Eccedentesiast - Łukasz Skotniczny - ebook + audiobook + książka

Eccedentesiast ebook i audiobook

Łukasz Skotniczny

0,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Eccedentesiast to osoba ukrywająca ból za uśmiechem.

Dwóch chłopców, mających za sobą bolesną przeszłość, targanych rozmaitymi problemami czasu dojrzewania, otrzymuje niezwykły dar. To, w jaki sposób go wykorzystają, zależy tylko od nich.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 210

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 31 min

Lektor: Krzysztof Polkowski

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




PROLOG

Utrata rodziców to najgorsze, co może się przydarzyć dziecku. Matthew i Peter Shawn stracili zarówno ojca, jak i matkę, gdy mieli po niespełna osiem lat. Obecnie mieszkają w niewielkim miasteczku Greensville razem z dziadkiem ze strony matki. Przeprowadzili się tam niemal od razu po traumatycznych przeżyciach z dzieciństwa.

Początkowo obaj bracia zamknęli się w sobie i prawie z nikim nie rozmawiali. Nawet psychologowi było ciężko się z nimi porozumieć. Gadali jedynie ze sobą. Przez to nie udało im się zdobyć zbyt wielu przyjaciół. Z tym problemem lepiej poradził sobie Peter, który pierwszy się przełamał i zaczął normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Matthew pozostał bardziej zdystansowany, nieufny wobec innych. Mimo że obydwaj przystosowali się do życia, jako nastolatek Matthew wciąż często wydaje się osamotniony i przygnębiony. Nierzadko na jego twarzy rysują się strach i cierpienie. Stara się jednak to wszystko zakamuflować, robić dobrą minę do złej gry. Choć ma kilku znajomych, wciąż woli przebywać w swym hermetycznym świecie. Swobodnie czuje się głównie przy starszym bracie, który wygląda, jakby traumę sprzed 10 lat zostawił już za sobą i pogodził się z losem. Peter znacznie lepiej radzi sobie w szkole, ma więcej znajomych, ponadto udało mu się poznać dziewczynę, z którą jest bardzo szczęśliwy. O Matthew troszczy się jak o młodszego brata, mimo że dzieli ich różnica zaledwie kilku minut.

Obecnie obydwaj chodzą do ostatniej klasy szkoły średniej. Niedawno skończyły się wakacje, które były dla nich niezwykle pracowite. Teraz skupiają się na uzyskaniu jak najlepszych ocen na świadectwach, a następnie planują dostać się na studia.

ROZDZIAŁ 1

Powoli nad Greensville zapadał zmrok. Matt wracał do domu ze sklepu. Po drodze zobaczył grupkę uczniów ze swojej szkoły pijących jakiś alkohol. Byli to raczej ludzie, z którymi nie chciałby się zadawać. Niezbyt inteligentni i agresywni. Chociaż niektórym uczniom potrafili zajść za skórę, nie budzili w nim strachu i nigdy nie miał z nimi problemów. Prawdopodobnie dlatego, że obydwaj bracia trenowali kung–fu, więc wszyscy wiedzieli o ich umiejętnościach i woleli nie ryzykować. Matt zwrócił na nich uwagę, ponieważ siedziały z nimi także dziewczyny. Większość wyglądała na typowe dla współczesności hedonistki, z wyjątkiem jednej, Jessiki. Ta urocza, szczupła blondynka o niebieskich oczach chodziła z nim do klasy i zawsze dobrze się uczyła, była inteligentna, sympatyczna. Można powiedzieć: dziewczyna ideał. Zawsze go intrygowała, zarówno pod względem charakteru, jak i wyglądu. Pomimo pięknego ciała ubierała się schludnie, zawsze podkreślała subtelnie swoją urodę, nie będąc przy tym wulgarną. Makijaż podkreślał jej wydatne kości policzkowe, co wyglądało niezwykle pociągająco. Te subtelne rysy zawsze rozpalały zmysły do czerwoności.

Matthew nie mógł zrozumieć, dlaczego tak inteligenta i miła dziewczyna zadawała się z tymi pół-mózgami – jak on ich określa. Jakby tego było mało jej obecnym chłopakiem jest Johnny Frost, typowy złoty chłopiec, gwiazdor szkolnej drużyny futbolu amerykańskiego. Pasowaliby do siebie idealnie, gdyby nie fakt, że Johnny był totalnym chamem do tego wspomnianym pół-mózgiem. Matthew nie mógł znieść widoku tego, jak on ją traktuje. Johnny zachowywał się, jakby Jessica była jego własnością, zabawką, a nawet służącą. Często się na nią wydzierał, a ona szła za nim jak pies uwięziony na smyczy. Nie darzył jej należytym szacunkiem, jakim według młodszego z braci Shawn mężczyzna powinien otaczać kobietę. Co ona w nim widziała? Dlaczego tak inteligenta dziewczyna tkwiła z kimś takim, w tak patologicznym związku? Nie rozumiał tego i prawdopodobnie nigdy nie zrozumie.

Gdy Matthew dotarł w końcu do domu, wsadził do lodówki zakupione produkty i poszedł do salonu, aby zobaczyć co jest w TV. Tam na fotelu siedzieli Peter ze swoją dziewczyną, atrakcyjną blondynką o imieniu Amanda.

– Cześć, młody – powiedziała Amanda, przyjaźnie się uśmiechając.

– Powiedziała o trzy miesiące młodsza ode mnie dziewczyna mojego brata – odparł z nutką ironii. – Poza tym, dzisiaj piątek, to dlaczego siedzicie w domu, zamiast pójść gdzieś?

– W końcu trzeba kiedyś odpocząć. Nie chciało nam się nigdzie wychodzić – odpowiedział Peter.

– No to nic, zostawię was samych. Idę do swojego pokoju poczytać książkę.

– Zostań jeszcze chwilę. Nie uciekaj tak od razu – powiedziała dziewczyna. – Czemu jesteś jakiś taki przybity?

Matt popatrzył na nich i nie wiedział, co odpowiedzieć. Czuł lekką zazdrość. Chciał, podobnie jak brat, mieć swoją dziewczynę, kogoś, kim mógłby się zaopiekować i kogo starałby się uszczęśliwiać. Nie zamierzał jednak rozmawiać o tym, więc postanowił wspomnieć, co widział w drodze powrotnej ze sklepu.

– Nie jestem przybity, tylko po prostu nie mogę czegoś pojąć.

– Czego? – zapytali niemal jednocześnie Peter i Amanda.

– Widziałem bandę tych pół-mózgów, z Frostem na czele, i nie mogę zrozumieć, dlaczego ktoś tak sympatyczny jak Jessica jest z takim palantem!?

– Też tego nie rozumiem, ale niestety, bracie, nigdy nie zrozumiesz kobiet.

– Z tym pytaniem raczej powinienem się zwrócić do Amandy, w końcu też nie pojmuję, czemu jest z tobą?! – zażartował, po czym na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech.

Amanda wybuchła śmiechem, a Peter rzucił w niego puszką po pepsi, trafiając w rękę.

– Nie bądź taki dowcipny, młody, bo oberwiesz.

– Wow, normalnie mnie przeraziłeś – odparł sarkastycznie.

– Dobra, młody, idź już lepiej czytać tę swoją książkę.

– Pewnie, że idę. Na razie!

– Trzymaj się, miłej lektury – odpowiedziała dziewczyna.

Matt poszedł do pokoju i zamknął drzwi. Peter i Amanda położyli się na fotelu i oglądali w telewizji Mechaniczną pomarańczę. Nie jest to może film na romantyczny wieczór, ale tak się złożyło, iż obydwoje lubili dobre kino. Pasowali do siebie jak dwie krople wody. Amanda, podobnie jak Peter, to niezwykle empatyczna osoba. Wie także, co to strata bliskiej osoby, bowiem jej matka zmarła na raka cztery lata wcześniej. Dziewczyna, jeśli tylko ma czas, stara się dorobić parę groszy, bowiem jej ojciec nie zarabia zbyt wiele i z trudem wiążą koniec z końcem.

Bracia także pomagają dziadkowi. W wakacje, kiedy inni dobrze się bawili, cała trójka pracowała. Nie po to, aby dorobić sobie na jakiś wakacyjny wypad z kolegami, lecz po to, aby pomóc swoim opiekunom. Owszem, marzyły im się jakieś świetne wakacje pełne rozrywki, mieli ochotę dobrze się zabawić, tak jak inni znajomi. Niestety na razie było to niemożliwe, w sumie nikt nie powiedział, że w życiu będzie łatwo. Szczególnie ciężko znosił ten stan rzeczy Peter. Chciał jakoś uszczęśliwić Amandę, zrobić dla niej coś, za co byłaby mu wdzięczna. Dla niej jednak liczyło się tylko to, że są razem. Niczego więcej nie potrzebowała do szczęścia. Naprawdę go kochała.

– Powinien sobie znaleźć jakąś dziewczynę, to by go uszczęśliwiło – rzekła.

– Kto? Matt?

– Yup.

– No na pewno by mu się to przydało, ale ciężko będzie.

– Dlaczego?

– Matt jest nieśmiały. Brak mu pewności siebie. Jest strasznie samokrytyczny.

– Heh, to podobnie, jak ty.

– No i dlatego to bardziej ty mnie zdobyłaś niż ja ciebie. Chociaż on jest raczej jeszcze bardziej nieśmiały ode mnie.

– Na to wygląda.

– On chyba nawet nie wierzy, że kiedyś może być szczęśliwy. Tak mi się przynajmniej czasami wydaje.

– Skąd ci to przyszło do głowy? – zapytała zdziwiona Amanda.

– Nie wiem, po prostu mam takie wrażenie. Nie widzę w nim entuzjazmu, zapału do zmiany czegoś w swoim życiu.

– Chyba trochę przesadzasz.

– Możliwe. Chociaż… Zresztą nie wiem.

– Co? Dokończ, skoro już zacząłeś coś mówić.

– Mamy takie swoje miejsce, tam po drugiej stronie tego jeziora, gdzie często urządza się imprezy, od strony lasu. Co jakiś czas tam przychodziliśmy i gadaliśmy, często patrząc na bawiących się z drugiej strony ludzi.

– No i co w związku z tym?

– On czasami sam tam chodził, jednak ostatnio robi to chyba znacznie częściej.

– Myślisz, że czuje się coraz bardziej samotny?

– Możliwe. Jeszcze na dodatek często widzi nas. Pewnie go to nieco przybija.

– Biedny Matt. Przecież ma nas i zawsze będzie nas miał.

– Z czasem to już nie wystarcza.

– Z czasem pewnie tak.

Ta konwersacja trochę ich przygnębiła. Martwili się o Matthew. Nie wiedzieli, co mogliby dla niego zrobić. Dokończyli oglądanie filmu w nieco gorszym nastroju niż w momencie rozpoczęcia seansu. Było już późno i zmęczenie dawało o sobie znać.

– Muszę się zbierać już do domu. Tata siedzi tam sam.

– Odprowadzę cię, wezmę tylko kurtkę.

Na zewnątrz zrobiło się dosyć zimno. Zbliżająca się wielkimi krokami jesień przyniosła ochłodzenie. Na bezchmurnym niebie widać było tysiące mocno jaśniejących gwiazd.

– Uwielbiam nocne spacery, cisza i spokój są dla mnie jak narkotyk – powiedziała Amanda.

– Wszystko fajnie, tylko że to ja będę musiał sam później wracać.

– A co, dziecko boi się wracać do domku po ciemku?

– Śmiej się, śmiej. Gdy nas napadnie jakiś psychol rodzaju Jasona Voorheesa, to ty nas będziesz bronić. W końcu to tobie się zachciało wracać do domu.

– Wiem, wiem. Nie bój się, przy mnie nie zginiesz – rzekła rozbawiona dziewczyna.

Kiedy doszli do jej domu, na pożegnanie Peter pocałował ją i mocno przytulił. Poczuł ogromne szczęście, mając tak wspaniałą dziewczynę.

– No to pa – rzuciła.

– Słodkich snów.

Wrócił do domu nieco zmieszany. Z jednej strony czuł się szczęśliwy z powodu miło spędzonego czasu z Amandą, z drugiej – martwił się o brata. Od kilku lat starał się być dla niego pomocny, opiekować się nim, sprawiać, aby czuł w nim oparcie. Teraz niestety był bezsilny i to nie dawało mu spokoju.

 

Do Greensvile zawitała jesień. Noce stawały się coraz dłuższe, dnie krótsze, a temperatura coraz niższa. Z drzew zaczęły spadać kolorowe niczym tęcza liście. Brakowało jedynie deszczu, aby jesień zagościła na dobre. Jak na tę porę roku w mieście było dosyć sucho.

Pete, Matt i ich dziadek siedzieli na sofie, każdy z gorącą herbatą w ręku, oglądając wiadomości. Właśnie w najważniejszych informacjach dnia skupiono się na muzyce.

– Jak przewidywali specjaliści, najnowszy album Tommy’ego Vilde’a pobił rekord pierwszego tygodnia sprzedaży. Album w tydzień od wydania na całym świecie rozszedł się w nakładzie ponad jedenastu milionów egzemplarzy, bijąc tym samym poprzedni rekord należący również do Vilde’a, o prawie dwa miliony. Artysta powoli staje się jedną z największych ikon muzyki wszechczasów. Jego pierwsze dwa albumy zrewolucjonizowały muzykę i należą do najchętniej kupowanych płyt w historii. Tommy Vilde tym się jednak nie zadowolił i postanowił wydać kolejny krążek. Najnowsze dzieło jest chwalone za świeżość i wyobraźnię muzyka nazywanego współczesnym Mozartem. Vilde nie tylko jest lubiany za sprawą swojej twórczości. Zyskał sobie również wielki szacunek dzięki akcjom charytatywnym. Podobno większą część swoich dochodów przeznacza na pomoc dla najbardziej potrzebujących. Dzięki takim działaniom i artystycznemu geniuszowi stał się jedną z najbardziej popularnych osobistości na świecie. Na facebooku ma ponad trzysta milionów fanów. Tak wielki sukces mógłby wystarczyć każdemu, jednak Vilde zapowiada kolejne dwa albumy w nadchodzących dwóch latach. Czy można stworzyć coś jeszcze lepszego niż to, co dotąd zrobił? Niewielu w to wierzy, jednak nikt nie sądził, że trzeci album może pobić dwa poprzednie, a jednak jemu się udało. Zamiast spekulować, po prostu trzeba czekać.

– I to się nazywa artysta – rzekł Matthew.

– Ciężko w dzisiejszych czasach o kogoś wybitnego, a on wydaje się prawdziwym geniuszem, jak nowy Mozart – dorzucił Peter.

– Szczerze mówiąc, chłopcy, nawet gdyby ten piosenkarz startował w wyborach prezydenckich, zagłosowałbym na niego.

– Ja też – dodali niemal równocześnie.

Dziadek po chwili wyszedł z salonu i udał się do swojego pokoju. Nie był on typem moralizatora wygłaszającego usilnie te same mądrości życiowe. Podchodził do życia bardzo pragmatycznie, nie chciał dawać chłopcom wielkich nadziei na wspaniałą przyszłość. Zawdzięczali mu schronienie i pożywienie. Tylko to albo aż to. Nigdy nie miał do nich zastrzeżeń, nie skarżył się na nich. Wiedział, że to dobre chłopaki. Każdy potrzebuje towarzystwa, a oni mu je zapewniali.

– Idziemy z Amandą w piątek do kina, idziesz z nami?

– A na co?

– Sam nie wiem. Na jakiś melodramat, ale nie pamiętam tytułu.

– Nie, raczej podziękuję, nie mam teraz ochoty na takie filmy.

– Jakbyś zmienił zdanie, daj znać, zawsze to jakaś rozrywka.

– Okey.

Matt wstał z sofy i poszedł do kuchni. Otworzył lodówkę i zaczął w niej czegoś szukać.

– Nie ma mleka?

– Nie wiem, ja nie piłem.

– Cholera. To idę kupić. Dochodzi dwudziesta, to sklep będzie jeszcze czynny.

– Pójdziesz teraz do sklepu po samo mleko? – zapytał nieco zdziwiony Peter.

– A co mi szkodzi? Przewietrzę się trochę, to mi dobrze zrobi. Przy okazji kupię jeszcze płatki na śniadanie.

– Jeśli ci się chce, to idź.

Matthew zabrał kurtkę z wieszaka i wyszedł z domu. Na zewnątrz chłód dawał się we znaki. Leki dreszcz przebiegł po jego ciele. Na niebie księżyc rozświetlał ciemną, lecz dosyć pogodną noc. Nie spieszył się, szedł powoli, aby w spokoju móc pozbierać myśli. Samotne spacery dobrze mu robiły, mógł się wówczas wyciszyć. Po dwudziestu minutach dotarł do sklepu. Chodził chwilę w poszukiwaniu jeszcze czegoś do jedzenia lub picia, ostatecznie kupił jedynie mleko i płatki.

W drodze powrotnej zaczęło mu doskwierać zimno. Przyspieszył nieco kroku, by jak najszybciej znaleźć się w domu. W połowie drogi do celu, na schodach przed jednym z domów zobaczył Jessicę. Wyglądała na przybitą. Siedziała, opierając brodę o kolana, a na jej twarzy widać było smutek. Matt zwolnił nieco kroku, jednocześnie zastanawiając się, co się mogło stać. Zazwyczaj widział ją z uśmiechem na twarzy, nigdy w takim stanie, w jakim jest teraz. Chciał do niej podejść i zapytać, czy może jej jakoś pomóc.

– Podejdę, podejdę, podejdę – mówił cicho sam do siebie. – Albo nie, w końcu ona ma tylu przyjaciół. Na pewno gdyby coś się stało, spotkałaby się z jednym z nich i opowiedziała o tym, co ją boli. Cholera, czy ja mówię sam do siebie? Co jest ze mną nie tak?

Przeszedł spokojnie na drugą stronę ulicy, starając się być niezauważonym. Szedł powoli, patrząc przed siebie. Kątem oka spoglądał na dziewczynę.

– Jest taka smutna – znowu mimowolnie powiedział na głos.

Zastanawiał się, dlaczego brakuje mu odwagi. Przecież nic by się nie stało, gdyby do niej podszedł. Nikogo nie ma w pobliżu, nikt by tego nie widział. Zresztą to tylko jedno proste pytanie: „Czy wszystko okey?” Nawet nie brzmi to jak podryw. Nic mu nie zrobi, na pewno go nie wyśmieje.

– Okey, idę do niej – po raz kolejny powiedział do siebie.

Zrobił dwa kroki w jej kierunku, po czym się zatrzymał i wrócił do poprzedniej lokalizacji.

– Albo jednak nie idę.

Szedł dalej prosto, spoglądając kątem oka na dziewczynę, gdy zobaczył, że ona podniosła na niego wzrok. Ujrzał coś dziwnego na jej ślicznej buzi. Uśmiechnęła się. I choć smutek ciągle był widoczny w jej oczach, to uśmiechała się. Wtedy zebrał minimalną ilość odwagi i zaczął zmierzać w jej kierunku. Podszedł zdecydowanie, pewnym krokiem i zaczął do niej mówić z zawadiackim uśmieszkiem:

– Hej.

– Siemka – odpowiedziała od razu.

– Czemu tak siedzisz tutaj sama? Jest dosyć zimno i wyglądasz na zmarzniętą. Czy coś się stało? – w jego głosie słychać było lekkie zdenerwowanie.

– Spostrzegawczy jesteś – powiedziała, ponownie się uśmiechając.

– Dzięki. W takim razie co się stało?

– Nie będę cię zadręczać swoimi problemami.

– Bo się nie znamy?

– Nie o to chodzi. Po prostu dlaczego miałoby cię to interesować?

– Może interesuje? W końcu podszedłem i zapytałem. Spróbuj, nic nie ryzykujesz.

– W sumie czemu nie.

– Mnie możesz powiedzieć. Potrafię słuchać i jeśli jestem w stanie, to zawsze pomogę.

– No okey, jeśli chcesz i nie masz nic przeciwko. Po prostu chłopak mnie rzucił i źle mi z tym, czuję się fatalnie.

– Ciebie? – zapytał ze zdziwieniem.

– No mnie, czemu to takie dziwne?

– Heh, no bo jest to dziwne.

– Dlaczego?

– Ponieważ jesteś mądra i… bardzo ładna. Takich dziewczyn się nie zostawia.

Dziewczyna popatrzyła przez chwilę na niego, po czym uraczyła go rozczulającym uśmiechem. Tym razem już nie widać było smutku w jej oczach.

– Dziękuję, to bardzo miłe.

– Nie ma za co. – Wreszcie i on się do niej uśmiechnął. – Zasługujesz na kogoś lepszego.

– Tak uważasz?

– Jasne! Nie zrozum mnie źle, jednak nie mogę pojąć, jak ktoś taki jak ty mógł chodzić z kimś takim jak Frost.

– Co masz na myśli?

Matthew usiadł na trawniku naprzeciw Jessiki.

– Moim zdaniem ty naprawdę jesteś miła i mądra, on natomiast jest raczej takim aroganckim typkiem, szkolnym cwaniakiem, na dodatek mało inteligentnym. Nie rozumiałem, z jakiego powodu z nim byłaś, przecież on wydaje się zupełnym przeciwieństwem ciebie.

– Heh, może masz rację. W sumie sama nie wiem.

– Pewnie ci się podobał. Typowy przystojny, męski, wysportowany facet, jak z kolorowego magazynu. Wygląd jest ważny, ale to nie wszystko.

– Tak, tak, wiem. Sama siebie nie rozumiem. Chyba nie jestem jednak tak inteligentna, za jaką mnie uważasz.

– Na pewno jesteś.

– W takim razie dlaczego z nim byłam? Nawet jak mnie chamsko traktował, nie potrafiłam z nim zerwać. To jest według ciebie mądre postępowanie? Gdybym tak umiała, dawno bym go zostawiła.

– Może po prostu potrzebujesz przynależeć do jakieś grupy. Większość z nas tak robi, szuka aprobaty, odrobiny zainteresowania. Chce zostać zaakceptowanym przez innych, często niekoniecznie pasując do danego otoczenia. Wbrew sobie można zrobić wiele, tylko po to, aby zostać na moment zauważonym.

– Ciekawe, nigdy o tym w ten sposób nie myślałam. Wydaje się to nieco żałosne.

– Niekoniecznie, ponieważ mimo wszystko nie zmieniłaś swojej osobowości. Pozostałaś sobą i to jest najważniejsze.

– Widzę, że jesteś jakimś psychologiem–amatorem – uśmiechnęła się ponownie do niego.

– Nie, nie – zachichotał. – Po prostu dużo czytam.

W domu Jessiki dało się usłyszeć pewien hałas, krzyki dwóch osób, kobiety i mężczyzny. Dziewczyna poczuła się przez to niezręcznie.

– Jakaś kłótnia w domu? – zapytał troskliwie.

– Bałam się tego pytania. Niestety taką mam rodzinę. Ciągle się kłócą. Nieraz mam już tego wszystkiego dosyć.

– Rozumiem, jeśli nie będziesz chciała o tym rozmawiać, lecz skąd te kłótnie?

– Ojciec lubi czasem sobie wypić, a później się awanturuje.

– Uderzył cię kiedyś?

– Jeszcze nie, nierzadko mało brakowało.

– No to przynajmniej dobre i to.

– Tak, ale nieraz nazwał mnie już dziwką, a to naprawdę potrafi zaboleć.

Te słowa mocno wstrząsnęły chłopakiem. Nie spodziewał się, że ta uśmiechnięta, wydawałoby się beztroska dziewczyna, ma tak skomplikowane relacje rodzinne.

– Cholera, to naprawdę niedobrze. Nie rozumiem, jak rodzic może powiedzieć tak do swojej córki.

– Jakoś muszę sobie z tym radzić.

– Podziwiam cię.

– Czemu?

– Widzę, że doświadczyłaś naprawdę beznadziejnego traktowania, a mimo to jesteś, jaka jesteś. Wyglądasz na naprawdę fajną dziewczynę i się trzymasz. Zazwyczaj widzę cię z uśmiechem na twarzy, niemal promieniujesz radością.

– Jakoś muszę z tym żyć. Zresztą tylko gdy wypije, jest taki, na trzeźwo to naprawdę fajny tata, a na szczęście nie pije aż tak często. Poza tym mam znajomych, przyjaciółki i do dzisiaj miałam też chłopaka.

– Mimo tego wszystkiego naprawdę to ci się chwali. Masz bardzo silną osobowość i się nie załamałaś. Podziwiam.

– Dzięki, jesteś naprawdę miły, ale dosyć już o mnie. Teraz może pogadajmy o tobie. Masz jakąś dziewczynę? Albo miałeś?

Nagle zaczęła dzwonić komórka Matthew. Wyjął ją z kieszeni i zobaczył, kto dzwoni.

– Przepraszam na chwilę, to brat.

– Spoko, nic się nie dzieje.

Chłopak odebrał telefon. Szybko wytłumaczył zmartwionemu Peterowi, dlaczego nie wrócił jeszcze do domu oraz gdzie jest, nie wspomniał jednak o dziewczynie. Po wszystkim wyłączył komórkę i wrócił do rozmowy z Jessicą.

– Okey, już. To na czym stanęliśmy? – zapytał.

– Spotykałeś się z kimś lub spotykasz?

– Z nikim, niestety, nie miałem nigdy dziewczyny.

– Jeszcze żadna ci się nigdy nie spodobała?

– Są takie oczywiście, lecz raczej nie moja liga, poza tym nie należę do osób, które łatwo nawiązują kontakty z dziewczynami.

– A masz może jakąś przyjaciółkę?

– Kiedyś miałem. To znaczy myślałem, że może być moją przyjaciółką – odpowiedział zawstydzony.

– To w takim razie co się stało?

– No właśnie nie wiem. Często gadaliśmy ze sobą i naprawdę super się rozmawiało. Ona strasznie lubiła ze mną pisać. Świetnie się rozumieliśmy, byliśmy bardzo podobni. Twierdziła, że jestem super i sama naprawdę wydawała się świetną dziewczyną, z którą można pogadać na każdy temat. No ale nagle stwierdziła, że już nie chce mnie znać i tak to się skończyło. Nie mam pojęcia dlaczego.

– Strasznie dziwne zachowanie, nigdy się z czymś takim nie spotkałam. Pewnie bardzo cię zraniła?

– No niestety, a szkoda, bo naprawdę czułem, że jest dla mnie kimś ważnym.

– Przykro mi.

– Dzięki. Trochę mnie zabolało takie odrzucenie, jednak jakoś muszę sobie z tym radzić.

– Byle się nie załamać. Ludzie niestety są mistrzami w sprawianiu bólu.

– Aha, masz rację.

Do Matthew właśnie dotarło, co się dzieje. Nie mógł uwierzyć, że tak łatwo i przyjemnie mu się rozmawia. Starał się ukryć swoją radość. Zastanawiało go, czy istnieje szansa na przyjaźń z Jessicą? Niezbyt często mu się zdarza tak swobodnie rozmawiać z dziewczynami.

– Często sobie tutaj tak siedzisz sama? – zapytał nieśmiałym głosem.

– Czasami. Zwłaszcza podczas domowych awantur. Nie wytrzymuję ich już. Chciałabym się z tego jakoś uwolnić.

– Słuchaj, wiem, że masz sporo przyjaciół, lecz jeślibyś kiedyś chciała pogadać, to zadzwoń do mnie, a na pewno postaram ci się jakoś pomóc.

– Nie trzeba, nie będę cię zadręczać swoimi problemami.

– Naprawdę, mogłabyś zadzwonić o dowolnej porze. To nie jest problem.

– Dlaczego to robisz? – zapytała nieśmiało.

– Co takiego?

– Dlaczego chcesz mi pomagać?

– Po prostu chcę. Lubię pomagać innym. Nawet jeśli tego nie docenią i będą mieć mnie gdzieś, a tak zazwyczaj się dzieje, to będę to robił. Taki już jestem i nic tego nie zmieni.

– Ja to na pewno doceniam – uśmiechnęła się.

– Poza tym jesteś miła, a ja tylko to odwzajemniam. Prosta zasada.

– Prosta – przytaknęła. – Szkoda tyko, że nie wszyscy ją stosują.

– Nie można mieć wszystkiego. Dla mnie liczy się, abym ja ją stosował, bez względu na wszystko. Dlatego zapisz sobie mój numer i jakby coś się działo, to odezwij się.

– Dobrze, dyktuj – wyciągnęła telefon i stukając w ekran, zapisała numer.

Chwilę potem ich konwersacje przerwał jesienny deszcz, pojawiając się niespodziewanie, nie dając szans na odpowiednio szybką reakcję. Wstali zatem prędko i pobiegli pod dom dziewczyny.

– Najwyraźniej ktoś nie chce, abyśmy dzisiaj dłużej rozmawiali – powiedziała żartobliwie.

– Na to wygląda. Miło się rozmawiało. – Na jego twarzy widać było długo wyczekiwaną radość.

– Mnie również. Dziękuję za dotrzymanie towarzystwa, było naprawdę miło.

Dało się zauważyć, że Jessice także ta rozmowa nie była obojętna.

– Nie ma za co. – Uśmiech nie schodził mu z twarzy. – Trzymaj się i pamiętaj o tym, co ci powiedziałem.

– Pamiętam. Pamiętam i dziękuję.

Pożegnali się i Matthew pobiegł do domu. Pomimo szybkiego tempa deszcz zrobił swoje, więc chłopak wrócił cały przemoczony. Od razu poszedł do łazienki, aby się wykąpać oraz przebrać w suche ubranie. Pora nie była jeszcze późna. Dołączył do Petera oglądającego jakiś film w telewizji. Na twarzy wciąż miał jeszcze radość po spotkaniu. Brat znał go doskonale, dlatego od razu to zauważył.

– Coś taki zadowolony? – zapytał zaciekawiony.

– Rozmawiałem właśnie z Jessicą – odpowiedział z ekscytacją w głosie.

– Wow, to dlatego dopiero teraz wróciłeś?

– Yup. Pewnie bym wrócił później, ale zaczęło lać.

– To opowiadaj, jak wam się gadało.

Matt wszystko dokładnie mu zrelacjonował. Peter dawno nie widział brata tak zadowolonego i podekscytowanego. Przez godzinę usta młodego się nie zamykały, słowa płynęły wartko niczym górski strumień. Tym razem Matthew nie będzie mógł zasnąć z zupełnie przeciwnego powodu niż dotychczas. Niektórym niewiele potrzeba do szczęścia.

ROZDZIAŁ 2

Minęły trzy tygodnie od niespodziewanej rozmowy Matthew z Jessicą. Dziewczyna nie odezwała się do niego od tamtej pory. Również nieśmiałość chłopaka nie pozwoliła mu na skontaktowanie się z nią. W tym czasie jesień niejako straciła barwy, przybrała szary, wyblakły odcień, jakby chciała współgrać z obecnym stanem emocjonalnym młodszego z braci Shawn.

Peter wracał właśnie od Amandy, kiedy natknął się na grupkę chłopaków ze szkoły. Wpatrywał się z daleka, jak naśmiewają się i rzucają papierem nasączonym wodą w jakiegoś staruszka i dzieciaka przechadzających się po parku. Chciał w jakiś sposób zareagować i stanąć w obronie słabszych. Wiedział jednak, że sam nic nie zdziała. Denerwowała go ta jego bezsilność, w końcu sam przeciwko szóstce w bezpośredniej konfrontacji nie miałby najmniejszych szans.

Po kilku minutach młodzi napastnicy najwyraźniej się znudzili i zostawili swoje ofiary w spokoju. Peter poirytowany całą sytuacją wrócił nieco wzburzony do domu. Tam nie zastał brata. Zdziwiło go to, bowiem zbliżała się już północ. Był akurat piątek i następnego dnia nie musiał iść do szkoły, lecz Matthew zawsze informował go o swoich wyjściach czy też późniejszych powrotach.

– Gdzie jest młody? – zapytał siedzącego w salonie dziadka.

– Nie wiem, nie powiedział, dokąd idzie. Wyszedł ze dwie godziny temu. Zadzwoń do niego.

Peter próbował skontaktować się z bratem, jednak za każdym razem włączała się poczta głosowa, a znajomy głos prosił o zostawienie wiadomości.

– Chyba ma wyłączony telefon – poinformował dziadka lekko zdenerwowany tym faktem.

– A nie wiesz, gdzie może być?

– Poszukam go – odpowiedział, po czym wyszedł z domu.

Do głowy przyszło mu jedno miejsce. To, o którym wspomniał kiedyś Amandzie. Znajdowało się w lesie po drugiej stronie jeziora w Greensville. Pokazał im je kiedyś ojciec. Peter z bratem przychodzili tam czasami, aby na moment uciec od problemów i wyciszyć się w odosobnieniu.