Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Stracone pokolenia, czyli co robią studenci za Twoje pieniądze - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Stracone pokolenia, czyli co robią studenci za Twoje pieniądze - ebook

Jeśli myślałeś, że pilni studenci kształcą się, by mieć lepszą przyszłość, to chyba nigdy nie byłeś na polskiej uczelni. Jeśli ciekawi Cię, jak można zostać inżynierem bez nauki i jak dziś kształci się w Polsce studentów, to ta książka jest dla Ciebie.

Nie ma tu gładkich zdań, propagandowych formułek i mydlenia oczu. Jest za to przerażająca prawda, która nie raz Cię zaskoczy. Wejdź do świata szalonych imprez, wyproszonych ocen, ściągniętych egzaminów i zaliczeń, podczas których wiedzę liczy się butelką czegoś mocniejszego. Tutaj nikt nie ma zahamowań; każdy za to chce wyciągnąć dla siebie jak najwięcej.

Uwaga! Czytasz na własną odpowiedzialność…

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8147-876-2
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ŚLUBOWANIE

Jako świadomy obowiązków student ślubuję uroczyście:

– zdobywać wytrwale wiedzę i umiejętności,

– dbać o godność studenta i dobre imię mojej Uczelni,

– przestrzegać zasad współżycia społeczności akademickiej i przepisów obowiązujących na Uczelni

Młodym ludziom, szukającym własnej drogi w życiu

„Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”

Kanclerz Jan Zamoyski

Czy zastanawialiście się kiedyś, dlaczego na polskich uczelniach jest aż tak źle?

Dlaczego nasze uczelnie od lat nie mają żadnych znaczących osiągnięć naukowych, może nie licząc grafenu?

Dlaczego najlepsza polska uczelnia zajmuje miejsce dopiero w czwartej setce międzynarodowych rankingów szkół wyższych?

Dlaczego jedyne, na co je stać, to wypuszczanie co roku tabunów niedouczonych półdebili bez żadnej konkretnej wiedzy i o żenująco niskim poziomie kultury?

Przyczyn jest wiele i są złożone, ale stawiam tezę, że dzieje się tak głównie z powodu przyzwolenia na nieróbstwo, wtórność i bylejakość, zarówno studentów, jak i kadry uniwersyteckiej, a co za tym idzie, nauczania i prowadzonych badań naukowych.

Nasze uczelnie trawione są rakiem lenistwa intelektualnego i konformizmu.

Przyczyn, oprócz tych wynikających z mentalności, należy szukać również na poziomie państwa jako właściciela i podmiotu finansującego uczelnie.

System finansowania uczelni wyższych w Polsce jest zły i skrajnie nieefektywny. Prowadzi do wielu patologii oraz do GIGANTYCZNEGO marnotrawstwa. Niewątpliwie przed chcącymi dokonać koniecznych reform władzami oświatowymi ogromna praca do wykonania.

Imiona, nazwiska, inicjały i nazwy miejscowości zostały zmienione.

Starałem się unikać przekleństw i wulgaryzmów, jednak w niektórych momentach były niestety konieczne, żeby w pełni oddać miałkość większości z nas i język, jakim posługują się studenci.

Tabele z ocenami z poszczególnych semestrów nie uwzględniają wszystkich przedmiotów realizowanych w toku studiów, a jedynie te, które opisuję.

Jeśli dane pole w tabeli jest puste, to znaczy, że z tego przedmiotu było tylko zaliczenie lub tylko egzamin.

Jeśli chcecie dowiedzieć się, jak wygląda dzisiaj studiowanie i jakie są cele, aspiracje i marzenia studentów, to dobrze trafiliście.

***

Siedzę pod salą i czekam.

Cholernie się denerwuję. Razem ze mną bronią się jeszcze trzy inne osoby. Według listy to ja miałem wchodzić pierwszy, ale oczywiście zaspałem i mimo że na uczelnię podwiozła mnie mama, która specjalnie na ten dzień wzięła urlop (wcześniej nie mogła mnie obudzić, bo była na zakupach), to i tak spóźniłem się dwadzieścia minut. Nie wiem, kto był bardziej na mnie wkurzony – mama czy potem promotor. Chyba jednak najbardziej byłem wkurzony sam na siebie, bo jak sobie pomyślałem, że całe trzy i pół roku studiów, tyle czasu i przede wszystkim pieniędzy miałoby teraz pójść na marne przez jakieś trywialne zaspanie, to trafiał mnie szlag. Kiedy w końcu zziajany dobiegłem pod salę, w środku była już druga osoba.

– Siee… siee… sieemaa – wychrypiałem do Łukasza i dziewczyny, której imienia uparcie nie mogłem zapamiętać, mimo że przedstawiała mi się już chyba z pięć razy. Milena? Malwina? Marlena? Wiedziałem, że coś na „M”, ale głupio mi było po raz kolejny o to pytać. Tych dwoje, plus będąca w tym momencie w sali Weronika, broniło się razem ze mną.

– Siema, Jachu – odparł Łukasz. – Co ty, biegłeś na to siódme piętro? Ale się spociłeś, na plecach to masz normalnie mapy województw!

Obrona odbywała się w gabinecie naszego promotora na siódmym piętrze.

Chciałem mu się jakoś odgryźć, ale nie mogłem złapać tchu. Chyba muszę rzucić palenie.

– Zaspałem – odrzekłem po chwili. – Dobrze, że tylko jedna winda się zepsuła, bo faktycznie musiałbym biec. Dawno weszła Weronika?

– Z pięć minut temu – stwierdziła Malwina/Marlena/Milena.

– A tobie jak poszło?

– Dobrze, chyba dobrze. Odpowiedziałam na wszystkie pytania, więc myślę, że czwórka powinna wjechać.

– To dobrze – mruknąłem pod nosem i usiadłem obok.

Trochę mi już przeszło. Tak się zasapałem, że na chwilę zapomniałem, po co ja tam właściwie idę, i dzięki temu aż tak się nie denerwowałem. Jednak teraz nerwy wróciły, a ja siedziałem jak kołek i nie mogłem z tym nic zrobić.

Ehh, gdyby to był normalny egzamin. Nigdy co prawda nie zdarzyło mi się pić przed ustnym, ale przed pisemnym już tak. Nie dużo, tylko trochę, na odwagę. Czasem działało, bo dzięki temu mniej się bałem ściągać. Ale nawet na pisemnym nie można było przesadzać, żeby ktoś od ciebie nie wyczuł. W końcu wykładowcy też najczęściej za kołnierz nie wylewają.

Przypomniała mi się matura. Jak bardzo wtedy zżerał mnie stres. Do tej pory zawsze dzieliłem życie na okresy przed i po maturze, która z jednej strony była zakończeniem pewnego etapu, a z drugiej początkiem prawdziwej dorosłości, czyli studiów. Tak jak w historii dzieli się czas na przed naszą erą i naszą erę, tak dla mnie taką cezurę stanowiła dotąd matura.

Zanim do niej przystąpiłem, wszyscy mi powtarzali, że wszelkie sprawdziany, testy i kartkówki to pikuś w porównaniu do matury. Podświadomie zacząłem więc myśleć o egzaminie dojrzałości jako czymś wielkim i trudnym, ale też ważnym i podniosłym. I faktycznie, było z tym trochę zachodu. Post factum stwierdziłem jednak, że nie było się czego bać.

Potem, już na studiach, okazało się, że każda pojedyncza sesja jest dużo gorsza od matury, więc trochę mi się zmieniła optyka.

Teraz wychodzi na to, że sesja to tak naprawdę nic innego, jak część składowa obrony, bo na obronie mogą cię zapytać o WSZYSTKO, to znaczy o cały materiał, który był przerabiany przez siedem długich semestrów. Wszystko to masz mieć w paluszku, bo przecież nie wiesz, o co spytają członkowie komisji.

Był tu jednak pewien haczyk. Dla mnie wyjątkowo szczęśliwy. Okazało się, że nasz promotor jest na tyle spoko, że podał nam wszystkie pytania na tydzień przed obroną. A nawet jeszcze lepiej – pozwolił nam samodzielnie wybrać pytania, które chcemy mieć zadane na obronie. „A pan w czym się dobrze czuje?” – zapytał mnie wtedy. „W sumie to w niczym” – miałem ochotę odpowiedzieć. Ale w końcu rzuciłem mu trzy obszary tematyczne, w których czułem się jako-tako, bo „dobrze” to za dużo powiedziane. „OK, może być”. I tyle. O resztę miałem się nie martwić.

Mimo to jednak się denerwowałem. A co, jeśli zapomniał? A co, jeśli tylko mnie podpuszczał? A co, jeśli…? Te „jeśli” mnożyły się w mojej głowie, przez co sam niepotrzebnie się nakręcałem. Przecież miałem już z nim zajęcia; wiedziałem, że jest w porządku i raczej nie wystawia ludzi. Coś jednak nie dawało mi spokoju i nie mogłem przestać o tym myśleć.

Z tego, co wiedziałem, to z pozostałą trójką kwestia pytań na obronie została załatwiona w ten sam sposób. I, według słów będącej już po Malwiny (Marleny/Mileny), dostała dokładnie te wcześniej uzgodnione. A co, jeśli… dla mnie zachce mu się zrobić wyjątek?

Z tych defetystycznych rozmyślań wyrwało mnie nagłe otwarcie drzwi.

Z gabinetu promotora wyszła Weronika.

Cała w skowronkach, więc od razu było wiadomo, jak jej poszło. Jednak dla formalności spytaliśmy: „no i jak?”.

– Dobrze, odpowiedziałam na wszystkie pytania – odrzekła.

– A dostałaś te same? – drążyłem.

– Jakie te same? – Chyba zdążyła się już na tyle rozluźnić, że nie skumała, o co mi chodzi.

– No te same, co wcześniej z nim uzgodniłaś – wyjaśniłem.

– Ciszej! – syknęła Wera i posłała mi piorunujące spojrzenie, bo drzwi były nadal otwarte i wszystko było słychać.

– Zapraszamy kolejną osobę! – dobiegł głos z pokoju.

Łukasz wstał i powoli wszedł do środka.

Widać było, że też jest zdenerwowany, ale w przeciwieństwie do mnie nie dawał tego aż tak po sobie poznać.

– Powodzenia! – rzuciłem, zanim zamknął drzwi.

– To co z tymi pytaniami? – spytałem, patrząc ponownie na Werę, która zaczęła już w tym czasie trajkotać z Marleną (doszedłem do wniosku, że chyba to jest jej prawdziwe imię).

– Tak, dali te same – odparła. – Chyba niepotrzebnie uczyłam się aż dwa tygodnie.

Dwa tygodnie?!

Te słowa chyba miały dodać mi otuchy, ale wywołały dokładnie odwrotny skutek.

Nie pamiętam, żebym kiedyś tyle się uczył. Jakbym to zliczył, to nawet do tej obrony uczyłem się może ze trzy dni, bo w międzyczasie musiałem jeszcze załatwić wizę.

Nagle poczułem się kompletnie wyprany z wszelkiej wiedzy, myśli i wyższych uczuć. Pozostał tylko strach. Zupełnie tak, jakbym się tu znalazł przypadkowo; szedł facet ulicą i spontanicznie zawędrował na uczelnię, na której akurat trwała obrona pracy inżynierskiej. No tak, ale gdyby rzeczywiście tak było, to bym się nie bał. Ktoś, kto beztrosko idzie przed siebie, najczęściej nie zdaje sobie sprawy z zagrożeń czyhających na niego tuż za rogiem.

Czułem, że zaraz oszaleję. Po jaką cholerę w ogóle tu siedzę? Przecież nie zasłużyłem na ten tytuł, nie zapracowałem na niego! Przez całe studia ściągałem, oszukiwałem, kupowałem prace i w ogóle kombinowałem, jak mogłem, byle tylko nie musieć się uczyć. A teraz mam z pełną powagą stanąć przed tą zasraną komisją i bronić pracy, którą też napisał za mnie ktoś inny?!

Musiałem z kimś pogadać. Weronika z Marleną wesoło o czymś szczebiotały, nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi. Chciałem o coś zapytać, obojętnie o co, byle tylko przerwać moje koszmarne, milczące rozmyślania.

– A kto jeszcze jest w komisji oprócz niego? – rzuciłem w ich stronę, bez precyzyjnego wskazania adresata.

– Daj już spokój, wejdziesz, to się przekonasz! – ofuknęła mnie Wera.

Wróciły do swojego szczebiotania.

Kiedyś mnie lubiły, ale to było dawno i nieprawda. Zresztą trudno się dziwić. Po tym, co zrobiłem Kasi, chyba wszystkie dziewczyny w grupie uważały mnie za gnojka i tępiły na każdym kroku.

Chciałem wyjść na zewnątrz zapalić, ale akurat skończyły mi się papierosy. Może lepiej. Nie wiadomo, czy w międzyczasie nie zepsułaby się druga winda i nie musiałbym się faktycznie wspinać po schodach na to siódme piętro.

Wyobraziłem sobie, że jestem już po. Siedzimy całą rodziną w salonie i świętujemy. Rodzice, babcia i ja. Jest nawet Robert, mój starszy o dwa lata brat, który wyprowadził się już z domu, ale powiedział, że zwolni się z pracy trochę wcześniej i też przyjedzie. Jemy tort, sączymy whisky. Wszyscy serdecznie mi gratulują, rodzice wyraźnie pękają z dumy, że w końcu mają syna inżyniera. Robertowi się nie udało, ale mi już tak. Naprawdę jest się z czego cieszyć.

Drzwi się otworzyły i wyszedł z nich Łukasz. Nie był już taki twardy, miał wyraźnie zmęczoną twarz i wyglądał, jakby zeszło z niego powietrze.

I wtedy w końcu padło polecenie: „Zapraszamy kolejną osobę!”.

Trudno. Co ma być, to będzie!

Wstałem i dziarsko ruszyłem przed siebie (albo tak mi się tylko wydawało). Pozostali nie zwracali na mnie uwagi; oni byli już po drugiej stronie, mieli to za sobą. Zazdrościłem im. Postanowiłem pokazać, na co mnie stać.

– Dzień dobry! – przywitałem się grzecznie z komisją.

– Dzień dobry, panie Janie! – odparł mój promotor. – Proszę usiąść.

Chwilę trwało, zanim dopełnił formalności, a ja w tym czasie rozejrzałem się po jego gabinecie. Malutki pokoik, jakieś dwa na trzy metry. Biurko, kilka krzeseł, szafka na książki i dokumenty. Na biurku leżał zamknięty laptop i stała filiżanka z niedopitą kawą. Całość utrzymana w stylu późnego PRL-u. Jedyne, co mi się tu podobało, to widok z okna. Był naprawdę kozacki; większość Starego Miasta i kawałek rzeki miałem jak na dłoni.

– Pan Jan Nowicki, praca pt. Projekt koncepcyjny systemu produkcji pojazdów szynowych.

Po czym, zwracając się do mnie, rzekł:

– Słuchamy.

Zacząłem się produkować. Na początku trochę zżerała mnie trema, ale po chwili złapałem swój rytm i opowiadałem już w miarę płynnie. Trwało to może z pięć minut, aż w końcu promotor podniósł z zadowoleniem rękę i powiedział:

– Wystarczy! Widać, że pan to umie i że się pan przygotował.

Pierwsza runda za mną.

Miałem ochotę głośno się roześmiać. Faktycznie z pracy byłem przygotowany dobrze, ale przecież to nie ja ją napisałem. Teraz jeszcze tylko pytania. Powinno już być z górki, bo przecież tych trzech rzeczy, które wcześniej mu podałem, też trochę się uczyłem, więc coś w tej głowie pewnie mi zostało.

– No dobrze, to co nam pan powie o systemie ERP? – usłyszałem.

CO, KURWA?!

Przecież tego nie miało być! Mieli mnie zapytać o coś zupełnie innego, choć w tej chwili nie pamiętałem nawet o co. Dobrze, że akurat siedziałem, bo momentalnie poczułem, jak tracę władzę w nogach. Zacząłem się intensywnie pocić.

Faceta, który zadał mi to pytanie, widziałem po raz pierwszy w życiu. Wyglądał nieciekawie. Łysy, z wieśniackim wąsem i w okularach tak grubych, że chyba były robione z den butelek. Brzuch, który nosił przed sobą, wskazywał ponadto, że nie jest wielbicielem aktywności fizycznej.

Spanikowany, kompletnie nie wiedziałem co odpowiedzieć. Czy można prosić telefon do przyjaciela?

– System ERP jest to taki system, który… eeeeee… pozwala… yyyy… dysponować…

– Zarządzać – wszedł mi w słowo promotor, aczkolwiek niezłośliwie.

Skinąłem mu głową w podziękowaniu.

– Tak… który pozwala zarządzać zapasami w przedsiębiorstwie – przypomniało mi się.

– A coś więcej? – dopytywał łysy.

– Niestety, nie pamiętam wiele więcej – powiedziałem przepraszająco.

– Przejdźmy wobec tego do kolejnego pytania – przejął inicjatywę promotor. – Ile rodzajów łożysk kulkowych wyróżniamy?

– Trzy – odparłem bez wahania. – Zwykłe, skośne i wahliwe.

Z tego akurat byłem przygotowany, bo było to jedno z pytań, które MIAŁO się pojawić.

Pociągnąłem ten temat, bo skoro wiedziałem, mogłem chwilę na tym popłynąć i spróbować zmazać kiepskie wrażenie, które powstało po pierwszym pytaniu.

Kolejne też było kompletnie z czapy. Coś tam wydukałem, choć niewiele.

Jak się okazało, przyczyną całego tego zamieszania było zgubienie kartki z pytaniami dla mnie przez promotora, dlatego i ja, i oni musieliśmy improwizować. Ale tego dowiedziałem się dopiero kilka tygodni po obronie. Tak samo jak tego, że pierwotnie w komisji miały być zupełnie inne osoby, które jednak z jakichś powodów nie przyszły.

Dlaczego nie mogło być tak jak u Michała, mojego kumpla z grupy? Jak przed obroną poszedł do swojego promotora, tamten położył przed nim na biurku listę tematów, wręczył długopis, po czym wychodząc z sali, powiedział: „Proszę zostawić swój ślad na liście”. I Michał zostawił. Czy tak by nie mogło być też u mnie?

– No dobrze, to by było wszystko. Dziękujemy panu bardzo. Za chwilę podamy wyniki.

Wstałem i posłusznie wyszedłem na korytarz.

– Ale jesteś blady – stwierdził Łukasz. – Aż tak źle ci poszło?

– Noo – mruknąłem.

Nie miałem złudzeń. Jeśli w ogóle zdam, to na więcej niż trójkę nie mam co liczyć.

Nie pozostawało nic innego jak siedzieć i czekać na wynik.Semestr I

Na studia dostałem się z palcem w dupie, tak jak wszyscy moi koledzy z klasy. Ostatecznie skończyłem „szóstkę”1, a tam nie przyjmowali ludzi, którzy mieli pod górkę do szkoły. Nawet nie wyobrażałem sobie, że mógłbym się nie dostać. To już byłby prawdziwy blamaż! Starzy by mnie chyba wydziedziczyli…

Jednakże miałem w grupie wiele osób, które musiały dać w łapę, żeby się dostać. I, co najlepsze, otwarcie się do tego przyznawały. Komu? Nie wiem, aż tacy otwarci nie byli. Ale przypuszczam, że ich rodzice po prostu poszli do dziekana z odpowiedniej grubości kopertą i sprawa załatwiona. Wbrew pozorom nie były to wcale odosobnione przypadki. Że nie kłamali, mam praktycznie pewność, bo wypiliśmy razem przez te pięć lat morze wódki i zdążyłem ich dobrze poznać.

Na kierunku zarządzanie i inżynieria produkcji, na który poszedłem, jeśli ktoś nie miał 30% z rozszerzonej matury z matematyki, to przez dwa ostatnie tygodnie wakacji musiał chodzić na zajęcia wyrównawcze. Codziennie po dwie godziny. Więc chodziłem. Chociaż może to za dużo powiedziane. Poszedłem na pierwsze, zapoznałem się z kilkoma kolegami. Od razu się umówiliśmy na imprezę, jeszcze tego samego dnia. Impreza trochę wymknęła się spod kontroli, więc trzy następne noce spałem u jednego z nowo poznanych kolegów. Na zajęciach wyrównawczych więcej się nie pojawiliśmy. Na szczęście okazało się, że nie ma z nich żadnego zaliczenia, choć co bardziej gorliwi w nauce koledzy regularnie nas nim straszyli. Doszliśmy potem do wniosku, że to był pierwszy sprawdzian dla polibudy, na ile można sobie pozwolić. A certyfikat ukończenia tych zajęć wyrównawczych i tak w końcu dostaliśmy.

Ciężko mi się było przestawić z powrotem na ten szkolny tryb, po najdłuższych wakacjach w życiu i kompletnie nie miałem ochoty się uczyć. W dodatku nie byłem wcale pewien, czy chcę zostać na tym kierunku. Ogólnie miałem, jak to mówiliśmy, wyrąbane. Na rezultat nie trzeba było długo czekać. Skończyłem semestr z trzema warunkami2. Nie żeby sesja była jakaś specjalnie skomplikowana, a ja pomimo wielu prób nie mogłem jej zdać. Przychodziłem po prostu na tak zwanego waleta, czyli „jakoś to będzie”.

Co by nie powiedzieć o politechnice, to na pierwszym i drugim roku faktycznie jest przesiew i ci mniej wytrwali odpadają. Wcale nie najgłupsi, tylko właśnie najmniej wytrwali. Żeby skończyć te studia, nie trzeba być geniuszem, tylko trzeba chcieć. Za wszelką cenę. Dlatego przez pierwsze dwa lata odpadło najwięcej ludzi.

Dwoma najtrudniejszymi przedmiotami były matematyka i fizyka techniczna. Na ten pierwszy faktycznie trzeba się było nauczyć i nie było zmiłuj. Z fizyką było trochę łatwiej, bo egzamin pisaliśmy w dużej sali z szerokimi kolumnami, w której łatwo było ściągać. Ja sam zdałem za trzecim razem, czyli nie tak źle. Niektórzy zdawali po pięć, sześć razy. To były ostatnie lata indeksów papierowych, więc wszystko zależało od dobrej woli wykładowcy i siły perswazji studenta. No i oczywiście od zwykłego szczęścia.

Pamiętam, jakiego szoku doznałem, kiedy odkryłem, że nie zawsze tak było. Wracam kiedyś do domu po uczelni, akurat miałem sesję i przy obiedzie mama zapytała mnie o egzaminy, czy jak dotąd wszystkie zaliczone.

– Nie, jak na razie mam trzy poprawki.

– Ile?! Przecież ty wylecisz z tych studiów!

– Niby dlaczego? Przecież to jest zupełnie normalne, większość ludzi ma poprawki.

– Jak to? Co ty mówisz?!

– No normalnie, jak oblejesz jakiś egzamin, to jeszcze masz co najmniej dwa terminy poprawkowe. Jeśli wykładowca jest w porządku, to nawet więcej.

– W porządku? To ma być niby w porządku wykładowca, że niczego nie wymaga i nie trzyma żadnej dyscypliny? Za moich czasów w ogóle nie było czegoś takiego jak poprawka. Jak ktoś nie zdał egzaminu, to po prostu wylatywał ze studiów i tyle.

– Jak to? Co ty mówisz?! – Teraz ja byłem zszokowany. – Nie mieliście w ogóle żadnych poprawek? To jak wy studiowaliście?

– Normalnie, po prostu trzeba się było uczyć.

Miałem potem jeszcze wiele takich rozmów.

------------------------------------------------------------------------

1 Jedna z najlepszych szkół średnich w regionie.

2 Na Politechnice ilość tzw. warunków, czyli warunkowych zaliczeń przedmiotu, nie jest ograniczona, jeśli tylko student osiągnie minimalną wymaganą ilość punktów ECTS – 18 z 30.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: