Czy można podświadomie szukać niepowodzeń? - Nikola Drozd - ebook + książka

Czy można podświadomie szukać niepowodzeń? ebook

Nikola Drozd

0,0

Opis

Młoda dziewczyna o artystycznej duszy i złamanym sercu próbuje uporać się z depresją. Nazywa się A... i przesiaduje na dziewiątym piętrze. Obserwując pomrok, przenika przez przestrzeń i przytacza historie ludzi, a później połykają ją jej własne uczucia i czuje się rozbita. Wszystko to opowiada fantastycznemu terapeucie Alexowi, który jest zarówno znanym psychiatrą, jak i szanowanym pisarzem. A… marzy o tym, żeby wydać książkę i ujrzeć jasność, pragnie otworzyć ludzkie serca i umysły na prawdziwe emocje, ale nieustannie zapomina, jak się nazywa…

Zróżnicowana forma utworu - od wiersza białego po opowiadanie, brak hipokryzji, bezkompromisowość w opisie uczuć i świata oraz talent i zmysł obserwacji są gwarancją niebanalnej lektury.
A.M.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 211

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



DZIEŃ DORBY, POPROSZĘ O PANA PIÓRO I KILKA KARTEK…

Jest mnie mniej, bo podzieliłam szczęście, i obawiam się, że całą moją wieczność będę musiała przesiadywać u pana. Z panem na dziewiątym piętrze. Jestem w tym przestronnym pomieszczeniu z dużymi oknami. Podoba mi się widok za oknami, wywołuje we mnie uniesienie. Stąd doskonale widać ludzkie istoty i świat ze wspaniałą feerią barw. Ale pan w gabinecie ma czarne firany; zasłaniają słońce, które promienieje na dziewiątym piętrze. Podłoga jest szara, pana fotel jest biały podobnie jak mój. Na półkach przesiadują książki wybitnych autorów, jednak najciekawsze są te napisane przez pana, gdyż pan jest wybitnym pisarzem. I wiem, że na tym białym fotelu spoczywało wielu gości z ich przeróżnymi uczuciami. Opowiem więc panu o moich. Ma pan tu kilka paczek chusteczek. Mogę poprosić o jedną?

Mam sposób na uczucia, po prostu udaję, że ich nie mam. Mówię: „Pieprzyć to” i uśmiecham się najpiękniej w moim mieście, ale tak naprawdę brnę w to głębiej i głębiej. Jestem tak głęboko, że prawie się topię. Znalazłam sposób na wszystkie emocje, tak zwyczajnie pieprzę je. Nigdy nie potrafię odróżnić, które uczucie jest prawdziwe, toteż pieprzę je. Zawsze zastanawiam się, czy dobrze czuję, ale właściwie po co, skoro umiem pieprzyć to. Jakoś to będzie. Nie rozmyślam nad tym, co czuję. Bo właściwie − po co? Czy ktoś się tym przejmuje? Wszyscy pieprzą to, więc ja też zaczęłam. Przecież „jakoś to będzie” i jestem coraz głębiej. Topię się we własnych uczuciach, a duszę historiami ludzi, o których panu opowiem. Jeżeli zapytasz o ból − to, co czuję, jest jak upadek z dziewiątego piętra. Wtedy czułoby się podobnie. Staram się to pieprzyć i w taki sposób spieprzyłam sobie życie. Jestem, proszę pana, A… i jestem pierdolniętą nastolatką, która za mocno zaciągnęła się życiem.

Minął mi rok, pieprzony rok minął mi trzy razy. I to były trzy lata, o których śmiało mogę powiedzieć, że nie byłam w tym czasie sobą. Mam tyle zdań w głowie, nie potrafię zapisać ich wszystkich. Mam do dyspozycji masę wulgarnych słów i zero jakiejkolwiek pokory wobec osób, które miały być, proszę pana, zawsze. Nagle cały świat rozmazał się podobnie jak mój tusz na rzęsach. Znów jestem sama i znów jest mi źle. Ale to minie, zawsze mija, prawda? Niech pan popatrzy na mnie, przecież jestem ładną dziewczyną i mam zgrabny tyłek, taki jakie faceci lubią. Powinnam nim teraz siedzieć jakiemuś przystojniakowi na kolanach w ten piątkowy wieczór, a, do cholery, siedzę w gabinecie u pana i pan tylko mnie słucha. Nie przytula, ale i nie ocenia. Wy nie oceniacie. Tego uczą was na studiach, prawda? Czasami myślę, że powinniście zamknąć mnie w budynku znajdującym się obok. I czuję jakbym była w psychiatryku umysłem, bo rozmawiam z panem, a pan pomaga takim jak ja. Jak ja. Jak ja. Jak ja. Jak ja. Jak ja. I tyle osób chce być jak ja, ale ja nie chcę być jak ja. Bo wiem, jaka jestem i ja czasami… ciągle tylko ja, ja i ja. Przepraszam, że tak narzekam i mówię, jak mi źle, i nie potrafię złożyć niczego w całość, ale mam taki dzień. Cholera, mam takie życie. Złożyłam w całość historię wielu ludzi, ale ludzie, podobnie jak czas, przemijają. Nie potrafię poskładać w całość własnej historii i jestem tym cholernym chaosem, a kiedy przychodzę do pana, to czuję się cholerną egoistką. Jestem tylko ja.

Pan nie mówi, co u pana. Jak pan się czuje? Czemu pan nie opowiada o rodzinie? Jest pan przystojnym, wysportowanym brunetem z niezłym dorobkiem. Na pewno na ten zarost i seksowny uśmiech może pan poderwać niejedną kobietę w banku, odbierając wypłatę, a mimo to nie widzę obrączki. Pewnie praca przerosła możliwości i ciężko nie przenosić problemów świrów, takich jak ja, do rodzinnego domu? Pan pewnie przynosił tam chłód i nie potrafił go rozgrzać. Ja rozumiem, bo, wie pan, ja nie jestem głupia, jak niektórzy myślą, istnieją dla mnie większe wartości niż ładnie pomalowane paznokcie. Jednak widzę ten smutek na pana twarzy i wiem, że pan też chce mnie przytulić tak mocno jak ja pana, jednak pan nie może, bo to przecież pana praca. Może tym razem pan zrobi wyjątek? Właśnie dla mnie. I mnie pan przytuli? Nie musi pan mnie łapać za tyłek ani szeptać czułych słów do ucha. Pan NICZEGONIEMUSI, ale przytulić, że tak sobie pozwolę, Alexie, mnie możesz.

Ups… Co jeśli najgorsze, co mogło się wydarzyć, właśnie się dzieje? Chyba jednak poczułam potrzebę uczuć. Ciężko się przyznać, że w ogóle czuję. Czasami muszę przypominać innym, że przeze mnie można przeniknąć, a później przypominam samej sobie, że jestem ulotna i znikam, bo odchodziłam wiele razy i wielu ludzi odchodziło ode mnie, a ja pękałam od nacisku niewypowiedzianych słów. W pewnym momencie nie wiedziałam, jak ułożyć myśli, żeby nie cierpieć. PĘDZĘDONIKĄD. Zapędziłam się na dziewiąte piętro i kiedy tu biegłam, starałam się łapać każdą chwilę wieczności między uciekającym mi czasem, ale, hallo, potrzebuję kogoś, kto mnie przytuli i pozbiera w całość. Los różnie się toczy, droga życia ma wiele zakrętów i piętrzy się na niej wiele przeszkód i dlatego wiem, jak to jest, kiedy dusza opuszcza ciało, i wiem, że zapominać będę co wieczór, tak po prostu zapominać, bo

 

ZAPOMINANIE

ZAPOMINANI

ZAPOMINAN

ZAPOMINA

ZAPOMIN

ZAPOMI

ZAPOM

ZAPO

ZAP

ZA

Z

.

KURWA

Niektórych wydarzeń, obelg, poniżeń, nieprawd, wstrętu i miłości nie można zapomnieć, gdyż nic tak nie uwiera człowieka jak pamięć.

 

 

 

 

 

 

WSZYSCY DOOKOŁA MNIE SIĘ ROZWIJAJĄ,

MAM WRAŻENIE, ŻE TYLKO JA

SIEDZĘ WIOSNĄ NA DZIEWIĄTYM PIĘRZE

Z KARTKAMI NA UDACH, ZAPISUJĘ STRONY

I WALCZĘ

Z MYŚLAMI.

REALIA

Chciałabym sprzedawać czekoladę. I książki. Żeby osłodzić ludziom poranki, popołudnia i późne wieczory. Ale moja czekolada nie byłaby taka jak wszystkie. Podobnie jak moja książka nie byłaby masówką. Czekolada nie byłaby gorzka, a książka wcale nie byłaby podła. Sprzedając czekoladę, polecałabym moim klientom powieść, której nie muszę się obawiać. Bo przecież nie napiszę o ich kochankach, które mylą z żonami (lub kochanków z mężami). Wtedy nikt by nie kupił − ani czekolady, ani książki. Napisałabym poradnik o tym, jak ułożyć sobie życie, ale wtedy sama musiałabym posłuchać się tej książki. Pewnie dlatego nie napiszę jej, bo najtrudniej radzić sobie z własnymi emocjami, przeżyć je na trzeźwo. Żyjemy pod presją. A moja dusza pragnie napisać o tym, jak niebo mi pęka.

Nie chcę tak dużo, jak pan myśli. Mam chory pociąg do książek i pragnę wydać bestseller pod moim nazwiskiem. Intuicję, jak to kobieta, mam niezłą i podświadomie czuję, że moje dzieło byłaby naprawdę dobre. Zapisuję strony, skreślając kolejne, ale gdybym wydała książkę, wysłałabym ją wszystkim znajomym, zaznaczając na czarno każdy fragment, który byłby skierowany akurat do tej jednej, konkretnej osoby. Do paczki dorzucałabym jedną z moich czekolad.

Napisałabym książkę i pewnie wiele osób skrytykowałoby ją, wyśmiałoby moje historie, odbierając źle moje uczucia. Krytycy oceniliby sadystycznie, że książka jest niestosowna, a całość niespójna. Rozdziały za krótkie, metafory niepoprawne. Dodatkowo brakuje w niej fabuły. Wielu powiedziałoby, że ta moja książka jest jak moja czekolada, że to plagiat. Bo teraz każdy pisze o uczuciach, a czekolady są mleczne. Gdybym wydała książkę, ludzie powiedzieliby mnóstwo szorstkich słów na jej temat. Dodając niewybredne uwagi odnośnie do mojego wieku. Powiedzieliby, że powinnam zacząć czytać lektury, a nie pisać własne opowiadania, które nie są prawdą. Ale to tylko nic nieznaczące postacie. Ja to rozumiem, przecież nie wszystkim musi się podobać to, o czym piszę. Chciałabym tylko moją historię kwitnąco ubrać w słowa, pobudzić wyobraźnię i powiedzieć trochę o wewnętrznej rozsypce. Może ktoś by to przeczytał tak zwyczajnie, dla zabicia czasu. Pewnie znalazłyby się osoby, które odnalazłyby w tym całym widowisku cząstkę siebie. Jednak ja tylko opisałabym każdą chwilę, która dała mi coś więcej niż nieprzespane noce i między upływającymi sekundami życia opowiedziałabym o ludziach, którzy cierpieli najmocniej na świecie, a ja nieporadnie próbowałam ratować ich, będąc w połowie świadoma swojej klęski. Napisałabym naprawdę pięknie o tym, jakie trzęsienie ziemi panuje na mojej półkuli. O wszystkich ludziach, z którymi mnie coś łączyło, a teraz wszystko dzieli. Włożyłabym w każde słowo, w każdą linijkę, resztki mojego serca, opisując, jak zostało zatracone. Chciałabym napisać coś tak wybitnego, że odbiorca chciałby wytapetować mieszkanie cytatami.

To takie niesamowite, że przy pomocy 32 liter potrafię tworzyć poezję. Kiedy wydam własną książkę, ONI i tak powiedzą mi lepiej, co czułam. Nieważne, czy otworzę umysł łącznie z duszą, ONI i tak włożą mnie do jednego worka wraz ze wszystkimi zdesperowanymi kobietkami, ale, kochani, obowiązuje segregacja.

 

 

 

 

 

 

NIE ZASNĘ,

ROZMAWIAJMY.

PIERWSZA BEZSENNA NOC

Życie zostało podzielone na trzy rozdziały.

Ja. Ty. ONI. Ja jestem czułością. Ty moim wszystkim. A ONI utrudnieniem.

ONI… niby nic, a jak wiele. System opiera się na nich.

Alexie, ONI byli zbroją, a stali się bronią. Zostałam zmuszona do walki o nagrodę, której nie ma – zaczęłam walczyć o życie. Bezbarwni podchodzili bliżej, kradnąc moje kolory. Przez to któregoś dnia zostałam sama, zaczynając stopniowo oddalać się od wszystkiego, co mnie nie rozwija, nie daje szczęścia i nie prowadzi w stronę sukcesu. Wszystko, w co wierzyłam, zostało sparaliżowane od momentu, kiedy pojęłam ludzkie zamiary. Całe bogactwo mojej duszy zostało zawłaszczone.

Dlatego teraz, kiedy mówię o nich, chcę krzyczeć, że widzę, jak niewinnie się skradają, ale niech zabierają ode mnie swoje kłamstwo.

Ale leje… Niewykluczone, że prawdopodobnie według wszelkiego prawdopodobieństwa przez to, że jest jesień… Wzięłam (życie) w nawias, a na koniec postawiłam znak zapytania. W którym dniu mojego istnienia wszystko przepadło?

Usprawniłam ciało, zmieniłam charakter, przerobiłam emocje, zmodyfikowałam zmysły, odmieniłam tępotę, zburzyłam skrępowanie i uzdrowiłam umysł. Podobno poczułam się zbyt pewnie i mogę stracić wszystko. Ale to tylko ich przypuszczenia, że kiedyś ucierpiała moja duma. Dni tęsknoty uchwyciły mnie, kiedy otworzyłam niebo. Tak szczerze mówiąc, to zbyt mało mnie w tym wszystkim. Robi się chłodno, gdy wspominam. Wiesz, kiedy świat jest wredny? Kiedy ONI wiedzą, że mam obiektywną rzeczywistość, ale nikt nie identyfikuje się z moim zdaniem. Tak szczerze, szczerze − zbyt szybko przywiązuję się do ludzi. Tak szczerze, to zbyt wiele daję im z siebie. Podarowałam uśmiech i musiałam zażyć ketonal. Nie miałam innego wyjścia i nie pamiętam, ile razy to zrobiłam, ale jestem szczera i szczerze mówię. Tak szczerze, szczerze − mam napady paniki nad ranem. Ile było znajomości, które miały się nie kończyć? Te litery to mój krzyk. Muszę sobie jakoś poradzić, bo tak szczerze, nie powinnam się czuć tak, jak się czuje. Mówią, że moją szczerością detonuję moją ludzkość, ale wolę być szczera niż zakłamana i pulsować od kłamstwa. Może będąc szczerą, będę tylko lepsza i lepsza? Coś się dzieje, coś się stało… Każdy z nas musiał pójść w inną stronę. Trudno żyć z ludźmi, którzy mają tyle wad i tak wiele muszą się nauczyć. Szczerze mówiąc, proszę pana, to bawi mnie ludzka postawa. Jest komicznie bojowa i ten zbuntowany grymas na ich przemęczonych twarzach wywołuje we mnie cynizm. Ludzie ubiegają się o moje cierpienie. Szukając mojego słabego punktu, dotykają mojej zepsutej duszy, i cząstka mojej zgorzkniałości rozprzestrzenia się po ich kościach. Żyjemy w błędnym kole. Próbują mnie urazić, ale na mnie nie działają słowa. Starają się mnie rozszarpać, ale ja jestem w próżni i ciężko mnie uchwycić. Mogą próbować mnie zranić, rozszarpać, zniszczyć na tysiące sposobów i żaden nie będzie tym, który mnie dotknie. Miewam dziwne fobie, a w mojej głowie dzieje się więcej niż w ludzkich życiach. Bo tak szczerze, szczerze − znalezienie słabych punktów, to nie problem.

Z ludzkiego bełkotu tworzę poezję i tak szczerze − to bezsensowe, jak próbujemy sobie dogryźć, walcząc o nagrodę, która nie istnieje. Bo ta nagroda jest podobnie niewidzialna jak moje uczucia.

Nabieram dystansu, gdyż najlepiej podchodzić do ludzi z dystansem. Nie chcę mylić niektórych uczuć z nienawiścią, bo po co? Spotykam na drodze zbyt mało wartościowych ludzi. Tak szczerze, szczerze. Niedobrze mi się robi od tego, co robimy. Co za absurd. Dłużej tak nie potrafię, coraz mniej wierzę w szczerość. To wszystko jest ustawione, a ONI są moim błędem. Powinniście byli wybrać szczerość zamiast zawiści. Moje kochane puste postacie nie widzą tego, jakie to zabawne. To zbyt łatwe − przestać wierzyć w ludzi.

 

 

 

 

 

 

JESTEM PODŁA.

UŻYWAM IRONII.

DUŻO PRZEKLINAM.

NIE ZNAM GRANIC.

RANIĘ LUDZI

I SAMA JESTEM ZRANIONA.

CHCESZ IŚĆ ZE MNĄ DO PARKU?

ZAPROWADZĘ CIĘ NA MOJĄ ULUBIONĄ ŁAWKĘ

I POCZĘSTUJĘ HERBATĄ,

ZIELONĄ HERBATĄ − MOJĄ ULUBIONĄ.

MYŚLAŁAM SOBIE TAK

Jest 22.30, a ja już mam fazę. No tak, nie chcę być sama, ale potrzebuję samotności, więc piję i nagle jest dobrze, jest naprawdę dobrze, jest, kurrrrwa, zajebiście dobrze. A u pana jak? Ja coraz bardziej czuję, że ze mną dzieje się coś dziwnego. Śmieję się. Wy też się śmiejcie. Ale takie dobre rady, jak: „Jeżeli jesteś zraniona, nie trzymaj się blisko ludzi, zamknij się w domu” albo: „Nie pal tyle, a jeżeli już to robisz, to podziel się z nami” – to są rady, których potrzebuję. Przez następne trzy dni będę żałować i wtedy wypalę dwie paczki papierosów. Pan na mnie popatrzy i zrozumiem, że tak nie wolno, ale ja chcę uciec, więc zamiast granicy bólu testuję granicę kaca. Zdarza się, że piję, bo jestem ciekawa, czy faktycznie film może się urwać. Staram się uporządkować życie, ale po alkoholu robię w nim jeszcze większy bałagan. No i co, kurwa? Co teraz? Musiałam imprezy, piątkowe wyjścia, zamienić na spotkania z panem. Bo rodzice powiedzieli: „Masz problem” i nie ma co się z tym pieprzyć, faktycznie go mam. Nie mam pojęcia, jak to się stało, przecież byłam taka szczęśliwa. Nie wiem, ile to trwa. Może dwa razy dziennie, trzy, może trochę częściej, płaczę, bo zaczęłam się czuć najgorszym człowiekiem na świecie. Wydawało mi się, że wszystko będzie dobrze, otóż źle mi się wydawało. Powiedziałam do siebie: „A…, masz problem, tak serio go masz, szczerze mówiąc, jesteś bez nikogo i czujesz się z tym beznadziejnie”. Powiedziałam to i chciałam odmienić stan umysłu. Rozłożyłam ręce, poprosiłam pana o pomoc, nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Nagle wszystko zniknęło. Nagle nie ma niczego. KURWA, NIEMANICZEGO! Wydaje mi się, że żadna osoba przy zdrowych myślach nie skończyłaby w gabinecie u pana, a kiedy głębiej się zastanawiam, to nie wiem, czy ja też chciałam tu skończyć. Racja, chciałam pana poznać, bo pana książki nauczyły mnie, że każdy rodzi się i umiera sam. Alexie, słyszysz, ktoś idzie… ktoś tu wchodzi, ale spokojnie, spokojnie, to tylko moje ego. Podaj mi popielniczkę, odpal papierosa. Nie mogę z tego zrezygnować, bo tylko to mi zostało. Nikt mi nie przetłumaczy. NIKT. Trochę się boję tu mówić do pana, choć wiem, że pan jest psychologiem i pan ma mi pomóc przejść przez piekło. Ugh, mamo, dlaczego mam taki chaos w głowie? Przecież na zewnątrz wszystko wydaje się w porządku. W tym krótkim intensywnym czasie piszę list, to takie zabawne, bo, zastanów się, kto chciałby marnować swój czas na pisanie listów ze świadomością, że ONI i tak ich nie tkną. No chyba, że umrę…

 

 

 

 

 

 

WIOSNA MÓWI,

ŻE O TEJ PORZE ROKU

MOŻNA ZACZĄĆ

WSZYSTKO

OD NOWA.

WIOSENNY NASTRÓJ

Śnieg topnieje jakby w spowolnionym tempie, a życie wolno wybudza serce z hibernacji. Spoglądając z dziewiątego piętra, czwarty dzień piszę o Wiośnie. W izolacji nieustanie czekam na ciepły wiatr, żeby móc otworzyć okno na słońce i spojrzeć o poranku na motyle wędrujące wokół drzew. W mojej ciemności ciężko ujrzeć błysk wiosny, ponieważ jestem A… i dla mnie istnieje paradoksalny Marzec. Rzekomo rozświetla się ciemność, motyle gniją, powiewa wicher, a ja… rozmyślam. Wie pan, każda pora roku jest odmienna, ale też jest taka sama, bo daje mi nadzieję i ponownie zaciska powieki, łamiąc serce. Mam przesilenie wiosenne. Nic nowego. Słońca tej wiosny znów nie ma, a skrzydła motyli nie zdążyły rozkwitnąć jak i tulipany. Ponoć ta wiosenka ma być odmienna od poprzedniej. Podobno ma być więcej wiary. Podobno ma być więcej zrozumienia. Podobno ma być więcej blasku. Podobno muszę zwolnić swoją wściekłość, ale jak mam się nie irytować, jeśli przestawiam zegar, nie cofając czasu? Ciężko ucieszyć się wiosenną ulewą, kiedy śpi się krócej. Choć jeśli zapytasz mnie, co sądzę o czwartym dniu wiosny, odpowiem, że piękna dziś pogoda, w końcu finał zimy, znów będzie ciepło i słonecznie – wreszcie.

 

Kłamię.

Marzec,

kwiecień,

maj

i koniec czerwca widnieje w niezrozumiałości. A ja odchudzam się na lato. Cholera. Wiosny mi się zachciało…

 

 

 

 

 

 

SPÓJRZ, JAK WSZYSTKO SIĘ ZMIENIA,

NAGLE NIC NIE ŚWIECI

PRÓCZ TWOJEGO SPOJRZENIA.

DYSKUSJA

Pewna kobieta stwierdziła kpiąco, że nieustannie upewniam się, czy jestem we właściwym miejscu i czy odgrywam odpowiednią rolę. Wywnioskowała, że ja mogę mieć wszystko, tylko potrzebuję czasu. Podkreśliła, że zrozumiem cały chaos, jeżeli wyłączę telefon, odłożę tablet, zamknę laptopa i ściszę muzykę. Wtedy będę mogła wsłuchać się w swój wewnętrzny głos. Tak krytyczna uwaga uderzyła mnie w mój słaby punkt – trafiła w ego, zaczęłam się zastanawiać, czy ja jestem tak dobra, jak mi się wydaje? Przecież przeżyłam wiele miesięcy, widziałam kilka wschodów słońca i masę zachodów, mój mózg pracował na najwyższych obrotach… I wtedy uświadomiłam sobie, że serce nie zawsze współpracowało z moim umysłem. Mój mózg zgubił się pomiędzy kocham, nienawidzę, pragnę, szczęście, smutek, ból, strach, nadzieja. A wtedy ta kobieta powiedziała: „Nikt z nas nie radzi sobie ze wszystkim perfekcyjnie, odpuść sobie”. Oburzyłam się, bo jak ja, A…, mam sobie odpuścić? Przecież nie zrezygnuję z czucia, a jeżeli mam sobie odpuścić, to właśnie to musiałabym zrobić. Zasugerowała, żebym zatrzymała się na chwilę dłuższą niż poprawienie włosów i sprawdziła grunt, na którym stoję, żebym upewniła się, że moje stopy nie zatapiają się w ziemi. Wyłączyłam się na chwilę, wkroczyłam w nową rolę – obronną. Upewniłam się, czy stoję na mocnym gruncie i czy jestem właściwą osobą, bo przecież dzięki temu będę mogła celebrować i unosić się ponad brudną ziemią. A później dostałam wiadomość i automatycznie musiałam sprawdzić skrzynkę. Upadłam. Jeżeli miałabym sobie wystawić ocenę za koncentrację, byłaby ona niedostateczna. Czułam się beznadziejna jak dziewczyna biegnąca za światem, nienadążająca za tłumem zepsutych dusz, pragnąca zmienić podejście do życia, jednocześnie będąc taką samą ofiarą jak reszta społeczeństwa. Usłyszałam głos tej kobiety, mówiła: „Beznadziejna? Wykreśl to słowo ze swojego słownika”. Zamarłam. Mój błąd wynika z faktu, że chcę być lepsza niż najlepsza, a jeżeli mam być porównywana, to tylko do tych naj-, naj-, najlepszych. Mam konflikt ze sobą, trudno się nie denerwować, kiedy społeczeństwo wywiera presję sukcesu. Niektórzy radzą sobie lepiej, inni gorzej, nie ma nic pośrodku, a ja nie wiem, do której kategorii się zaliczam, i czy w ogóle do jakiejś. Zmuszam ludzi, żeby na mnie patrzyli, reklamuję się i krzyczę, że istnieję, to jest prawdziwe ciało, to jest żywa dusza! „Ale czy to jest to szczęście, którego chciałaś? I czy to w ogóle jest szczęście? Przecież nie wszyscy muszą patrzeć i podziwiać − od tego jest muzeum, w którym można kontemplować dzieła sztuki, a ty jesteś dziełem świata – sztuką, ale różnisz się tym, że Twoje serce bije” − powiedziała. Nie zdawałam sobie sprawy z potęgi jej słów. Jak mam mijać ludzi bez emocji, które krzyczą? Kiedy ludzie patrzą, człowiek czuje się ważny, błyszczy, lśni, a w mocnym światle nie widać blizn. To dodaje otuchy. Brzmię komicznie. Wtedy ta kobieta rzekła: „Przestań myśleć o innych, zacznij myśleć o sobie. Czy ONI przejmowali się tobą w marcu? Nie. A czy ONI pytali o Twoje samopoczucie miesiąc temu? Nie. Czy ONI chcieli poskładać Twoje serce? Nie. Czy ONI byli obok, kiedy płakałaś? Nie. Czy ONI dzwonili bez okazji? Nie. Czy ONI czasami cię nie ranią? Dlaczego myślisz o tych, którzy tną Twoje ciało, kalecząc duszę? Masz własny film, ty rozdajesz role. Skup się na sobie, uśmiechnij się dla siebie i, do cholery, zrób coś, w czym będziesz sobą”. Mówiła jak zaprogramowana, zastanawiałam się, co mogę odpowiedzieć, bo, wie pan, to nie w moim stylu, żeby zabrakło mi słów. Ona kontynuowała: „Nie chcesz zawieść nikogo, przez co zawodzisz siebie. Zagubiona nie trafisz na szczyt, wręcz przeciwnie, spadniesz z niego”. Wielu z nas ma ograniczone czucie, ale tak właśnie czują się ludzie, którzy mają chaos w głowie. Toczę bitwę ze sobą, czy to jest to, czy może nie, a może jednak to, a później rezygnuję i wiem, że to nie to. Za każdym razem upewniam się, czy jestem dobra, czy będę lepsza. Chcę się zatrzymać, ale nikt z nas nie radzi sobie z przerwą, dlatego u pana jestem, bo tu mogę odpocząć. Ta kobieta dodała jeszcze: „Szczęście jest obok, wystarczy zamknąć oczy”. Zamykam. Nikogo wcześniej o to nie pytałam, ale czy pan uważa, że ja dobrze robię, przenikając przez ciemność? Bo wie pan, ufam tej kobiecie, gdyż ona robi dużo dla świata i dużo dla siebie. Ufam jej, kocham ją, to moja matka, nie mogę inaczej. Nie umiem i chyba nie chcę. Cholera, znów zwątpiłam w siebie.

 

 

 

 

 

 

PRAWDA JEST TAKA, ŻE ZAKOCHANA KOBIETA

TO STRACONA KOBIETA.

SUKCES PIĘKNA

Proszę pana, czy to prawda,

że nikt mnie nie pokocha, jeżeli nie będę atrakcyjna?

Czy to prawda, że ładna buzia pomoże?

Czy to prawda, że duże piersi dadzą mi pracę?

Czy to prawda, że pełne usta pomogą mi osiągnąć sukces?

Czy to prawda, że zgrabny tyłek da mi szczęście?

 

Miała piękne brązowe włosy, ale w jego typie są blondynki. Miała biust rozmiaru B, ale on woli D. Miała pełne usta, ale on lubi takie, jak mają gwiazdy porno. Miała brązowe oczy, ale on gustuje w niebieskich. Miała okrągłą twarz, on woli wystające kości policzkowe. Miała prosty nos, on ceni nos jak u Mirandy Kerr. Miała wspaniałe ciało, ale on adoruje pustaki.

Nilu ma dwadzieścia jeden lat. Studiuje dziennikarstwo. Na studiach jest pilną uczennicą, ostatnio wygrała konkurs i miała możliwość pojechać na trzy dni do Paryża, żeby przeprowadzić wywiad ze znanym architektem. Tak poznała Abla. Przystojny i bogaty mężczyzna, projektujący mieszkania w samym sercu miasta, zauroczył ją, gdy udzielał jej odpowiedzi na temat architektury Europy. Powiedział jej, że lubi poprawiać piękno, i jakoś tak dziwnie wyszło, że nie wróciła po trzech dniach do kraju… Wprowadziła się do jego apartamentu. Nie mogła oderwać oczu od wystroju mieszkania, pragnęła zostać w nim na dłużej. Zadzwoniła do ojca, aby powiedzieć, że się zakochała i żyje pełnią życia. Poprosiła go o zaufanie i obiecała, że wróci w całości, ale jeszcze nie teraz.

Gustowała w prezentach od Abla. Ekscytowała się, gdy wręczał jej kwiaty i zapinał na jej szyi perły. Zwiedzali wspólnie Paryż i pokazywał jej swoje projekty. Lubiła, gdy po drodze zatrzymywali się w ekskluzywnych sklepach i kupował jej różowe sukienki na lato lub beżowe futra na zimę. W dniu, który odmienił jej życie, byli w restauracji Le Jules Verne na wieży Eiffla, a później pojechali na show do Moulin Rouge. Oboje ekscytowali się występem, a Nilu była zachwycona wyglądam tancerek. Bo media teraz kreują kobiety na idealne. Abel wpadł na pomysł, żeby trochę ją poprawić. Długo nie czekał z realizacją. Po południu pojechał do fachowców, żeby umówić swoją kobietę na poprawki. Przy kolacji wręczył jej karteczkę z datą i godziną operacji. Powiedział: „Trochę plastiku nie zaszkodzi”, całując jej usta. Bała się, ale wiedziała, że to dla niego. Nie była pewna, czy chce wyglądać jak dzieło sztuki, ale uważała, że nowa twarz jest gwarancją życia z jej wymarzonym mężczyzną, więc dla niego będzie wyglądać jak najpiękniejsza rzeźba. Tydzień później budzik zadzwonił o 9.15. Wstała z łóżka, spakowała do torby piżamę, szczoteczkę i kapcie. Wsiadła do samochodu i pojechała do kliniki piękna. Trzy godziny później podpisywała zgodę na operację, a lekarz przeliczał pieniądze od jej mężczyzny. Nilu zagryzała wargi ze stresu, gdy doktor zaznaczał czarnym markerem na jej twarzy miejsca, które są do poprawki. Było ich tak wiele… Ułożyli ją do operacji, pielęgniarka podpięła kroplówkę, po dwunastu minutach Nilu zasnęła. Biedna, trafiła pod noże. Nacięli jej powieki, wbili igły w usta, naciągnęli policzki, złamali nos, rozcięli piersi, wetknęli implanty.

Po operacji zawieźli ją na salę, Abel czekał na nią z perłami. Wyglądała jak mumia, owinięta w bandaże. Czuła się okropnie, bo piękno boli. Ale w końcu będzie idealna, prawda? Lekarz wypisał jej leki przeciwbólowe i powiedział, że za trzy dni przyjedzie zmienić opatrunki. Piękna para wróciła do apartamentu, starała się odpocząć i trochę uspokoić myślą, że będzie dobrze. Jednak kiedy lekarz przyjeżdżał zmieniać opatrunki, nie chciała spoglądać na żadną część ciała. Abel również miał zakaz patrzenia na ukochaną, dopóki wszystko się nie zagoi. Chciała zyskać trochę więcej komplementów, dlatego zmieniła naturalność w szkaradę. Pozwoliła na rozdymanie ust, rozepchanie nosa, władowanie implantów i całej masy sztuczności. Chciała pozostać piękna na zawsze! Jaka szkoda, że kiedy nadszedł czas na ściągniecie kompresów, okładów i wszystkich opasek, jej twarz zaczęła się rozpadać. Abel zafarbował jej włosy na blond − uważał, że jeżeli nowy nos nie pomógł, to może nowe włosy uratują sytuację. Stała się przeciwieństwem ideału. On już jej nie chciał, bo nie była atrakcyjna. A ona przeoczyła w umowie zastrzeżenie, że mężczyzna nie musi pozostać przy brzydkiej. Piękna skóra zamieniła się w głaz. Ciemne włosy pokruszyły się od rozjaśniaczy. Biust pokrył się bliznami. Usta przypominały glonojada. Nos odpadł. A serce złamało się.