Niepewność Violet i Luke’a - Jessica Sorensen - ebook + książka

Niepewność Violet i Luke’a ebook

Jessica Sorensen

4,3

Opis

Czy Violet i Luke'owi uda się odzyskać spokój, by mogli przezwyciężyć swoje lęki i stwierdzić, co naprawdę do siebie czują?

Życie Violet Hayes to katastrofa, ma wrażenie, że zaraz straci kontrolę nad sobą. Niespodziewane informacje spadają na nią jak grom z jasnego nieba i okazują się ostatnią kroplą, która przelewa czarę. W rezultacie Violet robi coś, przez co prawie traci życie. Całe szczęście, próba kończy się fiaskiem. Obiecuje sobie, że odtąd jej rzeczywistość będzie wyglądała inaczej. Próbuje więc dowiedzieć się, co tak naprawdę czuje do Luke'a Price, jedynej osoby, która zawsze oferowała jej pomoc…

Ale Luke to alkoholik i hazardzista, który dopiero zaczyna zdrowieć i sam musi zmagać się ze swoimi demonami. Zakochał się w Violet, lecz boi się jej to powiedzieć, bo może ją tym wystraszyć, albo co gorsze, odkryć, że ona nie odwzajemnia jego uczuć, tym bardziej, że na jej życiu nadal mrocznym cieniem kładzie się chłopak z jej przeszłości…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 250

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (70 ocen)
41
15
11
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Jessica Sorensen Niepewność Violet i Luke’a Tytuł oryginału The Certainty of Violet and Luke ISBN Copyright © 2014 by Jessica SorensenAll rights reserved Copyright © for the Polish translation by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j., Poznań 2018 Redakcja Marta Stołowska Projekt graficzny okładki Paulina Radomska-Skierkowska Wydanie 1 Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 faks 61 852 63 26 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.

Rozdział pierwszy

Violet

Spadam.

Spadam.

Spadam.

Spadam w najgłębszą otchłań obojętności i nie wiem, gdzie, kiedy i czy w ogóle wyląduję. Z własnego doświadczenia wiem, że może to być samo dno. Ale teraz nic mnie to nie obchodzi, ponieważ kompletnie postradałam zmysły. Niektórzy mogliby stwierdzić, że to się stało już dawno temu, gdy po raz pierwszy postanowiłam wbiec prosto pod samochód, żeby się uspokoić i poczuć emocje inne niż te, które wiązały się ze śmiercią moich rodziców. Może to właś­nie ten powód. Dawno temu zwariowałam, i wciąż się pogrążałam, spadając coraz niżej, nie widząc drogi powrotu. Obecnie miewam się całkiem nieźle, a to rzadkość. Chyba nigdy wcześniej nie czułam się równie dobrze. Ostatnio zaś… cóż, wszystko wokół mnie zaczęło się walić.

Weźmy na przykład szkołę. Kiedyś świetnie sobie radziłam z nauką, ale to się skończyło. Parę dni temu zadzwonił do mnie doradca z uczelni, by porozmawiać na temat mojej obecności na zajęciach. A raczej o jej braku. Spodziewałam się tego telefonu, a mimo to był jak kopniak w brzuch, którego nie dopuszczam do świadomości. „Violet Hayes, brak obecności na zajęciach i twoje zachowanie wzbudziły naszą troskę”. Doradca obrzucił mnie „tym” spojrzeniem, którym obdarza mnie każdy, kto dowiaduje się o mojej krwawej przeszłości, i zaczyna mi współczuć. „To” spojrzenie napotykałam kiedyś nieczęsto, bo nikomu nie opowiadałam o swojej przeszłości, ale teraz, gdy sprawa moich rodziców została na nowo otwarta, o mojej historii mówią nagłówki wszystkich gazet, a czasem i wiadomości telewizyjne.

Jest jeszcze kwestia telefonów od detektywa Stephnera. Zawsze wiążą się z nimi złe wieści o sprawie morderstwa moich rodziców oraz moim prześladowcy. Wciąż to samo: „Nie odnaleźliśmy Miry Price”, matki mojego chłopaka, Luke’a Price, kobiety, która prawdopodobnie pojawiła się tamtej nocy w moim domu, śpiewając tę swoją popieprzoną piosenkę. „I wciąż nie ma znaku od Danny’ego Huttersonly’ego” — dodaje zawsze detektyw. Danny to mężczyzna, którego nazywam Prestonem. To mój były ojczym. Kiedyś uważałam go za kogoś, kto najbardziej odpowiada mojemu wyobrażeniu o rodzicu. Ale on nie tylko nakłaniał mnie do handlowania narkotykami w zamian za jedzenie i dach nad głową, ale też zmuszał do wyświadczania mu seksualnych przysług. Kiedyś wierzyłam w to, że jestem mu to winna, ale teraz wszystko widzę inaczej. Choć z pewnością mi to nie służy, a tylko sprawia, że czuję się chora na myśl o tym, co robiłam.

Chora.

Chora.

Chora.

Także Preston mógł mieć coś wspólnego z morderstwem moich rodziców, ale jeszcze tego nie potwierdzono. Szanse są pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Może okazać się mordercą albo jakimś chorym zboczeńcem w szponach obsesji, który przypadkowo poznał moją mamę, kiedy jeszcze była uzależniona od narkotyków, i dlatego znalazł się w posiadaniu moich zdjęć z dzieciństwa. Nieważne, co się okaże prawdą, tak czy owak czuję się z tego powodu niedobrze. Nienawidzę siebie za to, co z nim robiłam. Nie potrafię wymazać tego z pamięci, choćbym raniła się najmocniej jak potrafię. Niczego nie można w życiu wymazać. Ono jest niezmienne, począwszy od oddechów, po podejmowane przez nas decyzje. A tak się składa, że ja podjęłam kilka naprawdę bez­nadziejnych.

— Na pewno chcesz zostać? — pyta mnie Luke nie wiadomo który raz, przerywając przygnębiające mnie myśli i mój pijacki taniec. Wokół huczy muzyka, a podłoga wib­ruje od basów. W dłoni trzymam plastikowy kubek z jakimś alkoholem. Patrzę wokoło zamglonym wzrokiem, a w duszy czuję odrętwienie.

Muszę zmrużyć oczy, by przyjrzeć się twarzy Luke’a, chociaż stoi tuż przede mną. Jego obecność w moim życiu to jedyna decyzja, która nie okazała się beznadziejna, ale to mój punkt widzenia, a nie Luke’a. To on zajmował się mną przez ostatnie kilka tygodni. Teraz wygląda na zatroskanego, a bruzdy na jego twarzy się pogłębiają. I choć cały czas ma ponurą minę, wciąż jest pociągający i wygląda seksownie. Ma krótkie brązowe włosy, przez które mogłabym przebiec palcami, i trzydniowy zarost. Pod szarą, świetnie dopasowaną koszulką widać smukłe mięśnie. Wyblakłe dżinsy opadają mu nisko na biodrach. Gdybym uniosła dół koszulki, moim oczom ukazałoby się jego ciało. Do diabła, napatrzę się na niego później, jeśli mi na to pozwoli. Cofam to. Wiem, że mi pozwoli. Odkąd wyszła na jaw sprawa Prestona, Luke niczego mi nie odmówił. To zarazem i dobrze, i źle. Z pewnością czujesz się wspaniale, gdy mężczyzna daje ci, cokolwiek zechcesz, jednak brakuje mi naszego przekomarzania się i niesamowitych wyzwań, które tak mnie w nim pociągały. Dzięki temu życie wydawało się interesujące i nabierało smaku, odwracając moją uwagę od tego, co naprawdę się w nim działo, i spraw, które musiałam akceptować. Ale chyba nie uda nam się tego odzyskać i wrócić do tego, co dawniej.

Boże, gdybym mogła cofnąć się w czasie.

— Violet, czy ty mnie słuchasz? — pyta z coraz większą troską w głosie Luke. Pochyla się ku mnie, by przyjrzeć się mojej twarzy. Potrząsam głową, a on wzdycha. — Na pewno chcesz tu jeszcze zostać?

— Tak, oczywiście. — Przełykam resztę napoju z plastikowego pomarańczowego kubka w dynie. Halloween dopiero za parę tygodni, a chyba wszystko jest pomarańczowe, z dyniowym wzorkiem i w zamierzeniu przerażające. Straciłam rachubę, ile wypiłam już drinków z kubków ozdobionych dyniami. — Nie jestem jeszcze gotowa na powrót do domu. — Przeczesuję wzrokiem pokój gościnny faceta, który urządza imprezę. Sama nie wiem, czego szukam. Pewnie czegoś, co znów wpakuje mnie w kłopoty. Pomieszczenie jest pełne butelek i różnych śmieci. W powietrzu unoszą się smugi dymu z papierosów. Z głośników dobiega dudnienie muzyki. Ludzie tańczą, flirtują i całują się po kątach. Kilka miesięcy temu pewnie sprzedawałabym tu narkotyki na zlecenie Prestona.

Cholerny Preston.

Do diabła, czemu nie mogę przestać o tym myśleć! Choć raz zostawić coś za sobą!

— Chodzi o to, że jutro mamy zajęcia — przypomina mi Luke, walcząc o moją uwagę. W jego brązowych oczach dostrzegam troskę, jakby się bał, że rozsypię się na jego oczach. Ale nie ma mowy. Po załamaniu nerwowym, jakie przeżyłam w terenówce Luke’a, a potem w domu jego ojca, obiecałam sobie, że już nigdy nie pęknę. — I oboje wciąż próbujemy nadrobić zaległości po dwóch tygodniach naszej wycieczki.

Wróciliśmy do Laramie, na Uniwersytet Wyoming, po dwóch tygodniach spędzonych w Vegas, a potem w domu jego ojca. Liczba zadań na uczelni, które czekały na nas po powrocie, okazała się przytłaczająca. Powinnam siedzieć teraz w domu i uczyć się do egzaminu z chemii, który mam zdawać w piątek. Muszę do niego podejść, zwłaszcza że dostałam ostrzeżenie, bo byłam nieobecna na zajęciach. Ale nie mogę się teraz uczyć. Jestem zbyt niespokojna. W moich myślach panuje zamęt, a w głowie wciąż pojawia się ta sama sekwencja.

Preston.

Moi rodzice.

Mama Luke’a.

Preston.

Kim ja teraz jestem?

Tamtą rozbitą dziewczyną?

Zagubiona.

Zbłąkana.

Szukam czegoś, czego pewnie nigdy nie znajdę.

— A może wrócisz sam? — pytam Luke’a, zgniatając pusty kubek, który potem rzucam na pobliski stolik do kawy. — A ja wrócę do domu z Sethem.

Jeszcze mocniej marszczy brwi.

— To brzmi jak zapowiedź katastrofy.

Udaję urażoną.

— Hej, ostatnio jest między nami lepiej. — Zaczynam znów tańczyć, bo bezruch wydaje się niemożliwy. To prawda, co powiedziałam. Odkąd wróciliśmy, Seth, jeden z moich współlokatorów, z którym znajomość była jak dotąd burz­liwa — zapewne dlatego, że kiedyś uważał mnie za dziwkę — lepiej się do mnie odnosi. Pewnie z litości. Jest mu mnie żal, bo zamordowano moich rodziców, a matka Luke’a miała udział w ich śmierci. Czuje litość, bo osoba, którą uznawałam za kogoś w rodzaju ojca, okazała się zboczeńcem prześladującym mnie od czasów dzieciństwa. Wszyscy wydają się nade mną użalać. Może powinno mi to pomóc dojść do siebie, ale ja potrzebuję ciszy, by zdrowieć. Przynajmniej tak sobie powtarzam, choć nieczęsto się to zdarza. W chwilach szczerości wobec siebie przyznaję, że próbuję odseparować się od świata. Ale nie umiem postępować inaczej, w przeciwnym razie czuję, że się załamię. A kiedy jestem bliska tego stanu, pojawia się zagrożenie, że stanę na krawędzi, by sprawdzić, czy jestem w stanie przekroczyć pewne granice.

Choć byłoby to trudne, bo cały czas jestem pod nadzorem. Detektyw Stephner zadbał, by nocą przed moim domem zawsze stał zaparkowany radiowóz. Za dnia i w pozostałych godzinach powinnam przebywać w czyimś towarzystwie. Zdaje się, że Luke przyjął na siebie tę rolę, bo nie opuścił mnie od chwili, gdy wyjechaliśmy z domu jego ojca. Czuję się podle. Zanim mnie spotkał, miał przecież swoje życie, a ja mu je chyba odebrałam. Choć to smutne, wiem, że nasza historia skończy się, gdy Luke zmęczy się już tym całym syfem, który mnie otacza, i kopnie mnie w tyłek, jak to robią wszyscy w moim życiu. Kiedyś mi to nie przeszkadzało. Pokazywałam im środkowy palec i odlatywałam w dal, rozpościerając szeroko skrzydła. Teraz przypominam raczej ptaka ze złamanym skrzydłem, który zaraz uderzy o ziemię. Nienawidzę siebie, bo okazałam się słaba i podatna na ciosy. Tęsknię za silną, niezniszczalną Violet, ale nie wiem, jak ją odzyskać.

Luke kładzie ręce na moich biodrach i zatrzymuje mnie w pół ruchu. Uświadamiam sobie, że znalazłam się w samym środku tłumu. Otaczają mnie spoceni ludzie, którzy w rytm muzyki ocierają się o siebie w seksualny sposób. Kiedyś z Lukiem zachowywaliśmy się tak samo, ale to już przeszłość.

— Nieważne, czy dasz sobie radę, czy nie — Luke wypuszcza mnie z uścisku i nerwowo drapie się po karku, ogarniając wzrokiem chaos panujący w pomieszczeniu — nie zostawię cię tu samej.

— Ale ja nie będę sama. — Kulę się, gdy na mnie patrzy. Jego przeszywający wzrok onieśmiela nawet mnie. — Przecież jest tutaj Seth.

— Potrzebuje opiekunki tak samo jak ty, więc to żaden argument. — Wydymam wargi i potykam się o własne stopy, próbując dostać się do miejsca, gdzie serwują drinki.

— Psujesz mi zabawę.

— A ty się upiłaś. — Wzdycha ciężko i kładzie rękę na moim ramieniu, pomagając mi utrzymać równowagę. — Czy możemy już iść? Proszę?

— To z powodu alkoholu? — Wpadam w jego ramiona. — Czy to dlatego chcesz stąd wyjść?

Potrząsa głową.

— Chcę tylko znaleźć się w domu. — Mówi z nacis­kiem: — Z tobą.

Luke, król opojów, od miesiąca jest trzeźwy. To dziwne, ale z przyjemnością patrzę, jak mu to służy. Po intensywnym tygodniowym detoksie przestał pić. Wiem, że przychodzi mu to z trudem, choć o tym ze mną nie rozmawia. Jest jeszcze poważniejszy i bardziej odpowiedzialny niż zwykle. Wygląda też znacznie zdrowiej. Dostał nawet pracę w restauracji, w której pracuję z Greysonem. Tak mija mu cały dzień: praca, nauka, dom, w którym spędza ze mną czas — choć w zasadzie się mną opiekuje. Wydaje się w pełni z tego zadowolony, co wprawia mnie w zakłopotanie, bo zwykle ludzie nie czują się dobrze w moim towarzystwie, zwłaszcza gdy tyle o mnie wiedzą.

Luke wygląda na rozdartego. Wyciąga do mnie rękę.

— Skarbie, proszę, wróć ze mną do domu.

Słowa „skarbie” i „dom” rozbłyskują w moim umyśle niczym światła latarni. Przyprawiają o drżenie. To jednocześ­nie dobre i złe uczucie. Emocje aż kipią, by się wydostać. Luke jest dla mnie ważny. Dzięki niemu czuję się komfortowo. Bezpiecznie. Mógłby zabrać mi to z łatwością. To kolejna moja słabość. Zależność.

Pewnie wpadłabym w panikę, ale alkohol tłumi kłębiące się we mnie uczucia. Może właśnie dlatego znalazłam się tutaj, by się znieczulić i wpaść w stan pozbawiony emocji.

— Często tak mnie nazywasz — mówię, walcząc z pijackim oszołomieniem. Na trzeźwo pewnie bym zignorowała jego słowa.

Dostrzegam, że jego wargi nieznacznie drgnęły. Po raz pierwszy od dłuższego czasu widzę oznakę rozbawienia.

— Czyli jak? — W tonie jego głosu dźwięczy lżejsza nuta. Udaje, że nie ma pojęcia, o czym mówię.

— Wiesz jak. — Chcę położyć ręce na biodrach, ale pokój zaczyna wirować wokół mnie, aż muszę złapać się ramion Luke’a, by odzyskać równowagę.

Pochyla się ku mnie i zbliża wargi do mojego ucha. Odnajduje dłońmi moje biodra i przez materiał sukienki wbija palce w moje ciało.

— Skarbie — szepcze, a ja czuję gorący oddech na szyi.

Drżę i kiwam głową.

— Właśnie tak… o co chodzi… dlaczego… tak do mnie mówisz.

W jego oczach tańczy rozbawienie, gdy się ode mnie odsuwa.

— Martwi cię to?

Waham się, czy odpowiedzieć, w końcu wzruszam ramionami.

— Sama nie wiem.

— Mam przestać?

— Ja… znów nie wiem… ja tylko nie wiem, co to znaczy. — Niechcący prawda znów wychodzi na jaw. Niech szlag trafi alkohol. To jakieś cholerne serum prawdy. Luke nie kryje już uśmiechu.

— Cóż, to słowo ma kilka znaczeń, ale dla mnie to oznaka czułości.

— Wiem, co znaczy to słowo. — Wykonuję tak niezdarny gest, że przypadkowo uderzam się w twarz. — Ale nie wiem, co to oznacza dla nas. — Rozcieram miejsce na twarzy, w które uderzyłam, a Luke śmieje się z mojego braku koordynacji.

Nagle, gdy w pełni uświadamia sobie, co powiedziałam, na jego twarzy widać dziwny wyraz paniki i zmieszania. Wtedy i ja czuję się nieswojo.

Luke chyba także to dostrzega, bo szybko kieruje rozmowę na inne tory.

— Powiem ci coś. — Delikatnie dotyka palcami mojej skóry, przyciągając mnie bliżej. Nasze ciała dopasowują się do siebie. Stoimy bardzo blisko. Czuję, jak szybko bije jego serce… a może to moje. Pachnie wodą toaletową i papierosami — cały Luke. — Wróć ze mną do domu, a kiedy już się tam znajdziemy, możemy robić, co zechcesz.

— Sądziłam, że musisz nadrobić zaległości w szkole…

— Bardziej martwię się tym, byś bezpiecznie dotarła do domu… nie robiąc nic głupiego. — Zakłada mi za ucho kosmyk moich czarno-czerwonych włosów.

Nie wiem, czy dobrze rozumiem to, co mówi. Luke zna mój brudny sekret. Sprawdzam, jak daleko mogę się posunąć, ryzykując życiem, by poczuć adrenalinę, która stłumi emocje. Strach pokonuje ból.

— Luke, nic mi nie będzie, słowo. — Próbuję go od siebie odsunąć. Niech zrobi sobie przerwę od niańczenia mnie, ale on chyba tego nie chce.

Potrząsa głową i przyciąga mnie do siebie tak blisko, że czuję ciepło jego oddechu na swojej twarzy. Niemal czuję smak jego warg.

— Powiedziałem, że nie wyjdę bez ciebie. — Potem składa na moich ustach delikatny jak piórko pocałunek, który wystarcza jednak, bym straciła kontakt z rzeczywistością. — A teraz przestań być taka upierdliwa i wróć ze mną do domu.

Już mam się poddać, gdy nagle dostrzegam wyraz jego twarzy. Patrzy na mnie, jakbym była dla niego wszystkim. Aż chce się uciekać. Przed nim. Z tego miejsca.

Uciekać.

Uciekać.

Uciekać.

Bo wiem, że gdy wrócę do domu, otoczy nas cisza i  zacznę wszystko na nowo odczuwać.

I choć nienawidzę siebie za to, zrobię wszystko, by niczego nie czuć.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Rozdział drugi

Luke

Zrobiło się cholernie późno. Chcę już wrócić do domu. Sądziłem, że udało mi się ugłaskać Violet, mówiąc do niej „skarbie”, ale nagle coś, co powiedziałem, wywołało u niej panikę. Poszła po kolejne drinki. Nie cierpię patrzeć, jak topi ból w alkoholu — zbyt dobrze rozumiem tę potrzebę. Jednak obserwowanie, jak przez to przechodzi, pozwala mi zachować trzeźwość, ze względu na nią muszę mieć bowiem jasny umysł. Chociaż nie jest to dla mnie łatwe. Wciąż myślę o błogim smaku alkoholu, gdy tylko widzę go gdzieś w pobliżu. Ale udaje mi się przezwyciężyć pragnienie i nie pić, bo przypominam sobie, że dbam o Violet i muszę jej wynagrodzić to, co odebrała jej moja matka.

Przez większość imprezy miałem na nią oko. W ciągu ostatnich kilku tygodni weszło mi to w krew. Violet upija się, a ja pojawiam się przy niej, by się nią zająć. Ale dzisiejszego wieczoru moją uwagę zajmuje rozmowa z Dreyem Filtphermenem na temat tegorocznego sezonu i tego, jak „skopiemy wszystkim tyłki”.

Potakuję, słuchając go nieuważnie, bo przeczesuję wzrokiem tłum w poszukiwaniu Violet.

— Tak, powinniśmy dać radę. — Futbol to ostatnia rzecz, o której teraz myślę.

Drey kiwa głową i wypija kolejkę.

— Coś podobnego. Nie pijesz dzisiaj?

Potrząsam głową.

— Nie, dziś wieczorem jestem kierowcą.

Nie do wiary. W życiu bym nie przypuszczał, że to zdanie kiedykolwiek wyjdzie z moich ust.

Patrzy na mnie tak, jakbym właśnie stwierdził, że grawitacja nie istnieje.

— Naprawdę?

Wzruszam ramionami. Nie mam do niego pretensji o to, że nie wie, co jest grane. Słynę z tego, że się upijam i zastraszam ludzi. Ale to przeszłość. Już tak nie robię. Chciałbym, żeby wszyscy przestali mnie postrzegać jako groźną, wściek­łą, pijaną męską dziwkę.

— Muszę kogoś poszukać. — Nie zwracam uwagi na to, że Drey coś wykrzykuje. Przeciskam się przez tłum, nad którym unosi się zapach kolejek tequili, potu i pożądania. W końcu odnajduję Setha, który gawędzi z Greysonem w kącie pomieszczenia.

— Hej, widzieliście Violet? — przerywam ich rozmowę. Znam jednego i drugiego na tyle dobrze, że nie mają mi tego za złe. Seth i Greyson są naszymi współlokatorami, moimi i Violet. Obydwu uważam za przyjaciół. Są na tyle dobrze zorientowani, co się dzieje w życiu Violet, że wiedzą, jak źle wróży niemożność jej odnalezienia.

Seth wskazuje korytarz.

— Ostatnim razem, gdy ją widziałem, szła do łazienki.

Zaczynam iść w tamtą stronę, gdy Greyson woła:

— Wszystko w porządku?

Zerkam przez ramię i potakuję, ale czuję się jak największy kłamca na świecie.

— Tak, muszę ją tylko znaleźć i tyle.

— Cóż, jeśli będziesz potrzebował pomocy, daj mi znać. — Bierze łyk z butelki z wodą.

Kiwam głową i ruszam pospiesznie ku drzwiom łazienki. Przed nimi stoi kolejka. Słyszę parę przekleństw, gdy podchodzę do drzwi i pukam.

— Violet, jesteś tam?

Przez chwilę panuje cisza, a potem słyszę stłumione:

— Tak.

Czuję ulgę. Aż do tej chwili nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo zdenerwowałem się, że straciłem ją z oczu. Naciskam klamkę, ale drzwi są zamknięte na klucz, więc pukam ponownie i wołam do niej. Tym razem mi nie odpowiada. Całe szczęście zamek to jeden z prostszych mechanizmów. Otwieram go w ciągu kwadransa. Jakiś facet wrzeszczy na mnie, gdy wchodzę do środka, ale rzucam mu wymowne spojrzenie, które mówi, żeby się walił, więc kuli się i wycofuje, a ja zatrzaskuję za sobą drzwi. Łazienka jest na tyle mała, że nie powinienem mieć problemów ze znalezieniem Violet, ale w pierwszej chwili nie jestem w stanie nigdzie jej dostrzec.

— Violet. — Mijam zlew i idę w kierunku wanny. — Jesteś tu?

— Tak — odpowiada cichym głosem. Wydaje mi się, że jest gdzieś w wannie, pod prysznicem.

Odsuwam zasłonę. Violet siedzi w wannie. Przyciąg­nęła kolana do piersi i objęła się ramionami tak mocno, jakby próbowała zwinąć się w kłębek. Kucam obok niej i ujmuję w dłoń jej brodę, unosząc jej twarz, by sprawdzić, jak bardzo jest pijana. Powiększone źrenice nie są w stanie na niczym się skupić, więc wiem, że czas ją stąd zabrać.

— Jestem gotowa, żeby stąd iść — mówi niewyraźnie, a z jej oczu zaczynają płynąć łzy. Widziałem to już wiele razy, więc wiem dokładnie, co trzeba zrobić. Podnoszę ją i wychodzę z budynku. Zabieram ją do domu, tak jak mnie o to prosiła.

***

Wybija druga nad ranem, gdy parkuję przed naszym blokiem, który znajduje się w przyzwoitej części miasta. Przy dobrej pogodzie można dojść piechotą na uniwersytet. W drodze do domu Violet zasnęła w terenówce. Wcześniej zwymiotowała w krzakach. Muszę ją wnieść po schodach, ale się nie skarżę. Nigdy nie mogła dużo wypić i za każdym razem, gdy próbuje, widać to. Nie cierpię tego. Chcę, by wróciła moja Violet.

Moja Violet? Co jest, do cholery?! Zachowuję się, jakby należała do mnie, a przecież tak nie jest. Chociaż gdy na nią patrzę, jak leży z zamkniętymi oczami i rozchylonymi wargami, a jej czarno-czerwone włosy zwisają z mojego ramienia, czuję, że jest moja, bo wtula się we mnie całym ciałem, wierząc, że zaniosę ją do domu.

— Gdyby słyszała, o czym myślisz, pewnie by cię wykastrowała — mamroczę pod nosem. Violet nigdy nie należała do dziewcząt, którym podoba się to, że do kogoś należą. Zawsze miała silny charakter i była niezależna. Pewnie po części dlatego się w niej zakochałem. Miałem już do czynienia z kobietami, które potrzebują, by ktoś z nimi był. Wkurzało mnie, gdy dziewczyny nie tylko chciały, żebym im mówił, co mają robić, ale też owijały się wokół mnie jak bluszcz. Wtedy jednak mi to nie przeszkadzało. Lubiłem sprawować kontrolę. Potrzebowałem tego, bo całe dzieciństwo spędziłem z nadopiekuńczą, psychotyczną matką. Ale gdy spotkałem Violet Hayes i zrozumiałem, że może być inaczej, stanąłem w obliczu wyzwania. Poczułem łączącą nas więź, a wtedy pojawiło się pragnienie bliskości. Już wiedziałem, że nie ma odwrotu. Nie chcę wracać do życia z czasów, gdy nie było Violet. Pragnę jedynie, żebyśmy stanęli na stabilniejszym gruncie, a ona mogła przeboleć sprawę mojej matki. Chciałbym, by moja matka trafiła do więzienia, a Violet poczuła, że jest w stanie wydostać się z matni. Pragnę pomóc jej odnaleźć w sobie tę dziką, niezależną siłę. Nie winię jednak Violet za to, że jest wściek­ła i zagubiona, ani za to, że ze wszystkim walczy. Ma do tego prawo, a ja mogę jej tylko pomagać, aż będzie gotowa przejść do następnego etapu w swoim życiu.

Docieram do szczytu schodów i macham w kierunku czarnego samochodu z przyciemnionymi szybami Wiem, że to wóz policyjny. Parkuje tu co wieczór, by obserwować, co się dzieje w okolicy. Pojawił się ze względu na Prestona, który czuje potrzebę ciągłego drażnienia Violet, wysyłając jej esemesy i grożąc, że ją zabije. Policja jest w pełnej gotowości, ponieważ Preston jest teraz podejrzanym w sprawie morderstwa rodziców Violet.

Docieram pod drzwi naszego mieszkania. Szperam z trudem w kieszeni, by wydobyć klucze, nie stawiając Violet na ziemi. Nagle dostrzegam przed drzwiami pudełko. Początkowo sądzę, że to część poczty, ale potem pochylam się i widzę, że jest zaadresowane do Violet Hayes. Nie ma znaczka pocztowego ani adresu zwrotnego. Nie widnieje na nim nawet nasz adres. Od razu ogarnia mnie niepokój. Badam wzrokiem otoczenie, spoglądam na parking na dole, a potem pospiesznie otwieram drzwi i wchodzę do środka. Ostrożnie układam Violet na kanapie i wracam pod drzwi, zastanawiając się, co zrobić z pudełkiem. Podnieść je i otworzyć? Najchętniej bym je wyrzucił, nie zaglądając do środka, bo wiem, że to nic dobrego. Cokolwiek tam jest, tylko powiększy otaczający nas syf. Ale brak wiedzy także może wyrządzić nam szkodę. Z wahaniem wychodzę za drzwi i schylam się, by ostrożnie zerwać taśmę z pudełka. Jest lekkie. Kiedy je otwieram, dowiaduję się dlaczego. W środku znajduje się fotografia. Przedstawia Violet. Zaciskam szczęki i mam ochotę uderzyć pięścią w ścianę. Violet ma na sobie tylko stanik i majtki. Właśnie zamierza włożyć krótką czarną sukienkę, którą ma teraz na sobie. Oznacza to, że zdjęcie zostało zrobione, zanim wyszliśmy na imprezę. Sądząc po kącie nachylenia, wykonano je z jakiegoś miejsca po przeciwnej stronie ulicy. Albo był to balkon restauracji na skos od nas, albo dwupiętrowy dom od miesiąca wystawiony na sprzedaż. Ten, kto je zrobił, nie podpisał się, ale ja wiem, kim on jest. To ten sam facet, który miał cały pokój pełen zdjęć Violet i wysyłał jej esemesy z pogróżkami — Preston.

Odwracam zdjęcie i czytam zdanie napisane z tyłu. „Patrz, jak łatwo ich ominąć”.

Ręce zaczynają mi się trząść z gniewu. Zakładam, że słowo „ich” dotyczy policji, która pilnuje terenu.

— Niech to szlag. — Wcześniej się nie zdarzało, by podchodził pod same drzwi. Chcę stłuc sukinsyna na miazgę, ale to trudne, skoro się ukrywa. Rozważam, czy nie przejść przez ulicę i nie sprawdzić domu oraz restauracji, ale wątpię, by nadal tam był. Policja pewnie już mnie widzi. Będą się zastanawiać, co, do diabła, wyprawiam. Nic by w tym nie było złego, gdyby nie wiedzieli, kim jest moja matka. Są podejrzliwi w stosunku do mnie, bo mogę wiedzieć, gdzie ona się ukrywa, i ją chronić. Dali mi to jasno do zrozumienia.

Zamykam drzwi i zbiegam po schodach. Przechodzę przez parking, kierując się w stronę samochodu policyjnego, zaparkowanego przy krawężniku domu na sprzedaż, na wprost mojego mieszkania. Stukam palcami w szybę, a kierowca opuszcza ją, przybierając zatroskany wyraz twarzy.

— Mogę w czymś pomóc? — Wygląda na faceta po trzydziestce. Ma na sobie cywilne ubranie, a samochód, w którym siedzi, to zwykły sedan. Policja próbuje wtopić się w otoczenie, ale zważywszy na to, co zostało napisane z tyłu zdjęcia, widać, że kamuflaż nie spełnia swojego zadania.

— Jestem Luke, chłopak Violet… — Odchrząkuję, zdając sobie sprawę z tego, że jeszcze nigdy nie powiedzieliśmy sobie, kim dla siebie jesteśmy, ale wypowiedzenie tych słów wydaje mi się stosowne. — Ktoś to zostawił na progu naszego mieszkania. — Podaję mu zdjęcie i pudełko.

Policjant przygląda się zdjęciu, a potem zerka na partnerkę, policjantkę chyba po czterdziestce, w dżinsach i koszuli z kołnierzykiem.

— Kiedy to przyszło? — pyta, a mnie to cholernie wkurza. Powinien wiedzieć o tym, jeśli rzeczywiście pilnuje tego miejsca. Policjanci byli tu już, gdy wychodziliśmy na imprezę, a pudełko musiało się pojawić między naszym wyjściem a powrotem do mieszkania.

— Niech pan mi to powie — odpowiadam, zirytowany, wciskając ręce w kieszenie. Rozglądam się wokół, szukając czegoś niezwykłego. — To wy macie obserwować to miejsce.

Rzuca mi surowe spojrzenie i sięga po kawę stojącą na konsoli.

— Nie pouczaj mnie, jak mam pracować, chłopcze.

— Nie musiałbym, gdyby pan rzeczywiście pracował. — Wędruję spojrzeniem w kierunku domu po drugiej stronie samochodu. — Wygląda na to, że zdjęcie zostało zrobione stamtąd. — Wskazuję na senną restaurację. — Albo stamtąd, czyli z niedaleka. — Przerywam i mrużę oczy, wpatrując się w policjanta. — A to oznacza, że on znalazł się bardzo blisko.

Policjant patrzy na mnie krzywo.

— Nie ma dowodu na to, kto to zostawił.

— Nie musi być, skoro ona ma tylko jednego prześladowcę.

Rzuca pudełko i zdjęcie partnerce.

— Dzięki za wkład w śledztwo, ale zostaw policyjną pracę profesjonalistom.

Zaczyna podnosić okno, a ja przed odejściem mamroczę:

— Pieprzony palant. — Powinienem zaczekać do rana i zanieść pudełko detektywowi Stephnerowi. On jest prawdziwym profesjonalistą i bardziej mu zależy na rozwiązaniu tej sprawy niż na samopoczuciu Violet.

Wracam do mieszkania i zamykam za sobą drzwi. Violet wciąż śpi na kanapie rozciągnięta na plecach. Zakrywa ramieniem głowę i cicho oddycha. Od dawna nie widziałem, by wyglądała tak spokojnie. To smutne, bo przecież zasnęła pijana.

Stwierdzam, że najlepiej będzie zabrać ją do pokoju, zamiast wciskać się na kanapę obok niej. Podnoszę ją i niosę do łóżka. Kładę ją, ściągam jej buty, a potem zrzucam z siebie koszulę i dżinsy. Wspinam się na łóżko obok Violet i przykrywam nas kołdrą. Natychmiast przysuwa się do mnie i wtula twarz w moją pierś. Obejmuję ją ramieniem i całuję w czoło, udając, że wszystko jest w porządku, a rano obudzimy się jak normalna para. Przez okno cichego domu będzie wpadało światło słoneczne. Ale w głębi duszy wiem, że obudzę się zapewne, zanim dotrze do nas słońce, a w domu nie będzie cicho, bo rozlegnie się krzyk Violet.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki