Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Openminder. Tom 1. Koty - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 marca 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Openminder. Tom 1. Koty - ebook

Co jeszcze postawią ci przed oczami, żeby przesłonić prawdę?
W TYM ZADZIWIAJĄCYM ŚWIECIE PRZYSZŁOŚCI KAŻDY CZYTELNIK ZNAJDZIE COŚ DLA SIEBIE!
2076 rok. Polska – zniszczona w wyniku wojny, a następnie odbudowana – zostaje przyłączona do bloku zachodniego. Obywatele Zachodu nie wyznają żadnej religii, są stale podpięci do sieci i szczepieni przeciwko złu. Wschód uważają za miejsce przerażające, a jego mieszkańców za godnych współczucia i oczekujących wyzwolenia. Zadaniem Nikodema, który szkoli się na openmindera – wojownika umysłu – nie jest walka ze Wschodniakami, ale ich nawracanie. Chłopak zostaje pilotem mecha, bierze udział w szalonych wirtualnych starciach i eksploruje skażone obszary dawnego Krakowa.
Powieść łączy kilka gatunków, w tym postapokalipsę, cyberpunk i społeczne science fiction. Bogactwo nawiązań i odniesień jest potęgą Openmindera, dzięki czemu fani Lema będą tak samo zadowoleni, jak miłośnicy anime czy Obcego.
***
Jak w moździerzu, autorka uciera ostatnie ćwierć wieku literackiej, filmowej i konsolowej science fiction.
Michał Cetnarowski
Głęboko zakorzeniona w Neon Genesis Evangelion brutalna SF o niepokojąco prawdopodobnej wizji politycznej.
Paweł Majka
Fantastyka powinna bawić, ale i stawiać ważne pytania. Wiedział to bardzo dobrze Stanisław Lem, wie również jego wierna uczennica, Magdalena Świerczek-Gryboś. Akcja Openmindera ze strony na stronę mrocznieje i nabiera tempa, pozostawiając czytelnika w stanie pobudzonej ciekawości.
Marta Kładź-Kocot, literaturoznawczyni, autorka powieści Noc kota, dzień sowy

 

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8129-380-8
Rozmiar pliku: 2,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Magdalena Świerczek-Gryboś

Zapragnęła zostać pisarką w wieku 6 lat. Chłonąc wiedzę jak gąbka, zrobiła naraz dwa licencjaty, dwa mgr i nagle zorientowała się, że jest na ostatnim roku doktoratu z filozofii. Nie wie jak to się stało, że została badaczką twórczości Lema i udało jej się przetrwać liczne konferencje naukowe, gdzie mówiła wyłącznie o fantastyce. Współtworzy portal fantastyka.pl jako Naz, jest redaktorką w Fantazmatach, bywa jurorką, organizuje konkursy. Sporadycznie publikuje artykuły publicystyczne (o fantastyce) i naukowe (o rodzajach feminizmu, których nikt nie kojarzy).
Nagradzana w konkursach poetyckich i prozatorskich.
Jej opowiadania ukazały się m.in. w Nowej Fantastyce, Fantomie, Gazecie Wyborczej, antologiach. Kocha przyrodę, rozumie las, marzy o kosmosie, nałogowo uprawia urbex. Weltschmerz stara się leczyć okładami z kotów, podróżami i grami wideo.

Michał Cetnarowski prezentuje: FANTASTYCZNIE NIEOBLICZALNI

– Siedem demonów, noszących smocze imiona, zastygło w różnych ekspresyjnych pozach, zdradzających tryb berserka. Chińskiej produkcji maszyny, przewyższające nieistniejącą już wieżę Kościoła Mariackiego, siały zniszczenie i pogrom wśród wojsk zachodnich przez czterdzieści pięć godzin. Tylko jeden, Bai Hu, został obalony przez Raziela: słynny prototyp szperacza, w którym siedział oficer Aleksander Mróz. To właśnie nad Bai Hu jako pierwszym przemknął teraz Mig-CC, blisko roztrzaskanego pyska. W pustych oczodołach wiły się wściekle pomarańczowe węże.

*

Miłośnicy fantastyki od lat mówią o kryzysie science fiction. Od pisania w tej konwencji uciekają kolejni autorzy, rankingi bestsellerów też przekonują, że czytelnicy chętniej wybierają teksty innych estetyk i idei, to znaczy odchodzące od interpretowania świata przede wszystkim w zgodzie z paradygmatem racjonalnym. I jedni, i drudzy jako główny argument takiego stanu rzeczy podają, że science już dawno przegoniło fiction; żeby pisać – i czytać – SF, trzeba ponoć mieć klona, implant domózgowy i profesurę w kilku specjalizacjach.

Zwolennicy podobnego poglądu zdają się jednak zapominać, że science fiction od swojego pulpowego początku była raczej literaturą Wizji, a nie naukowego Faktu: wysokokaloryczną pożywką dla wyobraźni, a nie empirycznie weryfikowalną diagnozą stanu obecnego – lub przyszłego – człowieka i cywilizacji. Fantastyka od zawsze najlepiej sprawdzała się tam, gdzie próbowano śnić najdziksze sny, nawet jeśli ostatecznie zamieniały się w koszmar na sterydach i futurystyczną makabrę.

Global Navigation to łącznik ze wszystkim, co dobre w naszej cywilizacji! Prosimy nigdy nie odłączać się od sieci! Życzymy Państwu wydajnej, pragmatycznej egzystencji na rzecz wspólnej pomyślności ludzkiej.

To też znak dzisiejszych czasów, że takie powieści jak Openminder można albo od razu pokochać, albo znienawidzić, w obu przypadkach tak samo gwałtownie i równie szczerze. Wszystko bądź nic, zdaje się mówić Magdalena świerczek-Gryboś, i trudno jej w tym rozdaniu nie kibicować, widząc, że na stole do gry leży pełna stawka.

*

Przepis na powieściowy świat jest w zasadzie prosty, w zgodzie z klasycznymi receptami na inne fantastyczne dystopie. Wystarczy tylko wziąć najgorętsze współczesne trendy, linie lifestyle’owego podziału i konflikty, wrzucić je do jednego kotła, podgrzać, potem podgrzać jeszcze bardziej, i patrzeć, jak mieszają się ze sobą, wchodzą w reakcje, detonują w niekontrolowanych fuzjach. Choć może „wystarczy” to nie jest odpowiednie słowo – gdyby to było takie łatwe, księgarskie półki pękałyby od kolejnych Folwarków zwierzęcych, Lat 1984 czy Nowych wspaniałych światów. (Choć, skądinąd, w ostatnich latach widać wzmożoną twórczość w tym zakresie).

Kluczem do wiarygodności wydaje się to, na ile autorom podobnych tekstów udaje się balansować między czystym eskapizmem a toporną publicystyką. To między tą Scylla i Charybdą rozpina się wcale nie tak cienka lina, gdzie pozostaje miejsce na wieloznaczną kreację literacką, w której podejmowane zagadnienia nie zamieniają się we własne karykatury odbite w krzywych zwierciadłach.

Wśród inspiracji Openmindera na pewno trzeba wymienić wszelkiego rodzaju mangi, anime oraz te filmy i gry wideo, w których najważniejsze są mechaniczne transformery, z pomocą których ich ludzcy operatorzy mogą przekroczyć ograniczenia biologicznego umysłu i ciała. Moją pulę skojarzeń otwierają Transformersy, Generał Daimos, campowe Power Rangers czy najnowszy z tej listy Pacific Rim; autorka albo w ogóle nie zna tych komiksów i filmów, albo, mówiąc delikatnie, zwyczajnie za nimi nie przepada. Inaczej jest z Neon Genesis Evangelion, od którego być może powinienem zacząć, bo do powinowactwa z nim Openminder pasuje chyba najbardziej. Każdy z czytelników zapewne zresztą sam zestawi tu sobie odpowiednią listę.

Z drugiej strony byłyby to wszystkie fantastyczne dystopie i oldskulowa klasyka SF dyskursywnej, w której tak samo ważny jak adrenalinowa akcja jest dialog między ideami. To nie przypadek, że nad wszystkim, aż po horyzont kreacji, rozpościera się cień Stanisława Lema – osobna i największa inspiracja autorki, która poświęciła twórczości Mistrza sporą część swojej pracy naukowej na studiach. W zasadzie nie ma tu koncepcji, która nie byłaby dyskusją z dziełami wielkiego antenata. Betryzacja i etykosfera – pojawiające się w Powrocie z gwiazd i Wizji lokalnej – to zapożyczenia najoczywistsze, ale czytelnik znajdzie także nawiązania do rozważań z Summy technologicznej czy wątki z Głosu Pana.

Czasem to właśnie w takim chaosie, psychodelicznym lunaparku, pękniętym kalejdoskopie może zamajaczyć prawda.

*

Od żelaznych fantastycznych motywów, które pojawiają się w Openminderze, w ogóle można dostać zawrotu głowy: III wojna światowa, mad-maxowa przyszłość w zdewastowanym przez człowieka świecie, system elektronicznego nadzoru, przy którym chiński Social Credit System to prototypowa zabawka. Do tego dochodzą sztuczna inteligencja, rzeczywistość wirtualna, eugenika i manipulacje genetyczne, żeby wyhodować superżołnierzy… A to tylko część wątków, które pojawiają się w przecież skromnej objętościowo powieści.

Jakiś rozradowany Wietnamczyk tańczył z miotaczem ognia, siejąc spustoszenie. Z głębi pobliskich budynków dochodziły urywane, rozdzierające krzyki mordowanych cywili. Kilkanaście metrów od nich nastąpił mocny wybuch. Ponad chmurę dymu i ognia wystrzeliły ciała w amerykańskich mundurach. Przebiegła im między nogami grupka uchodzących nastolatków, za którymi ze zwierzęcym wyrazem twarzy podążało kilku żołnierzy Wietkongu. Wiedźmin niby od niechcenia złapał oprawców wielkimi rękami i zmiażdżył, obryzgując się krwią.

Gdyby szukać pasującej do Openmindera etykiety, trzeba by dokonać ekwilibrystyki z jakimś „dystopijnym militarnym postapo ekologicznym” albo z innym ryzykownym łamańcem. Sam jednak posiłkowałbym się tu rozwiniętym przez Lawrence’a Lessinga i Lva Manovicha, akademickich guru od Nowych Mediów, pojęciem „kultury remiksu”, w której istniejące już wątki, archetypy i motywy – ba, nawet całe sceny – zostają połączone w nowy, wybuchowy sposób, który dodaje im kontekstów i znaczeń. Oryginalne jest tutaj to, co z takiej maszynki do mielenia pomysłów wychodzi na końcu, a nie to, co do niej trafia.

Czy tak mogłaby wyglądać współczesna „patchwork science fiction”: gęsta, po komiksowemu przerysowana, po młodzieńczemu frywolna i bezczelna jak teledysk, a jednocześnie pisana na poważnie i zaangażowana? Wszystko na to wskazuje, a świerczek-Gryboś wydaje się być na tym polu jedną z pierwszych autorek w Polsce, które piszą w podobny sposób.

Dalej wisiały wizerunki bogiń greckich, starożytnych rzezi, sal pełnych uczniów sofistów. Zdjęcia z Auschwitz porozwieszane obok ujęć z kosmosu i fantastycznych grafik innych światów. Cykl rozwoju płodu, igły wbijane w komórki jajowe i głowy embrionów. Przedziwne ilustracje ogromnych, starodawnych mechów, sunących przez złote pola zbóż i drewniane wioski. W całym domu nie było zdjęcia nikogo, kto tu mieszkał lub bywał. Strategie bitewne, rozrysowane badania i teorie frenologów, kolekcja czarno-białych zdjęć najpiękniejszych kobiet świata, cytaty masowych morderców minionych epok.

Fabuła opowiada o szkoleniu Nikodema Byrskiego, który ma szansę zostać tytułowym openminderem – operatorem na pół świadomych mechów, za pomocą których zachodnia cywilizacja broni się przed inwazją konserwatywnych imigrantów ze Wschodu. Ale niech to nikogo nie zwiedzie: to tylko punkt wyjścia do zagęszczającej się szybko historii. Jak w moździerzu, autorka uciera w ten sposób ostatnie ćwierć wieku literackiej, filmowej i konsolowej science fiction.

*

To, co zaczyna się jak groteska lub gorzka satyra, z biegiem lektury ujawnia swoje głębsze, niepokojące dno. Kontury się zacierają, jednoznaczne rozpoznania tracą na ostrości, spod zerojedynkowego podziału świata na „swoich” i „obcych” wyłaniają się kształty bardziej skomplikowane. Nawet główny bohater – poczciwy i prostolinijny, oczywiście do czasu – pewnego dnia budzi się do życia, z którego, jak był przekonany, ludzkość już doskonale wyegzorcyzmowano. Tylko że autentyczny obraz świata, inaczej niż każde telewizyjne show o świecie, najczęściej jest bardziej chropowate, niepasujące do prostych szufladek i kanciaste.

Osobną kwestią pozostaje, że takie przebudzenie rzadko kiedy bywa komfortowe i bezbolesne. Nawet gdy świat Openmindera oferuje łatwe rozwiązania, tylko pozornie nie kryją się za nimi wieloznaczne komplikacje.

Nikodem odwrócił się i stanął przed swoim rozzłoszczonym, młodszym bratem, trzymającym w małej dłoni wielki nóż kuchenny. Ostrze osadzone było w charakterystycznym, jasnym drewnie – Nikodem znał ten nóż, sam go zrobił pod okiem dziadka. Antek powiedział coś, ale komanderowi zdawało się, że to jakiś obcy język. A potem dziewięciolatek zamachnął się i wbił bratu ostrze głęboko w pierś.

Michał CetnarowskiProlog Dobre wiadomości

Witamy w systemie Global Navigation! Wybrali Państwo opcję wprowadzenia w realia dwa tysiące siedemdziesiątego szóstego roku. Wspaniała, zachodnia cywilizacja jest hermetyczną megaspołecznością, odgrodzoną od niegościnnego Wschodu „kurtyną wstydu”. W dwa tysiące czterdziestym roku nasz niedościgły rozwój technologiczny został złączony z odkryciem, że w każdym człowieku można aktywować świadomość etyczną w sposób sztuczny. Tak zwany dobrozmysł to rewolucyjny wynalazek, utworzony przez wybitnych neurobiologów. Nasi udoskonaleni obywatele są niezdolni do czynienia zła!

W dwa tysiące czterdziestym trzecim roku rząd Stanów Zjednoczonych, w porozumieniu z organizacjami stojącymi na straży praw człowieka, nakazał aktywację chwalebnego dobrozmysłu u każdego mieszkańca zachodniej cywilizacji. Dziewięć państw nie zgodziło się, w tym Szwajcaria, Wielka Brytania, Francja, Watykan, Czechy, Węgry i Litwa. Odszczepieńcy otrzymali zbrojne wsparcie od zacofanych krajów Azji i Afryki, ze szczególnym wkładem Rosji, Chin i Egiptu. Wybuchła trzecia wojna światowa. Ataki bombowe spustoszyły część Ameryki Północnej i Azji Wschodniej. Walki na lądzie toczyły się na terenie Europy Środkowej. W ich czasie nasi fenomenalni technicy znacznie poszerzyli zasięg rażenia dobrozmysłem. Niestety, otwarta metoda jego inicjowania była szkodliwa dla środowiska – zwielokrotniony impuls aktywacyjny wprowadzał niekontrolowane, znaczące zmiany w atmosferze i biosferze. Ponieważ jednak uznano, że korzyści z nowej moralności przewyższą straty i uratują naszą cywilizację, w niebo nad Europą wzbiły się deszczowce, samoloty rozprowadzające cudowny lek na agresję i niegodziwość. W kilka dni skąpały w nim cały front, dzięki czemu walczący porzucili broń i przerwali walkę.

To był triumf postępu i dobra nad strachem oraz nienawiścią!

Przerażone kraje bloku wschodniego (zaliczamy do niego także państwa Południa) wycofały tyle wojsk, ile zdołały, grożąc, że „trąd Zachodu” nie może dosięgnąć ich terytorium. Natychmiast zaczęły wznosić mur separacyjny pomiędzy Europą a Rosją i Turcją, stanowiący symbol niezgody oraz odrzucenia postępu.

Po zakończeniu wojny już wszyscy obywatele świata zachodniego z radością zgodzili się na aktywację dobrozmysłu. Szczęśliwie można było wrócić do metod nieszkodliwych dla środowiska – każdy musiał zgłosić się do odpowiedniego punktu, gdzie otrzymywał zbawienny impuls. Jeśli ktoś zdezerterował, dla własnego dobra zostawał uaktywniony przymusowo. Nową moralność zyskał każdy mieszkaniec naszej zwycięskiej cywilizacji oprócz wojskowych, utrzymywanych w zdolności do zabijania na wypadek agresji ze Wschodu. Wszystkie kraje zachodnie złączyły swoje siły w jedną Armię Zachodu, liczącą kilkanaście milionów wyszkolonych żołnierzy. I tak w czasie wolnym od służby członkowie armii egzystują dziś razem z cywilami. Mają jednak specjalne nadajniki, częste badania i poddani są ścisłej inwigilacji, by nie zakłócać idealnego, społecznego ładu. Porządek przede wszystkim!

Większość pozostałych państw odrzuciła cudowną technologię dobrozmysłu, zrywając z Zachodem wszelkie kontakty i interesy. Europa, Ameryka i Japonia (która ostatecznie opowiedziała się po stronie postępu) zostały supermocarstwami, na których terytorium zminimalizowano przestępczość, osiągnięto niezakłócone równouprawnienie i zmaksymalizowano zadowolenie z życia obywateli. Jesteśmy ziemią obiecaną, rajem dla każdego przedstawiciela ludzkiego gatunku!

Cały nasz świat stał się ateistyczny – dobrozmysł skutecznie zastępuje religię i wielokrotnie przewyższa korzyści płynące z jej moralnych nakazów. Rodzimi obywatele Zachodu nie mogą trwonić czasu na wiarę w jakiekolwiek bóstwa. Gdy wprowadzano ową zmianę, okupiono ją krwią tysięcy zaślepionych wiernych. Zaraz po zakończeniu walk trzeciej wojny światowej nasi nieskazitelni przywódcy ogłosili, że religie, choć powstały z czystych pobudek, z czasem przemieniły się w polityczne ruchy ku zniewoleniu ludzi, gromadzeniu bogactw i zdobyciu władzy. Mieszkańców wezwano do porzucenia wszelkich niezwiązanych z dobrozmysłem ideologii. Ponieważ szczepienie impulsem dopiero trwało, nim zabezpieczono wszystkich religijnych ludzi, masy zmanipulowanych wiernych popełniły samobójstwo. Te kilkanaście dni, podczas których zabiło się łącznie sto trzydzieści tysięcy zrozpaczonych obywateli, nosi oficjalną nazwę Błędu Asymilacji, a nieoficjalną: „żałoby po Bogu”. Kilkadziesiąt tysięcy wiernych zdołało uciec na Wschód przed jedynym słusznym wyborem – dobrozmysłem. Jesteśmy pewni, że uda się nam wyzwolić nie tylko ich, ale cały świat z fałszywych ideologii i życia w świecie zła, w którym wiara w gusła jest niepotrzebna!

Oprócz zlikwidowania religii dobrozmysł wyeliminował nierówności, zwłaszcza ze względu na płeć. Miliony uciśnionych kobiet, uwięzionych w domach, w toksycznych związkach i w klatkach stereotypów, weszło w świat pełnej, dowolnej autokreacji, umożliwionej przez nasz niezastąpiony rząd. Uwolniono je od oczekiwań, związanych z byciem prostackim symbolem seksu i grzechu, a jednocześnie uświęconą ikoną czystości. Przed erą dobrozmysłu mity te rządziły społeczeństwem, napędzając reklamę, przesiąkając w przekaz medialny i powodując uprzedmiotowienie kobiet. Po zlikwidowaniu tych kłamstw niemal każda dziedzina wiedzy, sztuki i przemysłu zyskała nowe gałęzie lub weszła w fazę rozkwitu, dzięki zaangażowaniu przedstawicielek płci żeńskiej. Mężczyźni przekształcili swoje bezsensowne dążenia do dominacji w intensywną rywalizację zespołową – skłonności do indywidualizmu zniwelowano dobrodziejstwami kooperacji. Kobiety, mężczyźni i dzieci egzystują w sposób wielokrotnie wydajniejszy niż przed wojną. Związki oraz rodziny stały się równe, doskonale zorganizowane, szczęśliwe i płodne. W dwa pokolenia Zachód zaczął gonić Wschód pod względem przyrostu naturalnego.

Odrzuciwszy postęp, Azja i Afryka pogłębiają swój status ziem pełnych uprzedzeń, prześladowań, wojen religijnych, mordów, gwałtów, okaleczeń i bezprawia. To miejsca wypełnione fanatyczną, niezwyciężoną, destrukcyjną wiarą, bólem, śmiercią i cierpieniem. Jesteśmy szczęśliwi, że trafili Państwo do naszego szlachetnego, nieskalanego złem świata, w którym możemy zapewnić Wam najlepszą egzystencję! Jesteśmy całkowicie odseparowani od zaślepionych sąsiadów zza kurtyny wstydu! Nasz spolegliwy opiekun, Stany Zjednoczone, nieustannie dąży do pobłogosławienia dobrozmysłem Wschodniaków. W swoich laboratoriach opracowuje impuls, który mógłby objąć cały opóźniony świat niezachodni. Zadanie to wciąż utrudnia szkodliwość zwielokrotnionego sygnału – im silniejszy bodziec, tym większe zmiany wprowadza w środowisku. W odpowiedzi na nasze pełne poświecenia dążenia cywilizacje wschodnie przekierowały cały swój kapitał w zbrojenie i gromadzenie broni nuklearnej, strasząc atakiem, jeśli spróbujemy „zarazić je swoim trądem”.

Tymczasem nasz sprawiedliwy rząd i rzetelne media ukazują Wschodniaków w prawdziwym świetle: jako ociemniałe, nurzające się w występku ofiary bestialskiej natury człowieka pozbawionego dobrozmysłu. Każdy Człowiek Zachodu bezwzględnie powinien współczuć krajom niezachodnim. Są dla nas niczym biedne, nieucywilizowane dzieci, które żyją w piekle wymyślonych bożków. Obywatele Wschodu uznają niewiernych za zmutowane, na zawsze zgubione ofiary okrutnego reżimu, który należy zniszczyć, a jego owoce wymordować. Cel ów skutecznie ich jednoczy, ale globalne starcie nie nastąpi, ponieważ w pełni panujemy nad sytuacją. Nie muszą się Państwo niczego obawiać – z dużym wyprzedzeniem znamy wszystkie wschodnie plany. Nasi zacofani sąsiedzi pragną przede wszystkim globalnego starcia, licząc na „akt łaski” – manewr polegający na przerzuceniu wojsk przez mur i eliminacji jak największej liczby wyleczonych ze szkodliwej agresji cywili. Niedościgły rząd zachodni uniemożliwia to utrzymywaniem żołnierzy w gotowości bojowej na całym swoim terytorium. Specjalne jednostki pilnują kurtyny wstydu oraz powietrznych, morskich i podziemnych punktów przerzutowych. Nietrawiony żadnymi konfliktami, wsparty intensywną pracą mężczyzn, kobiet i dzieci, zjednoczony Zachód kilkukrotnie prześciga Wschód pod względem rozwoju technologicznego! Góruje nad nim także w ewolucji społecznej i osiągnięciach cywilizacyjnych, tworząc sprawiedliwy, nowoczesny, pozbawiony przestępczości świat!

Zbroimy się w nowych żołnierzy ideologicznych, naszych najwspanialszych idoli, wojowników umysłu. Szpiegów, którzy mają przekonać biednych obywateli Wschodu do przyjęcia dobrozmysłu. Jest to program zakrojony na szeroką skalę, ale ze względów bezpieczeństwa szczegóły nie są podawane do wiadomości publicznej. Powstają nielegalne media podziemne, starające się dotrzeć do sedna poczynań naszych nieomylnych przywódców i wmówić odbiorcom, że Wschód posiada inną, szlachetniejszą naturę. Zalecamy unikanie tego typu źródeł i kierowanie się z każdym pytaniem lub wątpliwością do nas.

Global Navigation to łącznik ze wszystkim, co dobre w naszej cywilizacji! Prosimy nigdy nie odłączać się od sieci! Życzymy Państwu wydajnej, pragmatycznej egzystencji na rzecz wspólnej pomyślności ludzkiej.Rozdział pierwszy Wszystko, czym jesteśmy

Nikodem kolekcjonował cudze spojrzenia. Ukradkowe, nerwowe, pełne odrazy, podniecenia, współczucia. Bezczelne i ciekawskie. Zabarwione niezdrową fascynacją, oskarżycielskie, wrogie, potępiające. Rzadko trafiał na te obojętne albo wykazujące szczerą sympatię. Uważnie obserwował ludzi wokół, starając się zgadnąć, jak dana osoba na niego popatrzy. Miał wyćwiczone oko, stanowiło jego broń, narząd nadrzędnego zmysłu. Odwracał wzrok na ułamek sekundy przed tym, jak obcy miał obdarzyć go spojrzeniem. Czekał chwilę, by nieznajomy poczuł się bezpiecznie, gapiąc się na niego. A potem Nikodem sprawdzał swoje przypuszczenie, przyszpilając delikwenta wzrokiem.

Nie miał pojęcia, w jaki sposób sam patrzy na tych ludzi. Jaką emocję im przekazuje. Po latach obserwacji zdawał sobie sprawę, że zmysł wzroku pozostał odrobinę poza kontrolą systemu. Oczy zdradzały realne impulsy i odczucia, nawet jeśli nie wyodrębniały się one w świadomości, zostając natychmiast stłumione przez dobrozmysł. Odgadywanie i wychwytywanie tych nieocenzurowanych sygnałów było dla chłopaka niczym używka dająca wrażenie siły. Zdawało mu się, że jeśli nikt wokół nie może go zaskoczyć – panuje nad sytuacją, jest bezpieczny. Zawsze krok przed wszechobecnym, anonimowym tłumem.

Metro sunęło bez najmniejszych drgań. Nikodem siedział pomiędzy bladą kobietą, ściskającą kurczowo rączkę elektrycznego wózka na zakupy, a czarnoskórą dziewczyną z perskim kotem na kolanach. Dziewczynę miał po prawej stronie, dlatego co chwilę ukradkiem zerkała na jego poparzoną połowę twarzy. Nikodem widział towarzyszki podróży w szybie, odbijającej wyraźnie tę scenę na tle mroku tunelu metra. Jego twarz dzieliła wagon na pół. Część, w której ludzie gapili się na zmasakrowaną skórę, i tę drugą, gdzie prezentował nieskazitelnie gładkie oblicze, na które nikt nie zwracał uwagi.

Dziewczyna patrzyła na niego z fascynacją i współczuciem. Odwrócił głowę w jej stronę, a ona natychmiast wbiła wzrok w drapanego za uchem kota. Nikodem też spojrzał na zwierzę, badając jego spłaszczony pysk. Spróbował wyobrazić sobie, że ciemnoskóra pasażerka tłukła kotem o ścianę, aż jego głowa przybrała taki kształt. Dobrozmysł natychmiast stłumił obraz i ukarał chłopaka silnym dreszczem, który rozszedł się między łopatkami.

Nikodem bezszelestnie dojechał do stacji metra. Świat bez drgań i hałasu, tak reklamowano Wawelszczyznę, Nowomiasto Królewskie. Olbrzymia, hermetyczna aglomeracja obejmowała dawny Kraków i miejscowości wokół, łącząc je siecią podziemnych linii komunikacyjnych, ulic i systemów taśmowych. Teren miasta widziany z lotu ptaka przedstawiał się jako skupisko długich lub wysokich, oblepionych zabezpieczeniami budynków, szklanych bunkrów, ruin starego miasta oraz pozostałości po wojnie, a także wynaturzonych roślin i zwierząt. Atmosfera i biosfera na terenie powiatu krakowskiego zostały w wielu miejscach skażone, dlatego mieszkańcy żyli w zabezpieczonych budynkach oraz w podziemnych dzielnicach. Epicentrum choroby znajdowało się w sercu Krakowa. Ministerstwu Odzysku Środowiskowego udawało się co jakiś czas odkazić i odgrodzić kawałek parku, skweru czy terenu nad Wisłą. Budowano wtedy nad nim szklany bunkier i doprowadzano do niego podziemne dojście.

Nikodem zastanawiał się, czy inni wawelszczanie też marzą o hałasie. Wypróbowywał przy tym granice dopuszczalnych dla dobrozmysłu myśli. Sama potrzeba miejskiego zgiełku nie wywoływała nagany, póki nie zaczynało się hałasować. Chłopak podejrzewał, że każdy miał w głowie własnomyślnie zbadaną skalę. Katalog dozwolonych i zabronionych wyobrażeń oraz pomysłów. Szukał w cudzych spojrzeniach śladów wstydliwych eksperymentów.

Sunące sto kilometrów na godzinę metro zatrzymało się niczym duch na stacji pod budynkiem uczelni.

Drzwi rozsunęły się miękko i bezgłośnie. Chłopak westchnął boleśnie. Dzień wcześniej zepsuł słuchawki i niezagłuszona niczym cisza Nowomiasta przyprawiała go o mdłości. Wszedł wraz z milczącym tłumem na konwejer podpisany „Wawelski Uniwersytet Otwartych Umysłów im. Ofiar Trzeciej Wojny Światowej”. Wyłapywał niezliczone spojrzenia. Nie dziwił się, że wzbudzał takie zainteresowanie. Człowiek oszpecony, pozbawiony holograficznego kamuflażu, był rzadko spotykanym widokiem. Podejrzewało się go od razu o wschodniactwo, szukało egzotycznych rysów w twarzy. Wschodniacy mieszkający na Zachodzie czasem kultywowali dziwactwa związane z ich kulturą bądź wiarą, jeśli tylko dopuszczał je dobrozmysł.

Nikodem mieszkał tu zaledwie od miesiąca, a dziś zaczynał studia. Wyciszona, wygładzona przestrzeń wielkomiejska tłumiła w nim wszelkie wewnętrzne uniesienia. Wszedł do długiego, jasno oświetlonego tunelu, prowadzącego do wind. Wszędzie odczuwał tę samą temperaturę, dwadzieścia stopni. Każdy skrawek podziemi był czysty i suchy. Na błyszczących ścianach znajdowały się obrazy, żadne tam zdjęcia albo reprodukcje, tylko oryginały uratowane z muzeów. Okoliczni i światowi malarze z różnych wieków. Dzieła nie wisiały w gablotach, tylko zwyczajnie, powieszone na przezroczystych kołkach. Nikodem przeczytał kilka nazwisk na plakietkach pod obrazami.

Wyobraził sobie, że wśród nich widzi swoje własne, wraz z imieniem siostry. Amelia nie znosiła pracy na hologramach, za to świetnie radziła sobie z płótnem i farbami. Dopiero dzięki nim ukazywała świat widziany swoimi oczami: pełen bodźców, gwałtownych zmian oraz silnych emocji. Chłopak znów westchnął i przystanął na chwilę przed obrazem młodej, złotowłosej niewiasty, namalowanym akwarelą. Nie możesz tego robić, upomniał się w myślach. Musisz to zostawić.

Skierował się w lewo, do wielkiej windy podpisanej „Kierunki elitarne”. Przeszedł przez skaner rozpoznawczy, a drzwi rozsunęły się w ciszy, ukazując wnętrze z lustrami na bocznych ścianach i holotablicą informacyjną na wprost. W windzie było jeszcze jaśniej niż na korytarzu. Nikodem wszedł do środka, marząc o miękkich, ciepłych promieniach słońca na skórze. Dźwig w kilka sekund przetransportował jego i dwóch innych studentów do sześciokątnego holu wydziałowego.

Chłopak odetchnął, widząc niebo za oknami, mimo że miało ono bladozielony, odpychający kolor. Podszedł do długiego kontuaru z rzędem małych wyświetlaczy. Kiedy aktywował jeden z monitorów, wyrósł przed nim pulpit holograficzny z pytaniem: „Czego szukasz?”. Wpisał numer sali i wgrał załadowaną mapkę do swojego proroka*. Uaktualniona nawigacja skierowała go na kolejny konwejer, wsuwający się w lewe skrzydło budynku.

Wszedł na taśmę i zaczął sunąć szerokim, często rozwidlającym się korytarzem wydziału dla kujonów. Odczytywał mijane tablice, kierujące do instytutów poszczególnych kierunków. Nim zobaczył nazwę własnego, minął Instytut Odzysku Środowiskowego, Kosmologii, Fizyki Jądrowej, Literaturoznawstwa i Technologii HIC. W końcu został sam na konwejerze, zmierzając na koniec skrzydła. Prorok zawibrował, więc Nikodem rozejrzał się, szukając powodu. Na ścianie przed skrętem w ostatnią, prawą odnogę znajdował się skaner miejscowy. Chłopak włączył funkcję dodatkowej identyfikacji i wyciągnął rękę z prorokiem w stronę urządzenia prześwietlającego. Zapaliła się zielona lampka i rozsunęły się drzwi do Instytutu Filozofii, Wojskowości i Nawrócenia Wschodu.

Nikodem zszedł na posadzkę i z rozdrażnieniem sprawdził godzinę. Był spóźniony cztery minuty. Tyle mówiono dobrego o tej nowomiejskiej komunikacji, a metro ciągle miało opóźnienia. Przeszedł szybko przez pusty, pogrążony w ciszy korytarz. Nie słyszał nawet własnych kroków – miejscowe podłoża i buty były tak robione, by tłumić wszelki tupot i stuk; po zameldowaniu się w nowym mieszkaniu chłopak musiał nabyć kilka par „wyciszaczy”. Odnalazł salę trzysta jeden, machnął prorokiem przed czujnikiem. Drzwi wsunęły się w ścianę.

– Dzień dobry. Przepraszam – mruknął. Rozejrzał się po sali, rejestrując fakty w ułamkach sekund.

W półokrągłym, niewielkim audytorium zgromadziło się szesnaście osób w wieku poniżej dwudziestu lat. Przed nimi stał sędziwy profesor w cywilu. Pietraszka był wojskowym – sztywna poza zdradzała wieloletnią musztrę. Miejsca w pomieszczeniu prawdopodobnie zajęto alfabetycznie, ponieważ Nikodemowi pozostało drugie krzesło w pierwszym rzędzie, a Roger Tanajno, którego poznał przy okazji niezliczonych testów kwalifikacyjnych, siedział w przedostatniej ławce. Niemal wszyscy obecni odwrócili się od profesorskiej mównicy i wgapili w twarz nowo przybyłego. Tylko drobna blondynka, na samym przedzie, patrzyła na szczelnie zamknięte okno.

– Siadaj, Byrski. Co tak stoisz? Ominęły cię nudne sprawy organizacyjne. Przechodzimy właśnie do filozofowania.

Zajmując puste miejsce, Nikodem myślał o wiedzy, którą nabył przed egzaminami wstępnymi. Wydawało mu się, że ojcu filozofii – Platonowi – nie podobałby się ów kierunek studiów: szkolenie tej samej osoby na wojownika i filozofa. Nie pasowałoby to do jego wizji idealnego państwa, gdzie myśliciele i strażnicy stanowili dwie odrębne kasty. Za to Sokrates, mistrz Platona, walczył w bitwach. Być może stanowił nieco krnąbrny typ obywatela, którym miał zostać Nikodem. Możliwe, że połączenie filozofii i wojskowości było metodą udoskonalenia zarówno wojaczki, jak i myślenia. Taką metodę prezentowała na przykład Sztuka wojny Sun Tzu.

Autor, chiński strateg, za największy sukces uważał osiągnięcie zwycięstwa bez wszczynania walki. Owa lektura stanowiła najważniejsze wprowadzenie w studia Nikodema. Choć chłopak nie wybrał kierunku kształcenia dobrowolnie, nie miał na co narzekać – to najbardziej prestiżowy kierunek jego czasów: zbrojenie psychiki, po którym otrzymywało się tytuł openmindera, wojownika umysłu.

Ponownie rozejrzał się po towarzyszach, ale we wbitych w niego spojrzeniach nie odnalazł żadnej intrygującej emocji. Jedyną interesującą rzeczą zdawała się apatia odwróconej od niego dziewczyny.

– Filozofia to pytania – rzekł starzec. – Szukamy odpowiedzi, ale każda z nich rodzi szereg następnych niewiadomych. Najstarsza z nauk jest poszerzaniem terytorium niewiedzy. To tak, jakby oświetlać coraz dalsze krańce kosmosu. Widzimy wciąż więcej i dalej, lecz zaciemniona przestrzeń także się poszerza. Ale niewiadome to nie nasz wróg. Nieznane to nasz największy sprzymierzeniec. Jeśli jest coraz szersze, to znak, że i my wiemy więcej. Nawet jeśli nigdy się nie skończy i zawsze będzie potężniejsze niż nasza wiedza, to właśnie ona je pogłębia i poszerza.

Rozejrzał się uważnie po twarzach, z których kilka nadal było odwróconych. Uderzył pięścią w pulpit, żeby zwrócić uwagę studentów.

– Chyba zdajecie sobie sprawę, że jesteście tutaj, aby zbudować nowy świat, nowy sposób myślenia? Stawiać świeże pytania, szukać dróg tam, gdzie dotąd uważano, że ich nie ma? Nie będę was przymuszał, żebyście zachowali skupienie i uwagę, bo nie jesteście ani dziećmi, ani rekrutami do zwykłej armii. Od dziś stanowicie nierozerwalny zespół, którego zadaniem jest samodzielnie myśleć, wspólnie działać i docierać do najlepszego rozwiązania. Jeszcze się na siebie napatrzycie, aż będziecie mieli dość, za to pustka we łbie jednego ignoranta narazi cały wasz oddział. Jakieś pytania?

Cisza. Cholerna, nieznośna cisza, pomyślał Nikodem. Postanowił się odezwać.

– Musieliśmy zdać egzamin wstępny z historii filozofii. Mówi pan, że mamy szukać innowacji, a moja głowa jest napchana kanonem. Spędziłem całe wakacje, próbując go zrozumieć, a teraz to na nic?

Profesor uśmiechnął się. Wyglądał, jakby nie posługiwał się mimiką twarzy zbyt często – mimo podeszłego wieku jego policzków i czoła nie znaczyły żadne wyraźne zmarszczki. Nikodem zobaczył w spojrzeniu starca zimną kalkulację: oceniał zdolności chłopaka. Pewnie uważa, że wygląd zahartował mnie lepiej od innych, pomyślał.

– Widocznie te kilka miesięcy wakacji to zbyt mało, żebyś nauczył się myśleć, Byrski. Będziemy czerpać z filozoficznego dorobku. Nie można budować bez filarów. Ale nie będziemy się skupiać na starych dylematach, wystarczająco dużo mamy tych współczesnych. Czyżbyś szukał odpowiedzi na pytanie, którego już się nie zadaje?

Chłopak zastanowił się. Tak, właściwie można było w ten sposób ująć to, co go dręczyło. Kiwnął głową, czując na sobie nową falę intensywnych spojrzeń.

– Zadaj je – zachęcił profesor. – Spróbuję nakreślić ci drogę do odpowiedzi.

– Czym zastąpić sobie Boga? Dobrozmysł wcale nie wypełnił po nim miejsca. Skutecznie wykonuje to, czego nie potrafiła urojona instancja boska i wierność jej domniemanym zasadom. Ale w erze dobrozmysłu człowiek nie wszedł na poziom absolutu. To niemożliwe w świecie podzielonym na pół, gdzie połowa ludzkości żyje w idealnych warunkach, a druga cierpi. Nie osiągnęliśmy doskonałego dobra, skoro nie potrafimy im pomóc. Wiara w Boga była takim marzeniem o doskonałości, o tym, że męka ma sens, prawda? A my odbieramy ten sens cierpieniu Wschodniaków. Wierni mówili kiedyś: „Bóg nas doświadcza, szatan zwodzi, jeśli to zniesiemy, czeka nas nagroda”. Nasza nauka mówi dziś: „Nie ma Wielkiego Brata, życie wieczne nie istnieje”. Bawią nas sprawy, za które ktoś teraz umiera za kurtyną. Szukam w tym sensu, ale natrafiam na pustkę. Czym mam sobie zastąpić Boga?

Nikodem niemal słyszał myśli pozostałych studentów. „Wschodniak. Uratowany Wschodniak, który niepotrzebnie chrzani o zbędnych bóstwach”. Profesor założył ręce na piersi i obdarzył chłopaka spojrzeniem pełnym surowej satysfakcji.

– Jesteście tu, by zostać openminderami. Najinteligentniejsze dzieciaki z najlepszych szkół, które przeszły testy na minimum dziewięćdziesiąt dwa procent. Władujemy w wasze wykształcenie mnóstwo pieniędzy, środków i wysiłku. Przekażemy wam wszystko, co wiemy. O wiele więcej, niż podaje się do publicznej wiadomości. Nauczymy was, że macie w sobie dużo większą empatię od tej, jaką daje dobrozmysł, taką, która potrafi niesamowite rzeczy. Wszystko po to, byście pomogli wybawić Wschód spod uciemiężenia i bestialstwa, niewiedzy, kłamstwa i wielkiego smutku. Znajdziesz swój upragniony sens, Byrski. Nie zastąpisz Boga, ale wyobraź sobie, że openminder to anioł. Damy wam skrzydła, byście wznieśli się ponad nędzę tego świata. Może dostrzeżesz „boga” w uratowanej twarzy.

*

– Cóż za lokal tyś nam wybrał. Chcesz, żebym ci nogi wyrwał? – mruknął Karol, drapiąc się pod złotą peruką.

Nikodem wzniósł oczy do sufitu, na którym widniały reprodukcje włoskich fresków. Wypił na raz pół kubka grzanego wina. Podobnie jak Karolowi, knajpa mu nie odpowiadała. Znajdowali się w „Różowym Cycu”, barze imitującym europejskie realia siedemnastego i osiemnastego wieku. Wchodząc do środka, należało się przebrać, a wewnątrz trzeba było mówić do rymu, używać poetyckich określeń albo cytować poezję lub prozę. Powszechne, marketingowe wykorzystanie nowej moralności. Skoro wchodziłeś do „Różowego Cyca”, zgadzałeś się na regulamin, a dobrozmysł nie pozwalał ci tego obejść. Chłopak czuł się nieswojo na integracji, ale wiedział, że nie może od niej uciec. Bez chociaż znikomej wzajemnej sympatii trudno o owocną współpracę.

– Mamy zostać aniołami, zająć się zbawieniem świata, więc się raczyć browarami chcę jak prawdziwy sarmata – odparł Feliks Zelenow, krzywiąc się z wysiłku.

Ruda, chuda dziewczyna w okropnej fioletowej sukni zaśmiała się, pokazując duże, proste zęby.

– Taki z ciebie jest poeta, jak z Karola lekkoatleta.

Na parkiecie tańczono właśnie walca. Ktoś w kącie czytał na głos Szekspira. Nikodem przez chwilę wsłuchiwał się w mocny, kobiecy głos.

Czemu tak samotny,

W ponurych tylko marzeń towarzystwie?

Żywiący ciągle owe myśli, które

Powinny były umrzeć razem z tymi,

Co je wzbudzają. Na co nie ma środka,

Nad tym się nie ma i co zastanawiać;

Co się raz stało, już się nie odstanie.

– Co jest z tobą nie tak, niewiasto? Nie wiesz, po co wychodzi się na miasto? – spytał Karol blondynkę, która podczas dzisiejszych zajęć gapiła się w okno.

Teraz nic nie piła, nie rozglądała się, też patrzyła w skupieniu przed siebie i machała nerwowo nogą w barokowym trzewiku. Nikodem co jakiś czas spoglądał na jej ładną, szczupłą twarz, na której nie malowały się żadne emocje. Przypominała mu pokój o wytłumionym dźwięku. Nie mógł zajrzeć jej w oczy, bo ani razu nie obdarzyła go spojrzeniem. To ignorowanie działało chłopakowi na nerwy.

Dziewczyna nie zareagowała na pytanie Karola. Wysoki, opalony blondyn próbował zdobyć przywództwo w grupie. Ktoś taki był potrzebny, ale Karol starał się imponować im ze zbyt teatralną nonszalancją. I ledwo hamowanym przez dobrozmysł, lekceważącym stosunkiem do reszty.

– „Milczenie jest ostatnią radością nieszczęśliwych; strzeż się, by ktokolwiek poznał twoje cierpienie, bo ciekawość ludzka pije nasze łzy jak muchy krew rannego jelenia” – wyrecytował mały, chudy chłopak o niemal białych włosach, dzięki którym uniknął peruki. Mówiono na niego Wiedźmin. Wyglądał na szesnaście lat, prawdopodobnie był geniuszem. Wszyscy spojrzeli na niego pytająco. Wzruszył ramionami.

– Trzej muszkieterowie – wyjaśnił. Karol podniósł ręce w geście poddania i przyczepił się do Nikodema.

– A ty, dziwolągu, czemu nie nosisz holomaski? Jesteś Wschodniakiem, twój bóg nie okazał ci łaski?

– Jeśli chcesz, by owocne były twe starania, zadawaj właściwe pytania – odparł chłopak. Wciąż wyłapywał słowa z Makbeta i zaczynał pogrążać się w alkoholowym otępieniu. Zapach grzanego wina zdawał mu się wonią ciepłej krwi…

Zobaczył przed sobą błyszczące, pałacowe sale i żołdaków z szablami, którymi przypierali go do ściany.

– Gadaj, jak ci każą, co się stało z twoją twarzą?

– Kolego drogi, uciekłem z pożogi.

– Nie ma już pożarów, to jakaś gadka głupia! Jesteś z zadupia?

– Z głębokiej prowincji, tak, tam nowomiejskich zabezpieczeń brak.

– A może jednak ze Wschodu, z ciapatego rodu? – Ostrze szabli zniżyło się, przyszpiliło go na wysokości podbrzusza. – Sprawdźmy! Oni tam wszystkich obrzezają, prawa ludzkie za nic mają, potem rosną niemoty, pokaleczone miernoty…

Nikodem ocknął się. Milcząca dziewczyna wstała, zbierając jedną ręką fałdy swojej białej sukni. Drżała na całym ciele. Wyciągnęła dygoczącą dłoń w stronę Karola. Ruszyła w jego stronę, wstrząsana coraz silniejszymi konwulsjami.

Wszyscy zamarli. Białowłosy geniusz zagwizdał z podziwem.

– Uszkodzony układ dobrozmysłowy. Toż to spektakl widowiskowy!

Nieskutecznie atakowana przez dobrozmysł blondynka doszła do Karola, który siedział jak skamieniały, z wyrazem komicznej grozy na twarzy. Na widok anomalii zapomniał zgrywać chojraka i właśnie zaprzepaścił swoje szanse na przewodnictwo w grupie. Dziewczyna została w końcu awaryjnie znokautowana przez broń ostateczną dobrozmysłu – jeśli nie mógł powstrzymać kogoś przed czynem zabronionym, powodował utratę świadomości. Studentka padła u stóp Karola jak wyłączony android. Po tym widowisku Nikodem poczuł się zupełnie trzeźwy. Nadał sygnał SOS i włączył tryb ogólnodostępnego namiaru na swoim proroku. Dodał kod sto jeden, czyli informację o wypadku dobrozmysłowym. Wysłał taki dotąd raz w życiu, podczas narkoepidemii, gdy niezidentyfikowany boom dostał się do wody pitnej.

Uklęknął przy nieprzytomnej dziewczynie i przyłożył proroka do jej szyi. Holoekran wyświetlił parametry życiowe. Podwyższone ciśnienie, obniżona temperatura, silne zakłócenie fal mózgowych. System stwierdził, że stan wprawdzie nie jest stabilny, ale życie studentki nie zostało zagrożone. Nikodem popatrzył na bladą twarz młodej kobiety, czując jeszcze silniejszą potrzebę zajrzenia pod jej zamknięte powieki.

Od czasu epidemii o uszkodzonym dobrozmyśle słyszało się bardzo rzadko. Z niesprawnym układem odpowiedzialnym za niego, człowiek mógł swobodnie pomyśleć o niewłaściwej czynności i zacząć ją wykonywać.

– Ktoś będzie musiał z nią jechać. Niki, chyba masz pecha. – Wiedźmin patrzył na Nikodema, jakby swoim zachowaniem chłopak skazał się sam na podróż do szpitala. Ten pokręcił głową i wstał.

– Szukasz frajera? To nie moja afera. Zaraz mam pragmalot.

Ruda dziewczyna podskoczyła podekscytowana.

– Ja też mam! Nie idziesz sam.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: