Esencja zła - Amelia Misiak - ebook + książka

Esencja zła ebook

Amelia Misiak

3,3

Opis

Z czym zazwyczaj kojarzy się dzieciństwo? Sielanka, beztroska, brak zmartwień… A jeśli któregoś dnia okazałoby się, że nie jesteś zwyczajnym dzieckiem? Że musisz zostawić wszystko to, co tak dobrze znasz, i spróbować zmierzyć się z siłami, które wydają się niemożliwe do pokonania?

Lila wraz ze swoimi rodzicami i towarzyszami rusza na spotkanie samej Istoty Zła, podporządkowującej sobie całe rzesze kobiet, które nie cofną się nawet przed tym, by poświęcić własne dziecko. Tajemnicza sekta, a może dobrze zorganizowana grupa przestępcza? Czy mała dziewczynka ma jakiekolwiek szanse w starciu z ogromną machiną zła?

Jenny umierała. Była tego pewna. Rana na jej nodze znowu zaczęła krwawić i zapach posoki zaczął intensywnie rozchodzić się po lesie. Kobieta przypuszczała, że jeśli nie zakażenie wędrujące do jej serca, to dzikie zwierzęta skończą jej cierpienie. Doczołgała się już prawie do celu – do czarnej nitki szosy, którą dostrzegła między drzewami kilka minut temu. Widok ten dodał jej energii, ale nie starczyło jej na długo i kobieta leżała na ściółce bez sił. Słyszała już, że dookoła niej gromadzą się zwierzęta, powarkiwania świadczyły o tym, że najprawdopodobniej są to wilki. Więc wszystko na nic. Zawiodła Pramatkę i swoje towarzyszki. Kiedy miała już zamknąć oczy i czekać na zbliżającą się śmierć zadaną przez kły i pazury, zobaczyła coś interesującego...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 349

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,3 (4 oceny)
1
0
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




ROZDZIAŁ I

1.

Lilka ‌nieśpiesznie otworzyła ‌oczy. ‌Leżała ‌na brzegu łóżka i próbowała ‌odtworzyć obrazy z dziwnego snu, ‌który miała dzisiejszej nocy. ‌Śniły jej się niezwykłe ‌rzeczy, kolorowe wróżki, ‌a może to ‌były motyle? ‌Nie była ‌pewna. Może jednak to ‌elfy? Wiedziała na ‌pewno, że było ich ‌dwanaście i że to ‌one stanowiły ‌sedno ‌jej snu. Dwunastka… ‌Ciekawe, co ‌oznaczała ta liczba? Dwanaście ‌godzin? ‌Miesięcy? Nigdy nie lekceważyła ‌znaczenia swoich snów. ‌Nie ‌chwaliła się tym ‌co prawda, ‌ale czasem ‌miała wrażenie, że kryją ‌one jakieś drugie dno, ‌że mogą coś oznaczać. ‌Jakby ‌miały służyć ‌do ‌przekazania jej czegoś ‌istotnego, jakiejś ukrytej wiadomości.

Z zadumy ‌wyrwała ją nagła ‌myśl. Przypomniała sobie, ‌że dzisiaj idzie do ‌szkoły na ‌zerówkę, powinna więc ‌wcześniej ‌wstać, a już jest… ‌Zerknęła ‌na swój budzik ‌w kształcie Myszki Miki stojący ‌na szafce nocnej. ‌Choć Lila ‌wiedziała, ‌że to ‌nieco dziecinne, ‌nie potrafiła jak ‌dotąd ‌się z nim ‌rozstać. Zegarek wskazywał ‌dziesięć po szóstej. ‌Sytuacja nie wyglądała ‌najlepiej, bo najprawdopodobniej spóźni ‌się na zajęcia.

Kiedy ‌stopy dziewczynki dotknęły miękkiego ‌dywanika, który leżał ‌u podnóża jej łóżka, ‌do ‌jej pokoju zajrzała jej mama. Lila bardzo lubiła takie poranki, kiedy mama przychodziła, żeby ją przebudzić i powiedzieć coś w stylu: „Czy ty, mały śpiochu, zapomniałaś, że trzeba wstać?”. Dziś jednak nie było czasu na poranne przekomarzania.

– Kochanie, czy wczoraj przypadkiem nie wspominałaś, że dziś zaczynasz o siódmej? Obudziłabym cię wcześniej, ale nie mogę pamiętać o wszystkim jednocześnie. Wstawaj, wstawaj i do łazienki, a ja zrobię ci w tym czasie śniadanie i drugie do szkoły. Pośpiesz się!

Mama nie musiała jej długo przekonywać, już w połowie przemowy dziewczynka minęła ją w drzwiach, a ostatnie jej słowa dobiegły do jej uszu, kiedy była już w toalecie. Przemyła twarz i spojrzała w lustro. Wyglądałaby całkiem nieźle, gdyby nie ten paskudny wyprysk na czole… Patrzyła na nią drobna nastolatka o oczach jak węgielki, z burzą potarganych kędziorów na głowie. W dorastaniu chyba najgorsze były te krosty. Zastanawiała się czasem, kto to wymyślił. Mama mówiła, że to przez hormony… Co to w ogóle są hormony? I dlaczego z ich powodu musiała teraz kombinować, co zrobić, żeby w szkole wyglądać, jak należy. Właśnie, szkoła. Musiała się śpieszyć, bo w przeciwnym razie ta wstrętna Emilka Wilk zajmie jej ulubioną ławkę na matematyce.

Lilka nie lubiła matematyki. Zastanawiała się, po co te układy współrzędnych czy obliczanie pól czworokątów. Słyszała nawet kiedyś, jak jej tata mówił, że tyle się z matematyką namęczył w liceum, a w całym dorosłym życiu całki i te inne, jak to określił, pierdoły nigdy nie były mu potrzebne. Lila nie miała zamiaru tracić na to czasu, matematyki uczyła się na tyle, by zaliczyć poszczególne sprawdziany. Nie podobało się to mamie ani tacie, który oficjalnie uważał, że matematyka jest królową nauk.

Poranne przemyślenia przerwało wołanie mamy, która informowała, że kakao już prawie ostygło. Spięła więc włosy w kucyk, co nie było proste z prawdziwą burzą kasztanowych włosów. Ubrała się i wybiegła z łazienki.

Zeszła na śniadanie, a mama już krzątała się w kuchni. Dziewczynka nieraz nie mogła uwierzyć, że w czasie, kiedy ona myła zęby, mama zdążyła się ubrać, umalować, uczesać, zrobić śniadanie dla całej ich trójki, lunch dla taty do pracy i kanapki dla córki do szkoły. Co do kanapek… Uparła się, żeby je przygotowywać, choć Lila kilkakrotnie mówiła, że może zjeść w szkolnym barze. Chyba nawet zazdrościła swoim rówieśnikom, którzy mogli to robić. To było takie dorosłe.

– Mamo, może nie kłopocz się dzisiaj… Mogę przecież zjeść w bufecie.

– Jestem twoją mamą i do moich obowiązków należy, żeby zdrowo cię karmić.

Taka odpowiedź zakończyła temat.

Na stołku obok stołu leżały przyszykowana sukienka i świeżo wyprasowany mundurek. Lila zauważyła, że czarne lakierki są świeżo wypastowane, a podkolanówki tak białe jak świeży śnieg.

– Mamo, dlaczego znowu sukienka? Jakoś przeżyję mundurek, ale ciągle te sukienki? Nie mogę raz ubrać się w dżinsy i T-shirt? Mam już dwanaście lat! Dojrzewam! Chcę wyglądać fajnie, a nie jak grzeczna dziewczynka idąca do kościoła. Mamo, to kicha!

– Kochanie, po szkole możesz założyć na siebie choćby worek. Na lekcjach masz wyglądać przyzwoicie, a twój ubiór świadczy nie tylko o tobie, ale też o mnie i twoim tacie.

Lilka bardzo nie lubiła, kiedy jej mama w ten sposób ucinała dyskusję. To niesprawiedliwe, że nie mogła ubierać się tak, jak chciała. Gdy już będzie dorosła, nikt nie będzie jej mówił, co ma robić. Już za… sześć lat!

– Wiesz co, mamo? Jak już będę dorosła, to nie będziesz mi rozkazywać! O ile przeżyję w takich warunkach jeszcze sześć lat!

– Dzień dobry, moje panie, co to za wymiana zdań z samego rana? Słychać was aż na piętrze.

Do kuchni wszedł tata. Miał jeszcze mokre włosy po porannym prysznicu, a w kuchni zapachniało jego perfumami, Lila bardzo lubiła ten zapach, kojarzył jej się z bezpieczeństwem. Może dlatego, że od lat używał tej samej wody toaletowej i zdążyła się już do niej przyzwyczaić. Tata podszedł do mamy i cmoknął ją w policzek. Lilka spojrzała na nich z wyraźnym obrzydzeniem, w głębi duszy jednak miała nadzieję, że kiedyś sama będzie miała męża, który będzie na nią patrzył tak, jak tata patrzy na mamę.

– Twoja córka właśnie przechodzi bunt w kwestii ubioru, jaki jej proponuję. – Mama wskazała wzrokiem błękitną sukienkę leżącą na stołku.

– Kochanie, może mogłabyś jej trochę odpuścić? Jej koleżanki ubierają się… jakby to ująć, mniej oficjalnie. Te lakierki to nie lekka przesada?

– No świetnie, ty też przeciwko mnie? W szkole zmieni je na balerinki, ale dobrze, porozmawiamy o tym wieczorem. Teraz, proszę, zjedzmy śniadanie i wracajmy do obowiązków, w przeciwnym razie wszyscy będziemy spóźnieni… O ile już nie jesteśmy.

 

2.

W drodze do pracy rodzice odwieźli Lilę do szkoły. Było za pięć siódma. Na pewno jej ostatnią ławkę w pracowni matematycznej zajęła już Emilka. Była możliwość, że stało się inaczej, jeżeli pan Maj nie otworzył jeszcze klasy. Za każdym razem, kiedy robił to po dzwonku, rozpoczynał się bój o miejsca. Na innych przedmiotach obowiązywała zasada, że każdy ma swoje, ustalone siedzenie, ale nie na matmie. Pan Maj uważał, że przypadek wyboru miejsca ma znaczenie, także na jego lekcjach uczniowie mogli siadać, gdzie było wolne, a kto pierwszy, ten lepszy. Może po prostu nauczyciel nie lubił nudy?

Lilka wbiegła po schodach na korytarz na pierwszym piętrze. Nie musiała zawracać sobie głowy szatnią, zbliżała się końcówka maja i nie miała kurtki. Postanowiła, że buty zmieni już w klasie, bo lakierki zmieszczą się do plecaka, w którym teraz znajdowały się tenisówki.

Uczniowie czekali pod klasą. Mateusz na szybko spisywał od Kaśki wyniki działań z pracy domowej, a Lilka właśnie przypomniała sobie, że nie wypełniła do końca zeszytu ćwiczeń. Musiała liczyć na szczęście. Może matematyk nie zapyta akurat jej? Czasem wydawało się jej, że jeżeli bardzo czegoś chce, to tak właśnie się dzieje. Niekiedy nawet udawała, że siłą woli wpływa na bieg wydarzeń, a dzięki wyobraźni miała wrażenie, że wypadki biegną zgodnie z jej wolą.

– Cześć, już myślałam, że cię dzisiaj nie będzie.

Emilka widocznie nie ucieszyła się z przybycia Lilki. Dziewczynki pokłóciły się na początku semestru. Emilka przez przypadek wylała sok, którym poczęstowała ją Lila, na nowiutki dziennik klasowy. Kiedy wychowawczyni zapytała, czyja to sprawka, nie chciała się przyznać, a winę zrzuciła na Lilę. Pani jej uwierzyła, bo sok był własnością Lilki, która została ukarana pomimo swojej niewinności.

– Ale jestem… Specjalnie dla ciebie wstałam dzisiaj z łóżka.

Szykującą się wymianę zdań przerwało pojawienie się nauczyciela, który otworzył klasę i poprosił o niezwłoczne zajęcie miejsc.

Dziś przegrała, Emilka odepchnęła ją łokciem i zajęła ulubione miejsce. Lila była pewna, że koleżanka zrobiła to specjalnie, na złość. Koleżanka miała wadę wzroku i niezbyt dobrze widziała tablicę z ostatniej ławki. Nie chciała się do tego przyznać i nie nosiła okularów, bo, jak twierdziła, to straszny obciach. Lila widziała jednak, jak mruży oczy, czytając zadania, które zapisywał pan Maj. Nie umiała tego wytłumaczyć, ale po prostu wiedziała pewne rzeczy, o których nikt jej wcześniej nie powiedział. Na przykład to, która drużyna wygra mecz albo kiedy będzie padał deszcz. Nie potrzebowała prognozy pogody, mówiła po prostu: „Tato, zostańmy w domu, bo za kilka minut zacznie lać”. Kiedyś poczuła, że ciocia Tesi jest chora, i rzeczywiście następnego dnia zadzwonił wujek Emil i powiedział, że ciotka trafiła do szpitala. Nigdy nie analizowała tej umiejętności, bo może to nic takiego. Podejrzewała, że pewnie każdy tak ma, że to jest tak zwana intuicja – nic wielkiego.

Dzień w szkole upływał monotonnie. Ktoś tam się pobił, ktoś na kogoś naskarżył, że pali papierosy w toalecie chłopaków. Parę rzeczy było w miarę ciekawych. Okazało się, że Paulina chciała się przefarbować na blond, coś się nie udało i od dziś ma fryzurę na chłopaka, bo większość włosów trzeba było ściąć. Andżelina przejechała kota sąsiadów swoim nowym skuterem, a ich syn utrzymywał, że zrobiła to specjalnie. Sprawa trafiła do dyrekcji, bo państwo Dinowie domagali się obniżenia oceny z zachowania sprawczyni wypadku, która oczywiście nie przyznawała się do winy. Z jej relacji wynikało, że kot wtargnął na jezdnię i była bez szans. Lilka nie wiedziała, na czym w końcu stanęło, ale przypuszczała, że dowie się tego wieczorem na portalu społecznościowym.

Przerwa obiadowa była najdłuższą ze wszystkich innych, trwała aż trzydzieści minut. W tym czasie część uczniów zjadała przygotowane przez rodziców kanapki, część zamawiała sobie dania ze szkolnego minibaru. Była też grupka, w większości dziewczyn, która umawiała się w tym czasie na zajęcia pozaszkolne. Odwiedzały zazwyczaj galerie handlowe i spędzały tam większość popołudnia. Lilka nie wiedziała, po co cztery razy w tygodniu chodziły po sklepach, skoro nie chciały tam nic kupić, co więcej, nawet nie miały na to pieniędzy. Zagadała kiedyś Zośkę, pytając ją, o co chodzi, i usłyszała, że można poznać tam kogoś fajnego. Według Lili nie miało to sensu, wolała wrócić do domu i zająć się czymś interesującym. Warunkiem było odrobienie pracy domowej. Kiedy to zrobiła, mogła czytać swoje ulubione książki fantasy, oglądać filmy i zwiastuny w internecie, czatować z koleżankami z klasy i wymieniać co ciekawsze plotki. Poza tym miała swoje zainteresowania.

W tym roku zapisała się na rzeźbiarstwo. Tworzyła z gliny przeróżne przedmioty, później wypiekała swoje dzieła w piecu i, skromnie mówiąc, była w tym dobra. Na początku lepiła garnuszki, miseczki, kubki, ale później poczuła, że nie ma żadnych ograniczeń co do formy. Miała wrażenie, jakby jej twory ożywały, zaczynały oddychać. Wiedziała oczywiście, że to tylko figle jej wyobraźni, ale lubiła to. Miała wrażenie, że jest to ważne. Dziś miała zajęcia w Miejskim Ośrodku Kultury, dlatego od razu po zakończeniu lekcji pobiegła do domu, nie zwracając uwagi na prośby koleżanek, by wybrała się z nimi na miasto.

Od miesiąca mogła wracać sama, według ścisłego planu. Przed szkołą wsiadała do autobusu numer trzy, wysiadała koło sklepu meblowego, a później szła dwie przecznice chodnikiem, by dotrzeć w pobliże domu na Różanej dwanaście. Dziś jednak podróż powrotna nie była taka jak zwykle.

Przez całą drogę czuła się nieswojo. Już w autobusie zauważyła, że jest obiektem zainteresowania dwóch kobiet. Na początku wmawiała sobie, że to na pewno znowu wyobraźnia płata jej figle i że nie ma powodu do obaw. Sytuacja zrobiła się dziwna w momencie, gdy kobiety odprowadziły ją prawie do samego domu. Utrzymywały bezpieczną odległość około dwudziestu metrów, ale wyraźnie podążały jej śladem. Nie wyglądały groźnie, jedna z nich mogła mieć około czterdziestu lat. Druga była naprawdę stara, Lila dawała jej na oko sześćdziesiątkę. Nie przypominały portretów ludzi, których należy się obawiać. Mama mówiła, żeby zachowywała ostrożność, gdyby ktoś nieznajomy zaproponował jej jakiś prezent, szczególnie gdyby był to mężczyzna. Albo gdyby ktoś chciał ją gdzieś podwieźć swoim samochodem. Wtedy powinna grzecznie odmówić i jak najszybciej odejść. Miała też telefon komórkowy w razie jakichkolwiek problemów. Pytanie jednak, czy te dwie sympatyczne panie mogły stanowić problem albo zagrożenie. Tego nie wiedziała.

Kiedy weszła do domu, przywitał ją zapach świeżo upieczonego ciasta. Lila zgadywała, że była to szarlotka. Dziś tata miał wolne i zawsze w takie dni robił coś w kuchni, bo kiedy mama była w domu, to ona w niej rządziła. Dziewczynka lubiła te dni, kiedy miała z tatą kilka godzin tylko dla siebie. Z mamą też zawsze było fajnie, ale z tatą – jeszcze lepiej.

Mark nalał jej kubek mleka i zapytał, co w szkole. Opowiedziała pokrótce, że w sumie nic ciekawego, że Paulina raczej nie nadaje się na fryzjerkę. Na te rewelacje tata zareagował wybuchem śmiechu.

– Dobrze, że masz takie piękne włosy, mam nadzieję, że nigdy nie wpadniesz na pomysł, żeby zmieniać ich kolor.

– No co ty, tatuś, włosy mam okej. Co będziemy robić, zanim wróci mama?

– Może pomogę ci z lekcjami? Jak się z tym uporamy, później będziemy mogli razem z mamą obejrzeć jakiś film albo iść na spacer.

– Super! Muszę na jutro zrobić makietę wulkanu… Może z masy solnej?

– No to do roboty, kochana, zaraz będzie tu stał prawdziwy wulkan.

Wieczorem, kiedy mama już wróciła z pracy, uzgodnili kompromis ubraniowy. Zakładał on, że w środy i piątki Lili będzie mogła sama decydować, w co się ubierze, oczywiście w ramach przyzwoitości. Za to w niedziele, rocznice, święta i dni podniosłe ma nosić to, co przyszykują jej rodzice. Po tej dyskusji rodzina Nollanów oglądała Harry’ego Pottera. Panował radosny nastrój, bo mama zrobiła wielką miskę popcornu, a tata wyjął butelkę coli odłożoną na czarną godzinę.

Byli obserwowani i nie wiedzieli jeszcze, że to jeden z ostatnich wieczorów ich spokojnego do tej pory życia.

 

3.

Noc była chłodna, a blask księżyca wlewał się przez uchylone okno do pokoju Lili. Nie mogła spać, czuła, że coś jest nie tak albo może coś jest inaczej. Nękana przeróżnymi myślami, postanowiła iść do kuchni zagrzać sobie szklankę mleka. Mama zawsze powtarzała, że szklanka mleka, najlepiej z miodem, to eliksir nasenny. Kiedy wstała z łóżka, coś kazało jej podejść do okna. To, co zobaczyła, przeraziło ją. Te kobiety… To były one, te same, które śledziły ją w drodze ze szkoły. Czy cały czas tam czekały, spędziły w ukryciu całe popołudnie, a teraz stały jakby nigdy nic na ulicy i obserwowały ich dom? Lila starała się nie wpadać w panikę, nagle jednak pożałowała, że nie powiedziała rodzicom o dziwnym zajściu, jakie miało miejsce tego popołudnia. Czego one mogły od niej chcieć, przecież była tylko zwyczajną nastolatką. Czyżby chciały ją porwać dla okupu? Słyszała o takich rzeczach, ale tylko w filmach. Poza tym może jej rodzice nie przymierali głodem, ale na pewno nie byli bogaczami. Mama była redaktorką w lokalnej gazecie, a tata kierował zespołem handlowców. Zresztą to nieistotne, czego chciały te kobiety. Ich zachowanie było podejrzane i Lilka poczuła, że musi obudzić rodziców.

Pobiegła do sypialni rodziców, zadudniła pięścią w drzwi i po chwili usłyszała pozwolenie na wejście.

– Co się stało, malutka, nie możesz spać?

Tata często zwracał się do niej w ten sposób, początkowo ze złością odpowiadała, że nie jest już malutka, że jest już prawie nastolatką. Z czasem jednak zrozumiała, że tata nie robi tego na złość, ale w ten sposób wyraża swoją miłość.

– Tak, ale nie o to chodzi. Tato, wydaje mi się, że ktoś mnie obserwuje, że obserwuje nasz dom.

– Co ty, kochana? Co ty opowiadasz? Pewnie coś ci się przyśniło… Podgrzać ci mleka? Jutro musimy wcześnie wstać, pamiętasz?

– Nie, tato, ja mówię prawdę! To dwie kobiety, śledziły mnie, jak wracałam ze szkoły, nic wam nie mówiłam, bo nie chciałam popadać w paranoję, ale teraz one stoją na ulicy i obserwują nasz dom! Naprawdę, nie zmyślam! Mamo!

– Co tu się dzieje? Co się stało, Lila?

Mama dopiero teraz zbudziła się ze snu. Tata często śmiał się, że jak uśnie, to można ją wynieść razem z łóżkiem i zostawić na lotnisku, a i tak by się nie obudziła. Miała bardzo mocny sen. Jednak kiedyś sytuacja wyglądała inaczej – tylko trzy miesiące po porodzie. Wystarczyło, że córeczka zapłakała, a mama zaraz była przy niej, by ją nakarmić. Co prawda później, gdy mała nie jadła już w nocy, zwykle wstawał do niej tata, bo mamie znowu „włączył się twardy sen”.

– Mamo, tata mi nie wierzy, że byłam śledzona w drodze ze szkoły i że teraz te kobiety stoją na ulicy przed domem! Mamo, boję się! Nie wiem dlaczego, ale się boję.

Mama natychmiast oprzytomniała, a resztki zaspania zastąpiło przerażenie. Lila widziała, jak jej mama robi się jakby przezroczysta z przerażenia.

– Natalia! Kochanie, co ci jest? Źle się czujesz? Jesteś przeraźliwie blada – powiedział Mark do żony.

– Nie, nic mi nie jest. Lila, powiedz mi natychmiast, jak wyglądają te kobiety, rozmawiałaś z nimi, zaczepiały cię? Opowiedz mi wszystko z najdrobniejszymi szczegółami!

Mark patrzył na nią z zaskoczeniem. Nie spodziewał się takiej reakcji. Natalia zwykle była opanowana i z rezerwą traktowała rewelacje Lilki. Jednak nie teraz. Mężczyzna zastanawiał się, dlaczego ot tak uwierzyła w jakąś niedorzeczną historię o prześladowczyniach ich córki.

– Nie, mamo, nie rozmawiałam z nimi, zauważyłam je dopiero w autobusie, a w zasadzie jak już wysiadłam. One również opuściły autobus na tym samym przystanku i szły za mną do samego domu. Później ich nie widziałam, prawdę mówiąc, całkiem o nich zapomniałam, choć wydawało mi się to dziwne, jakby ktoś wytarł to z mojej pamięci. Teraz, kiedy dostrzegłam je przez okno, to wszystko wróciło. Nie mogę racjonalnie tego wyjaśnić, ale przestraszyłam się ich, chociaż wcale nie wydają się straszne… Mamo, co się dzieje?

– Spokojnie, kochanie, powiedz mi, jak one wyglądają.

– Hmm, są raczej stare, między czterdziestką a pięćdziesiątką. Ubrane elegancko, jedna z nich ma torebkę. Obydwie noszą na głowach kapelusze, nieduże. Ach, i obydwie mają kręcone włosy, takie jak ja.

Mark wiedział, że taka wypowiedź powinna wywołać u jego żony komentarz w stylu: „No ładnie, czterdziestka to stare? No to ciekawe, co powiesz o swojej trzydziestosiedmioletniej starej matce?”. Teraz jednak nie usłyszał nic takiego. Natalia z uwagą wpatrywała się w oczy swojej córki. Słowa „kręcone włosy, takie jak ja” spowodowały, że w oczach Natalii zobaczył nie tylko obawę, towarzyszyło jej również przerażenie.

– Rozmawiałaś z nimi? Czy one coś do ciebie mówiły?

– Nie, nie rozmawiałam z nimi, czasem was przecież słucham.

Lila najwyraźniej chciała rozluźnić nieco atmosferę i Mark rzeczywiście poczuł się zrelaksowany, ale nie jego żona, na którą najwyraźniej nie działał urok córki.

– Poczekajcie tu. Mark, zostań z małą w łóżku, ja muszę coś sprawdzić.

– No ty chyba sobie żartujesz?! Możesz mi powiedzieć, co tu jest grane? Najwyraźniej dopuszczasz możliwość, że nasze dziecko było śledzone. Uwierzyłaś w to bez problemu, teraz zamierzasz iść w środku nocy do jakichś obcych kobiet, a mi każesz zostać w łóżku? Wytłumacz mi, co się dzieje. Jeśli oczekujesz, że pozwolę ci iść tam samej, to się, kochana, grubo mylisz!

Mark był stanowczym mężczyzną, zarówno jego córka, jak i żona wykonywały jego prośby, polecenia, respektowały zasady. Nie można określić go mianem despoty czy tyrana, był po prostu stanowczy i jak mówił „nie”, to znaczyło „nie”.

Tym razem jednak żona nie zamierzała go słuchać. Zobaczył to w jej oczach i zrozumiał, że nie żartuje.

– Słuchaj, kochanie. Teraz muszę iść. Proszę, musisz mi zaufać. Później, na ile będę w stanie, postaram się wam to wszystko wytłumaczyć. Teraz, jeśli to, co mówi nasza córka, jest prawdą, muszę iść. Proszę, nie próbuj mnie powstrzymywać.

Powiedziała to takim tonem, że Mark się przestraszył. Znał Natalię od szesnastu lat i nigdy nie słyszał w jej głosie takiej stanowczości i determinacji, może nawet groźby. Wiedział, że nie ma już nic do gadania, wiedział też, że prawdopodobnie mają kłopoty, chociaż nie spodziewał się jak duże.

Natalia nie czekała na odpowiedź męża, nie zakładając nawet szlafroka, wypadła z sypialni. Chwilę później usłyszeli jej walkę z zamkiem w drzwiach. Mark domyślał się, że kobiecie trzęsą się ręce, i zastanawiał się, czy to z powodu złości, czy też strachu. Zapewne z wybuchowej mieszanki jednego i drugiego. Rozległ się donośny trzask, który oznajmił Lilce i jej tacie, że mama wyszła z domu. Zostali sami.

 

4.

Natalia poznała Marka w wieku dwudziestu jeden lat. Przyjechała w te strony z daleka, z niczym. Sama, bez bagażu, bez pieniędzy, ale za to z przekonaniem, że nigdy, ale to nigdy nie założy rodziny. Wiedziała, że nie może. Jej przeznaczeniem miała być samotność i ucieczka. Nie dlatego, że tego chciała, po prostu nie widziała innego wyjścia, to nie mogło się udać.

Zaczepiła się w barze U Dori, choć właścicielka miała na imię Grażyna. Jej serce nie było z kamienia, a roboty w barze było tyle, że przygarnęła wychudzoną dziewczynę do pracy. Wiedziała, że przyda jej się ta młodziutka wystraszona istota. Grażyna miała intuicję do ludzi i domyślała się, że nowa będzie dobrze i ciężko pracować. Kobiecie od wielu lat marzył się urlop i liczyła, że za kilka tygodni będzie mogła sobie na niego pozwolić. Kiedy nauczy tę dziewczynę podstaw, wreszcie otworzy się możliwość wyjazdu na dłuższy wypoczynek.

Na początku Natalia pracowała za jedzenie i dach nad głową. Nie widziała w tym nic złego, wręcz przeciwnie, była wdzięczna Grażynie za pomoc. Wydawać by się mogło, że taka praca jest formą wykorzystywania człowieka, zresztą w istocie tak było, ale Natalia nie miała pojęcia o życiu i stała się zakładniczką swojej pracodawczyni.

Początkowa forma zatrudnienia stała się normą i kobieta pracowała po kilkanaście godzin dziennie. Nie dostawała żadnych pieniędzy, nawet nie przyszło jej do głowy, że mogłoby być inaczej. Do tej pory nigdy nie miała pracy i szczerze mówiąc, nie znała zasad, którymi rządzi się świat. Nie słyszała o podatkach, pensjach, opłatach, a jej pracodawczyni było to jak najbardziej na rękę.

Pewnego deszczowego dnia, pod koniec pracy do baru wszedł mężczyzna. Głowę miał okrytą płaszczem, bowiem lało jak z cebra. Nie uchroniło go to jednak przed deszczem, był mokry od stóp do głów. Usiadł przy stoliku w kącie sali i czekał na kelnerkę. Natalia podeszła i grzecznie zapytała, w czym może pomóc. Mężczyzna odpowiedział, że przydałyby mu się suche gacie, bo nawet one mu przemokły przez ten ulewny deszcz. Pierwszy szok na twarzy Natalii zastąpił wybuch radosnego śmiechu, a po chwili śmiali się już oboje. Tak to się zaczęło.

Miłość jest podobna do szaleństwa, tak im się wtedy wydawało. Mark Nollan zabrał Natalię od Grażyny, która na pożegnanie wyzwała pracownicę od niewdzięcznic. Nie mógł zrozumieć, dlaczego ta młoda dziewczyna dała się tak wykorzystywać przez ostatnich kilka miesięcy. Dlaczego nie domagała się zapłaty za swoją ciężką pracę, dlaczego była taka uległa? Jej bezradność chwyciła go za serce, od tamtej chwili czuł się za nią odpowiedzialny i obiecał sobie, że zatroszczy się o nią. Wydawała się tak naiwna i bezbronna, Mark chciał być dla niej rycerzem i, nie wiedząc kiedy, zakochał się w niej bez pamięci. Trzeba przyznać, że Natalia była bardzo ładna, miała ponadprzeciętną urodę. Brązowe oczy, piękne kasztanowe, kręcone włosy, a do tego smukła, zgrabna sylwetka sprawiały, że roztaczała wokół siebie niesamowitą aurę, zauroczyła go od pierwszego wejrzenia.

Natalia również nie broniła się przed uczuciem. Pierwszy raz w życiu poczuła się bezpieczna, kochana, potrzebna, a nie wykorzystywana. Mark okazał się dobrym człowiekiem i była wdzięczna losowi, że postawił takiego mężczyznę na jej drodze.

Zamieszkali razem w małej kawalerce, a po jakimś czasie na świat przyszła Lila. Wszystko wskazywało na to, że ta urocza dziewczynka będzie równie ładna jak jej mama, miała jej włosy i oczy, a serduszko tak samo dobre jak jej ojciec.

Założyli szczęśliwą rodzinę, a po jakimś czasie przeprowadzili się do niewielkiego domku na zacisznym podmiejskim osiedlu. Wiedli spokojne życie, w którym zdarzały się radosne i smutne chwile, byli zwyczajną kochającą się rodziną, w której po jakimś czasie pojawiło się dziecko. Natalia złamała dane samej sobie słowo. Miała teraz kogoś, za kogo oddałaby życie, gdyby zaszła taka potrzeba. Wtedy jednak nie pamiętała o swoim postanowieniu, wyparła je ze świadomości pod wpływem radości, która płynęła z macierzyństwa. Nie podejrzewała, że będzie musiała sobie o nim przypomnieć. Aż do tamtego czasu.

 

5.

Wybiegła z domu, w głowie huczało jej od nadmiaru myśli i pytań. Jak one mnie znalazły? Jak znalazły Lilę, skąd wiedziały, że się w ogóle urodziła, jakim autobusem dojeżdża do szkoły? To niemożliwe, zauważyłaby. Zorientowałaby się, że byli obserwowani. A może jednak nie? Jak to możliwe… Może jednak to nie one, może Lila zmyślała, może coś sobie wyobraziła?

Modliła się w duchu, żeby taka była prawda, żeby to wszystko okazało się zwykłą pomyłką, z której mogliby się później śmiać. Wiedziała jednak, że próbuje oszukać samą siebie. To one, teraz czuła je wyraźnie, wyczuwała to napięcie. Jak mogła być tak nieostrożna? Zrobiło jej się wygodnie, miała poukładane, dobre życie, kochającego męża, córkę, stabilizację finansową, samochód i dom. Myślała, że zostawiła tamto życie daleko za sobą, a ono właśnie wróciło z impetem i rozdarło jej poukładaną rzeczywistość.

Rozejrzała się wzdłuż ulicy… Stały. Poczuła ucisk w żołądku i przestraszyła się, że jego zawartość postanowi za moment wydostać się na zewnątrz. Powstrzymała jednak mdłości, w zamian za to do gardła podeszło jej serce. A po chwili poczuła wściekłość. Nie, nie była zła. Czuła, że mogłaby rozerwać te kobiety gołymi rękami. A więc to jednak one, pomyślała. Jakim prawem…

– Jakim prawem jesteście w tym miejscu?! Jakim prawem nachodzicie moją rodzinę?! Skończyłam z wami, czy się wam to podoba, czy nie, szukajcie sobie innej?! Jeżeli za moment stąd nie znikniecie, zadzwonię na policję i powiem, że nękacie mnie i moje dziecko! Macie się stąd natychmiast wynosić!

Pierwsza odezwała się ta kobieta, którą Lila określiła jako starszą. Wyglądała całkiem normalnie, chociaż Natalia pomyślała, że bardzo się postarzała w ciągu tych lat. Były przecież równolatkami.

– Wiedziałyśmy, że ucieszysz się na nasz widok, siostro. Wiesz, że nie ma innej drogi? Wiesz o tym, i nie strasz nas policją, to nic nie da. Panowie odeszliby stąd z uśmiechem na ustach, nawet gdybyś wrzeszczała, że chcemy cię zabić. Musimy się dogadać.

– Nie mamy o czym rozmawiać. Nie dało wam do myślenia to, że odeszłam? Nie chcę mieć z wami nic wspólnego. Zarówno ja, a tym bardziej ona. Ona nic nie wie, nie czuje tego. To nie jej potrzebujecie!

Tym razem odezwała się młodsza kobieta, w jej głosie rozbrzmiewał smutek:

– Uwierz, nie chcemy tego robić. Dałyśmy wam tyle czasu, ile można było. Teraz czas się skończył i wiesz dobrze, co to oznacza. Nie ma wyjścia, inaczej wszystko się skończy… Możemy porozmawiać w domu? Zaraz zaczniemy wzbudzać zainteresowanie w twojej jakże urokliwej i spokojnej okolicy. Trzy kobiety rozmawiające w nocy na środku ulicy, w tym jedna niekompletnie ubrana.

Natalia spojrzała na siebie. Rzeczywiście, nie pomyślała o włożeniu szlafroka, ba, nie miała nawet kapci na nogach. Wybiegła z domu boso, w skąpej koszulce nocnej.

Musiała wziąć się w garść. Nie było mowy o tym, żeby teraz miały rozmawiać w jej kuchni przy herbacie i ciasteczkach. Co powiem Markowi? Co ja mam zrobić?! Jej dusza krzyczała i kiedy zaczęła ogarniać ją panika, nadeszło ukojenie. Wyczuła energię płynącą od córki, która potrafiiła odczytać jej wzburzenie i najwyraźniej starała się ją uspokoić. Wzięła głęboki wdech.

– Nie możemy teraz rozmawiać…

Jedna z nich jej przerwała:

– Nie walcz z nami. Wiesz, że nie ma rady.

– Wiem, nie możemy rozmawiać dzisiaj. Oni nic nie wiedzą. Dajcie mi trochę czasu, żebym mogła im to wyjaśnić. Proszę…

Kobiety wymieniły się spojrzeniami. Natalia wiedziała, że w ten sposób porozumiewają się między sobą. Ona przecież też mogła to robić, jeśli chciała. Otworzyła się więc i słuchała ich myśli. W głowie usłyszała odpowiedź:

– Dobrze, tyle możemy dla ciebie zrobić.

Mama Lilki odebrała tę wiadomość z ulgą w sercu. Dostała odrobinę drogocennego czasu.

– Bądźcie tu jutro wieczorem. Wtedy będziemy rozmawiać. – Ze zdziwieniem stwierdziła, że nie jest to dla niej żaden problem, przez te wszystkie lata nie wyszła z wprawy… To chyba tak samo jak z jazdą na rowerze. A może telepaci już tak mają?

Wróciła do domu. Domyślała się, co zobaczy po wejściu do kuchni, a mimo wszystko poczuła w sercu ogromny ciężar i smutek. Wyglądali tak cudownie, że łzy napłynęły jej do oczu. Pomyśleć, że właśnie rozsypał się ich świat, że być może po raz ostatni widzi ich tak siedzących we dwoje.

Mark i Lilka rozmawiali przy stole, popijając mleko i jedząc owsiane ciasteczka. Jakby nigdy nic się nie stało, istna sielanka.

Czeka ich rozmowa, najtrudniejsza rozmowa w dotychczasowym życiu. Od czego zacząć? Co powiedzieć?

Stała tak w progu kuchni i musiała wyglądać beznadziejnie. Nagle ją zauważyli. Lila uśmiechnęła się, a Mark powiedział:

– Siadaj, myszko, zrobię ci kawę. Chyba i tak już dziś nie pójdziemy spać. Dochodzi piąta, już świta. A ty, daruj, że to powiem, wyglądasz mi na kogoś, kto bardzo potrzebuje kawy i przytulenia. Chodź do nas, dostaniesz cały pakiet.

Natalia nie wytrzymała. Popłakała się.

 

6.

Lilka widziała już kiedyś, jak jej mama płacze. Płakała, kiedy tata albo ona zrobili jej jakąś przykrość. Nie denerwowała się, nie krzyczała, tylko płakała. Pytała wtedy: „Dlaczego mnie tak ranisz? Przecież ja cię kocham”. Mówiła to z takim żalem, że Lili od razu żałowała słów, które zabolały jej mamę. Tata chyba był bardziej odporny na jej łzy. Kiedyś opowiadał córce, że jak mama była w ciąży, to płakała niemal codziennie. Płakała, jak było jej smutno, ale także ze szczęścia. Płakała, oglądając serial albo bajkę dla dzieci. Może wtedy jakoś się do tego przyzwyczaił, ale teraz łzy mamy całkowicie wytrąciły go z równowagi i nawet dobre emocje, które Lila próbowała przekazać tacie, nie wygrały z jego paniką.

– Natalia, kochanie. Co się dzieje? Powiedz mi, proszę. Wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko. Masz długi? Masz powiązania z mafią? Jakąś czarną przeszłość? Powiedz, razem damy radę. Zobacz, Lilka jest przerażona!

Mark stracił nad sobą panowanie. Do tej pory udało mu się spokojnie siedzieć w kuchni. Nie wiedział jakim cudem, był jakby zahipnotyzowany. Nie zdawał sobie sprawy, że to jego mała córeczka nieświadomie sączy w jego głowę pozytywne emocje. Ona sama chyba też nie robiła tego świadomie. Chciała po prostu, żeby tatuś się uspokoił i pozwolił mamie rozmówić się z tymi nieznajomymi kobietami. Czuła, że tak będzie najlepiej, że tata nie powinien się teraz wtrącać. Jeszcze nie. W tym momencie mogłoby go to przerosnąć, czuła, że sytuację trzeba omówić na chłodno.

– Mark, musimy porozmawiać. Dla nas wszystkich będzie lepiej, jak się uspokoimy. Czeka nas bardzo ważna i trudna rozmowa. Będziecie musieli mnie uważnie wysłuchać i chciałabym, żebyście nie przerywali mi, dopóki nie skończę. Obiecuję, że później odpowiem na wszystkie wasze pytania. Możemy się tak umówić?

Lila obserwowała tę scenę z otwartą buzią. Zaskoczył ją wybuch płaczu u mamy, dlatego na chwilę straciła z oczu swojego tatę, który od razu zaczął panikować. Taki duży chłopak, pomyślała, a to ja muszę uspokajać jego, a nie on mnie… Faceci jednak są jak dzieci. Była pewna, że gdyby mama mogła czytać w jej myślach, zaraz roześmiałaby się perliście, ale przecież ludzie nie czytają sobie w myślach… Tak czy inaczej, straciła panowanie nad sytuacją. Tata bał się o mamę, mama bała się… tak, chyba o nią. Ciekawe, czego chciały te kobiety i kim były. Dlaczego doprowadziły mamę do takiego stanu. Dziewczynka wiedziała, że zaraz się wszystkiego dowie. Mama chciała im coś powiedzieć i Lilka podejrzewała, że będzie to dłuższa historia.

Natalia zastanawiała się, jak zacząć opowieść, jak wytłumaczyć to wszystko tak, żeby zrozumieli. Nie chciała, żeby ocenili ją pochopnie, chociaż prawdą było, że sama nie wiedziała do końca, jak ma siebie oceniać. To było bardzo trudne, zagmatwane… Postanowiła wrócić do początku, odkąd tylko pamięta, i opowiedzieć to tak, jak podpowiadało jej serce.

– Wysłuchajcie mnie dobrze. Nie byłam z wami do końca szczera… Od kiedy poznałam ciebie, Mark, i od chwili twoich narodzin, Lila. Sądziłam, że w ten sposób będę was chronić, że ta wiedza nie jest wam do niczego potrzebna. Nie sądziłam, że moja przeszłość mnie odnajdzie, wydawało mi się, że udało się na dobre zostawić ją za sobą. Dziś okazało się, że nie mogę się od niej uwolnić. Zacznę więc od samego początku. Mark… Wiesz, że nigdy nie zapytałeś mnie, czy mam rodziców i skąd ja się w ogóle wzięłam w tym przydrożnym barze? Mogę ci teraz powiedzieć, dlaczego nie zapytałeś… Bo ja tak chciałam. Podświadomie zasugerowałam ci, że wcale nie potrzebujesz tego wiedzieć. I nie patrz na mnie jak na wariatkę.

Mam pewne zdolności, najprościej można je określić jako telepatię. Nie jest to tylko czytanie w myślach innych ludzi, to przede wszystkim nakłanianie ich, żeby robili to, co im każę. To mogą być delikatne sugestie, tak jak w twoim przypadku, Mark, ale mogą to też być polecenia. Nie stosowałam tego od lat, przysięgam, od kiedy odeszłam z mojego świata i poznałam ciebie. Wyjątkiem był ten jeden raz, kiedy wpłynęłam na ciebie, abyś nigdy nie pytał o moją przeszłość. Czułam się z tym paskudnie. Mark, przysięgam – miałam pewność, że to jedyne wyjście.

Nie znałam moich rodziców i nie mogłam o nich nigdy pytać. Zabrały mnie prosto ze szpitala, od razu po porodzie. Mamie i tacie prawdopodobnie powiedziano, że nie przeżyłam, albo wymazano im mnie z pamięci, nie wiem. Matki – tak kazały na siebie mówić. Jak się później dowiedziałam, mają swoje emisariuszki na całym świecie. Gdy tylko czują, że gdzieś na świecie ma urodzić się dziecko obdarzone zdolnościami telepatycznymi, pojawiają się tam. Jeśli rzeczywiście noworodek emituje, czyli przejawia zdolności telepatyczne, zabierają go i włączają w swoje szeregi. Robią tak, ponieważ same nie mają dzieci. Dla nich jednak ciąża byłaby stratą cennego czasu, one muszą ciągle pracować, ciągle emitować. Emisja polega na naprawie powłoki Równowagi, która strzeże pokoju na świecie, równoważy obecne na nim dobro i zło. Wyjaśnię to za chwilę…

Wracając do mnie: wychowała mnie mamka, nie wiem nawet, jak się nazywała, w myślach mówiłam na nią Nela. Mieszkałyśmy w domku na wsi, z dala od innych ludzi. Oprócz mnie były jeszcze dwie dziewczynki. Jedna była moją rówieśniczką, miała na imię Kira, druga zjawiła się, kiedy miałyśmy około siedmiu lat, nazywała się Lajla. Gdyby nie one, prawdopodobnie postradałabym rozum, żyłyśmy razem jak siostry. Myślę, że wszystkie byłyśmy wychowywane w ten sposób, po kilka dziewczynek w jednym miejscu, to była metoda na zwiększenie naszej mocy. Jak to się mówi: w kupie siła. Matki uczyły nas panować nad naszymi umiejętnościami, mówiły, na czym będzie polegała nasza praca. Dziewczynki zaczynały aktywnie pracować po ukończeniu szesnastego roku życia, stawały się wtedy Matkami. Mówię cały czas o dziewczynkach, chociaż słyszałam też o kilku chłopcach, którzy stawali się Ojcami, ale było ich niewielu i za moich czasów znajdowali się gdzieś na terenie Indii. Nie wiem, jak jest dziś, minęło wiele czasu.

Wyjaśnię wam teraz, na czym polega ta praca, po co to wszystko. Wyobraźcie sobie, że wokół Ziemi znajduje się pewnego rodzaju pole siłowe, chyba tak najprościej będzie to ująć. Coś jak stratosfera, troposfera… Lila, uczyłaś się już tego na geografii. Najbliżej Ziemi znajduje się jeszcze jedna powłoka, o której nie uczą w szkole. Jest to sieć, która kieruje ludzkimi emocjami, a raczej zachowuje je w spokoju. Gdyby coś ją zniszczyło, na całym świecie zapanowałby olbrzymi chaos. Dokładnie nie wiadomo, jak miałoby to wyglądać. Może ludzie zaczęliby się wzajemnie zabijać, silniejsze jednostki przejęłyby władzę, a może po prostu zapanowałoby zbiorowe szaleństwo. Przepowiednia głosi, że byłby to początek apokalipsy.

Zadaniem Matek jest pilnowanie, aby powłoka trwała w jak najlepszej kondycji, żeby nie robiły się w niej dziury. Powstają one w wyniku złych czynów ludzi, w wyniku złych emocji, złych uczuć. Najprościej mówiąc, sfera ulega dewastacji w kontakcie ze złem. To coś, co mogłabym porównać do dziury ozonowej wywołanej przez freony. Tylko tu jest o wiele więcej dziur, małych, ale gęsto rozsianych po całej Ziemi.

Niektórzy ludzie mają bardzo negatywny wpływ na otaczający ich świat. Czasem mówi się o kimś, że jest toksyczny, że jest wampirem emocjonalnym. Tacy ludzie stanowią około piętnastu procent populacji. To naprawdę dużo osób do pilnowania. Matki wyczuwają je i najprościej ujmując, starają się je uspokajać, przekazywać dobre emocje i równocześnie naprawiać naruszoną przez nie powłokę. To jest właśnie emisja.

Emisja musi odbywać się cały czas. Wszystkie działają razem, na całym świecie. Matki nie zwabi jednorazowy wybuch gniewu, pojedyncza uraza, one zajmują się ludźmi złymi do szpiku kości. Nie mogą sprawić, że taka osoba nagle stanie się dobra, ale mogą próbować wpłynąć na jej emocje, przynajmniej na czas naprawy tej sferycznej powłoki, o której wspomniałam. Można powiedzieć, że to, co robią, jest chwalebne. Jest tylko jedno ale. Ich działanie jest bardzo wycieńczające, mało która dożywa do czterdziestki. Sami rozumiecie, kiedy jedna z nich umiera, jej miejsce musi zająć następna. W przeciwnym razie skutki mogą być opłakane. Wojny, kataklizmy… Ja także jestem Matką, a raczej byłam. Dopóki nie uciekłam. Odeszłam od nich, ale dzisiaj mnie znalazły. Te dwie kobiety, z którymi dzisiaj rozmawiałam, to Kira i Lajla, to dziewczynki, z którymi się wychowałam. Kira jest w moim wieku, wygląda na pięćdziesiąt lat. Myślę, że już niewiele życia jej zostało. Im matka jest starsza, tym proces emisji bardziej ją wykańcza. Najbardziej wartościowe są dziewczyny od szesnastego do dwudziestego piątego roku życia. Ja uciekłam w wieku dwudziestu lat, to musiał być dla nich wielki cios. Ale nie miałam wyjścia, nie myślcie o mnie źle, że nie chciałam się poświęcić. Rozumiałam, jakie to ważne, ale wtedy nie widziałam innego rozwiązania, byłam taka młoda…

Natalia urwała, zaschło jej w ustach. Spojrzała na męża i córkę. Wyglądali, jakby nie mogli w to wszystko uwierzyć. Jakby właśnie im powiedziała, że mieszkają na Marsie albo że Mikołaj naprawdę istnieje… Napiła się zimnej już kawy.

– Mamusiu, czy one teraz przyszły po ciebie? Czy chcą, żebyś wróciła?

– Nie, kochanie, chodzi im o kogoś innego. Kogoś znacznie potężniejszego ode mnie i cenniejszego.

– Mogłabyś być mniej zagadkowa? – Mark powiedział to bardzo cicho. Tak jakby wcale nie chciał słyszeć odpowiedzi, chyba się domyślał, o kogo chodzi. Zimny dreszcz przebiegł mu po plecach.

– Jest jeszcze jedna sprawa… Przepowiednia. Mówi ona o tym, że kiedyś narodzi się dziewczynka potężniejsza od którejkolwiek z Matek. Dziecko o potężnej mocy, które samodzielnie naprawi sferę i uczyni ją niezniszczalną. Już nikt więcej nie będzie musiał poświęcać swojego życia, żadna z telepatek. Może nawet większość z nich nie dowie się o swoich zdolnościach, bo świadomość ich posiadania jest kluczem do ich użycia. To tak jakbyście nie wiedzieli, że macie ręce, którymi możecie coś podnieść, tak najprościej mogę wam to opisać. Istnieje jednak czarna strona tej na pozór dobrej nowiny. Dziecko niemal na pewno nie przeżyje…

Przerwała, a do jej oczu napłynęły łzy. Wtedy Mark nie miał już wątpliwości…

– Mamo, ty byłaś tym dzieckiem? I dlatego uciekłaś? Bałaś się?

– Nie, Lusia… Teraz się boję… Uciekłam, kiedy dowiedziałam się, że tym dzieckiem będzie moja córka.

W kuchni zapadła grobowa cisza. Lila analizowała ostatnie słowa wypowiedziane przez jej mamę. Nie mogła zrozumieć, co mają one znaczyć, pierwszy szok zaczął przeradzać się w zrozumienie. Czy to jest możliwe? Może to wszystko jej się śni? Że ona niby ma być superwoman, która ocali świat? To chyba jakiś żart.

– Natalio, jeżeli to, co mówisz, jest prawdą, choć mój umysł z trudem to ogarnia, to czy mam rozumieć, że naszej córce grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, bo musi zrealizować wizję ratowania świata?

Mark z trudem panował nad drżeniem swojego głosu. Miał nadzieję, że jego żona odpowie, że jednak żartuje, że nie ma żadnych Matek, telepatek, sfer i innych dziwactw, a kobiety, z którymi rozmawiała na ulicy, to jakieś dalekie ciotki albo kuzynki. Chociaż rzeczywiście… Dlaczego nigdy nie zapytał o jej rodzinę? Przecież każdy normalny człowiek kogoś ma. Dlaczego nie zapytał, skąd pochodzi, do jakiej szkoły chodziła? Zdał sobie nagle sprawę, że nie wie nic o kobiecie, z którą żył od szesnastu lat. Jakby była obcą osobą. Przeraziło go to prawie tak samo jak wiadomość, że jego malutka córeczka ma oddać życie dla ratowania świata.

– Mark, ja tylko mówię, że taka jest przepowiednia. Naprawdę robiłam wszystko, żeby tego uniknąć, ale sam widzisz…

– Po co uciekałaś? Gdybyś tam, nie wiem nawet gdzie, została, nigdy byśmy się nie spotkali…

– Nie chciałam, żeby mnie zmusiły, rozumiesz? Żeby wyhodowały sobie to dziecko. Postanowiłam, że ucieknę i nie będę miała dzieci. A jeśli nawet, to z dala od nich.

– Nie chciałaś mnie?

Zupełnie zaskoczyły ich słowa córki. Bo właściwie co oni robili? Zamierzali kłócić się o to, że urodziło się im dziecko? O to, że się spotkali i pokochali?

– Lila, kochana, oczywiście, że chciałam! Jak możesz sądzić inaczej? Po prostu sama widzisz, to nie takie proste. Bałam się, że jak już się pojawisz, nie zdołam cię uchronić przed…

– Przed przepowiednią?

– Tak, właśnie. I jak widać, nie umiem.

– Jaki masz plan?

Mark zadał to pytanie tak naturalnie, że Natalię zatkało. Plan? Jaki plan? Była kompletnie zaskoczona, spanikowana. Gdyby się nie postawiła, Kira zabrałaby Lilkę jeszcze tej nocy, mogłaby nawet ją porwać. A on pytał o plan. Nie miała żadnego planu, nawet planu B. Jak mogła do tego dopuścić? Żadnego konta bankowego za granicą, tak by mogli wyjechać gdzieś daleko, żadnych podrobionych dokumentów z inną tożsamością, tak jak w filmach. Nic, jak dziecko we mgle. I nie był to film.

– Nie mam planu, a one tu wrócą wieczorem.

ROZDZIAŁ II

1.

Mark bardzo kochał swoją żonę, może nie tak jak Lilkę albo po prostu inaczej. Zakochał się w niej jak szalony i nigdy tego nie żałował, aż do tej chwili.

Siedział teraz w kuchni ich wspólnego domu i czuł… Właściwie co? Obawę, strach, smutek, gniew? Chyba wybuchową mieszankę tych wszystkich uczuć. Chciało mu się płakać, wyć. Jak to się mogło im przytrafić? W ich spokojnym, poukładanym, szczęśliwym życiu nagle taki szok. Jakieś science fiction… Natalia okazała się kimś innym, niż była. Skrywała niesamowitą przeszłość, drugą osobowość, sam nie wiedział, jak to nazwać, co myśleć. Czuł, że jego mózg nie jest w stanie tego ogarnąć, że za moment dostanie poplątania zmysłów, oszaleje. I wtedy oprzytomniał, bo przecież tu nie chodziło o niego ani o jego żonę, ale o Lilkę, muszą ją jakoś uratować. Nie poświęci dziecka dla ocalenia świata. Jak ma się skończyć, to niech się kończy dla wszystkich. Mark nie widział żadnego powodu, dla którego jego malutka miałaby się poświęcać. Przynajmniej połowa ludzi nie była tego warta, część, gdyby mógł, sam by sprzątnął. Pedofile, mordercy, gwałciciele, między innymi dla nich jego dziecko miałoby złożyć siebie w ofierze? Postanowił, że dopóki żyje, nie pozwoli na to. Z Natalią będą musieli naprawdę szczerze porozmawiać. Prawdopodobnie nie raz i nie dwa. Być może ich małżeństwo tego nie przetrwa… Choć może nie będzie tak źle? Do tej pory byli szczęśliwi, ale ciężko będzie odbudować zaufanie. W końcu zataiła przed nim swoją prawdziwą tożsamość. Teraz musieli działać razem dla dobra córeczki.