Antoni Gaudi. Czarodziej architektury - Przemysław Słowiński, Krzysztof K. Słowiński - ebook

Antoni Gaudi. Czarodziej architektury ebook

Przemysław Słowiński, Krzysztof K. Słowiński

3,1

Opis

Projekty stworzone przez Gaudiego sprawiają wrażanie jakby nie były poddane siłom grawitacji. Zdarzały mu się budynki, w których nie przewidział ani jednego kąta prostego. Sztuka była dla niego sposobem ewangelizacji. Twierdził, że artysta jest jedynie kontynuatorem dzieła Boga – „Wielkiego Architekta”.
Obiekty architektoniczne katalońskiego mistrza przypominają raczej żywe organizmy niż dzieła ludzkich rąk. Na początku swojej kariery, dla pieniędzy projektował dosłownie wszystko – od kiosków z papierosami do bram wjazdowych. Na wystawie światowej w Paryżu w 1878 roku Europa zachwyciła się projektami Gaudiego; osiedlami domków dla spółdzielni pracowniczej z Matarό i …witryną sklepu fabrykanta rękawiczek.
Barceloński przemysłowiec Eusebi Güell docenił geniusz Gaudiego i sfinansował wiele jego odważnych projektów. Choć za życia Gaudiego władze Barcelony nie potrafiły dogadać się z artystą, to właśnie jego prace po latach stały się najbardziej rozpoznawalnymi wizytówkami stolicy Katalonii. Żadna wycieczka nie ominie fantastycznego Ogrodu Güell, Casa Batlló i opus magnum artysty – bazyliki Sagrada Familia. Tej świątyni od 1914 roku Gaudi poświęcił się zupełnie, zamieszkał nawet na jej terenie.
Po tym jak wpadł pod tramwaj, sanitariusze nie rozpoznali go i przewieźli do hospicjum dla ubogich. Nikomu nie przyszło do głowy, że wielki architekt i wizjoner ubiera się jak włóczęga.
TWORZYŁ JAK GENIUSZ. ŻYŁ JAK ŚWIĘTY. ZMARŁ JAK ŻEBRAK. GAUDI

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 423

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,1 (10 ocen)
1
2
5
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
To-No

Dobrze spędzony czas

Nie tylko o Gaudim. Szerokie, czasem za szerokie osadzenie w kontekście. Czytelnik sporo dowie się o historii Hiszpani. Autor czasem aż za bardzo odlatuje w tę stronę.,
00

Popularność



Podobne


Okładka

Fahrenheit 451

Redakcja i korekta

Agnieszka Pawlik-Regulska

Dyrektor projektów wydawniczych

Maciej Marchewicz

Skład, łamanie

Honorata Kozon

Zdjecia we wkladkach kolorowych Wikipedia Commons

ISBN 978-83-8079-389-7

Copyright © Przemysław Słowiński

Copyright © Krzysztof K. Słowiński

Copyright © Fronda PL Sp. z o.o., Warszawa 2018

Wydawca

Fronda PL , Sp. z o.o.

Ul. Łopuszańska 32

02-220 Warszawa

Tel. 22 836 54 44, 877 37 35

Faks 22 877 37 34

e-mail: kontakt@ wydawnictwofronda.pl

www.wydawnictwofronda.pl

www.facebook.com/FrondaWydawnictwo

www.twitter.com/Wyd_Fronda

Konwersja: Epubeum

Wstęp

Antoni

Antoni Gaudí zajmuje jedno z pierwszych miejsc w panteonie architektonicznych geniuszy. Przez niektórych zaliczany do secesjonistów, przez innych do prekursorów tak zwanego ekspresjonizmu, jaki wtargnął do architektury po zakończeniu pierwszej wojny światowej, w rzeczywistości jest właściwie osobną pozycją między bardzo bujnym romantyzmem a rozwichrzoną secesją. Urzekła go logika konstrukcji gotyckiej, którą mieszał ze swoiście ujmowaną formą roślinną. Charakterystyczna dla jego późnych obiektów „ciastowatość” form najwyraźniej przejawia się w słynnej kamienicy Casa Milà o falistych balkonach, falistych gzymsach i dziwacznie poskręcanych wieżyczkach kominów, odzwierciedlających jego twierdzenie, że „linia prosta jest ludzka, krzywa natomiast pochodzi od Boga”.

Realizacji jego projektów towarzyszyły z reguły grube nieporozumienia ze zleceniodawcami i wykonawcami. Czasami czczony, a czasami lżony unosi się nad Barceloną niczym zadumany gigant Francisca Goi. Jego spuścizna artystyczna podziwiana jest od Korei i Japonii poprzez Niemcy i Francję aż do Ameryki Łacińskiej. Śmiało rzec można, iż Antoni Gaudí wyprzedził swój czas. Nikt przed nim nie budował czegoś podobnego, po nim zresztą też nie. Czegoś, co przeczy zasadom urbanistyki i gdzie na pierwszy rzut oka nic nie ma uzasadnienia. Stworzył własny, osobisty styl, którego nikt nie potrafił i nie potrafi naśladować.

Improwizował na poczekaniu, nieustannie zmieniał swoje projekty, pracował u stóp swoich budowli z kamieniarzami, stolarzami, kowalami, robotnikami. I ciągle poprawiał… Jak prawdziwy artysta. Uważał, że sztuka gotycka jest niedoskonała, że budowle nabierały prawdziwego piękna dopiero wtedy, gdy zmieniały się w ruiny i natura brała je w swoje posiadanie.

Porzucił technikę, by oddać się tworzeniu. Mistrzowie zen uczą, że można wyciągnąć palec, by wskazać księżyc, ale kiedy już rozpozna się księżyc, powinno się zapomnieć o palcu. Domy i inne budowle Gaudíego są jak palce, które wskazują nam gwiazdy, księżyc, duszę… Ale my ciągle patrzymy na palec. Być może właśnie z tego powodu nikt, żaden architekt po Gaudím, nie odważył się kontynuować jego dzieła.

„Genialne!” – mówią o jego dziełach jedni. „Dziwaczne!” – oponują inni. Niemniej od dziesiątek lat kontrowersyjne dzieła przyciągają do Barcelony tłumy turystów.

Podwaliny pod późniejszą sławę stworzył Gaudí w latach 1878–1880, chociaż za życia żadne oficjalne instytucje nie okazały mu uznania i nie przydzieliły żadnej nagrody. Zlecenia ze środków publicznych otrzymywał niezmiernie rzadko, jego projekty uważano za „zbyt odważne”. W związku z powyższym bardzo wiele z nich nie opuściło nigdy pracowni. Najczęściej po zakończeniu pracy wkładał do szuflady niezrealizowane plany swoich dzieł, do których należało także potężne, sprawiające wrażenie małego budynku biurko.

Raz tylko wyróżniono go nagrodą i rzecz znamienna – za jedną z najbardziej konwencjonalnych budowli, Casa Calvet. Tylko na początku jego kariery dane mu było pracować dla miasta, a chodziło o stosunkowo małe zlecenie: w lutym 1878 roku Barcelona poprosiła „młodego i dzielnego architekta Antoniego Gaudíego” o zaprojektowanie latarni ulicznej, która rzeczywiście została wykonana i zaakceptowana zarówno przez władze, jak i prasę oraz mieszkańców.

Na szczęście znalazł prywatnych mecenasów, którzy poznali się na jego geniuszu. Wystarczyło, że raz zrealizował większą budowlę, a już nie mógł opędzić się od zleceń. Najważniejszym z tych mecenasów był książę Eusebi Güell. Zaprojektowany przez Gaudíego park jego imienia jest do dzisiaj jedną z największych atrakcji Barcelony, podobnie jak wybudowany dla Güella pałac.

Ciekawostkę stanowią koncepcje, których Gaudí nie zdążył już zrealizować. Wśród wielu tego typu prac pozostawił między innymi projekt drapacza chmur– hotelu Attraction w Nowym Jorku. Kilkadziesiąt lat później szkic ten podobno zainspirował Daniela Libeskinda1 do rekonstrukcji World Trade Center po katastrofie z 11 września 2001 roku.

Sztuka Gaudíego – paradoksalnie – narodziła się z choroby. Od dzieciństwa bowiem dokuczał mu reumatyzm. Zamiast chodzić do szkoły, całe dni spędzał na obserwowaniu świata. Przypuszcza się, że w tym okresie wyrobił sobie niespotykaną wyobraźnię, co pozwoliło mu potem stwarzać przełomowe projekty w architekturze. Po latach spostrzeżenia te zamknął w jednej z najsławniejszych definicji własnej sztuki: „W naturze nie ma przypadków. Każda roślina rozwija się w funkcjonalny dla niej sposób” – stwierdził.

I tak właśnie, wzorując się na miękkich, naturalnych formach, zaprojektował swoje słynne modernistyczne budowle: Casa Batlló, wspomniany park Güell, czy Casa Milà – zwany potocznie La Pedrera (Kamieniołom), ukończoną w 1910 roku wytworną siedmiopiętrową kamienicę. Ten, jak dziś powiedzielibyśmy, apartamentowiec Gaudíego, o falującej fasadzie i niezwykłych, modernistycznych rzeźbach na dachu, nie ma ani jednego kąta prostego. Jego twórca zerwał z dotychczasowymi zasadami budowania, co – przyznać trzeba – było dość kłopotliwe dla mieszkańców, którym utrudniało umeblowanie. Ale Gaudí specjalnie się tym nie przejmował. Już wtedy miał w sobie żar i szaleństwo pierwszych chrześcijan, jakąś szlachetną naiwność, której nie zabiły w nim upływające lata i ponoszo-ne klęski.

Dom ma dwa wewnętrzne dziedzińce, pierwszy w mieście podziemny garaż, a żelazne ażury krat balkonowych sprawiają wrażenie fantastycznych pnączy na tle falistej elewacji.

Sekretem jego architektury było inteligentne obserwowanie natury stworzonej przez Boga. W niej znajdował modele struktur i dekoracji. Większa część prac Gaudíego to właśnie hymn ku czci świata natury. Pod koniec życia po długich latach obserwacji i eksperymentów doszedł do syntezy, która odzwierciedla geometryczne prawa rządzące naturą, gdyż – jak powtarzał – „wszystko rodzi się w wielkiej księdze przyrody”.

To właśnie zbliżenie do przyrody odróżnia Gaudíego od artystów secesyjnych, do których wielu chętnie go zalicza. Ornamenty secesyjne wprawdzie naśladują formy przyrody, ale wciąż są to tylko ornamenty, pozostają tylko dwuwymiarowymi liniami. Dla Gaudíego natura składała się z sił działających „pod powierzchnią”. Powierzchnia wyrażała tylko siłę wnętrza. Badał więc zachowanie się kamiennych bloków pod dużym ciśnieniem, wkładając je do wielkiej prasy hydraulicznej, i – o dziwo – nie pękały wzdłuż, lecz rozszerzały się od środka. Fenomen, o którym w przekonaniu mistrza wiedzieli już starożytni Grecy, gdyż nieco mocniej obciążali filary pośrodku niż w punktach krańcowych. Gaudí był pragmatykiem. W przeciwieństwie do współczesnych mu architektów nie pracował nad deską kreślarską. Zawsze był obecny na budowie; rozmawiał z robotnikami, zastanawiał się, projektował i odrzucał. Jego projekty sprawiają bardziej wrażenie impresjonistycznych szkiców niż rysunków konstrukcyjnych.

Pragmatyczne metody Gaudíego miały też, oczywiście, swój wielki minus. Genialny architekt nie był teoretykiem, ergo nie stworzył żadnej szkoły w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Nie pozostawił po sobie żadnych – pomijając kilka wyjątków z młodości – dokumentów na piśmie. Większość cytatów bazuje na przekazie ustnym. Krótko po śmierci jego architektura przestała być najważniejszym tematem rozmów. Na pierwszy plan wysunął się Bauhaus z charakterystycznym dla niego stylem ukierunkowanym na funkcjonalność, będącym w najistotniejszych punktach przeciwieństwem stylu Gaudíego.

Już w dzieciństwie stał się Gaudí samotnikiem. Potem podczas pracy nie lubił gdy mu przerywano. Miał także, już od najmłodszych lat, żywiołowy temperament, ale wyglądał na człowieka pogrążonego we własnym świecie. Ostatnie dwanaście lat życia poświęcił budowie wciąż nieukończonego Templo Expiatorio de la Sagrada Familia, kościoła, który z daleka wygląda jak zamek usypany z piasku. Po wejściu do jego wnętrza ma się z kolei wrażenie, że jest się w lesie. Wykrzywione, rozgałęziające się kolumny przypominają bowiem drzewa.

Budowa kościoła rozpoczęła się w 1883 roku. Przerwała ją hiszpańska wojna domowa (komuniści spalili wówczas kościół, zniszczone zostały plany i makiety), lecz jest kontynuowana ponownie od 1982 roku i trwa do dnia dzisiejszego. Zakończenie prac, prowadzonych na podstawie szkiców i notatek Gaudíego, a nadzorowanych przez japońskiego architekta, przewidziano na rok 2030. Największy problem stanowią finanse – fundusze pochodzą głownie z datków prywatnych osób.

Główną ideą Gaudíego było ukazanie historii zbawienia na zewnętrznych ścianach kościoła. Świątynia będzie miała trzy wielkie fasady: wschodnią – Boże Narodzenie, poświęconą narodzeniu i dzieciństwu Jezusa (ukończoną jeszcze za życia Gaudíego); zachodnią – Męka Pańska, ukazującą mękę i zbawczą śmierć Chrystusa; oraz główną, południową, zwaną Gloria (Fasada Chwały) – mówiącą o zmartwychwstaniu Zbawiciela, a także wszystkich ludzi – której budowa rozpoczęła się dopiero kilka lat temu. Na fasadach wyrzeźbiono kilkadziesiąt scen ukazujących konkretne fragmenty Ewangelii.

Pierwotnym zamierzeniem architektów było stworzenie skromnego kościoła w stylu neogotyckim, ale to, co dziś możemy oglądać, chyba znacznie przekroczyło ich zamiary. Wszystkie elementy architektoniczne, od fasady poprzez liczbę wież, mają znaczenie symboliczne i swoje uzasadnienie w Biblii. Wielkość budowli jest imponująca – dla przykładu podamy, że każda wieża kościoła ma ponad sto metrów wysokości. Powstało już osiem z zaplanowanych dwunastu wież symbolizujących dwunastu apostołów. W środku powstanie jeszcze sześć wież – cztery oznaczające Ewangelistów, piąta – Maryję i szósta – główna wieża środkowa, upamiętniająca Jezusa. Ta ostatnia będzie miała sto siedemdziesiąt metrów wysokości. Dzięki temu Sagrada Familia stanie się najwyższym kościołem na świecie.

Rzeźby zachodniej fasady ukończył w 2010 roku zespół artystów pod kierunkiem Josepa Marii Subirachsa. Ich praca wzbudziła pewne kontrowersje, zdecydowali się bowiem na mniej realistyczne, bardziej uproszczone i zgeometryzowane przedstawienie ciała ludzkiego, niż robili to na wschodniej fasadzie artyści współpracujący z Gaudím.

Póki co najlepiej Sagrada Familia prezentuje się z zewnątrz. Podziwiając dwa oryginalne wejścia, pamiętajmy jednak, że Gaudí zaprojektował tylko jedno z nich – tzw. Fasadę Bożego Narodzenia. Drugie to już dzieło współczesne, z końca lat osiemdziesiątych.

– Czy chcą Państwo wiedzieć, gdzie znalazłem prototypy swoich budowli? – zapytał kiedyś ludzi odwiedzających jego warsztat. – Każde drzewo dźwiga gałęzie, one z kolei mniejsze gałązki oraz liście. A każdy pojedynczy element rozwija się wspaniale i harmonijnie od momentu, gdy stworzył go Bóg-Artysta.

Gaudí zrezygnował z pensji i honorarium. Tworzył i mieszkał w pracowni, w której jedynymi meblami były drewniane łóżko i stół. Żywił się wodą, chlebem i surowymi warzywami. Lubił spacerować – nie prowadził żadnego pojazdu, bo – jak sam mawiał – „bujał w obłokach” i za kierownicą stanowiłby niebezpieczeństwo. Chorował na reumatyzm i artretyzm, ale nie wierzył w oficjalną medycynę, nie brał żadnych leków, żyjąc zgodnie z regułami księdza doktora Kneippa.

Coraz mniej przejmował się swoim wyglądem – chodził ubrany jak nędzarz, nie przyszywał urwanych guzików. Spał, nie zdejmując na noc ubrania, które później wyglądało jak wyciągnięte psu z gardła. Nie miał kobiety, która by o niego zadbała. Wiele osób wspomina jego poplamione marynarki z zielonymi śladami pleśni, naderwane kieszenie i ściągnięte gumą buty. Wygląd ten był w równej mierze wynikiem diety i skutkiem przebytej brucelozy, co żarliwej wiary religijnej i filozofii. Codzienny rytm dnia wyznaczała poranna praca w Sagrada Familia, spowiedź, msza i powrót do domu.

Oryginalny starzec z długą brodą często traktowany był jako osobliwość. Ludzie przychodzili do Sagrady Familii, by go oglądać, a wtedy Gaudí buntował się:

– Oglądacie mnie jak słonia w zoo! – krzyczał.

Artysta w sposób niezwykle głęboki traktował swoją wiarę chrześcijańską, stając się „współpracownikiem Ojca w stworzeniu” i „współpracownikiem w zbawczej misji Syna”. W pewnym momencie zrozumiał, że grzech, cierpienie i śmierć – chociaż zostały pokonane przez zmartwychwstałego Chrystusa – istnieją jeszcze na świecie i mogą być pokonane również przez nas samych poprzez celebrowanie – w Eucharystii i codziennym życiu – śmierci i zmartwychwstania Zbawiciela. W swej działalności artystycznej żył aktywną i twórczą nadzieją oraz heroizmem ewangelicznych błogosławieństw; zrozumiał, że przemiana świata dokonuje się poprzez budowanie cywilizacji miłości.

Oczywiście, tak jak każdy architekt, Gaudí zajmował się liniami, formami, kolorem, akustyką i detalami konstrukcji w ich wymiarze architektonicznym, kulturalnym i dekoracyjnym. W jego dziełach jednak te detale są znakami lub symbolami, poprzez które artysta chce nam coś powiedzieć i które zmuszają nas do refleksji oraz przybliżają do Stwórcy.

Bóg postawił na jego życiowej drodze ludzi, dzięki którym zachował wiarę i oddał swój talent na usługi twórczego oraz zbawczego dzieła. Byli to architekci Francesc de Paula del Villar oraz Joan Martorell i Montells, którzy odkryli niezwykły talent Gaudíego; księgarz Josep María Bocabella, który „zaraził” go swym entuzjastycznym nastawieniem do projektu budowy świątyni Świętej Rodziny (Gaudí rozpoczął pracę nad kościołem 3 listopada 1883 roku, gdy miał trzydzieści jeden lat); Eudaldo Punti oraz Llorenç Matamala i Piñol – rzemieślnicy, z którymi współpracował do końca życia; św. Enrique d’Ossó – założyciel Towarzystwa św. Teresy i kanonizowany przez Jana Pawła II św. Josep Manyanet – założyciel Zgromadzenia Synów Świętej Rodziny, a także arcybiskup Joan Torras i Bages, tudzież księża: Jacint Verdaguer i Santaló oraz Gil Parés – proboszcz kościoła Świętej Rodziny. Wszyscy ci ludzie wywarli duży wpływ na Gaudíego i jego sztukę.

Profesor Maria Antonietta Crippa z Wydziału Historii Sztuki Politechniki Mediolańskiej stwierdziła, że dla osoby tak pobożnej jak Gaudí budowanie i konstruowanie stanowiło formę wyrażania wewnętrznych uczuć oraz wiary. Dlatego nieprzypadkowo punktem wyjścia dla jego sztuki był gotyk. Artysta łączył wiarę i kulturę, miłość i architekturę. Twierdził, że do dobrego wykonywania pracy potrzebna jest najpierw miłość, a dopiero później technika. Uważał, że każdy powinien używać talentów, które otrzymał od Boga, i w ten sposób najlepiej służyć społeczeństwu.

Żył w ubóstwie, a cała jego praca była jednym wielkim hymnem ku chwale Boga. Szczególną czcią darzył Matkę Bożą Miłosierną, patronkę Reus – jego rodzinnego miasta. Jako człowiek głęboko wierzący wstąpił do świeckiego zakonu franciszkańskiego. Swoje życie i dzieła „zbudował” na modlitwie, poświęceniu i jałmużnie.Gdy zapytano go, kiedy zakończy budowę kościoła Sagrada Familia, odpowiedział:

– Artysta nie może uważać się za twórcę, lecz jedynie za kontynuatora dzieła „wielkiego Architekta”. Mój „klient” nie spieszy się. Dla Boga tysiąc lat jest jak jeden dzień.

Wiedział, że nigdy nie zobaczy ukończonego dzieła. Zdawał sobie sprawę, że zaprojektował świątynię olbrzymią, która w jakiś sposób miała symbolizować bezmiar Stwórcy…

W 1982 roku odwiedził ją Jan Paweł II, wypowiadając przy tej okazji słowa następujące:

Kościół jest – w wymiarze uniwersalnym – ogniskiem domowym Bożej Rodziny, waszej rodziny. W tej tajemniczej rzeczywistości ma źródła owa wspaniała świątynia barcelońska. Sagrada Familia powstała dzięki wielkiej sztuce genialnego mistrza, Antoniego Gaudíego.

„Cudowna suma techniki, sztuki i wiary” – tak z kolei określił kościół Świętej Rodziny w Barcelonie Benedykt XVI w swej homilii wygłoszonej 7 listopada 2010 roku podczas uroczystości jej poświęcenia. Następnie, oddając hołd wszystkim, którzy tworzyli to dzieło, i dziękując im, powiedział:

I pamiętamy przede wszystkim o tym, który był duszą i wykonawcą tego projektu: o Antonim Gaudím – genialnym architekcie i konsekwentnym chrześcijaninie, płonącym pochodnią wiary aż do końca swego życia, które przeżywał z godnością i bezwzględną surowością.

Swoją drogą z perspektywy czasu podziw i zdumienie budzi również odwaga barcelońskich hierarchów, którzy przed z górą stu dwudziestu laty zezwolili na dzieło tak śmiałe w formie, a potem nie opuścili swego architekta, broniąc go przed atakami i pomówieniami. Gaudíemu powierzono „tylko” wzniesienie gotyckiego kościoła. Ale zamysłem tego głęboko wierzącego artysty i architekta-rewolucjonisty było stworzenie najbardziej niezwykłej budowli sakralnej na ziemi w stylu, jakiego jeszcze nie było. „Katedry dla ludu”, jak ją nazywał. Gdy powstawały krypta, apsyda i fasada oraz pierwsza i jedyna zbudowana za jego życia z zaprojektowanych dwunastu wież-dzwonnic, większość krytyków podniosła wrzawę. Pomysły Gaudíego – wołali konserwatyści – nie tylko naruszają wszelkie reguły sztuki architektonicznej, ale „podburzają do obalenia istniejącego porządku publicznego i społecznego”!

***

Już ponad dwadzieścia lat temu dzięki staraniom wielu prominentnych obywateli Katalonii i nie tylko Katalonii rozpoczął się proces beatyfikacyjny wielkiego artysty. Błogosławieni i święci – żywi świadkowie obecności Boga wśród ludzi – chronią Kościół przed miernością, a dla wiernych są bodźcem, by reformować nie tylko Kościół, ale całe społeczeństwo. Świadectwo świętości jest szczególnie ważne, gdy dają je ludzie świeccy, tak jak czynił to prawie współczesny nam człowiek, Antoni Gaudí.

Na horyzoncie chrześcijaństwa święci stoją jak wygasłe wulkany – napisał Jan Józef Szczepański. Ich imiona kojarzą się często już tylko z ikonograficznym symbolem, z ludową przepowiednią pogody, z datą z kalendarza. Zapomniano, jakie wstrząsy wydźwignęły ich w górę, jakimi tryskali lawami. Kiedy przyjrzeć się im bliżej, niejedna z tych postaci wydaje się dziś kontrowersyjna. Można wśród nich znaleźć złotoustych demagogów wzywających do nietolerancji, fanatyków wysyłających dzieci na pewną śmierć od chorób i saraceńskich strzał, doktrynerów, którzy położyli głowy za spekulacje nieznaczące już nic dla nikogo. Pojawienie się świętego w naszych skłonnych do cynizmu czasach jest zjawiskiem prowokującym do zadumy nad istotą cywilizacji, która nas ukształtowała.

Na pomysł powołania komitetu pro beatificazione wpadł ksiądz Ignasi Segarra. Komitet ten został przez niego założony 10 czerwca 1992 roku przy współudziale japońskiego rzeźbiarza Etsury Sotoo, którego zainteresowanie Gaudím zaprowadziło na łono Kościoła katolickiego, architekta Javiera Fransitorry, inżyniera i biografa Gaudíego – Josepa Marii Tarragona oraz jeszcze jednego architekta, José Manuela Almuzara Péreza, który został jego przewodniczącym. 13 maja 1994 roku komitet zwrócił się do arcybiskupa Barcelony Ricarda Marii Carlesa Gordó z prośbą o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego Antoniego Gaudíego. Dziewięć lat później, 13 maja 2003 roku, została uroczyście zakończona faza diecezjalna procesu.

Czy genialny twórca zasługuje na świętość, oceni Watykan. Wyrok jednak – jak w przypadku tego typu wyroków bywa – poprzedzony być musi długą i staranną analizą materiału. Zgodnie z wymogami prawa kościelnego proces wynoszenia na ołtarze musi być poparty dwoma cudami: pierwszy to przepustka do beatyfikacji, drugi – do kanonizacji.

Zebrano już ponad trzydzieści świadectw pobożności architekta: od krewnych, znajomych i przyjaciół oraz ludzi, którzy mieli z nim kontakty zawodowe. Wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że Gaudí był wcieleniem cnót chrześcijańskich i umarł w powszechnej opinii świętości. Wśród świadków byli również architekci i inżynierowie, którzy badali dokumentację dotyczącą jego dzieł i życia zawodowego. Podkreślili oni, że dla Gaudíego wznoszenie świątyni Sagrada Familia w Barcelonie, szczególnie w ostatnich latach życia, miało charakter ekspiacyjny – artysta zrezygnował z zaszczytów, pieniędzy i życia w luksusie, wszystkie swe dochody przeznaczając na budowę kościoła i pomoc dla ubogich.W każdym razie gdyby kataloński artysta został beatyfikowany, to Antoni Gaudí byłby pierwszym w historii błogosławionym reprezentującym cech architektów. Niezależnie od tego już teraz istnieje spory ruch pielgrzymkowy do jego grobu.

Podobno na wieść o staraniach o beatyfikację artysty napłynęło kilka listów z Ameryki Południowej. Autorka jednego z nich zapewnia, że modląc się do Gaudíego, wyleczyła się ze śmiertelnej choroby. Pod wpływem jego sztuki przeszedł na katolicyzm koreański buddysta Yun Young-Joo, który w 1998 roku napisał :

Architekturę Gaudíego cechuje artystyczne piękno. Łączy ona w sobie elementy sztuki klasycznej i gotyckiej, lecz – według mnie – należałoby zwrócić większą uwagę na występujące w niej elementy natury, które ukazują piękno Boskiego stworzenia. Gaudí, ciągle poszukując prawdy, tworzył dzieła, w których czuje się „oddech Boga”. Nie mogę zapomnieć mojej wizyty w kościele Świętej Rodziny w Barcelonie, którą odbyłem w ramach przygotowywania wystawy Gaudíego w Korei. Pozostawiła ona w moim sercu niezatarty ślad. Dzięki sztuce Gaudíego oraz z pomocą Bożą uwierzyłem w istnienie Boga i nawróciłem się na katolicyzm, chociaż byłem do tej pory buddystą. Gaudí ewangelizuje świat za pośrednictwem swojej sztuki, a artystów nakłania do ciągłego poszukiwania Boga.

Problem w tym, że owo „święte życie” architekt zaczął wieść dopiero na krótko przed śmiercią. Wcześniej nie stronił bynajmniej od jego uroków. Miał słabość do dobrego jedzenia i wykwintnych strojów. Kapelusze kupował w Arnau – najwspanialszym salonie prowadzącym sprzedaż nakryć głowy, a najlepszy fryzjer, Ardonaud, nakładał na jego brodę delikatną, elegancką siwiznę. Jedynie buty miał zawsze stare, ponieważ nie cierpiał nowego, niewygodnego obuwia i zawsze prosił brata o jego „rozchodzenie”. Można go było spotkać we wszystkich popularnych kawiarniach Barcelony.

Uwielbiał knajpiane dyskusje i bijatyki, w które te rozmowy często się przekształcały. Puszyste blond włosy i przenikliwe spojrzenie niebieskich oczu przyciągały jak magnes wzrok dziewcząt. Mawiał o sobie, że „jest w stanie ujarzmić prawa przyrody, ale nie umie zrobić tego samego z własnym wybuchowym charakterem”. Co gorsza, do grona przyjaciół Antoniego należeli nie tylko duchowni, ale także socjaliści i masoni. Szybko przyswoił sobie popularną, zwłaszcza wśród młodzieży, postawę antykościelną. Fascynowały go nowe teorie i idee społeczne. W kręgach intelektualistów czuł się swojsko, lecz angażowały go również problemy robotników. To zapewne nie przypadek, że jego pierwszym dużym projektem były kwatery dla pracowników jednej z fabryk, sponsorowane przez związek robotników z Mataro.

Interesowały go magia i astrologia. W jego domu raz w tygodniu odbywały się próby wywoływania duchów, a jednym z gości był znany w Barcelonie spirytysta Guanyabents. Biografowie wspominają, że podczas organizowanych przez barcelońskie elity niedzielnych wycieczek w góry Gaudí zażywał amanita muscaria – grzyby halucynogenne, które uwiecznił potem na budkach przy wejściu do parku Güell. Odczuwane dzięki nim transy pomagały artyście w kreacji szalonych „roślinnych” form architektonicznych. W jego projektach nie ma kątów prostych – nawet okna nie są prostokątami. Balkony domu Batlló przypominają czaszki, a słynną Pedrerę zwieńcza szpaler kamiennych rycerzy.

W swoich dziełach mistrz Antoni nie zawsze wielbił Stwórcę. Chociażby słynny park Güell… Tuż za bramą ustawił piec alchemika z kamieniem filozoficznym w środku. Bramę do pawilonu parku zdobią smoki rodem z Atlantydy Jacinta Verdaguera. Pod mozaiką przedstawiającą odwrócony krzyż spotykają się dziś w parku barcelońscy sataniści. Na niemal wszystkich budowlach Gaudíego znaleźć można symbole masońskie i różokrzyżowe. Również na budowlach sakralnych! Kiedy zostanie już ukończona, w bliżej nieokreślonej przyszłości, Sagrada Familia, ozdobi ją – zgodnie z projektem Gaudíego – sześcioramienny krzyż, charakterystyczny symbol masoński.

Istnieją nawet przypuszczenia, że sam Gaudí był masonem. Uważa się to jednak dość powszechnie za plotkę, ponieważ trudno przyjąć, że człowiek, który z takim zapałem budował i restaurował budynki kościelne, prowadził podwójne życie. Osąd ten wywodzi się z opinii, jakoby artysta „obracał się w masońskim środowisku”. I owszem, Josep Fontseré i Mestresympatyzował z masonerią, ale w żaden sposób nie świadczy to automatycznie o tym, że Gaudí, jako jego bliski przyjaciel, również należał do tego ugrupowania. Nigdy nie sądźmy człowieka po jego przyjaciołach. Judasz na ten przykład miał ich nienagannych…

Powodem zmiany trybu życia architekta stała się… kobieta – Pepeta Moreu, jedyna, jaką Gaudí kochał i jakiej kiedykolwiek się oświadczył. Został jednak odrzucony, co przypłacił depresją i – podobno – próbą samobójstwa. Z tej miłości nie wyleczył się do końca życia. To właśnie z powodu pięknej Pepety ostatnie sześć lat (1920–1926) przeżył jak pustelnik. Nigdy już nie spojrzał nawet na żadną inną niewiastę. Żył jedynie pracą i opiekował się chorym ojcem. Dawne życie skończyło się, jak nożem uciął. Do przeszłości odeszły wesołe zabawy na starym mieście, podobnie jak wieczorki poetyckie i wykłady organizowane przez Katalońskie Towarzystwo Naukowych Wycieczek. Właściwie tylko codzienna spowiedź w San Felipe Neri i niedzielna msza w katedrze stanowiły ogniwa łączące go z publicznym światem. Chercez la femme powiadają Francuzi. Szukajcie kobiety, jeżeli chcecie poznać prawdę o ukrytym mechanizmie zdarzeń…

Pod względem poglądów politycznych Gaudí był żarliwym katalońskim nacjonalistą, tak samo zresztą jak Eusebi Güell, jego długoletni mecenas i przyjaciel. Przez całe życie demonstracyjnie mówił tylko po katalońsku, niejednokrotnie robotnikom na budowach trzeba było tłumaczyć jego wskazówki. Językiem tym posługiwał się nawet w obecności króla, Alfonsa XIII, w czasach, w których władze uważały to za nielegalne. Gdy pod koniec życia stanął przed sądem, odmówił udzielania odpowiedzi w kastylijskiej odmianie hiszpańskiego. Nie łączył jednak nigdy swych poglądów z programem jakiejkolwiek partii politycznej. Raczej w naturalny, emocjonalny sposób czuł się związany z ludem i swoją ojczyzną. W swych budowlach nawiązywał do katalońskiej tradycji (szczególnie do gotyku), często umieszczał też symbole manifestujące przynależność katalońską.

Postrzeganie Gaudíego odzwierciedla dziś w przybliżeniu stosunek do niepodległości Katalonii. Uznanie dla wielkiego artysty stało się na terenie Hiszpanii kłopotliwym, choć niezwykle czułym socjopolitycznym barometrem.

Mimo że jego architektura jest obecnie powszechnie znana, osobowość samotnego „kapłana piękna” z Barcelony wciąż stanowi nie do końca odkrytą tajemnicę. Wiemy, co zbudował i gdzie kupował wieczorną gazetę, lecz drgania jego duszy na zawsze pozostały w ciszy konfesjonału.

Niewiele pisał, a to, co zostało, w dużej części uległo zagładzie. Wszelkie osobiste i zawodowe archiwa Gaudíego zostały zniszczone podczas hiszpańskiej wojny domowej. 20 lipca 1936 roku zwolennicy Frontu Ludowego włamali się do krypty Sagrada Familia, paląc i niszcząc wszystkie rysunki, modele i notatki oraz profanując grób mistrza. Kilka dni później w pobliskim kamieniołomie zamordowali przyjaciela architekta, proboszcza Sagrada Familia, Gila Parésa. W niedokończonej świątyni urządzili sobie wojskową stołówkę.

Młody Pablo Picasso ostrzegał ludzi przed Gaudím, a krytyk Eugeni d’Ors próbował go zniszczyć. Salvador Dali napiętnował jego dzieła jako sztukę tapas – wielowarstwowej, różnokolorowej kanapki, którą je się przy barze między posiłkami na stojąco do kieliszka wina. Filozof baskijski Miguel de Unamuno opisał styl Gaudíego jako „pijaną sztukę”.

Thomas Graham Jackson, jeden z najwybitniejszych angielskich architektów swojego pokolenia, potępił go w 1904 roku za „świadome dążenie do oryginalności i ekscentryczności, co stanowi najniższą motywację w sztuce”…

Potem, dla odmiany, przez ponad czterdzieści lat reżim Franco tłumił tożsamość kulturową Katalonii, skrupulatnie przemilczając znaczenie dzieła Gaudíego. Nie brakowało ludzi, którzy nadal uważali go za „Dantego architektury”, żarliwych rzeczników nieukończonej Sagrada Familia – niebotycznej budowli reprezentującej „teologię ludu Katalonii”, jednak częściej odrzucano go jako „stylistycznego dinozaura uwięzionego w mrokach średniowiecza”. George Orwell, autor Roku 1984, napisał:

Poszedłem spojrzeć na katedrę, jeden z najbardziej szkaradnych budynków na świecie. Ma cztery zakończone blankami iglice, dokładnie w kształcie butelek wina reńskiego. W przeciwieństwie do wielu kościołów w Barcelonie nie została zniszczona podczas Rewolucji – ocalała, jak mówią, ze względu na „wartość artystyczną”. Uważam, że anarchiści wykazali się złym gustem, skoro nie zniszczyli jej, gdy była do tego stosowna okazja…

Dopiero w latach sześćdziesiątych nastąpiło odrodzenie zainteresowania tym wielkim artystą, zaczęto mówić o nim więcej, poruszając przy okazji tematy, które dotąd były skrywane przed światem. Sława często przychodzi dopiero po śmierci… Dzisiaj nazwisko „Gaudí” widnieje we wszystkich encyklopediach, a dla Katalończyków twórca ten urósł do rangi bohatera narodowego. W dowód uznania dla twórczości genialnego artysty w 1984 roku aż trzy jego dzieła wpisano naListę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO: pałac księcia Güell, park Güell oraz dom La Pedrera.

Jego budowle są kojącą oazą na pustkowiu budowli użytkowych, szlachetnymi kamieniami na monotonnych szarych uliczkach, nasyconymi melodyjnym rytmem zjawiskami w martwej masie otoczenia

– sławił dzieła Gaudíego takimi oto słowami Josef Wiederman w roku 1974 przy okazji Międzynarodowych Targów Rzemieślniczych w Monachium.

Na schodach Sagrada Familia i na wielokolorowych ławkach w parku Güell przedstawiciele wojowniczej katalońskiej kontrkultury podali sobie ręce z wyznającymi wolną miłość młodymi Europejczykami. Dzisiaj Antoni Gaudí jest chlubą zarówno samej Barcelony, jak i całego społeczeństwa katalońskiego. Jego dzieło jest dziedzictwem pozostawionym miastu, które go przygarnęło i pokochało – chociaż nie zawsze do końca rozumiało.

Fantastycznie płodna wyobraźnia maestro Antoniego wypaliła w końcu dziury w pokrytych kurzem podręcznikach, łącząc go na zawsze z Barceloną i Katalonią. Bez Gaudíego Barcelona z pewnością nie byłaby tym, czym jest – „miastem cudów”, jak nazwał ją w tytule swej powieści kataloński klasyk Eduardo Mendoza.

1 Daniel Libeskind (ur. 12.05.1946 w Łodzi) – amerykański scenograf i architekt polskiego pochodzenia, przedstawiciel modernizmu, postmodernizmu i neomodernizmu.