Jak nie umrzeć przedwcześnie. Co jeść, aby dłużej cieszyć się zdrowiem - Michael Greger, Gene Stone - ebook

Jak nie umrzeć przedwcześnie. Co jeść, aby dłużej cieszyć się zdrowiem ebook

Greger Michael, Gene Stone

4,8
44,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Przystępna i aktualna książka napisana przez lekarza, który przekonuje, że możemy ustrzec się wielu poważnych chorób dzięki odpowiedniemu odżywianiu. Każdy z piętnastu rozdziałów poświęcony jest innej chorobie oraz zaskakująco prostym sposobom pozwalającym jej uniknąć. Autor omawia również dwanaście grup pokarmów, które powinniśmy wprowadzić do swojej codziennej diety, żeby czuć się lepiej i żyć dłużej. Wszystkie zalecenia doktora Gregera są poparte wieloletnimi badaniami.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 1037

Oceny
4,8 (41 ocen)
33
8
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Przed­mowa

Przed­mowa

Wszystko zaczęło się od mojej babki.

Byłem jesz­cze dziec­kiem, kiedy leka­rze ode­słali ją w wózku inwa­lidz­kim do domu, by tu umarła. Z dia­gnozą cho­roby wień­co­wej w koń­co­wym sta­dium miała już za sobą tak wiele by-pas­sów, że chi­rur­dzy zre­zy­gno­wali z dal­szych prób – uszko­dze­nia powo­do­wane przez każdą ope­ra­cję na otwar­tym sercu wyma­gały następ­nej ope­ra­cji, jesz­cze trud­niej­szej, aż w końcu zosta­li­śmy bez wyj­ścia. Była przy­kuta do wózka inwa­lidz­kiego i drę­czona przez nie­zno­śne bóle w piersi. Leka­rze powie­dzieli, że nie mogą jej już w niczym pomóc. Jej życie dobie­gało końca w wieku sześć­dzie­się­ciu pię­ciu lat.

Myślę, że tym, co skła­nia wielu mło­dych ludzi do wyboru zawodu leka­rza, jest obser­wo­wa­nie w dzie­ciń­stwie cięż­kiej cho­roby lub nawet śmierci kogoś bli­skiego. W moim przy­padku była to moż­li­wość przy­glą­da­nia się, jak zdro­wie babki ulega popra­wie.

Wkrótce po tym, jak została wypi­sana ze szpi­tala, by spę­dzić swoje ostat­nie dni w domu, w pro­gra­mie 60 Minu­tes przed­sta­wiono postać Nathana Pri­ti­kina, pio­niera medy­cyny pro­fi­lak­tycz­nej, który zdo­był sobie repu­ta­cję leka­rza potra­fią­cego zwal­czyć cho­robę serca nawet w sta­nie ter­mi­nal­nym. Wła­śnie otwo­rzył nowy ośro­dek w Kali­for­nii i moja babka w despe­ra­cji zdo­była się na podróż przez cały kraj, by zostać jedną z pierw­szych jego pacjen­tek. W ośrodku cho­rzy byli prze­sta­wiani na dietę roślinną, a następ­nie brali udział w stop­niowo roz­sze­rza­nym pro­gra­mie ćwi­czeń. Moją babkę zawie­ziono tam na wózku, a wyszła stam­tąd o wła­snych siłach.

Ni­gdy tego nie zapo­mnę.

Zna­la­zło się nawet dla niej miej­sce w bio­gra­fii Pri­ti­kina zaty­tu­ło­wa­nej Pri­ti­kin: The Man Who Healed Ame­rica’s Hearth (Pri­ti­kin. Czło­wiek, który ule­czył serce Ame­ryki). Babkę opi­sano w niej jako jedną z osób „sto­ją­cych u wrót śmierci”:

Fran­ces Gre­ger z North Miami na Flo­ry­dzie przy­je­chała do Santa Bar­bara na jedną z pierw­szych sesji Pri­ti­kina, sie­dząc w wózku inwa­lidz­kim. Miała roz­wi­niętą cho­robę serca, dusz­nicę bole­sną i chro­ma­nie prze­stan­kowe. Jej stan był tak zły, że nie mogła cho­dzić, gdyż dozna­wała przy tym sil­nych bólów w piersi i nogach. Jed­nakże w ciągu trzech tygo­dni nie tylko wstała ze swo­jego wózka, ale nawet zaczęła odby­wać dzie­się­cio­mi­lowe spa­cery1.

Dla mnie, dziecka, liczyło się tylko jedno: mogłem znowu bawić się z bab­cią. Z upły­wem lat doro­słem do zro­zu­mie­nia, jak ważna rzecz się zda­rzyła. W tam­tych cza­sach leka­rze nie wyobra­żali sobie nawet, by było moż­liwe wyle­cze­nie cho­roby wień­co­wej. Aby opóź­nić jej postępy, poda­wano cho­rym leki, a inter­wen­cje chi­rur­giczne spro­wa­dzały się do omi­ja­nia zablo­ko­wa­nych odcin­ków tęt­nic, co łago­dziło symp­tomy cho­roby. Zakła­dano, że stan cho­rego będzie się nie­uchron­nie pogar­szał aż do jego śmierci. Dziś wiemy, że po odsta­wie­niu zapy­cha­ją­cej tęt­nice żyw­no­ści roz­po­czyna się pro­ces samo­ist­nego powrotu do zdro­wia i w wielu przy­pad­kach naczy­nia krwio­no­śne udraż­niają się bez udziału leków czy inter­wen­cji chi­rur­gicznej.

Moja babka usły­szała od leka­rzy wyrok śmierci w wieku sześć­dzie­się­ciu pię­ciu lat. Dzięki zdro­wej die­cie i sty­lowi życia przez kolejne trzy­dzie­ści jeden lat cie­szyła się obec­no­ścią na tym świe­cie i towa­rzy­stwem swo­ich sze­ściorga wnu­cząt. Kobieta, któ­rej w pew­nym momen­cie leka­rze dawali tylko kilka tygo­dni życia, zmarła dopiero w wieku dzie­więć­dzie­się­ciu sze­ściu lat. Jej nie­mal cudowne wyzdro­wie­nie nie tylko zain­spi­ro­wało jed­nego z owych wnu­ków do robie­nia kariery w medy­cy­nie, ale nawet pozwo­liło jej dotrwać w zdro­wiu do chwili, gdy otrzy­mał dyplom leka­rza.

W cza­sie gdy sta­łem się leka­rzem, wielcy pio­nie­rzy w rodzaju Deana Orni­sha, zało­ży­ciela i pre­zesa nie­ko­mer­cyj­nego Insty­tutu Badań Medy­cyny Pro­fi­lak­tycz­nej, zdą­żyli już udo­wod­nić bez cie­nia wąt­pli­wo­ści, że odkry­cia Pri­ti­kina były praw­dziwe. Wyko­rzy­stu­jąc naj­now­sze osią­gnię­cia tech­niczne – tomo­gra­fię pozy­to­nową (PET)2, arte­rio­gra­fię naczyń wień­co­wych3 i wen­try­ku­lo­gra­fię4 – dr Ornish i jego współ­pra­cow­nicy wyka­zali, że podej­ście zupeł­nie nie­tech­niczne – odpo­wied­nia dieta i zmiana stylu życia – jest w sta­nie odwró­cić postępy cho­roby wień­co­wej, naszego czo­ło­wego zabójcy.

Prace zespołu dr. Orni­sha publi­ko­wano w naj­bar­dziej pre­sti­żo­wych pismach medycz­nych świata. A jed­nak prak­tyka lekar­ska zmie­niła się w zni­ko­mym stop­niu. Dla­czego? Dla­czego leka­rze wciąż zapi­sują pacjen­tom leki i odwo­łują się do chi­rur­gii, dla­czego pró­bują jedy­nie tłu­mić objawy cho­roby serca, by odwlec to, co przy­wy­kli uwa­żać za nie­uchronne – przed­wcze­sną śmierć?

Pobu­dziło mnie to do dzia­ła­nia. Otwo­rzyły mi się oczy i dostrze­głem, że na kształt medy­cyny obok nauki wywie­rają wpływ także inne siły. Ame­ry­kań­ski sys­tem ochrony zdro­wia opiera się na modelu płat­nej usługi, w któ­rym leka­rze czer­pią zyski z zapi­sy­wa­nych pacjen­tom leków i pro­ce­dur. Sys­tem ten nagra­dza ilość, a nie jakość. Nic nie zara­biamy, poświę­ca­jąc czas na prze­ko­ny­wa­nie pacjen­tów o korzy­ściach ze zdro­wego spo­sobu odży­wia­nia się. Gdyby leka­rzom pła­cono za sku­tecz­ność, mie­liby finan­sową moty­wa­cję do zaj­mo­wa­nia się źró­dłami cho­rób zwią­za­nymi ze sty­lem życia. Dopóki sys­tem wynagra­dzania leka­rzy nie zosta­nie zmo­dy­fi­ko­wany, nie spo­dzie­wał­bym się dużych zmian na lep­sze w opiece zdro­wot­nej i edu­ka­cji medycz­nej5.

Tylko co czwarta uczel­nia medyczna ofe­ruje osobny kurs zasad zdro­wego odży­wia­nia6. Gdy po raz pierw­szy sta­ra­łem się o przy­ję­cie na uczel­nię, Uni­wer­sy­tet Cor­nella, facet prze­pro­wa­dza­jący ze mną roz­mowę wstępną stwier­dził z emfazą: „Spo­sób odży­wia­nia się nie ma więk­szego wpływu na ludz­kie zdro­wie”. A był to pedia­tra! Wie­dzia­łem, że mam przed sobą długą drogę. Kiedy się nad tym zasta­na­wiam, docho­dzę do wnio­sku, że jedy­nym medy­kiem, jaki kie­dy­kol­wiek zadał mi pyta­nie, co jada któ­ryś z człon­ków naszej rodziny, był nasz wete­ry­narz.

Dzie­więt­na­ście uczelni było goto­wych mnie przy­jąć. Zde­cy­do­wa­łem się na Uni­wer­sy­tet Tuftsa, ponie­waż ofe­ro­wał naj­ob­szer­niej­szy kurs die­te­tyki – dwa­dzie­ścia jeden godzin zajęć, co i tak sta­no­wiło mniej niż jeden pro­cent całego pro­gramu.

W toku mojej edu­ka­cji medycz­nej przed­sta­wi­ciele firm far­ma­ceu­tycz­nych fun­do­wali mi nie­zli­czone obiady ze ste­kiem i wrę­czali fiku­śne gadżety, lecz ani razu nie ode­zwał się do mnie ktoś od pro­du­cen­tów bro­ku­łów. Wiel­kie kor­po­ra­cje mają potężne budżety na pro­mo­cję – dla­tego sły­szy­cie o naj­now­szych lekach w tele­wi­zji. Z tego samego powodu zapewne ni­gdy nie widzie­li­ście reklamy słod­kich ziem­nia­ków i dla­tego też wie­dza o tym, jak wielki wpływ ma spo­sób odży­wia­nia się na zdro­wie i dłu­gość życia, nie może się prze­bić do sze­ro­kiej publicz­no­ści: nie­wiele na tym można zaro­bić.

Pod­czas stu­diów, cho­ciaż mia­łem te dwa­dzie­ścia jeden godzin die­te­tyki, nie usły­sza­łem żad­nej wzmianki o zna­cze­niu diety w przy­padku cho­rób prze­wle­kłych. Inte­re­so­wa­łem się tym zagad­nie­niem wyłącz­nie ze względu na wła­sną histo­rię rodzinną.

Pochło­nął mnie w tym cza­sie pro­blem: skoro sku­teczny spo­sób lecze­nia cho­roby zabi­ja­ją­cej naj­wię­cej Ame­ry­ka­nów zagi­nął gdzieś w cze­lu­ściach lite­ra­tury medycz­nej, to co jesz­cze się w niej kryje? Doj­ście do tego wszyst­kiego stało się moją życiową misją.

Lata spę­dzone w Bosto­nie zeszły mi w więk­szo­ści na błą­dze­niu pomię­dzy zaku­rzo­nymi pół­kami w pod­zie­miu Har­wardz­kiej Biblio­teki Medycz­nej Coun­twaya. Roz­po­czą­łem prak­tykę lekar­ską, ale nie­za­leż­nie od tego, iloma pacjen­tami zaj­mo­wa­łem się codzien­nie w kli­nice, tylko spo­ra­dycz­nie mia­łem oka­zję wpły­nąć na styl życia całych rodzin. Czu­łem, że jest to kro­pla w morzu potrzeb. Wybra­łem inną drogę.

Przy wspar­ciu Ame­ry­kań­skiego Sto­wa­rzy­sze­nia Stu­den­tów Medy­cyny posta­wi­łem sobie za cel wygła­sza­nie co dwa lata wykładu w każ­dej uczelni medycz­nej kraju, aby w ten spo­sób wywrzeć wpływ na całe nowe poko­le­nie leka­rzy. Pra­gną­łem, żeby żaden świeżo upie­czony lekarz nie opusz­czał szkoły bez tego narzę­dzia – wie­dzy o potę­dze wła­ści­wego żywie­nia – w swo­jej lekar­skiej tor­bie. Skoro moja babka nie umarła w wyniku cho­roby wień­co­wej, to nie powinno się to zda­rzać żad­nemu star­cowi.

Bywały okresy, kiedy wygła­sza­łem po czter­dzie­ści pre­lek­cji mie­sięcz­nie. Przy­jeż­dża­łem do jakie­goś mia­sta, z samego rana mia­łem wystą­pie­nie w Rotary Club, po lun­chu przed­sta­wia­łem pre­zen­ta­cję na uczelni medycz­nej, a wie­czo­rem prze­ma­wia­łem na zebra­niu lokal­nej spo­łecz­no­ści. Nie­mal miesz­ka­łem w samo­cho­dzie. W sumie odby­łem ponad tysiąc wystą­pień na całym świe­cie.

Oczy­wi­ście nie dało się tak żyć na dłuż­szą metę. Z tego powodu roz­pa­dło się moje mał­żeń­stwo. Ponie­waż mia­łem wię­cej zapro­szeń, niż byłem w sta­nie przy­jąć, zaczą­łem wyniki moich prac badaw­czych nagry­wać na płyty DVD, two­rząc serię pod tytu­łem Latest in Cli­ni­cal Nutri­tion (Die­te­tyka kli­niczna). Aż trudno uwie­rzyć, że zbli­żam się już do trzy­dzie­stego odcinka. Zysk ze sprze­daży tych płyt prze­zna­czam bez­po­śred­nio na cele cha­ry­ta­tywne, podob­nie jak hono­ra­ria za wykłady i dochody z ksią­żek, także z tej, którą wła­śnie czy­ta­cie.

Korup­cyjny wpływ kapi­tału na medy­cynę wydaje mi się jesz­cze poważ­niej­szy w dzie­dzi­nie odży­wia­nia. Każdy ma tu jakiś ulu­biony cudo­twór­czy pro­dukt. Wiele jest głę­boko zako­rze­nio­nych dogma­tów, a infor­ma­cje zbyt czę­sto dobie­rane ten­den­cyj­nie dla popar­cia przy­ję­tych z góry tez.

To prawda, ja też mam swoje prze­gię­cia. Cho­ciaż moją pier­wotną moty­wa­cją była tro­ska o zdro­wie ludz­kie, z cza­sem sta­łem się wręcz miło­śni­kiem zwie­rząt. Naszym domem rzą­dzą trzy koty i pies, a ja sam poświę­ci­łem dużą część życia zawo­do­wego na pracę dla Human Society of the Uni­ted Sta­tes1 w roli dyrek­tora do spraw zdro­wia publicz­nego. Tak więc – podob­nie jak wielu innych ludzi – trosz­czę się o los zwie­rząt, które zja­damy, ale przede wszyst­kim jestem leka­rzem. Moim pod­sta­wo­wym obo­wiąz­kiem zawsze była tro­ska o pacjen­tów i zawsze dba­łem o moż­li­wie dobre wywa­że­nie argu­men­tów.

W kli­nice docie­ra­łem do setek osób, pod­czas pre­lek­cji objaz­do­wych do tysięcy. Lecz ta życiowo ważna infor­ma­cja powinna docie­rać do milio­nów. Zapu­ka­łem do Jesse’a Rascha, kana­dyj­skiego filan­tropa, który zgo­dził się z moim poglą­dem, że oparta na nauko­wych dowo­dach wie­dza o pra­wi­dło­wym odży­wia­niu powinna być łatwo dostępna dla wszyst­kich. Fun­da­cja zało­żona przez niego i jego żonę Julie zamie­ściła wszyst­kie moje prace w sieci – tak naro­dził się por­tal Nutri­tion­Facts.org. Sie­dząc w piża­mie przed kom­pu­te­rem, mogę teraz prze­ma­wiać do więk­szej liczby ludzi niż wtedy, gdy oso­bi­ście prze­mie­rza­łem świat.

Samo­wy­star­czalna orga­ni­za­cja non pro­fit Nutri­tion­Facts.org dys­po­nuje obec­nie ponad tysią­cem pre­zen­ta­cji wideo na nie­mal każdy istotny temat z dzie­dziny odży­wia­nia, a ja codzien­nie dodaję nowe filmy i arty­kuły. Wszystko to jest dostępne za darmo i bez ogra­ni­czeń. Nie ma tam reklam, nie spon­so­rują nas żadne kor­po­ra­cje. To po pro­stu dzieło miło­ści.

Kiedy przed ponad dzie­się­ciu laty roz­po­czy­na­łem tę pracę, sądzi­łem, że wła­ści­wym roz­wią­za­niem jest szko­le­nie medy­ków, edu­ka­cja zawo­dowa. Lecz wobec demo­kra­ty­za­cji dostępu do infor­ma­cji leka­rze nie mogą dłu­żej strzec swo­jego mono­polu na wie­dzę o ludz­kim zdro­wiu. Sądzę, że w przy­padku pro­stych i bez­piecz­nych zale­ceń doty­czą­cych stylu życia o wiele sku­tecz­niej­sze jest docie­ra­nie bez­po­śred­nio do pacjen­tów. W nie­daw­nym ogól­no­kra­jo­wym bada­niu nad pora­dami lekar­skimi wyszło na jaw, że tylko jeden na pię­ciu pala­czy był przez swego leka­rza pouczany, że powi­nien rzu­cić papie­rosy7. Nie musisz cze­kać, aż lekarz powie ci, że pale­nie jest szko­dliwe, i podob­nie nie musisz na niego cze­kać, żeby zacząć zdro­wiej się odży­wiać. Razem możemy zade­mon­stro­wać moim kole­gom medy­kom praw­dziwą potęgę zdro­wego stylu życia.

Miesz­kam dziś na przed­mie­ściu Waszyng­tonu w odle­gło­ści prze­jażdżki na rowe­rze od Naro­do­wej Biblio­teki Medycz­nej, naj­więk­szej tego typu pla­cówki na świe­cie. Tylko w ostat­nim roku wpły­nęło do niej ponad dwa­dzie­ścia cztery tysiące prac z dzie­dziny odży­wia­nia. Mam teraz do dys­po­zy­cji zna­ko­mity zespół zawo­do­wych rese­ar­che­rów oraz całą armię wolon­ta­riu­szy, któ­rzy poma­gają mi w prze­ko­py­wa­niu tej góry nowych infor­ma­cji. Niniej­sza książka to nie tylko jesz­cze jedno medium, za pomocą któ­rego mogę się dzie­lić moimi odkry­ciami, lecz także długo ocze­ki­wana oka­zja do prze­ka­za­nia przy­dat­nych rad, jak tę życio­dajną wie­dzę wyko­rzy­stać w prak­tyce dnia codzien­nego.

Myślę, że moja babka byłaby ze mnie dumna.

Human Society of the Uni­ted Sta­tes – naj­więk­sza ame­ry­kań­ska orga­ni­za­cja spo­łeczna dzia­ła­jąca na rzecz ochrony zwie­rząt (wszyst­kie przy­pisy dolne pocho­dzą od tłu­ma­cza). [wróć]

Wpro­wa­dze­nie

Wpro­wa­dze­nie

Jak odstra­szyć, aresz­to­wać lub zmu­sić do poprawy naszych naj­więk­szych zabój­ców

Nie ma cze­goś takiego jak śmierć ze sta­ro­ści. Na pod­sta­wie sys­te­ma­tycz­nego prze­glądu ponad czter­dzie­stu dwóch tysięcy autop­sji stwier­dzono, że spo­śród osób, które prze­żyły wię­cej niż sto lat, każda zmarła w wyniku jakiejś cho­roby. Cho­ciaż więk­szość z nich pra­wie do końca cie­szyła się zdro­wiem, nawet w opi­nii ich leka­rzy, nikt z tych ludzi nie umarł „ze sta­ro­ści”1. Do nie­dawna tak pode­szły wiek z zało­że­nia był trak­to­wany jako swo­ista cho­roba2, ale ludzie nie umie­rają dla­tego, że się zesta­rzeli. Umie­rają od cho­rób, naj­czę­ściej na zawał serca3.

Więk­szo­ści przy­pad­ków śmierci w Sta­nach Zjed­no­czo­nych można by zapo­biec. Wiążą się one ze spo­so­bem odży­wia­nia4. Nie­od­po­wied­nia dieta to naj­pow­szech­niej­sza przy­czyna przed­wcze­snego zgonu i naj­częst­sze źró­dło nie­peł­no­spraw­no­ści5. Zapewne więc die­te­tyka to rów­nież naj­waż­niej­szy przed­miot wykła­dany na uczel­niach medycz­nych, nie­praw­daż?

To smutne, ale tak nie jest. Według naj­now­szych badań tylko jedna czwarta uczelni ofe­ruje odrębny kurs die­te­tyki, co ozna­cza regres w porów­na­niu z 37 pro­cen­tami przed trzy­dzie­stu laty6. Pod­czas gdy więk­szość ludzi naj­wy­raź­niej wie­rzy, że leka­rze są bar­dzo wia­ry­god­nym źró­dłem infor­ma­cji o pra­wi­dło­wym odży­wia­niu7, sze­ściu na sied­miu dyplo­mo­wa­nych medy­ków ma poczu­cie, że bra­kuje im wie­dzy, by edu­ko­wać pacjen­tów w tej dzie­dzi­nie8. W pew­nym bada­niu stwier­dzono, że prze­ciętny czło­wiek z ulicy wie nie­kiedy wię­cej o odży­wia­niu niż jego lekarz: „Leka­rze powinni dys­po­no­wać obszer­niej­szą wie­dzą z dzie­dziny die­te­tyki niż ich pacjenci, lecz nasze wyniki wska­zują, że nie­ko­niecz­nie jest to prawda”9.

Aby zara­dzić tej sytu­acji, par­la­ment sta­nowy Kali­for­nii zapro­po­no­wał wpro­wa­dze­nie dla wszyst­kich leka­rzy obo­wiązku odby­cia w ciągu następ­nych czte­rech lat co naj­mniej dwu­na­sto­go­dzin­nego szko­le­nia z dzie­dziny die­te­tyki. Może będzie­cie zasko­czeni, dowia­du­jąc się, że ostro prze­ciw­sta­wiło się takiej decy­zji Kali­for­nij­skie Sto­wa­rzy­sze­nie Medyczne, a także inne główne orga­ni­za­cje zawo­dowe leka­rzy, wśród nich Kali­for­nij­ska Aka­de­mia Leka­rzy Rodzin­nych10. Mini­malny zakres obli­ga­to­ryj­nego szko­le­nia sko­ry­go­wano naj­pierw z dwu­na­stu do sied­miu godzin w ciągu czte­rech lat, a następ­nie zre­zy­gno­wano z niego cał­ko­wi­cie.

Służby medyczne Kali­for­nii wpro­wa­dziły nato­miast inne obo­wiąz­kowe szko­le­nie: dwa­na­ście godzin na temat walki z bólem i opieki nad ter­mi­nal­nie cho­rymi11. Ta dys­pro­por­cja pomię­dzy pro­fi­lak­tyką cho­rób a zwy­kłym łago­dze­niem cier­pień może posłu­żyć jako meta­fora współ­cze­snej medy­cyny. Jeden dok­tor dzien­nie i jabłka nie­po­trzebne1.

Jesz­cze w 1903 roku Tho­mas Edi­son prze­po­wia­dał: „Lekarz przy­szło­ści nie będzie poda­wał żad­nych lekarstw, lecz pouczy pacjenta o ogra­ni­cze­niach w jedze­niu, o przy­czy­nach cho­rób i o zapo­bie­ga­niu im”12. To przy­kre, ale wystar­czy kilka minut oglą­da­nia w tele­wi­zji reklam far­ma­ceu­tycz­nych zachę­ca­ją­cych widzów, żeby „zapy­tali swo­jego leka­rza” o te czy inne pigułki, a już wiemy, że prze­po­wied­nia Edi­sona się nie speł­nia. Zba­dano prze­bieg tysięcy wizyt w gabi­ne­cie lekar­skim i stwier­dzono, że średni czas, jaki leka­rze pierw­szego kon­taktu poświę­cają na roz­mowę o spo­so­bie odży­wia­nia, jest rzędu dzie­się­ciu sekund13.

Ależ ludzie, prze­cież mamy XXI wiek! Czy nie możemy jeść tego, na co mamy ochotę, i po pro­stu zaży­wać odpo­wied­nie leki, kiedy mamy pro­blemy ze zdro­wiem? Zbyt wielu pacjen­tów, a nawet moich kole­gów leka­rzy repre­zen­tuje takie nasta­wie­nie. Glo­balne wydatki na lekar­stwa wyda­wane na receptę prze­kra­czają bilion dola­rów rocz­nie, przy czym Stany Zjed­no­czone sta­no­wią około jed­nej trze­ciej czę­ści tego rynku14. Dla­czego wyda­jemy tak dużo na pigułki? Wielu ludzi uważa, że rodzaj śmierci jest zako­do­wany w naszych genach. Nad­ci­śnie­nie w wieku pięć­dzie­się­ciu pię­ciu lat, zawał serca po sześć­dzie­siątce, być może rak po sie­dem­dzie­siątce i tak dalej… Lecz bada­nia naukowe wyka­zują, że w przy­padku więk­szo­ści naj­częst­szych przy­czyn śmierci geny odpo­wia­dają naj­wy­żej za 10–20 pro­cent ryzyka15. Na przy­kład, jak prze­czy­ta­cie w tej książce, odse­tek osób umie­ra­ją­cych na atak serca czy nowo­twory zło­śliwe różni się nawet stu­krot­nie w poszcze­gól­nych popu­la­cjach kuli ziem­skiej. Kiedy jed­nak ktoś prze­nosi się z kraju niskiego ryzyka do kraju ryzyka wyso­kiego, praw­do­po­do­bień­stwo cho­roby pra­wie zawsze zmie­nia się u niego odpo­wied­nio do nowego śro­do­wi­ska16. Nowa dieta, nowe cho­roby. Tak więc o ile sześć­dzie­się­cio­letni Ame­ry­ka­nin miesz­ka­jący w San Fran­ci­sco ma około 5 pro­cent szans na to, że w ciągu pię­ciu następ­nych lat dozna zawału serca, o tyle wystar­czy, by prze­niósł się do Japo­nii i zaczął jeść oraz żyć jak Japoń­czyk, by ryzyko spa­dło do zale­d­wie jed­nego pro­centa. U Ame­ry­ka­nów japoń­skiego pocho­dze­nia w wieku czter­dzie­stu lat praw­do­po­do­bień­stwo zawału jest takie jak u Japoń­czyków sześć­dzie­się­cio­letnich. Przej­ście na ame­ry­kań­ski styl życia posta­rza ich serca o całe dwa­dzie­ścia lat17.

W Kli­nice Mayo oce­niono, że bli­sko 70 pro­cent Ame­ry­ka­nów zażywa przy­naj­mniej jeden lek na receptę18. Ale pomimo faktu, że w naszym kraju wię­cej ludzi żyje na lekach, niż obcho­dzi się bez nich, nie wspo­mi­na­jąc już o sta­łym zale­wie rynku przez coraz now­sze i droż­sze far­ma­ceu­tyki, nie żyjemy wcale o wiele dłu­żej niż inni. Pod wzglę­dem ocze­ki­wa­nej dłu­go­ści życia Stany Zjed­no­czone wahają się pomię­dzy dwu­dzie­stym siód­mym a dwu­dzie­stym ósmym miej­scem wśród trzy­dzie­stu czte­rech naj­wy­żej roz­wi­nię­tych demo­kra­cji wol­no­ryn­ko­wych. W Sło­we­nii ludzie żyją dłu­żej niż u nas19. Przy tym nasze koń­cowe lata nie­ko­niecz­nie prze­ży­wamy w zdro­wiu i pełni wigoru. W 2011 roku opu­bli­ko­wano w „Jour­nal of Geron­to­logy” przy­gnę­bia­jącą ana­lizę śmier­tel­no­ści i zapa­dal­no­ści na cho­roby. Czy Ame­ry­ka­nie żyją dziś dłu­żej niż w poprzed­nim poko­le­niu? For­mal­nie bio­rąc, tak. Ale czy te zyskane lata są latami zdro­wia? Nie. I nie to nawet jest naj­gor­sze, lecz to, że mamy obec­nie w życiu mniej zdro­wych lat niż kie­dyś20.

Oto fakty: w 1998 roku dwu­dzie­sto­la­tek mógł liczyć, że prze­żyje jesz­cze pięć­dzie­siąt osiem lat, pod­czas gdy w 2006 roku miał już prawo spo­dzie­wać się pięć­dzie­się­ciu dzie­wię­ciu. Jed­nakże dwu­dzie­sto­la­tek z lat dzie­więć­dzie­sią­tych miał się bory­kać z chro­niczną cho­robą przez dzie­sięć z tych lat, obec­nie, cier­piąc na cho­roby serca, raka czy cukrzycę, naj­praw­do­po­dob­niej prze­żyje aż trzy­na­ście lat. Wygląda więc na to, że zro­bi­li­śmy krok naprzód i trzy kroki wstecz. Bada­cze stwier­dzili także, że mamy teraz o dwa lata aktyw­no­ści mniej – czyli w ciągu tych dwóch lat nie jeste­śmy już w sta­nie wyko­ny­wać pro­stych życio­wych czyn­no­ści w rodzaju kil­ku­set­me­tro­wego spa­ceru, dwu­go­dzin­nego sta­nia lub sie­dze­nia bez koniecz­no­ści przyj­mo­wa­nia pozy­cji leżą­cej albo wsta­wa­nia bez spe­cjal­nych urzą­dzeń21. Ina­czej mówiąc, żyjemy dłu­żej, ale żyjemy gorzej.

Wobec rosną­cej liczby scho­rzeń jest cał­kiem moż­liwe, że nasze dzieci będą umie­rać wcze­śniej. Spe­cjalny raport opu­bli­ko­wany w „New England Jour­nal of Medi­cine” pod tytu­łem Poten­cjalne zała­ma­nie ocze­ki­wa­nej dłu­go­ści życia w Sta­nach Zjed­no­czo­nych w XXI wieku koń­czy się kon­klu­zją: „Obser­wo­wany współ­cze­śnie stały wzrost ocze­ki­wa­nej dłu­go­ści życia może wkrótce nale­żeć do prze­szło­ści i dzi­siej­sza mło­dzież będzie żyła w gor­szym zdro­wiu, a może nawet kró­cej niż jej rodzice”22.

W publicz­nych szko­łach medycz­nych stu­denci dowia­dują się, że ist­nieją trzy poziomy medy­cyny pro­fi­lak­tycz­nej. Pierw­szy to pre­wen­cja pier­wotna, na przy­kład dzia­ła­nia mające uchro­nić ludzi przed cho­robą wień­cową, zanim doznają pierw­szego zawału – lekarz zapi­suje ci leki obni­ża­jące poziom cho­le­ste­rolu. O pre­wen­cji wtór­nej mówimy, jeśli już jesteś chory i cho­dzi o to, by zapo­biec pogor­sze­niu się tego stanu, na przy­kład nie dopu­ścić do dru­giego zawału. W tym celu lekarz dołą­cza do two­jego sta­łego reper­tu­aru aspi­rynę czy coś podob­nego. Wresz­cie trzeci poziom medy­cyny pro­fi­lak­tycz­nej polega na udzie­la­niu prze­wle­kle cho­remu pomocy w radze­niu sobie z dole­gli­wo­ściami. Twój lekarz może więc zapro­po­no­wać pro­gram reha­bi­li­ta­cji, zapo­bie­ga­jący dal­szemu pogor­sze­niu wydol­no­ści fizycz­nej i bólowi23. W 2000 roku zapro­po­no­wano jesz­cze czwarty poziom. Na czym mia­łaby pole­gać ta czwar­to­rzę­dowa pre­wen­cja? Na ogra­ni­cza­niu powi­kłań spo­wo­do­wa­nych przez leki i inter­wen­cje chi­rur­giczne sto­so­wane na poprzed­nich trzech pozio­mach24. Ludzie zdają się jed­nak zapo­mi­nać o pią­tej kon­cep­cji, okre­śla­nej jako pre­wen­cja pod­sta­wowa, którą wpro­wa­dziła po raz pierw­szy Świa­towa Orga­ni­za­cja Zdro­wia w 1978 roku. Po dzie­się­cio­le­ciach kon­cep­cja ta została w końcu zaak­cep­to­wana przez Ame­ry­kań­skie Sto­wa­rzy­sze­nie na rzecz Serca (ASS)25.

Pre­wen­cję pod­sta­wową wyobra­żano sobie jako stra­te­gię mającą na celu uchro­nie­nie całego spo­łe­czeń­stwa przed czyn­ni­kami ryzyka cho­roby prze­wle­kłej. A więc nie tylko zapo­bie­ga­nie cho­ro­bie jako takiej, lecz rów­nież prze­ciw­dzia­ła­nie zja­wi­skom zwięk­sza­ją­cym ryzyko jej wystą­pie­nia26. Zamiast na przy­kład chro­nić osobę z wyso­kim cho­le­ste­ro­lem przed ata­kiem serca, mogli­by­śmy przede wszyst­kim zapo­biec powsta­niu u niej tak wyso­kiego poziomu cho­le­ste­rolu (który sprzyja zawa­łowi).

Mając to na uwa­dze, Ame­ry­kań­skie Sto­wa­rzy­sze­nie na rzecz Serca zesta­wiło sie­dem czyn­ni­ków sprzy­ja­ją­cych lep­szemu zdro­wiu: powstrzy­ma­nie się od pale­nia, uni­ka­nie nad­wagi, „aktyw­ność fizyczna” (zde­fi­nio­wana jako ekwi­wa­lent co naj­mniej dwu­dzie­sto­dwu­mi­nu­to­wego mar­szu dzien­nie), zdrowy spo­sób odży­wia­nia (na przy­kład duża ilość owo­ców i warzyw), utrzy­my­wa­nie cho­le­ste­rolu poni­żej śred­niej, utrzy­my­wa­nie pra­wi­dło­wego ciśnie­nia krwi i wła­ści­wego poziomu cukru we krwi27. Sto­wa­rzy­sze­nie posta­wiło sobie za cel ogra­ni­cze­nie śmier­tel­no­ści z powodu cho­rób serca o 20 pro­cent do 2020 roku28. Dla­czego ten cel jest taki skromny, skoro przez zmianę stylu życia można by unik­nąć 90 pro­cent zawa­łów29? Nawet zmniej­sze­nie ryzyka o 25 pro­cent „uznano za nie­re­ali­styczne”30. Pesy­mizm ASS może mieć coś wspól­nego z prze­ra­ża­jącą rze­czy­wi­sto­ścią typo­wej ame­ry­kań­skiej diety.

W cza­so­pi­śmie ASS opu­bli­ko­wano ana­lizę zacho­wań zdro­wot­nych trzy­dzie­stu pię­ciu tysięcy doro­słych osób z całych Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Więk­szość uczest­ni­ków badań sta­no­wili nie­pa­lący, około połowy wyko­ny­wało regu­lar­nie ćwi­cze­nia fizyczne, a trze­cia część speł­niała także wszyst­kie inne zale­ce­nia – prócz zdro­wej diety. Spo­sób odży­wia­nia się bada­nych oce­niano w skali od zera do pię­ciu punk­tów, aby spraw­dzić, czy prze­strze­gają choćby mini­mal­nych zasad, takich jak spo­ży­wa­nie odpo­wied­niej ilo­ści owo­ców, warzyw i pro­duk­tów peł­no­ziar­ni­stych oraz nie­prze­kra­cza­nie liczby trzech puszek napo­jów gazo­wa­nych na tydzień. Jak wiele osób uzy­skało w tej skali co naj­mniej cztery punkty? Około 1 pro­centa31. Jeśli Ame­ry­kań­skie Sto­wa­rzy­sze­nie na rzecz Serca osią­gnie swój „agre­sywny” cel obni­że­nia liczby zgo­nów z powo­dów kar­dio­lo­gicz­nych o 20 pro­cent do 2020 roku, to może w tej dzie­dzi­nie doj­dziemy do 1,2 pro­cent.

Antro­po­lo­dzy zaj­mu­jący się medy­cyną wyróż­nili w histo­rii ludz­ko­ści kilka głów­nych okre­sów epi­de­mio­lo­gicz­nych, takich jak era głodu i epi­de­mii, która w zasa­dzie zakoń­czyła się wraz z rewo­lu­cją prze­my­słową, albo trwa­jąca obec­nie era cho­rób zwy­rod­nie­nio­wych i antro­po­ge­nicz­nych33. Znaj­duje ona swe odzwier­cie­dle­nie w przy­czy­nach śmierci na prze­strzeni ostat­niego stu­le­cia. W 1900 roku trzech głów­nych zabój­ców to cho­roby zakaźne: zapa­le­nie płuc, gruź­lica i bie­gunka34. Obec­nie są to przede wszyst­kim cho­roby zwią­zane ze sty­lem życia: cho­roba wień­cowa, rak i prze­wle­kła nie­wy­dol­ność płuc35. Czy po pro­stu dla­tego, że wyna­le­zie­nie anty­bio­ty­ków pozwo­liło nam żyć dość długo, byśmy padli ofiarą cho­rób zwy­rod­nie­nio­wych? Nie. Epi­de­mie tych prze­wle­kłych cho­rób poja­wiły się wraz z rady­kal­nymi zmia­nami w spo­so­bie odży­wia­nia się. Naj­le­piej uka­zują to zmiany, które zaszły w ostat­nich deka­dach, w czę­sto­ści wystę­po­wa­nia poszcze­gól­nych scho­rzeń wśród miesz­kań­ców kra­jów wysoko roz­wi­nię­tych.

W 1990 roku w skali całego świata więk­szość utra­co­nych lat zdro­wia wią­zała się z nie­do­ży­wie­niem, na przy­kład z bie­gunką u nie­do­ja­da­ją­cych dzieci. Obec­nie jed­nak naj­więk­szy pro­blem sta­nowi nad­ci­śnie­nie – cho­roba mająca źró­dła w nad­mia­rze jedze­nia36. Odpo­wie­dzial­ność za pan­de­mię prze­wle­kłych scho­rzeń przy­pi­suje się przy­naj­mniej w czę­ści nie­mal powszech­nemu zdo­mi­no­wa­niu diety przez pokarmy pocho­dze­nia zwie­rzę­cego i pro­dukty wysoko prze­two­rzone – ina­czej mówiąc, spo­ży­wamy wię­cej mięsa, nabiału, jaj, napo­jów gazo­wa­nych, cukru i prze­two­rów zbo­żo­wych37. Naj­le­piej chyba zba­da­nym przy­kła­dem są Chiny. W tym kraju odej­ściu od tra­dy­cyj­nej wiej­skiej diety opar­tej na pro­duk­tach roślin­nych towa­rzy­szył gwał­towny wzrost liczby chro­nicz­nych scho­rzeń zwią­za­nych z odży­wia­niem się, takich jak oty­łość, cukrzyca, cho­roba wień­cowa i rak38.

Skąd wła­ści­wie wiemy, że te cho­roby wiążą się ze zmia­nami w die­cie? Osta­tecz­nie szybko indu­stria­li­zu­jące się spo­łe­czeń­stwa doznają róż­no­ra­kich zmian. W jaki więc spo­sób uczeni wyod­ręb­nili spo­śród nich efekty okre­ślo­nego spo­sobu odży­wia­nia? Aby wykryć wpływ na zdro­wie kon­kret­nych skład­ni­ków diety, bada­cze obser­wują przez dłuż­szy czas kon­sump­cję i cho­roby dużej liczby osób. Weźmy dla przy­kładu mięso. Aby stwier­dzić zwią­zek wzro­stu jego spo­ży­cia z nasi­le­niem cho­rób, badano stan zdro­wia byłych wege­ta­rian. U osób, które wcze­śniej zado­wa­lały się dietą roślinną, a następ­nie zaczęły jeść mięso przy­naj­mniej raz w tygo­dniu, odno­to­wano wzrost praw­do­po­do­bień­stwa cho­rób serca o 146 pro­cent, udaru mózgu o 152 pro­cent, cukrzycy o 166 pro­cent i nad­mier­nej oty­ło­ści o 231 pro­cent. Po dwu­na­stu latach od porzu­ce­nia diety wege­ta­riań­skiej oka­zało się, że ze spo­ży­ciem mięsa wią­zało się obni­że­nie ocze­ki­wa­nej dłu­go­ści życia o 3,6 roku39.

Nawet jed­nak wśród wege­ta­rian mogą się ple­nić chro­niczne scho­rze­nia, jeśli spo­ży­wają oni pro­dukty wysoko prze­two­rzone. Weźmy dla przy­kładu Indie. W tym kraju odse­tek przy­pad­ków cukrzycy, cho­rób serca, oty­ło­ści i uda­rów mózgu rośnie dużo szyb­ciej, niż można by ocze­ki­wać na pod­sta­wie sto­sun­kowo skrom­nego wzro­stu indy­wi­du­al­nej kon­sump­cji mięsa. Przy­pi­suje się to zmniej­sze­niu „zawar­to­ści pokar­mów peł­no­ziar­ni­stych w die­cie”, mię­dzy innymi przej­ściu z ryżu brą­zo­wego na biały i zastą­pie­niu tra­dy­cyj­nych w Indiach pędów socze­wicy, owo­ców, jarzyn, peł­nych zia­ren zbo­żo­wych, orze­chów i nasion przez rafi­no­wane węglo­wo­dany, gotowe prze­ką­ski i potrawy typu fast food40. W ogóle gra­nica mię­dzy jedze­niem zdro­wym a tym sprzy­ja­ją­cym cho­ro­bom prze­biega może nie tyle pomię­dzy żyw­no­ścią pocho­dze­nia roślin­nego i zwie­rzę­cego, ile pomię­dzy nie­prze­two­rzo­nymi rośli­nami a więk­szo­ścią innych potraw.

Spo­rzą­dzono indeks jako­ści diety, który okre­śla pro­cen­towy udział w naszej die­cie kalo­rii pocho­dzą­cych z boga­tych w skład­niki odżyw­cze, nie­prze­two­rzo­nych pro­duk­tów roślin­nych41. Im wyż­szą punk­ta­cję ktoś uzy­skuje, tym wię­cej z cza­sem zrzuci tłusz­czu42 i tym mniej­sze jest ryzyko wystą­pie­nia u niego oty­ło­ści43, nad­ci­śnie­nia44 oraz wyso­kiego poziomu cho­le­ste­rolu i trój­gli­ce­ry­dów45. Porów­nu­jąc diety 100 kobiet cho­rych na raka piersi i 175 zdro­wych, bada­cze stwier­dzili, że wysoki indeks diety opar­tej na nie­prze­two­rzo­nych rośli­nach (powy­żej trzy­dzie­stu wobec mniej niż osiem­na­stu) może obni­żyć praw­do­po­do­bień­stwo nowo­tworu o ponad 90 pro­cent46.

To smutne, ale u więk­szo­ści Ame­ry­ka­nów indeks ten led­wie prze­kra­cza dzie­sięć punk­tów. Typowa ame­ry­kań­ska dieta osiąga jede­na­ście na sto moż­li­wych. Według oceny Depar­ta­mentu Rol­nic­twa 32 pro­cent kalo­rii uzy­sku­jemy z pokar­mów zwie­rzę­cych, 57 pro­cent z wysoko prze­two­rzo­nych pokar­mów roślin­nych i tylko 11 pro­cent z potraw peł­no­ziar­ni­stych, fasoli, owo­ców, warzyw i orze­chów47. Zna­czy to, że na dzie­się­cio­punk­to­wej skali jako­ści ame­ry­kań­ska dieta osiąga zale­d­wie około jed­nego punktu.

Jemy tak, jakby kon­se­kwen­cje nie miały zna­cze­nia. A prze­cież są już dostępne dane, które powinny nas przed tym powstrzy­mać. W pracy zaty­tu­ło­wa­nej Jedze­nie pod szu­bie­nicą: inte­re­su­jące wnio­ski z ostat­nich posił­ków ska­za­nych prze­ana­li­zo­wano potrawy, któ­rych zaży­czyli sobie przed egze­ku­cją prze­stępcy ska­zani w USA na śmierć w okre­sie pię­ciu lat. Oka­zało się, że pod wzglę­dem zawar­to­ści nie­wiele róż­niły się one od nor­mal­nego poży­wie­nia Ame­ry­ka­nów48. Jeśli na­dal będziemy jedli tak, jakby miał to być nasz ostatni posi­łek – w końcu tak się sta­nie.

Jaki odse­tek miesz­kań­ców Ame­ryki prze­strzega sied­miu zale­ceń Ame­ry­kań­skiego Sto­wa­rzy­sze­nia na rzecz Serca? Spo­śród 1933 osób obu płci bio­rą­cych udział w bada­niu więk­szość speł­niała tylko dwa lub trzy, a pra­wie nikt nie trzy­mał się wszyst­kich pro­stych proz­dro­wot­nych zasad. Kon­kret­nie – prze­strzegał ich tylko jeden z bada­nych49. Jeden z bli­sko dwóch tysięcy. Jak powie­dział były pre­zes ASS: „powinno to nam wszyst­kim dać do myśle­nia”50.

Prawda jest taka, że sto­so­wa­nie się choćby do czte­rech spo­śród tych zale­ceń może sku­tecz­nie zapo­bie­gać chro­nicz­nym scho­rze­niom. Wystar­czy nie palić, wystrze­gać się oty­ło­ści, poświę­cać pół godziny dzien­nie na ćwi­cze­nia fizyczne i zdro­wiej jeść – wię­cej owo­ców i warzyw, wię­cej pokar­mów peł­no­ziar­ni­stych i mniej mięsa. Już tylko te cztery czyn­niki odpo­wia­dają za 78 pro­cent ryzyka cho­roby. Jeśli wystar­tu­jesz od zera i zdo­łasz się dosto­so­wać do wszyst­kich czte­rech zale­ceń, zmniej­szysz o ponad 90 pro­cent praw­do­po­do­bień­stwo cukrzycy, o ponad 80 pro­cent praw­do­po­do­bień­stwo zawału, o połowę – udaru mózgu, a nie­bez­pie­czeń­stwo raka o ponad jedną trze­cią51. W przy­padku nie­któ­rych nowo­two­rów, takich jak drugi pod wzglę­dem liczby zgo­nów rak jelita gru­bego, można zapo­biec bli­sko 71 pro­cen­tom zacho­ro­wań poprzez zmianę diety i stylu życia52.

Może pora już prze­stać winić obcią­że­nie gene­tyczne i sku­pić się na tych 70 pro­cen­tach czyn­ni­ków cho­ro­bo­twór­czych, które pod­dają się naszej bez­po­śred­niej kon­troli53. Stać nas na to.

Czy zdrowy tryb życia prze­kłada się rów­nież na dłu­go­wiecz­ność? Ośro­dek Kon­troli i Pre­wen­cji Cho­rób (CDC) obser­wo­wał przez sześć lat około ośmiu tysięcy Ame­ry­ka­nów w wieku powy­żej dwu­dzie­stu lat. Stwier­dzono, że na poziom śmier­tel­no­ści miały prze­możny wpływ trzy pod­sta­wowe rodzaje zacho­wań. Można zna­cząco obni­żyć ryzyko przed­wcze­snej śmierci, powstrzy­mu­jąc się od pale­nia, prze­strze­ga­jąc zdro­wej diety i prze­ja­wia­jąc wystar­cza­jącą aktyw­ność fizyczną. Przy czym sto­so­wane przez CDC defi­ni­cje były zde­cy­do­wa­nie luźne. Przez „nie­pa­le­nie” rozu­miano „nie­pa­le­nie obec­nie”. „Zdrowa dieta” ozna­czała przy­na­leż­ność do gór­nych 40 pro­cent popu­la­cji pod wzglę­dem poziomu prze­strze­ga­nia mało rygo­ry­stycz­nych zale­ceń fede­ral­nych, a „aktyw­ność fizyczna” – co naj­mniej dwa­dzie­ścia jeden minut umiar­ko­wa­nego wysiłku dzien­nie. U osób speł­nia­ją­cych przynaj­mniej jedno z tych wyma­gań praw­do­po­do­bień­stwo śmierci w ciągu naj­bliż­szych sze­ściu lat spa­dało o 40 pro­cent. Ci, któ­rzy prze­strze­gali dwóch, zmniej­szali ryzyko o ponad połowę, a u tych, któ­rzy dosto­so­wali się do wszyst­kich trzech, nie­bez­pie­czeń­stwo śmierci w tym cza­sie malało o 82 pro­cent54.

Oczy­wi­ście ludzie potra­fią łgać na temat swo­jego spo­sobu odży­wia­nia. Jak trafne są w rze­czy­wi­sto­ści te wyniki, skoro opie­rają się na wła­snych rela­cjach bada­nych? W innych podob­nych bada­niach zacho­wań zdro­wot­nych nie zado­wa­lano się wypo­wie­dziami ludzi o tym, jak zdrowo się odży­wiają. Bada­cze kon­tro­lo­wali zawar­tość wita­miny C w ich krwi. Poziom wita­miny C uznano za „dobry wskaź­nik spo­ży­cia pokar­mów roślin­nych”, więc użyto go jako mier­nika zdro­wej diety. Wnio­ski się zga­dzały. U ludzi prze­strze­ga­ją­cych zdro­wych zacho­wań ryzyko śmierci było takie, jakby byli o czter­na­ście lat młodsi55. To tak, jakby cof­nąć zegar o te czter­na­ście lat – nie za pomocą leków czy spor­to­wego samo­chodu, po pro­stu żyjąc i jedząc zdro­wiej.

Powiedzmy sobie wię­cej o sta­rze­niu się. W każ­dej z komó­rek ciała mamy po czter­dzie­ści sześć nitek DNA two­rzą­cych chro­mo­somy. Na końcu każ­dego chro­mo­somu znaj­duje się malutka cza­peczka zwana telo­me­rem, która chroni twoje DNA przed roz­sz­cze­pie­niem się i urwa­niem. Wygląda to tro­chę jak pla­sti­kowa koń­cówka sznu­ro­wa­dła. Za każ­dym razem gdy komórka ulega podzia­łowi, tra­cimy frag­ment tej cza­peczki. Kiedy zaś telo­mer cał­ko­wi­cie się roz­pad­nie, komórka może umrzeć56. Acz­kol­wiek ten opis jest ogrom­nym uprosz­cze­niem57, telo­mery można uwa­żać za swo­isty knot świecy życia: zaczy­nają się kur­czyć od razu po uro­dze­niu, a kiedy zni­kają, zni­kasz i ty. W rze­czy samej bie­gli sądowi potra­fią pobrać DNA z plamy krwi i z grub­sza oce­nić wiek osoby, od któ­rej pocho­dziła krew, bada­jąc dłu­gość telo­me­rów58.

Zabrzmi to jak pożywka dla CSI2, ale czy nie możemy w jakiś spo­sób spo­wol­nić tempa zuży­wa­nia się naszych telo­me­rów? Gdy­by­śmy potra­fili wstrzy­mać ten tyka­jący zegar komór­kowy, mogli­by­śmy opóź­nić pro­ces sta­rze­nia się i żyć dłu­żej59. Co zatem powi­nie­neś zro­bić, jeśli chcesz, żeby telo­me­rowa cza­peczka spa­lała się wol­niej? No cóż, pale­nie papie­ro­sów wiąże się z trzy­krot­nie szyb­szą utratą telo­me­rów60, więc pierw­szy krok jest pro­sty: koniec z tyto­niem. Ale rów­nież codzienna dieta może mieć wpływ na pro­ces zuży­wa­nia się telo­me­rów. Stwier­dzono, że jedze­nie owo­ców61, warzyw62 i innych pro­duk­tów boga­tych w prze­ciw­u­tle­nia­cze63 sprzyja ochro­nie telo­me­rów. I prze­ciw­nie, spo­ży­wa­nie prze­two­rzo­nych pro­duk­tów zbo­żo­wych64, napo­jów gazo­wa­nych65, mięsa (także ryb)66 i nabiału67 wiąże się ze skra­ca­niem telo­me­rów. Co zatem, jeśli zado­wo­lisz się dietą zło­żoną z nie­prze­two­rzo­nych roślin, a będziesz trzy­mać się z daleka od mięsa i żyw­no­ści wysoko prze­two­rzo­nej? Czy twoje komórki będą się wol­niej sta­rzały?

Odpo­wie­dzią jest enzym zna­le­ziony w Matu­za­le­mie. Takie imię nadano oka­zowi sosny dłu­go­wiecz­nej rosną­cemu w Górach Bia­łych w Kali­for­nii, który swego czasu był uwa­żany za naj­star­szy udo­ku­men­to­wany orga­nizm żywy na Ziemi i zbliża się obec­nie do 4800. uro­dzin. Liczył już sobie kil­ka­set lat, kiedy w Egip­cie przy­stą­piono do budowy pira­mid. W korze­niach sosny dłu­go­wiecz­nej wystę­puje pewien enzym, któ­remu zawdzię­cza ona, jak się wydaje, swoje tysiące lat życia i który powo­duje odbu­do­wy­wa­nie telo­me­rów68. Uczeni nazwali go telo­me­razą. Kiedy już wie­dzieli, czego szu­kać, stwier­dzili jego obec­ność także w komór­kach czło­wieka. Poja­wia się więc pyta­nie, jak możemy zwięk­szyć aktyw­ność tego enzymu dłu­go­wiecz­no­ści.

W poszu­ki­wa­niu odpo­wie­dzi dr Dean Ornish nawią­zał współ­pracę z dr Eli­za­beth Black­burn, która za odkry­cie telo­me­razy otrzy­mała w 2009 roku Nagrodę Nobla w dzie­dzi­nie medy­cyny. W pracy finan­so­wa­nej czę­ściowo przez ame­ry­kań­ski Depar­ta­ment Obrony stwier­dzili oni, że trzy mie­siące diety zło­żo­nej z nie­prze­two­rzo­nych roślin wraz z innymi proz­dro­wot­nymi zmia­nami stylu życia zna­cząco powięk­szają aktyw­ność telo­me­razy. Jak dotąd jest to jedyny znany spo­sób osią­gnię­cia tego efektu69. Wyniki te opu­bli­ko­wano w jed­nym z naj­bar­dziej pre­sti­żo­wych pism medycz­nych. W dołą­czo­nym komen­ta­rzu redak­cyj­nym czy­tamy, że ta prze­ło­mowa praca „powinna zachę­cić ludzi do przy­ję­cia zdro­wego stylu życia celem unik­nię­cia nowo­two­rów i innych cho­rób zwią­za­nych z wie­kiem albo powstrzy­ma­nia ich postę­pów”70.

Czy zatem dr Ornish i dr Black­burn zna­leźli sku­teczny spo­sób na spo­wol­nie­nie pro­ce­sów sta­rze­nia się – za pomocą zdro­wej diety i odpo­wied­niego stylu życia? Nie­dawno opu­bli­ko­wano wyniki pię­cio­let­nich badań, w ramach któ­rych mie­rzono dłu­gość telo­me­rów u uczest­ni­ków eks­pe­ry­mentu. W gru­pie kon­tro­l­nej (u osób, które nie zmie­niały stylu życia) telo­mery zgod­nie z prze­wi­dy­wa­niami ule­gały skró­ce­niu wraz z wie­kiem. Nato­miast w gru­pie sto­su­ją­cej się do proz­dro­wot­nych zale­ceń telo­mery nie tylko skra­cały się wol­niej – wręcz rosły. Po pię­ciu latach były nawet dłuż­sze niż na początku badań. Suge­ruje to, że zdrowy styl życia może zwięk­szyć aktyw­ność telo­me­razy i odwró­cić pro­ces sta­rze­nia się komó­rek71.

Kolejne bada­nia wyka­zały, że wydłu­ża­nie się telo­me­rów nie było spo­wo­do­wane jedy­nie więk­szą ilo­ścią ćwi­czeń fizycz­nych i utratą wagi. Zrzu­ca­nie wagi poprzez ogra­ni­cze­nie kalo­rycz­no­ści posił­ków i nawet bogat­szy pro­gram ćwi­czeń nie wpły­wały na wzrost telo­me­rów. Wydaje się więc, że istot­nym czyn­ni­kiem nie jest ilość, lecz jakość spo­ży­wa­nych pokar­mów. Dopóki badani odży­wiali się w dotych­cza­sowy spo­sób, nie miało zna­cze­nia, jak małe były por­cje, jak bar­dzo tra­cili na wadze ani jak inten­syw­nie ćwi­czyli. Po roku nie było widać żad­nych korzyst­nych efek­tów72. Nato­miast osoby na die­cie roślin­nej ćwi­czące o połowę mniej uzy­ski­wały ten sam spa­dek wagi już po trzech mie­sią­cach73, a ich telo­mery były w zna­cząco lep­szym sta­nie74. Ina­czej mówiąc, to nie odchu­dza­nie ani nie ćwi­cze­nia fizyczne powstrzy­my­wały pro­ces sta­rze­nia się komó­rek, tylko rodzaj żyw­no­ści.

Nie­któ­rzy wyra­żali obawy, że zwięk­sze­nie aktyw­no­ści telo­me­razy mogłoby pod­wyż­szyć ryzyko nowo­tworu, gdyż wia­domo, że zło­śliwe guzy prze­chwy­tują ten enzym i wyko­rzy­stują go do zapew­nie­nia sobie trwa­ło­ści75. Jak jed­nak zoba­czymy w roz­dziale 13, dr. Orni­showi i jego współ­pra­cow­ni­kom uda­wało się w pew­nych przy­pad­kach powstrzy­mać roz­wój raka i naj­wy­raź­niej nawet go odwró­cić za pomocą tej samej diety i zmian w stylu życia. Zoba­czymy rów­nież, że to samo można powie­dzieć o cho­ro­bach serca.

A co z innymi naszymi czo­ło­wymi zabój­cami? Oka­zuje się, że dieta roślinna pomaga w zapo­bie­ga­niu i lecze­niu każ­dego z pięt­na­stu scho­rzeń naj­czę­ściej bywa­ją­cych przy­czyną śmierci. W dal­szej czę­ści książki każ­demu z nich poświę­cimy osobny roz­dział.

ŚMIER­TEL­NOŚĆ W STA­NACH ZJED­NO­CZO­NYCH

liczba zgo­nów rocz­nie 1. Cho­roba wień­cowa76375 000 2. Cho­roby płuc (rak77, prze­wle­kła nie­wy­dol­ność płuc, astma78)296 000 3. Będzie­cie zasko­czeni! (zob. roz­dział 15)225 000 4. Cho­roby mózgu (udar mózgu79 i cho­roba Alzhe­imera80)214 000 5. Nowo­twory układu pokar­mo­wego (jelita gru­bego, trzustki i prze­łyku)81106 000 6. Infek­cje (dróg odde­cho­wych i krwi)82 95 000 7. Cukrzyca83 76 000 8. Nad­ci­śnie­nie krwi84 65 000 9. Scho­rze­nia wątroby (mar­skość wątroby i rak)85 60 000 10. Nowo­twory układu krwio­twór­czego (bia­łaczka szpi­kowa i lim­fa­tyczna)86 56 000 11. Cho­roby nerek87 47 000 12. Rak piersi88 41 000 13. Samo­bój­stwo89 41 000 14. Rak pro­staty90 28 000 15. Cho­roba Par­kin­sona91 25 000

Natu­ral­nie ist­nieją środki far­ma­ko­lo­giczne poma­ga­jące na część tych scho­rzeń. Możesz na przy­kład zmniej­szyć nie­bez­pie­czeń­stwo zawału serca, zaży­wa­jąc leki na cho­le­ste­rol, wstrzy­ki­wać sobie insu­linę prze­ciwko cukrzycy, zaży­wać diu­re­tyki lub inne środki obni­ża­jące ciśnie­nie krwi. Ist­nieje jed­nak tylko jedna uni­wer­salna dieta, która pomaga uchro­nić się przed wszyst­kimi tymi zabój­cami, powstrzy­mać lub nawet cof­nąć ich dzia­ła­nie. Ina­czej niż w przy­padku lekarstw nie ma jakiejś spe­cy­ficz­nej diety opty­ma­li­zu­ją­cej dzia­ła­nie wątroby i innej diety popra­wia­ją­cej stan nerek. Dieta zdrowa dla serca jest zara­zem zdrowa dla mózgu i zdrowa dla płuc. Ta sama dieta, która zmniej­sza ryzyko raka, działa rów­nież w przy­padku cukrzycy dru­giego typu i każ­dej innej z pięt­na­stu naj­częst­szych przy­czyn śmierci. Ina­czej niż w przy­padku lekarstw, które służą jed­nemu, okre­ślo­nemu celowi, mogą mieć nie­bez­pieczne efekty uboczne i czę­sto usu­wają jedy­nie symp­tomy cho­roby, zdrowa dieta przy­nosi korzyść jed­no­cze­śnie wszyst­kim orga­nom ciała, ma pozy­tywne efekty uboczne i sięga ukry­tych źró­deł scho­rze­nia.

Ta jedna uni­wer­salna dieta, która naj­sku­tecz­niej zapo­biega prze­wle­kłym cho­ro­bom, a nie­raz je leczy, to dieta oparta na nie­prze­two­rzo­nych pokar­mach roślin­nych, a uni­ka­jąca mięsa, nabiału, jaj i żyw­no­ści wysoko prze­two­rzo­nej92. W tej książce nie prze­ko­nuję do diety wege­ta­riań­skiej czy wegań­skiej. Optuję za dietą mającą pod­stawy naukowe, a wyniki badań wyraź­nie wska­zują, że im wię­cej jemy nie­prze­two­rzo­nych pro­duk­tów roślin­nych, tym lepiej – zarówno ze względu na ich war­tość odżyw­czą, jak i na fakt, że zastę­pują mniej zdrowe potrawy.

Ludzie naj­czę­ściej zwra­cają się o pomoc lekar­ską z powodu cho­rób zwią­za­nych ze sty­lem życia, a zatem cho­rób, któ­rym można zapo­bie­gać93. My, leka­rze, przy­wy­kli­śmy zaj­mo­wać się nie fun­da­men­tal­nymi przy­czy­nami cho­rób, lecz ich kon­se­kwen­cjami. Zale­camy pacjen­tom cią­głe zaży­wa­nie far­ma­ceu­ty­ków prze­ciw­dzia­ła­ją­cych czyn­ni­kom ryzyka, takim jak nad­ci­śnie­nie, wysoki poziom cukru czy cho­le­ste­rolu we krwi. Jest to takie podej­ście, jak­byś wciąż wycie­rał pod­łogę wokół prze­le­wa­ją­cej się umy­walki, zamiast po pro­stu zakrę­cić kran94. Firmy far­ma­ceu­tyczne są szczę­śliwe, sprze­da­jąc ci każ­dego dnia aż do końca two­jego życia nową rolkę papie­ro­wych ręcz­ni­ków, pod­czas gdy woda leje się dalej. Jak to ujął dr Wal­ter Wil­lett, szef kate­dry die­te­tyki w Szkole Zdro­wia Publicz­nego Uni­wer­sy­tetu Harvarda: „naszym dzie­dzicz­nym pro­ble­mem jest fakt, że wszel­kie stra­te­gie lecze­nia far­ma­ceu­tycznego nie odno­szą się do zasad­ni­czych przy­czyn złego zdro­wia w kra­jach Zachodu, a przy­czyną tą nie jest nie­do­bór lekarstw”95.

Zaj­mo­wa­nie się przy­czy­nami cho­rób jest nie tylko bez­piecz­niej­sze i tań­sze, ale rów­nież sku­tecz­niej­sze. Dla­czego więc nie­wielu leka­rzy sto­suje to podej­ście? Nie tylko dla­tego, że nie potra­fią. Przede wszyst­kim dla­tego, że nie za to im się płaci. Nikt (poza pacjen­tem!) nie odnosi korzy­ści z medy­cyny odwo­łu­ją­cej się do stylu życia, więc nie sta­nowi ona istot­nej czę­ści edu­ka­cji i prak­tyki medycz­nej96. Tak wła­śnie działa nasza obecna ochrona zdro­wia. Sys­tem ten nagra­dza finan­sowo za zapi­sy­wa­nie pigu­łek i pro­ce­dur medycz­nych, nie za sku­tecz­ność. Kiedy dr Ornish wyka­zał, że cho­roby serca można leczyć bez far­ma­ceu­ty­ków i chi­rur­gii, był prze­ko­nany, że jego prace będą miały zna­czący wpływ na prak­tykę medy­cyny głów­nego nurtu. Prze­cież zna­lazł sku­teczne reme­dium na naszego naj­więk­szego zabójcę! Mylił się jed­nak – nie w swo­ich donio­słych odkry­ciach doty­czą­cych diety, lecz w oce­nie wpływu, jaki na prak­tykę lekar­ską wywiera zwią­zana z medy­cyną przed­się­bior­czość. Jak sam to ujął: „uświa­do­mił sobie, że zwrot z kapi­tału jest o wiele sil­niej­szym czyn­ni­kiem deter­mi­nu­ją­cym dzia­ła­nia medyczne niż bada­nia naukowe”97.

Acz­kol­wiek pewne branże, takie jak prze­mysł far­ma­ceu­tyczny czy prze­twór­stwo żyw­no­ści, mają swój żywotny inte­res w zacho­wa­niu sta­tus quo, to ist­nieje sek­tor gospo­darki, który czer­pie korzy­ści z utrzy­my­wa­nia ludzi w zdro­wiu. Jest to branża ubez­pie­cze­niowa. Kaiser Per­ma­nente, naj­więk­sza orga­ni­za­cja mana­ged-care3 w USA, opu­bli­ko­wała w swoim ofi­cjal­nym cza­so­pi­śmie medycz­nym zale­ce­nia z dzie­dziny żywie­nia, infor­mu­jąc bli­sko pięt­na­ście tysięcy nale­żą­cych do niej leka­rzy, że zdrowe jedze­nie „naj­ła­twiej osią­gnąć, sto­su­jąc dietę, głów­nie roślinną, pole­ga­jącą na pre­fe­ro­wa­niu nie­prze­two­rzo­nych pro­duk­tów roślin­nych, a eli­mi­no­wa­niu mięsa, nabiału i jajek oraz pro­duk­tów wysoko prze­two­rzo­nych”98.

„Nazbyt czę­sto leka­rze igno­rują poten­cjalne korzy­ści pły­nące z wła­ści­wego odży­wia­nia się i pośpiesz­nie zapi­sują pacjen­tom leki, zamiast dać im szansę na upo­ra­nie się z cho­robą poprzez zdrowe jedze­nie i aktywne życie. (…) Leka­rze powinni roz­wa­żyć reko­men­do­wa­nie diety roślin­nej wszyst­kim swoim pacjen­tom, zwłasz­cza cier­pią­cym na nad­ci­śnie­nie, cukrzycę, cho­roby krą­że­nia i oty­łość”99. Powinni naj­pierw dać pacjen­tom oka­zję do samo­dziel­nej poprawy zdro­wia za pomocą diety opar­tej na pro­duk­tach roślin­nych.

Główny minus takiej diety, o któ­rym wspo­mina mate­riał Kaiser Per­ma­nente, polega na tym, że działa ona tro­chę za dobrze. Gdyby ludzie zaczęli ją sto­so­wać, jed­no­cze­śnie wciąż zaży­wa­jąc leki, to ciśnie­nie krwi lub poziom cukru mogłyby tak się obni­żyć, że leka­rze musie­liby mody­fi­ko­wać kura­cję far­ma­ko­lo­giczną lub cał­ko­wi­cie z niej zre­zy­gno­wać. Jak na iro­nię, „efek­tem ubocz­nym” diety byłoby znik­nię­cie potrzeby zaży­wa­nia leków. Arty­kuł koń­czy się zna­jo­mym refre­nem: potrzebne są dal­sze bada­nia. W tym przy­padku jed­nak „potrzebne są dal­sze bada­nia, które wskażą drogę do tego, by dieta roślinna stała się nową normą…”100.

Daleko nam jesz­cze do reali­za­cji prze­po­wiedni Tho­masa Edi­sona z 1903 roku, ale mam nadzieję, że ta książka pomoże wam zro­zu­mieć, iż więk­szość głów­nych przy­czyn śmierci lub nie­peł­no­spraw­no­ści to zja­wi­ska, któ­rym można zapo­biec, a nie coś nie­uchron­nego. Pod­sta­wowy powód, dla któ­rego cho­roby bywają w rodzi­nach dzie­dziczne, to fakt, że dzie­dziczny jest spo­sób odży­wia­nia się.

W przy­padku więk­szo­ści naszych czo­ło­wych zabój­ców czyn­niki poza­ge­ne­tyczne, takie jak dieta, odpo­wia­dają za co naj­mniej 80–90 pro­cent zgo­nów. Jak już zauwa­ży­łem wcze­śniej, opi­nia ta opiera się na fak­cie, że odse­tek przy­pad­ków cho­roby wień­co­wej i nowo­two­rów zło­śli­wych zmie­nia się w zależ­no­ści od czę­ści świata nawet stu­krot­nie. Bada­nia nad migra­cjami poka­zują, że nie wynika to z róż­nic gene­tycz­nych. Kiedy ludzie prze­no­szą się z obsza­rów niskiego ryzyka do miejsc, gdzie ryzyko cho­roby jest wyż­sze, praw­do­po­do­bień­stwo zacho­ro­wa­nia nie­mal zawsze strzela w górę, dosto­so­wu­jąc się do poziomu w nowym miej­scu zamiesz­ka­nia101. Rów­nież gwał­towne zmiany w nasi­le­niu cho­rób zacho­dzące na prze­strzeni jed­nego poko­le­nia wska­zują na prze­wagę czyn­ni­ków zewnętrz­nych. Śmier­tel­ność z powodu raka jelita gru­bego sta­no­wiła w Japo­nii w latach pięć­dzie­sią­tych mniej niż jedną piątą odpo­wied­niego wskaź­nika w Sta­nach Zjed­no­czo­nych (wli­cza­jąc także Ame­ry­ka­nów japoń­skiego pocho­dze­nia)102. Obec­nie odse­tek zacho­ro­wań na ten nowo­twór jest w Japo­nii rów­nie nie­ko­rzystny jak w USA i zmianę tę czę­ściowo przy­pi­suje się pię­cio­krot­nemu wzro­stowi kon­sump­cji mięsa103.

Bada­nia wyka­zały, że bliź­niacy, któ­rych roz­dzie­lono zaraz po uro­dze­niu, zapadną w przy­szło­ści na różne cho­roby, w zależ­no­ści od tego, jak będą się zacho­wy­wać w życiu. W nie­daw­nych pra­cach finan­so­wa­nych przez Ame­ry­kań­skie Sto­wa­rzy­sze­nie na rzecz Serca porów­ny­wano styl życia i stan układu naczy­nio­wego pra­wie pię­ciu­set par bliź­niąt. Oka­zało się, że dieta i styl życia zde­cy­do­wa­nie prze­wa­żały nad genami104. Mamy 50 pro­cent genów wspól­nych z każ­dym z naszych rodzi­ców, więc wiemy, że jeśli ojciec zmarł na zawał serca, to i my jeste­śmy nim w pew­nym stop­niu zagro­żeni. Lecz nawet z dwóch iden­tycz­nych bliź­nia­ków, mają­cych dokład­nie te same geny, jeden może umrzeć młodo na zawał, a drugi mieć dłu­gie i zdrowe życie bez śladu cho­roby wień­co­wej, w zależ­no­ści od tego, co który z nich je i jaki tryb życia pro­wa­dzi. Nawet jeśli oboje rodzice umarli na cho­roby serca, wciąż masz szansę „wyjeść” sobie zdrowe serce. Histo­ria rodziny nie musi się stać twoim prze­zna­cze­niem.

Nawet jeśli uro­dzi­łeś się ze złymi genami, nie zna­czy to, że nie możesz prze­ciw­dzia­łać ich wpły­wowi. Jak się prze­ko­nasz w roz­dzia­łach o raku piersi i cho­ro­bie Alzhe­imera, pomimo mate­riału gene­tycz­nego wyso­kiego ryzyka możesz w bar­dzo dużym stop­niu wpły­wać na swoje zdro­wie. Epi­ge­ne­tyka to nowe, obie­cu­jące pole badań nad kon­tro­lo­wa­niem aktyw­no­ści genów. Komórki naszej skóry wyglą­dają i funk­cjo­nują zupeł­nie ina­czej niż komórki kości, mózgu czy serca, lecz każda z nich zawiera ten sam zestaw DNA. Jeśli dzia­łają w różny spo­sób, to dla­tego, że w każ­dej z nich inne geny są aktywne lub nie­ak­tywne. Na tym polega siła epi­ge­ne­tyki. To samo DNA, wyniki inne.

Oto przy­kład, który poka­zuje, jak ude­rza­jący może być ten efekt. Roz­ważmy zwy­kłą psz­czołę miodną. Kró­lowa roju i robot­nica są iden­tyczne gene­tycz­nie, a mimo to kró­lowa składa do dwóch tysięcy jaje­czek dzien­nie, pod­czas gdy robot­nice są prak­tycz­nie bez­płodne. Kró­lowa żyje do trzech lat; robot­nice prze­ży­wają zale­d­wie trzy tygo­dnie105. Te róż­nice są skut­kiem diety. Kiedy dotych­cza­sowa kró­lowa umiera, pia­stunki wybie­rają jedną z larw, która jest żywiona spe­cjalną wydzie­liną, tak zwa­nym mlecz­kiem kró­lew­skim. Pod jego wpły­wem wyłą­cza się enzym, który blo­ko­wał eks­pre­sję genów „kró­lew­skich”, i dzięki temu rodzi się następna kró­lowa106. Ma ona dokład­nie te same geny co każda z robot­nic, ale dzięki odpo­wied­niemu poży­wie­niu inne geny stają się aktywne, więc rady­kal­nie zmie­nia się dłu­gość jej życia i jego prze­bieg.

Komórki rakowe mogą wyko­rzy­stać epi­ge­ne­tykę na naszą szkodę, wyci­sza­jąc geny, które ina­czej powstrzy­ma­łyby roz­wój cho­roby. Nawet więc jeśli uro­dzi­łeś się z dobrymi genami, nowo­twór cza­sem znaj­duje spo­sób, by je wyłą­czyć. Wyna­le­ziono liczne środki che­miczne, które przy­wra­cają naszemu ciału jego natu­ralne mecha­ni­zmy obronne, lecz zasto­so­wa­nie tych sub­stan­cji jest ogra­ni­czone z uwagi na ich wysoką tok­sycz­ność107. Jest nato­miast wiele związ­ków che­micz­nych sze­roko roz­po­wszech­nio­nych w kró­le­stwie roślin – w nasio­nach, pędach i owo­cach – które w natu­ralny spo­sób wywo­łują ten sam efekt108. Na przy­kład stwier­dzono, że w komór­kach raka jelita gru­bego, prze­łyku i pro­staty kon­takt z zie­loną her­batą reak­ty­wuje geny wyci­szone przez nowo­twór109. I nie jest to tylko doświad­cze­nie labo­ra­to­ryjne. W ciągu trzech godzin po spo­ży­ciu szklanki4 kieł­ków bro­ku­łów spe­cjalny enzym, za pomocą któ­rego nowo­twór zwy­kle blo­kuje mecha­ni­zmy obronne orga­ni­zmu, jest w naszym krwio­biegu tłu­miony110 w rów­nie dużym lub więk­szym stop­niu co pod wpły­wem spe­cjal­nie opra­co­wa­nej w tym celu che­mio­te­ra­pii111, nie powo­du­jąc przy tym szko­dli­wych efek­tów ubocz­nych112.

Co by było, gdyby nasze poży­wie­nie skła­dało się głów­nie z pro­duk­tów roślin­nych? W bada­niach zaty­tu­ło­wa­nych „Modu­lo­wa­nie eks­pre­sji genów przez dietę i styl życia” (GEMI­NAL5) dr Ornish i jego współ­pra­cow­nicy wyko­ny­wali biop­sję u męż­czyzn cho­rych na raka pro­staty przed rady­kalną zmianą stylu życia, pole­ga­jącą mię­dzy innymi na wdro­że­niu diety roślin­nej, po czym ponow­nie po trzech mie­sią­cach jej sto­so­wa­nia. Bez żad­nej che­mio­te­ra­pii i radio­te­ra­pii odno­to­wano korzystne zmiany w eks­pre­sji pię­ciu­set róż­nych genów. W ciągu zale­d­wie kilku mie­sięcy eks­pre­sja genów zapo­bie­ga­ją­cych cho­ro­bie gwał­tow­nie się nasi­liła, a geny onko­genne, sprzy­ja­jące rakom piersi i pro­staty, zostały wyci­szone113. Jaki­kol­wiek mate­riał gene­tyczny odzie­dzi­czy­li­śmy po rodzi­cach, nasz spo­sób odży­wia­nia się ma wpływ na to, jak geny oddzia­łują na nasze zdro­wie. Bar­dzo wiele zależy od nas samych i zawar­to­ści naszego tale­rza.

Książka jest podzie­lona na dwie czę­ści: część „dla­czego” i część „jak”. W czę­ści pierw­szej, mówią­cej, dla­czego warto się zdrowo odży­wiać, zba­dam rolę, jaką dieta może ode­grać w zapo­bie­ga­niu pięt­na­stu naj­częst­szym przy­czy­nom zgo­nów w Sta­nach Zjed­no­czo­nych i lecze­niu tych cho­rób. Następ­nie w czę­ści dru­giej przyj­rzę się bli­żej prak­tycz­nym aspek­tom zdro­wego odży­wia­nia. Na przy­kład w czę­ści pierw­szej zoba­czymy, dla­czego nasiona i pędy roślin należą do naj­zdrow­szych rodza­jów żyw­no­ści na świe­cie, a następ­nie w czę­ści dru­giej dowiemy się, jak naj­le­piej można je wyko­rzy­stać – zaj­miemy się takimi zagad­nie­niami jak to, ile ich trzeba dzien­nie spo­ży­wać i w jakiej postaci: goto­wane, z puszki, świeże czy mro­żone. W czę­ści pierw­szej prze­czy­tasz, dla­czego ważne jest, by zja­dać każ­dego dnia przy­naj­mniej dzie­więć por­cji owo­ców i warzyw, a część druga pomoże ci zde­cy­do­wać, czy powinny pocho­dzić z uprawy eko­lo­gicz­nej, czy kon­wen­cjo­nal­nej. Spró­buję odpo­wie­dzieć na wszyst­kie powszech­nie zada­wane pyta­nia, z jakimi sty­kam się na co dzień. Zapro­po­nuję także prak­tyczne wska­zówki doty­czące zaku­pów i pla­no­wa­nia posił­ków, aby zdrowe odży­wia­nie sie­bie i rodziny nie spra­wiało ci trud­no­ści.

Obok pisa­nia kolej­nych ksią­żek zamie­rzam kon­ty­nu­ować wykłady na uczel­niach medycz­nych oraz pre­lek­cje w szpi­ta­lach i na kon­fe­ren­cjach, tak długo, jak zdo­łam. Na­dal będę się sta­rał roz­pa­lać w moich kole­gach iskrę tego, co naj­waż­niej­sze w naszej pro­fe­sji: chęci poma­ga­nia ludziom w lep­szym funk­cjo­no­wa­niu. W zbyt wielu lekar­skich tor­bach bra­kuje narzę­dzi, dzięki któ­rym mogli­by­śmy przy­wra­cać naszym pacjen­tom zdro­wie, zamiast jedy­nie opóź­niać postępy cho­roby. Będę wal­czył o zmianę sys­temu, ale ty, czy­tel­niku, nie musisz na nią cze­kać. Możesz już teraz zacząć sto­so­wać się do zale­ceń, które znaj­dziesz w dal­szych roz­dzia­łach. Zdrowe odży­wia­nie się jest łatwiej­sze, niż sądzisz, jest też tanie i może ura­to­wać ci życie.

W ory­gi­nale: One doctor a day keeps the apples away (dosłow­nie: Jeden dok­tor dzien­nie trzyma jabłka z daleka). Iro­niczna para­fraza zna­nego angiel­skiego powie­dze­nia stwier­dza­ją­cego, że codzienne jedze­nie jabłek pozwala unik­nąć wizyty u leka­rza. [wróć]

CSI, Com­mit­tee for Scep­ti­cal Inqu­iry (Komi­tet ds. Scep­tycz­nych Pytań) – ame­ry­kań­ska orga­ni­za­cja non pro­fit zaj­mu­jąca się nauko­wym bada­niem zja­wisk nie­wy­tłu­ma­czo­nych lub para­nor­mal­nych. [wróć]

Mana­ged-care – w USA ter­min ten okre­śla dzia­ła­nia na rzecz obni­że­nia kosz­tów opieki zdro­wot­nej i poprawy jej jako­ści. [wróć]

„Szklanka” w całej książce ozna­cza kuchenną miarę obję­to­ści (ok. 240 ml). [wróć]

GEMI­NAL – Gene Expres­sion Modu­la­tion by Inte­rven­tion with Nutri­tion and Life­style. [wróć]

CZĘŚĆ 1

Roz­dział 1

Jak nie umrzeć na serce

Wyobraźmy sobie, że ter­ro­ry­ści roz­sie­wają zara­zek cho­roby, która sze­rzy się bez­li­to­śnie, pochła­nia­jąc życie bli­sko czte­ry­stu tysięcy Ame­ry­ka­nów rocz­nie. Ozna­cza to, że rok po roku, przez dwa­dzie­ścia cztery godziny na dobę, co osiem­dzie­siąt trzy sekundy umiera jedna osoba. Taka pan­de­mia byłaby codzien­nie obecna na czo­łów­kach gazet i wia­do­mo­ści tele­wi­zyj­nych. Zmo­bi­li­zo­wa­li­by­śmy armię, rzu­ci­li­by­śmy nasze naj­lep­sze umy­sły medyczne do poszu­ki­wań lekar­stwa na tę plagę. Krótko mówiąc, nie spo­czę­li­by­śmy, dopóki ter­ro­ry­ści nie zosta­liby powstrzy­mani.

Szczę­śli­wie nie tra­cimy co roku setek tysięcy ist­nień ludz­kich z powodu cho­roby, któ­rej można zapo­biec… Czyżby?

Nie­stety, tra­cimy. Broń bio­lo­giczna, o któ­rej mowa, nie jest bak­te­rią roz­po­wszech­nianą przez ter­ro­ry­stów, lecz co roku zabija wię­cej miesz­kań­ców Ame­ryki, niż zgi­nęło ich łącz­nie we wszyst­kich naszych minio­nych woj­nach. A prze­ciw­sta­wić się jej można nie w labo­ra­to­riach, lecz w skle­pach spo­żyw­czych, kuch­niach i jadal­niach. Nie musimy się zbroić w szcze­pionki ani anty­bio­tyki. Wystar­czy zwy­kły wide­lec.

Co się więc dzieje? Jeśli epi­de­mia sze­rzy się na tak masową skalę, dla­czego nie dzia­łamy bar­dziej ener­gicz­nie?

Zabójca, o któ­rym mówię, to cho­roba nie­do­krwienna serca. Dotyka ona pra­wie każ­dego, kto wycho­wał się na stan­dar­do­wej ame­ry­kań­skiej die­cie.

Nasz naj­więk­szy zabójca

Ame­ry­kań­ski zabójca numer jeden to szcze­gól­nego rodzaju ter­ro­ry­sta: są to złogi tłusz­czu na wewnętrz­nych ścian­kach naszych tęt­nic. U więk­szo­ści Ame­ry­ka­nów odży­wia­ją­cych się w typowy spo­sób tłuszcz gro­ma­dzi się wewnątrz naczyń wień­co­wych – tęt­nic oka­la­ją­cych serce (stąd nazwa) i zasi­la­ją­cych je krwią bogatą w tlen. Zja­wi­sko to, znane jako miaż­dżyca albo arte­rio­skle­roza, od grec­kich słów athere (kasza) i skle­ro­sis (sztyw­ność), polega na utwar­dze­niu tęt­nic na sku­tek osa­dza­nia się na ich wewnętrz­nej wyściółce boga­tych w cho­le­ste­rol pły­tek miaż­dży­co­wych. Pro­ces ten trwa dzie­się­cio­le­ciami, stop­niowo ogra­ni­cza­jąc prze­strzeń wewnątrz tęt­nic, zwę­ża­jąc drogę, którą pły­nie krew. Zmniej­sze­nie dopływu krwi do mię­śnia ser­co­wego może pod­czas więk­szego wysiłku powo­do­wać ból i uczu­cie uci­sku w piersi, co jest okre­ślane potocz­nie jako dusz­nica bole­sna. Jeśli płytka miaż­dży­cowa ode­rwie się, wewnątrz tęt­nicy może powstać zator. Takie nagłe zablo­ko­wa­nie dopływu krwi powo­duje zawał, w wyniku któ­rego część serca ulega uszko­dze­niu lub nawet cał­ko­wi­temu znisz­cze­niu.

Kiedy myśli­cie o cho­ro­bie serca, zapewne przy­cho­dzą wam do głowy zna­jomi lub bli­scy, któ­rzy całymi latami skar­żyli się na bóle w piersi i krótki oddech, zanim doszło do naj­gor­szego. Jed­nakże u więk­szo­ści Ame­ry­ka­nów umie­ra­ją­cych na zawał serca pierw­szy jego objaw bywa ostat­nim1. Mówi się wtedy o „nagłej śmierci ser­co­wej” – zgon nastę­puje w ciągu godziny od pierw­szych obja­wów. Ina­czej mówiąc, może­cie nawet nie zda­wać sobie sprawy z zagro­że­nia, a potem jest już za późno. Może­cie czuć się świet­nie, a w godzinę póź­niej nie ma was na świe­cie. Dla­tego ważne jest przede wszyst­kim zapo­bie­ga­nie cho­ro­bie wień­co­wej, nawet jeśli nie macie pew­no­ści, czy na nią cier­pi­cie.

Pacjenci czę­sto pytają mnie: „Czy ta cho­roba nie jest po pro­stu skut­kiem sta­ro­ści?”. Domy­ślam się, skąd się bie­rze to powszechne nie­po­ro­zu­mie­nie. Prze­cież nasze serce w ciągu prze­cięt­nego ludz­kiego życia ude­rza dosłow­nie miliardy razy. Co w tym dziw­nego, że w końcu kie­dyś się psuje? Nic podob­nego.

Dys­po­nu­jemy sil­nymi dowo­dami na to, że w prze­szło­ści ist­niały na świe­cie ogromne obszary, na któ­rych epi­de­mia cho­roby wień­co­wej po pro­stu nie wystę­po­wała. Na przy­kład w zna­nych bada­niach pod nazwą China-Cor­nell-Oxford Pro­ject uczeni ana­li­zo­wali nawyki żywie­niowe i wystę­po­wa­nie prze­wle­kłych scho­rzeń u lud­no­ści wiej­skich tere­nów Chin. W pro­win­cji Guizhou, liczą­cej pół miliona miesz­kań­ców, wśród męż­czyzn poni­żej sześć­dzie­sią­tego pią­tego roku życia nie odno­to­wano w ciągu trzech lat ani jed­nego przy­padku śmierci, który można by przy­pi­sać cho­ro­bie wień­co­wej2.

W latach trzy­dzie­stych i czter­dzie­stych XX wieku wykształ­ceni na Zacho­dzie leka­rze pra­cu­jący w roz­bu­do­wa­nej sieci szpi­tali misyj­nych na tere­nie Afryki Sub­sa­ha­ryj­skiej zauwa­żyli, że liczne prze­wle­kłe cho­roby nęka­jące popu­la­cję tak zwa­nego wysoko roz­wi­nię­tego świata są w prak­tyce nie­obecne w więk­szej czę­ści tego kon­ty­nentu. W Ugan­dzie, wie­lo­mi­lio­no­wym kraju wschod­niej Afryki, cho­robę wień­cową okre­ślono jako „pra­wie nie­wy­stę­pu­jącą”3.

Ale może Afry­ka­nie po pro­stu umie­rają wcze­śniej z powodu innych cho­rób i nie żyją dosta­tecz­nie długo, by docze­kać śmier­tel­nego zawału? Nie. Leka­rze porów­ny­wali wyniki sek­cji zwłok miesz­kań­ców Ugandy i Ame­ry­ka­nów zmar­łych w takim samym wieku. Stwier­dzili, że spo­śród 632 osób obję­tych bada­niami w Saint Louis w sta­nie Mis­so­uri ofiarą zawału padło 136. A jak z 632 Ugan­dyj­czy­kami? Jeden zawał. Oby­wa­tele Ugandy umie­rają na serce ponad sto razy rza­dziej niż Ame­ry­ka­nie. Bada­cze byli rów­nie poru­szeni, kiedy prze­ana­li­zo­wali 800 dal­szych przy­pad­ków śmierci w Ugan­dzie. Wśród ponad 1400 zmar­łych pod­da­nych autop­sji zna­leźli tylko jeden przy­pa­dek nie­wiel­kiego, zale­czo­nego uszko­dze­nia serca, co zna­czy, że zawał nie był śmier­telny. W uprze­my­sło­wio­nym świe­cie cho­roba wień­cowa jest czo­ło­wym zabójcą. W cen­tral­nej Afryce jest taką rzad­ko­ścią, że zabija tylko jed­nego na tysiąc ludzi4.

Bada­nia nad imi­gra­cją poka­zują, że ta odpor­ność na cho­roby serca nie ma źró­dła w afry­kań­skich genach. Kiedy ludzie prze­no­szą się z obsza­rów małego ryzyka do bar­dziej zagro­żo­nych, przej­mu­jąc styl życia i nawyki żywie­niowe swo­jej nowej ojczy­zny, odse­tek cho­rych rośnie gwał­tow­nie5. Wyjąt­kowo niskie wskaź­niki scho­rzeń serca na pro­win­cji Chin i w Afryce przy­pi­suje się wyjąt­kowo niskiemu pozio­mowi cho­le­ste­rolu u przed­sta­wi­cieli tych popu­la­cji. Cho­ciaż diety Chiń­czy­ków i Afry­ka­nów są bar­dzo odmienne, mają coś wspól­nego: w obu przy­pad­kach pod­stawą jest żyw­ność pocho­dze­nia roślin­nego, zboża i warzywa. Dzięki spo­ży­wa­niu dużej ilo­ści sub­stan­cji włók­ni­stych, a zni­ko­mej tłusz­czów zwie­rzę­cych średni poziom cho­le­ste­rolu pozo­staje poni­żej 150 mg/dl6, 7, podob­nie jak u osób prze­strze­ga­ją­cych nowo­cze­snej diety roślin­nej8.

Jaki z tego wszyst­kiego wypływa wnio­sek? Że poja­wie­nie się cho­roby wień­co­wej zależy od naszego wła­snego wyboru.

Jeśli przyj­rzymy się uzę­bie­niu ludzi, któ­rzy żyli ponad dzie­sięć tysięcy lat przed wyna­le­zie­niem szczo­teczki do zębów, zauwa­żymy, że nie ma w nim pra­wie wcale ubyt­ków9. Przez całe życie ni­gdy nie czy­ścili zębów, a mimo to nie mieli dziur. To dla­tego, że nie wyna­le­ziono wtedy jesz­cze słod­kich bato­nów. Jeśli dziś psują nam się zęby, to dla­tego, że przy­jem­ność jedze­nia sło­dy­czy przed­kła­damy nad koszty lecze­nia i nie­przy­jemne chwile w fotelu den­ty­stycz­nym. Oczy­wi­ście sam też cza­sem ule­gam poku­sie – mam dobrego sto­ma­to­loga! Ale co powie­dzieć, jeśli cho­dzi o osad nie na zębach, ale w naszych tęt­ni­cach? To już nie jest kwe­stia usu­wa­nia kamie­nia nazęb­nego. To kwe­stia życia i śmierci.

Cho­roba nie­do­krwienna serca to naj­bar­dziej praw­do­po­dobna przy­czyna śmierci naszej i naszych bli­skich. Oczy­wi­ście każdy ma prawo decy­do­wać o tym, co je i jaki tryb życia pro­wa­dzi, ale czy nie powin­ni­śmy podej­mo­wać tych decy­zji bar­dziej świa­do­mie, po zapo­zna­niu się z moż­li­wymi do prze­wi­dze­nia kon­se­kwen­cjami naszych zacho­wań? Tak jak możemy stro­nić od sło­dy­czy, które nisz­czą uzę­bie­nie, możemy rów­nież uni­kać żyw­no­ści obfi­tu­ją­cej w tłusz­cze trans, tłusz­cze nasy­cone i cho­le­ste­rol, która zatyka tęt­nice.

Przyj­rzyjmy się, jak w ciągu naszego życia roz­wija się cho­roba wień­cowa. Jakie pro­ste wybory w kwe­stii diety doko­ny­wane na dowol­nym eta­pie mogą jej zapo­biec, wstrzy­mać jej postępy, a nawet je odwró­cić, zanim będzie za późno?

Czy oleje rybne to hum­bug?

Ame­ry­kań­skie Sto­wa­rzy­sze­nie na rzecz Serca (Ame­ri­can Heart Asso­cia­tion) zaleca oso­bom nara­żo­nym na cho­robę wień­cową, by skon­sul­to­wały się ze swo­imi leka­rzami w kwe­stii suple­men­tów zawie­ra­ją­cych oleje rybie omega-310. Po czę­ści za sprawą takich zale­ceń kap­sułki z tymi ole­jami stały się wie­lo­mi­liar­do­wym biz­ne­sem. Spo­ży­wamy obec­nie ponad sto tysięcy ton ole­jów ryb­nych rocz­nie11.

Ale co mówi o tym nauka? Czy powszechne prze­ko­na­nie o zba­wien­nym dzia­ła­niu tych ole­jów, mają­cych zapo­bie­gać cho­ro­bom serca i je leczyć, nie jest mitem? Sys­te­ma­tyczny prze­gląd badań opu­bli­ko­wany w „Jour­nal of the Ame­ri­can Medi­cal Asso­cia­tion” obej­muje wszyst­kie naj­bar­dziej rze­telne kli­niczne próby oceny wpływu tłusz­czów omega-3 na dłu­gość życia, praw­do­po­do­bień­stwo zawału serca i nagłej śmierci. Uwzględ­niono prace odno­szące się nie tylko do ole­jów rybich, lecz także do zale­ceń, by spo­ży­wać jak naj­wię­cej tłu­stych ryb. Co się oka­zało? Bada­cze nie stwier­dzili żad­nego dzia­ła­nia zapo­bie­ga­ją­cego cho­ro­bom serca ani zmniej­sza­ją­cego śmier­tel­ność na sku­tek zawału czy z innych powo­dów12.

A w przy­padku osoby, która prze­żyła już zawał i chce zapo­biec kolej­nemu? Rów­nież tu oleje rybie nie przy­no­szą żad­nej korzy­ści13.

Skąd się więc wła­ści­wie wziął pomysł, że tłusz­cze omega-3 zawarte w rybach i oparte na ole­jach ryb­nych suple­menty są dla nas korzystne? Sądzono w swoim cza­sie, że Eski­mosi nie cier­pią na cho­roby serca, lecz oka­zało się to mitem14. Nato­miast wyniki pew­nych wcze­śniej­szych prac wyglą­dały obie­cu­jąco. Na przy­kład w gło­śnych bada­niach DART z lat osiem­dzie­sią­tych, obej­mu­ją­cych dwa tysiące osób, wśród tych, któ­rym zale­cano spo­ży­wa­nie tłu­stych ryb, śmier­tel­ność była mniej­sza o 29 pro­cent15. To robi wra­że­nie, nic więc dziw­nego, że wyniki tych badań cie­szyły się dużym zain­te­re­so­wa­niem. Entu­zja­ści zdają się jed­nak nie pamię­tać o dru­gim cyklu prac, DART-2, który przy­niósł dokład­nie odwrotne dane. Bada­nia prze­pro­wa­dzone przez ten sam zespół naukow­ców objęły jesz­cze więk­szą grupę – trzy tysiące osób – lecz tym razem uczest­nicy, któ­rym zale­cano jedze­nie tłu­stych ryb, a w szcze­gól­no­ści ci, któ­rzy zaży­wali olej rybny w kap­suł­kach, oka­zali się bar­dziej nara­żeni na śmierć w wyniku zawału16, 17.

Po zesta­wie­niu wszyst­kich badań uczeni doszli do wnio­sku, że sto­so­wa­nie tłusz­czów omega-3 w codzien­nej prak­tyce kli­nicz­nej nie znaj­duje uza­sad­nie­nia18. Co powinni czy­nić leka­rze, kiedy ich pacjenci, kie­ru­jąc się zale­ce­niem Ame­ry­kań­skiego Sto­wa­rzy­sze­nia na rzecz Serca, dopy­tują o suple­menty z ole­jem ryb­nym? Dyrek­tor wydziału lipi­dów i meta­bo­li­zmu z Insty­tutu Cho­rób Krą­że­nia Szkoły Medycz­nej Mount Sinai ujął to nastę­pu­jąco: „Wobec nega­tyw­nego wyniku tej meta­ana­lizy i innych podob­nych naszym zada­niem [jako leka­rzy] powinno być powstrzy­ma­nie pacjen­tów przed korzy­sta­niem z tych sil­nie sko­mer­cja­li­zo­wa­nych suple­men­tów”19.

Cho­roby serca zaczy­nają się w dzie­ciń­stwie

Praca opu­bli­ko­wana w 1953 roku w „Jour­nal of the Ame­ri­can Medi­cal Asso­cia­tion” rady­kal­nie zmie­niła nasze poglądy na prze­bieg cho­rób serca. Bada­cze prze­pro­wa­dzili serię trzy­stu sek­cji zwłok Ame­ry­ka­nów w wieku około dwu­dzie­stu dwóch lat, pole­głych w woj­nie kore­ań­skiej. Co szo­ku­jące, u 77 pro­cent tych żoł­nie­rzy stwier­dzono wyraźne objawy miaż­dżycy naczyń wień­co­wych. U nie­któ­rych tęt­nice były zablo­ko­wane nawet w 90 pro­centach lub wię­cej20. Bada­nie to wyka­zało dobit­nie, że „skle­ro­tyczne zmiany w naczy­niach wień­co­wych poja­wiają się na całe lata i dekady przed­tem, zanim cho­roba nie­do­krwienna serca sta­nie się kli­nicz­nie roz­po­zna­walna”21.

Póź­niej­sze bada­nia nad ofia­rami nie­szczę­śli­wych wypad­ków w wieku od trzech do dwu­dzie­stu sze­ściu lat ujaw­niły, że złogi tłusz­czu – pierw­szy etap arte­rio­skle­rozy – wystę­pują u nie­mal wszyst­kich ame­ry­kań­skich dzieci około dzie­sią­tego roku życia22. Gdy docho­dzimy do dwu­dziestki i trzy­dziestki, złogi mogą mieć już postać peł­no­wy­mia­ro­wych pły­tek miaż­dży­co­wych, takich, jakie stwier­dzono u mło­dych ame­ry­kań­skich żoł­nie­rzy pole­głych w Korei. A kiedy mamy czter­dzie­ści lub pięć­dzie­siąt lat, zaczy­nają nas one zabi­jać.

Jeśli czy­tel­nik tych słów ma wię­cej niż dzie­sięć lat, pyta­nie nie brzmi, czy chciałby przez zdrow­szy spo­sób odży­wia­nia zapo­biec cho­ro­bie wień­co­wej, tylko czy chce w ten spo­sób odwró­cić zmiany cho­ro­bowe, które naj­praw­do­po­dob­niej już u niego wystę­pują.

Ale jak wcze­śnie te złogi tłusz­czowe zaczy­nają się poja­wiać? Arte­rio­skle­roza może zacząć się jesz­cze przed uro­dze­niem. Wło­scy naukowcy badali stan tęt­nic u poro­nio­nych pło­dów i wcze­śnia­ków, które zmarły krótko po poro­dzie. Oka­zało się, że u tych, któ­rych matki miały wysoki poziom cho­le­ste­rolu, czę­ściej wystę­po­wały uszko­dze­nia naczyń23. Odkry­cie to suge­ruje, że początki arte­rio­skle­rozy mogą się wią­zać z nie­pra­wi­dło­wym odży­wia­niem nie tylko w dzie­ciń­stwie, ale nawet pod­czas ciąży.

Powszech­nie wia­domo, że kobiety cię­żarne powinny wystrze­gać się pale­nia i alko­holu. W inte­re­sie następ­nego poko­le­nia leży, by rów­nież odpo­wied­nio wcze­śnie zaczęły się zdro­wiej odży­wiać.

Według Wil­liama C. Robertsa, redak­tora naczel­nego „Ame­ri­can Jour­nal of Car­dio­logy”, jedy­nym czyn­ni­kiem ryzyka sprzy­ja­ją­cym two­rze­niu się pły­tek miaż­dży­co­wych jest cho­le­ste­rol, zwłasz­cza pod­wyż­szony poziom cho­le­ste­rolu LDL we krwi24. Istot­nie, LDL jest okre­ślany jako „zły cho­le­ste­rol”, ponie­waż jest nośni­kiem, za pomocą któ­rego cho­le­ste­rol osa­dza się w naszych tęt­ni­cach. Sek­cje tysięcy mło­dych ofiar wypad­ków wyka­zały, że poziom cho­le­ste­rolu we krwi ści­śle kore­luje z roz­mia­rami zmian miaż­dży­co­wych w tęt­ni­cach25. Aby zna­cząco obni­żyć u sie­bie poziom cho­le­ste­rolu LDL, musi­cie rady­kal­nie ogra­ni­czyć spo­ży­cie trzech rodza­jów sub­stan­cji: po pierw­sze tłusz­czów trans, które są obecne w pro­duk­tach wysoko prze­two­rzo­nych, a w natu­rze – w mię­sie oraz nabiale; po dru­gie tłusz­czów nasy­co­nych, wystę­pu­ją­cych głów­nie w żyw­no­ści pocho­dze­nia zwie­rzę­cego i tak zwa­nym śmie­cio­wym jedze­niu; po trze­cie – w mniej­szym stop­niu – natu­ral­nego cho­le­ste­rolu, który jest obecny wyłącz­nie w pro­duk­tach zwie­rzę­cych, zwłasz­cza w jajach26.

Czy zauwa­ży­li­ście pra­wi­dło­wość? Wszyst­kie trzy źró­dła złego cho­le­ste­rolu – który jest naj­waż­niej­szym czyn­ni­kiem ryzyka naszego zabójcy numer jeden – wiążą się z pro­duk­tami zwie­rzę­cymi i żyw­no­ścią wysoko prze­two­rzoną. Praw­do­po­dob­nie tłu­ma­czy to, dla­czego w popu­la­cjach trzy­ma­ją­cych się tra­dy­cyj­nej diety opar­tej na pokar­mach roślin­nych w zasa­dzie nie wystę­puje epi­de­mia cho­rób serca.

Cho­le­ste­rol, głup­cze!

Dr Roberts był nie tylko przez ponad trzy­dzie­ści lat redak­to­rem naczel­nym „Ame­ri­can Jour­nal of Car­dio­logy”, lecz także dyrek­to­rem Bay­lor Heart and Vascu­lar Insti­tute. Ma na swoim kon­cie ponad tysiąc publi­ka­cji nauko­wych i jest auto­rem kil­ku­na­stu ksią­żek z dzie­dziny kar­dio­lo­gii. Zna się więc na tych spra­wach.

W arty­kule wstęp­nym zaty­tu­ło­wa­nym It’s the Cho­le­ste­rol, Stu­pid! (To cho­le­ste­rol, głup­cze!) wska­zuje on, jak już było powie­dziane, że w przy­padku cho­roby wień­co­wej ist­nieje tylko jeden istotny czyn­nik ryzyka: cho­le­ste­rol27. Możesz być otyły, cier­pieć na cukrzycę, dużo palić i uni­kać wysiłku fizycz­nego – twier­dzi Roberts – a mimo to nie wystą­pią u cie­bie zmiany miaż­dży­cowe, dopóki cho­le­ste­rol w two­jej krwi utrzy­muje się na dosta­tecz­nie niskim pozio­mie.

Opty­malny poziom cho­le­ste­rolu LDL wynosi praw­do­po­dob­nie 50 do 70 mg/dl i naj­wy­raź­niej im go mniej, tym lepiej. To poziom, z któ­rego star­tu­jesz w chwili naro­dzin, poziom obser­wo­wany w popu­la­cjach, w któ­rych w zasa­dzie nie spo­tyka się cho­rób serca, a także poziom, przy któ­rym postępy miaż­dżycy ule­gają zaha­mo­wa­niu28. LDL na pozio­mie około 70 mg/dl odpo­wiada cał­ko­wi­tej zawar­to­ści cho­le­ste­rolu rzędu 150 mg/dl. W słyn­nym bada­niu zna­nym jako Fra­min­gham Heart Study, dłu­go­fa­lo­wym pro­jek­cie mają­cym na celu ziden­ty­fi­ko­wa­nie czyn­ni­ków ryzyka cho­roby wień­co­wej, poni­żej tej war­to­ści nie stwier­dzono żad­nych przy­pad­ków śmierci z powodu zawału serca29. Naszym celem powinno być więc spro­wa­dze­nie poziomu cho­le­ste­rolu poni­żej 150 mg/dl w całej popu­la­cji. „Jeśli to osią­gniemy – pisze dr Roberts – wielka plaga zachod­niej cywi­li­za­cji zosta­nie w prak­tyce wyeli­mi­no­wana”30.

Średni poziom cho­le­ste­rolu u miesz­kań­ców Sta­nów Zjed­no­czo­nych jest o wiele wyż­szy niż 150 mg/dl, oscy­luje wokół 200 mg/dl. Jeśli ana­liza krwi wykaże, że masz 200 mg/dl cho­le­ste­rolu, twój lekarz powie ci, że utrzy­mu­jesz się w nor­mie. Lecz w spo­łe­czeń­stwie, dla któ­rego śmierć w wyniku zawału serca jest czymś powsze­dnim, „nor­malny” poziom cho­le­ste­rolu nie jest chyba powo­dem do rado­ści.

Aby uchro­nić się przed nie­bez­pie­czeń­stwem zawału, powi­nie­neś utrzy­my­wać poziom cho­le­ste­rolu LDL poni­żej 70 mg/dl. Według dr. Robertsa są tylko dwa spo­soby, by osią­gnąć to w skali całej popu­la­cji: trzy­mać sto milio­nów Ame­ry­ka­nów przez całe życie na lekach albo prze­ko­nać ich, by zasad­ni­czą część ich diety sta­no­wiły nisko prze­two­rzone pokarmy roślinne31.

A więc leki lub dieta. Far­ma­ceu­tyki obni­ża­jące poziom cho­le­ste­rolu są czymś powszech­nie dostęp­nym, więc po co zmie­niać nawyki żywie­niowe, skoro można po pro­stu do końca życia łykać codzien­nie pigułkę? Nie­stety, jak zoba­czymy w roz­dziale 15, leki te, nawet łagod­nie rzecz bio­rąc, nie są tak sku­teczne, jak się potocz­nie sądzi, a ponadto mogą wywo­ły­wać nie­po­żą­dane efekty uboczne.

Życzy pan sobie frytki z lipi­to­rem?

Obni­ża­jący poziom cho­le­ste­rolu lek o nazwie Lipi­tor jest naj­le­piej sprze­da­ją­cym się medy­ka­men­tem w histo­rii, war­tość jego sprze­daży na całym świe­cie prze­kro­czyła 140 miliar­dów dola­rów32. Leki z tej kate­go­rii spo­ty­kają się w ame­ry­kań­skim śro­do­wi­sku medycz­nym z takim entu­zja­zmem, że nie­któ­rzy przed­sta­wi­ciele admi­ni­stra­cji ochrony zdro­wia pro­po­nują podobno, by doda­wać je do wody w kra­nie, jak to się czyni z flu­orem33. Jedno z cza­so­pism kar­dio­lo­gicz­nych suge­ro­wało nawet pół­żar­tem, że restau­ra­cje typu fast food powinny ofe­ro­wać je obok keczupu dla zneu­tra­li­zo­wa­nia szko­dli­wego dzia­ła­nia nie­zdro­wych potraw34.

W przy­padku osób poważ­nie zagro­żo­nych cho­ro­bami serca, które nie chcą lub nie mogą obni­żyć swo­jego poziomu cho­le­ste­rolu w spo­sób natu­ralny za pomocą odpo­wied­niej diety, korzy­ści z zaży­wa­nia tych leków są więk­sze niż ryzyko. Powo­dują one jed­nak różne dzia­ła­nia nie­po­żą­dane, na przy­kład mogą szko­dzić wątro­bie lub mię­śniom. Od pacjen­tów przyj­mu­ją­cych leki obni­ża­jące cho­le­ste­rol nie­któ­rzy leka­rze wyma­gają regu­lar­nego bada­nia krwi, wła­śnie dla­tego, by kon­tro­lo­wać stan wątroby. Szuka się także we krwi pro­duk­tów roz­padu tkanki mię­śnio­wej. Biop­sje dowo­dzą, że leki te powo­dują uszko­dze­nia mię­śni, nawet jeśli bada­nia krwi tego nie potwier­dzają, a pacjent nie odczuwa żad­nego bólu ani osła­bie­nia35. Zwią­zane z tym obni­że­nie siły mię­śni i spraw­no­ści fizycz­nej może nie być wiel­kim pro­ble­mem dla osób mło­dych, ale u senio­rów pod­wyż­sza ryzyko upad­ków i ura­zów36.

Nie­dawno pod­nie­siono także inne zagad­nie­nia. W 2012 roku ame­ry­kań­ska Agen­cja Żyw­no­ści i Leków nało­żyła na pro­du­cen­tów obo­wią­zek umiesz­cza­nia na opa­ko­wa­niu leków prze­ciw­cho­le­ste­ro­lo­wych ostrze­że­nia, że mogą one mieć nie­po­żą­dany wpływ na pracę mózgu, na przy­kład powo­do­wać zaniki pamięci lub dez­orien­ta­cję. Wydaje się rów­nież, że zwięk­szają one nie­bez­pie­czeń­stwo cukrzycy37. Bada­nia prze­pro­wa­dzone w 2013 roku na kilku tysią­cach pacjen­tek z rakiem piersi wska­zują, że dłu­go­trwałe sto­so­wa­nie tych leków może u kobiet nawet dwu­krot­nie zwięk­szać ryzyko tego nowo­tworu38. Naj­więk­szym zabójcą kobiet jest wciąż cho­roba wień­cowa, a nie rak piersi, więc korzy­ści być może są więk­sze niż zagro­że­nie, ale po co nara­żać się na jakie­kol­wiek ryzyko, skoro można obni­żyć sobie cho­le­ste­rol w natu­ralny spo­sób?

Dieta oparta na pokar­mach roślin­nych obniża poziom cho­le­ste­rolu rów­nie sku­tecz­nie jak naj­do­sko­nal­sze leki, przy tym bez nie­bez­piecz­nych efek­tów ubocz­nych39. W isto­cie „efekty uboczne” zdro­wego spo­sobu odży­wia­nia są raczej korzystne – zmniej­sza się ryzyko nowo­two­rów, nie ma zagro­że­nia dla wątroby i mózgu. Zaj­miemy się tym w dal­szej czę­ści książki.

Cho­roba wień­cowa jest ule­czalna

Ni­gdy nie jest za wcze­śnie, by zacząć się zdrowo odży­wiać, ale czy może być za późno? Tacy pio­nie­rzy zdro­wego stylu życia jak Nathan Pri­ti­kin, Dean Ornish i Cald­well Essel­styn jr prze­sta­wiali pacjen­tów z zaawan­so­waną cho­robą wień­cową na dietę roślinną zbli­żoną do prak­ty­ko­wa­nej przez ludy azja­tyc­kie i afry­kań­skie, które nie cier­pią na scho­rze­nia serca. Mieli nadzieję, że zdrowa dieta powstrzyma pro­cesy cho­ro­bowe i nie pozwoli im się pogłę­biać.

Zda­rzyło się jed­nak coś nie­zwy­kłego.

Scho­rze­nia pacjen­tów zaczęły się cofać. Ich stan zdro­wia się popra­wiał. Gdy tylko porzu­cili dietę zapy­cha­jącą im tęt­nice, ich orga­ni­zmy były zdolne do likwi­da­cji zło­gów, które sobie wcze­śniej wytwo­rzyły. Tęt­nice prze­czy­ściły się bez udziału leków czy inter­wen­cji chi­rur­gicz­nej, nawet w przy­padku nie­któ­rych pacjen­tów z roz­le­głą cho­robą wień­cową obej­mu­jącą trzy główne tęt­nice. Naj­wi­docz­niej ciała tych ludzi cały czas były gotowe do wyzdro­wie­nia, tylko wcze­śniej nie dano im na to szansy40.

Pozwól­cie, że podzielę się z wami tym, co nazwano „naj­le­piej skry­wa­nym sekre­tem medy­cyny”41: ludz­kie ciało uzdra­wia się samo, jeśli stwo­rzy mu się odpo­wied­nie warunki. Kiedy mocno wal­niesz się gole­nią o sto­lik do kawy, pojawi się na niej zaczer­wie­nie­nie i bole­sna opu­chli­zna. Jeśli pozwo­lisz orga­ni­zmowi użyć jego wła­snej magii, noga sama wróci do normy. Ale jeśli będziesz ude­rzał się w to miej­sce po trzy razy dzien­nie, przy śnia­da­niu, lun­chu i obie­dzie? Oczy­wi­ście nie wyzdro­wie­jesz ni­gdy.

Mógł­byś pójść do leka­rza i poskar­żyć się na ból nogi. „Żaden pro­blem” – powie i się­gnie po druk, by wypi­sać ci receptę na środki prze­ciw­bó­lowe. Wró­cisz do domu, w dal­szym ciągu będziesz obi­jał nogę o meble, ale dzięki piguł­kom poczu­jesz się o wiele lepiej. Dzięki wam, nie­biosa, za nowo­cze­sną medy­cynę! To wła­śnie dzieje się, kiedy ludzie zaży­wają nitro­gli­ce­rynę, by pozbyć się bólu w pier­siach. Lekar­stwo może przy­nieść wielką ulgę, lecz w żaden spo­sób nie wpływa na ukrytą przy­czynę dole­gli­wo­ści.

Twoje ciało dąży do odzy­ska­nia zdro­wia, musisz mu tylko na to pozwo­lić. Jeśli jed­nak odna­wiasz uraz trzy razy dzien­nie, to prze­ry­wasz pro­ces ozdro­wień­czy. Spójrzmy na zwią­zek pale­nia tyto­niu z rakiem płuc. Jedną z naj­bar­dziej zdu­mie­wa­ją­cych rze­czy, jakich się dowie­dzia­łem pod­czas stu­diów medycz­nych, był fakt, że po pięt­na­stu latach od rzu­ce­nia nałogu praw­do­po­do­bień­stwo wystą­pie­nia u cie­bie nowo­tworu zrów­nuje się z tym samym wskaź­ni­kiem dla osoby, która nie paliła ni­gdy42. Twoje płuca potra­fią oczy­ścić się z całej tej nagro­ma­dzo­nej smoły i w końcu są w takim sta­nie, jak­byś ni­gdy nie miał w ustach papie­rosa.

Ciało chce być zdrowe. Każ­dej nocy w twoim życiu pala­cza, kiedy zapa­dasz w sen, rusza od nowa pro­ces lecze­nia, który trwa aż do chwili, gdy… bum!… zapa­lasz naza­jutrz rano pierw­szego papie­rosa. Każdy wdech na nowo rani twoje płuca i podob­nie każdy kęs nie­zdro­wej żyw­no­ści rani twoje tęt­nice. Możesz zacho­wać umiar i tłuc się mniej­szym młot­kiem, ale po co w ogóle się bić? Lepiej świa­do­mie wybrać inną drogę, zanie­chać nisz­cze­nia wła­snego orga­ni­zmu i dopu­ścić do głosu natu­ralny pro­ces powrotu do zdro­wia.

Endo­tok­syny kale­czą twoje tęt­nice

Nie­zdrowa dieta nie tylko zmie­nia budowę two­ich tęt­nic, może rów­nież wpły­wać na ich funk­cjo­no­wa­nie. Tęt­nice to nie są zwy­kłe rurki, któ­rymi pły­nie krew. To żywe i ruchliwe organy. Od pra­wie dwóch dzie­się­cio­leci wiemy, że jedno danie typu fast food – w bada­niu użyto McMuf­fina z kotle­tem wie­przo­wym i jaj­kiem – potrafi usztyw­nić tęt­nice na całe godziny, o połowę zmniej­sza­jąc ich nor­malną zdol­ność do roz­luź­nie­nia się43. A kiedy pięć czy sześć godzin póź­niej ten stan zapalny zaczyna się cofać, przy­cho­dzi pora na lunch! I tęt­nice zapy­cha kolejna por­cja nie­zdro­wej żyw­no­ści. W ten spo­sób naczy­nia krwio­no­śne wielu miesz­kań­ców Ame­ryki znaj­dują się w prze­wle­kłym sta­nie zapal­nym, o nie­wiel­kim natę­że­niu, lecz na dłuż­szą metę nie­bez­piecz­nym. Nie­zdrowe jedze­nie wyrzą­dza orga­ni­zmowi szkody nie tylko na prze­strzeni całych lat, lecz rów­nież tu i teraz, gdy tylko przej­dzie przez twoje usta.

Pier­wot­nie bada­cze przy­pi­sy­wali całą winę tłusz­czom zwie­rzę­cym lub pro­te­inom tego samego pocho­dze­nia, lecz ostat­nio sku­piają uwagę na pro­du­ko­wa­nych przez bak­te­rie sub­stan­cjach okre­śla­nych jako endo­tok­syny. Nie­które pro­dukty żyw­no­ściowe, takie jak mięso, są śro­do­wi­skiem bak­te­rii, które mogą wywo­ły­wać stany zapalne, nawet jeśli posi­łek jest goto­wany. Endo­tok­syny nie roz­kła­dają się w tem­pe­ra­tu­rze goto­wa­nia, nie nisz­czą ich też kwasy żołąd­kowe ani enzymy tra­wienne, więc po spo­ży­ciu pro­duk­tów pocho­dze­nia zwie­rzę­cego pozo­stają w naszych jeli­tach. Przy­pusz­cza się, że następ­nie wraz z tłusz­czami nasy­co­nymi jako nośni­kiem prze­ni­kają do krwio­biegu, wywo­łu­jąc w tęt­ni­cach reak­cje zapalne44.

Być może wyja­śnia to, dla­czego pacjenci ze scho­rze­niami serca odczu­wają ulgę po przej­ściu na dietę zło­żoną głów­nie z pro­duk­tów roślin­nych – owo­ców, warzyw, zbóż i roślin strącz­ko­wych. Dr Ornish podaje, że u pacjen­tów prze­sta­wio­nych na dietę roślinną liczba ata­ków dusz­no­ści w ciągu zale­d­wie kilku tygo­dni spada o 91 pro­cent, nie­za­leż­nie od tego, czy wyko­nują zale­cane ćwi­cze­nia fizyczne45, czy nie46. Bły­ska­wiczne ustą­pie­nie dole­gli­wo­ści, do któ­rego docho­dzi na długo przed tym, zanim orga­nizm ma szansę uwol­nić się od pły­tek miaż­dży­co­wych, suge­ruje, że dieta roślinna nie tylko wspo­maga oczysz­cza­nie tęt­nic, lecz także popra­wia ich bie­żące funk­cjo­no­wa­nie. Dla kon­tra­stu: w gru­pie kon­tro­l­nej pacjen­tów, któ­rym zale­cono, by kie­ro­wali się radami swo­ich leka­rzy, liczba ata­ków dusz­nicy bole­snej wzro­sła o 186 pro­cent47. Nic dziw­nego, że ich stan się pogor­szył, skoro na­dal spo­ży­wali te same pokarmy, które nisz­czyły ich tęt­nice.

O sile spraw­czej zmian w die­cie wiemy od dzie­się­cio­leci. Dla przy­kładu: w 1977 roku „Ame­ri­can Heart Jour­nal” opu­bli­ko­wał arty­kuł zaty­tu­ło­wany Dusz­nica bole­sna a dieta wegań­ska. Na dietę wegań­ską skła­dają się wyłącz­nie pokarmy roślinne, nie ma mowy o mię­sie, nabiale czy jajach. Leka­rze opi­sali w tym arty­kule przy­padki w rodzaju pana F. W. (aby chro­nić pry­wat­ność pacjen­tów, używa się czę­sto samych ini­cja­łów), sześć­dzie­się­cio­pię­cio­let­niego męż­czy­zny cier­pią­cego na tak silne bóle w piersi, że musiał zatrzy­my­wać się co dzie­więć lub dzie­sięć kro­ków. Nie był w sta­nie nawet pójść do skrzynki na listy. Prze­szedł na dietę wegań­ską i w ciągu kilku dni bóle się uspo­ko­iły, a po paru mie­sią­cach podobno cho­dził po górach, nie dozna­jąc przy tym żad­nych dole­gli­wo­ści48.

Może nie doj­rza­łeś jesz­cze do tego, by zacząć zdro­wiej się odży­wiać? Cóż, mamy już nową klasę leków na cho­robę wień­cową, takich jak na przy­kład rano­la­zyna (nazwa han­dlowa Ranexa). Przed­sta­wi­ciel kon­cernu far­ma­ceu­tycz­nego suge­ruje, że pro­dukt ten jest prze­zna­czony dla osób „nie­zdol­nych do prze­strze­ga­nia zasad obo­wią­zu­ją­cych przy die­cie wegań­skiej”49. Koszty kura­cji prze­kra­czają dwa tysiące dola­rów rocz­nie, za to efekty uboczne są zni­kome. To działa… mówiąc języ­kiem tech­nicz­nym. Przy sto­so­wa­niu mak­sy­mal­nej dawki Ranexa pozwala na prze­dłu­że­nie ćwi­czeń fizycz­nych o 33,5 sekundy50. Wię­cej niż pół minuty! Nie wygląda na to, żeby pacjenci, któ­rzy wybiorą to wyj­ście, wspi­nali się w nie­dłu­gim cza­sie na góry.