Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Inspiracja - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
31 maja 2020
Ebook
36,00 zł
Audiobook
39,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
36,00
Najniższa cena z 30 dni: 26,90 zł

Inspiracja - ebook

Pisanie opowiadań kryminalnych jest dla 23-letniego Oskara formą terapii pomagającą zapomnieć mu o dramacie z przeszłości. W poszukiwaniu inspiracji młody mężczyzna udaje się na pogrzeb brutalnie zamordowanej nastolatki. Tam poznaje Luizę, piękną dziewczynę z wyższych sfer, która wkrótce odmieni jego życie.

Tymczasem pojawiają się doniesienia o kolejnych ofiarach seryjnego mordercy, ochrzczonego przez dziennikarzy mianem Łowcy Nimfetek. Oskar, zbliżając się do Luizy, odkrywa zaskakujące poszlaki, łączące ludzi z jej otoczenia z serią makabrycznych morderstw. To rozpętuje lawinę zdarzeń, których finału nikt nie jest w stanie przewidzieć.

Zamierzał wezwać policję, nie mógł postąpić inaczej. Natrafienie na trupa to nie kradzież czy bójka. Ale najpierw podniósł rękę z telefonem i zrobił zdjęcie, potem kolejne i jeszcze kilka… Kradziony sprzęt wreszcie się na coś przydał. Chłopak zafundował zwłokom całą sesję fotograficzną. Potem zalogował się na swojego Fejsa, założył też nowe konta na każdym portalu społecznościowym, jaki przyszedł mu do głowy. Tak zaczął się gigantyczny proces publikowania, udostępniania, lajkowania i komentowania, aż w końcu martwa Marysia Trelecka zyskała taką sławę, o jakiej nawet nie śniła za życia.

Świat zła Adriana Bednarka fascynuje od samego początku!
Mroczna rozrywka, która nie pozwala nawet na chwilę oddechu.
Polecam
Max Czornyj

Adrian Bednarek jednocześnie przeraża i zachwyca. Talent!
Polecam
Marta Guzowska

Adrian Bednarek - Urodzony w 1984 roku w Częstochowie. Zapalony fan sportu żużlowego. Uwielbia pisać historie, w których głównymi bohaterami są skomplikowane czarne charaktery. Autor docenionej przez czytelników serii thrillerów (Pamiętnik Diabła, Proces Diabła, Spowiedź Diabła, Wyrok Diabła) o Kubie Sobańskim, prawniku i seryjnym mordercy z Krakowa oraz powieści Skazany na zło, Pasażer na gapę i Córeczki. Pisanie uważa za swój największy nałóg.


Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8147-939-4
Rozmiar pliku: 2,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Ciało dziewczyny zostało podrzucone przed metalowym płotem okalającym teren firmy zajmującej się produkcją komponentów obuwniczych. Firma mieściła się przy drodze wylotowej na obrzeżach pięćdziesięciotysięcznego miasta. Ciemna okolica, brak latarni, gęsty las w sąsiedztwie. Dziewczyna liczyła nie więcej niż siedemnaście lat. Za życia była piękną blondynką o długich, kręconych włosach. Miała słodką buzię, nienaganną figurę, niebieskie oczy i całe życie przed sobą. Po śmierci jej delikatnie opalona skóra wyblakła, tworząc nieprzyjemny kontrast ze złotym kolorem włosów i wściekle czerwoną szminką na ustach. Barwy życia mieszały się z barwami śmierci. Dziewczyna miała otwarte oczy.

Witold Borkowski był podrzędnym pracownikiem. Po latach służby w milicji, a potem policji, dorabiał do marnej emerytury, pełniąc funkcję nocnego stróża. Cała jego praca polegała na przesiadywaniu w budce postawionej obok głównego budynku firmy. Nie niosła ze sobą dużego ryzyka. Teren ogrodzony był płotem, a przed najważniejszymi budynkami zainstalowano lampy z czujnikami ruchu. Wejść do budynków dodatkowo strzegło czujne oko kamery. Do obrony przed potencjalnymi złodziejami miał pistolet gazowy, pałkę i swoją najważniejszą broń – przycisk wzywający agencję ochrony. Zawsze nosił go ze sobą. Przez pięć lat pracy nie użył żadnego z tych narzędzi. Nikt nie próbował ukraść komponentów służących do produkcji obcasów, podeszew czy pasków obuwniczych. Pijacy też się tu nie kręcili. Firma mieściła się zbyt daleko od miasta, nie mieli tu czego szukać. Noce mijały Borkowskiemu spokojnie. Zazwyczaj umilał je sobie jakąś lekturą z czasów młodości, doprawioną wiśniówką lub malinówką własnej roboty, zagryzaną pysznymi kanapkami z salcesonem przygotowanymi przez Mariolę, kobietę, której miłość i wierność ślubował prawie pięćdziesiąt lat temu i wciąż dotrzymywał słowa.

Tamta noc nie różniła się niczym od innych. Książka, alkohol, jedzenie i nieustanna walka ze snem. Gdy zaczynał pracę, myślał, że szybko przyzwyczai się do bezsennych nocy. Minęło tyle lat, a jego organizm między trzecią a czwartą nad ranem ciągle prosił o choćby krótką drzemkę. Zwykle Witold ulegał. Sen miał lekki, toteż w każdej chwili mógł się zerwać na równe nogi i w razie niebezpieczeństwa wcisnąć magiczny guzik. Był już stary, nie zamierzał ryzykować własnego życia za cudzy portfel. Z tą myślą codziennie przymykał oko. Kiedy je otwierał, było już słychać śpiew ptaków.

Pierwsi pracownicy przyjeżdżali o szóstej. Gdyby zawczasu nie otworzył bramy, dałby szefostwu pretekst do zwolnienia, a za nic nie chciał stracić dodatkowej kasy do emerytury. Wybudziwszy się ze snu, wolnym krokiem przemierzył dwieście metrów dzielące jego budkę od bramy wjazdowej. Firmę ulokowano w głębi, z daleka od ciekawskich oczu.

Przed szóstą ruch na wylotówce był niewielki, zwłaszcza w piątki. Miasto dopiero budziło się do życia. Myślami krążyło wokół weekendu. Borkowski też myślał już tylko o dniu wolnym. Marzył mu się sen. Długi, głęboki, we własnym łóżku, a potem wspaniałe popołudnie. Dzisiaj z wizytą przyjadą syn z żoną i córką. Jego pociecha miała już szesnaście lat i stanowiła niepodważalny dowód na to, że czas płynie zdecydowanie za szybko. Jeszcze niedawno Witold zmieniał jej pieluchy, potem zabierał w tajemnicy przed rodzicami na lody, kupował watę cukrową, a gdy trochę podrosła, pokazywał milicyjny mundur. Teraz Anetka wyrosła na piękną młodą kobietę. Chłopcy już się za nią oglądali. Zarówno rówieśnicy, jak i ci starsi. Wkraczała w dorosłość, wkrótce miała się mierzyć z prawdziwym niebezpieczeństwem tego świata – mężczyznami.

Myśli o wnuczce towarzyszyły mu przez całą drogę z budki do wejścia. Myślał o niej również podczas zdejmowania trzech kłódek spinających łańcuchy oraz bramę. Miał prawie osiemdziesiąt lat i musiał dorabiać w gównianej robocie, mimo to dzięki Anetce czuł się zadowolony ze swojego życia. Był dumnym dziadkiem, jego syn też miał się dobrze. Reszta była bez znaczenia. Z kieszeni starej, znoszonej kurtki wyciągnął paczkę sobieskich. Wsadził jednego do ust i przypalił zapałką. Szlug przed bramą był jego codziennym rytuałem. Lubił patrzeć na ciągle jeszcze pustą trasę, obserwować las i zaciągać się mocnym tytoniem. Było to przyjemne, zwłaszcza teraz, gdy maj przechodził w czerwiec, a poranki stawały się coraz cieplejsze. Palił, idąc wzdłuż płotu. Beton, wylany tylko przy wjeździe do firmy, zmienił się w wilgotną od porannej rosy trawę. Sięgała piszczeli, ale Witoldowi to nie przeszkadzało. Szedł dalej, rozmyślając o wielkich sukcesach Anetki w dorosłości.

Czerwony damski but wystający z wysokiej trawy przykuł jego uwagę. W pierwszej chwili pomyślał, że ma szczęście. Pewnie jakaś pijana grupa młodzieży wracająca ze znajdującej się w sąsiednim mieście dyskoteki zatrzymała się przy bramie, żeby załatwić swoje potrzeby, i jedna z dziewczyn zgubiła but. Gdyby zdecydował się na nocny obchód, co czasem mu się zdarzało, mógł niechcący wdać się w przepychankę z tymi ludźmi. Wiedział, jak pijana młodzież potrafi być okrutna dla kogoś takiego jak on. Starego ciecia. W głębi duszy podziękował losowi za to, że Anetka jest całkiem inna.

Chciał zabrać but ze sobą i go wyrzucić. Lepiej, żeby nikt z pracowników tego nie widział. W firmie pracowali różni ludzie, nie brakowało życzliwych donosicieli chętnych zgłosić szefowi, że stróż nie panuje nad tym, co nocą dzieje się przy wjeździe do firmy. A nuż ten but jest jedną z próbek powstających w ich firmie? Wtedy z miejsca straciłby robotę!

Podszedł bliżej. To, co zobaczył, wstrząsnęło nim dogłębnie. Sprawiło, że jego stare serce zaczęło łomotać niczym dzwon. Kobieca noga, odziana w czarny materiał rajstop lub pończoch, obok zasłonięta trawą druga, dalej kusa spódniczka, korpus i całe ciało. Znajome kształty. Ślina stanęła mu w gardle, ręce zesztywniały, papieros spadł na ziemię. Witold usłyszał cichy syk ognia gasnącego w rosie. Głowa dziewczyny była schowana w zaroślach. Przerażenie narastało, schylił się i odgarnął trawę. Zobaczył twarz. Po jego wnętrzu rozlała się panika. Przypominało to znieczulenie przedoperacyjne. Ciało zrobiło się miękkie, głowa ciężka. Stracił równowagę. Upadł obok martwej dziewczyny. Serce biło coraz mocniej, ledwie łapał oddech. Prawie bezwładną rękę wsunął do kieszeni. Nie był w stanie kontrolować palców, oparł je tylko na czerwonym guziku wzywającym agencję ochrony. Dioda zamigała, lecz on tego nie widział. Najczarniejszy koszmar zmieniał się w rzeczywistość, a on nie mógł nic zrobić. Nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Nie potrafił krzyczeć ani płakać. Płuca buntowały się przeciwko niemu, serce gwałtownie zwolniło. Pojawił się przeszywający ból w klatce piersiowej. Przeczuwał rychłą utratę przytomności. Ostatkiem sił próbował dociskać palce do guzika wzywającego ochronę. Na nic więcej nie starczyło mu sił. Leżał na boku, wpatrując się w martwe oczy ukochanej wnuczki.

Następnego dnia o zabójstwie Anety Borkowskiej trąbiło już całe miasto.1.

Najpiękniejsza dziewczyna, jaką kiedykolwiek widziałem, miała na imię Luiza. Poznałem ją w najbardziej nieodpowiednich okolicznościach, w jakich chłopak mógłby poznać dziewczynę. Na pogrzebie.

Zanim do tego doszło, siedząc w piętnastoletniej alfie romeo 147 kończyłem redagowanie własnego tekstu na iPadzie połączonym z klawiaturą smart keyboard. Sprzęt wart był chyba więcej niż gruchot, którym jeździłem, i stanowił jedną z najdroższych ekstrawagancji, na jakie pozwoliłem sobie przez dwadzieścia trzy lata życia. Jeszcze raz przeczytałem całość i otworzyłem Wattpada. Zalogowałem się jako użytkownik Why so serious, dodałem nową historię pod tytułem Martwa Złotowłosa, wrzuciłem ściągniętą z sieci grafikę trupiobladej blondynki, z której porów skóry wychodzą robaki, skopiowałem tekst z otwartego pliku i opublikowałem. W ciągu najbliższych godzin mój opis odnalezienia zwłok Anety Borkowskiej przez dziadka miało przeczytać co najmniej dwa tysiące osób. Ja w tym czasie mogłem z czystym sumieniem zająć się szukaniem inspiracji do drugiego rozdziału opowiadania.

Alfę zaparkowałem jak najbliżej wejścia na cmentarz. Cmentarny parking był zawalony bardziej niż pierwszego listopada. Cztery autokary, co najmniej dwie setki prywatnych samochodów, orszak pogrzebowy. Ze swojej pozycji widziałem jedynie główną bramę i niekończący się tłum na horyzoncie. To było zdecydowanie za mało. Zwlokłem tyłek z wysiedzianego fotela kierowcy. Schowałem iPada do torby, którą przewiesiłem przez ramię, i wyszedłem. Czułem się jak idiota. Facet z torebką nie mógł wyglądać inaczej, ale prędzej dałbym sobie odciąć rękę, niż pozwolił ukraść taki skarb. Wolałem mieć go przy sobie.

Nie dotarłem pod sam grób. Nawet gdybym chciał, byłoby to niemożliwe. Miejsce pochówku Anety otaczał gigantyczny tłum. Stojąc w sporej odległości od trumny, zacząłem obserwować ludzi. Był to pogrzeb inny niż typowe. Pogrzeb zamordowanej nastolatki. Przeważali jej koledzy i koleżanki. Małe grupki ustawiały się razem i szeptem wymieniały uwagi. Co chwilę ktoś nachylał się nad kimś, kiwał głową i przekazywał informację dalej. Zupełnie jak podczas gry w głuchy telefon. Większość obecnych nie miała żałobnych strojów. Przekrój subkultur, stylów i typowej wśród nastolatków potrzeby odmienności był prawie tak duży jak na Love Parade. Tylko niewielki odsetek młodych mężczyzn miał na sobie garnitury, jeszcze mniej młodych kobiet ubranych było na czarno. Ksiądz przemawiał uroczyście. Mówił o młodości, miłości i lepszym świecie po drugiej stronie. Jeśli tu tak nawijał, mogłem tylko przypuszczać, jak długie i ciężkie kazanie zaserwował młodzieży w kościele. Słuchałem go jednym uchem, próbując wypatrzeć w tłumie kogoś podejrzanego. Samotnika, może mężczyznę z kamiennym wyrazem twarzy, ewentualnie pustym wzrokiem. Kogoś, kto nie przeżywa pogrzebu Anety ze smutkiem, a jedynie… podziwia efekt własnego działania.

– Można wiedzieć, co tutaj robisz? – Twardy, lecz cichy głos, w połączeniu z szarpaniem mnie za bark, szybko skończył obserwację.

Ludzki dotyk wyrywający z zamyślenia dawno przestał u mnie wywoływać jakikolwiek efekt bliski strachu. Czasami wydawało mi się, że kilka lat temu, podczas pewnej tragicznej nocy, mój układ nerwowy został dożywotnio zamrożony.

– A kto pyta? – Odwróciłem się powoli, na wszelki wypadek ścisnąłem mocniej torbę z iPadem. – Ach tak… – Prawie się zaśmiałem.

Dwóch typów. Jeden wysoki, drugi jeszcze wyższy. Obaj w luźnych koszulach i jeszcze luźniejszych marynarkach. Do tego dżinsy i brązowe półbuty. Włosy ulizane jak po kontakcie z językiem krowy.

– Powiedziałbym, że mam alergię na psy, ale chyba nie zrozumielibyście żartu. Prawda, panowie? – wysiliłem się na kiepski dowcip, który zdecydowanie nie przypadł im do gustu.

Jeszcze zanim wszedłem na cmentarz, wiedziałem, że oni gdzieś się tu czają. Nie bezpośrednio przy żałobnikach, to byłoby zbyt podejrzane. Aneta Borkowska została zamordowana, ciągle nie wiedziałem jak, ale na pewno nie była to zagadka łatwa do rozwiązania. Dlatego gliniarze przyszli na pogrzeb, zaczaili się w ustronnym miejscu i obserwowali. Mój wygląd przykuł ich uwagę.

– Bardzo zabawne. – Wysoki sięgnął do marynarki i pokazał mi legitymację. Zrobił to tak szybko, że ledwie zdążyłem przeczytać stopień. Wyższy stał za nim, przyglądał mi się uważnie. Był starszy, więc pewnie to on wydawał polecenia w ich związku. – Dokumenty poproszę.

Z tylnej kieszeni spodni wygrzebałem coś, co na siłę można było nazwać portfelem. Zmechacony kawałek skórzanego prostokąta z kilkoma przetarciami, w którym trzymałem tylko prawo jazdy, kartę płatniczą i obecnie jakieś dwadzieścia złotych.

– Z jakiej okazji spotyka mnie przyjemność pochwalenia się starym zdjęciem z ogólniaka? – Podałem wysokiemu prawko. – Chyba nie zrobiłem nic złego?

– Właśnie… – Wysoki wyrwał mi dokument, jakby ten stanowił bezcenną relikwię, na którą polował latami. – Co tutaj robisz? – powtórzył pytanie.

– To samo co wy. – Wzruszyłem ramionami.

Wysoki oderwał wzrok od prawka i spojrzał na mnie. Wyższy nachylił się za nim i zagłębił w treść dokumentu.

– Czyli? – spytał wysoki.

– Obserwuję ludzi, przyglądam się grupkom młodzieży, szukam podejrzanych typów, którzy przyszli bez towarzystwa i dziwnie się alienują. Podobnie jak wy zakładam, że wśród tłumu żałobników można spotkać mordercę. Tylko prezentuję się lepiej od was – dodałem radośnie.

– Do czego ci to potrzebne? Może sam jesteś mordercą? – rzucił wysoki oskarżycielskim tonem.

Musiał być nowicjuszem, nie wiedział, że takie sugestie są słabe i zwyczajnie nie mają żadnego sensu.

– A czy ja panu wyglądam na mordercę?

Nie wyglądałem groźnie. Miałem metr siedemdziesiąt sześć wzrostu, szczupłą sylwetkę z lekkim zarysem mięśni rąk wyrobionych przez regularne dźwiganie ciężkich skrzynek. Gęste, zmierzwione włosy koloru zabrudzonej opony sięgały połowy uszu i zachodziły na czoło. Do tego dziecinne rysy twarzy, które według mojego taty nie zmieniły się nic od czasu, kiedy byłem czternastolatkiem. Ale przecież to o niczym nie świadczyło.

– Ja wiem, Ted Bundy też nie wyglądał na mordercę, ani Karol Kot – dodałem półżartem. – Tylko jak pan sobie to wyobraża? Ciało Anety Borkowskiej podrzucono pod firmą, która znajduje się kilkanaście kilometrów za miastem. Uważa pan, że mógłbym ją porwać, zrobić swoje i przewieźć tam moją zdezelowaną alfą, która po drodze zepsułaby się pewnie ze dwa razy? – zapytałem. Mówiłem prawdę.

Zwłoki Anety odnalazł jej dziadek pracujący w firmie na obrzeżach naszej minimetropolii, a moje auto psuło się średnio półtora raza w miesiącu. Policja ciągle ukrywała dokładne okoliczności jej zaginięcia i sposób, w jaki została zabita, ale morderca na pewno miał sprawne auto.

– Myślisz, że jesteś zabawny? – Wysoki podał mi prawko.

Tym razem to ja wyrwałem mu je jak wygłodniały kundel worek karmy Pedigree.

– A według pana to, co powiedziałem, jest zabawne? – Zirytowany głupią dyskusją postanowiłem odbić piłeczkę.

– Prosisz się o kłopoty, Oskarze Blajer – powiedział tonem, jakim powinien zwrócić się do groźnego przestępcy.

W tle rozbrzmiała muzyka i głośny śpiew księdza. Na tym pogrzebie wszystko odbywało się z pompą. Nawet prowadzący ceremonię ryczał do mikrofonu, a jego głos wydobywał się z głośników, jakich nie powstydziłaby się renomowana dyskoteka.

– Możesz wyjaśnić, czemu kręcisz się po cmentarzu w poszukiwaniu zabójcy? – usłyszałem.

Pogładziłem torbę z iPadem, zastanawiając się nad odpowiedzią. Mógłbym powiedzieć, że piszę opowiadania, bo próbuję oderwać się od chujowej codzienności i zapomnieć o dramatach, jakie do niej doprowadziły. Dalej wyjaśnić, że Aneta Borkowska jest idealnym tematem na krótki, intensywny kryminał, a jej pogrzeb może dostarczyć wielu inspiracji. Zwłaszcza w kontekście opisu potencjalnego mordercy. Ewentualnie dodać, że przyglądanie się ludziom jest jedną z lepszych rozrywek, jakie mi się ostatnio trafiają, ale wtedy pewnie gliniarz zacząłby drążyć temat. Ciągle nie miałem pojęcia, co mu odpowiedzieć. Z pomocą przyszedł mi jego partner.

– Mirek, zostaw go – burknął.

Jeśli dobrze oszacowałem jego wiek, pracował w policji dłużej. Mógł więc szybko skojarzyć moje nazwisko.

– No co ty? Nie widzisz, że gnojek robi sobie z nas jaja? – rzucił wysoki. Korciło mnie, żeby go pochwalić za spostrzegawczość, ale przezornie nie otworzyłem ust. – Poza tym łazi tu ubrany jak satan i obserwuje ludzi.

Chyba miał na myśli czarną koszulkę z mrocznym logo zespołu rockowego, którą przypadkiem włożyłem do pracy i nie zdążyłem zmienić przed pogrzebem. Ewentualnie czarną skórzaną opaskę z rzemyków, którą nosiłem na lewym nadgarstku. Ona miała wartość sentymentalną. W oczach tego przygłupa uchodziłem za satanistę, co nie wróżyło dobrze śledztwu w sprawie zabójstwa Anety Borkowskiej.

– Patrząc przez pryzmat pozostałych uczestników pogrzebu, wcale aż tak się nie wyróżniam. – Uśmiechnąłem się złośliwie.

– Kręci cię to? Patrzenie na załamanych ludzi? – Zachęcony brakiem mojej reakcji policjant Mirek kontynuował atak. – Pewnie, gdyby była możliwość, poszedłbyś na wystawienie zwłok. A może zjarałeś się ziołem dla podrasowania emocji? Pokaż, co masz w kieszeniach.

Zrobił krok w moją stronę. W tym samym momencie partner złapał go za ramię.

– Powiedziałem, zostaw go! – Jego ostry krzyk zlał się z wysoką tonacją śpiewającego księdza. – Odpuść.

– Ale… – Wysoki niepewnie spojrzał na kompana.

– Po prostu odpuść. – Tamten pociągnął go do siebie. – A ty, Oskar, zniknij z naszego pola widzenia.

Nic nie odpowiedziałem. Poprawiłem torbę i odszedłem. Ksiądz przestał śpiewać, dla odmiany wygłosił kolejną bolesną mowę zakończoną jeszcze bardziej bolesną puentą. Tłum zaczynał ustawiać się w kolejce do sypnięcia na trumnę ziemią, rzucenia kwiatka lub odprawienia innego rytuału pomocnego żałobnikowi w ostatnim pożegnaniu. Zatrzymałem się pod drzewem gdzieś między płaskimi, zaniedbanymi mogiłami rosyjskich żołnierzy, którzy podczas drugiej wojny światowej mordowali Polaków. Oparłem się plecami o pień, wciąż obserwując topniejący tłum, wyjąłem z kieszeni papierosa i wsadziłem do ust. Wtedy zobaczyłem ją po raz pierwszy.4.

– Co masz na myśli? – spytałem, sam już nie wiedząc, czy to randka, czy zbieranie materiałów do opowiadania. Jedno było pewne: chciałem przyswoić wszystko to, co wie Luiza.

– Aneta Borkowska zbierała dobre stopnie, ponieważ dzięki temu miała spokój u rodziców. Nie truli jej gitary o późne powroty do domu, nie naciskali, kiedy widzieli, że przychodzi w sztok nawalona, i to w środku tygodnia. Zdarzało jej się znikać na całe noce, potem nie stawiać się w szkole, a oni i tak pisali jej usprawiedliwienia. Dlatego, choć w czwartek nie pojawiła się w szkole ani nie wróciła do domu, rodzice nie zgłosili jej zaginięcia. Myśleli, że córeczka poszła w tango. Mogła, bo dopóki średnia się zgadzała, miała totalny luz. Nie tolerowali jedynie Antka.

– Wnioskuję, że był taki sam jak ona. Lubił wypić, chodził do Potter’s, odwoził ją późno, poza tym był starszy. Sama mówiłaś, maturzysta. Borkowska to szesnastolatka. Pewnie jej tatuśka skręcało z niemocy, bo napakowany, prawie dorosły blondas posuwał jego córeczkę. – Ręka sama powędrowała do ust, żeby zatkać niewyparzoną gębę, gdy uświadomiłem sobie, co powiedziałem.

– Lepiej nie potrafiłabym tego ująć. – Luiza skwitowała moje słowa iście czarującym uśmiechem. – Poza kuciem i lekcjami potrafiła korzystać z życia. W Potter’s oboje należeli do stałych klientów. Aneta zaczęła chodzić na dyskoteki wcześnie, w wieku czternastu lat. Lubiła to, a bramkarze nie mieli problemu, żeby ją wpuszczać.

– Balowała z twoją siostrą?

– Mela woli klimat domówek. Zioło, planszówki i zamulanie. Dlatego rzadko wychodziły razem. Poza tym mój tata… – Przerwała na moment, szukając właściwych słów. – Jest specyficzny i ma nieprzyjemny stosunek do nocnych wyjść młodszej córki. W każdym razie Aneta, zanim poszła do liceum, już spotykała się z Antkiem. Była pierwszą dziewczyną w gimnazjum, która straciła dziewictwo. – W ustach Luizy brzmiało to niemal jak aluzja lub zaproszenie do wspólnej zabawy. – Wybacz, że ci to wszystko mówię, ale odkąd Mela wprowadziła mnie w szczegóły, nie mogę pozbyć się wrażenia, że Aneta miała jakiś potajemny romans. Może z kimś starszym?

– Po tym, co powiedziałaś, też mi to przychodzi do głowy. Aneta wcale nie musiała zostać porwana z terenu osiedla. Może poczekała, aż Antek odjedzie, i wróciła na ulicę, bo tam była z kimś umówiona.

– Moja siostra twierdzi, że mam urojenia. Poza tym nie jestem pewna, czy gliniarze w ogóle dowiedzieli się o intensywności i regularności drugiego życia Anety.

– Rodzice ukrywali prawdziwy charakterek córeczki?

– Przed glinami nie wiem, przed ludźmi tak. Aneta często żaliła się Meli, że dostaje przez to kręćka. Starzy doskonale wiedzieli o imprezach z Antkiem. On miał się tylko nie pokazywać na osiedlu, to była niepisana umowa. W oczach rodziny, znajomych, koleżanek czy nauczycieli Anetka miała uchodzić za przyzwoitą dziewczynkę. Po prostu musiała udawać. Nie mam pojęcia, czy jej rodzice powiedzieli o tym glinom. Mela dotąd nie była przesłuchiwana, a Antek mógł im powiedzieć, co tylko chciał. Choć teraz jest załamany, to jednak wciąż egoistyczny kutas.

– Słyszałaś może o sposobie, w jaki została zamordowana? – spytałem, pomijając komentarz dotyczący charakteru Antka.

W powietrzu zawisło nieprzyjemne napięcie. Luiza momentalnie posmutniała.

– Mela twierdzi, że policja nie powiedziała nikomu poza rodzicami. Antek to potwierdza. Nie wie, co spotkało jego dziewczynę przed śmiercią… – Wzięła łyżeczkę i zamieszała resztkę cappuccino.

Atmosfera siadła. Oboje trawiliśmy to, co powiedziała.

– Czemu w ogóle piszesz opowiadania? – Po wmieszaniu niemal całej piany w resztkę kawy Luiza postanowiła przerwać ciszę. – To jakiś sposób buntu, wyrażenia siebie?

Nie mogłem powiedzieć jej prawdy. Dotąd przed nikim się nie otworzyłem. Swój sekret chowałem wyłącznie dla siebie. Luiza, choć piękna i niewątpliwie inteligentna, wciąż stanowiła zagadkę. Byliśmy dwójką przypadkowych ludzi, którzy poznali się w trakcie pogrzebu i poszli na kawę obgadać sposób, w jaki zabito gwiazdę przedstawienia. Zdecydowanie za mało na zwierzenie się z sekretów.

– Nigdy się nad tym nie zastanawiałem… – Podparłem brodę na dłoni i wlepiłem wzrok w zwilżone kawą usta Luizy. – Chyba wskoczenie do innego świata pozwala mi oderwać się od codzienności.

– To jaka jest ta twoja straszna codzienność? Studiujesz?

Nieświadomie weszła na grząski grunt. Być może w jej świecie, jaki by nie był, studiowanie stanowiło naturalną kolej rzeczy po technikum albo ogólniaku. W moim niestety nie. Chciałem iść na studia, ale potem moje życie rozpadło się na tysiące krwawych kawałków i rzeczywistość zmieniła się w koszmarny sen.

– Niestety nie. Pracuję – odpowiedziałem krótko w nadziei, że zakończę temat, ale dziewczyna wyraźnie zamierzała go kontynuować. Już wciągnęła lekko powietrze i otworzyła usta, żeby zapytać gdzie. – W firmie ojca – ubiegłem ją, przy okazji dumnie tytułując nasz tonący okręt firmą. – A ty? – szybko przeszedłem do kontrofensywy. – Co studiujesz?

Luiza spuściła wzrok na szklankę z koktajlem. Uśmiech zdawała się utrzymywać już tylko na siłę, dla zachowania pozorów. Zamilkła. Zrobiło się niezręcznie.

– Poruszyłem drażliwy temat?

Od udzielenia odpowiedzi uratował ją wibrujący telefon. Chwyciła go natychmiast.

– Przepraszam, pilne.

Domyślałem się, że nawet gdyby dzwoniła jakaś namolna akwizytorka i chciała zaprosić na laparoskopię połączoną z losowaniem telewizora, dla Luizy rozmowa i tak byłaby pilna.

– Już się skończyło? – spytała, pomijając jakiekolwiek cześć lub halo. – Dobra, jestem za dwie minuty – skończyła rozmowę. – Wybacz – zwróciła się do mnie – dzwoniła mama. Przyjechała po Melę, po mnie również. Czekają przed knajpą. Muszę iść. Obiecałam tacie, że wrócimy razem. Świruje po śmierci Anety i nie mogę mu się dziwić. – Wymigała się od odpowiedzi w sposób perfekcyjny. – Dorzucić się do rachunku? – Słysząc tak oczywiste pytanie, mogłem tylko pokręcić głową. – W takim razie bardzo dziękuję. – Wstała, a ja równo z nią.

– Dasz się jeszcze zaprosić na kawę? – spytałem, korzystając z jedynej okazji, żeby przedłużyć naszą znajomość. – Pogadamy o Anecie albo spróbujemy się dowiedzieć, czemu żadne z nas nie trafiło na studia, bez udawania, że to wielki obciach. Dobra?

– Włącz Messengera i podaj mi telefon.

Przypływ szczerości się opłacił. Zrobiłem, o co prosiła. Wygrzebałem komórkę, otworzyłem aplikację i podałem aparat Luizie.

– Proszę. – Oddała go po kilku chwilach. – Wysłałam do siebie wiadomość. Masz już namiar, odezwij się. Cześć.

Pozostało mi obserwować, jak opuszcza lokal. Oprócz mnie za Luizą obejrzeli się jeszcze trzej mężczyźni siedzący przy stolikach. Kiedy wyszła i zniknęła z pola widzenia, poprosiłem o rachunek. Czekając, otworzyłem Messengera. Jej profil wyświetlał się na szczycie wysłanych wiadomości. Miała na nazwisko Ostrowska. Wiadomość, jaką z mojego konta wysłała do siebie, zaczynała się w sposób zbliżony do pisma starożytnych Egipcjan. Emotka buziak, serce, emotka zarumieniona. Dopiero poniżej był normalny tekst. Luiza napisała:

„Dzięki za kawę. Powtórka obowiązkowa. PS Uważam, że jeśli Anety nie porwał tajemniczy kochanek, zrobił to jakiś dobrze zorganizowany wariat. Facet, który dokładnie wiedział, co zamierza, i przygotował atak zawczasu. Ot takie moje luźne przemyślenia. Napisz, co o tym sądzisz”.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: