Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Dziewczyna ze snów - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 czerwca 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dziewczyna ze snów - ebook

Siedemnastoletni Jake Hopkins przeprowadza się do Iglastych Wzgórz, które są rodzinnym miasteczkiem jego zmarłej w tajemniczych okolicznościach matki. Chłopak, od dziecka śniąc wyłącznie koszmary, myśli, że gdy odkryje rodzinną tajemnicę, wyleczy się ze swojej przypadłości. Jednak koszmary się nasilają, a Jake zauważa w nich realne zagrożenie nie tylko dla niego, ale i dla ludzi w jego otoczeniu. Szukając prawdy i racjonalnego wyjaśnienia dla niemożliwego, zaczyna powoli popadać w obłęd. Autodestrukcyjny obłęd, który pogłębia tylko pozornie senny klimat Iglastych Wzgórz.

– Wczorajszej nocy podczas swoich marzeń sennych przeżyłeś coś, co określa się terminem rêve lucide.
– To jakaś choroba? – zapytałem z lekką trwogą w głosie.
– Nie, nie – zaśmiała się Oliwia. – To pojęcie pochodzi z języka francuskiego. Oznacza świadome śnienie. Jest to rzadka umiejętność. Zjawisko nie do końca uznawane za prawdziwe w świecie nauki. Ale każdy z nas kiedyś mógł przeżyć takie doznanie.
– Rzadka umiejętność?
– Wiele osób na świecie przeżywa czasem coś podobnego. Nagle w czasie snu odzyskują świadomość. Wiedzą, że śnią. Trwa to sekundy. I wtedy zazwyczaj mózg zaczyna proces wybudzania, aktywując ponownie wszystkie ośrodki. Ty jednak zdajesz się odruchowo przerywać ten proces, w wyniku czego możesz kontynuować świadomy sen.


MICHAŁ GAŁWA

Urodził się 20 kwietnia 1988 roku w Katowicach. Absolwent Śląskich Technicznych Zakładów Naukowych. Autor debiutanckiej powieści fantastyczno-przygodowej pt. „Proces”, wydanej w 2015 roku. Ze względu na zamiłowanie do psychologii jego powieści dotykają problemów ludzkiej psychiki ukształtowanej we współczesnym świecie. Entuzjasta i amator dobrego kina z gatunku science-fiction oraz nowoczesnych teorii naukowych – poeta, prozaik, producent muzyczny i rysownik.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8083-868-0
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Od Autora

W moim życiu spotkałem wiele osób, tak samo jak ty. Codziennie na każdym kroku mijamy się i obrzucamy powierzchownie spojrzeniami, jakie zdradzają emocje ludzi, których spotkaliśmy dzisiejszego dnia. Nie wiem, o czym myśleli, i mogę się jedynie domyślać, dociekać. Czasem są to spojrzenia uśmiechnięte, radosne; czasem zapłakane, a nawet wrogie w swoim najgorszym wydaniu. Wszystkie mówią o tym, w jakich emocjach ludzie kroczą przez życie.

Twoja podróż, Bezimienny Podróżniku, przywiodła cię do mnie. Ta podróż, którą nazywamy życiem, z każdym krokiem uczyła mnie i ciebie obserwowania tego, co nas otacza. Nie mylę się, prawda?

Jesteś świadomy tego, że jestem realny, a to wszystko, co cię otacza, nie jest zwykłym snem, z którego zaraz się wybudzisz. I bardzo mnie to cieszy, że w natłoku codziennych spraw znalazłeś chwilę, aby poznać opowieść, którą mam specjalnie dla ciebie.

Prawdą jest, że nigdy nie pisałem wstępów do moich opowiadań, bo wrzucenie cię w treść to najlepszy sposób, abyś ją poznał. Dlaczego teraz zrobiłem inaczej?

Tym razem to nie będzie historia o poszukiwaniu skarbu, jakim jest sens życia. Nie będę skrywał treści pomiędzy wierszami… chociaż… kto wie? Dlatego pozostań uważny, mój drogi Bezimienny Podróżniku.

Mogłeś usłyszeć, że moje opowiadania czasem porównuję do dzieci. Bo wiem, że mogą być podobne do mnie, a ja mogę im nadać kierunek w życiu. Wiem jednak, że z czasem będą chciały zboczyć z tej ścieżki, stając się kompletnie mi obce. Dlatego nigdy nie pisałem przedmowy do powieści. Bo jak można napisać wstęp do takiego nienarodzonego dziecka? Kto może go napisać? Odnosząc się do życia w tej metaforze, powiem, że chyba tylko kobieta ćpająca w ciąży może przewidzieć, że jej dziecko nie narodzi się zdrowe. Ale czy jest to dobry wstęp? Czy warto tak zaryzykować? Szczerze to nie warto. Jednak zostawmy ten temat na moment, bo jak widzisz, pisząc te słowa, dziś chcę zrobić wyjątek.

Opowiem ci historię o obłędzie, który dotyka każdego z nas, o pośpiechu, przez który nie zauważamy tego, co mamy przed oczami. Jak zawsze będziesz obserwatorem, który pozna całą historię, ale od ciebie będzie zależało, jaki będzie jej koniec. Oderwę cię na chwilę od świata, który znasz, abyś zrozumiał spojrzenie innego człowieka. Zniszczonego bohatera bądź antybohatera. I tak naprawdę od ciebie będzie zależało, kim on się stanie.

Pozwól jeszcze, że zapytam cię o to, czy wiesz może, która jest godzina?

Z pewnością wiesz która. Jednak zrozumiesz później, dlaczego o to zapytałem. Ale przyznaj, czy to nie jest szalone, że chcesz teraz spojrzeć na swój zegarek? Jeśli nawet nie ty, to wielu właśnie to zrobiło. Może poszli za sugestią, a może uczynili tak dla spokoju myśli… Aby cię to nie męczyło, sprawdź, która jest godzina, i od tej pory pozostań uważny.– 1 –

Pamiętam, że był późny marzec tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego siódmego roku, gdy Harold siłą wsadził mnie do samochodu i wywiózł z miasta. Choć mógł, to nie przystawił mi pistoletu do skroni, aby mnie zmusić do tego wyjazdu. Wsiadłem, bo nie miałem wyboru.

Dni zdawały się już dużo cieplejsze, ale nocą wciąż można było wyczuć w powietrzu zapach zimy.

W ciszy, w której jechaliśmy od kilku godzin, słyszałem jedynie warkot silnika spełnionego marzenia Harolda, czyli trzyletniego forda galaxy. Przed oczami miałem huśtający się złoty łańcuszek pod wstecznym lusterkiem. Na pozłacanym medalionie widniała okrągła liczba trzysta, czyli dni, od których Harold nie tknął alkoholu. W moje urodziny miał minąć rok.

Choć zawsze po cichu kibicowałem jego silnej woli, dziś nie mogłem. Nie chciałem z nim rozmawiać i on doskonale o tym wiedział. Dlatego nawet nie próbował zaczynać jakiejkolwiek rozmowy. Kipiała we mnie złość i czułem, że gdy zaczniemy rozmawiać, to znów wybuchnę. Tak czysta wściekłość była nieznanym mi wcześniej uczuciem. Wstydziłem się tych nerwów, które puściły mi kilka godzin wcześniej, gdy dowiedziałem się o naszej przeprowadzce. Walizki i pudła wystawione w korytarzu, a ja z każdym kolejnym krokiem zbliżającym mnie do mieszkania rozpoznawałem coraz więcej moich przedmiotów, które wystawały z kartonów. Myślałem, że to eksmisja, ale to był zwiastun już podjętej decyzji. Decyzji tak nagłej, że nawet nie zdążyłem pożegnać się ze znajomymi. Nie byłem na to gotowy. Dla kogoś tak zżytego ze swoimi ludźmi ta informacja równała się pozytywnemu wynikowi badań na HIV – niczym wyrok, który kończy życie. Ten zawsze spada jak grom z jasnego nieba. Wiem, że przesadzam, ale byłem zły. Nie, nie zły – wściekły, że muszę tak nagle zniknąć i zostawić tyle niedokończonych spraw. Krzyczałem na Harolda, a on, powtarzając mi w kółko, abym się uspokoił, tylko jeszcze bardziej mnie denerwował.

Nie pamiętam momentu, w którym wsiadłem do tego samochodu, ale wiem, że kwadrans później już byliśmy w trasie.

Teraz wszystko się zmieni. Mamy rozpocząć nowe życie i jestem tym przerażony. Chyba każdy na moim miejscu czułby się tak samo. W głębi serca życzyłem sobie, aby był to tylko koszmar, z którego się wybudzę, ale do tej pory tak się nie stało.

Harold wciąż wiózł mnie jak skazańca, a ja już nie miałem ochoty krzyczeć, mówić ani patrzeć na niego. I mimo że minęła druga w nocy, przez te nerwy nie czułem się senny. Myślę, że może to nawet lepiej. Znów przyśniłby mi się jakiś koszmar, a wybudzić się z niego w tym samochodzie nie byłoby niczym przyjemnym.

Od kilku godzin wgapiałem się w mrok za oknem, za którym przemykały skryte w czerni pnie wiecznie zielonych sekwoi. Choć wiedziałem, dokąd zmierzamy, nie miałem pojęcia, gdzie jesteśmy.

Z opowieści Harolda wywnioskowałem, że Iglaste Wzgórza to mieścina jak wszystkie tego typu: denna, nudna dziura, w której każdy zna każdego. Harold nie użył tych słów, to moja subiektywna ocena. Jednak to, dokąd mnie targał, nie było najgorsze – najgorsza była powracająca świadomość tego, że wszystko musiałem zostawić za sobą. Wszystko. I nie mogłem przestać o tym myśleć.

Gdy moje życie towarzyskie umierało z każdym kilometrem, z którym oddalaliśmy się od miasta, życie Harolda nabierało jakiegoś nieokreślonego jeszcze sensu. Wiedziałem, że to dobrze, ale postanowiłem mu tego nie mówić. Przynajmniej nie teraz. Jeszcze sobie pomyśli, że cieszę się z tych zmian, a tak przynajmniej ma wyrzuty sumienia.

Niech ma.

– Długo jeszcze masz zamiar milczeć? – zapytał w końcu, przerywając tę błogą ciszę.

Cisnął mi się na usta docinek z dokładnym czasem wyliczonym co do minuty: „Jutro, za pięć trzy po wpół do czwartej” bądź coś w tym stylu. Zawsze jakaś złośliwość rodziła się w mojej głowie, gdy słyszałem głupie pytanie, a dziś Harold zasługiwał na cały sarkazm, za którym nie przepadał.

Spojrzałem na niego i wiedziałem, że teraz nawet mały przytyk z mojej strony by go usatysfakcjonował. Chciał kontaktu. Ale niczego mu nie miałem zamiaru ułatwiać.

– Jake?

Milczałem.

Z Haroldem szczególnie lubiłem wdawać się w ciężkie dyskusje. I może to dlatego, że zdarzało się czasami, że często nie był mi dłużny. Potrafił ustawić mnie do pionu zabawną i ciętą ripostą. Podobało mi się to tym bardziej, że odkąd przestał pić, zacząłem zauważać, że obaj myślimy podobnie. Nic dziwnego: w końcu był moim ojcem.

Zachowywałem się jak rozwydrzony, naburmuszony bachor, któremu zabrano lizaka albo odmówiono dokładki czekoladowych lodów. Ramiona splecione na piersi, usta w podkówkę, ignorowanie. Naprawdę chciałem tylko tego, aby czuł się osamotniony w tej całej gównianej sytuacji. Na pewno jest ktoś na świecie, kto czuje się jak ja. Ale tutaj byłem sam. Na pewno jest ktoś na świecie, kto czuje się i wygląda teraz podobnie jak ja, jednak tutaj jestem sam. Chciałem, aby Harold to w końcu zrozumiał.

– No dobrze. Nie odzywaj się dalej – powiedział, kopiując moją obrażoną minę. Pewnie gdyby nie musiał trzymać rąk na kierownicy, też zaplótłby je na piersi.

Ignorowałem go dalej.

Droga była prawie prosta. Łagodne zakręty nie wymagały specjalnej ostrożności. W ciemności wydawało się, że prowadzi w sam środek lasu, a lada moment skończy się asfalt, tak jak skończyły się pasy na tej jezdni czy latarnie wiele kilometrów wcześniej. Ot trasa, która prowadzi z punktu A do B, a raczej Z, bo Iglaste Wzgórza to koniec wszystkiego.

– Wiem, że nie chcesz ze mną rozmawiać. Mogę to zrozumieć – nie dawał za wygraną. – Ale wiem też, o czym będziesz chciał posłuchać.

Aż na niego spojrzałem po tych słowach. Jeśli teraz mi coś o niej opowie, to chyba zatańczę z radości. Tak często unikał tego tematu, że już przestałem o nią pytać. Może teraz się w końcu przełamie?

– Po śmierci twojej matki musiałem stąd wyjechać – zaczął. – Wiedziałem, że zbyt wiele będzie mi tutaj o niej przypominać. Nie mógłbym tego znieść. Tamten wyjazd był spontaniczny, narwany i nieprzemyślany. Wiesz, o czym mówię, prawda? Sam się tak zachowujesz.

Zaczął tłumaczyć mi coś, o czym nie chciałem słuchać. Na pewno nie o sobie czy o jego wyborach. Znów czułem się oszukany, gdy zboczył z tematu i nie powiedział nic o mojej mamie. Ale mogłem się przecież tego spodziewać.

– Wiem doskonale, jak bardzo pasowało ci życie w wielkim mieście, ale obiecuję ci, synu, że jak tylko się usamodzielnisz, to możesz wrócić do miasta.

– Będę mógł? Naprawdę? – pytałem ironicznie, bo to wiadome, że gdy tylko zdmuchnę osiemnaście świeczek na moim torcie, pakuję się i wyjeżdżam. Nie będę potrzebował jego pozwolenia.

– Tak – odparł, udając, że nie zauważył mojego prześmiewczego tonu. – Ale jeśli zmienisz zdanie, to załatwię ci pracę na posterunku, a potem zobaczysz, co dalej.

Fuknąłem odruchowo pod nosem i prawie parsknąłem śmiechem, uznając to za żart, ale zobaczyłem szczerość wypisaną na jego twarzy. Chyba dopiero po chwili zrozumiał, że zaraz będzie tej szczerości żałował.

– Powiedz jeszcze, że chciałbyś, abym kiedyś został tutaj jakimś szeryfem – zadrwiłem.

– Jake… Stanowisko zastępcy szeryfa to jedna z lepszych sytuacji, która mnie spotkała. Zostanie szeryfem… to… zwykły fart.

– To katastrofa, a nie fart – skwitowałem, bo tak czułem.

– Nazywaj to, jak chcesz. To był mój awans. Jesteś inteligentnym chłopakiem. Widzisz w ludziach ich emocje i to, o czym myślą. Dasz się lubić, gdy nie masz okresu. A bycie dojrzałym ponad wiek to twoja zaleta. Chyba mogę założyć, że nie powinieneś mieć problemów ze zrozumieniem tej sytuacji, prawda?

Ciekawe, dzięki komu taki jestem. Czyżby nauczyło mnie tego życie z alkoholikiem pod jednym dachem?

– Ja mogę wszystko zrozumieć – powiedziałem.

Mogłem mu jednym zdaniem na temat tego jego egoizmu odebrać radość z wątpliwego sukcesu, ale nie tego chciałem. On mnie znał na wylot i pewnie się domyślał, że zaraz powiem coś w stylu, że każdy może zostać szeryfem w miasteczku, gdzie siedemdziesiąt procent ludzi to starcy, którym śmierć już wyciera swoje buty o wycieraczki. Taka prawda: mieszkańcy Iglastych Wzgórz to ludzie nieznający pojęcia morderstwa czy kradzieży. Pewnie umierają tutaj wyłącznie na starość bądź zawał. Nudna, denna dziura. Czy mogę się mylić? Harold jeszcze nie skończył pakować naszych rzeczy, gdy okazało się, że szeryf, którego zastępcą miał zostać, zmarł w nocy, a on automatycznie awansował na jego stanowisko. Nie mogłem uwierzyć, że tak tłumaczył mi ten pośpiech. Tak, jakby obawiał się, że pod jego nieobecność ktoś dokona serii makabrycznych mordów w tej zapyziałej mieścinie.

Harold wiedział, że praktycznie zniszczył mi marzenia o ukończeniu dobrego technikum i studiach na medycynie, zamieniając je na jakieś podrzędne liceum na zadupiu świata. Miałem prawo się złościć, choć wiedziałem, że będę potrafił to nadrobić, ale obawiałem się, że z tytułem ukończenia szkoły w Iglastych Wzgórzach mogę zapomnieć o przyjęciu na dobrą uczelnię. Mimo wszystko próbować i tak będę, ale wiem, że teraz nie przyjdzie mi to łatwo.

Harold zaczął nucić pod nosem coś, co brzmiało jak „Biały Królik” z marną interpretacją melodii Grace Slick. Mimo to Grace śpiewała już w mojej głowie. Jak w tej piosence, starałem się nic nie robić. Ale i tak czułem się coraz mniejszy pośród wysokich drzew. Musiałem się poddać. Zamknięty w metalowej puszce na kółkach, wciąż uświadamiałem sobie, że nie pozostawiono mi wyboru.

Z jednej strony miałem mu za złe, a z drugiej wiem, że gdyby nie podjął decyzji o tym wyjeździe, w końcu nastałby dzień, w którym sięgnąłby po butelkę. Chyba już zawsze będę miał świadomość tego, że kiedyś może to zrobić.

Mało kto mógłby nazwać Harolda dobrym ojcem. Dawniej był tak nieodpowiedzialny, że gdybym ja w tamtym czasie spakował się i wyjechał z domu, on nawet by tego nie zauważył. A przynajmniej dopóki jego szklanka byłaby pełna.

Mimo tego, że niejeden raz mi się należało, nigdy mnie nie uderzył; świetnie potrafi panować nad emocjami. Tak myślę, że nawet gdyby chciał to zrobić, to często nie miałby na to czasu. Najważniejsze były praca i alkohol. Dopiero gdzieś na końcu jego listy zainteresowań byłem ja. Albo raczej moje życie, o które chorobliwie wypytywał. Ktoś już mi powiedział, że Harold tak okazuje swoje zainteresowanie, ale ja wiem, że powodował nim instynkt samozachowawczy, nie troska o mnie. Gdy ja nie wpadałem w kłopoty, on nie miał problemów. Proste. Egoista.

Umysł alkoholika jest wypłukany z wyższych emocji i empatii. Najważniejsze jest dla niego jedynie jego dobre samopoczucie. Rzadko kiedy myśli o innych. Nawet jeśli z Haroldem było inaczej, ja tego nie czułem.

Nie tylko moimi pytaniami, ale i swoją osobą przypominałem mu o mamie. Tylko dzięki pracy Harold o niej zapominał. Praca stała się jego obsesją. Czasem jednak czułem, że Harold, ten „nowy” Harold, który nagle pojawił się w moim życiu, starał się być lepszy niż swoja poprzednia wersja. Tamten pewnie któregoś dnia zapiłby się na śmierć. Mogłem być zły na niego, ale nie chciałem jego krzywdy. Był moją rodziną i teraz jedyną, najbliższą mi osobą. Tak naprawdę zawsze się o niego bałem. Nie wiem, gdzie bym wylądował, gdyby nie on.

Oprócz słów Grace po głowie krążyło mi dzisiejsze stwierdzenie Harolda, że mógłbym zostać w naszym starym mieszkaniu, a on podsyłałby mi pieniądze na opłaty. Myślałem wtedy, że wierzy w moją samodzielność bardziej niż ja sam. Oczy zaświeciły mi jak pięciozłotówki ze szczęścia, ale wtedy dodał, że nie zrobi tego, bo zna moich znajomych i martwi go to, że znów zacznę ćpać.

Ćpać!

Ten cholernie niesprawiedliwy osąd tylko dolał oliwy do pożaru w moich oczach, gdy wpakowałem torbę do bagażnika. Wtedy zacząłem wrzeszczeć.

Czasem myślę, że Harold nigdy tego nie zrozumie. Nie wierzył, że w ramach szkolnego projektu wraz z kolegami przeprowadziliśmy to doświadczenie na sobie, aby móc szczerze opisać wyniki. To był eksperyment, a tylko pech chciał, że udało się nam otworzyć zamknięte przez nas drzwi i wyszliśmy półnadzy na szkolne korytarze. Nie wiem, który z nas wpadł na pomysł wykrzykiwania propagandowych haseł w stronę naszej despotycznej dyrektorki, ale mogę przystać, że byłem to ja. Szczerze? Niewiele z tego pamiętam.

Nie da się ukryć, że byłem współwinny, ale chciałbym, aby Harold mi bardziej ufał. Koniec końców konsekwencje tego jednorazowego wybryku ciągnęły się za mną już od kilku miesięcy. I choć podczas podróży o tym nie mówił, zastanawiałem się, ile razy jeszcze o tym wspomni w przyszłości. Na szczęście tamta sprawa zakończyła się tylko przymusowymi spotkaniami z psychologiem i nie trafiła do akt. Przekreśliła za to moją szansę na pozostanie w mieście, bo według Harolda zrobiłbym z mieszkania spelunę dla ćpunów.

– Jake?

– Czego?

– Nic nie mówisz.

– A co mam powiedzieć?

– Cokolwiek.

– Cokolwiek.

– Możesz przez chwilę być poważny i skończyć się dąsać?

– A czy ty jesteś w stanie jeszcze zrozumieć, że jest coś poza twoimi życiowymi osiągnięciami? Ja mam osiemnaście lat. Mogłem spróbować pójść na swoje.

– Będziesz miał osiemnaście za parę tygodni – sprostował, prowadząc w skupieniu samochód. – Skończysz szkołę. Wyjedziesz na studia i…

– Możliwe, że nie będę musiał – przerwałem mu.

– Ponieważ?

– Ponieważ pochytasz* mi robotę strażnika. Dobrze zrozumiałem twoją wcześniejszą propozycję?

Harold ciężko westchnął, unosząc przy tym brwi.

– Jake…

– Poważnie. Czy studia są aż tak ważne w tym zawodzie? – zapytałem, ale nie interesowała mnie odpowiedź. – Może za parę tygodni znów będziemy się spontanicznie przeprowadzać. Już dwukrotnie to przerabialiśmy, więc czy naprawdę musimy o tym rozmawiać ponownie?

– Nie musimy. Ale zanim mi przerwałeś, chciałem uświadomić ci tylko, że niektórzy ludzie mogą cię poznawać z racji nazwiska. Postaraj się zaaklimatyzować. To moje rodzinne miasto, więc bądź miły. Nawet jeśli to znaczy, że będziesz musiał udawać.

To chyba będzie jedyny sposób.

– Wiesz co? Jak dobijesz do osiemnastki, to rób, co chcesz. Ale do tego czasu ja za ciebie ręczę. – Pogroził palcem, postukując nim o deskę rozdzielczą.

– Na szczęście to już niedługo.

– Tak. A potem zrobisz, co zechcesz. Dokończysz tutaj szkołę albo wyjedziesz. Mnie to obojętne. Jednak zrobisz to dopiero wtedy, gdy będziesz wolnym, pełnoletnim według prawa chłopakiem, zrozumiałeś? Jak orzeł bielik na górskich stepach, tak i ty będziesz mógł poszybować poza horyzont i nie będę cię zatrzymywał – powiedział, a ja nie przypuszczałem, że stać go na poetyckie metafory. Choć, po prawdzie, było to do bólu banalne porównanie, to jednak zaskakujące w jego przypadku, bo Harold raczej twardo stąpał po ziemi. Był konkretnym facetem, który wierzył jedynie w to, co widzi i co robi.

Patrzyłem na niego i słyszałem w jego głosie, że choć z bólem serca mówił o moim odejściu, ten czterdziestoletni alkoholik wierzył w to, co właśnie powiedział. Mówił prawdę.

– Mówię prawdę.

– Ty? Prawdę? – zapytałem przekornie, bo jak na ironię w kwestii zaufania to on skłamał niezliczoną ilość razy, gdy z głową w kiblu rzygał, obiecując, że przestanie pić. Teraz jednak nie potrzebowałem jego zapewnień. To było dla mnie pewne, że wyniosę się stąd, gdy tylko będę mógł.

– Tak. Mówię prawdę – odparł.

– Pozwolisz mi odejść? Super. Tylko jakim kosztem? Zostaniesz moim wrogiem, gdy odejdę? Znowu się rozpijesz?

– Pozwolę. I nie, nie zostanę twoim wrogiem. To głupie…

– Kamień z serca – oznajmiłem, kładąc rękę na piersi. Po prostu czułem, że chcę czegoś więcej niż pracy strażnika na totalnym zadupiu, na które właśnie jechałem.

– Tak, wyprowadź się, jeśli chcesz mnie zostawić – wyrzucił z siebie Harold przejętym tonem. Ale nie potrafił utrzymać tej udawanej powagi i na jego kamiennej twarzy zaczął rysować się delikatny uśmiech w kąciku ust. Czasem, nie wiedzieć czemu, w żartach robił z siebie ofiarę. Jemu chyba już podświadomie wydaje się, że świat krąży wokół niego. Może próbować, ale nie odwróci kota ogonem i nie wywoła we mnie poczucia winy. Nie teraz.

– Specjalnie to robisz? Wiesz, że nie o ciebie tutaj chodzi, prawda? Pytam szczerze o to, czy nie obrazisz się, gdy odejdę.

– Obaj wiemy, że nigdy tak naprawdę nie odejdziesz. Dlatego nie każ mi się powtarzać. Nie obrażę się. Wiem, że dasz sobie radę. Jak zawsze – powiedział już z pełnym uśmiechem.

Dopiero teraz zrozumiałem, że przez całą podróż bawiła go ta moja złość. Wiedział, że w końcu zacznę mówić. Dał mi tylko czas, którego potrzebowałem. Może nawet wiedział, że sam jestem tego świadomy, że dam sobie potem radę i jakoś się dostosuję. Jednak na pewno wiedział, że nie zrezygnuję z poznania prawdy o mamie. Chciałem tej prawdy. On miał tę świadomość, dlatego już na początku podróży dał mi jasno do zrozumienia, że wszystko mi wyjawi. Jednak wciąż milczał na ten temat. Ale jeśli on mi niczego o niej nie powie, to sam się czegoś dowiem. W końcu jadę tam, gdzie się poznali.

Harold sam wie, że za te wszystkie lata pijaństwa będzie pokutował do końca życia. Dlatego w jakimś stopniu jesteśmy kwita. Denerwuje mnie jedynie, że ma rację, bo dam sobie radę. Musiałem się tego nauczyć, gdy w tamtym okresie wielokrotnie myślałem, że któregoś poranka wstanę i zastanę go martwego w łóżku z pustą butelką whisky na podłodze. Pamiętam nawet, że zdarzyło się to w jednym z moich koszmarów. Płakałem po wybudzeniu. Jednak na szczęście tak było kiedyś: Budziłem się z sennego koszmaru i przeżywałem kolejny. Teraz jest inaczej. Teraz koszmary śnię wyłącznie nocą.

Za oknem słyszałem chrzęst kół sunących po wilgotnym asfalcie. Z mroku wyłonił się znak, ostrzegając o zwierzętach, które mogły wybiec na jezdnię. Był to chyba pierwszy znak od dobrych kilku kilometrów.

– Te znaki powinny być stawiane tutaj dla zwierząt. One chyba będą bardziej zaskoczone obecnością człowieka na tej drodze niż my nimi – rzucił.

Starałem się nie uśmiechnąć, bo było to zabawne stwierdzenie. Harold miał rację, ponieważ nie minęliśmy od dawna żadnego samochodu. Byliśmy jedynymi użytkownikami tej skrytej w lesie drogi. Wiem, że on w głębi duszy cieszył się z przyjazdu tutaj, do miejsca, w którym otrzymał posadę swojego życia. Tutaj poznał moją mamę, Wiktorię. Uważał, że mylę się co do Iglastych Wzgórz. Według niego to miejsce nie było takie złe. Niejednokrotnie powtarzał mi, że przeżył tutaj najlepsze chwile swojej młodości. Choć ludzki mózg w zaskakujący sposób potrafi zablokować traumatyczne wspomnienie, a czasem nawet wymazać je całkowicie z pamięci, to w przypadku Harolda stało się inaczej. On chyba, o dziwo, cieszył się z tego, że jedziemy do miejsca, w którym zmarła moja mama. Zastanawiałem się, jak długo będzie się tak oszukiwał, ale już zaczynałem dostrzegać na jego twarzy ten nieobecny wyraz, który pojawia się wtedy, gdy powracające wspomnienia pochłaniają człowieka.

– Moja mama… tutaj zmarła, tak? – zagaiłem, aby nie odpłynął zbyt daleko. Bądź co bądź chciałem dojechać na miejsce żywy.

– Tak – odparł krótko.

– Powiesz mi w końcu, jak się to stało?

Milczał. Zaskakujące. Pojawiło się to puste spojrzenie, jak zawsze gdy tylko o nią pytałem. Tonął we wspomnieniach, a ja nie pragnąłem niczego więcej, jak wejść mu teraz do głowy. Tak wiele miałem pytań, a on był jak zamknięta księga. Bardzo mnie to irytowało.

– Nigdy mi o niej nie opowiadasz. Dlaczego?

– Po raz setny powtarzam ci, że ciężko mi o niej mówić. Ale uwierz mi, Jake, naprawdę chcę ci o tym wszystkim opowiedzieć. W domu, na spokojnie. Najpierw zamelduję się na posterunku.

„Na spokojnie”? Skoro ty jesteś takim egoistą szukającym spokoju, ja też nim będę. Ale mam w dupie spokój.

– Do cholery! Czy kariera szeryfa może być ważniejsza od studiów, od biologii? Od dziewczyny? Od przyjaciół? Ten cały twój awans… To twoje życie, a nie moje! A jedyna sprawa, która jest dla mnie istotna, jest tematem tabu. Wkurwiasz mnie.

– Język, Jake.

– Nie przerywaj. Wiesz doskonale, że jedynie moja ciekawość trzyma mnie jeszcze w tym samochodzie. A ty wciąż nie chcesz mi nic powiedzieć. Boisz się, że wyskoczę, gdy tylko powiesz mi całą prawdę? Co takiego ukrywasz?

Oczekiwałem, że Harold odpowie. Ale nie zrobił tego. Wiem, że dla niego koszmarem było wieźć na siedzeniu pasażera naburmuszonego nastolatka. I przypuszczam, że może przeze mnie zbrzydła mu ta podróż. Ale tak jak dla niego, tak i dla mnie był to właśnie koszmar. Nie mogłem się z tego cieszyć. Mój psycholog powiedział mi, że nie jestem łatwym dzieckiem, ale pies go nosem trącał. Chcę, aby Harold wiedział, że nie podoba mi się ta cała sytuacja. Może już nawet zaczynał pojmować, jak się czuję. A może nawet zaczynał mieć wyrzuty sumienia, wiedząc, że jego awans kosztował dwa życia: byłego szeryfa i moje. Chciałem, aby to wszystko w końcu zrozumiał. Nie, nie czułem do niego nienawiści – kochałem go, ale naprawdę nie mogłem go teraz znieść.

Aby nie toczyć dalej piany z ust, włączyłem radio, z którego popłynął kryształowy statek.

Blask księżyca ledwo przebijał się przez konary drzew kłaniających się nad drogą. Z góry ten ciemnozielony dywan z iglastych, wysokich sekwoi rozpościerał się po sam horyzont, porastając wzniesienia otaczające dolinę. Gdzieś tam skrywało się miasteczko. Na jego terenie przywitał nas stary, przydrożny, wyrzeźbiony w drewnie znak: IGLASTE WZGÓRZA WITAJĄ.

------------------------------------------------------------------------

* W slangu młodzieżowym i mowie potocznej „pochytać” znaczy ‘załatwić coś dla siebie albo kogoś’.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: