Historyczne Archiwum X. Tajemnicze zgony znanych Polaków - Sławomir Koper - ebook

Historyczne Archiwum X. Tajemnicze zgony znanych Polaków ebook

Sławomir Koper

4,4

Opis

Śledztwo po stuleciach w sprawie słynnych śmierci

Czy można po stuleciach, mając jedynie dostęp do archiwów pisanych znaleźć nowe dowody czyjegoś zabójstwa? Czy warto brać się za bary z narodowymi mitami? Opowieści o wciąż niewyjaśnionych zgonach czternastu znanych Polaków.

Zginął w bitwie z Turkami? Władysław Warneńczyk.

Czy naprawdę jest protoplastą Krzysztofa Kolumba?

Zamordowany król? Stefan Batory.

Tyfus, nerki, czy rosyjska trucizna?

Samobójstwo premiera. Walery Sławek.

Dlaczego zdecydował się na tak desperacki krok?

Śmierć ułana. Bolesław Wieniawa – Długoszowski.

Na czyjej drodze stanął Wieniawa?

Stefan Witkowski i Muszkieterowie. Czy rzeczywiście zdradzili Polskę?

Największy rywal Grota - Roweckiego.

Ofiara własnych demonów. Tadeusz Borowski.

Lubił ocierać się o władzę. Otarł się za mocno?

Tragedia skamandryty. Jan Lechoń.

Kto pomógł wypaść poecie z okna i - dlaczego?

Pojechał w futerku, wrócił w kuferku. Bolesław Bierut.

Moskiewski sposób odsuwania od władzy

Tajemnica kliniki rządowej. Jerzy Zawieyski.

Chory człowiek biegający po gzymsach szpitala

Sławomir Koper swoim drapieżnym piórem po raz kolejny udowadnia, że historia może być pasjonująca i że wciąż czeka na swoje historyczne archiwum X.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 269

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (14 ocen)
7
6
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Paulod44

Nie oderwiesz się od lektury

ciekawr
00

Popularność




Okładka i fotoedycja

Fahrenheit 451

 

Redakcja

Katarzyna Litwinczuk

 

Korekta

Firma UKKLW – Urszula Gac, Karolina Kuć

 

Dyrektor projektów wydawniczych

Maciej Marchewicz

 

ISBN 9788380796362

 

Copyright © by Sławomir Koper

Copyright © for Fronda PL, 2021

 

 

WydawcaWydawnictwo Fronda Sp. z o.o.ul. Łopuszańska 3202-220 Warszawatel. 22 836 54 44, 877 37 35 faks 22 877 37 34e-mail: [email protected]

www.wydawnictwofronda.pl

www.facebook.com/FrondaWydawnictwo

www.twitter.com/Wyd_Fronda

 

KonwersjaEpubeum

Od autora

W dziejach każdego narodu – również naszego – znajdziemy wydarzenia owiane tajemnicą, kontrowersyjne, często pełne sprzeczności i przemilczeń. Należą do nich zwłaszcza przypadki zgonów, których okoliczności nie do końca udało się wyjaśnić – dotyczy to przede wszystkim artystów czy prominentnych polityków. A gdy nawet upubliczniono wyniki oficjalnego dochodzenia w sprawie ich śmierci, równolegle powstawały teorie spiskowe negujące te ustalenia.

Dotyczy to nie tylko zabójstw czy samobójstw, lecz także zgonów powszechnie uznanych za naturalne. Bowiem gdy nie odnaleziono bezpośrednich świadków, także śmierć na polu bitwy mogła stanąć pod znakiem zapytania. W efekcie – historycy i publicyści nie narzekają na brak tematów do snucia hipotez, tym bardziej że wiele niedomówień lub przemilczeń można tłumaczyć na różne sposoby.

A jeśli nawet dochodzenie potwierdziło, że śmierć nastąpiła w wyniku samobójstwa, nie zawsze były znane wszystkie aspekty tej tragedii. Szczególnie gdy ofiara nie pozostawiła listu pożegnalnego, w którym wyjaśniłaby motywy swej decyzji. Często pojawiały się wówczas sugestie o nieszczęśliwym wypadku lub morderstwie, tym bardziej że historia notowała też przypadki samobójstw pod presją osób trzecich.

Nie było moim zamiarem ostateczne rozwiązanie zagadek dotyczących niewyjaśnionych zgonów w historii Polski. To raczej zadanie niemożliwe już do realizacji, dzięki czemu badacze jeszcze długo będą mogli się spierać i głosić kolejne odkrywcze teorie (zapewne coraz bardziej sensacyjne, tak by zwiększyć zainteresowanie czytelników).

Wybrałem przypadki śmierci postaci znanych z podręczników, dbając jednak, by były to wydarzenia jak najbardziej różnorodne i rzeczywiście tajemnicze.

Moim celem było przedstawienie okoliczności kilkunastu kontrowersyjnych zgonów ciekawych postaci z naszej historii. Czasami wywoływały gorące polemiki, chociaż zdarzało się, że publikacje na ich temat dziwnym trafem przechodziły praktycznie niezauważone. Nie zmienia to jednak faktu, iż były to wyjątkowo intrygujące wydarzenia, które niejednokrotnie odegrały ważną rolę w dziejach Polski.

Dlatego wybrałem przypadki śmierci postaci znanych z podręczników, dbając jednak, by były to wydarzenia jak najbardziej różnorodne i rzeczywiście tajemnicze. Nie zabrakło zatem tragicznego konfliktu św. Stanisława z Bolesławem Śmiałym, tajemnicy bitwy pod Warną czy też ostatnich godzin życia księcia Józefa Poniatowskiego. Nie mogło się obyć bez spiskowych teorii, zatem dociekałem, czy Stefan Batory i ostatni Piastowie mazowieccy rzeczywiście zostali otruci i kto mógł zyskać na ich śmierci. Piszę też o samobójstwach, które przed laty wstrząsnęły opinią publiczną – o tragedii Walerego Sławka, Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego i Jana Lechonia.

Jeśli chodzi o nowsze dzieje, skoncentrowałem się na PRL-u, gdyż – mimo niewielkiej odległości czasowej dzielącej nas od tamtej epoki – wiele wydarzeń wciąż zasnuwa tajemnica. Należą do nich śmierć generała Świerczewskiego w Bieszczadach, okoliczności zgonu Bolesława Bieruta w Moskwie czy też ostatnie chwile Jerzego Zawieyskiego. Także samobójstwo Tadeusza Borowskiego zakwalifikowałem do kategorii spraw nie do końca wyjaśnionych.

Zdaję sobie sprawę, że przedstawione przeze mnie kulisy wydarzeń mogą wzbudzić dyskusje. W obiegowej opinii zostało bowiem zakodowane, że Władysław Warneńczyk zginął bohatersko, walcząc z Turkami.Symboliczny grobowiec Władysława III wystawiony na polu bitwy pod Warną.

Zdaję sobie sprawę, że przedstawione przeze mnie kulisy wydarzeń mogą wzbudzić dyskusje. W obiegowej opinii zostało bowiem zakodowane, że Władysław Warneńczyk zginął bohatersko, walcząc z Turkami, książę Józef Poniatowski do końca osłaniał odwrót Napoleona pod Lipskiem, a generała Świerczewskiego zabili banderowcy. Że Walery Sławek strzelił do siebie, gdyż był sfrustrowany sytuacją polityczną kraju, a Tadeusz Borowski odkręcił gaz z powodu rozczarowania komunizmem.

Nie przekreślam całkowicie dotychczasowych wersji wydarzeń, lecz zadaję szczegółowe pytania, poszukuję odpowiedzi, dedukuję, łączę fakty i staram się złożyć skrawki informacji w sensowną całość. Jestem przekonany, że w wielu przypadkach udało mi się postawić nieźle uzasadnione hipotezy, które dają wiele do myślenia. A właśnie to zawsze uważałem za najcenniejsze przy zajmowaniu się historią.

Bo nie ma nic gorszego niż powtarzanie utartych przez lata sloganów. Szczególnie, gdy nie do końca są one zgodne z prawdą... Zatem najwyższa pora je zakwestionować, nawet jeśli będzie to wymagało obalenia kilku narodowych mitów. Nic bowiem tak dobrze nie wpływa na pracę historyków jak nowe spojrzenie na wydarzenia sprzed lat.

Sławomir Koper

Rozdział 1.Korona i pastorał.Bolesław Śmiały i św. Stanisław ze Szczepanowa

Dzieje polskiego średniowiecza obfitują w tajemnice, a jedną z największych jest konflikt biskupa krakowskiego, Stanisława ze Szczepanowa, z królem Bolesławem Śmiałym. Wydarzenia, które rozegrały się w pierwszej połowie 1079 roku, do dziś wzbudzają emocje, tym bardziej że brakuje względnie obiektywnej relacji na temat ich przebiegu. Właściwie wiadomo tylko, że biskup został skazany na śmierć i stracony, a bunt możnych obalił króla.

Wydarzenia dodatkowo zaciemnia fakt, że ponad półtora wieku później Stanisław został kanonizowany i uznano go za patrona Królestwa Polskiego. Mało kto jednak wie, że w niektórych zakonach szerzył się z kolei kult Bolesława Śmiałego jako nawróconego grzesznika, a przy jego rzekomym grobie w Ossiach w austriackiej Karyntii nabożeństwa odprawiali wysocy rangą polscy dostojnicy kościelni. I to jeszcze przez wiele lat po kanonizacji biskupa.

Najzdolniejszy z Piastów

Trzeba przyznać, że Bolesław Śmiały był godnym prawnukiem swojego imiennika o przydomku Chrobry. Do wielkich czynów predysponowało go nie tylko samo imię (Bolej + sław – bardzo sławny), lecz także pokrewieństwo z reprezentantami najważniejszych europejskich dynastii. W żyłach Śmiałego płynęła bowiem krew czeskich Przemyślidów, niemieckiej dynastii Ludolfingów, książąt Rusi i cesarzy bizantyjskich. Polski władca był spokrewniony nawet z Karolem Wielkim, a mieszanka genów przodków okazała się prawdziwie wybuchowa. Bolesław przejawiał bowiem najlepsze i najgorsze cechy swojej epoki.

Sprzyjała mu zresztą sytuacja międzynarodowa, gdyż sąsiedzi Polski mieli własne problemy. Na Węgrzech, Rusi i w Czechach co chwila wybuchały wojny domowe, a w Niemczech przeciwko władzy cesarza buntowali się tamtejsi książęta. Na polskim dworze szukali pomocy pretendenci do władzy – nasz kraj wydawał się wówczas oazą spokoju i stabilizacji.

Śmiały zresztą nie zamierzał bezczynnie się przyglądać osłabieniu sąsiadów – zdecydowanie interweniował na rzecz wybranych kandydatów, wprowadzając ich zbrojnie na trony w Budzie i Kijowie. Wszak jego przydomek nie wziął się znikąd… Władca brał czynny udział w działaniach niemal na całym kontynencie europejskim, zdarzyło się nawet, że jego oddziały wspomagały Duńczyków w Anglii! To chyba najlepiej świadczy o horyzontach politycznych władcy.

Rozmachowi w polityce zagranicznej towarzyszyły inwestycje krajowe. Podniesiono z ruin katedry w Gnieźnie i Poznaniu zniszczone podczas buntu pogańskiego po śmierci Mieszka II, a dzięki zabiegom Bolesława powstało biskupstwo w Płocku. Książę ufundował też klasztory benedyktynów w Lubiniu i Wrocławiu, jako pierwszy z władców Polski rozpoczął na masową skalę bicie własnej monety.

Emisje jego poprzedników miały niewielki zasięg i wyłącznie prestiżowe znaczenie, natomiast w czasach Śmiałego polskie monety wyparły obcą walutę. Denary Bolesława weszły do powszechnego użytku, a własny pieniądz zwiększał zamożność państwa i ułatwiał handel. Do tego monarcha miał prawdziwie monarszy gest, nic zatem dziwnego, że nazywano go także Szczodrym.

Najważniejszym celem polityki Śmiałego było jednak odzyskanie królewskiej godności utraconej po śmierci Chrobrego. Koronacja oznaczała potwierdzenie niezależności kraju, a dodatkowo miała również znaczenie sakralne – książąt mogło być wielu, natomiast król stawał się pomazańcem, osobą naznaczoną przez Boga do sprawowania władzy. Dlatego Bolesław pilnie obserwował sytuację na zachodzie Europy, gdzie chwiała się władza cesarza.

Henryk IV nigdy nie miał mocnej pozycji, a konflikt o inwestyturę z papieżem Grzegorzem VII całkowicie zmienił sytuację polityczną na kontynencie. Wprawdzie cesarz ogłosił złożenie papieża z tronu, jednak w odpowiedzi został wyklęty, co oznaczało dla niego katastrofę. Henryk IV został bowiem wyłączony ze wspólnoty kościelnej, nie miał prawa przyjmować sakramentów, jego poddanych zwolniono z posłuszeństwa i każdy mógł bezkarnie wystąpić przeciwko wyklętemu. Niemieccy książęta uznali to za doskonały pretekst do ograniczenia władzy swojego suzerena i zaprosili papieża do siebie, by rozsądził spory. Wydawało się, że władza cesarska przestała istnieć.

Bolesław z wierną sobie drużyną napada na kościół na Skałce, w chwili gdy biskup Stanisław ze Szczepanowa odprawiał mszę świętą. Ilustracja Ksawerego Pillatiego z książki Józefa Ignacego Kraszewskiego Wizerunki książąt i królów polskich.

Takiej okazji nie mógł zaprzepaścić Bolesław. Od dawna popierał papieża w sporze z cesarzem, a teraz uzyskał zgodę Rzymu na koronację. Uroczystość odbyła się w Boże Narodzenie 1076 roku, a brało w niej udział aż 15 biskupów (w Polsce było tylko pięciu). Oznaczało to, że pojawili się również hierarchowie z innych krajów, a ich obecność dowodziła wysokiej pozycji Bolesława w polityce europejskiej.

Gdy Śmiały triumfalnie zakładał koronę, cesarz przeżywał największe upokorzenie w życiu. Nie chcąc dopuścić do tego, by papież pojawił się w Niemczech, wyruszył mu naprzeciw i w alpejskim zamku Canossa doszło do jednego z najważniejszych wydarzeń w dziejach średniowiecza. Henryk IV ukorzył się przed Grzegorzem VII.

Bunt

Koronacja była ogromnym sukcesem Bolesława, ale – niestety – z upływem czasu zaczęły się pojawiać niepokojące zmiany w osobowości władcy. Bolesław coraz częściej tracił kontrolę nad swoim zachowaniem, stawał się człowiekiem porywczym i agresywnym. Do tego dochodziła chorobliwa wręcz pycha. Króla zaczęli się obawiać nawet jego współpracownicy.

Nieustanne wojny pociągały za sobą wprowadzanie nowych podatków, co spotykało się z niezadowoleniem ludności kraju. Poważnym obciążeniem stawała się też rosnąca rzesza królewskich urzędników, których utrzymywanie również spadało na poddanych. Jednak największy opór wzbudzały dokuczliwe obowiązki zwane stanem i podwodą. Były to wygodne formy podróżowania dla władcy i dostojników (również kościelnych): każdy mieszkaniec kraju miał obowiązek nie tylko ich ugościć, lecz także zapewnić im środki transportu (konie, wozy, woźniców i przewodników).

Wyprawy wojenne odrywały rycerstwo od prowadzenia gospodarstw, a zdobyte łupy nie zawsze rekompensowały straty. W kraju narastało wrzenie, zaczęto się zastanawiać nad zmianą władcy. Na Mazowszu żył bowiem młodszy brat króla, Władysław Herman. Pozbawiony energii życiowej i ambicji idealnie nadawał się na marionetkę w rękach możnowładców.

Rok po koronacji Bolesław po raz drugi wyruszył na Ruś. Obsadził swoimi załogami Grody Czerwieńskie i ponownie wprowadził swojego wuja, Izasława, na tron kijowski. Przedłużająca się okupacja Rusi wywołała jednak niezadowolenie rycerstwa. Kilkadziesiąt lat wcześniej Bolesław Chrobry mógł stacjonować w Kijowie nawet 10 miesięcy, dysponował bowiem drużyną najemników. Jednak armię jego prawnuka tworzyli rycerze, którzy mieli już dość ciągłych wojen – pragnęli doglądać swoich gospodarstw, a w domach czekały na nich rodziny. Dodatkowo nieobecność króla w kraju powodowała samowolę urzędników, a na Ruś docierały też informacje o zuchwalstwie służby i niewierności małżeńskiej żon członków królewskiej drużyny.

„Gdy bowiem – relacjonował kronikarz Wincenty Kadłubek – król bardzo długo przebywał w krajach ruskich (…), słudzy nakłaniają żony i córki panów do ulegania swoim chuciom: jedne znużone wyczekiwaniem mężów, inne doprowadzone do rozpaczy, niektóre przemocą dają się porwać czeladzi. Ta zajmuje domostwa panów, umacnia obwałowania, nie tylko wzbrania panom powrotu, lecz zgoła wojnę wydaje powracającym”1.

Ci powracający to oczywiście dezerterzy, którzy zbiegli ratować swe domy i rodziny. Ucieczki z armii przybrały masowe rozmiary, a – jak wiadomo – ocena moralna często zależy od statystyki. Pojedyncze jednostki są buntownikami, natomiast powszechna odmowa wypełniania obowiązków zmienia optykę sytuacji. W opinii społecznej dezerterzy z Rusi postąpili słusznie, jednak król miał inne zdanie na ten temat…

Piastowie potrafili być okrutni i bezwzględni, ale Szczodry zdecydowanie przesadził z karami. Zapomniał, że sprawa dotyczyła poważnego procentu armii, a nie kilku wojowników. Niewykluczone zresztą, że dezerterzy nie czekali bezczynnie na powrót władcy – znali go przecież od lat i wiedzieli, czego mogą się po nim spodziewać. Zapewne zawiązał się spisek, a brutalna rozprawa Bolesława z buntownikami powiększyła grono spiskowców obawiających się o własne życie ze względu na brutalność króla.

„Bolesław bowiem, poniechawszy umiłowanej prawości – ubolewał mistrz Wincenty – wojnę prowadzoną z nieprzyjaciółmi zwrócił przeciwko swoim. Zmyśla, że oni nie mszczą na ludzie swoich krzywd, lecz w osobie króla na królewski nastają majestat. Albowiem, czymże król będzie, gdy lud się oddali? Mówi, że nie podobają mu się żonaci, gdyż więcej obchodzi ich sprawa niewiast niż względem władcy uległość. Żali się, iż nie tyle opuścili go oni wśród wrogów, ile dobrowolnie na pastwę wrogów wydali. Domaga się przeto głowy dostojników, a tych, których otwarcie dosięgnąć nie może, dosięga podstępnie. Nawet niewiasty, którym mężowie przebaczyli, z tak wielką prześladował potwornością, że nie wzdragał się od przystawiania do ich piersi szczeniąt, po odtrąceniu niemowląt, nad którymi wróg się ulitował!”2.

Biskup Stanisław ze Szczepanowa

W tej chwili dziejowej na scenie pojawił się biskup krakowski. Wbrew pozorom niewiele wiadomo na jego temat, gdyż informacje pochodzące z jego późniejszych żywotów są w większości wymysłem biografów i nie mają wiele wspólnego z prawdą historyczną.

Stanisław ze Szczepanowa pochodził ze stanu rycerskiego i urodził się ponoć w lipcu 1030 roku. Był doskonale wykształcony, edukację pobierał w gnieźnieńskiej szkole katedralnej, a następnie na zachodzie Europy. Po powrocie do kraju zajął się pracą misyjną w Małopolsce (chrześcijaństwo wciąż było bardzo powierzchowne) i zasłynął jako doskonały kaznodzieja.

Na pewno cieszył się zaufaniem Szczodrego, bowiem krakowskie biskupstwo było jednym z najważniejszych w kraju i król nigdy nie zgodziłby się na intronizację niepewnego człowieka. Współpraca Śmiałego z hierarchą musiała układać się dobrze, gdyż w żadnym z zachowanych dokumentów nie ma wzmianek o wcześniejszych konfliktach.

Głównym źródłem informacji na temat przebiegu sporu króla z biskupem są kroniki Galla Anonima i Wincentego Kadłubka. Z kolei wiadomości podawane w żywotach świętego oraz relację Jana Długosza można w zupełności pominąć jako niezgodne z prawdą. Zarzuty stawiane w nich Śmiałemu są bowiem absurdalne – król miał być bowiem nie tylko okrutnikiem, lecz także pederastą i sodomitą.

Gall Anonim pisał zaledwie 30 kilka lat po całej aferze. Zapewne znał prawdę, żyli przecież jeszcze świadkowie krakowskich wydarzeń. Ale dziejopis nie chciał się rozwodzić nad tematem i był wyjątkowo oszczędny w słowach. Nie mógł jednak pominąć milczeniem tragicznego końca panowania Bolesława Śmiałego:

„Jak zaś doszło do wypędzenia króla Bolesława z Polski, długo byłoby o tym mówić; tyle wszakże można powiedzieć, że sam będąc pomazańcem [Bożym], nie powinien był [drugiego] pomazańca za żaden grzech karać cieleśnie. Wiele mu to bowiem zaszkodziło, gdy przeciw grzechowi grzech zastosował i za zdradę wydał biskupa na obcięcie członków. My zaś ani nie usprawiedliwiamy biskupa – zdrajcy, ani nie zalecamy króla, który tak szpetnie dochodził swych praw – lecz pozostawmy te sprawy, a opowiedzmy, jak przyjęto go na Węgrzech”3.

Miniatura namalowana przez Stanisława Samostrzelnika z Mogiły (Stanislaus Claratumbensis), pochodząca z manuskryptu zawierającego Catalogus archiepiscoporum Gnesnensium (Katalog arcybiskupów gnieźnieńskich) oraz Vitae episcoporum Cracoviensium (Żywoty biskupów krakowskich) Jana Długosza, wykonanego w latach 30. XVI wieku na zamówienie biskupa krakowskiego Piotra Tomickiego.

Gall ograniczył relację do minimum, ale bardziej interesujący jest fakt, że nazwał Stanisława zdrajcą. Czy oznaczało to zdradę jako udział w spisku na szkodę państwa? A może współpracę z ościennymi wrogami króla: Czechami i cesarzem? Czy też biskup okazał się przeciwnikiem poglądów Grzegorza VII? Warto jednak pamiętać, że Gall pisał swoją kronikę na dworze Bolesława Krzywoustego, syna Władysława Hermana, który objął władzę dzięki wygnaniu Szczodrego. Dlatego ograniczył relację do niezbędnych faktów i bardzo starannie ważył słowa.

Bardziej prawdopodobne są jednak związki Stanisława z krajową opozycją. Bunt przeciwko Szczodremu stał się faktem, chociaż nic nie wiemy o osobistych powiązaniach biskupa z rebeliantami. Nie można jednak tego wykluczyć, a możliwe, że dostojnik dał się wykorzystać opozycjonistom i jawnie przeciwstawił się królowi.

Natomiast mistrz Wincenty miał własną opinię na temat przyczyn tragedii. Stwierdził, że „Stanisław nie mógł odwieść go [króla – S.K.] od tego okrucieństwa”, wobec czego „najpierw zagroził mu zagładą królestwa, wreszcie wyciągnął ku niemu miecz klątwy”.

Hierarcha miał zatem wykazać prywatną inicjatywę, przeciwstawiając się królewskiemu bezprawiu (we własnym mniemaniu), co Śmiały uznał za bunt. Z wszelkimi konsekwencjami tego czynu.

Egzekucja

Zachowało się jeszcze jedno ważne źródło dotyczące wydarzeń z kwietnia 1079 roku. Jest nim odpis listu papieża Paschalisa II (1099-1118) skierowanego prawdopodobnie do arcybiskupa gnieźnieńskiego (osoba adresata wzbudza tu największe kontrowersje). Papież, pisząc o zupełnie innych sprawach, wspomniał o pewnym wydarzeniu dotyczącym poprzednika adresata. Hierarcha ten miał skazać (czy też potępić) jednego z podległych mu biskupów.

Zgodnie z obyczajami epoki oznaczało to złożenie z godności i oddanie pod sąd królewski. Obrońcy czci krakowskiego biskupa zakwestionowali jednak osobę adresata, którego nie wymieniono w dokumencie po imieniu, sugerując, że odbiorcą pisma miał być arcybiskup Kalocsa na Węgrzech. Apologetom św. Stanisława nie przeszkadzał nawet fakt, że stolica ta została podniesiona do rangi arcybiskupstwa dopiero w połowie XII wieku.

Historycy spierają się do dzisiaj na ten temat (nie brakuje opinii, że Kalocsa zostało jednak siedzibą arcybiskupów wcześniej), ale ważniejszy wydaje się inny ślad pomijany przez obrońców świętego. Nie ustalono bowiem, czy w dziejach Węgier do czasu pontyfikatu Paschalisa II zdarzył się przypadek potępienia biskupa przez sąd kościelny.

O sądzie arcybiskupa gnieźnieńskiego Gall wprawdzie nie wspominał, ale jego relacja jest wyjątkowo lakoniczna. Brak na ten temat również wzmianki u Kadłubka, ale tego kronikarza nie można traktować jako bezstronne źródło informacji:

„Rozkazuje więc [król] przy ołtarzu, pośród infuł, nie okazując uszanowania ani dla stanu, ani dla miejsca, ani dla chwili – porwać biskupa! Ilekroć okrutni służalcy próbują rzucić się na niego, tylekroć skruszeni, tylekroć na ziemię powaleni łagodnieją. Wszak tyran, lżąc ich z wielkim oburzeniem, sam podnosi świętokradzkie ręce, sam odrywa oblubieńca od łona oblubienicy, pasterza od owczarni. Sam zabija ojca w objęciach córki i syna w matki wnętrznościach. O żałosne, najżałośniejsze śmiertelne widowisko! Świętego bezbożnik, miłosiernego zbrodniarz, biskupa niewinnego najokrutniejszy świętokradca rozszarpuje, poszczególne członki na najdrobniejsze cząstki rozsiekuje, jak gdyby miały ponieść karę [nawet i] poszczególne cząstki członków”4.

Po oddzieleniu emocjonalnej retoryki pozostaje relacja o osobistym morderstwie przy ołtarzu. Nie ma mowy o żadnym sądzie, była tylko krwawa samowola króla, który w porywie szału zarąbał biskupa. A potem znęcał się jeszcze nad jego zwłokami.

Zwyczajową karą za zdradę było obcięcie członków, czyli ćwiartowanie. Wątpliwe jednak, czy król miał ochotę osobiście zabawiać się w rzeźnika – od tego miał przecież profesjonalnych katów i ich pomocników. Władca mógł co najwyżej zaszczycić egzekucję swoją obecnością.

Sprawy kaźni biskupa nie rozstrzygnęły też oględziny jego czaszki przechowywanej w katedrze wawelskiej. Autopsji po raz pierwszy dokonano w 1881 roku, stwierdzając widoczne ślady w tylnej części głowy po urazie ostrym narzędziem – przy oględzinach nie było jednak antropologa.

Większe znaczenie ma zatem kolejna autopsja przeprowadzona w 1963 roku na zlecenie biskupa Karola Wojtyły. Tym razem sprawą zajęli się fachowcy z Krakowskiego Zakładu Medycyny Sądowej. Potwierdzili uszkodzenie tylnej części czaszki, jednak orzekli, że cios został zadany narzędziem tępokrawędzistym. Śladów po urazach było zresztą kilka, nie ustalono jednak, czy mogły one spowodować śmierć, czy tylko ogłuszyły ofiarę. Nie było również uszkodzeń, które mogłyby potwierdzić siekanie czaszki biskupa Stanisława przez rozszalałego władcę.

Niestety, przy oględzinach ponownie zabrakło biegłego antropologa, a specjaliści medycyny sądowej w takich sytuacjach nie wystarczają. Jednak dla zwolenników wersji Kadłubka ich opinia okazała się wystarczającym potwierdzeniem zbrodni króla. Cios zadany od tyłu miał być dowodem morderstwa przy ołtarzu.

Według mistrza Wincentego biskup miał jednak zginąć zarąbany mieczem, który nie należy do narzędzi tępokrawędzistych. Król raczej nie nosił przy sobie maczugi, a ślady na czaszce wskazują na użycie właśnie tego rodzaju narzędzia. Mogło to mieć na celu ogłuszenie ofiary, by ułatwić pracę katom, ewentualnie stanowiło rodzaj łaski dla męczennika. Przecież nawet heretyków palonych na stosach często duszono przed oddaniem ich na pastwę płomieni.

Innym problemem pozostaje natomiast fakt, że oględziny szczątków biskupa nie wskazywały na obcięcie członków czy też ćwiartowanie ciała. Musiał sobie zdawać z tego sprawę już Kadłubek, który zapewne miał okazję widzieć zwłoki biskupa. Chociaż bowiem minęło ponad sto lat od jego śmierci, pewnych rzeczy nie można było ukryć. Stąd zrodziła się legenda o cudownym zrośnięciu się ciała hierarchy po śmierci, co miało stanowić prognozę dla zjednoczenia Polski w czasie rozbicia dzielnicowego.

Jednocześnie pojawiły się sugestie, że w Krakowie wcale nie przechowywano szczątków biskupa, tylko innego skazańca. Wprawdzie zgadzał się ich wiek, ale absolutnie nigdy nie da się ustalić z całą pewnością, czyja czaszka spoczywa w katedrze wawelskiej. Tego już nie podważą ani nie potwierdzą żadne badania.

Upadek króla

Bez względu na rzeczywisty przebieg wypadków egzekucja biskupa wyjątkowo zaszkodziła Śmiałemu. Po raz pierwszy w dziejach Polski doszło do tak ostrego konfliktu między władcą a wysokim członkiem hierarchii kościelnej. Być może zresztą nie chodziło nawet o fakt, że ofiarą sporu padł biskup, a bardziej – że stracono jednego z najwyższych dostojników. Wrzenie przerodziło się w otwarty bunt i król wraz z najbliższą rodziną oraz współpracownikami musiał opuścić kraj – udał się na Węgry. Władzę w Polsce objął młodszy brat wygnańca, Władysław Herman.

Wprawdzie na Węgrzech rządził król Władysław, który tron zawdzięczał właśnie Szczodremu, ale wygnaniec potrafił się skonfliktować nawet z nim. Podobno zachowywał się jak szaleniec i nie chciał uznać królewskiej godności swojego gospodarza, twierdząc, że może go potraktować najwyżej jako podległego sobie księcia. W efekcie Bolesław Szczodry niebawem padł ofiarą skrytobójstwa – nie wiadomo jednak, czy zamordowali go siepacze nasłani z Polski, czy też była to miejscowa inicjatywa. W chwili śmierci król miał zaledwie około 40 lat.

Wciąż popularna jest legenda o pokutniczej śmierci władcy, który resztę życia miał spędzić w klasztorze benedyktynów w Ossiach. Badania rzekomego grobu władcy zaprzeczyły jednak tej wersji, bo w mogile znaleziono zwłoki żony fundatora opactwa.

Szczątki króla prawdopodobnie przywiózł do Polski jego syn, gdy Władysław Herman, który objął po bracie władzę w Polsce, po kilku latach wezwał młodego Mieszka, syna Bolesława Szczodrego, do powrotu. Królewicz wraz z matką pojawił się w Krakowie, a ciało jego ojca spoczęło zapewne w opactwie benedyktynów w Tyńcu.

Powrót nad Wisłę nie przyniósł szczęścia Mieszkowi – wokół niego zaczęli się bowiem gromadzić dawni zwolennicy jego ojca, co stało się niebezpieczne dla ludzi związanych z nową władzą. W efekcie 20-letni książę został otruty.

Dwóch świętych: biskup męczennik i król pokutnik

Wbrew pozorom imię zabójcy św. Stanisława nie od razu zostało w kraju wyklęte. Rocznik kapitulny krakowski odnotował zabójstwo biskupa, a następnie zgon wygnanego króla. W intencji duszy monarchy odbywały się nabożeństwa, a Władysław Herman dał jego imię swemu młodszemu synowi.

Najważniejszą poszlaką jest jednak milczenie na ten temat Galla Anonima. Gdyby kronikarz był przekonany do winy władcy, zapewne napisałby o tym. Ale wybrał przemilczanie faktów i uniki – zresztą stwierdził, że obaj adwersarze mieli grzech na sumieniu.

Oczywiście mistrz Wincenty Kadłubek miał własne zdanie o całej aferze. Napisał, że tuż po egzekucji biskupa nadleciały cztery orły pilnujące ciała, a szczątki pasterza świeciły nocą własnym blaskiem. Do tego ciało biskupa miało się zrosnąć, tak że nie było widać nawet śladów blizn.

Biskup Stanisław Szczepanowski rzucający klątwę na króla Bolesława Śmiałego ‒ obraz Juliusza Knoora.

Szczątki męczennika przeniesiono uroczyście dziewięć lat później do katedry krakowskiej. Jego kult miał jednak ograniczony zasięg, a starania o kanonizację rozpoczęto dość późno jak na średniowieczne obyczaje. Biskupa uznano za świętego Kościoła katolickiego dopiero we wrześniu 1253 roku, zaś pół roku później odbyły się z tej okazji wspaniałe uroczystości. Główną rolę odegrała w nich żona Bolesława Wstydliwego, księżna Kinga – również przyszła święta.

Okres niemal 200 lat, jaki upłynął od męczeństwa do kanonizacji, może być odpowiedzią na pytania o przebieg konfliktu króla z biskupem. W epoce średniowiecza nie czekano bowiem z wyniesieniem na ołtarze. Na przykład od męczeństwa św. Wojciecha do jego kanonizacji upłynęły zaledwie dwa lata, również niedługo czekał na wyniesienie na ołtarze zakonnik Bruno z Kwerfurtu. A gdy na polecenie króla Anglii, Henryka II, zamordowano arcybiskupa Tomasza Becketa (w katedrze w Canterbury), kanonizacja nastąpiła po trzech latach.

Co dziwniejsze, na temat tragedii pod Wawelem milczały również kroniki watykańskie, które odnotowały zabójstwo Becketa. Sprawa śmierci św. Stanisława nie mogła być zatem całkowicie jednoznaczna i dynastii Piastów nie zależało na jego kanonizacji. Czy tylko jednak dlatego, że panująca linia rodu dzięki temu objęła tron? Ale może również dlatego, że okoliczności męczeństwa uznawano za co najmniej kontrowersyjne?

Można bowiem podejrzewać, że gdyby wydarzenia faktycznie przebiegały zgodnie ze scenariuszem mistrza Wincentego, Stanisław zostałby uznany za świętego niemal natychmiast. Zabójstwo niewinnego biskupa przez panującego stanowiłoby bowiem skandaliczny wypadek, na który Stolica Apostolska musiałaby odpowiednio zareagować. W tej sytuacji szybka kanonizacja byłaby normalną procedurą.

Sarkofag z wawelskiej konfesji świętego Stanisława zamówiony przez polskich Wazów i zniszczony przez wojska szwedzkie w czasie potopu.

Mało tego – gdy w połowie XII wieku podjęto starania o wyniesienie Stanisława na ołtarze, w Rzymie napotkano opór (!). Szczególnie niechętny był kardynał Rinaldo Conti, późniejszy papież Aleksander IV. Udało się jednak pokonać jego obiekcje, zanim jeszcze zasiadł na tronie Piotrowym.

W tym czasie rozwijał się już kult króla pokutnika szerzony przez benedyktynów. Zakon ten wiele zawdzięczał Śmiałemu, co może wyjaśnić ich wzmożone zainteresowanie osobą nieżyjącego władcy. Wprowadzili wspomnienie „czcigodnego Bolesława króla”, a razem z rocznicą śmierci św. Stanisława wspominano też jego zabójcę! Benedyktyni włączyli nawet Bolesława w poczet swoich świętych (!), podobnie postąpili cystersi, i czczono go jako króla – skruszonego czy też pokutnika.

Żałując za zbrodnie, dopełnił ponoć swoich dni w klasztorze w Ossiach, gdzie dopiero na łożu śmierci ujawnił swoje personalia, pokazując królewski pierścień. Miał tam zostać pochowany, a do jego grobu ciągnęły pielgrzymki. Sprawa była znana także w Polsce – w październiku 1569 roku przy rzekomym grobie Bolesława Szczodrego nabożeństwo odprawił kardynał Stanisław Hozjusz.

Srebrny sarkofag świętego Stanisława z katedry wawelskiej, wykonany przez Petera von der Rennena w miejsce oryginału zniszczonego w czasie potopu.

W tym czasie św. Stanisław był już oficjalnym patronem Królestwa Polskiego. Jego grób do dziś stanowi jedną z największych relikwii polskiego katolicyzmu. Zapewne już nigdy nie uda się wyjaśnić przebiegu konfliktu biskupa z królem ani udowodnić bez wątpliwości, że w katerze wawelskiej spoczywają właśnie szczątki pasterza.

Z perspektywy czasu szkoda jednak, że te dwie charyzmatyczne postacie stanęły naprzeciwko siebie. Ucierpiała na tym przede wszystkim Polska, która przez stulecia nie osiągnęła podobnego znaczenia, co w czasach Bolesława Śmiałego.

1 W. Kadłubek, Kronika polska, Wrocław 2003, s. 73

2Ibidem, s. 75

3 Gall Anonim, Kronika polska, Wrocław 2003, s. 52-53

4 W. Kadłubek, op. cit., s. 75-76