Dar morza - Diane Chamberlain - ebook + książka

Dar morza ebook

Diane Chamberlain

4,5

Opis

Wcześnie rano w dniu swoich jedenastych urodzin Daria Cato na plaży koło swojego domu w Karolinie Północnej znajduje niewiarygodny Dar morza: porzuconego noworodka. Tożsamości maleńkiej dziewczynki nie udaje się odkryć i zostaje ona adoptowana przez rodzinę Darii. Ale jej tajemnice nadal dręczą Darię.
Teraz, dwadzieścia lat później, Shelly jest niezwykłą, eteryczną młodą kobietą, którą Daria nadal ochrania. Kiedy jednak Rory Taylor, przyjaciel Darii z dzieciństwa, a obecnie producent telewizyjny, wraca, by na prośbę Shelly zrobić program o okolicznościach jej przyjścia na świat, w miasteczku Kill Devil Hills zachodzi dziwna zmiana.
Im więcej pytań zadaje Rory, tym większy niepokój ogarnia małą społeczność, bo ściśle chronione sekrety i grzechy tamtego lata sprzed wielu lat zaczynają wydobywać się na światło dzienne. Tajemnica dziecka, tego „daru morza”, zostaje fragment po fragmencie ujawniana, a jest to tajemnica, na spotkanie z którą nikt zainteresowany – ani Shelly, ani Daria, ani nawet Rory – nie jest przygotowany. 
Prawda zawsze zmienia przyszłość.
Czy chciałabyś poznać prawdę?
Co byś zrobiła?

Diane Chamberlain jest południową Jodi Picoult. 
Mary Alice Monroe, autorka powieści z listy bestsellów „New York Timesa”

Chamberlain w swoim ostatnim romantycznym dreszczowcu stosuje przeskoki chronologiczne, które są eleganckie i mają doskonałe tempo... absorbujące. 
„Publishers Weekly o Before the Storm”

Powieść z toczącą się wartko akcją, która bada psychologiczną złożoność rodziny doprowadzonej na skraj wytrzymałości.
„Booklist o Secrets She Left Behind”

Niezwykle utalentowana pisarka Diane Chamberlain odznacza się prawdziwie mistrzowskim sposobem konstruowania frapujących, wielowątkowych opowieści, bogatych w dramatyzm i uczucie.
„RT Book Reviews”

Diane Chamberlain jest cudownie utalentowaną pisarką! Każda jej kolejna książka to prawdziwy klejnot.
„Literary Times”

Chamberlain z wielką zręcznością zgłębia naturę zbrodni serca.
„Publishers Weekly”

Chamberlain z wielkim talentem prowadzi akcję... Bogata narracja, która zasługuje na ważne miejsce w plażowej torbie.
„Kirkus Reviews”

W tej powieści, podobnie jak w poprzednich, Chamberlain tworzy wciągającą historię, zaludnioną niezwykłymi bohaterami.
„Publishers Weekly”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 468

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (62 oceny)
40
17
4
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MarTucha1508

Nie oderwiesz się od lektury

To już kolejna przeczytana przeze mnie książka tej autorki. Wciąga od pierwszych stron. Czyta się lekko i do końca zaskakuje. polecam a sama zaczynam następną książkę tej autorki.
00
gagatula

Nie oderwiesz się od lektury

niesamowita książka! To już moja druga tej autorki I tak samo wciągająca od pierwszych stron. polecam!
00
Marzenabw

Nie oderwiesz się od lektury

super
00

Popularność




Tytuł oryginału

SUMMER’S CHILD

Copyright © 2000 by Diane Chamberlain

All rights reserved

Projekt serii

Olga Reszelska

Opracowanie graficzne okładki

Agencja Interaktywna Studio Kreacji

www.studio-kreacji.pl

Zdjęcie na okładce

© Dragan Todorovic/Trevillion Images

Redaktor prowadzący

Katarzyna Rudzka

Redakcja

Lucyna Łuczyńska

Korekta

Katarzyna Kusojć

Marianna Chałupczak

ISBN 978-83-8069-957-1

Warszawa 2015

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

Tę powieść dedykuję pamięci mojej babci,

Susan Chamberlain, która była dla mnie

źródłem inspiracji i pociechy.

Prolog

W swoje jedenaste urodziny Daria Cato została bohaterką.

Po nocnym sztormie nad Morską Chatą zapadła głęboka cisza i Daria jak zwykle obudziła się bardzo wcześnie, kiedy na niebie pojawiła się dopiero słaba zapowiedź świtu. Otworzyła okno nad komodą, wpuszczając do pokoju wiatr. Odgłos oceanu, rytmiczny i spokojny, zupełnie nie przypominał gniewnego dudnienia z nocy. Daria wciągnęła w płuca zapach soli i wodorostów. Dzisiaj wschód słońca będzie widowiskowy.

Pośpiesznie zrzuciła piżamę, wciągnęła szorty i koszulkę, po czym cichutko otworzyła drzwi i ruszyła korytarzem. Na palcach minęła pokoje swojej siostry Chloe i kuzynki Ellen. Mama Ellen zajmowała sypialnię na parterze, a rodzice Darii – na drugim piętrze. Ojciec niedługo wstanie na mszę, ale mama, ciocia Josie, Ellen i Chloe będą spały jeszcze co najmniej godzinę. Nie rozumiały porannego uroku plaży, choć Darii to nie przeszkadzało. Wolała w samotności obserwować, jak piasek i morze codziennie zmieniają kolor i fakturę. Dzisiejszy poranek będzie wyjątkowy nie tylko z powodu sztormu, ale też dlatego, że to jej urodziny. Jedenaste. Liczba w gruncie rzeczy nijaka – Daria dopiero za dwa lata będzie mogła nazwać się nastolatką – choć z całą pewnością lepsza od dziesiątki1.

Boso zeszła po schodach, starając się ominąć stopień, który zawsze skrzypiał. Czy ktoś pamięta o jej urodzinach? Była pewna, że dzisiejszy dzień w niczym nie będzie przypominał zeszłorocznych urodzin, kiedy mama urządziła przyjęcie i zaprosiła wszystkie dzieci z zaułka. Nie, teraz będzie inaczej, ponieważ mama jest inna. Zmieniła się przez ten rok, a pierwszy ponury, zachmurzony tydzień wakacji w Kill Devil Hills w Karolinie Północnej nie poprawił jej nastroju. Mama niemal codziennie spała do późna, potem snuła się po domku. Wydawało się, że ledwo pamięta imiona córek, nie wspominając już o ich urodzinach. Oczywiście Chloe to nie obchodziło. W tym roku kończyła siedemnaście lat, była w rodzinie tą inteligentną, po pierwszym roku college’u, i interesowali ją wyłącznie chłopcy oraz kolor lakieru, którym powinna pomalować paznokcie u stóp. To wtedy mama zaczęła się zmieniać, pomyślała Daria, kiedy Chloe wyjechała na studia. Nie dalej jak wczoraj podsłuchała, jak mama mówi do cioci: „Tracę moje maleństwa”.

No i oczywiście cała młodzież z zaułka niechętnie przyszłaby na urodziny smarkuli, skoro są już nastolatkami. Oprócz niej! To dobrze, że lubię samotność, ponieważ wszystko wskazuje, że w te wakacje nie mogę liczyć na towarzystwo, pomyślała Daria. Otworzyła frontowe drzwi i wyszła na szeroki, zabudowany siatką ganek Morskiej Chaty.

Z ganku widziała niemal cały zaułek. Naprzeciwko miała Poll-Rory, w którym mieszkał Rory Taylor. Nawet Rory, do tej pory nieodłączny wakacyjny kumpel Darii, miał teraz czternaście lat i właściwie jej nie zauważał. Jak widać, zapomniał o wszystkich tych godzinach, kiedy razem łowili ryby, łapali kraby i ścigali się, kto szybciej popłynie w cieśninie.

W Poll-Rory nie paliły się światła. Daria spojrzała na okno na piętrze, gdzie była sypialnia Rory’ego, i poczuła ukłucie w sercu.

– A komu właściwie jesteś potrzebny? – mruknęła. Pchnęła drzwi z siatką i zeszła po schodach na chłodny piasek. Ruszyła w stronę plaży, gdzie niebo zaczynało swoją cichą, brzoskwiniową wędrówkę ku wschodowi słońca.

Wszystkie sześć domków w zaułku zbudowano na palach, jak większość nadbrzeżnych budynków na Outer Banks. Morską Chatę, postawioną przez ojca i wuja w roku, w którym urodziła się Daria, od morza dzielił tylko jeden dom, dlatego szybko dotarła do niskiej, porośniętej trawą wydmy, z której rozciągał się widok na plażę. Spojrzała na dom Cindy Trump, jedyny w zaułku stojący frontem do oceanu, żeby sprawdzić, czy nie uszkodził go sztorm. Nic mu się nie stało. Zazdrościła Cindy i jej bratu, że mieszkają tuż nad brzegiem, ale ojciec powiedział jej, że w Kill Devil Hills plaża się zwęża i pewnego dnia dom Cindy wpadnie do morza. Daria jednak uważała, że byłoby przyjemnie, gdyby z okna sypialni widziała wyłącznie wodę.

Plaża była taka piękna! Sztorm wymył piasek do czysta, odpływ pozostawił za sobą szeroki pas muszli, które czekały, aż Daria wybierze najładniejsze. Słońce było cienkim skrawkiem miedzi na horyzoncie, a spokojne morze wydawało się zbudowane bardziej z szumu niż wody. Całkowity kontrast do burzliwych, spienionych fal z zeszłej nocy. Daria usiadła na wydmie i obserwowała, jak słońce gwałtownie wschodzi na opalizującym niebie.

Wielkie, okrągłe, brązowe muszle skrzypłoczy znaczyły piasek, tworząc niesamowity widok w miedzianym świetle. Wyglądały jak nie z tego świata. Daria nigdy dotąd nie widziała tak wiele naraz, mimo to przykuły jej uwagę tylko na chwilę, bo zaraz znowu zaczęła rozmyślać o towarzyskim dylemacie, który czekał ją tego lata. Rodzina Cato była w Morskiej Chacie dopiero od niecałego tygodnia, ale Daria już potrafiła przewidzieć, jaki kształt przybierze lato, i nie był to przyjemny obrazek. W myślach wyliczyła dzieci z zaułka, żałując, że nie popełnia błędu w ocenianiu ich wieku. Chloe miała siedemnaście lat, Ellen, która spędzała z nimi prawie całe lato, piętnaście, Cindy Trump szesnaście, jej brat Todd trzynaście. W domu obok Poll-Rory mieszkały siedemnastoletnie bliźnięta, Jill i Brian Fletcherowie, dalej ta niezwykle cicha Linda, która miała czternaście lat i ciągle chodziła z nosem w książce. Z domem Darii sąsiadowało starsze małżeństwo, Wheelerowie. Trójka ich dzieci była dorosła i miała własne rodziny. W zeszłym roku Daria czasami bawiła się z siostrą Rory’ego, Polly. Piętnastoletnia Polly miała syndrom Downa, więc zabawa z nią przypominała zabawę z o wiele młodszym dzieckiem. Tego lata nawet Polly bardzo przeskoczyła Darię, w każdym razie jeśli chodzi o rozwój fizyczny, chociaż nie o zainteresowania. Miała piersi, o których Ellen i Chloe mówiły z zazdrością.

Kiedy cała tarcza słońca wzniosła się nad horyzont, Daria ruszyła w stronę wabiących ją muszli. W szortach miała głębokie kieszenie i będzie mogła zabrać skarby, które znajdzie. Zdobycz zirytuje mamę – ciągle teraz narzekała, że Daria co roku kolekcjonuje wiadra „bezużytecznych” muszli, choć wcześniej zupełnie jej to nie przeszkadzało.

Piasek rozkosznie chłodził jej bose stopy, kiedy szła wzdłuż szeregu muszli. Już na wysokości domu Trumpów zauważyła największą muszlę, jaką w życiu widziała. Wydała się jej dziwna, trochę uniesiona, jakby w środku nadal znajdował się krab. Zaciekawiona, wyciągnęła nogę i zapiaszczonym palcem przewróciła muszlę. Zamrugała z niedowierzania. Zakrwawione niemowlę! Wrzasnęła, zanim zdążyła się powstrzymać, i z krzykiem popędziła przez plażę, wymachując rękami; teraz żałowała, że jest zupełnie sama.

Kiedy przebiegła odległość kilku domów, stanęła jak wryta. Czy to naprawdę było niemowlę? A może to lalka? Obejrzała się przez ramię. Tak, miała absolutną pewność, że to prawdziwe ludzkie dziecko. We wspomnieniu wyobraziła sobie drobny, niemal niedostrzegalny ruch maleńkiej, pokrytej krwią stópki. Choć to chyba jednak się nie zdarzyło. Daria stała jak sparaliżowana, patrząc na muszlę. Dobra, może to rzeczywiście jest dziecko, ale przecież nie może być żywe. Bardzo wolno wróciła do przewróconej muszli. Ocean był tak spokojny, że słyszała, jak w uszach dudni jej własne serce. Zatrzymała się i zmusiła do spojrzenia w dół.

To naprawdę było niemowlę, gołe niemowlę, nie tylko zakrwawione, ale też leżące obok czegoś, co wyglądało jak krwawa miazga. I niemowlę żyło. Nie można było inaczej odczytać nieznacznych poruszeń główki, cichych, miauczących odgłosów wydobywających się z usteczek jak u lalki.

Walcząc z mdłościami, Daria zdjęła koszulkę i uklękła na piasku. Ostrożnie zaczęła owijać dziecko, ale zaraz cofnęła się, przerażona. Ten krwawy kopczyk połączony był z dzieckiem! Nie dało się go zostawić. Zaciskając zęby, zawinęła w koszulkę wszystko, niemowlę, kopczyk i kilka muszli, po czym wstała. Z zawiniątkiem w ramionach szła tak szybko, jak potrafiła. Raz się zatrzymała, bo było jej niedobrze, ale poczuła drżenie maleńkiego ciałka i zmusiła się do dalszego marszu.

W domu położyła zawiniątko na kuchennym stole. Krew przesiąkła przez koszulkę; Daria uświadomiła sobie, że ma krew na nagiej klatce piersiowej, kiedy biegła na drugie piętro do sypialni rodziców.

– Mamo! – Waliła w drzwi. – Tato!

Usłyszała ciężkie kroki ojca. Po chwili stanął w progu. Wiązał krawat, gęste, zwykle rozwichrzone, czarne włosy uczesał starannie, bo wybierał się do kościoła. Za nim Daria widziała matkę, która nadal spała w podwójnym łóżku.

– Ciii! – Ojciec przyłożył palec do ust. – Co się dzieje? – Otworzył szerzej oczy, widząc krew na klatce piersiowej córki. Szybko wyszedł na korytarz i złapał ją za ramię. – Stało się coś? Zrobiłaś sobie krzywdę?

– Na plaży znalazłam dziecko! Żyje, ale jest całe...

– Co powiedziałaś? – Matka usiadła na łóżku; włosy sterczały jej z jednej strony. Nagle całkiem oprzytomniała.

– Znalazłam dziecko na plaży. – Daria wyminęła ojca, idąc w stronę łóżka. Pociągnęła matkę za rękę. – Położyłam je w kuchni na stole. Boję się, że może umrzeć. Jest naprawdę maleńkie i całe zakrwawione.

Matka w sekundzie wyskoczyła z łóżka; od miesięcy nie poruszała się tak szybko. Narzuciła szlafrok, włożyła pantofle i zbiegła po schodach, wyprzedzając Darię i męża.

Dziecko było tam, gdzie Daria je zostawiła. Dziewczynka przeraziła się, że teraz naprawdę nie żyje, bo zawiniątko było zupełnie nieruchome. Mama nie wzdrygnęła się na widok krwi i Daria była dumna, kiedy podniosła szkarłatną koszulkę.

– Dobry Boże! – Ojciec zrobił krok do tyłu. Ale matka nie okazywała wstrętu. Krzątała się po kuchni z wprawą pielęgniarki, którą kiedyś była. Napełniła garnek wodą, postawiła go na piecu, po czym zmoczyła ścierkę do naczyń i zaczęła obmywać dziecko.

Daria nachyliła się nad stołem; rzeczowość matki sprawiła, że mniej się teraz bała.

– Dlaczego jest tyle krwi?

– Bo to noworodek – wyjaśniła mama. – Dziewczynka.

Daria przyjrzała się uważniej: mama miała rację.

– Gdzie dokładnie ją znalazłaś?

– Była pod muszlą skrzypłocza.

– Pod muszlą skrzypłocza! – wykrzyknęła mama.

– Z muszlami, które wyrzucił przypływ – ciągnęła Daria. – Myślisz, że wczorajszy sztorm wyrzucił ją na plażę?

Mama pokręciła głową.

– Nie, w takim przypadku byłaby czysta. I martwa. – Jej dolna warga drżała, nozdrza rozdymały się z cichego gniewu. – Nie, ktoś ją tam zostawił.

– Dzwonię na policję. – Ojciec z poszarzałą twarzą ruszył do salonu. Minęła go ciocia Josie.

– Co tu się dzieje? – zapytała. – Wielki Boże! – Zasłoniła usta dłonią, widząc niemowlę na kuchennym stole.

– Znalazłam ją na plaży – wyjaśniła Daria.

– Zupełnie samą? A gdzie na plaży?

– Na wprost domu Cindy Trump. – Daria zobaczyła, jak mama i ciocia wymieniają spojrzenia. Ludzie zawsze tak robili, kiedy rozmawiali o Cindy Trump, ale nie miała pojęcia dlaczego.

– Pępowina jest nieodcięta – stwierdziła ciocia Josie, przyjrzawszy się uważniej. Daria wiedziała, że na pewno ma na myśli krwawy kopczyk, który nadal leżał obok dziecka.

– Wiem. – Mama pokręciła głową, płucząc ścierkę pod kranem. – To po prostu niewiarygodne, prawda?

Daria pomyślała o Chloe i Ellen, na pewno jeszcze spały. Powinny tu być. Ruszyła do drzwi.

– Dokąd idziesz? – zapytała mama.

– Po Chloe i Ellen.

– Jeszcze nie ma ósmej – odparła mama. – Nie budź ich.

– Nastolatki śpią jak zabite, słowo daję – skomentowała ciocia Josie.

Chloe i Ellen pewnie będą miały do niej pretensje, że ich nie obudziła, ale Daria uznała, że lepiej teraz posłuchać mamy. Wróciła do stołu i patrzyła, jak mama na moment zanurza ostrza kuchennych nożyc w gotującej się wodzie, po czym odcina sznur wychodzący z pępka dziecka. Ciocia Josie przyniosła ręcznik z łazienki na parterze i mama owinęła w niego niemowlę. Przytuliła je do piersi i kołysała.

– Biedne maleństwo – powiedziała cicho. – Ktoś cię wyrzucił.

Daria pomyślała, że od lat nie widziała tyle życia w oczach mamy.

Po dziesięciu minutach przyjechali policjanci i karetka. Jeden z ratowników, młody mężczyzna z długimi włosami, musiał niemal siłą odebrać mamie noworodka. Nadal w szlafroku i pantoflach, poszła za ratownikami do karetki. Odprowadziła wzrokiem odjeżdżający samochód i stała tam jeszcze kilka minut po tym, gdy ambulans skręcił na drogę.

Policjanci mieli mnóstwo pytań, zwłaszcza do Darii. Siedzieli z nią na ganku Morskiej Chaty i ciągle od nowa omawiali szczegółowo jej odkrycie, aż zaczęła czuć się winna, jakby zrobiła coś strasznie złego, i w każdej chwili mogli ją zawlec do więzienia. Trwało to prawie pół godziny, później kazali jej pójść do domu, a sami rozmawiali z rodzicami i ciocią Josie. Daria siedziała w salonie w wiklinowym fotelu, który stał tuż pod oknem wychodzącym na ganek, dzięki czemu słyszała, o czym mówią dorośli.

– Czy mogą nam państwo opowiedzieć o nastoletnich dziewczętach mieszkających w tym zaułku? – zapytał jeden z policjantów.

Ciocia Josie zaczęła je wyliczać.

– W tym domu nad samą plażą mieszka dość szybka dziewczyna. Cindy Trump. Słyszałam, jak chłopcy nazywają ją Tramp2, bo jest łatwa, jeśli rozumiecie, co mam na myśli.

– Och, nie powinnaś tego mówić, Josie – zganiła ją mama Darii.

– Ale widziałem ją wczoraj – powiedział ojciec. – Nie wyglądała na ciężarną.

Daria przycisnęła policzek do oparcia, żeby lepiej słyszeć. To było fascynujące.

– Ja też ją widziałam – odezwała się ciocia Josie. – Miała na sobie wielką białą koszulę, męską. Mogłaby pod nią wszystko ukryć.

Daria niemal słyszała, jak pokonany ojciec wzrusza ramionami. Ciocia Josie była żoną jego brata, który umarł pięć lat temu, i zawsze udawało się jej postawić na swoim w starciu ze szwagrem.

– Jest też Linda, która... – ciągnęła ciocia.

– Ona ma dopiero czternaście lat – zaprotestowała mama. – I jest taka nieśmiała. Nie potrafi nawet odezwać się do chłopaka, a co dopiero... – Urwała.

– Mimo to chcielibyśmy się dowiedzieć, jakie dziewczyny tutaj mieszkają – nalegał policjant. – Niezależnie od tego, czy waszym zdaniem któraś może być matką tego dziecka, czy nie. A u was w domu? Jest ktoś poza Superdziewczyną? Darią?

Superdziewczyna? Daria uśmiechnęła się do siebie.

– Tak – odparł ojciec – ale to porządne katoliczki.

– Moja córka Ellen ma piętnaście lat – powiedziała ciocia Josie. – Mogę was zapewnić, że nie była w ciąży.

– To samo odnosi się do naszej córki Chloe. – W głosie ojca dźwięczała uraza, że policjanci mogli uznać ją za podejrzaną. – Studiuje na Uniwersytecie Katolickim. Dostała się, kiedy miała dopiero szesnaście lat, jest po pierwszym roku, więc możecie się domyślić, że większość swojego czasu spędza nad książkami.

Daria miała co do tego wątpliwości. Chloe była bystra i dostawała dobre stopnie, choć wcale dużo się nie uczyła.

– Ktoś jeszcze?

– W tym domu? – zapytała ciocia Josie. – Nie, ale jest parę dziewczyn. Po drugiej stronie ulicy mieszka Polly.

– Och, na litość boską, Josie. – Mama pokręciła głową. – Jest umysłowo opóźniona. Naprawdę myślisz...

– Zrobiła dobrze, mówiąc nam o niej – przerwał policjant. – Kto poza nią? – Sprawiał wrażenie, że jest znajomym cioci.

– Chyba została tylko ta Jill.

– Córka Fletcherów. – W głosie mamy brzmiała rezygnacja. Czy jej się to podobało, czy nie, na liście miały znaleźć się wszystkie dziewczyny z zaułka.

Daria zobaczyła bosą Chloe schodzącą po schodach i położyła palec na ustach. Chloe zmarszczyła czoło, kiedy weszła do salonu. Zbliżyła się do siostry.

– Co jest? – szepnęła, próbując wyjrzeć na ganek.

– Nie pozwól, żeby cię zobaczyli! – Daria złapała ją za rozczochrane czarne włosy i ściągnęła jej głowę w dół.

– Auu! – Chloe uwolniła się z uchwytu siostry. – Dlaczego są tu gliniarze?

– Znalazłam dziecko na plaży – odparła Daria.

– Co znalazłaś?

– Cii – mruknęła Daria. Nie zdążyła jednak nic wyjaśnić, bo do pokoju wszedł ojciec.

– Chloe, dobrze, że tu jesteś – powiedział. Włosy znowu miał zmierzwione. Nigdy nie udawało mu się na długo zachować starannego uczesania. – Szedłem po ciebie. Ty i Ellen musicie odpowiedzieć na kilka pytań policji.

– Dlaczego? – zapytała zdziwiona Chloe. Jej zwykle oliwkowa cera w bladym porannym świetle przybrała woskowy odcień. Daria domyśliła się, że siostrę zdenerwowała perspektywa rozmowy z policją.

– Wszystko w porządku – zapewniła. – Ja długo z nimi rozmawiałam. Są całkiem mili. – No ale ja jestem Superdziewczyną.

– Idź po Ellen – zwrócił się ojciec do Chloe, która przewróciła oczami i obdarzyła go niechętnym spojrzeniem, po czym głośno tupiąc, weszła na piętro. Ta buntownicza postawa była nowością. Chloe spędziła w college’u cały rok i dopiero kilka dni temu dołączyła do rodziny w Morskiej Chacie, a Daria jeszcze nie przyzwyczaiła się do tej zmiany, która zaszła w siostrze. Chloe zawsze była dumą i radością rodziców, bo świetnie się uczyła i posłusznie stosowała się do ustalonych zasad. A teraz nagle zachowywała się tak, jakby wcale nie potrzebowała rodziców.

– A ty – ojciec spojrzał Darii w oczy, a ona od razu wiedziała, że przyłapano ją na podsłuchiwaniu – idź na górę. Na pewno jesteś zmęczona. Masz za sobą długi poranek.

Daria nie chciała iść na piętro, tylko posłuchać, o czym policjanci będą rozmawiać z Chloe i Ellen. Powinna mieć do tego prawo. Skończyła jedenaście lat, choć nikt, jak widać, o tym nie pamiętał. I gdyby nie ona, do całego zamieszania wcale by nie doszło. Ale marsowa mina ojca powiedziała jej, że lepiej się nie sprzeciwiać.

Na schodach minęła się z Ellen i Chloe. Ellen była tak samo blada jak Chloe i żadna nie odezwała się do Darii. Dopiero kiedy weszła niemal na drugie piętro, usłyszała, jak Chloe do niej woła:

– Hej, Daria! Wszystkiego najlepszego, siostrzyczko!

Daria usiadła na najwyższym stopniu, nadstawiając uszu. Potrafiła rozpoznać, kto na dole mówi, ale słowa docierały do niej niewyraźnie i jej myśli zaczęły błądzić. Zastanawiała się nad rozmową z policją, raz po raz odtwarzając ją w głowie. Jeśli ktoś okłamał policję, to czy można go aresztować? Czy aresztowaliby jedenastolatkę? Ale przecież nie skłamała. Po prostu pominęła jeden fakt, drobny, przypuszczalnie nic nieznaczący fragment całej tej historii: dzisiaj na plaży znalazła nie tylko dziecko.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI

1 Angielskie liczebniki od trzynastu do dziewiętnastu mają końcówkę -teen, odpowiednik polskiego -naście (przyp. tłum.).

2 W oryginale gra słów: tramp oznacza między innymi dziwkę (przyp. tłum.).