Szpieg, czyli podstawy szpiegowskiego fachu - Wiktor Suworow - ebook

Szpieg, czyli podstawy szpiegowskiego fachu ebook

Wiktor Suworow

3,8
54,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Wiktor Suworow jak zwykle w świetnej formie!

Doskonałe uzupełnienie AKWARIUM - największego hitu Suworowa.

Służby specjalne byłego Związku Radzieckiego nieodmiennie budzą fascynację. W swej najnowszej książce Wiktor Suworow opisuje je od podszewki. Były rezydent GRU w Genewie we właściwym sobie gawędziarskim stylu opowiada, jak – krok po kroku – zostawało się szpiegiem. Dowiadujemy się zatem, jak typowano kandydata, jak go kształcono, na jaką placówkę mógł trafić (lepszy Waszyngton czy Pekin – to wcale nie takie oczywiste), jakie zadania mógł tam otrzymywać i jaką rolę w jego życiu odgrywała żona. Poznajemy szczegółowo struktury GRU, sposoby werbowania agentów i zażartą rywalizację z odwiecznym wrogiem, czyli… KGB.

Mnóstwo detali, przykłady akcji, także autentycznych – wszystko to sprawia, że Szpieg, czyli… jest swego rodzaju kompendium pracy radzieckich służb specjalnych, a zarazem arcyciekawą lekturą.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 475

Oceny
3,8 (15 ocen)
6
3
3
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Przedmowa Dlaczego w USA nie ma służby wywiadu zagranicznego

1

Nie będę upie­rał się przy tym, że Rosja jest ojczy­zną słoni. W tej kwe­stii zda­nia mogą być podzie­lone. Ale wiem na pewno, że Rosja jest ojczy­zną wywiadu zagra­nicz­nego. Tu nie może być dwóch zdań. Skie­rujmy nasze prze­ni­kliwe spoj­rze­nie na główny bastion złych mocy na świe­cie i zasta­nówmy się: czy Stany Zjed­no­czone Ame­ryki mają wywiad zagra­niczny?

Każdy wie, że USA nie mają wywiadu zagra­nicz­nego. Przy­naj­mniej na obec­nym eta­pie roz­woju.

Żaden kraj na świe­cie, który można choćby na wyrost okre­ślić jako nor­malny, nie posiada wywiadu zagra­nicz­nego. Taką służbą nie dys­po­nują ani Fran­cja, ani Gre­cja, ani Fin­lan­dia, ani Kanada. Spe­cjal­nie spraw­dzi­łem: czy Wielka Bry­ta­nia, kraj Jamesa Bonda, ma wywiad zagra­niczny? Uzy­ska­łem jed­no­znaczną odpo­wiedź: Wielka Bry­ta­nia takiego wywiadu nie ma, ni­gdy nie miała i, jak Bóg da, ni­gdy mieć nie będzie.

Muszę wspo­mnieć, że rów­nież Rosja do XX wieku nie miała wywiadu zagra­nicz­nego. Pań­stwo rosyj­skie dosko­nale dawało sobie radę bez niego. Wywiad zagra­niczny wymy­ślili bol­sze­wicy zaraz po tym, jak prze­jęli wła­dzę. Oni w ogóle wymy­ślili wiele rze­czy, któ­rych dotąd na świe­cie nie było i na które nikt inny nie wpadł. Koł­chozy, poli­trucy, sklepy przy­dzia­łowe, komi­tety par­tii, prze­chod­nie czer­wone sztan­dary, łgar­stwo, dniówki, wywiad zagra­niczny – to wszystko jest wyłącz­nie nasze, rodzime, uni­ka­towe, domo­ro­słe. Jeżeli będziemy opo­wia­dać cudzo­ziem­cowi o koł­cho­zach albo wywia­dzie zagra­nicznym, może nas nie zro­zu­mieć. To wszystko jest zbyt egzo­tyczne, nie­zro­zu­miałe, nie­zwy­kłe.

Ktoś powie, że mimo to nie jeste­śmy na świe­cie wyjąt­kiem, że ist­nieją albo ist­niały pań­stwa, które tak jak my miały wywiad zagra­niczny. To prawda, jed­nak mówimy wyłącz­nie o takich pań­stwach i ustro­jach, które zostały stwo­rzone przez nas, na nasze podo­bień­stwo, na naszych bagne­tach, na naszych wie­lo­mi­liar­do­wych tran­szach, przy koją­cym łosko­cie gąsie­nic naszych czoł­gów.

Dobro­wol­nie, bez naszych naci­sków, w nor­mal­nym pań­stwie nikt nie two­rzyłby wywiadu zagra­nicz­nego. Gdyby nawet powstał pod przy­mu­sem, za naszą bra­ter­ską suge­stią, nie prze­trwałby długo. Gdy tylko pod­bite pań­stwa wyry­wały się spod cie­płego skrzy­dełka Moskwy, gdy odzy­ski­wały wol­ność, w pierw­szej kolej­no­ści likwi­do­wały koł­chozy, komi­tety par­tii i wywiad zagra­niczny. Pro­szę zwró­cić uwagę: w Pol­sce, Cze­chach czy na Węgrzech wywiadu zagra­nicz­nego już nie ma. A prze­cież ist­niał. I na tym koniec, już wystar­czy.

Jesz­cze bliż­sze przy­kłady: Esto­nia, Litwa, Łotwa – ani koł­cho­zów, ani komi­te­tów par­tii, ani wywiadu zagra­nicz­nego!

2

Jeżeli nikt na świe­cie nie potrze­bo­wał wywiadu zagra­nicz­nego, to do czego był on potrzebny Związ­kowi Radziec­kiemu?

Aby to zro­zu­mieć, się­gnijmy do źró­deł.

Czym jest wywiad? Wywiad to pozy­ski­wa­nie i ana­liza infor­ma­cji o nie­przy­ja­cielu. Wywia­dem dys­po­nuje każde sza­nu­jące się pań­stwo. Jed­nak nikomu nie przy­szło do głowy, żeby wywiad podzie­lić na zagra­niczny i wewnętrzny. W nor­mal­nym pań­stwie rząd służy swoim oby­wa­te­lom. Rząd nie trak­tuje oby­wa­teli jak wro­gów i dla­tego nie pro­wa­dzi z nimi wojny – a więc nie pro­wa­dzi prze­ciwko nim dzia­łal­no­ści wywia­dow­czej.

W Związku Radziec­kim było ina­czej. Wła­dza komu­ni­styczna była skie­ro­wana prze­ciwko oby­wa­te­lom. Komu­ni­ści byli praw­dzi­wymi wro­gami ludu: prze­jęli wła­dzę wbrew jego woli, a potem wznie­cili wojnę domową. Komu­ni­ści znisz­czyli ary­sto­kra­cję, kup­ców, ducho­wień­stwo, inte­li­gen­cję, gene­ra­li­cję i ofi­ce­rów. Wymor­do­wali rosyj­skich przed­się­bior­ców, urzęd­ni­ków i dyplo­ma­tów, znisz­czyli par­tie poli­tyczne oraz ich człon­ków, eks­ter­mi­no­wali albo zaszczuli naj­lep­szych poetów, kom­po­zy­to­rów, pisa­rzy, inży­nie­rów, mala­rzy. Napięt­no­wali naj­bar­dziej inte­li­gent­nych i pra­co­wi­tych chło­pów mia­nem kuła­ków, ogła­sza­jąc: zli­kwi­du­jemy kuła­ków, jako klasę! I tak zro­bili.

Zaini­cjo­wali wojnę prze­ciwko wła­snym oby­wa­te­lom – nie bur­żu­jom, lecz robot­ni­kom, w któ­rych imie­niu rzą­dzili kra­jem. Zaczęli od roz­strze­la­nia z broni maszy­no­wej mani­fe­sta­cji robot­ni­ków w Pio­tro­gro­dzie. Pod koniec Związku Radziec­kiego użyli bagne­tów i czoł­gów prze­ciwko wła­snym oby­wa­te­lom na uli­cach. A na końcu, niczym Hitler, skie­ro­wali na Moskwę dywi­zje pan­cerne. Ale tam, podob­nie jak Hitler, skrę­cili sobie kark.

Wojna przy­wód­ców ZSRR z wła­snym naro­dem trwała dzie­się­cio­le­cia. Była wynisz­cza­jąca, pochło­nęła dzie­siątki milio­nów ofiar. Żadne pań­stwo w cza­sie dwóch wojen świa­to­wych łącz­nie nie ponio­sło takich strat jak ludy Związku Radziec­kiego w „cza­sie pokoju” z rąk wła­dzy mark­si­stow­sko-leni­now­skiej.

Komu­ni­styczni oprawcy mor­do­wali wła­sny lud, ale – świa­domi jego potęgi – zara­zem się go bali. Przy­wódcy Związku Radziec­kiego postrze­gali wła­sny lud jako wroga i pro­wa­dzili prze­ciwko niemu dzia­łal­ność wywia­dow­czą zgod­nie z zasa­dami tego rze­mio­sła, które można zali­czyć do naj­star­szych. Już w listo­pa­dzie 1917 roku na uli­cach Pio­tro­grodu i Moskwy poja­wili się, węsząc i nasłu­chu­jąc, komu­ni­styczni szpie­dzy.

Zaj­rzyj­cie do doku­men­tów WCzK–GPU–NKWD z tego okresu i zwróć­cie uwagę na ter­mi­no­lo­gię sto­so­waną przez cze­ki­stów, na ofi­cjalne nazew­nic­two sta­no­wisk: zwia­dowca liniowy na ulicy Wła­di­mir­skiej, zwia­dowca fabryczny, zwia­dowca na tra­sie linii Jerop­kino–Ponyry, zwia­dowca wię­zienny, zwia­dowca sygna­łowy na szó­stym pero­nie dworca Kazań­skiego, zwia­dowca obser­wa­tor na cmen­ta­rzu Klasz­toru Doń­skiego, zwia­dowca wewnątrz­re­sor­towy i tak dalej.

Nie­mal natych­miast w kraju roz­ple­niła się nie­wy­obra­żalna liczba szpie­gów naj­bar­dziej roman­tycz­nych odmian i wła­ści­wo­ści – od maga­zy­no­wych i por­to­wych do ope­ru­ją­cych w restau­ra­cjach i na dwor­cach. Z cza­sem było ich tylko wię­cej. Na utrzy­ma­nie zastę­pów agen­tów szpie­gu­ją­cych wła­snych oby­wa­teli komu­ni­ści wyda­wali kwoty porów­ny­walne z fun­du­szami na armię i mary­narkę.

Ludowy komi­sarz spraw wewnętrz­nych komi­sarz gene­ralny bez­pie­czeń­stwa ludo­wego Niko­łaj Iwa­no­wicz Jeżow uwa­żał się za agenta wywiadu, cho­ciaż za gra­nicą był tylko raz i to w celu zupeł­nie nie­zwią­za­nym z wywia­dem – leczył się z alko­ho­li­zmu i innych przy­pa­dło­ści. Pod­le­gły mu resort na Łubiance uwa­żał za insty­tu­cję wywia­dow­czą. Poczy­taj­cie sobie prze­mó­wie­nia Jeżowa – rela­cjo­no­wał, ilu wro­gów wykrył i zamor­do­wał, doda­jąc: będę dalej umac­niać nasz chwa­lebny radziecki wywiad! W ostat­nim liście do Sta­lina z 23 listo­pada 1938 roku Jeżow zawarł ele­gancko brzmiącą dekla­ra­cję: „dźwi­gnią wywiadu są czyn­no­ści agen­tu­ralno-infor­ma­cyjne”. Innymi słowy: fun­da­men­tem jest dono­si­ciel­stwo.

Umówmy się: wpro­wa­dzić agenta do wydziału szy­fru­ją­cego sztabu gene­ral­nego innego pań­stwa – to jedno, a pro­wa­dze­nie dzia­łań ope­ra­cyj­nych na cmen­ta­rzu czy w kilo­me­tro­wym ogonku po śmier­dzącą kieł­basę – to co innego. Dla­tego też poja­wiła się pilna potrzeba podziału funk­cji sła­wet­nych kom­pe­tent­nych orga­nów na wywiad zagra­niczny i wewnętrzny.

Oto wła­śnie cho­dzi: ist­nie­nie wywiadu zagra­nicz­nego wska­zuje na obec­ność wywiadu wewnętrz­nego.

USA, Wielka Bry­ta­nia, Fran­cja oraz każde inne nor­malne pań­stwo też mają wła­sny wywiad. Ale nie ma tu roz­gra­ni­cze­nia na zagra­niczny i wewnętrzny, gdyż wła­dze tych państw nie pro­wa­dzą wojen z wła­snymi oby­wa­te­lami i ich nie szpie­gują.

W nor­mal­nych pań­stwach kontr­wy­wiad łapie szpie­gów i ter­ro­ry­stów, poli­cja ściga zło­dziei i mor­der­ców, a wywiad zbiera i prze­twa­rza infor­ma­cje na temat nie­przy­ja­ciela, który zawsze jest zewnętrzny. Gdy oby­wa­tel jakie­go­kol­wiek nor­mal­nego pań­stwa mówi o wywia­dzie, ma na myśli tylko roz­po­zna­nie wroga zewnętrz­nego. Nie musi zazna­czać, prze­ciwko komu działa wywiad.

Było tak rów­nież w Rosji, którą stra­ci­li­śmy. Rosyj­ski wywiad ope­ro­wał prze­ciwko nie­miec­kiemu cesa­rzowi, turec­kiemu suł­ta­nowi, prze­ciwko wro­gowi, który zawsze znaj­do­wał się poza gra­ni­cami pań­stwa. Dla­tego wywiad był po pro­stu wywia­dem – bez pod­kre­śla­nia, prze­ciwko komu działa.

Ktoś powie: prze­cież mie­li­śmy mnó­stwo dono­si­cieli za cara Pio­tra, za Kata­rzyny, Miko­łaja i Alek­san­dra! Zga­dza się. Ale musimy uczci­wie zazna­czyć, że donosy były domeną nie tylko Rosji, dono­si­ciel­stwo kwi­tło rów­nież we Fran­cji, w Niem­czech, w Tur­cji i na Wyspach Wiel­ka­noc­nych.

Należy jed­nak roz­róż­nić dwie kwe­stie.

Jedna kwe­stia – to natu­ralne (że tak powiem), niech­by nawet masowe, spon­ta­niczne, oddolne dono­si­ciel­stwo.

A co innego – wojna prze­ciwko wła­snym oby­wa­te­lom, pro­wa­dzona zgod­nie z regu­łami sztuki i nawet wbrew wszel­kim regu­łom, wojna z dzie­siąt­kami milio­nów ofiar, wojna, któ­rej potrzeby reali­zuje dobrze zor­ga­ni­zo­wana wie­lo­mi­lio­nowa armia dobrze opła­ca­nych „wywia­dow­ców”. Te hordy szpie­gów pro­wa­dziły w ZSRR totalną inwi­gi­la­cję całej popu­la­cji kraju. Zostali zor­ga­ni­zo­wani w olbrzy­mią pira­midę o wie­lo­po­zio­mo­wej hie­rar­chii, któ­rej wierz­cho­łek się­gał naj­wyż­szych szczy­tów wła­dzy w pań­stwie.

3

W latach 80. w USA uka­zała się książka pod chwy­tli­wym tytu­łem KGB – oczy Rosji. Tytuł był rów­nie krzy­kliwy co głupi. Prze­ciwko Zacho­dowi pra­co­wało co naj­wy­żej dzie­sięć tysięcy szpie­gów KGB, a prze­ciwko wła­snym oby­wa­te­lom w ZSRR – miliony „wywia­dow­ców” z tej insty­tu­cji. Dla­tego, jeżeli zało­żymy, że KGB było oczami Rosji, to należy przy­znać, że te oczy były zwró­cone do wewnątrz czaszki.

Ze szcze­gólną siłą owo wewnętrzne ukie­run­ko­wa­nie cze­ki­stow­skich orga­nów uwi­docz­niło się w cza­sie wojny. Pro­szę spoj­rzeć na armię w cza­sie pokoju i pod­czas wojny. Armia jest do walki z wro­giem zewnętrz­nym. Armia ma dru­żyny roz­po­znaw­cze, plu­tony, kom­pa­nie, bata­liony, pułki, bry­gady wywiadu, ma punkty, cen­tra, wydziały i zarządy pro­wa­dzące dzia­ła­nia wywia­dow­cze. Na samym szczy­cie – Główny Zarząd Wywia­dow­czy (Roz­po­znaw­czy) Sztabu Gene­ral­nego, GRU.

Nikomu nie przy­szło do głowy, żeby tłu­ma­czyć: Główny Zarząd Wywia­dow­czy do walki z wro­giem zewnętrz­nym. To było oczy­wi­ste. Wywiad woj­skowy ma pro­ste zasady: zawsze wia­domo, prze­ciwko komu działa. Cze­ki­ści mają ina­czej. Dzia­łają na dwa fronty: tro­chę prze­ciwko wro­gowi zewnętrz­nemu i sporo – prze­ciwko wła­snym oby­wa­te­lom. Dla­tego pod­czas wojny cze­ki­ści mieli wywia­dow­ców za wła­sną linią frontu. Wpro­wa­dzono nawet spe­cjalne okre­śle­nie, żeby wyróż­nić sto­sun­kowo nie­wielką liczbę wywia­dow­ców NKWD dzia­ła­ją­cych prze­ciwko wro­gowi zewnętrz­nemu spo­śród głów­nej masy „szpie­gów” peł­nią­cej zupeł­nie inne funk­cje. Żoł­nie­rze okre­ślali ich nie ina­czej jak „też szpie­dzy”, bogato okra­sza­jąc to stwier­dze­nie epi­te­tami, z któ­rych sły­nie język rosyj­ski, a które nie nadają się do druku.

Wiele lat po woj­nie mia­łem oka­zję poznać jed­nego z tych „też szpie­gów”. W wydzia­łach i zarzą­dach mobi­li­za­cyj­nych szta­bów prze­cho­wy­wano akta męskiej popu­la­cji kraju, gdyż pod­czas mobi­li­za­cji wszy­scy męż­czyźni do bar­dzo sędzi­wego wieku pod­le­gali obo­wiąz­kowi mobi­li­za­cyj­nemu. Każdy ofi­cer liniowy w cza­sie pokoju miał obo­wią­zek poznać swo­ich rekru­tów, któ­rzy po mobi­li­za­cji tra­fią pod jego dowódz­two.

Sie­dzę sobie w wiel­kiej piw­nicy, prze­kła­dam papiery, aż wpada mi w ręce teczka fron­to­wego wywia­dowcy. Cała pierś w odzna­cze­niach. Mobi­li­zo­wać go już nikt nie będzie i może się oka­zać, że jego doświad­cze­nie bojowe zosta­nie bez­pow­rot­nie utra­cone. Pomy­śla­łem sobie, że zapro­szę wete­rana w gości do żoł­nie­rzy 808. samo­dziel­nej kom­pa­nii wywia­dow­czej spe­cjal­nego prze­zna­cze­nia – niech poopo­wiada o woj­nie. Tym bar­dziej że mieszka nie­da­leko. Odna­la­złem go, zapra­szam, powia­dam: grzech nie sko­rzy­stać z oka­zji, żeby mło­demu poko­le­niu prze­ka­zać doświad­cze­nie. A ten się upiera: nie wolno. Im bar­dziej się opiera, tym więk­sza budzi się we mnie cie­ka­wość: wojna już dawno za nami, a ten jakieś wiel­kie tajem­nice skrywa!

Tro­chę potrwało, zanim go roz­gry­złem. Rzecz jasna, sporo zje­dli­śmy i wypi­li­śmy. Opo­wie­dział mi, że w cza­sie wojny pra­co­wał w wywia­dzie, ale nie na fron­cie, tylko w miej­scu dużo waż­niej­szym. Był wywia­dowcą wewnętrz­nym. Całą wojnę spę­dził w oko­li­cach Sara­towa i Kuj­by­szewa, gdzie woj­ska nie­miec­kie nie dotarły. W cza­sie wojny sie­dział w naszym obo­zie fil­tra­cyj­nym.

Nie­udolna wła­dza komu­ni­styczna zosta­wiła miliony swo­ich żoł­nie­rzy w nie­woli nie­miec­kiej. Ci, któ­rzy ją prze­żyli, po powro­cie musieli przejść przez obozy fil­tra­cyjne. Wyobraź­cie sobie, ilu takich obo­zów było trzeba, żeby prze­szedł przez nie cho­ciaż milion żoł­nie­rzy. A prze­cież tra­fiali do nich nie tylko ci, któ­rzy zali­czyli nie­wolę, ale i ci, któ­rzy wydo­stali się z okrą­że­nia. Takich też były miliony.

W obo­zie powra­ca­ją­cego prze­py­tuje cała komi­sja śled­czych: gdzie był, co robił, kogo spo­tkał, co może o nim powie­dzieć? Każdy opo­wiada o sobie oraz o wszyst­kich, któ­rych poznał i widział. Opo­wia­dasz o wszyst­kich i wszy­scy opo­wiadają o tobie. Póź­niej porów­nuje się miliony takich pro­to­ko­łów.

Ponadto w każ­dym obo­zie fil­tra­cyj­nym sie­dzi grupa „też szpie­gów”. Nie prze­sia­dy­wali w gabi­ne­tach. Znaj­do­wali się za dru­tem kol­cza­stym. Uda­wali takich, co wyrwali się z okrą­że­nia albo byli w nie­woli. Nazy­wano ich wewnątrz­o­bo­zo­wymi albo wię­zien­nymi wywia­dow­cami. Dzie­lili się tyto­niem i kromką chleba, mogli zdo­być flaszkę spi­ry­tusu (rze­komo skra­dzio­nego w wię­zien­nym szpi­talu), można było z nimi na wię­zien­nej pry­czy się napić, opo­wia­dali swoje rzewne histo­rie i uważ­nie wysłu­chi­wali cudzych. A póź­niej mel­do­wali. Za co otrzy­my­wali ordery. Za męstwo, odwagę i boha­ter­stwo.

Wła­śnie taki „też szpieg” sie­dział teraz ze mną. Przez cztery lata wojny „wal­czył” na głę­bo­kich tyłach, tysiąc kilo­me­trów od linii frontu. Ale leciał mu staż wojenny: rok służby był liczony jako trzy.

Jak i całą resztę wzy­wano go na prze­słu­cha­nia. A raczej donosy i mel­dunki, pod­czas któ­rych dokar­miano go sma­żo­nymi ziem­nia­kami i ame­ry­kań­skimi kon­ser­wami. Przy­słu­gi­wała mu taka sama racja żywie­niowa jak wywia­dow­com, któ­rzy pra­co­wali na nie­miec­kich tyłach. W tym cze­ko­lada i mleko skon­den­so­wane.

Na jego ksią­żeczkę oszczęd­no­ściową prze­le­wano tysiące rubli. Nada­wano mu stop­nie woj­skowe. Odzna­czano orde­rami. Uwa­żał się za wete­rana wojen­nego. Sądził, że jego praca w wywia­dzie wewnętrz­nym NKWD była waż­niej­sza od dzia­łal­no­ści wywia­dow­ców na fron­cie. Obno­sił się z Orde­rem Czer­wo­nego Sztan­daru i Orde­rem Czer­wo­nej Gwiazdy, żoł­nier­skim meda­lem Za Odwagę.

Po jego donie­sie­niach ktoś lądo­wał w wię­zie­niu, a kogoś wypro­wa­dzano na skraj dołu poza tere­nem obozu. Być może on sam wypro­wa­dzał tych, z któ­rymi wczo­raj na pry­czy o życiu roz­ma­wiał. A jeżeli nie wypro­wa­dzał, to skąd się wzięły ordery? Czoł­gów nie­miec­kich nie wysa­dzał i do wro­gich samo­lo­tów nie strze­lał.

4

W 1991 roku nada­rzyła się oka­zja, by jeśli nie roz­wią­zać, to przy­naj­mniej zneu­tra­li­zo­wać tajną armię wro­gów ludu. Ich ustrój zgnił i się roz­pa­dał. Wszy­scy wie­dzieli, że w ciele spo­łe­czeń­stwa znaj­duje się wie­lo­mi­lio­nowy paso­żyt, który wysysa z niego krew i zatruwa wszystko wokół.

Co z nim zro­bić?

Posta­no­wiono: niech sobie żyje!

Nikt nie nawo­ły­wał, żeby dono­si­cieli zli­kwi­do­wać. Pro­po­no­wano, aby dono­si­cieli – czyli wywiad wewnętrzny – ujaw­nić, podać nazwi­ska. Żeby w przy­szło­ści inni nie mieli ochoty wstę­po­wać w sze­regi kon­fi­den­tów. Hordy szpicli zosta­łyby uniesz­ko­dli­wione poprzez zwy­czajne ujaw­nie­nie ich nazwisk.

Ale nasi dobrzy oby­wa­tele tego nie zro­bili, bo prze­cież dono­si­cie­lom można by przy­pad­kiem krzywdę zro­bić. Sądzono, że obu­dzi się w nich sumie­nie i sami prze­staną dono­sić. Zmie­nią się. Zre­edu­kują. A towa­rzy­sze z Łubianki, jak łudziło się wielu, zre­zy­gnują z pracy, swo­ich pen­sji, dacz, pre­mii i pójdą ulice zamia­tać.

Bez­pieka w tam­tym momen­cie histo­rycz­nym bar­dzo szybko się odna­la­zła. Gdy wie­czo­rem 22 sierp­nia 1991 roku po nie­uda­nej pró­bie puczu na placu Łubiań­skim odbył się wielki wiec i tysiące ludzi były gotowe sztur­mo­wać budy­nek KGB, ener­gię pro­te­stu umie­jęt­nie skie­ro­wano na pomnik Dzier­żyń­skiego. KGB udało się zneu­tra­li­zo­wać sytu­ację: skoń­czyło się na tym, że decy­zją rady miej­skiej Moskwy w nocy z 22 na 23 sierp­nia figurę Żela­znego Feliksa zde­mon­to­wano i razem z coko­łem wywie­ziono na pustą działkę w pobliżu nowego budynku Gale­rii Tre­tia­kow­skiej. Wra­że­nie było takie, jakby oni sami wyrwali tru­jący chwast. Ale korzeń pozo­stał…

Na czym opie­rał się komu­nizm?

Na stra­chu.

A strach?

Na dono­si­cie­lach. Na wywia­dzie wewnętrz­nym.

Komu­nizm rze­komo się skoń­czył, ale mecha­nizm kon­troli spo­łecz­nej pozo­stał. Każdy z nas ma w piw­ni­cach na Łubiance teczkę. W oto­cze­niu każ­dego z nas zawsze jest jakiś „też szpieg”. Tak jak kie­dyś przy­słu­chuje się, przy­gląda, węszy. Spo­łe­czeń­stwo jest tar­gane odwiecz­nym stra­chem, a wła­dze mają do dys­po­zy­cji scen­tra­li­zo­waną, zdy­scy­pli­no­waną armią wyszko­lo­nych bojow­ni­ków nie­wi­dzial­nego frontu, goto­wych toczyć wojnę z oby­wa­te­lami z taką samą zacie­kło­ścią jak za towa­rzy­sza Dzier­żyń­skiego.

Z tego tru­ją­cego korze­nia nie mógł wykieł­ko­wać inny niż tru­jący pęd. I wykieł­ko­wał. Oplótł rosyj­skie pań­stwo niczym paso­żyt.

Można burzyć i budo­wać pomniki, zmie­niać nazwy insty­tu­cji pań­stwo­wych, wymy­ślać i two­rzyć demo­kra­tyczne deko­ra­cje, jed­nak istota wła­dzy pań­stwo­wej w Rosji się nie zmieni: za naszymi ple­cami – nie­zli­czone hordy infor­ma­to­rów wewnątrz­re­sor­to­wych, obo­zo­wych, wię­zien­nych, dwor­co­wych i innych podob­nego auto­ra­mentu.

O czym mówię? A o tym, że Rosja nie zazna szczę­ścia, dopóki ist­nieje masowe dono­si­ciel­stwo i stada dono­si­cieli. I pro­szę nie mylić: wywiad – to zdo­by­wa­nie i ana­liza infor­ma­cji o nie­przy­ja­cielu. W tej książce będziemy mówić o wywia­dzie woj­sko­wym, w któ­rym nie ma podziału na zewnętrzny i wewnętrzny zwy­czaj­nie dla­tego, że wła­snych oby­wa­teli nie trak­tuje on jak wro­gów i nie toczy z nimi taj­nej wojny.

| 1

Po co jest potrzebny wywiad agenturalny

1

Na zdję­ciach zro­bio­nych z kosmosu można roz­róż­nić nawet naj­mniej­sze przed­mioty. Z kosmosu można zoba­czyć wszystko. Dla­czego więc w XXI wieku potrze­bu­jemy agen­tów wywiadu? Czy ich pełna chwały histo­ria nie zakoń­czyła się w ubie­głym tysiąc­le­ciu?

Otóż wcale się nie zakoń­czyła.

Poja­wie­nie się sate­li­tów by­naj­mniej nie wpły­nęło na klu­czową rolę szpie­gów na polach taj­nej wojny, nie usu­nęło ich z nie­wi­dzial­nych fron­tów, a nawet nie pomniej­szyło ich zna­cze­nia. Prze­ciw­nie: praca agen­tów wywiadu w XXI wieku przy­brała na zna­cze­niu i w przy­szło­ści będzie ono szybko wzra­stać.

Szpieg i sate­lita (jak rów­nież pozo­stałe narzę­dzia wywiadu) uzu­peł­niają się i wspie­rają nawza­jem. Ale w żad­nym przy­padku nie mogą się nawza­jem zastą­pić. Poten­cjał sate­lity cza­sami znacz­nie prze­wyż­sza moż­li­wo­ści szpiega, jed­nak są sytu­acje, w któ­rych czło­wiek radzi sobie znacz­nie lepiej.

Sate­lita może z kosmosu roz­róż­nić naj­drob­niej­sze przed­mioty. Jed­nakże pro­blem polega na tym, że widzi tylko to, co się dzieje w tej chwili. Z kolei ludzie, któ­rzy zbie­rają i ana­li­zują dane, chcie­liby wie­dzieć nie tylko, co się dzieje teraz. Inte­re­suje ich to, co się wyda­rzy jutro, poju­trze albo za dzie­sięć lat. Takie infor­ma­cje może pozy­skać szpieg; żaden sate­lita nie będzie w sta­nie tego doko­nać.

Ist­nieje jesz­cze jedna prze­słanka. Kamery sate­lity lustrują powierzch­nię Ziemi. Sate­lita może poka­zać nam dach pałacu pre­zy­denc­kiego, a nawet sfo­to­gra­fo­wać na nim wszyst­kie gwoź­dzie. Jed­nak nie zoba­czy sejfu w gabi­ne­cie pre­zy­denta, a tym bar­dziej do niego nie zaj­rzy. A szpieg może otwo­rzyć każdy sejf. Zakraść się do niego tak, żeby nikt się nie dowie­dział, że tajem­nice w nim prze­cho­wy­wane już prze­stały być tajem­ni­cami.

Żaden z rodza­jów wywiadu nie pozwala tak dogłęb­nie poznać pla­nów i zamia­rów nie­przy­ja­ciela jak wywiad agen­tu­ralny. Dla­tego na zawsze pozo­sta­nie naj­bar­dziej sku­tecz­nym narzę­dziem zdo­by­wa­nia infor­ma­cji o nie­przy­ja­cielu.

I nie trzeba sobie wyobra­żać szpiega jako super­mana z wytry­chem. Dobry szpieg nie będzie sam otwie­rał sejfu. Znaj­dzie i zwer­buje kogoś, kto będzie miał do niego klucz.

2

Oto kolejny argu­ment prze­ma­wia­jący na korzyść szpie­gów. Wyobraźmy sobie, że nie­przy­ja­ciel prze­pro­wa­dza testy nowego czołgu. Na sta­cjo­nar­nej orbi­cie wprost nad poli­go­nem znaj­duje się nasz sate­lita. Za pomocą sate­lity możemy uzy­skać odpo­wie­dzi na wiele nur­tu­ją­cych nas pytań, lecz nie na wszyst­kie, a nawet nie na naj­waż­niej­sze.

Pyta­nia pozo­staną. Nie wiemy, czy pan­cerz tego czołgu jest jed­no­rodny, czy może wie­lo­war­stwowy. I jaką ma gru­bość? Skład che­miczny? Jeżeli pan­cerz składa się z wielu warstw, to z jakiego są one mate­riału, w jakiej kolej­no­ści i pod jakim kątem uło­żone? Jaka jest żywot­ność sil­nika? W jaki spo­sób uzy­skano takie osiągi? Z jakiego mate­riału są poci­ski: z rdze­niem z węglika wol­framu czy sto­pów zubo­żo­nego uranu? Jaki mają kształt? W jaki spo­sób udało się uzy­skać taką pręd­kość wylo­tową i cel­ność? Żywot­ność lufy przy tak nie­wy­obra­żal­nych obcią­że­niach? A jak działa mecha­nizm łado­wa­nia?

Pytań jest bez liku. Zdo­bę­dziemy co nieco, anga­żu­jąc nasłuch radiowy albo dokład­nie stu­diu­jąc otwarte źró­dła. Jed­nak na wszyst­kie pyta­nia odpo­wie­dzi nie znaj­dziemy. I nie będą one wyczer­pu­jące.

Gdyby nawet udało się odpo­wie­dzieć na wszyst­kie pyta­nia, to i tak nie na wiele to się zda. Odpo­wie­dzi trzeba było szu­kać jakieś pięć lat wcze­śniej, kiedy nie­przy­ja­ciel dopiero roz­po­czy­nał prace nad nowym czoł­giem. Wów­czas mogli­by­śmy opra­co­wać i uru­cho­mić pro­duk­cję broni, która uchro­ni­łaby nas przed tym mon­strum.

Nato­miast gdy nowy czołg nie­przy­ja­ciela zna­lazł się na poli­go­nie testo­wym, a my dopiero zaczy­namy inte­re­so­wać się jego danymi tech­nicz­nymi, ozna­cza to, że jeste­śmy bez­na­dziej­nie spóź­nieni.

Otóż sate­lita jest w sta­nie powie­dzieć, co nie­przy­ja­ciel ma. Jed­nak nie może on zdo­być infor­ma­cji, jak możemy zbu­do­wać taki sam albo jesz­cze groź­niej­szy oręż. Potrafi to tylko szpieg i nikt poza nim. A przy tym szpieg może zdo­być takie dane, zanim zaczną się testy poli­go­nowe i prze­gramy ten wyścig, w dniu, w któ­rym pro­jek­tanci otrzy­mali zada­nie, ale jesz­cze nie wzięli do ręki ołów­ków, a wtedy mamy szanse nie tylko nie prze­grać, lecz wręcz uzy­skać prze­wagę nad nie­przy­ja­cielem.

3

Zga­dza­jąc się z tymi argu­men­tami, rzu­cimy na stół jeden kontr­ar­gu­ment co do roli szpie­gów: 99,99 pro­cent infor­ma­cji obec­nie znaj­duje się w inter­ne­cie. Czyż nie?

Tak!

No to po co potrzebni są szpie­dzy?

Odpo­wiedź jest pro­sta: skoro 99,99 pro­cent całej infor­ma­cji na świe­cie znaj­duje się w inter­ne­cie, to ozna­cza, że 0,01 pro­cent infor­ma­cji w inter­ne­cie nie ma. Bez względu na to, ile infor­ma­cji trafi do sieci, zawsze pozo­sta­nie coś, co nie zna­la­zło się w żad­nych doku­men­tach ani na żad­nych nośni­kach. A gdyby nawet zostało utrwa­lone, to w żad­nym wypadku nie trafi do sieci.

Naj­waż­niej­szych infor­ma­cji nikt ni­gdy nie wrzuci do sieci.

Wywiad agen­tu­ralny ist­nieje wła­śnie po to, żeby zdo­być te nędzne ułamki pro­centa, ponie­waż jest to naj­waż­niej­sza, naj­cen­niej­sza, naj­bar­dziej ukry­wana i chro­niona infor­ma­cja, któ­rej war­tość prze­kra­cza wszystko, co można zdo­być ze źró­deł otwar­tych, półotwar­tych i nawet zamknię­tych, jed­nak zamknię­tych nie­zbyt szczel­nie.

Współ­cze­sny świat szybko się zmie­nia. Staje się bar­dziej zło­żony. Jesz­cze cał­kiem nie­dawno, w dru­giej poło­wie XX wieku, współ­ist­niały dwa ustroje: jeden pod wodzą Sta­nów Zjed­no­czo­nych, drugi – ze Związ­kiem Radziec­kim na czele. Szpie­dzy z Zachodu polo­wali na tajem­nice Wschodu, szpie­dzy ze Wschodu szu­kali tajem­nic Zachodu. Z grub­sza rzecz bio­rąc, na tym to pole­gało.

Dzi­siaj świat roz­padł się na wiele nie­za­wi­słych państw albo grup państw, a sto­sunki mię­dzy nimi nie zawsze są bra­ter­skie i dobro­są­siedz­kie.

Dla­tego szpie­dzy ni­gdy nie zostaną bez pracy.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Tytuł ory­gi­nału: Osnowy szpio­naża

Copy­ri­ght © Wik­tor Suwo­row, 2016

All rights rese­rved

Copy­ri­ght © for the Polish e-book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2016, 2021

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­tor: Agnieszka Horzow­ska

Redak­tor mery­to­ryczny: Hubert Kuber­ski

Pro­jekt i opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki: Zbi­gniew Miel­nik

Foto­gra­fia na okładce

© Kamil Guliev / Shut­ter­stock

Foto­gra­fie zamiesz­czone w książce © 2017 by Dobraya Kniga Publi­shers, chyba że zazna­czono ina­czej

Wyda­nie II e-book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: Szpieg, czyli pod­stawy szpie­gow­skiego fachu, wyd. I, dodruk, Poznań 2022)

ISBN 978-83-8062-805-2

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel. 61 867 81 40, 61 867 47 08

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer