Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Opowieści starej Łęczycy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 października 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Opowieści starej Łęczycy - ebook

„Opowieści starej Łęczycy” to wybór artykułów o dziejach Łęczycy i Ziemi Łęczyckiej publikowanych przez Mirosława Pisarkiewicza w latach 1987 — 2017.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8126-763-2
Rozmiar pliku: 2,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Opowieści starej Łęczycy

Wydarzyło się to w 1905 roku. U wysokiego urzędnika rosyjskiego w Łęczycy służyła kobieta, która miała siedemnastoletnią córkę. Dziewczyna, jak to dziewczyna — chodziła z chłopakiem. Traktowała go niemal jak narzeczonego — chłopak nie chciał iść do wojska, zdobyła więc od matki pieniądze i pomogła w zwolnieniu go od obowiązku służenia w carskiej armii. Wszystko wydawało się układać młodym pomyślnie. Ale … młodzian za pomoc wcale nie odpłacił się wdzięcznością. Za, prawdopodobnie czyjąś namową, postanowił dziewczynę rzucić. Jak się wydaje, trafiała mu się po prostu lepsza partia. Podczas jednego ze spotkań powiedział więc biedaczce, że się z nią nie ożeni. W przypływie rozpaczy zagroziła niewdzięcznikowi, że wyda władzom sposób, w jaki udało mu się wywinąć od wojaczki. To popchnęło niedawnego amanta do działania. Postanowił pozbyć się niedoszłej żony. Udał więc, że się przestraszył i że pragnie zgody. Zaprosił dawną miłość na romantyczny spacer niedzielny. Wybrać się mieli w okolice dzisiejszej poczty przy ulicy Kaliskiej, gdzie wówczas znajdował się duży ogród. W nim, za wysokim żywopłotem, była stara, zabita deskami studnia. Nikt jej od dawien dana nie używał. Upiorny narzeczony poluzował dzień wcześniej deski przykrywające cembrowinę … Podczas przechadzki, gdy zaczęło się ściemniać, zaciągnął dziewczynę w pobliże studni i … udusił ją jej własną chustką. Ciało zaś wrzucił do wody i nakrył studnię na powrót deskami.

W domu nie było jej jeden dzień, drugi, tydzień. Rodzina coraz bardziej zaniepokojona, a jej nie ma. Rozpoczęto poszukiwania. Chodzono, pytano. Ów narzeczony również. Oznajmił wszystkim, że rozstał się z nią w niedzielę i od tej pory jej nie widział. W wypytywaniu starał się nawet przodować. Rozpytywano o zaginioną nawet w Łodzi, ale … zniknęła jak kamień w wodę.

W Topoli Królewskiej był w tamtych czasach niewidomy znachor. Ktoś poradził matce kompletnie zrozpaczonej, aby się do niego udała. Kobieta zrobiła to, acz z wahaniem, nic nie dały przecież nawet działania policji, jak zatem pomoże ślepy znachor? Ale, tonący deski się chwyta, a to zawsze jakaś nadzieja, ten znachor.

„Teraz żeś przyszła? Po co przyszłaś? Zresztą czy teraz, czy wcześniej, wszystko jedno. I tak jej nie ma i tak jej nie ma. To znaczy jest w Łęczycy, lecz tam jej słońce nie sięgnie i wody ma dosyć. Szukajcie. Znajdziecie ją”.

Po powrocie z Topoli, matka narobiła rabanu. Policja postanowiła aresztować narzeczonego i wszcząć ponownie poszukiwania. Starsi ludzie mówili: „Jak słońce nie dochodzi i wody ma dość, to należy szukać w studniach …”. Było ich wówczas w mieście bez liku. Przeszukano jednak wszystkie i … natrafiono wreszcie na właściwą. Wezwana Straż Ogniowa wypompowała wodę i wyciągnięto ze środka ciało dziewczyny na powierzchnię. Nadal miała chustkę w ustach.

Na pogrzeb przyprowadzono niefortunnego oblubieńca, który musiał iść w kondukcie w kajdanach. Później zesłano go na katorgę.

Jak twierdzą dawni łęczycanie, historia ta wydarzyła się naprawdę.

(Tekst powstał na podstawie opowieści pani Janiny Kozioł z ul. Żydowskiej 3/5 w Łęczycy)

„Ziemia Łęczycka”, nr 22/23 (667/678),
22 XII 1990Legenda Łęczycy

Kiedy jesienią ubiegłego roku dyrektor łęczyckiego muzeum wnosił Panią Jadwigę Grodzką na własnych rękach na zamkową wieżę, nie przypuszczałem, że widzę ją po raz ostatni. Bardzo wzruszona i jakby troszeczkę zawstydzona opowiedziała, zamiast uroczystej przemowy, fragment życiorysu. Wspominała epizod z Bitwy nad Bzurą, kiedy to omal nie postradała życia, użyta wraz z synami przez Niemców, jako żywa tarcza.

Kilka tygodni później zmarła. Był dzień 17 listopada 1990 roku. Miała 85 lat. Nie udało mi się przeprowadzić z panią Jadwigą wywiadu. Odmawiała mi kilkakrotnie. Nie chciała rozmawiać z żadnym z dziennikarzy. Powiedziała tylko, że nigdy nie będzie rozmawiać z nikim z gazety. Prasa zrobiła jej zbyt wiele krzywd przez swoją niesprawiedliwość.

Fascynujące dzieje rodziny

Fascynujące dzieje rodziny stały się logiczną konsekwencją jej własnego życiorysu. Protoplastą rodu miał być Hiszpan — oficer przybyły do Polski wraz z Napoleonem, według rodzinnego przekazu, osobisty tłumacz Cesarza. Nazywał się Teodor lub Konstanty Cuevas. Nocując w Łęczycy wraz z Napoleonem miał się zakochać w miejscowej szlachciance i osiąść tu na dłuższy czas. Jego potomkowie dorobili się z czasem dużego majątku, zdobyli też w Łęczycy ogromne poważanie. Ojciec pani Jadwigi ukończył w 1883 roku prawo na warszawskiej uczelni. Konstanty Cuevas pojął wkrótce za żonę córkę powstańca 1863 roku Jadwigę z Cybulskich. Z tego związku przyjdzie na świat Jadwiga i jej trzy siostry. Rodzina będzie zasobna. W jej posiadaniu znajdował się od wielu lat słynny Hotel Polski. W nim to, przed Powstaniem Styczniowym, nocował biskup (włocławski Michał Jan) Marszewski, przegnany przez łęczycan za wysługiwanie się zaborcom. W czasie I wojny światowej swój sztab umieścił w nim feldmarszałek August von Mackensen, a w 1937 roku w hotelu Cuevasów rozlokował się marszałek Edward Rydz — Śmigły ze swoimi generałami (podczas wielkich manewrów nad Bzurą). Hotel był ekskluzywny. Posiadał stajnie na 60 koni. Miał własnych kiperów do win, sprowadzanych przeważnie z Węgier. Otaczał go kilkuarowy ogród z fontanną.

Rodzina nie tylko prowadziła interesy, ale zajmowała wiele eksponowanych, publicznych funkcji. W takiej to atmosferze przyszła na świat 21 września 1905 roku Jadwiga.

Jej pasją była wiedza

Szkołę powszechną i gimnazjum ukończyła w Łęczycy. Na Uniwersytecie Jagiellońskim studiowała polonistykę, romanistykę i historię sztuki. Następnie wyjechała do Francji, gdzie pogłębiała wiedzę na Uniwersytecie w Dijon. Wróciła do kraju z dyplomem. W Krakowie także otrzymała tytuł magistra filozofii w zakresie filologii polskiej. Po powrocie do Łęczycy podjęła pracę pedagogiczną w miejscowym gimnazjum, jednocześnie dojeżdżając do gimnazjum w Zgierzu, by wykładać w nim polski i łacinę. Jeszcze w 1930 roku wyszła za mąż za Wacława Grodzkiego, właściciela niewielkiego majątku pod Grodnem, a zarazem dyrektora łęczyckiego oddziału warszawskiej Spółdzielni Rolniczej.

Życie powikłała okupacja

Jadwiga Grodzka, prowadząca w Zgierzu tajne nauczanie, ostrzeżona w porę schroniła się w Łęczycy, unikając aresztowania. Nie zrezygnuje z tajnych kompletów kontynuując je w rodzinnym mieście, pracując jednocześnie w restauracji, w hotelu należącym do jej rodziny, teraz przejętym przez Niemca Lamka z Tallina. Wyzwolenie nie przyniesie pełni szczęścia. Oszukany przez nową władzę mąż, umrze nagle starając się odzyskać rodowy majątek. Ona rzuca się w wir pracy nauczając od 1945 do 1952 języków polskiego i francuskiego w miejscowym Liceum Ogólnokształcącym. Do lat 70. XX wieku wykładać będzie nieprzerwanie w Liceum Pedagogicznym i Technikum Łączności. Nie zrezygnuje także z własnego pogłębiania wiedzy, podejmując w 1949 roku studia ma Wydziale Historii Sztuki Uniwersytetu Łódzkiego.

Jej pasje

Jej pasje z tego okresu, to nie tylko praca z młodzieżą, którą rozumiała i kochała, z wielką zresztą wzajemnością. Celem życia stanie się przywrócenie świetności Łęczycy. Wykorzystując przedwojenne znajomości, a także kontakty turystyczne (jest aktywna na tym polu) doprowadza do zainteresowania sprawą zniszczonej w 1939 roku archikolegiaty łęczyckiej w Tumie. Głównie dzięki jej staraniom rusza odbudowa bezcennej romańskiej budowli prowadzona przez Jana Koszczyc Witkiewicza.

Idee fix staje się następnie zamek. Od 1948 roku Jadwiga Grodzka jest kierownikiem łęczyckiego muzeum. Gromadzi w nim bogate zbiory etnograficzne i historyczne. Chodzi pieszo po wsiach Łęczyckiego zbierając nie tylko stroje i sztukę ludową, ale także legendy, piosenki i zwyczaje.

Przejmuje opiekę nad słynnym ludowym artystą, jakim jest chłopski działacz i poseł na Sejm Ustawodawczy II Rzeczypospolitej, Ignacy Kamiński. Popularyzuje sztukę ludową Ziemi Łęczyckiej w artykułach naukowych i popularnych publikacjach. Organizuje wiele wystaw o niejednokrotnie krajowym znaczeniu, np. w Domu Chłopa w Warszawie. Stara się by Łęczyca była znana w kraju ze swoją przebogatą przeszłością i kulturą.

Odbudowa zamku

Odbudowa zamku staje się jej spełnionym marzeniem. Dzięki niesamowitej wytrwałości i wielu zabiegom doprowadza do rekonstrukcji kazimierzowskiej warowni. Nie byłoby to możliwe bez życzliwości ze strony wielu ludzi, takich jak np. ówczesny konserwator zabytków Zbigniew Ciekliński. Bardzo też pomogły władze wojewódzkie w Łodzi i te w Warszawie. W 1964 roku ruszyła odbudowa według projektu inż. architekta Henryka Jaworowskiego. W 1974 roku PKZ oddało zamek do użytku. Pani Jadwiga w trakcie odbudowy nie tylko trzymała rękę na pulsie tej inwestycji. Zajmowała się także działalnością wydawniczą publikując wiele prac o Łęczycy, również swojego autorstwa. Nadal prowadziła badania naukowe.

Wyrzucono ją z zamku

Wyrzucono ją z zamku mimo tak ogromnych zasług. Partyjne układy okazały się silniejsze od ludzi, którzy próbowali wziąć ją w obronę. Mimo interwencji prof. Stanisława Lorentza i wielu innych znanych osób, odesłano ją w 1973 roku na przymusową emeryturę. Odchodząc z zamku stwierdziła: „Mam jedną satysfakcję — oddałam muzeum w takim stanie jak chciałam”.

Tak głęboka niesprawiedliwość przybiła ją, ale nie złamała. Pracowała jeszcze społecznie jako radna. Pomagała zakładać w Łęczycy oddział Towarzystwa Naukowego Płockiego. Działała w Towarzystwie Miłośników Ziemi Łęczyckiej i w PTTK, w Związku Kombatantów i wielu społecznych inicjatywach. Zawsze skromna, niepozorna, do ostatnich dni starała się być czynna i potrzebna dla świetności Łęczycy. Jeszcze na krótko przed śmiercią pracowała nad rozdziałem do Monografii Łęczycy opracowywanej pod redakcją doc. dr. red. Ryszarda Rosina. Zmarła w szpitalu. Nie wytrzymało serce.

Siostra pani Jadwigi — Janina Rębalska, od której w znacznej mierze pochodzą informacje zawarte w artykule, wspominała pewien dzień w 1990 roku, kiedy to pani Grodzka przyszła do niej w wielkim podnieceniu. Powiedziała wówczas: „Czy ty wiesz kto u mnie był?”. I z radością i niedowierzaniem dopowiedziała szybko: „Dyrektor łęczyckiego muzeum”. Przez prawie 18 lat nikt jej nie zaprosił na zamek, a duma nie pozwoliła jej się tam udać. Przez te wszystkie lata mogła odbudowane dzięki niej mury oglądać tylko z własnych okien, wychodzących wprost na Szlachecką basztę.

„Nowy Tygodnik Płocki”, nr 11 z 17 III 1991W mundurze i z monstrancją

Są życiorysy zwyczajne i są niebanalne. Życie księdza Zygmunta Frykowskiego należy z pewnością do tych ostatnich. Jest tak barwne, że z powodzeniem mogłoby posłużyć do napisania powieści lub filmowego scenariusza.

Dorastanie

Zygmunt Frykowski urodził się w 1917 roku w Ostrzeszowie. Rodzina była prosta, robotnicza. Ojciec, Roch, powstaniec wielkopolski, był działaczem politycznym. Matka, Julianna, zmarła w 1935 osierocając ośmioro dzieci. Życie Zygmunta zostało przesadzone z chwilą przybycia do miasta Salezjanów. Zanim jednak dopełniło się kapłańskie przeznaczenie, trzeba było jeszcze wielu barwnych i niebezpiecznych dni. W trakcie szkoły powszechnej angażował się w życie religijne służąc do Mszy i pomagając Salezjanom. Zauważono jego predyspozycje do kapłańskiego stanu. Nim trafił jednak do Czerwińska i Krakowa, pracował fizycznie przez wiele miesięcy, przede wszystkim w pracowni introligatorskiej.

W seminarium i na wojnie

Na południe od Lwowa, w Daszawie koło Stryja, przebywał w Niższym Seminarium do wiosny 1939 roku. W marcu powołano go do wojska. Otrzymał przydział do 53 pp 11 Dywizji Karpackiej. Szkolenie w Stryju trwało krótko. We wrześniu wybuchła wojna, na którą poszedł z karabinem w ręku, jako taśmowy ciężkiego karabinu maszynowego umieszczonego na taczance. Jego pułk wyruszył ze Stryja. Zbombardowany 4 września koło Rzeszowa nie opuścił obszaru między Przemyślem a Lwowem. Jak wielu żołnierzy Września Zygmunt Frykowski jedyne strzały oddał do samolotów. W dniu 17 września dostał się do niewoli w okolicach Przeworska. O wkroczeniu Armii Czerwonej dowiedział się od Niemców.

Oszukany jeniec

Po pierwszej nocy spędzonej w leśniczówce Niemcy popędzili wziętych do niewoli do Jarosławia, gdzie trzymano ich tydzień … w parku. Następnie przegrupowano polskich żołnierzy do Przeworska — tam nie dając pożywienia zamknięto wszystkich w cukrowni. Jedyną żywność dostarczali mieszkańcy miasta. W Przeworsku oznajmiono Polakom, że pojadą transportem kolejowym do Katowic i tam zostaną zwolnieni do domów. Przez Kraków i Bogumin wywieziono jeńców do Hemmer … w Westfalii.

W Niemczech

Pracował początkowo w majątku. Pod koniec listopada, z jeszcze jednym żołnierzem z Lidy, trafił do „bauera”. Praca kończyła się codziennym marszem do Peckelsheim, gdzie mieściła się „komenderówka pracy”. W lutym 1940 roku zaproponowano Polakom z zachodnich województw zwolnienie do domu. Ukrywający się wśród szeregowych oficerowie ostrzegali przed podstępem. Mieli rację, ci którzy wyrazili chęć wyjazdu, trafili, ale … do hitlerowskiej armii. Za odmowę zelżono go i wysłano do wyrębu lasu. Wkrótce rozchorował się na czerwonkę. Mimo poważnego nadwyrężenia, po krótkim pobycie w obozie, skierowano go do fabryki niedaleko Bochum. Zły stan zdrowia spowodował ponowne odesłanie do obozu.

W obozowej konspiracji

Kiedy zorientowano się, że Frykowski był w Niższym Seminarium, powierzono mu utworzenie w obozie kaplicy i opiekę nad nią. Wraz z francuskimi kapelanami organizował życie religijne. Trwało to niemal do wyzwolenia. Jednocześnie przydzielono go do pracy w obozowej poczcie. Koledzy wykorzystując to wciągnęli go do konspiracyjnej grupy żołnierzy podporządkowanych Armii Krajowej. Jego zadaniem było przyjmowanie, przychodzących w paczkach z kraju, grypsów. Wpadli. Do obozu przyjechał, prawdopodobnie z Polski, człowiek z listą konspiratorów. Rozesłano uczestników konspiracji do różnych obozów w Niemczech. Trafił z grupą podchorążych w okolice Kolonii. Na peronie kolońskiego dworca dowiedzieli się o lądowaniu w Normandii.

Jesienią 1944 roku znalazł się znów w Hemmer, skąd dużym transportem kolejowym odesłano jeńców na wschód do Mühlberg nad Łabą. Podróż była pasmem udręk — żołnierze dłubali dziury w deskach podłogi na „sanitariaty”. Do obozu leżącego w pobliżu Drezna przywieziono dziewczęta z Powstania Warszawskiego. Jeńcy pomagali im dzieląc się żywnością, ale tej zaczęło wkrótce brakować. W lutym alianci zbombardowali Drezno — mimo kilkudziesięciu kilometrów odległości było jasno jak w dzień od lanych z samolotów środków zapalających. W Wielkanoc Polaków przetransportowano statkami do Drezna. Tam odgruzowywali arterie komunikacyjne i kopali rowy przeciwczołgowe. Niemcy nie dawali już wtedy jedzenia. Jeńcy wykradali koniom obrok i gotowali pokrzywy. Czasem udawało się wymienić za mydło z czerwonokrzyskich paczek coś do zjedzenia. Na początku maja 1945 roku wysłano ich na południe. W rejonie Jeny, 3 maja, w czasie apelu, Polacy zaśpiewali „Jeszcze Polska nie zginęła”. Strażnicy nie zareagowali. Rozpoczęła się masowa ucieczka w kierunku Amerykanów.

Niemcy panicznie bali się Armii Czerwonej. Po bombardowaniu przez „kukuruźniki” miasteczka Teschen Schönau, wkroczyli do niego Rosjanie. Polaków wraz z Frykowskim przygarnęli jeńcy amerykańscy i nowozelandzcy. W obozie przed krasnoarmiejcami chroniły się także Niemki. Był 9 maja 1945 roku. Najpierw przyszła czerwonka, a później dylemat „Co dalej?”. W większości nie chcieli wracać do Polski rządzonej przez komunistów. Tymczasem zorganizowano podział na strefy i wymianę jeńców. Frykowski i jego koledzy dostali angielskie mundury i odtąd udawali brytyjskich żołnierzy. Po kilku dniach zrobiono apel, na którym nastąpiła wymiana jeńców rosyjskich na alianckich. Udało się! Trafili na lotnisko do Norymbergii, skąd przewieziono ich do Francji, a następnie część z nich do Anglii.

Wśród aliantów

W Anglii skierowano Zygmunta Frykowskiego do polskiego obozu szkoleniowego w Szkocji. Ukończył w nim podchorążówkę sanitarną, otrzymał też awans na starszego szeregowca. Po rozwiązaniu armii w 1947 roku zapisał się na kurs fotograficzny, w ramach Korpusu Przysposobienia Zawodowego. Odmówiono mu — pierwszeństwo mieli Anglicy. Skontaktował się wówczas z bratem w Łodzi. Ten zaś odpisał „Wracaj” i zaproponował pracę.

W kraju

Jesienią 1947 roku przypłynął statkiem do Polski. Po przejściu przez gdański obóz „Narwik”, wyjechał do brata, przedwojennego działacza endecji, który w Łodzi prowadził hurtownię. Zygmunt Frykowski pracował w niej do 1948 roku. Następnie zatrudnił się jako kierownik administracyjny Kursów dla Nauczycieli Szkół Średnich w Łodzi. Jednocześnie uzupełniał szkołę średnią w II Liceum i Gimnazjum dla Pracujących. W 1951 roku uzyskał maturę.

Kapłaństwo

W 1952 roku, w wieku 35 lat, dopełnił kapłańskiego powołania, wstępując do łódzkiego seminarium. W jego roczniku znalazł się m.in. późniejszy ordynariusz łódzki bp Władysław Ziółek. W czerwcu 1957 roku uzyskał święcenia kapłańskie, mając lat 40. Przez ponad sześć lat był wikariuszem, kolejno w: Piotrkowie Trybunalskim, na łódzkim Julianowie i w Zgierzu. Pierwsze probostwo otrzymał w 1964 roku w Kwiatkowicach, skąd trafił w 1971 roku do Topoli Królewskiej pod Łęczycą. Z czasem otrzymał godność dziekana tumskiego, którą to funkcję sprawował dwukrotnie. Po likwidacji dekanatu tumskiego mianowano go dziekanem witońskim w 1990 roku, honorując jednocześnie przywilejem rokiety. Nadano mu także godność kanonika. W 1985 roku ks. Frykowskiego odznaczono medalem „Za udział w Wojnie Obronnej 1939 roku”. W sutannę nosi wpięty znaczek organizacji kombatanckiej żołnierzy AK.

Obrazki z wystawy

W utworzonym przez ks. Kanonika Zygmunta Frykowskiego Domu Parafialnym w Topoli Królewskiej, od kilku miesięcy oglądać można wystawę związaną z dwudziestą rocznicą objęcia probostwa w Topoli Królewskiej i niemal 35 — leciem święceń kapłańskich. Zobaczyć tu można także wspaniały księgozbiór renesansowych i barokowych starodruków uratowanych dzięki staraniom ks. Frykowskiego, dokumentację remontu kościoła pod wezw. Św. Bartłomieja Ap. prowadzonego nieprzerwanie od lat 70. XX wieku. W czasie prac natrafiono na metalową puszkę z relikwiami świętych i dokumentem konsekracyjnym z 1724 roku wystawionym przez sufragana gnieźnieńskiego bp. Franciszka Kraszkowskiego, z którego wynika, że kościół nosi nie tylko wezwanie św. Bartłomieja Ap, ale także św. Jana Nepomucena (prawdopodobnie jest to wezwanie wcześniejszego kościoła). Ksiądz kanonik planuje z posiadanych eksponatów utworzeni ekspozycji muzeum parafialnego.

Setki fotografii ukazują życie i pracę księdza. Zdjęcia z 50. Rocznicy Bitwy nad Bzurą, gdzie przemawiał na łęczyckim rynku, znajdują się obok fotoreportażu z pogrzebu bratanka na Starym Cmentarzu w Łodzi — Wojtek Frykowski został w 1969 roku zamordowany, wraz z żoną najbliższego przyjaciela, Romana Polańskiego, Sharon Tate, przez Bandę Mansona. Listy z niewoli, rysunek z obozu zrobiony przez rosyjskiego żołnierza …

Całe życie zaklęte w prostokątach papieru. Całe życie pełne treści, przebogate niczym bielejący w zmroku fronton topolskiego kościoła.

„Kurier Mazowiecki”, nr 27/28 z 22/29 grudnia 1991 r.

(Inna wersja artykułu ukazała się w „Ziemi Łęczyckiej”, nr 21 (644) z 13 grudnia 1991 i w „ZŁ” nr 22 (645) z 28 grudnia 1991 r.)Prymas Andrzej Krzycki — łęczycki dziekan

Andrzej Krzycki urodził się 7 VII 1482 r. w Krzycku w Wielkopolsce. Za radą bp. Piotra Tomickiego, którego był siostrzeńcem, ukończył studia w Bolonii. Po powrocie z Italii rozpoczął karierę duchowną obejmując w 1501 r. stanowisko dziekana w Łęczycy. Funkcja ta była szczeblem awansu dla wielu duchownych — Łęczyca, jako miasto królewskie i wojewódzkie, leżała w gestii dworu królewskiego w zakresie nominacji kościelnych. W 1504 r. Krzycki został kanonikiem poznańskim, a w 1516 r., dzięki bp. Piotrowi Tomickiemu, sekretarzem króla Zygmunta I.

Na dworze krakowskim Krzycki rozpoczął ożywioną działalność polityczną w orientacji prohabsburskiej, która przyniosła mu miano wybitnego męża stanu i dyplomaty. Związał się także z królową Boną, która protegowała go w 1518 r. na proboszcza kościoła św. Floriana w Krakowie, a w 1527 r. na biskupstwo płockie. Bona i jej współcześni cenili Krzyckiego za jego poezję. Znany był jako „Cricius”, ale nazywany Polskim Aretinem.

Uznaje się go za najwybitniejszego z poetów łacińskich polskiego renesansu. Pisał epigramaty, panegiryki, elegie miłosne, teksty polityczne, ale także kolędy, pieśni wielkanocne i maryjne. Najbardziej znane dzieła to: „Religionis et reipublicae querimonia”, „Threnodia Valachaie”, ”In vulgatam nuper quandam Asianam diaetam Diogenis Dalmatae dialogus”.

Krzycki był wybitnym umysłem swojej epoki. Utrzymywał kontakty z Erazmem z Rotterdamu i Melanchtonem. Słynął jako mecenas pisarzy, drukarzy i artystów. W 1532 r. rozpoczął przebudowę katedry w Płocku, a następnie zamku w Pułtusku.

W 1535 r. został arcybiskupem gnieźnieńskim i Prymasem Polski. Zmarł w Krakowie 10 V 1537 r.

Poza faktem piastowania godności dziekana, nic nie wiadomo na temat działalności Krzyckiego w Łęczycy. Warto jednak pamiętać, że ta wybitna postać ma również związki z naszym miastem.

„Posłaniec Bernardyński”, nr 2 (38), z II 2002, s. 10.Zakony w Łęczycy na przestrzeni dziejów

Życie monastyczne w Łęczycy ma 1000-letnią tradycję. Niemal bez przerwy od przybycia Benedyktynów do grodu nad Bzurą w początkach Państwa Polskiego aż do dziś funkcjonują w mieście różnorodne zakony.

Niemal zawsze było ich kilka jednocześnie. Największy rozkwit życia zakonnego nastąpił w I Rzeczypospolitej, kiedy w Łęczycy funkcjonowały trzy zakony męskie, jeden żeński oraz żyjący we wspólnocie mansjonarze.

Czasy bez zakonów to wiek XII i część XIII, kilkadziesiąt lat po powstaniu styczniowym, w wyniku którego Rosjanie usunęli Bernardynów z miasta, oraz okupacja hitlerowska, gdy do obozów wywieziono Jezuitów i Urszulanki.

Obecnie funkcjonują w Łęczycy dwa zgromadzenia — żeńskie Urszulanek SJK i męskie Bernardynów.

Temat życia monastycznego w Łęczycy nie jest kompleksowo zbadany. Nadal trwa dyskusja o opactwie na łęczyckim grodzie — pierwszym klasztorze w Łęczycy a być może i w Polsce. Poza ostatnimi publikacjami książkowymi o Bernardynach i Dominikanach, które zebrały podstawowy zrąb wiedzy oraz cyklem materiałów o publikowanym na łamach „Posłańca Bernardyńskiego” niewiele wiadomo o działalności zgromadzeń w Łęczycy. Być może prezentacja poniższego materiału stanie się impulsem dla badań dziejów monastycyzmu w Łęczycy, którego 1000-letnie tradycje w mieście są chlubnym wyjątkiem w skali kraju — takim wyjątkiem mogą poszczycić się jedynie Kraków i kilka równie starych polskich miast.

Zakony męskie

Benedyktyni

Według tradycji opactwo benedyktyńskie w Łęczycy miał założyć św. Wojciech lub któryś z jego towarzyszy, być może jego brat abp Radzim — Gaudenty, według innych poglądów stało się to około 1000 roku. Niepotwierdzona tradycja głosi, że jego pierwszym opatem miał być Anastazy Astryk z Awentynu — identyfikowany ze św. Anastazym. Opactwo podupadło w latach 1031 — 1039, ale zostało odnowione przez Bolesława Śmiałego już jako obiekt Kanoników Regularnych z Trzemeszna. Wymieniane jest jako abacja NMP w Bulli Gnieźnieńsjkiej z 1136 r. Prof. Poklewski — Koziełł uważa, że nosiło równoległe wezwanie św. Aleksego, a oba wezwania przejęła postawiona na miejscu opactwa kolegiata łęczycka. Na przełomie XI — XII w. opactwo przeszło w ręce arcybiskupów gnieźnieńskich. W roku 1127 abp Jakub ze Żnina miał tu wyświęcić bp. Poznańskiego Marcina. Pod archikolegiatą łęczycką w obecnym Tumie odkryto relikty budowli podczas badań w latach 60. XX w. — prawdopodobnie są to pozostałości opactwa.

Benedyktyni przebywali w Łęczycy, jako pierwszy zakon, około, 30 — 70 lat. Nie zachowały się w żadne informacje o ich działalności. Prawdopodobnie prowadzili pracę edukacyjną jako forpoczta chrześcijaństwa.

Kanonicy Regularni

Podupadłe opactwo benedyktyńskie za sprawą abp Jakuba ze Znina stało się około 1031 r. własnością Kanoników Regularnych z Trzemeszna mających swój kościół w Górze św. Małgorzaty. Podczas wymiany tynków w Górze odkryto znaczne połacie romańskich ścian, lecz je ponownie zakryto. W rękach Kanoników opactwo pozostawało prawdopodobnie do końca XI w. Neguje to R. Rosin w Monografii Łęczycy zwracając uwagę na niezgodność dat.

Cystersi

Trudno ocenić czy zakon cysterski miał w Łęczycy swoich przedstawicieli czy tylko był właścicielem ziemi. Cystersi związani są z Łęczycą poprzez kościół św. Krzyża, który miał ufundować po 1161 r. przebywający na konsekracji kolegiaty łęczyckiej książę Henryk Sandomierski. Kościół wzmiankowany jest jednak dopiero od 1235 r. kiedy archidiakon krakowski Gumbert nadał go klasztorowi cystersów w Wąchocku. Brak jednak danych, kto zajmował się świątynią. Wiadomo, że w 1299 r. Władysław Łokietek nadał wieś Wichrów pod Łęczycą kościołowi p.w. św. Krzyża na tzw. Emaus — plebanem był wówczas podkanclerzy Łokietka, stąd przypuszczenie, że Łokietek nabył kościół od cystersów z Wąchocka. Kościół przestał istnieć najprawdopodobniej po 1396 r.

Dominikanie

Kompleks, z którego zachowało się obecnie prezbiterium kościoła i część klasztoru zbudowany został według tradycji w XIV w. przez Kazimierza Wielkiego. Pierwotnie pod. wezw. św. Doroty Kapadockiej i św. Stanisława ufundowany został naprawdę przed 1297 r. przez Władysława Łokietka i księcia Kazimierza Łęczyckiego. Prawdopodobnie w latach 1338 — 1404 nosił wezwanie św. Jana Chrzciciela. Według tradycji być może także w jakimś okresie wezw. Jacka Odrowąża. Już w 1299 r. Łokietek odbywał u łęczyckich Dominikanów narady z arcybiskupem gnieźnieńskim. Przeorem łęczyckiego konwentu był m.in. w XV w. Mikołaj z Łęczycy — inkwizytor arcybiskupstwa gnieźnieńskiego. W 1430 r. odbył się w łęczyckim klasztorze synod polskiej prowincji Dominikanów. W 1434 r. abp Wojciech Jastrzębiec konsekrował w kościele Dominikanów w Łęczycy przyszłego prymasa Władysława Oporowskiego na biskupa kujawskiego. W 1441 r. synod biskupów w Łęczycy nadał liczne przywileje polskim Dominikanom. W 1459 r. w murach klasztoru odbył się synod prowincjonalny. Kościół spłonął doszczętnie w 1462 r., aby umożliwić jego odbudowę abp Krety — legat papieski Hieronim nadał świątyni przywileje odpustowe. Przywilejami łęczycką świątynię obdarzyli także liczni królowie od Kazimierza Jagiellończyka po Augusta III Sasa. Po pożarze z 1616 r. szlachta województwa łęczyckiego zobowiązała się łożyć na jego odbudowę. Kompleks rozbudowano dodając m.in. kolejne skrzydło na przełomie XVII i XVIII w. W 1799 r. władze pruskie skasowały klasztor. Dominikanie przenieśli się do Sochaczewa. Dwa lata później częściowo rozebrano kościół i klasztor, a kompleks został zamieniony przez Prusaków na więzienie. Pracami kierował Hilary Szpilowski. Przebudowali je także Rosjanie w połowie XIX w. dodając jedno piętro. Funkcjonowało tu więzienie śledcze. W okresie Rewolucji 1905 r. więzienie było miejscem słynnych strajków głodowych organizowanych przez więźniów politycznych caratu. Osadzono tu, m.in.: męża Marii Konopnickiej, rewolucjonistów 1905 r., Mieczysława Moczara w okresie II RP (pobyt w więzieniu opisał w książce „Barwy walki”), działaczy konspiracyjnych w okresie okupacji hitlerowskiej — wielu zamordowano, m.in. brata Stefana Ignara. W okresie Stalinowskim osadzono Władysława Gomułkę, żołnierzy AK, których mordowano i grzebano na miejscowych cmentarzach. W stanie wojennym internowano w jego murach działaczy „Solidarności”, m.in. Władysława Frasyniuka. W ścianach głównego gmachu zachowały się pozostałości dwóch baszt obronnych z XIV w. W 2006 roku więzienie zlikwidowano.

Podczas wymiany tynku na więzieniu na przełomie XX/XXI w. uwidocznił się barokowy łuk sklepienia dawnego kościoła

W dokumentach gminy żydowskiej w Łęczycy (archiwum w Łęczycy) znajdują się zapisy o płaceniu przez łęczyckich Żydów podatków na rzecz dominikanów przeniesionych z Łęczycy do Sochaczewa pochodzące z przełomu XIX/ XX w.

Duchacy

Około 1521 r. mieszczanie łęczyccy ufundowali murowany kościół szpitalny p.w. św. Ducha. Wcześniejszy, drewniany, istniał prawdopodobnie o wiele wcześniej. Stał w miejscu, w którym obecnie jest skład węgla przy Ozorkowskiej — niedawno odkryto ślady pochówków na dawnym cmentarzu duchackim. Uposażeniem fundacji było 17 ogrodów, częściowo wspierało fundację starostwo. Zarządzający kościołem i szpitalem duchowny przyjął tytuł proboszcza. Proboszcz wg lustarcji z 1765 r. posiadał m.in. folwark, ogrody, gorzelnię lub szynk. Około 1818 roku doszło do konfliktu o prawo do powoływania proboszcza św. Ducha między księżmi z archikolegiaty i z fary. Kościół rozebrano w 1825 r., a fundacja Ducha św. istniała do 1939 r. Czy przy kościele św. Ducha byli Duchacy, czyli Kanonicy Regularni od św. Ducha albo inaczej Duchacy de Saxia — nie ma na ten temat żadnych danych.

Bernardyni (patrz: odrębny artykuł)

Jezuici

W końcu XVII w. archidiakon gnieźnieński i proboszcz łęczycki ks. Franciszek Kraszkowski prawdopodobnie na polecenie prymasa Teodora Potockiego sprowadził do Łęczycy Jezuitów. Początkowo mieszkali w pomieszczeniu nad kaplicą Serca Jezusowego przy farze. Dopiero w 1722 r. prymas Potocki wyłożył fundusze umożliwiające rozwój fundacji. W 1730 r. otwarto drewniane kolegium opodal rynku. W 1731 powstał murowany gmach. Prymas Potocki wiele razy przekazywał sumy na jego rozwój. W 1743 r. podczas pożaru łęczycy zabudowania spłonęły, ale do 1765 r. odbudowano je. Duże datki wiernych i starosty Stefana Szołdrskiego pozwoliły w 1770 r. na rozpoczęcie budowy kościoła. W 1773 r. zakon uległ kasacie. Jezuici prowadzili w Łęczycy nowoczesną placówkę oświatową Szkołę Wydziałowa a następnie podwydziałową podległą Akademii Krakowskiej. Prusacy w 1797 r. w murach kolegium ulokowali koszary, więzienie i teatr. Rosjanie rozebrali niedokończony kościół a kolegium użytkowali nadal jako koszary. W II RP ulokowano tu Starostwo zniszczone podczas nalotu we IX 1939 r. W 1940 r. rozebrano budynki.

W 1922 r. biskup łódzki Wincenty Tymieniecki przekazał za zgodą OO. Bernardynów klasztor w Łęczycy Towarzystwu Jezusowemu. OO. Bernardyni z powodu braków kadrowych nie mogli sami uruchomić placówki w Łęczycy. Jezuici nie tylko włączyli się w życie kulturalne miasta prowadząc chór „Echo”, w czym zasłużyli się ks. superior Andrzej Czarnota TJ, ks. Władysław Wańtuchowski TJ i ks. Jan Kurdziel TJ, ale także w 1926 r. otworzyli niższe seminarium w Łęczycy dla kandydatów do zakonu. Przebywało w nim 18 chłopców. Seminarium istniało do 1939 r. W Archiwum Państwowym w Łęczycy zachowały się ciekawe pamiątki po łęczyckich Jezuitach w postaci podań o dowody osobiste przebywających w Łęczycy księży. Kwestionariusze zaopatrzone są w fotografie. Podczas Bitwy nad Bzurą w klasztorze jezuickim (pobernardyńskim) znalazło schronieniem wielu uchodźców, którzy otrzymywali ciepłą strawę od SS. Urszulanek. Po pierwszym zajęciu Łęczycy przez Niemców hitlerowcy spędzili do klasztoru Jezuitów ludność z przedmieścia oraz masę żydowskich kobiet. Prawdopodobnie chcieli spalić tych ludzi żywcem, czemu przeszkodził atak polskich żołnierzy na bagnety. Już we IX 1939 r. hitlerowcy aresztowali brata Jana Łaskiego. Pozostałych Jezuitów pozostawiono w spokoju do 15 X 1940 r., kiedy to Gestapo aresztowało superiora Stanisława Urbana, ks. Michała Barglewskiego i dwóch innych braci. Po uwięzieniu w Łęczycy przewieziono ich do Łodzi, a superiora Urbana do Warszawy. Rezydencję zamknięto. Po wojnie w Łęczycy pracowało dwóch Jezuitów w latach 1945—46. Następnie klasztor przekazano OO. Bernardynom.

Pijarzy

Na przełomie XVII i XVIII w. zrodził się wśród szlachty województwa łęczyckiego pomysł sprowadzenia do Łęczycy Pijarów z Łowicza. Chciano im oddać nowo wzniesiony piękny gmach Wielkiej Synagogi. Wspaniałość budowli była inspiracją do pomysły jej konfiskaty i oddania Pijarom. Pomysłu nie zrealizowano i ludność żydowska posiadała synagogę aż do 1940 r.

Mansjonarze

Mansjonarze nie byli faktycznie zakonem, choć posiadali pewne występujące w zakonach cechy. Był to kler pomocniczy tworzący kolegia kapłańskie przy najważniejszych kościołach. Na ich czele stał prepozyt. Mansjonarze byli zobowiązani do wspólnego życia i mieszkania przy danej świątyni. Mieli określone obowiązki liturgiczne, a nawet duszpasterskie. Codziennie odprawiali modły chórowe o NMP lub oficja o Męce Pańskiej, Trójcy św. i Eucharystii. Liczba mansjonarzy przy parafii zależała od woli fundatora. Kolegia mansjonarzy utrzymywały się najczęściej z nadań ziemskich.

Nie wiadomo kto i kiedy osadził mansjonarzy przy archikolegiacie w Łęczycy. Być może abp Jan Gruszczyński, który w 1468 nadał im dziesięciny. Pierwsza wzmianka na temat mansjonarzy przy farze w Łęczycy pochodzi z 1473 r. kiedy to abp Jan Gruszczyński zapisał im kilka dziesięcin w testamencie. W 1601 r. prymas Stanisław Karnkowski nadał mansjonarzom łęczyckim dochody z kościoła parafialnego w Solcy Wielkiej.

Dom mansjonarzy w łęczycy znajdował się w miejscu starej plebanii przy ul. Kościelnej. Rozebrano go ok. 1890 r. podczas budowy wspomnianej plebani. Kiedy mansjonarze odeszli z Łęczycy — nie wiadomo. Jeszcze w 1818 r. ks. Wincenty Odrobiński chciał aby proboszcz kościoła św. Ducha był mansjonarzem fary.

Zakony żeńskie

Norbertanki

Późnorenesansowy gmach dawnego klasztoru Norbertanek, powstał z fundacji kasztelana łęczyckiego i brzezińskiego Mikołaja Szczawińskiego w 1603 r. W jego zewnętrznej ścianie zachował się średniowieczny mur obronny i fragmenty baszty, w wewnętrznej fragment kościoła klasztornego, rozebranego ok. 1867 r. (w części północnej parteru istnieją dwie wielkie sale sklepione beczkowo z lunetami — dawny refektarz (?), w jednej z nich znajduje się piękny piec z XIX w. z podobizną Jana III Sobieskiego). Do klasztoru biegnie uliczka Panieńska powstała od nazwy zgromadzenia — Panien Norbertanek. Niewiele wiadomo o dziejach klasztoru. Wzniesiony w 1603 r. dla elitarnego szlacheckiego zakonu Panien św. Norberta spłonął w 1652 r. Wkrótce go odbudowano, ale już w 1684 r. wizytacja kościelna zapisała niepochlebną opinię zakonnicom „żyjącym hulaszczo”, a mieszkańcy nazywali klasztor powszechnie „Pałacem Lucyfera”. Mimo to zakon nadal funkcjonował w mieście prowadząc m.in. browary i wyszynk wódki. W 1777 r. działała przy klasztorze szkoła dla szlachcianek edukowano w niej jednorazowo ponad 20 dziewcząt. Jeszcze król Stanisław August Poniatowski zatwierdził w 1766 r. wszelkie przywileje łęczyckim Norbertankom. Około 1760 r. subprzeoryszą Norbertanek w Łęczycy była Jadwiga Grabska ze słynnego w Łęczyckiem rodu Grabskich herbu Pomian. Zachowanie Norbertanek pozostawiało tak wiele do życzenia, że w okresie Księstwa Warszawskiego przeniesiono je do Strzelna, a klasztor zlikwidowano około 1815 r.. Według legendy jedna z zakonnic dla odkupienia grzechów zgromadzenia została na własne życzenie zamurowana żywcem w murach klasztornych w Łęczycy. Po sprzedaży klasztoru mieściły się w nim składy, a nawet sala teatralna. Około 1877 r. nowa właścicielka Władysława z Zakrzewskich Starzyńska przebudowała budynki na kamienicę, o czym zaświadcza płyta pamiątkowa. W 1946 r. Jadwiga Prakseda Chrempińska przekazała obiekt Siostrom Urszulankom SJK, które użytkują go do dzisiaj jako klasztor urszulański i przedszkole im. św. Urszuli Ledóchowskiej.

Szarytki

Projekt sprowadzenia do Łęczycy Sióstr Miłosierdzia od Wincentego a’Paulo czyli Szarytek pojawił się już w I ćw. XIX w., gdy ks. Prałat Wincenty Odrobiński — proboszcz fary — chciał aby podjęły pracę w szpitalu przy kościele św. Ducha. Próbę sprowadzenia zakonnic do miejscowego szpitala św. Mikołaja podjęto ponownie pod koniec XIX w., ale nie zgodziły się na to władze carskie. Dopiero w 1905 r. dr Maksymilian Ziemnicki doprowadził do zatrudnienia Szarytek w łęczyckim szpitalu. Ich siedzibą stała się kamieniczka leżąca przy obecnej ul. Kilińskiego, będąca wówczas obiektem szpitalnym. Na terenie szpitala siostry utworzyły kaplicę, do której pierwsza przełożona s. Stanisława Jankowska zakupiła szaty i naczynia liturgiczne. Początkowo w mieście były trzy Szarytki, po odzyskaniu niepodległości ich liczba wzrosła do czterech. Siostry pełniły funkcje pielęgniarskie podczas obu wojen światowych i w czasie pokoju. Ze szpitala usunęli je Niemcy. W 1942 r. dwie szarytki wywieziono prawdopodobnie do obozu w Bojanowie.

Po zakończeniu wojny Szarytki wróciły do łęczyckiego szpitala, skąd usunięto je po roku 1965. Przez pewien czas przebywały na plebani a później w Ozorkowie. W latach 70. usunięto Szarytki z całej służby zdrowia. Ostatnią przełożoną Szarytek w Łęczycy była s. Urszula Pniewka.

Przez wiele lat przełożoną Szarytek w Łęczycy była s. Stefania Cieniak spoczywająca w zaniedbanym grobie Szarytek na łęczyckim cmentarzu wraz z siostrami: Marią Paczuską i Władysławą Klimek oraz symbolicznie z s. Stanisławą Jankowską.

Albertynki

Jedyna i niepewna informacja pochodzi od ss. Urszulanek SJK, które twierdzą, że gdy osiedliły się w Łęczycy w 1932 r. to w mieście działało przedszkole lub ochronka prowadzona przez siostry Albertynki. Nie ma potwierdzenia tej informacji ani żadnych konkretnych danych.

Urszulanki (patrz: odrębny artykuł)

Materiał o zakonach łęczyckich był częściowo publikowany w czasopiśmie „Ziemia Łęczycka”, numery: 9/10 (758/759) z IX/X 2010 — 11/12 (760/761) z XI/XII 2010Kościół i klasztor bernardyński w Łęczycy

Bernardyni mieli przybyć do Łęczycy już w XV w., gdy arcybiskup gnieźnieński Jan Gruszczyński wystawił im drewniany kościół, który przetrwał do 1632 r.¹ Być może tylko świątynia, gdyż bernardynów już wtedy najprawdopodobniej w mieście nie było. Wskazuje na to fundacja w tymże 1632 r., nowego drewnianego kościółka dla bernardynów przez Dorotę Piwo z Otolina, wdowę po cześniku płockim Krzysztofie Piwo. Zamierzała ona już w 1631 r. ufundować konwent bernardynom. W tym celu kupiła odpowiednie place na przedmieściu Poznańskim. Arcybiskup Jan Wężyk wydał 26 sierpnia 1631 r. przywilej, na mocy którego delegaci — kanonicy kapituły łowickiej ziemię tę oddali w posiadanie bernardynom, których konwent łowicki wyznaczył do osiedlenia się w Łęczycy². Byli to zakonnicy: Zygmunt Otrębusz i Bazyli Wierzejski lub inaczej Gabriel z Bydgoszczy i Marcelin z Garwolina³. Drewniany kościółek fundacji Piwowej otrzymał wezwanie Niepokalanego Poczęcia NMP. Poświęcił go o. Baltazar z Witomyśla w dniu 23 maja 1632 r. Bernardyni obok kościółka, który spalił się jeszcze w tym samym roku, rozpoczęli budowę murowanego klasztoru⁴. Położony poza ówczesnymi murami miasta mieści się obecnie między ulicami Poznańską, J. Kilińskiego, H. Sienkiewicza i Ogrodową.

W trakcie wznoszenia klasztoru okazało się, że możliwości finansowe fundatorki są bardzo znikome. Na domiar złego fundacja znalazła przeciwnika w osobach miejscowego proboszcza, księży mansjonarzy mających siedzibę obok fary i miejscowego konwentu dominikanów obawiających się zmniejszenia swoich dochodów. Ówczesne władze kościelne nakazały jednak duchowieństwu milczenie, a król Władysław IV zatwierdził ziemie nadane bernardynom, natomiast sejm z roku 1635 zwolnił je z podatków⁵. Murowany, piętrowy klasztor wzniesiono zapewne częściowo przed 1636 r., kiedy to ruszyła budowa jednonawowego kościoła pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia NMP przylegającego do wznoszonego etapami klasztoru, w którego wirydarzu umieszczono na ścianie datę ukończenia gmachu klasztornego w 1648 r. W roku 1652 kościół został konsekrowany. Zdewastowano go wkrótce podczas najazdu szwedzkiego. Ponownej konsekracji po odrestaurowaniu dokonał w 1686 r. biskup sufragan gnieźnieński, Wojciech Stawowski. Podstawą egzystencji zakonników był duży ogród (prowadzony przez nich do dzisiaj) i datki wiernych. Te ostatnie pozwoliły na szybką odbudowę zabudowań po pożarze w 1743 r.⁶

W drugiej połowie XVIII w. przeniesiono obrady sejmiku województwa łęczyckiego z kościoła parafialnego pod wezwaniem św. Andrzeja Apostoła do kościoła bernardyńskiego. Przynosiło to z jednej strony większe dochody, z drugiej jednak rozliczne kłopoty. Wśród nich częste profanacje, do rozlewu krwi włącznie. Kościół był rekoncyliowany dwukrotnie w latach 1782 i 1788. W roku 1791 sejmiki wojewódzkie przeniesiono ponownie do fary⁷.

Klasztor w latach 1793 — 1825 miał poważne kłopoty ze strony władz miasta i Gminy Żydowskiej z powodu obrazu wiszącego na frontonie kościoła i przedstawiającego rzekomy mord rytualny Żydów na dziecku z podłęczyckiej wsi, Macieju lub Mateuszu Michałowiczu, które faktycznie zabito w 1639 r. Dziecko uroczyście pochowano w grobach zakonnych. Z czasem zwłoki przeniesiono do kryształowej trumienki i umieszczono w nawie kościoła bernardyńskiego. Obraz został ukradziony i zniszczony prawdopodobnie przez łęczyckich Żydów, natomiast jego kopia wraz z trumienką i metalową tablicą z opisem wypadków przetrwały do lata 1945 r., kiedy to miało owe zabytki skonfiskować UB. Bernardyni mieli w XVII w. podejmować starania o beatyfikację chłopczyka. Krótko przed I wojną światową lub w jej trakcie księgarnia prowadzona przez Teklę Chrempińską i Dawida Przedborskiego z wpływowej rodziny łęczyckich Żydów, wydała widokówkę wg fotografii Tomasza Klepy, przedstawiającą trumienkę z dzieckiem. Wyprodukowano ją w poznańskiej drukarnii Antoniego Fiedlera (ojca pisarza Arkadego Fiedlera)⁸.

Bernardyni łęczyccy pomagali czynnie powstańcom w latach 1863 — 1864. Ojciec Filip Markowski walczył nawet z bronią w ręku w partii Żylńskiego, a ojciec Rafał Staszakowski zginął pod Dobrzykowem dowodząc powstańczym oddziałem. Inni zakonnicy byli albo zesłani na Syberię, jak gwardian Salwator Sikorski, albo zbiegli za granicę lub trafili pod nadzór policyjny. Wszystko to spowodowało kasatę klasztoru w 1864 r. Kościół wzięła w zarząd parafia św. Andrzeja Apostoła. Budynki klasztorne pełniły rolę koszar, szpitala, a nawet kamienicy mieszkalnej. W okresie PRL umieszczono w nich również biura spółdzielni rolniczej⁹.

Niewiele wiadomo o dziejach świątyni po powstaniu styczniowym. Być może to w tym okresie powstał na frontonie fresk z NMP, obecnie całkowicie zatarty, a widoczny jeszcze na widokówkach z 1914 r. — pocztówek z widokiem kościoła powstałych przed II wojną światową znanych jest około dziesięciu. Na jednej z widokówek widoczna jest brama — dzwonnica w stylu neogotyckim wybudowana w końcu XIX w., a rozebrana przez hitlerowców¹⁰. Z pewnością w dniu 3 maja 1887 r. przebywał w kościele bernardyńskim arcybiskup Wincenty Chościak — Popiel, który tego dnia poświęcił umieszczony w Wielkim Ołtarzu obraz Matki Boskiej Częstochowskiej autorstwa artysty malarza Aleksandra Przewalskiego. Dokument potwierdzający wydarzenie odnaleziono podczas renowacji obrazu. Podpisali go A. Przewalski, pozłotnik Antoni Masilewski, stolarz Franciszek Cimiński i ks. Szmigels¹¹.

W roku 1922 biskup łódzki, Wincenty Tymieniecki, zwrócił się do bernardynów o przejęcie klasztoru. Brak zakonników spowodował objęcie objektu przez zakon jezuitów. Jezuici prowadzili swoją działalność duszpasterską do 1940 r., kiedy to zostali wywiezieni przez Niemców do Łodzi¹². W okresie międzywojennym jezuici prowadzili przy kościele pobernardyńskim kilkudziesięcioosobowy chór i orkiestrę — Stowarzyszenie Śpiewaczo — Muzyczne „Echo” (założone przy kościele pobernardyńskim w 1880 r.), którego pracą kierował ks. superior Andrzej Czarnota TJ, a następnie, do wybuchu wojny o. Jan Kurdziel TJ przy pomocy ks. prefekta Władysława Wańtuchowskiego TJ. Zachowało się tableau z rocznicy istnienia „Echa” i programy organizowanych w kościele koncertów muzyki poważnej¹³.

Z powodu braku księży Towarzystwo Jezusowe zrezygnowało w 1946 r. z prowadzenia klasztoru, do którego dnia 24 listopada 1946 r. powrócili bernardyni. Nie powstał jednak konwent, tylko rezydencja. W Roku 1979 biskup łódzki, Józef Rozwadowski, utworzył przy kościele bernardyńskim ośrodek duszpasterstwa parafialnego, a 27 stycznia 1981 r. powierzył zakonnikom parafię składającą się z części miasta i pobliskich wsi¹⁴.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: