Kółko się zakochuje - Zyta Kowalska - ebook + książka

Kółko się zakochuje ebook

Zyta Kowalska

3,0

Opis

Jakie są dziewczyny żyjące w kraju, w którym Paweł Deląg uchodzi za najprzystojniejszego Polaka?

Poznajcie Kółko: oto Czikita, zwana w pewnych kręgach Bonitą, romansująca z niewysokim, ale jurnym Latynosem. Ruda – łamaczka męskich serc i inicjatorka romantycznych porywów wewnątrz Kółka. Madzia, która w poszukiwaniu Idealnego Mężczyzny wyprawia się aż za ocean. Pola - wieczna doktorantka i dziewica. Ania, nieszczęśliwa narzeczona zabójczo ufryzowanego Kuby. I Zyta, Siostra Przełożona Kółka, rozdarta uczuciowo między członkiem Mensy a fanem motoryzacji.

Kółko odważnie zgłębia meandry męskiej filozofii życia, potyka się na zbyt wielu nieudanych związkach, staje w szranki na szybkich randkach i portalach, wybiera się nawet do wróżki, by na koniec zrozumieć, że nie ma facetów idealnych... Udaje się za to wyjaśnić raz na zawsze: czego pragnie kobieta, jak być piękną i o czym rozmawiają przyjaciółki.

Poznajcie Kółko, które rozbawi i wzruszy was do łez!
Sześć pięknych i dojrzałych kobiet wraz z wami zgłębi męską filozofię, aby ostatecznie znaleźć odpowiedź na pytanie: czy istnieje mężczyzna idealny?
Jeśli jesteście ciekawe, co z tego wyniknie, koniecznie przeczytajcie „Kółko się zakochuje”. Jest to historia, przy której nie sposób się nudzić. Sięgnijcie po nią i zakochajcie się jak ja!


Julia Pławiak, juliawkrainieksiazek.blogspot.com

Kółko się zakochuje” to bardzo przyjemna i ciepła powieść, absolutnie nie tylko dla kobiet. Idealna na depresyjne wieczory bez słońca. Jej lektura potrafi zmienić perspektywę, z której patrzymy na pewne sprawy. Czyta się jednym tchem, polecam!

Marta Zagrajek, zukoteka.blox.pl

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 267

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (4 oceny)
0
1
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




TYTUŁEM ZAPOZNANIA Z SIOSTRAMI

Mały przewodnik po Kółku dla Inteligentnych Inaczej

 

 

CZIKITA

Zakręcona zoolożka, ekolożka i śmieciara, zakochana w języku hiszpańskim, stąd przydomek Czikita, w porywach miłosnych – Bonita. Mieszka z Zytą i Polą.

 

POLA

Wieczna dziewica, ambitna doktorantka politologii, w wakacje pracująca jako pilotka wycieczek i rezydentka w ciepłych krajach. Mieszka z Zytą i Czikitą.

 

MADZIA

Nieśmiała kulturoznawczyni, a z braku laku korepetytorka angielskiego. Dorabia na promocjach. Myśli o wyjeździe za granicę, na zawsze.

 

ANIA

Zawodowo – pedagog szkolny, a w domu – szczęśliwa (podobno!) partnerka zabójczo przystojnego Kuby. Papużki nierozłączki, stąd pseudonim Ania-Kuba.

 

RUDA

Praktyczna, dobrze zorganizowana i skuteczna łamaczka męskich serc, pracuje w banku. Zafiksowana na seksie. Jedyna z Kółka posiada własne metry kwadratowe.

 

ZYTA

Politolożka, stażystka i dziennikarka, poszukująca pracy hipochondryczka. Mieszka z Polą i Czikitą. Ma siostrę Emilkę oraz parkę uroczych siostrzeńców. Siostra Przełożona Kółka.

Dwie blondynki się nudzą. Jedna z nich proponuje zabawę.

– Będziemy wymieniać miasta, które zaczynają się na ostatnią literę tego podanego wcześniej. Zacznijmy od A.

– OK. Fajny Pomysł. Amsterdam.

– Moskwa.

– Amsterdam.

– Moskwa…

 

– Tak właśnie wygląda mój związek. Jest jakaś rozmowa, ale kompletnie bez sensu. Emocje jak na grzybobraniu – powiedziała moja przyjaciółka Czikita i rozstała się ze swoim niby-facetem. Niby-związek trwał dwa miesiące i wszyscy, którzy znają Czikitę, uważają, że to o pięćdziesiąt trzy dni za długo.

Jest niezłą heterą i, eufemistycznie rzecz nazywając, potrafi bronić swojego zdania. Do końca. Rodzona matka w końcu kazała jej się wyprowadzić z domu i iść na swoje. Czikita, wypchnięta w dorosłość jak w amerykańskich filmach, z czterema pudłami pod pachą wylądowała w naszej dalekiej od standardów wielkiego świata studenckiej norze nad Wisłą. Na szczęście bary są blisko, dodatkową kanapę dało się wcisnąć, więc powiedziałyśmy: „Jakoś to będzie” – i przygarnęłyśmy.

Czikita jest też trochę zakręcona. Jeszcze w liceum wróżyłyśmy jej karierę naukową, bo potrafiła przyjść do szkoły w piżamie albo zapominać gdzie, kiedy i po co się je. Pracuje nad tym, by być sławnym zoologiem, odkryć jakiś model rozmnażania pasikoników, czy coś takiego. Ale to temat rzeka i bez dużego piwa nawet nie zaczynam opowiadać.

 

GŁÓWNY PROBLEM CZIKITY (MÓWIMY TAK NA NIĄ, BO PO NOCACH UCZY SIĘ HISZPAŃSKIEGO, NIE WIEMY PO CO) U PROGU DOROSŁOŚCI

Czy Chińczycy połkną Europę? Ile jeszcze badzio-śmiecia znad Jeniseju jesteśmy w stanie jako naród wchłonąć? Jak dają sobie radę chińskie szwaczki? Czy Chińczycy naprawdę topią dzieci płci niemęskiej?

 

W naszym cudownym mieszkanku osobny pokój zajmuje Pola. Określenie „zajmuje” wydaje się najbardziej adekwatne, Pola waży osiemdziesiąt kilo i faktycznie zajmuje, zasłania, zagarnia przestrzeń. Piszę to bez złośliwości właściwej rodzajowi kobiecemu… Pola potrzebuje więcej spokoju, gdyż zaraz po magisterce załapała się na studia doktoranckie i teraz prowadzi zajęcia z myśli politycznej dla pierwszoroczniaków. Jesteśmy z niej bardzo dumne i wciąż z podnieceniem wysłuchujemy jej ciągłego trajkotania o sesjach („Ci studenci są coraz głupsi!”) i profesorach („Są niesprawiedliwi dla biuściastych studentek!”). No, ale naprawdę nie trzeba robić doktoratu, by wiedzieć, że kobieta z biustem jako taka zawsze i wszędzie będzie mieć przewagę nad osobnikami bez biustu, taki lajf. Amen.

 

PROBLEM MOJEJ PRZYJACIÓŁKI POLI W WIEKU DORASTANIA

– Czy wyjdę za mąż? A jeśli tak, to jaka będzie mina mojego męża, zapewne ostatniego niedojdy, bo inny na pewno by się ze mną nie ożenił, jak zobaczy mój biust?

– Jesteś nienormalna, będziesz mu się podobać, także twój biust, skoro chciał się z tobą ożenić – wtrącałam, gdy nadchodziła pora na moją kwestię.

– Chyba zgłupiałaś! Przecież mu wcześniej nie pokażę mojego biustu, bo nigdy by się ze mną nie chajtnął!

– Ty masz obsesję na punkcie biustów! – Byłam załamana.

– Tobie to łatwo mówić, masz gigantyczny biust – odparowywała moja przyjaciółka.

I tak potrafiłyśmy rozmawiać do rana. Wtedy jeszcze zupełnie na trzeźwo.

 

•Do wnucząt

Czasy młodości waszej babci były tak dawno, jak dawno żył ten olbrzym ludojad z bajki o magicznym ziarenku fasoli, w epoce, gdy ludzie sobie ufali, wystarczało miejsc parkingowych dla wszystkich posiadaczy czterech kółek, a lata zawsze były gorące i pachnące. Były to czasy, kiedy żadna z moich przyjaciółek nie próbowała rozpaczliwie stracić cnoty, nie biegała po barach w poszukiwaniu chwili cielesnego zespolenia ani nie miała szansy na znalezienie bratniej duszy w Internecie! Za to wyznawała urocze mądrości własnych babek – „Siedź w kącie, a znajdą cię” oraz „Każda potwora znajdzie swego amatora”. Co za głupoty! Mówię to jako babcia po przejściach.

Jest jeszcze Madzia, moja bratnia dusza, mieszka z rodzicami, bo również ambitnie postanowiła zostać kulturoznawcą, ale z jej brakiem siły przebicia póki co dorabia korepetycjami z angielskiego. Słabo płacą. Grozi, że rzuci to wszystko w diabły i pojedzie za ocean, albo chociaż kanał La Manche, i gdyby nie nasze Kółko, zrobiłaby to zaraz po obronie.

 

PROBLEMY MOJEJ PRZYJACIÓŁKI MADZI

Po czym poznać prawdziwą miłość? Co jeśli okaże się, że zwiążę się z facetem, który zaraz po ślubie wrośnie w przykurzoną kanapę przed telewizorem, przed meczem (muszę zaznaczyć, że tato Madzi miał w każdym pokoju mecz na innym kanale sportowym, kontrolował sytuację na boiskach, biegając między telewizorami, stąd ta trauma), urodzę dzieci i potem dopiero spotkam faceta mojego życia? Ja tu usmarowana mlekiem z cyca, w niedopiętej podomce, a tam mi umyka ta jedyna prawdziwa miłość? Gnać za nią czy postawić na dobro rodziny? Może jednak lepiej poczekać z tym zamążpójściem?

 

Nasza piękna, wiotka, słodka Ania poznała miłość swojego życia (ja właściwie w to wątpię, ale to pewnie dlatego, że nie wierzę w trwałą miłość nastolatków) jeszcze w liceum. Skończyła pedagogikę i wykańcza się w szkole. O dziwo, lubi to (a mówią: „Obyś cudze dzieci uczył”). Mało płacą. To faktycznie dziki szwindel. Od czasu do czasu wciąga nas w jakieś swoje akcje humanitarne, a my chętnie się przyłączamy, bo potrafiłaby zarazić zapałem nawet medytującego jogina. Ania pewnie niedługo wyjdzie za mąż, musi tylko wziąć swojego faceta (nie powiem, lokaty przystojniak z niego) za jaja i mu się oświadczyć. Czasami role się w tym związku mieszają i nie można zaufać tradycyjnym regułom gry. Myślę, że jako jedyna z nas ma szansę być szczęśliwą, bo nie wymaga od życia niemożliwego. Mówimy na nią czasem Ania-Kuba, bo zaciera się nam granica między nią a jej wiecznym narzeczonym. Chociaż kiedyś przyznała, że woli jeździć na wakacje w większym gronie, żeby się nie nudzić z Kubą… Symptomatyczne, prawda?

 

PROBLEM NUMER JEDEN ANI

Czy miłość matki rodzi się automatycznie? A jeśli będę tym przypadkiem jednej na tysiąc kobiety, która nienawidzi własnego dziecka? Będę musiała znienawidzić samą siebie i Kubę, że mi to zrobił…

 

•Do wnucząt

Jeżeli facet po trzech latach znajomości nadal się nie oświadcza, a pytany o plany błądzi wzrokiem za oknem, trzeba się przygotować na następujące rozwiązania: a) rzuć go w diabły, nie jesteś dla niego wystarczająco dobra, b) wchodzisz w etap wolnego związku i nie będzie białej sukni ani marszu Mendelsona. Po prostu.

À propos, znacie kawał o facecie, który snuł plany na przyszłość? Kupił dwie zgrzewki piwa…

 

Nie poznaliście jeszcze Rudej. To temperamentna złośnica. Jest stuknięta i nieprzewidywalna, za to ją zresztą kochamy. Skończyła ekonomię i genialnie sobie radzi w pracy – została szefową niedużego oddziału bankowego. Życie traktuje totalnie konsumpcyjnie, facetów nie szanuje zupełnie (twierdzi, że seks i inteligencja nie idą w parze). Kiedyś może trafi na swój męski odpowiednik. Musiałby być we wszystkim lepszy od niej. Ale taki się póki co nie narodził. Jest poza tym strasznie uparta i lepiej z nią nie zadzierać. W liceum wszyscy się jej bali. Z wyjątkiem nas. Sióstr. Siostry nie boją się niczego, jak się wkrótce przekonacie.

 

PROBLEM RUDEJ

Brak. No, może poza kwestiami odzieżowymi. Ale, umówmy się, jaka babka ich nie ma?

 

W liceum przyjaźniłyśmy się jeszcze z Olgą. Czasami jej odbijało. Potrafiła się wtedy nieźle zabawić. Niestety, wyszła za mąż za totalnego buraka, z czym Kółko nie mogło się pogodzić. Ale zakochanej dziewczynie nie da się przemówić do rozumu, nagle zaczęłyśmy mówić różnymi językami. Jej się wydaje, że stoi w rajskim ogrodzie, a my tkwimy na pustyni, bez wody i życia. My mamy z kolei wrażenie, że jesteśmy na stałym lądzie, a ona dryfuje w nieznane…

Zresztą Olga się wyprowadziła do męża i kontakt się urwał. Jak małżonek nie znosi koleżanek żony, to nie ma siły – przyjaźń nie ma żadnych szans.

 

•Wnuczęta zanotowały?

Nie żenić się z kimś, kto nie znosi twoich przyjaciół!

 

I jeszcze moja skromna osoba. Ja walczę z nieróbstwem i tumiwisizmem, próbując zostać dziennikarzem. Albo chociaż stażystką. Albo chociaż roznosicielem kawy w redakcji (na jedno wychodzi). Niby studiowałam politologię z Polą, ale komu potrzebny kolejny absolwent politologii? Na promocjach lepiej płacą i człowiek ma przynajmniej motywację, żeby się umalować do pracy. Mówią na mnie Zyta, to pseudonim, że się tak wyrażę, pisarski. A w Kółku – Siostra Przełożona. To przez mój dyktatorski dryg…

 

•Do wnucząt

Nie pamiętam problemów Olgi, ale powiem wam, kochane wnuczęta, jaki ja miałam dziwny kłopot.

Czy wyjdę kiedyś za mąż? A jeśli tak, to jak przeżyję dzień po ślubie? Wyobrażam sobie kameralną uroczystość z całą rodziną, bagatela, około stu osób. Mój świeżo upieczony mąż wnosi mnie do mieszkania, tradycyjnie przez próg, i co? Co dalej? O czym rozmawiamy, co sobie mówimy, kiedy wszystko się już dokonało. Teraz opadną maski, emocje oczekiwania. Staniemy przed sobą jak Adam i Ewa w raju (wiecie, dlaczego Pan Bóg, patrząc na Adama, zasmucił się i powiedział: „Stać mnie na więcej”, po czym stworzył babkę?). Wiem, miałam dziwne problemy.

 

Dziś i ja, i Ruda, i Ania, i Czikita, i Madzia – kobiety bardziej dojrzałe (ale nie przejrzałe!), z bogatym bagażem doświadczeń, wiemy – ten moment pustki nie następuje tuż po ślubie, ale dopiero pięć lat później…

 

KÓŁKO

 

Kółko istnieje od zawsze. A naprawdę to od liceum, tu, w Krakowie, gdzie los nas rzucił do jednej klasy. Co to były za smutne czasy! Połowa chodziła w powyciąganych dresach i tunikach farbowanych w garnku na kuchence gazowej, połowa w zdobionych cekinami pseudodżinsach. A nas połączyła niechęć do matematyki i łaciny oraz klasowej płci przeciwnej (będącej w mniejszości oczywiście, jak wszędzie, gdzie by się przydała, pryszczatej, ospałej, tchórzliwej, podstępnej, na Dzień Kobiet podarowali nam Dzieła Zebrane Lenina, dowcipnisie).

 

Nasza dewiza: Kółko broni, Kółko radzi, Kółko nigdy cię nie zdradzi.

 

Od czasów liceum wszystko się zmieniło. Dorosłyśmy, zmieniłyśmy fryzury, styl, nauczyłyśmy się tego i owego, ale w Kółku wszystko pozostało jak dawniej. I za to je kochamy.

Siostry:

Czikita

Ania

Ruda

Pola

Madzia

Ja, czyli Siostra Przełożona (przez szacunek do funkcji piszę dużą literą).

 

Najważniejsze założenia Kółka i myśli przewodnie:

Kochajmy się wzajemnie!

Prawda nas wyzwoli.

Nie bójmy się rozwoju.

Samotność zabija.

Trzeba marzyć!

 

Kwestie oczywiste, niewymagające deklaracji pisemnych: Kółko przede wszystkim, nawet ponad mężczyzną, Kółko nikogo nie odrzuca, tylko Siostra może odrzucić Kółko, Kółko jest mądre i sprawiedliwe, potrafi oddzielić ziarna od plew, nie szuka zazdrości, nie ulega plotkom, nie poddaje się, gdy trzeba pokonać ścianę deszczu w drodze do pubu (raz tylko opuściłam zebranie Kółka, gdy u stolarza wbiłam sobie patyk w nogę tak niefortunnie, że musiałam jechać do szpitala, oddać się w ręce chirurga, przyjąć dzielnie pięć zastrzyków znieczulających w okolice dużego palca u prawej stopy i znieść szycie).

Powinny istnieć jakieś ważne kwestie w życiu człowieka, niepodlegające modom i działaniom czasu. To taka luźna uwaga do wnucząt.

KWIECIEŃ

 

 

– Kiedy następny zlot, Siostry? – zagaiła Ania-Kuba na Gadu-Gadu. – Idzie piątek, a Kuba wyjechał służbowo, chętnie spędzę czas w dobrym towarzystwie.

 

•Do wnucząt

Gadu-Gadu (GG) to był taki nowoczesny (w prehistorii) komunikator, coś jak dzisiejszy WhatsApp albo Snapchat. Chociaż to wszystko też zdezaktualizuje się do czasów waszej młodości, wówczas będziecie się komunikować za pomocą wielofunkcyjnego czipa w kciuku czy czegoś w tym stylu.

 

Ruda:

– To nie mówmy Czikicie, hehehe…

Ja:

– A właśnie, właśnie, mamy do omówienia sprawę tajemniczego romansu Siostry Czikity. Nie może jej zabraknąć. Jako Siostra Przełożona wzywam do udostępnienia lokalu, bo Pola się uczy…

Ania:

– Może być u mnie. W końcu to był mój pomysł.

Madzia:

– No to jesteśmy umówione. Mi pasuje.

Ruda:

– Ruda Siostra będzie.

Ja:

– Co w menu?

(Nie myślcie, że babskie spotkania odbywają się przy butelce piwa i chipsach!).

Ania:

– Makaron w białym sosie, coś wymyślę, weźcie białe wino!

 

Ania dobrze gotuje i to nam dało nadzieję. A Nadzieja, razem z Wiarą i Miłością – której chwilowo niektórym brak, ale od czego jest miłość siostrzana?! – to ważne komponenty życia człowieka. Także, a może przede wszystkim, Siostry. Nie lubię tylko, jak gotuje Czikita, bo jako wojujący ekolog potrafi zbierać resztki na straganach, a zdarzyło się, że i w śmietnikach, więc z dużym dystansem podchodzę do jej zaproszeń.

 

PIĄTEK. ZLOT U ANI-KUBY

Ania jako jedyna z nas wynajmuje lokal spełniający standardy cywilizacji, przytulne dwa pokoiki na starym osiedlu, bez przesadnego komfortu, ale z flizami w łazience. Bez pralki (pranie to przeżytek, nie ma takiego brudu, który by się nie odmoczył w trzy dni – to zasada Ani).

– Zyta! Nareszcie, sos już mi prawie wyparował – powitała mnie Ania-Kuba jak spóźnioną, choć byłam pierwsza.

– Spoko, jest piątkowy wieczór, wzywam cię do odstresowania się, Siostro – łagodziłam. – Poza tym ja bym zaczęła to całe twoje gotowanie od kieliszka dobrego wina, od razu fantazja zaszumi ci w głowie.

– Odstresujemy się, jeśli uda mi się zrobić ten cholerny sos do fondue, na razie wygląda jak ciasto na kopytka. – Anię namówiła na eksperyment kulinarny niedoszła teściowa (mówiłam wam już o facetach, co trzeba ich za jaja do ołtarza?), pożyczyła jej garnek do tej potrawy i teraz męcz się babo nad tym plackiem.

Nie umiałam pomóc, bo jako związkowy wolny strzelec słaba jestem w zajęciach garnkopodobnych, ale zaproponowałam na wstępie dobrze schłodzone chardonnay (najważniejsza zasada imprezy Kółka – nie mieszać, ale takie oczywistości będę chyba pomijać…).

 

Po godzinie kręcenia się po niedużej, jak na sześć Sióstr (w końcu i Pola odpuściła studiowanie finansów publicznych), kuchni, już w komplecie, po przeprowadzeniu debaty na temat nietopiącego się sera w garnku do fondue postanowiłyśmy zjeść, co dają, czyli ser lekko nadmoczony i wymiędlony z winem (zresztą – sery w ogóle nie powinny występować w menu Kobiet na Wiecznej Diecie).

– Proponuję toast za sery, które są pyszne i na zimno, i na lekko gorąco – zaczęłam część zasadniczą zlotu Kółka. – Wzywam Siostrę Czikitę do omówienia przedmiotu będącego powodem naszego spotkania, czyli jej nowego romansu…

– Eeee, nie ma co opowiadać – zaczęła nas wkurzać wywołana do odpowiedzi Siostra, Najbardziej Pożądana Mówczyni Wieczoru.

– Mów, mów, nie drażnij lwów – krzyknęłyśmy chórem ja, Ania-Kuba, Ruda finansistka, Pola, bohatersko porzucająca naukę, i Madzia, prosto z korepetytowania matołka-maturzysty.

– No więc powiem wam tylko tyle: pamiętacie, jak głosiłam teorię, że Mój Facet musi mieć metr osiemdziesiąt wzrostu, być góra sześć lat starszy ode mnie, szczupły i powinien być zoologiem albo mieć inną bliską mi zwierzęcą pasję? Wszystko cofam! – zaczęła z grubej rury Czikita.

Parę minut gapiłyśmy się w nią jak sroki w gnat.

– Opowiadasz, czy mamy cię wytatuować widelcem? – huknęła Pola, osiemdziesiąt kilo żywej wagi, lepiej z nią nie zadzierać.

– No więc, cały czas zaczynam od „no więc”, co oznacza, że cofam się do tyłu, muszę znaleźć jakiegoś mądrego interlokutora do rozmowy… – zaczęła sobie robić jaja Czikita, ale uniesiony widelec ją przystopował. – No więc, pamiętacie, jak wam mówiłam, że przyjeżdża ten naukowiec z Boliwii i mam go oprowadzić po Krakowie, po muzeach, po naszej zakurzonej kolekcji zoopodobnej? Wytypowali mnie, bo trochę mówię po hiszpańsku, w końcu na coś mi się przydał, a tak się naśmiewałyście ze mnie…

– Siostro, zbaczasz z tematu! – Musiałam interweniować.

– No to go oprowadziłam, pokazałam mu te wszystkie kości, katalogi, pośmialiśmy się. Na początku wydał mi się beznadziejny i żałosny, ale kiedy zaprosił mnie na kolację, zaczął sypać komplementy, to nie wytrzymałam, chyba mi się spodobał, a potem całowaliśmy się…

– Co? W knajpie? Czy było coś jeszcze? Jak cię całował? – krzyczałyśmy wszystkie naraz, nic nie rozumiejąc, bo Siostra Czikita po ostatnim nieudanym związku, który zakończył się niedawno (niby-związku, bo trwał dwa miesiące!, zresztą kto by wytrzymał z Czikitą i jej dziwactwami?! Mówię jako przyjaciółka i Siostra), nazywała facetów małymi fiutkami i trzymała się od nich z daleka.

– W knajpie się całowaliśmy, ludzi było mało, zresztą nie zależało mi, czy ktoś widzi. Zwyczajnie mnie kupił po tym, jak zaczął mówić o moich oczach (que son bonitos), o moim hiszpańskim (super bien) i moich włosach (dulcesi suavecitos) – Czikita lekko się speszyła, ale ciągnęła dzielnie. – Taki mi się wydał naiwny z tymi komplementami, najpierw myślałam, że jest mało oczytany, ale potem sobie uświadomiłam, że musi przecież używać prostych słów, żebym go pojęła, więc wydał mi się z kolei wzruszający… No i umówiliśmy się na jutro na wycieczkę do Ojcowa… Żeby pooglądać stado kóz w Instytucie Zoologii. Ale myślę, że już się we mnie na dobre zakochał…

– On się zakochał czy ty? – zapytała Ruda przytomnie. – Nie obraź się, ale trudno się zakochać w tobie tak od razu, trzeba najpierw poznać twoją złożoną osobowość. To znaczy, ekhm, miałam na myśli…

– No wiesz, to inna kultura, oni od razu przechodzą do meritum, zanim ich wezwie odprawa celna – zauważyła Pola. – Nie jest chyba jakimś nielegalnym imigrantem, szukającym polskiej żony?!

– Chora jesteś, przecież mówię, że naukowiec, z dorobkiem – obruszyła się Czikita Bonita.

– Dobrze, potrzebujemy więcej danych. Co miała oznaczać ta deklaracja o nowym ideale Twojego Faceta? – zapytała przytomnie Madzia.

– Julian, jak na niego mówię, ma ekhm… czterdzieści sześć lat.

– Co?! – krzyknęłyśmy hurtem.

– Czterdzieści sześć lat to nie koniec świata, znam kilku facetów pod pięćdziesiątkę, nad którymi bym się mogła zastanowić – wtrąciła Ruda uspokajająco.

– Tak, ale ma też lekką nadwagę, właściwie jest dość pulchny – ciągnęła Czikita coraz ciszej. – No i… jest o dziesięć centymetrów niższy ode mnie…

– To się skończy chodzenie na obcasach – zachichotała Ruda. – A ręce masz długaśne, jakoś go chyba dasz radę objąć w talii.

– Sama nie wiem, co o tym myśleć, ale lubię go. Do tego jest zoologiem, jak ja, a to dla mnie bardzo ważne. – Czikita wyraźnie traciła humor.

– Trzeba się napić, tak radzi kodeks Kółka – zaproponowała gospodyni wieczoru. – Na trzeźwo tego nie omówimy, sprawa wydaje się zakręcona jak świński ogon.

 

Dwie godziny później jakoś pogodziłyśmy się z myślą, że miłość nie wybiera, wspólna pasja to ważna sprawa, a za jakiś czas i my będziemy starszymi facetkami, więc wieku nie wypada nikomu wypominać.

Madzia, która jest najmniej skłonna do uprzedzeń z nas wszystkich, skwitowała wstrząsający romans:

– Najważniejsze, żeby w łóżku wszystko się zgadzało…

 

Kolejna odsłona nietypowego romansu Czikity – Mały Południowy Narzeczony ma dwoje dzieci z poprzedniego małżeństwa. Ale potrafi gotować, uroczo kaleczy język polski i jest alpinistą.

– Czy produkują linki alpinistyczne dla pulchnych Latynosów? – wyzłośliwiała się Ruda przy okazji.

Żadna z nas tego nie rozumie, ale czy mamy prawo się wtrącać?

 

PIĄTEK. ZLOT W ALCHEMII

Krzyczałyśmy chórem:

– No to dajesz, Sister! – bo temat naszego piątkowego spotkania wydawał się oczywisty. – Jak było?!

Wiedziałyśmy już, że akt konsumpcji pomiędzy Czikitą i jej Małym Południowcem dokonał się dwa dni temu.

– Więc tak, wszystko było przygotowane idealnie: zapaliłam te zapachowe świece i kadzidła, puściłam odgłosy lasu…

– Chyba oszalałaś! Próbowałaś go zahipnotyzować? – byłyśmy zdruzgotane jej inwencją.

– To specjalne odgłosy, działają baaardzo pobudzająco, dość powiedzieć, że tej nocy zrobiliśmy to trzy razy…

– Bliski emerytury kurdupel dorwał świeżutką dziewoję, to chyba miał prawo być nadnaturalnie pobudzony. – Ania jako prawie psycholog potrafi wpleść naukę w każdy wątek.

– Nie przesadziłaś z tą świeżością? – Ruda była jak zawsze realistką.

– Co ja będę z wami gadać. Julian jest cudowny, nigdy czegoś takiego nie przeżyłam. Wie, co się robi z kobietą, ma odpowiednie doświadczenie, nie to co te wasze siuśki… – odgryzła się Czikita.

– A miałaś ciśnieniomierz w pogotowiu? – zainteresowała się Ruda.

– Nie jesteś czasem zazdrosna? – wkurzyła się Czikita. – Teraz jest moje pięć minut i ja opowiadam, a wam opada szczęka z zachwytu i jesteście całe jednym wielkim uchem. Dam wam dobrą radę: zapomnijcie o erotycznej bieliźnie. Kupiłam sobie superbody na całe ciało – za cholerę się tego nie dało rozplątać, a na tyłku mam żywe rany od koronek! Poza tym większych wpadek nie pamiętam, za rozkosz nie żałuję! I wam kiedyś się uda… – zakończyła złośliwie.

 

Złośliwość była adresowana do mnie, Rudej, Poli i Madzi, bo Ania-Kuba była w niby-szczęśliwym związku. Małpa z tej Czikity Bonity. Dorwie starszego faceta i już świruje!

Pola twierdziła zawsze, że z jej urodą (lekka nadwaga, małe piersi) powinna się pokręcić po internacie dla niedowidzących – tam miałaby może jakąś szansę. Ostatnio zadała nam pytanie roku:

– Czy pod waszymi biustami można umocować ołówek?

Nie wiedziałyśmy za bardzo, po co mamy go tam trzymać. Wyjaśniła, że właśnie przeczytała w babskiej gazecie prosty test na to, czy ciało kobiety może być jeszcze przedmiotem pożądania – jeśli tak, ołówek się nie utrzyma…

Tylko przez litość nie zdradzę, która przeszła pozytywnie ten prosty, ale jakże okrutny, sprawdzian.

O czym to ja… Aha, nasza sytuacja uczuciowa. Ruda zawsze miała w odwodzie jakiegoś absztyfikanta (to takie staromodne słowo, wnuczęta, ale brzmi lepiej niż dupcyngiel), ale nic na stałe, a ja i Madzia czekałyśmy na jakiś metafizyczny wstrząs, piorun z nieba, po tej bandzie nieudaczników, która przewinęła przez się nasze życie.

 

Następnego dnia nasze GG – linia konferencyjna – parowało.

Ruda:

– Czee. Co myślicie o Czikicie Bonicie? Trochę ją wkręciło. Zwariowała?

Ania:

– Nie zwariowała, tylko hormony dają znak :)

Ruda:

– Ale jest aż tak zdesperowana? Z rozwodnikiem, ojcem dzieciom, karłem?!

Madzia:

– Nie przesadzasz?

Ruda:

– Całe życie bez szpilek, po co jej taki dyskomfort?!

Pola:

– Może ma zalety, o których nie mamy pojęcia? Wiecie, Czikita jest trochę dziwna i nasi rodzimi faceci to widzą, ale dla otyłego obcokrajowca może się wydawać kobietą frapującą, oryginalną…

Ja:

– Może to tylko desperacja – Czikita nie chce jako ostatnia być królową babskiego wieczoru i trochę przeszarżowała…

Ruda:

– Może ściemnia? Nic nie było, zmyśliła wszystko, chciała widzieć nasze głupie miny?

Ja:

– I zobaczyła. Ja też nie uwierzę, póki nie zobaczę. Trzeba doprowadzić do konfrontacji i wtedy się okaże… Myślami jestem z wami, ale ciałem już w galerii Kazimierz, to spadam, pa.

 

•Do wnucząt

W czasach babcinej młodości ludzie chodzili do galerii handlowej, czyli takiego wielkiego sklepu, jak do kościoła, na całe godziny, z zachwytem, robili tam nie wiadomo co, zamiast iść do kościoła prawdziwego albo na rower.

 

Konfrontacja nastąpiła dwa tygodnie później, w rozkwicie romansu Czikity i Juliana. Poszliśmy na piwko na plac Żydowski (gdzie zaprowadzić obcokrajowca, jak nie tu?). Julian okazał się osobą niewysoką, ale bardzo sympatyczną. Facetem „zero kompleksów”.

– Polska jest piękna i te puby, u nas nie ma takich puby – powtarzał w kółko. Cały czas wgapiał się w Czikitę jak przysłowiowa sroka, a my nie wiedziałyśmy, o co mu chodzi, bo Czikita wyglądała jak zawsze. Może tylko była bardziej zdenerwowana.

– Wy być kiedysz w Boliwia? Być wszystkie! – zapraszał nas coraz goręcej w miarę upływu… piwa z kufli.

– A co ci się tak podoba u nas, tak najbardziej – pytałyśmy jak głupie. My, Siostry, bo Kuba udawał, że jest ponad to babskie dociekanie.

– Najbardziej mi się podobać Czikita! – powiedział i nas tym zabił.

To jednak szok, kiedy twoja przyjaciółka, którą znasz od podszewki, od dobrej i najgorszej strony, od głupich żartów i niechlujstwa, staje się przedmiotem pożądania dojrzałego, chyba w miarę normalnego faceta.

– Siostry, trzeba się wziąć za nasze życie uczuciowe i erotyczne. Utknęłyśmy na mieliźnie i dłużej tak być nie może – zawyrokowałam po spotkaniu z Julianem i postanowiłam zadbać o realizację planu naprawczego dla dobra własnego i całego Kółka.

 

Następnego dnia z rana Czikita zagaiła mnie przy śniadaniu.

– Co o nim myślisz?

– No wiesz, jest miły…

– Podoba ci się?

– Niech mnie ręka Boska broni. Nie!!! Mnie się nie powinien podobać.

– No tak, ale gdyby to nie był mój chłopak, podobałby ci się?

Boże, co ja jej miałam powiedzieć, przecież nie chciałam jej urazić.

– No, ma swoje plusy dodatnie. Wygląda na sympatycznego, obytego w świecie – mąciłam. – Jest taki słodziutki i potrafi patrzeć na kobietę tak, że miękną nogi, powaga. Widziałam, jak się w ciebie wpatrywał. Jakby cię chciał zaraz wyciągnąć z tej knajpy i zaciągnąć do toalety na błyskawiczny moment bliskości.

– Zauważyłaś? To wulkan seksu!

– Co ty powiesz?!

– Mówię ci. Kochamy się non stop. Chyba pójdę po jakieś środki zaradcze do apteki, wszędzie mam otarcia…

– Ty zbereźnico!

– Naprawdę, polecam każdemu. Wydaje się zużyty, ale jednak faceci z wiekiem stają się coraz lepsi w te klocki.

– To zazdroszczę, korzystaj z okazji, za pięć lat pewnie będzie leżał i stękał…

– No coś ty, on jest bardzo aktywny. Będzie mnie tak męczył do siedemdziesiątki, swojej.

– To fajnie. – Już mi się zachwyty skończyły. – A poza tym jak jest?

– Super. Gotuje mi, rozpieszcza, na każdy wieczór ma jakiś inny pomysł, oczywiście najpierw jest seks… A potem wymyśla różne ciekawe rzeczy, na przykład rozbieranego pokera albo robienie sobie śmiesznych zdjęć…

– I przestałaś mówić o Chińczykach!

– No, nie martw się, też to przeżyjesz! – zakończyła, porywając w locie jabłko, bo miała jakieś ważne podsumowanie wyjazdowego sympozjum zoologów.

 

Muszę zainwestować w tabletki przeciw wypadaniu włosów. Jak skrzyp nie pomoże, za pół roku będę łysa!

W kraju, gdzie Paweł Deląg uchodzi za najpiękniejszego Polaka, nie powinniśmy mieć wiele autostresów. To pocieszające – gdyby mnie pokazywali codziennie przez pół minuty w TV, po miesiącu byłabym piękna i sławna. Może nawet zdobyłabym Wiktora?

Jeśli będę się więcej uśmiechać, podkręcę rzęsy (miałam kupić ten preparat na porost!), wskoczę w obcasy, nauczę się pokonywać szachowych zawodowców trzema skokami konia, douczę się o plemionach Hutu i źródłach Nilu, zawsze będę zakładać seksowną koszulkę (na wypadek, gdyby wybiło kibel w nocy, a strażnik był kawalerem), będę Kobietą Idealną!

Na marginesie, dlaczego tak wielu Greków było gejami?

Aha! Tak między nami – zdałam test ołówka!

 

•Pominięte chwilowo wnuczęta!

Ja tu nawijam o Czikicie Bonicie, a przecież wnukom należy się jakaś ciekawsza prezentacja dokonań Kółka i ich własnej babci. Tak, od czego by tu zacząć?

 

Póki co ciągnę podyplomowe studia dziennikarskie. To taki sposób na przedłużenie młodości, i to akurat mnie ciekawi. Mam już dwadzieścia kilka lat i nie mam pracy! Stałej (o czym zawsze mi przypomina niezawodna mamuśka)! Ale na kształceniu nigdy się nie traci, drogie dzieci. Tak mówią (ciekawe, co by powiedzieli tym setkom Polaków u Niemca czy innego Szweda, którzy z dyplomami w kieszeni – ci Polacy – szorują kible?). Nasza koleżanka z liceum, Zuzka, właśnie urodziła (będąc nieomal dziecięciem dała nowe życie!), Gocha siedzi w Paryżu, na siedemnastu metrach kwadratowych z narzeczonym, Zośka w Niemczech ma problemy z mężem i zajściem w ciążę (nie wiadomo, co gorsze i co jest czego przyczyną), koleżanki ze studiów harują za jakieś grosze, współczesna pańszczyzna, poważnie, do tego wszędzie dookoła problemy sercowe. Czasami nic mi się nie chce (a przecież jestem młoda, pełna sił, niebrzydka, nie będę ukrywać, i tak dalej), martwię się o swoją przyszłość. Jakby mnie ktoś zapytał, jak będzie wyglądało moje życie za piętnaście lat, wpadłabym w popłoch. Już się spociłam, chociaż tylko to napisałam. Zresztą, trudno mi nawet zaplanować kolejny dzień. Kim będę, mając czterdzieści lat?! Brzmi strasznie. Co osiągnę? Co robię teraz, aby potem było dobrze? Może dorobię się jakichś dzieci? Boże, to dopiero wyzwanie! Jedna rzecz mnie przeraża w wychowaniu dzieci (oprócz braku partnera koniecznego do ich zdobycia, oczywiście! Moja matka na przykład uważa, że nie ma takiego głupiego, albo świętego, na jedno wychodzi, który by się zechciał ze mną ożenić, ale co ona tam wie o moim życiu emocjonalno-erotycznym!) – chciałabym, żeby były silne, ale wrażliwe, przebojowe, ale refleksyjne, a nie wiem, czy to jest do pogodzenia. Chciałabym też, żeby nie były zneurotyzowane, a wolne i spokojne. Hatha joga. Żeby wiedziały, czego chcą, czyli potrafiły wykazać się asertywnością, miały tysiące hobby i zawsze zawsze zawsze dobrze wybierały. Hmmm… to chyba za dużo jak na zwykłe dzieci?

Taka moja starsza siostra na przykład, kochana Emilka, szczęśliwa mężatka (tak mówi, ale kto wie?), ma dwa małe potworki.

 

ANEGDOTKA MOJEJ SIOSTRY

Odebrałam maluchy z przedszkola i bez sensu wycofywałam samochód, no i walnęłam w słupek. Cały tył wgięty! Trzask. Zbiegowisko. Roztrzęsiona wsiadam do samochodu i wołam: „No to teraz będą jaja, tata się wścieknie!”, na co mały (sześć lat) podekscytowany drąży: „I co, i co?! Wyrzuci cię z domu?!”.

 

Wracając do mnie – studiuję podyplomowo dziennikarstwo. Zawsze chciałam kręcić wstrząsające dokumenty telewizyjne, dajmy na to z oblężonej Czeczeni. Za przyjemności trzeba płacić (nie mam na myśli wycieczki do Czeczeni, tylko studia), więc dorabiam na promocjach.

O czym to ja… Aha! O moim powołaniu do dziennikarstwa. Reportaże, wyzwania, odkrywanie drugiego oblicza polityków… Tymczasem, jak zwykle w życiu – sprawy wysokie bełtają się z niskimi – zajęcia to przenudziarstwo!!! Nie wiem, czego mogłabym się tam nauczyć? Chyba jak błyszczeć inteligencją, ziewając. Wytrzymam do końca?

 

Poranna kawa z moimi starymi wiernymi współlokatorkami, Polą i Czikitą.

Oby ich poorane nauką twarze nie były ostatnimi, które będę widzieć po przebudzeniu.

O tej porze roku słońce świeci w naszej kuchni do dziesiątej. Czasem warto wstać trochę wcześniej, żeby to zobaczyć. Tak zrobiłyśmy dzisiaj.

Zastanawiałyśmy się intensywnie, czy nie sprawić sobie kota.

– Tak dla podtrzymania stereotypu samotnych, bezdzietnych panien… – zapodałam temat.

Pomysł był, ogólnie rzecz biorąc, dobry. Ale…

– Czyj on właściwie będzie, gdybyśmy się rozstały? – zastanawiała się Czikita. Jako zoolog ma bardziej praktyczny osąd rzeczywistości.

– A co będzie, jak się rozjedziemy na wakacje znowu? – wyraziła wątpliwość Pola. – I kto będzie po nim sprzątał? Ja ciągle na zajęciach, na mnie nie można za bardzo liczyć…

– A ja wolę się nie przywiązywać do kolejnych stworzeń, potem będzie ciężko się żegnać. Zresztą nie potrafię zatroszczyć się o siebie, a miałabym mieć kota?! – Czikita miała pewne obawy.

– Widzę, że mamy do czynienia z wydumanymi problemami. Nie potraficie się zdecydować na kota, a kiedyś będzie trzeba podjąć decyzję o dziecku! Czarno to widzę – byłam załamana.

– Dziecko to inna sprawa, jakoś samo przyjdzie. Prawda? – zapytała Czikita niepewnie.

– Mnie nie pytajcie, ja nie mam czasu ani na dzieci, ani na takie rozmowy. Chcecie kota? Bierzcie kota. Chcecie niemowlaki? Byle cisza w domu była, bo ja się uczę! – rzuciła Pola już w progu, bo zajęcia zaczyna o dziesiątej trzydzieści i właśnie nabierała przyspieszenia.

– Wrócimy do rozmowy o kocie za rok, a potem pogadamy o adopcji dziecka ludzkiego… O ile dorośniecie! – zakończyła temat Czikita, najbardziej Bonita z nas wszystkich, i wzięła się do mycia naczyń (mamy dyżury).

„Przyganiał kocioł…”, mawiały nasze babcie.

 

Swoją drogą, jaki zupełnie aromantyczny ten świat się zrobił. Adopcje, inseminacje, wyolbrzymianie biustów, internetowy seks, anonimowe oddawanie spermy, dajcie spokój. Człowiek to sobie potrafi obrzydzić piękne zjawiska.

 

À propos obrzydzania. Czy wasze matki też w kółko (małą literą) pytają, czy coś zjedliście i dlaczego nic nie jecie? I mówią, że jak tak dalej pójdzie, to was wiatr wywieje nad Syberię i marnie zginiecie? I że tylko otyli ludzie mogą wieść szczęśliwe życie?

MAJ

 

 

Sobotni wieczór postanowiłyśmy spędzić bardziej oryginalnie. Był dobry powód – Ania świętowała imieniny. Bez Kuby! Zamówiłyśmy stolik w nowej arabskiej restauracyjce. Po wypiciu kilku mojito i red bulli z wódką, przyszła pora na shishę. Jabłkowo-cynamonową. Około pół godziny palenia. Rewelacyjna towarzyska rozrywka. Facetów przy sąsiednim stoliku bardziej niż fajka wodna rozgrzewał widok półnagich kelnerek w brzęczących strojach tancerek brzucha (znajoma Emilki została porzucona przez męża na rzecz dwudziestoletniej tancerki brzucha, teraz widzę, że zupełnie niesłusznie potępiłyśmy jej wiarołomnego męża, naprawdę, nawet ja mogłabym się takiej nie oprzeć…). W pewnym momencie przystojniacy (jak się okazało Anglicy arabskiego pochodzenia) postanowili do nas zagaić. Dobrych okazji do potrenowania angielskiego nigdy dość, pomyślałyśmy sobie wzmocnione mojito.

– Dziewczyny, nie wiecie, gdzie tu można się zabawić?