Jasnowidz na policyjnym etacie - Krzysztof Janoszka, Krzysztof Jackowski - ebook

Jasnowidz na policyjnym etacie ebook

Krzysztof Janoszka, Krzysztof Jackowski

4,3

Opis

Walka o prawdę najsłynniejszego polskiego jasnowidza.

„Żaden jasnowidz nie przyczynił się do odnalezienia zaginionego”, twierdzi rzecznik prasowy policji. Media przekonują, że telepatia nie istnieje, a Kościół rzymskokatolicki uznaje jasnowidztwo za kontakt z demonami. Jak więc wytłumaczyć setki spraw rozwiązanych przez Krzysztofa Jackowskiego, które potwierdzają dokumenty i relacje funkcjonariuszy?

Tam, gdzie policja pozostaje bezradna, do akcji wkracza on. Dzięki swoim niezwykłym zdolnościom wskazuje miejsca, w których znajdują się ciała samobójców  i ofiar morderstw, pomaga odnaleźć zaginionych, a nawet opisuje przebieg zbrodni, rozwikłując kryminalne zagadki po wielu latach.

W tej książce słynny jasnowidz z Człuchowa w rozmowie z funkcjonariuszem policji Krzysztofem Janoszką opowiada o tajnikach swojej pracy, głośnych sprawach, w których pomagały jego wizje, śmierci Andrzeja Leppera czy zastraszaniu przy próbie wyjaśnienia zabójstwa Piotra Jaroszewicza.

Ta lektura zadziwia, a jednocześnie wstrząsa. To niezwykłe świadectwo walki o prawdę człowieka, który nauczył się słuchać szeptu zmarłych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 214

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (91 ocen)
52
20
14
5
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Sathornisko

Nie oderwiesz się od lektury

Zmieniłem zdanie. Wierzę w niego.
10

Popularność




Książkę tę dedykujemy racjonalistom,

sceptykom oraz zwykłym ignorantom…

Nie popełnię modnego głupstwa polegającego na traktowaniu wszystkiego, czego nie mogę wyjaśnić, jako oszustwa.

C.G. Jung

Tysiące lat temu pierwszy człowiek odkrył, jak krzesać ogień. Prawdopodobnie zginął na stosie, który nauczył swoich braci rozpalać. Ale podarował im coś, czego oni sami nie zdołali wymyślić, i sprawił, iż ziemia wyłoniła się z ciemności. W ciągu wieków pojawiali się ludzie, którzy stawiali pierwsze kroki na nowych drogach, uzbrojeni jedynie we własną wizję. Wielcy twórcy, myśliciele, artyści, naukowcy, wynalazcy… samotnie stawiali czoło społeczeństwu swoich czasów. Każda nowa myśl napotykała na opór: każdy nowy wynalazek był odrzucany, ale ludzie, którzy mieli wizję, parli naprzód. Walczyli, cierpieli i płacili za to cenę, lecz wygrali. Żadnemu twórcy nie przyświecała idea służenia bliźnim. Jego bliźni odrzucali dar, który on im oferował. Jego jedynym motywem postępowania była prawda. Jego praca była jego jedynym celem. Jego praca, a nie ci, którzy z niej korzystali; jego dzieło, a nie korzyści, które czerpali z niego inni; dzieło, które nadawało kształt prawdzie. Pilnował on swej prawdy przeciw wszystkim rzeczom i wszystkim ludziom. Parł naprzód, nie bacząc na to, czy inni zgadzają się z nim, czy nie, z uczciwością jako jedynym sztandarem. Nie służył nikomu ani niczemu. Żył dla siebie. I tylko żyjąc sam dla siebie, był w stanie osiągnąć te wszystkie rzeczy. Taka właśnie jest natura wynalazku.

Ayn Rand, The Fountainhead

PrzedmowaKrzysztof Jackowski

Po ponad 30 latach moich doświadczeń z darem, właściwościami czy jakkolwiek nazwać to, co robię, nie mam już złudzeń, że jestem z tym pozostawiony sam sobie, a przyznam, że spodziewałem się czegoś całkowicie innego, że przynajmniej nauka się zainteresuje – może nie mną, ale tym, co potrafię. Efektami mojej pracy, setkami ciał, które znalazłem. Przecież nie ma tu mowy o jakiejkolwiek przypadkowości, o pustych trafieniach. To tak, jak gdybym wiele razy trafił szóstkę w lotto. Nie jest to możliwe, a jednak.

Pana Krzysztofa Janoszkę poznałem kilka lat temu, studiował wówczas w Wyższej Szkole Policji w Szczytnie. Pamiętam, że zaprosił mnie na spotkanie w studenckim klubie dyskusyjnym, któremu przewodniczył. Ucieszyłem się z takiego wyróżnienia. Do spotkania jednak nie doszło, gdyż władze uczelni nie wyraziły na nie zgody.

Co działo się potem, to długa historia i pozwolę sobie ją pominąć, a w zamian skupię się na samej osobie, która za wszelką cenę domagała się prawdy. Otóż jest to młody, bardzo wrażliwy człowiek z twarzą naznaczoną jakąś traumą, której nie byłem w stanie rozszyfrować. Człowiek niezwykle dociekliwy, przez to osamotniony. Chociażby tylko z mojego powodu osoba ta miała wiele nieprzyjemności na uczelni, a jednak nie ustąpiła. Zastanawiałem się, czy nie przekreśli to jej przyszłej kariery zawodowej, właśnie z mojego powodu, czy raczej tego, czym się zajmuję. Za sprawą irracjonalnego zjawiska, które z naukowego punktu widzenia wzbudza ironiczny uśmiech.

Młody, realistycznie myślący człowiek nagle zderzył się z czymś, co większość jego rówieśników z góry by wyśmiała. On powinien zachować się podobnie. Jednak pan Krzysztof potraktował rzecz poważnie i zaczął badać, pytać. Zdumiało mnie, gdy się dowiedziałem, że jeździ po Polsce, by porozmawiać ze świadkami, którzy w przeszłości mieli ze mną kontakt, którym wyjaśniłem sprawy kryminalne. Młody człowiek, który – jak zauważyłem – żyje skromnie, wydaje swoje pieniądze, by sprawdzić to, co robię.

Niezwykłe w nim jest właśnie to, że oddaje się temu, co sobie postanowi, że nie odrzuca tego, co wątpliwe z naukowego punktu widzenia. Podziwiam go za taką postawę i uważam, że ja, chociaż dzieli nas duża różnica wieku, mógłbym się od tego młodego człowieka uczyć wytrwałości. Ale co tam wytrwałości – najbardziej zazdroszczę mu nieugiętej postawy, z jaką bronił mnie w różnych miejscach.

Nie myśl, Szanowny Czytelniku, że jestem w bliskiej komitywie z panem Krzysztofem, wręcz przeciwnie – mimo kilkuletnich sporadycznych, najczęściej telefonicznych kontaktów wyczuwam między nami dystans. I to nie ja dystansuję się od tego człowieka, to on stawia pewną granicę dla prób dotarcia do niego.

Myślę, że dla zbadania sprawy, w którą jestem zaangażowany, on zachowuje względem mnie dystans, aby nie zrodziła się między nami bliskość, ponieważ przestałby być obiektywny w ocenie mojej działalności.

Na koniec tej krótkiej przedmowy zdanie do samego autora: Panie Krzysztofie, dziękuję za to, co Pan dla mnie zrobił, dziękuję, że poświęcił Pan swój spokój, swoje pieniądze, swoją pozycję na uczelni i stanął pan za tym, co zrobiłem w swoim życiu. Jest pan dla mnie wzorem człowieka, który nie korzysta bezrefleksyjnie z życia, lecz je bada.

Bardzo jestem Panu wdzięczny.

Krzysztof Jackowski

Wstęp, czyli dlaczego powstała ta książkaKrzysztof Janoszka

Dziwak, oszust, kuglarz, nienormalny – te słowa padają często pod adresem Krzysztofa Jackowskiego, mimo że odnalazł ciała wielu zmarłych. Często też słyszę, że jego opowieści „trącą średniowieczem”, bo mamy przecież XXI wiek, doskonałą technologię, w całości odczytany kod DNA, przeszczepiamy organy, latamy w kosmos – a tu nagle wyrywa się ktoś taki i opowiada niestworzone rzeczy o duchach.

Cały problem polega na tym, że człowiek coraz bardziej utożsamia swe jestestwo z ciałem i tym, co go fizycznie otacza. Natomiast coraz mniej jest nas tam, gdzie naprawdę istniejemy – w naszym wnętrzu, jaźni. Przez to, że identyfikujemy się tylko z tym, co wokół nas, co widzimy, czego możemy dotknąć, stajemy się łatwym i bezwolnym „materiałem do obróbki”. Każdego ranka, ledwo otworzymy oczy, w telewizji, internecie, gazetach atakują nas bomby informacyjne – gdzieś ktoś kogoś zamordował, gdzie indziej jakiś człowiek się powiesił, polityk jechał po pijanemu, rozbił się samolot, celebryta pokaże nam, jak się ubierać, Polacy to antysemici i homofoby, księża gwałcą…

Wyliczać można bez końca. A gdzie czas dla nas samych? Gdzie równowaga? Gdzie miejsce na najważniejszą zadumę – dlaczego jestem i co czeka mnie po śmierci? Z istoty myślącej, czującej, dociekającej dajemy się przerobić na bezmyślne „odbiorniki” i „magazyny informacji”. A jeśli czasem w towarzystwie przyjaciół pragniemy porozmawiać na temat duchowości czy życia po śmierci, szybko od takiego pomysłu odstępujemy, widząc w ich oczach zdumienie. A nuż któryś rzuci: „Przestań, nie bądź śmieszny!”.

Tak stajemy się pomału opętani życiem materialnym i przestaje nas obchodzić, dlaczego żyjemy. Wiemy tylko, że musimy posiadać, zdobywać, za czymś gonić… Lecz nie jest wykluczone, że nadejdzie taki dzień, gdy odczujemy jakiś niepokojący ból, który nie zniknie przez kilka tygodni. A gdy wybierzemy się do lekarza, ten obejrzy wyniki i powie: „Przykro mi. Ma pan najwyżej trzy miesiące życia”.

Zszokowani wrócimy do domu i pomyślimy: „Jak to? Co teraz?”. Wszystko, czym dotąd żyliśmy, naraz straci na znaczeniu. Pozostaniemy tylko my i…

No właśnie: i co?

Zazwyczaj, słysząc słowa „jasnowidz” i „jasnowidzenie”, błędnie utożsamiamy je z wróżbiarstwem, czarną magią, wywoływaniem duchów, szarlatanerią, czyli działaniami niemającymi nic wspólnego z tym zjawiskiem. Za wypaczenie jego prawdziwej istoty należy winić współczesną kulturę masową oraz media. Jesteśmy wręcz zalewani różnymi nastawionymi na zysk programami, w których sprawnych oszustów promuje się jako osoby posiadające „niezwykłe umiejętności”, potrafiące z ekranu telewizora lub przez telefon odmienić czyjeś życie albo przepowiedzieć przyszłość. Takie praktyki nie mają nic wspólnego z jasnowidzeniem! Jeżeli jednak jakiś bodziec jest powtarzany wystarczająco długo, nasze mózgi uczą się go akceptować lub po prostu uznają coś za stan naturalny. Nic więc dziwnego, że wiele osób ma na temat jasnowidzenia taki, a nie inny pogląd.

Podczas studiów w Wyższej Szkole Policji w Szczytnie i na Uniwersytecie Warszawskim wiele razy byłem świadkiem, jak niepoważnie i z dużą dozą arogancji traktuje się zjawiska parapsychiczne. Niektórzy naukowcy, nieposiadający podstawowej wiedzy o postrzeganiu pozazmysłowym, wyśmiewają je, uważając, że to humbug. Ich jedyny cel to na ogół negacja, wywodząca się, moim zdaniem, z niedouczenia. Aby zająć rzeczowe stanowisko w jakiejkolwiek sprawie, trzeba wejść w dyskusję merytoryczną. A bez znajomości tematu nie jest to możliwe. Nieznajomość materii, którą się neguje, jest podstawową bolączką dyskusji na mało znane tematy. Większość sceptyków tak naprawdę wcale nie zasługuje na to miano. W istocie to grupa ignorantów. Prawdziwy sceptycyzm wymaga zbadania i poważnego potraktowania każdego zjawiska. Tymczasem dokonania Krzysztofa Jackowskiego, znajdujące potwierdzenie w dokumentacji jego działań zawierającej szczegółowy opis kilkuset spraw, w których jego wizje się sprawdziły, przez wielu są uznawane z góry za niewiarygodne.

Przedstawiciele naukowego redukcjonizmu oraz różni panowie z towarzystw „naukowych”, sceptycy i racjonaliści usiłują wmówić wszystkim, że świat materii jest jedynym, jaki istnieje, a człowiek to nic innego, jak ponadkilogramowy mózg, nogi, ręce i tułów. W rzeczywistości jednak wszechświat dostarcza współczesnej nauce dowodów swej duchowej natury – wystarczy zapoznać się z najnowszymi ustaleniami fizyki kwantowej. A zatem problem nie polega na braku dowodów, lecz na tym, że wielu naukowców uparcie ich nie dostrzega*.

Prace prowadzone w renomowanych instytutach działających w Stanach Zjednoczonych (American Society for Psychical Research, Parapsychological Association, Rhine Research Center), Kanadzie (Canadian Association of Psychics), Wielkiej Brytanii (Society for Psychical Research) czy kontynentalnej Europie (Institut Métapsychique International) wykazały ponad wszelką wątpliwość, że zjawiska telepatii i jasnowidzenia są realne. Cóż z tego? Zdaniem Lawrence’a LeShana trudność nie polega na udowodnieniu, że istnieją fenomeny wykraczające poza moc wyjaśniającą nauki materialistycznej. Istota sprawy leży w tym, aby przyswoić sobie, co ten fakt oznacza**.

Znamienne są tu słowa Świętego Augustyna: „Uwierz, abyś zrozumiał”. Współczesny światopogląd naukowy podkopuje naszą gotowość uwierzenia w świat niematerialny, a tym samym możliwość jego zrozumienia. Konwencjonalna nauka nie radzi sobie z pytaniami dotyczącymi duszy, życia po śmierci, reinkarnacji (zwanej wędrówką dusz), Boga czy nieba. Sugeruje, że są to jedynie wymysły. Podobnie traktuje zjawiska, dla których ukuto wspólny mianownik: rozszerzona świadomość, takie jak postrzeganie pozazmysłowe, jasnowidzenie, telepatia i prekognicja***. Pomimo rozwoju cywilizacji i ogromnego postępu materialnego świat zapłacił wysoką cenę w postaci utraty najważniejszego elementu naszego istnienia: ludzkiego ducha.

Telepatia nie istnieje.

„Gazeta Wyborcza”

Żaden jasnowidz nie przyczynił się do odnalezienia zaginionego.

Rzecznik prasowy Komendy Głównej Policji

Kontakt z jasnowidzem może być przykry dla rodzin zaginionych, nieznane są nam przypadki pomocy jasnowidzów w sprawach zaginięć.

Fundacja ITAKA

Jasnowidztwo to kontakt z demonami.

Kościół rzymskokatolicki

Przeciwnicy parapsychologii nie biorą pod uwagę, że niektórzy ludzie faktycznie są obdarzeni zdolnościami paranormalnymi. W wielu krajach na świecie osoby takie współpracują z organami ścigania. W Polsce, oprócz nieżyjącego już Stefana Ossowieckiego czy ojca Czesława Klimuszki, najbardziej znanym jasnowidzem jest Krzysztof Jackowski. Jego osiągnięcia, jeśli chodzi o pomoc policji w sprawach zaginięć oraz niewykrytych morderstw, są niezaprzeczalne. Często się jednak zdarza, że osiągamy coś, przeciwstawiając się czemuś i zarazem czerpiąc pełnymi garściami z tego, co odrzucamy. Opis ten idealnie obrazuje obecną politykę prasową Komendy Głównej Policji. W mediach często można usłyszeć wypowiedzi rzeczników tej instytucji, którzy twierdzą, że „policja nie współpracuje z jasnowidzami”i „nie ma ani jednej sprawy, w której jasnowidz pomógłby policji”.

I choć w podręczniku dla młodych adeptów prawa Kryminalistyka – czyli rzecz o metodach śledczych prof. Ewa Gruza, znana kryminalistyk, pisze, że dotychczas nie ma żadnych przekonujących dowodów na efektywną pomoc jasnowidzów w wyjaśnianiu spraw karnych, ja jednak będę obstawał przy swoim i twierdził z całą stanowczością, że polska policja wielokrotnie, z własnej inicjatywy zwracała się o pomoc do Krzysztofa Jackowskiego, nie tylko podczas akcji poszukiwawczych, ale także w kwestii poważnych zbrodni, w tym zabójstw. Istnieje wiele udokumentowanych spraw, rozwiązanych dzięki informacjom uzyskanym od jasnowidza. Każdy, kto twierdzi inaczej, po prostu mówi nieprawdę, świadomie lub nieświadomie wprowadzając opinię publiczną w błąd. I nie są to puste słowa. Zapewniam Cię, Drogi Czytelniku, że w tej książce znajdziesz na to niejeden dowód.

Dzięki Krzysztofowi Jackowskiemu i zbadaniu jego dokonań miałem szansę zrozumieć, że nasze życie nie kończy się wraz ze śmiercią ciała ani mózgu. Rozwiązałem też najważniejszą sprawę w swoim życiu: odpowiedziałem sobie na pytanie, kim jestem.

Mam nadzieję, że ta książka stanie się przyczynkiem do poważnej dyskusji na temat zjawisk parapsychicznych i pozwoli właściwie ocenić dorobek jednego z najwybitniejszych i zarazem najbardziej niedocenionych jasnowidzów XXI wieku.

Krzysztof Janoszka

Rozmowa z Krzysztofem Jackowskim

Od kiedy i dlaczego zajmuje się pan jasnowidzeniem?

Zajmuję się jasnowidzeniem już ponad 30 lat. To jest mój fach, z którego się utrzymuję. Swoją działalność mam zarejestrowaną. Nie żyję ponad stan, nie stałem się człowiekiem bogatym. W domu brakuje miejsca na prywatne rzeczy, bo najważniejsza jest dokumentacja uwiarygodniająca to, co robię. Wykorzystując swój talent, chcę pomagać ludziom, którzy często przychodzą do mnie z osobistymi tragediami. Nie jestem naciągaczem, jak to czasem przedstawiają media. Zdarza się, że osobom ubogim robię wizje nieodpłatnie.

Kiedy pan odkrył, że czuje trochę więcej niż inni?

Z perspektywy czasu myślę, że swoje właściwości miałem od samego początku. Jako dziecko miewałem różne dziwactwa i fobie. Jak przychodziłem ze szkoły do domu, pierwsze, co robiłem, to udawałem się do kuchni, gdzie matka przygotowywała obiad, i wszystkie noże i widelce układałem w jednym kierunku. Broń Boże, żeby ostrze było skierowane w moim kierunku! Mam to do dzisiaj. Wie Pan, że jak wychodzę z domu, to potrafię się wrócić, gdy przypomnę sobie, że przekroczyłem próg mieszkania nie tą nogą, co trzeba? Mam tych różnych fobii bardzo wiele. Być może to wyczulenie powoduje, że lepiej rozpoznaję energię. Od dziecka miałem także przeczucia pewnych zdarzeń, które w niedługim czasie się spełniały.

Jak wyglądała pierwsza wizja?

Na początku o moich zdolnościach wiedziała tylko garstka najbliższych mi osób. Pewnego dnia mój znajomy z Człuchowa, pan Eugeniusz, który był artystą plastykiem, spotkał mnie na ulicy i powiedział, że zna kobietę, która ma bardzo chorego syna. Nie zdradził, jaka to choroba. Prosił, abym spróbował mu pomóc. Po długim wahaniu w końcu się zdecydowałem. Pewnego dnia po pracy poszedłem do tych ludzi. To było mieszkanie w bloku. W kuchni siedziały dwie kobiety, które wesoło ze sobą gawędziły, nie wyglądały na szczególnie zmartwione. A przecież miałem zająć się sprawą ciężko chorego syna. W końcu matka chłopca dała mi jego sweter, żebym zastanowił się, jak można mu pomóc. Poszedłem do pokoju, a kobiety zostały w kuchni, dalej głośno rozmawiając. Wykonując wizję, myślałem sobie wtedy: „Ja pierdolę, co ja tu robię? O co tu, kurwa, chodzi?”. Ale w pewnym momencie poczułem słowo „krosty”. Tylko jedno słowo – „krosty”. Poprosiłem o kartkę, zapisałem: „widzę krosty”. Nic więcej nie przychodziło mi do głowy. Pomyślałem, że muszę stamtąd uciekać. Powiedziałem kobietom, że się poddaję, że nie pomogę. Na twarzy matki pojawiło się rozczarowanie. Przed wyjściem z mieszkania z ciekawości spytałem, gdzie jest jej syn i co mu dolega? Usłyszałem, że gra na boisku w piłkę. A jego problem to wypryski. Jak przeżywa w szkole stres, to ma ich straszny wysyp. „Co pani mówi? Krosty?” – odpowiedziałem, podając jej jednocześnie kartkę. Nie zrobiło to na niej wrażenia, gdyż wiedziała o tym. Ja jednak o tym nie wiedziałem, a kobieta nie szukała diagnozy, tylko leku. Szedłem do domu i myślałem: „Kurde, to jest możliwe”. Dla mnie słowo „krosty” było eureką. Na podstawie właśnie takich przeczuć znalazłem później wiele ludzkich ciał.

W jaki sposób wykonuje pan wizję?

Do wykonania wizji potrzebuję jakiejś części garderoby lub zdjęcia konkretnej osoby. Po otrzymaniu takiej rzeczy wącham ją. Zapach jest istotny, ale ja robię coś o wiele ważniejszego – wchłaniam energię czołem. To trwa tylko chwilę. Gdy wciągam energię, zamykam oczy, ale jednocześnie unoszę je do góry. Może mi pan wierzyć, że mam niezwykle wyczulone czoło.

Dotyka pan czoła bezpośrednio?

Nie. Boję się dotknąć czoła, nie lubię tego robić. To jest dla mnie niezwykle wrażliwa część ciała, bardziej nawet niż oko. Od dziecka w okolicach czoła odczuwałem dziwne mrowienie. Upraszczając: pulsowanie oznacza przyszłość, natomiast mrowienie – teraźniejszość albo przeszłość. Gdy wykonam czynności, o których mówiłem, odkładam wykorzystaną część garderoby i już się nią nie zajmuję. Czasem muszę takie badanie powtórzyć kilka razy. W końcu mogę przekazać innym to, co udało mi się poczuć.

Podobno Thomas Alva Edison, chcąc rozwiązać nurtujący go problem, stawiał przed sobą blaszaną miskę, a w palce ujmował łyżkę. Następnie próbował zasnąć. W momencie gdy już prawie zasypiał, tracił czucie w ręku i łyżka z hukiem spadała na naczynie, natychmiast go budząc. Właśnie w takich momentach doznawał ponoć olśnienia, a rozwiązanie problemu pojawiało się samo.

W jakich warunkach wykonuje pan wizję?

Żeby pojawiła się wizja, musi panować chaos. Pan nie ma pojęcia, w jakim rozgardiaszu nieraz doznawałem wizji – to się w głowie nie mieści. Musi być rozmowa, gwar. Żadne skupienie – nie mogę się sprężać, muszę odczuwać luz. I tak właśnie to przebiega. Zarazem najgorszym wrogiem jasnowidza pozostaje sugestia. Dlatego nie podejmuję się rozwiązania spraw, o których wiem za dużo.

Jak ludzie na to reagują?

Kiedy szukam osób zaginionych, wypraszam ich bliskich z pokoju, bo gdyby oni ujrzeli, co ja robię, to by te ciuchy zabrali i stwierdzili: „Wariat! Nienormalny!”. A jakby się okazało, że ich bliski nie żyje, to by orzekli: „Świętokradca!”.

Co pan jeszcze robi w trakcie przeprowadzania wizji?

Nieraz ciskam rzeczami zmarłych, jak nie mogę ich namierzyć. Zdarza się, że nawet ich wyzywam! Innym znów razem praca idzie mi bardzo szybko. Wszystko zależy od tego, jaki to był człowiek. Ja mam takie przekonanie, że każda rzecz w tym świecie stanowi informację, a nasze życie jest formą… internetu.

To znaczy?

Proszę zauważyć, że sieć to jakby świadomość świata. Wszystko tam jest, od najgorszych śmieci po sprawy najwyższej wagi – do wyboru, do koloru. Nasze myśli też są formą internetowych komunikatów. A jeśli istnieje „kradzież” myśli, czyli telepatia, można wykraść dosłownie wszystko, każdą treść. Istnieje nieprzebrana ilość informacji i zdarzeń. Weźmy na przykład zabójstwo. Lubię „odczytywać” zabójstwa, bo wówczas mam dostęp do przynajmniej dwóch dróg poznania prawdy. Jedna to droga ofiary, druga – sprawcy. Lepiej iść linią sprawcy. Ale wtedy pojawia się pewien problem: nie „wciągnie” pan myśli i czynu sprawcy, jeżeli nie zaakceptuje pan przestępstwa. Przestępstwo, dajmy na to zabójstwo, jest czynem złym, dla psychiki ludzkiej nienormalnym. Jednak pan, stając do wizji, musi ten czyn niejako zaakceptować. Innymi słowy każdy sprawca, nawet gdyby to był psychopata lub seryjny morderca, powie tak: „Proszę pana, mordowałem, oczywiście, ale w każdym, nawet najgorszym przypadku istnieje wytłumaczenie. Otóż pierwsza ofiara, którą pozbawiłem życia, była wredna. Stała na tym samym przystanku co ja. Nigdy nie miałem dziewczyny. Podszedłem do niej, a ona spojrzała na mnie z obrzydzeniem. Wtedy zrozumiałem, że muszę ją zabić”. On nie musi wierzyć w to, co mówi. Po prostu musi tak mówić, żeby nie zwariować. Kiedyś ktoś mi powiedział: „Słuchaj, jeżeli istnieje tamten świat i można porozumiewać się w nim bez słów, telepatycznie, ludzie jak nic się pozabijają!”.

Pierwszy z brzegu przykład: „Szukałam córki, bo myślałam, że uciekła za granicę, a ty, zięciu, ją zabiłeś! Całe życie ci pomagałam, a co mnie spotkało? Perfidne oszustwo!”. Gdy podobne rzeczy wychodzą na wierzch, gdy już nic nie da się utrzymać w ukryciu, łatwo może dojść do chaosu – wymierzania sprawiedliwości na własną rękę. Lecz czy tak się dzieje? Nie. Ponieważ ludzie od razu rozumieją powód złych czynów i to, jak cierpią sprawcy, odczuwając wyrzuty sumienia. Poznanie ludzkiej psychiki jest jednocześnie wytłumaczeniem zbrodni. Wtedy chęć zemsty i odwetu znika, bo czujemy się tak, jakbyśmy sami stali się na moment sprawcą. Podobnie rzecz wygląda z tak zwanym „łapaniem” wizji.

Na czym ono polega?

Psychopatę trzeba zrozumieć i zaakceptować, dopiero wówczas da się go „czytać”. Jak ja wykonuję wizję? W bardzo prosty sposób. Weźmy taki schemat: zaginął człowiek, biorę część jego garderoby, wącham ją, przykładam do czoła, odkładam, chodzę po pokoju. Najpierw pojawia się logika: „Aaa, ten człowiek studiował w Warszawie, mieszkał we Wrocławiu. Inteligentny gość. Może miał wszystkiego dosyć? Może nie chciał dłużej studiować, a rodzicom bał się o tym powiedzieć…? (Napływają do mnie różne myśli). Nie wiedział, jak postąpić…? Na pewno w końcu odezwie się do bliskich sam. Zrobi to. Inteligentny człowiek, więc najpewniej w żadne menelstwo się nie wdał. Nic złego nie mogło mu się przydarzyć. To nie samobójca… Trwa chaos… Denerwuje mnie to. Spaceruję po pokoju, ktoś dzwoni – chwilę pogadam, znów spaceruję. Zaglądam do internetu – co nowego w polityce? Aaa, znów Tusk podwyżki funduje. A to drań.

Rozumie pan? W ogóle nie myślę. Pamiętam jedną z głośniejszych spraw, podwójne zabójstwo w Będzinie. Przyjeżdżają do mnie policjanci, przez jakiś czas z nimi gadam, potem wychodzą. Po prostu wyprosiłem ich z mieszkania. Dali mi dwie godziny czasu i dwa wory popalonych ciuchów – aż w domu cuchnęło. Nawet ich nie próbowałem rozwiązać, bo były zaplombowane. Przez godzinę i czterdzieści pięć minut – lipa! Nic. Zupełnie nic!

Jak to się dalej potoczyło?

Posiedziałem w sieci, trafiłem na coś ciekawego – poczytałem. Włączyłem telewizję. Sprawa, z jaką przyjechali do mnie mundurowi, przestała mnie w ogóle zajmować. Brak empatii, egoizm? Gdzieś tam z nadzieją czekają policjanci, a ja… oglądam telewizję. W końcu ten amok przerwała moja córka i mówi: „Tato, przecież ci ludzie zaraz wrócą. Co ja im powiem?”. Oderwałem wzrok od telewizji, spojrzałem na środek pokoju i… coś się stało. To było tak: bach!, bach!, bach! – i koniec. Zapisuję coś na kartce. Skończyłem. Policjanci pukają do drzwi. Mówię do córki:„Monika, to na pewno lipa, ale daj im tę kartkę i niech jadą. Nic od nich nie chcę. Po prostu nie czułem tej sprawy”.A jednak to, co zapisałem na papierze, okazało się prawdą. Wszystko się zgadzało. Właśnie w taki sposób wykonuję wizje. Skuteczne jasnowidzenie potrzebuje bodźca. Musi być odbiorca, musi być chęć sprawdzenia tego, co się odczuwa.

A robił pan wizje sięgające dalekiej przeszłości?

Nie, nie interesowały mnie jakieś abstrakcje w rodzaju: „Jak wyglądało życie za czasów Mikołaja Kopernika?”. Nie chcę tego robić. A wie pan dlaczego? Bo jak coś podobnego zweryfikować? Po co wchodzić w otchłań nonsensu? Ponieważ dla mnie to jest nonsens. Musi być jakaś możliwość weryfikacji. Jeżeli wykonuję wizję tak, jak czyniłem to na przykład w Japonii, to wiem, że ekipa telewizyjna siedzi i czeka, i za moment będziemy wszystko sprawdzać. Całą rzecz zweryfikujemy! To jest właśnie ta elementarna rzecz. Chęć sprawdzenia, chęć udowodnienia. Nie ma pan pojęcia, jaka we mnie rodzi się radość, gdy odnajdę trupa.

Nigdy nie zapomnę, jak znalazłem ciało sołtysa z Woli Przypkowskiej. Chyba osiem dni leżał pogrzebany w słomie. Smród nieprawdopodobny. Jak wracaliśmy z synem do domu, był już późny wieczór. Mocno zgłodnieliśmy, więc gdy zaraz za Wolą Przypkowską pojawił się zajazd, długo się nie namyślałem. Wchodzimy do restauracji, a na drzwiach wisi zdjęcie jakiegoś mężczyzny i podpis: „Zaginął Ryszard Perzyna, sołtys Woli Przypkowskiej”. Zrywam tę kartkę, a właścicielka zajazdu krzyczy: „Co pan robi?! To jest człowiek, którego szukamy”. Odpowiadam spokojnie: „Proszę pani, trafiony – zatopiony! Przed chwilą znaleziono jego ciało”.

„Czuję radość, gdy znajdę trupa”. Brzmi kontrowersyjnie.

No cóż, wygląda to trochę jak zboczenie. Ale ta radość jest uzasadniona. To zadowolenie z faktu, że istnieje coś pomiędzy naszą materialną rzeczywistością a tym, co znajduje się ponad nami. Pomimo irracjonalności tej domeny staram się tropić racjonalną stronę tego zjawiska. Nie uciekam się do jakichś forteli typu: „Boże, widuję fruwające anioły, widzę aury…”. Mając tyle dokumentów potwierdzających moje sukcesy, mógłbym stwierdzić: „Jestem już zmęczony szukaniem trupów. Nie muszę tego robić. Moja wiarygodność na tym nie ucierpi”. Ja jednak nigdy nie zobaczyłem żadnej aury, nie widuję też aniołów… I to jest mój racjonalizm. On jest rzecz jasna niedoskonały. Jednak dlaczego miałby być doskonały? Ostatecznie nie rozumiem do końca tego, co robię, a nawet… w ogóle nie mam pojęcia, czym się zajmuję!

Przychodzi pan do mnie, wykonuję wizję i nie wiem, czy mówię panu prawdę, gdy obarczam pana duszę słowami: „Córka niestety nie żyje, leży tam i tam”. Rozumie pan? Moralność adwokata i moralność jasnowidza wydają się z gruntu podobne. Chociaż adwokat może się lepiej czuć, bo powie sobie: „Zaproponowana przeze mnie linia obrony przegrała”. Trudno. Przegrała z główną wykładnią prawa, więc nie powinno się mieć do nikogo pretensji. Wszak prawo musi być prawem. Ja natomiast mogę jedynie stwierdzić, że „źle to poczułem”.

Udokumentowanych przypadków ma pan jednak mnóstwo.

Bez względu na niedoskonałość tego wszystkiego przypadki, które udało mi się wykryć, są znamienne i świadczą o pewnej rzeczy nadrzędnej. Moja autobiografia miała pierwotnie nosić tytuł: Złodziej cudzych myśli. W pewnym momencie tworzenia tej pracy powiedziałem sobie jednak: „Nie, nie może tak być. To przecież zmarli mówią, to oni przekazują te informacje”.

Miałem kiedyś wyjaśnić przypadek Józefa Lipiny z Rudy Śląskiej. Gdy podchodziłem do dwóch toreb z rzeczami zaginionego, coś mnie jakby zahipnotyzowało. Ma pan świadomość, że facet nie żyje, pod ręką leży jego przepocona koszula, a pan ubiera ją na swoje ciało… Trudno to wyjaśnić. Dlaczego to zrobiłem? Czemu potem podszedłem do lustra, aby się w nim przejrzeć…? Dziś już wiem, czemu to służyło. Dusza tego człowieka była w moim mieszkaniu, ale pragnęła wejść we mnie. Wtedy ta koszula wydała mi się „przyjazna”, bo to nie ja tak poczułem, ale on we mnie… Zdjąłem ją, wrzuciłem do worka, już nie robiłem wizji. A potem… jakby ktoś podał mi całe rozwiązanie na tacy!

Jasnowidz na policyjnym etacie

Copyright © by Krzysztof Jackowski 2018

Copyright © by Krzysztof Janoszka 2018

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo SQN 2018

Redakcja – Mateusz Baczyński

Korekta – Piotr Królak, Paweł Wielopolski

Projekt typograficzny i skład – Joanna Pelc

Okładka – Paweł Szczepanik / BookOne.pl

Fotografia na okładce – Tomasz Pluta / tomaszpluta.com

Niektóre imiona i nazwiska osób pojawiających się w książce zostały zmienione.

Jeżeli nie zaznaczono inaczej, fotografie i skany pochodzą z prywatnego archiwum autorów.

All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

Wydanie I, Kraków 2018

ISBN EPUB: 978-83-8129-096-8ISBN MOBI: 978-83-8129-097-5

 wsqn.pl WydawnictwoSQN wydawnictwosqn SQNPublishing wydawnictwosqn WydawnictwoSQN Sprzedaż internetowa labotiga.pl E-booki Zrównoważona gospodarka leśna Discipulus est prioris posterior dies
Spis treści
Okładka
Strona tytułowa
Przedmowa. Krzysztof Jackowski
Wstęp, czyli dlaczego powstała ta książka. Krzysztof Janoszka
I. Czuję radość, gdy znajdę trupa
II. Hannibal lecter z krakowa
III. Ciało bez głowy
IV. Jackowski wskazał nam drogę
V. Gdzie się podziałaś, mamo?
VI. Bestialstwo, o którym nie da się zapomnieć
VII. Lęk w mordercy zostaje na zawsze
VIII. Śmiertelna kontrola
IX. Tajemnicze zwłoki
X. Bez Jackowskiego nie rozwiązalibyśmy tej sprawy
XI. Plecak pełen cegieł
XII. Odnaleźć ojca za wszelką cenę
XIII. Byłem bliski odebrania sobie życia
XIV. Bez śladu
XV. Co się stało z Emilem?
XVI. Jackowski wyhodował sobie całą armię wrogów
XVII. Misja: złapać zabójców w Japonii
XVIII. Dopiero dzisiaj moje słowa o wojnie nabierają znaczenia
XIX. Policjant, który zniknął
XX. Polowanie na biegłego
XXI. Nie wszystko, czego nie potrafimy wyjaśnić, należy odrzucić
XXII. Gdzie jest nasz syn?
XXIII. Tragiczna miłość
XXIV. Dostałem drugie życie
XXV. Sprawa, która dała mi siłę, by żyć
XXVI. Dopaść pedofila
XXVII. W coś trzeba wierzyć
XXVIII. Tymi sprawami żyła cała polska
XXIX. Ostatni rejs
XXX. Śmierć w urodziny
XXXI. Muzyka nad mogiłą
XXXII. Głos z zaświatów, czyli historia ku pokrzepieniu serc
Epilog. Tamten świat, do którego pójdziemy
Zasypani dowodami. Posłowie Krzysztofa Jackowskiego
Walka o prawdę. Posłowie Krzysztofa Janoszki
Podziękowania
Bibliografia
Dokumentacja policyjna
Strona redakcyjna

* E. Alexander, P. Tompkins, Mapa nieba. Nauka, religia i zwykli ludzie udowadniają, że zaświaty naprawdę istnieją, tłum. R. Śmietana, Kraków 2014, s. 62.

** L. LeShan, A New Science of the Paranormal. The Promise of Psychical Research, Wheaton 2009, s. 81–85.

*** E. Alexander, Dowód. Prawdziwa historia neurochirurga, który przekroczył granicę śmierci, tłum. R. Śmietana, Kraków 2013, s. 211–212.