Szukając lektury na wakacje przeglądałam kryminały i tak doszłam do ?Morderstwa na Majorce?. Pierwsze skojarzenie to trup w hotelowym basenie, śledztwo wśród turystów itp. Ale rzut oka na okładkę zapalił czerwone światełko. Estetyka i zawartość tak odróżnia się od masy okładek wydawanych obecnie książek, że chciałoby się wziąć do ręki ten tytuł w wersji papierowej, niestety dostępna jest tylko w formie elektronicznej e-booka lub audiobooka. Okładka utrzymana w kolorach sepii przedstawia zagadkowe połączenie dawnego pojazdu i ? fortepianu!
Wydarzenia historyczne autor traktuje z mocnym przymrużeniem oka więc trzeba szybko zdobyć się na dystans i porzucić chęć sprawdzania faktów. Najlepiej dać się ponieść wyobraźni pana Marka, który surfuje po falach fantazji literackiej liżących czasami wybrzeża historii.
Znajoma, która przeczytała tę książkę, oznajmiła, że nie może się doczekać kiedy jej syn trochę podrośnie, żeby mu lekturę zaproponować, bo jest pewna, że dzięki niej chłopak zainteresuje się Fryderykiem Chopinem. Syn uczy się w szkole muzycznej i cierpi z nudów gdy musi przyswoić wiedzę o Wielkich Klasykach. Otóż Marek Zgaiński jest bezlitosny w traktowaniu narodowych świętości. Ale nie strąca z piedestału tylko podaje rękę i pomaga im (właściwie jemu) zejść samodzielnie. Fryderyk jest bliski współczesnym ikonom rocka swymi słabościami do wymiatania i jarania. Klawiaturę fortepianu traktuje jak bieżnię do sprintu, a ziele towarzyszy mu nieustannie.
Ale nie jest to książka historyczna, współczesność jest bardzo ważna i jej bohater, miły Anglik po przejściach osiedlający się na słonecznej wyspie Majorce. Podążając za Robertem czuje się klimat miejsca, smak potraw i sielskość okolicy. Przygody związane z kupnem i remontem starego domu w uroczym miasteczku na uboczu wyspy wywołują i salwy śmiechu, i współczucie ale, i trochę zazdrości do czasu, gdy na jego drodze pojawi się trup, tajemniczy skuter i kłopoty z urzędami.
Czytając książkę odnosi się wrażenie, że autor zna Majorkę z niejednego oblicza i te oblicza właśnie nam po trochu odsłania. Zaciekawia nimi tak, że ma się ochotę na tę Majorkę wyruszyć i błądzić uliczkami małych miasteczek uważając, rzecz jasna, na pojawiające się znikąd skutery i opuszczone popadające w ruinę domy. A może byłaby wtedy szansa na spotkanie autora przy kawiarnianym stoliku w Maria de la Salut.