Pod maską nocy - Mariusz Pikulski - ebook

Pod maską nocy ebook

Mariusz Pikulski

0,0

Opis

Pod maską nocy to zbiór wybranych wierszy, które były publikowane w Internecie, antologii i tomikach, oraz wierszy, które nigdzie się wcześniej nie ukazały.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 72

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Mariusz Pikulski

Pod maską nocy

wiersze zebrane

Projektant okładkiMariusz Pikulski

© Mariusz Pikulski, 2017

© Mariusz Pikulski, projekt okładki, 2017

Pod maską nocy to zbiór wybranych wierszy, które były publikowane Internecie, antologii i tomikach, oraz wierszy, jakie nie miały jeszcze publikacji. Wiersze różne w temacie łączy jedynie czas powstania — noc.

Jedynie w nocy można

ujrzeć inny świat

kiedy ku gwiazdą płyną oczy

stając się światłem rozumienia…

— Mariusz Pikulski —

ISBN 978-83-8104-226-0

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

* * *

Jesteśmy tylko maleńką kroplą w wodach świata, niesioną często bez wpływu na nurt czy wiatr. Nikt też nie jest jedyny, w bólu, płaczu, uśmiechu, radości — życiu… A wszystko, co mamy jest nieskończenie małym wycinkiem teraźniejszości, który znika z chwilą czasu.

* * *

Czytałem kiedyś o pewnym człowieku, który wyszedł z domu, aby zaspokoić ciekawość tego, co go otacza. Szedł drogą rozglądając się wokół i nagle wpadł do głębokiej dziury. Cały dzień mu zajęło, zanim się z niej wydostał. Wrócił więc do domu, żeby wyruszyć w drogę następnego dnia. Rankiem dzielnie maszerował, lecz znów wpadł do tej samej nieszczęsnej dziury. I tak mijały kolejne dni, jak wpadał co dzień do dziury, aż do dnia ósmego. Tego ranka kroczył pewnie i ostrożnie, a kiedy zbliżył się do owej dziury zgrabnie ją ominął. Zadowolony szedł przyglądając się wszystkiemu ciekawie, gdy nagle wpadł do kolejnej dziury. Wcale się jednak nie zmartwił, tylko ze śmiechem powiedział: nauczyłem się tamtej dziury, to i kolejnej też się nauczę.

Człowiek nie ryba, a pływa

Nie wielbłąd, a dźwiga,

Lecz najważniejsze

Aby dnia swego, co dzień się uczył.

              To czego nie ma, nie oznacza, że nie istnieje,          a to,

co

istnieje, nie znaczy, że takie jest.

Piórko…

Nauczyłem się nocy

Czystej bez farby,

Nagiej bez posiadania

— Noc nie jest zachłanna

Patrzyłem w sny jawy

Świadectwa śmierci miłości

Stając na krawędzi,

Gdzie budzi się życie.

Teraz próbuję uczyć się dnia

Kiedy staje się bogatszy

O nowego anioła.

* * * Otwórz usta

Otwórz usta ze słońcem,

Aby nie przestraszyć ptaka

— Może przyniesie Ci gałązkę.

Cień…

Na niebie chmura spogląda w ziemie

Szukając oczu rzeźbiących obłoki,

Aby płynęły tchnięte oddechem.

W obliczu szarości zmieszanej z czerwienią

Dnia światła ustępującego ciemności

Rodzą się w szeptach cienie.

Patrzyłem dniem by zbudzić wiatry

Niosące słowa jak skrzydła

By śnić jak ćma…

Jak ćma w ustach księżyca

Kiedy świt szary spisuje pakty

W zamian za rąbek życia.

Patrzyłem mrokiem czarnym

W bezgwiezdne niebo otchłani

Zostawiające strzępy skóry,

Falujące kalectwem odnóży

Próbującym rozłożyć żagle,

Które tonęły w kroplach

Rozmazując ciemność popiołem.

I wtedy na niebie iskra

Zbudzona z głębi

Rozdarła w nim skrawek

Uwalniając blask srebra.

Cienie leżały wzdłuż fali

Topiąc zegary pamięci

Broniące się szeptem kamieni

Zgniatając wilgoć powietrza

W smak bólu i tęsknotę

Dusząc patrzące oczy.

W poświacie nieba

Wschodziły dziwne kształty,

I wielka czerń niczym żywa,

Która wznosiła się w wijącym krzyku:

— Bywajcie! Bywajcie!

I one przyszły…

— Kim jestem?

Skrzypiący głos jak stare koło

Uniosło echo między krąg cieni,

— Kim jestem?

Wtórowały głosy,

A wielka czerń milczała.

Cisza jak martwe płuca

Zawisła chwilą.

Strach oczu patrzy wisielcem,

A w srebrnym szalu dłonie powstają.

Potem kontury niczym sen marą

I znowu iskra.

Lunatycy szeregiem jak blade płótno

Podszyte włosem

Wijącym się żywym,

Rzekłbyś siostry Gorgony

Powielone w odbiciach

Dotykające kamieni

Wraz ze słowami

Jakby zaklęciem:

— Żyje i jest ożywiony

Jest martwy i jest uśmiercony

— Żyje i jest ożywiony

Jest martwy i jest uśmiercony…

Wtem gruby cień wyrwał się z kręgu

Pełznąc niczym wąż w oczach nocy

Po łzach srebrnych tulących ziemię

I wspiął się na plamę czerni

Opadając na kolana ze słów jękiem:

— Nie wiem czy śmierć jest snem

Czy wszystkie noce śmiercią

Bo jeśli to przebudzenie spełnienia

Poprawia koszmarny makijaż,

Gdzie ból zakłada czarny garnitur,

A białe rękawiczki proszą do tańca

Prowadząc w tarcze muzyki

Tnące nienawiścią żywe na wióry,

Aby dać innym wskrzeszenie

To wolę dalej tkwić pomiędzy

W zawieszeniu jak cień nędzny.

Na co wielka czerń rzekła:

— Jam jest cień wszystkich cieni

Otchłań życia i śmierci

Plama karmiona myślą i czynem,

Stworzona nie przez Boga

Lecz człowieka — pana świata,

A tyś jedynie jak strawa

Więc milcz, bo z łatwością przychodzą mi torsje

I wtedy legniesz jak te kamienie,

Gdzie szept w nich wyryty

Pilnują Gorgony, by nigdy nie ożył.

Na niebie chmura odsłania światło,

Słoneczne drzazgi przebijają powieki,

Lecz jakże smutną garść ziemi podnoszę.

Wiem nie utulę, jedynie łzę uniosę

Patrząc jak z małej iskry cień wielki pada.

— Oj biada ci serce i ziemio nasza

Ślepców cień wszystko otacza.

Sen jawę tuczy

Postrzępione promienie lampy

Poruszały liście drzewa

Dotykając wilgocią drogi,

Niczym językami szepczącej nocy

Tęsknej za echem kroków,

Nim te umilkły w gwiazdach nieba.

Obrazy w kałużach wabiły cienie

Lecz kiedy wiatr pochylał usta

Marszczyły odbicia jak ciche twarze,

Gdy niemy krzyk dusi marzenia

W zerwanych łańcuchach zegara życia.

Pod maską skóry mrok ukrył skrzydła…

Ktoś ukradł księżyc

Wieszając bochen chleba.

Powietrze i ulica

Gdzież to ja jestem? O kraju dawny,

Kiedy lipa nie wita gości ostoją

Tu gdzie stolicę ma teraz ptak stawny,

Którego nawet góry się boją?

Cóż to ci matko? Bóle i żałości

Krew jeno przemówić zdoła —

Rwąc i dzieląc twoje wnętrzności

Potem tylko grawer kamieni zawoła:

Ach, bracia pobili braci

A synów pożarli jak zbójcy!

Teraz, pociecha ostatnia płaci,

Co miesiąc nowemu twórcy?

Nieszczęsna siostro, dziecię też pewnie!

Z tego łona wzięte

Przez słowa płynące rzewnie,

Cieniem niedoli przeklęte.

Spójrz w ulice niezgodą usłane

Pamięci rany jeszcze nie skrzepły,

Tam leżą ciała krwią zapisane,

Tu gdzie oddech w sercu wciąż ciepły.

Wszystkich donikąd wrogość wyzuje,

Okrutna chciwa zemsta zdobyczy

Jak dziki cień nad mądrość wzlatuje,

Który miłości nie czyni, a jeno rany kaleczy.

Jeśli nikt oczu jutrzenką nie obróci

W niechybnej karze tego zegara

Weź Boże mnie, niech czas śmierć skróci

Niech za wszelki gniew, starczy Ci jedna ofiara.

Politicus

Rozbity jak księżyc w trzosach

Odbija w toni kwiat żonkila,

Folwarku armii ras ewolucji,

Gdzie cicha noc dźwięk niesie

Mlaskając w korycie znajomego echa.

Weselna była mu uczta

Dopóty sam daniem się nie stał.

Lecz nic to…

Nic to za wiele

Poszedł wół, pójdzie i ciele

Jutro zapowiedź i kolejne wesele…

* * * Każdy kraj

Każdy kraj ma własną scenę życia

na której od czasu, do czasu

można znaleźć i osła.

Nocna cisza

Nocna cisza rozświetla gwiazdy

Przez tęskne okna marzeń,

Które niczym oczu lustra

Odbijają wędrujące cienie.

Szukałem wiatru w szepcie,

Aby zbudził zmysły nocy

Rozdzierające fartuch mroku

Aż po dno ciemności duszy,

Gdzie leży jawa we śnie,

Lecz tylko krople ciszy

Opadające z twarzy nieba

Tuliły śpiące miasto.

Patrzyłem jak noc ginęła z brzaskiem

W ulicy przebudzonych kroków,

Gdzie ludzkie robaczywe słowa

Budując szklane mosty

I zapłakałem,

Stając się ciemną ciszą.

Oj syta ci ja syta

Najadła się i napiła bieda do syta,

Rozłożyła plecy do słońca

I modli w podzięce.

Usłyszała to chmura na niebie

Skąd taka radość u ciebie.

Dwa tygodnie jak byłam na pogrzebie

Obdarli żywego do końca,

Oj syta ci ja syta.

Tydzień temu u babki jak brała rentę,

Oj syta ci ja syta.

Wczoraj latałam po kraju,

Patrzyłam jak brali po pięćset

Oj nie udźwignie,

Jaka ci ja syta będę, oj syta, a syta.

Pociemniała chmura przez chwilę,

Później jasną przybrała minę

I rzekła: też mi to nowina.

Oj mówi bieda:

Lęk ci ja chmurko, przez chwilkę miałam

Że zamiast ryby, dostaną po wędce.

* * * Patrzymy w

Patrzymy w otaczające nas obrazy

i kiedy one łączą się z myślą,

postrzegamy, jak wiele ukrytej jest

prawdy pomiędzy fikcją…

Na twarzy sen

Noc zgasła w chmurach

Chowając cienie szeptu

W drzewach tęsknych liści.

Milczące krople oczu nieba,

Niczym senne widzenie

Opadają z rosą w ziemie

Zabierając śmierci obrazy

Gdzie świat nieobecny, wplatany

Z oddechu jak mgły, przyodziewa życie.

Mrok śniących murów

Poi zaglądające spojrzenie

Spod powiek skradzionego księżyca

Sznurując srebrem usta

Chodzącym we śnie.

Spoglądam w nocy oblicze,

Szukając gwiazdy, co spada.

Składając w nadziei zaklęcie,

By krew szat jej nie zdarła.

Już tylko sen

Na jawie słońce ślepe

Rozpala ogień w oczach

Zbawiennym kręgiem zemsty

Pomiędzy ludzkie cienie

Szukając klatki blasku.

Z obłoków zimne usta

Zatrute czasem stopy

Kołyszą echo serca

Z nadzieją dawnej drogi,

Gdzie jeno pień wystaje

W letargu ściętej lipy.

Umilkły słowa w deszczu