Pieśń o Rolandzie. La Chanson de Roland - Joseph Bédier - ebook

Pieśń o Rolandzie. La Chanson de Roland ebook

Joseph Bédier

0,0

Opis

Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i francuskiej. Version bilingue: polonaise et française.

Pieśń o Rolandzie – francuska pieśń, najstarszy i najbardziej znany francuski epos rycerski, należący do tzw. chansons de geste (pieśni o bohaterskich czynach). Utwór datowany jest na XI wiek, a znany jest z anglo-normandzkiego rękopisu oksfordzkiego z 1170. Autor jest nieznany, jedyną wzmianką o nim jest adnotacja na końcu rękopisu wspominająca osobę o imieniu Turold. Utwór opisuje starcie dwóch cywilizacji: chrześcijańskiej i muzułmańskiej (chociaż wykreowanej w sposób odległy od rzeczywistości), przedstawiając dzieje wyprawy wojennej Karola Wielkiego do Hiszpanii przeciw Saracenom w roku 778, a szczególnie bitwę w wąwozie Roncevaux. Wydarzenia przedstawione są w sposób poważnie odbiegający od prawdy historycznej, a znaczenie bitwy zostało wyolbrzymione (środek typowy dla chanson de geste). W rzeczywistości idący w tylnej straży wojsk Franków Roland, hrabia Bretanii, został zaskoczony przez oddziały Basków, a po zaciętym starciu zabity razem z całym swoim oddziałem. Taką wersję wydarzeń, datowaną na 15 lipca 778, podaje Einhard w swojej kronice. W utworze ambitny hrabia Roland, siostrzeniec Karola, zostaje wciągnięty w zasadzkę i ponosi śmierć wraz z towarzyszącymi mu rycerzami. Ginie nie wzywając posiłków, gdyż taki gest uważał za niehonorowy. (http://pl.wikipedia.org/wiki/Pieśń_o_Rolandzie)

La Chanson de Roland est un poème épique et une chanson de geste du XIIe siècle attribuée parfois sans certitude à Turold (la dernière ligne du manuscrit dit : Ci falt la geste que Turoldus declinet). Neuf manuscrits du texte nous sont parvenus, dont un (manuscrit d'Oxford du début du XIIe siècle, le plus ancien et le plus complet) est en anglo-normand. Ce dernier, redécouvert par l'abbé de La Rue en 1834, est considéré par les historiens comme étant l'original. C'est donc lui que l'on désigne quand on parle sans autre précision de la Chanson de Roland. L'auteur de cette chanson de geste est aujourd'hui encore inconnu. (http://fr.wikipedia.org/wiki/La_Chanson_de_Roland)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 280

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Anonim

Pieśń o Rolandzie La Chanson de Roland

Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i francuskiej Version bilingue: polonaise et française

na język francuski przetłumaczył i opracował Joseph Bédier na język polski przełożył Tadeusz Boy-Żeleński

Armoryka Sandomierz

Projekt okładki: Juliusz Susak 

Na okładce: Bataille de Roncevaux en 778. Mort de Roland Grandes Chroniques de France, enluminées par Jean Fouquet, Tours, vers 1455-1460 Paris

(licencjapublic domain), źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Mort_de_Roland.jpg (This file has been identified as being free of known restrictions under copyright law, including all related and neighboring rights). 

Tekst na podstawie edycji: polskiej z 1932 r. francuskiej z 1922 r. Zachowano oryginalną pisownię.

Copyright © 2015 by Wydawnictwo „Armoryka”

Wydawnictwo ARMORYKA

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

tel +48 15 833 21 41

e-mail:[email protected]

http://www.armoryka.pl/

Pieśń o Rolandzie

I

 Król Karol, cesarz nasz Wielki, siedem pełnych lat zostawał w Hiszpanji, aż po samo morze zdobył tę pyszną ziemię. Niemasz zamku któryby mu się ostał; niemasz muru któryby był cały, niemasz miasta, krom Saragossy stojącej na górze. Włada tam król Marsyl, nie miłujący Boga: Mahometowi służy, do Apolina się modli. Nie ustrzeże się nieszczęścia.

II

 Król Marsyl jest w Saragossie. Przechadza się w sadzie, w cieniu. Kładzie się na ganku z błękitnego marmuru, więcej niż dwadzieścia tysięcy ludu jest wkoło niego. Woła swoje diuki i swoje hrabie: „Słuchajcie, panowie, co za klęska na nas spadła. Cesarz Karol przybył tu ze słodkiej Francji, aby nas pognębić. Nie mam wojska, aby mu wydać bitwę; ludzie moi nie są mocni stawić mu czoła. Radźcie mi, doradcy mądrzy, i chrońcie mnie od śmierci i wstydu”! Żaden poganin nie odpowiedział słowa, prócz Blankandryna z walfundzkiego kasztelu.

III

 Tenci Blankandryn najmędrszy był śród pogan; męstwem swem dzielny rycerz; rozumem dobry rajca swego pana. Rzecze królowi: „Nie przerażaj się, królu! Prześlij Karolowi, dumnemu, hardemu władcy, słowa powolnej służby i wielkiej przyjaźni. Dasz mu niedźwiedzie i lwy i psy; i siedemset wielbłądów i tysiąc wypierzonych sokołów; czterysta mułów ładownych złotem i srebrem, i pięćdziesiąt wozów z których on złoży tabor; i daj mu szczerego złota tyle, aby mógł hojnie opłacić swoich najemników. Przekaż mu, że dość długo wojował już w tej ziemi; że powinienby wracać do Francji, do Akwizgranu, że pośpieszysz tam za nim na święty Michał, że przyjmiesz tam prawo chrześcijan i zostaniesz jego wiernym lennikiem. A zechce zakładników, to poślij mu ich, dziesięciu albo dwudziestu, aby go natchnąć ufnością. Poślijmy mu synów naszych żon; ja poślę mego, choćby miał i zginąć. Lepiej by tam potracili swoje głowy, a my żebyśmy nie stracili naszej swobody i państwa, i nie przyszli do torby żebraczej”.

IV

 Blankandryn mówił: „Na tę moją prawicę, i na tę brodę którą wiatr kołysze mi na piersi, wnet ujrzycie jak francuskie woje stąd odchodzą. Pójdą Frankowie do Francji: to ich ziemia. Kiedy wrócą każdy do swej najdroższej dziedziny, a Karol do Akwizgranu, do swojej kaplicy, będzie tam odbywał na święty Michał uroczyste roki. Przyjdzie święto, dzień upłynie: o nas ani słychu. Dumny jest ów król, a serce ma okrutne: każe uciąć głowy zakładnikom. Lepiej-ci jest, aby oni stradali głowy, a my abyśmy nie stracili naszej pięknej Hiszpanji i nie cierpieli niedoli i klęski!” Poganie rzekli: „Może i prawdę gada”!

V

 Król Marsyl zwołał radę. Zawołał Klaryna Balagierskiego, Estamaryna i jego para Eudropa, i Pryjamona i Garlana brodacza, i Masznera i stryja jego Mahona, i Żynera i Malbjena z za morza, i Blankandryna, iżby im powiedział swoją myśl. Dziesięciu najchytrzejszych odwołał na stronę. „Pójdziecie, barony, do Karola wielkiego. Jest pod Kordową, którą oblega. Będziecie mieli w rękach gałązki oliwne, co oznacza pokój i pokorę. Jeśli chytrością swoją wyjednacie dla mnie zgodę, dam wam złota i srebra co wlezie, i ziem i lenna ile sami zechcecie”. A poganie na to: „Oto mamy zadość”.

VI

 Król Marsyl zamknął radę. Powiada swoim ludziom: „Pójdziecie, panowie. Będziecie nieśli w rękach gałązki oliwne, i powiecie królowi Karolowi Wielkiemu, aby, przez Boga swego, zlitował się nademną: że nie upłynie ani miesiąc, jak doń pośpieszę z tysiącem moich lenników; i przyjmę zakon chrześcijański i zostanę jego wasalem z całą miłością i wiarą. Jeśli chce zakładników, wierę dostanie ich”. Blankandryn rzekł: „W ten sposób uzyskacie dobrą zgodę”.

VII

 Marsyl kazał przywieść dziesięć białych mulic, które mu był przysłał król Sycylji. Wędzidła na nich złote, siodła wykładane srebrem. Posły wsiadają na nie, trzymają w rękach gałązki oliwne. Śpieszą do Karola, który trzyma Francję w swem lennie. Karol nie ustrzeże się przed nimi; oszukają go.

VIII

 Cesarz weseli się, rad jest z siebie. Zdobył Kordowę, mury zrównał z ziemią, zwalił kamienne wieże. Znaczny łup wzięło jego rycerstwo; złoto, srebro, szacowne zbroje. Nie został w mieście ani jeden poganin: wszyscy ubici albo ochrzczeni. Cesarz siedzi w wielkim sadzie; koło niego Roland i Oliwier, diuk Samson i Anzeis hardy, Godfryd andegaweński, sokolnik królewski; i byli tam jeszcze Geryn i Gerjer, i z nimi tylu innych: jest ich ze słodkiej Francji piętnaście tysięcy. Na białych jedwabnych dywanach zasiedli rycerze; dla rozrywki, najstarsi i najmędrsi grają w warcaby i w szachy, a płocha młódź bije się w szable. Pod sosną, wpodle krzaku głogu, ustawiono tron, cały z szczerego złota: tam siedzi król, władnący słodką Francją. Broda jego jest biała, a twarz rumiana; ciało piękne, postać dumna: ktoby go szukał, temu nie trzeba go wskazywać. I posłowie zsiedli z mułów i pokłonili mu się we czci i miłości.

IX

 Pierwszy przemawia Blankandryn. Rzecze królowi: „Witaj imieniem Boga wspaniałego, którego winniśmy ubóstwiać! Słysz, co ci przekazuje król Marsyl, chrobry rycerz. Dobrze się przepytał o wiarę, która zbawia: toteż chce ci dać swoich bogactw w bród, niedźwiedzie i lwy, i charty na smyczy, i siedemset wielbłądów, i tysiąc wypierzonych sokołów, i czterysta mułów objuczonych złotem i srebrem, i pięćdziesiąt wozów, z których uczynisz tabor, naładowanych tyloma grzywnami szczerego złota, że będziesz niem mógł dobrze zapłacić swoich zaciężnych. Dosyć już długo bawiłeś w tym kraju; godzi ci się już wracać do Francji, do Akwizgranu. Tam on podąży za tobą, tak ci uręcza, panie mój”. Cesarz wznosi ręce do Boga, spuszcza głowę i zaczyna dumać.

X

 Cesarz trwa ze spuszczoną głową. Nigdy słowo jego nie było nagle; taki ma obyczaj, iż mówi tylko wedle swej woli. Skoro się wreszcie wyprostował, twarz jego pełna była dumy. Rzecze do posłów: „Bardzoście dobrze powiedzieli. Ale król Marsyl jest moim wielkim wrogiem. Jakąż mogę mieć rękojmię słów, któreście rzekli? – Przez zakładniki, rzekł Saracen, których będziesz miał albo dziesięciu, albo piętnastu, albo dwudziestu. Oddam własnego syna, choćby miał zginąć, a sądzę że dostaniesz i jeszcze godniejszych. Kiedy się znajdziesz w swym cesarskim pałacu, na wielkie święto świętego Michała, pan mój przybędzie do ciebie, on sam ci to uręcza. Tam, w twoich kąpielach, które Bóg uczynił dla ciebie, chce zostać chrześcijaninem”. Karol odpowiada: „Może jeszcze być zbawiony”.

XI

 Zachód był piękny, słońce jasne. Karol kazał odwieść do stajni dziesięć mułów. W sadzie kazał ustawić namiot. Tam podjął dziesięciu posłów; dwunastu rękodajnych troszczy się o ich usługę. Wytrwali tam całą noc, aż nastał jasny dzień. O wczesnym ranku cesarz wstał, wysłuchał mszy i jutrzni. Udał się pod sosnę, wzywa swoich baronów na radę; we wszystkiem co czyni, chce mieć francuskich panów za doradców.

XII

 Cesarz idzie pod sosnę, wzywa na radę swoich baronów: Ogiera diuka i Turpina arcybiskupa; Ryszarda Starego i bratanka jego Henryka; i walecznego hrabiego Gaskonji; Acelina, Tybota rejmskiego i krewniaka jego Milona. Przybyli także Gerjer i Geryn, i z nimi hrabia Roland i Oliwjer, waleczny i szlachetny; i Franków z Francji więcej jest niż tysiąc; i Ganelon przybył, ten, który dopuścił się zdrady. Wówczas zaczyna się ona rada, która tak obróciła się na złe.

XIII

 „Baronowie moi, rzekł cesarz Karol; król Marsyl przysłał mi swoich posłów. Chce mi dać bogactw swoich w bród, niedźwiedzie i lwy, i charty włożone do smyczy, siedemset wielbłądów i tysiąc wypierzonych sokołów, czterysta mułów objuczonych złotem Arabji; do tego więcej niż pięćdziesiąt wozów. Ale wzywa mnie, abym się wrócił do Francji: podąży za mną do Akwizgranu, do mego pałacu, i przyjmie tam naszą wiarę, głosząc iż ta jest najświętsza: zostanie chrześcijaninem i ode mnie będzie przyjmował rozkazy. Ale nie wiem, jaki jest prawdziwy jego zamiar”. Francuzi mówią: „Miejmy się na baczności”.

XIV

 Cesarz powiedział swoje. Hrabia Roland, któremu to nie jest w smak, zrywa się z siedzenia, wstaje, i sprzeciwia się. Rzecze królowi: „Biada ci, królu, jeśli uwierzysz Marsylowi! Oto już siedem pełnych lat, jak przybyliśmy do Hiszpanji. Zdobyłem dla ciebie i Nobles i Commibles; wziąłem Walterrę i ziemię pińską, i Balagier, i Tudelę, i Sezylę. Wówczas król Marsyl dopuścił się wielkiej zdrady: posłał piętnastu swoich pogan, i każdy niósł gałąź oliwną, i wszyscy powiadali ci te same słowa. Naradziłeś się ze swymi Francuzami. Doradzili ci wielkie szaleństwo, wysłałeś do poganina dwóch swoich hrabiów, jeden był Bazan, a drugi Bazyli; i w górach, pod Haltyją, Marsyl uciął im głowy. Prowadź wojnę tak, jakeś rozpoczął! Powiedź pod Saragossę swoje chorągwie; podejmij oblężenie, choćby miało trwać całe twoje życie i pomścij tych, których zdrajca pozabijał”.

XV

 Cesarz siedzi ze spuszczoną głową. Gładzi brodę, targa wąsy, ale nie daje siostrzanowi żadnej odpowiedzi, ani dobrej, ani złej. Francuzi milczą, wyjąwszy Ganelona. Wstaje, idzie przed Karola i zaczyna bardzo dumnie. Rzecze królowi: „Biada ci, gdybyś uwierzył nicponiowi, mnie czy innemu, któryby mówił nie dla twego dobra! Kiedy król Marsyl przekazuje ci, że ze złożonemi dłońmi stanie się twoim lennikiem, i że weźmie całą Hiszpanję jak lenno z twojej łaski, i przyjmie wiarę którą my wyznajemy, kto ci radzi abyśmy odrzucili taką zgodę, ten snać nie wiele dba, królu, jaką my śmiercią pomrzemy. Rada płynąca z pychy nie powinna przeważyć. Poniechajmy szalonych, słuchajmy roztropnych”.

XVI

 Wówczas wysunął się Naim; brodę miał białą, włos na głowie siwy, nie było na dworze lepszego wasala. Rzecze do króla: „Dobrze słyszałeś, królu, odpowiedź, jaką ci dał Ganelon: dorzeczna jest i godzi się jej posłuchać. Zwyciężyłeś Marsyla w wojnie, zabrałeś mu wszystkie zamki, kuszami rozbiłeś mury, spaliłeś jego miasta, pobiłeś ludzi. Dziś, kiedy ci przekazuje że się zdaje na twoją łaskę, czynić mu więcej jeszcze, to byłby grzech. Skoro chce ci dać jako rękojmię zakładników, ta sroga wojna powinna już ustać”. Frankowie rzekli: „Dobrze diuk gada”.

XVII

 „Panowie baronowie, kogóż poślemy do Saragossy, do króla Marsyla?” Diuk Naim odpowiada: „Pojadę, królu, jeśli wasza wola: daj mi wnet rękawicę i laskę”. Król rzecze: „Tyś jest człowiek dobrej rady; na tę moją brodę, nie odjedziesz w tej chwili tak daleko ode mnie. Usiądź zpowrotem, skoro nikt cię nie wzywał”!

XVIII

 „Panowie baronowie, kogo możemy posłać do Saracena, który włada w Saragossie?” Roland odpowiada: „Mogę ja jechać. – Nie, nie pojedziesz, rzecze hrabia Oliwjer. Serce masz harde i pyszne, przyszedłbyś tam do zwady, boję się tego. Jeśli król każe, mogę ja chętnie jechać”. Król spuszcza głowę i tak odpowiada: „Cichajcie obaj! Ani on, ani ty nie ruszycie się krokiem. Na siwą brodę, którą oto widzicie, biada temu, któryby nazwał jednego z dwunastu parów”. Frankowie zmilkli, stoją pomięszani.

XIX

 Wstaje Turpin rejmski, wychodzi z szeregu, i rzecze do króla: „Zostaw w spokoju swoich Franków! Siedem lat trwasz w tym kraju, wiele ścierpieli męki, wiele boleści. Ale daj mnie, panie, laskę i rękawicę, a ja pójdę do hiszpańskiego Saracena; przyjrzę mu się, jak on wygląda”. Cesarz odpowie zgniewany: „Siadaj tam na białym dywanie! I nie odzywaj się już bez mego rozkazu!

XX

 „Frankowie, rycerze moi, rzecze cesarz Karol, wybierzcie mi barona z mojej ziemi, któryby mógł zanieść Marsylowi moje poselstwo”. Roland rzecze: „Niech to będzie Ganelon, mój ojczym”. Frankowie rzekli: „Z pewnością to jest człowiek potemu; gdy jego pominiesz, mędrszego nie znajdziesz”. Aż hrabiego Ganelona zdjął wielki lęk. Zdziera z szyi futro łasicy, został w jedwabnym kubraku. Oczy ma wypukłe, twarz wielce dumną, ciało szlachetne, pierś szeroką: tak jest piękny, że wszyscy parowie mu się przyglądają. Rzecze do Rolanda: „Szalony! Co do ciebie przystąpiło? Wiedzą wszyscy, że jestem twym ojczymem, i oto wskazałeś mnie abym jechał do Marsyla. Jeśli Bóg pozwoli abym wrócił stamtąd, będę ci szkodził ile będę mógł przez całe twoje życie!” Roland odpowie: „To są słowa pyszne i szalone. Wiedzą wszyscy, że ja nie dbam o groźby; ale na posła trzeba nam człeka z głową; jeśli król chce, jestem gotów: pójdę tam za ciebie”.

XXI

 Ganelon odpowiada: „Nie pójdziesz za mnie! Nie jesteś moim wasalem, ani ja twoim panem. Karol rozkazuje, abym wypełnił jego służby; pójdę do Saragossy, do Marsyla; ale nim uśmierzę ten srogi gniew w jakim mnie widzisz, wypłatam ci jaką tęgą sztukę”. Kiedy Roland to słyszy, zaczyna się śmiać.

XXII

 Kiedy Ganelon widzi że Roland się śmieje, tak go to zabolało, że omal nie pękł ze złości; niewiele brak aby postradał zmysły. Rzecze do hrabiego: „Nie kocham cię, ciebie który zwróciłeś na mnie ten niesłuszny wybór. Mój prawy cesarzu, stoję tu przed tobą, chcę dopełnić twego rozkazu.

XXIII

 Pójdę do Saragossy! Tak trzeba, wiem o tem. Kto tam idzie, ten nie wraca. Pamiętaj nadewszystko, że mam za żonę twoją siostrę. Mam z niej syna, najpiękniejszego jaki był w świecie. To Baldwin (rzecze), który będzie wielkim rycerzem. Jemu przekazuję moje ziemie i lenna. Miej go w swej pieczy, ja go już nie ujrzę w życiu”. Karol odpowiada: „Nazbyt masz miętkie serce. Skoro tak rozkazuję, trzeba ci iść”.

XXIV

 Król rzecze: „Ganelonie, zbliż się i przyjmij laskę i rękawicę. Słyszałeś sam: Frankowie cię wybrali. – Panie, rzecze Ganelon, to Roland wszystko uczynił! Będę go nienawidził całe życie, i Oliwiera że jest jego druhem, i jego dwunastu parów za to że go tak kochają. Wyzywam ich, panie, przed twojem obliczem”. Król rzekł. „Nadto się gniewasz. Pójdziesz, wierę, skoro ja każę. – Mogę iść, królu, ale bez żadnej straży, zgoła tak jak poszli Bazyli i jego brat Bazan”.

XXV

 Cesarz podaje mu rękawicę ze swojej prawicy. Ale hrabia Ganelon wolałby tam nie być. Kiedy miał wziąć rękawicę, upadła na ziemię. Frankowie rzekli sobie: „Boże! co to za wróżba? Ten znak wróży nam wielką stratę. – Panowie, rzecze Ganelon, dowiecie się o tem.

XXVI

 „Panie, rzekł Ganelon, puść mnie już. Skoro mi trzeba iść, nie mam się co ociągać”. A król rzeki: „Idź z woli Jezusa i mojej!” Prawicą rozgrzeszył go i przeżegnał znakiem krzyża świętego. Poczem dał mu laskę i pismo.

XXVII

 Hrabia Ganelon idzie na swoją kwaterę. Stroi się w najpiękniejszy rynsztunek jaki posiadał. Na nogi zapiął ostrogi złote, do boku przypasał swój miecz, zwany Murglejem. Siada na Taranta, swego rumaka, wuj jego Ginmer trzyma mu strzemię. Ujrzelibyście wówczas wielu rycerzy płaczących i mówiących doń: „Szkoda twego męstwa! Żyłeś długo na dworze króla i mieliśmy cię za szlachetnego wasala. Tego, kto cię naznaczył abyś tam szedł, tego sam Karol nie zdoła ochronić ani ocalić. Nie, hrabia Roland nie powinien był myśleć o tobie, z nazbyt wielkiego rodu pochodzisz”. Poczem rzekli: „Panie, weź nas z sobą!” Ganelon odpowiada: „Nie daj tego Bóg! Lepiej niech pomrę sam, a tylu zacnych rycerzy niech zostanie przy życiu. Wrócicie, panowie moi, do słodkiej Francji. Pozdrówcie odemnie moją żonę, i Pinabela, mego druha i para, i Baldwina mego syna... Wspomagajcie mnie i miejcie go za swego pana”. I puścił się w drogę.

XXVIII

 Ganelon jedzie pod wysokiemi drzewami oliwnemi. Przybył do posłów saraceńskich i do Blankandryna, który wszedł z nim w pogwarkę. Obaj rozmawiają bardzo chytrze. Blankandryn powiada: „To cudowny człowiek ten Karol. Podbił Pulję i całą Kalabrję; przebył morze słone i zdobył świętemu Piotrowi haracz Anglji; czego on jeszcze chce tutaj w naszym kraju?” Ganelon odpowiada: „Taka jest jego ochota. Nie będzie człowieka takiego jak on”.

XXIX

 Blankandryn powiada: „Frankowie to ludzie bardzo szlachetni. Ale wielką krzywdę czynią swemu panu owi diuki i komesy, którzy mu dają takie rady: wyczerpią go i zgubią, i innych z nim”. Ganelon odpowiada: „Nie jest to prawda, o ile wiem, o nikim, za wyjątkiem Rolanda, który to kiedyś odpokutuje. Kiedyś rano cesarz siedział w cieniu. Przyszedł jego bratanek, w pancerzu na grzbiecie, niósł ze sobą łup z pod Karkasyny. Trzymał w ręce rumiane jabłko. Weź, miły panie, rzekł do stryja, wszystkich królów korony daję ci w podarunku. Duma jego łacno może go zgubić, codziennie wystawia się na śmierć. Niechże go kto ubije: będziemy mieli cały spokój”.

XXX

 Blankandryn rzecze: „Roland jest wielce godzien nienawiści, iż chce przywieść do niewoli wszystkie narody i rości sobie prawa do wszystkich ziem. Gdy chce tyle dokazać, na kogo on liczy?” Ganelon odpowiada: „Na Francuzów! Tak go kochają, że nigdy mu nie chybią. Daje im wbród złota i srebra, mułów i rumaków, materje jedwabne, zbroje. Samemu cesarzowi daje wszystko czego pragnie: zdobędzie mu ziemię odtąd aż do Wschodu”.

XXXI

 Tak długo jechali razem Ganelon i Blankandryn, aż wymienili obietnicę i ślubowanie: postarają się jakby zgładzić Rolanda. Tak jechali przez drogi i jary aż do Saragossy, gdzie zsiedli na ziemię pod cisem. W cieniu sosny stał tam tron, okryty aleksandryjskim jedwabiem. Tam siedział król, władający całą Hiszpanją. Dokoła niego dwadzieścia tysięcy Saracenów. Żaden nie pisnął słowa, tak są ciekawi nowin, które pragną usłyszeć. Oto przybywają Ganelon i Blankandryn.

XXXII

 Blankandryn przybył przed Marsyla; wiedzie za rękę hrabiego Ganelona. Rzecze królowi: „Bądź pozdrowion w imię Mahometa i Apolina, którego strzeżemy świętych praw! Dopełniliśmy twego poselstwa u Karola. Do nieba podniósł obie ręce, pochwalił swego Boga i nie dał innej odpowiedzi. Przysyła ci oto swego szlachetnego barona, rodem z Francji, bardzo znamienitego człeka. Przez niego dowiesz się, czy będziesz miał pokój czy nie”. Marsyl odrzecze: „Niech mówi, posłuchajmy go!”

XXXIII

 Hrabia Ganelon głęboko rzecz rozważył. Z wielką sztuką zaczyna jak człowiek świadomy dobrej mowy. Powiada królowi: „Bądź pozdrowion w imię wspaniałego Boga, którego winniśmy chwalić! Oto co ci przekazuje waleczny Karol: przyjm świętą wiarę chrześcijańską, a da ci połowę Hiszpanji w lenno. Jeśli nie chcesz przyjąć tej zgody, będziesz pojmany i związany siłą; zawiedziony będziesz do miasta Akwizgranu, tam wyrokiem sądu zakończysz swój żywot, umrzesz śmiercią haniebną i szpetną”. Król Marsyl zadrżał. Trzymał w ręku grot opierzony złotem. Chce ugodzić posła, ale powstrzymano go.

XXXIV

 Król Marsyl zmienił się na twarzy. Potrząsa grotem. Kiedy to ujrzał Ganelon, kładzie rękę na mieczu. Dobył go z pochew na dwa palce. Rzecze doń: „Jesteś bardzo piękny i błyszczący. Tak długo byłbym cię nosił na dworze królewskim! Nie będzie miał prawa powiedzieć cesarz francuski, żem zginął samotny na obcej ziemi, bez tego aby najwaleczniejsi nie kupili cię po godnej cenie”, Poganie rzekli: „Przeszkodźmy bitwie!”

XXXV

 Tak długo prosili najznaczniejsi Saracenowie, aż król Marsyl usiadł zpowrotem na tronie. Algalif rzekł: „Przywiódłbyś nas do zguby, gdybyś ugodził Francuza; należy ci wysłuchać go i wyrozumieć”. „Panie, rzekł Ganelon, to są rzeczy, które mi trzeba ścierpieć. Ale za wszystko złoto stworzone przez Boga, ani za wszystkie bogactwa tego kraju, nie omieszkam powiedzieć ci, jeśli będę miał swobodę, tego co Karol, potężny król, przekazuje ci przezemnie jako swemu śmiertelnemu wrogowi”. Miał na sobie sobolowy płaszcz pokryty aleksandryjskim jedwabiem. Zrzuca go w ręce Blankandryna; ale miecza nie popuszcza. Trzyma go w prawej pięści za złoconą rękojeść. Poganie mówią: „Oto szlachetny baron!”

XXXVI

 Ganelon postąpił przed króla. Rzecze doń: „Niesłusznie się gniewasz, skoro Karol, który włada nad Francją, oznajmia ci co następuje: przyjm wiarę chrześcijańską, a da ci w lenno połowę Hiszpanji. Drugą połowę dostanie Roland, jego siostrzan; podzielisz się z bardzo pysznym kompanem. Jeśli nie zechcesz przyjąć tej ugody, król oblegnie cię w Saragossie: siłą pojmie cię i zwiąże, zawiodą cię prosto do miasta Akwizgranu; nie będziesz miał na drogę koniuszego ani rumaka, mulicy ani muła, na którychbyś mógł jechać; rzucą cię na nędzne juczne bydlę i tam, z wyroku sądu, utną ci głowę. Takie zlecenie przesyła ci nasz cesarz”. Wetknął pismo poganinowi w prawicę.

XXXVII

 Marsyl pobladł z gniewu. Łamie pieczęć, odrzuca wosk, patrzy na pismo, poziera co tam napisano: „Karol mi przekazuje, król który dzierży prawem pańskiem całą Francję, abym wspomniał jego gniew i ból z przyczyny Bazana i brata jego Bazylego, którym uciąłem głowę w górach haltońskich. Jeśli chcę ocalić życie, mam mu posłać wuja Algalifa; inaczej nigdy mnie nie pokocha”. Zaczem syn Marsylowy przemówił i rzekł do króla: „Ganelon mówił jak szaleniec. Zawiele powiedział, nie ma już prawa żyć. Wydaj mi go, wymierzę mu sprawiedliwość”. Kiedy Ganelon to słyszy, potrząsa mieczem, idzie pod sosnę, opiera się o pień.

XXXVIII

 Marsyl udał się do sadu; zabrał z sobą najlepszych wasalów. Przybył tam i Blankandryn siwowłosy, i Żyrfaret jego syn i spadkobierca, i Algalif jego wuj i lennik. Blankandryn powiada: „Wezwijcie Francuza; będzie nam służył, poprzysiągł mi to na wiarę”. Król rzecz: „Przywiedźcie go tedy”. I Blankandryn wziął go za prawą rękę i prowadzi go do sadu aż do króla. Tam układają szpetną zdradę.

XXXIX

 „Miły panie Ganelonie, rzecze Marsyl, postąpiłem z tobą zbyt nagle, kiedy w gniewie swoim chciałem cię uderzyć. Daję ci w zakład te skóry sobolowe, warte więcej niż pięćset funtów złota, że, nim przyjdzie jutrzejszy wieczór, zapłacę ci piękną grzywnę”. Ganelon odpowiada: „Nie odmawiam. Niech Bóg, jeśli jego wola, nagrodzi cię za to”.

XL

 Marsyl powiada: „Ganelonie, wiedz szczerą prawdę, że bardzo pragnę cię miłować. Chcę słuchać, co powiesz o Karolu Wielkim. Jest bardzo stary, już wyżył swój wiek; tak mniemam, że ma przeszło dwieście lat. Po tylu ziemiach obnosił swoje ciało, tyle przyjął ciosów na swą tarczę, tylu bogatych królów przywiódł do torby żebraczej: kiedyż sprzykrzy mu się wojowanie?” Ganelon odrzecze: „Karol nie taki jest jak myślisz. Niema człowieka, któryby go ujrzał i poznał, iżby nie rzekł: cesarz, to jest tęgi zuch. Niepodobna go dosyć chwalić ani sławić: więcej w nim jest czci i więcej cnót, niżby to rzekły moje słowa. Kto mógłby opisać jego wielkie męstwo? Bóg opromienił go takiem szlachectwem! Raczej wolałby umrzeć, niż chybić swoim baronom”.

XLI

 Poganin rzekł: „Dziwuję się, i mam przyczynę. Karol jest stary i sędziwy: wedle mego rozumienia ma dwieście lat albo więcej; przez tyle ziem obnosił w trudach swoje ciało, tyle zniósł ciosów od włóczni i grotów, doprowadził do nędzy tylu bogatych królów: kiedyż ustanie w toczeniu tych wojen. – Nigdy, rzekł Ganelon, dopóki będzie żył jego siostrzan. Niema pod sklepieniem niebios tak mężnego rycerza jak Roland. I dzielny jest też Oliwier, jego druh. A dwunastu parów, których Karol tak miłuje, to jego przednia straż, wraz z dwudziestoma tysiącami konnych. Karol jest bezpieczny i nie boi się nikogo w świecie”.

XLII

 Saracen rzekł: „Cuduję się wielce. Karol szedziwy jest i biały; wedle mego sądu ma dwieście lat i więcej; przez tyle ziem przeszedł jako zdobywca, tyle wziął ciosów od ostrych i tęgich włóczni, tylu bogatych królów zabił i zwyciężył w bitwie, kiedyż mu się sprzykrzy wojować?” „Nigdy, rzekł Ganelon, dopóki Roland będzie żył. Niema tak dzielnego jak on aż do samego Wschodu. I jego druh Oliwier waleczny jest bardzo. A dwunastu parów, których Karol tak miłuje, tworzy jego przednią straż z dwudziestoma tysiącami Francuzów. Karol jest bezpieczny, nie boi się nikogo na ziemi”.

XLIII

 „Miły panie Ganelonie, rzekł król Marsyl, mam wojsko takie, że piękniejszego nie ujrzysz; mogę mieć czterysta tysięcy rycerzy: czy mogę zwalczyć Karola i Francuzów?” Ganelon odrzecze: „Nie tak rychło! Straciłbyś swoich pogan mnogo. Zostaw szaleństwo, trzymaj się rozsądku! Daj cesarzowi tyle ze swoich dóbr, iżby nie było Francuza, któryby się nie cudował. Za dwudziestu zakładników, których mu poślesz, odjedzie król do słodkiej Francji, zostawi za sobą swoją tylną straż. Będzie w niej, sądzę, siostrzan jego Roland, takoż Oliwier, waleczny i dworny; zginą ci dwaj hrabiowie, jeśli zechcecie mnie posłuchać. Upadnie wielka duma Karolowa; odejdzie mu ochota wojować przeciw tobie”.

XLIV

 „Miły panie Ganelonie, jak mógłbym zgubić Rolanda?” Ganelon odpowiada: „Powiem ci to chętnie. Król zapuści się w wąwozy Cizy: za sobą zostawi tylną straż. Będzie w niej jego siostrzan, potężny hrabia Roland, i Oliwier na którym tak polega, i z nimi dwadzieścia tysięcy Francuzów. Poślij sto tysięcy swoich pogan, i niech im wydadzą pierwszą bitwę. Naród francuski ucierpi tam srodze, i będzie tam też, nie przeczę, wielkie mordowanie twoich. Ale wydaj im tak samo drugą bitwę: czy padnie w jednej czy w drugiej, Roland nie ujdzie. Wówczas spełnisz piękny rycerski czyn i przez całe życie nie będziesz już miał wojny.

XLV

 „Gdyby kto mógłby sprawić aby Roland tam poległ, Karol straciłby prawą rękę swego ciała. Byłby to koniec jego wspaniałego wojska. Karol nie zebrałby już tak wielkiej armji, ziemia przodków twoich miałaby spokój”. Kiedy Marsyl to słyszy, ucałował go w szyję.

XLVI

 Marsyl powiada: „Układ nic nie wart, jeśli mi nie przyrzeczesz zdradzić Rolanda”. Ganelon rzecze: „Niech się stanie jak tego pragniesz”. Na relikwie swego miecza Murgleja, zaprzysiągł zdradę, i oto co uczynił.

XLVII

 Było tam krzesło, całe z kości słoniowej. Marsyl kazał przynieść książkę, jest w niej spisane prawo Mahometa i Terwagana. I przysiągł Saracen hiszpański, że, jeśli znajdzie Rolanda w tylnej straży, wyda bitwę z całem swem wojskiem i, jeśli możebna, Roland tam zginie. Ganelon odpowiada: „Oby się twoja wola spełniła!”

XLVIII

 Zaczem przybywa poganin niektóry, Waldabron. Zbliża się do króla Marsyla. Śmiejąc się głośno, powiada do Ganelona: „Weź mój miecz, nikt nie ma lepszego, sama rękojeść warta więcej niż tysiąc mangonów. Przez przyjaźń, miły panie, daję ci go; a ty pomożesz nam tak, abyśmy zdybali w tylnej straży Rolanda. – Tak się stanie”, odpowiada hrabia Ganelon. Zaczem ucałowali się w twarz i w brodę.

XLIX

 Potem przyszedł inny poganin, Klimoryn. Śmiejąc się głośno, rzekł do Ganelona: „Weź mój hełm, od którego nigdy nie widziano lepszego, i pomóż nam przeciw margrabi Rolandowi, tak abyśmy go mogli pohańbić. – Tak się stanie”, odparł Ganelon. Zaczem ucałowali się w usta i w twarz.

L

 Zaczem przyszła królowa Bramimonda: „Kocham cię wielce, rycerzu, rzekła do Ganelona, albowiem pan mój szacuje cię wielce, i wszyscy jego ludzie. Daję twojej żonie dwa naszyjniki, całe ze złota, z ametystów, z hjacyntów; warte są więcej niż wszystkie bogactwa Rzymu; nigdy twój cesarz nie miał tak pięknych”. Wziął je i wsadził za cholewę.

LI

 Król przywołał Maldwita, swego podskarbiego: „Czy skarb dla Karola jest przygotowany? – Tak panie, w porządku: siedemset wielbłądów objuczonych złotem i srebrem, i dwudziestu zakładników, najszlachetniejszych jacy są na ziemi”.

LII

 Marsyl wziął Ganelona za ramię. Rzekł doń: „Jesteś bardzo waleczny i mądry. Na tę wiarę, którą uważasz za najświętszą, nie odbieraj nam już swego serca! Dam ci bogactw wbród, dziesięć mułów objuczonych najczystszem złotem Arabji; nie minie rok, abym ci nie dał tyleż. Masz oto klucze tego wielkiego miasta; opisz jego skarby królowi Karolowi; potem spraw, aby oddano Rolandowi tylną straż. Jeśli go zdołam dopaść w jakim wąwozie lub przesmyku, wydam mu śmiertelną bitwę”. Ganelon odpowiedział: „Nadtom się zapóźnił tutaj”. Siada na koń i puszcza się w drogę.

LIII

 Cesarz wraca na swoją kwaterę. Przybył do miasta Galny: hrabia Roland zdobył je i zniszczył; od tego dnia stało sto lat pustką. Król czeka nowin od Ganelona i haraczu z Hiszpanji, wielkiego kraju. O świcie, kiedy dzień wstaje, Ganelon hrabia przybywa do obozu.

LIV

 Cesarz wstał wcześnie. Wysłuchał mszy i jutrzni. Stoi przed namiotem na zielonej murawie. Jest przy nim Roland, i waleczny Oliwjer, i diuk Naim, i wielu innych. Przybywa Ganelon, wiarołomca. Chytrze nad podziw zaczyna mówić: „Bądź pozdrowiony w imię Boga!” rzecze do króla. „Przynoszę ci klucze Saragossy, oto są; a oto wielki skarb, który ci przywożę; i dwudziestu zakładników; każ ich oddać pod pilną straż. I król Marsyl, dzielny rycerz, przekazuje ci, że, jeśli ci nie wydal Algalifa, nie powinieneś go za to ganić, na własne oczy bowiem widziałem czterysta tysięcy wojska pod bronią, odzianych w koszulki druciane, w hełmach na głowie i przy mieczach o rękojeści z rzeźbionego złota, którzy odprowadzili Algalifa aż do morza. Uciekli od Marsyla, z przyczyny wiary chrześcijańskiej, której nie chcieli przyjąć ani chować. Nie upłynęli ani czterech mil, kiedy chwyciła ich burza i nawałnica, utonęli i nigdy nie ujrzysz żadnego z nich. Gdyby Algalif był żyw, byłbym ci go przywiódł. Co do pogańskiego króla, wierzaj, nie upłynie miesiąc, jak on pośpieszy za tobą do Francji, przyjmie tam wiarę którą ty wyznajesz, ze złożonemi dłońmi zostanie twoim wasalem, od ciebie przyjmie królestwo Hiszpanji”. Król rzekł: „Bogu niech będą dzięki! Dobrze mi usłużyłeś, wielką otrzymasz nagrodę”. Zatrąbiono w wojsku w tysiąc trąb. Frankowie zwinęli obóz, okulbaczyli bydlęta. Wszyscy ruszyli ku słodkiej Francji.

LV

 Karol Wielki spustoszył Hiszpanję, wziął zamki, pogwałcił miasta. Wojna jego (rzecze) skończona. Ku słodkiej Francji koń niesie cesarza. Wieczorem, hrabia Roland przywiązał do swej włóczni chorągiew z wysokiego kopca, podnosi ją ku niebu: na ten znak, Frankowie wznoszą namioty w całej okolicy. Tymczasem przez szerokie doliny jadą poganie w pancerzach na grzbiecie, w hełmach zawiązanych na rzemyki, z mieczem przy boku, z tarczą na szyi, z nastawioną włócznią. W lesie, na szczycie gór, przystanęli. Jest ich czterysta tysięcy, czekających świtu. Boże! czemuż Francuzi nie wiedzą o tem!

LVI

 Dzień ma