Metropolis. Największy wynalazek ludzkości - Ben Wilson - ebook

Metropolis. Największy wynalazek ludzkości ebook

Wilson Ben

3,5

Opis

W ciągu tysiącleci istnienia ludzkości nic nie ukształtowało nas głębiej niż miasta. Od początku swego istnienia były katalizatorem ludzkiego rozwoju, prowadząc do powstania nowych zawodów, form sztuki, kultu oraz handlu, a w konsekwencji cywilizacji.

Autor wiedzie czytelnika przez wieki, pokazując stworzone dzięki miastom innowacje, postępujące przemiany społeczne i niezmierzone przejawy ludzkiej energii. Odkrywa między innymi tajniki narodzin miast, jak Uruk czy Babilon, zabiera w podróż po ateńskiej agorze, kreśli barwny obraz handlu w XIX-wiecznym Bagdadzie, wielkich finansów omawianych w londyńskich kawiarniach czy domowych wygód w sercu Amsterdamu. Prowadzi przez kolorową paryską belle époque i pochyla się nad zniszczoną i odbudowaną Warszawą, a także zastanawia się, jak nowojorskie drapacze chmur zainspirowały utopijne wizje społeczeństwa. Porusza również problemy XXI wieku; dzielnic nędzy czy zrównoważonego rozwoju tkanki miasta w obliczu kryzysu klimatycznego.

Wciągające i przepełnione pasjonującymi szczegółami Metropolis to znakomity dowód, że historia ludzkiej cywilizacji jest historią miast.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 658

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (2 oceny)
1
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Mapa

PRZED­MOWA

Stu­le­cie metro­po­lii

Liczba miesz­kań­ców miast na świe­cie zwięk­szyła się dziś o bli­sko 200 tysięcy osób. To samo nastąpi jutro, poju­trze i za dwa dni. W 2050 roku mia­sta staną się domem dwóch trze­cich ludz­ko­ści. Jeste­śmy świad­kami naj­więk­szej migra­cji w dzie­jach świata, apo­geum trwa­ją­cego od sze­ściu tysięcy lat pro­cesu, który pod koniec obec­nego stu­le­cia dopro­wa­dzi do tego, że sta­niemy się gatun­kiem miej­skimq1.

Miej­sce i tryb życia to jedne z naj­waż­niej­szych aspek­tów egzy­sten­cji. Ich ana­liza pomaga zro­zu­mieć histo­rię i współ­cze­sność. Cztery tysiące lat p.n.e. w Mezo­po­ta­mii powstały pierw­sze osie­dla miej­skie, które stały się waż­nymi punk­tami wymiany infor­ma­cji: dyna­miczne inte­rak­cje ludzi w zatło­czo­nej, cia­snej metro­po­lii sprzy­jały nowym ideom i tech­no­lo­giom oraz odkry­ciom – rewo­lu­cyj­nym zmia­nom posu­wa­ją­cym histo­rię do przodu. Do 1800 roku zale­d­wie 3–5% lud­no­ści naszej pla­nety miesz­kało na obsza­rach zur­ba­ni­zo­wa­nych, ale ta nie­wielka mniej­szość miała nie­pro­por­cjo­nalny wpływ na roz­wój świata. Mia­sta były zawsze źró­dłami inno­wa­cji i prze­mian. Ja rów­nież – podob­nie jak miliony ludzi migru­ją­cych do nowych metro­po­lii – ule­głem magne­tycz­nej sile przy­cią­ga­nia miast. Przy­stą­pi­łem do pisa­nia Metro­po­lis i roz­po­czą­łem stu­dia przy­go­to­waw­cze, opie­ra­jąc się na zało­że­niu, że nasza prze­szłość i nasza przy­szłość są nie­ro­ze­rwal­nie zwią­zane z mia­stami, na dobre i na złe.

Zaczą­łem badać to skom­pli­ko­wane, wie­lo­aspek­towe, nie­po­ko­jące zagad­nie­nie w okre­sie, gdy mia­sta prze­ży­wają spek­ta­ku­larny rene­sans, a zara­zem stają wobec bez­pre­ce­den­so­wych wyzwań. Na początku XX wieku tra­dy­cyjne mia­sto budziło pesy­mizm, nie nadzieję; roz­ra­sta­jące się metro­po­lie prze­my­słowe wyda­wały się wię­zie­niami, zatru­wały ludz­kie ciała i umy­sły, nisz­czyły struk­turę spo­łeczną. W dru­giej poło­wie XX wieku doszło do gwał­tow­nej reak­cji na kosz­mar indu­stria­li­za­cji: ludzie zaczęli się roz­pra­szać, a nie sku­piać w mia­stach. Wiel­kie świa­towe metro­po­lie, takie jak Nowy Jork i Lon­dyn, odno­to­wały spa­dek liczby miesz­kań­ców. Samo­chody, tele­fony, tanie linie lot­ni­cze, szybki prze­pływ kapi­tału i inter­net pozwa­lają ludziom miesz­kać w więk­szych odle­gło­ściach od gęsto zalud­nio­nych, dyna­micz­nych obsza­rów śród­miej­skich, które tracą dawne zna­cze­nie. Kto potrze­buje kon­tak­tów spo­łecz­nych na tere­nie mia­sta, skoro może korzy­stać z pozba­wio­nych ogra­ni­czeń wir­tu­al­nych sieci spo­łecz­no­ścio­wych? Rolę cen­trum mia­sta – odczu­wa­ją­cego nega­tywne skutki wzro­stu prze­stęp­czo­ści i deka­pi­ta­li­za­cji – prze­jęły pod­miej­skie kom­pleksy biu­rowo-prze­my­słowe, kam­pusy, gale­rie han­dlowe, a zara­zem coraz więk­szą rolę odgrywa praca zdalna. Jed­nak w ostat­nich latach XX wieku i na początku nowego tysiąc­le­cia ten­den­cje te się odwró­ciły.

W Chi­nach doszło do rewi­ta­li­za­cji wielu sta­ro­żyt­nych miast – i powstały zupeł­nie nowe. Dopro­wa­dziła do tego trwa­jąca trzy dekady migra­cja do miast 440 milio­nów miesz­kań­ców wsi; jej uko­ro­no­wa­niem jest orgia budowy wie­żow­ców. Mia­sta odzy­skały przo­du­jącą rolę eko­no­miczną. Postęp tech­no­lo­giczny w gospo­darce opar­tej na wie­dzy i ultra­szybka komu­ni­ka­cja zachę­cają duże kor­po­ra­cje, nie­wiel­kie firmy, start-upy i kre­atyw­nych przed­sta­wi­cieli wol­nych zawo­dów do gro­ma­dze­nia się w mia­stach, które znów przy­po­mi­nają psz­czele ule. Tech­no­lo­gia, sztuka i finanse stają się inno­wa­cyjne, gdy spe­cja­li­ści mogą ze sobą współ­pra­co­wać – ludzie odno­szą suk­cesy, kiedy dzielą się wie­dzą, współ­pra­cują i współ­za­wod­ni­czą, nawią­zu­jąc bez­po­śred­nie kon­takty, zwłasz­cza w miej­scach sprzy­ja­ją­cych prze­pły­wowi infor­ma­cji. Nie­gdyś mia­sta pró­bo­wały przy­cią­gać duże zakłady prze­my­słowe albo zdo­by­wać jak naj­więk­szy udział w świa­to­wym han­dlu, obec­nie zaś współ­za­wod­ni­czą w przy­cią­ga­niu fachow­ców.

Zależ­ność od kapi­tału ludz­kiego i korzy­ści eko­no­miczne wyni­ka­jące z dużej gęsto­ści zalud­nie­nia nadają współ­cze­snym metro­po­liom nowe obli­cze. Mia­sta odno­szące suk­cesy zmie­niają kształt całej gospo­darki spo­łe­czeństw post­in­du­strial­nych – dowo­dzi tego budzący zazdrość wzrost gospo­dar­czy Chin, któ­rego moto­rem są ośrodki miej­skie. Jeśli liczba lud­no­ści na jakimś obsza­rze wzra­sta dwu­krot­nie, staje się on od 2 do 5% bar­dziej pro­duk­tywny – dyna­mizm ośrod­ków miej­skich spra­wia, że sta­jemy się bar­dziej kon­ku­ren­cyjni i przed­się­bior­czy. Sprzyja temu nie tylko gęstość zalud­nie­nia, lecz rów­nież wiel­kość miastq2.

Jedna z głów­nych zmian, jakie zaszły na świe­cie w ciągu ostat­nich 30 lat, to zdu­mie­wa­jący wzrost roli wiel­kich metro­po­lii w gospo­darce. Świa­towe życie eko­no­miczne kon­cen­truje się w kil­ku­na­stu aglo­me­ra­cjach i rejo­nach zur­ba­ni­zo­wa­nych: w 2025 roku 440 miast mają­cych łącz­nie 600 milio­nów miesz­kań­ców (7% popu­la­cji globu) będzie wytwa­rzać połowę pro­duktu świa­to­wego brutto.

Nie­które szybko roz­wi­ja­jące się metro­po­lie, takie jak São Paulo, Lagos, Moskwa i Johan­nes­burg, wytwa­rzają od jed­nej trze­ciej do połowy bogac­twa swo­ich kra­jów. Lagos, zamiesz­kane przez 10% lud­no­ści Nige­rii, sku­pia 60% aktyw­no­ści prze­my­sło­wej i han­dlo­wej kraju – gdyby ogło­siło nie­pod­le­głość i stało się mia­stem-pań­stwem, byłoby pią­tym pod wzglę­dem zamoż­no­ści kra­jem Afryki. W Chi­nach 40% całej pro­duk­cji prze­my­sło­wej jest gene­ro­wane przez trzy ogromne aglo­me­ra­cje. Nie jest to nowe zja­wi­sko. W isto­cie rze­czy jeste­śmy świad­kami powrotu sytu­acji powszech­nej w całej histo­rii ludz­ko­ści – ogromne mia­sta odgry­wają klu­czową rolę w życiu gospo­dar­czym i spo­łecz­nym świata. W sta­ro­żyt­nej Mezo­po­ta­mii, pre­ko­lum­bij­skiej Mezo­ame­ryce, w okre­sie roz­kwitu miast-państw grec­kich czy śre­dnio­wiecz­nych miast-państw euro­pej­skich wybrana grupa ośrod­ków mono­po­li­zo­wała han­del i była bar­dziej kon­ku­ren­cyjna niż pań­stwa naro­dowe. Odmienne funk­cje miast i państw nie odno­szą się jedy­nie do eko­no­mii. Osza­ła­mia­jący suk­ces miast świad­czy o tym, że wysy­sają talent i bogac­twa z mniej uprzy­wi­le­jo­wa­nych regio­nów; domi­nują w sfe­rze kul­tury i odzna­czają się róż­no­rod­no­ścią, która nie wystę­puje ni­gdzie indziej. Liczba cudzo­ziem­skich miesz­kań­ców naj­więk­szych współ­cze­snych aglo­me­ra­cji waha się obec­nie od 35 do 50%. Świa­towe metro­po­lie, młode, lepiej wykształ­cone, bogat­sze i bar­dziej wie­lo­kul­tu­rowe, mają ze sobą dużo wspól­nego. W wielu współ­cze­snych spo­łe­czeń­stwach naj­ostrzej­szą linię podziału wyzna­czają nie wiek, rasa, przy­na­leż­ność kla­sowa czy pocho­dze­nie z mia­sta albo ze wsi; linia podziału bie­gnie raczej pomię­dzy wiel­kimi metro­po­liami a obsza­rami wiej­skimi, przed­mie­ściami, miej­sco­wo­ściami i mniej­szymi mia­stami, które nie stały się czę­ścią zglo­ba­li­zo­wa­nej gospo­darki opar­tej na wie­dzy. Słowo „metro­po­lia” suge­ruje wiel­kość i szansę na suk­ces, a także coś eli­tar­nego – pod wzglę­dem poli­tycz­nym, kul­tu­ro­wym i spo­łecz­nym – co budzi coraz więk­szą nie­chęć. Nie­na­wiść do wiel­kich miast nie jest czymś nowym; na prze­strzeni dzie­jów wie­lo­krot­nie mar­twiono się zgub­nym wpły­wem życia w mie­ście na moral­ność i zdro­wie psy­chiczne.

Zdu­mie­wa­jąco szyb­kie roz­prze­strze­nia­nie się epi­de­mii COVID-19 w latach 2020–2021 to mroczne świa­dec­two natury miast, które ujaw­niło się w XXI wieku; wirus roz­prze­strze­nia się dzięki skom­pli­ko­wa­nym inte­rak­cjom spo­łecz­nym – zarówno w mia­stach, jak i poza nimi. Mia­sta odno­szą suk­ces, a jed­no­cze­śnie są nie­bez­pieczne. Kiedy miesz­kańcy Paryża albo Nowego Jorku ucie­kają w nadziei zna­le­zie­nia bez­pie­czeń­stwa na wsi, czę­sto spo­ty­kają się z nie­chę­cią – są kry­ty­ko­wani za przy­no­sze­nie ze sobą cho­rób, a także porzu­ce­nie miej­skich sąsia­dów. Takie gwał­towne reak­cje to echa odwiecz­nego anta­go­ni­zmu mię­dzy mia­stem a wsią – metro­po­lie są źró­dłem dobro­bytu oraz upadku oby­cza­jów. Dają nadzieję na suk­ces finan­sowy, ale porzuca się je przy pierw­szej oznace niebez­pie­czeń­stwa.

Zarazy, pan­de­mie i cho­roby zawsze roz­prze­strze­niały się wzdłuż szla­ków han­dlo­wych i bez­li­to­śnie pusto­szyły gęsto zalud­nione obszary miej­skie. W 1854 roku 6% miesz­kań­ców Chi­cago zmarło na cho­lerę, jed­nak nie powstrzy­mało to miesz­kań­ców Ame­ryki od maso­wej migra­cji do obie­cu­ją­cej cuda metro­po­lii XIX wieku: lud­ność Chi­cago zwięk­szyła się z 30 tysięcy na początku stu­le­cia do 112 tysięcy u jego schyłku. Obec­nie roz­wój miast rów­nież nie staje się wol­niej­szy nawet w obli­czu pan­de­mii; ludz­kość zawsze pła­ciła ogromną cenę za zalety miast, a ich otwar­tość, róż­no­rod­ność i gęstość przy­no­siły nie­kiedy zgubne skutki.

Skala obec­nych pro­ce­sów urba­ni­za­cyj­nych jest dostrze­galna nawet z kosmosu: nie­które obszary pla­nety widziane nocą z orbity są oświe­tlone. Rene­sans miast widać też na pozio­mie ulic. W poło­wie XX wieku i u jego schyłku mia­sta wyda­wały się nie­bez­pieczne i obskurne, obec­nie jed­nak są mniej groźne, stały się pożą­dane, modne i droż­sze, a oży­wiają je eks­klu­zywne restau­ra­cje, uliczne fast foody, kawiar­nie, gale­rie i sale kon­cer­towe. Jed­no­cze­śnie rewo­lu­cja cyfrowa two­rzy nowe tech­no­lo­gie, które likwi­dują wiele wad życia w mie­ście. Poja­wiają się futu­ry­styczne, oparte na prze­twa­rza­niu danych „inte­li­gentne mia­sta” z milio­nami sen­so­rów pozwa­la­ją­cych sztucz­nej inte­li­gen­cji ste­ro­wać ruchem ulicz­nym, koor­dy­no­wać trans­port publiczny, wal­czyć z prze­stęp­czo­ścią i zmniej­szać poziom zanie­czysz­czeń. Mia­sta znowu stały się miej­scami pożą­da­nymi, a nie znie­na­wi­dzo­nymi. Współ­cze­sny rene­sans miast widać na każ­dym kroku – świad­czą o nim gen­try­fi­ka­cja zanie­dba­nych dziel­nic, wzrost czyn­szów, adap­ta­cje sta­rych budyn­ków i armia wystrze­la­ją­cych pra­wie wszę­dzie dra­pa­czy chmur.

Na początku lat 90. XX wieku Szan­ghaj był spo­wi­tym smo­giem „pro­win­cjo­nal­nym mia­stem Trze­ciego Świata” (według miej­sco­wej gazety), po czym prze­kształ­cił się w ikonę post­in­du­strial­nej rewo­lu­cji XXI wieku. Za przy­kła­dem Szan­ghaju i innych chiń­skich aglo­me­ra­cji poszły inne mia­sta: od początku XXI wieku liczba wie­żow­ców budo­wa­nych na świe­cie zwięk­szyła się o 402%. W ciągu osiem­na­stu lat liczba budyn­ków prze­kra­cza­ją­cych 150 metrów i mają­cych prze­szło 40 pię­ter wzro­sła od prze­szło 600 do 3251; w poło­wie stu­le­cia pojawi się 41 000 takich budowli. Gwał­towna prze­miana kra­jo­brazu miej­skiego w pio­nowy las dra­pa­czy chmur rzuca się w oczy na całej pla­ne­cie, od miast o tra­dy­cyj­nie niskiej zabu­do­wie, takich jak Lon­dyn i Moskwa, do metro­po­lii okresu boomu, na przy­kład Addis Abeby czy Lagos; wszyst­kie pra­gną mani­fe­sto­wać swój dyna­mizm na tle niebaq3.

Mia­sta rosną, a także pod­bi­jają nowe obszary. Dawny podział na cen­trum i przed­mie­ścia zaczął się zacie­rać. Przed­mie­ścia prze­stały być mono­ton­nymi osie­dlami o banal­nej zabu­do­wie, jak w latach 80. XX wieku, stop­niowo nabie­rają coraz bar­dziej miej­skiego cha­rak­teru. Poja­wia się coraz więk­sza róż­no­rod­ność etniczna, rosną prze­stęp­czość i nar­ko­ma­nia. Ulice żyją wła­snym życiem – są to typowe wady i zalety cen­trów miast. Tra­dy­cyjne nie­wiel­kie śród­mie­ście oto­czone wia­nusz­kiem dziel­nic pod­miej­skich domów ustą­piło miej­sca niskiej zabu­do­wie cią­gną­cej się na ogrom­nej prze­strzeni. Rezul­ta­tem są aglo­me­ra­cje obej­mu­jące całe regiony. Trudno dostrzec róż­nice, w kate­go­riach eko­no­micz­nych, mię­dzy Lon­dy­nem a więk­szo­ścią połu­dniowo-wschod­niej Anglii. Atlanta w ame­ry­kań­skim sta­nie Geo­r­gia zaj­muje pra­wie pięć tysięcy kilo­me­trów kwa­dra­to­wych (Paryż zale­d­wie 100 kilo­me­trów kwa­dra­to­wych). Najwięk­sza aglo­me­ra­cja świata, Tokio, ma 40 milio­nów miesz­kań­ców i obej­muje 1350 kilo­me­trów kwa­dra­to­wych. Nawet ten gigan­tyczny obszar przy­ćmie­wają odgór­nie zapla­no­wane aglo­me­ra­cje chiń­skie, na przy­kład Jing-Jin-Ji, obej­mu­jąca 220 tysięcy kilo­me­trów kwa­dra­to­wych i zamiesz­kana przez 130 milio­nów ludzi. Kiedy mówimy o metro­po­liach XXI wieku, nie mamy na myśli śród­miej­skich dziel­nic biz­ne­so­wych Man­hat­tanu lub Tokio – kla­sycz­nych przy­kładów kon­cen­tra­cji wła­dzy i bogac­twa – lecz ogromne aglo­me­ra­cje, gdzie mia­sta płyn­nie łączą się z innymi mia­stami.

Wspa­niałą wizją nowych, aser­tyw­nych miast łatwo się zachły­snąć. Moda na miesz­ka­nie w wie­żow­cach stała się domeną boga­czy; świad­czy ona o pra­gnie­niu ucieczki przed zatło­czo­nymi, cha­otycz­nymi uli­cami i zna­le­zie­nia azylu wśród chmur. Według Orga­ni­za­cji Naro­dów Zjed­no­czo­nych „domi­nu­ją­cymi osie­dlami naszej epoki” stają się slumsy i pro­wi­zo­ryczne osie­dla. Przy­szły styl życia więk­szej czę­ści naszego gatunku widać raczej w zagęsz­czo­nych, samo­dziel­nie zbu­do­wa­nych przez miesz­kań­ców i samo­or­ga­ni­zu­ją­cych się osie­dlach Bom­baju albo Nairobi, a nie w efek­tow­nych śród­mie­ściach Szan­ghaju, Seulu czy w roz­le­głej zabu­do­wie Houston bądź Atlanty. Obec­nie w slum­sach żyje miliard ludzi – jedna czwarta miesz­kań­ców miast. Takie bez­pla­nowo zabu­do­wane obszary noszą różne nazwy w róż­nych czę­ściach świata: slumsy, favela, bar­rio, shanty town, town­ship, kam­pung, cam­pa­mento, gece­kondu, villa mise­ria. Około 61% świa­to­wej siły robo­czej – dwa miliardy zatrud­nio­nych – pra­cuje w sza­rej stre­fie gospo­darki; wielu z nich karmi roz­ra­sta­jącą się lud­ność miast, dostar­cza jej odzieży i miej­sca do spa­nia. Nie­for­malna przed­się­bior­czość tego rodzaju wypeł­nia lukę, z którą nie potra­fią sobie pora­dzić wła­dze wielu aglo­me­ra­cji, zma­ga­jące się z poto­kami imi­gran­tów. Poświę­camy wiele uwagi inno­wa­to­rom dzia­ła­ją­cym w sfe­rze zaawan­so­wa­nych tech­no­lo­gii, jed­nak w świa­to­wych metro­po­liach ist­nieją rów­nież inni inno­wa­to­rzy – ludzie dzia­ła­jący na naj­niż­szym szcze­blu dra­biny spo­łecz­nej, któ­rzy wspo­ma­gają roz­wój miast dzięki cięż­kiej pracy i wła­snej przed­się­bior­czo­ściq4.

Szybki wzrost liczby wie­żow­ców i slum­sów zwia­stuje nadej­ście „stu­le­cia miast”. Miesz­kańcy aglo­me­ra­cji bory­ka­ją­cych się z coraz poważ­niej­szymi pro­ble­mami wię­cej zara­biają, ich sytu­acja mate­rialna jest znacz­nie lep­sza niż lud­no­ści wiej­skiej, ich dzieci mogą liczyć na lep­szą edu­ka­cję. 74% miesz­kań­ców faveli Rio de Jane­iro, któ­rzy przy­byli do mia­sta ze wsi, było anal­fa­be­tami; obec­nie 94% ich wnu­ków potrafi pisać i czy­tać. W ponadmi­lio­no­wych mia­stach regionu sub­sa­ha­ryj­skiego śmier­tel­ność nie­mow­ląt jest o jedną trze­cią niż­sza niż w mniej­szych miej­sco­wo­ściach. W wiej­skich regio­nach Indii uczęsz­cza do szkoły zale­d­wie 16% dziew­cząt w wieku od 13 do 18 lat, przy czym ich rodziny zara­biają mniej niż dwa dolary dzien­nie; w Haj­da­ra­ba­dzie nato­miast wskaź­nik ten wynosi 48%. Bły­ska­wiczna urba­ni­za­cja Chin dopro­wa­dziła do tego, że śred­nia dłu­gość życia wzro­sła tam o osiem lat. Miesz­ka­niec Szan­ghaju może dożyć 80. roku życia, czyli o 10 lat wię­cej niż miesz­kańcy wiej­skich pro­win­cji Chinq5.

Wśród 200 tysięcy ludzi, któ­rzy prze­nie­śli się w dniu dzi­siej­szym do miast, wielu ucie­kło przed nędzą. Mia­sto, zaj­mu­jące dawne tereny rol­ni­cze, staje się jedy­nym miej­scem, gdzie można zaro­bić na życie. Ale wiel­kie metro­po­lie, jak zawsze w histo­rii świata, stwa­rzają moż­li­wo­ści, które nie są dostępne ni­gdzie indziej. Wyma­gają przed­się­bior­czo­ści i odpor­no­ści psy­chicz­nej. Brudne, pozba­wione wygód sani­tar­nych slumsy w aglo­me­ra­cjach kra­jów roz­wi­ja­ją­cych się są naj­więk­szymi ośrod­kami przed­się­bior­czo­ści globu. Powstają w nich skom­pli­ko­wane mecha­ni­zmy wza­jem­nego wspar­cia, łago­dzące wstrząsy i napię­cia zwią­zane z życiem w gigan­tycz­nym mie­ście. W bom­baj­skim Dha­ravi, jed­nym z naj­więk­szych slum­sów Azji, na powierzchni dwóch kilo­me­trów kwa­dra­to­wych mieszka pra­wie milion ludzi. Około 15 tysięcy jed­no­po­ko­jo­wych warsz­ta­tów i tysiące mikro­sko­pij­nych firm gene­rują roczne obroty w wyso­ko­ści miliarda dola­rów. Duża liczba ludzi zaj­muje się recy­klin­giem gór śmieci wyrzu­ca­nych przez 20 milio­nów pozo­sta­łych miesz­kań­ców Bom­baju. Mimo ogrom­nego zagęsz­cze­nia i braku poli­cji (i innych pod­sta­wo­wych usług publicz­nych) Dha­ravi, podob­nie jak inne gigan­tyczne slumsy Indii, jest miej­scem, gdzie można bez­piecz­nie spa­ce­ro­wać. Na początku lat 90. XX wieku grupka miło­śni­ków kom­pu­te­rów, samo­uków, prze­kształ­ciła jedną z ulic Lagos w naj­więk­szy ośro­dek infor­ma­tyczny i tech­no­lo­giczny w Afryce: wio­skę kom­pu­te­rową Otigba, gdzie dzia­łają tysiące drob­nych przed­się­bior­ców – jej dzienne obroty prze­kra­czają pięć milio­nów dola­rów. Zagęsz­cze­nie nie przy­nosi korzy­ści jedy­nie ban­kie­rom z Wall Street albo z Pudong New Area w Szan­ghaju, kre­atyw­nym twór­com reklam z Soho w Lon­dy­nie czy infor­ma­ty­kom z Doliny Krze­mo­wej lub Ban­ga­lore; w miarę postę­pów urba­ni­za­cji zmie­nia się styl życia milio­nów ludzi na całym świe­cie. Miej­ska szara strefa – roz­kwi­ta­jąca na uli­cach szybko roz­ra­sta­ją­cego się Lagos albo w bogat­szych aglo­me­ra­cjach w rodzaju Los Ange­les – świad­czy o ludz­kiej umie­jęt­no­ści budo­wa­nia miast od pod­staw i two­rze­nia zor­ga­ni­zo­wa­nych spo­łecz­no­ści nawet w pozor­nym cha­osie. To kwin­te­sen­cja miej­skiej tra­dy­cji mają­cej sześć tysięcy lat.

Mia­sta, mimo swo­ich ogrom­nych suk­ce­sów, są bru­tal­nym, bez­li­to­snym śro­do­wi­skiem. Ofe­rują per­spek­tywy edu­ka­cji i wyż­szych zarob­ków, ale mogą ska­zić duszę i umysł, zatruć płuca. Trzeba nauczyć się w nich żyć, zno­sić hałas, smog i dener­wu­jącą cia­snotę. Dha­ravi – sieć krę­tych zauł­ków, nie­sły­cha­nie skom­pli­ko­wane inte­rak­cje mię­dzy ludźmi, nie­ustanna walka o byt, przy­tła­cza­jące tłumy miesz­kań­ców, pozorny chaos i spon­ta­niczny porzą­dek – to powtórka życia z daw­nych epok: w labi­ryn­tach miast Mezo­po­ta­mii, w peł­nych cha­osu sta­ro­żyt­nych Ate­nach, w zatło­czo­nych mia­stach śre­dnio­wiecz­nej Europy czy w XIX-wiecz­nych slum­sach prze­my­sło­wego Chi­cago. Mia­sto ma w sobie coś przy­tła­cza­jącego; jego dyna­mizm, nie­ustanna zmien­ność, miliony drob­nych lub więk­szych nie­do­god­no­ści stają się stop­niowo trudne do znie­sie­nia. W całej histo­rii ludz­ko­ści mia­sta były uwa­żane za sprzeczne z naturą i zdro­wymi instynk­tami – widziano w nich sie­dli­sko grze­chu, cho­rób i pato­lo­gii spo­łecz­nych. Mit Babi­lonu trwa przez wieki: w mia­stach można odnieść osza­ła­mia­jący suk­ces, ale mogą one rów­nież zmiaż­dżyć czło­wieka. Metro­po­lie mają w sobie nie­od­party urok, lecz jest w nich coś potwor­nego.

Nasz spo­sób kształ­to­wa­nia tego wro­giego śro­do­wi­ska jest fascy­nu­jący. W niniej­szej książce trak­tuję mia­sta nie tylko jako miej­sca, gdzie rodzą się wła­dza i zyski, ale rów­nież jako śro­do­wi­sko mające głę­boki wpływ na miesz­kań­ców. Nie jest to książka o wspa­nia­łych gma­chach i pla­no­wa­niu prze­strzen­nym; opo­wiada o ludziach osie­dla­ją­cych się w mia­stach i spo­so­bach, które pozwo­liły im prze­trwać w tym trud­nym śro­do­wi­sku. Nie ozna­cza to, że archi­tek­tura jest nie­ważna: kwin­te­sen­cją zarówno życia w mie­ście, jak i tej książki jest inte­rak­cja mię­dzy zabu­dową mia­sta a jego miesz­kań­cami. Jestem bar­dziej zain­te­re­so­wany tkanką spa­ja­jącą miej­ski orga­nizm niż jego zewnętrz­nym wyglą­dem lub poszcze­gól­nymi orga­nami.

Mia­sta są fascy­nu­jące, a zara­zem nie­zgłę­bione – wyra­stają na fun­da­men­cie histo­rii, nie­ustan­nie spla­tają się w nich ludz­kie doświad­cze­nia. Łączą w sobie piękno i brzy­dotę, radość i cier­pie­nie, są zja­wi­skiem wyjąt­kowo skom­pli­ko­wa­nym, cza­sem peł­nym sprzecz­no­ści. Sta­no­wią ale­go­rię ludz­kiej egzy­sten­cji, można je w rów­nej mie­rze kochać i nie­na­wi­dzić. Są zmienne, stale się prze­kształ­cają i adap­tują. Ukry­wają swoją nie­sta­bil­ność, two­rząc wiel­kie gma­chy i efek­towne budowle, ale wokół tych sym­boli sta­ło­ści zacho­dzą cią­głe zmiany. Na prze­strzeni dzie­jów są nie­ustan­nie nisz­czone i odbu­do­wy­wane, co czyni je fascy­nu­ją­cymi, ale bar­dzo trud­nymi do zro­zu­mie­nia. W niniej­szej książce sta­ram się przed­sta­wić mia­sta w ruchu, nie w sta­nie sta­tycz­nym.

W trak­cie stu­diów poprze­dza­ją­cych napi­sa­nie Metro­po­lis odwie­dzi­łem wiele miast w Euro­pie, Ame­ryce Pół­noc­nej i Połu­dnio­wej, Afryce i Azji – tak róż­nych jak Bom­baj i Sin­ga­pur, Szan­ghaj i mia­sto Mek­syk, Lagos i Los Ange­les. Metro­po­lis to chro­no­lo­giczna ana­liza grupy miast, dostar­cza­jąca infor­ma­cji nie tylko o poszcze­gól­nych epo­kach, lecz także o ogól­nych pro­ble­mach zwią­za­nych z urba­ni­za­cją. Wybór nie­któ­rych z przed­sta­wio­nych miast – Aten, Lon­dynu i Nowego Jorku – wydaje się oczy­wi­sty; inne ośrodki, jak Uruk, Harappa, Lubeka czy Malakka, są mniej znane. Bada­jąc dzieje miast, odwie­dza­łem targi, suki i bazary, baseny, sta­diony i parki, spa­ce­ro­wa­łem wśród ulicz­nych stra­ga­nów z jedze­niem, zaglą­da­łem do kawiarni, skle­pów, cen­trów han­dlo­wych i super­mar­ke­tów. Stu­dio­wa­łem malo­wi­dła, powie­ści, filmy i pio­senki, a także ofi­cjalne doku­menty, poszu­ku­jąc doświad­czeń codzien­nego życia w mie­ście i chcąc zro­zu­mieć jego inten­syw­ność. Miast trzeba doświad­czać zmy­słami – patrzeć, wąchać, doty­kać, spa­ce­ro­wać, czy­tać i korzy­stać z wyobraźni – pozwala to pojąć ich totalny cha­rak­ter. W całych dzie­jach ludz­ko­ści życie w mie­ście zawsze kon­cen­tro­wało się wokół doznań zmy­sło­wych – jedze­nia, picia, seksu, zaku­pów, plo­tek i zabawy. Te formy aktyw­no­ści, two­rzące teatr życia w mie­ście, sta­no­wią główny temat Metro­po­lis.

Mia­sta odno­szą suk­cesy głów­nie dla­tego, że obie­cują przy­jem­no­ści, dresz­czyk emo­cji, splen­dor i fascy­na­cję, a także wła­dzę, bogac­two i poczu­cie bez­pie­czeń­stwa. Jak się prze­ko­namy, ludz­kość od sze­ściu tysięcy lat nie­ustan­nie pro­wa­dzi eks­pe­ry­menty doty­czące spo­so­bów życia w mia­stach. Dosko­nale potra­fimy się przy­sto­so­wać do życia w tych odpor­nych orga­ni­zmach, potra­fią­cych sta­wić czoła woj­nom i kata­stro­fom. Z dru­giej strony nasze próby odgór­nego pro­jek­to­wa­nia miast zwy­kle oka­zy­wały się wyjąt­kowo nie­udane; w imię postępu two­rzono miej­sca, które były raczej wię­zie­niem niż źró­dłem wol­no­ści, źró­dłem nie­szczęść, a nie zado­wo­le­nia. Urba­ni­ści pra­gnący zre­ali­zo­wać marze­nie o ide­al­nej, naukowo zapro­jek­to­wa­nej metro­po­lii dopro­wa­dzili do wielu nie­po­trzeb­nych tra­ge­dii. W mniej dra­stycz­nych wypad­kach cen­tralne pla­no­wa­nie czę­sto two­rzyło ste­rylne śro­do­wi­sko pozba­wione dyna­mi­zmu spra­wia­ją­cego, że warto miesz­kać w mie­ście.

Kwe­stia, jak żyć w mia­stach, jest coraz więk­szym wyzwa­niem w epoce, gdy nie tylko powstaje coraz wię­cej wiel­kich aglo­me­ra­cji, lecz rów­nież duże obszary świata są zur­ba­ni­zo­wane. Tylko zro­zu­mie­nie osza­ła­mia­ją­cej róż­no­rod­no­ści doświad­czeń zwią­za­nych z życiem w mia­stach w róż­nych epo­kach i kul­tu­rach pozwala nam się zmie­rzyć z najwięk­szym pro­ble­mem trze­ciego tysiąc­le­cia. Mia­sta ni­gdy nie były dosko­nałe i ni­gdy nie będą. Duża część ich dyna­miki i atrak­cyj­no­ści jest zwią­zana z ich bała­ga­nem prze­strzen­nym. Mam na myśli róż­no­rod­ność budyn­ków, ludzi i form aktyw­no­ści stło­czo­nych w jed­nym miej­scu i zmu­szo­nych do inte­rak­cji. Porzą­dek z zasady jest anty­miej­ski. Mia­sto budzi fascy­na­cję dzięki stop­nio­wemu roz­wo­jowi – pro­ce­sowi budowy i prze­bu­dowy na prze­strzeni poko­leń, co two­rzy gęstą tkankę miej­ską. Istotę mia­sta sta­nowi bała­gan. Pomyślmy o Hong­kongu albo Tokio, gdzie nad uli­cami wzno­szą się dra­pa­cze chmur, a wszę­dzie roją się ludzie, wokół widać mar­kety, skle­piki, ulicz­nych sprze­daw­ców jedze­nia, restau­ra­cje, kawiar­nie, bary i warsz­taty. Albo Dha­ravi w hała­śli­wej aglo­me­ra­cji indyj­skiej, gdzie na uli­cach nie­ustan­nie trwa gorącz­kowa aktyw­ność mająca szybko zaspo­koić pod­sta­wowe potrzeby miesz­kań­ców metro­po­lii. Ame­ry­kań­sko-kana­dyj­ska autorka Jane Jacobs pisała w latach 60. XX wieku, że miej­skość (ang. urba­nity) to przede wszyst­kim tłok i życie toczące się na uli­cach. Jed­nym z klu­czo­wych ele­men­tów życia w mie­ście jest dostęp­ność obsza­rów, po któ­rych można spa­ce­ro­wać. Pomyślmy jed­nak o nowo­cze­snych metro­po­liach na całym świe­cie, gdzie han­del deta­liczny, prze­mysł lekki, dziel­nice miesz­ka­niowe i biu­rowe są rygo­ry­stycz­nie oddzie­lone. W wielu przy­pad­kach ten podział miast na różne strefy ma wpływ wyja­ła­wia­jący, nadaje mia­stom schludny, upo­rząd­ko­wany wygląd, ale pozba­wia je dyna­mi­zmu. Taki efekt może przy­nieść nie tylko cen­tralne pla­no­wa­nie, lecz także roz­wój moto­ry­za­cji. Masowe posia­da­nie samo­cho­dów – naj­pierw w Sta­nach Zjed­no­czo­nych, póź­niej w Euro­pie, a w końcu w Ame­ryce Łaciń­skiej – cał­ko­wi­cie zmie­niło obli­cze miast. Budowa dróg szyb­kiego ruchu dopro­wa­dziła do prze­nie­sie­nia cen­trów han­dlo­wych na przed­mie­ścia; w śród­mie­ściach powstały sze­ro­kie, ruchliwe arte­rie i ogromne par­kingi, co znisz­czyło resztki spon­ta­nicz­nego życia toczą­cego się na uli­cach.

Możemy popeł­nić błąd, mówiąc, że 50% lud­no­ści świata wie­dzie miej­skie życie. Duża część miesz­kań­ców współ­cze­snych miast nie prak­ty­kuje bowiem miej­skiego stylu życia – jeśli rozu­miemy przez to spa­cery po oko­licy, łatwy dostęp do kul­tury, roz­rywki, rekre­acji, zatrud­nie­nia, skle­pów i miejsc inte­rak­cji spo­łecz­nych. Wielu ludzi powy­żej pięć­dzie­siątki pro­wa­dzi pod­miej­ski styl życia: mieszka w ele­ganc­kich wil­lach oto­czo­nych traw­ni­kami albo w tym­cza­so­wych, nie­le­gal­nych obo­zo­wi­skach na obrze­żach szybko roz­wi­ja­ją­cych się metro­po­lii.

Pro­ble­mem XXI wieku nie jest to, że zbyt szybko się roz­wi­jamy, ale że nie sta­jemy się dosta­tecz­nie miej­scy. Dla­czego to takie ważne? Nie mia­łoby to zna­cze­nia, gdy­by­śmy mogli bez ogra­ni­czeń korzy­stać z zaso­bów pla­nety. To, że do miast przy­bywa codzien­nie 200 tysięcy osób albo że około 2010 roku sta­li­śmy się w więk­szo­ści gatun­kiem miej­skim, bar­dzo rzuca się w oczy, ale nie wyczer­puje wszyst­kich pro­ble­mów. Znacz­nie bar­dziej nie­po­ko­jąca jest wie­dza, że mię­dzy rokiem 2000 a 2030 popu­la­cja miej­ska się podwoi, a obszar zajęty przez beto­nową dżun­glę potroi. W cza­sie tych trzech dekad obszar zajęty przez mia­sta powięk­szy się o powierzch­nię równą Afryce Połu­dnio­wejq6.

Eks­pan­sja miast spra­wia, że wyra­stają one na mokra­dłach, pust­ko­wiach, w dżun­glach tro­pi­kal­nych, del­tach rzecz­nych, lasach man­grow­ców, na rów­ni­nach zale­wo­wych i tere­nach rol­ni­czych – ma to kata­stro­falne skutki dla bio­róż­no­rod­no­ści i kli­matu. Ludzie prze­no­szą góry, by urba­ni­zo­wać pla­netę – w sen­sie dosłow­nym. W 2012 roku w pół­nocno-zachod­niej czę­ści Chin bez­li­to­śnie wyrów­nano prze­szło 700 szczy­tów wzgórz, po czym zasy­pano doliny i stwo­rzono sztuczną rów­ninę, na któ­rej ma powstać nowo­cze­sna, pełna dra­pa­czy chmur aglo­me­ra­cja o nazwie Lan­zhou New Area, jeden z punk­tów eta­po­wych na Nowym Jedwab­nym Szlaku.

Chiń­skie metro­po­lie – podob­nie jak wcze­śniej ame­ry­kań­skie – mają coraz mniej zatło­czone śród­mie­ścia, ponie­waż roz­wój sieci auto­strad i roz­bu­dowa dziel­nic biu­ro­wych zmu­sza lud­ność do opusz­cza­nia gęsto zalud­nio­nych cen­trów aglo­me­ra­cji i prze­no­sze­nia się na ich obrzeża. Jest to część ogól­no­świa­to­wego trendu urba­ni­za­cyj­nego opar­tego na zmniej­sze­niu gęsto­ści zalud­nie­nia i two­rze­niu przed­mieść łatwo dostęp­nych dzięki moto­ry­za­cji. Kiedy ludzie stają się bogatsi, doma­gają się więk­szej prze­strzeni życio­wej. Jeśli miesz­kańcy miast chiń­skich i indyj­skich posta­no­wią żyć w podobny spo­sób jak Ame­ry­ka­nie, korzy­sta­nie przez nich z samo­cho­dów zwięk­szy świa­tową emi­sję dwu­tlenku węgla o 139%q7. Pan­de­mia w 2020 roku i zagro­że­nie przy­szłymi epi­de­miami mogą znowu zagro­zić mia­stom, skło­nić ludzi do ucieczki z metro­po­lii, gdzie dłu­go­trwały lock­down i kwa­ran­tanna są trudne do znie­sie­nia i gdzie ryzyko zaka­że­nia jest więk­sze. Jeśli tak się sta­nie, szkody eko­lo­giczne okażą się poważne.

W gorą­cym, wil­got­nym kli­ma­cie mia­sta mogą sta­no­wić roz­wią­za­nie pro­blemu. Jak udo­wad­niam w Metro­po­lis, się­ga­jąc po przy­kłady z dłu­giej histo­rii ludz­ko­ści, mia­sta są nie­zwy­kle odporne, potra­fią się adap­to­wać i zno­sić róż­nego rodzaju kata­strofy natu­ralne; od dawna dobrze sobie radzą z naci­skami i zagro­że­niami. Powin­ni­śmy być inno­wa­cyjni. W obec­nym stu­le­ciu dwie trze­cie naj­więk­szych metro­po­lii o licz­bie lud­no­ści prze­kra­cza­ją­cej pięć milio­nów, w tym Hong­kong, Szan­ghaj, Nowy Jork, Dża­karta i Lagos, jest zagro­żo­nych wzro­stem poziomu mórz; wiele z nich cierpi wsku­tek ocie­ple­nia i nisz­czy­ciel­skich hura­ga­nów. Nasze mia­sta znaj­dują się na pierw­szej linii frontu nad­cią­ga­ją­cej kata­strofy eko­lo­gicz­nej; z tego samego powodu mogą ode­grać ważną rolę w ogra­ni­cze­niu skut­ków zmian kli­ma­tycz­nych. Jedną z naj­bar­dziej nie­zwy­kłych cech miast jest ich zdol­ność meta­mor­fozy. Na prze­strzeni dzie­jów mia­sta zawsze przy­sto­so­wy­wały się do zmian kli­matu, prze­biegu szla­ków han­dlo­wych, rewo­lu­cji tech­no­lo­gicz­nych, wojen, cho­rób i wstrzą­sów poli­tycz­nych. Wiel­kie pan­de­mie XIX wieku ukształ­to­wały pod­wa­liny współ­cze­snych miast, ponie­waż wymu­siły roz­wój inży­nie­rii lądo­wej, inży­nie­rii sani­tar­nej i pla­no­wa­nia prze­strzen­nego. Pan­de­mie XXI wieku zmie­nią mia­sta w spo­sób, któ­rego jesz­cze nie jeste­śmy w sta­nie sobie wyobra­zić. Mia­sta z koniecz­no­ści zaadap­tują się rów­nież do zmian kli­ma­tycz­nych.

Jak będzie wyglą­dać ta ewo­lu­cja? W całej histo­rii ludz­ko­ści wiel­kość mia­sta zawsze zale­żała od głów­nych środ­ków trans­portu, zagro­żeń zewnętrz­nych, dostęp­no­ści zaso­bów natu­ral­nych i ceny sąsia­du­ją­cych tere­nów rol­ni­czych. Naj­czę­ściej czyn­niki te ogra­ni­czały roz­wój miast; tylko bogate i spo­kojne spo­łe­czeń­stwa mogą się roz­ra­stać. W obec­nym wieku zagro­że­nie dla naszego bez­pie­czeń­stwa pojawi się nie ze strony armii najeźdź­ców, ale nie­sta­bil­nego kli­matu. Gęsto zalud­nione mia­sta dys­po­nują trans­por­tem publicz­nym, miej­scami spa­ce­ro­wymi, skle­pami i punk­tami usłu­go­wymi; wytwa­rzają znacz­nie mniej dwu­tlenku węgla i zuży­wają mniej zaso­bów śro­do­wi­sko­wych niż olbrzy­mie przed­mie­ścia. Nie­wielki obszar miast w pew­nym stop­niu łago­dzi kon­flikt ze śro­do­wi­skiem natu­ral­nym, ponie­waż pozwala unik­nąć grze­chu gigan­to­ma­nii. Nie suge­ruję, że powin­ni­śmy się gro­ma­dzić w śród­mie­ściach: to oczy­wi­ste, że są za małe. Mam na myśli urba­ni­za­cję przed­mieść i obrzeży wiel­kich aglo­me­ra­cji, aby prze­jęły formy i funk­cje cen­trów miast, stały się rów­nie gęsto zalud­nione, róż­no­rodne i cha­otyczne pod wzglę­dem archi­tek­to­nicz­nym.

W 2020 roku, w okre­sie ogra­ni­czeń zwią­za­nych z pan­de­mią, gęstość zalud­nie­nia w mia­stach zmie­niła się z zalety w zagro­że­nie. Kon­takty towa­rzy­skie – jeden z naj­przy­jem­niej­szych ele­men­tów miej­skiego życia – stały się czymś, czego nale­żało za wszelką cenę uni­kać, jakby współ­o­by­wa­tele byli śmier­tel­nymi wro­gami. Miliar­dom ludzi naka­zano trzy­mać się od sie­bie z daleka; życie w mie­ście sta­nęło na gło­wie. Jed­nak podat­ność miesz­kań­ców miast na cho­roby i skutki izo­la­cji nie powinna prze­sła­niać faktu, że zagęsz­cze­nie to klu­czowy spo­sób osią­gnię­cia zrów­no­wa­żo­nego roz­woju. Eko­no­mi­ści i urba­ni­ści słusz­nie chwalą „efekt sku­pie­nia” (ang. clu­ste­ring effect), który spra­wił, że metro­po­lie odno­szą suk­cesy gospo­dar­cze w epoce gospo­darki opar­tej na wie­dzy. Jed­nak efekt sku­pie­nia sprzyja nie tylko suk­ce­som start-upów. Gęsto zalud­nione obszary miej­skie wyzwa­lają inno­wa­cyj­ność i zdol­no­ści twór­cze rów­nież na pozio­mie sąsiedz­kim – nie w finan­sach czy nowo­cze­snej tech­no­lo­gii, lecz w życiu codzien­nym. Dowo­dzi tego histo­ria. Innymi słowy, zor­ga­ni­zo­wane, przed­się­bior­cze spo­łecz­no­ści mogą wzmoc­nić mia­sta w okre­sie, gdy potrze­bu­jemy odpor­nych, potra­fią­cych się adap­to­wać miast, goto­wych sta­wić czoła wyzwa­niom zwią­za­nym ze zmia­nami kli­ma­tycz­nymi i pan­de­miami. Dyna­mizm Dha­ravi, wio­ski kom­pu­te­ro­wej Otigba w Lagos i tysięcy nie­for­mal­nych spo­łecz­no­ści dowo­dzi, że ludzka pomy­sło­wość nie zna gra­nic.

Tego rodzaju idea wymaga urba­ni­za­cji na gigan­tyczną skalę, a przede wszyst­kim nowej inter­pre­ta­cji róż­no­rod­nych funk­cji, jakie mogą peł­nić mia­sta; wymaga to wyobraźni. Naj­lep­szym spo­so­bem, aby otwo­rzyć nam oczy na pełny zakres doświad­czeń zwią­za­nych z życiem w mie­ście, jest się­gnię­cie do histo­rii.

1

Naro­dziny miast

Uruk, 4000–1900 p.n.e.

Enkidu żył w zgo­dzie z naturą. Silny „jak skała z nieba”, obda­rzony boskim pięk­nem, bie­gał z dzi­kimi zwie­rzę­tami, był wolny i szczę­śliwy. Idylla trwała do chwili, gdy spo­strzegł nagą Sza­mat kąpiącą się u wodo­poju. Ocza­ro­wany wido­kiem pierw­szej kobiety, jaką zoba­czył, kochał się z nią przez sześć dni i sie­dem nocy.

Zaspo­ko­iw­szy nie­okieł­znaną żądzę, znowu pró­bo­wał pro­wa­dzić wolne życie na łonie natury, ale stra­cił nad nią wła­dzę. Ucie­kały przed nim zwie­rzęta, jego siła się zmniej­szyła i po raz pierw­szy poczuł się samotny. Zdez­o­rien­to­wany wró­cił do Sza­mat, która opo­wie­działa mu o swo­jej ojczyź­nie, legen­dar­nym mie­ście Uruk, gdzie były monu­men­talne budowle i cie­ni­ste gaje pal­mowe, a za potęż­nymi murami miesz­kały tysiące ludzi. W Uruk1 męż­czyźni pra­co­wali głową, a nie mię­śniami. Nosili piękne stroje, codzien­nie odby­wały się święta, a „bębny wybi­jały rytm”. Były tam naj­pięk­niej­sze kobiety na świe­cie, „obda­rzone uro­kiem i dające roz­kosz”. Sza­mat nauczyła Enkidu jeść chleb i pić piwo. Powie­działa kochan­kowi, że jego boskie umie­jęt­no­ści dadzą mu w mie­ście ogromną wła­dzę. Wło­chate ciało Enkidu zostało ogo­lone, skóra namasz­czona olej­kami, a nagość okryta kosz­towną odzieżą. Enkidu wyru­szył do Uruk. Zre­zy­gno­wał ze swo­body i pier­wot­nych instynk­tów, przy­cią­gnięty do mia­sta pokusą seksu, jedze­nia i luk­susu.

Mia­sta takie jak Uruk, Babi­lon, Rzym, Teotihuacán, Bizan­cjum, Bag­dad, Wene­cja, Paryż, Nowy Jork i Szan­ghaj zawsze olśnie­wały ludzi; wyda­wały się ide­al­nym miej­scem, gdzie marze­nia stają się rze­czy­wi­sto­ścią, gdzie można zre­ali­zo­wać wła­sne zdol­no­ści twór­cze. Enkidu sym­bo­li­zuje ludz­kość w nie­ska­żo­nym sta­nie; został zmu­szony do wyboru mię­dzy wol­no­ścią zwią­zaną z naturą a sztucz­no­ścią mia­sta. Sza­mat to uoso­bie­nie wyra­fi­no­wa­nej kul­tury miej­skiej. Podob­nie jak Sza­mat mia­sta kuszą i uwo­dzą, obie­cują reali­za­cję poten­cjału tkwią­cego w czło­wiekuq8.

Opo­wieść o Enkidu poja­wia się na początku Eposu o Gil­ga­me­szu, jed­nego z naj­star­szych dzieł lite­rac­kich w histo­rii ludz­ko­ści. Epos o Gil­ga­me­szu został spi­sany około 2100 roku p.n.e. przez Sume­rów, lud miesz­ka­jący w mia­stach Mezo­po­ta­mii, obec­nie na tere­nie Iraku; było to jedno z miejsc, gdzie wyna­le­ziono pismo. Przy­bysz zbli­ża­jący się do Uruk w okre­sie roz­kwitu metro­po­lii około 3000 roku p.n.e. byłby oszo­ło­miony. Mia­sto miało mię­dzy 50 a 80 tysięcy miesz­kań­ców i zaj­mo­wało sie­dem i pół kilo­me­tra kwa­dra­to­wego. W owym cza­sie na całym świe­cie nie ist­niały miej­sca o więk­szej gęsto­ści zalud­nie­nia. Uruk przy­po­mi­nało mro­wi­sko: wzno­siło się na szczy­cie wzgó­rza ufor­mo­wa­nego przez wiele poko­leń osad­ni­ków. Na war­stwach daw­nych śmieci i gru­zów stał akro­pol domi­nu­jący nad oko­licz­nymi rów­ni­nami i widoczny z odle­gło­ści wielu kilo­me­trów.

Oznaki dzia­łal­no­ści miesz­kań­ców Uruk można było dostrzec na długo przed tym, nim mia­sto poja­wiło się w polu widze­nia. Lud­ność sto­licy Mezo­po­ta­mii upra­wiała oko­liczne tereny, wyko­rzy­sty­wała je dla swo­ich potrzeb. Setki tysięcy hek­ta­rów pól, sztucz­nie nawad­nia­nych za pomocą kana­łów, pozwa­lały na hodowlę owiec oraz dostar­czały psze­nicy i dak­tyli, sta­no­wią­cych poży­wie­nie miesz­kań­ców metro­po­lii, oraz prosa, z któ­rego warzono piwo dla ludu.

Naj­bar­dziej zdu­mie­wa­jące były wyso­kie wieże poświę­cone bogini miło­ści i wojny, Ina­nie, oraz Anu, bogowi nieba. Wznie­siono je na gigan­tycz­nych plat­for­mach wzno­szą­cych się nad mia­stem. Sta­no­wiły rzu­ca­jący się w oczy znak wizu­alny, podob­nie jak dzwon­nice i kopuły Flo­ren­cji oraz las wie­żow­ców Szan­ghaju w XXI wieku. Wieża Anu, biała, ogromna, zbu­do­wana z wapie­nia, pokryta gip­so­wym tyn­kiem, odbi­jała pro­mie­nie słońca i przy­po­mi­nała współ­cze­sny dra­pacz chmur. Wyglą­dała jak latar­nia mor­ska sto­jąca na środku rów­niny i świad­czyła o potę­dze cywi­li­za­cji.

Dla miesz­kań­ców sta­ro­żyt­nej Mezo­po­ta­mii mia­sto sym­bo­li­zo­wało triumf ludz­ko­ści nad naturą; kra­jo­braz ukształ­to­wany przez czło­wieka jasno to wszyst­kim uzmy­sła­wiał. Mury Uruk, z licz­nymi bra­mami i wie­żami, miały dzie­więć kilo­me­trów śred­nicy i wyso­kość sied­miu metrów. Po przej­ściu przez któ­rąś z bram natych­miast widziało się, że miesz­kańcy poko­nali naturę. Wokół wła­ści­wego mia­sta roz­cią­gały się wypie­lę­gno­wane ogrody obfi­tu­jące w owoce, warzywa i zioła. Roz­bu­do­wana sieć kana­łów dostar­czała wodę z Eufratu. Pod­ziemna sieć gli­nia­nych rur usu­wała poza mury ścieki wytwo­rzone przez dzie­siątki tysięcy ludzi. Ogrody i gaje palm dak­ty­lo­wych stop­niowo zni­kały i zaczy­nało się śród­mie­ście. Labi­rynt wąskich, krę­tych uli­czek i zauł­ków z nie­wiel­kimi, pozba­wio­nymi okien domami mógł się wyda­wać strasz­li­wie cia­sny, pozba­wiony otwar­tych prze­strzeni, ale tego rodzaju roz­pla­no­wa­nie two­rzyło spe­cy­ficzny mikro­kli­mat: cień, prądy powietrzne, wąskie ulice i gęsta zabu­dowa łago­dziły palące słońce Mezo­po­ta­miiq9.

Hała­śliwe, cia­sne i ruchliwe Uruk oraz sio­strzane mia­sta Mezo­po­ta­mii były czymś nie­zwy­kłym. W dziele lite­rac­kim powsta­łym mniej wię­cej w tym samym cza­sie co Epos o Gil­ga­me­szu autor wyobraża sobie, że bogini Inana sprawi, że:

maga­zyny będą pełne towa­rów, w mie­ście powstaną domy, ludzie będą jeść wspa­niałe potrawy, pić pyszne napoje, w cza­sie świąt na pla­cach zapa­nuje radość, ludzie zgro­ma­dzą się w miej­scach, gdzie odpra­wiane są cere­mo­nie, zna­jomi spo­tkają się na ucztach, cudzo­ziemcy będą krą­żyć po uli­cach jak dziwne ptaki na nie­bie (…) na pla­cach publicz­nych poja­wią się małpy, potężne sło­nie, bawoły błotne, egzo­tyczne zwie­rzęta, rasowe psy, lwy, gór­skie kozio­rożce i owce alum o dłu­giej sier­ści.

W dal­szej czę­ści utworu autor opi­suje mia­sto z ogrom­nymi spi­chrzami wypeł­nio­nymi psze­nicą oraz z maga­zy­nami, w któ­rych prze­cho­wuje się złoto, sre­bro, miedź, cynę i lapis-lazuli. W tym wyide­ali­zo­wa­nym świe­cie do mia­sta napły­wają naj­wspa­nial­sze dobra, by cie­szyć miesz­kań­ców. Tym­cza­sem „na uli­cach ode­zwały się bębny tigi, a poza murami flety i instru­menty zamzam. Port, w któ­rym cumo­wały statki, wypeł­nił się rado­ścią”q10.

„Uruk” ozna­cza po pro­stu „mia­sto”. Była to pierw­sza metro­po­lia świata i przez tysiąc lat naj­po­tęż­niej­szy ośro­dek osad­nic­twa na pla­ne­cie. Kiedy ludzie sku­pili się w jed­nym miej­scu i stwo­rzyli ogromną spo­łecz­ność, rze­czy­wi­stość zaczęła się zmie­niać z nie­wia­ry­godną szyb­ko­ścią – miesz­kańcy Uruk byli pio­nie­rami tech­no­lo­gii, które prze­kształ­ciły obli­cze pla­nety: żyli, ubie­rali się, jedli i myśleli w nowy spo­sób. Powsta­nie miast na brze­gach Tygrysu i Eufratu stwo­rzyło nową, nie­po­wstrzy­maną siłę kształ­tu­jącą histo­rię ludz­ko­ści.

* * *

Zakoń­cze­nie epoki lodow­co­wej, które nastą­piło około 11 700 lat temu, cał­ko­wi­cie zmie­niło życie miesz­kań­ców globu. Na całym świe­cie spo­łecz­no­ści myśliw­sko-zbie­rac­kie zaczęły udo­ma­wiać i hodo­wać rośliny, któ­rym sprzy­jało ocie­ple­nie kli­matu. Ale to Żyzny Pół­księ­życ – obszar roz­cią­ga­jący się od doliny Nilu na wscho­dzie do Zatoki Per­skiej na zacho­dzie, obej­mu­jący współ­cze­sne Egipt, Syrię, Liban, Izrael, Pale­stynę, Jor­da­nię, Irak, połu­dniowo-wschod­nią część Tur­cji i zachod­nią część Iranu – był naj­ko­rzyst­niej­szym tere­nem dla roz­woju rol­nic­twa. Ten względ­nie nie­wielki region odzna­czał się dużą zmien­no­ścią kli­ma­tyczną, a jego poszcze­gólne czę­ści leżały na róż­nych wyso­ko­ściach nad pozio­mem morza, co korzyst­nie wpły­wało na bio­róż­no­rod­ność. Co szcze­gól­nie istotne, rosły tam w sta­nie dzi­kim rośliny sta­no­wiące pod­stawę więk­szo­ści współ­cze­snego rol­nic­twa – psze­nica pła­skurka, psze­nica samo­psza, proso, len, groch, groch wło­ski, socze­wica i gro­szek skrzy­dla­sty. Żyły tam rów­nież duże ssaki nada­jące się do udo­mo­wie­nia: krowy, kozy, owce i świ­nie. Po kilku tysią­cach lat kolebka rol­nic­twa stała się kolebką urba­ni­za­cji.

W 1994 roku na tere­nie Göbekli Tepe (Wybrzu­szone Wzgó­rze) w Tur­cji roz­po­częto prace arche­olo­giczne, któ­rymi kie­ro­wał Klaus Schmidt. Odkryto ogromny kom­pleks świą­tynny zło­żony z wiel­kich, usta­wio­nych w krę­gach kamien­nych kolumn w kształ­cie litery T. Ta budząca podziw kon­struk­cja nie została zbu­do­wana przez zaawan­so­waną tech­no­lo­gicz­nie, osia­dłą spo­łecz­ność wiej­ską. Ogromne, 22-tonowe bryły wykuto w kamie­nio­ło­mach i prze­trans­por­to­wano na wzgó­rze 12 tysięcy lat temu (warto wspo­mnieć, że budowa Sto­ne­henge roz­po­częła się pięć tysięcy lat temu). Odkry­cie Göbekli Tepe zre­wo­lu­cjo­ni­zo­wało teo­rie naukowe na temat wcze­snych dzie­jów ludz­ko­ści. Poja­wił się dowód, że spo­łecz­no­ści myśliw­sko-zbie­rac­kie współ­pra­co­wały na naprawdę ogromną skalę. Oce­nia się, że w celu prze­trans­por­to­wa­nia wapien­nych mega­li­tów na wzgó­rze musiało ze sobą współ­pra­co­wać pię­ciu­set ludzi z róż­nych grup lub ple­mion. Pra­gnęli oddać cześć bogu lub bogom, któ­rych nie znamy, i wypeł­nić uświę­cony obo­wią­zek. Nie ma żad­nych dowo­dów, że ktoś kie­dy­kol­wiek miesz­kał na Göbekli Tepe; było to jedy­nie miej­sce kultu i cel piel­grzy­mek.

Kon­wen­cjo­nalne teo­rie zakła­dają, że takie osią­gnię­cia są moż­liwe, gdy poja­wiają się nad­wyżki zboża, co uwal­nia część spo­łecz­no­ści od obo­wiązku codzien­nej pracy i pozwala wyko­ny­wać wyspe­cja­li­zo­wane dzia­ła­nia nie­zwią­zane z ruty­no­wymi zaję­ciami. Mia­łoby to nastą­pić w okre­sie po naro­dzi­nach rol­nic­twa i wsi. Odkry­cia w Göbekli Tepe posta­wiły te teo­rie na gło­wie. Naj­starsi budow­ni­czo­wie i czci­ciele bogów na szczy­tach wzgórz dys­po­no­wali ogromną ilo­ścią zwie­rzyny i roślin. Obfi­tość poży­wie­nia, sko­ja­rzona ze skom­pli­ko­wa­nym sys­te­mem reli­gij­nym, skło­niła gatu­nek Homo sapiens do rady­kal­nej zmiany spo­sobu życia i struk­tury ple­mien­nej, która ist­niała od 150 tysięcy lat.

Świą­ty­nie poja­wiły się przed gospo­dar­stwami rol­nymi; mogły nawet spra­wić, że gospo­dar­stwa rolne stały się nie­zbędne, by wyży­wić osady zamiesz­kane przez czci­cieli bogów. Bada­nia gene­tyczne dowo­dzą, że pierw­sze udo­mo­wione odmiany psze­nicy samo­pszy poja­wiły się 30 kilo­me­trów od Göbekli Tepe 500 lat po roz­po­czę­ciu budowy sank­tu­arium. W owym cza­sie na oko­licz­nych wzgó­rzach usta­wiono mega­lity w kształ­cie litery T, a w pobliżu powstały wio­ski.

Współ­cze­śni arche­olo­dzy mogli zba­dać Göbekli Tepe, ponie­waż około 8000 roku p.n.e. z nie­wia­do­mych powo­dów zostało zasy­pane. Następne próby budowy podob­nych gigan­tycz­nych sank­tu­ariów pod­jęto dopiero pięć tysięcy lat póź­niej, gdy wznie­siono świą­ty­nie sume­ryj­skie w połu­dnio­wej Mezo­po­ta­mii. Tym­cza­sem lud­ność Żyznego Pół­księ­życa pro­wa­dziła eks­pe­ry­menty zwią­zane z nowymi for­mami egzy­sten­cji.

Rewo­lu­cja neo­li­tyczna prze­bie­gała szybko. Około 9000 lat p.n.e. więk­szość lud­no­ści Żyznego Pół­księ­życa odży­wiała się upo­lo­waną zwie­rzyną. 6000 lat p.n.e. w regio­nie roz­kwi­tło rol­nic­two. Ple­miona łowiecko-zbie­rac­kie, odży­wia­jące się w roz­ma­ity spo­sób i czę­sto prze­no­szące się z miej­sca na miej­sce, w ciągu wielu poko­leń zostały zastą­pione przez spo­łecz­no­ści rol­ni­cze, które hodo­wały kilka pod­sta­wo­wych gatun­ków roślin i zwie­rząt. Jery­cho powstało jako obo­zo­wi­sko ple­mie­nia łączą­cego łowiec­two z uprawą dzi­kich zbóż. Po 700 latach kil­ku­set miesz­kań­ców osady upra­wiało psze­nicę pła­skurkę, proso i rośliny strącz­kowe; bro­niły ich mocny mur i wieża. W VII wieku p.n.e. gigan­tyczną spo­łecz­no­ścią w kate­go­riach pre­hi­sto­rycz­nych stało się Çatalhöyük we współ­cze­snej Tur­cji, gdzie miesz­kało od 5 do 7 tysięcy osób.

Ani Jery­cho, ani Çatalhöyük nie stały się mia­stami. Pozo­stały ogrom­nymi wio­skami, któ­rym bra­ko­wało wielu cech koja­rzą­cych się nam z urba­ni­za­cją. Wydaje się, że mia­sta nie są pro­duk­tem korzyst­nych loka­li­za­cji, żyznych, zie­lo­nych pól i dostępu do mate­ria­łów budow­la­nych. Może życie stało się zbyt łatwe? Zie­mia dostar­czała wszyst­kich potrzeb­nych pro­duk­tów, a ewen­tu­alne braki zaspo­ka­jał han­del.

Mia­sta poja­wiły się naj­pierw w połu­dnio­wej Mezo­po­ta­mii, na obrze­żach Żyznego Pół­księ­życa. Ist­nieje dawna teo­ria, dla­czego tak się stało: gleba i kli­mat nie sprzy­jały upra­wom, rzadko padały desz­cze, a zie­mia była sucha i rów­ninna. Uprawa roślin na pust­ko­wiach była moż­liwa tylko dzięki wyko­rzy­sta­niu wód Eufratu i Tygrysu. Ludzie kopali zatem kanały iry­ga­cyjne, by nawad­niać pola wodą z rzek. I nagle zie­mia mogła pro­du­ko­wać ogromne nad­wyżki zboża. Wynika z tego, że mia­sta nie są pro­duk­tem łagod­nego kli­matu i żyznej gleby, lecz powstały rów­nież w surow­szych warun­kach, które wyma­gały od ludzi współ­pracy i pomy­sło­wo­ści. Pierw­sze mia­sta powstały w Mezo­po­ta­mii, gdy miesz­kańcy regionu zatrium­fo­wali nad prze­ciw­no­ściami. Głów­nym ele­men­tem tych ośrod­ków była świą­ty­nia, a naj­waż­niej­szą rolę odgry­wały elity kapłań­skie i urzęd­ni­cze koor­dy­nu­jące prze­kształ­ca­nie śro­do­wi­ska i zarzą­dza­nie zagęsz­czoną popu­la­cją.

To fascy­nu­jąca hipo­teza, ale podob­nie jak wiele naszych poglą­dów na wcze­sną fazę roz­woju cywi­li­za­cji, została nie­dawno pod­wa­żona. Mia­sta rodziły się bowiem w trud­niej­szych warun­kach, na bagnach, jako twór bar­dziej ega­li­tar­nego spo­łe­czeń­stwa.

Sume­ro­wie i ludy, które przy­jęły ich reli­gię, wie­rzyli, że pierw­sze mia­sto powstało na pier­wot­nych mokra­dłach. Mity Sume­rów opi­sy­wały świat wszech­obec­nych roz­le­wisk, gdzie ludzie pły­wali łodziami, a zacho­wane gli­niane tabliczki przed­sta­wiają żaby, ptac­two wodne, ryby i trzciny. Obec­nie mia­sta sume­ryj­skie znaj­dują się na ponu­rej, nie­go­ścin­nej pustyni daleko od morza i głów­nych rzek; są zasy­pane wydmami. Pierwsi arche­olo­dzy nie wie­rzyli więc w mity o powsta­niu miast na bagnach, gdyż obec­nie są one poło­żone na pustyni. Te baśnie o wod­nej gene­zie miast zga­dzają się jed­nak z nie­daw­nymi odkry­ciami na temat zmian eko­sys­temu połu­dnio­wej Mezo­po­ta­mii.

Zmiany kli­matu pomo­gły zapo­cząt­ko­wać urba­ni­za­cję. W pią­tym tysiąc­le­ciu p.n.e. poziom wód Zatoki Per­skiej był o dwa metry wyż­szy niż obec­nie, co było skut­kiem holo­ceń­skiego opti­mum kli­ma­tycz­nego, gdy wzrost tem­pe­ra­tur spo­wo­do­wał pod­nie­sie­nie poziomu oce­anów. Zatoka Per­ska się­gała 200 kilo­me­trów dalej na pół­noc niż obec­nie, a suche teraz regiony połu­dnio­wego Iraku były pokryte mokra­dłami. Kiedy kli­mat się zmie­nił, bagni­sta delta Eufratu i Tygrysu przy ujściu obu rzek do Zatoki Per­skiej zaczęła przy­cią­gać migran­tów. Rosły tam liczne gatunki pożyw­nych roślin. W sło­nych wodach roiło się od ryb i mię­cza­ków; w buj­nych zaro­ślach na brze­gach rzek i stru­mieni miesz­kały zwie­rzęta. Nie był to jeden eko­sys­tem, tylko kilka. Pokryta bujną zie­le­nią rów­nina zale­wowa umoż­li­wiała uprawę zbóż, a pół­pu­sty­nia hodowlę zwie­rząt. W del­cie osie­dlali się ludzie przy­byli z róż­nych krę­gów kul­tu­ro­wych Żyznego Pół­księ­życa; przy­nie­śli z pół­nocy umie­jęt­ność wypa­la­nia cegieł, two­rze­nia kana­łów nawad­nia­ją­cych i wyrobu cera­miki. Budo­wali wio­ski na piasz­czy­stych, owal­nych wyspach na mokra­dłach, sta­bi­li­zu­jąc pod­łoże za pomocą trzcin wzmoc­nio­nych smołąq11.

Wiele tysięcy lat wcze­śniej w Göbekli Tepe spo­łecz­no­ści łowiecko-zbie­rac­kie wyko­rzy­stały warunki ide­alne dla myśli­wych, by stwo­rzyć ogromne sank­tu­arium. Coś podob­nego wyda­rzyło się przed 5400 rokiem p.n.e. rów­nież na piasz­czy­stym wybrzeżu nie­opo­dal laguny, gdzie pusty­nia sty­kała się z mokra­dłami Mezo­po­ta­mii. Może ludzie uznali to miej­sce za święte, ponie­waż laguna sta­no­wiła życio­dajną siłę? Naj­star­sze ślady osad­nic­twa na piasz­czy­stej wyspie, nazwa­nej póź­niej Eridu, to ości ryb, kości dzi­kich zwie­rząt i muszle mię­cza­ków, co suge­ruje, że w tym świę­tym miej­scu odby­wały się rytu­alne uczty. Z cza­sem wznie­siono tam nie­wielką świą­ty­nię, by czcić bóstwo rzeczne.

Kolejne poko­le­nia roz­bu­do­wy­wały świą­ty­nię i zmie­niały jej kształt; w końcu powstała wysoka kon­struk­cja wznie­siona na plat­for­mie z cegieł. Coraz ambit­niej­sze pro­jekty były moż­liwe dzięki obfi­to­ści poży­wie­nia dostar­cza­nego przez deltę. Eridu zaczęto czcić jako miej­sce stwo­rze­nia świata.

W mito­lo­gii sume­ryj­skiej świat był wod­nym cha­osem, dopóki bóg Enki nie zbu­do­wał trzci­no­wej kon­struk­cji i nie wypeł­nił jej bło­tem. Bogo­wie zamiesz­kali na suchej wyspie stwo­rzo­nej z trzcin i błota – podob­nie jak pier­wotni miesz­kańcy mokra­deł we wznie­sio­nych przez sie­bie wio­skach. Enki posta­no­wił zbu­do­wać swoją świą­ty­nię w Eridu, gdzie po raz pierw­szy poja­wił się stały ląd. Po czym aby „osie­dlić bogów w miej­scu cie­szą­cym ich serca” – innymi słowy, w świą­ty­niach – stwo­rzył ludz­kość, która miała słu­żyć bogom.

Mokra­dła, poło­żone na gra­nicy mię­dzy morzem a pusty­nią, były sym­bo­lem nie­ro­ze­rwal­nego związku ładu i cha­osu, życia i śmierci. Ogromne zasoby delty, oazy dobro­bytu we wro­gim śro­do­wi­sku, prze­ko­nały ludzi, że to naj­święt­sze miej­sce w boskim pla­nie stwo­rze­nia świata. Jed­nak mimo całej obfi­to­ści poży­wie­nia zamiesz­ki­wa­nie w tym miej­scu było ryzy­kowne. Kiedy wio­senne słońce topiło wiel­kie ilo­ści śniegu w dale­kiej Arme­nii oraz w górach Tau­rus i Zagros, delta sta­wała się nie­prze­wi­dy­walna i nie­bez­pieczna. Gwał­towne fale powo­dziowe zmy­wały trzci­nowe chaty i zata­piały pola. Kiedy indziej znów wszystko zasy­py­wały szybko posu­wa­jące się wydmy. Świą­ty­nia, sto­jąca na wyso­kiej plat­for­mie i zabez­pie­czona przed powo­dziami, była potęż­nym sym­bo­lem trwa­ło­ści wobec kapry­sów natury. Eridu uwa­żano nie tylko za miej­sce, gdzie powstał świat – wie­rzono rów­nież, że świą­ty­nia jest praw­dzi­wym domem Enki. Ceglane kon­struk­cje wyma­gają jed­nak cią­głych napraw, więc czci­ciele Enki nie­ustan­nie poma­gali mu wal­czyć z cha­osem zagra­ża­ją­cym Eriduq12.

Robot­nicy dba­jący o świą­ty­nię musieli gdzieś miesz­kać i otrzy­my­wać przy­działy żyw­no­ści, potrzebna więc była admi­ni­stra­cja zło­żona z kapła­nów. Wokół świą­tyni powsta­wały warsz­taty, gdzie wytwa­rzano ozdoby odpo­wied­nie dla domu boga. Eridu ni­gdy nie stało się mia­stem. Mity sume­ryj­skie wyja­śniają przy­czynę tego: Enki nie chciał się dzie­lić z ludźmi darami cywi­li­za­cji i urba­ni­za­cji, samo­lub­nie trzy­mał je zamknięte w świą­tyni. Działo się tak do czasu, gdy Inana, święta zło­dziejka, bogini miło­ści, seksu, płod­no­ści i wojny, przy­pły­nęła łodzią do Eridu i upiła Enki. Kiedy spał odu­rzony piwem, Inana ukra­dła święte tajem­nice i wró­ciła łodzią do wła­snej wyspy na bagnach, Uruk, i tam wyko­rzy­stała boską wie­dzę.

Legenda mito­lo­gi­zuje rze­czy­wi­ste wyda­rze­nia. Eridu fak­tycz­nie stało się inspi­ra­cją dla innych: na piasz­czy­stych wyspach na mokra­dłach poja­wiły się podobne święte miej­sca. Na sztucz­nie usy­pa­nym wzgó­rzu na brzegu Eufratu wznie­siono świą­ty­nię Inany. Nazwano ją Eanna, Dom Nieba. W pobliżu, na wzgó­rzu o nazwie Kul­laba, stała inna świą­ty­nia – był to dom Anu, boga nieba. Miesz­kańcy mokra­deł zaczęli osie­dlać się w tym miej­scu i czcić bogów około pię­ciu tysięcy lat p.n.e.

W ciągu następ­nych kilku wie­ków okręgi świą­tynne Eanny i Kul­laby moder­ni­zo­wano i prze­bu­do­wy­wano, za każ­dym razem coraz śmie­lej i ambit­niej pod wzglę­dem archi­tek­to­nicz­nym. Prze­strzeń mię­dzy dwoma wzgó­rzami, poło­żo­nymi w odle­gło­ści 800 metrów, utwo­rzyła jeden obszar osad­ni­czy znany jako Uruk. Świą­ty­nię w Eridu kil­ka­krot­nie prze­bu­do­wy­wano w podobny spo­sób, ale miesz­kańcy Uruk stwo­rzyli coś więk­szego i wspa­nial­szego. Ich dyna­miczna kul­tura wyma­gała cią­głego burze­nia i budo­wa­nia.

Siłą napę­dową było zbio­rowe pra­gnie­nie two­rze­nia wspa­nia­łych gma­chów. Delta zapew­niała obfite poży­wie­nie, co spra­wiało, że wielu ludzi mogło się zaj­mo­wać budow­nic­twem; roboty publiczne były pla­no­wane przez wyszko­lo­nych spe­cja­li­stów. Liczne cieki wodne umoż­li­wiały łatwy trans­port. Mokra­dła sta­no­wiły pod­stawę urba­ni­za­cji, ale tak naprawdę napę­dzała ją potężna ide­olo­gia. Jak ina­czej wytłu­ma­czyć gigan­tyczne nakłady pracy i czasu? Kom­pleksy świą­tynne Eanny i Kul­laby nie miały żad­nych funk­cji prak­tycz­nych. Wcze­sne świą­ty­nie przy­po­mi­nały tę wznie­sioną w Eridu, jed­nak budow­ni­czo­wie Uruk doko­nali spek­ta­ku­lar­nych postę­pów archi­tek­to­nicz­nych i zasto­so­wali zupeł­nie nowe tech­no­lo­gie. Wzno­sili plat­formy z ubi­tej ziemi impre­gno­wa­nej smołą, budo­wali fun­da­menty i mury z blo­ków wapie­nia (wydo­by­wa­nego 80 kilo­me­trów od mia­sta) łączo­nych zaprawą murar­ską. Glinę pokry­wa­jącą zewnętrzne ściany i kolumny zdo­biono geo­me­trycz­nymi mozai­kami wyko­na­nymi z milio­nów kolo­ro­wych stoż­ków z tera­koty.

Kiedy roz­po­czy­nano budowę nowej świą­tyni, starą wypeł­niano gru­zem. Sta­no­wiła pod­stawę plat­formy, na któ­rej wzno­szono następny dom boga. Gigan­tyczne zik­ku­raty (akro­pole) kon­stru­owane wspól­nymi siłami miesz­kań­ców były dostępne dla każ­dego – nic nie oddzie­lało ich od lud­no­ści. Z pozio­mem gruntu łączyły je ogromne schody i rampy, na któ­rych odby­wały się pro­ce­sje; przed głów­nymi budow­lami stały rzędy kolumn pozwa­la­jące zaj­rzeć do wnę­trza. Świą­ty­nie były oto­czone przez place, chod­niki, tarasy, warsz­taty i nawad­niane ogrody. Wokół wiel­kich budowli powstało mia­sto zaj­mu­jące 400 hek­ta­rów, pełne wąskich uli­czek i zamiesz­kane przez tysiące osóbq13.

Póź­niej, w dru­giej poło­wie czwar­tego tysiąc­le­cia p.n.e., połu­dniowa Mezo­po­ta­mia doświad­czyła kolej­nej gwał­tow­nej zmiany kli­matu. Szybki wzrost śred­nich tem­pe­ra­tur rocz­nych połą­czony z coraz mniej­szymi opa­dami spra­wił, że poziom wody w dwóch wiel­kich rze­kach opa­dał. Linia brze­gowa Zatoki Per­skiej cof­nęła się w porów­na­niu z apo­geum w środ­ko­wym holo­ce­nie. Mokra­dła i cieki wodne, które ponie­kąd stwo­rzyły Uruk, zaczęły wysy­chać.

Zmiana kli­matu Mezo­po­ta­mii pięć tysięcy lat temu przez długi czas masko­wała fakt, że urba­ni­za­cja roz­po­częła się na bagnach. Jeśli jed­nak patrzymy na roz­wój miast w kon­tek­ście glo­bal­nym i bie­rzemy pod uwagę bar­dzo nie­dawne odkry­cia, doświad­cze­nie miesz­kań­ców Mezo­po­ta­mii nie wydaje się nie­zwy­kłe. Kiedy poja­wiały się izo­lo­wane mia­sta, mokra­dła były ide­al­nym miej­scem, by się osie­dlać. Pierw­szy ośro­dek miej­ski na tere­nie obu Ame­ryk powstał nie­da­leko współ­cze­snej wio­ski San Lorenzo Tenochtitlán w Mek­syku, na pła­sko­wyżu oto­czo­nym sie­cią rzek spły­wa­ją­cych do Zatoki Mek­sy­kań­skiej i two­rzą­cych bagni­stą deltę. Podob­nie jak wcze­śniejsi budow­ni­czo­wie Eridu i Uruk, Olme­ko­wie z pre­hi­sto­rycz­nego mia­sta poło­żo­nego w pobliżu dzi­siej­szego San Lorenzo, żyjący w dru­gim tysiąc­le­ciu p.n.e., byli ryba­kami i zbie­ra­czami: korzy­stali z zalet gorą­cego, wil­got­nego kli­matu. Podob­nie jak Eridu, dawne San Lorenzo sta­no­wiło ośro­dek kultu, sły­nący z kolo­sal­nych, kamien­nych głów bogów. Pierw­sze mia­sta, które poja­wiły się w Chi­nach za pano­wa­nia dyna­stii Szang, współ­cze­snej Olme­kom (1700–1050 p.n.e.), rów­nież powstały na bagni­stej, alu­wial­nej rów­ni­nie w dol­nym biegu Żół­tej Rzeki. A wspa­niałą sto­licę sta­ro­żyt­nego Egiptu, Mem­fis, także zbu­do­wano w miej­scu, gdzie zaczyna się delta Nilu. Podobne zja­wi­ska zacho­dziły ponadto w Afryce Sub­sa­ha­ryj­skiej, gdzie naj­star­szy ośro­dek miej­ski powstał w oko­li­cach Dżenne około 250 roku p.n.e. na mokra­dłach delty Nigru, obec­nie na tere­nie Maliq14.

Natu­ral­nie pierw­sze mia­sta nie wyro­sły na mokra­dłach w ciągu jed­nego dnia; nie powstały bez zna­czą­cych inte­rak­cji z innymi spo­łecz­no­ściami. Można zary­zy­ko­wać twier­dze­nie, że atrak­cyjne mokra­dła przy­cią­gały ludzi wycho­wa­nych w róż­nych kul­tu­rach, któ­rzy impor­to­wali tech­niki budow­lane, wie­rze­nia, narzę­dzia, spo­soby uprawy roli, rze­mio­sła, kon­takty han­dlowe i idee. Zmiany kli­matu uczy­niły Mezo­po­ta­mię naj­gę­ściej zalud­nio­nym obsza­rem pla­nety.

W wil­got­nym, nie­prze­wi­dy­wal­nym śro­do­wi­sku mia­sta były bar­dzo atrak­cyjną pro­po­zy­cją. Dowo­dziły, że ludz­kość może zatrium­fo­wać nad naturą. Eridu powstało dzięki zde­rze­niu wiary i topo­gra­fii. Nie­zwy­kle obfite, stale odra­dza­jące się zasoby żyw­no­ściowe mokra­deł nie tylko dopro­wa­dziły do powsta­nia miast, lecz także dostar­czały im ener­gii, pozwo­liły się powięk­szać i osią­gać nie­zwy­kły poziom kom­pli­ka­cji wewnętrz­nejq15.

Kiedy w połu­dnio­wej Mezo­po­ta­mii warunki śro­do­wi­skowe rady­kal­nie się zmie­niły, styl życia zwią­zany z mokra­dłami odszedł w prze­szłość. W owym cza­sie jed­nak, po tysiącu lat roz­woju, cywi­li­za­cja miej­ska już doj­rzała. Cofa­nie się bagien spra­wiło, że Uruk stało się wysoko poło­żo­nym, suchym mia­stem, lecz histo­ria urba­ni­za­cji to w dużej mie­rze dzieje przy­sto­so­wa­nia się ludzi do zmie­nia­ją­cego się śro­do­wi­ska, a także adap­ta­cji śro­do­wi­ska doko­ny­wa­nej przez ludzi, by zaspo­ka­jać wła­sne potrzeby.

Rol­nicy z mokra­deł, pozba­wieni daw­nych źró­deł utrzy­ma­nia, podą­żali do miast, co dopro­wa­dziło do sytu­acji, że w mia­stach Dol­nej Mezo­po­ta­mii żyło 90% lud­no­ści. To ogromne zbio­ro­wi­sko, o dłu­gich tra­dy­cjach w sfe­rze archi­tek­tury i inży­nie­rii, było w sta­nie poko­nać wyzwa­nia zwią­zane ze zmia­nami kli­matu i wyko­rzy­stać nowy poten­cjał rów­nin zale­wo­wych; stwo­rzyło ogromne sys­temy iry­ga­cyjne, dzięki któ­rym można było nakar­mić wielu ludzi. Rol­nic­two poja­wiło się przed mia­stami, ale rewo­lu­cja rol­ni­cza była skut­kiem rewo­lu­cji urba­ni­za­cyj­nej.

* * *

Mia­sto nie jest jedy­nie zbio­ro­wi­skiem budyn­ków: od innych osie­dli ludz­kich odróż­nia je nie tylko kształt mate­rialny, lecz rów­nież aktyw­ność miesz­kań­ców. W mie­ście ludzie mogą wyko­ny­wać zawody, któ­rymi nie byliby w sta­nie się zaj­mo­wać w wio­sce albo na far­mie. Uruk, nazy­wane „kuź­nią bogów”, sły­nęło z wyjąt­kowo zręcz­nych złot­ni­ków, odle­wa­czy mie­dzi, meta­lur­gów i jubi­le­rów. Znaczną część miesz­kań­ców mia­sta two­rzyli wykwa­li­fi­ko­wani rze­mieśl­nicy spe­cja­li­zu­jący się w róż­nych pra­cach: zaj­mo­wali się obróbką kamieni, metali i klej­no­tów. Luk­su­sowe surowce potrzebne wiel­kiej metro­po­lii nie były dostępne w bli­skiej odle­gło­ści, jed­nak zmiany kli­ma­tyczne przy­nio­sły nie tylko obfite plony. Stru­myki pły­nące nie­gdyś przez słone mokra­dła zmie­niono w sieć kana­łów żeglu­go­wych łączą­cych Uruk z wielką arte­rią han­dlową, Eufra­temq16.

Wyspy znane obec­nie jako Bah­rajn dostar­czały macicy per­ło­wej i rzad­kich muszli. Złoto, sre­bro, ołów i miedź pocho­dziły ze wschod­niej Ana­to­lii, Iranu i Ara­bii. Rze­mieśl­nicy z Uruk potrze­bo­wali obsy­dianu, kwarcu, ser­pen­tynu, kamie­nia mydla­nego, ame­ty­stu, jaspisu, ala­ba­stru, mar­muru i innych pięk­nych mate­ria­łów. Z gór Afga­ni­stanu i pół­noc­nego Paki­stanu, poło­żo­nych w odle­gło­ści prze­szło 2500 kilo­me­trów od Mezo­po­ta­mii, przy­wo­żono cenny ciem­no­gra­na­towy lapis-lazuli. Kar­neol i agat docie­rały do Uruk aż z Indii. Domy bogów nale­żało ozda­biać pięk­nymi kamie­niami, lecz cenną biżu­te­rię mogli nosić rów­nież zwy­kli śmier­tel­nicy, korzy­stali z ozdob­nej broni, pucha­rów i naczyń. Pili wino i uży­wali oliwy, które dostar­czano stat­kamiq17.

W poszcze­gól­nych dziel­ni­cach, na które podzie­lono sta­ro­żytne Uruk, miesz­kali rze­mieśl­nicy spe­cja­li­zu­jący się w odręb­nym fachu. Pra­co­wali wraz z rodzi­nami na dzie­dziń­cach domów lub w warsz­ta­tach. Gęstość zabu­dowy i plan mia­sta, peł­nego chłod­nych, ocie­nio­nych uli­czek, wszystko to uła­twiało nawią­zy­wa­nie rela­cji towa­rzy­skich, sprzy­jało wymia­nie idei, eks­pe­ry­men­tom, współ­pracy i inten­syw­nej rywa­li­za­cji. Gwał­towny dyna­mizm Uruk był w dużej mie­rze skut­kiem roli sto­licy Mezo­po­ta­mii jako ośrodka han­dlu.

Epos o Gil­ga­me­szu sta­wia zaska­ku­jąco aktu­alne pyta­nia na temat natury mia­sta. Jak i dla­czego ludzie poszli śla­dem Enkidu i zamiesz­kali w mia­stach? Jaką cenę zapła­cili za zamianę pry­mi­tyw­nej wol­no­ści na wygody? Mia­sta wyna­le­ziono sto­sun­kowo nie­dawno, a nasze doświad­cze­nia życia w nich obej­mują mikro­sko­pijny pro­cent czasu obec­no­ści gatunku ludz­kiego na Ziemi. Po co zamie­niać swo­bodę i ruchli­wość na sta­tyczną egzy­sten­cję w zatło­czo­nej metro­po­lii? W jaki spo­sób gatu­nek, który przez tysiące lat ewo­lu­ował w jed­nym śro­do­wi­sku, może się przy­sto­so­wać do innego śro­do­wi­ska, pra­wie zupeł­nie odmien­nego? Za jaką cenę psy­chiczną?

Auto­rzy Eposu o Gil­ga­me­szu zada­wali te pyta­nia w kilku warian­tach. Podob­nie jak wielu innych ludzi na prze­strzeni dzie­jów, król Uruk Gil­ga­mesz, na poły śmier­tel­nik, na poły bóg, uważa życie w mie­ście za męczące. Rzą­dzi miesz­kań­cami pełen wście­kłej ener­gii. Dzi­kus Enkidu został stwo­rzony przez bogów jako towa­rzysz Gil­ga­mesza, by pomóc go okieł­znać. Enkidu i Gil­ga­mesz sta­no­wią parę prze­ci­wieństw – wiej­ski, natu­ralny instynkt wal­czy z cywi­li­zo­waną, miej­ską toż­sa­mo­ścią. Gil­ga­mesz, ucie­le­śnie­nie mia­sta, i dziki Enkidu stają się ser­decz­nymi przy­ja­ciółmi; ich siła i ener­gia się dopeł­niają. Enkidu zachęca Gil­ga­mesza, by wyko­rzy­stał swoją moc, dotarł do cedro­wego lasu w górach Liban, leżą­cego w odle­gło­ści setek kilo­me­trów – była to tajemna sie­dziba bogów, do któ­rej wstęp był zaka­zany – a póź­niej sto­czył bitwę z mon­stru­al­nym, gigan­tycz­nym straż­ni­kiem, Hum­babą. Według sume­ryj­skiego eposu męż­czy­zna może być praw­dzi­wym męż­czy­zną tylko wtedy, gdy sta­wia czoła natu­rze z dala od odbie­ra­ją­cych siłę luk­su­sów mia­sta. Zdo­by­cie cedro­wego lasu przy­nie­sie Gil­ga­meszowi wieczną sławę i honor, któ­rych pożąda. Zapewni rów­nież coś bar­dziej kon­kret­nego. Uruk i inne mia­sta połu­dnio­wej Mezo­po­ta­mii cier­piały na brak drewna, a archi­tekci i budow­ni­czo­wie nie­zwy­kle cenili cedry libań­skie. Dach tylko jed­nej z licz­nych świą­tyń Uruk wyma­gał zuży­cia od trzech do sze­ściu tysięcy metrów bie­żą­cych drewna. Gil­ga­mesz i Enkidu wyru­szają zatem na wojnę prze­ciwko natu­rze. Nie­dawno ucy­wi­li­zo­wany Enkidu przy­sięga, że zetnie naj­wspa­nial­szy cedr i spławi go Eufra­tem, poko­nu­jąc setki kilo­me­trów. W cywi­li­zo­wa­nym świe­cie wykona z tego drewna ogromną bramę świą­tyni.

Boha­te­rom eposu udaje się poko­nać i zabić olbrzyma, a potem ściąć mnó­stwo wspa­nia­łych cedrów. Para peł­nych pychy hero­sów budzi w końcu gniew bogów. Do tego Gil­ga­mesz odrzuca sek­su­alne pro­po­zy­cje jed­nej z bogiń, a ta w odwe­cie wysyła Nie­biań­skiego Byka, by znisz­czył Uruk i zabił Gil­ga­mesza. Boha­te­rowi udaje się jed­nak z pomocą Enkidu poko­nać bestię. Ten akt osta­tecz­nej pychy dopro­wa­dza bogów do jesz­cze więk­szej wście­kło­ści, więc zsy­łają na Enkidu cho­robę.

Kona­jący Enkidu prze­klina Sza­mat, nie­rząd­nicę, która nie­gdyś go uwio­dła i skło­niła do porzu­ce­nia swo­bod­nego, szczę­śli­wego życia na łonie natury. Zamie­nił pro­stotę na cywi­li­za­cję, co ode­brało mu siłę, uczy­niło sła­bymq18.

Mia­sta zawsze miały w sobie coś mor­der­czego. Metro­po­lia taka jak Uruk, gdzie tony feka­liów pocho­dze­nia ludz­kiego i zwie­rzę­cego wyle­wano do sto­ją­cej wody, była ide­al­nym sie­dli­skiem bak­te­rii. W prze­my­sło­wym Man­che­ste­rze i Chi­cago w XIX wieku 60% dzieci umie­rało przed ukoń­cze­niem pią­tego roku życia, a prze­ciętna dłu­gość życia wyno­siła 26 lat. W tym okre­sie na wsi umie­rało 32% dzieci poni­żej pią­tego roku życia, a prze­ciętna dłu­gość życia wyno­siła 40 lat. Mia­sto zatem to miej­sce, z któ­rego należy uciec – taki sce­na­riusz powta­rza się na prze­strzeni dzie­jów. W XX wieku w Sta­nach Zjed­no­czo­nych i Euro­pie ludzie masowo prze­no­sili się z zatło­czo­nych, tra­pio­nych przez prze­stęp­czość miast na pełne zie­leni przed­mie­ścia, które wyda­wały się zie­mią obie­caną. W latach 90. XX wieku, po deka­dach kry­zysu wiel­kich aglo­me­ra­cji, 60% nowo­jor­czy­ków i 70% lon­dyń­czy­ków dekla­ro­wało, że wola­łoby żyć gdzie indziej. Nie­dawne bada­nia metodą rezo­nansu magne­tycz­nego struk­tur mózgu zwią­za­nych z życiem w mie­ście wska­zują, że ludzie wycho­wani w peł­nym stresu, gorącz­ko­wym śro­do­wi­sku miej­skim mają zmniej­szoną ilość sza­rej sub­stan­cji w pra­wej czę­ści grzbie­towo-bocz­nej kory przed­czo­ło­wej i w przy­ko­lan­ko­wej przed­niej czę­ści zakrętu obrę­czy. To klu­czowe obszary mózgu kon­tro­lu­jące emo­cje i stres. Mia­sto zmie­nia struk­turę mózgu: miesz­kańcy miast są znacz­nie bar­dziej podatni na zabu­rze­nia nastroju i zabu­rze­nia lękowe niż miesz­kańcy wsi. Prze­stęp­czość, cho­roby, śmierć, spa­dek sił fizycz­nych, nędza i prze­lud­nie­nie czę­sto spra­wiały, że mia­sto sta­wało się trudne do znie­sie­nia, a cena prze­trwa­nia była tam bar­dzo wysokaq19.

Aż do XX wieku, epoki roz­woju medy­cyny i poprawy warun­ków sani­tar­nych, mia­sta potrze­bo­wały nie­ustan­nego napływu przy­by­szów, by liczba ich miesz­kań­ców się nie zmniej­szała. Migranci zastę­po­wali ofiary cho­rób (głów­nie nie­mow­lęta i dzieci), pozwa­la­jąc aglo­me­ra­cjom się roz­wi­jać. Za wej­ście do mia­sta płaci się wysoką cenę, co podob­nie jak wielu innych odkrył też Enkidu. Jego śmierć łamie serce uko­cha­nego przy­ja­ciela, Gil­ga­me­sza. Boha­ter, wytrą­cony z rów­no­wagi, uznaje mia­sto nie za szczyt ludz­kich osią­gnięć, ale sym­bol śmierci. Wyrzeka się Uruk i szuka pocie­sze­nia w natu­rze – prze­biera się w skóry dzi­kich zwie­rząt, naśla­du­jąc zmar­łego druha.

Gil­ga­mesz sądzi, że zdoła oszu­kać śmierć, jed­no­cząc się z naturą. Jego poszu­ki­wa­nie nie­śmier­tel­no­ści pro­wa­dzi go na kra­niec świata, gdzie odnaj­duje Utna­pisz­tima. W daw­nych cza­sach bóg Enlil, ziry­to­wany zgieł­kiem panu­ją­cym w mia­stach, chcąc żyć w spo­koju i ciszy, zesłał na ludz­kość wielką, nisz­czącą powódź. Plan Enlila pokrzy­żo­wał inny bóg, Enki, który roz­ka­zał Utna­pisz­ti­mowi zbu­do­wać wielką arkę, umie­ścić na niej wła­sną rodzinę i pary zwie­rząt róż­nych gatun­ków. Kiedy wody potopu opa­dły, roz­bit­ko­wie ponow­nie zasie­dlili pla­netę; bogo­wie zaś odkryli, że cier­pią głód bez słu­żą­cych im ludzi. W nagrodę za oca­le­nie gatunku ludz­kiego Utna­pisz­tim i jego żona otrzy­mali dar nie­śmier­tel­no­ści. Gil­ga­mesz pra­gnie zatem odkryć ich tajem­nicę. Po wielu pery­pe­tiach dociera do domu Utna­pisz­tima i w końcu poznaje bole­sną prawdę, że śmierć to nie­unik­niony ele­ment życia.

Epos roz­po­czyna się hym­nem pochwal­nym na cześć Uruk. Na końcu opo­wie­ści Gil­ga­mesz wraca do punktu wyj­ścia. Po trud­nych poszu­ki­wa­niach i odrzu­ce­niu cywi­li­za­cji znowu przy­bywa do mia­sta i wresz­cie wszystko rozu­mie. Jed­nostki mogą być ska­zane na śmierć, ale zbio­rowa siła ludz­ko­ści jest zawarta we wznie­sio­nych przez ludzi budow­lach i w wie­dzy zapi­sa­nej na gli­nia­nych tablicz­kach. Gil­ga­mesz sta­wia wiel­kie mury Uruk i utrwala swoją histo­rię dla potom­no­ści (pismo rów­nież wyna­le­ziono w Uruk). Zarówno mury, jak i epos to wie­czy­ste pomniki, mające zapew­nić mu nie­śmier­tel­ność, któ­rej roz­pacz­li­wie poszu­ki­wał na pust­ko­wiu.

Gil­ga­mesz dotarł na kra­niec świata, lecz magne­tyczna siła Uruk zmu­siła go do powrotu: mia­sto zapa­no­wało nad losem ludz­ko­ści. W koń­co­wej par­tii eposu Gil­ga­mesz dum­nie prosi prze­woź­nika, który odwiózł go do ojczy­zny z dale­kich krain: „Wstąp, Ur-sza­nabi, na mury Uruk i obejdź (je) wokół, /zba­daj fun­da­menty, obej­rzyj cegły! / Czyż jej cegły nie są wypa­lone w piecu / Czyż Sied­miu Mędr­ców nie kła­dło jej fun­da­men­tów?”q202.

Gil­ga­mesz wraca z krań­ców świata, by przy­po­mnieć miesz­kań­com Uruk, że mia­sto to dar bogów i naj­wspa­nial­sza rzecz, jaką stwo­rzono na świe­cie: jego wędrówka odra­dza wiarę w życie w mie­ście.

Bóstwa sume­ryj­skie nie miesz­kały w źró­dłach, na leśnych pola­nach ani w chmu­rach, lecz w sercu rze­czy­wi­stych, fizycz­nie ist­nie­ją­cych miast takich jak Uruk. Sume­ro­wie zostali wybrani, by miesz­kać z bogami w ich ultra­no­wo­cze­snych mia­stach, pod­czas gdy resztę ludz­ko­ści sta­no­wili odziani w skóry noma­dzi albo rol­nicy wege­tu­jący w nędzy. Mimo napięć zwią­za­nych z życiem w mia­stach ich miesz­kańcy cie­szyli się dobro­dziej­stwami bogów – znali pismo, pili piwo, jedli egzo­tyczne potrawy, mieli kon­takt z nowo­cze­snymi tech­no­lo­giami, luk­su­so­wymi towa­rami i wspa­nia­łymi dzie­łami sztuki.

Sume­ro­wie uwa­żali, że mia­sta i ludz­kość powstały jed­no­cze­śnie, w chwili naro­dzin świata. Ogród Eden nie ist­niał; mia­sto było rajem, nie karą, sta­no­wiło bastion chro­niący przed nie­prze­wi­dy­walną naturą i dzi­ko­ścią rodzaju ludz­kiego. Wiara w boski począ­tek miast nadała kul­tu­rom miej­skim nie­zwy­kłą trwa­łośćq21.

Wszę­dzie, gdzie powstały mia­sta, ich roz­pla­no­wa­nie odzwier­cie­dlało pra­gnie­nie połą­cze­nia dzia­łal­no­ści ludzi z pier­wot­nym porząd­kiem i ener­gią kosmosu. Naj­star­sze mia­sta chiń­skie, mające postać kwa­dratu podzie­lo­nego na dzie­więć mniej­szych kwa­dra­tów z uli­cami bie­gną­cymi w różne strony świata, odzwier­cie­dlały geo­me­trię nieba. W nie­bie, podob­nie jak w mia­stach, boska ener­gia (qi) ema­no­wała ze środka okręgu. Ten model obo­wią­zy­wał w Chi­nach od dru­giego lub pierw­szego tysiąc­le­cia p.n.e. aż do 1949 roku, gdy pro­kla­mo­wano Chiń­ską Repu­blikę Ludową. Pira­midy Majów pro­jek­to­wano, uwzględ­nia­jąc datę rów­no­nocy, kiedy dzięki odpo­wied­niemu kształ­towi budowli powsta­wały nie­zwy­kłe efekty świetlne, przy­wo­ły­wano święte siły kosmosu i naśla­do­wano ruchy gwiazd. Nie były to tylko świą­ty­nie: podob­nie jak w wypadku metro­po­lii Mezo­po­ta­mii, były to miej­sca, gdzie śmier­tel­nicy bez­po­śred­nio kon­tak­to­wali się z bogami. Impuls, by two­rzyć upo­rząd­ko­wane odwzo­ro­wa­nie nieba – zor­ga­ni­zo­waną struk­turę oswa­ja­jącą pier­wotne siły cha­osu – czę­ściowo wyja­śnia, dla­czego ludzie w róż­nych czę­ściach świata nie­za­leż­nie od sie­bie zaczęli miesz­kać w zor­ga­ni­zo­wa­nych sku­pi­skach.

Mia­sta są wiel­kie, bez­oso­bowe, odstrę­cza­jące. Wyma­gają współ­pracy tysięcy (póź­niej milio­nów) ano­ni­mo­wych jed­no­stek; zagęsz­cze­nie i ogrom mia­sta spra­wiają, że nasza zdol­ność do tole­ro­wa­nia obcych osiąga gra­nice wytrzy­ma­ło­ści. Miesz­kań­com zagra­żają głód, cho­roby i wojny. Wzno­sze­nie murów obron­nych i świą­tyń, two­rze­nie i utrzy­my­wa­nie sieci kana­łów nawad­nia­ją­cych wyma­gają bru­tal­nych form przy­musu. Mia­sta wydają się ska­zane na zagładę.

A jed­nak świet­nie pro­spe­rują. Histo­ria Uruk i przy­czyny powsta­nia pierw­szych miast wska­zują odpo­wiedź, dla­czego tak się stało. Cywi­li­za­cja miej­ska Mezo­po­ta­mii zapo­cząt­ko­wana przez Uruk ist­niała bli­sko cztery tysiące lat; prze­trwała wojny, kata­strofy śro­do­wi­skowe i kry­zysy eko­no­miczne; była świad­kiem powsta­nia i upadku licz­nych kró­lestw i impe­riów; prze­żyła potężne orga­ni­zmy pań­stwowe. Opie­rała się nie na odpor­no­ści budowli, lecz dyna­mi­zmie ide­olo­gii. Życie w mie­ście jest trudne, ma w sobie coś głę­boko sprzecz­nego z naturą. Legenda o Gil­ga­me­szu to jedna z opo­wie­ści, które miesz­kańcy miast opo­wia­dali sobie na prze­strzeni wie­ków, by pamię­tać o potę­dze i poten­cjale swo­ich sie­dzib. Życie w mie­ście – nie­do­stępne dla więk­szo­ści ludz­ko­ści – było boskim przy­wi­le­jem, nie prze­kleń­stwem.

* * *

Mia­sto o ogrom­nych potrze­bach i skrom­nych zaso­bach musiało na sie­bie zaro­bić. W całym tak zwa­nym okre­sie Uruk, w czwar­tym tysiąc­le­ciu p.n.e., przed­mioty pocho­dzące z metro­po­lii stały się pospo­lite w całej Mezo­po­ta­mii, Ana­to­lii, Ira­nie, Syrii; docie­rały nawet do dale­kiego Paki­stanu. Mia­sto sprze­da­wało kosz­towne, luk­su­sowe pro­dukty wyra­biane przez mistrzów rze­mio­sła, lecz eks­por­to­wało rów­nież arty­kuły pierw­szej potrzeby. Duża liczba miesz­kań­ców i wyko­rzy­sta­nie nowo­cze­snych tech­no­lo­gii spra­wiły, że w Uruk sto­so­wano tech­niki pro­duk­cji maso­wej na dotych­czas nie­spo­ty­kaną skalę.

W Uruk odkryto kom­pleks rowów i dołów świad­czący o ist­nie­niu dużej odlewni mie­dzi zatrud­nia­ją­cej około 40 ludzi. Wiele kobiet tkało dosko­nałe tka­niny z wełny, wyko­rzy­stu­jąc poziome kro­sna, co pozwa­lało uzy­skać wysoką wydaj­ność. Garn­ca­rze z Uruk wpro­wa­dzili dwie klu­czowe inno­wa­cje: piec ulowy i szyb­kie koło garn­car­skie. Mezo­po­tam­ski piec ulowy zapew­niał znacz­nie wyż­sze tem­pe­ra­tury wypału, a jed­no­cze­śnie zabez­pie­czał cera­mikę przed ogniem. We wcze­śniej­szych epo­kach garn­ca­rze posłu­gi­wali się kamien­nymi dys­kami umiesz­czo­nymi na pio­no­wej osi i obra­ca­nymi rękami. W okre­sie Uruk zasto­so­wano koło roz­pę­dowe poru­szane nogami; było ono połą­czone osią z gór­nym kołem, na któ­rym for­mo­wano glinę. Tech­nika ta pozwa­lała miesz­kań­com Uruk toczyć naczy­nia znacz­nie szyb­ciej, były one rów­nież znacz­nie wyż­szej jako­ści. Garn­ca­rze pro­du­ko­wali z drob­no­ziar­ni­stej gliny lek­kie naczy­nia sto­łowe o luk­su­so­wym cha­rak­te­rze, wytwa­rzali jed­nak także znaczne ilo­ści pry­mi­tyw­nych mis, stan­dar­do­wych dzba­nów i dużych naczyń zaso­bo­wych wyko­rzy­sty­wa­nych do han­dlu hur­to­wego.

Liczne, szybko nastę­pu­jące po sobie wyna­lazki i udo­sko­na­le­nia były moż­liwe dzięki temu, że ludzie miesz­kali w zagęsz­cze­niu i rywa­li­zo­wali ze sobą. Jedne inno­wa­cje pocią­gały za sobą kolejne. Wyso­kie tem­pe­ra­tury pie­ców do wypa­la­nia cera­miki wyko­rzy­sty­wano w eks­pe­ry­men­tach meta­lur­gicz­nych i che­micz­nych. Miesz­kańcy Mezo­po­ta­mii jako pierwsi sto­so­wali łodzie wypo­sa­żone w żagle. Nie­zwy­kłe, sprzeczne z naszymi intu­icjami jest to, że mia­sta powstały na długo przed wyna­le­zie­niem koła. Wedle wszel­kiego praw­do­po­do­bień­stwa to wła­śnie mia­sto stwo­rzyło potrzebę, by połą­czyć koło i oś, a także dostar­czyło nie­zbęd­nych tech­nik i zbio­ro­wej wie­dzy. Uruk dys­po­no­wało facho­wymi cie­ślami, któ­rzy za pomocą naj­now­szych narzę­dzi z odle­wa­nej mie­dzi potra­fili wycio­sać osie i wywier­cić ide­al­nie okrą­głe otwory. Miesz­kańcy Uruk musieli trans­por­to­wać duże ilo­ści pro­duk­tów i naczyń, by wymie­niać je na cenne surowce.

Inno­wa­cje roz­po­wszech­niały się na ogrom­nych obsza­rach: koła wozów prze­wo­żą­cych towary znaj­do­wano na Ukra­inie, w Pol­sce, na Kau­ka­zie, w Sło­we­nii, a także w mia­stach połu­dniowo-zachod­niej Azji. Trudno się dzi­wić, że w czwar­tym tysiąc­le­ciu p.n.e. doszło do gwał­tow­nego przy­śpie­sze­nia roz­woju tech­niki; nowe idee docie­rały coraz dalej, roz­cho­dziły się szla­kami han­dlo­wymi. W ich sąsiedz­twie kupcy z Uruk zakła­dali fak­to­rie, które sprze­da­wały impor­to­wane towary i kupo­wały nie­zbędne surowce. Przy­wo­zili ze sobą nie tylko pokusę bogac­twa, lecz także nowe idee.

Prze­łom, do któ­rego doszło w Uruk, zain­spi­ro­wał wielu naśla­dow­ców. Wyko­rzy­stali oni dobro­dziej­stwa urba­ni­za­cji. Na pół­nocny zachód od Uruk powstały mia­sta o róż­nej gęsto­ści zalud­nie­nia; naj­lep­szymi przy­kła­dami takich dużych ośrod­ków są Jery­cho, Çatalhöyük i Tell Brak. Uruk miało jed­nak zupeł­nie inny wymiar. W licz­nych mia­stach współ­cze­snego Iraku, Iranu, Tur­cji i Syrii arche­olo­dzy znaj­dują świą­ty­nie i gma­chy publiczne zbu­do­wane według wzo­rów z Uruk i przy wyko­rzy­sta­niu mate­ria­łów zasto­so­wa­nych tam po raz pierw­szy. Na żyznych rów­ni­nach połu­dnio­wej Mezo­po­ta­mii wznie­siono od zera dzie­siątki nowych miast; nie­które z nich z cza­sem zaczęły rywa­li­zo­wać z Uruk, a nawet je prze­wyż­szyły – mia­sta takie jak Ur, Kisz, Nip­pur, Umma, Lagasz i Szu­rup­pak. Jeśli Uruk było eks­pe­ry­men­tem w dzie­dzi­nie wspól­nego życia w jed­nym miej­scu, oka­zał się on bar­dzo atrak­cyjny. Ludzie przyj­mo­wali reli­gię Uruk, jego zwy­czaje zwią­zane z odży­wia­niem się i struk­turę spo­łeczną. Przy­po­mi­nało ogromną roślinę wytwa­rza­jącą nasiona, które dotarły bar­dzo daleko. Było to mia­sto matka, pierw­sza metro­po­lia świataq22.

Nie jest to już zatem opo­wieść o jed­nym mie­ście, ale o sieci współ­za­leż­nych miast o wspól­nej kul­tu­rze i sys­te­mie han­dlo­wym. Duża liczba zur­ba­ni­zo­wa­nych sie­dzib ludz­kich zwięk­szała moż­li­wo­ści inte­rak­cji i wza­jem­nego prze­ka­zy­wa­nia idei oraz tech­no­lo­gii. Tym­cza­sem coraz więk­sza zło­żo­ność ludz­kiego życia dopro­wa­dziła do wyna­lazku rów­nie waż­nego jak koło.

Ist­nieją dwa główne ślady mate­rialne wpły­wów kul­tu­ro­wych Uruk. Pry­mi­tywne gli­niane miseczki o sko­śnych kra­wę­dziach (ang. bevel-rim bowls) były masowo pro­du­ko­wane i prze­zna­czone do jed­no­ra­zo­wego użytku. Wyrzu­cano je po wyko­rzy­sta­niu – był to pre­hi­sto­ryczny odpo­wied­nik kar­to­no­wego kubeczka na kawę. Te wytwa­rzane w Uruk naczy­nia znaj­do­wane są w ogrom­nych ilo­ściach na sta­no­wi­skach arche­olo­gicz­nych w połu­dniowo-zachod­niej Azji.

Miseczki o sko­śnych kra­wę­dziach miały stan­dar­dowy roz­miar i kształt. Ich funk­cja jest przed­mio­tem gorą­cych debat. Wydaje się pewne, że pier­wot­nie słu­żyły do celów reli­gij­nych. Wypeł­niano je żyw­no­ścią lub piwem, po czym skła­dano w nich codzienne ofiary w świą­ty­niach. Z kolei per­so­nel świą­tyń uży­wał ich do wyda­wa­nia żyw­no­ści w zamian za wyko­naną pracę lub świad­czone usługi – peł­niły one wtedy funk­cję jed­nostki miary. Świą­ty­nie sta­no­wiły ośro­dek skom­pli­ko­wa­nego, zry­tu­ali­zo­wa­nego sys­temu roz­daw­nic­twa żyw­no­ści, w ramach któ­rego człon­ko­wie spo­łecz­no­ści otrzy­my­wali zapłatę zależ­nie od swo­jego wkładu pracy. Obję­tość stan­dar­do­wej miseczki nosiła nazwę sila i stała się uni­wer­salną miarą, wzor­cem; pozwa­lała okre­ślić war­tość dnia pracy, owcy albo dzbana oliwy. Pod­sta­wową jed­nostką prze­li­cze­niową była sila prosa. Miarę sila wpro­wa­dzono w Uruk, po czym roz­prze­strze­niła się w całym regio­nie, gdyż uła­twiała han­del. A oto kolejny przy­kład wyna­lazku stwo­rzo­nego przez kre­atywny fer­ment miast – pie­niądz.

Trans­por­to­wa­nie ogrom­nych ładun­ków ziarna jako środka płat­ni­czego jest nie­opła­calne. W tym momen­cie docho­dzimy do kolej­nego arte­faktu z Uruk znaj­do­wa­nego w ogrom­nych ilo­ściach na sta­ro­żyt­nych sta­no­wi­skach arche­olo­gicz­nych: pie­częci cylin­drycz­nych.

Wyko­ny­wano je z róż­no­rod­nych mate­ria­łów, na przy­kład wapie­nia, mar­muru, lapis-lazuli i agatu. Na cylin­drach, mają­cych wyso­kość około dwóch i pół cen­ty­me­tra, rzeź­biono maleń­kie, skom­pli­ko­wane obrazki przed­sta­wia­jące bogów, sceny z życia codzien­nego, łodzie, świą­ty­nie, rze­czy­wi­ste i fan­ta­styczne zwie­rzęta. Kiedy pie­czę­cie toczono na wil­got­nej gli­nie, pozo­sta­wiały wyraźny ślad. Ich znaki na gli­nia­nych tablicz­kach słu­żyły jako iden­ty­fi­ka­tory, a cza­sem prze­ka­zy­wały wia­do­mo­ści. W nowym świe­cie mię­dzy­na­ro­do­wego han­dlu peł­niły funk­cję marki eks­por­to­wej, kwi­tów zakupu i pie­częci zabez­pie­cza­ją­cych ładunki i maga­zyny przed kra­dzieżą.

Odci­ski pie­częci znaj­dują się rów­nież na nie­wiel­kich gli­nia­nych krąż­kach nazy­wa­nych bul­lae. W środku umiesz­czano sym­bole w kształ­cie kon­kret­nych towa­rów – na przy­kład bel płótna, dzba­nów z oliwą lub zbo­żem. Bul­lae były zna­kiem umów prze­wi­du­ją­cych dostar­cze­nie pro­duk­tów albo wyko­na­nie okre­ślo­nych prac. Obie strony umowy odci­skały swoje pie­czę­cie w wil­got­nej gli­nie. W Uruk bul­lae prze­cho­wy­wano w świą­ty­niach, będą­cych nie­jako straż­ni­kami ope­ra­cji pie­nięż­nych – podobną funk­cję peł­nił póź­niej Bank Anglii. Wiara w bogów i wiara w sys­tem finan­sowy szły ręka w rękę. Ludzie czuli pokusę osie­dla­nia się w mie­ście, by znaj­do­wać się bli­sko miej­sca, gdzie zawie­rano trans­ak­cje finan­sowe i prze­cho­wy­wano ich świa­dec­twa. Po wypeł­nie­niu umowy bul­lae roz­bi­jano i wyj­mo­wano sym­bole na znak, że trans­ak­cja została sfi­na­li­zo­wana.

Jeśli miseczki o sko­śnych kra­wę­dziach wyzna­czają począ­tek pie­nię­dzy w dzie­jach ludz­ko­ści, to bul­lae sta­no­wią począ­tek rynku finan­so­wego. Życie w mie­ście sta­wało się stop­niowo tak skom­pli­ko­wane, że pier­wotne sym­bole i pie­czę­cie prze­stały wystar­czać, umiesz­czano w nich zatem coraz wię­cej infor­ma­cji. Na początku wymy­ślono spo­sób okre­śla­nia czasu dostawy i ilo­ści towa­rów. Na gli­nia­nych tablicz­kach i bul­lae zaczęto sto­so­wać abs­trak­cyjne znaki nume­ryczne – były to pierw­sze cyfry na świe­cie. Same cyfry były jed­nak bez­u­ży­teczne. Każdy towar – zboże, piwo, tka­niny i metale, któ­rymi han­dlo­wano i które prze­cho­wy­wano – miał wła­sny pik­to­gram, któ­remu towa­rzy­szyły ozna­cze­nia nume­ryczne z infor­ma­cjami o ilo­ści, nakła­dzie pracy, wyda­nych racjach żyw­no­ścio­wych, odle­gło­ściach poko­na­nych przez kup­ców. Wcze­sna postać tych sym­boli to po pro­stu wyobra­że­nia kon­kret­nych towa­rów – kolb kuku­ry­dzy, owiec, dzba­nów, pły­nów ozna­cza­nych fali­stą linią – które zaostrzo­nym ryl­cem ryso­wano w wil­got­nej gli­nie wraz z towa­rzy­szącą cyfrą. Glina nie nadaje się jed­nak do two­rze­nia dokład­nych rysun­ków, a nie­któ­rych przed­mio­tów nie da się łatwo nary­so­wać. Z bie­giem czasu pik­to­gramy zmie­niły się w znaki bar­dzo róż­niące się formą od przed­mio­tów, które miały sym­bolizować. Następ­nie trój­kąt­nym ryl­cem miesz­kańcy Uruk odci­skali w gli­nie znaki kli­nowe, odpo­wia­da­jące dźwię­kom języka mówio­nego. Korzy­sta­jąc z tego rewo­lu­cyj­nego wyna­lazku, pisarz mógł prze­ka­zać wię­cej infor­ma­cji niż za pomocą pik­to­gramów. Znaki te – tak zwane pismo kli­nowe – były pierw­szym kro­kiem w kie­runku roz­woju pisma.

Uruk było nie tylko gigan­tycz­nym skła­dem towa­rów, lecz rów­nież cen­trum prze­twa­rza­nia infor­ma­cji. Żadne wcze­śniej­sze spo­łe­czeń­stwo nie musiało prze­twa­rzać tak ogrom­nych ilo­ści danych. Znaki odci­skane w gli­nie wyna­leźli rach­mi­strzo­wie z Uruk, by zre­kom­pen­so­wać nie­do­statki ludz­kiej pamięci – nie była już ona w sta­nie prze­cho­wy­wać tylu infor­ma­cji. Pół­tora tysiąca lat póź­niej autor Eposu o Gil­ga­me­szu wychwa­lał monu­men­talne mury i budowle Uruk. Po hym­nie pochwal­nym na cześć mia­sta, który roz­po­czyna opo­wieść, pada stwier­dze­nie: „Spójrz na skrzynkę cedrową, / otwórz jej zatrzask z brązu! / unieś jej tajem­ni­cze wieko, / wyj­mij kamienną tabliczkę i czy­taj / o wszyst­kich cier­pie­niach, jakie prze­szedł Gil­ga­mesz!”3.

Uruk dało światu mia­sta i pismo. Pierw­szy wyna­la­zek dopro­wa­dził do dru­giego. Miesz­kańcy Mezo­po­ta­mii nie oba­wiali się rady­kal­nych inno­wa­cji ani pod­wa­ża­nia zako­rze­nio­nych zwy­cza­jów. Prze­miany zacho­dzące w wiel­kim mie­ście dopro­wa­dziły do powsta­nia pisma, mate­ma­tyki oraz tech­nik admi­ni­stra­cyj­nych pozwa­la­ją­cych zarzą­dzać zło­żoną spo­łecz­no­ścią. Jedna z naj­star­szych odkry­tych tabli­czek zawiera inskryp­cję wyrytą w gli­nie. Brzmi ona: „29 086 miar prosa. 37 mie­sięcy. Kuszim”q23.

Zano­to­wano ilość towaru, spo­dzie­wany czas dostawy i imię rach­mi­strza, naj­bar­dziej pod­sta­wowe fakty. Zapa­mię­tajmy imię Kuszim: to pierw­szy znany z imie­nia czło­wiek w histo­rii ludz­ko­ści. Nie był kró­lem, kapła­nem, wojow­ni­kiem ani poetą. Nie spra­wo­wał dostoj­nego urzędu: pierw­sza znana z imie­nia osoba to pilny rach­mistrz z Uruk, który przez całe życie sumo­wał rachunki i wypi­sy­wał pokwi­to­wa­nia.

Kuszim i jemu podobni byli pio­nie­rami rewo­lu­cji zmie­nia­ją­cej dawne oby­czaje. On i inni rach­mi­strzo­wie pró­bo­wali dosko­na­lić swoje tech­niki pracy, podob­nie jak archi­tekci, odlew­nicy, piwo­wa­rzy, tka­cze i garn­ca­rze. W przy­padku Kuszima ozna­czało to eks­pe­ry­menty doty­czące wcze­snych form pisma i mate­ma­tyki. Potra­fił spo­rzą­dzać szcze­gó­łowe notatki na temat wła­sno­ści i trans­portu towa­rów, spi­sy­wać umowy, kwi­to­wać wypłaty, sza­co­wać wiel­kość plo­nów, obli­czać odsetki i zarzą­dzać dłu­gami, ale nie potra­fił wyra­żać swo­ich myśli na piśmie. Potrzeba było wielu poko­leń Kuszi­mów, któ­rzy stop­niowo udo­sko­na­lali pismo, by nota­cja sto­so­wana przez rach­mi­strzów prze­kształ­ciła się w doj­rzałą formę pisma wyra­ża­jącą emo­cjo­nalną głę­bię i odkryw­czość poetycką Eposu o Gil­ga­me­szu.

Ludzie tacy jak Kuszim, któ­rzy poja­wili się w hała­śli­wym, roz­ra­sta­ją­cym się mie­ście, byli zupełną nowo­ścią w dzie­jach ludz­ko­ści: zawo­do­wymi admi­ni­stra­to­rami i biu­ro­kra­tami. Zarzą­dzali roz­kwi­ta­ją­cym han­dlem, pil­no­wali dotrzy­my­wa­nia umów, regu­lo­wa­nia opłat i prze­strze­ga­nia prawa. Ich pie­czę­cie można zna­leźć w wielu miej­scach na szla­kach han­dlo­wych. Mieli ogromny wpływ na spo­łe­czeń­stwo. Poja­wie­nie się pisem­nych nota­tek ozna­czało, że zbio­ro­wość prze­staje pole­gać na bez­po­śred­nich kon­tak­tach i ludz­kiej pamięci i staje się bar­dziej ano­ni­mowa, a przy tym zależna od doku­men­tów i archi­wów.

Poko­le­nia biu­ro­kra­tów podob­nych do Kuszima stwo­rzyły spraw­nie funk­cjo­nu­jący sys­tem admi­ni­stra­cyjny. W czwar­tym tysiąc­le­ciu p.n.e. Uruk było ośrod­kiem roz­woju tech­niki. Powstały nowe metody pro­duk­cji i trans­portu, na przy­kład kro­sna i wozy wypo­sa­żone w koła, ale naj­więk­sze zna­cze­nie miały nowa­tor­skie tech­niki zarzą­dza­nia. Sztuka pisa­nia, mate­ma­tyka i zasady doko­ny­wa­nia ope­ra­cji finan­so­wych były ści­śle strze­żo­nymi sekre­tami, sta­no­wiły domenę elity kapłań­skiej i admi­ni­stra­cyj­nej. Ich zna­jo­mość zapew­niała wła­dzę.

Kiedy z upły­wem stu­leci spo­łe­czeń­stwo sta­wało się coraz bar­dziej skom­pli­ko­wane, cha­rak­ter tej wła­dzy się zmie­niał. Zawo­dowi biu­ro­kraci tacy jak Kuszim dys­po­no­wali wyspe­cja­li­zo­wa­nymi umie­jęt­no­ściami gro­ma­dzo­nymi w ciągu całego życia. To samo można powie­dzieć o złot­ni­kach, archi­tek­tach, arty­stach, garn­ca­rzach i wielu innych rze­mieśl­ni­kach dzia­ła­ją­cych w roz­ra­sta­ją­cym się mie­ście o coraz szer­szych kon­tak­tach han­dlo­wych. W metro­po­lii, w któ­rej funk­cjo­no­wało rytu­alne roz­daw­nic­two żyw­no­ści, nie­któ­rzy zasłu­gi­wali na więk­sze przy­działy. Uruk stało się hie­rar­chiczną spo­łecz­no­ścią, podzie­loną na war­stwy róż­niące się zamoż­no­ścią, umie­jęt­no­ściami i wła­dzą.

W tym momen­cie dostrze­gamy ciem­niej­szą stronę urba­ni­za­cji w dzie­jach ludz­ko­ści. Mia­sto, począt­kowo wspólne przed­się­wzię­cie oparte na zgod­nej współ­pracy, zmie­niło się w wysoce scen­tra­li­zo­wane spo­łe­czeń­stwo pełne nie­rów­no­ści. Praw­do­po­dob­nie ni­gdy nie doszło do nagłego prze­wrotu i prze­ję­cia wła­dzy przez tyra­nów: kolejne poko­le­nia roz­wi­jały doświad­cze­nia poprzed­nich, a ceną za sku­tecz­ność były ogra­ni­cze­nia swo­bód i rów­no­ści. Wyna­gra­dza­nie przez świą­ty­nię pracy przy­dzia­łami żyw­no­ści z cza­sem stało się metodą wymu­sza­nia cięż­kiej pracy poprzez kon­trolę nad mecha­ni­zmami racjo­no­wa­nia poży­wie­nia. Archiwa dopro­wa­dziły do powsta­nia wła­sno­ści, stwo­rzyły długi, zmu­siły do wyko­ny­wa­nia zobo­wią­zań. Pra­cow­nicy fizyczni stali się bied­niejsi niż spe­cja­li­ści i admi­ni­stra­to­rzy, zajęli niż­sze miej­sce w hie­rar­chii.

Mia­sta o roz­mia­rach Uruk zawsze potrze­bo­wały więk­szej liczby robot­ni­ków, niż natura może dostar­czyć dzięki pro­kre­acji. Tabliczka jed­nego z rach­mi­strzów podaje trzy imiona: Gal Sal, En-pap X i Suk­kal­gir. Ludzie ci, podob­nie jak wspo­mniany wyżej Kuszim, są świa­dec­twem, jak szybko zmie­niała się spo­łecz­ność miej­ska: En-pap X i Suk­kal­gir byli nie­wol­ni­kami nale­żą­cymi do Gal Sala. Mia­sto potrze­bo­wało coraz więk­szej liczby robot­ni­ków, aby budo­wać świą­ty­nie, kopać kanały nawad­nia­jące, upra­wiać pola i pod­trzy­my­wać codzienne funk­cjo­no­wa­nie metro­po­lii. Pod koniec czwar­tego tysiąc­le­cia p.n.e. pie­czę­cie z Uruk uka­zują nowy, groźny aspekt życia w mie­ście: kulą­cych się ze stra­chu jeń­ców ze zwią­za­nymi rękami pil­no­wa­nych przez uzbro­jo­nych straż­ni­ków.

Ci nie­szczę­śni nie­wol­nicy to dowód, że urba­ni­za­cja wytwo­rzyła kolejny pro­dukt uboczny: wojny pro­wa­dzone w zor­ga­ni­zo­wany spo­sób. Sta­no­wiły one zapo­wiedź nowej rze­czy­wi­sto­ści – w owym cza­sie okres domi­na­cji Uruk, gdy metro­po­lia nie miała żad­nych rywali, nale­żał już do prze­szło­ści. W bru­tal­nym świe­cie funk­cjo­no­wa­nie mia­sta nie mogło się dłu­żej opie­rać na biu­ro­kra­cji i han­dlu kon­tro­lo­wa­nym przez świą­ty­nie. Uruk roz­siało nasiona urba­ni­za­cji i zaczęło zbie­rać gorz­kie owoce, gdy na rów­ni­nach Mezo­po­ta­mii poja­wili się nowi, potężni kon­ku­renci. Ozna­czało to począ­tek ery rywa­li­za­cji: współ­za­wod­nic­twa wodzów, armii i tech­nik mili­tar­nych.

W ruinach świą­tyń Uruk arche­olo­dzy znaj­dują maczugi, proce i groty strzał. Wspa­niała świą­ty­nia Eanny została zbu­rzona albo w cza­sie wojny, albo przez zbun­to­waną lud­ność. W trze­cim tysiąc­le­ciu p.n.e. w Mezo­po­ta­mii ist­niało kil­ka­na­ście miast-państw, które nie­ustan­nie zawie­rały ze sobą soju­sze w róż­nych kon­fi­gu­ra­cjach. Rywa­li­zo­wały o zie­mię i wodę, czę­sto docho­dziło do kon­flik­tów. Przy­śpie­szały one roz­wój miast: coraz wię­cej ludzi szu­kało schro­nie­nia za potęż­nymi murami. Wiel­kie mury obronne to cha­rak­te­ry­styczna cecha tej epoki prze­mocy – z gór i ste­pów napły­wały agre­sywne ple­miona noma­dów i rabu­siów, poja­wiła się wów­czas insty­tu­cja króla.

W sta­ro­żyt­nym języku sume­ryj­skim wyraz lu ozna­cza czło­wieka, a gal to „wielki”. Lugal, „wielki czło­wiek”, był przy­wódcą oddziału quasi-zawo­do­wych wojow­ni­ków, któ­rzy bro­nili mia­sta przed najeźdź­cami, karali kon­ku­ren­cyjne mia­sta za popeł­nione przez nie wykro­cze­nia, zdo­by­wali łupy w cza­sie zbroj­nych wypraw. Wła­dza prze­szła ze świą­tyni do pałacu, od kapła­nów i biu­ro­kra­tów do wodzów. Z cza­sem lugal stał się dzie­dzicz­nym kró­lemq24.

Nie­zwy­kłe frag­menty rzeźb prze­cho­wy­wane obec­nie w Luw­rze dowo­dzą, że trze­cie tysiąc­le­cie p.n.e. było krwawą epoką. Stela sępów upa­mięt­nia bitwę mię­dzy woj­skami miast Umma i Lagasz wal­czą­cymi o sporne tereny rol­ni­cze leżące na pogra­ni­czu stref wpły­wów obu metro­po­lii. Stela sępów to blok wapie­nia o wyso­ko­ści dwóch metrów; ma zaokrą­glony szczyt i pła­sko­rzeźby po bokach. Przed­sta­wiają one króla Laga­szu jadą­cego rydwa­nem z włócz­nią w ręku, pro­wa­dzą­cego do boju armię wojow­ni­ków. Stą­pają oni po leżą­cych cia­łach poko­na­nych wro­gów, a na nie­bie krążą sępy trzy­ma­jące w dzio­bach głowy nie­przy­ja­ciół. Możemy podzi­wiać osią­gnię­cia miast w trze­cim tysiąc­le­ciu p.n.e.: koło wyko­rzy­stane w tech­nice mili­tar­nej, karne oddziały woj­skowe, walkę z prze­ciw­ni­kami, pismo użyte do celów pro­pa­gan­do­wych.

* * *

Mia­sta ist­niały na długo przed poja­wie­niem się państw, impe­riów i kró­lów. Sta­no­wiły pod­sta­wowy ele­ment budowy spo­łe­czeń­stwa, kolebkę reli­gii i biu­ro­kra­cji; spra­wiły, że zbio­ro­wi­ska ludz­kie stały się orga­ni­zmami poli­tycz­nymi, stwo­rzyły kró­lów i armie nie­zbędne do obrony i pod­bo­jów. Miłość do mia­sta, duma z jego osią­gnięć i lęk przed przy­by­szami two­rzyły poczu­cie zbio­ro­wej toż­sa­mo­ści, które z cza­sem połą­czyło roz­le­głe obszary i impe­ria. W ciągu kilku wie­ków sys­tem zna­ków słu­żą­cych do zapi­sy­wa­nia trans­ak­cji han­dlo­wych zmie­nił się w pismo. Pierw­sze dzieła lite­rac­kie Mezo­po­ta­mii pocho­dzą z trze­ciego tysiąc­le­cia p.n.e. – są to eposy glo­ry­fi­ku­jące kró­lów, mia­sta i rzą­dzą­cych nimi bogów. Epos o Gil­ga­me­szu wie­lo­krot­nie nazywa rodzinne mia­sto głów­nego boha­tera mia­nem „Uruk, owczar­nia”, trak­tu­jąc je jako bez­pieczny azyl we wro­gim świe­cie, źró­dło poczu­cia toż­sa­mo­ści i wspól­noty pod czuj­nym okiem paste­rza. Jeśli ple­mienne instynkty w dal­szym ciągu kazały ludziom tęsk­nić za bez­pie­czeń­stwem i soli­dar­no­ścią, cechu­ją­cymi nie­wielką grupę spo­krew­nio­nych człon­ków rodu, mia­sto – zagro­żone wojną, lecz rów­nież przez nią ukształ­to­wane – w jakiś spo­sób odtwa­rzało te pra­gnie­nia. Peł­niło funk­cję domu i rodziny, zapew­nia­jąc ochronę i two­rząc nową wspól­notę. Epos o Gil­ga­me­szu to hymn na cześć mia­sta, sie­dziby potęż­nych kró­lów, wiel­kich bogów i zjed­no­czo­nych miesz­kań­ców. Mia­sta, podob­nie jak pań­stwa, które z nich powstały, potrze­bo­wały mitów tego rodzaju, by prze­kształ­cić lud­ność w jed­no­lite ple­mię zamiesz­ku­jące cały świat.

W trak­cie nie­koń­czą­cej się rywa­li­za­cji o domi­na­cję nikt nie był w sta­nie na długo zdo­być abso­lut­nej wła­dzy; mia­sta bun­to­wały się prze­ciwko nie­woli i rolę hege­mona zdo­by­wały kolejne metro­po­lie. W 2296 roku p.n.e. Lugal­za­gesi, król Ummy, pod­bił Kisz, Ur i Uruk, a także wiele innych miast-państw. Lugal­za­gesi wybrał Uruk na swoją sto­licę ze względu na świę­tość mia­sta i jego sta­ro­żytny rodo­wód i znowu przy­wró­cił mu sta­tus metro­po­lii. Rzą­dził stam­tąd Mezo­po­ta­mią jako jed­nym kró­le­stwem. Ale władca musiał sta­wić czoła zupeł­nie nowemu mia­stu, o nazwie Akad, i jego ambit­nemu władcy, Sar­go­nowi. Kon­ku­ren­cyjny król obległ Uruk, zbu­rzył jego mury i uwię­ził Lugal­za­gesiego. Następ­nie pod­bił Ur, Lagasz i Ummę.

Aka­dyj­skie pań­stwo Sar­gona – pierw­sze impe­rium w dzie­jach – powstało na fun­da­men­cie doj­rza­łej, sta­ro­żyt­nej cywi­li­za­cji Sume­rów. Roz­sze­rzyło wła­dzę, która doj­rze­wała za murami miej­skimi od pra­wie dwóch tysięcy lat. Ośrod­kiem impe­rium było olśnie­wa­jące mia­sto Akad – pierw­sze mia­sto celowo zbu­do­wane jako sto­lica. Sieć miast impe­rium roz­cią­gała się od Zatoki Per­skiej do Morza Śród­ziem­nego. Akad jest opi­sy­wany podob­nie jak wiele metro­po­lii na prze­strzeni wie­ków: mia­sto o monu­men­tal­nych budow­lach, kosmo­po­li­tyczne i bajecz­nie bogate. W mito­lo­gii sta­ro­żyt­nej Mezo­po­ta­mii Akad pełni funk­cję cze­goś w rodzaju legen­dar­nego zamku Came­lot, a Sar­gon jest arche­ty­pem potęż­nego i spra­wiedliwego władcy. Impe­rium aka­dyj­skie roz­kwi­tało pra­wie przez dwie­ście lat pod rzą­dami Sar­gona i jego spad­ko­bier­ców.

Toczą się oży­wione dys­ku­sje na temat przy­czyn jego upadku. Wydaje się, że przy­naj­mniej czę­ściowo przy­czynił się do niego kolejny świa­towy kry­zys kli­ma­tyczny, znany jako wielka susza holo­ceń­ska, która zapa­no­wała 4200 lat p.n.e. Zmniej­sze­nie opa­dów desz­czu w górach dopro­wa­dziło do obni­że­nia poziomu Eufratu i Tygrysu, co wywo­łało kata­stro­falny upa­dek rol­nic­twa opar­tego na kana­łach iry­ga­cyj­nych, będą­cego pod­stawą życia w mie­ście. Z gór Zagros napły­nęły hordy ple­mien­nych wojow­ni­ków zna­nych jako Gute­jo­wie – przy­po­mi­nali oni wygłod­niałe wilki, które wyczuły słabą, bez­bronną ofiarę.

„Kto był kró­lem? Kto nie był kró­lem?” – pytają melan­cho­lij­nie kro­niki. Najazdy Gute­jów dopro­wa­dziły do cha­osu, han­del zamarł, maszy­ne­ria utrzy­mu­jąca funk­cjo­no­wa­nie spo­łe­czeń­stwa prze­stała dzia­łać. „Po raz pierw­szy od stwo­rze­nia miast ogromne pola nie dawały plo­nów, stawy na rów­ni­nach zale­wo­wych nie dostar­czały ryb, nawad­niane sady nie pro­du­ko­wały syropu ani wina”. Potężny Akad, pod­bity i znisz­czony, został starty z powierzchni ziemiq25.