Żywoty Świętych Pańskich. Tom Ósmy. Sierpień - Władysław Hozakowski - ebook

Żywoty Świętych Pańskich. Tom Ósmy. Sierpień ebook

Władysław Hozakowski

3,0

Opis

Tom zawiera życiorysy osób świętych i błogosławionych, których Kościół katolicki wspomina w miesiącu sierpniu

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 229

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




ŻYWOTY ŚWIĘTYCH PAŃSKICH

SIERPIEŃ

Na podstawie kalendarza kościelnego z uwzględnieniem dzieła ks. Piotra Skargi T.J. oraz innych opracowań i źródeł na wszystkie dni całego roku ułożył: Ks. Władysław Hozakowski

Armoryka

Projekt okładki: Juliusz Susak 

Na okładce: Albrecht Dürer (1471–1528), All Saints, Adoration of the Trinity (Landauer Altar) (1511), Kunsthistorisches Museum, Wien

(licencja public domain), źródło: http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Albrecht_Dürer_-_Adoration_of_the_Trinity_(Landauer_Altar)_-_Google_Art_Project.jpg (This file has been identified as being free of known restrictions under copyright law, including all related and neighboring rights). 

Wydanie na podstawie edycji poznańskiej z 1908 roku. Zachowano oryginalną pisownię

Copyright © 2018 by Wydawnictwo „Armoryka”

Wydawnictwo ARMORYKA

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

e-mail:[email protected]

SIERPIEŃ

Dnia 1. sierpnia

Święty Piotr w Okowach. (Roku 43.)

Święto Piotra w Okowach obchodzi Kościół katolicki już od czasów najdawniejszych na pamiątkę cudownego ocalenia księcia apostołów i głowy widomej Kościoła z kaźni więziennej. Zdarzenie to opisuje święty Łukasz ewangelista w Dziejach apostolskich. Heród Agrypa, wnuk onego króla Heroda, który wymordować kazał dziatki betlejemskie, wkradłszy się podchlebstwami w łaski cesarza rzymskiego Kaliguli i Klaudyusza, otrzymał rządy nad krajem żydowskim z tytułem króla. Znając usposobienie swego ludu, bardzo wrażliwego na ścisłe zachowanie i przestrzeganie obrządku mojżeszowego, a pełnego nienawiści dla wyznawców nowej wiary Chrystusowej, udawał przebiegły monarcha wielką pobożność; przeciw chrześcijanom wszczął srogie prześladowanie. Tako pierwsze ofiary upatrzył sobie nieustraszonych w głoszeniu wiary apostołów, mniemając, że chrześcijanie, skoro im zabraknie głowy i wodzów, rozproszą się jako wojsko po śmierci hetmana. Kazał więc Heród najpierw pojmać i ściąć r. 42 świętego Jakóba starszego, a widząc wielką stąd radość wśród ludu żydowskiego, polecił uwięzić Piotra świętego, aby go w ten sam sposób zamordować. Był to właśnie czas wielkanocny, wskutek czego ścięcie na później odwlec się musiało; tymczasem zaś zamknięto świętego męża w ciemnicy, związano łańcuchami i silną otoczono strażą żołnierską 

Wieść o uwięzieniu głowy Kościoła napełniła wszystkich wiernych głęboką trwogą; tożby zostali sierotami, bez głowy, bez pasterza najmilszego! Lecz skądże szukać pomocy? Jedyną pociechą, całą nadzieją była modlitwa. Bez przestanku przeto modlili się za Piotra wszyscy wierni do Chrystusa Pana, by zachował przy życiu pasterza trzody Swojej. Jeszcze budowa Kościoła nie stanęła, a już się wali opoka, fundament; jeszcze owce się nie skupiły, a już pasterza tracą; jeszcze sieć nie napełniona, a już odchodzi rybołowca; żałowaliśmy Jakóba, ale więcej boli nas strata Piotra, bo nie Jakóbowi, ale Piotrowi rzekłeś dobry Jezus po trzykroć: paś owce moje! Poczekaj jeszcze Panie, niech nie ginie w okowach ludzkich ten, co sam dusze z ognia piekielnego wyzwala. I wysłuchał Pan gorącej prośby Swoich wiernych i cudem Piotra ocalił. 

Ostatniej nocy przed ścięciem posłał Bóg anioła do więzienia. Znalazł anioł Piotra śpiącego pomiędzy dwoma żołnierzami, do których kajdanami go przywiązano. Wielki Apostole, w kilku godzinach na śmierć wynieść cię mają, a ty śpisz spokojnie! Snać nie boisz się śmierci, która cię złączy z Zbawicielem i Panem twoim! A poseł niebieski, uczyniwszy światłość w celi więziennej, patrzał sam z uwielbieniem na taką ufność męża Bożego i uderzywszy go w bok, obudził Piotra i rzekł: Wstań szybko, opasz się, weź obuwie i ubranie swoje i idź za mną. Zaraz przy pierwszych słowach opadły z rąk i nóg apostoła okowy, a Piotr, któremu to wszystko jakby widzeniem sennem się wydawało, uczynił, co mu anioł nakazał. Gotował się do wyjścia, anioł zaś mu w tem dopomagał. O jakiej to posługi, ubogi rybaku, już na ziemi się doczekałeś! Cesarze w pałacach swoich nie mają takich sług, jakiego tobie do więzienia zesłano! Szedł potem za niebieskim swoim przewodnikiem, mijając jedną i drugą straż wojskową, aż stanął u bramy wiodącej do miasta. Brama sama się rozwarła; prowadził go jeszcze chwilę zbawca, poczem znikł nagle. Teraz dopiero oprzytomniał apostoł; poznał, że ocalenie jego nie było snem, ale zdarzeniem prawdziwem. Począł tedy wielbić Boga, mówiąc: Już widzę, że to nie sny; widzę prawdziwie, iż Pan posłał Swego anioła i wyrwał mnie z rąk Heroda i ludu żydowskiego! Pełen radości podążył do domu Maryi, matki Jana Marka, gdzie zebrało się było wielu wiernych uczniów na modlitwę za swego pasterza. Gdy do drzwi zakołatał, wyszła panienka, imieniem Rode, pytając, co za gość przybywa o tak późnej nocy. Ledwie Piotr się odezwał, poznała głos jego. Toć był to ten sam głos, który po całem Jeruzalem głosił chwałę Chrystusową, który nawracał tysiące ludzi, uzdrawiał chorych na ciele i leczył cierpienia duszy. Z wielkiej uciechy zapomniała drzwi otworzyć, ale pobiegła napowrót do izby, wołając, iż Piotr stoi przed drzwiami. Chrześcijanie mniemali w pierwszej chwili, że dziewczę zmysły postradało, tak niepodobną rzecz im się wydawała; gdy jednak Rode przy swojem obstawała, rzekli niektórzy, że to może anioł stróż Piotra, aż wreszcie na ponowne kołatanie wybiegli wszyscy, otworzyli drzwi i ujrzeli z zdumieniem najmilszego swego pasterza. Kiedy zaś Apostoł święty opowiedział, jak cudownie Pan Bóg z więzienia go ocalił, dziękowali Opatrzności Boskiej, całując z uszanowaniem związane dla Chrystusa ręce i nogi Piotra oraz szaty, które mu ręka anielska podawała. Piotr święty, posławszy wiadomość o swem uwolnieniu do Jakóba jako biskupa jerozolimskiego, opuścił stolicę żydowską i poszedł w świat dalszy szerzyć słowo Boże. Bo nie wybiła jeszcze, przesławny Piotrze, godzina twoja, jeszcze do zachodnich narodów wrócić ci przeznaczono. Nie Jeruzalem, które w gruzach runie i gdzie jeden tylko król włada, ale Rzym, stolica świata całego, będzie miejscem twojej śmierci. Tam dąż, bo Chrystusa tam ujrzysz i na wzór Jego na krzyżu rozpięty, acz głową ku ziemi, w starości swej umrzesz. 

Król dowiedziawszy się nazajutrz o ucieczce Piotra zarządził śledztwo; wykazało się wtenczas, że Bóg cudem sługę Swego ocalił. Na pamiątkę tego cudu zabrali chrześcijanie okowy Piotra świętego i jako świętość je przechowywali najpierw w ukryciu, a później, gdy Kościół wolność uzyskał, w kościele jerozolimskim. Święty Jan Złotousty opowiada w jednem ze swoich kazań, że cesarzowa Eudoksya, żona Teodozego II, będąc na pielgrzymce w Jerozolimie, otrzymała r. 439 od patryarchy tamtejszego Juwenalisa poza innymi świętymi upominkami także owe dwa łańcuchy, którymi kiedyś Piotra skrępowano. Uradowana tak wspaniałym darem, ofiarowała jeden łańcuch katedrze konstantynopolitańskiej, drugi zaś córce swej Eudoksyi, małżonce Walentyniana III. Kiedy taż Eudoksya szczyciła się z daru przed papieżem Sykstusem III., ukazał jej Ojciec święty drugi łańcuch, którym Neron związać kazał był Piotra, zanim wyrok śmierci nań wydał. I stała się rzecz dziwna: skoro przyłożono jeden łańcuch do drugiego, ogniwa tak się spoiły, jakoby to jedne tylko były okowy i jedną wykonane ręką. Co Bóg złączył, cesarzowa rozdzielać nie chciała; postawiła nowy kościół w Rzymie pod wezwaniem świętego Piotra w Okowach, gdzie łańcuchy do dziś dnia oglądać można, uświęcone licznymi cudami. Wielu chorych wyzdrowiało za samem dotknięciem się łańcucha, wielu opętanych uwolniło się od złego ducha. Grzegórz Wielki pisze, że za jego czasów papieże odłamywali od łańcucha drobne okruchy, nadawali im kształt krzyżyków, zamykali w srebrne lub złote kapsułki, które przeznaczali książętom jako zaszczytne odznaczenie. Wykazało się, że mocą cudowną tych krzyżyków wracało wielu chorym dawne zdrowie. Tenże sam Grzegórz opowiada, że pewien szlachcic, ponieważ szydził sobie z cudownej mocy łańcucha, za karę za szyderstwa popadł w szaleństwo, w którem życie sobie odebrał. One okowy, uzacnione ciałem świętego apostoła i męczennika, pozostały drogocenną świętością dla całego Kościoła, boć są znakiem wyraźnym, że moc piekła zwyciężona, a ludowi wiernemu prawdziwa wolność nadana. 

Nauka 

W opisie powyższego zdarzenia z życia księcia apostołów podziwiamy nie tak cudowne Piotra ocalenie, boć Bóg wszechmocny tysiączne ma sposoby, by ratować Swoich wiernych nawet z największego ucisku i nieszczęścia, jak ów dziwny spokój duszy, który skazanemu na śmierć apostołowi jeszcze w ostatnich chwilach niezamąconego niczem snu zażywać pozwolił. Wie Piotr święty, że i godziny jego życia policzone, że umrze wkrótce okrutną śmiercią męczeńska, a śpi słodko. Zaprawdę, wzruszający to obraz! Powiedz nam, wielki apostole, skąd masz ten pokój serca, abyśmy wiedzieli, jak go zdobyć, i w duszy zachować! Pokój duszy jest to czystość sumienia, które z ufnością spogląda w niebo, jest to słodkie przeświadczenie, że Bóg ma w nas upodobanie, żeśmy Jego przyjaciółmi. Kto zdobył ten pokój, ten posiadł skarb najcenniejszy. Bo jest to dar, którego nam świat dać nie może, a który nam tylko Chrystus Pan daje: Pokój mój zostawuję wam, pokój mój daję wam; nie jako świat daje, ja wam dawam, niechaj się nie trwoży serce wasze ani się lęka. Skarb to nie tylko największy, ale też najtrwalszy; inne dobra świat daje i zabiera często bez naszej woli i winy, spokoju duszy zaś nic nam odjąć ani wydrzeć nie może. Prawda, cierpko nieraz i gorzko przypada nam znosić przeciwności i cierpienia doczesne; boć komuż byłoby obojętną rzeczą, cierpieć głód i pragnienie lub opływać w dostatkach, być prześladowanym albo kochanym, zdrowym albo schorzałym? Atoli wszystkie te bóle i krzyże niezdolne są pozbawić nas pokoju duszy niewinnej. Tylko jeden jest nieprzyjaciel okrutny, który wkradając się do duszy naszej, natychmiast odejmuje jej ów błogi pokój, a napełnia ją natomiast bojaźnią i trwogą. Tym naszym wrogiem jest grzech śmiertelny. Niezbożnym, mówi Pismo święte, niema pokoju. A potwierdza to własne doświadczenie każdego z nas. Kiedy to powstawała burza w duszy naszej? Otóż po grzechu ciężkim. Wtedy to, może wśród chwil bardzo rozkosznych, uczuliśmy nagle jakiś dziwny smutek w duszy swej, poznaliśmy, że runęło nasze szczęście, że niema już dla nas pokoju. ˝O grzechy, woła święty Augustyn, jakże gorzką rzeczą jesteście; łatwy wprawdzie do was przystęp, lecz jakże cierpkie, bolesne skutki zostawiacie po sobie. Gdy doradzacie, obiecujecie słodycze i rozkosze, a gdyście już doradziły, aż do śmierci nie przestajecie dręczyć duszy grzesznika˝. I cóż powiemy na to, jeśliśmy może ciężko grzeszyli i pokój serca dawno już utracili? Czyliż go już więcej znaleść i zachować niepodobna? O nie daj tego Boże! Syn Boży zostawił w Kościele świętym źródło pokoju, święty Sakrament pokuty. Kto szczerze wyznaje grzechy swoje, temu grzechy się odpuszczają, a tem samem wraca pokój do skołatanej duszy naszej. Do źródła tego uciekajmy, ilekroć niepokój ogarnie serce nasze, tam znajdziemy ulgę i ochłodę. 

Tego samego dnia. 

Męczeństwo trzech córek św. Zofii. (Około r. 120.) 

Było to za czasów cesarza Hadryana. W Rzymie żyła w świątobliwem wdowieństwie matrona zacnego rodu, imieniem Zofia (Mądrość); trzy swoje młodziuchne córki uczyła gorliwie bogobojności Bożej, a obdarzyła je imionami, które oznaczają najgłówniejsze cnoty wobec Boga jako celu najwyższego, bo nazwała je Wiarą (Fides), Nadzieją (Spes), Miłością (Caritas). Wśród ciągłych niepokojów i udręczeń przez władze rzymskie matka z córkami dopełniały swych obowiązków religijnych, skradając się nieraz o zmierzchu wieczornym lub w nocy do podziemi, aby przed ołtarzem szukać siły i mocy w utrapieniach i prześladowaniach. Zbiry wykryły miejsce schadzek chrześcijańskich; uprowadziły z sobą i trzy siostry na krwawy sąd. Matka w ostatniej chwili pomimo bólu serce przenikającego udzielała im ostatnich napomnień, aby wytrwały przez miłość dla Jezusa i przez miłość do nieśmiertelnej swej duszy. Stanęły siostry przed sędzią; lud pogański licznie się zebrał, aby przypatrzeć się walce niewiast z potęgą państwa wszechświatowego. 

Wiara na żądania sędziego, aby ofiarowała bogom, na jego namowy, podchlebstwa odpowiada gotowością przelania krwi za Tego, który prawdę światu przyniósł i za prawdę tę umarł na krzyżu. Nie złamały dziewicy rózgi dotkliwe, które ciało krwią zbroczyły; nie dotknął jej z woli Bożej ogień, w który wrzucona została; niezwruszona, zahartowana męką oddaje Wiara życie swe pod mieczem kata za prawdę Jezusa. 

Nadzieja w ślady wstępuje siostry; podtrzymuje ją wobec groźby sędziów ufność w obietnice Boże; wie, że Ten, który umarł na krzyżu, wieczną dla wszystkich zgotował w niebie chwałę, że powołuje wszystkich do niej z duszą i ciałem, że ciało ludzkie kiedyś zmartwychwstanie, aby wnijść do wesela Pana Przedwiecznego; niczem wobec tych obietnic podwojone katusze, niczem ognie, tortury, niczem szarpanie ciała, niczem olej wrzący; wszystko Nadzieja ponosi, aby pod mieczem kata dojść do tego szczęścia, w które ufała. 

I Miłość dziewięcioletnia zdumienie budzi pogan zebranych. Kocha jedynie Boga; nie wyjdzie z ust jej ani jeden okrzyk na cześć bożków; nie pohańbi słowem czystego w sercu tego uczucia, które uznaje Boga jako jedynie miłości godnego, a w miłości wszystko inne do Stwórcy odnosi. Ginie Miłość pod mieczem kata, bo nie chce się sprzeniewierzyć miłości Boga. 

Nad grobem swych córek płakała Zofia; trzy dni tęsknoty niewymownej podcięły siły jej życia; umarła przy grobie, w którym też pochowaną została, aby w śmierci nie rozłączać się od dzieci swych. Śmierć mężnej Zofii i bohatyrskich jej córek przypadła około r. 120. Uroczystość ich święci się dnia 1. sierpnia, Zofii zaś wedle innych dnia 30. września. 

Inni święci z dnia 1. sierpnia: 

Św. Bonus, kapłan i męczennik. - Św. Etelwold, biskup z Winchester. - Św. Justa, dziewica i męczenniczka. - Pamiątka siedmiu braci Makabejczyków oraz ich matki, męczenników. - Św. Marya Consolatrix, dziewica. - Św. Nektaryusz, biskup z Vienne - Św. Peregryn, pustelnik. - Św. Werus, biskup z Vienne. 

Dnia 2. sierpnia 

Święty Alfons Liguori, biskup. (1696 - 1787.) 

Święty Alfons Marya Liguori, założyciel kongregacyi Redemptorystów i chluba wieku ośmnastego, urodził się w r. 1696 dnia 27. września w Neapolu. Ojciec jego Józef był kapitanem austryackim, matką bogobojną była Anna Katarzyna Cavalieri. Nad kołyską Alfonsa wyrzekł św. Frańciszek Hieronimo prorocze słowa: Dziecię to długo żyć będzie, zostanie biskupem i wiele zdziała dla chwały niebios. Dobrzy rodzice już od dziecięctwa syna swego wychowywali w pobożności i bojaźni Boga. W 10. roku życia oddali Alfonsa, jako potomka rodu dostojnego, do zakładu młodzieży szlacheckiej Oratoryanów w Neapolu. Chłopiec obdarzony od Boga wielką bystrością umysłu, a przyzwyczajony z domu rodzicielskiego do pobożności i niewinności, odznaczał się tutaj tak pilnością jak nie mniej szczerością duszy i odrazą do złego. Dowiódł tego podczas pewnej przechadzki z towarzyszami. Bawiąc się z nimi w jakąś grę w czasie godzin przeznaczonych na rozrywkę, Alfons zdobył nagrodę. Rozgniewany przeciwnik pomówił go o podstęp. Zabolał Alfonsa taki zarzut, bo czuł się niewinnym. Cóż tedy robi? Rzuca nagrodę wygraną, wołając z oburzeniem: Cóż, czy sądzicie, że wolno obrażać Majestat boży za marny pieniążek? Natychmiast opuścił towarzyszów, zabawy i resztę wolnego czasu spędził na modlitwie. 

Lata nauk swoich zdawał się poświęcać przeważnie pacierzom i służbie Bożej; słuchał bowiem regularnie Mszy św., przystępował co tydzień do Stołu Pańskiego, a każdego dnia modlił się przed Przenajświętszym Sakramentem. Mimo to postępował tak świetnie w szkołach, że już w r. 1713 został doktorem prawa. Był natenczas młodzieniaszkiem siedmnastoletnim. Poświęciwszy się zawodowi adwokackiemu w krótkim czasie powszechne zyskał zaufanie i poważanie. Posłuszny woli rodziców, którzy szerokie utrzymywali stosunki towarzyskie, młody prawnik brał udział w życiu światowem; miłem, szlachetnem obejściem, nadewszystko zaś szczerą religijnością wielki wyrobił sobie szacunek i ogólnego zażywał rozgłosu. Znane było jego życie anielskie; przy pobożnych obrzędach i uroczystościach publicznych zawsze był obecny. Szczególną czcią otaczał Najświętszą Pannę, którą pokochał miłością synowską i nie inaczej jak Matką kochaną nazywał. Nie wychodził z domu, nie poprosiwszy Jej o błogosławieństwo, a gdy wracał, Jej obrazowi pierwsze oddawał pozdrowienie. Jej opieki wzywał przed rozpoczęciem każdej ważniejszej sprawy a przerywał pracę na uderzenie każdej godziny, by odmówić Zdrowaś Maryo. Czynił to nietylko w domu, ale także w podróży wobec obcych, których budował szczerą, niekłamaną pobożnością. 

Z młodzieńcem o takich zaletach ciała i duszy dostojni mężowie węzły przyjaźni zadzierzgnąć usiłowali, a rody wielkopańskie starały się pozyskać go dla siebie związkiem małżeńskim. Szczęśliwy ojciec łudził się już błogą nadzieją, że księżniczka Teresa zostanie jego synową, kiedy nagle wszystko się zmieniło. Alfons przejął pewien proces; przekonany o słuszności sprawy zbadał i opracował ją bardzo sumiennie. W dniu roków sądowych mówił tak jasno i dobitnie, że wszyscy mu przyklasnęli. W tem zwrócił mu przeciwnik jego uwagę na jedno słówko, które Alfons przeoczył; to właśnie słowo zmieniało postać rzeczy. Alfons uznał omyłkę i ze słowami: ˝O świecie ułudny, teraz cię poznałem, raczej być ostatnim sługą w Kościele aniżeli najpierwszym panem w sądzie!˝ opuścił salę na zawsze. Pragnąc oddać się całkiem Bogu, postanowił wstąpić do stanu duchownego; sprzeciwiali się atoli temu zamiarowi ojciec i krewni, mając świetniejszą przyszłość Alfonsa na oku. Wkońcu zwyciężył jednak sługa Boży i wdział sukienkę kapłańską. Zaręczona mu księżniczka, zachęcona przykładem, wstąpiła do zakonu. Rozgniewał się na Alfonsa ojciec, szydził zeń tłum szlachty neapolitanskiej; on zaś cieszył się, że będzie adwokatem, obrońcą sprawy bożej. W 30. roku życia, w r. 1726, otrzymał Alfons święcenia kapłańskie i przyjął ofiarowane mu kierownictwo nad ćwiczeniami duchownemi dla kleru neapolitańskiego. Jak niegdyś zadziwiał wymową sądową, tak teraz przyciągał wszystkich znakomitemi kazaniami, których prostota i szczerość serdeczna ujmowała nawet zatwardziałych grzeszników. Pewnego wieczoru zawiodła ciekawość do kościoła, gdzie Alfons kazania swe wygłaszał, także jego ojca. Natchnione słowa syna, jakie tutaj usłyszał, tak go wzruszyły, że wróciwszy do domu serdecznie go uściskał i za opór stawiany mu przy wyborze stanu z łzami w oczach przepraszał. 

Alfons, poznawszy nader smutne zaniedbanie ludu, zwłaszcza wiejskiego, w sprawach wiary postanowił po dłuższej rozwadze z Bogiem i samym sobą, a także po naradzie z kilku biskupami założyć stowarzyszenie kapłanów dla niesienia ludowi pomocy duchownej. Jak każda myśl szlachetna tak też zamiar Alfonsa, skoro go w czyn wprowadzić zapragnął, na mnóstwo napotkał trudności. Główną przeszkodą był znów ojciec, który syna zaklinał, by go na starość nie opuszczał. Lecz Alfons z krzyżem w ręku uklęknął przed ojcem i zawołał: ˝Patrz, Ten oto woła mnie do dzieła, niechaj Bóg wspomaga ciebie i mnie.˝ Poczem wyrwał się z objęć ojca, by iść za głosem Bożym. Z kilku towarzyszami udał się do dyecezyi Skala, by tu odprawiać misye ludowe. Szydzono z jego trudów. Zaprzestań, mówiono, niepotrzebnych zabiegów, Bóg nie chce twej służby! Tak, Bóg mnie nie potrzebuje, odpowiadał, ale ja potrzebuję Boga i On mi dopomoże. Jakoż wynagrodził Pan Bóg ufność św. Alfonsa, bo stowarzyszenie już niemal bliskie upadku znów się podniosło i utrwaliło. Nazwał je Alfons Kongregacyą Najświętszego Odkupiciela czyli Redemptorystów, oddał pod opiekę Najśw. Panny i uzyskał potwierdzenie papieskie od Benedykta XIV. 1749. r. Pod światłem kierownictwem świętego założyciela, który przez 30 lat był duszą stowarzyszenia, wprawiali kapłanie świat w zdumienie niesłychanem powodzeniem. 

Pracując około dobra cielesnego i duchowego innych, przyczem Bóg łaską cudów częstokroć go wspierał, Alfons wytrwale do własnego dążył uświęcenia. Każdego dnia przeznaczał pewien czas na modlitwy i rozważania. Zmuszony przez papieża Klemensa XIII. do przyjęcia biskupstwa w St. Agata mimo wielu nowych, a ciężkich obowiązków arcypasterskich, które spełniał z zapałem niestrudzonym, zawsze jeszcze miał czas do wspólnych pacierzy i różańca z domownikami swoimi. Czując, że siły go opuszczają, prosił o zwolnienie z urzędu biskupiego, lecz daremnie; papieże świętego starca zwolnić nie chcieli. Poddał się woli Bożej św. Alfons; gnębiony wiekiem, znękany chorobą starzec sędziwy nieraz jeszcze wstępował na kazalnicę, a już sam jego widok był kazaniem pobudzającem wszystkich do łez. Złożył wreszcie za zgodą papieża Piusa VI. 1775. r. urząd biskupi i oddał się cichej pracy w klasztorze. Przeżył tu jeszcze lat dwanaście. Ciężkie to były lata. Alfons cierpiał na gardło, gościec i uwiąd starczy, ale straszne bóle cielesne przewyższał jeszcze stek niepokojów moralnych. Trapiły go silne pokusy przeciw św. wierze, za którąby krew i życie swe oddał. Płakał więc dniem i nocą, że może u Boga jest w niełasce. Jeden z braci zakonnych tak świątobliwego męża oczernił, że współbracia go opuścili, a lud wszystek nienawiścią ku niemu zapałał. Od r. 1784 nie opuszczał już swej celki; ślepy prawie i głuchy siedział dzień i noc w krześle z głową zwieszoną, istny obraz nędzy, ale przytem obraz pokoju z Bogiem. Wielu odwiedzało go na to tylko, by zobaczyć świętego męczennika i budować się jego cierpliwością. Umarł mąż Boży dnia 1. sierpnia 1787. r. Ojciec św. Grzegorz XVI. zaliczył Alfonsa do grona Świętych Pańskich, a Pius IX. zaszczycił mianem ˝nauczyciela Kościoła˝ ze względu na znakomite jego pisma, będące do dziś dnia cennem źródłem wiedzy religijnej tak dla uczonych jak i dla prostaczków. 

Nauka 

Rozważmy sobie następujące słowa św. Alfonsa: Pomyśl, że tylko Bóg oprócz ciebie jest na świecie. Cały świat nie zdolen jest zaspokoić pragnienia serca stworzonego dla nieba; zaspokoi je tylko posiadanie samego Boga. Niechaj nie minie ani jeden dzień, w którymbyś nie czytał w książce duchownej lub nie rozważał prawd zbawiennych. Zanikiem uczuć pobożnych, pozorną opieszałością i pokusami doświadcza Bóg tych, którzy Go miłują. Popełniwszy błąd, nie trać pokoju i odwagi, choćbyś częściej w ten sam grzech popadał. Wzbudzaj natychmiast żal i postanowienie szczerej poprawy i ufaj pomocy Bożej. Znak to dobry, pocieszający, jeśli po grzechu robisz się zaraz niespokojny, znak to, że przy łasce Bożej opór chcesz stawiać poważniejszy każdej pokusie. 

Ty, mój Jezu, mówił św. Alfons, wystarczasz mi zupełnie. Nie dozwól, abym kiedykolwiek miał się z Tobą rozłączyć przez zezwolenie na pokusę. Udziel mi tej miłości, jakiej odemnie żądasz; więcej od Ciebie nie pragnę. Niechaj do Ciebie należę zupełnie, niechaj będę Twoją własnością jeszcze przed śmiercią. O mój Zbawicielu, szukałeś mnie, kiedy Ciebie opuszczałem; miłowałeś mnie, kiedy na Ciebie nie zważałem. Nie odrzucaj mnie od Siebie, nie opuszczaj mnie, bo chcę wrócić do Ciebie, zmiłuj się nademną, bo Ciebie szukam, pragnę i miłuję. Gotów jestem na wszelkie doświadczenia i cierpienia, bylebym mógł żyć w serdecznej ku Tobie miłości! 

Tego samego dnia. 

Święty Stefan I., papież. (254 - 257.) 

Stefan, rodem Rzymianin, już od młodości wiernym był uczniem Chrystusa Pana. Za czasów papieży Korneliusza i Lucyusza piastował urząd archidyakona, którego zadaniem była opieka nad ubogimi i odwiedzanie uwięzionych za wiarę współbraci. Jak dzielnie się sprawował, wynika stąd, że papież Lucyusz umierając jako swego następcę go polecił. Lud i duchowieństwo wynieśli go też r. 254 na stolicę św. Piotra. Ustały podówczas prześladowania pogańskie, ale zato nieszczęsne herezye niepokoiły Kościół Chrystusowy. Nauczał Nowacyan, a za nim Marcyan, biskup z Arles, że grzech odczepieńców od wiary św. jest tak wielki, że Kościół odpuścić go nie może. Wtedy to ocalił Stefan jedność Kościoła pisząc w liście do św. Cypryana: Jeśli heretyk się nawraca, nie należy mu, zgodnie z tradycyą, odmawiać rozgrzeszenia. Z samym św. Cypryanem nowe powstały zatargi o ważność chrztu św. udzielonego przez heretyków. Na trzech synodach bowiem w Afryce zapadła uchwała, że chrzest taki jest nieważny, bo Duch św. nie udziela się przez ręce niegodne. Wynikałoby stąd, że wogóle ważnie nikt sakramentu św. sprawować nie może, kto w ciężkim znajduje się grzechu. Za Cypryanem i biskupami Afryki oświadczyli się Firmilyan z Cezarei i Helenus z Tarsus. Natomiast papież Stefan słuszną podtrzymywał zasadę, że ważność sakramentu nie jest zależną od stanu duszy sprawującego święte tajemnice, że więc i chrzest św. z rąk heretyckich przyjęty jest ważny. Powoływał się na tradycyę Kościoła w słynnych słowach: Nie należy wprowadzać nowości, które sprzeciwiają się przekazanej tradycyi. 

Rozterkami wśród chrześcijan groziło dziwne rozporządzenie cesarza Waleryana, że każdy kto wyda chrześcijanina, ma zostać właścicielem jego majątku; święty papież zagrzewał kapłanów i wiernych, by wzgardziwszy bogactwami ziemskiemi Boga się nie zapierali. Tych, którzy pragnęli przyjąć wiarę św. sam chrzcił w podziemiach i Mszę św. za nich odprawiał. Dowiedział się o tem cesarz i schwytać go kazał. Zaprowadzono Stefana do świątyni bożka pogańskiego Marsa, by złożył mu ofiarę. Papież stanąwszy przed posągiem Marsa zawołał: ˝Boże, któryś wieżę babilońską obalił, rozwal to bożyszcze na dowód, żeś Ty jedyny Bóg prawdziwy˝. I ot w tej chwili uderza grom i posąg się rozpada. Uciekli przestraszeni żołnierze i poganie, a papież uwolniony z rąk nieprzyjacielskich, udał się z towarzyszącym mu wiernym ludem do katakumby św. Lucyli, by po raz ostatni odprawić Najświętszą Ofiarę. Tam podczas Mszy św. napadli go podobno żołnierze cesarscy i zabili świętego ojca pośród dzieci dnia 2. sierpnia 257. r. 

Inni święci z dnia 2. sierpnia: 

Św. Alfreda (Eteldryta), księżniczka i pustelniczka. - Bł. Joanna z Aza, matka św. Dominika. - Św. Maksym, biskup z Padwy. - Św. Rutyliusz, męczennik. - Św. Serenus, biskup z Marseille. - Św. Teodota, wdowa i męczenniczka. - Św. Auspicyusz, biskup z Apte. - Św. Bertary, biskup z Chartres. - Św. Gundekar, biskup z Eichstadt. 

Dnia 3. sierpnia 

Znalezienie zwłok świętego Szczepana, pierwszego męczennika. (Roku 415.) 

Izraelici po ukrzyżowaniu Syna Bożego złość swą skierowali przeciwko wiernym Jego wyznawcom. Jako pierwszego męczennika ukamienowali świętego Szczepana dyakona. Kilku bogobojnych mężów, nieustraszonemu wyznawcy Chrystusowemu w wielkim smutku i z czcią głęboką sprawiło pogrzeb uczciwy. Najzacniejszym z nich był Gamaliel, dawniejszy nauczyciel świętego Pawła, a później uczeń apostolski; zarządził on, by chrześcijanie ciało świętego Szczepana w nocy z miejsca, gdzie spoczywało, zabrali a przenieśli na jego majątek Kafargamala, kilka mil od Jerozolimy. Miejscowość ta poszła jednakże z czasem w zapomnienie. Chrześcijanie bowiem, prześladowani okrutnie w kraju żydowskim, przez długie lata znosili nietylko srogą poniewierkę, ale nieraz nawet Ziemię świętą opuszczać musieli. Spodobało się atoli nareszczcie Panu Najwyższemu za czasów cesarza Honoryusza wskazać przez objawienie grób, w którym spoczywały zwłoki świętego męczennika. 

Mniej więcej trzy mile od Jerozolimy, tak brzmi podanie, leżała osada, nazwiskiem Kafargamala. Mieszkał tam pobożny kapłan Lucyan. Pewnej nocy - był to piątek dnia 3. grudnia w roku 415 -, kiedy świątobliwy sługa Boży zwyczajem swoim spał w zakrystyi przy chrzcielnicy, by strzedz szat i naczyń kościelnych, ukazał mu się piękny, przystojny starzec z długą białą brodą, w białej, złotymi krzyżami ozdobionej szacie i z laską złotą w ręku. Uderzył go tąż laską, wołając go trzykroć po imieniu. Wyjawiwszy, że jest owym Gamalielem, który pogrzebał świętego Szczepana, kazał mu podążyć do Jezozolimy i poprosić biskupa Jana, ażeby przybył i otworzył grób, w którym złożono kiedyś ciało jego i świętego męczennika. Z obawy, że postać starca może tylko jest sennem widzeniem lub zgoła ułudą złego ducha, Lucyan nie doniósł biskupowi o swojem objawieniu; prosił natomiast Pana Boga, by w miłosierdziu Swojem raczył dopuścić do powtórnego widzenia, jeśli pierwszą razą nie zwiodły go puste marzenia senne. Po ośmiu dniach ukazał się w rzeczy samej Gamaliel ponownie i powtórzył raz jeszcze wszystko, co przedtem był oznajmił. Lucyan podobno i tym razem go nie usłuchał; by się tem mocniej upewnić o prawdziwości objawienia, dalsze ośm dni trawił na modlitwie i postach. I otóż zjawia się Gamaliel po raz trzeci, lecz już z wyrazem twarzy poważnym i surowym, karci go, iż nie wierzył jego słowom, i nakazuje, by bezwłocznie uwiadomił biskupa. Pan Bóg postanowił bowiem, tak mówił, za przyczyną świętego Szczepana i innych Świętych udzielać wiernym licznych łask i dobrodziejstw; nie godzi się przeto odsuwać ich dłużej od krynicy miłosierdzia Bożego. 

Po tem objawieniu niepodobna już było wątpić o prawdziwości widzenia. Udał się zatem Lucyan do Jerozolimy, aby opowiedzieć biskupowi świętemu, co we śnie słyszał. Uradował się niezmiernie pasterz cnotliwy. Zwołał kapłanów i sąsiednich biskupów; w otoczeniu licznego zastępu chrześcijan podążył do miejsca wskazanego. Jakoż znaleziono niebawem ku ogólnej radości cztery trumny zakopane, na których widniały imiona Świętych: świętego Szczepana, świętego Nikodema, świętego Gamaliela i świętego Abibona, jego syna. Kiedy z czcią głęboką trumny otworzono, rozeszła się woń tak miła, jakoby od wonnych kwiatów. Przeszło słedmdziesiąt ludzi, chorych po części, a po części nawiedzonych przez złego ducha, po dotknięciu zwłok świętych, zwłaszcza ciała świętego Szczepana, pozbyło się natychmiast swych bólów i cierpień. Szczątki śmiertelne wielkiego męczennika przeniesiono z ogromną okazałością do Jerozolimy i wystawiono w największym i najdawniejszym kościele na Syonie. Później za czasów Teodozyusza Młodszego przewieziono je do Konstantynopola, a stąd do Rzymu za rządów papieża Pelagiusza I. 

Wieść o tak cudownem odnalezieniu zwłok pierwszego świętego męczennika oraz o cudach przytem dokonanych rozeszła się po całem chrześcijaństwie. Heretycy, zaczepiający podówczas Kościół Chrystusowy, zostali przez to wielce zawstydzeni, prawowiernych zaś chrześcijan cuda te utwierdziły w wierze prawdziwej i zapaliły do czci świętego Szczepana. Nadchodziły prośby z licznych miejscowości choćby o jakąś cząstkę jego relikwii; wiele miast uzyskało je ku największemu pożytkowi mieszkańców. Jednym posłano trochę ziemi, w której spoczywało ciało męczennika, innym płótna, któremi dotknięto jego trumny; pobożne użycie i cześć tych przedmiotów wywoływały też same zdumiewające cuda jak samo święte ciało. Świadka nader godnego zaufania mamy tu w osobie świętego Augustyna, który żył w czasie odnalezienia zwłok świętych. Opowiada on jako świadek naoczny w pierwszej księdze o Mieście Bożem wiele znacznych cudów, jakie działy się po części w mieście Hippo, gdzie Augustyn święty był biskupem, po części w sąsiednich miastach i krajach przy szczątkach po pierwszym świętym męczenniku. 

Pewna niewiasta pozbawiona wzroku natychmiast wyzdrowiała, skoro przyłożono do jej oczu kwiaty, którymi na jej życzenie dotknięto świętych relikwii męczennika. Biskup Lucillus po pobożnem dotknięciu tychże relikwii uleczony został z wrzodu niebezpiecznego. Pewien kapłan, imieniem Eucheryusz, wrócił napowrót do życia, gdy na martwe jego ciało włożono szatę, która leżała na zwłokach świętego Szczepana. U dwóch na gościec chorych mężczyzn ustały przy świętych zwłokach dolegliwe cierpienia. Pewnego chłopczyka przejechał wóz tak nieszczęśliwie, że umarł; przy relikwiach nietylko życie weń wróciło, ale i członki utraconą otrzymały władzę. Wróciła do życia pewna zakonnica, gdy położono na nią suknię, którą dotknięto przedtem zwłok świętych. Z tym samym skutkiem Eleuzyn położył zmarłe swe dziecię na miejsce, gdzie leżały relikwie świętego Szczepana. Marcyalowi, zatwardziałemu żydowi, włożył spowinowacony z nim chrześcijanin pod głowę kilka kwiatów, zabranych z ołtarza z świętemi relikwiami, a dnia następnego prosił żyd o chrzest święty. Wielki ojciec Kościoła opowiada jeszcze o wielu innych cudach, a zamyka opis ten następującą uwagą: ˝Chcąc opisać choćby tylko cudy uzdrowienia, dokonane za przyczyną chwalebnego świętego Szczepana, musiałbym pisać wiele ksiąg, a mimo to wszystkich cudów bym nie zebrał.˝ Pamięci znalezienia zwłok świętego Szczepana poświęcono dzień 3. sierpnia. 

Nauka 

Liczne