Tajemnicze wakacje Franka i Krysi Podwórkowe Biuro Detektywistyczne - Jolanta Knitter-Zakrzewska - ebook

Tajemnicze wakacje Franka i Krysi Podwórkowe Biuro Detektywistyczne ebook

Jolanta Knitter-Zakrzewska

4,8

Opis

W tym roku przeżyliśmy bardzo tajemnicze wakacje, ale zanim się rozpoczęły, Krysia zdążyła zostać dowódcą armii. Jakim cudem? Zaraz Wam opowiem...

 

 

W serii ukazały się do tej pory:
Podwórkowe Biuro Detektywistyczne
Podwórkowe Biuro Detektywistyczne i Salon fryzjerski
Perypetie Franka i Krysi

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 84

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (10 ocen)
8
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Miroska561

Nie oderwiesz się od lektury

pouczająca treść.. .
00

Popularność




© Copyright by Jolanta Knitter-Zakrzewska & e-bookowo

Zdjęcie na okładce: freepik.com

ISBN: 978-83-8166-163-8

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: [email protected]

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie

W tym roku przeżyliśmy bardzo tajemnicze wakacje, ale zanim się rozpoczęły, Krysia zdążyła zostać dowódcą armii. Jakim cudem? Zaraz Wam opowiem...

Rozdział I. Krysia zostaje dowódcą armii

– Z powodu wirusa zamknęli szkołę i co będziemy teraz robić?! – zapytałem, patrząc przez okno na pustą ulicę.

– Odrabiać lekcje na komputerze, a potem bawić się – zawołała Krysia z radością.

– Mamy biuro detektywistyczne – zajmiemy się rozwiązywaniem spraw – zadecydowałem.

– Ale kto do nas przyjdzie? – zmartwiła się moja siostra.

– Może chociaż Tadek przyszedłby jako klient biura. (Tadek to nasz kuzyn.) Trzy osoby to chyba nie jest zgromadzenie? – zapytała Krysia i pobiegła do mamy. – Mamo, czy może do nas przyjść Tadzio?

-A co, będzie herbatka u Tadka? – zażartowała mama.

– Nie. Sprawa dla detektywów!

– Ale na razie musicie porozwiązywać zagadki we dwójkę. Tadek przyjdzie do nas dopiero za dwa tygodnie.

– No dobrze, coś się wymyśli – odparła Krysia, która zawsze, w każdej sytuacji, znajdzie coś wesołego i zachowuje pogodę ducha. Ja byłem trochę bardziej zmartwiony. Piąta klasa to nie przelewki. Miałem dużo zadań do rozwiązania w classroomie. Krysia była dopiero w III klasie, ale też miała trochę rzeczy do zrobienia. Jak się potem okazało, niepotrzebnie się martwiłem. Znalazło się całkiem sporo czasu na prowadzenie Biura Detektywistycznego. Tylko spraw brakowało. Chwilowo więc, czekając na zakończenie historii z wirusem, zaraz po zrobieniu lekcji online, zajęliśmy się grami komputerowymi. Mama jednak jak prawdziwy szpieg pilnowała, żeby komputer nie połknął nas w całości razem z trampkami. Po przeprowadzeniu śledztwa na Librusie, mama zawołała mnie na „wesołe” dyktando, a Krysia w tym czasie z detektywa przemieniała się w… dowódcę armii! A było to tak...

***

Dostałem jedynkę z dyktanda. Ukrywałem to przed rodzicami, ale niestety Librus wszystko zdradzi. Kiedy mama odkryła tę ocenę, dostała jakichś nerwowych pokrzykiwań. Wołała, że to wszystko przez te paskudne gry komputerowe, w które ciągle gram. Potem się uspokoiła i myślałem, że będę mógł dalej grać, ale mama zawołała mnie nagle:

– Franek, chodź do salonu z długopisem i zeszytem. Napiszesz wesołe dyktando – powiedziała i zaczęła dyktować dziwną opowieść:

„Hubert mógł być spostrzegawczym detektywem, ale gry komputerowe tak wyżarły mu mózg, że nie wiedział, na jakim świecie żyje. Zapominał o zbiórce harcerskiej i nie chodził już na próby chóru. Jego chomik cierpiał głód i narzekał na brak wody w kubeczku”.

– Ale ja daję mu jeść! – krzyknąłem, oburzony tak niesprawiedliwą oceną mojej osoby.

– To nie o tobie, tylko o Hubercie! – zapewniła mnie mama, ale ja wiedziałem, co ona myśli!

– Tak naprawdę wiem, że to o mnie, tylko imię zmieniłaś, mamo!

Mama nadal upierała się, że to niby nie o mnie. Zresztą wolałem trzymać się tej wersji, że dyktando faktycznie opowiada o Hubercie. Komputerowe gry wciągały nie tylko mnie. Krysię również. Jeszcze tego samego dnia cały dom dowiedział się o kłopotach z wojskiem, z którymi Krysia musiała sobie poradzić.

***

– Franek, dlaczego moja armia zniknęła? – Głos Krysi brzmiał jak syrena alarmowa.

– Zaraz przyjdę! – Z trudem złożyłem tę obietnicę, bo po zakończeniu dyktanda nareszcie budowałem właśnie w Minecrafcie zamek warowny i rozświetlałem go pochodniami, żeby korytarze nie tonęły w ciemnościach.

W odpowiedzi na te nasze pokrzykiwania z jednego pokoju do drugiego włączyła się mama:

– W co wy znowu gracie?

– Ja gram w Minecrafta, mówiłaś, że to dobra gra, mamusiu!

– A Krysia?

– Krysia gra w „Ogniem i mieczem”.

– Przecież to książka – zdziwiła się mama.

– Nie, mamo, to jest gra. „Ogniem i mieczem” to gra. – Nie rozumiałem, jak można tego nie wiedzieć!

– „Ogniem i mieczem” to powieść Henryka Sienkiewicza – upierała się mama.

– A o czym to jest? – Byłem zdumiony. Chciałem wiedzieć więcej o tej książce.

– O walkach – jedną toczy Rzeczpospolita z Kozaczyzną, Wiśniowiecki z Chmielnickim o Ukrainę, drugą – oficer husarii Skrzetuski i jego przyjaciele z pułkownikiem kozackim Bohunem i jego ludźmi o pannę Helenę Kurcewiczównę – opowiedziała mi trochę mama.

– To tu też są walki – wyjaśniłem.

– Nie wiem, czy Krysia powinna w to grać – zaniepokoiła się mama, bo ona bardzo lubi się niepokoić.

– Ależ tak, to jest gra strategiczna! – zapewniłem.

– Franek, chodź, powiedz, dlaczego straciłam armię?! – zawołała mnie Krysia.

– Mogę? – Spojrzałem błagalnie na mamę, takim spojrzeniem, po którym wiem, że na pewno odniosę zwycięstwo.

Mama zgodziła się na kwadrans walk.

Spojrzałem na monitor Krysi. Co ona narobiła?!

– Straciłaś żołnierzy, bo nie mieli jedzenia! Pomarli z głodu!

– A skąd mam wziąć jedzenie?

– Musisz mieć pieniądze, żeby kupić żołnierzom jedzenie.

– A skąd wziąć pieniądze?

– Musisz napadać na zamki i sprzedawać łupy albo ograbiać bogatych kupców, a potem sprzedawać ich towar.

– A nie można inaczej? Nie można uczciwie?

– To jest „Ogniem i mieczem”. Tu wszystko się tak zdobywa. Uczciwie to się zdobywa w naszym życiu. Jak mama i tata.

– Dobra, nakarmię moich żołnierzy.

Zerkałem potem kilka razy. Krysia poradziła sobie znakomicie. Zdobyła zamek, sprzedała skarby ze skrzyń ukrytych w podziemiach, kupiła jedzenie, nakarmiła wojsko, a następnie stanęła na czele polskiej armii i poprowadziła ją do zwycięstwa.

Jednak potem do akcji wkroczyła mama i powiedziała, że wolała, kiedy bawiliśmy się w detektywów.

Chciałem jej wytłumaczyć, że gry komputerowe to zabawa, a prowadzenie biura detektywistycznego to poważna praca, ale dorosłym, nawet mamom, czasem trudno wytłumaczyć całkiem proste sprawy. Jedno muszę stwierdzić. Krysia jest świetnym dowódcą, który potrafi ustalić strategię działania. Może właśnie dlatego jest też dobrym detektywem.

Tymczasem wieczorem mama wymyśliła dla całej naszej rodziny grę w „gorącego ziemniaka”. Polega to na tym, że losujemy pytanie. Pierwsza odpowiada osoba, która ma w ręku ziemniaka, a jak już odpowie, rzuca go drugiej osobie, która musi odpowiedzieć na to samo i dalej rzucić ziemniaka kolejnemu graczowi. Ten ziemniak jest uszyty z materiału. Nazywa się go gorącym, bo jest tylko kilka sekund na odpowiedź i trzeba go odrzucić, bo niby parzy ręce. Pytania są proste, jednak odpowiedzi nie mogą się powtarzać. W praktyce okazuje się to często bardzo trudne, a czasem bardzo, ale to bardzo dziwne, jak w naszym przypadku, kiedy padło pytanie: „co można umyć pod prysznicem?”.

– Plecy – zawołał tata i rzucił ziemniaka mamie.

– Głowę! – Mama nie wahała się nawet sekundy i rzuciła ziemniaka do mnie.

– Całe ciało! – utrudniłem grę tą odpowiedzią i przerzuciłem ziemniaka do Krysi.

– Półki z lodówki! – zawołała Krysia.

– Niezaliczone! – zaprotestowałem, bo to była przedziwna odpowiedź.

– Mama myje półki z lodówki pod prysznicem! – odparła Krysia.

– To prawda – przyznała mama. – Zaliczone!

Ziemniaka chwycił tata i szybko zawołał:

– Wiadro! Bo ja kiedyś myłem wiadro pod prysznicem – usprawiedliwił się od razu, żeby nikt nie podważył odpowiedzi i rzucił ziemniaka do mnie.

– Buty!

– Protestuję – zawołała Krysia.

– Ja myłem tam buty! – odparłem.

– Zaliczone! – poparł mnie tata.

Rzuciłem ziemniaka mamie, która zamilkła i przegrała rozgrywkę, bo nie zdążyła nic w porę wymyślić. Musiałaby być chyba jakimś superdetektywem, żeby wymyślić kolejną dziwną rzecz po półkach z lodówki, wiadrze i butach, które można umyć pod prysznicem! Gra w ziemniaka okazała się bardzo śmieszna. A potem mama przygotowała pyszną kolację. Były kanapki z szynką i pomidorami, sałatka, a zamiast gorącego ziemniaka – gorące parówki z ketchupem. Po jedzeniu wspólnie, razem z rodzicami, obejrzeliśmy bajkę. A po niej – wiadomo – mycie zębów, ubieranie piżamy i lądowanie w łóżkach. Następnego dnia nie szliśmy do szkoły, ale i tak trzeba było wstać bardzo wcześnie, żeby się zalogować w klasie.

Rozdział II. Parawan i kaszel rekina

Od ósmej rano zaczynały mi się lekcje online. Kiedy wszedłem do naszego pokoju, Krysia w słuchawkach na uszach, wpatrzona w kamerę internetową, odpowiadała na pytania nauczycielki. Już miałem usiąść obok niej, kiedy nagle mój wzrok padł na półkę wiszącą naprzeciwko biurka z komputerem. Krysia ponaklejała na nią różowe serduszka! Koszmar! Przydźwigałem od razu z pokoju rodziców parawan i ustawiłem go tak, by nikt z moich kolegów nie mógł zobaczyć tej półki przez kamerę.

– Po co ci ten parawan?! – zapytała Krysia.

– Ponaklejałaś serduszka na półkę, którą widać za moimi plecami. Kumple zobaczą. Co za wstyd! – Bardzo się denerwowałem.

– Mamooo! – zawołała Krysia jak syrena alarmowa. – Franek powiedział, że się mnie wstydzi!

– Franek, to takim jesteś starszym bratem?! – zapytała ostro mama, która jak generał wojsk napoleońskich wkroczyła do naszego pokoju. – Macie być dla siebie przyjaciółmi – pouczyła nas.

– Dobra, będę przyjacielem, ale parawan może tu zostać, tak? Nie chcę, żeby ktoś oglądał mój pokój – powiedziałem już spokojnie.

– To jest nasz pokój, a te serduszka są śliczne! – zaznaczyła stanowczo Krysia.

– Ciiii, lekcja się zaczyna – szybko zmieniłem temat, żeby tylko mama nie zabrała parawanu z mojego – no dobra, naszego – pokoju.

Nie sądziłem, że będę tak szczęśliwy, kiedy zobaczę moją nauczycielkę od matematyki. Ale to właśnie dzięki niej mama zakończyła niewygodny temat wstydzenia się siostry, braku przyjaźni i różowych serduszek. Lekcje trwały tak długo, że po ich zakończeniu nikt już nie pamiętał, o co się pokłóciliśmy. Mama zawołała nas na obiad. Były pyszne kotleciki mielone, ziemniaki i buraczki, a na deser budyń z syropem truskawkowym. Było cudownie! I wtedy nagle mama wyjęła z lodówki wysoką, dziwną buteleczkę i wylała część jej zawartości na łyżeczkę.

– To lekarstwo na odporność – zachęciła Krysię, a potem nalała kolejną porcję dla mnie. Widząc Krysi minę, której nie da się opisać żadnymi słowami, straciłem wszelką ochotę na połknięcie tego płynu.

– Franek, uciekaj, to jest straszne w smaku. To jest chyba kaszel rekina! – ostrzegła mnie Krysia.

Wstałem gwałtownie od stołu, tak że mamy ręka zadrżała i cały syrop – czy co to tam było – kaszel rekina wylał się na stół.

– Co robisz, Franek, masz to połknąć! – Mama była na mnie zła.

Uciekłem z kuchni i wpadłem do pokoju. Kiedy mama weszła do naszego pokoju z nową łyżeczką kaszlu rekina, ze zdumieniem zobaczyła, że mnie nie ma. Zaczęła mnie szukać w sypialni i w łazience. A ja spokojnie stałem sobie za parawanem. Co za świetny wynalazek! Nie dość, że uchronił mnie przed ośmieszeniem z powodu różowych serduszek, to w dodatku dzięki niemu nie musiałem smakować kaszlu rekina!

Mama była bardzo niezadowolona. Wylała się jej kolejna zawartość łyżeczki, kiedy bez skutku szukała mnie w łazience, szafie stojącej w korytarzu i pod łóżkiem w sypialni. W końcu stwierdziła, że dzisiaj już mnie nie będzie szukać, ale jutro porcja tranu mnie nie ominie.

Nie martwię się jednak. Parawan postoi w naszym pokoju do jutra.

Rozdział III. Krysia idzie do pierwszej komunii świętej

Z powodu tego całego wirusa pierwsze komunie nie odbyły się w maju, tylko w czerwcu. Krysia z zachwytem oglądała swoją sukienkę komunijną z białej koronki i wianek z małymi kwiatkami. Cały czas mówiła, że dostanie nowy rower, tablet oraz pełno pieniędzy, a na obiad rodzice zabiorą nas i gości do najlepszej restauracji. Dlatego któregoś dnia nie wytrzymałem tego przechwalania się i zapytałem:

– Wiesz, po co jest pierwsza komunia święta?

– Po to, żeby dostać prezenty!

– Nie.

– A po co?

– Żeby po raz pierwszy przyjąć Jezusa do swojego serca.

– I on tam będzie potem mieszkał?

– Tak.

– A po co?

– Żebyś lepiej się zachowywała, żebyś była dobra – odparłem. – Jezus będzie twoim niezawodnym przyjacielem na całe życie, pamiętaj o tym – zaznaczyłem.

– Dobrze. Będę pamiętać. A jak nie będę o tym pamiętać, to to jest grzech? Trzeba się z tego spowiadać?

– Tego ci nie powiem. Chyba nie, nie wiem dokładnie. Ale nigdy nie wątp w tę przyjaźń i pomoc Jezusa. Mama mówiła, że jak ktoś przestaje wierzyć w Boga, to zaczyna wierzyć w byle co.

– Dobrze. Nie będę wątpić – zapewniła Krysia i zamilkła. A po chwili, ściszając głos, zapytała:

– A spowiadałeś się, że kradłeś batony ze sklepu, jak byłeś mały?

– Nie! Mama poszła za nie zapłacić. Nie mam takiego grzechu. – Byłem oburzony pytaniem Krysi. Detektyw nie kradnie batonów!

– Ale mówiłeś mi o tych batonach kiedyś i rodzice opowiadali...

– Nie, Krysia, przestań. Nie mam takiego grzechu.

– To dobrze.

– No, bardzo dobrze. Lepiej się zastanów, co powiesz na pierwszej spowiedzi.

– No nie wiem, bo ja nie mam żadnych grzechów.

– Krzyczałaś na mnie, kiedy kazałem ci posprzątać biurko, na którym zostawiłaś pełno obierek z temperówki. Gniew. Tak się nazywa ten grzech.

– Aha, no dobra, to powiem.

– Albo jak męczysz mamę, żeby ci kupiła lepszego smartfona, bo Zosia ma takiego super. Wiesz, co to jest?

– Nie.

– Zazdrość – wyjaśniłem. – A jak narzekasz na zbyt małe kieszonkowe? – pytałem Krysię dalej.

– Chciwość?

– Tak! – potwierdziłem, a Krysia ucieszyła się, że tym razem dobrze odpowiedziała na moje pytanie.

– Będziesz teraz miała już zawsze przyjaciela, któremu możesz wszystko powiedzieć. A on cię nigdy nie wyśmieje. I zawsze będzie przy tobie, nawet jak koleżanki nie będą się chciały z tobą bawić – powiedziałem Krysi.

– To fajnie – odparła.

– To teraz już wiesz, że komunia to nie tylko zabawki?

– Tak. Teraz już wiem.

– Detektyw musi wiedzieć trochę więcej od innych, a ty przecież nim jesteś!

Rozdział IV. Pałka, zapałka, dwa kije, kto się nie schowa, ten kryje

Wakacje! Hurra! Koniec z lekcjami online. Czekał na nas wyjazd z rodzicami. Zamieszkaliśmy w małym, drewnianym domku nad jeziorem. Nieopodal miejsca pobytu rozciągał się bujny las. Pełno tu było jasnych, niewielkich polan, porośniętych wielkimi liśćmi paproci, piaszczystych ścieżek, krzaków jagód oraz poziomek. Kiedy mama na tarasie czytała książkę, a tata łowił ryby, ja z Krysią wymykaliśmy się na jedną z leśnych polan i tam bawiliśmy się w chowanego.

– Pałka, zapałka, dwa kije, kto się nie schowa, ten kryje! – wołała Krysia.

Znalezienie jej było łatwe. Schowała się za rozłożystym dębem, ale zdradził ją cień, który rzucała na ścieżkę biegnącą nieopodal. Potem ja musiałem się schować... Wylądowałem w wysokich liściach paproci, ale Krysia dosyć szybko mnie odnalazła. Powinienem był zdjąć z głowy czerwoną czapkę. Ten kolor było widać z kilometra.

– Schowam się teraz dalej – zapowiedziała Krysia, kiedy znowu wypadła kolej na to, bym to ja szukał. – Zostawię ślady, po których będziesz mógł odnaleźć moją kryjówkę.

– Pałka, zapałka… – odliczyłem, a potem zawołałem głośno: „Szukam!”. Na piaszczystej ścieżce zobaczyłem narysowaną literę K i strzałkę prowadząca w kierunku paproci. Przeszedłem przez zarośla i wtedy spostrzegłem białą chusteczkę z wyhaftowaną literą K. Skąd Krysia miała takie chustki? Podniosłem ją i za chwilę zobaczyłem kolejną. Szedłem w głąb lasu. Dzięki chusteczkom dotarłem do szałasu zrobionego z patyków. Wszedłem do środka. Już miałem zawołać do siostry, że ją znalazłem, kiedy zorientowałem się, że dziewczynka siedząca na ziemi w szałasie to nie była Krysia!

– Widziałeś mojego brata? – pytała mnie dziewczynka.

– Nie. A kto ty jesteś? – zapytałem. Dziewczynka miała czerwone kokardy we włosach. Pierwszy raz widziałem takie dziwne uczesanie. Miała też białą sukienkę do ziemi, a na nogach świecące buciki.

– Jestem Kamila. Bawię się w lesie z moim bratem Fryderykiem w chowanego. Schowałam się do szałasu. Długo już nie może mnie znaleźć. A ty, kim jesteś?