Bitwa na równinach Meraim - Frigiel - Nicolas Digard - ebook

Bitwa na równinach Meraim ebook

Frigiel - Nicolas Digard

4,8

Opis

Frigiel i Abel zdobywają drugą skrzynię Kresu w Lesie Varogg. Po powrocie dowiadują się, że Deryn Swale wykorzystał ich nieobecność, aby zaatakować miasto Sarmatek. Abel pragnie udać się do Heikan, żeby przemówić ojcu do rozumu, jednak nagli czas – na Kwiecistych Równinach Meraim armia magów przygotowuje się do starcia z dziesięciokrotnie liczniejszym wojskiem Lludda Lawa. W tym samym czasie Alice poznaje Toma Rachu-Ciachu, przywódcę złodziei z Ulan Warki. Mężczyzna proponuje dziewczynie, że pomoże jej uwolnić Chiron z lochów westchnień.

Bitwa na równinach Meraim to czwarty tom bestsellerowej serii Frigiel i Fluffy, której akcja toczy się w uniwersum Minecrafta.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 296

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (19 ocen)
16
3
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Frigiel i Fluffy Bitwa na Równinach Meraim

Frigiel, Nicolas Digard

Tłumaczenie: Magdalena Łachacz

Published in the French language originally under the title: Frigiel et Fluffy: La bataille de Meraîm – volume 4 © 2018, Slalom, an imprint of Édi8, Paris, France.

«Minecraft» is a Notch Development AB registered trademark

This book is a work of fiction and not an official Minecraft product, nor an approved by or associated to Mojang. The other names, characters, places and plots are either imagined by the author, either used fictitiously.

© for the Polish edition: Wydawnictwo RM, 2021 All rights reserved.

Wydawnictwo RM 03-808 Warszawa, ul. Mińska 25 [email protected]; www.rm.com.pl

ISBN 978-83-8151-411-8 ISBN 978-83-8151-490-3 (ePub) ISBN 978-83-8151-491-0 (mobi)

Redaktor prowadząca: Irmina Wala-PęgierskaRedakcja: Mirosława SzymańskaOpracowanie graficzne okładki wg oryginału: Maciej JędrzejecIlustracje: Thomas FrickEdytor wersji elektronicznej: Tomasz ZajbtOpracowanie wersji elektronicznej: Marcin FabijańskiWeryfikcja wersji elektronicznej: Justyna Mrowiec

Żadna część tej pracy nie może być powielana i rozpowszechniana, w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (elektroniczny, mechaniczny) włącznie z fotokopiowaniem, nagrywaniem na taśmy lub przy użyciu innych systemów, bez pisemnej zgody wydawcy.

Wszystkie nazwy handlowe i towarów występujące w niniejszej publikacji są znakami towarowymi zastrzeżonymi lub nazwami zastrzeżonymi odpowiednich firm odnośnych właścicieli.

Wydawnictwo RM dołożyło wszelkich starań, aby zapewnić najwyższą jakość tej książce, jednakże nikomu nie udziela żadnej rękojmi ani gwarancji. Wydawnictwo RM nie jest w żadnym przypadku odpowiedzialne za jakąkolwiek szkodę będącą następstwem korzystania z informacji zawartych w niniejszej publikacji, nawet jeśli Wydawnictwo RM zostało zawiadomione o możliwości wystąpienia szkód.

W razie trudności z zakupem tej książki prosimy o kontakt z wydawnictwem: [email protected]

Spis treści

Osoby

W poprzednim tomie

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 23

Rozdział 24

Rozdział 25

Rozdział 26

Rozdział 27

Rozdział 28

Rozdział 29

Rozdział 30

Rozdział 31

Rozdział 32

Rozdział 33

Rozdział 34

Rozdział 35

Rozdział 36

Rozdział 37

Rozdział 38

Rozdział 39

Rozdział 40

Rozdział 41

Rozdział 42

Rozdział 43

Rozdział 44

Sebastienowi – mojemu świetnemu bratu bliźniakowi

N. D.

Życzę przyjemnej lektury wszystkim, którzy mnie śledzą od momentu założenia kanału na YouTubie, a także wszystkim tym, którzy być może właśnie dzięki tej książce odkryją Frigiela i Fluffy’ego!

Frigiel

Osoby

Fri­giel – wnuk Er­nal­da, ma pięt­na­ście lat. Ni­g­dy nie po­znał swo­ich ro­dzi­ców i nie wie, co się z nimi sta­ło.

Fluf­fy – pies Fri­gie­la.

Er­nald – dzia­dek Fri­gie­la, ma sześć­dzie­siąt pięć lat. Czło­wiek o za­gad­ko­wej prze­szło­ści, któ­ry zde­cy­do­wa­nie za czę­sto wy­jeż­dża z wio­ski.

Sara – żona Er­nal­da i bab­cia Fri­gie­la.

Eno­ra – cór­ka Er­nal­da i Sary, mat­ka Fri­gie­la.

Ian – oj­ciec Fri­gie­la.

Abel Swa­le – syn De­ry­na Swa­le’a, Śmiał­ka z He­ikan, puł­kow­ni­ka i bo­ha­te­ra ar­mii Llud­da Lawa. Ma osiem­na­ście lat.

De­ryn Swa­le – oj­ciec Abla, ma czter­dzie­ści sześć lat.

Ali­ce Pem­bro­ke – zło­dziej­ka gil­dii zło­dziei z Pu­aby, ma szes­na­ście lat.

Abi­ga­il Pem­bro­ke – mat­ka Ali­ce, ma czter­dzie­ści osiem lat.

Gil­das Pem­bro­ke – oj­ciec Ali­ce, ma pięć­dzie­siąt lat.

Lludd Law – le­gen­dar­ny wo­jow­nik, któ­ry zo­stał kró­lem świa­ta.

Askar Raug – po­tęż­ny mag i brat bliź­niak Llud­da Lawa.

Val­dis – le­gen­dar­na kró­lo­wa, któ­ra spra­wo­wa­ła rzą­dy przed Llud­dem La­wem.

Oriel – od­kryw­czy­ni ma­gii oraz na­uczy­ciel­ka Val­dis.

Ish­tar – En­lil (pani) ma­gów Ja­ka­ru, mia­sta ma­gów.

Ey­vin­da­ra, Hal­la, Olvir i Sar­gon – czwo­ro ma­gów, Suk­ka­lów (na­uczy­cie­li) wcho­dzą­cych w skład Rady Sze­ścior­ga.

Tha­les – wo­jow­nicz­ka i przy­wód­czy­ni Sar­ma­tów.

Hima – sar­mac­ka wo­jow­nicz­ka.

Nelv – sar­mac­ka szpie­gi­ni.

Szkla­ni Go­le­mo­wie – taj­na or­ga­ni­za­cja po­zo­sta­ją­ca na usłu­gach ma­gów, dzia­ła na kró­lew­skim dwo­rze.

Chi­ron – ta­jem­ni­cza oso­ba o ary­sto­kra­tycz­nym po­cho­dze­niu, prze­by­wa­ją­ca na dwo­rze, przy­wód­ca Szkla­nych Go­le­mów.

Stekx – go­blin ura­to­wa­ny z Su­ra­ta­nu.

Mau­le­on – zło­dziej na­le­żą­cy do gil­dii zło­dziei z Ulan War­ki.

Tom Ra­chu-Cia­chu – przy­wód­ca gil­dii zło­dziei z Ulan War­ki.

Ma­gnus – ar­cy­ka­płan świą­ty­ni Wiel­kich Bu­dow­ni­czych.

W poprzednim tomie

Zroz­pa­czo­ny Fri­giel usi­łu­je wy­do­stać się z Su­ra­ta­nu. Sku­pia wszyst­kie swo­je siły i po­now­nie daje się za­sko­czyć roz­bły­sko­wi świa­tła, któ­re­go isto­ty nie jest w sta­nie po­jąć. Na szczę­ście Ali­ce ukra­dła Hug­gi­no­wi klu­cze do celi i uwal­nia przy­ja­ciół. Fri­giel od­naj­du­je Er­nal­da, któ­ry oka­zu­je się nie­zwy­kle osła­bio­ny. Męż­czy­zna wy­zna­je chłop­cu, że stoi na cze­le frak­cji bun­tow­ni­ków po­ta­jem­nie dzia­ła­ją­cych prze­ciw­ko Llud­do­wi La­wo­wi. Dzia­dek Fri­gie­la oswo­ba­dza z nie­wo­li Sar­mat­ki – ru­do­wło­se wo­jow­nicz­ki o mlecz­no­bia­łej skó­rze – oraz Ste­kxa, wy­jąt­ko­wo bez­czel­ne­go go­bli­na.

Gru­pa ucie­ka z wię­zie­nia i znaj­du­je schro­nie­nie w Del­cie Ka­ła­mar­nic, gdzie mie­ści się Ay­an­na, pły­wa­ją­ce mia­sto Sar­ma­tów. Er­nald opo­wia­da tam Fri­gie­lo­wi, jak do­szło do tego, że jego bab­ka Sara zgi­nę­ła w Kre­sie i zo­sta­ła zmie­nio­na w zom­bie przez Aska­ra. Dzia­dek wy­ja­wia przy tym, że oj­ciec chłop­ca zo­stał za­mor­do­wa­ny przez Gwar­dzi­stów Świa­tła, a Eno­ra, jego mat­ka, opu­ści­ła Lan­niel po na­ro­dzi­nach syna. Na­stęp­nie sta­ru­szek wy­sy­ła Fri­gie­la, Abla oraz Ali­ce do Lasu Va­rogg, żeby od­na­leź­li dru­gą skrzy­nię Kre­su. Nie­ste­ty zło­dziej­ka zni­ka z mia­sta.

Ali­ce wsia­da na sta­tek zmie­rza­ją­cy do kró­lew­skie­go mia­sta – Ulan War­ka – żywi bo­wiem na­dzie­ję, że od­szu­ka Chi­ro­na, ta­jem­ni­czą oso­bę, któ­ra od­stą­pi­ła od kró­la, by wspie­rać ma­gów. Dziew­czy­na wpa­da na ulań­skie­go zło­dzie­jasz­ka Mau­le­ona, ten zaś pro­po­nu­je Ali­ce po­moc oraz przed­sta­wie­nie To­mo­wi Ra­chu-Cia­chu, przy­wód­cy miej­skiej gil­dii zło­dziei.

Tym­cza­sem Fri­giel wraz z Ablem za­pusz­cza­ją się w głąb ma­gicz­ne­go i za­dzi­wia­ją­ce­go wy­mia­ru Va­rogg, ma­jąc za prze­wod­ni­ka Ste­kxa, któ­ry dba wy­łącz­nie o sie­bie. Chłop­cy mu­szą się zmie­rzyć ze strasz­li­wym po­two­rem, li­czem, gdyż to on strze­że skrzy­ni Kre­su. Od­kry­wa­ją przy tym, że po­two­rem jest Val­dis, daw­na kró­lo­wa, któ­ra prze­nio­sła swo­je ży­cie do wi­sio­ra po to, by za­cho­wać nie­śmier­tel­ność. Ma­gia jed­nak od­ję­ła Val­dis ro­zum. Aby po­ko­nać wład­czy­nię, Fri­giel wy­ko­rzy­stu­je swo­ją dru­gą ma­gicz­ną dys­cy­pli­nę – ma­gię świa­tła. Tym sa­mym uda­je mu się ją wresz­cie opa­no­wać.

Rozdział 1

Tuż po za­cho­dzie słoń­ca ze­rwał się wiatr i dął, roz­bi­ja­jąc się o ska­li­ste brze­gi Ulan War­ki. Wia­ło tak moc­no, że wzbu­rzo­ne fale prze­wa­la­ły się od cza­su do cza­su po­nad mu­ra­mi obron­ny­mi za­ka­za­ne­go mia­sta, roz­bry­zgu­jąc bia­łą i sło­ną pia­nę o ścia­ny kró­lew­skie­go pa­ła­cu, a tak­że o przy­le­ga­ją­ce doń bu­dyn­ki, gdzie miesz­ka­li kró­lew­scy ary­sto­kra­ci.

W sa­mym cen­trum War­ki, na prze­past­nym kwa­dra­to­wym pla­cu oka­la­ją­cym sie­dzi­bę Llud­da Lawa, znaj­do­wa­ła się ob­sy­dia­no­wa pły­ta. Ota­cza­ła ją sze­ro­ka na czte­ry blo­ki fosa wy­peł­nio­na lawą. Na ciem­nym ka­mie­niu pły­ty sie­dzia­ło czte­rech straż­ni­ków. Owi­nię­ci w gru­be weł­nia­ne płasz­cze trzy­ma­li straż, mimo że chło­sta­ły ich lo­do­wa­te roz­bry­zgi wody. Je­den z nich – mło­dy, ru­do­wło­sy męż­czy­zna o nie­bie­skich oczach – po­chy­lił się w pew­nej chwi­li ku swo­je­mu czar­no­skó­re­mu są­sia­do­wi, któ­ry miał tyl­ko jed­no oko. Ru­dzie­lec wy­rzu­cił z sie­bie zda­nie, któ­re od razu za­głu­szył wiatr. Mu­siał krzy­czeć na całe gar­dło, by to­wa­rzysz był w sta­nie go usły­szeć:

– Wiesz, co jest pod tą kla­pą?

Po czym wska­zał na me­ta­lo­we drzwi wsta­wio­ne w sam śro­dek ob­sy­dia­no­wej pły­ty.

– Moja ro­bo­ta po­le­ga na trzy­ma­niu stra­ży, a nie na py­ta­niu o to, dla­cze­go to ro­bię – od­burk­nął jed­no­oki straż­nik, któ­re­go naj­wy­raź­niej nie­zwy­kle zi­ry­to­wa­ła do­cie­kli­wość ko­le­gi.

– Se­rio? Mnie to nie daje spać. Jest noc, wi­chu­ra. Na­wet straż­ni­cy sto­ją­cy na mu­rach zo­sta­li zwol­nie­ni do domu. Król musi tam trzy­mać coś bar­dzo cen­ne­go, sko­ro pil­nu­je tego czte­rech straż­ni­ków, dzień i noc, bez wzglę­du na to, jaka jest po­go­da.

Mło­dy męż­czy­zna wle­pił wzrok w drzwi.

– My­ślisz, że cho­dzi o ja­kiś skarb?

Ko­le­ga dźgnął ru­dziel­ca pod że­brem i wy­cią­gnął miecz.

– Siedź ci­cho, ktoś idzie!

Spo­mię­dzy dwóch urzęd­ni­czych bu­dyn­ków wy­ło­ni­ła się za­gad­ko­wa po­stać. Był to męż­czy­zna w bia­łych sza­tach, któ­ry w le­wej ręce trzy­mał po­chod­nię, dru­gą zaś ręką osła­niał twarz przed wia­trem, przy­trzy­mu­jąc kra­wędź sze­ro­kie­go kap­tu­ra. Nie­zna­jo­my zmie­rzał pro­sto ku straż­ni­kom.

– Kto idzie? – wrza­snął jed­no­oki straż­nik, pro­stu­jąc rękę z mie­czem.

Męż­czy­zna od­sło­nił twarz. Miał bia­łą bro­dę i ja­sne oczy.

– Je­stem Ma­gnus – po­wie­dział. – Ar­cy­ka­płan świą­ty­ni Wiel­kich Bu­dow­ni­czych.

Kie­dy tyl­ko skoń­czył mó­wić, straż­ni­cy ugię­li przed nim ko­la­no.

– Pro­szę mi wy­ba­czyć brak ogła­dy, pa­nie – wy­beł­ko­tał straż­nik, któ­ry jesz­cze chwi­lę temu gro­ził świą­to­bli­we­mu mę­żo­wi. – Wie­je i pada, nie wi­dzia­łem przez to, że…

– Nie­chaj Wiel­cy Bu­dow­ni­czo­wie ci bło­go­sła­wią – prze­rwał mu Ma­gnus, skła­da­jąc dło­nie w mo­dli­tew­nym ge­ście.

– Niech nie prze­sta­ją do cie­bie prze­ma­wiać! – od­par­li straż­ni­cy, skła­nia­jąc gło­wy.

– Opuść­cie kład­kę – za­żą­dał ar­cy­ka­płan.

Ru­dzie­lec po­ło­żył rękę na prze­kład­ni, któ­ra wpra­wia­ła w ruch tło­ki i prze­rzu­ca­ła krót­ką kład­kę z ob­sy­dia­nu nad lawą. Jed­nak­że w tej sa­mej chwi­li jed­no­oki straż­nik zła­pał go za ra­mię i nie po­zwo­lił ko­le­dze uru­cho­mić me­cha­ni­zmu. Utkwił za to swo­je je­dy­ne oko w Ma­gnu­sie.

– Jest mi nie­zmier­nie przy­kro, pa­nie, ale tyl­ko Jego Wy­so­kość Lludd Law ma pra­wo tam wcho­dzić – wy­jaś­nił. – Mamy ofi­cjal­ny za­kaz wpusz­cza­nia ko­go­kol­wiek in­ne­go.

Ar­cy­ka­płan zmarsz­czył brwi. Jego usta zbie­gły się w cien­ką kre­skę, a szczę­ki się za­ci­snę­ły, jak gdy­by męż­czy­zna prze­ły­kał obe­lgi, któ­rych sta­rał się nie wy­krzy­czeć.

Za­miast tego wy­cią­gnął ogrom­ny zło­ty klucz i za­ma­chał nim przed twa­rza­mi czte­rech straż­ni­ków.

– Król wy­je­chał na cze­le ar­mii, by sta­nąć do wal­ki z ma­ga­mi na Rów­ni­nach Me­ra­im. Pod­czas jego nie­obec­no­ści je­stem głów­nym za­rząd­cą, wy­zna­czył mnie na to sta­no­wi­sko. Opuść­cie kład­kę.

Jed­no­oki straż­nik ze wsty­dem zwie­sił gło­wę, po czym po­zwo­lił mło­de­mu żoł­nie­rzo­wi uru­cho­mić dźwig­nię. Czar­ne blo­ki most­ka zna­la­zły się nad lawą. Straż­ni­cy wsta­li, stu­ka­jąc ob­ca­sa­mi, i usta­wi­li się w czte­rech ro­gach ob­sy­dia­no­wej pły­ty. Skie­ro­wa­li swój wzrok ku mu­rom za­ka­za­ne­go mia­sta i od­wró­ci­li się ple­ca­mi do pły­ty i tego, co znaj­do­wa­ło się po­środ­ku. Taka była pro­ce­du­ra.

Ma­gnus prze­kro­czył fosę wy­peł­nio­ną płyn­ną mag­mą. Pod­szedł do kla­py, ukląkł, wsu­nął zło­ty klucz do zam­ka. Wy­cie wia­tru za­głu­szy­ło chrzęst, jaki wy­da­ły z sie­bie drzwi, kie­dy ar­cy­ka­płan je otwo­rzył. Męż­czy­zna uniósł poły bia­łej sza­ty, zszedł kil­ka stop­ni w głąb i za­mknął za sobą wej­ście.

Zna­lazł się w sali, gdzie pa­no­wał mrok czar­niej­szy od sa­mej nocy. Przez uła­mek se­kun­dy Ma­gnus ża­ło­wał swo­jej de­cy­zji. Nikt poza kró­lem ni­g­dy nie po­sta­wił sto­py w tym miej­scu, a to spra­wia­ło, że nie wie­dział, cze­go się spo­dzie­wać.

W tej sa­mej chwi­li usły­szał szczęk zbroi do­cho­dzą­cy z le­wej stro­ny, pod­czas gdy z pra­wej do jego uszu do­le­ciał ja­kiś sze­lest. Nie miał cza­su, aby unieść po­chod­nię – jego szyi do­tknę­ły dwie zim­ne koń­ców­ki mie­czy.

Ar­cy­ka­płan omal nie krzyk­nął z za­sko­cze­nia.

Pło­mień po­chod­ni oświe­tlił twa­rze dwóch eli­tar­nych straż­ni­ków z lo­chów wes­tchnień. Oczy w bla­dych twa­rzach prze­sło­nię­te były czar­ny­mi prze­pa­ska­mi. Tych nie­wi­do­mych od uro­dze­nia chłop­ców wal­ki na­uczył sam Lludd Law. Wy­ma­rze­ni straż­ni­cy do jego taj­ne­go wię­zie­nia. Sia­li po­strach w naj­głęb­szych ciem­no­ściach, nie ma­jąc przy tym moż­li­wo­ści roz­po­zna­wa­nia ska­za­nych, któ­rych król umiesz­czał w tych strasz­li­wych lo­chach na czas prze­słu­cha­nia.

– Nie je­steś kró­lem – ode­zwał się star­szy z dwóch straż­ni­ków, ob­wą­chu­jąc po­wie­trze. – Ktoś taki?

Świą­to­bli­wy mąż od­chrząk­nął.

– Ma­gnus – po­wie­dział ar­cy­ka­płan świą­ty­ni Wiel­kich Bu­dow­ni­czych.

Jego sło­wom od­po­wie­dzia­ła głu­cha ci­sza. Nie­wi­do­mi wo­jow­ni­cy nie ru­szy­li się o blok.

– Roz­ka­zu­ję wam, prze­puść­cie mnie – rzu­cił zi­ry­to­wa­ny Ma­gnus.

– Nikt nie przej­dzie – od­parł na to młod­szy z wo­jow­ni­ków. – Tyl­ko król. Odejdź tam, skąd przy­sze­dłeś.

Drżąc na ca­łym cie­le, Ma­gnus wy­cią­gnął klucz. Bał się. Król Lludd Law nie miał po­ję­cia o jego wi­zy­cie w lo­chach i spo­tkał­by go mar­ny ko­niec, gdy­by się o ta­ko­wej wy­ciecz­ce do­wie­dział. Ar­cy­ka­płan mu­siał więc za wszel­ką cenę unik­nąć roz­gło­su. Od­czu­wał strach i to go roz­wście­cza­ło. Przy­wykł do wy­god­ne­go ży­cia w kró­lew­skim pa­ła­cu po tym, jak opu­ścił Men­ru­ru­nę i jej ba­gna. Wszyst­ko ostat­nio sta­ło się spo­koj­ne i łat­we. Przy­siągł so­bie, że już ni­g­dy wię­cej nie bę­dzie czuł stra­chu, bólu ani cze­go­kol­wiek in­ne­go, co oka­za­ło­by się nie­przy­jem­ne. A te­raz ogar­niał go strach. Co wię­cej, Ma­gnus był prze­ko­na­ny, że straż­ni­cy wy­czu­wa­ją jego prze­ra­że­nie. Była to zresz­tą ich wina, że ar­cy­ka­płan czuł się taki ro­ze­dr­ga­ny, taki mały, taki sła­by, taki nic nie­zna­czą­cy. Jak śmie­ją trak­to­wać go w ten spo­sób – jego, ar­cy­ka­pła­na Wiel­kich Bu­dow­ni­czych? Ja­kim pra­wem śmie­ją pod­wa­żać jego roz­ka­zy i na­wet nie ski­ną przy tym gło­wą?

Ręka Ma­gnu­sa prze­sta­ła drżeć.

– Król wy­je­chał, żeby sta­nąć do wal­ki z ma­ga­mi na Rów­ni­nach Me­ra­im – oświad­czył su­cho. – Wy­zna­czył mnie na głów­ne­go za­rząd­cę na czas swo­jej nie­obec­no­ści. Pro­szę, oto klucz do lo­chów wes­tchnień.

Star­szy straż­nik wziął klucz, po­prze­kła­dał go chwi­lę z ręki do ręki, po­wą­chał, ugryzł. Przy­tak­nął, po czym od­dał przed­miot ar­cy­ka­pła­no­wi.

– Rze­czy­wi­ście to ten klucz – po­twier­dził. – Ale skąd mamy wie­dzieć, że go nie ukra­dłeś?

– Nie ukra­dłem go – skła­mał Ma­gnus, wy­cią­ga­jąc spod sza­ty pu­stą kart­kę pa­pie­ru, któ­rą po­ma­chał przed no­sem męż­czy­zny. – Król mi go po­wie­rzył. Ka­zał też przy­słać mi list, w któ­rym pro­si mnie o to, bym prze­słu­chał jego więź­nia. Po­trze­bu­je pew­nej in­for­ma­cji, bez któ­rej może prze­grać woj­nę. A je­śli prze­gra przez was… Mó­dl­cie się, że­by­ście za­cho­wa­li gło­wy.

Ka­płan jesz­cze przez chwi­lę sze­le­ścił pu­stą kart­ką, uśmie­cha­jąc się prze­bie­gle – na kart­ce nie wid­nia­ła ani jed­na li­te­ra, a on wie­dział, że nie­wi­do­mi straż­ni­cy nie są w sta­nie so­bie tego uzmy­sło­wić.

– Je­śli so­bie ży­czy­cie, mogę wam prze­czy­tać list…

Star­szy za­sta­na­wiał się przez chwi­lę.

– Nie ma ta­kiej po­trze­by – stwier­dził.

Scho­wał miecz do po­chwy, po czym wy­cią­gnął dia­men­to­wy ki­lof, któ­ry trzy­mał przy­pię­ty do pasa. Młod­szy straż­nik po­szedł w jego śla­dy. Każ­dy z nich wy­kuł na­stęp­nie ze ścia­ny je­den blok ob­sy­dia­nu. W po­wsta­łych otwo­rach uka­za­ła się lawa, któ­ra opły­wa­ła całą bu­dow­lę; płyn­na mag­ma oświe­tli­ła po­miesz­cze­nie. Tym sa­mym wy­ło­ni­ła z ciem­no­ści dwie pły­ty na­ci­sko­we znaj­du­ją­ce się po prze­ciw­le­głych stro­nach sali. Straż­ni­cy po­ło­ży­li ob­sy­dia­no­we blo­ki przed pły­ta­mi.

– Na trzy – rzu­cił star­szy. – Raz, dwa, trzy!

Męż­czyź­ni jed­no­cze­śnie wgnie­tli blo­ka­mi pły­ty. Kla­pa na środ­ku po­miesz­cze­nia pod­nio­sła się i od­sło­ni­ła ko­lej­ne scho­dy.

Ma­gnus spoj­rzał na nie z za­cie­ka­wie­niem i aż za­tarł ręce z ra­do­ści.

Ścia­ny wię­zien­nych lo­chów, do któ­rych wkro­czył ar­cy­ka­płan, pod­grze­wa­ła lawa, przez co po­miesz­cze­nia sta­ły się rów­nie dusz­ne i wil­got­ne, co Ba­gna Kon­du­la. Ciem­ność była tak głę­bo­ka, że po­chod­nia roz­ga­nia­ła ją z tru­dem.

Roz­legł się brzęk łań­cu­chów i Ma­gnus aż pod­sko­czył.

– Jeść… – wy­chry­piał głos, a po­brzmie­wa­ło w nim skraj­ne zmę­cze­nie.

Ma­gnus skie­ro­wał świa­tło na cia­ło, któ­re le­ża­ło wy­cią­gnię­te w cie­niu na pod­ło­dze i swo­im wy­glą­dem zdra­dza­ło skraj­ne wy­czer­pa­nie. Zdzi­wio­ny ar­cy­ka­płan skrzy­wił się na wi­dok uj­rza­nej twa­rzy.

– Chi­ron… – wy­szep­tał z uśmie­chem na ustach. – Na­resz­cie.

– Ma­gnus? – od­po­wie­dzia­ła py­ta­niem zszo­ko­wa­na Chi­ron, kie­dy tyl­ko roz­po­zna­ła twarz ka­pła­na.

– Przy­sze­dłem ci po­móc – od­parł tam­ten.

– Nie chcę two­jej po­mo­cy, prę­dzej wo­la­ła­bym już umrzeć.

Śmiech Ma­gnu­sa na chwi­lę wy­peł­nił pust­kę lo­chów.

– Mam klucz. Mogę spra­wić, że stąd wyj­dziesz.

Chi­ron ani drgnę­ła.

– Po­trze­bu­ję tyl­ko jed­nej in­for­ma­cji. Jed­nej je­dy­nej… I ju­tro bę­dziesz wol­na.

Pro­po­zy­cja Ma­gnu­sa spo­tka­ła się z mil­cze­niem, wo­bec cze­go z ust ka­pła­na za­czął zni­kać uprzej­my uśmiech.

– Dłu­go cie­szy­łaś się za­ufa­niem Llud­da Lawa – ciąg­nął. – Po­wie­rzył ci se­kre­ty, któ­rych nie zdra­dził ni­ko­mu in­ne­mu. Lu­dzie mó­wią, że król po­sia­da bar­dzo wy­jąt­ko­wy blok, któ­ry rze­ko­mo od­na­lazł w Od­le­głych Lą­dach. Blok ten po­zwa­la za­kli­nać broń oraz zbro­ję. Na­zy­wa się go sto­łem do za­klęć. Po­noć jest ukry­ty w kró­lew­skim skarb­cu. Wiesz może, gdzie się znaj­du­je? Po­trze­bu­ję sto­łu do za­klęć.

– Nie mam bla­de­go po­ję­cia – ucię­ła Chi­ron. – A na­wet gdy­bym mia­ła, nie był­byś w sta­nie po­słu­żyć się tym sto­łem.

– To już mój pro­blem – od­parł ar­cy­ka­płan. – Tyl­ko po­daj mi miej­sce, a ja spra­wię, że opu­ścisz to wię­zie­nie.

– Mó­wię prze­cież, że nie wiem, gdzie znaj­du­je się stół.

Ma­gnus w ci­szy po­ki­wał gło­wą. Po­gła­dził swo­ją bia­łą bro­dę, po czym ru­szył z po­wro­tem w kie­run­ku scho­dów.

– Bar­dzo do­brze – ode­zwał się. – Dam ci czas do na­my­słu do wie­czo­ra.

Ar­cy­ka­płan po raz ostat­ni od­wró­cił się do Chi­ron.

– Ostat­ni­mi cza­sy – rzu­cił lek­ko – in­for­ma­cje bar­dzo po­ta­nia­ły. Za kil­ka ka­wał­ków tar­ty z dy­nią moż­na otrzy­mać praw­dzi­we cu­deń­ka, na przy­kład li­stę na­zwisk wszyst­kich two­ich wspól­ni­ków na kró­lew­skim dwo­rze. Szkla­ni Go­le­mo­wie – tak ka­że­cie sie­bie na­zy­wać, czyż nie? Albo te o Czar­nej Cze­lu­ści, gdzie Tom Ra­chu-Cia­chu sie­dzi po kry­jo­mu ze swo­ją gil­dią zło­dziei. Wy­glą­da na to, że do­brze się do­ga­du­je­cie. Naj­gor­si roz­bój­ni­cy z Ulan sprzy­mie­rze­ni z naj­zna­mie­nit­szy­mi szla­chec­ki­mi ro­da­mi z War­ki. My­śla­łem, że pad­nę ze śmie­chu, kie­dy się o tym do­wie­dzia­łem!

Na twa­rzy ar­cy­ka­pła­na po­now­nie za­go­ścił uśmiech, kie­dy usły­szał, jak kaj­da­ny po­brzę­ku­ją w ciem­no­ści. Ugo­dził w od­po­wied­nie miej­sce.

– Łgarz! – ryk­nę­ła Chi­ron.

Ma­gnus od­wró­cił się ple­ca­mi do wnę­trza lo­chów.

– Do wie­czo­ra! – rzu­cił na od­chod­nym. – Je­śli nic nie po­wiesz, za­pła­cą za to wszy­scy twoi sprzy­mie­rzeń­cy. A kie­dy już nie bę­dziesz mia­ła kogo chro­nić, roz­wią­że ci się ję­zyk.

Tło­ki wes­tchnę­ły, po czym za­czę­ły pra­co­wać. Kla­pa wej­ścio­wa unio­sła się, na­stęp­nie zaś opa­dła, po­chła­nia­jąc ciem­ność i tłu­miąc strasz­li­wy śmiech ar­cy­ka­pła­na świą­ty­ni Wiel­kich Bu­dow­ni­czych.

Rozdział 2

Pro­wa­dzo­na przez Ron­ny’ego łódź su­nę­ła ci­cho po­mię­dzy po­ro­śnię­ty­mi la­sem wy­sep­ka­mi Del­ty Ka­ła­mar­nic. Fri­giel od­sta­wił ple­cak na po­kład. Wes­tchnął z ulgą. Skrzy­nia Kre­su nie­zmien­nie znaj­do­wa­ła się w środ­ku. Chło­piec do tego stop­nia oba­wiał się, że po­now­nie za­wie­dzie Er­nal­da, iż nie zdej­mo­wał ple­ca­ka przez całą po­dróż. Spiesz­no mu było zo­ba­czyć znów dziad­ka i po­ka­zać mu zna­le­zi­sko. Mimo tego coś go nie­ustan­nie tra­pi­ło. Od chwi­li kie­dy opu­ści­li brzeg, przy któ­rym wzno­sił się Las Va­rogg, Fri­giel nie prze­sta­wał my­śleć o strasz­li­wym wrza­sku, któ­ry wów­czas usły­sze­li. Mło­dy mag nie mógł się po­wstrzy­mać i nie po­łą­czyć tego fak­tu z Aska­rem Rau­giem. Wi­dział cza­row­ni­ka z bli­ska, po­nad­to wie­dział, do ja­kie­go okru­cień­stwa był zdol­ny się po­su­nąć. Fri­giel po­ko­nał prze­cież zom­bie Smo­ka Kre­su, któ­re­go przy­wo­łał Suk­kal umar­łych. Na po­mysł prze­bu­dze­nia wi­the­ra mógł wpaść je­dy­nie brat bliź­niak kró­la. Kto inny bo­wiem pod­jął­by wy­zwa­nie i sta­nął do po­je­dyn­ku z po­two­rem tak po­tęż­nym, że jego ryk ogar­niał w jed­nej chwi­li cały świat? Zresz­tą Askar Raug był je­dy­nym czło­wie­kiem, któ­ry mógł są­dzić, że uda mu się za­pa­no­wać nad kre­atu­rą. Na tym po­le­ga­ła siła jego ma­gii. Ale naj­pierw, za­nim zmie­ni po­two­ra w zom­bie i uczy­ni swo­im słu­gą, Raug musi go po­ko­nać. Fri­giel ni­g­dy wcze­śniej nie wi­dział wi­the­ra. Po­zo­sta­li na stat­ku rów­nież nie mie­li ta­kiej moż­li­wo­ści. Je­dy­ne opo­wie­ści, z ja­ki­mi ze­tknął się chło­piec, za­kra­wa­ły na szy­te gru­by­mi nić­mi kłam­stwa. Nie­któ­re z nich mó­wi­ły o smo­ku strasz­niej­szym od Smo­ka Kre­su, inne z ko­lei o prze­ra­ża­ją­cej zja­wie lub o dzie­się­cio­gło­wej hy­drze. Aż do te­raz nikt nie za­prze­czał po­dob­nym świa­dec­twom, po­nie­waż nikt nie prze­żył spo­tka­nia z wi­the­rem. W efek­cie Fri­giel ży­wił w głę­bi ser­ca szcze­rą na­dzie­ję, że Askar po­legł po­dob­nie jak jego po­przed­ni­cy.

Sto­ją­ca obok chłop­ca Her­me­li­ne za­drża­ła.

– Gdzie Ay­an­na? – za­py­ta­ła. – Nie wi­dzę jej.

Fri­giel po­czuł uścisk w ser­cu. Spoj­rzał w stro­nę dzio­bu stat­ku. Mia­sta Sar­ma­tów nie było tam, gdzie je zo­sta­wi­li ostat­nim ra­zem.

Ay­an­na znik­nę­ła.

– Hau! Hau! – za­szcze­kał Fluf­fy.

Pies zo­ba­czył coś po le­wej stro­nie bur­ty. Po­pi­ski­wał i mer­dał ogo­nem.

Abel zszedł z pod­wyż­szo­ne­go po­kła­du i wyj­rzał za bur­tę.

– Chodź­cie zo­ba­czyć! – za­wo­łał.

Fri­giel oraz Her­me­li­ne do­łą­czy­li do mło­de­go męż­czy­zny. Chło­piec czuł ucisk w brzu­chu i miał złe prze­czu­cia.

W od­da­li, na po­wierzch­ni wody, uj­rzał lam­pę na czer­wo­ny ka­mień. Oświe­tla­ła frag­men­ty drew­nia­nych scho­dów i kil­ka blo­ków drze­wa aka­cji, któ­re swo­im kształ­tem przy­po­mi­na­ły po­zo­sta­ło­ści po ja­kimś domu. Fla­ga z gło­wą en­der­ma­na prze­bi­tą mie­czem fa­lo­wa­ła zgod­nie z prą­dem.

– Niech to pło­myk świ­śnie – mruk­nę­ła pod no­sem Her­me­li­ne.

Fri­giel prze­łknął śli­nę. Miał na­dzie­ję, że Er­nal­do­wi uda­ło się w porę uciec i z ca­łych sił sta­rał się nie wy­cią­gać po­chop­nych wnio­sków.

Od­wró­cił się do Abla.

Ta­ran­kań­czyk wpa­try­wał się w ka­wał­ki scho­dów, któ­re wy­dar­to pły­wa­ją­ce­mu mia­stu. Za­ci­skał szczę­ki, a wzrok miał tak cięż­ki jak ołów. Spra­wiał wra­że­nie bar­dzo zde­ner­wo­wa­ne­go.

– To nie­wiel­ki frag­ment mia­sta – ode­zwał się. – Gdy­by mia­sto zo­sta­ło do­szczęt­nie znisz­czo­ne, by­ło­by ta­kich o wie­le wię­cej.

– Sar­ma­ci mu­sie­li prze­nieść Ay­an­nę po ata­ku De­ry­na Swa­le’a – za­uwa­żył Ron­ny.

– Tyl­ko gdzie? – spy­ta­ła Her­me­li­ne.

Lal­karz rzu­cił okiem na roz­le­głe uj­ście rze­ki.

– W głę­biej po­ło­żo­ne par­tie del­ty?

Ron­ny za­krę­cił ste­rem i skie­ro­wał sta­tek w głąb roz­le­wi­ska. Im bar­dziej od­da­la­li się od La­zu­ro­wej Za­to­ki i im da­lej wpły­wa­li w za­ko­la Del­ty Ka­ła­mar­nic, tym wię­cej wy­se­pek spo­ty­ka­li. Nie­mal­że wszę­dzie z czy­stej wody wy­sta­wa­ły blo­ki zie­mi, na któ­rych ro­sły cia­sno jed­na przy dru­giej ogrom­ne aka­cje.

Her­me­li­ne wraz z Ablem usta­wi­li się na le­wej bur­cie, pod­czas gdy Fri­giel i Fluf­fy sta­nę­li na pra­wej. Ra­zem w na­pię­ciu prze­cze­sy­wa­li wzro­kiem oko­li­cę z na­dzie­ją, że uj­rzą wresz­cie za­gi­nio­ne mia­sto. Na­gle oczom Fri­gie­la spo­mię­dzy ga­łę­zi drze­wa uka­zał się wierz­cho­łek drew­nia­ne­go domu.

– Tam! – wy­krzyk­nął chło­piec, wska­zu­jąc uprag­nio­ne miej­sce.

Ron­ny skrę­cił i sta­tek wpły­nął w wą­ski prze­smyk, któ­ry wił się po­mię­dzy dwie­ma wy­sep­ka­mi o stro­mych, urwi­stych brze­gach. Zo­ba­czy­li, że na koń­cu prze­smy­ku otwie­ra­ją się sze­ro­kie wody. Im bar­dziej się do nich zbli­ża­li, tym bar­dziej ro­ślin­ność zda­wa­ła się przed nimi roz­stę­po­wać. Łód­ka wy­pły­nę­ła w koń­cu na za­to­kę w kształ­cie pół­ko­la, któ­rą ota­cza­ły stro­me ska­ły oraz las.

Była tam też i Ay­an­na. Okrut­nie wy­be­be­szo­ne sar­mac­kie mia­sto spo­czy­wa­ło tuż obok nie­wiel­kiej pla­ży. Wy­glą­da­ło tak, jak gdy­by po­ło­wę za­bu­do­wań wy­rwał mia­stu Smok Kre­su. Pod­trzy­mu­ją­ca ca­łość tra­twa była czę­ścio­wo znisz­czo­na, przez co kon­struk­cja le­ża­ła na boku ni­czym ran­ny ol­brzym.

Abel z hu­kiem ude­rzył pię­ścią w ba­rier­kę.

– Ale dla­cze­go – wy­krzyk­nął z wście­kło­ścią – dla­cze­go mój oj­ciec uparł się, żeby mi znisz­czyć ży­cie? Co ta­kie­go zro­bi­łem, że na to za­słu­ży­łem?

Łódź ła­god­nie przy­bi­ła do brze­gu. Na pla­ży zna­leź­li wo­jow­nicz­ki, któ­re opa­try­wa­ły rany, gdy w tym sa­mym cza­sie ko­lum­na męż­czyzn wy­ło­ni­ła się z lasu, nio­sąc tor­by, z któ­rych wprost wy­sy­py­wa­ły się blo­ki drew­na. Ar­chi­tek­ci przy­po­mi­na­li ma­ry­na­rzy pra­cu­ją­cych przy oża­glo­wa­niu, gdy tak uwi­ja­li się na za­wrot­nej wy­so­ko­ści, łą­cząc ze sobą blo­ki scho­dów i od­bu­do­wu­jąc uszko­dzo­ne domy.

Ktoś na pla­ży za­ma­chał. Kie­dy Fri­giel zo­ba­czył tę po­stać, jego ser­ce prze­peł­ni­ła ra­dość. To Er­nald ich przy­wo­ły­wał. Szedł obok Himy – ogrom­nej wo­jow­nicz­ki, któ­rą po­zna­li w Su­ra­ta­nie.

Ron­ny za­rzu­cił ko­twi­cę kil­ka blo­ków od brze­gu. Spu­ścił kład­kę wprost do przej­rzy­stej wody. Pod­eks­cy­to­wa­ny Fluf­fy prze­sko­czył nad nią i do­tarł wpław na pla­żę. Fri­giel mi­giem zszedł z ło­dzi. Pod­biegł do dziad­ka i go przy­tu­lił.

– Tak się mar­twi­łem! – wy­rzu­cił z sie­bie.

– Cie­szę się, że cię znów wi­dzę – od­po­wie­dział Er­nald, mierz­wiąc wnu­ko­wi wło­sy. – Ja też by­łem za­nie­po­ko­jo­ny.

Fri­giel wy­pu­ścił dziad­ka z ob­jęć. Abel uści­snął sta­rusz­ko­wi rękę.

– Ja­kie to szczę­ście wi­dzieć pana w do­brym zdro­wiu – po­wie­dział.

W tej sa­mej chwi­li przy­by­łym po­kło­ni­ła się Hima, wio­dąc po nich smut­nym spoj­rze­niem.

– Wi­taj­cie – rze­kła. – Pro­szę was o wy­ba­cze­nie, ale nie je­ste­śmy w sta­nie ugo­ścić was tak, jak wy­ma­ga tego tra­dy­cja.

Sar­mat­ka sta­nę­ła jak wry­ta, kie­dy była nie da­lej niż dwa blo­ki od chłop­ców. Po­wą­cha­ła po­wie­trze i cof­nę­ła się z gry­ma­sem obrzy­dze­nia na twa­rzy.

– Cuch­nie od was go­bli­nem – rzu­ci­ła.

– Tak – od­parł nie­zwłocz­nie Abel, za­no­sząc się od śmie­chu – mie­li­śmy szczę­ście od­wie­dzić Dół! Nie­zwy­kle wy­god­ne. Do­sko­na­łe miej­sce na krót­ki week­en­do­wy wy­pad z ro­dzi­ną!

Wo­jow­nicz­ka spio­ru­no­wa­ła mło­de­go męż­czy­znę wzro­kiem. Sar­mat­ki nie sły­nę­ły z po­czu­cia hu­mo­ru. Zwłasz­cza kie­dy cho­dzi­ło o go­bli­ny, ich od­wiecz­nych wro­gów. Abel za­czer­wie­nił się, gdyż zdał so­bie spra­wę, że ze wzglę­du na sy­tu­ację, w ja­kiej zna­la­zła się Ay­an­na, jego od­po­wiedź była w kiep­skim gu­ście.

– Wy­bacz mi, Himo – po­wie­dział.

Ko­bie­ta unio­sła rękę na znak przy­ję­cia prze­pro­sin, po czym wes­tchnę­ła. Na­stęp­nie wska­za­ła na skrom­ną chat­kę z drew­na aka­cji po­ło­żo­ną na kra­wę­dzi dżun­gli.

– Nie mogę wam za­pro­po­no­wać nic lep­sze­go na noc – wy­ja­śni­ła. – Fun­da­men­ty Ay­an­ny są lek­ko… wy­ko­śla­wio­ne.

– Zda się wy­śmie­ni­cie – ucię­ła Her­me­li­ne. – Za nami dłu­ga po­dróż.

Er­nald rzu­cił okiem na słoń­ce, któ­re po­wo­li kry­ło się za wierz­choł­ka­mi drzew. Za­pra­sza­ją­cym ge­stem wska­zał na chat­kę.

– Wchodź­cie! – za­chę­cił. – Za­nim zom­bie się tu nie wpro­szą.

Tuż po tym, jak we­szli do środ­ka, Er­nald zwró­cił się do ja­kie­goś męż­czy­zny.

– Wald – po­wie­dział – przy­go­tuj coś do je­dze­nia na­szym go­ściom!

Męż­czy­zna otwo­rzył skrzy­nię, wy­jął z niej ka­wa­łek kró­li­ka, któ­ry rzu­cił Fluf­fy’emu, by po chwi­li za­krząt­nąć się przy ko­cioł­ku. Her­me­li­ne pod­wi­nę­ła rę­ka­wy i po­mo­gła Wal­do­wi. Nie­dłu­go po­tem izbę wy­peł­nił wspa­nia­ły za­pach po­traw­ki. Fri­gie­lo­wi aż cie­kła ślin­ka.

– Jak wam się uda­ła wy­pra­wa do Va­rogg? – za­ga­ił Er­nald.

Abel i Fri­giel wy­mie­ni­li dum­ne spoj­rze­nia.

– Stekx spra­wił, że nie­co zbo­czy­li­śmy z dro­gi – po­wie­dział Abel.

– A Ba­nugg się na nas za­sa­dził – do­dał Fri­giel.

Chło­piec nie mógł się po­wstrzy­mać i za­drżał, przy­po­mniaw­szy so­bie krzyk, jaki wy­rwał się z gar­dła al­che­mi­ka tuż po tym, jak rzu­ci­ły się na nie­go go­bli­ny.

– A licz? – za­py­tał Er­nald.

Mło­dy mag uśmiech­nął się smut­no.

– Po­ko­na­li­śmy go. Za­nim to się sta­ło, wy­ja­wił nam swo­ją toż­sa­mość.

Twarz dziad­ka Fri­gie­la stę­ża­ła.

– Swo­ją toż­sa­mość? – po­wtó­rzył.

– Tak – od­parł szep­tem Fri­giel.

Chło­piec spu­ścił wzrok. Nie miał od­wa­gi spoj­rzeć Er­nal­do­wi w oczy.

– To była Val­dis – wy­ja­śnił wo­bec tego Abel.

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 23

Rozdział 24

Rozdział 25

Rozdział 26

Rozdział 27

Rozdział 28

Rozdział 29

Rozdział 30

Rozdział 31

Rozdział 32

Rozdział 33

Rozdział 34

Rozdział 35

Rozdział 36

Rozdział 37

Rozdział 38

Rozdział 39

Rozdział 40

Rozdział 41

Rozdział 42

Rozdział 43

Rozdział 44