Twoje wspaniałe życie - Pema Chödrön - ebook + książka

Twoje wspaniałe życie ebook

Chodron Pema

3,7

Opis

Pema Chödrön, autorka bestsellerowych książek, w swojej najnowszej publikacji, doradza jak nauczyć się kochać życie, takim jakie jest. A także jak akceptować wszystko to, co ono ze sobą niesie i przekuwać przeciwności losu w pozytywne dla nas zmiany. Twoje piękne życie to połączenie mądrości, głębokich refleksji z charakterystyczną dla autorki życzliwością i poczuciem humoru. Książka, która daje nadzieję. Pema Chödrön Buddyjska mniszka amerykańskiego pochodzenia, którą pokochały gwiazdy Holllywood. Po rozstaniu z mężem znalazła ukojenie w buddyzmie. Należy do najwybitniejszych uczniów Czogjama Trungpy. Otrzymała tytuł Aczarii, przeznaczony dla doświadczonych nauczycieli Szambali, którzy swoim życiem potwierdzają mądrość nauk dharmy. Autorka wielu popularnych poradników, w tym bestsellerowej książki Nigdy nie jest za późno polecanej przez wiele gwiazd, m.in.: Oprah Winfrey, Gwyneth Paltrow oraz Jeffa Bridgesa.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 195

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (14 ocen)
4
4
5
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
butlaktaktyt

Dobrze spędzony czas

bardzo dobra książka
00

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nału We­lco­ming the Unwel­come
© Co­py­ri­ght for Po­lish edi­tion by Wy­daw­nic­two Zwier­cia­dło Sp. z o.o., War­szawa 2020
© 2019 by the Pema Chödrön Fo­un­da­tion
Excerpts from Fail, Fail Again, Fail Bet­ter © 2015 by Pema Chödrön are used with per­mis­sion of the pu­bli­sher, So­unds True, Inc. „Ba­sic Sit­ting Me­di­ta­tion” ori­gi­nally ap­pe­ared inStart Where You Are: A Gu­ide to Com­pas­sio­nate Li­ving, © 1994 by Pema Chödrön, pu­bli­shed by Sham­bhala Pu­bli­ca­tions. „Ton­glen Prac­tice” is ad­ap­ted from When Things Fall Apart: He­art Ad­vice for Dif­fi­cult Ti­mes © 1997 by Pema Chödrön, pu­bli­shed by Sham­bhala Pu­bli­ca­tions.
Re­dak­cja i ko­rekty Me­lanż
Pro­jekt okładki Ada Ku­jawa
Pro­jekt ty­po­gra­ficzny, skład i ła­ma­nie Plu­part
Dy­rek­tor pro­duk­cji Ro­bert Je­żew­ski
ISBN: 978-83-8132-143-3
Wszel­kie prawa za­strze­żone. Re­pro­du­ko­wa­nie, ko­pio­wa­nie w urzą­dze­niach prze­twa­rza­nia da­nych, od­twa­rza­nie, w ja­kiej­kol­wiek for­mie oraz wy­ko­rzy­sty­wa­nie w wy­stą­pie­niach pu­blicz­nych tylko za wy­łącz­nym ze­zwo­le­niem wła­ści­ciela praw au­tor­skich.
Wy­daw­nic­two Zwier­cia­dło Sp. z o.o. ul. Po­stępu 14, 02-676 War­szawa tel. (22) 312 37 12
Dział han­dlowy han­dlowy@gru­pa­zwier­cia­dlo.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

De­dy­kuję tę książkę

Khen­che­nowi Thrangu Rin­po­cze,

z mi­ło­ścią, od­da­niem i wdzięcz­no­ścią

za życz­li­wość i wspar­cie

oka­zy­wane mi przez dłu­gie lata.

1Za­cznij od zła­ma­nego serca

Na­szym ce­lem jest pełne prze­bu­dze­nie serca i umy­słu, nie tylko po to, żeby po­czuć się le­piej, ale także po to, żeby nieść do­bro, po­cie­sze­nie i mą­drość in­nym ży­ją­cym isto­tom. Czy ist­nieje coś, co zmo­ty­wuje nas jesz­cze bar­dziej?

Do­brze jest wie­dzieć, co nami kie­ruje, gdy wkra­czamy na drogę roz­woju du­cho­wego.

Mo­żemy za­cząć od za­da­nia so­bie py­ta­nia: „Dla­czego czy­tam tę nową książkę o nieco nie­po­ko­ją­cym pod­ty­tule Jak przy­jąć to, czego nie chcemy otrzy­mać?”. Czy­tasz ją dla­tego, że czasy są nie­pewne i chcesz wie­dzieć, co po­może upo­rać się z tym, co nad­cho­dzi? Czy­tasz ją, żeby do­wie­dzieć się cze­goś o so­bie? Masz na­dzieję, że bę­dzie po­mocna w uwol­nie­niu się od sche­ma­tów my­śle­nia czy od­czu­wa­nia, które mają ne­ga­tywny wpływ na twoje sa­mo­po­czu­cie? A może ktoś ci ją dał z wiel­kim en­tu­zja­zmem i nie chcesz go ura­zić, nie czy­ta­jąc jej?

Na twoją mo­ty­wa­cję mogą skła­dać się wszyst­kie wy­mie­nione po­wody lub tylko nie­które z nich. Każdy po­wód (na­wet ten ostatni) jest wy­star­cza­jąco do­bry, żeby prze­czy­tać tę lub ja­ką­kol­wiek inną książkę. Ale w bud­dyj­skiej tra­dy­cji ma­ha­jany, do któ­rej na­leżę, stu­dio­wa­nie nauk du­cho­wych za­czy­namy od wzbu­dze­nia jesz­cze więk­szej mo­ty­wa­cji, zna­nej jako bo­dhi­cziitta. W san­skry­cie bo­dhi ozna­cza „prze­bu­dze­nie”, a czitta – „serce” lub „umysł”. Na­szym ce­lem jest pełne prze­bu­dze­nie serca i umy­słu, nie tylko po to, żeby po­czuć się le­piej, ale także po to, żeby nieść do­bro, po­cie­sze­nie i mą­drość in­nym ży­ją­cym isto­tom.

Czy ist­nieje coś, co zmo­ty­wuje nas jesz­cze bar­dziej?

Budda na­uczał, że w isto­cie rze­czy wszy­scy je­ste­śmy do­brzy i ko­cha­jący. I wła­śnie z po­wodu pod­sta­wo­wej do­broci na­tu­ralne jest, że chcemy być tacy dla in­nych, szcze­gól­nie tych, któ­rzy są nam naj­bliżsi, i tych, któ­rzy znaj­dują się w naj­więk­szej po­trze­bie. Do­sko­nale zda­jemy so­bie sprawę, że inni nas po­trze­bują, spo­łecz­ność, w któ­rej ży­jemy, a także cała pla­neta po­trze­buje nas wła­śnie te­raz. Chcemy zro­bić wszystko, co w na­szej mocy, aby zła­go­dzić strach, złość i bo­le­sną bez­za­sad­ność, któ­rej tak wielu z nas do­świad­cza w dzi­siej­szych cza­sach. Ale czę­sto się zda­rza, gdy pró­bu­jemy po­móc, że prze­szka­dza w tym nasz we­wnętrzny chaos i na­wy­kowe za­cho­wa­nia. Spo­ty­kam lu­dzi, któ­rzy mó­wią: „Chcia­łem po­móc mło­dzieży z grupy ry­zyka, więc uczy­łem się, szko­li­łem i pod­ją­łem pracę jako pra­cow­nik so­cjalny. Dwa dni wy­star­czyły, że­bym znie­na­wi­dził więk­szość dzie­cia­ków! Na po­czątku my­śla­łem tylko o jed­nym: «Dla­czego nie mo­żemy po pro­stu po­zbyć się tych wszyst­kich dzieci i zna­leźć sym­pa­tycz­nych na­sto­lat­ków, któ­rzy będą z nami współ­pra­co­wać?». Wtedy wła­śnie zda­łem so­bie sprawę, że naj­pierw mu­szę upo­rząd­ko­wać wła­sne ży­cie”.

Bo­dhi­czitta, prze­bu­dzone serce, za­czyna się od chęci uwol­nie­nia się od wszyst­kiego, co prze­szka­dza nam w po­ma­ga­niu in­nym. Pra­gniemy uwol­nić się od na­szych cha­otycz­nych my­śli i na­wy­ko­wych za­cho­wań, które tłu­mią pier­wotną do­broć, dzięki czemu mo­żemy być mniej re­ak­tywni, mniej bo­jaź­liwi i mniej uwię­zieni w na­szych sta­rych sche­ma­tach. Ro­zu­miemy, że nie­za­leż­nie od tego, w ja­kiej mie­rze po­tra­fimy wyjść poza na­sze neu­rozy i na­wyki, mo­żemy być bar­dziej do­stępni dla tych na­sto­lat­ków, dla człon­ków na­szej ro­dziny, dla na­szej więk­szej wspól­noty lub dla nie­zna­jo­mych, któ­rych spo­ty­kamy. Wciąż mo­żemy do­świad­czać sil­nych uczuć i we­wnętrz­nych prze­żyć, ale wie­dząc, jak pra­co­wać z tymi emo­cjami bez wpa­da­nia w stare ko­le­iny, mo­żemy być dla in­nych. I na­wet je­śli nie mo­żemy zro­bić nic nad­zwy­czaj­nego, żeby ko­muś po­móc, inni lu­dzie po­czują na­sze wspar­cie, które sta­nowi re­alną po­moc.

Bo­dhi­czitta za­czyna się od tego dą­że­nia, ale nie koń­czy się na nim. Bo­dhi­czitta jest rów­nież zo­bo­wią­za­niem. Zo­bo­wią­zu­jemy się zro­bić wszystko, aby cał­ko­wi­cie uwol­nić się od cha­osu, nie­uświa­do­mio­nych na­wy­ków i cier­pie­nia, po­nie­waż to unie­moż­li­wia nam by­cie w pełni dla in­nych. W bud­dy­zmie na­szym osta­tecz­nym zo­bo­wią­za­niem jest osią­gnię­cie „oświe­ce­nia”. W isto­cie ozna­cza to pełne po­zna­nie tego, kim na­prawdę je­ste­śmy. Kiedy do­świad­czymy oświe­ce­nia, bę­dziemy w pełni świa­domi na­szego je­ste­stwa, któ­rego istotą jest ser­decz­ność, wol­ność od uprze­dzeń i otwar­tość na in­nych. Bę­dziemy wie­dzieć, że jest to prawdą po­nad wszelką wąt­pli­wość, bez oglą­da­nia się wstecz. W tym sta­nie po­sią­dziemy naj­więk­szą do­stępną mą­drość i umie­jęt­no­ści, które po­zwolą nam czy­nić do­bro i po­ma­gać in­nym w osią­gnię­ciu peł­nego prze­bu­dze­nia.

Aby wy­peł­nić zo­bo­wią­za­nie bo­dhi­czitty, bę­dziemy mu­sieli na­uczyć się wszyst­kiego, co jest po­trzebne do po­zna­nia wła­snego serca i umy­słu. To po­ważne za­da­nie. Wy­maga lek­tury ksią­żek, słu­cha­nia nauk i głę­bo­kiego za­sta­no­wie­nia nad tym, co po­zna­jemy. Bar­dzo dużo do­wiemy się o so­bie dzięki prak­ty­ko­wa­niu me­dy­ta­cji w po­zy­cji sie­dzą­cej. Na końcu książki znaj­dziesz opis pro­stej tech­niki me­dy­ta­cyj­nej, z któ­rej mo­żesz ko­rzy­stać w do­wol­nym miej­scu. I wresz­cie bę­dziemy mu­sieli spraw­dzić i upo­rząd­ko­wać na­szą roz­le­głą wie­dzę, wy­ko­rzy­stu­jąc ją w na­szym ży­ciu, w każ­dej sy­tu­acji, w któ­rej się znaj­dziemy. Kiedy bo­dhi­czitta staje się pod­stawą na­szego ży­cia, wtedy wszystko, co ro­bimy, ma zna­cze­nie. Na­sze ży­cie staje się nie­zwy­kle bo­gate. Dla­tego jak naj­częst­sze przy­wo­ły­wa­nie w my­ślach bo­dhi­czitty jest bar­dzo ważne.

Cza­sami cu­downa mo­ty­wa­cja bo­dhi­cziitty przy­cho­dzi z ła­two­ścią. Jed­nak, kiedy je­ste­śmy zde­ner­wo­wani czy za­nie­po­ko­jeni, kiedy bra­kuje nam pew­no­ści sie­bie, bo­dhi­cziitta wy­daje się poza na­szym za­się­giem. Co mo­żemy zro­bić w ta­kich mo­men­tach, żeby obu­dzić w na­szych ser­cach pra­gnie­nie prze­bu­dze­nia się dla do­bra in­nych? Co mo­żemy zro­bić, żeby zmie­nić na­sze my­śle­nie, kiedy czu­jemy się nie­ważni?

Mój mistrz, Chögyam Trungpa Rin­po­cze, na­uczył mnie me­tody trans­for­ma­cji umy­słu, z któ­rej wciąż ko­rzy­stam. Pierw­szą rze­czą, którą na­leży zro­bić, jest przy­po­mnie­nie so­bie ja­kiejś przej­mu­ją­cej hi­sto­rii lub ob­razu cze­goś, co w na­tu­ralny spo­sób ożywi na­sze serce i po­łą­czy z bó­lem ludz­kiej istoty. Może u ko­goś, na kim na­prawdę ci za­leży, zdia­gno­zo­wano ostat­nio raka lub cho­robę zwy­rod­nie­niową. Albo osoba uza­leż­niona od nar­ko­ty­ków lub al­ko­holu, którą się opie­ku­jesz i która od dłuż­szego czasu do­brze so­bie ra­dzi, wła­śnie wró­ciła do na­łogu. A może twój naj­lep­szy przy­ja­ciel po­niósł wielką stratę. Być może zo­ba­czy­łeś coś przy­gnę­bia­ją­cego, kiedy po­sze­dłeś do sklepu spo­żyw­czego, na przy­kład nie­przy­jemną sy­tu­ację mię­dzy ro­dzi­cem a dziec­kiem. Mo­żesz po­my­śleć o bez­dom­nej ko­bie­cie, którą co­dzien­nie mi­jasz w dro­dze do pracy. A może po­ru­szyły cię wia­do­mo­ści, np. klę­ska głodu albo dra­mat de­por­to­wa­nej ro­dziny.

Trungpa Rin­po­cze po­wie­dział, że droga do roz­bu­dze­nia bo­dhi­cziitty „za­czyna się od zła­ma­nego serca”. Ucieczka przed cier­pie­niem – na­szym i in­nych – ni­gdy nie działa. Każdy chce się uwol­nić od cier­pie­nia, ale więk­szość z nas robi to w spo­sób, który tylko po­gar­sza sy­tu­ację. Ucie­ka­jąc przed bez­bron­no­ścią wszyst­kich ży­wych istot – w tym także na­szą wła­sną – od­ci­namy się od do­świad­cza­nia ży­cia w pełni. Nasz świat się kur­czy. Kiedy głów­nym ce­lem jest wy­godne ży­cie i uni­ka­nie wszel­kich nie­do­god­no­ści, za­czy­namy żyć w ode­rwa­niu od in­nych, a na­wet czu­jemy się przez nich za­gro­żeni. Wpa­damy w pu­łapkę stra­chu. A kiedy wiele osób i całe na­rody przyj­mują taką po­stawę, jej skut­kiem jest glo­balny chaos, który przy­nosi mnó­stwo cier­pie­nia i kon­flik­tów.

Wkła­da­nie tak wiel­kiego wy­siłku w ochronę na­szych serc przed bó­lem, staje się przy­czyną nie­usta­ją­cego cier­pie­nia. Na­wet je­śli zdamy so­bie sprawę, że jest to bez­u­ży­teczne, trudno jest prze­zwy­cię­żyć ten na­wyk. To na­tu­ralna ludzka skłon­ność. Ale kiedy wzbu­dzamy bo­dhi­czittę, dzia­łamy wbrew tej skłon­no­ści. Za­miast wzbra­niać się, roz­bu­dzamy od­wagę, by przyj­rzeć się bez­po­śred­nio so­bie i światu. Za­miast ule­gać za­stra­sze­niu, przyj­mu­jemy wszystko, co nam przy­nosi na­sze nie­skoń­cze­nie bo­gate ży­cie.

Mo­żemy skon­tak­to­wać się z bo­dhi­czittą, po­zwa­la­jąc so­bie po pro­stu na do­świad­cza­nie na­szych trud­nych uczuć bez wcią­ga­nia się w wir na­szych my­śli i opo­wie­ści o nich. Na przy­kład, kiedy czuję się sa­motny, mogę ob­wi­niać sie­bie lub fan­ta­zjo­wać o tym, jak miło by­łoby mieć z kim spę­dzać czas. Ale mam rów­nież moż­li­wość po pro­stu do­tknąć tego sa­mot­nego uczu­cia i od­kryć bo­dhi­czittę, która jest wła­śnie tam, w moim bez­bron­nym sercu. Mogę zro­zu­mieć, że moja sa­mot­ność nie różni się od sa­mot­no­ści, któ­rej do­świad­czają wszy­scy miesz­kańcy tej pla­nety. Po­dob­nie moje nie­chciane uczu­cia, wy­ni­ka­jące z by­cia po­rzu­coną lub nie­spra­wie­dli­wie oskar­żoną, mogą łą­czyć mnie z tymi wszyst­kimi, któ­rzy cier­pią z tych sa­mych przy­czyn.

Kiedy je­stem za­gu­biona, kiedy czuję się jak prze­grana, kiedy czuję, że coś jest ze mną za­sad­ni­czo nie tak, bo­dhi­czitta jest obecna w tych emo­cjach. Kiedy po­peł­nię po­ważny błąd, kiedy nie uda mi się zro­bić tego, co chcia­łam, kiedy czuję pie­kący ból, bo wszyst­kich za­wio­dłam – w ta­kich mo­men­tach mam moż­li­wość się­gnię­cia do prze­bu­dzo­nego serca bo­dhi­czitty. Je­żeli na­prawdę łą­czę się z moją za­zdro­ścią, zło­ścią lub uprze­dze­niami, to staję w sy­tu­acji, w któ­rej znaj­dują się wszy­scy lu­dzie. Z tego miej­sca pra­gnie­nie prze­bu­dze­nia się, żeby ulżyć cier­pie­niu świata, przy­cho­dzi w spo­sób na­tu­ralny.

Jest wiele osób, które z po­wo­dze­niem od­kry­wają swoją pod­sta­wową do­broć i od­wagę dzięki wy­trwa­łej prak­tyce. Nie­któ­rzy są zna­nymi po­sta­ciami re­li­gij­nymi, ale więk­szość z nich nie jest po­wszech­nie znana, tak jak mój przy­ja­ciel Ja­rvis Ma­sters, który prze­bywa w ka­li­for­nij­skim wię­zie­niu po­nad trzy­dzie­ści lat. Nie za­wsze bę­dziemy go­towi iść za ich przy­kła­dem i bez obaw pły­nąć pod prąd. Na­sza pew­ność sie­bie bę­dzie spa­dać i ro­snąć. A na­uki ni­gdy nie mó­wią, żeby po­ry­wać się z mo­tyką na słońce. Ale je­śli stop­niowo zwięk­szymy na­szą zdol­ność do obec­no­ści z na­szym bó­lem i z cier­pie­niami świata, bę­dziemy za­sko­czeni ro­sną­cym po­czu­ciem od­wagi.

Pie­lę­gnu­jąc zła­mane serce, mo­żemy stop­niowo bu­do­wać siłę i umie­jęt­ność ra­dze­nia so­bie z co­raz więk­szą liczbą pro­ble­mów. Trungpa Rin­po­cze, który miał nie­zwy­kłą zdol­ność by­cia obec­nym w cier­pie­niu bez wy­co­fy­wa­nia się, czę­sto wra­cał my­ślami do pew­nego zda­rze­nia w Ty­be­cie, kiedy miał około ośmiu lat. Był na da­chu klasz­toru i wi­dział grupę chłop­ców, któ­rzy tak długo rzu­cali ka­mie­niami w ma­łego pie­ska, aż go za­bili. Choć byli dość da­leko, wi­dział prze­ra­żone oczy psa i sły­szał śmiech chłop­ców. Ro­bili to tylko dla za­bawy. Rin­po­cze chciał coś zro­bić, żeby ura­to­wać szcze­niaka, ale czuł się cał­ko­wi­cie bez­radny. Przez resztę ży­cia wy­star­czyło, że przy­po­mniał so­bie to zda­rze­nie i w jego sercu po­ja­wiało się silne pra­gnie­nie ła­go­dze­nia cier­pie­nia. Wspo­mnie­nie cier­pią­cego psa spra­wiało, że pra­gnie­nie prze­bu­dze­nia na­bie­rało jesz­cze więk­szej mocy. Wła­śnie to każ­dego dnia skła­niało go, do jak naj­lep­szego wy­ko­rzy­sta­nia swo­jego ży­cia.

Więk­szość z nas w ten czy inny spo­sób stara się czy­nić do­bro w świe­cie. Wy­nika to w na­tu­ralny spo­sób z pod­sta­wo­wej do­broci, która jest w każ­dym. Jed­nak na na­sze po­zy­tywne mo­ty­wa­cje wpływa wiele in­nych czyn­ni­ków. Na przy­kład, nie­któ­rzy lu­dzie sta­rają się być po­mocni, po­nie­waż czują się źle sami ze sobą. Mają na­dzieję, że dzięki temu zy­skają w oczach in­nych lu­dzi. Po­dej­mu­jąc wy­si­łek, li­czą na po­pra­wie­nie swo­jego wi­ze­runku, a to z ko­lei pod­nie­sie ich po­czu­cie wła­snej war­to­ści. Ba­zu­jąc na moim wie­lo­let­nim do­świad­cze­niu ży­cia we wspól­no­tach, mogę po­wie­dzieć, że lu­dzie ci czę­sto osią­gają za­ska­ku­jąco wiele. Sły­szysz, jak inni mó­wią: „Ma­ria jest warta tyle, ile sześć in­nych osób ra­zem wzię­tych” albo „Chcia­ła­bym, żeby wszy­scy byli jak Jor­dan”. Na ogół wła­śnie ta­kie osoby chcesz mieć w swoim ze­spole. Ale jed­no­cze­śnie wy­daje się, że te osoby ani tro­chę nie zbli­żyły się do osią­gnię­cia prze­bu­dze­nia. Z pew­no­ścią każdy zna ko­goś, kto mówi: „Daję i daję, i daję, i ni­gdy nie do­staję po­dzię­ko­wa­nia!”. Tego ro­dzaju fru­stra­cja do­wo­dzi, że za­sad­ni­cze pro­blemy nie zo­stały roz­wią­zane.

Nie­któ­rzy lu­dzie ciężko pra­cują dniami i no­cami, po­ma­ga­jąc in­nym, ale ich naj­sil­niej­szą mo­ty­wa­cją jest ucieczka przed wła­snym bó­lem. Nie­któ­rzy kie­rują się ideą by­cia „do­brym”, za­szcze­pioną w nich przez ro­dzinę lub kul­turę. Nie­któ­rych mo­ty­wuje po­czu­cie obo­wiązku lub po­czu­cie winy. Nie­któ­rzy czy­nią do­bro, aby unik­nąć kło­po­tów. Nie­któ­rzy kie­rują się per­spek­tywą na­grody w tym albo przy­szłym ży­ciu. Nie­któ­rych mo­ty­wuje na­wet nie­chęć, złość lub po­trzeba kon­troli.

Je­śli do­brze się temu przyj­rzymy, praw­do­po­dob­nie od­kry­jemy, że tego typu mo­ty­wa­cje mie­szają się z praw­dzi­wym pra­gnie­niem po­ma­ga­nia in­nym. Nie po­win­ni­śmy się o to ob­wi­niać, po­nie­waż wszyst­kie mo­ty­wa­cje wy­ni­kają z na­szej na­tu­ral­nej ludz­kiej skłon­no­ści do szu­ka­nia szczę­ścia i po­trzeby chro­nie­nia sie­bie przed bó­lem. Ale to nas po­wstrzy­muje od zbli­że­nia się do na­szego serca i serc in­nych lu­dzi. Utrud­nia dzia­ła­nie dla do­bra in­nych z głębi na­szego serca.

W prze­ci­wień­stwie do tego, mo­ty­wa­cja wy­ni­ka­jąca z bo­dhi­czitty pro­wa­dzi do po­głę­bio­nych i trwa­łych re­zul­ta­tów, po­nie­waż opiera się na zro­zu­mie­niu, skąd po­cho­dzi cier­pie­nie. Na po­zio­mie ze­wnętrz­nym mamy do czy­nie­nia z ogrom­nym cier­pie­niem, które wi­dzimy, o któ­rym sły­szymy i któ­rego cza­sami do­świad­czamy – okru­cień­stwo, głód, strach, wy­ko­rzy­sty­wa­nie i prze­moc drę­czą lu­dzi i zwie­rzęta oraz samą pla­netę. To wszystko jest skut­kiem ta­kich emo­cji jak chci­wość i agre­sja, które z ko­lei wy­ni­kają z nie­zro­zu­mie­nia pod­sta­wo­wej do­broci na­szej praw­dzi­wej na­tury. Brak tej świa­do­mo­ści leży u pod­staw wszyst­kich cier­pień. Sta­nowi przy­czynę wszyst­kiego, co ro­bimy, żeby za­szko­dzić so­bie i in­nym. Kiedy wzbu­dzamy bo­dhi­czittę, zo­bo­wią­zu­jemy się do prze­zwy­cię­że­nia wszyst­kiego, co prze­sła­nia na­szą wro­dzoną mą­drość i ser­decz­ność, wszyst­kiego, co od­cina nas od na­szej na­tu­ral­nej zdol­no­ści do em­pa­tii i czy­nie­nia do­bra in­nym.

Po­zna­nie na­szej praw­dzi­wej na­tury nie do­ko­nuje się z dnia na dzień. I na­wet gdy za­czy­namy się bu­dzić i od­kry­wamy, że mo­żemy co­raz bar­dziej po­ma­gać in­nym, mu­simy po­go­dzić się z fak­tem, że nie za­wsze mo­żemy coś zro­bić – przy­naj­mniej nie od razu. Nie szu­ka­jąc wy­mó­wek ani nie ucie­ka­jąc w obo­jęt­ność, mu­simy przy­znać, że tak wła­śnie jest. Nie­zli­czone rze­sze lu­dzi i zwie­rząt cier­pią wła­śnie w tym mo­men­cie, ale co jesz­cze mo­żemy zro­bić, aby temu za­po­biec? Je­śli je­ste­śmy na da­chu klasz­toru i wi­dzimy, jak chłopcy ka­mie­nują szcze­niaka, być może wszystko, co mo­żemy zro­bić w tej chwili, to nie od­wra­cać się i po­zwo­lić, aby roz­gry­wa­jąca się tra­ge­dia po­głę­biła na­sze pra­gnie­nie osią­gnię­cia bo­dhi­czitty. Wtedy mo­żemy po­zwo­lić so­bie na to, by w pierw­szej ko­lej­no­ści za­in­te­re­so­wać się tym, co po­wo­duje, że lu­dzie krzyw­dzą zwie­rzęta. Za­miast po­strze­gać za­cho­wa­nie chłop­ców jako coś, czego nie znamy, mo­żemy po­szu­kać przy­czyn w nas sa­mych. Czy agre­sja lub za­śle­pie­nie, które stoi za ta­kimi czy­nami, tkwi w na­szym wła­snym sercu? Je­śli w ten spo­sób znaj­dziemy wspólną płasz­czy­znę, to może na­stęp­nym ra­zem, gdy na­po­tkamy coś po­dob­nego, bę­dziemy w sta­nie na­wią­zać kon­takt. A kiedy w pełni od­kry­jemy na­szą praw­dziwą na­turę, bę­dziemy mieli znacz­nie więk­szą zdol­ność wpły­wa­nia na in­nych. Ale na­wet wtedy to, co mo­żemy zro­bić aby po­móc, bę­dzie ogra­ni­czone przez oko­licz­no­ści.

Dla­tego, kiedy wzbu­dzamy bo­dhi­czittę, ważne jest zro­zu­mie­nie, że czeka nas długa droga. Bę­dziemy mu­sieli po­świę­cić dużo czasu i wło­żyć wiele wy­siłku i cier­pli­wo­ści. Naj­wyż­szą wi­zją bo­dhi­czitty jest po­moc każ­dej ży­ją­cej isto­cie w urze­czy­wist­nie­niu jej praw­dzi­wej na­tury. Je­dyną szansą, żeby tego do­ko­nać, jest osią­gnię­cie wła­snego oświe­ce­nia. W cza­sie drogi zaj­mujmy się jedną rze­czą na­raz, do­kła­da­jąc sta­rań, aby na­sze pra­gnie­nie i za­an­ga­żo­wa­nie nie zmie­niło się po­mimo wzlo­tów i upad­ków.

Czy­ta­jąc tę książkę, po­sta­raj się pa­mię­tać o szer­szym kon­tek­ście bo­dhi­czitty. Bę­dzie to o wiele bar­dziej owocne niż czy­ta­nie dla roz­woju in­te­lek­tu­al­nego. Je­śli za­czniesz od zła­ma­nego serca, które pra­gnie po­ma­gać in­nym, mo­żesz zna­leźć kilka przy­dat­nych rze­czy. Ze wszyst­kich słów w tej książce, być może znaj­dzie się je­den aka­pit lub jedno zda­nie – ta­kie, z któ­rego waż­no­ści na­wet nie zdaję so­bie sprawy – które coś w to­bie uru­chomi. Może coś się zmieni w twoim pa­trze­niu na rze­czy­wi­stość i przy­bliży cię do tego, aby przy­no­sić ulgę cier­pią­cemu światu.

Te na­uki nie są je­dy­nie mo­imi wła­snymi ide­ami. Są próbą prze­ka­za­nia mą­dro­ści, którą otrzy­ma­łam od swo­ich na­uczy­cieli, a oni otrzy­mali ją od swo­ich na­uczy­cieli i tak da­lej, w sze­regu mę­dr­ców się­ga­ją­cym ty­sięcy lat wstecz. Je­żeli się­gasz po nie z mo­ty­wa­cją wy­ni­ka­jącą z bo­dhi­czitty, do­bro które z tego wy­nik­nie, nie ma gra­nic. Kiedy na­prawdę od­czu­wamy po­trzebę po­ma­ga­nia in­nym i kiedy pod­po­rząd­ko­wu­jemy na­sze ży­cie temu ce­lowi, mo­żemy uwa­żać się za naj­szczę­śliw­szych lu­dzi na tej ziemi.

2Czy to ma zna­cze­nie?

Kiedy py­tamy sie­bie: „Czy to ma zna­cze­nie?”, uświa­da­miamy so­bie, że każda sy­tu­acja ma wiele aspek­tów. Za­czy­namy ro­zu­mieć, że je­ste­śmy po­łą­czeni z ca­łym świa­tem, i że na­wy­kowe my­śle­nie skut­kuje licz­nymi kon­se­kwen­cjami.

Cza­sami przy­ła­pu­jemy się na chęci zro­bie­nia cze­goś, co nie do końca jest w po­rządku. Chcemy za­re­ago­wać jak za­wsze, ale po­ja­wiają się pewne wąt­pli­wo­ści lub nie­po­kój. W ta­kich sy­tu­acjach mo­żemy unik­nąć wielu kło­po­tów, za­da­jąc so­bie pro­ste py­ta­nie: „Czy to ma zna­cze­nie?”.

Na przy­kład, kiedy mam za­miar wy­słać ostry lub obe­lżywy e–mail, czy to ma zna­cze­nie? Czy to ma zna­cze­nie dla mnie? Czy to ma zna­cze­nie dla in­nych? Kiedy mam za­miar wziąć coś, co nie jest prze­zna­czone dla mnie, czy to ma zna­cze­nie? Czy to ma ja­kieś zna­cze­nie, na­wet je­śli nikt się nie do­wie? Kiedy jem ostatni ka­wa­łek czy wy­rzu­cam puszkę przez okno albo pa­trzę na ko­goś wil­kiem, czy to ma zna­cze­nie? Ja­kie są kon­se­kwen­cje mo­jego za­cho­wa­nia? Czy wy­rzą­dzam krzywdę so­bie lub in­nym? Czy ma zna­cze­nie, je­śli ko­goś ostro skry­ty­kuję? Je­śli czuję, że było to uza­sad­nione, czy to ma zna­cze­nie? Czy ma zna­cze­nie, je­śli prze­pro­szę? Ja­kie dra­ma­tyczne skutki mogą przy­nieść te słowa lub czyny? Czy to bę­dzie miało istotne zna­cze­nie dla świata?

Te py­ta­nia są ści­śle zwią­zane z jedną z naj­waż­niej­szych dla Buddy kwe­stii: jak żyć w spo­sób mo­ralny? Przed­mio­tem każ­dej du­cho­wej tra­dy­cji jest mo­ral­ność, ale czym jest mo­ral­ność? Czy jest to po­stę­po­wa­nie zgodne z li­stą tego, co wolno i czego nie wolno ro­bić? Czy osoba mo­ralna musi być świę­tosz­ko­wata? Czy musi być apo­dyk­tyczna, nie­ugięta i prze­ko­nana o wła­snej ra­cji? A może jest miej­sce na za­bawę, spon­ta­nicz­ność i roz­luź­nie­nie? Czy można cie­szyć się ży­ciem, bę­dąc jed­no­cze­śnie czło­wie­kiem mo­ral­nym?

Dharma, po­dob­nie jak inne du­chowe tra­dy­cje, okre­śla po­zy­tywne i ne­ga­tywne za­cho­wa­nia. Bud­dy­ści są za­chę­cani do prze­strze­ga­nia pew­nych pod­sta­wo­wych za­sad, ta­kich jak: nie za­bi­jaj, nie krad­nij, czy nie kłam. Człon­ko­wie wspól­noty mo­na­stycz­nej, na przy­kład ja, zo­bo­wią­zani są do prze­strze­ga­nia dłu­giej li­sty za­sad. Ale Budda nie usta­no­wił tych za­sad tylko po to, by lu­dzie do­sto­so­wali się do ze­wnętrz­nych ko­dek­sów po­stę­po­wa­nia. Głów­nym ce­lem Buddy za­wsze była po­moc w uwol­nie­niu się od cier­pie­nia. Kiedy zro­zu­miał, że źró­dłem cier­pie­nia jest chaos pa­nu­jący w na­szych umy­słach, jego ce­lem stało się nie­sie­nie po­mocy w prze­bu­dze­niu się ze stanu cha­osu. Dla­tego też za­chę­cał lub znie­chę­cał do pew­nych za­cho­wań w za­leż­no­ści od tego, czy sprzy­jały, czy też utrud­niały pro­ces prze­bu­dze­nia.

Kiedy za­da­jemy so­bie py­ta­nie: „Czy to ma zna­cze­nie?”, mo­żemy naj­pierw przyj­rzeć się ze­wnętrz­nym, bar­dziej oczy­wi­stym re­zul­ta­tom na­szych dzia­łań. A wtedy mo­żemy zaj­rzeć głę­biej, spraw­dza­jąc w jaki spo­sób wpły­wamy na nasz wła­sny umysł. Czy wzmac­niam stary na­wyk? Czy wzmac­niam skłon­no­ści, które chciał­bym osła­bić? Kiedy je­stem na skraju kłam­stwa, żeby za­cho­wać twarz, lub ma­ni­pu­luję fak­tami, żeby to­czyło się po mo­jej my­śli, do­kąd to do­pro­wa­dzi? Czy staję się co­raz bar­dziej pod­stępną osobą, czy też idę w kie­runku ob­wi­nia­nia sie­bie i umniej­sza­nia wła­snej war­to­ści? A co, je­śli za­cznę eks­pe­ry­men­to­wać z prak­ty­ko­wa­niem cier­pli­wo­ści lub szczo­dro­ści? Jak moje dzia­ła­nia wpłyną na pro­ces prze­bu­dze­nia? Do­kąd za­pro­wa­dzą?

Sta­wia­jąc so­bie tego typu py­ta­nia, za­czy­namy do­strze­gać „mo­ral­ność” w no­wym świe­tle. Mo­ralne za­cho­wa­nie nie po­lega na czy­nie­niu „do­bra”, po­nie­waż czu­jemy, że je­ste­śmy „źli” i mu­simy pra­co­wać nad sobą. Na­szymi wy­bo­rami, za­miast po­czu­cia winy czy do­gma­tów, może kie­ro­wać mą­drość i życz­li­wość. Wi­dziane z tej per­spek­tywy py­ta­nie spro­wa­dza się do „Co bu­dzi moje serce i co blo­kuje ten pro­ces?”.

W ję­zyku bud­dy­zmu uży­wamy słowa „karma”. Jest to prawo przy­czyny i skutku, ak­cji i re­ak­cji. Albo, jak nie­któ­rzy lu­dzie lu­bią to okre­ślać, „Jak so­bie po­ście­lesz, tak się wy­śpisz”. Mówi się, że je­śli chcemy po­znać na­szą prze­szłość, po­win­ni­śmy przyj­rzeć się na­szej te­raź­niej­szo­ści, po­nie­waż jest ona wy­ni­kiem na­szych mi­nio­nych dzia­łań. Je­śli chcemy po­znać przy­szłość, po­win­ni­śmy przyj­rzeć się temu, co ro­bimy te­raz. Warto za­sta­no­wić się nad tym aspek­tem karmy. Nie mo­żemy nic zro­bić, aby zmie­nić prze­szłość i te­raź­niej­szość, ale przy­szłość jest nie­za­pi­sana. To, co te­raz ro­bimy, po­może nam stwo­rzyć przy­szłość – która nie jest tylko na­szą wła­sną przy­szło­ścią, ale przy­szło­ścią, którą dzie­limy z in­nymi.

Każde słowo, które wy­po­wia­damy, i każde dzia­ła­nie, które po­dej­mu­jemy, wpły­wają na na­szą przy­szłość, ale skąd się biorą słowa i dzia­ła­nia? Wszystko po­wstaje w na­szym umy­śle. Kiedy ule­gamy re­sen­ty­men­tom, ob­se­sji lub za­kła­ma­niu, stwa­rzamy so­bie wiele pro­ble­mów. Po pierw­sze, cier­pimy z po­wodu tych my­śli i emo­cji. Po dru­gie, czę­sto dzia­łamy w taki spo­sób, że krzyw­dzimy sie­bie i in­nych. Wresz­cie wzmac­niamy na­wyk, bez któ­rego by­łoby nam le­piej.

Ten ostatni efekt jest naj­bar­dziej zdra­dliwy. W na­uce o mó­zgu mówi się dziś dużo o neu­ro­pla­stycz­no­ści. Na­sze na­wyki są jak ko­le­iny w mó­zgu, które stają się co­raz głęb­sze, gdy kie­ru­jemy się zwy­kłymi sche­ma­tami my­ślo­wymi. Nie uwol­nimy się od tego na­wyku do­póty, do­póki bę­dziemy dzia­łać ru­ty­nowo. Kiedy jed­nak prze­ry­wamy na­sze przy­zwy­cza­je­nia lub dzia­łamy wbrew na­szym skłon­no­ściom, za­czy­namy two­rzyć nowe ścieżki w mó­zgu.

Ten na­ukowy po­gląd jest bli­ski bud­dyj­skiej idei na­sion kar­micz­nych. Za sprawą na­szych dzia­łań i my­śli stale za­sie­wamy na­siona w na­szej nie­świa­do­mo­ści, które w od­po­wied­nich wa­run­kach wy­da­dzą owoce. Za­łóżmy, że od­wie­dzasz swoją ku­zynkę Mo­nikę, która od dawna cię iry­tuje. Kiedy z nią prze­by­wasz, nie­usta­jąco na­ra­sta w to­bie po­czu­cie iry­ta­cji. Pro­wa­dzi to do wy­siewu no­wych na­sion iry­ta­cji w two­jej nie­świa­do­mo­ści. Na­wet je­śli nie rzu­casz szklanką o ścianę lub nie mó­wisz cze­goś pa­skud­nego i tak „dzia­łasz” w swo­ich my­ślach, na przy­kład le­żąc w łóżku, przez pół go­dziny za­sta­na­wiasz się nad wszyst­kimi wa­dami Mo­niki. Po­tem wra­casz do domu i nie wi­du­jesz jej przez ja­kiś czas. Może cał­ko­wi­cie prze­sta­niesz o niej my­śleć. Ale na­stęp­nym ra­zem, gdy ktoś wspo­mni jej imię, na­wet pięć lat póź­niej, znowu się zde­ner­wu­jesz – i znowu wzmoc­nisz tę skłon­ność. Bez względu na to, jak za­re­agu­jesz, za­sieje ona wię­cej na­sion w twoim umy­śle, które przy­niosą wię­cej owo­ców w przy­szło­ści, i tak da­lej.

Po­ka­zuje to, jak trudno jest uciec od po­wta­rza­ją­cych się wzor­ców za­cho­wań. Stawka w tym przy­kła­dzie wy­daje się nie­zbyt wy­soka. Ale co się sta­nie, je­śli po­dobna sy­tu­acja bę­dzie do­ty­czyć ko­goś z kim miesz­kasz lub pra­cu­jesz, np. dziecka, współ­mał­żonka lub szefa? Co się sta­nie, je­śli po­dobna sy­tu­acja bę­dzie do­ty­czyć dwóch kra­jów? I na­wet w przy­padku rzadko wi­dy­wa­nej ku­zynki Mo­niki, taka sy­tu­acja przy­nosi po­ważne skutki. Może, na przy­kład, wy­wo­ły­wać złe emo­cje i kon­flikty w ro­dzi­nie. Może wzmoc­nić na­wyk wpa­da­nia w złość z byle po­wodu. Może wzmoc­nić przy­zwy­cza­je­nie do trak­to­wa­nia wszyst­kiego bar­dzo oso­bi­ście, lub sku­pia­nia uwagi na wa­dach in­nych lu­dzi, lub braku umie­jęt­no­ści pa­trze­nia na sprawy z punktu wi­dze­nia in­nej osoby. Kiedy za­czy­namy sta­wiać py­ta­nie: „Czy to ma zna­cze­nie?”, zda­jemy so­bie sprawę z tego, że każda sy­tu­acja ma wiele aspek­tów. Za­czy­namy ro­zu­mieć, jak bar­dzo je­ste­śmy zwią­zani z resztą świata i że na­wet sche­maty my­ślowe mogą pro­wa­dzić do sze­regu kon­se­kwen­cji.

Wielu mo­ich na­uczy­cieli mówi o ko­niecz­no­ści utrzy­ma­nia payu. To ty­be­tań­skie słowo można prze­tłu­ma­czyć jako „ro­ze­zna­nie”, „uważ­ność”, „świa­do­mość” lub „tro­skli­wość”. Kiedy zro­zu­miemy, że wszystko co ro­bimy, mó­wimy, a na­wet my­ślimy, ma swoje kon­se­kwen­cje, czu­jemy się zmo­ty­wo­wani, by utrzy­mać na­sze payu na jak naj­wyż­szym po­zio­mie. Nie doj­dziemy od razu do stanu, w któ­rym na­sze payu jest tak pre­cy­zyj­nie wy­re­gu­lo­wane, że nic nas nie po­ru­szy. Ale do­brze jest mieć świa­do­mość kar­micz­nych kon­se­kwen­cji i wgląd w to, co przy­czyni się do po­prawy sy­tu­acji i co może ją po­gor­szyć. Po­wstrzy­muje nas to przed uwi­kła­niem się w bo­le­sne emo­cje, ta­kie jak agre­sja czy chci­wość. Na­dal mo­żemy od­czu­wać złość lub po­żą­da­nie, ale payu chroni nas przed ule­ga­niem emo­cjom, które do­pro­wa­dzi­łyby do ogrom­nego za­mętu. Dzięki payu w więk­szej mie­rze kie­ru­jemy się roz­sąd­kiem, do­ko­nu­jąc ży­cio­wych wy­bo­rów.

Ni­gdy nie wiemy, co się wy­da­rzy w na­szym ży­ciu ani co po­jawi się w na­szym umy­śle. Co­kol­wiek ro­bimy, po­zo­sta­wia w na­szym umy­śle ślad, który po­zo­staje uta­jony aż do mo­mentu, gdy po­ja­wią się od­po­wied­nie oko­licz­no­ści – na przy­kład, gdy na­stęp­nym ra­zem usły­szymy imię „Mo­nika”. Dzi­gar Kong­trul Rin­po­cze po­rów­nuje to do ro­bie­nia zdję­cia po­la­ro­idem. Kiedy kli­sza jest wy­sta­wiona na dzia­ła­nie świa­tła, che­mi­ka­lia na ne­ga­ty­wie wcho­dzą w re­ak­cję i ob­raz staje się wy­raźny.

Ostat­nio mia­łam cie­kawe do­świad­cze­nie tego typu. Po­ja­wiło się we mnie uczu­cie, któ­rego nie mia­łam od wielu lat – uczu­cie braku ak­cep­ta­cji, tak jak­bym zo­stała przez ko­goś po­rzu­cona. Kiedy by­łam na­sto­latką, to sta­no­wiło duży pro­blem, po­nie­waż czu­łam się tak nie­ustan­nie. Ni­gdy nie mia­łam od­po­wied­niego ubra­nia ani fry­zury – w za­sa­dzie nie pa­so­wa­łam do pro­filu opi­su­ją­cego by­cie czło­wie­kiem. Ale kiedy to uczu­cie po­ja­wiło się nie­dawno, nie mia­łam po­ję­cia, skąd się wzięło. Nikt mnie ostat­nio nie zo­sta­wił, jed­nak po­ja­wiło się to samo po­czu­cie sa­mot­no­ści i by­cia od­rzu­co­nym. Było to cał­ko­wi­cie ir­ra­cjo­nalne, ale z ja­kie­goś nie­zna­nego po­wodu po­ja­wiły się od­po­wied­nie wa­runki, żeby wy­wo­łać zdję­cie zro­bione po­la­ro­idem. Jed­nak w prze­ci­wień­stwie do cza­sów, gdy by­łam na­sto­latką, to do­świad­cze­nie nie miało nade mną wła­dzy. Stało się tak dla­tego, że zo­ba­czy­łam, co to jest, za­miast za­nu­rzyć się w nim i za­siać wię­cej na­sion po­czu­cia by­cia od­rzu­coną.

Cho­ciaż nie