Wyspa Iontas - Patryk Stolarski - ebook

Wyspa Iontas ebook

Patryk Stolarski

3,0

Opis

Pat Caving wyrusza na wakacje do Edynburga. Niestety  samolot,  którym leci, rozbija się na wyspie. Przeżywa jedynie on i Annie. Jak odnajdą się w nowej rzeczywistości, w nowym miejscu? Po kilku dniach dołącza do nich Chris, który staje się ich przyjacielem. Razem wyruszają na poszukiwanie wulkanu, który prawdopodobnie odpowiada za wszystkie dziwne rzeczy, które dzieją się na wyspie. Po drodze czeka na nich wiele niebezpieczeństw.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 80

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Patryk Stolarski

Wyspa Iontas

Kostka Przeznaczenia

© Patryk Stolarski, 2017

Pat Caving wyrusza na swoje wakacje do Edynburga. Niestety, ale samolot, w którym leci, rozbija się na wyspie. Przeżywa jedynie on i Annie. Jak odnajdą się w nowej rzeczywistości, w nowym miejscu? Po kilku dniach dołącza do nich Chris, który staje się ich przyjacielem. Razem wyruszają w poszukiwaniu wulkanu, który prawdopodobnie odpowiada za wszystkie dziwne rzeczy, które dzieją się na wyspie. Po drodze czeka na nich wiele niebezpieczeństw

ISBN 978-83-8126-249-1

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Lot

Pat Caving był jednym z najlepszych pracowników The Group Of Builders, która zajmowała się budową zarówno małych domów, jak i potężnych wieżowców. Pat miał tam wysokie stanowisko, ponieważ był zastępcą prezesa. Bardzo szybko udało mu się zdobyć takie wysokie stanowisko, a miał zaledwie dwadzieścia cztery lata. Ludzie z rady szybko zrozumieli, że zasługuje na awans.

Jak co dzień wstał o szóstej, ubrał się, spakował teczkę i wyszedł z domu. Ruszył w kierunku wąskich uliczek, jednej z dzielnic Dublina. Dotarcie do firmy zajęło mu nie więcej, jak dziesięć minut. Przeszedł przez potężne drzwi, które same się otworzyły.

W środku było bardzo dużo ludzi, jedni stali prowadząc rozmowy, a drudzy siedzieli na krzesłach w milczeniu. Szczególnym miejscem był punkt informacyjny przy którym była bardzo długa kolejka. Pat przeszedł obok tłumu i podszedł do okienka:

— Cześć Maggie. Jakie tym razem mamy zlecenia? — zapytał sympatyczną sekretarkę.

— Pat, tym razem zaczniesz od wizyty u szefa. Prosił żebym ci przekazała jak przyjdziesz.- odpowiedziała, ale nie głosem, który wyrażałby jej serdeczność — Jest w swoim gabinecie.

— Dobrze. Dziękuję ci za wiadomość.

Od razu wiedział, że szef ma złe informacje, tylko nie wiedział jakie. Wszedł do windy, wcisnął guzik z numerem dziesięć. Winda ruszyła w górę, gdy się zatrzymała, Pat pośpiesznie wybiegł z niej i ruszył w kierunku drzwi na końcu korytarza, które były zrobione z dębu, a na środku widniała plakietka:

Warwic Flycut

Dyrektor naczelny

Trzykrotnie zapukał w drzwi „proszę wejść” usłyszał głos szefa. Niepewnie pchnął drzwi. Przy biurku siedział mężczyzna w średnim wieku z brodą i wąsami. Był w garniturze, wyglądał jak prawdziwy prezes.

— Ah! Witaj Pat. — przywitał go serdecznie i wstał.- Cieszę się, że przyszedłeś tak szybko.

Pat od razu zauważył, że jego uśmiech jest sztuczny.

— Otóż — ciągnął dalej — wezwałem cię tu w sprawie budowy Tower Of High na dzielnicy słonecznej. Właściciel zgłosił pewną usterkę w kanalizacji, która ty nadzorowałeś. Niestety był bardzo wściekły… Niestety Pat, ale… muszę cię zwolnić.

— Rozumiem.

— Przykro mi, byłeś dobrym pracownikiem. Zabierz swoje rzeczy.

— Tak zrobię. — Nie docierało do niego to co usłyszał.

W wolnym tempie wyszedł z gabinetu i ruszył w kierunki windy. Zawiozła go na dziewiąte piętro, gdzie mieścił się jego gabinet. Drzwi były otwarte.,, Pewnie pani Miriam sprzątała” — pomyślał, rzeczywiście w pokoju było czysto.

Zabrał wszystkie swoje rzeczy w kartonie. Spojrzał po raz ostatni na dorobek swojego życia i wyszedł. Bez słowa opuścił firmę. Zadzwonił po taksówkę, która bardzo szybko przyjechała pod bramę. Pat pośpiesznie otworzył drzwi pojazdu i wsiadł do środka.

— Do kawiarni „Café” na ulicy Zamkowej poproszę.

Po dziesięciu minutach dojechali na miejsce. Pat zapłacił i wysiadł z taksówki. Ruszył po schodach do drzwi kawiarni. W środku było tylko kilkoro klientów. Ściany były przesadnie różowe, a z zaplecza wydobywał się zapach parzonej kawy.

Pat usiadł przy najbliższym stoliku. Kelner przyszedł po zamówienie, ale Pat odmówił. Miał za dużo spraw do przemyślenia, by pić spokojnie kawę. Teraz był bez pracy. Pieniądze, które zarobił kiedyś się skończą.

Pomyślał, że dawno nie był na wakacjach. Już dawno chciał odwiedzić Edynburg, ale nie miał na to czasu. „Tak teraz pójdę kupić bilet i polecę do Edynburgu” — pomyślał.

Biuro podróży było zaledwie trzy metry od kawiarni, więc wstał i wyszedł. Na zewnątrz robiło się coraz cieplej, ale nadal było chłodno. Budynek, w którym było biuro podróży wyglądało dość nowocześnie. Już z zewnątrz można było dostrzec rzędy komputerów, przy których siedzieli pracownicy. Pat wybrał najbliższe wolne biurko. Kobieta, która za nim siedziała, wyglądała na osobę o niskim stopniu inteligencji.

— Dzień dobry! — powiedział.

Lecz kobieta była zbyt zajęta przeglądaniem papierów.

— Chciałem zarezerwować bilet na najbliższy lot do Edynburga. — ciągnął dalej.

Lecz pulchna kobieta nadal nie spojrzała na niego.

— A jaki termin by pana interesował? — niespodziewanie zapytała swoim piskliwym głosem.

— Jak najbliższy! — „Przecież powiedziałem!”. Miał wrażenie, że kobieta go ignoruje.

— Dobrze. — podniosła wzrok i spojrzała na stary komputer. — Najbliższy lot jest dopiero jutro. Pasuje panu?

— Tak

Kobieta wydrukowała bilet i podała mu. Pat zapłacił i podziękował. Z wielkim szczęściem opuścił biuro podróży. Lot miał jutro o dziesiątej, więc zdąży spakować walizkę.

Zadzwonił po taksówkę na szczęście przyjechała bardzo szybko.

Nie wiadomo kiedy był już pod drzwiami swojego mieszkania. Portfel położył na stole w kuchni. Teraz myślał tylko o locie. Zostało tylko kilka godzin do nocy. Bez wahania poszedł do sypialni. Głęboko w szafie znalazł swoją walizkę podróżną. W myślach ułożył już sobie plan rzeczy, które powinien zabrać. Zaczął od ubrań. Nie brał ich dużo, ponieważ walizka nie była aż taka wielka. Następnie spakował szczoteczkę do zębów, pastę itp., książkę, aparat itd.

Wbrew pozorom spakował walizkę bardzo szybko. Było już ciemno, czerwcowe niebo pokrył mrok. Pat zmęczony mocą wrażeń położył się i zasnął.

Budzik obudził go punktualnie o siódmej. Promienie słoneczne wdzierały się do sypialni. Pat szybko wstał i ubrał się. Na śniadanie zjadł jajka na bekonie, a następnie sprawdził czy wszystko na pewno spakował, po czym wziął walizkę, spojrzał jeszcze raz na swoje mieszkanie i wyszedł. Zadzwonił po taksówkę, która przyjechała bardzo szybko.

Dwadzieścia minut później był pod dublińskim lotniskiem. Jego samolot miał odlot za dziesięć minut. Pobiegł do punktu informacji, aby dowiedzieć się czy nastąpiły jakieś zmiany. Jak się okazało samolot będzie punktualnie. Pat ruszył pośpiesznie w kierunku odprawy. Walizkę zostawił przy odprawie bagaży.

Schody były już podstawione pod wejście samolotu, który był cały biały z wyjątkiem dziwnego niebieskiego rysunku, którego nie dało się zrozumieć.

Pat wkroczył na pokład, usiadł na swoim miejscu. Obok usiadła kobieta w średnim wieku, która od razu poszła spać. Ogólna atmosfera była dość spokojna. Wszyscy milczeli, tylko co jakiś czas pojawiały się szepty pasażerów.

— Dzień dobry! — powiedział głos, który sprawił, że część pasażerów podskoczyła. — Proszę o zapięcie pasów! Nazywam się Amelia Jones, jestem państwa pilotem. Podróż do Edynburgu będzie trwała około godziny. W razie pytań proszę zwracać się do naszych stewardess. Życzę udanego lotu!

Gdy pani pilot skończyła, na pokładzie pojawiły się stewardessy, które zaczęły podchodzić do pasażerów pytając czy czegoś potrzebują.

Drzwi samolotu zostały zamknięte. Samolot zaczął jechać do przodu coraz szybciej, aż wzbił się w powietrze. Widok Dublina z góry był bardzo nadzwyczajny. Wszystkie budynki stawały się co raz mniejsze i mniejsze… Samolot był już na wysokości chmur. Pasażerowie przestali milczeć i zaczęli rozmawiać. „To tylko godzina” — pomyślał Pat.

Przez ten czas patrzył przez okno, podziwiając krajobrazy Irlandii, aż do czasu gdy lecieli nad morzem., które dzieliło Szkocję i Irlandię. Niespodziewanie usłyszał głos pilota:

— Drodzy państwo! Proszę o uwagę! Wystąpiła pewna usterka w silniku. Samolot zaczyna spadać… — zakończyła smutnym głosem.

Przerażenie pasażerów było ogromne. Jedni zaczęli krzyczeć, a drudzy zaniemówili. Faktycznie samolot zaczynał się zniżać. Na horyzoncie zaczęła pojawiać się wyspa. „Może są jakieś szanse, że wylądujemy na tej wyspie?!” zastanawiał się Pat, lecz maszyna zachowywała się jakby odmawiała posłuszeństwa. Z coraz większą prędkością samolot nurkował w kierunku potężnej wyspy.

Z wielką siłą uderzył w ziemię. Przez jakiś czas sunął po piasku aż do momentu kiedy się zatrzymał. Samolot wyglądał jak zmiażdżony orzech. Płonął… Ogień był wszędzie. Dym i żar z którego było kogoś widać. To człowiek, a raczej dwóch. Kobieta i mężczyzna. Przeżyli. Mieli dość siły by odejść jak najdalej od ognia. Doszli do polany kokosowej po czym upadli. Byli ranni. Przeżycia tej katastrofy, sprawiły, że stracili przytomność. Czy jest jakaś nadzieja, że przeżyją?

Z gąszczu drzew zaczęli wychodzić ludzie w dziwnych strojach o dziwnym wyglądzie. Zmierzali w kierunku płonącego samolotu.

Ocaleni i uwięzieni

Byli ubrani w dziwne stroje. Zamiast spodni mieli coś co przypominało spódnicę, natomiast nie mieli żadnych t-shirtów. Na twarzach mieli maski w dziwnych wzorach. Oprócz niezwykłego stroju, mieli także dzidy i nosze (jakby byli przygotowani).

Samolot płonął dalej. Pasażerowie, którzy przeżyli nadal byli nieprzytomni. Tubylcy zabrali ich na nosze i ruszyli w kierunku miejsca z którego przyszli.

Pat obudził się. Poczuł, że siedzi oparty o coś. Był w dziwnym miejscu, które było ogarnięte przez pustkę. Mógł stwierdzić, że ten domek został zbudowany z trzcin. Próbował wstać, ale nie mógł. Ręce miał związane. Zaczął szarpać.

— To nic nie da. — powiedział kobiecy głos. — Ktoś nas uwięził.

Pat nie wiedział skąd pochodzi głos, aż w końcu zorientował się, że kobieta jest przywiązana tuż za nim.

— A tak przy okazji jestem Anne. A ty?

— Pat. Jestem Pat.

— Ciekawe co się stało z innymi?

— Nie wiem.

— Masz pomysł jak możemy się uwolnić?

Nie zdążył odpowiedzieć, bo do środka weszło dwóch mężczyzn.

— Eiczseran! — powiedział jeden z nich w niezrozumiałym języku.

— Jutogyzrp Łoicok! — rozkazał drugiemu, po czym wyszli.

— Oni chyba chcą nas zjeść! — stwierdził Pat.

— Musimy się uwolnić!

— Ale jak?

Dziewczyna podniosła wzrok do góry. Zobaczyła hak.

— Mam pomysł. — oznajmiła. — Spróbujmy wstać.

Nie było to takie proste, ale w końcu się im udało.

Anne pocierała sznurem o hak aż do momentu, kiedy sznur się poluzował. Była wolna. Rozwiązała Pata i pobiegli w stronę tylnego wyjścia.

Robiło się już ciemno. Za nimi było słychać tańce i śpiewy. Bez zastanowienia ruszyli w głąb dżungli. Biegli prosto przed siebie, lecz nogi odmówiły im posłuszeństwa.

— Myślę, że jesteśmy tak daleko, że nas nie znajdą. — wysapał Pat.

Blask księżyca oświetlił ich, zobaczyli coś co przypominało wejście do jaskini. Bez chwili wahania weszli do niej. Wbrew pozorom nie była taka duża. Miała małe i ciasne wnętrze, lecz Anne i Pat byli zmęczeni, żeby myśleć o twardych kamieniach. Położyli się na ziemi, która była zimna i niewygodna, ale nie mieli wyjścia. Zmęczeni swoimi przygodami zasnęli.

Pat