Jesz, pijesz, rozpamiętujesz? - Susan Nolen-Hoeksema - ebook

Jesz, pijesz, rozpamiętujesz? ebook

Nolen-Hoeksema Susan

3,7

Opis

Co jest przyczyną błędnego koła objadania się, nadużywania alkoholu i rozpamiętywania, w które wpada tak wiele kobiet? Dlaczego próbują zagłuszyć negatywne uczucia jedzeniem lub alkoholem?

Uznana psycholożka i ekspertka w dziedzinie psychiki kobiet i depresji Susan Nolen-Hoeksema analizuje, w jaki sposób te trzy problemy, które nazywa „toksycznym trójkątem”  mogą wspólnie stanowić poważne zagrożenie dla zdrowia i równowagi psychicznej. Nawet 80 procent kobiet, które zgłaszają problemy związane z jednym z elementów tego toksycznego trójkąta przyznaje, że cierpi także w związku z pozostałymi dwoma „ramionami” tej niszczycielskiej triady.

Z książki dowiesz się m.in. jak:

– wykorzystać własne mocne strony emocjonalne i osobowościowe

–  pokonać stres spowodowany destrukcyjnym jedzeniem i piciem napadowym oraz rozpamiętywaniem

–  przekuć słabości w mocne strony

– ustanowić nowe realistyczne standardy, dzięki którym zachowasz zdrowie

– unikać pułapek toksycznego trójkąta.

Dzięki empatii oraz racjonalnemu podejściu  Susan Nolen-Hoeksema pomaga kobietom budować skuteczne i zdrowe strategie i wieść życie, na jakie zasługują.

Susan Nolen-Hoeksema

Była profesorem Wydziale Psychologii Uniwersytetu Yale. Jej badania koncentrowały się na depresji i regulacji nastroju. Otrzymała nagrody za badania nad depresją, regulacją nastroju i gender studies, w tym nagrodę David Shakow Early Care Award oraz nagrodę Leadership Award od American Psychological Association. Opublikowała ponad 100 artykułów naukowych i kilkanaście książek, w tym książek naukowych, podręczników i poradników na temat zdrowia psychicznego kobiet. Autorka bestsellera Kobiety, które myślą za dużo.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 286

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (10 ocen)
2
4
3
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
caaarolinee

Nie oderwiesz się od lektury

Dobra książka, fajnie tłumaczy problemy, czasami mialam wrażenie, że autorka pisze o mnie.
00

Popularność




Tytuł oryginału: Eating, Drinking, Overthinking. The Toxic Triangle of Food, Alcohol, and Depression – and How Women Can Break Free
© 2006 by Susan Nolen-Hoeksema. All Rights Reserved © Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Zwierciadło sp. z o.o., Warszawa 2022
Tłumaczenie: Agata Trzcińska-Hildebrandt/Quendi Language Services
Redakcja: Anna Stawińska/Quendi Language Services
Korekta: Mirosława Zybacz/Quendi Language Services
Skład i łamanie: Sylwia Kusz, Magraf s.c., Bydgoszcz
Projekt okładki: Eliza Luty
Ilustracja okładkowa: Ponomariova_Maria/iStock.com
Redaktor inicjująca: Blanka Wośkowiak
Dyrektor produkcji: Robert Jeżewski
Wydawnictwo nie ponosi żadnej odpowiedzialności wobec osób lub podmiotów za jakiekolwiek ewentualne szkody wynikłe bezpośrednio lub pośrednio z wykorzystania, zastosowania lub interpretacji informacji zawartych w książce.
Wydanie I, 2022
ISBN: 978-83-8132-351-2
Wydawnictwo Zwierciadło Sp. z o.o. ul. Widok 8, 00-023 Warszawa tel. 22 312 37 12
Dział handlowy:[email protected]
Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie, w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich.
Konwersja:eLitera s.c.

Pamięci Catherine Nolen

Przedmowa

ZDROWIE PSYCHICZNE KOBIET jest przedmiotem moich zainteresowań i moją pasją od ponad dwudziestu lat. Ogromną część kariery poświęciłam na prowadzenie badań i publikację w pismach naukowych artykułów poświęconych temu zagadnieniu. W 2003 r. przełożyłam te badania na przystępny dla ogółu język w książce Kobiety, które myślą za dużo. Jak się wyrwać z błędnego koła rozpamiętywania i odzyskać własne życie. Opisałam tam zjawisko rozpamiętywania – kobiety wpadają w pułapkę roztrząsania przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, która je paraliżuje i pcha w objęcia depresji.

Od czasu wydania Kobiet, które myślą za dużo, coraz bardziej zaczął mnie martwić szerszy, negatywny kontekst zdrowia psychicznego i dobrostanu kobiet. Rozpamiętywanie i depresja to powszechne i destrukcyjne problemy wśród kobiet – ale nie jedyne. Depresja rzadko kiedy pojawia się bez symptomów zwiastujących kryzys. Na podstawie badań stwierdziłam, że zwykle towarzyszą jej inne objawy, które często wiążą się z jedzeniem i alkoholem.

Objawy depresji, napadowe jedzenie i nadmierne spożycie alkoholu wspólnie potrafią stworzyć przestrzeń tak toksyczną dla kobiet, że nazwałam ją toksycznym trójkątem. Kobiety wpadają w niego na wiele różnych sposobów – niektóre próbują zagłuszyć objawy depresji jedzeniem lub utopić je w alkoholu. Inne oddają się szalonym dietom lub objadają się, co niszczy ich pewność siebie i pcha w otchłań depresji i nadużywania alkoholu, a inne wreszcie piją – albo żeby zadowolić pijących ponad miarę mężczyzn, albo zmniejszyć stres, choć alkohol to dla kobiet prosta droga do depresji, niezdrowego odżywiania i zjawiska jo-jo.

Jesz, pijesz, rozpamiętujesz? Uwolnij się z pułapki zgubnych nawyków pomoże ci zrozumieć twoje miejsce w toksycznym trójkącie. Książka ta nie jest przeznaczona tylko dla kobiet, u których zdiagnozowano już kliniczną depresję, zaburzenia odżywiania czy alkoholizm. Jest także dla tych, które balansują na krawędzi toksycznego trójkąta – mają umiarkowane objawy depresji, wykazują niezdrowe zwyczaje żywieniowe czy zdarza im się dużo pić. Moje badania wykazały, że miliony kobiet prędzej czy później pojawiają się w strefie rażenia tej niszczycielskiej triady. Niestety wykazały także, że nawet łagodne objawy depresji, zaburzeń odżywiania czy nadużywania alkoholu – nie mówiąc już o połączeniu wszystkich trzech – bywają toksyczne dla dobrostanu psychicznego kobiet, ich zdrowia fizycznego, związków i kariery. Kiedy wszystkie trzy elementy toksycznego trójkąta się połączą, potężny wir cierpienia i zachowań autodestrukcyjnych potrafi wciągnąć kobiety do tego stopnia, że bardzo trudno jest im wydostać się z niego samodzielnie.

Ucieczka z niego jest jednak możliwa, a ja pokażę ci sposoby, jak tego dokonać. Można się wydobyć z toksycznego trójkąta, jeżeli przekujesz w mocne strony słabości, które zwiększają twoją podatność na niego. Kobiety są niezwykle wyczulone na emocje – zarówno własne, jak i innych ludzi – i pochłonięte stanem swoich relacji z innymi, ale zdają sobie sprawę, że mogą przez to wpaść w kłopoty. Dzieje się tak, ponieważ koncentracja na uczuciach często prowadzi nas do zachowania, które nazywam mechanizmem stresowym skierowanym do wewnątrz – w sytuacjach stresowych, kiedy chcemy zaradzić problemom, zwracamy się w głąb siebie i przeciw sobie, a nie na zewnątrz. Kobiecą wrażliwość na kwestie emocjonalne i interpersonalne można jednak wykorzystać, by rozwinąć skuteczniejsze i zdrowsze metody radzenia sobie ze stresem. Narzędzia, które ci w tym pomogą, znajdziesz w tej książce.

Jeżeli jesteś bliską osobą lub przyjacielem czy przyjaciółką kobiety schwytanej w pułapkę toksycznego trójkąta, to dzięki tej książce zrozumiesz jego groźny wymiar i dowiesz się, jak pomóc jej się z niego wyrwać. W ostatnim rozdziale pokazuję, jak możemy zacząć działać z wyprzedzeniem – pomagając dziewczętom i młodym kobietom unikać dróg, które wiodą do toksycznego trójkąta.

Jesz, pijesz, rozpamiętujesz? Uwolnij się z pułapki zgubnych nawyków to sygnał alarmowy, który ujawnia, że powiązanie depresji, napadowego jedzenia i nadużywania alkoholu jest u kobiet z jednej strony powszechne, a z drugiej powszechnie ignorowane przez naukowców i opinię publiczną. Książka ta daje nadzieję kobietom schwytanym w pułapkę toksycznego trójkąta, a także ich rodzinom i przyjaciołom. Wyzwolenie się z pułapki jest w zasięgu ręki.

1

Toksyczny trójkąt

„Każdy tydzień Jill, trzydziestoletniej menedżerki ds. obsługi klientów w dużym banku, składał się z dwóch zupełnie różnych części. Kiedy była „na dyżurze” – od poniedziałku rano do czwartku wieczór – ściśle kontrolowała wszystko, co jadła i piła. Śniadanie – jeżeli w ogóle je jadła – ograniczało się do grzanki z odrobiną dżemu (bez masła) i dużej ilości czarnej kawy. Na lunch zawsze jadła malutką, elegancką sałatkę z niskokalorycznym sosem. Kolacje starała się przygotowywać tak skromne i niskotłuszczowe, jak tylko się da – zwykle była to mrożona, dietetyczna przystawka. W te dni w ogóle nie piła alkoholu, nieważne, jak wielką miała na niego ochotę. Nawet kiedy wychodziła z klientami do eleganckich restauracji, zamawiała wodę gazowaną, a do tego czuła się lepsza od otoczenia z powodu swojej abstynencji.

W czwartkowy wieczór jednak odczuwała przemożną ochotę na jedzenie i alkohol. Poczucie kontroli i wyższości, które zdobywała przez cały tydzień dzięki unikaniu jedzenia i napojów wyskokowych, ustępowało miejsca frustracji, tęsknocie i poczuciu porażki. Dlaczego praca nie daje jej większego poczucia spełnienia? Czy jest w stanie poradzić sobie ze stresem związanym z zajmowanym stanowiskiem? Czy kiedykolwiek uda jej się znaleźć faceta i się zakochać? I dlaczego właściwie ma ciągle sobie wszystkiego odmawiać, żeby tylko zachować szczupłą sylwetkę i wyrabiać nadgodziny?

Druga część tygodnia, kiedy Jill nie była „na dyżurze”, zaczynała się powoli w czwartek wieczorem. Wracała z pracy do domu zmęczona, ale wzburzona, rozpaczliwie potrzebując alkoholu. „To tylko jeden kieliszek” – tłumaczyła sobie. „Zasługuję na to po tym koszmarnym tygodniu”. Nalewała sobie kieliszek sauvignon blanc i sączyła go powoli, przeglądając pocztę w oczekiwaniu, aż jedzenie w mikrofalówce będzie gotowe. „Jasna cholera, jeszcze mi się nie chce jeść” – komentowała, kiedy w kieliszku było widać dno. Nalewała kolejny kieliszek, przysięgając sobie w duchu, że to ostatni, na pewno ostatni. Kiedy kolacja była gotowa, a kieliszek pusty, czuła wilczy głód. Nie miała w ogóle ochoty na dietetyczną przystawkę z mikrofali. Chowała podgrzane danie do lodówki i wyjmowała czipsy. „Trochę skrobi pomoże mi wchłonąć alkohol” – powtarzała sobie. Z czipsami w jednej ręce i kolejnym kieliszkiem wina w drugiej padała na kanapę przed telewizorem. Co za ulga! Wreszcie mogła wrzucić na luz i robić to, czego – jak się wydawało – tak bardzo potrzebowały jej umysł i ciało, czyli jeść i pić. Przez resztę czwartkowego wieczoru pochłaniała śmieciowe jedzenie i resztki z lodówki, popijając je kolejnymi kieliszkami wina, a koło północy bez zmysłów padała na łóżko.

Naturalnie następnego dnia czuła się fatalnie. W piątki jednak zwykle nie miała spotkań, mogła więc zamknąć się w gabinecie. Łykając środki przeciwbólowe, krytykowała samą siebie za zachowanie poprzedniego wieczoru.

W piątkowy wieczór jednak była gotowa na imprezę. W końcu był weekend, dwa dni bez pracy – nie miała zamiaru marnować ani minuty. Od piątkowego happy hour z kolegami z pracy przez imprezę w sobotę wieczorem po spotkanie przy meczu w niedzielę Jill szalała, ile się dało. Jadła wszystko, na co miała ochotę – hamburgera z frytkami, fettucine Alfredo, wszystko, czego nie pozwalała sobie skosztować podczas tygodnia. No i piła. Alkohole wysokoprocentowe, piwo, wino – na co tylko miała ochotę.

W poniedziałek rano znów była „na dyżurze”, owładnięta wstydem i pogardą dla samej siebie. Dlaczego funduje swojemu ciału taką huśtawkę? Powinna przestać, powinna lepiej kontrolować to, co je i pije. Czuła się brudna, wadliwa, chora.

JILL NIE JEST CHORA, ale znajduje się w niebezpiecznej pułapce, w którą co roku wpadają miliony kobiet. Toksyczny trójkąt to miejsce, gdzie spotykają się trzy problematyczne zachowania, w coraz większym stopniu dotyczące kobiet – naprzemienne objadanie się i rygorystyczna dieta, nadużywanie alkoholu oraz samokrytyka i rozpacz. Każde z nich jest samo w sobie szkodliwe. Objadanie się i głodzenie odbijają się na zdrowiu i zwiększają ryzyko zapadnięcia na szereg poważnych schorzeń. Nadużywanie alkoholu potrafi obrócić w pył związki interpersonalne i karierę, a przy tym także szkodzi zdrowiu. Z kolei niska samoocena, smutek i apatia powstrzymują nas w życiu, blokują aktywność, wpędzają w poczucie winy.

Miliony kobiet balansują na krawędzi depresji, zaburzeń odżywiania i nadużywania alkoholu. Kilka kroków na drodze do zaburzeń odżywiania – nazywają odmawianie sobie wszystkiego „dietą” lub co jakiś czas wymiotują po posiłku, bo „leżał na żołądku”. Eksperymentują, ile mogą wypić, zanim zaczną bełkotać. Pozwalają sobie na dzień czy dwa w łóżku, nurzając się w pełnych gniewu rozmyślaniach o sobie i innych albo zamykają się w sobie i nie myślą o niczym.

Te parę kroków jest bardzo zdradliwe. Początkowo ledwo-ledwo przechodzimy granicę i szybko się wycofujemy, ale kusi nas wizja powrotu. Objawy tego zachowania bywają przyjemne – to taka ulga, móc jeść i pić, co się chce, albo schować się pod kocem. Po jakimś czasie jednak znajdujemy się w strefie zagrożenia zaburzeniami odżywiania, alkoholizmem albo depresją, tyle że teraz znacznie częściej i na dłużej. Nasze objawy, niegdyś łagodne i okazjonalne, stają się umiarkowane i częstsze.

Bardziej niebezpieczny od każdego z tych trzech obszarów jest jednak punkt ich przecięcia – toksyczny trójkąt. Objawy depresji, abnormalne nawyki żywieniowe i nadużywanie alkoholu rzadko kiedy występują samodzielnie. Nawet 80 procent kobiet, które zauważają u siebie jeden z objawów, poddaje się także jednemu z pozostałych. Punkt styczności wszystkich trzech to wir dezorientujących i autodestrukcyjnych emocji i działań. Kobieta złapana w pułapkę toksycznego trójkąta potrafi płynnie przejść od paraliżującego smutku do będącego efektem kontroli odżywiania poczucia siły po wstyd i frustrację spowodowane utratą tej kontroli, a dalej do ulgi, kiedy znieczuli się alkoholem czy objadaniem. Mogą jej próbować pomóc członkowie rodziny i przyjaciele, ale ich interwencje ukierunkowane są na różne cele. Jednego dnia taka kobieta nie chce wstać z łóżka i iść do pracy, kiedy indziej wydaje się w lepszym stanie, ale dużo pije. Jeszcze kolejnego zarzeka się, że przestała pić, ale gwałtownie traci (albo zyskuje) na wadze.

Dlaczego nie potrafimy rozpoznać toksycznego trójkąta?

Zjawisko toksycznego trójkąta jest często spotykane u kobiet i zatruwa ich życie, ale w dużym stopniu ignorują je zarówno laicy, jak i specjaliści w dziedzinie zdrowia psychicznego. Dlaczego tak się dzieje? Z jednej strony jest to efekt przekonania, że łagodne lub umiarkowane objawy depresji, zaburzeń odżywiania czy nadużywania alkoholu są u dzisiejszych kobiet „typowe” i nie są specjalnie niebezpieczne.

Pocieszamy się, mówiąc: „Może i piję, ale nie za dużo”, czy „Każda kobieta, którą znam, ciągle jest na diecie albo ją rzuca – wcale się od nich nie różnię”, albo „Nie jestem zadowolona z tego, jak wygląda teraz moje życie, ale nie mam depresji – depresja to choroba i trzeba brać leki, by się z niej wyzwolić”.

Kluczowym wnioskiem z mojego badania oraz innych prowadzonych niedawno badań jest to, że umiarkowane – czyli subkliniczne – formy zaburzeń odżywiania, nadużywania alkoholu i depresji są same w sobie ogromnie toksyczne i niebezpieczne. Osłabiają zdrowie fizyczne i psychiczne kobiet, upośledzają ich zdolność codziennego funkcjonowania i otwierają drzwi poważniejszym symptomom w późniejszym okresie.

Kolejny powód, dla którego toksyczny trójkąt przyciąga niewystarczająco dużo uwagi, to ten, że łatwiej się skupić na jednym problemie naraz. Naukowcy badają zwykle depresję albo zaburzenia odżywiania albo alkoholizm, ale rzadko kiedy dwa lub więcej zaburzeń jednocześnie. Co więcej, mamy tendencję do myślenia linearnego – jeden czynnik powoduje kolejny, ten kolejny i tak dalej. Jeżeli więc jedna osoba przejawia dwa lub więcej zaburzeń, to uważamy, że jedno z nich musiało spowodować pozostałe. Specjaliści zdrowia psychicznego i laicy uważają w szczególności, że jeżeli kobieta ma jednocześnie depresję i zaburzenia odżywiania albo nadużywa alkoholu, to przyczyną nadmiernego jedzenia i picia jest właśnie depresja. Czasem tak bywa, ale nie zawsze. Zaburzenia odżywiania czy nadużywanie alkoholu często poprzedzają depresję. Co więcej, zaradzenie depresji w drodze terapii często nie kończy naprzemiennych diet i objadania się czy nadmiernego spożycia alkoholu.

Toksyczny trójkąt to coś znacznie bardziej skomplikowanego niż jeden problem wynikający z kolejnego. To obszar, w którym objawy depresji, zaburzeń odżywiania i nadużywania alkoholu się intensyfikują i wzajemnie wzmacniają. Do toksycznego trójkąta prowadzi wiele dróg. Niektóre kobiety trafiają tam za pośrednictwem depresji, inne poprzez objadanie się czy odmawianie sobie jedzenia, a jeszcze inne przez alkohol. Kiedy już jednak się w nim znajdą, bardzo trudno jest im się z niego wydostać.

To nasza wina: kobiecy mechanizm stresowy skierowany do wewnątrz

U podstaw kobiecej podatności na toksyczny trójkąt leży skłonność do reagowania na stres w sposób, który nazywam mechanizmem stresowym skierowanym do wewnątrz. W obliczu trudnej sytuacji kobiety szukają kontroli lub zmiany w sobie, zamiast skupić się na otoczeniu i osobach, które powinny się zmienić. Podczas gdy mężczyźni zwykle traktują stres jako zjawisko zewnętrzne – za własne negatywne uczucia i trudne okoliczności obwiniają otoczenie – kobiety go internalizują i zamykają w swoich ciałach i umysłach. Kiedy coś złego przydarza się kobiecie, zwykle analizuje ona każdy aspekt problemu – jaki ma wobec niego stosunek, jak do niego doszło i jakie ma on znaczenie i konsekwencje dla niej i bliskich. Kobiety są bardzo świadome tego, jak ich ciała reagują na stres – napięciem, wzburzeniem, apatią czy poczuciem braku kontroli w reakcji na trudności. W efekcie są bardzo podatne na impuls, by zrobić cokolwiek, aby tylko zamienić reakcję cielesną na sytuację stresową.

Aby pokonać własne uczucia, wiele kobiet zachowuje się w sposób autodestrukcyjny. Niektóre się objadają, inne odmawiają sobie jedzenia, bo poczucie siły i kontroli, które jest tego owocem, daje im satysfakcję. Jeszcze inne piją alkohol lub biorą leki uspokajające, by się znieczulić. Inne z kolei po prostu wirują w kręgu swoich uczuć i myśli, rozpamiętując wydarzenia z przeszłości, martwiąc się o przyszłość, sparaliżowane przytłaczającym poczuciem bezsilności.

Mechanizm stresowy skierowany do wewnątrz przyjmuje wiele form, ale każda z nich zakłada zarządzanie sobą w pozbawionej sensu próbie zaradzenia sytuacjom zewnętrznym. Czując, że w chwili obecnej nic nie jesteś w stanie zrobić ze swoimi problemami, zwracasz się do wewnątrz i skupiasz na tym, co czujesz i myślisz w odniesieniu do tych problemów. Nie wszystkie formy mechanizmu stresowego skierowanego do wewnątrz są autodestrukcyjne. Zastosowanie odpowiednich strategii, które pomagają opanować lęk – na przykład ćwiczeń oddechowych – pozwala rozjaśnić myśli i jest bardzo elastyczną formą tego mechanizmu.

Kiedy jednak mechanizm stresowy skierowany do wewnątrz wiąże się z krzywdzeniem samej siebie lub przeszkadza ci w produktywnym działaniu, by poradzić sobie z problemami, staje się niebezpieczny i uniemożliwia normalne funkcjonowanie. Może wręcz wepchnąć cię w toksyczny trójkąt – depresję, objadanie się albo odmawianie sobie jedzenia i nadużywanie alkoholu. Bywa, że mechanizm stresowy skierowany do wewnątrz prowadzi do depresji, ponieważ potęguje uczucie bezsilności i uniemożliwia ci podjęcie działania, by pokonać faktyczne źródła problemów. Z drugiej strony może wywoływać objawy zaburzeń odżywiania, bo sprawia, że koncentrujesz się na kontroli (lub jej braku) nad własnym ciałem zamiast na sposobach, w jakie możesz zmienić daną życiową sytuację. Na koniec wreszcie może prowadzić do nadużywania alkoholu i innych substancji psychoaktywnych, bo są one łatwym sposobem ucieczki przed trudnymi myślami i uczuciami.

Tak się niestety składa, że kiedy kobieta wpadnie w pułapkę toksycznego trójkąta, to objawy depresji, zaburzeń odżywiania i nadużywania alkoholu wywołują utrwalający się syndrom, którego intensywność tylko rośnie. Depresja prowadzi do prób eskapizmu, a wiele kobiet ucieka przed problemami w jedzenie czy alkohol. One jednak tylko nasilają depresję. Cykl objadania się i picia zmienia sposób metabolizowania pokarmu i napojów przez ciało. Kiedy się już zacznie, sam się napędza i trudno go przerwać.

Dobra wiadomość jest taka, że jesteśmy w stanie uwolnić się z tej pułapki. Ta książka pomoże ci zrozumieć, jak ta niszczycielska triada powstaje, a także wykorzystać tę wiedzę, by wyzwolić się spod jej wpływu. Widoczna u kobiet tendencja skupienia na sobie rozwija się, ponieważ wsłuchujemy się we własne emocje oraz w emocje i potrzeby innych ludzi. To wyczulenie można wykorzystać do rozpoznania i zrozumienia źródeł naszego stresu, a także wypracowania skuteczniejszych sposobów radzenia sobie z czynnikami stresowymi. Stresu nie trzeba internalizować i nie trzeba go wyładowywać na własnym ciele i umyśle – możesz się nauczyć, jak wypracowywać rozwiązania, które prowadzą do równowagi między naszymi wartościami z jednej strony a potrzebami i dobrem osób dla nas ważnych.

Trzy drogi do toksycznego trójkąta

Każda z trzech dróg, które prowadzą do toksycznego trójkąta, ma cechy charakterystyczne, które przyciągają ofiary. Opiszę tu każdą z nich, aby pomóc ci się zorientować, jak każda z nich wygląda i jak zmienia się w sytuację bez wyjścia.

„Już mi po prostu nie zależy”

Depresję można nazwać „przeziębieniem naszych czasów”[1]. W ostatnich latach widoczna jest rosnąca liczba zachorowań. Badacze Myrna Weissman i Gerald Klerman z Uniwersytetu Columbia przeanalizowali dane z wielu badań i stwierdzili, że u osób urodzonych w drugiej połowie XX wieku prawdopodobieństwo wystąpienia depresji jest znacznie większe, niż u urodzonych do 1950 r.[2] Zasugerowano wiele różnych wyjaśnień tego efektu pokoleniowego – starsi ludzie mogą po prostu nie pamiętać okresu, kiedy mieli depresję, więc mówią, że jej nie mieli; z drugiej strony, pewne cechy naszej rzeczywistości – brak silnych więzów rodzinnych i społecznych, próżnia wartości i materializm – mogą zwiększać podatność na depresję, szczególnie u młodych osób.

Co to w zasadzie jest depresja? Słowo to stosowane jest obecnie tak swobodnie – tak jak stres – że powszechnie uważa się ją za ogólne poczucie apatii i dyskomfortu psychicznego. Psychologowie i psychiatrzy jednak wiążą z depresją listę określonych objawów.

Podstawowym objawem emocjonalnym depresji jest smutek. Czujesz przygnębienie, jak w przypadku utraty, jakby na twoich barkach spoczywał ogromny ciężar. Niektóre osoby cierpiące na depresję czują nie tyle smutek, co mają wrażenie, że ich emocje zanikły i nic już nie potrafią czuć. Po prostu biernie rejestrują rzeczy, które niegdyś sprawiały im przyjemność. Oglądają ulubiony film – ten, który wcześniej zawsze wywoływał uśmiech na ich twarzach – i nie są w stanie dostrzec ani usłyszeć tego, co dawniej im się w nim podobało. W rozmowie z zaufanym przyjacielem zamiast ulgi i pokrzepienia czują się nijacy i pozbawieni życia. W ogóle im na niczym nie zależy.

Fizyczne objawy depresji są często mylące, ponieważ potrafią przeskakiwać z jednego ekstremum do drugiego. Osoba pogrążona w depresji może chcieć cały czas spać – albo nie może spać w ogóle. Może czuć się zmęczona, spowolniona, ociężała i apatyczna albo podenerwowana i wzburzona.

W depresji możesz obwiniać się za różne rzeczy i widzieć wszystko w czarnych barwach. Możesz mieć wrażenie, że w ogóle nie jesteś w stanie myśleć – twoja zdolność koncentracji i uwagi zanikła, podobnie jak umiejętność podejmowania decyzji. Pisarka i badaczka Kay Redfield Jamison opisała to uczucie następująco: „To tak, jakby mój umysł zwolnił i wypalił się do tego stopnia, że dosłownie do niczego się nie nadaje”[3].

Co czwarta kobieta na pewnym etapie życia doświadcza objawów depresji na tyle poważnych, że kwalifikują się do zdiagnozowania ciężkiej depresji – jednej z najostrzejszych jej form[4]. Łagodniejsze objawy depresji – niekwalifikujące się do diagnozy psychiatrycznej, ale i tak uciążliwe – doskwierają kobietom przynajmniej raz na jakiś czas. W jednym z moich badań oceniałam objawy depresyjne u około 1300 dorosłych osób (po połowie mężczyzn i kobiet). Nie zwrócili się oni o pomoc w związku z depresją czy innymi problemami psychologicznymi – była to po prostu przypadkowa próba osób z różnych grup społecznych. Ponad jedna trzecia kobiet przyznała, że w terminie prowadzenia badania przejawiała pięć lub więcej objawów depresji. Choć liczba objawów może się wydawać zaskakująco wysoka, potwierdzają ją inne badania przeprowadzone na ogóle populacji w USA, Europie, Australii i Nowej Zelandii.

Wydaje się, że podatność kobiet na objawy depresji sięga zenitu w okresie wczesnej młodości – wykazałam to w badaniu prowadzonym we współpracy z psycholog Jean Twenge z Uniwersytetu Stanowego San Diego. Dzięki tak zwanej metaanalizie połączyłyśmy dane z ponad 300 badań objawów depresji u dzieci i nastolatków, by zbadać ich występowanie u dziewcząt i chłopców na przestrzeni czasu. Odkryłyśmy, że do wieku około 13 lat prawdopodobieństwo ich wystąpienia jest równe u dziewcząt i u chłopców, ale w wieku od około 13 do 15 lat częstość występowania objawów u dziewcząt gwałtownie rośnie, podczas gdy u chłopców utrzymuje się na zasadniczo niezmiennym poziomie, a wręcz nieco spada.

Depresja to najpowszechniejsza droga wiodąca do toksycznego trójkąta, ale można się w nim znaleźć także w inny sposób. Depresja u kobiet rzadko kiedy występuje samodzielnie – najczęściej towarzyszą jej zachowania, które pozwalają kobietom na krótki czas uciec przed depresją, ale które w dłuższej perspektywie ją nasilają i pogłębiają.

„Nie powinnam była tego jeść”

Czy poniższe stwierdzenia nie brzmią znajomo?

• Mam za duży brzuch.

• Jem, kiedy się denerwuję.

• Opycham się.

• Chyba przejdę na dietę.

• Mam za szerokie biodra.

• Mam straszne poczucie winy, kiedy się objem.

• Boję się przytyć.

• Jeśli przytyję pół kilo, to boję się, że będę tyć dalej.

• Jem i piję w ukryciu.

• Czuję się gruba, nawet kiedy inni mówią, że wyglądam szczupło.

• Monitoruję nawet najmniejsze zmiany wagi.

• Kiedy nie mogę się powstrzymać, to jem bez opamiętania.

Psycholog Peter Lewinshohn z Oregon Research Institute wraz z grupą współpracowników zapytał 1056 młodych dorosłych, jak często towarzyszą im takie myśli o jedzeniu i własnym ciele[5]. Raczej nie będzie dla ciebie niespodzianką, że tego rodzaju myśli są znacznie częstsze u kobiet, niż u mężczyzn. Wiele kobiet – być może nawet większość z nich – poświęca sporo czasu na zamartwianie się swoją wagą, tym, co jadły, a czego nie i tym, co mogą jeść, a czego im nie wolno. Objadanie się i nadmiernie restrykcyjne diety są zjawiskiem codziennym – 32 procent kobiet w wieku uniwersyteckim przyznaje, że objada się przynajmniej dwa razy w miesiącu, a 45 procent kobiet mówi, że ciągle się odchudza.

Wzburzenie emocjonalne często pcha kobiety do jedzenia, objadania się i nadmiernego przejmowania się swoim ciałem. W jednym z moich badań zapytałam kobiety młode (25–35 lat) oraz w średnim wieku (45–55 lat), jak sobie radzą, kiedy są smutne, przygnębione, zaniepokojone lub ogólnie zestresowane. Jedną z najczęstszych odpowiedzi w obu grupach wiekowych w badaniu było: „Jem”. Co czwarta młoda kobieta i co trzecia kobieta w średnim wieku stwierdziły, że jedzą – czekoladę i inne słodycze, czipsy, wszystko, co wpadnie im w ręce – zawsze albo prawie zawsze, kiedy są zdenerwowane. Mniejszy, ale wciąż spory odsetek respondentek (14 procent młodych kobiet i 16 procent kobiet w średnim wieku) przyznało się do objadania się, kiedy są przygnębione[6].

Podobnie jak depresja, obsesja na tle wagi, sylwetki i diety rozpoczyna się na wczesnym etapie życia. Ponad 70 procent dziewczynek w wieku 10 lat było już na diecie[7]. Po osiągnięciu wieku dojrzewania dziewczynki są szczególnie niezadowolone ze swoich ciał – zwłaszcza gdy przemiana fizyczna zaczyna się u nich rok czy dwa wcześniej, niż u koleżanek[8]. Mówią, że czują się grube i nie wyglądają jak modelki z internetu. Jako że ich samoocena często jest blisko powiązana z figurą i wagą, już w tym wieku ich podejście do samych siebie staje się nagle negatywne. W efekcie mogą eksperymentować z drakońskimi dietami, aby tylko odzyskać kontrolę nad wagą.

U niektórych kobiet lęki na tle jedzenia i wagi są tak przytłaczające, że wykształcają w sobie zaburzenia odżywiania. W takiej właśnie sytuacji znalazła się moja studentka – nazwijmy ją Hillary.

„Hillary zawsze była perfekcjonistką. W szkole średniej miała same piątki, a do tego była doskonałą skrzypaczką. Występowała na recitalach i koncertach przed dużą widownią, od kiedy skończyła dziesięć lat. Na studia poszła już jako siedemnastolatka.

Mocnym punktem Hillary były jednak diety. Przy wzroście 156 cm ważyła 50 kilogramów. Na pierwszą dietę poszła w piątej klasie podstawówki, kiedy przerosła koleżanki i zaczęła czuć się „duża”. W trzeciej klasie liceum postanowiła podjąć bardziej drastyczne środki, by schudnąć. Zaczęła od zmniejszenia ilości przyswajanych kalorii o połowę. Zrzuciła parę kilo, ale nie na tyle szybko, by była zadowolona, ograniczyła się więc do 500 kalorii dziennie. Do tego dołożyła rygorystyczny program treningowy w biegach przełajowych. W ciągu dnia nie pozwalała sobie jeść, póki nie przebiegła przynajmniej 15 kilometrów. Wtedy zjadała trochę warzyw i garść płatków Cheerios. W ciągu dnia jadła odrobinę warzyw i owoców, ale zwykle czekała, aż będzie tak głodna, że kręciło jej się w głowie. Schudła do 45 kilogramów i zatrzymała jej się miesiączka. Wprawdzie matka Hillary martwiła się, jak mało jej córka je, ale ponieważ sama miała tendencje do nadwagi, to nie zniechęcała Hillary do diet.

Kiedy nadszedł czas na studia, Hillary była podekscytowana, ale także czuła obawę – nie była pewna, czy uda jej się utrzymać najlepsze oceny. Podczas pierwszej sesji egzaminacyjnej miała prawie same piątki – i jedną czwórkę. Czuła się bardzo słaba i przegrana, jakby straciła kontrolę. Nie była też zadowolona z życia towarzyskiego – w połowie pierwszego semestru nie miała się specjalnie czym pochwalić w tym zakresie. Hillary uznała, że na pewno wszystko wyglądałoby lepiej, gdyby jeszcze schudła, ograniczyła się więc do dwóch jabłek i garści Cheerios dziennie. Do tego codziennie pokonywała biegiem 24 kilometry. Pod koniec semestru jesiennego ważyła 40 kilo. Była też permanentnie zmęczona, nie mogła się skupić i zdarzało jej się zemdleć. Kiedy jednak patrzyła lustro, widziała grubą, pospolitą dziewczynę, która musi schudnąć[9].

Proces głodzenia się przez Hillary był na tyle poważny, że zdiagnozowano u niej anoreksję – jeden z trzech rodzajów zaburzeń odżywania uznawanych przez psychologów i psychiatrów (pozostałe to bulimia i żarłoczność psychiczna). Kobiety cierpiące na anoreksję głodzą się do tego stopnia, że ich waga potrafi spaść o 15 albo więcej procent poniżej normalnej masy dla ich wzrostu, ale i tak czują się grube. Ich samoocena jest w pełni uzależniona od nadmiernej chudości.

Z kolei w przypadku bulimii i żarłoczności psychicznej kobiety (zaburzenia te ponownie stwierdzane są częściej u kobiet) jedzą zbyt wiele. Dodatkowo w przypadku bulimii (ale nie żarłoczności psychicznej) starają się usunąć z organizmu zjedzone pożywienie ze wstydu lub strachu, że przytyją. Najczęstszą metodą jest prowokowanie wymiotów, ale także stosowanie środków przeczyszczających. Niektóre kobiety dodatkowo wykonują wyczerpujące ćwiczenia fizyczne, by ustrzec się przed wzrostem masy.

Co to znaczy objadać się? Technicznie uważa się, że oznacza to zjedzenie ilości jedzenia większej, niż większość ludzi zjada w krótkim czasie, na przykład w ciągu godziny albo dwóch[10]. Skala objadania się różni się w zależności od osoby. Średnio jest to 1500 kalorii jednorazowo, ale w około jednej trzeciej przypadków bywa to zaledwie 600 kalorii, a w kolejnej jednej trzeciej ponad 2000 kalorii. Dla niektórych kobiet już jeden kawałek ciasta to obżarstwo. Zjawisko objadania się cechuje się jednak u wszystkich dotkniętych nim osób poczuciem braku kontroli nad jedzeniem i przymusem jedzenia mimo braku głodu.

Choć większość dziewcząt i kobiet nie przekracza granicy zaburzeń odżywiania, to i tak poświęca dnie i noce na analizowanie, ile zjadły, ile jedzą ich przyjaciółki, i oceniając własną wartość na podstawie umiejętności kontrolowania tego, co nabijają na widelec. We wspomnianym wcześniej badaniu poprosiłam respondentki, by oceniły, na ile ważne jest dla nich, by wyglądać dobrze dla innych, a na ile – by ich ciało było zdrowe i w formie. Aż 40 procent młodych kobiet i 31 procent kobiet w średnim wieku stwierdziło, że wygląd jest dla nich ważniejszy, niż zdrowe funkcjonowanie organizmu.

Można by pomyśleć, że kobiety, które bardziej martwią się swoim wyglądem niż zdrowiem, będą szczególnie uważnie podchodzić do tego, co jedzą. Paradoksalnie jednak kobiety, które były bardziej przejęte tym, jak wyglądają, były też bardziej skłonne do objadania się w sytuacjach stresowych niż respondentki, które mniej martwiły się tym, jak wyglądają. Wydaje się, że u kobiet tendencja do radzenia sobie z emocjami poprzez zrobienie czegoś z ciałem – w tym przypadku objadanie się – jest tak silna, że nawet te, które nadmiernie zajmują się swoim wyglądem w nerwach stosują mechanizm stresowy skierowany do wewnątrz.

„Wcale znowu tak dużo nie piję”

Związane z piciem alkoholu problemy u kobiet są w dużym stopniu ignorowane – w pewnym stopniu dlatego, że nauczono nas, że dotykają częściej mężczyzn niż kobiety. Owszem, mężczyźni piją więcej niż kobiety i częściej diagnozuje się u nich alkoholizm. Badania o zasięgu krajowym sugerują jednak, że pije około 60 procent kobiet, a co jeszcze bardziej zaskakujące, każdego miesiąca 13 procent kobiet w USA oddaje się piciu napadowemu (binge drinking), czyli przyswaja pięć lub więcej porcji alkoholu w ciągu kilku godzin. Statystyki wskazują także, że 20 procent kobiet przejawia objawy nadużywania alkoholu, a u 10 procent wzorzec picia jest tak intensywny, że na pewnym etapie życia może u nich zostać zdiagnozowany alkoholizm.

W powszechnym mniemaniu alkoholik to ktoś, kto wpada w ciąg trwający dni czy całe tygodnie, pochłaniając litry wódki, skrzynki piwa i hektolitry wina w ciągu jednego wieczoru. Te historie – choć martwiące – przynoszą nam również ulgę, ponieważ stawiają nasze własne zwyczaje w tym zakresie w innym świetle. „Uff, na pewno nie jestem alkoholiczką – nigdy aż tyle nie wypiłam!”.

Zaskoczy cię może, że zgodnie z najnowszymi wytycznymi dietetycznymi amerykańskich agencji rządowych kobieta nigdy nie powinna pić więcej niż jedną porcję alkoholu dziennie. „No i co z tego, przecież nie piję codziennie, więc kiedy już piję, mogę się napić więcej niż kieliszek wina” – być może to właśnie sobie pomyślałaś. Ostatnie badania wskazują jednak, że „intensywne picie napadowe” – trzy do czterech porcji alkoholu kilka wieczorów w tygodniu – szkodzi zdrowiu kobiety znacznie bardziej, niż kieliszek czy dwa wina każdego wieczora.

Ile kobieta może wypić, nim zostanie zdiagnozowana jako „alkoholiczka”? Prawdę mówiąc, diagnoza alkoholizmu nie ma nic wspólnego z ilością spożywanych napojów wyskokowych. Zależy raczej od konsekwencji spożycia alkoholu – w pracy, w relacjach towarzyskich i na twoje zdrowie fizyczne. Oznaki związanych z alkoholem zaburzeń to między innymi częste absencje w pracy lub trudności z ukończeniem projektu, zaniepokojenie rodziny i przyjaciół albo wyrzuty, że nie kontrolujesz spożycia alkoholu, a wreszcie picie nawet wtedy, gdy lekarz sugeruje, że czas przestać. Ponieważ kryteria diagnozy są subiektywne, czasem trudno jest stwierdzić, kiedy dana osoba przekroczyła granicę – tym bardziej że kobiety i dziewczyny ukrywają kłopoty, które przeżywają w związku z piciem, lub po prostu o nich nie mówią. Weźmy na przykład 57-letnią Vicki, gospodynię domową i matkę trójki dzieci.

„Dzieci Vicki są już dorosłe, studiują albo pracują, mają własne rodziny i swoje sprawy. W efekcie Vicki nie widuje ich tak często, jak by chciała. Od kiedy wyprowadziło się jej najmłodsze dziecko, czuje się zagubiona i porzucona, niepewna, czy osiągnęła w życiu tyle, ile powinna. Pozbawiona motywacji, by znaleźć pracę czy spróbować czegoś nowego, Vicki czuje się po prostu ogromnie przytłoczona, a uczucie to nie znika nigdy na dłużej niż godzinę czy dwie.

Alkohol zawsze był częścią dorosłego życia Vicki – aperitif przed kolacją, wino do kolacji i koktajle w weekendy w klubie. W ciągu ostatnich paru lat zauważyła, że zaczyna jej szumieć w głowie po znacznie mniejszej ilości alkoholu, niż kiedyś. Powtarzała sobie, że powinna ograniczyć picie, ale kiedy z Tomem, swoim mężem, sączą aperitif przed kolacją, czuje się nieco mniej samotna i przygnębiona, niż w ciągu dnia, więc w dalszym ciągu wypija kilka kieliszków przed posiłkiem. Do tego Tom zwykle otwiera butelkę wina do posiłku. Teraz, kiedy stać ich już na dobre wino, Vicki nie chce go sobie odmawiać i zwykle wypija przypadającą na nią połowę butelki. Kiedy nadchodzi wieczór, jest już na wystarczającym rauszu, by zasnąć na kanapie – bywa, że budzi się tam o 4 nad ranem. Rano często odpuszcza sobie trening w klubie, bo nie ma siły pójść na aerobik.

Smutek, apatia, brak motywacji i kłopoty ze snem Vicki nasiliły się w ostatnich miesiącach do tego stopnia, że czasem całe dnie spędza w łóżku. Uważa, że picie może nasilać objawy depresji. Trudno jest jej jednak wyrzec się alkoholu całkowicie – tym bardziej że ta chwila każdego wieczora, kiedy siada z Tomem przy kieliszku, przynosi jej nieco ulgi.

Vicki trudno uznać za alkoholiczkę w klasycznym rozumieniu tego słowa – nie pije naraz ogromnych ilości alkoholu, ogranicza się do kolacji z mężem i nie włóczy się po ulicy w pijackim stuporze. Jej objawy mogą się jednak kwalifikować jako uzależnienie od alkoholu – to techniczna etykietka alkoholizmu. Często pije więcej, niż własnym zdaniem powinna. Choć sama sobie mówi, że powinna ograniczyć alkohol, to tego nie robi. Kilka razy w tygodniu ma rano kaca. Podobnie jak wiele kobiet Vicki realizowała ten schemat przez wiele lat, chociaż nikt – w tym ona sama – nigdy nie wziął nawet pod uwagę, że może cierpieć na poważne zaburzenie psychiatryczne.

Krępujące więzy

Depresja, zaburzenia odżywiania czy picie napadowe mogą występować jako indywidualne problemy, ale znacznie częściej pojawiają się w połączeniu, ponieważ wszystkie trzy związane są z ukierunkowanym do wewnątrz mechanizmem stresowym kobiet. Powiązania te wyszły na jaw po raz pierwszy w badaniu środowiskowym, które wspomniałam wcześniej w tym rozdziale. Mierzyłyśmy intensywność mechanizmu stresowego skierowanego do wewnątrz, pytając respondentów, czy radzą sobie ze stresującymi sytuacjami „rozmyślając o danej sytuacji i pragnąc, by wydarzenia potoczyły się lepiej”, „rozmyślając o tym, jak są zdenerwowani”, „kipiąc ze zdenerwowania, ale nie pokazując tego po sobie” czy „zachowując własne uczucia dla siebie”. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni, którzy uzyskali wysokie wyniki w tym pomiarze, przejawiali intensywniejsze objawy depresji, a w nerwowych sytuacjach z większym prawdopodobieństwem tłumili uczucia jedzeniem czy alkoholem. Co więcej, kobiety był zasadniczo znacznie bardziej podatne na mechanizm stresowy skierowany do wewnątrz niż mężczyźni.

Powiązania między mechanizmem stresowym skierowanym do wewnątrz a toksycznym trójkątem stają się widoczne już na etapie wczesnej młodości. W niedawnym badaniu nastoletnich dziewcząt odkryłam wraz z zespołem, że u respondentek, które stosowały mechanizm stresowy skierowany do zewnątrz, w okresie trzech lat można było zaobserwować więcej objawów depresji, bulimię i nadużywanie substancji psychoaktywnych, niż u tych, które tego nie robiły.[11]

Jak właściwie skierowany do wewnątrz mechanizm stresowy prowadzi do depresji, niezdrowych nawyków żywieniowych i ciągów alkoholowych? Jeżeli wszystkie zmartwienia i własne odczucia wobec sytuacji, które je powodują, kierujemy do wewnątrz, to rozpoczynamy reakcję łańcuchową, która może doprowadzić do paraliżującej depresji[12]. Powiedzmy, że rozpamiętujesz jedno poważne zmartwienie czy problem w swoim życiu – analizujesz je, zastanawiasz się, co dla ciebie znaczą i jak bardzo cię przytłaczają, a być może uważasz także, że powinnaś coś w związku z nimi zrobić. Im więcej jednak rozmyślasz, tym twój problem staje się większy – jak tocząca się kula śniegowa. Następnie ten konkretny problem przypomina ci o innym, więc zaczynasz analizować także i jego. Pojawiają się myśli o innych problemach i w szybkim tempie zasypuje cię cała lawina. Nawet jeżeli udało ci się wymyśleć rozwiązanie oryginalnego problemu, to teraz czujesz już takie przytłoczenie tymi, które pojawiły się w jego miejsce, że nie jesteś w stanie działać. Chowasz się skulona, zgnieciona i przyduszona masą swoich zmartwień.

Niektóre kobiety próbują wyrwać się z tej lawiny negatywnych emocji poprzez jedzenie. Objadanie się na pewien czas zagłusza smutek i rozpacz, albo gniew wobec innych, którego nie wolno ci okazać[13]. Psycholog Eric Stice z University of Texas w Austin przez dwa lata monitorował zachowania grupy nastolatek pod kątem symptomów, które mogą prognozować objadanie[14]. Zauważył, że u dziewcząt, które jadły pod wpływem emocji – kiedy czuły stres lub próbowały poprawić sobie humor – prawdopodobieństwo pojawienia się chronicznego objadania w ciągu dwóch lat było znacznie wyższe.

Jedną z najsłynniejszych ofiar schematu objadania się (i późniejszych wymiotów) była księżna Walii Diana. Od wielu lat wiadomo było, że jej małżeństwo z księciem Karolem przeżywało trudne chwile. W 1995 r. Diana zszokowała rodzinę królewską i opinię publiczną swoim wywiadem dla BBC, w którym otwarcie poruszyła temat bulimii:

„Miałam bulimię przez wiele lat. To potajemna choroba. Sami ją u siebie wywołujemy (...) Napełniamy żołądek cztery czy pięć razy dziennie – niektórzy częściej – i daje nam to poczucie komfortu. To jakby ktoś nas przytulił, ale to wrażenie jest krótkotrwałe. Potem czujemy obrzydzenie wobec rozdętego żołądka i próbujemy zwymiotować jego zawartość. To powtarzalny schemat, który jest bardzo destrukcyjny.

Trzeba przyznać, że życie Diany było niezwykłe według wszelkich standardów, ale rozwój jej bulimii przejawia te same powszechnie występujące prawidłowości. Miała objawy depresji, ale ponieważ czuła presję, by nie okazywać słabości – nawet wobec najbliższej rodziny – bulimia stała się dla niej mechanizmem wyładowania negatywnych emocji, dodatkowo obniżając jej samoocenę i poczucie kontroli.

Objadanie się, by uciszyć negatywne uczucia, nazywa się czasem samoleczeniem. Czynność jedzenia na pewien czas odwraca uwagę od kłopotów i powoduje lepsze samopoczucie. Podobnie jednak jak w przypadku Diany, konsekwencje objadania się – wrażenie rozdęcia, wzrost masy ciała i wstyd związany z utratą kontroli – mszczą się na chorych i intensyfikują negatywne uczucia, które leżały u podstaw objadania. Zaczynają więc znowu się objadać, by uciec przed tymi uczuciami – tak właśnie powstaje błędne koło objadania się i pogardy wobec samych siebie.

Dla celów samoleczenia i zaradzenia negatywnym uczuciom kobiety wykorzystują także alkohol. W krótszej perspektywie pomaga on im utopić smutki i zmartwienia. Zapewnia tymczasową przerwę od bezwzględnej kontroli nad własnymi emocjami. Niestety jednak stosowanie alkoholu do samoleczenia może prowadzić do jego nadużywania i ciągów alkoholowych, jak to widać na przykładzie Brendy:

„Niewysoka i szczuplutka Brenda miała 27 lat. Jej marzeniem było, by po licencjacie pójść na studia prawnicze. Nie miała jednak zbyt dobrych ocen, a jej rodziców nie było stać na utrzymanie jej na studiach. Po licencjacie zaczęła więc pracować w urzędzie państwowym, zajmując się głównie nudną papierkową robotą. Każdego wieczora po pracy wracała do domu i natychmiast nalewała sobie kieliszek. Zwykle piła wino, ale czasem szykowała sobie dzbanek margarity. Na licencjacie nauczyła się, że alkohol poprawia jej humor i pomaga zapomnieć o stresie związanym z nauką i egzaminami. Wszyscy jej przyjaciele ze studiów dużo pili. Wspólnie chodzili na trzy czy cztery imprezy w tygodniu. To prawdopodobnie był jeden z powodów, dla których oceny Brendy nie były dobre, ale spędzanie czasu z przyjaciółmi i picie działało na nią pobudzająco, a nauka nie.

Obecnie Brenda czuje potrzebę napicia się już o 15. Trochę się przestraszyła, kiedy zdała sobie sprawę, jak bardzo potrzebuje alkoholu tuż po powrocie do domu. Nie widzi jednak żadnego rozwiązania swojego problemu, a przy tym nie widzi powodu, by po prostu siedzieć i pławić się w smutku każdego wieczora, skoro trochę wina potrafi szybko poprawić jej nastrój.

Na