Wszyscy mamy tajemnice - Harlan Coben - ebook + audiobook + książka

Wszyscy mamy tajemnice ebook i audiobook

Harlan Coben

4,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

10 osób interesuje się tą książką

Opis

Wszyscy mamy tajemnice
Dziesiąta powieść z Myronem Bolitarem
Największe skandale wybuchają w sieci… Przekonuje się o tym była tenisistka, Suzze Trevantino, dawna niegrzeczna dziewczynka, która – o dziwo – ustatkowała się u boku gwiazdy rocka, Lexa Rydera. I jest w ciąży! Po tym, jak w sieci ukazuje się anonimowy wpis, który podaje w wątpliwość, że ojcem jej dziecka jest Lex, ten znika. Do kogo Suzze może się zwrócić z prośbą o pomoc, jeśli nie do Myrona Bolitara?

W trakcie śledztwa Myron odnajduje też kogoś, kogo wcale nie szukał… I niespodziewanie dostaje szansę na znalezienie zaginionego brata. Wcześniej jednak będzie musiał zmierzyć się z kłamstwami, również własnymi, które w jakiś sposób mogą łączyć się z historią Suzze i Lexa.
Jeśli sądziliście, że znacie Myrona Bolitara, w tej powieści
Coben udowodni, ze nie znaliście go wcale!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 399

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 39 min

Lektor: Marcin Kwaśny

Oceny
4,7 (56 ocen)
39
15
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
nitesianka

Dobrze spędzony czas

Przyjemnie było powrócić do powieści, którą czytałam tak dawno temu.
00
newname

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna seria, polecam.
00
Werka35

Nie oderwiesz się od lektury

dobra
00
Adammorawski80

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo dobra.
00
Hitcher

Nie oderwiesz się od lektury

Szybko się czyta! Wspaniałą rozrywka. Polecam!
00

Popularność




Okładka

O książce

Strona tytułowa

O autorze

Tego autora

Strona redakcyjna

Dedykacja

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 23

Rozdział 24

Rozdział 25

Rozdział 26

Rozdział 27

Rozdział 28

Rozdział 29

Rozdział 30

Rozdział 31

Rozdział 32

Rozdział 33

Epilog

Podziękowania

Przypisy

Dziesiąta powieść z Myronem Bolitarem

Największe skandale wybuchają w sieci… Przekonuje się o tym była tenisistka, Suzze Trevantino, dawna niegrzeczna dziewczynka, która – o dziwo – ustatkowała się u boku gwiazdy rocka, Lexa Rydera. I jest w ciąży! Po tym, jak w sieci ukazuje się anonimowy wpis, który podaje w wątpliwość, że ojcem jej dziecka jest Lex, ten znika. Do kogo Suzze może się zwrócić z prośbą o pomoc, jeśli nie do Myrona Bolitara?

W trakcie śledztwa Myron odnajduje też kogoś, kogo wcale nie szukał… I niespodziewanie dostaje szansę na znalezienie zaginionego brata. Wcześniej jednak będzie musiał zmierzyć się z kłamstwami, również własnymi, które w jakiś sposób mogą łączyć się z historią Suzze i Lexa.

HARLAN COBEN

Współczesny amerykański pisarz, który uznanie w kręgu miłośników literatury sensacyjnej zdobył swoją trzecią książką, Bez skrupułów, opublikowaną w 1995 r. Jako pierwszy współczesny autor otrzymał trzy prestiżowe nagrody literackie przyznawane w kategorii powieści kryminalnej, w tym najważniejszą – Edgar Poe Award. Światowa popularność Cobena zaczęła się w 2001 r. od thrillera Nie mów nikomu, zekranizowanego w 2006 r. Kolejne powieści, m.in. Na gorącym uczynku, Wszyscy mamy tajemnice, Zostań przy mnie, Schronienie, Kilka sekund od śmierci, Sześć lat później i Tęsknię za tobą, uczyniły go megagwiazdą gatunku i jednym z najchętniej czytanych autorów, także w Polsce. Twórczość pisarza wciąż budzi zainteresowanie filmowców: na podstawie prozy Cobena powstało kilka filmów i seriali, prawa do Tęsknię za tobą zostały kupione przez Warner Bros, a w ekranizacji Już mnie nie oszukasz główną rolę zagra Julia Roberts.

Tego autora

NIE MÓW NIKOMU

BEZ POŻEGNANIA

JEDYNA SZANSA

TYLKO JEDNO SPOJRZENIE

NIEWINNY

W GŁĘBI LASU

ZACHOWAJ SPOKÓJ

MISTYFIKACJA

NA GORĄCYM UCZYNKU

KLINIKA ŚMIERCI

ZOSTAŃ PRZY MNIE

SZEŚĆ LAT PÓŹNIEJ

TĘSKNIĘ ZA TOBĄ

NIEZNAJOMY

JUŻ MNIE NIE OSZUKASZ

NIE ODPUSZCZAJ

Myron Bolitar

BEZ SKRUPUŁÓW

KRÓTKA PIŁKA

BEZ ŚLADU

BŁĘKITNA KREW

JEDEN FAŁSZYWY RUCH

OSTATNI SZCZEGÓŁ

NAJCZARNIEJSZY STRACH

OBIECAJ MI

ZAGINIONA

WSZYSCY MAMY TAJEMNICE

W DOMU

Mickey Bolitar

SCHRONIENIE

KILKA SEKUND OD ŚMIERCI

ODNALEZIONY

Jako współautor

AŻ ŚMIERĆ NAS ROZŁĄCZY

NAJLEPSZE AMERYKAŃSKIE OPOWIADANIA KRYMINALNE 2011

Tytuł oryginału:

LIVE WIRE

Copyright © Harlan Coben 2011

All rights reserved

Polish edition copyright © Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o. 2018

Polish translation copyright © Zbigniew A. Królicki 2012

Redakcja: Beata Słama

Zdjęcie na okładce: © Eva Creel/Arcangel Images

Projekt graficzny okładki: Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o.

ISBN 978-83-8125-411-3

WydawcaWYDAWNICTWO ALBATROS SP. Z O.O.Hlonda 2a/25, 02-972 Warszawawww.wydawnictwoalbatros.comFacebook.com/WydawnictwoAlbatros | Instagram.com/wydawnictwoalbatros

Niniejszy produkt jest objęty ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że publiczne udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

Przygotowanie wydania elektronicznego: Michał Nakoneczny, hachi.media

Dla Anne,ponieważ najlepsze dopiero nadejdzie

Rozdział 1

Najgorsza prawda, jak ktoś kiedyś powiedział Myronowi, i tak jest lepsza od najlepszego kłamstwa.

Myron myślał o tym teraz, patrząc na swojego ojca leżącego na szpitalnym łóżku. W myślach cofnął się o szesnaście lat do chwili, gdy ostatni raz okłamał ojca, a kłamstwo to spowodowało tyle bólu i cierpienia, zapoczątkowując ciąg tragicznych wydarzeń, który w fatalny sposób zakończy się tutaj.

Ojciec nie otwierał oczu, oddychał chrapliwie i nierówno. Wydawało się, że rurki wychodzą zewsząd. Myron spojrzał na jego przedramię. Przypomniał sobie, jak będąc dzieciakiem, odwiedził ojca w tamtym magazynie w Newark, gdzie tata siedział za ogromnym biurkiem, z podwiniętymi rękawami koszuli. Przedramię było tak muskularne, że napinało materiał i mankiet niczym opaska uciskowa zaciskał się na mięśniach. Teraz te mięśnie stały się gąbczaste, zwiotczałe ze starości. Szeroka pierś, dająca Myronowi takie poczucie bezpieczeństwa, teraz była krucha i wydawało się, że gdyby ktoś ją nacisnął, żebra trzasnęłyby jak suche patyki. Nieogolona twarz ojca była usiana szarymi plamami, nie zaś – jak zwykle – pociemniała od zarostu, a obwisła skóra podbródka wisiała jak o jeden numer za duży płaszcz.

Matka Myrona – i żona Ala Bolitara od czterdziestu trzech lat – siedziała przy łóżku. Drżącą od choroby Parkinsona dłonią trzymała jego dłoń. Ona też wyglądała szokująco krucho. Za młodu matka była jedną z pierwszych feministek. Paliła biustonosz razem z Glorią Steinem, nosiła koszulki z takimi napisami, jak: „Miejsce kobiety jest w domu… i w senacie”. Teraz oboje, Ellen i Al Bolitarowie („Jesteśmy El-Al – zawsze żartowała mama – jak izraelskie linie lotnicze”), sterani wiekiem, wciąż byli razem, szczęśliwsi niż ogromna większość starzejących się kochanków – jednak właśnie tak wyglądał finał tego szczęścia.

Bóg ma specyficzne poczucie humoru.

– A zatem – cicho powiedziała matka do Myrona – zgadzamy się?

Myron nie odpowiedział. Najlepsze z kłamstw przeciw najgorszej prawdzie. Myron powinien nauczyć się tego wówczas, przed szesnastoma laty, gdy ostatni raz skłamał temu wielkiemu człowiekowi, którego kochał jak nikogo na świecie. Jednak nie, to nie takie proste. Najgorsza prawda może być druzgocząca. Może wstrząsnąć światem.

A nawet zabić.

Tak więc kiedy ojciec otworzył oczy, gdy ten człowiek, którego Myron cenił jak nikogo innego, spojrzał na swojego najstarszego syna pytająco, z niemal dziecinnym zmieszaniem, Myron popatrzył na matkę i powoli pokiwał głową. Potem powstrzymał łzy, przygotowując się, by powiedzieć ojcu jeszcze jedno, ostatnie kłamstwo.

Rozdział 2

Sześć dni wcześniej

– Proszę, Myronie, potrzebuję twojej pomocy.

Dla Myrona to było trochę jak sen: kształtna, urodziwa dama w tarapatach, wkraczająca do jego biura jakby żywcem wzięta z filmu z Bogartem – tyle że, no cóż, bardziej człapała, niż kroczyła, a jej urocze kobiece kształty uwydatniał ósmy miesiąc ciąży, co w znacznym stopniu niweczyło efekt sennego marzenia.

Zwała się Suzze T., skrót od Trevantino, i była dawną gwiazdą tenisa. Niegdyś seksowna niegrzeczna dziewczyna, bardziej znana z prowokacyjnych strojów, kolczyków i tatuaży niż sukcesów sportowych. Jednak wygrała kilka turniejów i zarobiła kupę forsy na reklamach, najwięcej wychwalając zalety (Myron uwielbiał ten eufemizm) La-La-Latte, czyli sieci barów topless, do których lubili zaglądać szukający podniety chłopcy z college’u. Dobre czasy.

Myron rozłożył ręce.

– Wiesz, Suzze, że jestem do twoich usług przez całą dobę i siedem dni w tygodniu.

Znajdowali się w jego biurze przy Park Avenue, siedzibie MB Reps. M to skrót od Myron, B od Bolitar, a Reps, ponieważ reprezentowali sportowców, aktorów i pisarzy. Geniusze dosłowności to my.

– Po prostu powiedz mi, co mogę dla ciebie zrobić.

Suzze zaczęła chodzić po pokoju.

– Nie wiem, od czego zacząć.

Myron już miał coś powiedzieć, gdy powstrzymała go, podnosząc rękę.

– A jeśli odważysz się powiedzieć „Zacznij od początku”, urwę ci jedno jądro.

– Tylko jedno?

– Jesteś zaręczony. Myślę o twojej biednej narzeczonej.

Zwiększyła tempo i impet marszu, tak że Myron zaczął się obawiać, iż może zacząć rodzić w jego niedawno odnowionym biurze.

– Hm, ten dywan jest nowy – napomknął Myron.

Ściągnęła brwi, zrobiła jeszcze kilka kroków i zaczęła ogryzać jaskrawo pomalowane paznokcie.

– Suzze?

Przystanęła. Popatrzyła mu w oczy.

– Mów – zachęcił.

– Pamiętasz, jak się poznaliśmy?

Myron skinął głową. Dopiero co ukończył studia prawnicze i otworzył swoją firmę. Wówczas, na początku działalności, nosiła nazwę MB SportsReps, dlatego że początkowo Myron reprezentował tylko sportowców. Kiedy zaczął reprezentować aktorów, pisarzy oraz innych artystów oraz celebrytów, usunął z nazwy Sports i tak powstała MB Reps.

Znów ta dosłowność.

– Oczywiście – odparł.

– Byłam zagubiona, prawda?

– Byłaś bardzo utalentowaną tenisistką.

– I zagubioną. Bądźmy szczerzy.

Myron podniósł ręce.

– Miałaś osiemnaście lat.

– Siedemnaście.

– Dobrze, siedemnaście. – Przez moment zobaczył Suzze w słońcu: z blond włosami związanymi w kucyk, łobuzerskim uśmiechem, uderzającą piłkę, jakby ta ją obraziła. – Właśnie przeszłaś na zawodowstwo. Dorastający chłopcy wieszali twoje plakaty w swoich pokojach. Miałaś zaraz stać się legendą. Twoi rodzice cię tyranizowali. To cud, że się nie wykoleiłaś.

– Słuszna uwaga.

– Zatem w czym problem?

Suzze spojrzała na swój brzuch, jakby dopiero co urósł.

– Jestem w ciąży.

– Hm, taak, widzę.

– Życie jest piękne, wiesz? – Teraz jej głos był łagodny, rozmarzony. – Po tych wszystkich latach, gdy byłam taka zagubiona… znalazłam Lexa. Jego muzyka nigdy nie była lepsza. Szkoła tenisa wspaniale się rozwija. I, no cóż, teraz wszystko tak dobrze się układa.

Myron czekał, a ona nie odrywała oczu od swojego brzucha, obejmując go, jakby przytrzymywała jego zawartość, co – jak podejrzewał Myron – w pewnym stopniu było prawdą.

– Podoba ci się to, że jesteś w ciąży? – zapytał, żeby podtrzymać rozmowę.

– To, że noszę w brzuchu dziecko?

– Tak.

Wzruszyła ramionami.

– Nie żebym się tym napawała. Chcę powiedzieć, że jestem gotowa urodzić. Niektóre kobiety uwielbiają być w ciąży.

– A ty nie?

– Mam wrażenie, że ktoś zaparkował spychacz na moim pęcherzu. Myślę, że niektórym kobietom podoba się to, iż są w ciąży, ponieważ czują się wtedy ważne. Jakby były celebrytkami. Większość przechodzi przez życie, nie przyciągając niczyjej uwagi, ale kiedy są w ciąży, ludzie robią wokół nich dużo zamieszania. Może to zabrzmi złośliwie, ale ciężarne kobiety lubią aplauz. Rozumiesz, co chcę powiedzieć?

– Tak sądzę.

– Ja już chyba dostałam swoją dawkę aplauzu. – Podeszła do okna i spoglądała przez nie przez chwilę. Potem znów odwróciła się do niego. – Nawiasem mówiąc, czy zauważyłeś, jakie wielkie mam cycki?

– Mhm – mruknął Myron i postanowił nie rozwijać tematu.

– A skoro o tym mowa, to zastanawiam się, czy nie powinieneś zaproponować La-La-Latte nowej sesji zdjęciowej.

– Zdjęcia strategicznie ważnych miejsc?

– Właśnie. Te melony mogliby wykorzystać w nowej kampanii reklamowej. – Ujęła je w dłonie, na wypadek gdyby Myron miał wątpliwości, o jakich melonach mówi. – Co o tym myślisz?

– Myślę, że krążysz wokół tematu.

Miała łzy w oczach.

– Jestem taka cholernie szczęśliwa.

– No cóż, rozumiem, że to może być problem.

Uśmiechnęła się.

– Przepędziłam moje demony. Nawet pogodziłam się z matką. Lex i ja jesteśmy więcej niż gotowi mieć to dziecko. Chcę, żeby te demony trzymały się z daleka.

Myron się wyprostował.

– Chyba nie zaczęłaś znów brać?

– Boże, nie. Nie o takich demonach mówię. Lex i ja skończyliśmy z tym.

Lex Ryder, mąż Suzze, był połową legendarnego duetu znanego jako zespół HorsePower, choć, bądźmy szczerzy, znacznie mniejszą połową niż nadzwyczaj charyzmatyczny lider Gabriel Wire. Lex był dobrym, choć nieco zagubionym muzykiem, ale zawsze będzie jak John Oates przy anielskim Darylu Hallu, Andrew Ridgeley przy anielskim George’u Michaelu, reszta Pussycat Dolls przy Nicole Scherzjakiejśtam.

– Więc o jakich demonach mówisz?

Suzze sięgnęła do torebki i wyjęła coś, co z jego miejsca za biurkiem wyglądało jak fotografia. Patrzyła na to przez chwilę, a potem podała Myronowi. Zerknął i znowu spróbował ją przeczekać.

W końcu, tylko żeby coś powiedzieć, stwierdził oczywisty fakt:

– To ultrasonograficzne zdjęcie twojego dziecka.

– Mhm. W wieku dwudziestu ośmiu tygodni.

Znów zapadła cisza. I znów przerwał ją Myron.

– Czy coś jest nie tak z dzieckiem?

– Skądże. Jest idealnie zdrowy.

– On?

Suzze T. się uśmiechnęła.

– Będę miała małego mężczyznę.

– To super.

– Tak. Och, to jeden z powodów tego, że tu jestem. Rozmawialiśmy o tym z Lexem. Oboje chcemy, żebyś był ojcem chrzestnym.

– Ja?

– Mhm.

Myron nic nie powiedział.

– No?

Teraz to Myronowi zaszkliły się oczy.

– Będę zaszczycony.

– Czy ty płaczesz?

Myron milczał.

– Ale z ciebie baba – powiedziała.

– Co się stało, Suzze?

– Może nic. – I dodała: – Myślę, że ktoś chce mnie zniszczyć.

Myron nie odrywał oczu od sonogramu.

– Jak?

Wtedy mu pokazała. Pokazała mu dwa słowa, które głuchym echem odbijały się w jego sercu przez bardzo długi czas.

Rozdział 3

Godzinę później Windsor Horne Lockwood III – znany tym, którzy się go bali (czyli praktycznie wszystkim), jako Win – wkroczył do biura Myrona. Kroczył tak, jakby nosił cylinder oraz frak i wywijał laseczką. Zamiast tego miał na sobie różowo-zielony krawat od Lilly Pulitzer, niebieski blezerek z jakimś herbem na piersi i sportowe spodnie z kantem tak ostrym, że można się było skaleczyć. Nosił mokasyny, nie miał skarpetek i wyglądał tak, jakby właśnie zamierzał wyruszyć w rejs na SS „Kupa Forsy”.

– Wpadła do mnie Suzze – powiedział Myron.

Win skinął głową, wysuwając szczękę.

– Widziałem, jak wychodziła.

– Czy wyglądała na wzburzoną?

– Nie zauważyłem – odparł Win, siadając. – Powiększyły jej się piersi.

Cały Win.

– Ma problem – rzekł Myron.

Win usadowił się wygodnie, zakładając nogę na nogę z typową dla niego sprężystą swobodą.

– Wyjaśnij.

Myron obrócił monitor komputera tak, żeby Win mógł widzieć ekran. Godzinę wcześniej Suzze T. zrobiła podobnie. Myślał o tych dwóch krótkich słowach. Same w sobie były nieszkodliwe, lecz w życiu ważny jest kontekst. A w tym kontekście te dwa słowa mroziły krew.

Win zmrużył oczy, patrząc na ekran, i sięgnął do kieszeni na piersi. Wyjął okulary do czytania. Miał je od około miesiąca i chociaż Myron powiedziałby, że to niemożliwe, wyglądał w nich jeszcze bardziej wyniośle i irytująco. Ponadto piekielnie przygnębiały Myrona. Win i on nie byli starzy – w żadnym razie – ale, używając analogii do gry w golfa, jaką posłużył się Win, gdy po raz pierwszy wyjął te okulary: „Jesteśmy oficjalnie za dziewiątym dołkiem życia”.

– Czy to strona Facebooka? – zapytał Win.

– Tak. Suzze powiedziała, że wykorzystuje ją do promowania swojej szkoły gry w tenisa.

Win nachylił się do ekranu.

– Czy to jej sonogram?

– Tak.

– I jak ten sonogram promuje jej szkołę gry w tenisa?

– Też o to zapytałem. Powiedziała, że taki akcent osobisty jest potrzebny. Ludzie nie chcą czytać tekstów reklamowych.

Win ściągnął brwi.

– I dlatego umieściła tam sonogram płodu? – Zerknął na Myrona. – Uważasz, że to ma sens?

Prawdę mówiąc, Myron uważał, że nie. I znowu – z powodu tych okularów do czytania Wina i tego, że obaj utyskiwali na ten nowy świat portali społecznościowych – poczuł się stary.

– Spójrz na komentarze do zdjęcia – podsunął.

Win posłał mu beznamiętne spojrzenie.

– Ludzie komentują sonogram?

– Przeczytaj.

Win zrobił to. Myron czekał. Znał te komentarze na pamięć. Wiedział, że na tej stronie jest ich dwadzieścia sześć, przeważnie z gratulacjami. Na przykład matka Suzze, podstarzała wzorcowa Niedobra Mamusia Tenisistki, napisała: Hej, wszyscy! Będę babcią! Super! Niejaka Amy stwierdziła: Ale ładne!!! Żartobliwe: Podobny do swojego taty ;) umieścił perkusista, który czasem pracował z HorsePower. Facet imieniem Kelvin napisał Gratulacje!, a Tami pytała: Kiedy dziecko przyjdzie na świat, kochana?

Win zatrzymał się na trzecim komentarzu od końca.

– Zabawny gość.

– Który?

– Jakiś gówniany humanoid imieniem Erik napisał… – Win odkaszlnął i nachylił się bliżej ekranu. – Twoje dziecko wygląda jak konik morski! A potem Erik Śmieszek umieścił skrót LOL.

– To nie on stanowi problem.

To nie uspokoiło Wina.

– Mimo to może warto złożyć poczciwemu Erikowi wizytę.

– Czytaj dalej.

– Dobrze.

Wyraz twarzy Wina rzadko się zmieniał. Nauczył się nie okazywać uczuć, zarówno w interesach, jak i w walce. Jednak po kilku sekundach Myron zauważył, że oczy jego starego przyjaciela lekko pociemniały. Win spojrzał na niego. Myron skinął głową. Ponieważ teraz wiedział, że Win już natrafił na te dwa słowa.

Były tam, na dole strony. Dwa słowa komentarza umieszczonego przez „Abeonę S.” – nick, który nic mu nie mówił. Dołączony do profilu obrazek przedstawiał jakiś symbol, może chiński znak. A napisane wielkimi literami, bez żadnego znaku przestankowego, dwa krótkie, lecz szokujące słowa głosiły: NIE JEGO.

Zapadła cisza.

Po chwili przerwał ją Win:

– Zaskakujące.

– Istotnie.

Win zdjął okulary.

– Czy muszę zadać oczywiste pytanie?

– Jakie?

– Czy to prawda?

– Suzze przysięga, że to dziecko Lexa.

– Wierzymy jej?

– Wierzymy – odparł Myron. – A ma to jakieś znaczenie?

– Nie moralny aspekt, skądże. Moja teoria? To robota jakiegoś świra impotenta.

Myron pokiwał głową.

– Oto właśnie zaleta internetu: każdy może się wypowiedzieć. Natomiast wadą internetu jest to, że każdy może się wypowiadać.

– To bastion tchórzy i anonimowych donosicieli – zgodził się Win. – Suzze chyba powinna wykasować ten wpis, zanim zobaczy go Lex.

– Za późno. To właśnie część problemu. Lex jakby uciekł.

– Rozumiem – mruknął Win. – A ona chce, żebyśmy go znaleźli?

– Owszem. I sprowadzili do domu.

– Odnalezienie słynnej gwiazdy rocka nie powinno być trudne – orzekł Win. – A druga część problemu?

– Ona chce wiedzieć, kto to napisał.

– Poznać tożsamość Świra Impotenta?

– Suzze sądzi, że to grubsza sprawa. Uważa, że ktoś naprawdę chce ją załatwić.

Win pokręcił głową.

– To świr impotent.

– Daj spokój. Napisać „Nie jego”? To chore.

– Zatem chory świr impotent. Czy ty w ogóle czytasz te bzdury w internecie? Wejdź na jakąkolwiek stronę z wiadomościami i spójrz na rasistowskie, homofobiczne, paranoiczne „komentarze”. – Nakreślił w powietrzu cudzysłów. – Zawyjesz jak wilk.

– Wiem, ale obiecałem to sprawdzić.

Win westchnął, założył okulary i nachylił się do ekranu.

– Osoba, która umieściła ten komentarz, to niejaka Abeona S. Czy możemy założyć, że to pseudonim?

– Mhm. Abeona to rzymska bogini. Nie mam pojęcia, co oznacza S.

– A obrazek dołączony do profilu? Co to za znak?

– Nie wiem.

– Pytałeś Suzze?

– Tak. Powiedziała, że nie ma pojęcia. To przypomina jakiś chiński znak.

– Może znajdziemy kogoś, kto nam go przetłumaczy. – Win usiadł wygodniej i splótł palce. – Zwróciłeś uwagę na godzinę zamieszczenia tego komentarza?

Myron kiwnął głową.

– Trzecia siedemnaście rano.

– Strasznie późna pora.

– Tak sobie właśnie pomyślałem – rzekł Myron. – Może to po prostu internetowy odpowiednik pisania SMS-ów po pijaku.

– Albo jakiś były z pretensjami – podsunął Win.

– A są jacyś bez pretensji?

– Kiedy przypomnę sobie burzliwą młodość Suzze, to mogłoby być, łagodnie mówiąc, kilku kandydatów.

– Jednak żadnego z nich nie podejrzewa o coś takiego.

Win nadal wpatrywał się w ekran.

– Zatem jaki będzie nasz pierwszy krok?

– Naprawdę?

– Słucham?

Myron krążył po swoim odnowionym biurze. Znikły plakaty sztuk wystawianych na Broadwayu i gadżety Batmana. Zostały zdjęte przed malowaniem i Myron nie był pewny, czy chce umieścić je tam z powrotem. Znikły również jego trofea i nagrody z czasów, kiedy grał: sygnety za mistrzostwo NCAA, zawiadomienia o powołaniu do akademickiej drużyny krajowej, dyplom akademickiego gracza roku. Wszystkie oprócz jednego. Tuż przed swoim pierwszym meczem w zawodowej drużynie Boston Celtics, gdy jego marzenie miało wreszcie się ziścić, Myron odniósł poważną kontuzję kolana. „Sports Illustrated” zamieścił na okładce jego zdjęcie z dopiskiem CZY JEST SKOŃCZONY? i chociaż nie odpowiedzieli na to pytanie, okazało się, że istotnie był. Sam nie wiedział, dlaczego zachował tę oprawioną w ramki okładkę. Zapytany, odpowiedziałby, że to ostrzeżenie dla wszystkich przychodzących do jego biura „supergwiazd”, iż szybko mogą przestać nimi być, ale Myron podejrzewał, że ma to głębszy sens.

– To nie jest twój zwykły modus operandi – zauważył.

– Och, a jakiż to?

– Zwykle w tym momencie mówisz mi, że jestem agentem, nie prywatnym detektywem, i nie widzisz żadnego sensu w zajmowaniu się tym, ponieważ to nie przyniesie firmie żadnych korzyści.

Win nie odpowiedział.

– Potem zazwyczaj narzekasz, że mam kompleks bohatera i zawsze muszę kogoś ratować, żeby poczuć się spełnionym. I w końcu, a raczej powinienem powiedzieć „ostatnio”, mówisz mi, że moje interwencje przynoszą więcej szkody niż pożytku i w ostatecznym rozrachunku częściej ranię, a nawet zabijam, niż ratuję.

Win ziewnął.

– Do czego zmierzasz?

– Sądziłem, że to oczywiste, ale do tego: dlaczego nagle chętnie, a nawet entuzjastycznie, chcesz podjąć tę misję ratunkową, podczas gdy w przeszłości…

– W przeszłości zawsze ci pomagałem, prawda? – przerwał mu Win.

– Przeważnie tak.

Win podniósł głowę i postukał się palcem wskazującym w brodę.

– Jak mam to wyjaśnić? – Zamilkł, zastanowił się i kiwnął głową. – Lubimy myśleć, że to, co dobre, będzie trwało wiecznie. To leży w naszej naturze. Na przykład Beatlesi. Och, oni będą wieczni. Rodzina Soprano zawsze będzie nadawana. Tak jak koncerty Springsteena. Albo Historie Zuckermana Philipa Rotha. Dobre rzeczy są rzadkością. Trzeba je cenić, ponieważ zawsze kończą się zbyt szybko.

Win wstał i ruszył do drzwi. Zanim opuścił pokój, obejrzał się.

– Zajmowanie się tym z tobą to jedna z takich dobrych rzeczy – powiedział.

Rozdział 4

Wytropienie Lexa Rydera nie zabrało dużo czasu.

Esperanza Diaz, wspólniczka Myrona w MB Reps, zadzwoniła do niego o dwudziestej trzeciej.

– Lex właśnie użył swojej karty kredytowej w Downing Trzy – powiedziała.

Myron nocował, co często mu się zdarzało, w apartamencie Wina w legendarnym budynku Dakota na rogu Siedemdziesiątej Drugiej Ulicy z widokiem na Central Park West. Win miał kilka pokoi gościnnych. Kamienica powstała w 1884 roku i wyglądała na budynek z tamtego okresu. Podobna do fortecy, była piękna, mroczna i przedziwnie, cudownie posępna. Galimatias dwuspadowych daszków, balkonów, zwieńczeń, zdobień, balustrad, kopuł, żeliwa, arkad, ozdobnych poręczy i lukarn tworzył niezwykłą mieszaninę, która wcale nie była przygnębiająca, lecz stanowiła harmonijną, idealną całość.

– Co to takiego? – zapytał Myron.

– Nie znasz Downing Trzy? – spytała Esperanza.

– A powinienem?

– To teraz chyba najmodniejszy bar w mieście. Diddy, supermodelki, modnisie, taka klientela. Znajduje się w Chelsea.

– Och…

– To trochę rozczarowujące – westchnęła Esperanza.

– Co?

– To, że zawodnik twojego kalibru nie zna wszystkich modnych miejsc.

– Kiedy ruszamy z Diddym w miasto, bierzemy białego hummera i używamy tajnych wejść. Nazwy lokali zacierają się w pamięci.

– Albo zaręczyny podcięły ci skrzydła – podsunęła Esperanza. – Zamierzasz tam pojechać i go zgarnąć?

– Jestem w piżamie.

– No tak, zawodnik. Czy ta piżama jest w dziecięce stópki?

Myron znów spojrzał na zegarek. Przed północą powinien dotrzeć do śródmieścia.

– Zaraz tam jadę.

– Czy jest tam Win? – zapytała Esperanza.

– Nie, jeszcze nie wrócił.

– Więc pojedziesz sam?

– Boisz się, co mogą zrobić w nocnym klubie z takim samotnym smakowitym kąskiem jak ja?

– Boję się, że cię nie wpuszczą. Spotkamy się na miejscu. Za pół godziny. Wejście od Siedemnastej Ulicy. Ubierz się tak, żebyś zrobił wrażenie.

Esperanza się rozłączyła. Myron był zdziwiony. Od kiedy została matką, Esperanza, dawniej rozrywkowa biseksualna dziewczyna, nigdy nie chodziła na nocne imprezy. Zawsze poważnie traktowała swoją pracę, a teraz była właścicielką czterdziestu dziewięciu procent udziałów w MB Reps i podczas ostatnich dziwnych podróży Myrona miała na swoich barkach dużo obowiązków. Jednak po ponad dziesięciu latach hedonistycznego trybu życia, który wzbudziłby zazdrość Kaliguli, Esperanza ustatkowała się, wyszła za niesamowicie porządnego faceta i miała syna imieniem Hector. W mgnieniu oka zmieniła się z Lindsay Lohan w Carol Brady.

Myron zajrzał do szafy, zastanawiając się, co włożyć do tego modnego lokalu. Esperanza kazała mu ubrać się tak, żeby robił wrażenie, więc wybrał swój wypróbowany elegancki strój – wyglądające na drogie dżinsy, niebieski blezerek i mokasyny, czyli zestaw Szykowny Luzak – głównie dlatego, że tylko te rzeczy z jego garderoby spełniały ten wymóg. W jego szafie było niewiele więcej poza tym kompletem dżinsowo-blezerkowym i garniturem, a nie chciał wyglądać jak ekspedient ze sklepu z elektroniką.

Złapał taksówkę na Central Park West. Mówi się, że taksówkarze na Manhattanie to sami cudzoziemcy, ledwo mówiący po angielsku. To może być prawda, ale Myron co najmniej od pięciu lat z żadnym nie rozmawiał. Wbrew ostatnio zmienionym przepisom każdy nowojorski taksówkarz miał w uchu słuchawkę telefonu komórkowego i przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, cicho rozmawiał z kimś w swoim ojczystym języku. Pomijając kwestię dobrych manier, Myron zawsze się zastanawiał, kto z ich bliskich chce rozmawiać z nimi przez cały dzień. Pod tym względem można było uważać ich za szczęściarzy.

Myron spodziewał się długiej kolejki, aksamitnych sznurów lub czegoś takiego, lecz gdy dotarli pod podany adres przy Siedemnastej Ulicy, nie było tam śladu nocnego klubu. W końcu zdał sobie sprawę z tego, że „Trzy” oznacza trzecie piętro, a „Downing” to nazwa kamienicy, przed którą stoi. Ktoś tu ukończył Szkołę Dosłownego Nazewnictwa MB Reps.

Winda zawiozła go na trzecie piętro. Gdy tylko jej drzwi się rozsunęły, Myron poczuł w piersi wibrowanie basów. Długa kolejka rozpaczliwie pragnących wejść zaczynała się tuż za progiem. Podobno ludzie chodzą do takich klubów, żeby dobrze się bawić, lecz prawda wygląda tak, że większość z nich stoi w kolejce, aby w końcu przekonać się, że nie są godni tego, żeby zasiąść do stołu w popularnej młodzieżowej restauracji. VIP-y przechodziły obok nich, ledwo zaszczycając ich spojrzeniem, co jeszcze podsycało ich chęć dostania się do środka. Oczywiście był tam sygnalizujący ich podrzędny status aksamitny sznur, strzeżony przez trzech napakowanych sterydami bramkarzy z ogolonymi głowami i wystudiowanymi groźnymi minami.

Myron podszedł do nich swoim najlepszym stylizowanym na Wina krokiem.

– Cześć, chłopaki.

Bramkarze go zignorowali. Największy z nich nosił czarny garnitur bez koszuli. Na gołym ciele. Marynarka, bez koszuli. Pierś miał ładnie wydepilowaną, z robiącym wrażenie metroseksualnym dekoltem. Właśnie rozmawiał z czterema najwyżej dwudziestojednoletnimi dziewczynami. Wszystkie miały na nogach przesadnie wysokie szpilki – szpilki zdecydowanie były modne w tym roku – więc bardziej chwiały się, niż stały. Stroje miały tak skąpe, że kwalifikowały się do oskarżenia o obrazę moralności, ale to akurat nie było niczym nowym.

Bramkarz mierzył je taksującym spojrzeniem. Dziewczyny eksponowały swoje wdzięki i uśmiechały się. Myron niemal spodziewał się, że zaraz otworzą usta, żeby bramkarz mógł obejrzeć ich uzębienie.

– Wy trzy jesteście w porządku – oznajmił im Szeroki Tors. – Jednak wasza przyjaciółka jest zbyt pulchna.

Pulchna dziewczyna, która była zaledwie szczupła, zaczęła płakać. Jej trzy wychudzone przyjaciółki zbiły się w gromadkę i rozważały, czy powinny wejść bez niej. Pulchna dziewczyna uciekła z płaczem. Jej przyjaciółki wzruszyły ramionami i weszły. Trzej bramkarze uśmiechali się złośliwie.

– Klasa – rzekł Myron.

Uśmiechnięci spojrzeli na niego. Szeroki Tors wyzywająco popatrzył Myronowi w oczy. Ten napotkał jego spojrzenie i nie odwrócił wzroku. Szeroki Tors najwyraźniej uznał go za jednego z rozpaczliwie pragnących wejść.

– Ładny strój – rzekł. – Wybierasz się oprotestować mandat za niewłaściwe parkowanie w sądzie miejskim?

To spodobało się jego kompanom, noszącym obcisłe jak opaski uciskowe bawełniane koszulki Eda Hardy’ego.

– Racja – rzekł Myron, wskazując szeroką pierś bramkarza. – Powinienem zostawić koszulę w domu.

Bramkarz po lewej ręce Szerokiego Torsu szeroko otworzył usta ze zdziwienia.

Szeroki Tors władczym gestem wystawił kciuk.

– Na koniec kolejki, koleś. Albo jeszcze lepiej, spadaj stąd.

– Przyszedłem zobaczyć się z Lexem Ryderem.

– A kto mówi, że on tu jest?

– Ja to mówię.

– Czyli kto?

– Myron Bolitar.

Cisza. Jeden z nich zamrugał. Myron o mało nie zawołał „ta-da”, ale się powstrzymał.

– Jestem jego agentem.

– Pańskiego nazwiska nie ma na liście – rzekł Szeroki Tors.

– I nie wiemy, kim pan jest – dodał Zdziwiony.

– A więc – trzeci bramkarz poruszał grubymi jak parówki paluchami – baju-baj.

– Zabawne – mruknął Myron.

– Co?

– Nie widzicie, jakie to zabawne? – zapytał Myron. – Jesteście stróżami lokalu, do którego nigdy was nie wpuszczą, a zamiast zdawać sobie z tego sprawę i okazywać ludzkie uczucia, zachowujecie się jak trzech nadętych poczuciem własnej ważności błaznów.

Zamrugali, a potem wszyscy trzej ruszyli na niego jak ściana mięśni. Krew żywiej zaczęła krążyć mu w żyłach. Zacisnął pięści. Potem rozluźnił palce, oddychając miarowo. Podeszli bliżej. Myron się nie cofnął. Szeroki Tors, ich przywódca, nachylił się do niego.

– Lepiej spadaj stąd, facet.

– Dlaczego? Ja też jestem zbyt pulchny? Nawiasem mówiąc, poważnie, czy w tych dżinsach mój tyłek wydaje się za duży? Powiedz mi.

Długa kolejka pragnących wejść zamilkła na widok tego zajścia. Bramkarze spoglądali po sobie. Myron skarcił się w myślach. To było bez sensu. Przyszedł tutaj po Lexa, a nie bić się z mięśniakami.

– No, no, wygląda na to, że mamy tu komika – powiedział z uśmiechem Szeroki Tors.

– Taak – zawtórował mu Zdziwiony. – Komika. Ha, ha.

– Taak – dodał jego partner. – Jesteś prawdziwym komikiem, no nie, żartownisiu?

– No cóż, ryzykując, że wydam się chwalipiętą, powiem, że jestem także utalentowanym wokalistą. Zwykle zaczynam od The Tears of a Clown, a potem przechodzę do okrojonej wersji Lady, raczej Kenny’ego Rogersa niż Lionela Richiego. Wszyscy płaczą.

Szeroki Tors nachylił się do ucha Myrona. Jego kumple stali w pobliżu.

– Oczywiście zdajesz sobie sprawę z tego, że skopiemy ci tyłek?

– A ty oczywiście zdajesz sobie sprawę z tego, że od sterydów kurczą ci się jądra? – odparował Myron.

– On jest ze mną, Kyle – powiedziała za jego plecami Esperanza.

Myron odwrócił się, zobaczył ją i zdołał nie powiedzieć „o rany”, chociaż nie było to łatwe. Znał Esperanzę od dwudziestu lat, pracował z nią i czasem, kiedy widujesz codziennie kogoś, z kim jesteś zaprzyjaźniony, po prostu zapominasz, jaka to powalająca piękność. Kiedy się poznali, Esperanza była skąpo odzianą zawodową zapaśniczką znaną jak Mała Pocahontas. Śliczna, zgrabna i olśniewająco urodziwa, przestała być ikoną WDW (Wspaniałe Damy Wrestlingu), aby zostać jego asystentką i uczęszczać na wieczorowe studia prawnicze. Z czasem awansowała, jeśli można tak powiedzieć, i teraz była wspólniczką Myrona w MB Reps.

Twarz Kulturysty Kyle’a rozpromienił uśmiech.

– Poca? Dziewczyno, to naprawdę ty? Wyglądasz tak apetycznie, że można by cię lizać jak loda.

Myron skinął głową.

– Niezły tekst, Kyle.

Esperanza nastawiła policzek do całusa.

– Ciebie też miło widzieć – powiedziała.

– Dawno się nie widzieliśmy, Poca.

Śniada uroda Esperanzy wywoływała myśli o księżycowych nocach, nocnych spacerach po plaży i oliwkowych drzewach kołysanych przez łagodny wietrzyk. W uszach miała wielkie kolczyki. Jej długie czarne włosy zawsze były idealnie uczesane. Prześwitująca biała bluzka została dopasowana przez jakieś życzliwe bóstwo, może była ciut za bardzo rozpięta, ale wszystko to robiło wrażenie.

Trzej silnoręcy się cofnęli. Jeden opuścił aksamitny sznur. Esperanza nagrodziła go olśniewającym uśmiechem. Gdy Myron ruszył za nią, Kyle ustawił się tak, żeby go potrącić. Myron napiął mięśnie i postarał się, żeby Kyle gorzej wyszedł na tym zderzeniu.

– Mężczyźni – mruknęła Esperanza.

– Jeszcze nie skończyliśmy, gościu – szepnął do Myrona Kulturysta Kyle.

– Może zjemy razem obiad? – spytał Myron. – I pójdziemy na popołudniowy spektakl South Pacific.

Kiedy wchodzili do środka, Esperanza popatrzyła na Myrona i pokręciła głową.

– No co?

– Mówiłam, żebyś się ubrał tak, by robić wrażenie. Wyglądasz, jakbyś szedł na wywiadówkę piątoklasisty.

Myron wskazał swoje stopy.

– W mokasynach od Ferragamo?

– I po co zaczynałeś z tymi neandertalczykami?

– Nazwał dziewczynę pulchną.

– A ty ruszyłeś jej na ratunek?

– Cóż, nie. Jednak powiedział jej to prosto w oczy. „Twoje przyjaciółki mogą wejść, ale ty nie, bo jesteś zbyt pulchna”. Kto tak postępuje?

Główna sala klubu była mroczna, z neonowymi akcentami. W jednej jej części stały szerokoekranowe telewizory, ponieważ – jak domyślał się Myron – przychodząc do nocnego klubu, tak naprawdę chcesz sobie pooglądać telewizję. System nagłaśniający, mający w przybliżeniu rozmiary i moc aparatury używanej na stadionach przez koncertujący zespół Who, atakował zmysły. Didżej puszczał „własną muzykę”, przez co rozumie się zabieg polegający na tym, że „utalentowany” didżej bierze coś, co mogło być zwyczajnie niezłym utworem, i go psuje, dodając syntetyczny bas lub elektroniczny podkład. Migotały światła laserów, które zdaniem Myrona wyszły z mody po objazdowych koncertach Blue Öyster Cult w 1979 roku, a na parkiecie tłum chudych jak patyki dziewczyn wydawał „ochy” i „achy” na widok tych efektów specjalnych, podczas gdy rzeczony parkiet wypluwał kłęby dymu, jakby nie można było tego zobaczyć na ulicy przy każdej furgonetce Con-Ed.

Myron spróbował przekrzyczeć muzykę, ale bezskutecznie. Esperanza zaprowadziła go w nieco cichszy kąt, gdzie stały – nie do wiary – terminale komputerowe. Wszystkie stanowiska były zajęte. Myron znów pokręcił głową. Przychodzić do nocnego klubu, żeby posurfować w sieci? Odwrócił się twarzą do parkietu. W tym przyćmionym świetle wszystkie kobiety wyglądały atrakcyjnie, choć młodo, ubrane jak dzieci udające dorosłych. Większość z nich trzymała w rękach telefony komórkowe, kościstymi palcami wystukując wiadomości tekstowe. Tańczyły w ospałym rytmie, jak pogrążone we śnie.

Esperanza się uśmiechnęła.

– Co znowu? – spytał Myron.

Wskazała parkiet po prawej.

– Spójrz na tyłek tej cizi w czerwonym.

Myron spojrzał na opięte szkarłatnym materiałem pośladki i przypomniał mu się tekst Alejandra Escoveda: „Podoba mi się bardziej, kiedy odchodzi”. Od dawna nie słyszał, żeby Esperanza mówiła coś takiego.

– Ładny.

– Ładny? – zdziwiła się Esperanza.

– Fantastyczny?

Esperanza skinęła głową, wciąż uśmiechnięta.

– Mogłabym zrobić parę rzeczy z posiadaczką takiego tyłka.

Gdy Myron patrzył na zmysłowo tańczącą kobietę, a potem na Esperanzę, oczami duszy ujrzał scenę, o której postarał się natychmiast zapomnieć. W pewne rzeczy lepiej się nie zagłębiać, jeśli próbujesz się skupić na innych sprawach.

– Twojemu mężowi na pewno by się to spodobało.

– Jestem zamężna, nie martwa. Mogę sobie patrzeć.

Myron obserwował ją, patrzył na jej podekscytowaną twarz, mając dziwne wrażenie, że Esperanza znów jest w swoim żywiole. Kiedy przed dwoma laty przyszedł na świat jej syn Hector, Esperanza natychmiast przeistoczyła się w troskliwą mamusię. Nagle na jej biurku pojawił się szereg typowych zdjęć: Hector z wielkanocnym króliczkiem, Hector ze Świętym Mikołajem, Hector z postaciami z kreskówek Disneya i na kucyku w parku Hershey. Jej najlepsze biurowe ubrania często były poplamione tym, co wypluł dzieciak, a ona zamiast to ukrywać, z lubością opowiadała, w jaki sposób te resztki pokarmowe znalazły się na jej ubraniu. Przyjaźniła się z innymi mamusiami, których dawniej nie znosiła, rozmawiała z nimi o wózkach spacerowych Maclarena, przedszkolach Montessori i trawieniu, a także o tym, w jakim wieku ich potomstwo zaczęło raczkować, chodzić lub mówić. Cały jej świat, tak jak wielu innych matek – co owszem, jest nieco seksistowską uwagą – skurczył się do rozmiarów dziecięcego ciałka.

– Gdzie tu może być Lex? – zastanawiał się Myron.

– Zapewne w jednym z pokoi dla VIP-ów.

– Jak tam wejdziemy?

– Rozepnę jeszcze jeden guzik – odparła Esperanza. – A poważnie, pozwól mi popracować nad tym przez chwilę. Sprawdź łazienkę. Założę się o dwadzieścia dolców, że nie wysikasz się do pisuaru.

– Co takiego?

– Załóż się i idź – powiedziała, wskazując na prawo.

Myron wzruszył ramionami i poszedł do toalety. Była ciemna, czarna i marmurowa. Podszedł do pisuaru i natychmiast zrozumiał, co miała na myśli Esperanza. Pisuary były przymocowane do olbrzymiej szklanej tafli przypominającej okno weneckiego lustra w policyjnej salce przesłuchań. Krótko mówiąc, widać było przez nią cały parkiet. Leniwie tańczące kobiety znajdowały się dosłownie metr od niego, przy czym niektóre przeglądały się w tym lustrze, nie wiedząc (a może doskonale wiedząc), że patrzą na mężczyznę usiłującego się wysikać.

Wyszedł. Esperanza czekała z wyciągniętą ręką. Myron położył na jej dłoni dwudziestodolarowy banknot.

– Widzę, że wciąż masz kłopoty z pęcherzem.

– Czy damska toaleta wygląda tak samo?

– Nie chcesz tego wiedzieć.

– I co dalej?

Esperanza ruchem brody wskazała mężczyznę z gładko zaczesanymi do góry włosami, który przemykał ku nim przez tłum. Myron był przekonany, że wypełniając podanie o pracę, ten facet w rubryce „nazwisko” wpisuje „Śmieć”, a jako imię podaje „Euro”. Myron sprawdził, czy gość zostawia smugę śluzu na podłodze.

Euro uśmiechnął się, ukazując ostre jak u łasicy zęby.

– Poca, mi amor.

– Anton – powiedziała Esperanza i pozwoliła, by z nieco przesadnym entuzjazmem ucałował jej dłoń.

Myron obawiał się, że łasicowaty zatopi w niej ostre zęby, przegryzając ciało do kości.

– Wciąż jesteś takim wspaniałym stworzeniem, Poca.

Mówił z zabawnym akcentem, może węgierskim, a może arabskim, jakby wygłaszał tekst skeczu. Był nieogolony i zarost na jego twarzy nieprzyjemnie błyszczał. Chociaż w klubie było ciemno jak w jaskini, Anton nosił okulary przeciwsłoneczne.

– To jest Anton – powiedziała Esperanza. – Mówi, że Lex jest w serwisie butelkowym.

– Och – sapnął Myron, nie mając pojęcia, co to takiego.

– Tędy – powiedział Anton.

Brnęli przez morze ciał. Esperanza szła przed nim. Myron z przyjemnością patrzył, jak wszystkie głowy obracają się, żeby przyjrzeć jej się dokładniej. Gdy tak się przedzierali, wiele kobiet spoglądało Myronowi w oczy, chociaż nie tyle co rok, dwa czy pięć lat temu. Czuł się jak podstarzały miotacz, któremu miernik radarowy mówi, że jego piłki tracą szybkość. A może chodziło o coś innego? Może kobiety po prostu wyczuwały, że Myron jest zaręczony i wypadł z rynku za sprawą ślicznej Terese Collins, tak więc nie należy go traktować jako żeru dla oczu.

Taak, pomyślał Myron. Tak, na pewno o to chodzi.

Anton wyjął klucz i otworzył drzwi do pomieszczenia jakby z innej epoki. Podczas gdy właściwy klub reprezentował styl oszczędnego techno z ostrymi kątami i gładkimi powierzchniami, ta loża dla VIP-ów miała wystrój wczesnego amerykańskiego burdelu. Sofy z pluszowymi obiciami w kolorze burgunda, kryształowe żyrandole, sztukaterie na suficie, zapalone świece w kinkietach. W tym pomieszczeniu jedna ściana też była ze szkła, więc VIP-y mogły patrzeć na tańczące dziewczyny i może wybierać sobie niektóre do towarzystwa. Szczodrze obdarzone silikonem panienki, jakby żywcem wzięte z filmów soft porno, w stylowych gorsetach z podwiązkami, krążyły z butelkami szampana. Myron domyślił się, że dlatego nazwano to „serwisem butelkowym”.

– Patrzysz na butelki? – spytała Esperanza.

– Mmm, prawie.

Esperanza kiwnęła głową i uśmiechnęła się do szczególnie hojnie obdarzonej hostessy w czarnym gorsecie.

– Hmm… Chętnie skorzystałabym z tego butelkowego serwisu, jeśli wiesz, co mam na myśli.

Myron się zastanowił.

– Prawdę mówiąc, nie wiem. Przecież obie jesteście kobietami, no nie? Dlatego nie jestem pewny, czy rozumiem wzmiankę o butelce.

– Boże, ależ ty wszystko bierzesz dosłownie.

– Pytałaś, czy patrzę na butelki. Dlaczego?

– Ponieważ podają tu szampan Cristal – wyjaśniła Esperanza.

– Co z tego?

– Ile widzisz butelek?

Myron się rozejrzał.

– Nie wiem. Dziewięć, może dziesięć.

– Butelka kosztuje osiem tysięcy plus napiwek.

Myron przycisnął rękę do piersi, udając, że dostał palpitacji. Zauważył Lexa Rydera wyciągniętego na sofie z barwną grupką ślicznotek. Pozostali mężczyźni w pokoju wyglądali na podstarzałych muzyków rockowych – długie włosy, opaski, brody i wąsy, żylaste ręce, wydatne brzuchy. Myron przecisnął się między nimi.

– Cześć. Lex.

Lex przekrzywił głowę i popatrzył.

– Myron! – wykrzyknął zbyt donośnie.

Spróbował wstać, lecz nie zdołał, więc Myron podał mu rękę. Lex chwycił ją, udało mu się wstać i uściskał Myrona z niezdarnym entuzjazmem mężczyzny, który za dużo wypił.

– Och, człowieku, jak dobrze cię widzieć.

HorsePower zaczynali od przygrywania w lokalu w rodzinnym mieście Lexa i Gabriela – australijskim Melbourne. Nazwa zespołu powstała w wyniku skojarzeń, jakie wywoływało nazwisko Lexa (Ryder, stąd Horse-Ryder) i Gabriela (Wire, więc Power-Wire), lecz od chwili gdy połączyli siły, Gabriel dominował. Oczywiście Gabriel Wire miał cudowny głos, był niesamowicie przystojny i miał niemal nieziemską charyzmę, ale także ten nieuchwytny, widoczny na pierwszy rzut oka magnetyzm, który wynosi wielkość do rangi legendy.

Myron często myślał o tym, że Lexowi – czy komukolwiek – musi się trudno żyć w cieniu takiej osoby. Jasne, Lex był sławny, bogaty i teoretycznie wszystkie utwory zespołu były wspólną własnością obu muzyków, ale Myron, który zajmował się jego finansami, wiedział, że udział Lexa wynosi dwadzieścia pięć procent, a Gabriela siedemdziesiąt pięć. Pewnie, kobiety wciąż do niego lgnęły, mężczyźni nadal chcieli się z nim zaprzyjaźniać, ale Lex był także obiektem niewybrednych żartów, wyśmiewających jego podrzędną rolę w duecie.

HorsePower wciąż był na topie, może bardziej niż kiedykolwiek, mimo że Gabriel Wire zniknął z życia publicznego po tragicznym skandalu sprzed ponad piętnastu lat. Oprócz paru zdjęć zrobionych przez paparazzich i mnóstwa plotek przez cały ten czas Gabriel Wire nie dawał znaku życia – nie grał koncertów, nie udzielał wywiadów, nie pokazywał się publicznie. Ta tajemniczość jeszcze bardziej podsycała ciekawość publiczności.

– Myślę, że powinieneś iść do domu, Lex.

– Nie, Myronie – rzekł Lex ochrypłym głosem. Myron miał nadzieję, że tylko od picia. – Daj spokój. Dobrze się bawimy. Czy nie tak, banda?

Myron usłyszał nieskładny chór potwierdzeń. Rozejrzał się. Może spotkał już paru tych facetów, ale na pewno znał tylko Buzza, długoletniego ochroniarza i asystenta Lexa. Buzz napotkał jego spojrzenie i wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć: „No i co na to poradzisz?”.

Lex objął Myrona, zarzucając mu rękę na szyję niczym pasek aparatu fotograficznego.

– Siadaj, stary przyjacielu. Napij się, rozluźnij, odpręż.

– Suzze martwi się o ciebie.

– Ach tak? – Lex uniósł brew. – I dlatego przysłała swojego chłopca na posyłki, żeby mnie przyprowadził?

– Formalnie rzecz biorąc, Lex, jestem także twoim chłopcem na posyłki.

– Ach, agenci. Najbardziej najemny z zawodów.

Lex miał na sobie czarne spodnie oraz kamizelkę z czarnej skóry i wyglądał, jakby właśnie wrócił z zakupów w Rockers R Us. Włosy miał siwe, krótko obcięte.

– Siadaj, Myronie – powtórzył, opadając na sofę.

– Może się przejdziemy, Lex?

– Jesteś także moim chłopcem na posyłki, prawda? Powiedziałem: usiądź.

Miał trochę racji. Myron znalazł wolne miejsce, po czym powoli opadł na kanapę. Lex przekręcił gałkę aparatury po swojej prawej ręce i muzyka przycichła. Ktoś wręczył Myronowi kieliszek szampana, trochę przy tym rozlewając. Większość dam w obcisłych gorsetach – spójrzmy prawdzie w oczy, ten strój działa na facetów w każdej epoce – znikła gdzieś, jakby wtopiły się w ściany. Esperanza gawędziła z tą, którą zauważyła, gdy weszli do tego pokoju. Siedzący tam mężczyźni obserwowali flirtujące kobiety z fascynacją jaskiniowców po raz pierwszy widzących ogień.

Buzz palił papierosa, który pachniał… hm, dziwnie. Próbował przekazać go Myronowi. Ten pokręcił głową i odwrócił się do Lexa. Muzyk wyciągnął się bezwładnie, jakby ktoś podał mu środek zwiotczający mięśnie.

– Suzze pokazała ci ten komentarz? – zapytał Lex.

– Tak.

– I co o tym sądzisz, Myronie?

– Sądzę, że to jakiś czubek próbujący mieszać ludziom w głowach.

Lex upił długi łyk szampana.

– Naprawdę tak myślisz?

– Naprawdę – odparł Myron. – Jednak tak czy inaczej mamy dwudziesty pierwszy wiek.

– I co z tego?

– To, że to nic takiego. Jeśli tak się tym przejmujesz, możesz zrobić badanie DNA i ustalić, czy jesteś ojcem.

Lex powoli skinął głową i upił kolejny łyk. Myron próbował wyjść z roli agenta, ale w butelce było siedemset pięćdziesiąt mililitrów, czyli około dwudziestu pięciu uncji, więc osiem tysięcy dolarów daje trzysta dwadzieścia za uncję.

– Słyszałem, że jesteś zaręczony – rzekł Lex.

– Tak.

– Wypijmy za to.

– Albo wysączmy. Sączenie jest tańsze.

– Odpręż się, Myronie. Jestem obrzydliwie bogaty.

Miał rację. Wypili.

– Zatem co cię dręczy. Lex?

Muzyk zignorował pytanie.

– Jak to możliwe, że jeszcze nie poznałem przyszłej panny młodej?

– To długa historia.

– Gdzie ona teraz jest?

Myron unikał wyjaśnień.

– Za morzem.

– Mogę dać ci radę w kwestii małżeństwa?

– Może taką: nie wierz w głupie internetowe plotki o ojcostwie?

Lex się uśmiechnął.

– Dobre.

– Mhm – przytaknął Myron.

– Oto moja rada: bądźcie szczerzy wobec siebie. Zupełnie szczerzy.

Myron czekał, ale Lex nie kontynuował.

– To wszystko? – spytał Myron.

– Oczekiwałeś czegoś głębszego?

Myron wzruszył ramionami.

– Tak jakby.

– Jest jedna piosenka, którą uwielbiam – rzekł Lex. – Ma taki refren: Twoje serce jest jak spadochron. Wiesz dlaczego?

– Zdaje się, że to chodzi o umysł, który jest jak spadochron: dobrze działa, tylko jeśli jest otwarty.

– Nie, znam tamten tekst. Ten jest lepszy. Twoje serce jest jak spadochron: otwiera się tylko wtedy, gdy spadasz. – Uśmiechnął się. – Dobre, nie?

– Chyba tak – mruknął Myron.

– Wszyscy mamy znajomych, no wiesz, tak jak ci tutaj moi kumple. Kocham ich, baluję z nimi, rozmawiamy o pogodzie, sporcie i gorących laskach, ale gdybym nie widział ich przez rok, albo nawet już nigdy, niewiele zmieniłoby to w moim życiu. Tak jest z większością ludzi, których znamy.

Napił się szampana. Drzwi za nimi otworzyły się i weszła grupka rozchichotanych kobiet. Lex pokręcił głową i natychmiast znikły.

– A od czasu do czasu – ciągnął – spotykasz prawdziwego przyjaciela. Takiego jak Buzz. Rozmawiamy o wszystkim. Wiemy o sobie wszystko, nawet o paskudnych, wstrętnych wadach. Czy masz takich przyjaciół?

– Esperanza wie, że mam kłopoty z pęcherzem – rzekł Myron.

– Co?

– Nieważne. Mów dalej. Wiem, co chcesz powiedzieć.

– Właśnie, no cóż, prawdziwych przyjaciół. Pozwalasz im zobaczyć świństwa, które przychodzą ci do głowy. Brzydkie myśli. – Usiadł prosto, najwyraźniej się rozgrzewał. – I wiesz, co jest w tym naprawdę dziwne? Wiesz, co się dzieje, kiedy całkiem się otworzysz i pozwolisz komuś zobaczyć, że jesteś degeneratem?

Myron pokręcił głową.

– Twój przyjaciel kocha cię jeszcze bardziej. Przy wszystkich innych ukrywasz brud za fasadą, żeby cię lubili, jednak prawdziwym przyjaciołom pokazujesz ten brud, a im jeszcze bardziej na tobie zależy. Kiedy pozbywamy się fasady, zbliżamy się do siebie. Zatem dlaczego nie robimy tego przy każdym, Myronie? Pytam się.

– Sądzę, że zamierzasz mi to powiedzieć.

– Niech mnie diabli, jeśli wiem. – Lex opadł na oparcie kanapy, upił spory łyk i w zadumie przechylił głowę. – Jednak jest tak. Fasada z natury rzeczy jest kłamstwem. Zwykle to jest w porządku. Jeśli jednak nie otworzysz się przed tym, kogo najbardziej kochasz, jeśli nie ujawnisz swoich wad, nie zdołasz się zbliżyć. Po prostu będziesz miał tajemnice. A te tajemnice jątrzą i dzielą.

Drzwi znowu się otworzyły. Weszły cztery kobiety i dwaj mężczyźni, śmiejąc się i trzymając w rękach kieliszki z koszmarnie drogim szampanem.

– A więc jakie tajemnice skrywałeś przed Suzze? – zapytał Myron.

Lex tylko pokręcił głową.

– To ulica dwukierunkowa, kolego.

– Więc jakie tajemnice Suzze miała przed tobą?

Lex nie odpowiedział. Patrzył na drugi koniec pokoju. Myron podążył wzrokiem za jego spojrzeniem.

I wtedy ją zobaczył.

A przynajmniej tak mu się wydawało, gdy rzucił okiem na drugi koniec loży dla VIP-ów, zadymionej i oświetlonej tylko blaskiem świec. Myron nie widział jej od tamtej śnieżnej nocy przed szesnastoma laty, z brzuchem, łzami płynącymi po policzkach i krwią spływającą przez palce. Nie interesował się nimi, ale kiedy ostatnio o nich słyszał, mieszkali gdzieś w Ameryce Południowej.

Spojrzeli sobie w oczy, przez sekundę, nie dłużej. I choć to wydawało się niemożliwe, Myron już wiedział.

– Kitty?

Głośna muzyka zagłuszyła jego głos, ale Kitty się nie zawahała. Jej oczy lekko się rozszerzyły – może ze strachu – a potem obróciła się na pięcie i pobiegła do drzwi. Myron próbował zerwać się z kanapy, ale miękkie obicie spowolniło jego ruchy. Zanim zdołał wstać, Kitty Bolitar – szwagierka Myrona i kobieta, która tak dużo mu zabrała – znikła za drzwiami.

Rozdział 5

Myron ruszył za nią.

Gdy biegł do drzwi loży dla VIP-ów, przez głowę przemknął mu taki obraz: jedenastoletni Myron i jego brat, sześcioletni Brad z rozwichrzoną strzechą kręconych włosów, grają w swoim pokoju w minikoszykówkę. Tablica była z cienkiej tektury, a za piłkę służyła im okrągła gąbka. Obręcz przyczepili do drzwi szafy za pomocą dwóch przyssawek, które trzeba było polizać, żeby chwyciły. Grali godzinami, wymyślając drużyny i nadając sobie rozmaite przezwiska. Był Strzelający Sam, Skaczący Stan i Podskakujący Paul, a Myron, jako starszy brat, kontrolował wszystko, tworząc fikcyjny świat dobrych i złych graczy, dramatycznych rozgrywek i meczów wygranych trafieniem równo z syreną. Jednak najczęściej w końcu pozwalał Bradowi wygrać. Wieczorem, gdy kładli się do piętrowego łóżka – Myron na górze, Brad na dole – po ciemku odtwarzali mecze, niczym komentatorzy sportowi analizujący grę.

To wspomnienie na nowo złamało mu serce.

Esperanza zauważyła biegnącego Myrona.

– Co jest?

– Kitty.

– Co?

Nie było czasu na wyjaśnienia. Dopadł do drzwi i przeleciał przez nie. Znów znalazł się w klubie z ogłuszającą muzyką. Stary człowiek w zakamarku jego umysłu zastanawiał się, kogo cieszy takie życie towarzyskie, jeśli nie słyszysz, co do ciebie mówią. Jednak zaraz skupił wszystkie myśli na tym, jak złapać Kitty.

Myron był wysoki – metr dziewięćdziesiąt trzy centymetry – więc stojąc na palcach, patrzył nad głowami większości obecnych. Ani śladu Może Kitty. Co miała na sobie? Turkusowy top. Szukał turkusowego koloru.

Tam. Tyłem do niego. Kierowała się do wyjścia.

Musiał działać. Głośno przepraszając, próbował przedrzeć się przez tłum, lecz ten był zbyt gęsty. Stroboskopowe światła i promienie laserów też mu nie pomagały. Kitty. Co ona tu robi, do diabła? Przed laty Kitty też była obiecującą tenisistką i trenowała razem z Suzze. Tak się poznały. Może przyjaciółki znów były w kontakcie, ale czy to wyjaśnia, dlaczego Kitty była dziś wieczorem tutaj, w tym klubie, bez jego brata?

A może Brad też tu był?