Pocałunek cesarza - Sylwia Bachleda - ebook + audiobook + książka

Pocałunek cesarza ebook i audiobook

Sylwia Bachleda

3,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Dziewiętnastowieczna Francja to idealne miejsce na historię miłosną o kopciuszku, który spotkał swojego księcia… Jednak w tej bajce nie wszystko okaże się tak piękne, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Oto młoda Charlotte, która olśniewa swoją urodą wszystkich dookoła, oczekuje powrotu swojego narzeczonego. Niestety, Victor wkrótce zdecyduje o opuszczeniu Charlotte na zawsze, a złamane serce dziewczyny będzie się domagać pociechy… Czy znajdzie się ktoś, komu będzie mogła zaufać? Co wydarzy się na francuskim dworze, kiedy piękna Charlotte zagości w murach Wersalu? I jaką rolę w tych wszystkich wydarzeniach odegra dumny cesarz Francji?

Jedną ręką złapał mnie w talii, drugą ujął z tyłu głowy, przyciągając jak najbliżej siebie. Zatopił swoje usta w moich. Całował mnie tak, jakbym była dla niego całym światem. Trzymał mnie tak mocno, jakbyśmy stali nad przepaścią. Wiedziałam, że jest to pocałunek pożegnalny. Przerwał i oparł głowę o moje czoło. Dłoń zsunął mi na kark. Głośno oddychał. Oczy miał zamknięte. Widziałam, że zbiera się, żeby coś powiedzieć. Czekałam w ciszy, aż przemówi, muskałam palcami skórę na jego policzkach. W końcu otworzył oczy, spojrzał na mnie – nigdy wcześniej nie widziałam go w takim stanie.
– Wybacz mi, Charlotte… – zaczął powoli, a ja czułam, że tracę grunt pod nogami. Nie chciałam słuchać, co ma mi do powiedzenia. – Niestety, to był nasz ostatni pocałunek. Za chwilę wyjeżdżam. Życzę ci dużo szczęścia… – Przerwał. – I miłości…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 512

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 28 min

Lektor: Joanna Derengowska

Oceny
3,4 (25 ocen)
8
4
5
5
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
agawnek

Nie polecam

Nie!
10
Krzysztgrab

Z braku laku…

nie wiem dlaczego autorka umiejscowiła powieść w czasach kiedy etykieta rządziła nie tylko arystokracja. miałam wrażenie,że czytam współczesna powiesc, zarówno język jak zwroty zupełnie nie pasowały do XIX wieku. sama historia trochę infantylna , a już przekazanie krwi do badań po prostu mnie powaliło. Może gdyby to była powiesc fantasy, gdzie czasami miesza się przeszlosc z nowoczesnością to może by się udało, a może zwyczajnie należałoby zamiast cesarza użyć szefa mafii. skoro to pierwsza powiesc to może autorka rozwinie się, trzymam kciuki
00

Popularność




ROZDZIAŁ 1

Opierałam się o pozłacane drzwi, przyglądając się zebranym w sali gościom. Kobiety w długich, błyszczących sukniach wymieniały między sobą fałszywe uśmiechy. Większość miała na ramionach etole, przeważnie z jedwabiu, jak ja. Inne dumnie eksponowały wokół szyi skóry z lisa. W końcu były to zdobycze z polowań ich dzielnych mężów. Skrzywiłam się. Martwe zwierzę na szyi nie wywierało na mnie dobrego wrażenia. Mężczyźni wyglądali za to bardzo dostojnie. Byli ubrani w obcisłe spodnie kończące się ponad pasem oraz fraki – wycięte z przodu, a z tyłu sięgające do kolan. Każdy z nich dzierżył w dłoni (jakże modną teraz) drewnianą laskę. Wciągając dym z fajki, dyskutowali ze sobą, co jakiś czas głośno się śmiejąc.

 

Przyjęcie z okazji trzydziestej rocznicy ślubu moich rodziców robiło wrażenie. Zresztą jak każde, które wyprawiała moja matka. Dostrzegłam ją na drugim końcu sali. Skupiłam na niej swój wzrok. Każdy jej gest i to, jak dyskretnie się śmiała, sprawiały wrażenie, że w tej sali nie było piękniejszej kobiety. Mój tata (emerytowany już żołnierz) stał obok. Jego spojrzenie skupiało się na mamie. Uśmiechał się, gdy na nią patrzył. Tworzyli piękną parę. Byli swoimi przeciwieństwami. Mama – często poważna, tata brał wszystko na żarty. Ona surowa, on łagodny. Ale razem tworzyli spójny element, oboje się dopełniali.

 

Moją obserwację przerwały chłodne dłonie, które zakryły mi oczy. Uniosłam rękę, by sprawdzić, kim jest ten, który mi przeszkodził. Uśmiechnęłam się. Te dłonie rozpoznałabym wszędzie.

– Victor!

Rękoma złapał mnie w pasie, by następnie odwrócić w swoją stronę.

– Tak się cieszę, że udało ci się przyjechać.

Objęłam jego wąskie biodra. Spojrzałam w oczy, które tak dobrze znałam. Szybko jednak mój wzrok skupił się na jego ustach. Tak pięknie zarysowanych. Głębokie wcięcie pomiędzy nosem a ustami uwypuklało je, sprawiając wrażenie, że są jeszcze bardziej apetyczne. Zębami przygryzłam dolną wargę. Minął miesiąc, odkąd ostatni raz mogłam poczuć ich smak. Zapominając o zebranym za moimi plecami tłumie, przyciągnęłam Victora, by nasze spragnione usta mogły połączyć się w jedno. Były przyjemnie chłodne. Koiły moje pragnienie. Uczucie pustki. Zamknęłam oczy, dając się ponieść emocjom.

– Mmm… tak bardzo tęskniłam – wyszeptałam wprost do jego słodkich ust.

Milczał przez chwilę, zacisnął palce na satynowej sukni. Jego usta zastygły.

– Nawet nie wiesz, jak ja za tobą tęskniłem… Każdego cholernego dnia. – Chwycił w zęby moją dolną wargę.

 

Czułam, jak pulsowała w miejscu, gdzie mnie ugryzł. Miałam ochotę krzyknąć z rozkoszy. Przerwałam pocałunek, który zaczął nabierać tempa. Uchyliłam powieki – to nie był sen. Victor stał przede mną. Moje oczy zapamiętały go właśnie takim – jakbyśmy się widzieli zaledwie wczoraj. Jego brązowe włosy urosły przez ten miesiąc – następnego dnia czekała mnie praca nad nimi. Odgarnęłam niesforny lok z czoła Victora. Piękne, niebieskie oczy, które urzekły mnie już pierwszego dnia, gdy się spotkaliśmy, wpatrywały się we mnie, jakby chciały poznać moje myśli. Moje ciało przeszył dreszcz, marzyłam o jednym. Ciało wyrzeźbione chyba przez samego Michała Anioła kusiło mnie swoją bliskością. Dłonią musnęłam mocno zarysowaną szczękę.

– Jak przyjęcie? – Miał czarujący uśmiech. Zamyślona, nie odpowiadałam. – Charlotte? – Ustami ściągnął mnie z powrotem na ziemię.

– Wybacz. O co pytałeś?

– Jak przyjęcie? Dobrze się bawisz?

– Raczej niespecjalnie. Jednak wiem, że teraz będzie zdecydowanie lepiej… – Odsłoniłam zęby w szerokim uśmiechu. Moje myśli wciąż kręciły się wokół jednego. – Jak na razie musiałam tańczyć z obcymi ludźmi. – Wzdrygnęłam się. – A ty dobrze wiesz, że lubię tańczyć tylko z tobą i tatą.

– Mam nadzieję, że nikt cię nie uwodził. – Jego silne dłonie, które trzymał na moich biodrach, zjechały ciut za nisko. Złapałam go w ostatniej chwili. Rozejrzałam się w prawo i lewo. Mieliśmy całkiem sporą widownię.

– Victor – zrugałam go. – Nie tu, nie teraz. – Nasze oczy znów się spotkały.

– Te twoje krwistoczerwone usta aż się proszą o pocałunek. – Nie zwracał uwagi na to, co do niego mówiłam.

Wygłodniałym wzrokiem skupił się na moich ustach. Zadrżałam, gdy wciąż chłodnymi dłońmi ujął moją twarz, by móc mnie pocałować.

– Ależ ty działasz na męską wyobraźnię. I ta zazdrość w oczach zebranych tu mężczyzn. Choć żonaci, i tak zazdrośni. – Głowę pochylił zaraz nad wrażliwym miejscem na mojej szyi. Czułam jego oddech, gdy czubkiem nosa ocierał się o mnie.

– Chyba przesadzasz. Każdy wie, że jesteśmy zaręczeni. Nikt nie ważyłby się nawet na mnie spojrzeć – powiedziałam, a Victor się zaśmiał. Wyprostował się, a jego oczy powędrowały po sali.

– Tak sądzisz?

Byłam tego pewna. Potwierdziłam kiwnięciem głowy.

– Stoisz tyłem do ludzi i nie widzisz tego. Jest tu kilku mężczyzn, którzy patrzą teraz na nas, i widzę u nich tę zazdrość.

Chciałam się odwrócić i sprawdzić, o czym mówi. Victor jednak mnie zatrzymał.

– Jak tylko się odwrócisz, oni przestaną patrzeć i od razu wyjdzie, że o nich mówimy.

– Mój drogi. Podróż ci chyba nie służy. Chodźmy do moich rodziców. Przywitasz się, zatańczymy, a później… – Moje policzki zrobiły się czerwone, a jego błękitne oczy zapłonęły.

– Ktoś tu się rumieni.

Na jego słowa oblałam się jeszcze większym rumieńcem. Przestępowałam z nogi na nogę. Wszystkie moje pragnienia kumulowały się w jednym miejscu.

– Przestań mówić i chodź. Moja matka na pewno już nas zobaczyła. Dam sobie głowę uciąć, że nie jest zadowolona z tego, jak czule się witamy – powiedziałam, a Victor przyciągnął mnie bliżej siebie.

Wciągnęłam głośno powietrze. Otworzyłam szeroko oczy.

– Moja niegrzeczna. Czyżbyś zapomniała, jak czule naprawdę się witamy? – szepnął mi do ucha. Włoski na ciele się uniosły. Moje ciało było poddane próbie. Próbie oczekiwania.

– Chodź. – Podałam mu dłoń, ciągnąc go za sobą. Chciałam jak najszybciej wymknąć się z przyjęcia.

Stanęliśmy obok rodziców i czekaliśmy, aż skończą rozmawiać. Co jakiś czas wymienialiśmy między sobą znaczące spojrzenia. Victor ściskał pulsacyjnie moją dłoń, która była już wilgotna. Nasze ciała były rozpalone. Po przyjemnym chłodzie Victora nie został nawet ślad.

Rodzice po pięciu minutach naszego oczekiwania skończyli rozmowę.

– Wybaczcie, że musieliście czekać… Victor. – Ojciec uścisnął jego dłoń. – Cieszę się, że udało ci się przyjechać. Charlotte była nie do wytrzymania, gdy cię nie było. Wciąż płakała. – Tata spojrzał na mnie, miał szeroki uśmiech na twarzy. Siwy wąs uniósł się wraz z kącikami jego ust.

– Tato! – Paliłam się ze wstydu. – Co ty za bajki opowiadasz?! Wcale nie płakałam.

Ojciec i Victor zaczęli się śmiać. Przymrużyłam oczy, piorunując ich wzrokiem. Gdy w końcu przestali, Victor ucałował moją matkę w dłoń.

– Wygląda pani olśniewająco. Piękne przyjęcie. I oczywiście serdeczne gratulacje z okazji tak wspaniałej rocznicy ślubu. Rodzice również przesyłają gratulacje i zapraszają w odwiedziny. – Victor był prawdziwym dżentelmenem. Bez trudu potrafił olśnić moją matkę. Uśmiechała się do niego.

– Dziękujemy bardzo. Miło cię widzieć z powrotem u nas w domu. Jak minęła podróż?

– Długa i męcząca. Bardzo się cieszę, że już tu jestem, i jeżeli państwo pozwolą, zaproszę teraz Charlotte do tańca.

– Oczywiście. Miłej zabawy.

 

Victor zaprowadził mnie na środek parkietu. Jedną dłoń położył na mej talii, a drugą złapał mnie za rękę. I ja przybrałam pozę do tańca. Przyciągnął mnie do siebie. Do mych uszu dobiegły pierwsze takty muzyki. Niebieskie oczy Victora zastygły, wpatrując się we mnie. Wszystko dookoła przestało mieć znaczenie. Gdy trzymaliśmy się w objęciach, czułam, że do szczęścia nie potrzebuję nic więcej.

– Czy mówiłam ci, że cię kocham?

– Chyba jeszcze nie… – Uśmiechał się do mnie. – A kochasz?

– Kocham jak… – Nie potrafiłam znaleźć odpowiedniego porównania. – Po prostu kocham.

W jego oczach pojawił się błysk. Zacisnął mocniej palce na mej dłoni.

– Czy możemy już opuścić przyjęcie?

Kąciki moich ust się uniosły. To był chyba najkrótszy taniec, jaki kiedykolwiek miałam okazję zatańczyć. Rozejrzałam się po sali, rodzice byli zajęci rozmową. Wróciłam wzrokiem do Victora. Jego silne dłonie obejmowały mnie coraz mocniej.

– Tylko szybko, zanim nas zobaczą. – Nie przerywając tańca, zbliżaliśmy się do wyjścia.

 

Victor puścił moją dłoń. Gdy oddaliliśmy się od drzwi na odległość większą niż na wyciągnięcie ręki, opuściliśmy salę balową. Wiedziałam, gdzie Victor mnie prowadzi. Szliśmy na naszą polankę, pod nasze drzewo.

Głęboko do płuc wciągnęłam powietrze. Majowy wieczór pachniał świeżo skoszoną trawą. W oddali słychać było burzę – wiatr niósł jej zapach. Zapach deszczu. Pomimo ciepła przeszedł mnie dreszcz. Victor trzymał moją dłoń. Nic nie mówił. Był skupiony. Spojrzałam na gwieździste niebo – dzisiejszej nocy królował na nim potężny księżyc. Zimnym światłem oświetlał wszystko jak za dnia. Victor się zatrzymał. Zmarszczył brwi. Puścił moją dłoń.

– Victor? – zapytałam cicho.

Czy zrezygnował? Może nie chciał mnie nigdzie zabierać?

– Nie wytrzymam – wysyczał przez zęby.

Nim zauważałam, co się dzieje, ciężkie ciało Victora przygwoździło mnie do kłującego żywopłotu. Serce zaczęło bić w szalonym tempie. Podniosłam głowę, aby spojrzeć mu w oczy. Myślałam, że coś powie, ale on od słów wolał pocałunek. Objął mnie w pasie, przyciągając mocno do siebie. Całował mnie tak, jakby to był nasz pierwszy pocałunek, którego oboje długo wyczekiwaliśmy. Drżałam. Jego dłonie, które do tej pory pieściły moje ciało, zatrzymały się na gorsecie sukni. Szarpiąc ściśnięte sznurki, walczył, by móc dotknąć nagiej skóry. Złapałam w dłonie jego mocno zarysowane policzki, oderwałam go od swoich ust.

– Victor, ktoś może nas tutaj zobaczyć…

Victor rozejrzał się na boki. Ciągle oświetlały nas światła sali balowej.

Jego oczy, tak piękne, gdy czegoś oczekiwały, sprawiały wrażenie jeszcze piękniejszych. Złapał mnie za dłoń.

– Chodź.

 

Nie szliśmy. Victor nie chciał iść. On biegł, ciągnąc mnie za sobą w stronę łąki. Przedostaliśmy się przez ogrodzenie, wchodząc między wysokie trawy, które łaskotały delikatnie środek mojej dłoni. Starałam się nie myśleć o licznym robactwie, które zapewne czaiło się gdzieś u moich stóp. Dotarliśmy do naszego drzewa – potężnego klonu. Sam jeden królował na tej łące. W jego cieniu nikt nie mógł nas zobaczyć. Spojrzałam na Victora, który zdawał się ogromnie zamyślony.

– Nad czym tak myślisz? – Oparłam się o drzewo.

Pochylił się nade mną, ręce ułożył na chropowatej korze, zamykając mnie w środku. Krew w moich żyłach nabrała tempa. Czułam, że całe ciało zaczyna mi drętwieć, mimo że Victor nie zdążył nawet mnie dotknąć. Jeszcze niżej pochylił się nade mną, jego usta zawisły zaraz nad moimi.

– Kocham cię.

Rękoma okrążyłam jego kark, muskając odsłoniętą skórę.

– Ja ciebie bardziej. Nie mogłam się doczekać twojego powrotu.

Docisnął mnie do drzewa. Teraz mogłam poczuć, jak bardzo mnie pragnął.

Palcami przeczesał moje długie, kasztanowe włosy, lekko pofalowane od wilgoci. Drugą ręką objął bladą twarz. Byłam pewna, że policzki miałam zabarwione czerwonymi rumieńcami.

– Ciągle nie mogę wyjść z podziwu, jaka jesteś piękna… – Odchylił moją głowę nieznacznie do tyłu. – Te oczy koloru letniego nieba. Usta tak słodkie i miękkie. Takie niewinne… – Przejechał językiem po mojej dolnej wardze. Kąciki ust uniosły mi się wysoko. – A gdy tylko pomalujesz je na tę krwistą czerwień, stają się tak cholernie wyzywające.

Znowu mnie pocałował, tym razem dłużej i namiętniej.

– Mmm… smakują tak samo dobrze, jak wyglądają – zamruczał, nie odrywając ust. Moje nogi z trudem utrzymywały ciężar ciała. Ciała, które pragnęło zaznać upragnionej ulgi. – Powiedz mi, Charlotte… Czym ja sobie na ciebie zasłużyłem? Jestem prawdziwym szczęściarzem, mając ciebie u swego boku. – Odgarnął moje miękkie włosy na bok, zanurzając się w dołeczkach moich ramion. Serce zaczęło bić coraz szybciej, tętno przyspieszyło.

 

Kora wbijała mi się boleśnie w plecy, gdy usta Victora całowały każdy centymetr mojej szyi i ramion, ale ból przestawał mieć znaczenie. Nie chciałam przerywać. Jęknęłam, pobudzając tym swojego narzeczonego do jeszcze bardziej intensywnych pieszczot. Pochylił się, by unieść mnie wyżej i posadzić na swoich biodrach. Silne ramiona bez trudu utrzymywały ciężar mojego ciała w powietrzu. Rozpięłam górne guziki koszuli, by móc dotknąć umięśnionych barków. Wciąż trzymając mnie na rękach, klęknął na trawie. Nie spiesząc się, dokończyłam rozpinanie białej koszuli Victora. Gdy skończyłam, chciałam go pocałować. Ten jednak odwrócił mnie tyłem do siebie, walcząc z niesfornym gorsetem. Rozchyliwszy twardy materiał sukni, pochylił się, kładąc na nagiej skórze chłodne usta. Zamknęłam oczy. Jego pocałunki były tak słodkie i przyjemne. Potem znów odwrócił mnie w swoją stronę, przez chwilę nic nie robiąc. Jedynie patrzył, a na twarzy miał uśmiech.

– Tęskniłem. – I jego usta znów odnalazły moje. – Powiedz… Czy ty też tak samo mocno za mną tęskniłaś?

Nie potrafiłam nic odpowiedzieć. Jedynie jęknęłam, zataczając językiem kółka wokół jego języka.

On wiedział. Wiedział, że tęskniłam.

– Dość tego. – Jego głos stał się chłodny. Momentalnie otworzyłam oczy, moje ciało się spięło. Uniosłam brwi. Ale czego dość? – Pragnę się z tobą kochać – usłyszałam i rozluźniłam ciało.

Dłonie, które wciąż były splecione na jego karku, położyłam po bokach, kładąc się na zroszonej mgłą trawie. Kąciki ust miał wysoko uniesione. Victor przyglądał się mi. Leżąc nago, nie czułam przed nim wstydu, jedynie rosnące pragnienie.

– Taka piękna…

– Przestań mówić. Chcę cię już poczuć – wyszeptałam.

– Z ogromną przyjemnością wypełnię twoje polecenie. – Pochylił się nade mną, obdarowując gorącym pocałunkiem.

Zadrżałam, gdy nasze ciała połączyły się w jedno. W nocnej ciszy dawały się słyszeć jedynie śpiewające cykady i nasze ciche pomruki.

 

Jedynym światłem było zimne światło księżyca. Nasze serca z trudem wracały do spokojnego rytmu. Leżeliśmy wtuleni w siebie.

– Proszę, nie zostawiaj mnie już nigdy więcej na tak długo. – Moja głowa powędrowała wyżej, gdy Victor wciągnął głęboko powietrze. – O co chodzi? – Uniosłam się na łokciu, aby spojrzeć na niego. Milczał. Wzrok miał skupiony na gwieździstym niebie. – No mów: co się dzieje? Czy znowu musisz wyjechać na jakiś czas?

Rzucił mi jedynie smutne spojrzenie.

– Nie chciałem dzisiaj o tym rozmawiać… I tak musiałabyś się o tym dowiedzieć… – Znowu zapadła cisza, spięłam się. Nie znosiłam ciszy. – Masz rację, muszę wyjechać…

– Na ile?

– Na zawsze.

Patrzyłam na niego, czekając, aż jego mina wskaże na to, że sobie ze mnie żartuje. Niestety, tak nie było. Był bardzo poważny. Dłonie zaczęły mi się trząść, serce podeszło do gardła, a ciało oblał zimny pot.

– Jak to: na zawsze? Gdzie? Po co? Dlaczego? Co będzie z nami?!

– Charlotte, wszystko po kolej. Niestety na zawsze, ponieważ cesarz chce, abym został jego doradcą, co wiąże się z tym, że muszę zamieszkać w Paryżu, w Wersalu, aby być obecny w każdej sytuacji. Pytasz, co będzie z nami… Teraz nie potrafię ci na to odpowiedzieć. Mogę ci jedynie obiecać, że postaram się, byś mogła przyjechać do mnie na stałe.

Jego słowa zupełnie do mnie nie docierały. Byłam w szoku. W ciszy podniosłam się z ziemi, aby założyć brudną od gliny i trawy suknię. Victor wstał razem ze mną. Biała koszula była rozpięta, odsłaniając całe jego piękno.

– Kochanie, powiedz coś.

Spojrzałam na niego, miałam nadzieję, że moja twarz powie mu, co czuję.

– Charlotte? – nalegał. Miejsce szoku zajęła złość.

– Chcesz, abym coś powiedziała?! Nienawidzę cię! Jak mogłeś podjąć taką decyzję bez ustalenia tego ze mną?! Myślisz, że uda nam się stworzyć związek poprzez listy i spotkania raz na parę miesięcy? Raczej w to wątpię… – Serce kłuło mnie z nerwów. Odwróciłam się do niego tyłem, nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy.

– Charlotte, to nie zależy ode mnie. Przecież wiesz, że cesarzowi nie wolno się sprzeciwić. Wezwał mnie do służby i muszę wykonać jego rozkaz. Inaczej mnie zdegraduje…

Chciał mnie złapać za rękę, wyrwałam mu ją.

– Proszę, nie zachowuj się tak, jakbyś nie wiedziała, czym się zajmuję… – W jego głosie mogłam usłyszeć żal i złość. Traktował mnie jak małe dziecko, które nic nie rozumie.

– Mogłeś mnie uprzedzić, zanim się w tobie zakochałam, że pewnego dnia będziesz musiał mnie opuścić… – W oczach zebrały mi się gorzkie łzy. Po szalonym wieczorze pełnym radości nie zostało zupełnie nic.

– Myślisz, że ja o tym wiedziałem?! Dla mnie to zaszczyt służyć cesarz… – Ugryzł się w język. Wiedział, że niepotrzebnie wypowiedział te słowa. Odwróciłam się. Wbiłam w niego wściekłe spojrzenie.

– ZASZCZYT?! Teraz zrozumiem, kariera ponad wszystko… Nie bój się, nie stanę na drodze do twojej kariery. Nie przeszkodzę ci. Rozstańmy się tu i teraz.

Victor przez chwilę nie mówił nic. Głośno nabrał powietrza, aby się uspokoić.

– O czym ty mówisz? – Jego głos stał się kojący. Zbliżył się do mnie, łapiąc mnie w talii. Moje oczy jak przez mgłę łez widziały jego piękne ciało. – Jakie rozstańmy się? Jaka kariera? Mówiłem ci, że dla mnie jesteś najważniejsza, i zrobię wszystko, aby sprowadzić cię do siebie. Do Paryża.

– Błagam, powiedz, że to się da jakoś odkręcić? – Podniosłam głowę, rzucając mu spojrzenie pełne nadziei.

– Nie, najdroższa… Decyzja zapadła. Za dwa tygodnie muszę opuścić Lille i wyjechać do Paryża.

– Kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć? – Targały mną złość i smutek.

– Chciałem opowiedzieć ci o wszystkim jutro, wytłumaczyć, aby nie było właśnie takiej niepotrzebnej kłótni.

– Jak ty to sobie wyobrażasz? Rozumiem, że moglibyśmy myśleć o dalszej wspólnej przyszłości, jeżeli wyjeżdżałbyś raz na jakiś czas, ale na stałe? Taki związek nie ma szans. – Serce mnie bolało na samą myśl, że będziemy musieli się rozstać. Nie widziałam innego wyjścia.

– Charlotte, już ci mówiłem… Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Nawet nie mam zamiaru sobie wyobrażać. Zrobię wszystko, abyś była przy mnie. O ile, oczywiście, ty tego chcesz i będziesz w stanie dla mnie opuścić rodzinę.

Zaczęłam się zastanawiać, co będzie dla mnie lepsze – wyjazd do nowego miejsca, o którym jednak zawsze marzyłam, czy pozostanie w domu rodzinnym i zapomnienie o tym, że tak bardzo kocham Victora. Zmarszczyłam czoło. Od nadmiaru wrażeń zaczęła mnie boleć głowa.

– Proszę, odprowadź mnie do pokoju. Źle się czuję. Muszę to wszystko przemyśleć. Wrócimy do tej rozmowy jutro. – Pocałowałam go w tors. – I najpierw doprowadź się do porządku, na wypadek gdyby ktoś miał cię zobaczyć.

 

Słychać było jedynie trzaskające pod naszymi stopami patyki, gdy w ciszy wracaliśmy do dworku. Nasze palce były ze sobą mocno splecione. Oboje byliśmy bardzo zamyśleni. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak to będzie bez Victora. Spędziliśmy ze sobą tyle lat. A teraz zachcianka kogoś postawionego wyżej od nas miała to zaprzepaścić. Zrobiło mi się niedobrze na samą myśl, że Victor będzie kogoś całował tak, jak do tej pory mnie. Powiedział, że mnie do siebie ściągnie… I co? Co ja miałabym robić w Paryżu? Wydawało mi się to kompletnie bez sensu. Kątem oka patrzyłam na niego, był przygaszony. Wiedziałam, iż pomimo bycia zaszczyconym służbą cesarzowi zdaje sobie sprawę z tego, że nasza wspólna droga może się skończyć. Nawet jeżeli oboje bardzo tego nie chcieliśmy.

 

Ominęliśmy salę balową i główne wejście. Chcieliśmy uniknąć pytań i ciekawskich spojrzeń. Na tyłach domu było jeszcze jedno wejście, którym mogliśmy przejść w spokoju do mojej sypialni.

Korytarze były puste. Cicho szliśmy po miękkim, czerwonym dywanie. Gdy doszliśmy do mojego pokoju, złapałam za klamkę, jednak Victor szybkim ruchem zatrzymał drzwi, kładąc ręce na moje boki. Stałam do niego tyłem. Zamknięta pomiędzy jego ramionami, na karku poczułam jego chłodny oddech. Serce znowu zaczęło mi szybko bić, gdy ten zbliżył się do mnie tak bardzo, że ciałem oparłam się o drewniane drzwi. Poczułam zapach drewna, który tak bardzo lubiłam. Victor ustami zaczął ocierać się o skórę mojej szyi – włoski na mym ciele uniosły się, gdy tylko przejechał po nim językiem. Stałam nieruchomo, czekając na kolejny pocałunek. On jednak zwinnym ruchem odwrócił mnie do siebie. Nim zdążyłam zauważyć, rzucił się do moich ust w gorącym pocałunku. Dłonie ułożył obok mojej twarzy, ciałem zaś ocierał się o moje ciało, rozpalając mnie tym do czerwoności. Kolejna fala pragnienia nadeszła bardzo szybko. W mojej głowie pojawiła się jednak myśl, że to są nasze ostatnie pocałunki. Po policzkach popłynęły mi łzy, emocje wzięły nade mną górę. Victor poczuł, że płaczę. Objął dłońmi moją twarz, ocierając łzy.

– Nie płacz… Błagam… Nie płacz… – wyszeptał, oczy miał zamknięte.

Szybko wrócił do pieszczenia moich ust – teraz robił to intensywniej i namiętniej. Biodrami dociskał mnie do drzwi. Czułam, jak bardzo pragnie się ze mną kochać.

Usłyszeliśmy zbliżające się na korytarzu kroki. Victor uniósł głowę znad moich ust, aby się rozejrzeć. Przyciągnął mnie do siebie, by móc otworzyć drzwi sypialni. Szybko, nim ktoś nas zobaczył, wskoczyliśmy do pokoju i zamknęliśmy się przed resztą świata.

 

Chwyciłam Victora za dłoń. Chciałam go zaprowadzić do swojego łóżka. On jednak pociągnął mnie za rękę, zmuszając, abym wpadła mu w objęcia. Zaśmiałam się. Wpatrywałam się w jego oczy, z których zniknął wcześniejszy smutek. Dłonią przejechałam po jego policzku, pod palcami wyczuwając kłujący, jednodniowy zarost. Stanęłam na palcach, by go pocałować. Powolny, leniwy pocałunek z każdą chwilą przybierał na intensywności. Victor trzymał mnie mocno w talii. Chciałam, aby już zawsze tak było. By jego silne dłonie nigdy nie wypuściły mnie z objęć. Nie przerywając czułości, ruszyliśmy w stronę łóżka. Gdy oparłam się o brzeg materaca, Victor popchnął mnie na miękką, satynową pościel. Po chwili znalazł się wprost nade mną.

– Nie pozwolę, abyśmy się rozstali. Znajdę sposób. Przyrzekam – powiedział, a ja naprawdę chciałam mu wierzyć, lecz rozum ciągle mi przypominał, że to nie będzie takie proste.

– A jeżeli poznasz tam kogoś, kogo pokochasz?

– Nigdy w życiu! Stanę na głowie, poruszę niebo i ziemię, żebyśmy tylko byli razem. Wiesz, co było moją pierwszą myślą, gdy dowiedziałem się o nowym stanowisku? – Pytając, nie odrywał ode mnie oczu. – Że gdy tylko cię opuszczę, zaraz znajdzie się ktoś na moje miejsce, że kto inny będzie całować te usta… – Przerwał, aby przygryźć mi dolną wargę. – Ktoś inny będzie dotykał tej skóry… – Przejechał koniuszkami palców po moim biuście. – Ktoś inny będzie się z tobą kochał. – Mocniej docisnął mnie biodrami do łóżka, wywołując gęsią skórkę na całym moim ciele.

– Kochany… – wyszeptałam. – Jestem twoja na zawsze.

Victor już nic nie powiedział. Bałam się, że mi nie uwierzył. Bez żadnych ceregieli rozebrał mnie i siebie. Doskonale potrafił sprawić, abym chociaż na chwilę przestała myśleć o złych rzeczach.

 

Obudziłam się w środku nocy spocona i przerażona. Śnił mi się koszmar. Spojrzałam w bok, gdzie wieczorem leżał Victor. Teraz to miejsce było puste. Drzwi balkonowe – otwarte. Biała firanka rzucana przez wiatr wyglądała jak samotna kobieta tańcząca bez swojego partnera. Rękoma objęłam kolana, poczułam ogromny smutek. Firanka zdawała się moją przepowiednią. Zamknęłam oczy. Myślami wróciłam do snu, w którym widziałam, jak Victor po wyjeździe do Paryża poznał piękną kobietę i zakochał się w niej. Wyglądali na takich szczęśliwych… Jak my teraz. Ja zaś pozostałam pogrążoną w smutku starą panną, gdyż nie potrafiłam pokochać nikogo innego. Do oczu napłynęły mi łzy. Dopiero co go odzyskałam. Pozostały nam marne dwa tygodnie. Miałam dwa tygodnie na to, by móc się nim nacieszyć.

 

Nie mogłam zasnąć. Gdy tylko zamykałam oczy, widziałam Victora z inną. Wstałam z łóżka, aby wyjść na balkon i zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Zobaczyłam, że w jego pokoju świeci się światło. Szybko wróciłam do sypialni. Włożyłam długi, jedwabny szlafrok i opuściłam pokój. Rozejrzałam się tylko, czy na korytarzu nie ma nikogo. Cichutko przebiegłam na palcach na drugie piętro, gdzie była sypialnia Victora. Zapukałam delikatnie do drzwi, które po chwili się otworzyły. Był w samej koszuli i spodniach, włosy miał potargane – nawet tak wyglądał obłędnie.

– Charlotte? Co ty tutaj robisz? – Wychylił się za drzwi, aby sprawdzić, czy nikogo nie ma.

– Mogę wejść?

– Oczywiście, wchodź.

Wpuścił mnie do środka, wcześniej ponownie się rozejrzawszy. Zamknął za sobą drzwi. Stanął przede mną.

Uśmiech zajmował mu większą część twarzy. Nie odrywał ode mnie oczu.

– Mam nadzieję, że cię nie obudziłam. – Przygryzłam dolną wargę. – Widziałam, że pali się u ciebie światło. A ja… Nie mogłam spać. Mam nadzieję, że nie jesteś zły…

Victor zrobił krok w moją stronę, dłoń położył na moim podbródku, po czym go uniósł. Na ustach złożył mi najdelikatniejszy pocałunek. Miękkość jego ust przyprawiła mnie o zawrót głowy. Były chłodne i smakowały słodkimi winogronami.

– To znaczy, że się cieszysz? – Przejechałam językiem po jego wargach, by jeszcze lepiej poczuć ich smak.

– Bardzo się cieszę. Szczerze mówiąc, sam myślałem o tym, aby się do ciebie wybrać. Myślałem jednak, że śpisz. – Włosy założył mi za ucho. – Dlaczego nie mogłaś spać?

– Za dużo emocji. I do tego miałam okropny sen…

Chwycił mnie za rękę, po czym zaprowadził do kącika, gdzie stały stolik i dwa fotele. Usiadł w jednym z nich, a mnie posadził sobie na kolano. Wtuliłam się w niego.

– Co to był za sen? – Zaczął bawić się końcówkami moich włosów.

– Straszny sen. Zdawał się przepowiednią przyszłości. Śniło mi się, że poznałeś w Paryżu piękną kobietę, w której… – Trudno mi było nawet o tym mówić. – W której się zakochałeś. Ja byłam starą panną i nie mogłam o tobie zapomnieć.

Na samą myśl robiło mi się niedobrze.

– Tak piękną jak ty?

Poczułam ukłucie w sercu. Nie spodziewałam się, że o nią zapyta.

– Nie, ona była znacznie ładniejsza. Spodobałaby ci się.

Objął mnie ręką, która przed chwilą bawiła się moimi włosami.

– Tyle że nie ma piękniejszej od ciebie – powiedział, a ja rzuciłam mu oskarżycielskie spojrzenie.

– Dla tej mógłbyś zrobić wyjątek.

– Kochana, o czym my w ogóle rozmawiamy? Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. Zamieszkamy razem w Paryżu. Wiem, że kiedyś chciałaś tam zamieszkać.

Zapadła cisza. Nie mogłam nic z siebie wykrztusić. Nie potrafiłam być taką optymistką jak Victor. Moja podświadomość podpowiadała mi, abym cieszyła się każdą chwilą z nim spędzoną.

– A ty dlaczego nie śpisz? Myślałam, że jesteś zmęczony po podróży.

– Jestem zmęczony i to bardzo, ale nie mogę spać. Chciałbym położyć się z tobą do łóżka, może wtedy udałoby mi się zasnąć.

Wstałam z jego kolan, łapiąc go za rękę.

– Chodź.

Popatrzył na mnie, jakby nie rozumiał, o co mi chodzi.

– Twoi rodzice będą wkurzeni, jak się dowiedzą.

Wywróciłam oczami. Zawsze był taki podporządkowany.

– Nikt się o niczym nie dowie… Powiesz im? Bo ja nie. Więc chodź, idziemy spać. Ja też inaczej nie zasnę.

Victor wstał z fotela. Rozebrał się, ku uciesze moich oczu, po czym zgasił wszystkie zapalone w pokoju świece oprócz jednej – stojącej przy łóżku. Leżałam i obserwowałam jego boskie ciało. W półmroku powoli przyszedł do mnie. Odsłoniłam kołdrę, by było mu łatwiej wejść. Zimne stopy włożył pomiędzy moje nogi.

– Matko i córko, czyś ty po śniegu biegał? Jakie zimne!

Otrzepało mnie z chłodu. Chciałam mu je od razu zabrać, ale złapał mnie za kolano.

– Proszę, nie zabieraj mi twojego ciepła. Tak przyjemnie jest ogrzać stopy na twojej rozgrzanej skórze.

– Dobrze, grzej sobie te kostki lodu, ale czuję, że zaraz oboje zamarzniemy. – Przeszedł mnie dreszcz, a na ciele pojawiła się gęsia skórka.

Dłońmi powoli sunął do góry, wzdłuż uda.

– Zawsze możemy się rozgrzać.

Leżałam do niego tyłem, ale mogłam sobie wyobrazić, jaki uśmiech ma na twarzy. Zamknęłam oczy. Victor na nowo zaczynał mnie rozpalać. Zapomniałam o chłodzie jego stóp.

– Jesteś zmęczony… Idziemy spać – powiedziałam, chociaż spać nie chciałam.

– A tak się ciekawie zapowiadało. – Udawał, że jest obrażony. – Chociaż się do mnie przytul.

Podniósł rękę, abym mogła położyć się na pagórkach jego piersi, które w przeciwieństwie do stóp były ciepłe.

– Mam nadzieję, że to nie jest jedna z naszych ostatnich nocy. – Liczyłam na to, że zmieni zdanie, że wszystko odwoła.

– Przyrzekam, że spędzimy jeszcze wiele nocy w swoich objęciach.

Mocno się w niego wtuliłam, wierząc, że dotrzyma danego mi słowa. Zamknęłam oczy, odpływając w głęboki sen.

 

Zerwaliśmy się na równe nogi, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Spojrzeliśmy na siebie. Było już rano. Wychyliłam się zza Victora, by odnaleźć zegar – do śniadania została nam godzina.

– Idź do łazienki. Szybko.

Pospiesznie zrobiłam, co kazał, on zaś poszedł sprawdzić, kto przerwał nam słodki sen.

Usłyszałam głos swojego ojca. Moja ręka od razu powędrowała do ust. Jakbym chciała uciszyć samą siebie.

Że też to właśnie on musiał przyjść. Nie słyszałam, o czym mówią – była to krótka wymiana zdań. Po chwili rozległ się trzask zamykających się drzwi. Victor przyszedł po mnie do łazienki. Miał poważną minę.

– Czego chciał?

– Poprosił mnie o rozmowę po śniadaniu – oświadczył, a ja odetchnęłam z ulgą.

– Ciekawe, czego chce od ciebie.

– Podejrzewam, że wie o moim wyjeździe i chce o tym porozmawiać. – Victor był zamyślony.

– Skąd miałby o tym wiedzieć?

– Kochana, takie informacje szybko się roznoszą. Załóż szlafrok i idź do siebie. Lepiej, żeby nikt nas nie przyłapał.

Nie chciałam od niego wychodzić. Victor jednak nie był w nastroju.

– Jasne. Już idę. – Pocałowałam go. – Widzimy się na śniadaniu.

Podeszłam do drzwi. Nim wyszłam z pokoju, spojrzałam na Victora.

– Z tobą ta noc wreszcie była spokojna.

Rzucił mi wymuszony uśmiech i nic więcej nie odpowiedział.

 

Opuściłam jego sypialnię, zastanawiając się, dlaczego wizyta taty aż tak go poruszyła. Szybkim krokiem przemierzałam korytarze. Miałam szczęście, gdyż nikogo nie było. Do moich uszu dobiegł jednak pisk Sophie, mojej młodszej siostry.

– Charlotte! – Wesoła czterolatka biegła w moją stronę. Rzuciła mi się w objęcia. – Jejku, a co ty jeszcze robisz w piżamie?

Taka mała, a taka spostrzegawcza. Zaczerwieniłam się. Musiałam szybko wymyślić coś, co odwróci jej uwagę.

– Wyszłam, aby poszukać kogoś, kto mógłby zapleść mi warkocz. Nie wiesz, gdzie kogoś takiego znajdę? – spytałam, a mała od razu się rozpromieniła.

– Ja, ja chcę! – krzyczała, po czym wskoczyła mi na ręce.

– Super, to chodźmy do mojej sypialni. – Złapałam jej maleńką rączkę, prowadząc do mojego pokoju.

 

Sophie grzecznie czekała, aż się umyję i ubiorę. Obserwowałam ją, stojąc w drzwiach łazienki. Bawiła się moimi butami, przymierzała je i podejmowała próby chodzenia. Uśmiechnęłam się na ten widok. Wyglądała przezabawnie. Gdy zobaczyła, że już jestem gotowa, wyskoczyła z butów, pędząc do mnie. Sukienka do kolan unosiła się wysoko, gdy ta biegła w podskokach, a jej blond loczki skakały jak sprężynki. Wyglądała jak porcelanowa laleczka i z pewnością odziedziczyła urodę po mamie. Można by powiedzieć, że jest jej istną kopią. Ja zaś nie wdałam się w żadnego z rodziców.

Zabrała mi z ręki grzebień i spinki.

– Proszę, usiądź przed toaletką – powiedziała poważnym głosem, jakby była profesjonalistką.

Zdusiłam w sobie śmiech, po czym wykonałam jej polecenie. Malutkie rączki starannie układały moje sięgające talii włosy. Nie pierwszy raz mnie czesała, więc nie bałam się o efekt końcowy. Gdy skończyła, uśmiechnęła się. Brak obu jedynek w maleńkiej buźce rozbawił mnie.

– Voilà ! – krzyknęła. – I jak ci się podoba?

Przejrzałam się w lustrze, zmarszczyłam brwi.

– Nie podoba ci się? – zapytała smutna.

Odwróciłam się, aby szybko wziąć ją na ręce.

– Jest ślicznie jak zawsze! – Ucałowałam ją w policzek. – Dziękuję.

– Nie ma za co. – Uśmiechała się szeroko, dłonią odrzuciła do tyłu długie blond włoski. – Jak już będziesz brać ślub z Victorem, też będę mogła cię uczesać?

Uśmiech zniknął z mojej twarzy. O ile do tego ślubu dojdzie, pomyślałam.

– Oczywiście. Będziesz mogła pomóc mnie uczesać. Gotowa na śniadanie?

Kiwnęła głową, po czym rzuciła się do wyjścia, ciągnąc mnie za rękę.

 

Na korytarzu spotkałyśmy Victora. Sophie, gdy tylko go zobaczyła, pobiegła w jego stronę i wpadła mu w ramiona. Victor podrzucił ją wysoko. Oczy zaszły mi łzami, gdy na nich patrzyłam. Victor był przystojny, zabawny, czuły, a do tego miał niesamowite podejście do dzieci. Sophie śmiała się w głos, gdy ją łaskotał. Podeszłam do nich.

– Sophie, nie męcz Victora.

Spojrzała na mnie krzywo, dając mi do zrozumienia, żebym się nie wtrącała.

– Wiesz co, Victor? – Sophie skupiła na nim swoje niebieskie oczka. – Ona jest zazdrosna, że to ze mną pierwszą się przywitałeś. – Była bardzo poważna. – Chyba teraz musisz się z nią przywitać.

– Tak myślisz? – Victor udawał zmartwionego. – Ale wtedy będę musiał odstawić ciebie na ziemię.

Sophie przez chwilę się zastanowiła.

– Nie ma sprawy. Już jestem duża, a Charlotte zaraz się na ciebie obrazi.

Oboje musieliśmy bardzo powstrzymywać się od śmiechu. Victor odstawił Sophie na podłogę. Złapał mnie za dłoń, złożył na niej pocałunek i się ukłonił.

– Witaj, piękna Charlotte. – Zbliżył się, kładąc moje dłonie na swoich biodrach. Pocałował mnie. Poczułam falę gorąca, gdy nasze usta się połączyły.

– Fuj! – Sophie odwróciła się do nas plecami. – Ja nie będę na was patrzeć!

Zaśmialiśmy się oboje.

Wzięłam Sophie za rękę, Victor podał jej swoją dłoń z drugiej strony i ruszyliśmy przed siebie, kierując się na śniadanie.

 

Gdy weszliśmy do sali jadalnej, stół był już zapełniony po brzegi owocami, bagietkami i różnymi konfiturami. Na środku stały dwa olbrzymie srebrne kandelabry, a w nich – długie świece. Oparłam się o wysokie krzesło, czekając na rodziców. Victor stanął za mną. Objął dłońmi ściśnięte gorsetem biodra. Zamknęłam oczy. Gdy poczułam jego oddech na karku, moje ciało przeszył przyjemny dreszcz.

Rodzice wreszcie przyszli do sali – po raz pierwszy to oni się spóźnili. Ich dłonie były splecione. Nie chciałam sobie wyobrażać, dlaczego oboje mają wypieki na policzkach. Podeszli do nas. Victor najpierw przywitał się z moją matką, a następnie podał dłoń tacie. Zajęłam miejsce obok Victora, rodzice zajęli miejsce naprzeciw siebie, a Sophie siedziała obok mamy z naburmuszoną miną. Patrzyła na nas błagalnym wzrokiem – chciała coś powiedzieć, ale mama jej przerwała.

– Nie widziałam was wczoraj na przyjęciu… Coś się stało? – Mama bacznie się nam przyglądała.

Miałam nadzieję, że się nie zarumieniłam na wspomnienie wczorajszego wieczoru.

– Musieliśmy porozmawiać z Victorem, później rozbolała mnie głowa i poszłam się położyć. – Starałam się mówić jak najbardziej poważnym tonem. Do rąk wzięłam pomarańczę. – Powinnam was była uprzedzić, niestety wyleciało mi to z głowy. A jak przyjęcie? Udało się? – Zacisnęłam zęby, a wzrok skupiłam na owocu, który usilnie próbowałam obrać. Miałam nadzieję, że mama mi uwierzyła.

– Było bardzo miło i szkoda, że się już nie pokazałaś. Chciałam ci kogoś przedstawić.

Spojrzałam na nią znad talerza. Kogoś przedstawić? Ale kogo?

– Doprawdy? Kogo?

Kątem oka widziałam Victora. Niby był zajęty posiłkiem, ale wzrok miał skupiony. Słuchał, o czym rozmawiamy.

– Teraz to nieważne, wkrótce poznam was ze sobą. Victor? – zwróciła się teraz w jego stronę.

Uniósł na nią swoje piękne oczy. Z boku jego zarysowana żuchwa wyglądała jeszcze bardziej apetycznie. Przejechałam językiem po wargach. Zapragnęłam go pocałować.

– Doszły mnie słuchy, że wyjeżdżasz do Paryża, podobno masz zostać cesarskim doradcą.

Skinął głową.

– Chciałam ci serdecznie pogratulować, nie co dzień dostaje się tak wspaniałe propozycje. – Uśmiechała się do niego, a ja się zastanawiałam, z czego tu się cieszyć.

Victor podniósł ze stołu białą serwetkę, aby otrzeć usta.

– Dziękuję. Dla mnie to ogromny zaszczyt.

– Kiedy wyjeżdżasz?

Spiorunowałam ją wzrokiem – nic sobie z tego nie zrobiła. Dopiero co przyjechał, a ona już pyta, kiedy wyjeżdża. Nie wiedziałam, o co jej chodzi.

– Victor znowu musi jechać? – Sophie się zasmuciła, matka ją skarciła.

– Nie przeszkadzaj, kiedy dorośli rozmawiają.

Sophie spuściła wzrok i wróciła do posiłku.

– Za dwa tygodnie. Niestety, nie zostało mi dużo czasu.

Położyłam dłoń na jego dłoni, spojrzał mi w oczy. Było nam żal znowu się rozstawać.

– Chciałbym zabrać ze sobą Charlotte. Oczywiście nie od razu. Uprzednio sam muszę się tam jakoś ułożyć, ale chciałbym, aby szybko do mnie dołączyła.

Otworzyłam szeroko oczy. Nie spodziewałam się, że poruszy ten temat. Spojrzałam na rodziców, którzy zaczęli wymieniać się spojrzeniami.

– Myślę, że nie jest to dobry pomysł – odezwała się mama po pewnej chwili, jej głos wskazywał, że jest zdenerwowana. – Charlotte ma tu swoje życie, obowiązki, co będzie robić w Paryżu? Nawet nie będziecie się widywać.

Wstałam od stołu. Wszyscy skierowali na mnie wzrok.

– Wybacz mi, mamo, zawsze szanowałam twoje zdanie. Do tej pory nigdy ci się nie sprzeciwiłam. Moim życiem od dnia zaręczyn jest Victor i czy ci się to podoba, czy nie, jeżeli tylko będzie taka możliwość, wyjadę do Paryża. Bez twojej zgody!

 

Odsunęłam krzesło z hukiem. Victor chciał mnie złapać, ale wyrwałam mu się i opuściłam jadalnię. Wybiegłam na zewnątrz, aby zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Serce

nadal waliło mi z nerwów. Mam dwadzieścia cztery lata i mogę już sama o sobie decydować.

Postanowiłam pójść na łąkę – pod nasze drzewo. Potrzebowałam pobyć chwilę w samotności. Z nieba spadały ciepłe krople deszczu, mocząc mi ubranie. Łąka wystrzeliła wszystkimi zapachami. Mocno wciągnęłam powietrze przez nos – uwielbiałam zapach zroszonej deszczem łąki. Pod drzewem padało trochę słabiej. Usiadłam na pniu, podkulając kolana pod brodę. Byłam wściekła na matkę. Na to, jak próbowała na siłę ingerować w moje życie. Myślałam, że traktuje Victora jak wymarzonego zięcia. Młody, zdolny, uprzejmy, teraz z dobrą posadą. Jeżeli zdawało się jej, że ot tak odpuszczę, to się bardzo myliła. Odpuszczę dopiero wtedy, gdy Victor powie, że nie mogę do niego przyjechać. Wtedy zostanę i prawdopodobnie umrę jako stara panna.

 

Kojący szum kropli deszczu rozbijających się o liście klonu spowodował, że zachciało mi się spać. Oparłam głowę o drzewo i zamknęłam oczy. Co jakiś czas kropelki deszczu spadały mi na twarz. Mogłabym tu zostać na zawsze.

– Charlotte?

Otworzyłam oczy. Victor stał nade mną, był cały przemoczony. Na jego twarzy nie było cienia uśmiechu, był bardzo poważny.

– Co ty tutaj robisz? Chcesz się przeziębić?

Czy to było ważne? To było jedyne miejsce w pobliżu domu, gdzie mogłam chwilę odetchnąć w ciszy. Podał mi dłoń, aby pomóc mi się podnieść z ziemi. Wtuliłam się w niego.

– Wybacz, że tak wyszłam, ale chciałam pokazać matce, że nie może ingerować w moje życie.

W jego silnych objęciach czułam się tak spokojnie, nie chciałam go już nigdy wypuścić.

– To nie jest prawda. Jesteś jej córką i może zabronić ci wyjazdu.

Miał chłodny ton głosu. Spojrzałam na niego, był jakiś inny. Długo nic nie mówił. Kciukiem gładził mnie po policzku. Chciałam go pocałować, gdy się odezwał:

– Myślę, że dla mnie i ciebie będzie lepiej, jak się rozstaniemy.

Spuścił głowę. Poczułam się, jakby dał mi w twarz. Nie wierzyłam w to, co mówił. Jeszcze wczoraj zapewniał, że zrobi wszystko, abyśmy byli razem, a teraz nagle chce mnie zostawić. Dłońmi objęłam jego policzki, zmuszając, aby na mnie spojrzał.

– O czym ty mówisz? Jesteśmy zaręczeni. Jak możesz tak po prostu ze mnie zrezygnować?

Stanęłam na palcach, aby go pocałować. Usta miał mokre od deszczu, nieruchome. Nie zareagował na mój pocałunek. Spojrzałam na niego zdziwiona. Jeszcze nigdy nie był obojętny na mój pocałunek. Piekące łzy bardzo szybko pojawiły się w moich oczach. Victor nie żartował. Właśnie wszystko zakończył.

– To koniec? – zapytałam przez łzy, głos mi drżał. On milczał. – Co się zmieniło od wczoraj? Od rana? – pytałam, a on stał jak marmurowa figura. Jedynie oczy, którymi patrzył w moje, miał delikatnie zaczerwienione. – Proszę, powiedz coś!

Jedną ręką złapał mnie w talii, drugą ujął z tyłu głowy, przyciągając jak najbliżej siebie. Zatopił swoje usta w moich. Całował mnie tak, jakbym była dla niego całym światem. Trzymał mnie tak mocno, jakbyśmy stali nad przepaścią. Wiedziałam, że jest to pocałunek pożegnalny. Przerwał i oparł głowę o moje czoło. Dłoń zsunął mi na kark. Głośno oddychał. Oczy miał zamknięte. Widziałam, że zbiera się, żeby coś powiedzieć. Czekałam w ciszy, aż przemówi, muskałam palcami skórę na jego policzkach. W końcu otworzył oczy, spojrzał na mnie – nigdy wcześniej nie widziałam go w takim stanie.

– Wybacz mi, Charlotte… – zaczął powoli, a ja czułam, że tracę grunt pod nogami. Nie chciałam słuchać, co ma mi do powiedzenia. – Niestety, to był nasz ostatni pocałunek. Za chwilę wyjeżdżam. Życzę ci dużo szczęścia… – Przerwał. – I miłości…

Wypuścił mnie z objęć. Zachwiałam się. Nie czekając na moje słowa, odwrócił się do mnie plecami i odszedł wprost do dworku. Zostawił mnie samą. Nie płakałam. Stałam nieruchomo i patrzyłam, jak z każdym krokiem oddala się ode mnie. Deszcz przybierał na sile. Z lekkiego wiosennego kapuśniaczku zmienił się w silną ulewę.

 

Victor już dawno zniknął mi z pola widzenia. Zaczęłam wspominać jego słowa. „Dla mnie i dla ciebie będzie lepiej”. Dla mnie?! Niby jak?! Jak miałoby być mi lepiej? Może tylko dla niego? Przecież wygodniej znaleźć kogoś na miejscu niż sprowadzać mnie do siebie. Nie czułam smutku, lecz złość. Złość, że tak łatwo zrezygnował z naszej miłości. Chciał wolności? Czy mi się to podobało, czy nie, musiałam mu ją dać.

Usiadłam na korzeniu, chowając się pod koroną drzewa. Palcami dotknęłam ust, które całował przed chwilą Victor. Zamknęłam oczy, aby przywrócić wspomnienie pocałunku. Nie tego sprzed chwili – ten był zbyt bolesny. Z wczorajszej nocy, gdy tak bardzo się cieszyłam, że do mnie wrócił. Emocje były zbyt silne. Nie potrafiłam ich opanować. Z oczu popłynęły łzy. Opuścił mnie ten, którego tak bardzo kochałam.

Czułam, że nie ma na mnie suchej nitki. Minęło sporo czasu, a ja nie potrafiłam podnieść się z ziemi. Właśnie zakończyła się bardzo ważna część mojego życia. Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek uporam się z tym. Czy kiedykolwiek uda mi się podnieść.

– Charlotte! – usłyszałam wołanie ojca. – Charlotte, gdzie jesteś?! – Gdy mnie dostrzegł, od razu do mnie podszedł. – Boże drogi… Dziecko! – krzyknął, kiedy mnie zobaczył. – Co ty tutaj robisz?! – Pomógł mi wstać z ziemi. – Jesteś cała mokra, chodźmy do domu. – Złapał mnie pod rękę, prowadząc do dworku.

 

W połowie drogi się zatrzymałam.

– Powiedz mi: czy nagły wyjazd Victora i fakt, że mnie opuścił, ma coś wspólnego z wami? – Przyglądałam się ojcu, który na chwilę się zamyślił.

– Posłuchaj…

Czyli tak. Dałam jednak ojcu skończyć.

– Oboje z mamą nie chcemy, abyś opuszczała rodzinny dom. Jeżeli jednak bardzo będziesz tego chciała, porozmawiam z mamą, aby jeszcze raz to przemyślała.

– Dlaczego Victor tak nagle zdecydował się wyjechać?

– Zapewne nie chciał się sprzeciwić twojej matce, która oznajmiła, że tak będzie dla was lepiej – powiedział, a ja czułam, jak zaczynam gotować się ze złości.

– Lepiej dla nas czy dla niej? – W moim głosie dało się usłyszeć gniew. Ojciec spiorunował mnie wzrokiem. Nie lubił, jak podważałam ich decyzje.

– Charlotte, rozmawiałem z Victorem. Jeśli będzie taka możliwość, pojedziesz do niego na parę dni sprawdzić, czy na pewno tego chcesz. Jednak to dopiero za jakiś czas.

Ojciec chwycił mnie pod rękę, kontynuując drogę.

– Skoro tak ustaliliście, dlaczego ze mną zerwał?

Nic z tego nie rozumiałam. A jeżeli zostawił mnie nie przez moją matkę, tylko po prostu zechciał poznać inną kobietę?

– Być może ze strachu, że to się nie uda, i chciał się pożegnać, gdyby nie było wam dane więcej się spotkać. Wiem, skarbie, jak bardzo się kochacie i że jesteście swoimi przyjaciółmi. Wierzę, że to rozstanie tylko wzmocni wasz związek. Nawet gdybyście mieli się widywać raz na jakiś czas. My z mamą tak przetrwaliśmy okres, kiedy wyjeżdżałem na wojny. Było ciężko, ale powroty były cudowne.

Widziałam uśmiech na jego twarzy. Nie chciałam sobie wyobrażać tego, o czym teraz myślał – wystarczyło, że przypomniałam sobie wczorajszy powrót Victora. Wtuliłam się w niego mocniej – ojciec był moim przyjacielem, z którym zawsze mogłam porozmawiać.

 

Gdy weszliśmy do dworku, na moje nieszczęście spotkaliśmy mamę.

– Jak wy wyglądacie?! Charlotte, co ci strzeliło do głowy, by wychodzić w taką pogodę?! Chcesz być chora? Natychmiast idź się umyć i przebrać.

Byłam na nią tak wściekła, że nawet nie chciało mi się z nią kłócić. Ojciec puścił moją rękę.

– Dziękuję za rozmowę. – Ucałowałam go w policzek.

– Zawsze do usług. – Uśmiechnął się do mnie.

Odwróciłam się od taty i wyszłam, omijając mamę szerokim łukiem. To ona doprowadziła do mojego rozstania z Victorem, miałam do niej o to ogromny żal.

 

Wykąpałam się w przyjemnie ciepłej wodzie, po czym włożyłam suche ubrania. Stale się zastanawiałam, co robi Victor. Postanowiłam, że jeszcze raz z nim porozmawiam. Musiałam mu powiedzieć o mojej rozmowie z ojcem, że wszystko będzie dobrze i że nie musimy się rozstawać.

Wyszłam z sypialni na korytarz, gdzie krzątała się służba. Pokojówki omiatały z kurzu obrazy i figury, inne zaś myły okna. Uśmiechnęłam się do nich, były to bardzo sympatyczne kobiety.

Wzięłam głęboki oddech, gdy stanęłam przed sypialnią Victora. Trzy razy zastukałam w dębowe drzwi. W napięciu czekałam, aż je otworzy. Cisza. Zapukałam jeszcze raz – tym razem głośniej. Drzwi pozostawały zamknięte. Z pokoju naprzeciw wyszła jedna z kobiet.

– Panienko, Victor Lebrem opuścił swój pokój razem z bagażami jakieś piętnaście minut temu.

Poczułam się, jakby wbito mi ostrze w samo serce.

Nie wierzyłam w to, co słyszałam. Biegiem rzuciłam się do wyjścia. Miałam nadzieję, że jeszcze jest pod domem. Z hukiem otworzyłam drzwi wyjściowe. Na zewnątrz nie było jednak nikogo. W oddali zobaczyłam odjeżdżającą karocę. Nie, nie! Tylko nie to! Nie mógł mnie tak zostawić! Rzuciłam się do biegu.

– Victor! – krzyknęłam z całych sił.

Powóz był zbyt daleko. Victor nie mógł mnie usłyszeć. Nogi same się pode mną ugięły. Upadłam na kolana. Głośno się rozpłakałam, chowając twarz w dłoniach. Nie zasługiwałam na takie traktowanie! Uciekł jak tchórz, zostawiając mnie samą sobie. Nie tak zachowuje się prawdziwy mężczyzna.

Nie wiem, jak długo siedziałam na ziemi, patrząc w miejsce, gdzie po raz ostatni widziałam karocę. Minęła może godzina. Nie miało to dla mnie najmniejszego znaczenia – czułam się zawiedziona, że tak bliska mi osoba uciekła bez słowa. Po tylu latach przyjaźni. I miłości.

ROZDZIAŁ 2

Od wyjazdu Victora minęło półtora miesiąca – cholernie długie półtora miesiąca. Spędziłam ten czas głównie z Sophie. Raz jej czytałam, innym razem, gdy była pogoda, spacerowałyśmy. Dużo mówiła, za co byłam jej wdzięczna. W ciągu dnia nie miałam okazji do myślenia o Victorze. Gorzej było z nocami. Mało sypiałam, ciągle byłam zmęczona. Nie mogłam spać ani jeść. Jak już udawało mi się zasnąć, ciągle o nim śniłam. Jeden koszmar, który powtarzał się każdej nocy, to Victor w objęciach innej kobiety. Gdy otwierałam oczy, zawsze były mokre od łez. Chciałam, aby mój koszmar się skończył – koszmar, który zgotowała mi osoba najbliższa memu sercu.

 

Najbardziej bolało mnie to, że nie wyjaśnił mi, dlaczego mnie opuścił. Wiele razy zbierałam się, aby napisać do niego list. I nigdy nie wiedziałam, co mam napisać: czy że bardzo za nim tęsknię, czy może wylać na niego wszystkie żale. Ostatecznie zawsze rezygnowałam. Nie chciałam być jedną z tych kobiet, które pomimo zerwania ciągle nękają swoich byłych partnerów. Aczkolwiek uważałam, że należało mi się wyjaśnienie całej tej sytuacji. Byłam wrakiem człowieka.

Przez dwa tygodnie codziennie po kilka razy wychodziłam na drogę. Wypatrywałam gońca z listem od Victora. Potem straciłam nadzieję, że takowy dostanę. Victor pisał do mnie zawsze, gdy tylko wyjeżdżał z Lille. Podczas rozmowy o Victorze tato zapytał, czy dostałam od niego jakiś list. Pokręciłam przecząco głową. Zastanowił się chwilę.

– To bardzo dziwne.

Zrozumiałam jednak, że nie było w tym nic dziwnego. Przecież ludzie nie rozmawiają ze sobą po rozstaniu. Wiedziałam, że jest zbyt zajęty nową kochanką, aby napisać chociaż głupie dwa zdania: Dojechałem bezpiecznie. Teraz możesz o mnie zapomnieć. Gdyby to było takie proste – zapomnieć, wyrzucić z głowy jak niepotrzebny kawałek papieru. Wymagało to ode mnie czasu i chęci, a ja nie chciałam o nim zapomnieć. Brak listu jedynie utwierdził mnie w przekonaniu, że wszystko zamknął. Nasza wspólna droga się skończyła.

 

Któregoś dnia siedziałam na parapecie i obserwowałam, jak krople deszczu leniwie spływają w dół. Obawiałam się, że takie właśnie będzie moje życie: w samotności, bez dzieci, bez radości z tego, co to wszystko ze sobą niesie. Moja podświadomość krzyczała, bym wyszła do ludzi, bym zaczęła żyć na nowo. Ja nigdy nie miałam na to siły ani chęci.

Mama złagodniała. Widziała, jak bardzo cierpię z powodu rozstania. Starałam się do niej uśmiechać. Nie była potworem. Nie chciałam, aby obwiniała się o moje nieszczęście. W końcu każda matka chce dla swojego dziecka jak najlepiej i pewnie myślała, że tak właśnie robi. Niestety, bardzo się pomyliła.

 

Na wieczór zostało zaplanowane przyjęcie. Nie miałam ochoty na żadne bale, gdybym mogła, siedziałabym zamknięta w swoim pokoju przez całe dnie. Postanowiłam jednak posłuchać swojej podświadomości i przynajmniej spróbować wrócić do normalnego życia.

Musiałam zacząć przygotowywać się na przyjęcie. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze – zdawało mi się, że moja dusza gdzieś przepadła, pozostawiając na ziemi jedynie ciało. Byłam blada, a moje oczy od wyjazdu Victora były ciągle spuchnięte i zaczerwienione. Wiedziałam, że bez makijażu się nie obejdzie. Udałam się do łazienki. Kąpiel była jedną z tych rzeczy, po których czułam się trochę lepiej. Aż po szyję zanurzyłam się w przyjemnie ciepłej wodzie i miałam wrażenie, jakby ściągnięto z moich pleców ogromny ciężar. Oparłam głowę o chłodną miedzianą wannę, zamykając oczy.

 

Przypomniałam sobie dzień swoich zaręczyn. Leżeliśmy nad jeziorem, nadzy i mokrzy. Dookoła nie było nikogo, panowała cisza. Tylko nasze serca biły jak szalone. Cienki rogalik księżyca nie dawał zbyt wiele światła. Głowę miałam opartą na piersi Victora, on zaś bawił się moimi mokrymi włosami.

– Kochasz mnie?

– Przecież wiesz, że kocham.

– Zrobisz dla mnie wszystko?

– Oczywiście, że zrobię.

– Czy już zawsze będziesz tylko moja?

– Nie mogłabym być nikogo innego. Byłam, jestem i będę tylko twoja.

– Gdy zachoruję, czy będziesz przy mnie?

– Tak, najdroższy. Ukoję twój ból.

– A gdy nadejdzie moja ostatnia godzina, będziesz przy mnie?

– Gdy nadejdzie twoja ostatnia godzina, i dla mnie będzie ona tą ostatnią. I wtedy będę przy tobie.

– A gdy poproszę, abyś została moją żoną, zgodzisz się?

Uniosłam się na łokciach. Patrzyłam na mężczyznę swojego życia jak na największy cud świata.

– Tak, najdroższy, zgodzę się.

Victor złapał mnie za dłoń, by móc przyciągnąć do siebie. Nasze nagie ciała przyjemnie ocierały się o siebie. Moje usta zawisły nad jego ustami.

– Charlotte… Najdroższa… Kocham cię. Słowami nie potrafię tego opisać. Obawiam się, że nie ma takich słów, by mogły wyrazić, co do ciebie czuję. Chcę, by tak wyjątkowa kobieta jak ty stała u mego boku już do końca moich dni.

Przechylił mnie tak, że nagle to ja byłam pod nim, leżąc na miękkim piachu.

– Zatem kieruję do ciebie pytanie. Tu, pod gołym niebem, w tak piękną noc chciałbym prosić cię, abyś mnie uszczęśliwiła i została moją żoną.

– Niczego w świecie nie pragnę bardziej.

Jego usta wylądowały na moich. Nasze ciała połączyły się w jedno, a serca znów przyspieszyły.

Otworzyłam oczy, wracając do smutnej rzeczywistości. Nie widziałam Victora, tylko lustro po drugiej stronie łazienki, a w nim moje odbicie. Po policzkach znowu płynęły mi łzy. Wszystkie obietnice zostały złamane.

 

Po kąpieli ubrałam się, a makijażem zakryłam ból na mojej twarzy, by z przyklejonym do niej uśmiechem, w pełni wyszykowana, opuścić sypialnię.

Czas, byś odzyskała radość z życia.

Moja podświadomość miała rację. Nie mogłam stale siedzieć zamknięta w czterech ścianach.

Przyjęcie było małe – na szczęście zaproszono zaledwie pięćdziesiąt osób. Miałam na sobie piękną, delikatną sukienkę w kolorze złota, która podkreślała moją figurę. Włosy – a raczej kilka kosmyków – upięłam z tyłu, reszta, lekko pofalowana, opadała na plecy. Stanęłam w wejściu. Parę osób na mnie patrzyło. Niektórzy mężczyźni nawet bezczelnie się wpatrywali. Nie chciałam skupiać na sobie uwagi, chciałam pozostać niezauważalna. Przeszłam w kąt sali, by być jak najmniej widoczna. Ze wszystkich sił starałam się pamiętać o uśmiechu. Nie chciałam, by ludzie mieli powody do rozmów na mój temat. Tata stanął u mego boku.

– Wyglądasz przepięknie, zresztą jak zawsze.

– Dziękuję, tato. – Spojrzałam na niego, miał dziwny wyraz twarzy. Widziałam, że chce mi coś powiedzieć. – O co chodzi? – Dobrze go znałam, coś go martwiło. Brwi miał zmarszczone, a usta zaciśnięte w wąską linię.

– Proszę, tylko się nie złość.

Na te słowa zaczęłam być zła.

– Dobrze, o co chodzi? – Obiecałam, że się nie wkurzę.

– Widzisz, bo mama chce cię komuś przedstawić.

– I o to miałabym być zła? – Mama robiła gorsze rzeczy, o które mogłabym być zła. – Przecież często mnie komuś przedstawia. – Patrzyłam na ojca, który nadal miał kwaśną minę.

– Może źle się wyraziłem. Chce ci przedstawić pewnego mężczyznę…

Zaczęłam gotować się od środka. Co ona sobie wyobrażała?! Przecież Victora nie ma niecałe dwa miesiące! Naprawdę myśli, że już jestem gotowa na nowy związek? Rozejrzałam się po sali, zobaczyłam mamę idącą w naszym kierunku razem z nieznanym mi mężczyzną.

– Czy to on? – zapytałam ojca, zanim zdążyli do nas podejść. Kiwnął jedynie głową, gdyż stanęli tuż przed nami.

– Charlotte, to jest Franciszek Chanel. Jest początkującym lekarzem. – Mama patrzyła na niego jak na Boga. – Franciszku, to jest moja córka Charlotte Sorel, o której ci opowiadałam.

Młody mężczyzna ukłonił się, całując mnie w rękę.

– Bardzo miło mi cię poznać, Charlotte. Wiele dobrego o tobie słyszałem.

Uśmiechał się, odsłaniając cały szereg białych zębów. Spodobał mi się jego uśmiech, na policzkach robiły mu się wtedy urocze dołeczki.

– Ja nie słyszałam o tobie w ogóle.

Uśmiech zszedł mu z twarzy, a matka spiorunowała mnie wzrokiem. Cóż ja takiego powiedziałam? Przecież samą prawdę. Wywróciłam oczami, niech jej będzie. Trochę się zabawię. Niech jej się wydaje, że ot tak zapomnę o Victorze.

– Dobrze, może czas to zmienić… Zatańczymy?

Rzadko kiedy – a raczej nigdy – kobieta prosiła mężczyznę do tańca, lecz ten biedny Franciszek był tak speszony moją postawą, że zapewne nie był w stanie mnie o to poprosić.

– Z przyjemnością. – Wyciągnął do mnie rękę, po czym wyszliśmy na parkiet.

 

Przyjęliśmy pozycję do tańca, mieliśmy cały parkiet dla siebie. Podniosłam głowę, aby dokładnie się przyjrzeć mężczyźnie. Bardzo zdziwiło mnie to, że wpierw nie zauważyłam jego urody. Był bardzo przystojny. Jego gęste blond włosy – lekko uniesione, z przedziałkiem na boku – pasowały do ciemnoniebieskich oczu i jasnej karnacji. Jednak moją uwagę przykuły jego usta. Zdawały się takie miękkie i delikatne, o jasnoróżowej barwie. Zaczęłam się zastanawiać, jak smakują. Potrząsnęłam głową, aby wyrzucić tę myśl z głowy. Nie odrywał ode mnie oczu.

– A więc jesteś lekarzem? – zaczęłam rozmowę.

– Nie do końca, uczę się być lekarzem. Jeszcze długa droga przede mną.

– Jakiś konkretny kierunek? – Posłałam mu słodki uśmiech.

Widziałam, że był mną oczarowany. Nie potrafił tego ukryć.

– Chciałbym głównie leczyć serca, poszerzyć zakres wiedzy na ten temat.

– Mężczyzna od złamanych serc?

Na jego policzkach znowu pokazały się dołeczki.

Oczarował mnie nimi, zdecydowanie dodawały mu uroku.

– Takie też potrafię wyleczyć. – Uśmiechał się do mnie zalotnie.

Muszę przyznać, że moja matka miała dobry gust. Nie był może tak umięśniony jak Victor, ale jego sylwetce również niczego nie brakowało.

– Jestem tego bardzo ciekawa. I jako lekarz zapewne wiesz, że zdarzają się przypadki skrajnie beznadziejne i nie zawsze da się wyleczyć pacjenta.

– My, lekarze, jesteśmy ludźmi wiary. Wierzę, że nie ma takiego serca, którego nie da się wyleczyć. Wierz mi, Charlotte, jestem bardzo upartym człowiekiem i jeżeli pacjent chce wyzdrowieć, ja mu w tym pomogę.

Patrzyłam w oczy koloru oceanu. Słuchając jego słów, zaczęłam się zastanawiać, czy jako beznadziejny przypadek chciałam być osobą wyleczoną. Postanowiłam to sprawdzić. Rozejrzałam się po sali – inne pary dołączyły do nas w tańcu, w tym moi rodzice. Zauważyłam, że nam się przyglądają. Wzrokiem wróciłam do Franciszka. Nim doszło do mnie, co chcę zrobić, rękę, którą miałam na jego ramieniu, położyłam na karku, przyciągając go do siebie. Pocałowałam go. Tak jak myślałam, jego usta smakowały niebiańsko, smakowały winem – słodkim winem. Franciszek, który wpierw był mocno zdziwiony moim pocałunkiem, teraz objął dłońmi moją twarz, odwzajemniając słodycz pocałunku. Szybko jednak oderwałam usta od jego ust, patrząc mu prosto w oczy, które niesamowicie pięknie błyszczały. Gdy dotarło do mnie, co zrobiłam, zapragnęłam tylko uciec.

– Przepraszam. – Wyrwałam się z jego objęć.

– Nie uciekaj! – Próbował jeszcze złapać mnie za dłoń, ale nie udało mu się.

 

Ze spuszczoną głową opuściłam przyjęcie. Doskonale wiedziałam, gdzie mogę się ukryć. Szybkim krokiem ruszyłam pod „nasze drzewo”. Usiadłam na pniu, wdychając głęboko świeże powietrze. Dłonią dotknęłam ust. Ust Victora, które całował inny mężczyzna. Czułam się, jakbym go zdradziła. Tylko czy można zdradzić osobę, z którą nie jest się w związku? Ciągle czułam na ustach smak Franciszka. Przeszył mnie tak dobrze znany mi dreszcz. Przez tyle lat nie obejrzałam się na żadnego mężczyznę. Victor był moją pierwszą miłością. Nawet do głowy by mi nie przyszło, że mógłby spodobać mi się ktoś inny. Victora brałam za ideał, a teraz ten jeden pocałunek zmienił wszystko. Zrozumiałam, że nie muszę być sama – że są inni mężczyźni, dla których mogłabym stracić głowę. Czyżbym chciała być wyleczona właśnie przez Franciszka? Czy może uciekłam właśnie dlatego, że nie chciałam dać sobie pomóc?

– Może przestraszyłaś się właśnie tego, że Franciszek mógłby zająć miejsce Victora?

Ze smutkiem przyznałam mojej podświadomości rację. Bałam się. W głębi serca miałam nadzieję, że Victor po mnie wróci.

Spojrzałam w rozgwieżdżone niebo. Przypominało oczy Franciszka, które błyszczały pięknie jak gwiazdy na niebie. Nie miałam ochoty wracać na przyjęcie. Franciszkowi należały się jednak wyjaśnienia. Podniosłam się na równe nogi. Wzięłam głęboki oddech. Czas stawić czoła wyzwaniom.

 

Gdy przyszłam do sali, rodzice siedzieli przy stole ze swoimi znajomymi, którzy byli naszymi bliskimi sąsiadami. Nigdzie jednak nie widziałam Franciszka. Obawiałam się, że upokorzony moim zachowaniem opuścił przyjęcie. Podeszłam do stolika rodziców.

– Witam. – Uśmiechnęłam się do zebranych gości. – Przepraszam, że przerywam, ale czy mogę cię, mamo, prosić na chwilę?

Uśmiechała się, ale widziałam w jej oczach złość. Nie podobało jej się to, co zrobiłam. Na tę chwilę nie chciałam jednak o tym myśleć. Przeprosiła gości i z gracją wstała od stołu. Odeszłyśmy trzy kroki, aby nie przeszkadzać w rozmowie.

– Zanim coś powiesz, powiedz mi tylko: czy wiesz, gdzie jest Franciszek? Muszę go przeprosić.

– Już myślałam, że nie przyjdziesz. Z tego, co wiem, Franciszek udał się do ogrodu. Myślał, że tam cię znajdzie.

Odetchnęłam z ulgą. Cieszyłam się, że mnie szukał i nie opuścił przyjęcia.

– Dziękuję.

Już chciałam odejść i wtedy mama złapała mnie za nadgarstek.

– To naprawdę dobry chłopak. Nie baw się nim. Jeżeli nie jesteś gotowa na nowy związek, po prostu go zostaw. – Mama miała rację. Chciałam go przeprosić i zakończyć znajomość, która nie miała przyszłości.

– Dobrze, mamo.

Wyciągnęłam rękę z jej dłoni, udając się wprost do wyjścia. Wcześniej jednak minęłam stolik z alkoholami. Wzięłam ze sobą dwa kieliszki i całą butelkę czerwonego wina Château Pétrus. Coś czułam, że wino może się przydać. Z kieliszkami w dłoni i winem ruszyłam na poszukiwania Franciszka.

 

Spacerowałam chwilę po ogrodzie, zanim go zobaczyłam. Siedział na ławce. Był pochylony, ręce miał oparte o uda, a palce splecione. Patrzył w niebo. Przyglądałam mu się – oświetlał go jedynie blask księżyca. Był przeciwieństwem Victora, a jednak coś mnie w nim pociągało, a raczej coś mnie do niego przyciągało. Podniósł się z ławki, gdy usłyszał moje kroki.

– Jesteś. Już myślałem, że się nie zjawisz.

Uśmiechnęłam się do niego.

– Napijesz się? – Wyciągnęłam przed siebie wino.

– W takim towarzystwie z wielką przyjemnością. – Ręką wskazał ławkę, na której usiadłam, po czym dołączył do mnie.

 

Podałam mu wino, ja trzymałam kieliszki, które po chwili były wypełnione tym wyśmienitym trunkiem. Wzięliśmy pierwszy łyk, rozkoszując się jego kwiatowym posmakiem. Postanowiłam, że odezwę się pierwsza.

– Należą ci się przeprosiny. – Było mi naprawdę wstyd za moje zachowanie.

– Za co? – Zdawał się rzeczywiście nie wiedzieć, za co chcę go przeprosić.

– Jak to: za co? Za tak śmiały pocałunek i za to, że wyszłam, zostawiając cię na parkiecie.

– Nie przepraszaj mnie za pocałunek. Chciałem ci za niego podziękować. W życiu nie przeżyłem nic bardziej przyjemnego. Tym jednym drobnym gestem wywróciłaś mój świat do góry nogami. – Ujął moją dłoń, patrząc mi w oczy.

– Franciszku – zaczęłam pomału. – Nie wiem, czy wiesz, ale jakiś czas temu przeszłam bolesne rozstanie. Nie jestem gotowa na kolejny związek. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy tamten w ogóle się zakończył. – Wypiłam kolejny łyk wina. Czekałam, aż coś powie. Liczyłam, że zrozumie.

– Wiem o tym, że Victor cię opuścił, i szczerze go nie rozumiem… Jak mógł cię zostawić… Gdybyś była moja… Nigdy w życiu nie wypuściłbym z rąk takiej kobiety jak ty.

– Znasz Victora?

– Tak, poznaliśmy się w szkole żołnierskiej, jednak nigdy za sobą specjalnie nie przepadaliśmy.

– Za to ja byłam z Victorem naprawdę blisko. Miał być ślub, a on tak po prostu… – Przerwałam, nie chciałam o nim rozmawiać.

– Chciałbym poznać cię bliżej… Nikt nie każe nam od razu być parą. Chciałbym uleczyć twoje złamane serce.

Wino sprawiło, że stałam się odważniejsza. Moja podświadomość próbowała mnie ostudzić, krzycząc, że jest na to za wcześnie. Uciszyłam ją. Odchyliłam się od niego, aby spojrzeć mu prosto w oczy. Przełożyłam kieliszek z winem do lewej ręki, by dotknąć jego policzka – przejechałam po nim palcami. Zamknął na chwilę oczy, rozkoszując się moim dotykiem. Nim zdążył je otworzyć, ustami objęłam jego dolną wargę. Wino, które piliśmy, było wytrawne, ale na jego ustach smakowało jak najsłodszy miód. Wypuścił kieliszek z ręki – głośno roztrzaskał się na skałach. Objął mnie w talii, przyciągając do siebie. Serce podeszło mi do gardła, a ciało przeszły dreszcze. Na chwilę zapomniałam o smutku i wielkiej dziurze w sercu. Rozkoszowałam się nowym uczuciem, które całkowicie mnie pochłonęło. A to wszystko za sprawą jednego pocałunku, jednego wieczoru. Przerwałam pocałunek i odsunęłam się kawałek. Przejechałam językiem po wargach – uśmiechnął się, gdy to zobaczył.