Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Bliskie spotkania z uzależnieniem - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
29 września 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Promocja będzie trwać jeszcze tylko przez

Bliskie spotkania z uzależnieniem - ebook

W tej niezwykle aktualnej książce Gabor Maté przygląda się epidemii uzależnień trawiących nasze społeczeństwo. Autor odpowiada na pytanie, dlaczego jesteśmy tak podatni na uzależnienia, oraz wskazuje, co jest potrzebne, aby wyrwać się z ich więzów.

Autor oprowadza nas po „świecie głodnych duchów” prezentując dramatyczne historie swoich pacjentów uzależnionych od narkotyków. Przedstawia syntezę badań nad uzależnieniami, rozwojem mózgu i osobowości. Dzieli się także śmiałymi spostrzeżeniami i nowatorskimi odkryciami.

Dr Maté przeciwstawia się powszechnie panującym poglądom traktującym uzależnienie jako chorobę genetyczną lub indywidualną porażkę moralną. Autor skłania się ku twierdzeniu, że w rzeczywistości jest to przypadek, w którym ludzki rozwój przebiegł nieprawidłowo.

Bliskie spotkania z uzależnieniem to panoramiczne, współczujące i bardzo intymne, a także holistyczne spojrzenie na naturę uzależnień.

Gabor Maté w odważny, mądry i głęboko etyczny sposób łączy osobiste z globalnym, duchowe z medycznym, psychologiczne z politycznym. To uzdrowiciel, którego powinniśmy czcić, a jego książka pojawia się w najbardziej odpowiednim momencie.

Naomi Kleim, autorka No logo i Doktryny szoku

Gabor Maté jest lekarzem psychiatrą. Przez wiele lat prowadził prywatną praktykę jako lekarz rodzinny, a następnie był zatrudniony na szpitalnym oddziale opieki paliatywnej. Około roku 2000 podjął pracę w przychodni opiekującej się osobami uzależnionymi od narkotyków we wschodniej dzielnicy Vancouver, gdzie staraniem fundacji dobroczynnej założono hotele dla narkomanów.

Kategoria: Socjologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8143-727-1
Rozmiar pliku: 3,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OD AUTORA

Wszyst­kie wystę­pu­jące w książce osoby, cytaty, przy­kłady i histo­rie są praw­dziwe, nie doda­wa­łem żad­nych upięk­sza­ją­cych szcze­gó­łów, nie two­rzy­łem postaci zle­pio­nych z róż­nych osób. Pry­wat­ność pacjen­tów chro­nią pseu­do­nimy, wyją­tek sta­no­wią dwie osoby, które wprost wyra­ziły chęć wystą­pie­nia pod wła­snymi imio­nami. W dwóch innych przy­pad­kach zmie­ni­łem wygląd opi­sy­wa­nych osób, rów­nież po to, by unie­moż­li­wić ich roz­po­zna­nie.

Osoby, któ­rych życie zostało tu opi­sane, wyra­ziły na to zgodę po prze­czy­ta­niu frag­men­tów przy­bli­ża­ją­cych ich histo­rie. Rów­nież osoby, któ­rych zdję­cia zostały zamiesz­czone w książce, udzie­liły na to zgody.

W znaj­du­ją­cych się na końcu przy­pi­sach do każ­dego roz­działu umie­ści­łem infor­ma­cje biblio­gra­ficzne doty­czące badań nauko­wych, do któ­rych się odwo­łuję. Z powodu braku miej­sca nie stwo­rzy­łem listy wszyst­kich arty­ku­łów, z któ­rych korzy­sta­łem pod­czas pisa­nia. Zapra­szam spe­cja­li­stów – i innych czy­tel­ni­ków – by skon­tak­to­wali się ze mną, jeżeli chcie­liby uzy­skać bar­dziej szcze­gó­łowe infor­ma­cje. Można to zro­bić za pośred­nic­twem strony www.drga­bor­mate.com. Jestem otwarty na wszel­kie komen­ta­rze, nie będę jed­nak w sta­nie udzie­lać kon­kret­nych porad medycz­nych.

I wresz­cie uwaga na temat foto­gra­fii znaj­du­ją­cych się w książce. Wspa­niałe zdję­cia Roda Pre­stona są naj­lep­szym dowo­dem słusz­no­ści stwier­dze­nia, że jeden obraz wart jest miliona słów. Rod pra­co­wał w Down­town East­side i dobrze zna ludzi, o któ­rych piszę. Na por­tre­tach pre­cy­zyj­nie i z czu­ło­ścią uchwy­cił ich doświad­cze­nia. Jego strona to www.rod­pre­ston.com._Czym tak naprawdę jest uza­leż­nie­nie? To znak, sygnał, objaw cier­pie­nia. To język opo­wia­da­jący o trud­no­ściach, który musimy zro­zu­mieć._

Alice Mil­ler, _Gdy runą mury mil­cze­nia_¹

_W poszu­ki­wa­niu prawdy ludzie robią krok do przodu i dwa kroki w tył. Cier­pie­nie, błędy i zmę­cze­nie, któ­rych pełne jest życie, cofają ich w tej dro­dze, ale pra­gnie­nie prawdy i upór popy­chają ich naprzód. I kto wie? Może w końcu dotrą do prawdy._

Antoni Cze­chow, _Poje­dy­nek_

1.

Cytaty, jeśli nie ma innego wska­za­nia w tek­ście (przy­pi­sie), w tłu­ma­cze­niu Marii Reimann.GŁODNE DUCHY: ŚWIAT UZA­LEŻ­NIE­NIA

_Ten Kasjusz wybla­kły i chudy_

Wil­liam Szek­spir, _Juliusz Cezar_ (przeł. Leon Ulrich)

Mandala, bud­dyj­skie koło życia, składa się z sze­ściu świa­tów. Każdy z nich zamiesz­kują istoty repre­zen­tu­jące różne spo­soby ludz­kiego ist­nie­nia. W świe­cie bestii rzą­dzą nami pod­sta­wowe instynkty i pra­gnie­nia, takie jak głód i pożą­da­nie sek­su­alne, które Freud nazwał id. Miesz­kańcy świata pie­kieł uwię­zieni są w strasz­li­wym gnie­wie i stra­chu. W świe­cie bogów uwal­niamy się od zmar­twień i ego dzięki doświad­cze­niom zmy­sło­wym, este­tycz­nym lub reli­gij­nym, jed­nak tylko na chwilę i nie poznaw­szy ducho­wej prawdy. Nawet ten wspa­niały stan nie jest więc wolny od poczu­cia straty i cier­pie­nia.

Miesz­kańcy świata głod­nych duchów są przed­sta­wieni jako istoty o wątłych szy­jach, małych ustach, wychu­dzo­nych koń­czy­nach i dużych, wzdę­tych, pustych brzu­chach. To kra­ina uza­leż­nie­nia, w któ­rej nie­ustan­nie poszu­ku­jemy cze­goś, co pozwoli uga­sić nie­na­sy­cone pra­gnie­nie ulgi i speł­nie­nia. Bole­sna pustka trwa wiecz­nie, bo sub­stan­cje, rze­czy i dąże­nia, któ­rymi pró­bu­jemy ją zapeł­nić, nie są tym, czego potrze­bu­jemy. Nie poznamy jed­nak tej potrzeby, jeśli pozo­sta­niemy w świe­cie głod­nych duchów. Prze­ży­wamy życie w udręce, ni­gdy w pełni obecni.

Nie­któ­rzy ludzie spę­dzają więk­szość życia w jed­nym ze świa­tów. Wielu z nas poru­sza się mię­dzy nimi, cza­sem zaha­cza­jąc o wszyst­kie jed­nego dnia.

Jako lekarz zaj­mu­jący się nar­ko­ma­nami¹ w Down­town East­side w Van­co­uver, mogłem poznać ludzi, któ­rzy pra­wie całe życie są głod­nymi duchami. Sądzę, że pró­bują w ten spo­sób uciec ze świata pie­kieł, gdzie doświad­czają strasz­li­wego lęku, gniewu i roz­pa­czy. Ich bole­sna tęsk­nota jest w pewien spo­sób podobna do pustki odczu­wa­nej cza­sem przez ludzi, któ­rych życie poto­czyło się szczę­śli­wiej. Ci, któ­rych odrzu­camy jako „ćpu­nów”, to nie przy­by­sze z obcej pla­nety, ale kobiety i męż­czyźni tkwiący na krańcu kon­ti­nuum, w któ­rego róż­nych miej­scach jeste­śmy wszy­scy. Sam jestem dobrym tego przy­kła­dem. Całe życie wyglą­dasz, jak­byś był głodny – powie­działa mi kie­dyś bli­ska osoba. Obser­wu­jąc szko­dliwe nawyki moich pacjen­tów, musia­łem sta­nąć twa­rzą w twarz także z wła­snymi.

Żadne spo­łe­czeń­stwo nie zro­zu­mie sie­bie, jeśli nie przyj­rzy się swo­jej ciem­nej stro­nie. Wie­rzę, że pro­ces uza­leż­nie­nia jest jeden, bez względu na to, czy przy­biera formę nad­uży­wa­nia nie­bez­piecz­nych sub­stan­cji, jak w przy­padku moich pacjen­tów z Down­town East­side, roz­pacz­li­wych prób samo­uko­je­nia przez obja­da­nie się lub robie­nie zaku­pów, obse­sji na punk­cie hazardu, seksu albo inter­netu, czy wresz­cie spo­łecz­nie akcep­to­wa­nych, a nawet pochwa­la­nych, zacho­wań pra­co­ho­li­ków. Nar­ko­ma­nom czę­sto odma­wia się sza­cunku i współ­czu­cia. Opo­wia­dam ich histo­rie z dwóch powo­dów: chcę, żeby ich głosy zostały usły­szane, i chcę rzu­cić świa­tło na przy­czyny i naturę ich bez­na­dziej­nych prób uwol­nie­nia się od cier­pie­nia poprzez zaży­wa­nie nar­ko­ty­ków. Mają bar­dzo wiele wspól­nego ze spo­łe­czeń­stwem, które ich odrzuca. Nawet jeśli wydaje się, że wybrali złą drogę, na­dal możemy się od nich wiele nauczyć. W ich życiu, jak w krzy­wym zwier­cia­dle, możemy zoba­czyć sie­bie.

Jest wiele pytań, nad któ­rymi należy się zasta­no­wić. Mię­dzy innymi:

- Jakie są przy­czyny uza­leż­nień?
- Jaki rodzaj oso­bo­wo­ści jest podatny na uza­leż­nie­nia?
- Co na pozio­mie fizjo­lo­gicz­nym dzieje się w mózgu osób uza­leż­nio­nych?
- Ile wyboru ma tak naprawdę osoba uza­leż­niona?
- Dla­czego „wojna z nar­ko­ty­kami” to porażka i w jaki spo­sób można bar­dziej po ludzku i sku­tecz­niej leczyć poważne uza­leż­nie­nia?
- Jakie są moż­liwe drogi wyzwo­le­nia dla umy­słu uza­leż­nio­nego, choć nie od nar­ko­ty­ków, czyli: jak leczyć uza­leż­nie­nia beha­wio­ralne tak czę­ste w naszej kul­tu­rze?

Nar­ra­cja tej książki opiera się na moim doświad­cze­niu leka­rza pra­cu­ją­cego w nar­ko­ty­ko­wym get­cie w Van­co­uver i na pogłę­bio­nych wywia­dach z moimi pacjen­tami. Prze­pro­wa­dzi­łem ich tak wiele, że nie wszyst­kie mogłem zacy­to­wać. Wielu pacjen­tów zgo­dziło się na roz­mowę w nadziei, że ich histo­rie pomogą innym zma­ga­ją­cym się z nało­giem albo pomogą spo­łe­czeń­stwu zro­zu­mieć, jakim doświad­cze­niem jest uza­leż­nie­nie. Pre­zen­tuję też infor­ma­cje, prze­my­śle­nia i wglądy pocho­dzące z wielu innych źró­deł, włącz­nie z moimi wła­snymi wzor­cami uza­leż­nia­nia się. I wresz­cie przed­sta­wiam syn­tezę tego, czego możemy dowie­dzieć się dzięki bada­niom nad uza­leż­nie­niami, roz­wo­jem mózgu i oso­bo­wo­ści.

Cho­ciaż w ostat­nich roz­dzia­łach dzielę się prze­my­śle­niami i suge­stiami doty­czą­cymi lecze­nia uza­leż­nio­nego umy­słu, ta książka nie zawiera recept. Mogę tylko opo­wie­dzieć, czego nauczy­łem się jako czło­wiek, i opi­sać to, co widzia­łem i zro­zu­mia­łem jako lekarz. Czy­tel­nicy prze­ko­nają się, że nie każda histo­ria dobrze się koń­czy. Jed­nak żadna istota nie jest pozba­wiona szansy na odku­pie­nie, o czym świad­czą zarówno odkry­cia nauki, jak i to, czego dowiemy się, gdy wsłu­chamy się w głos serca i duszy. Tak długo, jak trwa życie, moż­liwy jest ratu­nek. Naj­waż­niej­sze pyta­nie brzmi: jak wspie­rać tę moż­li­wość w sobie i w naj­bliż­szych?

Dedy­kuję tę książkę wszyst­kim, któ­rzy – tak jak i ja – są głod­nymi duchami: oso­bom zaka­żo­nym wiru­sem HIV żyją­cym na ulicy, osa­dzo­nym w wię­zie­niach, a także tym szczę­śliw­szym, mają­cym dom, rodzinę i pracę, w któ­rej odno­szą suk­cesy. Oby­śmy wszy­scy odna­leźli spo­kój.

1.

Autor używa kilku okre­śleń dla osób uza­leż­nio­nych od nar­ko­ty­ków. Czę­sto, jak w tym przy­padku, sto­suje okre­śle­nie drug addicts, tłu­ma­czone zazwy­czaj – i także przeze mnie – jako „nar­ko­mani”, „nar­ko­manki” lub „osoby uza­leż­nione od nar­ko­ty­ków”. Piszący o uza­leż­nie­niach sta­rają się odcho­dzić od okre­śleń „nar­ko­man”, „nar­ko­manka” jako nace­cho­wa­nych nega­tyw­nie (tak jak drug addicts w języku angiel­skim). W języku potocz­nym słowa te są jed­nak powszech­nie sto­so­wane. Gabor Maté pisze o nega­tyw­nym postrze­ga­niu przez spo­łe­czeń­stwo osób uza­leż­nio­nych i okre­śle­nia te są z tym postrze­ga­niem spójne. Uzna­łam, że będą one w wielu miej­scach bar­dziej trafne niż neu­tralne sfor­mu­ło­wa­nie „osoby uza­leż­nione od nar­ko­ty­ków”. Autor posłu­guje się rów­nież okre­śle­niem drug users lub po pro­stu users, co tłu­ma­czę jako „użyt­kow­nicy nar­ko­ty­ków” lub „użyt­kow­nicy”. „Użyt­kow­nicy” to nie­styg­ma­ty­zu­jące okre­śle­nie osób uży­wa­ją­cych nar­ko­ty­ków (przyp. tłum.).Roz­dział 2

Śmier­telny uścisk nar­ko­ty­ków

_Ni­gdzie indziej skutki smut­nego życia nie zapi­sują się tak wyraź­nie, jak w ludz­kim ciele._

Naguib Mah­fouz, _Palace of Desire_

W kaplicy pogrze­bo­wej East Hastings star­szy ksiądz odpra­wia cere­mo­nię poże­gnalną dla Sha­ron. – Była żywio­łowa i rado­sna. „Oto jestem! Sha-an-na”, ogła­szała, wpa­da­jąc do pokoju. Każdy, kto na nią patrzył, cie­szył się życiem.

W raczej pustej kaplicy oprócz rodziny znaj­duje się nie­wielu żałob­ni­ków. Jest kilku pra­cow­ni­ków Por­t­land, jego pię­ciu albo sze­ściu miesz­kań­ców i jesz­cze kilka osób, któ­rych nie znam.

Sły­sza­łem, że w mło­do­ści Sha­ron była piękna jak modelka. Sześć lat temu, kiedy ją pozna­łem, wciąż można było dostrzec ślady tej urody pomimo coraz bled­szej skóry, zapad­nię­tych policz­ków i bra­ku­ją­cych zębów. W ostat­nich latach Sha­ron czę­sto cier­piała z powodu bólu. Na lewej goleni miała dwie otwarte rany powstałe w wyniku wywo­ła­nych wkłu­ciami infek­cji bak­te­ryj­nych. Nawra­ca­jąca infek­cja powo­do­wała złusz­cza­nie się kolej­nych prze­szcze­pów, aż wresz­cie chi­rur­dzy pla­styczni ze Szpi­tala św. Pawła uznali dal­sze inter­wen­cje za bez­ce­lowe. W stale opuch­nię­tym lewym kola­nie poja­wiał się i zni­kał ropień kości. Tego zapa­le­nia kości i szpiku ni­gdy nie udało się wyle­czyć, bo Sha­ron nie była w sta­nie pod­dać się trwa­ją­cej od sze­ściu do ośmiu tygo­dni hospi­ta­li­za­cji, koniecz­nej do zasto­so­wa­nia kura­cji anty­bio­ty­ko­wej, nawet wtedy, kiedy wyda­wało się, że jedyną alter­na­tywą jest ampu­ta­cja. Nie­zdolna do dźwi­ga­nia wła­snego cię­żaru, Sha­ron w wieku około trzy­dzie­stu lat musiała poru­szać się na wózku inwa­lidz­kim. Pędziła chod­ni­kami Hastings z zadzi­wia­jącą pręd­ko­ścią, wyko­rzy­stu­jąc swoje silne ramiona i prawą nogę, żeby się roz­pę­dzać.

Ksiądz tak­tow­nie unika mówie­nia o bólu Sha­ron i uza­leż­nie­niu, które zawio­dło ją do Down­town East­side, i oddaje cześć jej wital­no­ści.

– Wybacz nam, Panie, bo nie umiemy doce­niać (…). Życie jest wieczne, miłość jest nie­śmier­telna (…). Z każ­dej prze­mi­ja­ją­cej rado­ści powstaje coś pięk­nego (…). – into­nuje. Na początku sły­szę tylko lita­nię pogrze­bo­wych klisz i jestem ziry­to­wany. Wkrótce jed­nak czuję się pocie­szony. Zaczy­nam rozu­mieć, że w obli­czu przed­wcze­snej śmierci nie ist­nieją kli­sze.

– Na zawsze Sha­ron, jej głos, jej dusza (…). Za wieczny pokój, nie­śmier­telny pokój…

Nio­są­cym otu­chę sło­wom księ­dza towa­rzy­szy cichy płacz kobiet. Ksiądz zamyka modli­tew­nik i roz­gląda się poważ­nie po kaplicy. Kiedy scho­dzi z ambony, roz­lega się muzyka: Andrea Bocelli śpiewa sen­ty­men­talną wło­ską arię. Żałob­nicy mogą poże­gnać Sha­ron, któ­rej ciało leży w otwar­tej trum­nie u stóp ołta­rza. Po kolei pod­cho­dzą, pochy­lają głowy, a potem skła­dają kon­do­len­cje rodzi­nie. Beverly, któ­rej twarz szpecą wywo­łane bra­niem koka­iny zaczer­wie­nie­nia, pod­cho­dzi do trumny. Pod­trzy­muje wspie­ra­jącą się o cho­dzik Penny. Były bli­skimi przy­ja­ciół­kami Sha­ron. Tom, któ­rego alko­ho­lowe wrza­ski co wie­czór roz­legają się w Hastings, wystroił się w naj­lep­sze ubra­nia. W bia­łej koszuli i kra­wa­cie – zupeł­nie trzeźwy i ponury – w modli­tew­nym sku­pie­niu nachyla się nad ozdo­bioną kwia­tami trumną i żegna się.

Biała od pudru twarz Sha­ron ma naiwny, nie­pewny wyraz, rumiane usta są zamknięte i lekko krzywe. Mam wra­że­nie, że ten nieco zamro­czony dzie­cięcy wygląd praw­do­po­dob­nie lepiej oddaje wewnętrzny świat Sha­ron niż gło­śna, nie­okrze­sana postać, którą zna­łem ze swo­jego gabi­netu.

Ciało Sha­ron zna­le­ziono w jej łóżku w kwiet­niowy pora­nek. Leżała na boku, wyglą­dała jak we śnie, ręce i nogi uło­żone spo­koj­nie, nie­wy­krę­cone bólem i cier­pie­niem. Mogli­śmy tylko spe­ku­lo­wać na temat przy­czyny śmierci, ale przedaw­ko­wa­nie wyda­wało się praw­do­po­dobną hipo­tezą. Choć od dawna miała HIV i jej poziom odpor­no­ści był bar­dzo niski, Sha­ron nie była chora. Wie­dzie­li­śmy, że od wyj­ścia z ośrodka odwy­ko­wego inten­syw­nie zaży­wała hero­inę. W jej pokoju nie było żad­nych akce­so­riów zwią­za­nych z nar­ko­ty­kami. To, co ją zabiło, wzięła praw­do­po­dob­nie w miesz­ka­niu sąsiada, a potem wró­ciła do sie­bie.

Nie­udana próba odwyku zasmu­ciła wszyst­kich, któ­rzy się o nią trosz­czyli. Wyda­wało się, że tak dobrze jej idzie. – Kolejne cztery tygo­dnie bez działki, Maté – obwiesz­czała dum­nie w comie­sięcz­nym rapor­cie tele­fo­nicz­nym. – Czy może mi pan przy­słać receptę na meta­don? Nie chcę po nią przy­cho­dzić, będzie mnie tylko kusić, żeby znowu wziąć.

Pra­cow­nicy odwie­dza­jący ją w ośrodku mówili, że była pełna życia, w dobrym humo­rze, rado­sna i opty­mi­styczna. Pomimo powrotu do hero­iny jej śmierć była szo­kiem i nawet teraz, patrząc na jej ciało, trudno tę śmierć zaak­cep­to­wać. Żywot­ność, radość i nie­po­ha­mo­wana ener­gia Sha­ron były ważną czę­ścią naszego życia. Po uprzej­mych i uro­czy­stych sło­wach księ­dza powinna była wstać i wyjść razem z nami.

Po cere­mo­nii żałob­nicy przez chwilę jesz­cze krę­cili się po par­kingu, zanim się roze­szli – każdy w swoją stronę. Jest bar­dzo jasno i sło­necz­nie, to pierw­szy w tym roku wio­senny dzień w Van­co­uver. Witam się z Gail, rdzenną Kana­dyjką, która dziel­nie zbliża się do końca trze­ciego mie­siąca bez koka­iny. – Osiem­dzie­siąt sie­dem dni – uśmie­cha się do mnie. – Nie mogę w to uwie­rzyć. Nie jest to tylko zasługa jej sil­nej woli. Dwa lata wcze­śniej Gail tra­fiła do szpi­tala z powodu groź­nej infek­cji jamy brzusz­nej. Żeby zapo­biec zapa­le­niu jelit, konieczna była kolo­sto­mia. Poprze­ci­nane odcinki jelita powinny być ponow­nie połą­czone chi­rur­gicz­nie już dawno, ale do zabiegu ni­gdy nie doszło, ponie­waż dożylne zaży­wa­nie koka­iny przez Gail zagra­żało jego powo­dze­niu. Pierw­szy chi­rurg odmó­wił dal­szego zaj­mo­wa­nia się Gail. – Rezer­wo­wa­łem salę ope­ra­cyjną za darmo co naj­mniej trzy razy – powie­dział mi. – Nie zamie­rzam znowu ryzy­ko­wać. – Trudno się było z nim spie­rać. Nowy spe­cja­li­sta nie­chęt­nie zgo­dził się prze­pro­wa­dzić ope­ra­cję, ale zro­bił to tylko pod warun­kiem, że Gail nie będzie brać koka­iny. Wie­działa, że jeżeli nie sko­rzy­sta z tej ostat­niej szansy, już do końca życia będzie odda­wać kał do pla­sti­ko­wego pojem­nika przy­kle­jo­nego taśmą do brzu­cha. Torbę, czego naj­bar­dziej nie­na­wi­dziła, trzeba zmie­niać cza­sami nawet kilka razy dzien­nie.

– Jak się masz, dok­to­rze – mówi zawsze uprzejmy Tom, lekko łapiąc mnie za ramię.

– Miło cię widzieć. Jesteś dobrym czło­wie­kiem. – Dzięki – odpo­wia­dam. – Ty też. Wciąż pod­trzy­my­wana przez swoją potężną przy­ja­ciółkę Beverly, chuda Penny pro­stuje się. Prawą ręką opiera się na cho­dziku, lewą osła­nia oczy przed połu­dnio­wym słoń­cem. Penny dopiero nie­dawno zakoń­czyła sze­ścio­mie­sięczny cykl dożyl­nych anty­bio­ty­ków prze­pi­sa­nych na infek­cję krę­go­słupa, która zgar­biła jej plecy i osła­biła nogi. – Ni­gdy nie spo­dzie­wa­łam się, że Sha­ron umrze przede mną – mówi. – Zeszłego lata w szpi­talu naprawdę sądzi­łam, że to już koniec. – Byłaś tak bli­sko, że nawet ja się prze­stra­szy­łem – odpo­wia­dam. Oboje się śmie­jemy.

Przy­glą­dam się tej małej grupce istot ludz­kich, które zebrały się na pogrze­bie towa­rzyszki, zmar­łej w wieku trzy­dzie­stu lat. Jak wielka jest siła uza­leż­nie­nia, myślę, skoro pomimo cho­rób, bólu i cier­pie­nia psy­chicz­nego nie mogą się wyzwo­lić z jego śmier­tel­nego uści­sku. – W nazi­stow­skich obo­zach pracy, jeżeli jed­nego więź­nia zła­pano na pale­niu papie­rosa, zabi­jano wszyst­kich miesz­kań­ców baraku – powie­dział mi kie­dyś Ralph, jeden z pacjen­tów. – Za jed­nego papie­rosa! A jed­nak ludzie nie pozwa­lali sobie ode­brać rado­ści, chęci życia i przy­jem­no­ści, jaką dawały nie­które sub­stan­cje, takie jak alko­hol, niko­tyna, czy co tam jesz­cze. Nie wiem, ile w tym histo­rycz­nej prawdy, ale jako kro­ni­karz wła­snego uza­leż­nie­nia i losów innych nar­ko­ma­nów z ulic Hastings Ralph dotknął samego sedna: ludzie są w sta­nie poświę­cić życie, żeby uczy­nić daną chwilę zno­śną. Nic nie może prze­rwać ich nałogu – ani cho­roba, ani utrata miło­ści i bli­skich, ani wyzu­cie z dóbr docze­snych i god­no­ści, ani nawet strach przed umie­ra­niem. Pra­gnie­nie jest naj­sil­niej­sze.

Jak zro­zu­mieć śmier­telny uścisk uza­leż­nie­nia? Dla­czego Penny daje sobie w żyłę pomimo rop­nia krę­go­słupa, który pra­wie spo­wo­do­wał para­ple­gię? Czemu Beverly nie prze­staje brać koka­iny pomimo HIV, wrzo­dów, które wciąż musia­łem osu­szać, i nawra­ca­ją­cych infek­cji sta­wów, przez które lądo­wała w szpi­talu? Co kazało Sha­ron wró­cić do Down­town East­side i nałogu po sze­ściu mie­sią­cach odwyku? Dla­czego prze­stała myśleć o HIV i żół­taczce, o infek­cji kości i chro­nicz­nym, palą­cym, prze­szy­wa­ją­cym bólu odsło­nię­tych zakoń­czeń ner­wo­wych?

Jak piękny byłby świat, gdyby rację mieli wyznawcy pro­stego poglądu, że przy­kre kon­se­kwen­cje wystar­czą za nauczkę. Otwar­cie kolej­nego fast foodu koń­czy­łoby się ban­kruc­twem, w naszych domach nie byłoby tele­wi­zo­rów, a hostel Por­t­land mógłby stać się lukra­tyw­nym biz­ne­sem: na przy­kład silą­cym się na śród­ziem­no­mor­skość luk­su­so­wym apar­ta­men­tow­cem dla miej­skich yup­pie, podob­nym do budo­wa­nych wła­śnie w oko­licy hoteli Firenze i España.

* * *

Na pozio­mie fizjo­lo­gicz­nym uza­leż­nie­nie od nar­ko­ty­ków jest wyni­kiem wywo­ła­nego przez sub­stan­cję zabu­rze­nia che­mii mózgu, choć (o czym będę pisał póź­niej) zabu­rze­nie to poja­wia się, zanim jesz­cze roz­pocz­nie się zaży­wa­nie sub­stan­cji zmie­nia­ją­cych świa­do­mość. Jed­nak ludzi nie da się zre­du­ko­wać do bioche­mii ich mózgów, a nawet – jeżeli byłoby to moż­liwe – ludzki mózg na pozio­mie fizjo­lo­gicz­nym kształ­tuje się rów­nież pod wpły­wem doświad­czeń i emo­cji. Osoby uza­leż­nione dobrze o tym wie­dzą. Choć łatwo mogłyby uznać, że za ich pęd ku auto­de­struk­cji odpo­wia­dają pro­cesy che­miczne w ich mózgach, nie­wiele z nich to robi. Rzadko przyj­mują wąskie medyczne rozu­mie­nie uza­leż­nie­nia jako cho­roby pomimo jego nie­wąt­pli­wej war­to­ści.

Na czym polega śmier­tel­nie nie­bez­pieczna atrak­cyj­ność nar­ko­tycz­nego doświad­cze­nia? Zada­łem to pyta­nie wielu moim klien­tom z Por­t­land Cli­nic. – Masz tę biedną, opuch­niętą, owrzo­dzoną nogę i czer­woną, gorącą, bolącą stopę – mówię do Hala, przy­ja­znego, sko­rego do żar­tów męż­czy­zny po czter­dzie­stce, jed­nego z moich nie­licz­nych pacjen­tów płci męskiej bez kry­mi­nal­nej prze­szło­ści. – Żeby dostać anty­bio­tyki dożylne, musisz codzien­nie sta­wiać się na pogo­to­wiu. Masz HIV. Ale nie odpusz­czasz wstrzy­ki­wa­nia sobie spe­eda¹. Jak myślisz dla­czego?

– Nie wiem – odpo­wiada Hal, a jego bez­zębne dzią­sła tłu­mią słowa. – Zapy­taj kogo­kol­wiek… choćby mnie, czemu zażywa coś, co spra­wia, że przez pięć minut się śli­nisz, wyglą­dasz jak zje­bany, coś, co zabu­rza ci fale w mózgu tak, że nie możesz jasno myśleć ani nor­mal­nie mówić, a potem znowu masz na to ochotę. – I dosta­jesz wrzo­dów na nodze – podpo­wiadam uprzej­mie. – Tak, wrzody. Pytasz dla­czego. Naprawdę nie wiem.

W marcu 2005 roku pro­wa­dzi­łem podobną roz­mowę z Alla­nem. Allan jest około czter­dziestki i rów­nież ma wirusa HIV. Kilka dni wcze­śniej wylą­do­wał w szpi­talu Van­co­uver z powodu ostrego bólu w klatce pier­sio­wej. Powie­dziano mu, że to zapa­le­nie wsier­dzia, infek­cja zasta­wek serca. Zamiast dać się przy­jąć do szpi­tala, Allan zgło­sił się po drugą opi­nię do Szpi­tala św. Pawła, gdzie powie­dziano mu, że wszystko jest w porządku. Teraz, żeby zasię­gnąć trze­ciej opi­nii, przy­szedł do mojego gabi­netu.

W trak­cie bada­nia widzę, że cho­ciaż nie jest chory, jest w fatal­nej for­mie. – Co powi­nie­nem zro­bić, dok­to­rze? – pyta, roz­kła­da­jąc ramiona w geście bez­rad­no­ści. – Okej – mówię, patrząc w jego kartę. – Twój ojciec zmarł na serce. Twój brat zmarł na serce. Dużo palisz. Mia­łeś zapa­le­nie wsier­dzia wywo­łane dożyl­nym zaży­wa­niem nar­ko­ty­ków. Leczę cię na nie­wy­dol­ność serca, nawet teraz masz opuch­nięte nogi, bo serce nie daje rady. Bie­rzesz silne leki na HIV, a z powodu żół­taczki twoja wątroba led­wie zipie. Ale cią­gle bie­rzesz. I pytasz mnie, co masz robić. Powiedz mi, co tu nie gra?

– Mia­łem nadzieję, że to powiesz, dok­to­rze – mówi Allan. – Powiedz mi, że jestem pier­do­lo­nym debi­lem. Ina­czej nie zro­zu­miem.

– Dobra – zga­dzam się. – Jesteś pier­do­lo­nym debi­lem.

– Dzięki, dok­to­rze.

– Kło­pot polega na tym, że nie jesteś pier­do­lo­nym debi­lem. Jesteś uza­leż­niony. Co to tak naprawdę zna­czy?

Cztery mie­siące póź­niej, o pół­nocy, Allan umie­rał, zimny i siny, na pod­ło­dze w swoim pokoju w jed­nym z pobli­skich hosteli. Podobno wstrzy­ki­wał sobie meta­don, który został skra­dziony pod­czas wła­ma­nia do jed­nej z aptek, a następ­nie zmie­szał go z metam­fe­ta­miną, czy czymś tam jesz­cze. Według poli­cji to małe nie­za­leżne nar­ko­ty­kowe przed­się­bior­stwo zabiło co naj­mniej osiem osób.

– Nie boję się umie­ra­nia – powie­dział mi jeden z klien­tów. – Cza­sem dużo bar­dziej boję się życia.

To strach przed życiem, jakie znają, spra­wia, że wielu moich pacjen­tów nie prze­staje brać. – Kiedy jestem na haju, nic mnie nie obcho­dzi. Nie mam żad­nych pro­ble­mów – powie­dział jeden z nich, wyra­ża­jąc uczu­cie znane wielu oso­bom uza­leż­nio­nym. – Po pro­stu zapo­mi­nam – powie­działa Dora, zatwar­działa koka­inistka. – Zapo­mi­nam o pro­ble­mach. Wszystko wydaje się tro­chę mniej bez­na­dziejne, niż jest, aż do następ­nego ranka, kiedy jest jesz­cze gor­sze… Latem 2006 roku Dora wypro­wa­dziła się z Por­t­land z powro­tem na ulicę, gdzie cią­gle pró­bo­wała zdo­być towar. W stycz­niu zmarła z powodu licz­nych ropni mózgu² na oddziale inten­syw­nej tera­pii Szpi­tala św. Pawła.

Alvin jest po pięć­dzie­siątce, jest tęgi, ma sze­ro­kie ramiona, kie­dyś pra­co­wał jako kie­rowca tira. Zażywa meta­don jako lek na uza­leż­nie­nie od hero­iny, ostat­nio zaczął zaży­wać wię­cej metam­fe­ta­miny. – Przez pierw­szą połowę dnia chce mi się od tego rzy­gać – mówi – ale po ośmiu albo dzie­wię­ciu chmu­rach z lufy… Jak się czuję? Przede wszyst­kim jak kom­pletny idiota, sam nie wiem, chyba cho­dzi o ten rytuał.

– Pozwól, że powtó­rzę – odpo­wia­dam. – Wyda­jesz tysiąc dola­rów mie­sięcz­nie, żeby zaznać roz­ko­szy mdło­ści i czu­cia się jak idiota? Dobrze cię zro­zu­mia­łem? Allan się śmieje. – Rzy­gam tylko za pierw­szym razem w ciągu dnia. Przez jakieś trzy do pię­ciu minut jestem na haju, a potem pytam sam sie­bie, po co to zro­bi­łem. Ale jest już za późno. Coś spra­wia, że cią­gle to robisz, i to wła­śnie nazy­wamy uza­leż­nie­niem. Nie umiem tego powstrzy­mać. Przy­się­gam na Boga, że tego nie­na­wi­dzę, naprawdę nie­na­wi­dzę. – Jed­nak cią­gle coś z tego masz. – Jasne, ina­czej bym tego nie robił. To tro­chę jak orgazm.

Oprócz przy­po­mi­na­ją­cej orgazm chwi­lo­wej przy­jem­no­ści nar­ko­tyki spra­wiają rów­nież, że ból staje się mniej doj­mu­jący, a w codzien­no­ści można dostrzec coś, dla czego warto żyć. „Jedno ze wspo­mnień jest tak wyraźne i dosko­nałe, że w nie­które dni oddaję się tylko jemu”, pisze Ste­phen Reid, pisarz, który odsie­dział wyrok za napad na bank i sam sie­bie nazywa ćpu­nem. „Jestem zachwy­cony zwy­czaj­no­ścią – bla­dym nie­bem, błę­kit­nym świer­kiem, zardze­wia­łym dru­tem kol­cza­stym na pło­cie, umie­ra­ją­cymi żół­tymi liśćmi. Jestem na haju. Mam jede­na­ście lat i odczu­wam jed­ność ze świa­tem. Cał­ko­wi­cie nie­winny, zanu­rzam się w nie­wie­dzy”. Podob­nie Leonard Cohen opi­sy­wał „obiet­nicę, piękno, zba­wie­nie w papie­ro­sach”.

W moich roz­mo­wach z uza­leż­nio­nymi wątki powra­cają jak wzory na gobe­li­nie: nar­ko­tyki jako śro­dek znie­czu­la­jący na psy­chiczny ból; anti­do­tum na prze­ra­ża­jącą pustkę; lek na zmę­cze­nie, nudę, osa­mot­nie­nie i brak poczu­cia przy­na­leż­no­ści; lekar­stwo na stres i trud­no­ści w rela­cjach z ludźmi. I jesz­cze – jak w opi­sie Ste­phena Reida – nar­ko­tyki mogą, choćby na krótką chwilę, otwo­rzyć wrota do ducho­wej trans­cen­den­cji. Te same przy­czyny nisz­czą życia głod­nych duchów na całym świe­cie. Oddzia­łują ze śmier­telną siłą na uza­leż­nio­nych od koka­iny, hero­iny i metam­fe­ta­miny miesz­kań­ców Down­town East­side. Przyj­rzymy im się bli­żej w kolej­nym roz­dziale.

* * *

Mamy w Por­t­land foto­gra­fię, na któ­rej ubrana w czarny kostium kąpie­lowy Sha­ron sie­dzi na brzegu zala­nego słoń­cem basenu i moczy nogi w czy­stej, migo­czą­cej, błę­kit­nej wodzie. Wypo­częta i spo­kojna, patrzy wprost w obiek­tyw. To ta młoda, rado­sna kobieta, o któ­rej w kaza­niu wspo­mi­nał ksiądz, uchwy­cona przez foto­grafa na kilka mie­sięcy przed śmier­cią, roz­ko­szu­jąca się cie­płem jesien­nego popo­łu­dnia, w domu swo­jego spon­sora z pro­gramu 12 kro­ków.

Przez dwa­na­ście lat życia w Down­town East­side Sha­ron nie była w sta­nie ukoń­czyć pro­gramu 12 kro­ków. Była tak sil­nie uza­leż­niona od koka­iny i tak dys­funk­cyjna, że zanim zamiesz­kała w hostelu Por­t­land, nie wolno jej było tam nawet przy­cho­dzić. – Tak to działa – tłu­ma­czy mi dyrek­torka Sto­wa­rzy­sze­nia Por­t­land, Ker­stin Stu­erz­be­cher, w przed­sionku kaplicy po pogrze­bie Sha­ron. – Są tylko dwie moż­li­wo­ści: albo spra­wiasz zbyt dużo kło­po­tów, żeby tu zamiesz­kać, albo spra­wiasz tyle kło­po­tów, że możesz już zamiesz­kać tylko tutaj. I tylko tutaj umrzeć – dodaje, kiedy wycho­dzimy na słońce.

1.

Potoczne okre­śle­nie amfe­ta­miny (przyp. red.).

2.

Infek­cje ropne spo­wo­do­wane przez bak­te­rie, które prze­do­stały się do tka­nek pod­czas dożyl­nego zaży­wa­nia nar­ko­ty­ków i z krwią prze­mie­ściły do orga­nów wewnętrz­nych, takich jak płuca, wątroba, serce, krę­go­słup.Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1.

E. Ley­ton, Death on the Pig Farm: Take one, recen­zja książki The Pick­ton File Ste­vie’ego Came­rona, „The Globe and Mail” 16 czerwca 2007.

2.

A. Apple­baum, Gułag, Wydaw­nic­two Agora, War­szawa 2003, s. 366.

3.

V.J. Felitti, Adverse Chil­dhood Expe­rien­ces and Their Rela­tion­ship to Adult Health, Well-being, and Social Func­tio­ning (wykład na kon­fe­ren­cji Buil­ding Blocks for a Heal­thy Future, Red Deer, Alberta, 24 maja 2007).

4.

J. Pank­sepp, Social Sup­port and Pain: How Does the Brain Feel the Ache of a Bro­ken Heart?, „Jour­nal of Can­cer Pain and Symp­tom Pal­lia­tion” 2005, 1 (1), s. 29–65.

5.

N.I. Eisen­ber­ger, Does Rejec­tion Hurt? An FMRI Study of Social Exc­lu­sion, „Science” 10 paź­dzier­nika 2003, s. 290–292.

6.

R. Shanta i in., Chil­dhood Abuse, Neglect and House­hold Dys­func­tion and the Risk of Illi­cit Drug Use: The Adverse Chil­dhood Expe­rien­ces Study, „Pedia­trics” 2003, 111, s. 564–572.

7.

P. Levi, Pogrą­żeni i oca­leni, przeł. Sta­ni­sław Kasprzy­siak, Wydaw­nic­two Lite­rac­kie, Kra­ków 2007, s. 196.

8.

Tamże, s. 22.

9.

S. Bel­low, Przy­padki Augiego Mar­cha, przeł. Wacław Nie­po­kól­czycki, Pań­stwowy Insty­tut Wydaw­ni­czy, War­szawa 1990, s. 7.

10.

P. Gay, Freud: A Life for Our Time, W.W. Nor­ton, New York 1998, s. 44.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: