

STEFAN NIEDZIELAK. STANISŁAW SUCHOWOLEC. SYLWESTER ZYCH

Zabójstwa księży u progu III RP

Zabójstwa księży: Stefana Niedzielaka, Stanisława Suchowolca oraz Sylwestra Zycha, stały się symbolem przejścia systemu PRL do III RP. Każdy z trzech księży został zamordowany w nocy, gdy nie było żadnych świadków. Do dziś nie wykryto sprawców ich śmierci, jednak tropy wskazują, że za tymi zbrodniami stoją funkcjonariusze komunistycznej bezpieki.

6 lutego 1989 r., inauguracja obrad Okrągłego Stołu. Mec. Władysław Siła-Nowicki w swoim przemówieniu wzywa do uczczenia minutą ciszy zamordowanych kilka tygodni wcześniej księży: Stanisława Suchowolca i Stefana Niedzielaka. Uczestnicy obrad wstają, jednak zarówno tej sceny, jak i przemówienia mec. Władysława Siły-Nowickiego nie zobaczyli widzowie TVP — została wycięta. Usunięcie tej sceny z jedynego kanału telewizyjnego, do jakiego wówczas mieli dostęp Polacy, jest swoistym symbolem — śledztwa były tak prowadzone, by wymazać z nich wszystko, co mogło się przyczynić do wyjaśnienia zabójstwa księży.

Trzynaście lat później, 5 lutego 2002 r., Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie będąca w strukturach Instytutu Pamięci Narodowej wszczyna śledztwo w sprawie funkcjonowania od 28 listopada 1956 r. do 31 grudnia 1989 r. w strukturach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych związku, kierowanego przez osoby zajmujące najwyższe stanowiska państwowe, który miał na celu dokonywanie przestępstw, w tym zabójstw działaczy opozycji politycznej i duchowieństwa. Śledztwo objęło swoim zakresem 46 różnych wątków — w 2015 r. było kontynuowanych 11 z nich, w tym sprawy dotyczące ks. Stefana Niedzielaka, ks. Stanisława Suchowolca oraz ks. Sylwestra Zycha.

Postępowanie zainicjował prokurator Andrzej Witkowski, który w maju 2001 r., w wyniku wcześniej podjętych rozmów z ówczesnym ministrem sprawiedliwości prof. Lechem Kaczyńskim oraz prok. Zbigniewem Wassermannem, przedłożył prokuratorowi krajowemu dziesięciostronicową notatkę urzędową z ustaleń śledztwa, jakie prowadził w latach 1990—1991.

Minister sprawiedliwości — prokurator generalny, po przeanalizowaniu treści wskazanego dokumentu polecił Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu prowadzenie postępowania przygotowawczego w sprawie kierowania wykonaniem zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki przez osoby, które w hierarchii partyjno-państwowej w 1984 r. zajmowały wyższe stanowiska od generałów Władysława Ciastonia i Zenona Płatka.

W październiku 2001 r. dyrektor Głównej Komisji prof. Witold Kulesza wydał zarządzenie o prowadzeniu tego postępowania przez prokuratora Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Lublinie.

5 lutego 2002 r. prokurator lubelskiej Oddziałowej Komisji wszczął śledztwo w sprawie funkcjonowania w resorcie spraw wewnętrznych PRL związku przestępczego od 28 listopada 1956 r. do 31 grudnia 1989 r., w Warszawie oraz innych miastach i miejscowościach na terenie całego kraju. Tak szerokim zakresem przedmiotowego postępowania objęto między innymi okoliczności śmierci ponad stu ofiar, które straciły życie w okresie stanu wojennego i w latach następnych — napisał prok. Andrzej Witkowski w numerze 1 Biuletynu IPN ze stycznia 2003 r.

W latach 90. sprawami zabójstwa księży zajmowała się Sejmowa Komisja Nadzwyczajna do Zbadania Działalności MSW (tzw. komisja Rokity, ponieważ na jej czele stanął poseł Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego Jan Rokita). Komisja została powołana 17 sierpnia 1989 r. przez Sejm kontraktowy dla zbadania przestępczej działalności organów MSW w czasie stanu wojennego w Polsce. Przedmiotem jej czynności było zbadanie przedstawionych przez Komitet Helsiński w Polsce 93 wypadków zgonów, co do których istniało uzasadnione podejrzenie, że mogły nastąpić na skutek działań organów bezpieczeństwa PRL. Komisja istniała do września 1991 r., a efektem jej prac był przedstawiony Sejmowi 26 września 1991 r. tzw. raport Rokity, w którym członkowie komisji uznali, że spośród 122 niewyjaśnionych przypadków zgonów działaczy opozycji aż 88 miało bezpośredni związek z działalnością funkcjonariuszy MSW. Ustaliła też nazwiska blisko 100 funkcjonariuszy MSW i urzędników prokuratury, podejrzanych o popełnienie przestępstw związanych z 91 przypadkami zgonów, z których żaden nie został pociągnięty do odpowiedzialności.

Przestępczą działalnością MSW PRL zajmowało się także Biuro Interwencji Kancelarii Senatu kierowane przez Zofię Romaszewską. Ona też była ofiarą działań bezpieki. Jeden z takich „przypadków” stanowiło dwukrotne podpalenie prawego ołtarza w parafii Dzieciątka Jezus na ul. Czarnieckiego na Żoliborzu 10 grudnia 1987 r., tuż przed uroczystością wręczenia Zofii i Zbigniewowi Romaszewskim Nagrody Praw Człowieka. Proboszczem parafii był wspierający opozycję ks. Roman Indrzejczyk, który 10 kwietnia 2010 r. zginął w katastrofie smoleńskiej.

* * *

Pisząc o zamordowanych księżach, nie sposób ominąć działalności Jerzego Urbana na początku III RP, który od kwietnia do września 1989 r. był przewodniczącym Komitetu ds. Radia i Telewizji, będąc jednocześnie ministrem bez teki w rządzie Mieczysława Rakowskiego. Jako szef Radiokomitetu zlecił nakręcenie paszkwilanckiego reportażu na temat śmierci ks. Zycha, a po odejściu z telewizji publicznej 8 kwietnia 1991 r. Urban wspólnie z Aliną Marią Machnicką założył spółkę URMA wydającą brukowy tygodnik „Nie”. Jak czytamy w akcie notarialnym znajdującym się w Krajowym Rejestrze Sądowym, pełnomocnikiem Aliny Marii Machnickiej był Hipolit Starszak (zmarły w styczniu 2015 r.) — funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa, absolwent szkoły KGB w Moskwie, szef Biura Śledczego MSW, a od kwietnia 1984 do maja 1990 r. zastępca prokuratora generalnego.

Alina Machnicka, współzałożycielka tygodnika „Nie” – zdjęcie z akt paszportowych w 1952 r.

Alina Maria Machnicka (ur. 1923) była skoligacona z Jerzym Urbanem — jej matka Zofia, po mężu Poznańska, była z domu Brodacz, tak jak matka Jerzego Urbana, Maria. Na przełomie lat 40. i 50. ubiegłego wieku Machnicka pracowała w Ministerstwie Handlu Zagranicznego, a następnie od 1954 r. jako dziennikarz w „Trybunie Wolności” oraz w Telewizji Polskiej. Machnicka jako jedna z pierwszych dziennikarzy trafiła do Doświadczalnego Ośrodka Telewizyjnego — program emitowano początkowo raz w tygodniu, a od 1 listopada 1955 r. — trzy razy w tygodniu.

Jej mąż Wiesław Konstanciak w czasie wojny był członkiem Armii Krajowej, po wojnie pracował w Ekspozyturze Centralnego Zarządu Rybołówstwa Morskiego; był również zarejestrowany jako agent-informator przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego.

W 1955 r. Machnicka bezskutecznie ubiegała się o wyjazd do matki i dalszej rodziny do Izraela. W 1968 r., będąc redaktorem w Telewizji Polskiej, wyjechała do Francji na stypendium i do Polski już nie wróciła. Ówczesne władze potraktowały opuszczenie kraju przez Machnicką jako zdradę, dopiero w grudniu 1976 r. uzyskała zgodę na zmianę obywatelstwa polskiego na francuskie.

Na wzór ukazującego się od 1970 r. lewackiego bulwarowego francuskiego tygodnika „Charlie Hebdo” powstał tygodnik „Nie”, którego redaktorem naczelnym został Jerzy Urban. W jego tygodniku, podobnie jak we francuskim pierwowzorze, atakowano księży i Kościół katolicki; w prześmiewczy, brukowy sposób co pewien czas w knajackim stylu pisano o zabójstwie księży: Niedzielaka, Suchowolca i Zycha. Warto przy tym pamiętać, że w czasie gdy prowadzono śledztwo w sprawie zabójstwa księży, zastępcą prokuratora generalnego był Hipolit Starszak. Czy pozwoliłby na oskarżenie swoich kolegów z komunistycznej bezpieki o udział w tych zabójstwach?

Akt notarialny spółki URMA wydającej tygodnik „Nie” założonej przez Jerzego Urbana i Alinę Machnicką, której pełnomocnikiem był Hipolit Starszak, szkolony w Moskwie m.in. szef Biura Śledczego MSW PRL

Akt notarialny spółki URMA założonej przez Jerzego Urbana i Alinę Machnicką, której pełnomocnikiem był Hipolit Starszak, szkolony w Moskwie m.in. szef Biura Śledczego MSW PRL

Akt notarialny spółki URMA założonej przez Jerzego Urbana i Alinę Machnicką, której pełnomocnikiem był Hipolit Starszak, szkolony w Moskwie m.in. szef Biura Śledczego MSW PRL

Zezwolenie prezesa Państwowej Agencji Inwestycji Zagranicznych z 3 kwietnia 1991 r. na utworzenie spółki URMA z udziałem podmiotu zagranicznego

Zabójstwo ks. Stefana Niedzielaka Strażnik pamięci Katynia

Ks. Stefan Niedzielak, proboszcz parafii pod wezwaniem św. Karola Boromeusza na Powązkach, został zamordowany w nocy z 20 na 21 stycznia 1989 r. Martwego kapłana znalazł Henryk Różycki, kościelny, który zaniepokojony nieobecnością księdza na mszy o godz. 7 rano, jaką ten zwyczajowo odprawiał, poszedł na plebanię. Natychmiast zawiadomił pracowników administracji cmentarza, którzy zadzwonili do oficera dyżurnego Stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych. Oficer dyżurny WUSW powiadomił z kolei Dzielnicowy Urząd Spraw Wewnętrznych Warszawa-Wola oraz pogotowie, którego lekarz stwierdził zgon. Na plebanii widać było ślady plądrowania: m.in. została rozbita drewniana szafa, uszkodzono zamek w biurku, ale — co ciekawe — nie zostały skradzione pieniądze. W trakcie przeszukania znaleziono sporą ilość gotówki zarówno w złotówkach, jak i w obcych walutach. Wokół biurka leżały rozrzucone dokumenty, co wyglądało na pozorowane działania. Według policji zabójcy przeszli przez płot od ul. Powązkowskiej od strony Burakowskiej z przystanku autobusowego, następnie powrócili na ten sam przystanek i odjechali w kierunku Żoliborza — pies podjął ślad i zaprowadził milicyjnego przewodnika jedynie do przystanku. Już w trakcie wstępnych oględzin ustalono, że kapłan był brutalnie pobity; miał m.in. złamany nos i szczękę, co potwierdziła sekcja zwłok. Mimo że istniały dowody, iż zabójstwo ks. Niedzielaka miało motyw polityczny, funkcjonariusze Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, którym kierował Czesław Kiszczak, z góry założyli, że motywem zbrodni była kradzież.

Grób ks. Stefana Niedzielaka na cmentarzu Powązkowskim w Warszawie

Upamiętnienie ks. Stefana Niedzielaka na cmentarzu Powązkowskim w Warszawie

Budynek plebanii św. Karola Boromeusza, gdzie zamordowano ks. Stefana Niedzielaka

„Wstępne ustalenia na miejscu zdarzenia pozwalają przyjąć, że pokrzywdzony padł ofiarą zabójstwa na tle rabunkowym” — czytamy w informacji Biura Śledczego MSW z 21 stycznia 1989 r.

* * *

Zeznania osób, z którymi ks. Niedzielak miał kontakt, były jednoznaczne: wielokrotnie mu grożono, a on sam mówił, że zostanie zamordowany. Kapłan niemal przez całe dorosłe życie zajmował się sprawą zbrodni katyńskiej, o czym doskonale wiedziała komunistyczna bezpieka.

Ksiądz Niedzielak specjalizował się w tzw. problematyce katyńskiej. Uczestniczył we wszystkich imprezach na terenie Warszawy związanych z tą tematyką. Głosił kazania, wciąż wracając do konieczności wyjaśnienia okoliczności i rzeczywistych sprawców rozstrzelania m.in. polskich oficerów i żołnierzy w Katyniu — czytamy w dokumentach Służby Bezpieczeństwa znajdujących się w Instytucie Pamięci Narodowej.

O tym, że ksiądz Niedzielak zginął w powodu przywracania pamięci o Katyniu, mówił Andrzej Melak, członek Konspiracyjnego Komitetu Katyńskiego, który powstał z inicjatywy ks. Wacława Karłowicza i Stefana Melaka (zginął w katastrofie smoleńskiej), brata Andrzeja. Stefan Melak kierował głośną konspiracyjną akcją ustawienia 31 lipca 1981 r. w tzw. Dolince Katyńskiej na cmentarzu na Powązkach w Warszawie pierwszego w Polsce Pomnika Katyńskiego, który został wykonany z granitu przez Arkadiusza Melaka i ważył kilka ton. Ustawienie pomnika było zainspirowane przez ks. Niedzielaka, który był inicjatorem całego przedsięwzięcia i aktywnie w nim uczestniczył. Pomnik stał na Powązkach zaledwie kilka godzin: został usunięty po interwencji ambasady ZSRS.

Przyjaciel księdza, nieżyjący już opozycjonista Wojciech Ziembiński (razem z ks. Niedzielakiem tworzyli Sanktuarium „Poległym i Pomordowanym na Wschodzie” w kościele św. Karola Boromeusza na Powązkach), działacz Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, 16 lutego 1989 r. podczas przesłuchania podkreślał, że księdzu grożono i że został on zamordowany:

O śmierci księdza dowiedziałem się 21 stycznia 1989 ok. 13 od mec. Grabińskiego [Andrzeja — red.], z którym byłem umówiony na Starym Mieście. Na spotkanie przybył Jan Olszewski. Wszyscy trzej udaliśmy się na plebanię parafii pw. św. K. Boromeusza. Zastaliśmy tam ekipę śledczą wraz z nadzorującym prokuratorem Warszawa-Wola oraz kanclerza kurii Zdzisława Króla. Ostatni raz na plebanii byłem 10 dni przed śmiercią księdza. Pierwszym moim spostrzeżeniem, które mnie zaskoczyło, były palące się światła we wszystkich pomieszczeniach przy odsłoniętych zasłonach i stan taki miał trwać, jak się dowiedziałem od ekipy śledczej lub innych osób jej towarzyszących, od godziny około 20 dnia 20.01.1989. Z całą odpowiedzialnością stwierdzam, iż nie było w zwyczaju proboszcza S. Niedzielaka palenie światła przy odsłoniętych zasłonach, a tym bardziej palenie światła we wszystkich pomieszczeniach jednocześnie. Ponadto stwierdzam, że drzwi wejściowe do mieszkania zmarłego księdza w porze wieczorowej były zamykane na zasuwę. Ksiądz Niedzielak nie miał w zwyczaju, aby w porze wieczorowo-nocnej pytać przybyłą osobę zwyczajowym „kto tam”.

Przypominam sobie, że w miesiącu grudniu 1988 r. zwróciłem księdzu uwagę, aby był ostrożniejszy, gdy przybyłem do niego w odwiedziny, nie zapowiedziawszy się telefonicznie, i otworzył mi drzwi bez pytania. Na co ksiądz odpowiedział mi, iż każdy wie, że mieszka tu kapłan, i bez wyraźnego powodu nie przybywa, a z kolei kapłan zawsze musi być gotowy do posługi religijnej, jak np. ostatnie namaszczenie. Moja uwaga poczyniona księdzu była związana z naszą rozmową z pierwszej połowy miesiąca listopada 1988 r. na temat pogróżek anonimowych telefonicznych, które otrzymywaliśmy wspólnie ze zmarłym księdzem. Ja m.in. otrzymałem kilka pogróżek przed uroczystościami związanymi z dniem 11 listopada [dopisek odręczny: dlaczego nie zawiadomił MO, z kim jeszcze o tym mówił]. Był to głos męski, chropowaty, a treść tych pogróżek cytuję z pamięci: „znowu podskakujesz, ty skurwysynu, długo nie pożyjesz”, po czym głos wyłączał się.

O tym fakcie powiedziałem ks. Niedzielakowi, żartując nawet, żeby szykował mi pogrzeb, na co on odpowiedział mi, że pełno ma takich telefonów i jeśli już o pogrzebie mowa, to najpierw będzie jego pogrzeb. Nie przywiązywaliśmy z księdzem wagi do tego typu pogróżek — miały one miejsce od wielu lat, szczególnie po 1984 r. po wmurowaniu krzyża z napisem „Poległym na Wschodzie”, umieszczonym na zewnętrznej ścianie kościoła pw. K. Boromeusza. Ksiądz był wyczulony na przypomnienie martyrologii narodu polskiego, a w szczególności tych rodaków, którzy zginęli na skutek wydarzeń z dnia 17 września 1939. O tej sprawie i życiorysie zmarłego księdza napisałem artykuł przeznaczony dla prasy katolickiej.

Wniosek, że ksiądz został zabity, wyciągam przede wszystkim z tego, co usłyszałem w dniu 21.01.1989 na terenie plebanii od prowadzących śledztwo i asystujących im osób, jak np. Piotr Niedzielak, brat księdza. Ks. Niedzialak poświęcał coraz więcej uwagi ofiarom terroru stalinowskiego i zajmował się rodakami na Wschodzie. Otrzymywał anonimy i pogróżki — zeznał Wojciech Ziembiński.

Na protokole jego przesłuchania widnieje odręczny dopisek:

Nie można wykluczyć prawdomówności świadka, ale zeznania mogą mieć charakter prowokacyjny i na jego zeznaniach nie należy opierać wersji śledczych.

Dlaczego bezpieka przyjęła, że Wojciech Ziembiński mówi prawdę, chociaż zazwyczaj w takich przypadkach chciała zdeprecjonować zeznania? Odpowiedzi należy szukać w wydarzeniach, które miały miejsce cztery lata wcześniej. W nocy z 14 na 15 sierpnia 1985 r. nieznani sprawcy podpalili drzwi do mieszkania. Opozycjonisty nie było wówczas w domu — pożar ugasili sąsiedzi. Podpalenie nastąpiło w przeddzień rocznicy „cudu nad Wisłą”, a Wojciech Ziembiński od kilku lat co roku uczestniczył w obchodach święta Wojska Polskiego.

Trzy miesiące później, przed zakazanym w PRL Świętem Niepodległości 11 listopada, Wojciech Ziembiński został „odwiedzony” przez bezpiekę w mieszkaniu. Powiedział wówczas funkcjonariuszowi SB, że złożył skargę na jego szefa za podpalenie mu mieszkania. W odpowiedzi usłyszał: „To już się więcej nie powtórzy”.

Na temat pogróżek wobec ks. Niedzielaka mówił także kanclerz kurii warszawskiej ks. Zdzisław Król, późniejszy postulator procesu beatyfikacyjnego ks. Jerzego Popiełuszki, były kapelan Warszawskiej Rodziny Katyńskiej. Ks. Zdzisław Król zginął 10 kwietnia 2010 r. w katastrofie smoleńskiej.

Podczas przesłuchania 2 lutego 1989 r. opowiadał o swojej znajomości z ks. Niedzielakiem, którego znał od wielu lat.

Był bardzo gościnny i chętnie w domu przyjmował szeroki krąg osób. Ksiądz w koleżeńskiej rozmowie mówił o inwektywach i pogróżkach kierowanych pod jego adresem przez telefon. Ostatni raz widziałem go 20 stycznia, na zakończenie rozmowy powiedział: „Oni mnie zabiją”. W nawiązaniu do sprawy pogróżek chcę dodać, że po śmierci księdza Niedzielaka otrzymałem na mój telefon domowy [numer nie był w spisie abonentów — red.] dwa anonimowe telefony — najpierw nieznany mężczyzna poinformował mnie: „Niedzielak nie jest ostatni”, a drugi, bełkotliwy, zawierał inwektywy bez konkretnej treści — zeznał ks. Król.

* * *

Już w dniu zabójstwa księdza w MSW podjęto decyzję o powołaniu specjalnej grupy dochodzeniowo-śledczej. Znaleźli się w niej ludzie z Departamentu IV MSW, powołanego do walki z... Kościołem katolickim, m.in. Stanisław Luliński, który z ramienia MSW prowadził śledztwo w sprawie zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki. W tej grupie byli także mjr Janusz Dyda, zastępca naczelnika Wydziału Kryminalnego, kpt. Andrzej Faust, kierownik sekcji Wydziału Śledczego SUSW, kpt. Andrzej Kędzia, st. insp. biura śledczego MSW, kpt. Ryszard Włodarczyk, st. insp. Wydziału IV SUSW, kpt. Ryszard Kaszuba, st. insp. Wydziału Kryminalnego SUW, st. chor. Ryszard Pora, p.o. kierownika sekcji Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego SUSW, kpt. Jacek Karczmarewicz, insp. Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego SUSW, ppłk Andrzej Radzikowski, naczelnik Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego SUSW, a także Jan Pol. Ten ostatni w III RP zajmował kluczowe stanowiska w policji — był m.in. szefem stołecznego wydziału do zwalczania przestępczości zorganizowanej.

W postępowaniu pojawia się także nazwisko Wiktora Fonfary, funkcjonariusza Służby Bezpieczeństwa, który w czasie powołania specjalnej grupy śledczej był zastępcą dyrektora biura śledczego MSW. To stanowisko objął w lutym 1989 r., miesiąc po zabójstwie ks. Stefana Niedzielaka. W dokumentach IPN czytamy, że „faktycznie pełnił obowiązki dyrektora tej jednostki” — a to właśnie Biuro Śledcze MSW nieformalnie nadzorowało śledztwo w sprawie zabójstwa ks. Niedzielaka.

Przełożeni w opiniach służbowych podkreślali jego materialistyczny światopogląd i związki z partią.

Płk Fonfara jest aktywnym członkiem PZPR, m.in. pełni funkcję [szefa] grupy partyjnej, a także egzekutywy POP. Bezpośrednio po przyjściu do MSW utworzył w jednostce Koło ZSMP i był jego pierwszym przewodniczącym

— czytamy w opinii służbowej skierowanej 7 sierpnia 1989 r. przez wiceministra spraw wewnętrznych gen. Zbigniewa Pudysza do gen. Czesława Kiszczaka.

W III RP Wiktor Fonfara trafił po pozytywnej weryfikacji do Urzędu Ochrony Państwa — był dyrektorem Zarządu Śledczego UOP i nadzorował kluczowe śledztwa, m.in. w sprawie FOZZ.

Postępowanie w sprawie zabójstwa ks. Niedzielaka prowadził prok. Maciej Białek z grupy Wiesławy Bardonowej, która specjalizowała się w oskarżaniu opozycjonistów. W trakcie postępowania dotyczącego zabójstwa kapłana prok. Białek był całkowicie po stronie MSW.

Opinia sądowo-medyczna w obecnym kształcie nie daje jednoznacznych podstaw do przesądzania, iż śmiertelny uraz u ks. Niedzielaka powstał w wyniku działania obcej osoby lub osób. Zupełnie dowolne są sugestie pełnomocników, iż ks. Niedzielakowi w chwili powstania u niego urazu unieruchomiono z tyłu kręgosłup i ręce — czytamy w piśmie prok. Białka.

W III RP Białek znalazł posadę w strukturze Prokuratury Krajowej, która nadzorowała najpoważniejsze śledztwa.

* * *

Pełnomocnikami rodziny ks. Niedzielaka byli mec. Andrzej Grabiński oraz mec. Jan Olszewski. Niemal od początku wskazywali na fatalną pracę milicjantów oraz popełniane w śledztwie błędy i zaniechania. Stwierdzali, że nie udostępniono im opinii z sekcji zwłok, która jednoznacznie wskazywała, że przyczyną śmierci księdza było rozerwanie kręgosłupa szyjnego (mogło to nastąpić w wyniku silnego ciosu, np. karate). W swoich pismach podnosili również absurdalność hipotezy napadu rabunkowego — w mieszkaniu księdza pozostały cenne przedmioty oraz pieniądze.

Pełnomocnicy musieli się zmierzyć także z dezinformacją: propagandyści usiłowali sugerować m.in. liczne kontakty ks. Niedzielaka z kobietami oraz skłonności do alkoholu, co było nieprawdą. W mieszkaniu kapłana znaleziono także metalową kasetkę, którą otworzono w obecności mec. Olszewskiego oraz ks. Króla. Po jej otwarciu stwierdzono w niej m.in. kopertę z ziemią z Katynia, pucharek z orłem, medale, plik banknotów. To stało się powodem pomówień, że ks. Niedzielak mógł... handlować ziemią z Katynia.

Dziś już można stwierdzić, że śledztwo było celowo prowadzone w taki sposób, by nie wykryć sprawców — jeszcze w czerwcu 1989 r. przedstawiciele MSW brali pod uwagę hipotezę, że śmierć ks. Niedzielaka nastąpiła w wyniku nieszczęśliwego wypadku: sprawcom kradzieży przebieg zdarzeń wymknął się spod kontroli. Milicja nawet nie wzięła pod uwagę tego, że ks. Stefan Niedzielak zginął w przeddzień zjazdu Komisji Krajowej Solidarności, w trakcie której miano opracować plan negocjacji z komunistyczną władzą podczas obrad Okrągłego Stołu, rozpoczętych 6 lutego 1989 r.

* * *

Sprawę śmierci kapłana umorzono 2 października 1990 r. Osoby zaangażowane w śledztwo w sprawie śmierci ks. Stefana Niedzielaka po 1989 r. zajmowały wysokie stanowiska w służbach specjalnych, policji i w prokuraturze — m.in. Wiktor Fonfara, funkcjonariusz SB, a później szef Zarządu Śledczego UOP, milicjant Jan Pol, późniejszy szef stołecznego wydziału zwalczania przestępczości zorganizowanej, czy prok. Maciej Białek z owianego złą sławą zespołu Wiesławy Bardonowej, który w III RP trafił na wysokie stanowisko w Prokuraturze Krajowej. Postępowanie w sprawie zabójstwa ks. Niedzielaka było tak prowadzone, by nie wykryć winnych, a dowody, które mogłyby po latach wyjaśnić tę zbrodnię — zaginęły.

Rok po umorzeniu śledztwa w sprawie ks. Niedzielaka, po objęciu urzędu premiera przez Jana Olszewskiego, sprawa stała się przedmiotem ponownego badania. Ówczesny minister spraw wewnętrznych Antoni Macierewicz powołał specjalną grupę, która miała się zająć zbadaniem zbrodni na kapłanie. Te prace przerwała nocna zmiana, czyli odwołanie rządu Jana Olszewskiego 4 czerwca 1992 r.

Do zabójstwa księdza powrócono w czasie rządów PiS, jednak po zbadaniu zawartości materiałów sprawy okazało się, że zginęły z nich (w III RP!) kluczowe dowody, m.in. zabezpieczone na miejscu zbrodni ślady linii papilarnych, co uniemożliwiło dotarcie do sprawców zbrodni.

W 2008 r. „za wybitne zasługi w działalności na rzecz przemian demokratycznych w Polsce, za osiągnięcia w pracy zawodowej i społecznej” ks. Stefan Niedzielak został odznaczony pośmiertnie przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.

Zabójstwo ks. Stanisława Suchowolca Podążał śladami kapłana męczennika

Białystok, 31 stycznia 1989. Plebania parafii Niepokalanego Serca Maryi na osiedlu Dojlidy. Przez ponad pięć godzin milicyjna ekipa dochodzeniowa prowadzi oględziny miejsca, gdzie znaleziono ciało wikarego Stanisława Suchowolca. Na nagraniu zrobionym milicyjną kamerą widać, że filmowane są miejsca pokryte sadzą, co podkreślają robiący oględziny funkcjonariusze. Na miejscu jest także pełnomocnik kurii. Gdy ogląda się nagranie, nasuwa się myśl, że milicjanci chcą wyrobić w postronnych osobach przekonanie, że przyczyną śmierci księdza było zaczadzenie.

Grób ks. Stanisława Suchowolca w Białymstoku obok kościoła Niepokalanego Serca Maryi

Zdjęcie z wystawy IPN – uroczystości pogrzebowe ks. Suchowolca

Plebania przy kościele Niepokalanego Serca Maryi, gdzie 30 stycznia 1980 r. zamordowano ks. Suchowolca

Zdjęcie z wystawy Instytutu Pamięci Narodowej na temat ks. Suchowolca otwartej przy kościele Niepokalanego Serca Maryi w 2014 r.

Ks. Stanisław Suchowolec zginął dziesięć dni po zabójstwie ks. Stefana Niedzielaka. Dziś już wiadomo, że został zamordowany, a komunistyczne służby zacierały ślady, zamiast prowadzić rzetelne śledztwo.

Nie ma żadnych podstaw, aby przypuszczać, że ktokolwiek kursuje po Polsce i sieje śmierć wobec księży, że istnieje jakaś konspiracja przeciw księżom. Oba te dramatyczne zgony są przedmiotem osobnych śledztw. Nie ma żadnych poszlak, aby zakładać prowokację polityczną — mówił Jerzy Urban.

Dziś, gdy wiemy o zbrodniczej działalności Departamentu IV MSW, słowa Urbana brzmią jak ponury żart. Ks. Stanisław Suchowolec nieprzypadkowo stał się ofiarą funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. W chwili śmierci miał 31 lat, ale mimo młodego wielu dał się we znaki komunistycznej bezpiece.

Po ukończeniu seminarium duchownego ks. Suchowolec został wikariuszem w Suchowoli, rodzinnej wsi bł. Jerzego Popiełuszki, z którym się zaprzyjaźnił. O tym, jaki stosunek ks. Jerzy miał do ks. Suchowolca, świadczą słowa, które powiedział podczas ostatniego spotkania z matką, Marianną Popiełuszko: „Mamo, nie martw się, bo gdyby, nie daj Boże, coś mi się stało, to przecież Staszek mnie zastąpi”.

Ks. Jerzy został zamordowany 19 października 1984 r. przez funkcjonariuszy Grupy D Departamentu IV (Grzegorza Piotrowskiego, Leszka Pękalę, Waldemara Chmielewskiego).

Po tym zabójstwie ks. Stanisław Suchowolec opiekował się rodziną ks. Jerzego.

Po zamordowaniu ks. Jerzego w Suchowoli zorganizowano symboliczny pogrzeb szat liturgicznych — uroczystość odbyła się z inicjatywy i z udziałem ks. Suchowolca. Nie uszło to uwadze funkcjonariuszy SB, także tym, którzy byli oskarżeni o zabójstwo ks. Popiełuszki, nazywających działanie jego przyjaciela m.in. „histerią”.

Wymagającemu potępienia zdarzeniu, jakim było to zabójstwo, towarzyszyła histeria propagandowa, co skrzętnie wykorzystała część kleru do krańcowej ekscytacji osób sfanatyzowanych. W tak powstałym klimacie zaczęto tworzyć „miejsca pamięci Popiełuszki” będące przyczynkami do siania prymitywnego fanatyzmu, dewocji oraz nietolerancji wobec osób niewierzących. Zrealizowanie powyższego postanowienia sądu ponownie ożywi kwestię, poprzez dostarczenie w wydanych rzeczach swego rodzaju relikwii, które z pewnością będą publicznie eksponowane i ulegną też metafizycznemu rozmnożeniu, aby „dekorować” określone miejsca. Do takiego stwierdzenia upoważniają mnie fakty aroganckiej symboliki związanej z Popiełuszką, mające miejsce nawet w takich obiektach pamięci narodowej jak groby wybitnych Polaków znajdujące się w Krakowie na Skałce. (...) Skoro zdaniem Sądu „obecnie wymienione dowody są zbędne”, wydaje się rzeczą najtrafniejszą ich zniszczenie, by nie zagracały archiwum sądowego

— pisał 5 marca 1986 r. z warszawskiego aresztu śledczego do Sądu Najwyższego Adam Pietruszka, płk Służby Bezpieczeństwa, zastępca dyrektora IV Departamentu MSW, za udział w zabójstwie ks. Jerzego Popiełuszki skazany na 25 lat więzienia (wyszedł na wolność w 1995 r.). Już będąc w areszcie, skutecznie na kilka lat zablokował wydanie rodzinie m.in. sutanny ks. Jerzego, o co zabiegał ks. Suchowolec.

* * *

W drugą niedzielę listopada 1984 r. w Suchowoli ks. Jerzy Popiełuszko i ks. Stanisław Suchowolec mieli odprawić mszę za Ojczyznę. W tym dniu (11 listopada 1984) ks. Stanisław odprawił mszę żałobną za ks. Jerzego. Od tego czasu w każdą drugą niedzielę miesiąca odprawiał mszę za Ojczyznę. Służba Bezpieczeństwa w ramach sprawy operacyjnej opatrzonej kryptonimem „Suchowola” prowadziła operacyjne działania wobec ks. Suchowolca. Dostawał anonimy, w których grożono mu, że umrze jak ks. Popiełuszko; szykany nasiliły się, gdy został w 1986 r. wikarym parafii Niepokalanego Serca Maryi na osiedlu Dojlidy w Białymstoku. Do samochodu przyczepiono kartkę z rysunkiem mężczyzny wiszącego na szubienicy i podpisem „Stanisław”; „nieznani sprawcy” uszkadzali mu samochód, przebijano w nim opony — doszło nawet do poważnego wypadku samochodowego, w którym omal nie zginął ks. Suchowolec. W drugiej połowie 1988 r. kapłan został kilkakrotnie dotkliwie pobity. Przychodziły listy z pogróżkami, groźby były też przekazywane telefonicznie. Nie były to puste słowa: ks. Suchowolec został kilka razy poważnie pobity przez „nieznanych sprawców”. Oprócz działań legalnych (częste wzywanie na komendę milicji) komunistyczna bezpieka prowadziła też akcje mające na celu kompromitację księdza, rozpuszczając pogłoski o jego rzekomym romansie i o tym, że ma dziecko.

W sierpniu 1988 r. ktoś podpalił dach domu rodziców ks. Suchowolca — jako oficjalną przyczynę pożaru podano zapalenie się sadzy w kominie. Tymczasem było to wręcz niemożliwe — w tym dniu nikt nie korzystał z pieca, jednak milicja nie podjęła wątku podpalenia.

Nieustanne nękanie kapłana przez SB sprawiło, że 9 września 1988 r. do Ewy Łętowskiej, ówczesnego rzecznika praw obywatelskich, oficjalnie pismo wysłali działacze Solidarności i KPN, prosząc ją o interwencję — jedyną reakcją była lakoniczna odpowiedź, że ataki na księdza są chuligańskimi wybrykami, więc nie ma podstaw do interwencji.

Z zachowanych w IPN dokumentów wynika, że od 1985 r. w białostockiej SB działała kilkuosobowa grupa funkcjonariuszy zajmująca się nękaniem ks. Stanisława Suchowolca, w której był m.in. kpt. Włodzimierz Wasiluk — do listopada 2005 r. radny Białegostoku z ramienia SLD.

* * *

31 stycznia 1989 około 5 rano pani Marianna, posługująca na plebanii gosposia, poczuła swąd spalenizny. Zaczęła krzyczeć — pod drzwi mieszkania ks. Suchowolca przybiegli inni księża i sąsiedzi. Nie mogąc wejść do środka, wyważyli zamknięte drzwi: na podłodze obok łóżka leżał ks. Stanisław; w oknach wisiały resztki spalonych firanek, ogień zniszczył częściowo stół i fotele. Nieopodal łóżka leżała martwa suczka księdza — Nika, wyszkolona dobermanka. Wezwany na miejsce lekarz stwierdził, że ksiądz nie żyje. Według SB i prokuratury śmierć była wynikiem zatrucia tlenkiem węgla podczas snu. Pożar w pokoju powstał w wyniku zapalenia się grzejnika elektrycznego typu farelka, od którego zajęły się firanki, a później reszta sprzętów. Prokuratura nie znalazła dowodów, że zaplanowano zamach, że śmierć księdza była zbrodnią. Śledczy stwierdzili, że ksiądz zatruł się czadem podczas snu.

Pogrzeb ks. Suchowolca, który odbył się 3 lutego 1989 r., cztery dni przed rozpoczęciem obrad Okrągłego Stołu, był jedną wielką manifestacją patriotyczną. W uroczystościach żałobnych uczestniczyło 2 biskupów, 160 księży katolickich (w tym ks. Sylwester Zych, zamordowany pięć miesięcy później przez komunistyczną bezpiekę), 2 duchownych prawosławnych, 23 poczty sztandarowe Solidarności, z Warszawy przyjechali czołowi przedstawiciele opozycji, m.in. Zbigniew Romaszewski.

Pół roku po śmierci ks. Stanisława Suchowolca, w czerwcu 1989 r., umorzono śledztwo — prokuratura nie dopatrzyła się działania osób trzecich, chociaż na ciele księdza znaleziono krwawe pręgi: na klatce piersiowej i szyi. Białostoccy prokuratorzy uznali, że zostały one spowodowane tym, że... ksiądz sam się uderzył.

Działacze opozycji i przyjaciel księdza nie pozostawili jednak tej sprawy — 5 października 1989 r. Senacka Komisja Praw Człowieka i Praworządności ogłosiła przyjęte jednogłośnie stanowisko w sprawie zabójstw księży: Stefana Niedzielaka, Stanisława Suchowolca i Sylwestra Zycha.

W roku bieżącym miały miejsce trzy przypadki śmierci nagłej księży katolickich znanych ze swej konsekwentnej i aktywnej postawy opozycyjnej.

Stan dochodzenia prowadzonego w sprawach śmierci jest bardzo różny i o ile w przypadku ks. S. Niedzielaka i ks. S. Zycha śledztwo jest kontynuowane, o tyle w sprawie śmierci ks. Stanisława Suchowolca postępowanie zostało umorzone w oparciu o ustalenie, iż śmierć nastąpiła w wyniku nieszczęśliwego wypadku.

Zdarzenia te wstrząsnęły opinią publiczną i domagają się szczególnie precyzyjnego i wielostronnego zbadania.

W związku z tym Komisja Praw Człowieka i Praworządności postanowiła wysłuchać wyjaśnień Kazimierza Sulki, byłego funkcjonariusza SB, na temat pozaprawnych działań MSW, których był uczestnikiem.

Tak więc w dniach 8 września i 5 października 1989 r. przed Komisją złożyli wyjaśnienia: Kazimierz Sulka oraz ks. Adolf Chojnacki, przeciwko któremu działania takie były prowadzone.

Złożone wyjaśnienia potwierdzają fakt stosowania przez funkcjonariuszy IV departamentu MSW bezprawnych, a nawet przestępczych działań przeciwko duchownym.

W świetle tego niezbędnym jest wyjaśnienie charakteru i zakresu działań podejmowanych przez IV Departament przeciw zmarłym księżom, jak również zbadanie ewentualności podejmowania takich działań ze strony nieformalnych grup funkcjonariuszy związanych z resortem (czterokrotne próby zamachu na ks. S. Suchowolca nie zostały przez śledztwo wyjaśnione).

Uważamy za niezbędne zbadanie wszelkich materiałów będących w gestii MSW, a w szczególności akt operacyjnych i teczek ewidencji operacyjnej księży S. Niedzielaka, S. Suchowolca, S. Zycha i A. Chojnackiego celem uzupełnienia prowadzonego śledztwa.

Komisja Praw Człowieka i Praworządności zwraca się do Sejmowej Komisji Nadzwyczajnej [komisji Rokity — red.] powołanej dla zbadania działalności MSW o objęcie szczególną kontrolą toczących się spraw oraz przesyła na ręce Komisji protokoły i stenogramy wyjaśnień Kazimierza Sulki i ks. Adolfa Chojnackiego — czytamy w stanowisku senackiej komisji, której przewodniczącym był Zbigniew Romaszewski.

Sprawa trafiła do komisji Rokity — na podstawie analizy akt śledztwa opinię sporządził dr hab. Jerzy Jasiński, profesor Instytutu Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk. Pismo do komisji wpłynęło 24 maja 1991 r.

Postępowanie było prowadzone bardzo starannie w dwojakim znaczeniu: zmierzało ono do drobiazgowego wyjaśnienia okoliczności samego zdarzenia, choć robi wrażenie, że prokuratura rychło wyrobiła sobie zdanie na temat jego charakteru i nie była zainteresowana w obiektywnym spojrzeniu na inne możliwe jego wyjaśnienie. Wykazała również wiele staranności, żeby nie powiedzieć determinacji, w niedopuszczeniu do rozszerzenia śledztwa na szerszy kontekst zdarzeń poprzedzających śmierć ks. Suchowolca, zamachy na jego życie, groźby, zainteresowanie jego osobą ze strony organów bezpieczeństwa; wyjaśnienie tych okoliczności wyraźnie nie interesowało prokuratury, choć ewidentnie przyczynić by się mogło do zobaczenia całej sprawy w innym świetle — czytamy w opinii sporządzonej dla komisji Rokity.

Zdaniem prof. Jasińskiego lektura akt prowadzi do wniosku, że śledztwo powinno być wznowione; profesor zwraca też uwagę na wątpliwości związane z suczką ks. Suchowolca; okazało się, że biegli sporządzili dwie różne ekspertyzy dotyczące zwierzęcia.

Wyjaśnienia wymaga pochodzenie krwi, która wyciekła z pyska psa. Czy zaczadzenie psa mogło ją spowodować? W aktach nie ma żadnego wyjaśnienia przyczyn jej powstania [chociaż na filmie z oględzin słychać, jak funkcjonariusze o tym rozmawiają — red.]. Ponadto należy zadać biegłym pytania zmierzające do wyjaśnienia rozbieżności w oznaczeniu zmian w krwi psa, a zwłaszcza czy stosowana w pierwszej ekspertyzie — dziwnym trafem dołączonej do akt dopiero na żądanie pełnomocników stron — metoda Wolfa jest rzeczywiście niewłaściwa w przypadku krwi zwierzęcej — podkreślił prof. Jasiński.

W opinii czytamy również, że w aktach sprawy znajduje się mnóstwo materiałów świadczących o nękaniu ks. Suchowolca przez organy bezpieczeństwa.

Należałoby ponownie przesłuchać funkcjonariuszy: kpt. Wacława Łasiewicza, por. Lecha Stupka i por. Jerzego Olchowika, a zapewne i innych funkcjonariuszy, których nazwiska ujawni śledztwo. Powinni być oni przesłuchani na okoliczności związane z zainteresowaniem tej służby zmarłym i zamachami na niego, co doprowadzić by mogło do wyjaśnienia nie tylko sprawy śmierci ks. S. Suchowolca, ale i innych, wcześniejszych przestępstw popełnionych przez SB zmierzających do pozbawienia go życia — napisał prof. Jasiński.

W 1992 r. białostocka prokuratura ponownie zajęła się śmiercią ks. Suchowolca. Pani Marianna, gosposia z plebanii, zeznała, że w nocy z 29 na 30 stycznia 1989 r. widziała na plebanii trzy nieznane osoby: dwóch mężczyzn i kobietę, i że o północy widziała księdza żywego (okazało się, że widziała go ostatnia). Przeprowadzono ekspertyzę, z której wynikało, że pożar nie nastąpił z powodu elektrycznego grzejnika, lecz w drewnianej podłodze wybito dziurę, przez którą od strony piwnicy wlano łatwopalną substancję. Także jeden ze strażaków, który przyjechał na plebanię tuż po pożarze, zeznał, że w lewym dolnym rogu szyby w oknie była wybita dziura. Z kolei weterynarze orzekli, że krew cieknąca z pyska suczki oznaczała, iż została zatruta lub zabita. Musiało to nastąpić przed zabójstwem księdza — w przeciwnym razie dobermanka zaalarmowałaby innych mieszkańców plebanii. We wrześniu 1992 r. w specjalnym komunikacie białostocka prokuratura podała, że przyczyną pożaru w mieszkaniu ks. Stanisława Suchowolca było podpalenie, a śmierć księdza nastąpiła wskutek zaczadzenia. W sierpniu 1993 r. z powodu nieustalenia sprawców postępowanie umorzono.

Dwa lata później, w listopadzie 1995 r., mec. Jan Chojnowski, pełnomocnik rodziny ks. Stanisława Suchowolca, zwrócił się do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych z wnioskiem o odtajnienie „akt agentury związanej z osobą ks. Suchowolca” i o ponowne śledztwo. W grudniu 1995 r. prok. Andrzej Śliwski z białostockiej prokuratury wojewódzkiej zwrócił się do Zbigniewa Siemiątkowskiego, ówczesnego ministra spraw wewnętrznych, o przekazanie tajnych materiałów MSW. Wniosek został zrealizowany — dokumenty komunistycznej bezpieki dotyczące ks. Suchowolca trafiły do białostockiej delegatury Urzędu Ochrony Państwa. Przez dwa lata — do kwietnia 1997 r. — śledczy badali tajne akta komunistycznej bezpieki, jednak nie znaleźli dostatecznych dowodów pozwalających na podjęcie umorzonego postępowania.

Pięć lat później sprawa trafiła do prokuratorów z Instytutu Pamięci Narodowej.

Śmierć ks. Stanisława Suchowolca napełniła bólem, smutkiem i niepokojem bardzo wielu ludzi w Polsce i daleko, daleko poza jej granicami. Szczególnie jednak dotknęła nas — Kościół archidiecezji w Białymstoku. Dlatego lud boży ze swoim biskupem zgromadził się wokół stojącej przed ołtarzem trumny. Wszyscy jesteśmy przepełnieni niepokojem, bólem i smutkiem. Mamy nadzieję, że ten niepokój ustąpi, gdy zostaną wyjaśnione wszystkie okoliczności śmierci

— powiedział ks. Antoni Lićwinko w kazaniu wygłoszonym podczas mszy żałobnej za ks. Suchowolca. Do dziś nie wiadomo, kto zabił bohaterskiego kapłana.

W grudniu 2009 r., podczas konferencji „Niezłomni ludzie Kościoła” prezydent Lech Kaczyński pośmiertnie odznaczył ks. Stanisława Suchowolca Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

Zabójstwo ks. Sylwestra Zycha Śmierć księdza przyśniła się jego matce

Po śmierci syna, zanim przyjechała córka z wiadomością o jego śmierci, to miałam sen, w którym widziałam, jak syna biło dwóch mężczyzn po cywilnemu, a trzeci stał i obserwował. Było to w lesie. Jego torbę wrzucili do dołu w tym miejscu, gdzie go bili za taką górką. To był tylko sen, ale niech to będzie w protokole. Czasami sny się sprawdzają, a ja mogłabym rozpoznać to miejsce. Syn w czasie drugiego snu tłumaczył mi, jak tam dojechać. To wszystko, co mam do zeznania w tej sprawie.

(Z zeznań Ireny Zych w Prokuraturze Rejonowejw Wołominie, 10 października 1989 r.)

* * *

11 lipca 1989 r. okolice dworca PKS w Krynicy Morskiej. Przypadkowi przechodnie — dwie młode dziewczyny — znajdują nieprzytomnego mężczyznę, który jest oparty o mur w pozycji siedzącej. Lekarka, która przyjechała z pogotowiem ratunkowym, podaje zastrzyk, po chwili stwierdza jednak, że mężczyzna nie żyje. Ciało zostaje przewiezione do szpitala, gdzie 12 lipca zostaje przeprowadzona sekcja, jeszcze przed identyfikacją zwłok. Kilkanaście godzin później już wiadomo, kim jest zmarły: to ks. Sylwester Zych, znany ze swoich antykomunistycznych poglądów, kapelan NSZZ „Solidarność” w Hucie Warszawa i Konfederacji Polski Niepodległej, działacz Społecznego Ruchu im. ks. Popiełuszki. Identyfikacji zwłok dokonują znajomi ks. Zycha z parafii w Braniewie: ksiądz wikary Józef Midura oraz nauczyciel Kazimierz Gursztyn.

Od tego momentu wydarzenia zaczynają się toczyć jak w kalejdoskopie. Śledztwo w sprawie śmierci księdza wszczyna Prokuratura Wojewódzka w Elblągu. Na miejsce 13 lipca przyjeżdżają przedstawiciele Episkopatu. Dzień później w Zakładzie Medycyny Sądowej w Gdańsku zostaje przeprowadzona druga sekcja zwłok; w czynnościach uczestniczą również przedstawiciele Kurii Biskupiej w Gdańsku, Leszek Lackorzyński, radca prawny (po wprowadzeniu stanu wojennego usunięto go z przyczyn politycznych ze stanowiska prokuratora), dr Leonard Pikiel, patomorfolog, pełnomocnik rodziny Jacek Taylor (adwokat, w latach 80. obrońca w procesach politycznych) i Edmund Krasowski, posełz Elbląga.

Po pierwszej autopsji szef elbląskiej prokuratury Antoni Dykowski informuje media, że sekcja nie wykazała przyczyny zgonu, a niewielkie otarcia na czole nie miały związku ze śmiercią księdza. W trakcie drugiej sekcji zwłok okazuje się, że podczas pierwszej „nie zauważono” złamania czterech żeber i mostka; na ciele zmarłego księdza zidentyfikowano 54 obrażenia, w tym pręgi z tyłu głowy — zdaniem biegłych mogły być one spowodowane uderzeniem milicyjnej pałki.

W sobotę 15 lipca we flagowym programie informacyjnym, czyli Dzienniku, został zapowiedziany reportaż nakręcony na miejscu wydarzeń, czyli w gdańskim klubie Riviera.

Zrealizował go dziennikarz z gdańskiego oddziału Telewizji Polskiej Witold Gołębiowski, który dostał osobiste polecenie Jerzego Urbana, aby udać się do Krynicy Morskiej i nakręcić reportaż o księdzu, który się zapił na śmierć, i nagrać świadków, którzy o tym mówią. W filmie Zwłokinieznane z 1998 r. Gołębiowski opowiadał:

Pamiętam, że to była sobota, koło południa... Nagle do mojego pokoju przyszła podekscytowana sekretarka, mówiąc, że dzwoni prezes Urban i żebym podszedł do telefonu, bo nie ma ani naczelnego, ani zastępcy. Odebrałem telefon, w którym prezes poinformował, że proszę natychmiast pojechać do Krynicy Morskiej, bo tam ksiądz zapił się na śmierć. I trzeba przesłuchać, nagrać wypowiedzi świadków.

W swoim reportażu Gołębiowski zamieścił wypowiedzi pracowników młodzieżowego nocnego klubu Riviera, że w noc zabójstwa ks. Sylwester Zych był w klubie i wypił z nieznanym mężczyzną ogromne ilości alkoholu.

Reportaż miał uwiarygodnić wersję, że ksiądz zmarł na skutek przepicia: zarówno pierwsza, jak i druga sekcja zwłok wykazała ponad 3 promile we krwi kapłana.

* * *

Akta śledztwa prowadzonego przez Prokuraturę Rejonową Warszawa Praga Południe w sprawie pobicia ks. Sylwestra Zycha

Postanowienie o umorzeniu śledztwa prowadzonego przez Prokuraturę Rejonową Warszawa Praga Południe w sprawie pobicia ks. Sylwestra Zycha

Ogłoszenie zamieszczone w gazetach w mało widocznym miejscu dotyczące poszukiwań świadka pobicia ks. Sylwestra Zycha

Sprawą interesowali się dziennikarze, którzy w swoich materiałach epatowali więzienną przeszłością ks. Sylwestra Zycha. Chodzi o sprawę zabójstwa sierż. Zdzisława Karosa (pracował przy ochronie ambasad), który zginął 18 lutego 1982 r. w tramwaju. Dwaj młodzi chłopcy chcieli mu odebrać broń — w czasie szamotaniny został postrzelony w brzuch przez jednego z nich, 17-letniego Roberta Chechłacza (został skazany na 25 lat więzienia, wyszedł na wolność w 1989 r. na mocy amnestii). Chłopcy byli członkami organizacji Siły Zbrojne Polski Podziemnej powstałej po wprowadzeniu stanu wojennego 13 grudnia 1981 r. Jednym z jej zadań było zgromadzenie broni na wypadek, gdyby doszło do konfrontacji z komunistyczną władzą. Opiekunem Sił Zbrojnych Polski Podziemnej był ks. Zych. Został aresztowany i skazany: według komunistycznej prokuratury miał dostarczyć fałszywego alibi, a na plebanii była przechowywana broń. Warszawski sąd skazał ks. Zycha na 4 lata więzienia za rzekomą przynależność do organizacji zbrojnej. Sprawa trafiła później do Sądu Najwyższego, który podwyższył wyrok do 6 lat. „Nigdy nie uważałam i nie uważam ks. Zycha za współodpowiedzialnego za śmierć mojego stryja i ojca chrzestnego” — oświadczyła bratanica sierż. Karosa, co jednak nie spotkało się z odzewem w mediach. Brylował w nich natomiast gen. Czesław Kiszczak, który wbrew faktom pomawiał ks. Zycha o pomoc w zabójstwie milicjanta.

Kapłan w więzieniu był przetrzymywany w bardzo ciężkich warunkach. Poniżano go i upokarzano, nękano groźbami, że straci życie, jak wyjdzie na wolność. Karano go nawet za to, że udzielał komunii współwięźniom. Ks. Zych został zwolniony w 1986 r.

W 1993 r. w wyniku rewizji wniesionej przez prezesa Sądu Najwyższego prof. Adama Strzembosza sędziowie z Izby Wojskowej Sądu Najwyższego wydali wyrok uniewinniający ks. Sylwestra Zycha od zarzutu przynależności do związku zbrojnego.

* * *

Po zabójstwie główne media nie zajęły się tym, jak bezpieka traktowała ks. Zycha w więzieniu: głównym tematem były śmierć sierż. Karosa i zawartość alkoholu we krwi kapłana.

W wielu mediach śmierć kapłana była przedstawiana jako nieszczęśliwy wypadek. Pełnomocnik rodziny mec. Jacek Taylor od samego początku kwestionował oficjalną wersję prokuratury. Zdaniem śledczych przyczyną śmierci ks. Sylwestra Zycha było zatrucie alkoholem, a obrażenia ciała powstały częściowo wskutek utraty równowagi przez nietrzeźwego, a częściowo były efektem ubocznym akcji reanimacyjnej. Mec. Taylor podkreślał, że ks. Zych był inaczej ubrany przed śmiercią, a znaleziono go martwego w zupełnie innym ubraniu — mimo upalnej pogody miał na sobie grubą flanelową koszulę z długimi rękawami.

Jedną z największych tajemnic