Lila - Agnieszka Kraśkiewicz - ebook

Opis

Lilianę Lader i Marca Costello, kiedyś łączył wakacyjny romans. Mimo że zakończył się zawodem miłosnym, to ich miłość nie wygasła.
Po telefonie od swojej najlepszej przyjaciółki Natalii, Lila wraca do Włoch, dając sobie szansę, by spotkać się z Marco. Wspomnienia dawnych namiętności powracają, a uczucie, którym młodzi się darzyli, staje się bardziej intensywne.

W powieści nie brakuje huśtawek emocji, dziewczyna styka się z tzw. wielkim światem, w którym markowe ubrania, styliści i makijażyści są na porządku dziennym.


Czy wakacyjna przygoda ma szansę zakończyć się sielankową atmosferą przyjęcia w posiadłości Costello?

Powieść zazębia się jak puzzle z poprzednią książką autorki, z „Pięknym„. Nie stanowi jej dalszego ciągu w tradycyjnym rozumieniu, jako kontynuacji znanej historii, ale jest dopełnieniem i rozwinięciem przedstawionych tam sytuacji.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 228

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (29 ocen)
21
3
2
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
muckers

Z braku laku…

Dlaczego bohaterowie wykształceni, operują prostackim językiem i chamskim zachowaniem .Książka nieco nudnawa ,bo powiela standardy , mało emocji .
00
jadzika78

Nie oderwiesz się od lektury

gorąco polecam jeszcze lepsza niż pierwsza część mam nadzieję o kolejną część o innych bohaterach
00

Popularność




Agnieszka Kraśkiewicz

 

 

Lila

Wersja demonstracyjna

 

Wydawnictwo Psychoskok Konin 2021
Agnieszka Kraśkiewicz
„Lila”

 

Copyright © by Agnieszka Kraśkiewicz, 2021

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2021

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana w 

jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Redaktor prowadząca: Renata Grześkowiak

Korekta: Bogusław Jusiak, „Dobry Duszek”

Projekt graficzny i skład: „Dobry Duszek”

Projekt okładki: Jakub Kleczkowski

Skład epub i mobi: Adam Brychcy

ISBN: 978-83-8119-826-4

 

Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.

ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62510 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom. 695943706

http://www.psychoskok.pl/
http://wydawnictwo.psychoskok.pl/

Prolog

– Dzień dobry. Pani Liliana Lader?

– Lila, Lila Lader.

Miły pan uśmiecha się przyjaźnie, a mnie coraz bardziej skręca w żołądku.

– Proszę ze mną. Jestem tu w imieniu pana Marca Costello. Mam panią bezpiecznie dostarczyć do Włoch.

Nie wiem, co powiedzieć, więc tylko głupio się uśmiecham. Miły pan w uniformie zabiera moją podręczną walizkę i rusza w stronę odprawy dla VIPów. „Hm, już zapomniałam, jak to jest, gdy targają za ciebie bagaże. Ostatni raz korzystałam z takich przywilejów, gdy wylatywałam z Włoch z mocnym postanowieniem, że nigdy w życiu już tam nie wrócę. A jednak! Historia lubi zataczać krąg. Znowu się tam wybieram. Gdyby nie Natalia, pewnie nawet nie brałabym tego pod uwagę”.

Siedzę w prywatnym odrzutowcu i odpływam myślami. Odpływam do najlepszych „wakacji” w moim życiu.

Trzy lata wcześniej

Rozdział 1.Wakacje we Włoszech

„Wreszcie koniec. Myślałam, że już nigdy tego nie ukończymy. Studia, można wreszcie powiedzieć, są już za nami. Pora to uczcić”.

Wyszłyśmy z dziewczynami z uczelni. Było tak bardzo ciepło, że aż można było wyczuć w powietrzu rozpoczynający się „wakacyjny czas urlopowy”.

– Szkoda, Nati, że nie lecisz z nami do Włoch. Byłoby cudownie, gdybyśmy mogły to uczcić wspólnym wyjazdem. Nie wyobrażam sobie tego wypadu bez ciebie. Naprawdę jest mi przykro.

Wakacje bez niej to wakacje na pół gwizdka. Gdyby nie choroba jej babci, spędzałybyśmy pierwsze wakacje zagraniczne razem. Tak jak kiedyś zaplanowałyśmy.

– Wiesz, że mi też jest przykro z tego powodu. Ale nie chcę zostawiać babci samej. Tym bardziej że nie wiadomo, jak to się wszystko dalej potoczy… – Niedokończone zdanie zawisło w powietrzu.

Widziałam, jak jej ciężko. Babcia sama wychowywała Nati, po tym jak jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym, gdy ona chodziła jeszcze do podstawówki. Od tamtej pory bardzo się do siebie zbliżyłyśmy.

– Pojedziecie we dwie. Nie ma tragedii – skomentowała Natalia i szybko ucięła temat, jak to miała w zwyczaju.

Zmieniłyśmy ciężki klimat rozmowy. Postanowiłyśmy, że przed wyjazdem z Warszawy pospacerujemy jeszcze po bulwarach, zjemy coś, może uczcimy to małym ciemnym. Pogoda była po prostu idealna do tego, by tu jeszcze chwilę zostać.

Siedziałyśmy na schodkach nad Wisłą, a dziewczyny plotkowały o ostatnich egzaminach i w ogóle ostatnich pięciu latach. A ja się uśmiechałam. Faktycznie nie było łatwo. Wszystkie dostałyśmy się na UW – i całe szczęście. Zawsze chciałam właśnie tam studiować dziennikarstwo. Natomiast Nikola i Natalia studiowały na Wydziale Prawa i Administracji.

Lubiłam Nikolę. Nie znałam jej tak dobrze jak Natalii, bo poznałyśmy się dopiero na studiach, ale dziewczyna była naprawdę w porządku. Śmieszna, pewna siebie, a gdy potrzeba, to bardzo zasadnicza, no i czasem zadziorna. To silna kobieta, która wiedziała, czego chce od życia. Ciekawy kierunek sobie wybrała. Zważywszy na to, że zmierzała w stronę adwokatury, dziwne było to, że dla niej życie było tylko czarno-białe. Żadnych szarości… Hm, jak ona miała zamiar bronić swoich potencjalnych klientów, nie miałam pojęcia.

Za to Natalia nie miała jeszcze sprecyzowanych planów na przyszłość. Nie była typem człowieka bez przerwy wertującego artykuły i paragrafy, ale jak mawiała: „Coś trzeba w życiu robić”. Widać, że odkąd zachorowała jej babcia, zupełnie nie miała głowy do planowania przyszłości. Teraźniejszość była dla niej wszystkim.

– To o której jutro wylatujecie? – zapytała Natka.

– Przed południem, ale spokojnie, zdążymy się wyspać. Później tata dowiezie nas na Okęcie – powiedziała Niki.

Nikol mieszkała w Warszawie, więc nie musiała przez ostatnie kilka dni pakować całego dobytku z akademika i wywozić tego majdanu do domu. Ja miałam już po dziurki w nosie pakowania. Na szczęście tata wczoraj przyjechał i wszystko zabrał. Poza walizkami na wakacje, które czekały już na nasz wyjazd w domu Nikol.

Odprawa poszła w dość ekspresowym tempie. Nie było żadnego nadbagażu, niemiłosiernych kolejek czy zagubionych w czeluściach damskich toreb biletów. Wszystko idealnie.

Już się nie mogłam doczekać, kiedy wylądujemy we Włoszech. Nigdy nie byłam na wakacjach poza krajem i nigdy też nie leciałam samolotem. Nie żebym się bała tych nowości, raczej byłam cholernie podekscytowana. Te wakacje zapowiadały się z dużą ilością „pierwszych razów”.

Zamówiłyśmy szampana.

– Znasz jakiś toast po włosku? – zapytała Nikol.

– Tanti auguri, cincin, alla salute, brindiamo per noi. Tylko tyle przychodzi mi do głowy. Nie jestem jakoś specjalnie biegła w tym języku. W zasadzie to jestem na takim poziome, że na tłumacza w mojej osobie raczej nie licz. Ale najlepsze w tym wypadku będzie chyba brindiamo.

– Brindiamo per noi.

I z dziecięcą radością stuknęłyśmy się kieliszkami.

*

Wreszcie na miejscu. Lot odbył się bez żadnych opóźnień czy innych niespodzianek.

– Lila! – zapiszczała Nikol. – Jesteśmy tu. Wreszcie. Całe Włochy nasze.

„Całe Włochy to nas słyszą” – pomyślałam.

– Tak, skarbie, jesteśmy. Ale jak dalej będziesz się tak kręcić wokół własnej osi, to w końcu na coś wpadniesz, a wtedy pierwsze swoje zwiedzanie zaczniesz od izby przyjęć.

Zatrzymała się. Uśmiechnęła, że już szerzej nie można było, i skierowała się za mną po odbiór bagażu.

Może nie okazywałam tego takim entuzjazmem jak Niki, ale również nie mogłam się doczekać tych wszystkich atrakcji, które sobie zaplanowałyśmy. Zaczęłam pisać swoją pierwszą powieść. Oczywiście po cichu – z obawy przed totalną klapą, i tak bardzo chciałam w niej nawiązać do Włoch, że wszystko, co teraz się działo wokół mnie, starałam się wychwytywać i zapisywać obrazowo w głowie, żeby niczego nie pominąć.

Wylądowałyśmy na lotnisku w Ciampino, skąd było około 15 km do stolicy i jakieś 40 km do hotelu Grand w miejscowości Anzio, gdzie postanowiłyśmy się zatrzymać. Podobno są tam najczystsze publiczne plaże, a nasz hotel znajdował się przy jednej z nich.

Wyszłyśmy z klimatyzowanego portu prosto w ponad trzydziestostopniowy upał – dużo „ponad”. No tak, niby się o tym wiedziało, a i tak wrażenie było takie, jakby się dostało znienacka w twarz z gorącej suszarki.

– Nikol, opalanie. Myśl tylko o pięknej opaleniźnie. – Porwałam uchwyt walizki, nałożyłam okulary przeciwsłoneczne na nos i ruszyłam szybkim krokiem w stronę postoju taksówek.

– Lila, zaczekaj.

Usłyszałam za sobą sapiącą Nikol.

– Przecież w takim tempie pożałuję tych wakacji, zanim się jeszcze zaczną na dobre.

Miała rację. Taki urok tego kraju. Albo się go lubi, albo narzeka.

– Dobrze. – Raptownie przystanęłam, a ta prawie na mnie wpadła. – Masz rację. Czekałyśmy na te wakacje wieki. Planowałyśmy to od początku studiów. Nie dam sobie tego odebrać tylko dlatego, że kiedy akurat wreszcie tu docieramy, nie ma kompletnie czym oddychać. Luz, Niki.

– To dobrze Lilka, bo już myślałam, że zaczniesz narzekać. Poza tym przypominam ci, że to Włochy, tu prowadzi się życie turysty w trybie nocnym. W dzień będziemy spały w klimatyzowanym apartamencie. Wieczorami i w nocy będziemy buszować.

Wsiadłyśmy do jednej z taksówek oczekujących przy hali przylotów i podając kierowcy nazwę naszego hotelu, rozsiadłyśmy się wygodnie w klimatyzowanym wnętrzu. Najbliższe dwa tygodnie miałyśmy spędzić w czterogwiazdkowym hotelu. Już się nie mogłam doczekać, aż ten wyjazd wreszcie się rozkręci.

Dojechałyśmy do hotelu w godzinę. To niby minus, ale nie chciałyśmy spędzać wakacji w centrum miasta. To miałyśmy na miejscu, w Warszawie – hałas, korki i tłumy. Chciałyśmy ubocza i spokoju. Plaża, drinki i chillout. Podjechałyśmy pod front hotelu. Wysiadłam i zdecydowanie spodobało mi się to, co zobaczyłam. Biały, czteropiętrowy budynek ze złotymi napisami i niebieskimi balkonami – uroczy.

– Jest śliczny, nie za duży, nie za mały, i naprawdę wygląda czysto i schludnie – powiedziała Nikol.

– No fakt… – Uśmiechnęłam się od cha do ucha. – Prezentuje się dobrze.

Kierowca podał nam nasze walizki i odjechał, a my niespiesznie ruszyłyśmy w stronę wejścia.

*

– To co robimy najpierw?

– Jestem trochę zmęczona, Niki. Może resztę dnia spędźmy nad basenem hotelowym, z drinkami w ręku. Co ty na to?

– Brzmi rozsądnie.

Zaczęłyśmy się szykować. Włożyłam kostium dwuczęściowy, czarny, z małą falbanką naszytą na dół stanika i w miarę zabudowaną dolną częścią. Przy czym moja współlokatorka włożyła piękny biały kostium w groszki. A w zasadzie dwa trójkąty z przodu na górze plus jeden na dole i same sznurki od pleców aż po pośladki. „Chciałabym mieć tyle odwagi i pewności siebie co ona”.

– Fajny masz kostium. – Mrugnęłam do niej i cmoknęłam z uznaniem.

– Dzięki. – Zaśmiała się i zarzuciła na siebie pareo. – Lila, nikt mnie tu nie zna. Mam zamiar świecić tyłkiem i wreszcie mieć idealną opaleniznę. A nie ciągle być w paski.

– Co prawda, to prawda. Jak trochę wypiję, to może też coś z tym zrobię.

Zarzuciłam na siebie biały, przezroczysty sarong, zawiązałam go luźno w pasie, i wyszłyśmy. Hotel okazał się naprawdę w porządku. Znalazłyśmy się na otwartym tarasie od strony zachodniej, tym z widokiem na morze. Tam znajdował się basen, a przy nim leżaki i czynne bary. Przeszłyśmy wzdłuż całego basenu i zajęłyśmy leżaki, te najbliżej wybrzeża – jednocześnie z dala od baru, a przodem do budynku. To był mój pomysł. Chciałam poobserwować klimat panujący wokół.

Rozwiązałam sarong i położyłam się na leżaku. Było tak gorąco, że zachciało mi się pić.

– Niki, idź zamówić nam drinki. Błagam, już nie chce mi się podnosić.

– Co chcesz?

– Spritz. Nie chcę nic mocnego, bo zasnę.

– OK. Sobie wezmę mieszankę martini z prosecco.

– Tylko nie wdaj się z nikim w gadkę, zanim nie przyniesiesz drinka.

– W porządku – odpowiedziała i zaśmiała się bezczelnie.

Zza wielkich brązowych okularów obserwowałam basen i taras, i nie powiem, żeby o tej porze było tam dużo ludzi. To nawet dobrze. Spokój też miał swój urok. Po chwili wróciła Nikol, podała mi drinka i położyła się na brzuchu, żeby poopalać najpierw „swoją białą pupę”, jak powiedziała. Ja wzięłam romans w jedną rękę, drinka w drugą, a głowę poświęciłam wymyślaniu dalszej treści swojej opowieści.

W połowie drinka zerknęłam, a bocznymi drzwiami, z części konferencyjnej hotelu, wynurzyła się (dosłownie) fala białych koszul. Wszyscy zmierzali na odsłonięty taras restauracyjny.

„No tak, jest już po czternastej, pora na posiłek. Później raczej nie będzie na co liczyć aż do obiadokolacji. A to pewnie gdzieś dopiero około dwudziestej drugiej” – pomyślałam.

Niemniej, zamiast coś w tym kierunku zrobić, leżałam i dalej patrzyłam w stronę tarasu, na którym właśnie zasiadali nowo przybyli.

Zastanawiałam się: „Budzić Nikol czy nie budzić? Tylu facetów w jednym miejscu mogłoby ją zainteresować”.

– Nikool…

– Taak…

– Myślisz, że twoim pośladkom nic nie brakuje?

– A czemu pytasz?

– Bo jakaś dwudziestka facetów gapi się na nas. Hm, ja zdecydowanie mam majtki, w przeciwieństwie do ciebie.

– Ha, ha, bardzo śmieszne. Ja też mam.

Parsknęłam śmiechem.

– To nie majtki, to sznurki.

– Przystojni chociaż? Bo nie wiem, czy jest się po co odwracać.

– Hm, czy ja wiem… ciemni… opaleni… muskularni, typowi Włosi – powiedziałam i uśmiechnęłam się pod nosem.

Nikol postanowiła się odwrócić, a ja pozwoliłam sobie na bezczelne obserwowanie nowo przybyłych, wyczekując ich reakcji na „pokaz” mojej słodkiej towarzyszki. Nie pomyliłam się. Niki zaczęła się smarować kremem do opalania, a oni, jak jeden mąż, nie mogli odwrócić od niej wzroku. Uśmiechnęłam się do siebie, delikatnie pokręciłam głową i spuściłam wzrok, żeby jednak zacząć czytać.

Nikol wstała i narzuciła pareo, po czym skierowała się do baru po kolejne drinki. Aż mnie skusiło, żeby zerknąć, który facet dalej nie przestaje grać w tę damsko-męską grę. Wszyscy! Dosłownie wszyscy podążali wzrokiem za Nikol. Była piękną, szczupłą, naturalną blondynką. Włosy miała ułożone w delikatne fale, sięgające do pasa. Nawet one były idealne! Bez układania i farbowania. Poza tym, gdy nie była opalona, też wyglądała przepięknie. Jej cera też była idealna. Jedna z tych w złotawym odcieniu. Nie różowa, czerwona czy blada. Miała równomiernie rozłożony naturalny koloryt skóry, co mnie strasznie wkurwiało. Nawet Natalia nie miała z tym tak łatwo.

„Niektórym ci na górze to jednak dali za dużo. Co to w ogóle za przydziały? Nie wiem, za czym ja wtedy stałam”.

W pewnym momencie poczułam, że trochę mnie to już drażni, jak wszyscy się tak gapią. Odwróciłam wzrok od tych napaleńców i zaczęłam obserwować dalsze zakątki hotelu. Nad tarasem restauracyjnym, na czwartym piętrze, dostrzegłam faceta…

„Szlag! On patrzy na mnie. Dobrze, że mam okulary”.

Trudno byłoby go nazwać identycznym z tymi, których opisałam wcześniej. Jego twarz była skierowana w moją stronę, aczkolwiek z tej odległości nie do końca wyraźna. W ręku trzymał szklankę z jakimś napojem. Gdy skończył, odwrócił się i wszedł do budynku.

„U , jednak tylko musiało mi się wydawać, że patrzył akurat na mnie. Nie powinnam się tak ekscytować. Co ja mam naście lat? Co nie zmienia faktu, że z powrotem zaczęłam oddychać dopiero, jak zniknął mi z pola widzenia. Chyba muszę coś wypić”.

Jak na zawołanie zjawiła się Niki i wręczyła mi kolejnego drinka, a ja postanowiłam się wyluzować. Opróżniłam połowę schłodzonego napoju, odwróciłam się na brzuch i zaczęłam rozpinać stanik.

– Co ja robię?! Paski nie są takie złe! – powiedziałam sama do siebie i zostawiłam stanik na swoim miejscu. Jakoś nie czułam się w tym momencie na tyle komfortowo, żeby coś z siebie zdejmować. A przynajmniej dopóki oni wszyscy tam byli… no i on.

Trochę przysnęłam. Przebudziłam się na szturchanie Nikol.

– Lila, wstawaj. Spalisz się jednostronnie. – Uśmiechnęła się do mnie promiennie.

– Nikool… – Spojrzałam na nią podejrzliwie. – Ile wypiłaś? Tak z ciekawości.

Zaczęła się śmiać.

– Skarbie, spałaś godzinę. Z nudów mogło to być około czterech drinków. Nie martw się, ostatnie poprosiłam o połowę słabsze.

– Chodźmy coś zjeść. O tej porze jeszcze powinni nam coś wydać. A później się zdrzemniemy przed wieczorem.

– Całkiem rozsądnie.

Zarzuciłam na siebie swoją narzutkę i skierowałyśmy się w stronę wejścia do hotelu. Postanowiłyśmy zamówić jedzenie do pokoju, wziąć prysznic i na chwilę się zdrzemnąć.

*

Obudziły mnie odgłosy imprezy. Śmiech, krzyki, pogwizdywania i muzyka w tle. Nikol spała jak zabita. Podniosłam się – była dwudziesta druga. Wyszłam na balkon. Pod nami, zarówno na tarasie, jak i w restauracji hotelowej, odbywało się przyjęcie.

Spojrzałam na balkon, na którym ostatnio widziałam obserwującego mnie facet.

„Dlaczego niby miał nie patrzeć właśnie na mnie?” – Uśmiechnęłam się ironicznie sama do siebie.

Drzwi na balkon były otwarte. Biała zasłonka powiewała na wietrze, który o tej porze był błogim wytchnieniem po południowym upale. Na balkonie nikogo nie było, ale jakoś nie mogłam oprzeć się pokusie, żeby patrzeć w pustą przestrzeń.

„Dobra, pora się otrząsnąć”.

Weszłam z powrotem do pokoju, zapaliłam lampkę przy swoim łóżku, które stało bliżej drzwi balkonowych, i włączyłam własną muzykę z telefonu. Zaczęłam sobie śpiewać pod nosem i budzić Nikol.

– Wstawaj, lalka. Pora na kolację.

Ani na chwilę nie przestawałam podrygiwać i udawać, że potrafię śpiewać. Mrucząc tekst: „Bo jak nie my, to kto?”, weszłam do łazienki, by ogarnąć nieco swój wygląd przed zejściem na dół.

– Nikol, rusz się. Trzeba było tyle nie pić – krzyknęłam z łazienki.

– To wcale nie było dużo – broniła się. – To ta pogoda dała mi się we znaki. Muszę się po prostu przyzwyczaić.

– Jak zwał, tak zwał. Zrywaj się z łóżka. Przejdziemy się do restauracji i zjemy coś, a później może pójdziemy pospacerować po plaży. Co ty na to?

– Już wstaję.

– Co ubierasz?

– Chyba włożę tę moją zwiewną małą czarną z gołymi plecami, wiązaną na szyi. A ty?

– Sama nie wiem. Może też wybiorę taką bez stanika? Ostatecznie padło na luźną sukienkę w kolorze szarości. Ramiona odkryte, wbudowany stanik, wiązana cieniutkim łańcuszkiem w talii, sięgająca do kolan. Do tego złapałam czarną kopertówkę i sandałki na koturnie.

*

Gdy zjechałyśmy windą na parter, impreza trwała w najlepsze. Raczej nie można było tego nazwać zwykłą kolacją. Kelner prowadzący nas w stronę stolika wspomniał coś, że to na przywitanie gości hotelowych – pomysł jednego ze współwłaścicieli, który obecnie przebywał na terenie hotelu.

Pozostało podziękować i dobrze się bawić. Uśmiechnęłyśmy się do siebie i skierowałyśmy w stronę szwedzkiego stołu.

Po wybraniu przystawek usiadłyśmy przy naszym stoliku. Zauważyłyśmy, że na wszystkich stolikach umieszczone zostały karteczki z imionami. Ktoś przydzielił nam wprost idealny stolik. Odgrodzony z dwóch stron parawanem, co dawało nam prywatność po bokach. Przy samym oknie, skąd rozpościerał się widok na oświetlony taras, a zaraz za nim na morze. W dodatku pod takim kątem, że widać nas było tylko z lóż stających po przeciwnej stronie sali – też jakby usytuowanych na uboczu, dla zachowania prywatności. Naprawdę, lepszych miejsc nie mogłybyśmy sobie wybrać.

Gdy wstałyśmy, by przejść na oświetlony taras, przechodzący obok nas kelner wręczył nam kieliszki z szampanem.

„Fajnie… fajnie…”

Uśmiechnęłyśmy się do siebie.

Na tarasie było sporo tańczących par. W pewnym momencie nawet Nikol została porwana do wolnego tańca przez jednego z gości hotelowych. Postanowiłam się ulotnić, zanim i mnie to spotka. Przeszłam przez taras, obeszłam basen i oparłam się o murek oddzielający hotel od ulicy. Za nią była już tylko publiczna plaża i morze.

Wpatrując się w ten uroczy obrazek, opróżniłam cały kieliszek. Postanowiłam udać się po kolejny. Odwróciłam się i ruszyłam do stołu zastawionego napojami. Nikol bawiła się w najlepsze. Może nie do końca chciało mi się brać czynny udział w tej imprezie, ale na pewno miło było sobie stać z boku i obserwować. Uśmiechałam się za każdy razem, kiedy Nikol próbowała tańczyć jak rodowita Latynoska, kręcąc pupą i biodrami. Szło jej to całkiem nieźle. Na koniec ona i jej partner dostali wielkie brawa.

– O matko, ale się zmachałam – powiedziała, podchodząc do mnie i wychylając na raz mój kieliszek z szampanem. – Było mi to potrzebne. A ty nie tańczysz?

– Jakoś nie czuję jeszcze tego klimatu. Chyba za mało wypiłam jak na nowe otoczenie. Poza tym wiesz, że nie lubię, jak wszyscy się gapią. Wolę, gdy ja to robię.

Odwróciłam się do stołu i zgarnęłam jeszcze po jednym kieliszku – drugi wręczyłam Niki.

– No cóż, ja tam bawię się świetnie. – Uśmiechnęła się promiennie.

– Co to był za gość, z którym tańczyłaś? – Wskazałam kieliszkiem na wysokiego, dobrze zbudowanego, łysego faceta, który teraz stał z grupką mężczyzn siedzących przy barze w sali restauracyjnej.

– Boski, co nie? Ma na imię Antonio i przyjechał tu w sprawach biznesowych. Mieszka niedaleko Rzymu. A przynajmniej ja tak zrozumiałam, tłumacząc to sobie na polski.

– Pierwsze mierzenie się z włoskim?

– Nie, na szczęście angielskim. Zaczął po włosku, ale od razu go uciszyłam ręką, żeby sobie darował, bo nie zrozumiem. I wtedy zaczął płynną angielszczyzną.

– Planujesz coś na wieczór, hm?

– Nie. Absolutnie. Dopiero tu przyleciałam. Nie mam zamiaru zaliczać w pierwszą noc. Co ja facet jestem?! Wykluczone. Ale wiem też – uśmiechnęła się do mnie znad kieliszka – że dziś wieczorem wszyscy mieli wyjeżdżać, ale jego partner biznesowy w południe zmienił plany, więc postanowił zostać w hotelu jeszcze na jedną noc.

– Brawo, skarbie – skwitowałam i stuknęłyśmy się kieliszkami. Faktycznie, facet który poderwał Niki, był niczego sobie. Nie widziałam reszty jego towarzystwa, bo byli w ocienionej części sali, ale znając włoską urodę, pewnie też byli niczego sobie. Mnie natomiast od razu przyszedł na myśl gość z balkonu. Nie widziałam wyraźnie jego twarzy, bo był za daleko, więc raczej bym go nie poznała, gdyby nawet teraz koło mnie przechodził. Ale coś mi podpowiadało, że spodobałoby mi się to, co bym zobaczyła z bliska.

Po raz kolejny zerknęłam w stronę balkonu, ale był pusty. „Kurde, muszę przestać to robić. Patrzę jak debil w tę zasłonkę”. Spuściłam oczy w stronę tańczących par. Po mojej przekątnej kątem oka zauważyłam, że stał facet i patrzył w moją stronę. Spojrzałam na niego, dosyć pewnie. Grunt to nigdy nie dać niczego po sobie poznać, więc wpatrywałam się intensywnie, niby tak od niechcenia, a naprawdę było na co. On w pewnym momencie podniósł wzrok w kierunku mojego pustego balkonu, po czym z powrotem spojrzał w moją stronę.

„On to zauważył, o cholera!” – Poczułam się speszona. Właściwie to czułam, jak buraczeję. „No cóż, są dwa wyjścia. Zwiać i udawać, że to się nie wydarzyło, lub uśmiechnąć się bezczelnie szeroko i podążyć w stronę bardziej zaludnioną”.

Wybrałam to drugie. Uśmiechnęłam się do niego, uniosłam nieco kieliszek w jego stronę, po czym przechyliłam i wypiłam resztę, po czym poszłam się bawić.

„No i jak szybko człowiek może nabrać ochoty na zabawę. Wystarczy odpowiednia motywacja”.

*

Tę noc zakończyłyśmy upojone szampanem i wytańczone za wszystkie czasy. Im więcej było alkoholu, tym mniej było myślenia o Panu Przystojnym. Sam taniec, wino i śmiech.

Gdy weszłyśmy do pokoju, było już po trzeciej w nocy. Nikol położyła się od razu do łóżka i zasnęła. Ja postanowiłam wziąć jeszcze prysznic. Chłodna woda spływała po moim ciele, a ja w tym czasie zastanawiałam się nad tym, co mnie bardziej intryguje: pusty balkon czy Pan Przystojny, który z kolei przyłapał mnie gapiącą się na tę cholerną zasłonkę.

„Musiał pomyśleć o mnie jak o kretynce, ech”.

Wyszłam spod prysznica i owinęłam się puszystym białym ręcznikiem. Wzięłam ze stolika resztę szampana, którego przyniosłyśmy sobie z dołu, i ruszyłam na balkon. Siadłam na leżaku, zarzuciłam nogi na barierkę i puściłam sobie z telefonu Imagine Lennona.

„Piękna…”

Zamknęłam oczy i odpłynęłam.

„Nie można było lepiej zakończyć dzisiejszego wieczoru”.

Rozdział 2.Podchody

– Lila, wstawaj! Ale już!

Zdecydowanie udawałam, że jej nie słyszę.

– Lila, śniadanie nas ominie. Wstawaj! Głodna jestem. Wyjrzałam spod prześcieradła.

– Nie drzyj się tak. Pewnie już całe piętro obudziłaś. – Usiadłam, przetarłam oczy, przy tym ziewnęłam jak smok. – Też chcę jeść. Ale bardziej chcę pić i spać.

– Nic z tego. Ubieraj się. – Rzuciła mi w twarz bielizną i białą koronkową sukienką. – Trzeba było zostać w Warszawie. Tam byś sobie piła i spała, ile byś chciała. À propos, dzwoniła Natka. Powiedziałam jej, że przy śniadaniu oddzwonimy. OK?

– No dobra. Już wstaję. – W drodze do łazienki włożyłam bieliznę i sukienkę. Wróciłam po buty, po czym znowu pobiegłam do łazienki umyć zęby, bo ta już stała w drzwiach i tupała na mnie nogą. – Wyluzuj, mała. Tak ci spieszno do tego twojego łysego bodyguarda? – ironizowałam.

– To też. – Uśmiechnęła się do mnie bezczelnie. – Gdybyś ty poderwała, nie utrudniałabym ci tego. Zatem, jakbyś mogła zacząć być wielkoduszna dla mnie, byłabym ci wdzięczna. Wiesz, że się zrewanżuję.

– Wiem. OK, przepraszam. Masz rację we wszystkim. Będę od teraz dobrą wakacyjną współlokatorką i towarzyszką wszelkich zabaw, obiecuję.

Weszłyśmy do windy. A ja zamarłam, widząc swoje odbicie w szybie.

– Niki, coś ty mi, kurwa, dała?!

– Moją sukienkę. Nie chciałam ci grzebać w rzeczach. No co, ładna jest przecież…

– Ona mi ledwo dupę zakrywa. W dodatku jest w połowie prześwitująca… – Mój szok wcale nie mijał.

Drzwi windy nie zdążyły się zamknąć do końca, gdy ponownie się odsunęły, a ja stanęłam twarzą w twarz z Nim. Zamarłam. Po chwili Niki pociągnęła mnie delikatnie za rękę, żebym się przesunęła i udostępniła mu trochę miejsca. On wszedł wraz z trzema innymi facetami i stanął za mną. Całkowicie odjęło mi zdolność myślenia. W pewnym momencie miałam wrażenie, że poczułam jego oddech na karku. Dostałam gęsiej skórki na całym ciele. Wiedziałam, że winda wydaje się mała przy takiej ilości osób, ale moja wyobraźnia wyraźnie pogalopowała.

Wreszcie drzwi się otworzyły, a ja wyskoczyłam z windy, jakby coś mnie parzyło. Nawet się nie obejrzałam, czy Nikol podąża za mną. Dopóki nie dopadłam stolika, nie zaszczyciłam nikogo spojrzeniem.

Po chwili Niki podeszła spokojnie do stolika. Usiadła i zapytała, nie spuszczając ze mnie wzroku:

– Co to było?

– Że niby co? – Udałam, że nie wiem, o co jej chodzi.

– To… – powiedziała i wskazała na windę. – Ty, z tym facetem. Napięcie między wami można było nożem kroić. Znacie się? No mów!

– Nie!

– Hm, obstawiałam, że się znacie i co najwyżej nie lubicie. Ale skoro nie wiesz, kto to, to…

Zrobiła pauzę. Wiedziałam, że robi pauzę dla efektu.

– Macie chęć na siebie – zakończyła.

Właśnie wyplułam kawę, którą próbowałam przełknąć małym łyczkiem, i zaczęłam się krztusić.

– Masz serwetkę i mów, co mnie wczoraj ominęło. Hm? Bo jak nie, to dzwonię do Natalii i powiem, że masz faceta na boku, o którym nam nie mówisz.

– To nieprawda – zaprzeczyłam. – Widziałam tego gościa raz, wczoraj wieczorem. Stał kilka metrów ode mnie, gdy byłyśmy na tarasie. Nie znam go! Nie zamieniłam z nim nawet jednego słowa. Nic o nim nie wiem. Przyjmij do wiadomości, że po prostu go nie znam, więc nie ma co opowiadać.

– No dobrze, wierzę ci… ale…

– Ale co?

– Jest między wami napięcie. Nie dało się tego nie wyczuć. Może powinnaś go zagadnąć ?

– Nie wydaje mi się. Nigdy nie podeszłam pierwsza do faceta. Nie dlatego, że brakuje mi odwagi, ale po prostu wychodzę z założenia, że ten świat jest właśnie tak poukładany, że to facet podchodzi. A ja co najwyżej daję się poderwać lub nie. Nie uważasz, że kobieta nie powinna podrywać faceta, tyko pozwolić mu o siebie zabiegać? Oni lubią zdobywać. Są jak pieprzeni jaskiniowcy… Za włosy i do jaskini – zakończyłam tę wypowiedź śmiechem.

– Może masz rację. Na szczęście nie muszę się nad tym zastanawiać, bo to Antonio mnie poderwał, więc odegrał swoją samczą rolę.

– Wyszczerzyła się do mnie. – Teraz pozostaje mi tylko dalej dać się pozdobywać – dodała i mrugnęła do mnie.

Zaczęłyśmy się głośno śmiać. Nikol wstała po śniadanie dla nas, a ja wybrałam numer Natalii.

Odebrała chyba po dziesiątym dzwonku.

– Witaj, śpiochu… – zaśmiałam się do słuchawki i przesłałam jej buziaka. – Jak samopoczucie? Byłaś gdzieś, żeś taka zaspana?

– Cześć, kochana. Przypominam ci, że to ja dzwoniłam rano, gdy ty jeszcze smacznie spałaś. Teraz tylko zrobiłam sobie krótką drzemkę. Wczoraj siedziałam w domu i oglądałam… w życiu nie zgadniesz co.

– Co? – Jak zawsze uśmiechnęłam się do słuchawki, gdy gadałam z Natalią. Uwielbiałam ją, jej postrzelone pomysły i zabawne teksty.

– Seans nocny ze Star Trekiem. Ale uwierzysz? – Zaśmiała się.

– Po cholerę? – Zaśmiałam się.

– Chciałam wiedzieć, czym dokładnie różni się Star Trek od Star Wars.

– I co, już wiesz?

– Wiem, czym jest Star Trek, jak na razie. Ale spokojnie. Wszystko do nadrobienia. Te wczorajsze… to wersje kinowe. I całkiem spoko główny aktor, więc wiesz, mogłabym zostać fanką Star Treka – wyznała i znów zaśmiała się do słuchawki. – A co tam u was? Wszystko OK?

– Wszystko dobrze. – Zamilkłam na chwilę. – Wiesz, mała, że kiedyś to powtórzymy… razem.

– Wiem.

Rozmawiałyśmy jeszcze przez chwilę, po czym w tym samym momencie, w którym Nikol wróciła z pełnymi talerzami, Natalka została zawołana przez babcię.

– Muszę kończyć. Trzymajcie się, dziewczynki. W kontakcie.

– W kontakcie, mała. Pa.

Niki podała mi sztućce, a ja dyskretnie rozejrzałam się po sali, za „moim” nieznajomym.

– Jest tu, ale go nie zobaczysz, bo siedzi po mojej przekątnej. Musiałabyś się specjalnie odwrócić. – Mówiąc to, uśmiechnęła się do mnie z miną niewiniątka.

– Wcale nie…

– Właśnie że go szukałaś. Mnie nie musisz oszukiwać. Westchnęłam.

– Jest boski. Cóż mogę powiedzieć. Gdy teraz wiem, że może być gdzieś w pobliżu, od razu wpadam w popłoch i wyostrzają mi się zmysły. Niemal czuję, kiedy się na mnie gapi.

– Masz rację, patrzy w naszą stronę. He, he, jakie to zabawne. Lila, posłuchaj. Spinasz się nie wiadomo z jakiego powodu. Wrzuć na luz. To są zwykłe wakacje. Podoba ci się, chcesz się umówić… to umów się. Nie chcesz spróbować… nie próbuj. Tylko przestań tak wszystko analizować. Rób to, co podpowiada ci serce i intuicja. Odstaw na bok zasady i strach.

– Łatwo ci powiedzieć. Widziałaś go. To nie jest zwykły facet, który niczego nie będzie od ciebie oczekiwał. A ja… hm… ja się krępuję. Wiesz dobrze, że jeszcze z nikim nie spałam… To znaczy uprawiałam jakiś tam seks, ale nie ten klasyczny… Ech, mam nadzieję, że wiesz, co mam na myśli. – Zaczęłam się jąkać.

– No wiem. Niektórych rzeczy nie trzeba mi tłumaczyć łopatologicznie. Seks oralny był, tak? I inne zabawy, ale dziewicą pozostałaś.

Przytaknęłam słabo skinieniem. „To krępujące”.

– Wiesz co? Po prostu twoi byli faceci to ofermy. I dlatego twoja wrodzona inteligencja i intuicja nie pozwoliły w łóżku na następny krok komuś, kto by to spieprzył. Poza tym za dużo myślisz. Przyjechałyśmy odpoczywać i się bawić, więc rób to po prostu. Obojętnie czy z kimś, czy sama. Bylebyś była szczęśliwa. Odpowiedni facet traȈ się w odpowiednim momencie. Wierz mi – zakończyła i pogładziła mnie uspokajająco po ręku.

– Dzięki. – Uśmiechnęłam się do niej i odetchnęłam, jakbym zrzuciła z siebie wielki kamień.

Chwilę milczałyśmy. W końcu nie wytrzymałam.

– Niki?

– Tak, nadal tu jest. Spokojnie je śniadanie w towarzystwie swoich kolegów.

Uśmiechnęłam się szeroko.

– No tak. Jeszcze raz dziękuję. Dziękuję, że przyjechałaś tu ze mną.

– Nie ma sprawy. Naprawdę coraz bardziej podoba mi się ten wyjazd.

Gdy wychodziłyśmy z restauracji, oni jeszcze tam byli. Czułam to. Ale nie odważyłam się spojrzeć w ich kierunku. Gdy wsiadłyśmy do windy, wreszcie mogłam odetchnąć.

– Uuła, Lila, ale cię wzięło – rzuciła Nikola i obie zaczęłyśmy śmiać się z tego jak nastolatki – To co, na plażę teraz?

– Zdecydowanie. Przyda mi się wytchnienie z dala od tego… hm, „hotelu”.

*

Żeby dostać się na plażę, wystarczyło wyjść boczną furtką, przejść przez ulicę i już się było na stopniach schodzących na piasek.

Wybrałyśmy sobie leżaki dostatecznie blisko baru, jakieś 300 metrów od hotelu.

Dziś za namową Niki włożyłam kostium niewiele więcej ukrywający niż poprzedni, ale zawsze. Miałam majtki, które były bardziej wycięte na pośladkach, z fikuśną falbanką, jako dodatek. Całość w kolorze wściekłej czerwieni. Podobał mi się. Niki miała kostium podobny do wczorajszego, tym razem w kolorze czarnym. Wyglądała świetnie. Ale to przecież oczywiste, gdy ma się taką figurę i jest się Nikol.

Słońce było niesamowite. Dopiero drugi dzień, a ja już miałam opaleniznę, jakbym dobry tydzień siedziała nad Bałtykiem.

Niki przyniosła nam drinki, a ja postanowiłam trochę popisać.

– Nie będzie ci przeszkadzać, jeśli odpalę kompa i trochę sobie podłubię?

– No co ty, Lila. To wakacje, każdy robi to, na co ma ochotę. Popisz sobie, a ja pójdę trochę popływać.

– OK.

Niki odeszła w stronę wody, a ja otworzyłam kompa z moimi ostatnimi zapiskami do książki. Trochę z tym zwlekałam, ponieważ nie bardzo wiedziałam, jak się zabrać do sceny łóżkowej. Żeby to było wiarygodne, trzeba samemu tego doświadczyć, a ja niewiele doświadczyłam w życiu tak spektakularnych uniesień, żeby było co opisywać. W niektórych przypadkach nawet bogata wyobraźnia może nie podołać.

Trzydzieści minut później nic więcej nie miałam do dodania niż to, co było przy otwarciu laptopa.

„Nie no, na trzeźwo nie da się tego zrobić – jeśli w ogóle się da”. Wzięłam swoje urządzenie pod pachę i skierowałam się w stronę baru.

Dwie whisky później nie tylko wiedziałam, co napisać, ale i z kim z miłą chęcią bym to wypróbowała. Gdybym była bardziej trzeźwa, pewnie bym się zarumieniła. Ale właśnie dlatego człowiek wymyślił alkohol – żeby nie było wstydu, za to więcej fanu.

A więc zaczęłam. Napisałam kilka zdań i dotarłam do momentu, w którym on zdejmuje powoli ubranie ze swojej partnerki. Rozwinęłam kolejną myśl i usłyszałam, jak ktoś mi szepcze do ucha:

– Ja zrobiłbym to zupełnie inaczej.

Zastygam.

„Jak to „zupełnie inaczej”?”

Zatrzasnęłam laptopa. Odczekałam chwilę. Potrzebowałam momentu na uciszenie walącego serca, po czym się odwróciłam. I nic! Byłam sama.

„Co jest, do cholery?!”

Nigdzie nie było widać faceta, do którego pasowałby ten głos.

Żaden nie przypominał swoim wyglądem i posturą tego seksownego, cichego szeptu, który doprowadził unerwienie w moim ciele do takiego wrzenia. Wszędzie morze leżaków, kilka przebieralni, ale nigdzie na horyzoncie faceta, który by choć trochę wykazywał zainteresowanie moją osobą.

„Jeszcze kilka takich akcji, a pomyślę, że zwariowałam”. Pokręciłam głową z niedowierzaniem.

„Może i wypiłam więcej niż zazwyczaj, ale na pewno mi się to nie przyśniło. Powinnam przestać o nim myśleć! Mam urojenia”.

Opadłam na leżak i zamknęłam oczy. Byłam tam dwa dni, dwa dni, a czułam się wymęczona emocjonalnie bardziej niż podczas egzaminów semestralnych.

– Hejka. Jak tam pisanie?

Wróciła Nikol i padła na leżak obok.

Nie mogłam jej wspomnieć o tym incydencie, ponieważ musiałabym się przyznać do pisania romansu. A tego na razie nie chciałam robić.

– W porządku. A jak pływanie?

– Świetnie. Antonio był ze mną. Muszę przyznać, że coraz bardziej jestem nim zauroczona. Zaprasza nas dziś na imprezę przy basenie.

– A ty się zgodziłaś… – Uśmiechnęłam się do niej.

– Oczywiście, że tak. Przyjechałyśmy tu, żeby odpocząć i zrelaksować się przed kolejnymi wyzwaniami. Jeśli przystojny facet zaprasza mnie na imprezę, nie odmawiam. Taniec, alkohol, pływanie w nocy w oświetlonym, prywatnym basenie… Czego chcieć więcej?

– Czekaj, czekaj. Co masz na myśli, mówiąc „prywatny”?

– Ta impreza nie odbywa się w hotelu, tylko w prywatnym domu.

– I ty chcesz pójść z obcym gościem do jakiejś prywatnej posiadłości, bo dostałaś zaproszenie? Nie wieżę. Moja przyjaciółka, niedługo prawniczka, chce popełnić taką głupotę?!

– Nie z obcym gościem, tylko z tobą idę. I nie w obcym domu, tylko jego. Oj, wyluzuj. Mam jego dane osobowe. W hotelu go znają. A na przyjęciu będzie z pięćdziesiąt osób. Zatem tak, chcę iść.

– W porządku, ale ja się nie wybieram. Uważam, że to jest poroniony pomysł.

– Musisz iść ze mną. Jak ty to sobie wyobrażasz, że pójdę sama?!

– Nie wyobrażam sobie tego, ale skoro chcesz iść, to idź. To twój facet cię zaprosił. Ja nikomu nic nie obiecywałam. Dalej uważam to za głupi pomysł.

– Nic mi nie będzie. Jesteś przewrażliwiona.

– Być może. Ale ja wolę dziś pobyć na miejscu.

– OK. Gdybyś zmieniła zdanie, wyślę ci dokładny adres. A teraz chodź, zrywamy się stąd. Jest już po szesnastej. Prześpimy się przed kolacją.

– OK. Muszę wziąć chłodny prysznic i chwilę się zdrzemnąć.

Rozdział 3.Nieprzyjemny Incydent

– Lila, wstawaj. Jest po dwudziestej, a ja już wychodzę. Przebudziłam się i spojrzałam na nią bykiem.

– Naprawdę idziesz?

– Tak. Antonio czeka na mnie na dole, w recepcji. Przed przyjazdem pozostałych gości chce pokazać mi swój dom.

„Może rzeczywiście za bardzo panikuję. Facet może nie być niczemu winien, a ja robię z niego psychopatę”.

– Ładnie wyglądasz. Naprawdę.

– Dzięki, skarbie. W telefonie masz już adres posiadłości. Gdybyś zmieniła zdanie, zapraszam. Naprawdę! Jak będziesz się nudzić, przyjedź.

Pochyliła się, dała mi buziaka w czoło i wyszła.

„Jestem sama. Super. No i co ja będę robić?”

Wstałam.

„Najpierw ponowna kąpiel. Potem spacer po plaży. A później się zobaczy”.

Włożyłam długą, białą, zwiewną sukienkę na cienkich ramiączkach. Wzięłam torbę plażową i byłam gotowa na pierwszy dla mnie zachód słońca w tym kraju.

Zjechałam windą. Pomachałam recepcjoniście, przechodząc obok recepcji, i wyszłam przed hotel.

Na plaży było sporo osób. Bary też były jeszcze czynne. Usiadłam na piasku, wyciągnęłam telefon i napisałam do Niki:

„Hej. Mam nadzieję że wszystko w porządku. Jestem na plaży. Postanowiłam dziś nie przegapić zachodu słońca. Buziak”.

Po chwili przyszła wiadomość zwrotna:

„Nie powinnaś po nocy szlajać się sama poza hotelem!”. I druga:

„Tu jest bajecznie. Przyjedź”.

„Zobaczę. Na razie posiedzę tutaj” – odpisałam.

*

Zachód słońca był niesamowity. Szkoda tylko, że oglądany w samotności. Plaża się wyludniła, więc i ja postanowiłam się zbierać. Było już późno, a ja nie chciałam zostawać tam jako ostatnia. Byłoby to równie nierozsądne jak balety w obcym domu.

Wstałam i zaczęłam otrzepywać się z piasku.

– A co taka ładna dziewczyna robi tu zupełnie sama o tej porze?

Momentalnie przeszły mnie ciarki. Powoli się odwróciłam, a przede mną stało trzech podpitych gości, ledwo trzymających się na nogach.

„Lila, tylko spokojnie. Nie możesz dać się zastraszyć. Gdy oni wyczują twój lęk, będziesz miała kłopoty”.

– Nie jestem tu sama. Przepraszam, ale jeśli moglibyście się odsunąć, byłabym wdzięczna.

Próbowałam ich jakoś obejść, ale jeden z nich złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.

– Dlaczego kłamiesz? Patrzymy na ciebie od dobrych kilku minut i jakoś nikt inny się nie pojawił. Oj, nieładnie. A my tylko chcieliśmy odprowadzić cię do domu.

– Umówiłam się tu z kimś. Puszczaj – warknęłam, ale jego jakby to w ogóle nie obeszło.

– Oj, nie wyrywaj się. Nic ci nie zrobimy. Tylko bezpiecznie odprowadzimy, dokąd będziesz chciała. A ty w zamian dasz nam po buziaku.

Reszta towarzystwa zaczyna rechotać.

„Po moim trupie”.

Niewiele myśląc, opuściłam torbę na piasek, uśmiechnęłam się do niego, po czym z całych sił kopnęłam kolanem w krocze. Facet padł, a ja, ile sił w nogach, zerwałam się i zaczęłam biec w stronę hotelu.

Wiedziałam, że dwóch facetów ruszyło za mną w pogoń. Byłam coraz bliżej schodów, odwróciłam się, a oni są dosłownie pięć metrów za mną.

Odwróciłam się z powrotem i wpadłam twarzą prosto w czyjąś klatkę piersiową. Już miałam się wydrzeć, gdy ten ktoś się odezwał:

– Spokojnie. Nic ci już nie grozi.

Nawet nie miałam odwagi spojrzeć kto to, ale poznałam ten głos. To mężczyzna z plaży. Po jego bokach stali jeszcze dwaj inni mężczyźni.

– Kto wam dał prawo grozić mojej kobiecie?

Nawet nie myślałam wyprowadzać ich z błędu. W życiu nie słyszałam tak lodowatego tonu w czyimś głosie. Aż się wzdrygnęłam. Wtedy poczułam, jak przygarnia mnie jedną ręką do siebie, jednocześnie uniemożliwiając mi odwrócenie się. Pod marynarką wyczułam broń.

Mimo sytuacji, w której się znalazłam, po moim ciele przeszła fala ciepła.

Tamci zaczęli się tłumaczyć, wciskając jakiś kit, ale on ich nie słuchał. Poprosił mnie, żebym przeszła na schody i zatrzymała się przy zaparkowanym czarnym SUVie, a on zaraz wróci.

Wtedy spojrzałam mu w twarz.

„To on. Mężczyzna z hotelu i „seksowny głos” to ta sama osoba”. Jego wzrok pałał mordem, gdy patrzył w kierunku tych dwóch za mną.

Nie zastanawiając się zbyt wiele, ruszyłam biegiem po schodach, nie odwracając się za siebie.

Czarny SUV rzeczywiście stał zaparkowany przy krawężniku. Minęłam go i szybkim krokiem przeszłam przez ulicę. Wpadłam do hotelu i poprosiłam w recepcji o zapasowy klucz do pokoju, ponieważ moja torba z kluczem, szalem i telefonem została na plaży. Nie czekając na windę, ruszyłam biegiem po schodach, prosto do pokoju.

Ręce mi się trzęsły, gdy próbowałam otworzyć drzwi. Gdy się udało, gotowa byłam odśpiewać pieśń dziękczynną.

Zamknęłam się szybko od środka, położyłam na łóżku i zaczęłam płakać. Nie wiem, ile czasu tak spędziłam, kiedy dotarło do mnie, że ktoś puka.

– Lila, otwórz. – Ten głos poznałabym wszędzie. – Mam twoje rzeczy z plaży. Proszę cię, otwórz.

Wiedziałam, że wyglądam koszmarnie. Cała zapłakana i zasmarkana. Nie tak chciałabym się prezentować przed facetem, który mi się podoba.

– Jeśli nie otworzysz, zrobię to sam. Mam twoje klucze. Otworzę, położę twoje rzeczy i wyjdę. Ale wolałbym, żebyś ty to zrobiła. Nie bój się mnie.

Podeszłam. Otworzyłam drzwi. Stanęłam twarzą w twarz z facetem, wokół którego krążyły ostatnio wszystkie moje myśli.

„O matko, jest naprawdę przystojny”.

Onieśmielał mnie. Zważywszy na to, jak sama wyglądałam, nie było w tym nic dziwnego. Nie mogłam dłużej wytrzymać jego spojrzenia. Spuściłam wzrok na jego klatkę piersiową.

– Dziękuję – wymamrotałam i wyciągnęłam rękę po moje rzeczy. On dalej stał, nie wykonując żadnego ruchu.

– Spójrz na mnie – powiedział spokojnie.

Zerknęłam.

– Poproszę swoją torebkę. Muszę zadzwonić do przyjaciółki. Jeszcze raz bardzo ci dziękuję – paplam trzy po trzy.

Dalej nic nie robił. Prześwietlał mnie wzrokiem. Zaczęłam czuć się znowu nieswojo. Przypomniałam sobie, że zwrócił się do mnie po imieniu.

– Skąd znasz moje imię?

Uśmiechnął się.

– Mieszkam w tym hotelu. Wybierałem się na przyjęcie do domu Antonia. Twoja koleżanka powiedziała Antoniowi, że wolałaś zostać w hotelu. Wstąpiłem do ciebie, kiedy wychodziłem, żeby cię przekonać, byś jednak pojechała tam ze mną, ale cię nie było. Gdy wsiadałem do auta, zobaczyłem, jak biegniesz przez plażę…

Zobaczyłam, jak wzrok mu pociemniał. Znowu był „straszny” przez chwilę.

– Och – tylko tyle jestem w stanie powiedzieć.

Jego spojrzenie złagodniało.

– Chcę, żebyś pojechała ze mną do Antonia. Nie powinnaś tu zostawać sama. I nie chodzi mi o ochronę, bo tu ci nic nie grozi. Hotel jest bezpieczny… ale naprawdę nie powinnaś być teraz sama.

Wyciągnął rękę i pogładził mnie po policzku.

– Co ci się stało w rękę?

Zobaczyłam, że ma zdarte kostki do krwi.

Szybko zabrał rękę i schował do kieszeni.

– Nic – uciął temat. Spokojnie, lecz stanowczo.

Już wiedziałam, że ci pijani faceci nie odeszli sobie ot tak, swobodnie. Uśmiechnęłam się. Może nie powinno, ale bardzo mnie to ucieszyło.

„Nigdy się tak nie bałam jak tego wieczoru. Zasłużyli sobie na to, cokolwiek ich spotkało”.

– Jak masz na imię? – zapytałam, bo nawet nie wiedziałam, jak mam się do niego zwracać.

– Marco…

– A dalej?

– Marco Costello – przedstawił się i wyciągnął do mnie rękę. Podałam mu swoją. On ujął moją dłoń i złożył na niej pocałunek. Po czym wyprostował się i czekał na moją odpowiedź co do wyjścia.

– Marco… nie pojadę z tobą, przykro mi. Może następnym razem. Dziś już naprawdę nie chcę nigdzie wychodzić.

Wiedział, że nie robiłam tego specjalnie. Nie droczyłam się z nim po to tylko, żeby mnie dalej błagał. Zwyczajnie nie miałam ochoty i nie czułam się na siłach.

– W porządku. – Uśmiechnął się do mnie. – Zostanę, by dopilnować twego bezpieczeństwa.

– Ale gdzie? Chyba nie w tym pokoju? Poza tym mówiłeś, że w hotelu jest bezpiecznie.

– Bo jest. – Uśmiechnął się znów. – Będę u siebie. Ktoś dzisiejszej nocy będzie pilnował waszego pokoju, żebyś psychicznie czuła się lepiej. Nie możemy pozwolić, żeby pani, panno Lilo, miała awersję do mojego kraju. – I znowu uśmiecha się delikatnie, czym mnie rozczulił.

Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc milczałam.

Pochylił się, pocałował mnie w policzek, czym wbił mnie w ziemię, i odszedł w stronę windy. Tam przystanął, rozmawiał przez chwilę z jakimś facetem, który kiwał głową i wyruszył w stronę mojego pokoju.

– Marco? – zawołałam.

Zerknął na mnie.

– Po co to wszystko?

Nie odpowiedział na moje pytanie. Uśmiechnął się tylko półgębkiem.

– Dobranoc, Lilo. Słodkich snów – pożegnał się i zniknął w windzie. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Poza tym, że facet z moich snów się zmaterializował… naprawdę tu był.

Kiwnęłam w stronę ochroniarza. On się uśmiechnął do mnie. Odwzajemniłam uśmiech i weszłam do pokoju.

„Dziwny wieczór”.

Zajrzałam do telefonu. Niki napisała, że nie wróci dziś na noc do hotelu. Postanowiła skorzystać z gościny Antonia.

„Pięknie”.

Zaczęłam żałować, że nie pojechałam razem z nią… że nie pojechałam z Marco.

Cieszyłam się, że ktoś stoi za drzwiami. Czułam się dzięki temu o wiele lepiej.

Po kąpieli postanowiłam rozładować skumulowane napięcie procentami. Zadzwoniłam do hotelowej restauracji i zamówiłam dwie butelki szampana.

„Może i nie wypiję wszystkiego, ale na pewno zasnę jak dziecko. A tego sobie życzę. Nie chcę roztrząsać dzisiejszego wieczoru, no może poza osobą Marca”.

Gdy już byłam wykąpana, zapukano do drzwi. W cienkiej koszulce nocnej podeszłam do drzwi, otworzyłam i odebrałam szampana od pracownika restauracji. Kątem oka zauważyłam, jak ochroniarz uniósł brew i spojrzał na moje „zamówienie” .

– No co? Jaki wieczór, taka kolacja.

Uśmiechnął się pobłażliwie, a ja dodałam:

– Spokojnie, usnę w połowie. – Puściłam do niego oko i weszłam do pokoju.

Otworzyłam szampana na tarasie, usiadłam wygodnie w fotelu i włączyłam muzykę z mp4.

Lampka z pokoju na wprost zapaliła się. Ktoś chodził po pomieszczeniu. Byłam bardzo ciekawa, kto tam mieszka.

Słuchałam sobie mojej ulubionej playlisty, co jakiś czas zawieszając wzrok na pokoju, w którym już jakiś czas temu lampka została wyłączona.

„Ups, szampan się skończył”.

Otworzyłam kolejną butelkę.

„A jednak dam radę obu” – zaśmiałam się sama do siebie.

Po kolejnej godzinie i skonsumowaniu większości mojego uspokajacza wpadam na szaloną myśl…

„Co ten alkohol potrafi zrobić z człowieka!”

Wstałam i zgarnęłam słuchawkę od telefonu. Zadzwoniłam do recepcji.

– Dobry wieczór. Poproszę z pokojem pana Marca Costello – wydukałam.

Facet chwilę się zastanawiał. Ewidentnie nie bardzo wiedział, co ma zrobić.

– Chwileczkę – wreszcie przemówił. – Spróbuję panią połączyć.

– Niech pan chwilę zaczeka. Poproszę jeszcze jedną butelkę szampana. Dziękuję.

Chwila ciszy. W końcu w słuchawce usłyszałam jego głos:

– Lila?

– Hej…

– Jesteś pijana? Lila… – przeciągnął moje imię. Znowu cisza. – Proszę cię, nie pij już – powiedział stanowczo, ale spokojnie.

– Ja tylko… – Łza zaczyna mi spływać po policzku. – Przepraszam. Niepotrzebnie zadzwoniłam…

– Nie rozłączaj się. Połóż się spać, mio cargo. Jutro porozmawiamy.

– Dlaczego taki dla mnie jesteś?

– Jaki?

– Miły. Troszczysz się o mnie. Nawet mnie nie znasz…

– Spotkamy się jutro. Tylko proszę cię, nie otwieraj już tej trzeciej butelki.

„Doniósł na mnie! Palant z recepcji”.

Czułam się zażenowana.

– A dlaczego mam tego nie robić?

Fakt, byłam pijana, ale zakazy działały ma mnie jak płachta na byka. I wiedziałam, że nie powinnam ciągnąć tej rozmowy, bo jutro będę tego żałować, ale nie mogłam się powstrzymać.

– Alkohol nie poprawi twego samopoczucia. A jutro będziesz czuć się jeszcze gorzej. Po prostu zrób, jak mówię.

„Nie podoba mi się to, jak on się do mnie odzywa. Nie jestem jego podopieczną, żeby mi mówił, co mam robić”.

– Słuchaj, może i pociągasz mnie jak nikt dotąd, ale nie pozwolę, żebyś mówił mi, jak mam się prowadzić. A dla twojej wiadomości, prowadzę się całkiem dobrze. I tak, mam zamiar pić sobie dalej, więc już nie zawracam ci głowy. Ciao – rzuciłam i szybko się rozłączam, zanim on zdąży coś odpowiedzieć.

Nie otworzyłam trzeciej butelki, ale tylko dlatego, że już by mi nie weszła, a nie dlatego, że pan tak powiedział. Poszłam spać.

*

– Lila, wstawaj.

„Niemożliwe, żeby już był ranek. Nie otwieram oczu. Nie dam rady. Głowa mi pęka, tak że boję się ją przekręcić. I pić, strasznie chce mi się pić”.

– Lila, żyjesz?

– Taaak, żyję. Błagam cię, nie podnoś głosu.

– Ha, ha, to żeś sobie zabalowała. Fiu, fiu… Co to za ochrona przy drzwiach?

Usiadłam na łóżku i spojrzałam nieruchomo w przestrzeń.

– A co, dalej tu stoi?

– Noo, musiałam się wylegitymować. To co się wczoraj wydarzyło?

– Opowiem, tylko proszę, nie teraz.

– Wiesz, że jest po trzynastej?

– Zajebiście. Dobra, już wstaję. Tylko błagam, załatw jakieś leki.

– Idź się kąpać, a ja coś wykombinuję.

Zeszłam z łóżka i wyruszyłam do łazienki.

Gdy wróciłam, na stoliku czekała już woda i tabletki. Nawet się nie zapytałam co to, tylko od razu połknęłam.

„Oby zaczęły szybko działać”.

Szykowanie mi raczej nie wychodziło. Włożyłam pierwsze lepsze spodnie khaki, japonki i workowaty podkoszulek. Wzięłam też okulary przeciwsłoneczne. Jasność dnia raziła mnie nawet w pokoju.

– Chodźmy – wychrypiałam.

Gdy wyszłyśmy na korytarz, ochroniarz ruszył za nami do windy. Niki spojrzała na mnie zdziwiona, a ja wzruszam tylko ramionami i czekałam na parter.

Gdy podeszłyśmy do szwedzkiego stołu, ochroniarz stanął w drzwiach i nas obserwował.

Usiadłyśmy przy naszym stoliku i zaczęłam opowiadać o wczorajszej nocy. Gdy skończyłam, Niki miała zbolałą minę.

– Kurwa mać, wiedziałam, że rozdzielanie się to nic dobrego. Powiedz, jak się czujesz. Tylko serio.

– W porządku – wydukałam.

– Jasne. Jakoś nie wyglądasz, żeby tak było.

– To przez kaca…

Poniekąd to była prawda. Odsunęłam od siebie talerz i napiłam się wody z cytryną i miętą.

– Myślisz, że ten gość stale będzie teraz za nami chodził?

– Bo ja wiem? Myślałam, że wczorajsza noc była wyjątkiem. Ale gdyby tak było, to by sobie już poszedł. Może po prostu go ignorujmy… – Zamyśliłam się przez chwilę, po czym dodałam: – W zasadzie to nie czuję się z tym źle, że jest obok. To może niech jeszcze zostanie. Co ty na to? Dopóki sami go nie zabiorą.

– Pewnie, skarbie. Dla mnie nie ma żadnego problemu. Poza tym… – Mrugnęła do mnie. – Fajnie mieć osobistego ochroniarza.

To nie było tak, że panicznie bałam się wyjść gdziekolwiek sama, ale dobrze było mieć tę pewność, że jeszcze ktoś był i czuwał.

– Oho, jest twój książę.

Zerknęłam w tamtą stronę, a Marco dyskutował z ochroniarzem.

Patrzy na mnie. Nie uśmiechał się, ale i nie ciskał we mnie piorunów, tylko lustrował w zamyśleniu. Zerknął na mój strój i skrzywił się nieznacznie.

„Dobrze, że mam okulary. Nie muszę od razu uciekać wzrokiem”. Niespiesznie się odwróciłam w stronę mojej szklanki z wodą i zaczęłam się nią bawić, obracając w dłoniach.

Podszedł do nas. Przywitał się i przysiadł do naszego stolika. Momentalnie zjawił się przy nas kelner. Marco zamówił kawę i poprosił o jakiś koktajl, którego nazwy nawet nie potrafiłabym wymówić. Niki się przedstawiła i zaczęła dyskutować o wczorajszym incydencie. Ja się wyłączyłam z rozmowy.

Rozglądam się po sali, a wszyscy się na nas gapili. Jedni dyskretnie, znad talerzy, inni, a raczej inne – ostentacyjnie. Nawet mężczyźni patrzyli na niego, jakby mu zazdrościli. Odkąd się przysiadł, nasze ustronie nagle stało się centrum.

– Jak się czujesz? – zapytał.

Aż podskoczyłam. Zauważyłam, że obydwoje się we mnie wpatrują.

– No co? – burknęłam. – W porządku – odpowiedziałam zdawkowo i odwróciłam wzrok.

– Nie rób tego. – Spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek.

– Czego?

– Nie odwracaj się w trakcie rozmowy ze mną. To jest niewłaściwe. I nie zbywaj mnie.

– Słucham?

– Zachowujesz się niekulturalnie. – Rozsiadł się wygodnie i założył nogę na nogę. Patrzył na mnie wyczekująco, jakby rzucał mi wyzwanie.

– Ty chcesz mnie kultury uczyć? Ty, po wczorajszym?! – Nachyliłam się do niego i powiedziałam przyciszonym głosem: – Jesteś nabuzowanym testosteronem samcem. Wyglądającym jak mafioso, na którego widok ślinią się wszystkie dupy w tym lokalu… I ty mi zwracasz uwagę na moje zachowanie? Bo niby lepiej jest paradować po ulicy z bronią i wszystkich napierdalać, tak? Super!

A on, zobaczyłam, że ledwo powstrzymał się przed śmiechem.

– Lubię twój temperament – skwitował i spojrzał na mnie, jakby kpił w żywe oczy.

– Nie znasz mojego temperamentu… – Normalnie bym się odwróciła do okna, ale teraz nie chciałam robić mu tej przyjemności.

– Wczoraj byłaś milsza, gdy kończyliśmy rozmowę po tym, gdy zadzwoniłaś do mnie. Jak to powiedziałaś? Hm… że nikt cię tak nie pociągał seksualnie? – ni to zapytał, ni to stwierdził i przypatrywał mi się spod zmrużonych powiek. Po czym dodał: – A później po prostu się rozłączyłaś, zapowiadając, że będziesz pić, ile ci się podoba.

Zatkało mnie, a on kontynuował:

– Wiem, miałaś prawo być trochę rozemocjonowana po tym, co ci się przydarzyło, i schlebiło mi twoje wyznanie. Ale na kacu być zazdrosną o cały hotel? To już lekka przesada.

„Nie wierzę… Szok to za mało. Przysięgam, że nie dam mu tej satysfakcji i nie doprowadzę do sceny na środku restauracji”.

Wstałam i postanowiłam wynieść się stamtąd. Oczywiście powoli, jak na „jebaną” damę przystało. Gdy mijałam ochroniarza, ten ruszył za mną. Odwróciłam się do niego raptownie z palcem wskazującym wycelowanym w jego stronę i wysyczałam:

– Nawet się nie waż iść za mną!

Okręciłam się na pięcie i wsiadłam do windy. Byłam wściekła. „Mój wymarzony facet to cham”.

Koniec wersji demonstracyjnej

 

  

Dziękujemy za skorzystanie z oferty naszego wydawnictwa i życzymy miło spędzonych chwil przy kolejnych naszych publikacjach.

Wydawnictwo Psychoskok