Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jak zwiększyć odporność swojego dziecka - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
29 października 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,99

Jak zwiększyć odporność swojego dziecka - ebook

Cześć! Jestem doświadczonym dietetykiem. Pracowałam już z wieloma małymi pacjentami i podczas terapii zauważyłam, że ich rodzicom zwykle brakuje wiedzy, aby zmierzyć się z problemem częstych i powracających infekcji. Napisałam więc książkę, żeby w przystępny sposób przekazać swoją wiedzę wszystkim, którzy chcą wzmocnić odporność swoich dzieci. Wyjaśniam w niej, jak dieta wpływa na samopoczucie. Radzę, jak skutecznie zmienić przyzwyczajenia żywieniowe wszystkich członków rodziny – i to na stałe!

Jeśli chcesz, by twój maluch cieszył się zdrowiem każdego dnia, powiedz „nie” śmieciowemu jedzeniu, złym nawykom i byle jakiej diecie! Gwarantuję, że jeśli skorzystasz z proponowanych przeze mnie rozwiązań i wprowadzisz zmiany, o których piszę, pozbędziesz się wielu problemów zdrowotnych.

Przeczytaj moją książkę, zainspiruj się i ciesz się zdrowiem całej twojej rodziny!

Monika Bigoś

Kategoria: Zdrowie i uroda
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8135-841-5
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Drodzy Rodzice

W waszym życiu pojawia się malutka istota – dziecko, które jest od was całkowicie zależne. Czekaliście na nie kilka miesięcy i zapewne nieraz pojawiały się w waszych głowach różne myśli: czy to chłopiec, czy dziewczynka, jaki będzie miało kolor oczu, czy jak dorośnie, zawojuje świat? Po kim będzie miało nosek, czy po mamie będzie miało talent do tańca, czy może po tacie odziedziczy zdolności kulinarne, jak je nazwać, bo gdzieś przeczytaliście, że imię nadaje charakter... W tym gąszczu nieprzerwanych myśli pojawia się najważniejsza kwestia, która czasami spędza sen z powiek... Czy będzie zdrowe?

Na niektóre z tych pytań odpowie dobra diagnostyka, którą dysponuje współczesna medycyna, na inne musicie poczekać aż do rozwiązania. Jest jednak coś, na co ty i twój partner macie wpływ. To odżywianie się przed zajściem kobiety w ciążę, bo zarówno dieta, jak i styl życia wpływają na jakość oocytów, czyli komórek dających początek komórce jajowej, a także na proces tworzenia się plemników, czyli spermatogenezę.

Odpowiednią dietę, często dietę eliminacyjną, przeciwzapalną, powinny wdrożyć pary, które mają trudności z zajściem w ciążę. Niejedna z moich pacjentek doświadczyła tego cudu – już po 3–5 miesiącach od zmiany w dotychczasowym sposobie odżywiania udało jej się zajść w upragnioną ciążę. Uwielbiam SMS-y od moich pacjentek: „Pani Moniko, udało się, kiedy mogę się umówić na konsultację, bo... jestem w ciąży”. Nie ukrywam, że bardzo się wtedy wzruszam i zachowuję sobie te wiadomości, bo motywują mnie do dalszej pracy i ciągłego dokształcania się.

Jestem dietetykiem i lubię siebie nazywać dietetykiem holistykiem, dlatego że nie rozkładam swoich dorosłych i małych pacjentów na czynniki pierwsze: trzustka, jelito, mózg, serce, żołądek, tylko traktuję ich organizmy jako jedność. Praca nad organizmem to nie naprawa samochodu – tu przyklepiesz, tam podkręcisz i gotowe. Stanowi proces zmian, które trzeba wdrożyć, by uzyskać zadowalający efekt. Rodzice, popatrzcie na swoje dziecko jako na całość, jeden organizm, jeden układ hormonalny, który rozwija się, rośnie i do tego potrzebuje sprzyjających warunków.

Co może mu pomóc? Na pewno odpowiednio dopasowana do wieku i płci dieta, a także odpowiednia ilość płynów, gdyż nie zapominajcie, że dziecko odwadnia się szybciej niż osoba dorosła. Ważna jest także odpowiednia aktywność fizyczna, która buduje i wzmacnia masę mięśniową, zmniejsza ryzyko wystąpienia obciążającej organizm nadwagi oraz problemów z kręgosłupem. To, czy owe czynniki będą odpowiednie, zależy w zasadzie tylko od was. Ta malutka istota wam zaufała i proszę, nie zawiedźcie jej...

Chcę, by ta publikacja była waszym przewodnikiem, żeby zmobilizowała was do działania. Jeśli wasza pociecha ma słabą odporność, znajdźcie jej przyczynę, naprawcie to. Książka ma też pomóc podczas rozmowy z dziadkami, ponieważ na konsultacjach w gabinecie często mówicie: „No dobrze, my mu nie dajemy słodyczy, ale jak go babcia odbiera ze szkoły, to zawsze są lody... Jak z nimi porozmawiać, żeby tego nie robili?”. Dlatego podczas opracowywania materiałów bardzo zależało mi na tym, by wasi rodzice nie czuli się wykluczeni i niepotrzebni, ale żeby też zrozumieli, że pewne zasady trzeba wprowadzić i wszyscy powinni ich przestrzegać, również oni. Kiedyś pracowałam z grupą seniorów i od tamtego czasu diametralnie zmieniłam metodykę pracy ze starszymi osobami. Doświadczenie to nauczyło mnie, kiedy trzeba odpuścić, a kiedy stanowczo coś egzekwować. Ważne jest, aby podsunąć dziadkom gotowe rozwiązania, a zaistniała sytuacja nie powodowała konfliktów z tobą lub twoim partnerem. Dlatego przy każdym rozdziale znajdziecie _Rady dla dziadków_, aby mieli jasne wskazówki, co mogą zrobić.

Na kolejnych kartach mojej opowieści o odzyskiwaniu odporności znajdziecie praktyczne rady, co zrobić, co zmienić, aby było lepiej. Tak, wiem, zmiany są trudne, ale uwierzcie mi, nie są niewykonalne, moi pacjenci codziennie dokonują jakichś zmian i mimo początkowego strachu i oporu udaje im się to. Strach jest normalnym etapem, ale trzeba wyjść ze strefy komfortu, przyznać się do problemu, często zakończyć pewne niedopowiedziane tematy, być może zerwać pewne toksyczne relacje, a przede wszystkim znaleźć czas. Dajcie go sobie tyle, ile potrzebujecie, ale róbcie to konsekwentnie.

Ponieważ nie jestem lekarzem, nie będę was zanudzać fachową i trudną wiedzą, to nie jest książka dla lekarzy (chociaż...?), tylko dla Kowalskiego, któremu dziecko choruje kilkanaście razy w roku i to go wkurza, ponieważ wydaje dużo na leki. Dla Kowalskiego, który musi załatwiać L4 w pracy, a szef patrzy na to nieprzychylnym okiem, lub który musi załatwić opiekunkę do dziecka (30 złotych za godzinę). Książka jest skierowana do osób, które nie zawsze mają możliwość skorzystania z pomocy dziadków, mieszkających na drugim końcu Polski lub będących na tyle aktywnymi ludźmi, że nie zawsze mogą pomóc. To lektura dla Kowalskich, którzy chcieli pojechać na wymarzone wakacje – wszystko zarezerwowane, opłacone, ale dziecko zachorowało, więc trzeba zostać w domu, a oni sfrustrowani zastanawiają się, dlaczego ich pociecha tak często choruje. To książka również dla tych, którzy mają zdrowe dzieci i chcieliby, żeby tak pozostało. Uwielbiam słowo „profilaktyka”, które w naszym kraju nie jest za bardzo doceniane, a szkoda...

W swoim przewodniku nie chcę też kolejnego starcia: medycyna kontra leczenie naturalne, gdyż mam wrażenie, że wiele publikacji robi ludziom krzywdę, próbując udowodnić, że to ich racja jest ważniejsza. Nie wiem jak wy, ale ja jestem trochę zmęczona tymi przepychankami, bo często taka walka „albo to, albo to” kończy się ofiarami, w tym wypadku waszą frustracją. Przy często sprzecznych informacjach tak naprawdę nie wiecie, co robić, lub wasze dziecko ma kolejną infekcję, ponieważ ta w założeniu jedna jedyna, najcudowniejsza metoda zawiodła. Lubię, gdy medycyna współpracuje z domowymi rosołkami i sokiem z cytryny. Czasem trzeba przeprowadzić rzetelną diagnostykę i włączyć leczenie (nawet ten nieszczęsny antybiotyk), do tego dopasować odpowiednią dietę, a potem należy zastanowić się, co można zrobić, by nie dopuścić do podobnej sytuacji.

Przykład? Proszę bardzo. SIBO, czyli zespół przerostu bakteryjnego w jelicie cienkim. Diagnostyka: wodorowy lub wodorowo-metanowy test oddechowy. Leczenie – antybiotyk. Dieta – wspomagająca leczenie SIBO. Co dalej? Skąd się owo SIBO wzięło: może pojawiło się zaburzone wydzielanie soków żołądkowych, gorsza praca enzymów trzustkowych, a może czynnikiem powodującym SIBO jest stres i warto to skonsultować z psychologiem? Widzicie? Zgrany team, da się współpracować i nie przerzucać odpowiedzialnością. Zarówno medycyna, jak i metody alternatywne powinny być w tym wypadku wykorzystane.

Jeśli wasze dziecko jest starsze, warto je zachęcić do działania. W opracowanych materiałach zawarłam proste przepisy, które pod waszym lub dziadków nadzorem może przygotować już cztero-, pięciolatek. Dziecko z pewnością chętniej zje samodzielnie przygotowany posiłek, dumne, że samo go zrobiło, niż ten, który mu podamy. Zmian żywieniowych powinna dokonać cała rodzina, bo nie wyobrażam sobie sytuacji, która wciąż niestety ma miejsce nawet w moim gabinecie, że odchudzamy dziecko czy dokonujemy zmian w jego diecie, a sami jemy „normalnie”... Po przeczytaniu książki zastanówcie się, co dalej, i zróbcie plan. Dziecka nie powinno być przy tej rozmowie ani podczas rozmowy z dziadkami, ponieważ jest duże prawdopodobieństwo, że się pokłócicie, a szkoda, żeby zmianom, które i tak na początku mogą być trudne, towarzyszył niepotrzebny stres i napięcie. Sprawy dorosłych niech pozostaną sprawami dorosłych.

Na koniec chcę was wesprzeć na tej drodze do celu. Wiem, że czasami może być trudno, ponieważ żyję na tej samej planecie, i wiem, że ludzie dużo pracują, są zmęczeni, na co dzień towarzyszy im stres, choroba, ból, problemy finansowe. Wiem, bo przyjmuję tych ludzi codziennie w gabinecie. Ale wiem też, że nie ma sensu kontynuować tego, co było do tej pory, bo jeśli kupiliście tę książkę, to najprawdopodobniej macie problem z odpornością waszego dziecka. Zgadza się? Więc otwórzcie umysł, zaparzcie zieloną herbatę (2–3 minuty w temperaturze 70–80 stopni Celsjusza, wtedy nie jest gorzka i zachowuje moc zdrowotnych właściwości), usiądźcie w ulubionym fotelu i przeczytajcie to, co dla was przygotowałam. Potem zastanówcie się, co dalej, po co chcecie wprowadzić zmiany, poczekajcie kilka dni, aż wiedza „się ułoży”, i działajcie. Aby przyjemniej się wam planowało, w książce znajdziecie różne tabele i szablony, z których można korzystać. Niech książka pracuje razem z wami, można po niej kreślić, pisać i zaznaczać markerem ważne informacje. Jednego nie róbcie po przeczytaniu: nie odkładajcie jej na stertę nic nieznaczących książek, gdyż ja i wasze dziecko liczymy na was.

Trzymam kciuki i powodzenia!

Wasz dietetyk

Monika BigośDrodzy Dziadkowie

Na początku chciałabym wam podziękować za pomoc w opiece nad wnukami. Uwierzcie mi, to dla rodziców naprawę bezcenne, moi znajomi, pacjenci i najbliższe otoczenie zawsze to sobie chwalą i cieszą się, że mogą z waszej pomocy skorzystać. Niestety, współczesny tryb życia, który wiąże się z wymagającą pracą, wyjazdami, delegacjami, często samotnym rodzicielstwem, nie pomaga w tworzeniu relacji rodzinnych. Teoretycznie dzięki postępowi cywilizacyjnemu mamy więcej czasu, ale w praktyce tego wolnego czasu nie ma aż tak dużo, zwłaszcza dla rodziny. Pamiętacie swoją młodość, gdy często kończyło się pracę o szesnastej, dzieciaki szły na podwórko, a wy mogliście się zająć codziennymi obowiązkami i w zasadzie życie rodzinne mogło się toczyć swoim trybem. Oczywiście były inne problemy i troski, ale chyba już nigdy potem dzieci nie miały równie beztroskiego dzieciństwa. Dziś tak naprawdę strach wysłać gdzieś dziecko bez opieki, a większa niż kiedyś liczba zajęć dodatkowych, na które rodzice wysyłają swoje pociechy, sprawia, że czasami dopięcie organizacji dnia bez waszej pomocy jest niemożliwe.

Skutkiem tego pędu życiowego jest niestety coraz słabsza odporność dzieci. Czy pamiętacie, aby w czasach, gdy wasze dzieci były małe, było tak dużo alergii, nietolerancji pokarmowych, problemów z atopowym zapaleniem skóry, aby dzieci chorowały tak często jak teraz? Raczej nie – to jest cena, jaką dzieci płacą za większe zanieczyszczenie środowiska, mniej wartościowe produkty spożywcze, łatwy dostęp do szybkiej żywności i słodyczy. Chciałabym, abyście też uczestniczyli w drodze do poprawienia odporności waszych wnuków, którą teraz będą podążać rodzice. W każdym rozdziale specjalnie dla was będą wskazówki, jak możecie pomóc. Wiem, że niektóre zalecenia mogą się wam wydawać absurdalne, no bo jak tu dziecku zabronić jeść słodycze – pamiętajcie jednak, że dzięki tym czasowym ograniczeniom maluch szybciej wyzdrowieje, w przyszłości będzie mieć mniej problemów ze zdrowiem i uniknie powikłań, które często towarzyszą leczeniu. Walczymy o jego zdrową przyszłość, aby dobrze się rozwijał, aby dzieciństwo nie kojarzyło mu się tylko ze szpitalem, lekarskim fartuchem i garścią tabletek. Zgodzicie się, że warto, prawda?

Warto wspomóc rodziców, zwłaszcza jeśli dziecko ma problemy z zespołem przerostu bakteryjnego jelita cienkiego (SIBO). Uwierzcie, nie chcielibyście się znaleźć w skórze osoby chorej, której codzienne bóle brzucha, wzdęcia, biegunki utrudniają normalne funkcjonowanie. Przy przeroście drożdżaków ograniczenie słodyczy, owoców, miodu jest konieczne, dlatego że patogeny, które uległy nadmiernemu przerostowi, żywią się cukrem, a my musimy się ich pozbyć, chcąc poprawić odporność dziecka. Dobre zmiany należy wprowadzić, jeśli dziecko ma nadwagę lub choruje na otyłość. Tak, nie pomyliłam się, „choruje na otyłość”. Otyłość jest chorobą, a jej powikłania: problemy ze stawami, kręgosłupem, tarczycą, układem hormonalnym, sercem, mogą towarzyszyć dziecku przez całe życie. Zdecydowanie nie chcemy przyłożyć do tego ręki, dlatego im szybciej dziecko zredukuje zbędne kilogramy, jeśli takie się pojawiły, tym szybciej będziemy spokojni o jego przyszłość. Często ograniczenia są czasowe, ale warto pamiętać, że jeśli zmieniamy dietę dziecka, to super by było, aby te dobre zmiany zostały z nim na zawsze.

Chciałabym, żeby poprawa odporności dziecka była wspólnym celem jego najbliższych, czyli rodziców i waszym. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, że rodzice ustalają ze swoją pociechą zasady, na przykład: „Jemy słodycze raz w tygodniu”, a wy je łamiecie... Dziecko, aby było pewne tego, co robi, musi mieć jasny komunikat i owe zasady muszą być stałe. Pomyślcie, jak się czuje pociecha, gdy mama mówi: „Nie możesz”, a babcia: „Tak, możesz”. Szczerze: nawet ja miałabym dylemat, kogo słuchać. Jeśli sygnały są sprzeczne, cierpi tylko i wyłącznie psychika dziecka i w przyszłości z tego powodu może mieć ono trudności z wybieraniem właściwych ścieżek życiowych.

Niestety, rodzice bardzo często zgłaszają mi problem: „My ustalamy zasady, ale jak idzie do dziadków, to je tam słodycze. Co mamy zrobić, nie chcemy ich urazić, bo tak nam pomagają”. Wiem, że przypadła mi rola mediatora. Pomyślcie, czy naprawdę warto się licytować, kto ma rację: wy, rodzice, dietetyk? Czy nie lepiej energię przeznaczoną na kłótnie i obrażanie się spożytkować na wspólne połączenie sił dla dobra dziecka? Jeśli rodzice ustalili z dzieckiem, że słodycze są raz w tygodniu, to uszanujcie tę zasadę. Jeśli wiecie, że ten dzień wypada na przykład w niedzielę, idźcie wtedy całą rodziną na spacer i zakończcie go w budce z lodami. To są wspomnienia z dzieciństwa, takie chwile dziecko pamięta, jest bezpieczne i pewne, że jego najbliższe otoczenie żyje w harmonii.

Eliminacja słodyczy nie zabiera dziecku dzieciństwa. Lepiej, żeby babcia i dziadek kojarzyli się z fajnymi zabawami, spacerami, czytaniem bajek, odkrywaniem świata, a nie z tabliczką czekolady. Niestety, nadmierna ilość spożywanego cukru (również tego, którego nie widać gołym okiem) i nieodpowiednie żywienie odpowiadają za plagę otyłości wśród dzieci. Mało wartościowa dieta często jest związana ze słabą odpornością dziecka, częstymi infekcjami, a nikt nie chce, żeby dzieciństwo kojarzyło się tylko z wizytami u lekarza lub dolegliwościami ze strony przewodu pokarmowego. Dlatego czasami trzeba podjąć stanowcze zmiany i nie trzymać się utartych schematów, zawalczyć natomiast o to, co jest bezcenne, czyli zdrowie. Mam nadzieję, że również wy sami wykorzystacie te wskazówki, aby i wasze zdrowie się poprawiło. Każdy wnuk pragnie mieć dziadków przy sobie jak najdłużej, a dzieci chcą, by ich rodzice jak najdłużej pozostali sprawni, więc proszę, skorzystajcie z rad, które proponuję w tej książce.

Na koniec jeszcze raz podkreślę, że we wprowadzaniu zmian w życiu dziecka powinna pomagać cała rodzina. Maluch nie musi rozumieć pewnych tematów, nie musi słuchać o „dorosłych sprawach”, ma być przede wszystkim dzieckiem. Na zmartwienia i troski jeszcze przyjdzie czas. A teraz zatroszczmy się o to, by miał piękne dzieciństwo, o które dbają najbliższe mu osoby.

Dietetyk waszych wnuków

Monika BigośPODRÓŻ W CZASIE

Kiedyś...

Kiedyś było łatwiej, bardziej beztrosko, ale kiedyś już się wydarzyło i nie da się wrócić do kiedyś.

Czas płynie, a nam często pozostają tylko wspomnienia. Jeśli cofniecie się do swojego dzieciństwa, to co pamiętacie? Ja pamiętam wakacje u babci i cioci w okolicy Lublina, wspinanie się na drzewo z czereśniami, plewienie warzyw na działce, której to czynności szczerze nie lubiłam, zabawy z rodzeństwem, bójki z nim, bieganie na przerwie w szkole, zimy ze śniegiem i dobre jedzenie. Ponieważ jedna z moich babć mieszkała niedaleko miasta, w którym się wychowywałam, mieliśmy dostęp do świeżych warzyw. To, czego nie było, kupowało się na placu targowym lub w warzywniaku. Rodzice co roku sadzili różne warzywa, które teraz można nazwać „produktami ekologicznymi”, a one lądowały na naszym stole na kanapce, w postaci zup czy surówek. Z perspektywy czasu stwierdzam, że miałam bardzo duże szczęście. Rodzice nauczyli nas jeść warzywa, nauczyli nas, że coś takiego zielonego, pomarańczowego, czerwonego czy żółtego się je. Zresztą ograniczona w latach osiemdziesiątych liczba produktów w sklepach wymuszała jedzenie tego, co było powszechnie dostępne. To, że rodzice zadbali o odpowiednią ilość witaminy C, innych witamin o działaniu przeciwzapalnym, błonnika pokarmowego, na pewno zaowocowało mocniejszą odpornością, utrzymaniem prawidłowej masy ciała i dostarczeniem organizmowi tego, czego potrzebuje do dobrego wzrostu. Tyle że kiedyś nie bilansowało się diet... po prostu się jadło.

Słodycze były raczej rzadko, czasami po mszy chodziliśmy do Zająca¹ na ciepłe lody (czy ktoś je jeszcze pamięta?) albo rurkę z kremem. Czasami w niedziele dostawaliśmy pieniądze na lody, a że lodziarnię było widać z okna, więc z rozmarzeniem zastanawialiśmy się, jaki smak może być dzisiaj... Jedliśmy owoce sezonowe, zwłaszcza w lecie: jabłka, czereśnie, agrest, maliny, porzeczki, czasami tata zabierał nas na leśne jeżyny i jagody (tego też nie lubiłam, a zwłaszcza jeżynowych kolców). Na wakacjach u cioci chodziliśmy do gospodarstwa obok na zarobek, zbieraliśmy z moim rodzeństwem i kuzynką czarne porzeczki, tak się wtedy ich objadłam, że do tej pory na samą myśl o nich robi mi się słabo. Zarobione pieniądze wydawaliśmy na lody, ale nie takie sztuczne jak teraz.

Kiedy byłam starsza, jeździłam na rowerze do wsi koło Skawiny na truskawki, aronię i z perspektywy czasu cieszę się, że taka forma pracy była w moim życiu, bo nauczyła mnie tego, że jak się czegoś chce, to należy na to zasłużyć lub zarobić. W obecnych czasach niedopuszczalne jest, że nieletni pracuje, ale ja urodziłam się na początku lat osiemdziesiątych i wtedy to było normalne. Słodycze dostawaliśmy w paczce na mikołajki i czasami z okazji urodzin, podczas mojego pobytu w sanatorium mama raz w tygodniu coś mi przywoziła, ale nie przypominam sobie, abym darzyła przywiezione słodycze szczególnym uwielbieniem, bardziej cieszyłam się z tego, że mogę zobaczyć mamę. Teraz wiem, że było to związane ze stabilnym poziomem cukru we krwi, ponieważ przebywając w ośrodku, jadłam bardzo regularne posiłki. Z rozdziału _Słaby odpornościowo grubasek_ dowiesz się, że właśnie owa regularność, na którą obecnie nie ma czasu, jest podstawą tego, aby zmniejszyć apetyt na słodycze.

Moje dzieciństwo było związane z ruchem: do szkoły i ze szkoły chodziło się na piechotę, po szkole szło się na pole (to typowo krakowski zwrot – jakie było moje zdziwienie, gdy dowiedziałam się, że część dzieci chodzi na dwór). Do babci, która mieszkała koło Skawiny, szliśmy pieszo lub jechaliśmy na rowerze, chodziłam na gimnastykę korekcyjną, na basen... ruch był zawsze, zresztą koledzy i koleżanki też ruszali się sporo. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia z tamtych czasów: oblegane trzepaki, huśtawki pełne dzieciaków, obok dzieci biegające, grające w gumę, w klasy, w zimie zaś szalejące na sankach. Nie spędzaliśmy czasu przed komputerem, bo nikt go nie miał, dopiero gdy byłam w ósmej klasie szkoły podstawowej, pojawiła się pierwsza pracownia komputerowa w szkole. Telewizor stanowił atrakcję, ale najczęściej oglądaliśmy z rodzeństwem o dziewiętnastej dobranockę i w sobotę o trzynastej Walta Disneya, bo nie było tylu kanałów z bajkami dla dzieci jak teraz. Czasami puszczaliśmy bajki na wideo.

Bardzo się cieszę, że urodziłam się w czasach, kiedy było bezpieczniej i prościej. Warzywa i owoce były bardziej wartościowe, w mięsie nie było takiej ilości chemii, mama przygotowywała proste posiłki, a powietrze, którym oddychałam na co dzień, było zdecydowanie lepsze. Nabiał ograniczał się do mleka, kwaśnego mleka od babci, czasami sera i homogenizowanego serka waniliowego lub truskawkowego. Nie było słodzonych syropem glukozowo-fruktozowym jogurtów i deserków z ekstra wkładem w postaci kilku ukrytych łyżeczek cukru.

Moi rówieśnicy byli zdrowsi, nie słyszałam, aby ktoś miał problemy ze skórą, atopowe zapalenie skóry, nie spotykało się chorób autoimmunologicznych. Jeśli chorowaliśmy, a to u dzieci normalne, zdarzało się to rzadko i myślę, że po chorobie dosyć szybko dochodziliśmy do siebie. Nie było probiotyków, o których będę jeszcze pisała w tej książce. Naszymi probiotykami były kiszona kapusta, kiszone ogórki i kwaśne mleko.

To było kiedyś – czasy się zmieniają, zmienia się środowisko, w którym żyjemy, i zmienia się sposób wychowywania dzieci. Jeśli czasy się zmieniają, to myślę, że nie można nadal trzymać się tamtej wizji, tylko należy reagować na bieżące problemy, zagrożenia i pojawiające się choroby. Jednym z zespołów chorób jest „słaba odporność współczesnych dzieci”, którą z chęcią pomogę wam poprawić.

Teraz...

Teraz jest inaczej, teraz żyje się szybciej, teraz jest mniej wartościowe jedzenie, teraz jest mniejsza aktywność fizyczna i teraz dzieci mają słabszą odporność niż kiedyś.

Jeśli popatrzymy na rozwój medycyny teraz i kiedyś, to „teraz” zdecydowanie wygrywa. Olbrzymi postęp można zaobserwować w neonatologii, czyli dziedzinie medycyny zajmującej się noworodkami, a także perinatologii, która dba o zdrowie dziecka w okresie płodowym. Kto by pomyślał zaledwie kilka lat temu, że operacje serca dziecka będzie się przeprowadzało jeszcze w trakcie ciąży? Rozwinęła się onkologia dziecięca, gastrologia i endokrynologia, a jak myślicie: dlaczego? Dlatego że jest coraz większe zapotrzebowanie na specjalistów, bo coraz więcej dzieci zapada na choroby, które kiedyś były zarezerwowane dla starszych osób. W moim gabinecie również to obserwuję, jeszcze kilka lat temu dzieci z podwyższonym poziomem kwasu moczowego stanowiły rzadkość, dziś co trzecie, które trafia do mnie, ma z tym problem. Jest to związane bardzo często z nadmierną konsumpcją mięsa, glukozy, fruktozy i syropu glukozowo-fruktozowego², który znajdziecie w słodyczach i deserkach dla dzieci, oraz z małą ilością warzyw, pomagających utrzymać w organizmie prawidłową równowagę kwasowo-zasadową.

Co drugie dziecko, które zjawia się u mnie z rekomendacji lekarza, często endokrynologa, ma problem z nadwagą, a wręcz otyłością. Podczas wykonywania analizy składu ciała ze smutkiem zastanawiam się, co się stało, że to dziecko musi dźwigać tyle zbędnych kilogramów. Dzieci z 7–10 kilogramami nadwagi najczęściej mają kłopoty z tarczycą i o ile kiedyś ów problem dotyczył głównie dziewczynek, o tyle obecnie coraz więcej chłopców się z tym boryka. W moim gabinecie pojawiają się dzieciaki z chorobami jelit, a rodzice raportują wzdęcia, biegunki, bardzo często zaparcia, zwłaszcza zaparcia nawykowe (_obstipatio habitualis_), i już u coraz młodszych dzieci jest stawiana diagnoza zespołu jelita drażliwego. Kłopoty te są bardzo często konsekwencją złego i byle jakiego odżywiania, złych nawyków żywieniowych, które ma cała rodzina, małej aktywności fizycznej i czynnika stresowego.

Coraz więcej dzieci ma problem z chorobami o podłożu autoimmunizacyjnym, kiedy to organizm zaczyna atakować swoje własne narządy. Problem związany z autoimmunologicznym zapaleniem tarczycy typu Hashimoto kiedyś dotyczył kobiet w przedziale 30–50 lat, a moje dorosłe pacjentki podczas wywiadu rzadko kiedy zgłaszały, że problem z tarczycą pojawił się w wieku dorastania. Obecnie, tylko w ciągu ostatnich 2–3 lat, możemy mówić o istotnym problemie klinicznym, bo na tę chorobę zapadają już ośmio-, dziesięcioletnie dziewczynki. Na początku dziwiłam się, jak to możliwe, ale w tym momencie jest to tak powszechny problem, że przyjmuję go jako coś standardowego. Coraz więcej dzieci diagnozuje się w kierunku nieswoistych chorób zapalnych jelit: wrzodziejącego zapalenia jelita grubego (_colitis ulcerosa_), choroby Leśniowskiego-Crohna (_morbus Leśniowski-Crohn_), a oddziały onkologii dziecięcej i psychologowie dziecięcy mają coraz więcej pracy. Czy taką cenę dzieci muszą zapłacić za rozwój cywilizacji?

Odpowiednia praca przewodu pokarmowego – a zgodzicie się, że właściwa dieta ma na to niebagatelny wpływ – jest kluczem do odporności dziecka. Owa zależność polega na tym, że GALT (_gut-associated lymphoid tissue_), tkanka limfatyczna występująca w jelitach, czyli jedno z ważniejszych miejsc naszej odporności, jest związane właśnie ze śluzówką przewodu pokarmowego. Więcej na ten temat znajdziecie w podrozdziale _Co to jest mikrobiota?_

Układ immunologiczny dzieci, który z roku na rok jest słabszy, potrzebuje wsparcia. Tym wsparciem jesteście wy, rodzice i dziadkowie. Nie ma co tutaj narzekać na lekarzy, że zapisują tylko tabletki, ponieważ lekarz leczy chorobę, a my mamy realny wpływ na to, by do tej choroby nie dopuścić. Profilaktyka w naszym kraju jest niedoceniana, leczymy się, gdy już pojawia się problem, ale kiedy go nie ma, nie robimy nic, żeby do niego nie dopuścić. Profilaktyka poprawy odporności poprzez odpowiednią dietę jest tania, ale wymaga wyjścia ze strefy komfortu i planowania. Dlaczego? Bo trzeba zrobić zakupy i przygotować posiłek, a łatwiej jest zjeść coś gotowego, dać dziecku pieniądze: „Kup sobie coś w drodze do szkoły”. Kiedyś mieszkałam niedaleko szkoły podstawowej i ze zgrozą obserwowałam dzieci wychodzące z pobliskiego sklepu z rękami pełnymi kolorowych napojów, drożdżówkami, rogalikami i chipsami. Nie tak powinno wyglądać drugie śniadanie dla rozwijającego się organizmu...

Współczesny tryb życia powoduje, że coraz mniej się ruszamy – kiedyś dzieciaki biegające koło bloku były normą, a teraz? Sama nieraz łapię się na tym, że widząc dwójkę bawiących się dzieci, zastanawiam się, gdzie są ich opiekunowie. Odczucie poziomu bezpieczeństwa z roku na rok jest mniejsze, ale mała aktywność dzieci często wiąże się z tym, że ich rodzice również nie zażywają ruchu. Brak czasu i przemęczenie to najczęstsze wymówki, aby nie podejmować dodatkowych aktywności. Dzieci są podwożone do szkoły, na dodatkowe zajęcia i do galerii handlowych i w okresie gdy ich aktywność powinna być duża, bo to pomaga również rozładować emocje, ogranicza się do gier komputerowych i oglądania telewizji. Z publikacji dowiecie się, że coś tak, wydawałoby się, mało ważnego jak codzienny ruch również odgrywa dużą rolę w poprawieniu odporności współczesnych dzieci.

W tej książce znajdziecie sporo wskazówek dotyczących diety, aktywności fizycznej, dowiecie się, jak popracować nad czasem. Oczywiście nie wydłużymy doby, dalej będzie miała dwadzieścia cztery godziny, ale jeśli w grę wchodzi poprawa odporności dziecka, warto się wysilić. Pomyślcie, ile czasu zajmuje wam czekanie w kolejce do lekarza? Inwestujecie teraz, a potem cała rodzina czerpie z tego korzyści. Współczesna medycyna i dietetyka oferują różne rozwiązania, z których warto skorzystać.

Jednym z moich ulubionych cytatów są słowa geniusza wszech czasów Alberta Einsteina: „Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów”. Skoro dotychczasowe metody się nie sprawdzały i dziecko nadal choruje, warto je zmienić. Skoro obecna dieta dziecka prowadzi do nasilenia objawów refluksu czy do nadwagi, warto ją zmienić. Skoro obecnie jedyną aktywnością dziecka jest ruszanie palcami po klawiaturze, joysticku czy innym gamepadzie, również to warto zmienić. Aby oczekiwać innych rezultatów, warto coś zmienić. W wypadku dziecka zmian powinna dokonać cała rodzina, a wtedy rezultaty będą oszałamiające.

Ponarzekałam trochę na „teraz”, ale chcę wam uświadomić, z czym na co dzień pracuję, i zawsze liczę, że świadomość może wpłynąć na przyszłość. Teraz jest na to właściwy czas.

1 Cukiernia na Rynku w Skawinie działająca do tej pory.

2 J. Grzymisławska, _Dietoterapia dny moczanowej_, „Food Forum” 2015, nr 4 (10).NARODZINY ODPORNOŚCI

A może by tak odpuścić, czyli po co poprawiamy odporność dziecka?

Chciałabym, abyście dowiedzieli się, dlaczego tak mi zależy, by wasze dzieci miały dobrą odporność. Dzięki temu, że pracuję z dziećmi i dorosłymi pacjentami, mam wgląd w to, jak „kiedyś” wpływa na „teraz”. Skutki różnych chorób przebytych w dzieciństwie można zobaczyć w wieku dorosłym, a rzadko kiedy łączy się te dwa elementy.

Czy dziecięce choroby mogą mieć rzeczywiście poważne konsekwencje zdrowotne w przyszłości? Czy jeden katar mniej lub więcej albo jedna dodatkowa infekcja wirusowa są aż takim problemem? Tak, ponieważ jest to często wstęp do różnych innych kłopotów ze zdrowiem.

Dziecko, które często choruje, może mieć w przyszłości większe problemy z:

• układem sercowo-naczyniowym,

• układem nerwowym,

• układem hormonalnym,

• układem moczowo-płciowym,

• układem kostnym,

• układem pokarmowym.

Po co tak naprawdę poprawiamy odporność dziecka? Po co inwestujemy czas, pieniądze, komfort? Jeśli się nad tym zastanowicie, to tak naprawdę po to, by właśnie mieć czas, pieniądze i komfort. Choroba dziecka nie dotyczy tylko jego, ale całej rodziny. Jeśli rodzice pracują, to muszą znaleźć dla dziecka opiekę, cudownie, jeśli do pomocy mają dziadków, ale warto wziąć pod uwagę, że obecnie seniorzy często nie przypominają dziadków sprzed lat. Zwłaszcza w większych miastach są dla nich organizowane różne spotkania, kluby, zajęcia ruchowe, angielski, komputer, a podczas mojej pracy z seniorami byłam zdumiona, gdy większość z nich mówiła: „Pani Moniko, ale mam występ w teatrze, muszę się nauczyć roli, potem gimnastyka, a jutro spotkanie w klubie, nie mam czasu. W weekend też nie dam rady, bo wybieram się na wycieczkę”. Cieszę się, że mają taką możliwość i po latach pracy, wychowania dzieci mogą zadbać o siebie. Uwierzcie, drodzy rodzice, że tak jak wy narzekacie czasami na dziadków, tak oni narzekali na was, że stawiacie ich przed faktem: „Janek jest chory, musisz z nim zostać w domu”. Zatem pierwszy argument, dlaczego warto poprawić odporność dziecka, to:

Im mniej dziecko choruje, tym mniej stresu związanego ze znalezieniem opieki dla niego.

Dzieci, które chorują, narażone są na częstsze wizyty w szpitalu. Wiadomo, szpitale istnieją po to, by leczyć, ale należy mieć świadomość, że są to miejsca, gdzie można spotkać różne bakterie oporne na działanie powszechnie stosowanych antybiotyków. Pobyt w szpitalu może się wydłużyć, ponieważ dziecko „złapało” wyjątkowo złośliwy szczep bakterii lub wirusa, co skończyło się kilkudniową biegunką. Ponieważ jego odporność już jest osłabiona, chętniej w jego organizmie będą się rozwijały kolejne infekcje.

Im rzadziej dziecko przebywa w szpitalach, ośrodkach zdrowia, tym jest mniej narażone na kontakt z różnymi bakteriami i wirusami.

Dziecko, które często choruje, jest także bardziej narażone na nadwagę i otyłość. Wiąże się to z faktem, że ma zdecydowanie mniejszą aktywność fizyczną w czasie choroby i po niej, no i zażywa leki, osłabiające mikrobiotę jelit, a jak pokazują najnowsze badania, przerost bakterii prozapalnych i grzybów może powodować zwiększone ryzyko nadwagi i otyłości. Dziecko podczas choroby może zażywać leki sterydowe, które czasem zwiększają łaknienie, może z nudów jeść więcej słodyczy, a wiadomo, co nadmierna podaż cukru robi z masą ciała. Historia problemów dorosłych pacjentów, którzy całe życie borykają się ze zbędnymi kilogramami, często zaczyna się tak: „Jak byłam mała, dużo chorowałam, dużo leków, antybiotyków, słodyczy, mało ruchu, rodzice chyba rekompensowali mi to, że ciągle byłam chora...”.

Jeśli w dzieciństwie człowiek miał nadwagę, również jako osoba dorosła niejednokrotnie walczy z nadmiarowymi kilogramami. Komórki tłuszczowe, czyli adipocyty, które powstały, mogą napełniać się jak baloniki powietrzem, a ponieważ komórek tłuszczowych nie można się pozbyć (mają one tylko zdolność do zmniejszania się i powiększania), to wśród moich pacjentów obserwuję, że ten, kto miał nadwagę w dzieciństwie, dużo trudniej utrzymuje właściwą masę ciała w wieku dorosłym.

Jeśli dziecko często choruje, jest bardziej narażone na nadwagę i otyłość również jako osoba dorosła.

Jeżeli dziecko ma nadwagę, wtedy ów zbędny balast zaczyna obciążać jego organizm i coraz częściej pojawia się problem z niedoczynnością tarczycy. U praktycznie każdego dziecka skierowanego do mojego gabinetu przez endokrynologa z podejrzeniem niedoczynności tarczycy po zmianie diety i redukcji kilogramów wszystko wraca do normy, a często poprawa następuje już w ciągu czterech miesięcy. Jeśli oprócz niedoczynności tarczycy mamy do czynienia z autoimmunologicznym zapaleniem tarczycy (chorobą Hashimoto), zmiana diety i redukcja kilogramów wzmacniają układ immunologiczny, a towarzyszące chorobie nieprzyjemne objawy, na przykład zmęczenie, problemy ze skórą, włosami, brak koncentracji, stany depresyjne, zmniejszają się.

„Należy pamiętać, że sama otyłość może być przyczyną zmian stężenia hormonu produkowanego przez przysadkę mózgową – tyreotropiny (TSH), który pobudza tarczycę do produkcji właściwych jej hormonów. Większa masa ciała wymaga większej ilości hormonów tarczycy do utrzymania równowagi metabolicznej organizmu”¹.

Kolejnym niekorzystnym skutkiem częstych infekcji w okresie dzieciństwa i związanym z tym częstym zwiększeniem masy ciała są zaburzenia hormonów płciowych, które mogą wywołać miesiączkę już u sześcio-, ośmioletnich dziewczynek. Insulina, o której szerzej będę pisać w rozdziale o otyłości dzieci, ma ogromny wpływ na regulację funkcji hormonalnej jajnika², które w następstwie mogą zaburzać cykl miesiączkowy.

Jeśli tkanki tłuszczowej jest za dużo, pojawia się insulinooporność, zwiększone wydzielanie hormonów męskich (androgenów), które często są przyczyną nadmiernego owłosienia typu męskiego (hirsutyzm). Włoski są ciemne, twarde, pojawiają się na przedramionach, klatce piersiowej, plecach, na twarzy, a jest to problem, zwłaszcza gdy dziewczynki muszą się przebierać na zajęciach wychowania fizycznego i mogą paść ofiarą obraźliwych komentarzy, które bardzo negatywnie wpływają na psychikę. Pojawia się większy trądzik, przetłuszczające się włosy oraz skóra i niestety zabiegi kosmetyczne tutaj nie pomogą, ponieważ przyczyna tkwi w zaburzonej równowadze hormonalnej, a nie w niewłaściwie dobranym szamponie czy kremie. Problemy nasilają się zwłaszcza w okresie tuż przed pierwszą miesiączką lub podczas pierwszych cykli.

Dziewczynki, które często chorują i w efekcie mają zwiększoną masę ciała, są narażone na zaburzenia produkcji hormonów żeńskich, zespół policystycznych jajników (PCOS) oraz wystąpienie cykli bezowulacyjnych, które w wieku dorosłym mogą być przyczyną niepłodności.

InsulinoopornośĆ

Insulinooporność to zmniejszenie wrażliwości tkanek organizmu, szczególnie wątroby, tkanek mięśniowych, tkanki tłuszczowej oraz innych narządów, na działanie insuliny, hormonu odpowiedzialnego za regulację poziomu cukru we krwi. Jest to stan, który może doprowadzić do wystąpienia cukrzycy typu II i innych chorób.

U chłopców, którzy w okresie dzieciństwa często chorują i w związku z tym mają zmniejszoną aktywność fizyczną, co w konsekwencji prowadzi do zwiększenia masy ciała, może pojawić się wstydliwy problem, czyli ginekomastia – jest to nadmierny przerost tkanki tłuszczowej wokół brodawek sutkowych. Chłopcy są często wyśmiewani, że rosną im piersi, co nie pozostaje bez wpływu na ich psychikę. Jeśli chłopiec choruje na otyłość, to również może się pojawić pseudohipogenitalizm – nadmiernie gromadząca się tkanka tłuszczowa w podbrzuszu i na wzgórku łonowym prowadząca do ukrycia się w niej zewnętrznych narządów płciowych³. Ponieważ problem z otyłością olbrzymią zaczyna być w Polsce coraz większy, myślę, że takich dzieci będzie coraz więcej, a często sama redukcja tkanki tłuszczowej powoduje, że wszystko wraca do normy bez interwencji lekarskiej.

Niestety, stan emocjonalny chłopca nadal może być zaburzony, jeśli przez kilka lat brutalnie się z niego wyśmiewano. Dzieci potrafią być bardzo złośliwe, ponieważ nie do końca zdają sobie sprawę z konsekwencji swoich działań.

Chłopcy mający nadwagę są narażeni na krytykę rówieśników, związane jest to najczęściej z przerostem gruczołu piersiowego.

Chorujące dziecko może mieć problemy kardiologiczne, nadciśnienie pierwotne, przerost lewej komory serca, który w wieku dorosłym może się objawiać między innymi zmniejszeniem jego wydolności. Leki zażywane przez dziecko mogą osłabiać funkcje nerek, a niedoleczona grypa czy powikłanie po niej może być przyczyną osłabienia pracy serca. Sama nadwaga również jest czynnikiem osłabiającym pracę serca. Nie wierzysz? Włóż do plecaka 10 kilogramów balastu (może to być 5 kilogramów cukru i 5 kilogramów mąki albo 5 butelek słodkiego napoju każda po 2 litry). Załóż plecak na plecy i przebiegnij się z nim lub szybko wejdź po schodach przynajmniej na drugie piętro. Dyszysz, sapiesz, serce bije, jakby za chwilę miało wypaść z klatki piersiowej. Jeśli twoje dziecko ma nadwagę i codziennie musi nosić ten nadmiar, to jego serce męczy się bardzo szybko.

Im mniej infekcji w życiu dziecka, tym lepsza praca układu sercowo-naczyniowego. O ten czynnik powinny zadbać zwłaszcza rodziny, u których występują choroby serca o podłożu genetycznym.

Dziecko, które choruje, częściej jest zwalniane z zajęć wychowania fizycznego, zajęć na basenie, rodzice ograniczają mu ruch, bojąc się, że złapie kolejną infekcję. O ile można się śmiać, słysząc: „Nie biegaj, bo się spocisz”, o tyle zmiany w układzie kostnym dziecka nieaktywnego czy z nadwagą nie są takie wesołe: płaskostopie, szpotawe kolana, skrzywienie kręgosłupa. Ten dziesięciokilogramowy plecak, który codziennie musi nosić nieprzystosowany do tego ciężaru organizm, osłabia go. „Układ kostno-stawowy i układ mięśniowy są zazwyczaj przystosowane do zapewnienia fizjologicznych ruchów ciała o prawidłowej masie ciała”⁴.

Dodatkowo, jeśli dziecko z racji choroby i konieczności pozostania w domu nie uprawia aktywności fizycznej, gorzej rozwija swój zmysł ruchu. Pamiętacie, jak w podrozdziale _Kiedyś..._ pisałam o dzieciakach oblegających osiedlowy trzepak? Kiedyś dzieci koordynację psychoruchową miały mocno zaawansowaną, dziś coraz częściej mają z nią problem, a na nowych osiedlach trzepak jest zbędnym urządzeniem zabierającym przestrzeń. Myślę, że coraz większym problemem stanie się też osteoporoza u młodych ludzi lub nawet u nastolatków, ponieważ regularny ruch wpływa na wzmacnianie kośćca.

Otyłe sześcioletnie dzieci gorzej wypadają w testach zdolności psychoruchowych niż ich rówieśnicy, którzy nie mają problemów z masą ciała⁵. Dzieci z nadwagą oprócz słabej odporności są narażone na choroby układu ruchu, zwykle w kolejnych latach życia mają one charakter zwyrodnieniowy.

Zobaczcie, jak wiele powikłań teoretycznie niezwiązanych z infekcjami może dotyczyć dziecka, które często choruje – a nie przedstawiłam wszystkich. Zachęcam, aby popracować teraz nad poprawą odporności, tak by w przyszłości dziecko mogło cieszyć się zdrowiem. Jeśli dzieciństwo ma być radosne, pełne śmiechu i beztroski, to świadomi zagrożeń opiekunowie powinni wziąć pod uwagę profilaktykę, sposób odżywiania i zachęcić dziecko do aktywności fizycznej. Zgodzicie się ze mną, że warto?

Soczek malinowy, rosołek czy konkretna diagnostyka?

No to, moi drodzy, działamy! Często moi pacjenci zadają mi pytanie, czy nie wystarczyłyby domowe sposoby na poprawienie odporności zamiast tych badań, wizyt lekarskich, stresu związanego z pobieraniem materiału do diagnostyki. Czasami „babcine metody” wystarczą, jednak jeśli problem nawracających infekcji spędza wam sen z powiek, a dziecko płynnie przechodzi z jednej infekcji w drugą, to oprócz domowych sposobów trzeba zdecydowanie działać i należy dodatkowo rozważyć odpowiednią diagnostykę. Niestety, nie ma jednego badania, które dokładnie wskazałoby problem, często poszukiwanie jego źródła trwa kilka miesięcy, ale dla dobra dziecka trzeba je znaleźć. W tym czasie warto włączyć naturalne metody, które również świetnie wzmacniają organizm.

Przedstawię wam ranking domowych sposobów na poprawę odporności, z którymi najczęściej się spotykam, i odpowiemy sobie na pytanie, czy są skuteczne – i na ile – czy nie.

Metoda 1: Sok malinowy

Świeże maliny mają bardzo dużo witaminy C, która działa przeciwzapalnie, jednak jeśli witaminę C poddajemy jakiejkolwiek obróbce termicznej, a taka zachodzi podczas przygotowania soku, jej ilość zdecydowanie się zmniejsza. Dodatkowo jeśli do soku, nawet tego domowego, dodajemy dużą ilość cukru, to czy możemy tutaj mówić o produkcie leczniczym? Dzieci chętnie wypijają ciepłą herbatę ze słodkim sokiem, ale jeśli dziecko ma problem z nadwagą, to nie do końca jest to dobry pomysł. Tylko kilka herbat z sokiem może w ciągu dnia dostarczyć około 300 kilokalorii (kcal), których rodzice nie wliczają w dzienny bilans energetyczny. Soki malinowe, czy też raczej pseudosoki, które można kupić w sklepie, z malinami często nie mają nic wspólnego. W takim produkcie najwięcej jest cukru, syropu glukozowo-fruktozowego, a malin? Jak na lekarstwo – a właściwie jeszcze mniej.

Najczęściej spotykamy SYROP o smaku malin, skład: syrop glukozowo-fruktozowy, cukier, woda, sok malinowy z zagęszczonego soku malinowego (3%), środek spożywczy o właściwościach barwiących (koncentrat marchwi i czarnej porzeczki), regulator kwasowości – kwas cytrynowy, barwnik – karmel amoniakalno-siarczynowy, aromat.

A powinien być SOK z malin, skład: maliny, cukier.

Jestem na TAK i na NIE. Jeśli wybierasz soki malinowe, to zwróć uwagę na ich skład, a jeśli dziecko zażywa antybiotyki, to uważaj z ilością soków, nawet domowych, ponieważ jest ryzyko, że cukier będzie dokarmiał drożdżaki bytujące w jego jelicie i po skończonej infekcji będziecie mieli kolejny problem na głowie (więcej o przeroście _Candida_ i o tym, dlaczego w trakcie antybiotykoterapii należy ograniczyć ilość cukru, przeczytasz w rozdziale o mikrobiocie).

Jeśli dziecko już ma nadwagę, wtedy z tego typu soków zrezygnowałabym na rzecz świeżych owoców, zdecydowanie bogatszych w witaminę C. Oprócz witaminy C dostarczą one cennego błonnika pokarmowego, który spowoduje, że dziecko będzie bardziej syte. Należy też zwrócić uwagę na inne słodycze, które dziecko spożywa w ciągu dnia: czekoladę, słodką drożdżówkę, batoniki. Jeśli maluch w trakcie choroby żywi się tylko cukrem, niestety również tym ukrytym, którego nie widać gołym okiem, istnieje bardzo duże ryzyko, że jego osłabiony organizm będzie walczył z infekcją dłużej. W konfrontacji: baton oblany syropem glukozowo-fruktozowym, z barwnikami i konserwantami, nasyconymi kwasami tłuszczowymi, kontra domowy sok z malin robiony na cukrze przez babcię – wygrywa sok. Widzicie, czasami nie trzeba rezygnować z domowych przysmaków, ale na pewno należy zwrócić uwagę na wszystko, co dziecko spożywa w ciągu dnia. Częstym argumentem w dyskusji o soku malinowym jest to, że kiedyś dzieci chorowały i piły herbatę z sokiem malinowym. Owszem, zgadzam się, ale kiedyś dzieci nie miały na co dzień tak dużej ilości cukru w diecie jak teraz i ten sok z malin mógł przynieść rzeczywistą poprawę stanu zdrowia.

Oprócz samego soku z malin można wykorzystać napar z suszonych owoców przygotowany w formie ciepłej herbatki.

Nie chcemy, żeby w trakcie choroby dieta wyglądała tak:

1. śniadanie – parówki z pieczywem i ketchupem (często w tanich ketchupach jest dodatek cukru, zwróć uwagę na skład), herbata z sokiem malinowym (cukier ukryty),

2. drugie śniadanie – drożdżówka (cukier ukryty) i herbata z sokiem malinowym (cukier ukryty),

3. przekąska – wafelek oblany czekoladą (cukier ukryty),

4. obiad – „nie mam ochoty na jedzenie” (nic dziwnego, jeśli dziecko najadło się tyle cukru, to warzywa w porównaniu do słodkich przekąsek wypadają niezbyt atrakcyjnie),

5. po obiedzie – herbata z sokiem (cukier ukryty) lub kompot (naturalny cukier fruktoza, chyba że jest jeszcze dosładzany zwykłym cukrem),

6. podwieczorek – budyń waniliowy (naturalny cukier laktoza w mleku i dodatek cukru, żeby budyń był słodszy, standardowo na opakowanie daje się 1–3 łyżki białego cukru),

7. kolacja – kanapka z szynką bez warzyw (nadal nie wygrają z atrakcyjnością słodkich dodatków), herbata z sokiem malinowym (cukier ukryty).

Co to jest cukier ukryty?

To cukier, którego nie widać gołym okiem, jak na przykład w cukierniczce, a jest dawany do potraw w celu poprawy smaku oraz jako konserwant. Mogę śmiało postawić tezę, że za obecną plagę otyłości i częstych problemów z odpornością odpowiada cukier, ponieważ sporo rodziców czy dziadków nie ma świadomości, gdzie i w jakich ilościach on się znajduje i że jest spożywany przez dzieci w zdecydowanym nadmiarze.

Cukier daje bardzo szybki zastrzyk energii, dziecko po spożyciu cukru, również tego ukrytego, może zachowywać się jak mały łobuz, więc zapomnijcie o tym, że będzie grzecznie leżało w łóżku i jadło warzywa bogate w cenne witaminy. Niestety, energetyczny zastrzyk działa na chwilę, poziom cukru spada dosyć szybko, dziecko staje się marudne, płaczliwe, zniecierpliwione, nudzące, do czasu aż dostanie kolejny słodki przysmak, który da mu kolejny zastrzyk energii... na krótką chwilę.

Dużo lepiej wygląda taki jadłospis chorującego dziecka:

1. śniadanie – kanapka z wartościową wędliną i pomidorem, herbata z sokiem malinowym,

2. drugie śniadanie – budyń bananowy z awokado, herbatka z suszu z malin bez cukru,

3. obiad – zupa pomidorowa z makaronem (ciepła zupa rozgrzeje dziecko),

4. podwieczorek – naleśnik z białym serem, możesz dodać kilka rodzynek, aby serek był słodszy, woda,

5. kolacja – kanapka z serem żółtym i pomidorem, rumianek lub lipa (mają działanie przeciwbakteryjne, rozgrzewające, bez cukru – chcemy, żeby dziecko poszło spać, a nie dostało kolejny zastrzyk energii).

Wartościowa wędlina

To taka wędlina, która ma 100 procent mięsa w mięsie. Przygotowana samodzielnie, bez zbędnych polepszaczy i konserwantów, będzie smakowała całej rodzinie.

Składniki:

dowolne mięso, które lubi dziecko

1–3 łyżki oleju

przyprawy: papryka słodka, oregano, pieprz czarny, rozgnieciony ząbek czosnku, czarnuszka, szczypta soli

Wykonanie:

Do miseczki wlej 1–3 łyżki oleju, dodaj przyprawy, wymieszaj. Przygotowaną pastą natrzyj mięso, możesz je lekko ponacinać, aby pasta przeniknęła do wnętrza mięsa, przykryj folią spożywczą lub talerzykiem i zostaw na noc w lodówce. Kolejnego dnia upiecz w piekarniku lub podduś na patelni (już bez dodatku tłuszczu, wystarczy ta ilość, którą wykorzystaliście do przygotowania pasty). Tak przygotowane mięso po przestudzeniu można kroić na kanapki lub wykorzystać jako dodatek do obiadu.

Budyń bananowy z awokado

Banan i awokado zawierają dużo potasu, jest to ważny składnik mineralny, jeśli choroba przebiega z biegunką lub gdy dziecko się poci podczas gorączki.

Budyń bananowy z awokado zrobił furorę w rodzinie mojej pacjentki, zajadają się nim i dorośli, i dzieci.

Składniki:

1 dojrzały banan (im bardziej dojrzały, tym budyń będzie słodszy)

1/2 miękkiego awokado

1–2 łyżeczki prawdziwego kakao

Wykonanie:

Zmiksuj wszystkie składniki na mus, przełóż do miseczki.

WSKAZÓWKA: Zachęcam was do tego, by dziecko pod waszym nadzorem samo zrobiło budyń – oprócz tego, że samodzielnie przygotowane potrawy są chętniej spożywane przez dzieci, to dodatkowo przełamują nudę spowodowaną siedzeniem w domu.

Metoda 2: Rosół

Rosół znany jest ze swoich rozgrzewających właściwości, pobudza apetyt, jest lekkostrawny i dzieciaki chętnie go jedzą. Rosół może być wykorzystywany jako baza do innych zup, które lubi dziecko. Ponieważ najlepszy jest taki, który długo gotuje się na małym ogniu (jak to nasze babcie mówiły, ma „lekko pyrkać”), warto przygotować od razu większy garnek i zamrozić go w słoiczkach lub w pojemnikach, które nadają się do tego celu. Tutaj jestem jak najbardziej na TAK, warto wziąć pod uwagę, że maluch chętniej wypije płynną potrawę, niż zje stały posiłek, zwłaszcza jeśli boli go gardło, ma obrzęknięte ślinianki lub zaburzony zmysł powonienia podczas kataru. Zupa oprócz obiadu może też być wykorzystana na kolację i tutaj zachęcam babcie, żeby przygotowały swój popisowy rosół, który może zjeść również cała rodzina. Jaki makaron do tego? Jeśli dziecko zgłasza mocny ból gardła, można zrezygnować z jego dodatku, niech pociecha po prostu wypije zupę w ulubionym kubku. Można też kupić drobny kolorowy makaron literki, cyferki lub zwierzątka – zdecydowanie podniesie atrakcyjność posiłku.

_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_

1 P. Matusik, _Zaburzenia endokrynologiczne_, _Otyłość u dzieci i młodzieży_, red. W. Małecka-Tendera, P. Socha, Warszawa 2011, s. 30.

2 Tamże, s. 29.

3 Tamże, s. 28.

4 J. Tatoń, A. Czech, M. Bernas, _Otyłość jako przyczyna zwyrodnionych chorób układu ruchu,_ ciż, _Otyłość, zespół metaboliczny_, Warszawa 2007, s. 449.

5 M.L. Frelut, _Aktywność fizyczna a otyłość_, _Otyłość u dzieci,_ red. P. Tou­nian, tłum. Z. Wnuk-Zdeb, Warszawa 2008, s. 126.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: