Kat kłania się i zabija. Wächter-Heydrich-Menten - Magdalena Ogórek - ebook

Kat kłania się i zabija. Wächter-Heydrich-Menten ebook

Magdalena Ogórek

4,5

Opis

Dlaczego obraz Gustava Klimta „Złota Dama” nie był w latach 30. eksponowany w Wiedniu pod prawdziwym tytułem?

Co watykański dygnitarz, abp Alois Hudal, miał wspólnego ze "ścieżką szczurów" którą przemycano hitlerowskich zbrodniarzy do Ameryki Południowej?

Czy profesorowie Uniwersytetu Lwowskiego musieli zginąć, bo posiadali kolekcje obrazów o wielkiej wartości artystycznej?

Jak to możliwe, ze zabójca Polaków i złodziej ich kolekcji po II wojnie światowej funkcjonował bezpiecznie jako 6. najbogatszy człowiek w Holandii?

Czy naprawdę istnieje ODESSA, organizacja niegdyś pomagająca w ucieczce zbrodniarzy do Ameryki Południowej, a teraz handlująca dziełami sztuki zrabowanymi ofiarom hitlerowskiego terroru?

Reinhard Heydrich, Pieter Nicolaas Menten, Otto Gustav Wächter - czy pasja kolekcjonerska i osobisty udział w zbrodniach wojennych to jedyne wspólne mianowniki biografii nazistowskich oficerów?

Kontynuacja bestsellera Magdaleny Ogórek "Lista Wächtera. Generał SS, który ograbił Kraków".

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 471

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (11 ocen)
7
3
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
augustowicz

Całkiem niezła

Dość ciekawa pozycja o skradzionych w czasie Ii wojny światowej skarbach polskiej kultury. Trochę dziwne jest, że autorka pisząc o stronach dokonujących kradzieży pisze o Niemcach, Austriakach, Holendrach, Amerykanach, Polakach nie wspominając o skarbach wywiezionych przez Armię Czerwoną...
20
aniakuczka1977

Nie oderwiesz się od lektury

pozycja obowiązkowa
00
AStrach

Dobrze spędzony czas

Pokój czy wojna czapka na złodzieju goreje ...
00
82869d86-c168-4495-a450-300590b44cb4

Nie oderwiesz się od lektury

👍
00
PawelKozak64

Dobrze spędzony czas

dobrze i ciekawie spędzony czas
00

Popularność




Projekt okładki i stron tytułowych Fahrenheit 451

Ilustracje na okładce Wolna domena oraz zbiory autorki

Redakcja językowa Katarzyna Litwinczuk

Korekta Firma UKKLW – Urszula Gac

Z języka niemieckiego teksty przełożyły Bożena Bany i Anna Ronin

Zdjęcia w książce pochodzą ze zbiorów autorki, a także Narodowego Archiwum Cyfrowego (s. 246) oraz Wikipedii (s. 363 i 409)

Dyrektor wydawniczy Maciej Marchewicz

ISBN 9788380796690

Copyright © Magdalena Ogórek Copyright © for Fronda PL Sp. z o.o., Warszawa 2021

 

 

WydawcaWydawnictwo Fronda Sp. z o.o.ul. Łopuszańska 3202-220 Warszawatel. 22 836 54 44, 877 37 35 faks 22 877 37 34e-mail: [email protected]

www.wydawnictwofronda.pl

www.facebook.com/FrondaWydawnictwo

www.twitter.com/Wyd_Fronda

 

KonwersjaEpubeum

WSTĘP

Szanowni Czytelnicy!

 

Tym z Państwa, którzy pierwszy raz trzymają w ręku opowieść o generale SS Ottonie von Wächterze, winna jestem kilka zdań wprowadzenia.

W 2015 roku rozpoczęłam dziennikarsko-historyczne śledztwo dotyczące zrabowanego podczas II wojny światowej z Krakowa arcydzieła mistrza Pietera Brueghla Walka Karnawału z Postem. Ślad prowadził do zbrodniarza wojennego, generała SS Ottona von Wächtera, który po wojnie zbiegł przed Norymbergą i ukrył się w Rzymie. Były esesman zmarł nagle nieopodal placu św. Piotra w lipcu 1949 roku.

Z początkiem 2016 roku wszelkie zebrane tropy zawiodły mnie wprost do starego zamku w Austrii – zastałam w nim syna Ottona Wächtera, Horsta, otoczonego mrocznymi tajemnicami z przeszłości. Wówczas nie wiedziałam jeszcze, że pokryte kurzem komody i szafy, drzemiące w zamkowych pokojach, odkryją przede mną bezcenne archiwalia II wojny światowej, oryginalne dokumenty podpisane przez najważniejsze osoby w Trzeciej Rzeszy oraz zdjęcia będące dowodami zbrodni niemieckiego okupanta.

Rozmowy z Horstem trwały prawie dwa lata. W tym czasie przejechałam tysiące kilometrów samochodem, podróżując nie tylko do Austrii, lecz także do Niemiec i na Ukrainę; nazbierałam mnóstwo mil lotniczych, odwiedzając Tajne Archiwum Watykańskie1, gdzie w przepastnych czeluściach najbardziej zagadkowego archiwum świata trafiłam na sensacyjne poszlaki dotyczące śmierci byłego esesmana i gubernatora dwóch dystryktów w okupowanej Polsce.

Ostateczne potwierdzenie znalazłam w archiwach CIA – Otto von Wächter nie zmarł naturalną śmiercią.

Rodzina Ottona przez prawie 70 lat żyła w przeświadczeniu, że zgon ukochanego ojca nastąpił w wyniku żółtaczki zakaźnej, która wdała się nagle po kąpieli w zabrudzonym szczurzymi odchodami Tybrze.

Poruszony takim obrotem spraw Horst von Wächter podjął decyzję o zwrocie trzech artefaktów zrabowanych z Krakowa przez jego rodziców. Jedno z dzieł sztuki opisała matka Horsta, Charlotte, na odwrocie: „Zabrane z Krakowa, z pałacu Potockich Pod Baranami”.

* * *

26 lutego 2017 roku do Krakowa wracają trzy dzieła sztuki – Horst osobiście przekazuje je na ręce wojewody małopolskiego i dyrekcji Muzeum Narodowego.

Jeszcze tego samego dnia autor bestsellera Prawdziwa Odessa. Jak Peron sprowadził hitlerowskich zbrodniarzy do Argentyny Uki Goñi2 przedstawia to wydarzenie na łamach brytyjskiego dziennika „The Guardian”3. Kilkanaście godzin później informacja o tym, że syn dawnego generała SS dobrowolnie zwraca zrabowane obiekty na właściwe miejsce, obiega cały świat i elektryzuje opinię publiczną. Rzecz praktycznie bez precedensu.

Media piszą o zrabowanych obrazach, ale przy okazji wspominają tragiczny los Polski ciemiężonej butem niemieckiego okupanta podczas II wojny światowej4.

Całość trzyletniego śledztwa ubieram w słowa, opisując w szczegółach moje kontakty z Horstem, przytaczając dokumenty, na jakie trafiłam w licznych archiwach i w zamku syna, wreszcie publikując ustalenia związane ze zrabowanymi dziełami sztuki.

Z końcem 2017 roku Lista Wächtera pojawia się w księgarniach.

Rodzina Wächterów zbulwersowana tym, że Otto nie jest opisany jako „dobry nazista”, grozi pozwem mi i wydawnictwu, chcąc zablokować publikację.

Ostatecznie sprawa nie trafia do sądu.

W mediach wybucha burzliwa dyskusja. Jedni grzmią, że nie wolno odwiedzać syna byłego esesmana i prowadzić z nim rozmów, bo to niemoralne. Drudzy piszą, że historia jest sensacyjna, a dzięki niej rabunek polskiego dziedzictwa narodowego przez niemieckiego okupanta znów staje się tematem numer jeden.

Znajdują się i tacy, którzy biorą syna esesmana w obronę.

Do przełomowego wydarzenia dochodzi 12 stycznia 2019 roku.

Austriacki dziennik „Der Standard”, powołując się na moją książkę, publikuje duży artykuł o grabieży dokonanej przez rodzinę Wächterów w okupowanej Polsce. W tekście zrabowany obraz Brueghla określony zostaje jako „skradziony z Polski”, a nie – jak dotąd – „zaginiony”. To duża zmiana w stosunku do narracji panującej w austriackich mediach5.

Po premierze książki otrzymuję mnóstwo listów od Czytelników – za wszystkie z całego serca dziękuję. Odzywają się żyjący jeszcze świadkowie tamtych dni.

Piszą do mnie historycy – także z Austrii i Niemiec. (Wśród nich autorzy biografii znanych hitlerowców).

Tymczasem sama dalej szukam, docieram, pytam. Czasem rodziny zbrodniarzy Trzeciej Rzeszy odpowiadają.

Bywa, że w porywie emocji otwierają się aż nadto, by za chwilę powołać się na zachowanie tajemnicy dziennikarskiej – pod groźbą sądu.

* * *

Kat kłania się i zabija to kolejne trzy lata moich badań, ustaleń, trudnych często dociekań. Spotkań, po których następowały bezsenne noce („moi rodzice, naziści, proszę pani, to byli dobrzy ludzie”6).

Wreszcie zmagań z pandemią – bywało, że skutecznie krzyżowała mi badawcze plany.

Reinhard Heydrich i Pieter Nicolaas Menten, obecni obok Wächtera na kartach tej książki, nie znaleźli się tutaj przypadkiem.

Historia II wojny światowej, wraz z bezprecedensowym w dziejach Polski7 rabunkiem dzieł sztuki, to księga zdarzeń wciąż otwarta w połowie…

PROLOG

1944 rok, Kraków

Trwa upalne lato 1944 roku w okupowanym przez Niemców Krakowie, gdy szwajcarski historyk sztuki Wilhelm Ernst Palezieux8 pochyla się nad katalogiem z wyborem najcenniejszych polskich dóbr narodowych9. Ów naukowiec do grodu Kraka przybył z Warszawy na osobistą prośbę generalnego gubernatora Hansa Franka (Palezieux wcześniej zajmował się przygotowaniem Belwederu pod przyszłą rezydencję Adolfa Hitlera)10. Szwajcar niebawem będzie pakował polskie artefakty zarekwirowane przez Niemców, by w obawie przed frontem wschodnim wysłać je w głąb Rzeszy. Od kilku dni trwa w konfuzji – stwierdza bowiem ze zdumieniem, że z pałacu Pod Baranami zniknęły dwa bezcenne obrazy pędzla Hansa von Kulmbacha: Ofiarowanie w świątyni oraz Św. Barbara. Palezieux zachodzi w głowę, jak mogło dojść do takiej sytuacji. Pałac przez dwa lata stanowił siedzibę administracyjną gubernatora dystryktu Ottona von Wächtera11, ale gubernatora od dawna nie ma już w Krakowie, trudno zatem zdobyć jakiekolwiek wyjaśnienia.

Historyk sztuki kręci głową: „Jak to możliwe, by tak ważne dzieła sztuki zniknęły bez śladu? Kto miał taką władzę i odwagę, by zabrać obrazy pierwszego wyboru przeznaczone dla oczu samego Hitlera?”.

W miejscu, gdzie pod numerem 22 w katalogu widnieją dwa zaginione obrazy Kulmbacha, Palezieux wpisuje na marginesie piórem: „Tego nie zastałem”12.

13/14 lipca 1949 roku, Rzym

W szpitalu Santo Spirito in Sassia nieopodal placu św. Piotra kona 48-letni mężczyzna.

Przywieziono go kilka dni wcześniej, 9 lipca, z temperaturą ponad 40 stopni, wymiotami i zażółceniem skóry. Dyrektor szpitala, Andrea Tincardi13, przydziela choremu lekarza prowadzącego, zaufanego profesora Bergamiego14, któremu wydaje stanowcze polecenie, by pilnie informować o stanie pacjenta.

Profesor nie wie, że dyrektor działa na osobistą prośbę pewnego wpływowego watykańskiego hierarchy. Ogląda ciekawie dokumenty chorego. Wynika z nich, że mężczyzna nazywa się Alfredo Reinhardt15 i jest Austriakiem. W rubrykę „zawód” wpisano: „nauczyciel”. Profesor Bergami odkłada paszport do szuflady, nieco rozczarowany.

Dochodzi północ 12 lipca, gdy na tyły szpitala Santo Spirito podjeżdżają dwa czarne samochody. Noc jest pogodna, wilgotna, od Tybru wieje ciepły wiatr. Czujne oko przypadkowego przechodnia dostrzegłoby wysiadającego z auta biskupa Aloisa Hudala, ważnego dostojnika watykańskiego. O Hudalu szepcze się w Rzymie, że jego nazwisko otwiera wszystkie drzwi za Spiżową Bramą. Traf chce, że o tej porze nikt nie przechadza się małą, wąską uliczką. Dyrektor szpitala, uprzedzony o tajemniczej wizycie, prowadzi biskupa wprost do chorego o niemieckim nazwisku, informując nerwowo, że u pacjenta stwierdzono ostre zapalenie wątroby. Monsignore spędza w szpitalu ponad dwie godziny, wychodzi poruszony. Dyrektor Tincardi przeciera spocone czoło.

Tylko kilka osób w Watykanie wie, że umierający w szpitalu Santo Spirito mężczyzna to Otto von Wächter, były esesman i gubernator dwóch dystryktów w okupowanej Polsce. Od czterech lat jest poszukiwany jako zbrodniarz wojenny – za takiego uznał go Trybunał Sprawiedliwości w Norymberdze16.

Jednak to tylko wierzchołek góry lodowej. W zimnowojennym Rzymie poszukują go amerykańscy oficerowie CIC, agenci służb sowieckich i przedstawiciele tworzącego się właśnie wywiadu Izraela.

Kolejnej nocy Otto von Wächter umiera.

Cztery dni później wdowa, Charlotte von Wächter, odbierze od biskupa Hudala osobiste rzeczy męża – wśród nich szary niepozorny notatnik, na okładce opatrzony datą: „1949”. Po powrocie do domu, do Salzburga, dobrze go ukryje. Z czasem historię rodziny spowije mgła zapomnienia.

Szary notatnik Ottona von Wächtera.

Fałszywe dokumenty Ottona von Wächtera na nazwisko Alfredo Reinhardt.

21 czerwca 1961 roku, Wiedeń

Słynny na cały świat łowca nazistów Szymon Wiesenthal17 intensywnie poszukuje wszelkich informacji o byłym generale SS, Ottonie von Wächterze.

Wiesenthal ma do sprawy esesmana stosunek osobisty – podejrzewa, że ów zbrodniarz o niewinnym czole i białych dłoniach18 zabił jego matkę.

21 czerwca 1961 roku łowca nazistów pozyskuje informację „z bardzo pewnego i godnego zaufania źródła”19, że poszukiwany przez niego Wächter prawdopodobnie nie żyje. Informator podaje też, że w 1949 roku Otto przedostał się na teren Rzymu z tajemniczym pakunkiem, którego zawartość informator objawia Wiesenthalowi. Zdumiony tropiciel zbrodniarzy wojennych zarządza natychmiastowe śledztwo, jednak wszystkie tropy kończą się w ślepym zaułku.

Wiesenthal chowa list od informatora do specjalnej teczki z napisem „Otto von Wächter” i odkłada na półkę. Teczka trafia do Centrum im. Szymona Wiesenthala w Wiedniu, powoli pokrywa ją kurz.

 

Biskup Alois Hudal potwierdza śmierć Wächtera 13 lipca 1949 roku.

Lipiec 2016 roku, Austria. Zamek Hagenberg, własność Horsta von Wächtera, syna Ottona

Ze starej skrzyni wyjmuję szary, mocno sfatygowany notatnik. Na okładce widnieje data: „1949”...

WÄCHTER

„Byli faszyści – dobrzy ludzie”

30 lipca 2016 roku, Hagenberg, posiadłość Horsta von Wächtera

Do zamku Hagenberg trafiam podczas poszukiwań materiałów do poprzedniej książki. Tylko wtajemniczeni wiedzą, że w Austrii mieszka syn Ottona von Wächtera, byłego gubernatora dystryktu krakowskiego i galicyjskiego w okupowanej Polsce. Informację o tym, że w zamkowej posiadłości pod Wiedniem mieszka Horst von Wächter, uzyskuję z Londynu.

Pobyt u Horsta to jedna wielka historyczna przygoda. Dni pełne pracy nad rodzinnymi archiwaliami, wieczory pełne brunatnych rozmów o tamtych trudnych czasach. Jak bardzo różni się polska i austriacka ocena drugowojennej rzeczywistości – mam okazję przekonać się przy każdej kolacji. Boleśnie się tego słucha.

Zamek Hagenberg w Austrii – należy do Horsta von Wächtera, syna Ottona.

Leżąc w łóżku, rozmyślam. Trudno usnąć od razu. Nocami stare zamki zaczynają żyć własnym życiem. Podłoga skrzypi, powoli dopala się ogień w stuletnim kominku. Coś chrobocze na poddaszu (nietoperze?), w drugim pokoju stuka niedomknięta okiennica, tyka stary zegar osnuty pajęczyną. Charlotte Wächter mieszkała tu do swojej śmierci w 1985 roku. Urna z częścią jej prochów stoi we wnęce, w kuchni. Tak ustawił ją Horst.

Otto nigdy nie pozna zamku syna. Od 1945 roku jest zbiegiem, ukrywa się w austriackich Alpach, następnie w północnych Włoszech. Niespodziewana śmierć zastaje go w Rzymie – do Wiecznego Miasta przybywa na początku 1949 roku – ucieka z okolic Kitzbühel trasą przez Bolzano, bezbłędnie zwodząc depczące mu po piętach sowieckie służby. W trudnej wędrówce do Rzymu pomaga mu tajemnicza struktura nazwana ongiś „Odessą”, a o istnieniu której świat nie ma wówczas pojęcia.

Do zamku Hagenberg trafiłam w 2016 roku podczas pisania książki „Lista Wächtera”.

Pobyt u Horsta to jedna wielka historyczna przygoda – dni pełne pracy nad rodzinnymi archiwaliami, wieczory pełne brunatnych rozmów o tamtych trudnych czasach.

Fragment pamiętników Charlotte von Wächter. Po wojnie, w obawie przed tajnymi służbami, wdowa po Ottonie zakopała swoje notatki w ogrodzie. Z czasem zniszczyła je wilgoć.

Dziś, dzięki wspomnianej książce argentyńskiego badacza, dziennikarza Ukiego Goñiego, wiemy o wiele więcej. O owianej czarną legendą „Odessie” napisało też do tej pory wielu innych historyków. Miała być Organizacją Byłych Członków SS stworzoną w celu zapewnienia bezpieczeństwa wszystkim esesmanom po II wojnie światowej. Po słynnym bestsellerze Akta Odessy Fredericka Forsytha20 potraktowano tę teorię z pobłażliwym uśmiechem, a tajemniczą siatkę przerzutu zbrodniarzy wojennych podawano jako jedną z teorii spiskowych świata. Dziś już nikt nie przeczy, że istniała21, chociaż prawdopodobnie nie miała formalnej nazwy. Była porozumieniem dawnych Kameraden spod znaku runy i dębowego liścia22, którzy pomagali sobie i chronili swoje interesy po wojnie. Często za wszelką cenę. Funkcjonowanie takiej struktury zorganizowanej pomocy mogliśmy obserwować wielokrotnie, na przykład gdy świat poznał kulisy operacji Mosadu, kiedy to pojmano w Argentynie Adolfa Eichmanna. Okazało się, że macki „Odessy” sięgały najdalszych zakątków świata.

Na to, by Eichmann, jego żona i syn mogli przez wiele lat bezpiecznie funkcjonować pod fikcyjnymi nazwiskami, korzystać z życia i czuć się bezpiecznie, pracował cały sztab ludzi. Osoby tworzące siatkę pomocy zbrodniarzom łączyła pewna specyficzna więź z przeszłości – były związane z narodowosocjalistycznym systemem lub mocno sympatyzowały z Trzecią Rzeszą.

Dzięki ponadnarodowemu porozumieniu byłych esesmanów dawni oprawcy bez problemu wtopili się w powojenną rzeczywistość i rozpoczęli nowe życie, a w wielu wypadkach duże kariery, w tym polityczne. Lekarze, którzy w Auschwitz zszywali bliźnięta plecami, po wojnie prowadzili prywatne praktyki lekarskie i cieszyli się powszechnym szacunkiem. Josef Mengele do pierwszych procesów oświęcimskich bez żadnych przeszkód odwiedzał swoją rodzinę w miejscu jej zamieszkania23. Kurt Blome (prowadził prace nad bronią bakteriologiczną z wykorzystaniem więźniów niemieckiego obozu Auschwitz-Birkenau na terenie okupowanej Polski) rozpoczął nowe życie w Stanach Zjednoczonych24. Wielu innych sadystów weszło w struktury policji, rozmaitych urzędów, służb, dbając o to, by skala kompromitującej prawdy nigdy nie wyszła na jaw. Zaraz po wojnie nie mówiło się przecież aż tak wiele o Auschwitz.

Procesy oświęcimskie, które ruszyły w Niemczech w latach 60., zszokowały niemiecką opinię publiczną. Niemcy byli zaskoczeni. Przyjęto przecież, że za wszystko odpowiadał Hitler, a współwinnych rozliczyła Norymberga. Prokurator Franz Bauer, który zaczął ścierać skorodowany nalot niepamięci z sumień Niemców, stał się persona non grata i wytykano mu żydowskie pochodzenie. Przecież wielu zbrodniarzy wojennych było już wówczas prominentnymi politykami reprezentującymi niemieckie demokratyczne państwo.

I tak na przykład kat warszawskiej Woli, Heinz Reinefarth, został burmistrzem wyspy Sylt25. Fanatyk Lebensraumu Alexander Dolezalek wykładał na uczelni (był docentem w Ośrodku Studiów Ogólnoeuropejskich we Vlotho, w Nadrenii Północnej-Westfalii)26. Z kolei Gottlob Berger, specjalista od segregacji rasowej, skazany w Norymberdze na 25 lat więzienia, spędził w nim w rzeczywistości dwa. Po wyjściu na wolność założył legalnie działający związek byłych esesmanów oraz pismo „Nation Europa” propagujące idee narodowego socjalizmu.

Żona Reinharda Heydricha, autora planu masowej eksterminacji Żydów, po wojnie prowadziła pensjonat na niemieckiej wyspie Fehmarn pod własnym nazwiskiem wyrytym nad wejściem27.

Austriak Alois Brunner, poszukiwany za zbrodnie ludobójstwa, skorzystał – podobnie jak Otto von Wächter – z pomocy biskupa Aloisa Hudala i dożył roku 2005 w Damaszku. W ostatnich latach życia był ekspertem prezydenta Baszara al-Asada od technik tortur i represji na więźniach politycznych28. W jednym z miejsc – na mapie ucieczki od sprawiedliwości – pomogli mu Żydzi nieświadomi, kogo ukrywają. „Mili ludzie – pisał o nich Brunner w jednym z listów – okazuje się, że jednak nie zabiliśmy wszystkich”. Perfidia „Odessy” nie znała granic.

 

Po maju 1945 roku świat natychmiast wszedł w nową rzeczywistość. Nikt nie chciał rozmawiać na temat okropnych spraw z przeszłości. Zajęci usuwaniem gruzów mieszkańcy miast nie mieli pojęcia, że jeszcze podczas wojny rozpoczęto paktowanie z diabłem. Agent Allen Dulles z upoważnienia USA usiadł do rozmów z przyjacielem Ottona von Wächtera, generałem Karlem Wolffem, jeszcze w 1944 roku29. Miłe spotkania przy dobrym winie miały miejsce na terenie m.in. rzekomo neutralnej Szwajcarii.

Podobne rozmowy odbywały się w wielu miejscach równocześnie. Liczyły się wiedza, sprawność, umiejętności, z których mocarstwa mogły skorzystać po wojnie. Werbowano tych, którzy mogli przynieść korzyści. W ten sposób ojcem NASA został lekarz Hubertus Strughold30. Gdy wyszło na jaw, że w pięknym pałacu w Rząsinach na Dolnym Śląsku torturował więźniów obozu koncentracyjnego Gross-Rosen, badając wydolność organizmów ludzkich pod kątem lotów w kosmos, Ameryka była wstrząśnięta. Ze wstydem odkręcano tablicę z nazwiskiem Strugholda w dumnej siedzibie NASA. Patron amerykańskiego sukcesu 30 lat wcześniej we wspomnianym pałacu obserwował z kamienną twarzą agonię więźniów, by zapisać bez emocji w swoim kajeciku: „Po trzech minutach błaga o litość, po pięciu pada na ziemię, wije się w konwulsjach, po sześciu umiera”31. Eksperymenty medyczne Strugholda na Dolnym Śląsku trwały około roku.

Śmiejący się w twarz izraelskim prokuratorom Iwan Demianiuk, winny współudziału w masowej zagładzie Żydów w Sobiborze, dokończył żywota w bawarskim domu spokojnej starości w 2012 roku.

Aleksandras Lileikis, odpowiadający za rozstrzelanie tysięcy Żydów na Litwie, dożył spokojnej emerytury w Bostonie. Kiedy Litwa uruchomiła proces deportacyjny zbrodniarza w podeszłym wieku, do Departamentu Sprawiedliwości zadzwonił pracownik CIA z przekazem: „Nie wolno wam ruszać tej sprawy”32.

 

Część zbrodniarzy dostała obiecane nowe życiorysy jeszcze przed 1945 rokiem, część wiodła normalne życie, chowając tatuaż z grupą krwi pod rękawem. Jeszcze inna wypoczywała na rajskich plażach Ameryki Południowej. Niektórzy esesmani zjawiali się w urzędach jako ofiary wojny, bez dokumentów. Prosili o nowe, podając wymyśloną tożsamość. Jeszcze inni uznali w swojej bucie, że mogą spokojnie budować kariery w Niemczech i Austrii pod prawdziwym, skalanym krwią nazwiskiem.

Mniej więcej trzy lata po II wojnie światowej włoska prasa zaczęła przebąkiwać o tajemniczej drodze ucieczki niemieckich zbrodniarzy wojennych. Zlokalizowano trzy miasta – miejsca postoju zbiegów po stronie włoskiej: Merano, Bolzano, w końcu Rzym. Niektóre dzienniki wspomniały, że w ucieczkę zaangażowani są watykańscy oficjele. W 1949 roku w tym kontekście we włoskich gazetach zaczyna się pojawiać nazwisko austriackiego biskupa Aloisa Hudala, szefa watykańskiego instytutu Santa Maria dell’Anima przy via della Pace 20.

Włoscy dziennikarze przyglądają się sprawie coraz bardziej wnikliwie i ustalają, że na terenie Rzymu, pod samym ich nosem, ukrywa się wielu najgorszych zbrodniarzy poszukiwanych po wojnie przez Norymbergę. Adolf Eichmann, Josef Mengele, Franz Stangl, Klaus Barbie, Erich Priebke, Walther Rauff, Otto von Wächter chowają się w Wiecznym Mieście pod fałszywymi nazwiskami. Prasa jeszcze wówczas nie wie, że zazwyczaj trwa kilka miesięcy, zanim biskup Hudal przygotuje zbrodniarzom nowe paszporty – może wystąpić o dowolną liczbę dokumentów in blanco do Czerwonego Krzyża.

Potem zostaje już tylko oczekiwanie na sygnał, że do portu zawinął statek płynący na drugi koniec świata. Wówczas zabiera się najpotrzebniejsze rzeczy i już można się ukryć pod pokładem – ktoś da znać, że już jest bezpiecznie, że już można wyjść na obiecany nowy ląd. W prasie włoskiej, która po wojnie otrzymywała sygnały o takich praktykach, pojawiło się zdanie, że uciekający naziści ukrywają się na statkach jak szczury. Stąd z biegiem czasu utarło się określenie całej drogi przerzutu, z której korzystali mordercy. Nazwano ją „szczurzym szlakiem”33.

Dziennikarze zaczynają zadawać pytania – skąd esesmani wiedzieli, do kogo w obcym mieście mogli zgłosić się po pomoc? Z jakiego źródła mieli informacje? Kto pomagał zbiegom na krętych ścieżkach ucieczki przez góry? Skąd mieli listę nazwisk przychylnych osób?

Nawet dziś historycy nie umieją odpowiedzieć dokładnie, kto stworzył siatkę ściśle oplatającą drogę przerzutu nazistów. Znamy kilka wiodących tożsamości, ale kto krył się w cieniu? Czyje adresy, nazwiska i numery telefonów mieli przy sobie niemieccy i austriaccy zbiegowie? Kto im je dał?

I wtedy, i dziś historycy i dziennikarze oddaliby wiele za tak kluczową wiedzę. Gdy pod koniec lat 40. świat pogrążył się w zimnej wojnie, w strategicznych europejskich metropoliach zaroiło się od szpiegów. Rzym należał do miast mocno infiltrowanych przez obce wywiady. Pojawienie się nazistowskich zbiegów pilnie obserwowali amerykańscy i sowieccy agenci. Wiedza o tym, kto tworzył tajemniczą siatkę pomocy hitlerowcom, była na wagę złota, pomogłaby rozpracować „Odessę” od środka, a tym samym pozyskać do współpracy kolejnych cennych agentów.

* * *

Podczas jednego z pobytów w zamku Horsta von Wächtera w jednej z komnat znajduję starą skrzynię. Pajęczyna, która spowiła drewniany mebel, musiała zbierać się tu latami. Powoli, jakby w obawie przed klątwą Pandory, uchylam zmurszałe wieko i zaglądam do środka. Pełno tu rozmaitych szpargałów, gazet sprzed połowy wieku, przekładam je ostrożnie. W pewnym momencie wśród starych rupieci i wieloletniego kurzu znajduję szary, niepozorny notatnik. Na okładce data: „1949”.

„To rok, w którym umarł Wächter” – wzmagam czujność. Zawartość notesu wprawia mnie w zdumienie. Daty, nazwiska, liczby, adresy – skreślone nierównym pismem doktora praw, byłego esesmana. Zapisy urywają się w lipcu.

– Horst, co to jest?

Skrzypienie podłogi, podchodzi.

– To notatnik ojca, który po jego śmierci mama odebrała wraz z jego osobistymi rzeczami w Rzymie od biskupa Hudala. Kazała go schować, bo są tu nazwiska ludzi, którzy pomagali ojcu w drodze ucieczki.

Czuję, jak krew odpływa mi z twarzy. Oto trzymam w ręku notatnik, za zawartość którego w 1949 roku i później zabiłyby bez wahania najważniejsze służby wywiadowcze świata.

Kieszonkowy kalendarz, kupiony pewnie gdzieś naprędce na drodze ucieczki (a może to Charlotte, żona Ottona, wręczyła go mężowi przy pożegnaniu w Bolzano? Wtedy widzieli się po raz ostatni). Papierowy kompan, powiernik podróży towarzyszył mu w drodze do Rzymu. Wsunięty do Wächterowej kieszeni, mocno sfatygowany, był świadkiem ostatnich dni zbrodniarza szukającego drogi ucieczki z Europy. Do dziś widać na nim ślady otarć. W środku nazwiska i adresy tych, dzięki którym „Odessa” przerzucała swoich na inne kontynenty.

Personalia z notatnika to najważniejszy kapitał Ottona von Wächtera na drodze do Rzymu. Jego bezpieczeństwo i gwarancja przetrwania. Otto pilnuje go jak oka w głowie – niewielki notes z nazwiskami, które wówczas należało trzymać w ścisłej tajemnicy, towarzyszy SS-Brigadeführerowi do śmierci, gdy ten znalazł się z bardzo wysoką gorączką w szpitalu Santo Spirito (Ospedale Santo Spirito) przy Watykanie, raptem kilka kroków piechotą od placu św. Piotra.

Mały szary dowód potwierdzający aktywne funkcjonowanie siatki esesmanów odbiera żona, Charlotte von Wächter, gdy 18 lipca 1949 roku zjawia się w Rzymie, kilka dni po śmierci męża. Notatnik wraca wraz z nią do domu, do Austrii. Przeleży zakurzony 70 lat, najpierw w Salzburgu, potem u Horsta w Hagenbergu. Charlotte doskonale zdaje sobie sprawę, co chowa na dno skrzyni w komnacie starego zamku.

Przyglądam mu się bardzo uważnie, ostrożnie przerzucając strony zimnymi rękami. Szara okładka popękała na grzbiecie (70 lat temu kolor materiału musiał być intensywniejszy), kartki pożółkły, na szczęście nie zbutwiały, chociaż można mieć wrażenie, że w kilku miejscach miały kontakt z wodą.

Gdzieniegdzie widać przetarcia, ale notatnik dobrze się trzyma. To na swój sposób przykre – że rzeczy potrafią przetrwać o wiele dłużej niż ludzie. Pożółkłe kartki szeleszczą zapisane ręką człowieka, który wierzył, że uda mu się uciec sprawiedliwości. Na szarym przodzie widnieje wytłoczona data: 1949. Dalej, strona po stronie odsłania się spis osób, które na terenie Rzymu i okolic organizowały Ottonowi bezpieczną kryjówkę i w razie potrzeby miały przyjść mu z pomocą – każda w określonym przypadku. Są imiona, nazwiska, dokładne adresy – wyblakłe już, ale czytelne. Od kogo Otto otrzymał taki spis – nie wiemy, natomiast każdy z kontaktów został opatrzony precyzyjnym komentarzem wskazówką. Kilka stron zapisanych zostało ołówkiem, inne zwietrzałym już mocno atramentem.

Otto pisał zamaszyście – jego charakter pisma jest o wiele trudniejszy do odczytania niż kaligraficzne pismo Charlotte. Dopiero się z nim oswajam. Następnego dnia siadam z notatnikiem przy stole, prosząc Horsta o pomoc. Ociąga się, waha.

W mojej głowie pytania: czy Otto znał wcześniej tych ludzi i czy komentarze przy nazwiskach sporządził sam, na podstawie własnych obserwacji, czy dostał takie wytyczne od kogoś niezidentyfikowanego? Jedno wiadomo na pewno: ten notatnik to część szczurzego szlaku, którego zagadkę od dawna próbują rozwikłać historycy na całym świecie.

Otwieram na chybił trafił i spoglądam na jeden z przykładowych zapisów Ottona von Wächtera. Wygląda następująco:

 

„Dr K.G. Wollenweber, Villa S. Francesca

Via Monti Parioli 64, T 872.604

(T 870.558)

(przyjaciel Leithe, wcześniej przedstawiciel rady)”34

 

Nazwisko Wollenweber nie jest mi znane35, podobnie jak enigmatyczne Leithe. Czy to imię? Może pseudonim? Zapisuję w notatkach: „Do sprawdzenia”.

Przerzucam strony kalendarzyka, z trudem próbując odczytać inne nazwiska zapisane ołówkiem. Na pierwszy rzut oka niewiele mi mówią, poza kilkoma oczywistymi. Horst pomaga, chociaż wciąż niezbyt chętnie.

Po kilku dniach intensywnej pracy – dzięki pomocy Horsta, ale też ponownej żmudnej analizie korespondencji Ottona do żony36 – lista osób udzielających pomocy byłemu gubernatorowi w okupowanej Polsce na terenie Rzymu powoli wyłania się z mroku.

Wieczorami gonitwa myśli nie pozwala mi zasnąć. Komu jeszcze lista osób z notatnika Ottona pomogła uciec przed sprawiedliwością?

Zapisuję skrupulatnie swoje refleksje i pytania, by przyjrzeć się wszystkiemu wnikliwie po powrocie do domu.

 

Zapiski finansowe z notatnika Ottona von Wächtera, które sporządzał w Rzymie.

10 sierpnia, Warszawa

Biurko pełne zapisków, starych dokumentów, sfatygowanych książek. Przesuwam, układam, porządkuję. Sporządzam fiszki, zakreślam markerami najistotniejsze kwestie. Dzwoni znajomy historyk z Krakowa: niestety, nie zetknął się nigdzie z materiałami o Ottonie von Wächterze, nie może mi pomóc. Wygląda na to, że były gubernator dwóch dystryktów rozpłynął się w powojennej mgle.

Za oknem pierwszy zmierzch, widać nikły ślad czerwonej smugi zachodu w oddali. Włączam laptop, otwieram zdjęcia szarego notesu, jakie wykonałam w zamku Horsta. Klikam, otwieram, powiększam. Wpatruję się w zapiski uciekiniera, esesmana w przebraniu mnicha, czekającego na nowe życie.

Pierwszy zapis Ottona w notatniku brzmi tak:

 

„Alessandro Gregorian, Via Livorno 25

int. I.9 T852. I.89,

(dobry przyjaciel od Leithe, dziennikarz,

kierownik działu prasowego Watykanu na Płd. Wschód,

bardzo serdeczny)”

 

Znów ten Leithe? Kim on był? Najwyraźniej dla Wächtera jakikolwiek łącznik z tajemniczym Leithem stanowił gwarancję bezpieczeństwa.

Z kolei Alessandra powinnam odnaleźć przy następnej wizycie w archiwach watykańskich: „Kierownik działu prasowego Watykanu na Płd. Wschód” – tak zapisał Otto.

Skoro był kierownikiem działu jednej z sekcji prasowych Watykanu, powinnam odszukać go bez trudu. „Dziennikarz” – warto sprawdzić włoskie gazety z wcześniejszego okresu przed pracą w najmniejszym państwie świata – musiał pracować dla którejś redakcji. „Bardzo serdeczny” – zapisał Otto von Wächter przy jego nazwisku. Czy to była jego ocena po osobistym kontakcie, czy opinia kogoś, kto wręczył Ottonowi spis osób oddanych sprawie?

„Dobry przyjaciel Leithe” – ten powtarzający się zapis intryguje mnie i zajmuje sporo czasu. Wreszcie późnym wieczorem trafiam na trop tajemniczego Leithego w korespondencji Wächtera z 12 maja 1949 roku37 (analizuję ją równolegle, poszukując personaliów z Wächterowego notatnika):

 

„12 maja 1949 roku

Wczoraj po południu »No« [Nora, znajoma Ottona z Bolzano – przyp. aut.]38 wyciągnęła mnie na kawę do jej przyjaciółki z hotelu, która była bardzo miła. Dowiedziałem się przy okazji, że Leithe również jest tutaj. Teraz planują moje niespodziewanie spotkanie z nim. To będzie zabawa!”39.

 

Sprawdzam inne listy. Dowiaduję się, że Leithe, podobnie jak Nora, mieszka obecnie w Bolzano, wcześniej przez pięć lat przebywał w Rzymie. Jest zamożny – Wächter kilka razy wspomina o wystawnych kolacjach, na które zaprasza go Leithe, gdzie „podano szparagi i raki”. Leithe udziela mu różnych wskazówek i odnosi się do „starych czasów”40.

W jednym z listów do Charlotte Otto relacjonuje małżonce:

 

„W międzyczasie w piątek wyszła ta sprawa z Leithe i było naprawdę miło. Niestety, dowiedział się on już w międzyczasie w Bolzano od Ried.41 i swojej żony o moim istnieniu i oczywiście nie był tak zaskoczony, jak mógłby w przeciwnym razie być. Był to jednak bardzo miły wieczór. Zostaliśmy zaproszeni przez przyjaciółkę »No«, która go znała z jego czasów rzymskich, on przebywał tam ponad pięć lat. Było bardzo wystawne jedzenie z przystawkami, szparagami, raczkami itd. Ale ja myślałem wtedy, jak to los wszystko wyrównuje. W moim wygłodniałym i wciąż niespokojnym poprzednim stanie chleb upieczony samodzielnie przez Emila lepiej mi smakował niż w tych normalnych warunkach cały ten przepych!! Wszystko jest naprawdę względne!

»No« znów cieszyła się jak dziecko, przedstawiając mnie jako swój najnowszy flirt, ja musiałem dojść spóźniony do obu pozostałych w holu i wiele z tego nie wyszło, jak zwykle, gdy Panie są w towarzystwie!

Wczoraj, już niedziela, wywiózł mnie on [Leithe – przyp. aut.]. Pojechaliśmy do południa tramwajem do Rocca del’Papa – wspaniałej dawnej siedziby złodziei w górach, wspaniale, tarasowo rozbudowanej na wzgórzu, z zagnieżdżonymi starymi domkami i tarasami. Uwieńczeniem całości była starożytna twierdza. Stamtąd poszliśmy na Monte Cavo, do starego rzymskiego sanktuarium Jupitera42. Z góry rozciąga się widok daleko na Rzym i morze. Niestety, całkiem zasłonięte, co o wczesnych godzinach porannych jest normalne. Leithe spojrzał melancholijnie w górę na liczne auta CD [korpus dyplomatyczny – przyp. aut.], wspominając minione czasy. Wspaniały jest również widok na jeziora (...), a także na Castel Gandolfo, letnią rezydencję papieża. Radość dla oka, bujna zieleń macchii, przerywana przez żółte powierzchnie właśnie teraz w pełni kwitnących janowców. I niewiarygodny chłód tutaj na górze (to jednak 900 metrów), gdzie zawsze wieje wiaterek…”43.

 

W pewnym momencie korespondencja naprowadza mnie na tożsamość tajemniczego przyjaciela Wächtera – w jednym z listów do Charlotte Otto (być może przez nieuwagę, być może mimochodem) skreśla: „Mam cały czas kontakt z Leithe Jaspers”44. W tym momencie tajemniczy jegomość wyłania się z niebytu.

To Harald Leithe-Jasper, członek SS w randze Sturmbannführera. Z Ottonem współpracują od 1934 roku, kiedy to Wächter planuje zamach na kanclerza Dollfussa45. Od 1942 roku Harald pracuje jako attaché prasowy w ambasadzie niemieckiej w Rzymie46, po wojnie – co trudno znaleźć w źródłach, a jedynie wynika to z korespondencji Wächterów – zachowawczo przebywa we Włoszech. Gdy jego kompan Otto umiera w 1949 roku, Leithe-Jasper nie niepokojony przez nikogo zostaje dyrektorem szwajcarskiej firmy handlującej stalą. Umiera w 1977 roku w Mediolanie, przeżyje Wächtera o 28 lat. Za życia nikt nie pyta go o krępującą nazistowską przeszłość. Nikt nie pyta o szczurzy szlak.

 

Kolejne dwie osoby z notesu:

 

„Conte Clavio i Piero Tagliavia

Viale [dei] Parioli 43, T 871.407

(przyjaciele od Leithe, byli faszyści, dobrzy ludzie)”

 

„Byli faszyści – dobrzy ludzie”, dudni w głowie oksymoron dobrany w ten sposób przez autora notatek. Personalia wymienionych osób nieznane, nie znajduję żadnych informacji na ich temat. Zostawiam na razie.

 

Kolejny odręczny zapis Wächtera:

 

„Dr Willi Marchesani, Via Pompeo Magno 4

(przedpołudnie przed 9 h, po południu 15–17)”

 

Jego nazwisko jest mi dobrze znane. W listach Ottona pojawia się wiele razy. To lekarz ambasady niemieckiej, do którego Otto ma kierować wszelkie sprawy związane ze zdrowiem. Z korespondencji, którą Otto wymienia z Charlotte, wynika jasno, że Marchesani świetnie orientuje się, z kim ma do czynienia.

Lekarz jest również świadom wszelkich zagrożeń – gdy Otto zaczyna chorować, pisze do żony Wächtera, Charlotte, używając wcześniej ustalonego pseudonimu – określa Ottona jako Franzi. Zdrowy Otto kilkukrotnie także używa tego zdrobnienia, podpisując listy do rodziny: „Wasza Franzi”47. Ukrywający się esesman stosuje jeszcze inny zabieg, by zmylić służby, gdyby te przechwyciły list, pisze o Franzi w trzeciej osobie, np. „Franzi nie pochwaliłaby tego”48.

Bardzo podobny modus operandi przyjmuje doktor Marchesani. Gdy wyczuwa, że sprawa dolegliwości zbrodniarza wojennego wymyka się spod kontroli i koniec żywota Ottona może nadejść rychło, wysyła do Austrii serię telegramów, stosując zamianę formy męskiej na żeńską.

 

O Willim Marchesanim Otto wspomina po raz pierwszy 2 lipca 1949 roku, następnie dwa dni później. Choruje od kilku dni złożony gorączką. Wciąż przytomny pisze do Charlotte:

 

„Pod względem lekarskim jestem pod dobrą opieką, gdyż zarówno mieszkający tutaj lekarz [na terenie parafii Sacra Famiglia, gdzie w klasztorze franciszkanów ukrywa się Otto – przyp. aut.], jak i dawny lekarz z ambasady [Marchesani – przyp. aut.] mnie przyjmują. Ta zupełnie dla mnie nietypowa wysoka gorączka tak mnie osłabiła, że prawie nie mogę iść do ubikacji. Niewiarygodne! Wieczorem przyjechałem na stojąco autobusem. Jestem podwójnie szczęśliwy, że to też zrobiłem, ponieważ tutaj mam wszelką możliwą opiekę. Lekarz uważa, że gorączka będzie trwała łącznie 5 dni, że to często występująca tutaj choroba, którą zwykle jednak przechodzą dzieci. No, Hümmli49, widzisz, jakie dziecko tutaj masz, wciąż właśnie takie!”50.

 

Wächter nie wymienia lekarza z nazwiska, ale tego samego dnia pojawia się następujący zapis w notatniku:

 

„4 lipca 49 RECEPTA dr Marchesani: limonate Rog, (per una persona p.) [lekarstwo dla jednej osoby – przyp. aut.]

Podpisy: A. Reinhardt [fałszywe nazwisko Wächtera]

Dr Marchesani”

 

Otto von Wächter czuje się coraz gorzej. Nie wie, że dwa dni wcześniej, podczas kolacji w Castel Gandolfo, otrzymał posiłek z trucizną. Sądzi, że odwiedził przyjaciela, tymczasem Karl Hass (także niemiecki zbrodniarz wojenny) jest odwróconym agentem, pracuje już nie dla Amerykanów, ale dla Sowietów. Niebawem, podczas pogrzebu Ottona, Hass pochwali się, że otruł Wächtera. Agent specjalny CIC Luongo zapisze to skrupulatnie w notatce, którą wyśle przez Szwajcarię do centrali CIC w Waszyngtonie51.

 

Agent posiadał pierwszorzędne informacje – całość notatki pokrywa się z treścią listu, w którym Otto opisuje Charlotte spotkanie z dawnym kompanem:

 

„Przedwczoraj, w niedzielę, zostałem zaproszony nad jezioro Albano przez mojego dobrze mi życzącego dawnego towarzysza A., który tutaj ożenił się z Włoszką i ma malutką dziewczynkę (cztery tygodnie) [podobny opis widnieje w notatce agenta CIC – przyp. aut.]. To tam, gdzie papież ma swą letnią rezydencję w Castel Gandolfo. Z jednej strony wznosi się [fragment nieczytelny], z drugiej strony leży w kraterze wulkanicznym niebieskie jezioro mniej więcej w połowie tak wielkie jak jezioro Zeller [jezioro w Austrii – przyp. aut.]. Tam kąpaliśmy się z ochotą i jedliśmy wiele i dobrze, gdyż miał pieczonego kurczaka i warzywa, i wino. Następnie zaprosił mnie na nocleg u niego w domu. Wynajmuje całe piętro w pewnej willi (2 pokoje, łazienka, za 15.000 miesięcznie, nieumeblowane wielkie tarasy), spałem tam, poznałem też jego żonę i dziecko.

Wczoraj, w niedzielę, po południu znów było świetne jedzenie. Przed południem poszliśmy do jednego z tych typowych włoskich miejsc na spacer i następnie ucztowaliśmy. Po południu położyłem się i nagle wstrząsnęła mną gorączka, 41–42 stopni, jakiej jeszcze nigdy nie miałem. Jeden wieczór pozostałem jeszcze na zewnątrz. Chciałem się wypocić, ale aspiryny nie można tu dostać i męczyłem się przez trzy godziny w ogromnym upale, wymiotując, ale nic nie przeszło. Wieczorem byłem już bardzo zrezygnowany i miałem uczucie, że krew mi się gotuje i tęskniłem za moim Hümmchen bardzo, który by mi z pewnością zrobił okłady i tym podobne”52.

 

Otto pisze naiwnie: „Zostałem zaproszony przez dawnego towarzysza”. Nie ma pojęcia, że nie odwiedził „starego przyjaciela”, ale sowieckiego agenta.

Zawodzi go czujność, chociaż w Rzymie stosuje wszelkie środki ostrożności. Aż dziw – tak jakby zapomniał o zamachu na swoje życie. (W 1944 roku NKWD wysłało do Lwowa swojego najlepszego agenta, Nikołaja Kuzniecowa, by zabić Wächtera. W ostatniej chwili ostrzegł go OUN53. Zamiast gubernatora dystryktu lwowskiego zginął jego zastępca, Otto Bauer.)

Otto trawiony wysoką gorączką pisze do żony:

 

„Rano miałem wciąż 39 st., pojechałem jednak autobusem (1/2–3/4 godz.) [Otto wracał do swojej kryjówki w Rzymie – przyp. aut.], niestety na stojąco gdyż był tak pełny i poszedłem zaraz do niemieckiego lekarza [Marchesani – przyp. aut.], którego znam od dawna. Ten badał mnie długo i wszystko w porządku, najwyraźniej wychłodzenie, o które tutaj tak łatwo i które jest o wiele bardziej nieprzyjemne niż na północy. Następnie pojechałem do siebie, łażąc 20 minut tak słaby jak mucha. W trakcie południowego upału (...) położyłem się znów zadowolony w moim metalowym łóżku. Tutaj jest bardzo miły włoski doktor, który mnie jeszcze zbadał i doszedł do tego samego wniosku. Ale spokojnie, wszystko ze mną już w porządku. Mam wciąż 39 st. gorączki, cieszę się na herbatę, którą zrobię z doktorem, i mam nadzieję, że do jutra wszystko będzie dobrze…”54.

 

Ani włoski lekarz dostępny w klasztorze, w którym ukrywa się Otto (klasztor ojców franciszkanów przy Vigna Pia w Rzymie)55, ani doktor Marchesani najwyraźniej nie orientują się w powadze sytuacji zdrowotnej swojego pacjenta-zbiega.

Póki co sam Otto jest dobrej myśli, chwali też opiekę, jaką ma w klasztorze:

 

„Ludzie są tu dla mnie bardzo mili. Ojcowie przychodzą mnie odwiedzać i nie mam się źle. Potrzeb nie mam żadnych, bo i tak nie mogę nic jeść, a herbaty mam jeszcze trochę z domu”56.

 

Po chwili dodaje:

 

„Nie troszcz się, jak już mówiłem, ja już jestem za górą… Jednak jest tutaj całkiem inaczej pod względem klimatu, szczególnie dla tak przyzwyczajonego do górskiego powietrza chłopaka, że bardzo trzeba uważać”57.

 

W nocy z 5 na 6 lipca sytuacja zmienia się gwałtownie:

 

„Twój Hümmi zwlekł się z łóżka z wielkim wysiłkiem, żeby napisać list. Dzisiaj była zła noc, krzywa gorączki ok. 40 st., żadnej siostry, ponieważ należy unikać, żeby ktoś nie wpadł na mnie. Obaj naprawdę mili i dobrzy lekarze łamią sobie głowę. Teraz biorą pod uwagę, że to może być albo syfilis – z możliwością żółtaczki [w następstwie] – lub nieżyt żołądka, mam nadzieję, że to drugie. Wczoraj wreszcie silne leki przeczyszczające – zrobiło mi się lżej (również śmierdzi mi mocno z ust i mam bardzo obłożony język oraz podniebienie). Później jednak miałem wczoraj po południu [„wieczorem” skreślone] jakby torsje, ale mocne. Bezowocne odruchy wymiotne były bardzo nieprzyjemne. Jestem już bardzo słaby po trzech w większości bezsennie spędzonych nocach. Jeść oczywiście nadal nie mogę, czasami jednak wypijam czarkę zimnego mleka. Lekarze są bardzo niezadowoleni z mojego powodu. Nie powinni mi pozwalać tak gorączkować, bo to może doprowadzić do jakichś powikłań”58.

 

W tym miejscu w liście pojawia się znów doktor Marchesani:

 

„Prosiłem o niemieckiego lekarza, byłego lekarza z ambasady, dr Willi Marchesaniego, by z nim ponownie porozmawiać, i jak przypuszczam, będę się z nim jeszcze dzisiaj widzieć. Marchesani, który cieszy się dobrą opinią i jest mi bardzo przychylny (to przyjaciel Nory), i jest osiągalny pod adresem Rzym Via Pompeo Magno 4. On jest wcześniej zawsze do godz. 9. Po południu między 3–5 osiągalny w Ordynacji T 35265. [tak też Otto zapisał w swoim szarym notatniku – przyp. aut.]. Na wszelki wypadek przekaż. Zadziałał siarczan sodu. Teraz jest godz. 11 i jeszcze wytrzymałem trochę z temperaturą 38,5 stopnia.

Ja po prostu nie przywykłem do wysokiej gorączki i takiej jeszcze nigdy nie miałem”59.

 

„Takiej jeszcze nigdy nie miałem” – to powinno wzbudzić czujność doktora. Medyk jednak reaguje inaczej:

 

„Włoski lekarz rano porządnie mnie wyśmiał i mi powiedział, że sam doprowadzam do wzrostu gorączki, ponieważ jestem taki bezsensowny. Teraz jestem ciekaw, co przyniesie, kiedy ponownie przyjdzie”.

 

Otto zaczyna coraz poważniej podejrzewać żółtaczkę zakaźną (lub ktoś mu ją sugeruje), ale dodaje zdziwiony: „Jeszcze żadnych żółtych plam!!”.

Późnym popołudniem zaczyna coś przeczuwać:

 

„Najnędzniejsza by była to śmierć – po tym wszystkim?! Od ciebie już dawno nie mam nic, żadnego listu. Dzisiaj mam nadzieję, że ktoś tu wejdzie. Smutne preludium urodzin…”.

 

Tak kończy się ostatni list napisany przez Wächtera przy pełnej świadomości. 8 lipca skończy 48 lat. Jednak z 7 lipca oraz z dnia urodzin nie ma już żadnej korespondencji. Trudno określić, kiedy Otto traci przytomność.

W archiwum rodzinnym Wächterów przy ostatnim liście Ottona do Charlotte pojawia się dopisek Marchesaniego pochodzący prawdopodobnie z tego samego dnia (6 lipca 1949 roku):

 

„Szanowna Łaskawa Pani,

właśnie jestem przy Pani mężu, który ma atak wysokiej gorączki, której przyczyną najwyraźniej jest infekcja jelitowa. On ma w domu bardzo miłego włoskiego lekarza i ja też będę częściej tu zaglądał, tak by Pani mąż nie był całkiem sam.

Co do tego, jak długo potrwa choroba, nie mogę się wypowiedzieć, jednak mam nadzieję, że wkrótce będę mógł Pani przekazać dobre wieści. Tymczasem najlepsze pozdrowienia,

Pani oddany W. Marchesani”60.

 

7 lipca lekarz informuje małżonkę Wächtera:

 

„Pani mąż bardzo za Panią tęskni i wymaga teraz pielęgnacji i opieki, która oczywiście tu, w tym domu jest bardzo prymitywna, tym niemniej serdeczna. Dlatego Pani mąż byłby szczęśliwy, gdyby Pani wkrótce przyjechała. Jeśli się Pani zdecyduje przyjechać do Rzymu, prosimy o wiadomość telegraficzną – w rachubę wchodzi tylko pociąg, który przyjeżdża tu o poranku. Na dworcu czekałby mały zamknięty samochód (ciemny) z ojcem o grubym i zażywnym obliczu jako kierowcą. Nocleg mam nadzieję znaleźć tutaj u sióstr, bardzo prymitywny!

Jestem dostępny telefonicznie rano między 7 a 8.30 (35265 Rzym)”61.

 

Z listu wynika, że doktor Marchesani jest w pełnej komitywie z braćmi zakonnymi z klasztoru, w którym ukrywa się Otto. To z kolei zgadza się z opisem, jaki w szarym notatniku przy nazwisku doktora sporządził sam esesman:

 

„Dr. Willi Marchesani

(były lekarz ambasady niemieckiej, w sprawach mieszkania, żywności itp.)”

 

Kolejna korespondencja przynosi wiedzę, że siódmy dzień lipca oraz swoje urodziny spędził Otto jeszcze w klasztorze ojców franciszkanów – wnosić to można stąd, że dwa kolejne telegramy nadane przez Marchesaniego do Austrii opatrzone są datą 9 lipca:

 

„9 lipca 49 [sobota] przywieziony do szpitala Santo Spirito”62.

 

„Od 1 lipca nic nie jadł, 2 lipca wysoka gorączka, 7 lipca żółtaczka”63.

 

Jeszcze w tym samym dniu (dzień po urodzinach Ottona), sytuacja zmienia się dramatycznie:

 

„9 lipca 49 [sobota] TELEGRAM

FRANZI W SZPITALU OCZEKUJE MAMY. Z DWORCA TAXE. DR. MARCHESANI VIA POMPEO MAGNO 4”64.

 

Pytałam kilka razy Horsta von Wächtera, dlaczego Charlotte tak długo zwlekała z podróżą do Rzymu.

– Bała się – odpowiedział. – Uważała, że cały czas jest obserwowana, nie chciała wydać kryjówki ojca. Sama też nie najlepiej się czuła.

We wtorek, 12 lipca 1949 roku, doktor Marchesani pisze do Charlotte von Wächter, stosując wszelkie umówione środki ostrożności:

 

„Szanowna Łaskawa Pani,

właśnie byłem u Franzi, z którą jest wciąż bardzo, bardzo źle. Ona jest w Ospedale Santo Spirito65 dzielnie leczona, do tego każdego dnia przychodzi pewna dobra pani „dr Ü” w odwiedziny, również nasz biskup [Alois Hudal – przyp. aut.] jest prawie codziennie u niej. Cierpi ona na silną infekcję, która wywołała ciężkie zapalenie wątroby. Od kilku dni wysoka gorączka, tak więc transport do szpitala był pilnie konieczny. Badania w szpitalu nie są jeszcze zakończone, jednak robi się wszystko, aby postawić Franzi ponownie na nogi.

Mimo że jest bardzo, bardzo słaba, to jednak mam nadzieję, że choroba przechodzi. W każdym razie jeszcze nie wyszliśmy z najgorszego. Pani obecność tutaj jest, moim zdaniem, zbędna. Tzn. związana również wysokimi kosztami i bez wpływu na bieg spraw.

Będę Panią informował na bieżąco. Pani list z wczoraj dzisiaj jej odczytałem, jutro przeczytam jej ten z 10. i 11.7. Franzi została umieszczona w wielkiej wysokiej sali, która jest przyjemnie chłodna, a my zlecamy wszystko, na co zezwalają lekarze, a czego szpital sam nie dostarcza.

Właśnie dzwoniła do mnie dobra pani Dupr66, która również była u Franzi. Miała pewne załamanie, że można obawiać się najgorszego. Pozostawiam to oczywiście całkowicie do Pani decyzji, przyjechać, czy nie; wiem oczywiście, jak ciężko byłoby Pani tu przyjechać. Jeśli Pani przyjedzie, proszę zaraz z dworca zadzwonić do pani Dupr. (Viale Giulio Cesare 25 Telef.: 33991).

Polecam się i życzę wszystkiego najlepszego

Pani oddany dr Marchesani”67.

 

Nad ranem następnego dnia doktor Marchesani nadaje pilną depeszę:

 

„13 lipca 49 [środa] TELEGRAM MARCHESANI: STAN POWAŻNY”68.

 

W nocy z 13 na 14 lipca 1949 roku Otto von Wächter umiera.

 

18 lipca do Rzymu dociera Charlotte von Wächter. Osobiste rzeczy Ottona odbiera – według moich ustaleń – bezpośrednio od biskupa Aloisa Hudala. W znoszonej torbie znajduje mały szary notatnik z ostatnimi zapiskami męża. Gdy wróci do Austrii, głęboko w skrzyni schowa przedmiot, który przeżył jej męża.

 

Jakiś czas później, gdy będę wertować listy Wächtera z Rzymu, pod datą 5 maja 1949 roku znajdę zdanie skreślone przez Ottona:

 

„Ludzie przemijają ze swymi słabymi ciałami, rzeczy pozostają”.

 

Udało mi się dotrzeć do karty chorego przechowanej w archiwum szpitala Santo Spirito, przepisanej naprędce przez Charlotte w Rzymie:

 

„9 lipca 1949 roku został przywieziony chory o nazwisku Reinhardt [nazwisko wpisano odręcznie – przyp. aut.]. Dane osobowe: ojciec: Josef, zawód: pisarz, wiek 45 lat (brak daty ur.), stanu wolnego”.

 

Na drugiej stronie karty chorego podano jednakże: żonaty, pięcioro dzieci. Od 1.7. nie mógł nic jeść, w dniu 2.7. dostał wysokiej gorączki, w dniu 7.7. wystąpiła u niego żółtaczka. Chory jest diabetykiem, analiza kliniczna wykazuje pozytywne wyniki badań wątroby: ciężka żółtaczka (icterus gravis).

Po wystąpieniu mocznicy chory umiera w dniu 14.7.

W tym samym dniu (jak to zwykle jest w szpitalu w przypadku zgonu chorych) zostaje wykonana sekcja zwłok, wykazuje ona podejrzenie choroby Weila (leptospirosis ictero haemorrhagica).

Zapisek odręczny: prof. dr. Bergami69.

Szpital Santo Spirito w Rzymie, w którym zmarł Otto Wächter.

Jeden z wielu listów Charlotte do Rzymu. W ostatniej linijce widać wyraźne słowa „biskup Hudal”.

O komentarz do opisu z karty choroby Ottona von Wächtera proszę mojego serdecznego znajomego, Przemysława Zająca, gastrologa z 1 Wojskowego Szpitala Klinicznego w Lublinie.

Doktor Zając odpisuje po kilku dniach:

 

„Ponoć pan Wächter lubił pływać w Tybrze...

Cały przebieg choroby i fakt jego kąpieli może wskazywać na leptospirozę (zakażenie zanieczyszczoną wodą, uszkodzenie wątroby, żółtaczka, gorączka i niewydolność nerek, czyli mocznica). Nawet owo tajemnicze sczernienie skóry można wytłumaczyć hemolizą (wylewami podskórnymi krwi, a po śmierci przemianą barwników na ciemny kolor ), (...) ale mogło to być także otrucie. Wiele trucizn działa hepatotoksycznie – powodują niewydolność wątroby, następnie żółtaczkę i niewydolność nerek.

Czy można jednoznacznie wykluczyć otrucie? Nie. Szkoda, że raport z sekcji jest tak lakoniczny. Co do cukrzycy Wächtera, o której rzekomo nie wiedziała rodzina, cóż – nawet dziś wielu nie wie, że ją ma. Podejrzewam, że 70 lat temu Wächter, ukrywając się w górach, a potem w Rzymie, nie badał poziomu glukozy”.

 

W tym miejscu zawieszam prace nad ustalaniem personaliów osób z Wächterowego szczurzego szlaku, którego tajemnica kryje się na pożółkłych stronicach małego notesu – wrócę doń za około trzy lata.

Obecnie mam mnóstwo innych materiałów do przeanalizowania w związku z samym Wächterem, wiele archiwów do odwiedzenia oraz zakamarków do spenetrowania – związanych z rabunkiem dzieł sztuki w Krakowie dokonanym przez rodzinę esesmana [w ten sposób powstała Lista Wächtera – przyp. aut.].

O Autorce

Magdalena Ogórek

 

Z urodzenia Ślązaczka.

Historyk, patriotka, pasjonatka sztuki. Doktor nauk humanistycznych.

W 2015 roku kandydowała na urząd Prezydenta RP.

Dziennikarka TVP Info i Polskiego Radia.

W 2017 roku dzięki jej staraniom do Krakowa powróciły trzy obiekty muzealne, wywiezione przez rodzinę Wächterów podczas II wojny światowej.

 

Zdjęcie: Arcadius Mauritz

Przypisy

1 Otrzymałam zgodę na badania naukowe. W 2019 roku papież Franciszek zmienił tę nazwę na Apostolskie Archiwum Watykańskie.

2 U. Goñi, The real Odessa, London – New York 2002; Prawdziwa Odessa. Jak Peron sprowadził hitlerowskich zbrodniarzy do Argentyny, tł. E. Androsiuk-Kotarska, Poznań 2021.

3 U. Goñi, Son of Nazi governor hands back art looted by his mother, „The Guardian”, 27–28.02.2017.

4 Przykłady artykułów, które pojawiły się w największych światowych mediach w związku ze zwrotem dzieł sztuki, jakiego dokonał Horst von Wächter w lutym 2017 roku.

U. Goñi, Son of Nazi governor returns art stolen from Poland during second world war, https://www.theguardian.com/artanddesign/2017/feb/26/nazi-art-stolen-poland-returned-horst-waechter, dostęp: 27.02.2017.

Nazi’s son gives back art his family took in Poland during World War II, https://www.wa shingtonpost.com/lifestyle/kidspost/nazis-son-gives-back-art-his-family-took-in-poland-during-the-war/2017/02/27/6b4f97be-fd27-11e6-8f41-ea6ed597e4ca_story.html, dostęp: 27.02.2017.

5 O. Kronsteiner, Verbleib: Unbekannt, „Der Standard” 12–13.01.2019, s. A7.

6 Podobne słowa padają podczas moich spotkań z potomkami najważniejszych osób Trzeciej Rzeszy. Rodziny zastrzegły, że w niniejszej publikacji nie wolno mi podać nazwisk.

7 Pierwszy raz rabunek, jakiego dopuszczono się podczas działań wojennych, miał charakter metodyczny i został starannie zaplanowany na długo przed 1 września 1939 roku.

8 M. Bednarek, K. Zimmerer, Okupanci. Niemcy w Krakowie 1939–1945, Muzeum Historyczne Miasta Krakowa – Fabryka Emalia Oskara Schindlera, Kraków 2017, s. 255.

9Sichergestellte Kunstwerke im Generalgouvernement to okazały katalog będący swoistym sprawozdaniem Austriaka Kajetana Mühlmanna, pełnomocnika specjalnego ds. sporządzenia spisu i zabezpieczenia dzieł sztuki i zabytków kultury w Generalnym Gubernatorstwie dla okupowanych polskich obszarów. Mühlmann przygotowywał go od października 1939 do czerwca 1940 roku. Zaprezentowane w nim najcenniejsze przedmioty wybrane z polskiego dziedzictwa narodowego miały zostać przedstawione Adolfowi Hitlerowi jako dzieła sztuki „pierwszego wyboru”. Katalog liczył 521 pozycji przeznaczonych do konfiskaty na rzecz Berlina. Gros z zaprezentowanych w nim bezcennych artefaktów do dziś nie wróciło do Polski. W Polsce zachowały się cztery egzemplarze tego katalogu.

Zob. T. Zadrożny, Adolfa darem uhonorowanie, [w:] „Cenne. Bezcenne. Utracone” 4/2011, s. 38–45.

Por. M. Bednarek, K. Zimmerer, op. cit., s. 250–253.

10Ibidem, s. 255.

11 Otto von Wächter sprawował urząd gubernatora dystryktu krakowskiego od 26 października 1939 do 22 stycznia 1942 roku, następnie został mianowany gubernatorem dystryktu galicyjskiego (po śmierci Karla Lascha) i trwał na tej funkcji do lipca 1944 roku.

N. von Preradovich, Österreichs höhere SS-Führer, Augsburg 1987, s. 128–137.

12 Odręczny zapisek Palezieux widnieje na egzemplarzu katalogu Sichergestellte należącym do archiwum muzeum na Wawelu. Skan egzemplarza dzięki uprzejmości muzeum Zamek Królewski na Wawelu.

13 Ustalenia personaliów dyrektora na podstawie ksiąg szpitala Santo Spirito w Rzymie – wizyta autorki w szpitalu Santo Spirito w Rzymie 25–30 czerwca 2016 roku.

14 Personalia lekarza na podstawie listów, jakie zaufany rzymski lekarz Ottona von Wächtera, dr Willi Marchesani, wysyłał do Charlotte von Wächter, archiwum prywatne Horsta von Wächtera.

15 Otto von Wächter posługiwał się w Rzymie dwoma fałszywymi dokumentami. Jeden wydano na nazwisko Alfredo Reinhardt, drugi dokument wystawiono na personalia Oswald Werner. Oba dokumenty znajdują się w prywatnym archiwum Horsta von Wächtera.

16 Wächter był wzmiankowany przed Trybunałem Norymberskim z uwagi m.in. na zbrodnię w Bochni z 18 grudnia 1939 roku.

Jak wskazuje list Wächtera do żony, nie była to pierwsza masakra na cywilach polskich zarządzona przez Wächtera, chociaż za taką uchodzi. „Jutro muszę rozkazać znów rozstrzelać 50 Polaków” – pisze Otto von Wächter do żony w kontekście zbrodni w Bochni, list z 17 grudnia 1939 roku. Korespondencja z archiwum rodzinnego Horsta von Wächtera.

M. Ogórek, Lista Wächtera, Warszawa 2020, s. 173.

17 W. Stankowski, Szymon Wiesenthal, Warszawa 2009.

18 Curzio Malaparte (wł. Kurt Erich Suckert) opisuje Wächtera jako „szczupłego, wykwintnego młodzieńca o niewinnym czole i białych dłoniach, których nawet krew Dollfussa nie zdołała splamić” (chodzi o zamach na kanclerza Engelberta Dollfussa przeprowadzony z inicjatywy Ottona w Austrii w 1934 roku – przyp. aut). Malaparte poznał Wächtera w okupowanym Krakowie jako korespondent wojenny.

C. Malaparte, Kaputt, tł. B. Sieroszewska, Warszawa 1983, s. 85.

19 Dokument pochodzący z teczki personalnej Ottona von Wächtera znajdującej się w Centrum Szymona Wiesenthala w Wiedniu.

20 F. Forsyth, Akta Odessy, tł. T. Wyżyński, Warszawa 2014.

21 Dokument z datą 3 lipca 1946 roku podpisany przez agenta specjalnego CIC (Counter Intelligence Corps, kontrwywiad armii Stanów Zjednoczonych), Ottona R. Urbacha, skierowany do centrali CIC, w którym agent Urbach pisze o:

„Subversive Organization of Released SS Prisoners »Odessa« złożonej z wysoko postawionych byłych członków SS, którzy pomagają sobie nawzajem, posiadając wpływy w wielu miejscach w Europie”. Kopia dokumentu w posiadaniu autorki, ze zbioru dokumentów dostępnych w cyfrowym archiwum CIA; dokument odtajniony w ramach FOIA (Freedom of Information Act).

Por. U. Goñi, The real…

G. Steinacher, Nazis on the Run. How Hitler’s Henchmen Fled Justice, Oxford 2011.

E. Lichtblau, Sąsiedzi naziści. Jak Ameryka stała się bezpiecznym schronieniem dla ludzi Hitlera, tł. K. Skonieczny, Warszawa 2015.

22 Z niem.: kolegów, towarzyszy.

Od stopnia SS-Standartenführera (od 1929 roku) na patkach kołnierzowych przysługiwały liście dębu (Eichenlaub) i kwadratowe gwiazdki (Stern) ułożone w różnych kombinacjach. Z kolei pod koniec roku 1933 na patkach kołnierzowych pojawiły się charakterystyczne znaki runiczne SS (Sig-Runen). Runy na patkach oficerów były haftowane ręcznie przy użyciu prawdziwej srebrnej nici.

23 W 1984 roku w USA wybuchł ogromny skandal, gdy odkryto, że po wojnie Josef Mengele został zatrzymany przez władze amerykańskie w Wiedniu i prawie natychmiast zwolniony. Do dokumentu z 26 kwietnia 1947 roku potwierdzającego ten stan rzeczy dotarł Szymon Wiesenthal.

E. Zuroff, Łowca nazistów, tł. D. Demidowicz-Domanasiewicz, Wrocław 2010, s. 59.

24 A. Jacobsen, Operacja „Paperclip”. Tajny program wywiadu, dzięki któremu nazistowscy naukowcy trafili do Ameryki, tł. J. Malinowski, Warszawa 2015, s. 10.

25 P. Marti, Sprawa Reinefartha, tł. B. Ostrowska, Warszawa 2016.

P. Gursztyn, Rzeź Woli. Zbrodnia nierozliczona, Warszawa 2014.

K. Kąkolewski, Co u pana słychać?, Warszawa 1986, s. 66

26 K. Kąkolewski, op. cit., s. 75.

27 D. Hamšik, J. Pražák, Bomba dla Heydricha, tł. C. Dmochowska, Warszawa 1966, s. 354.

L. Heydrich, Mein Leben mit Reinhard, Gilching 2015, s. 263.

28 A. Nagorski, The Nazi Hunters, New York 2016, s. 210–211.

29 E. Lichtblau, op. cit., s. 37.

30 A. Jacobsen, op. cit., s. 129.

31 K. Kąkolewski, op. cit., s. 161–163.

32 M. Zawadzki, Umiarkowani naziści – protegowani USA, „Gazeta Wyborcza” nr 252, 26.10.2014, s. 1.

33 Pojawia się również określenie „linia szczurów”.

34 We wszystkich fragmentach zacytowanych z notesu Wächtera autorka zachowała oryginalną pisownię.

35 Personalia te udało mi się ustalić w momencie składania niniejszej książki do druku. To Karl-Gustaw Wollenweber, niemiecki dyplomata obecny w Rzymie w latach 1940–1944.

36 Autorka posiada w archiwum domowym całość korespondencji Wächterów. Ze względów oczywistych w książce zostały zacytowane jedynie wybrane fragmenty. Szersza korespondencja została opublikowana w poprzedniej książce, Lista Wachtera.

37 Korespondencja Wächterów, archiwum rodzinne Horsta von Wächtera.

38 Personalia Nory udało się ustalić prof. Philippe Sandsowi – to Nora Oberauch von HÖsslin, przyjaciółka Ottona z Bolzano.

P. Sands, The Ratline, London 2020, s. XIX.

39 List pochodzi z prywatnego archiwum Horsta von Wächtera.

40Ibidem.

41 Franz Hieronymus Riedl – dziennikarz, którego Otto poznał w 1930 roku. Zachowała się ich wspólna fotografia, Horst przekazał ją prof. Sandsowi.

42 Dziś już nieistniejące.

43 List pochodzi z prywatnego archiwum Horsta von Wächtera.

44Ibidem.

45 P. Broucek, Ein General im Zwielicht, Wien-Koln-Graz, s. 75.

46 D. Alvarez, R.A. Graham SJ, Nothing Sacred. Nazi Espionage Against the Vatican 1939–1945, London-Portland 1997, s. 10.

47 Korespondencja Wächterów, archiwum rodzinne Horsta von Wächtera.

48Ibidem.

49 Pieszczotliwy zwrot często używany w małżeńskiej korespondencji przez Charlotte i Ottona.

50 Korespondencja Wachterów, archiwum rodzinne Horsta von Wächtera.

51 Notatka z klauzulą „ściśle tajne” sporządzona przez agenta specjalnego CIC, Josepha Luongo, odtajniona w 2001 roku, dostępna w zbiorze odtajnionych w ramach FOIA źródeł CIA. Kwestię notatki autorka omówiła szczegółowo w książce Lista Wächtera.

52 Korespondencja Wächterów, archiwum rodzinne Horsta von Wächtera.

53 Oryginalny dokument, w którym OUN ostrzega Ottona o zamachu na jego życie, zachował się w archiwum rodzinnym Horsta von Wächtera.

54 Korespondencja Wächterów, archiwum rodzinne Horsta von Wächtera.

55 Istituto Vigna Pia (obok nowy kościół) – Via Filippo Tajani(Portuense / Vigna Pia) wybudowany w roku 1918 należał do Sacra Famiglia, Bergamo (mnisi, księża i siostry). W czasie wojny był sierocińcem. Po wojnie na pewien czas budynek został użyczony gminie na szkołę średnią (scuola media). W 1983 roku miała tam swą siedzibę grupa/szkoła sportowa.

56 Korespondencja Wächterów, archiwum rodzinne Horsta von Wächtera.

57Ibidem.

58Ibidem.

59Ibidem.

60Ibidem.

61Ibidem.

62Ibidem.

63Ibidem.

64Ibidem.

65 Szpital św. Ducha przy Borgo Santo Spirito, wspomniany już na kartach tej książki. Mieści się kilka kroków od Watykanu. Szerzej o historii szpitala w: M. Ogórek, op. cit.

66 Hedwig (Hedi) Dupres, wymieniona również w szarym notatniku Ottona, Horst do dziś utrzymuje kontakt z jej dziećmi we Włoszech. Nie chciał udostępnić mi ich maila ani żadnego innego kontaktu. Wiem, że żyją w bardzo przyjacielskiej relacji, a Horst do dziś jest bardzo wdzięczny za pomoc ojcu. Hedi Dupres wielokrotnie udzielała pomocy Ottonowi na terenie Rzymu.

67 List pochodzi z archiwum domowego Horsta von Wächtera.

68Ibidem.

69 Archiwum rodzinne Horsta von Wächtera.