Czatowy romans - Barbara Woda - ebook

Czatowy romans ebook

Barbara Woda

0,0

Opis

"Czatowy romans" jest połączeniem trzech gatunków literackich.
To przede wszystkim historia obyczajowa, ale też thriller,  gdzie wątek miłosny rwie się i odbudowuje przez niesamowite wydarzenia  i często skrajne emocje.
W powieści wielką rolę gra też poezja użyta jako podbudowa i ilustracja splotów i zwrotów akcji, a też jako emocjonalna rozmowa kobiety i mężczyzny.
W wierszach trafiają się erotyki. Jednak - jak się okazuje i w życiu, i w powieści, poetycki dialog  kobiety i mężczyzny wcale nie jest prosty.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 161

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Barbara Woda

Czatowy romans

© Copyright by Barbara Woda & e-bookowo

Redakcja: Jolanta Marciniak

Projekt okładki ©Krzysztof Żmuda

Wiersze©Jarosław Budnicki

ISBN: 978-83-8166-203-1

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: [email protected]

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie II 2021

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Konwersja do epub i mobi A3M Agencja Internetowa

Uziemiona

Od kilku miesięcy Julia siedziała uziemiona w domu. Nie dosyć, że straciła pracę, że opuścił ją mąż, to jeszcze doznała kontuzji kolana. Noga bolała przy chodzeniu, siedzeniu, ale najbardziej, kiedy leżała.

Ale nie to było najgorsze, najbardziej denerwował ją brak kontaktu z ludźmi.

Nie miała zbyt wielu przyjaciół poza tymi z pracy, a ci na początku podtrzymywali znajomość, ale potem zapomnieli o niej.

Raz w tygodniu przyjeżdżała jej siostra Alicja, aby zrobić zakupy lub zawieźć ją do lekarza. Pozostałą część, a właściwie większość czasu, spędzała sama, co doprowadzało ją do szału.

Wcześniej, kiedy jeszcze pracowała, a rano budzik zrywał ją ze snu, uważała, że to musi być cudownie nie biegać co rano do pracy, mieć dużo swobody i robić, co się chce.

Dziś już tak nie myślała, przeszło jej, a nadmiar wolnego czasu doprowadzał ją do rozpaczy.

Odkąd Karol odszedł, nie wiodło jej się dobrze, ciągle wpadała w jakieś tarapaty.

Dzieci usamodzielniły się i poszły swoją drogą, zaraz potem zawalił się jej świat.

Rozstanie to przykre przeżycie, tym bardziej, że zajęta domem i pracą nie zauważyła nadchodzących zmian. Spadło to więc na nią jak grom z jasnego nieba.

– Dasz mi rozwód? – zapytał ją mąż, jak gdyby prosił o kromkę chleba.

Zaskoczona spojrzała na niego, szukając choćby cienia uśmiechu na jego twarzy, ale nic z tego. Karol był śmiertelnie poważny i patrzył na nią obojętnie.

– To żart? – próbowała upewnić się.

– A jak myślisz? Uważasz, że to dobry temat na żarty? – zapytał.

– Myślę, że zaraz mi to wyjaśnisz i dowiem się, czy to dobry temat – oburzyła się.

– Mam romans, i to od dłuższego czasu – wyznał.

Julia była coraz bardziej zdumiona.

– Karol! Czy ty nie możesz choć raz nie denerwować mnie? – rozzłościła się.

– To nie żart – podniósł głos. – Chcę rozwodu! Nie rozumiesz, co mówię?!

– Rozumiem. Tylko dlaczego?

– Bo ją kocham i mam zamiar ułożyć sobie z nią życie!

W przypływie nagłej złości zgodziła się, bo nie docierało do niej, że on mówi poważnie. Niestety, on nie żartował.

Zaraz po rozwodzie wyprowadził się, a ona jeszcze dziś nie rozumiała, jak do tego doszło. Tworzyli, w jej mniemaniu, dobry związek. Wprawdzie zdarzały im się gorsze i lepsze dni, ale nie skupiali się na drobnych utarczkach. Więc co się stało?

W sądzie niczego konkretnego też się nie dowiedziała. Wyraziła zgodę na rozwód bez orzekania o winie. Podzielili się uczciwie tym, co posiadali i nim się obejrzała, już została jego byłą żoną.

Dzieci przejęły się tym na tyle, na ile miały czas. Żyły w swoich mniej lub bardziej udanych związkach, miały setki przyjaciół i ciągle gdzieś wyjeżdżały. Dla samotnej matki czasu pozostawało im niewiele. Nie martwiło jej to jednak tak bardzo aż do momentu tego wypadku.

Huśtawka nastrojów

– Redukcja etatów – oświadczył jej szef, kiedy zapytała, dlaczego. Złoty środek na niewyjaśnianie niczego. Nic niemówiąca wymówka.

Jedno słowo, bezrobotna.

Zarejestrowała się w urzędzie pracy i raz w miesiącu musiała podpisać listę. Pani, do której się stawiała w wyznaczonym dniu, ogólnie uważana za nieprzystępną, dla niej była miła. Życzliwie patrzyła i doradzała, wdawała się w rozmowę i pocieszała.

Tego dnia Julia jak zwykle złożyła autograf na liście, porozmawiały i pobiegła schodami w dół.

No i trach! Stało się. Spadła.

Upadek nie należał do tych zabójczych, co to od razu do trumny, ale bolało.

Nie wiedzieć czemu łzy pojawiły się w jej oczach.

Wstyd, że niezdara? A może przez ten przeszywający ból czy też świadomość, że uziemiła się na jakiś czas…

Tyle planów: odnowić znajomości, w końcu wziąć się za ogród, sprawić, aby był taki, o jakim marzyła. Mieć czas na wyjście do kina czy po prostu do ludzi.

A teraz? Dom, dom i dom. Marudząca Alicja i córka, która czasem się pojawiła, narobiła zamieszania i znikała, by wrócić za dni kilka.

Ewa złościła ją bardzo, bo marudziła, że siedzi w domu, że nie idzie do ludzi. Na dodatek kontrolowała jej telefon i komputer, co doprowadzało do częstych kłótni.

– Dlaczego to robisz? – pytała, a Ewa podnosiła wzrok znad jej telefonu i patrzyła ze zdziwieniem.

– A dlaczego nie? – rozbawiona odpowiadała pytaniem na pytanie.

– Bo to mój telefon – mówiła oburzona Julia.

– Masz coś do ukrycia?

– Nie, ale nie życzę sobie kontroli.

– Oj tam, też mi kontrola, byłam ciekawa, kto dzwonił – córka próbowała obrócić swój nietakt w żart. – Daj spokój, przecież widzę, że siedzisz sama. Dlaczego nie idziesz gdzieś? Nie spotkasz się ze znajomymi?

– Masz kłopot z oczami? Nie widzisz, że kolano jest opuchnięte? Boli. I nie wolno mi dużo chodzić.

– Bzdura. Mamo, rusz się! Znalazłaś sobie wymówkę! Siedzisz i marudzisz! – złościła się Ewa.

Przejrzała komputer i pojechała.

Ta troska Ewy była z jednej strony denerwująca, z drugiej jednak Julia trochę to doceniała, gdy zderzała postawę córki z zachowaniem syna, który od dłuższego czasu w ogóle się nią nie interesował. Starała się Marka tłumaczyć, bo wybierał się do Stanów na jakiś staż. Ale przynajmniej mógłby od czasu do czasu zadzwonić.

Teraz czuła się jak niewolnica zamknięta w czterech ścianach swego domu. Niejednokrotnie siadała po takiej sprzeczce i płakała ze złości na siebie, na córkę, na syna, a nawet na Karola. Z czasem doszła do tego reszta świata.

Coraz częściej łapała się na tym, że popada w ciągi przygnębienia. Nie spała po nocach, doprowadzając się do rozpaczy, albo chodziła po domu i popłakiwała, jakby to coś mogło dać.

Po kilku dniach depresji wracała do normalnego stanu. Ale nic się nie zmieniało. Nadal była sama.

W końcu, nie zwracając uwagi na nakazy lekarzy, zaczęła wychodzić do ogrodu. Wymyślając sobie coraz trudniejsze zadania, dobijała kolano, ale warto było. Nadmiar pracy skutecznie zwalczał poczucie osamotnienia.

– Mamo – założyłam ci stronę na Facebooku – oświadczyła jej Ewa podczas którejś z wizyt.

– A po co? Wiesz, że nie lubię siedzieć przy komputerze.

– Wiem, dziczejesz już. Telewizor wyrzuciłaś, do ludzi nie idziesz – marudziła córka.

– Odczepisz się w końcu ode mnie? Długo jeszcze tak możesz? Sama nie masz telewizora, a mnie proponujesz – oburzyła się Julia.

– Nie mam, ale mam przyjaciół i nie odizolowałam się od ludzi.

– A ja tak. I daj mi w końcu spokój. A na Facebooku sama siedź, jak lubisz.

– Znowu się kłócicie? Nie macie dosyć? – zapytał Damian, chłopak córki, który czasem z nią przyjeżdżał.

– Jakie kłócimy? Nie widziałeś chyba prawdziwej kłótni – zauważyła Ewa. – Rozmawiamy. Muszę jakoś rozruszać mamę, bo głupieje w tej pustelni – dodała.

– Ty się rozruszaj. Widziałaś ogród? Sama go zrobiłam. A ty wciąż szukasz dziury w całym.

– Niczego nie szukam, fajny ten ogród, tylko po co? Będziesz gadać z drzewami? Pójdziesz na spacer z trawnikiem? Psa ci kupię, to chociaż on cię zmusi do wychodzenia.

– To sama sobie kup psa i co tam chcesz, a ja zwierząt nie chcę. Jeszcze mi tego trzeba – udało się Ewie w końcu ją rozzłościć.

– Przestańcie – wtrącił ponownie Damian. – Jedziemy, bo już czas – ponaglił dziewczynę.

I pojechali, ku jej zadowoleniu.

Ewa ją złościła, ale miała rację. Okresy przygnębienia były coraz dłuższe, na dodatek zaczęła mieć huśtawkę nastrojów. A to słuchała głośno radia, aby zagłuszyć niewesołe myśli, to znowu siedziała w ciszy i bez celu gapiła się w okno. Jednego dnia kilkakrotnie zmieniał się jej nastrój. A to była radosna i czuła się wspaniale, a to przybita. Płakała, by po chwili śmiać się, rozmawiając z kimś wyimaginowanym.

Kolano nadal bolało, bolały też niewesołe myśli. Nudne, samotne życie dawało w kość. Szczególnie nocą, kiedy pustka stawała się czarną dziurą.

– Zrobisz coś z sobą w końcu czy nie? – zapytała Alicja, kiedy wysiadła z samochodu.

– Masz zamiar sprawdzić mój komputer i telefon? – odburknęła.

– Ani myślę, ale martwisz mnie. Już nawet nie rozmawiasz jak kiedyś, nie żartujesz, nie wdajesz się w sprzeczki. Zgłupiejesz w końcu od tej samotności.

– A mogłybyście mi dać spokój? Dlaczego się uparłyście na mnie, nudno wam w domu? – złościła się Julia.

– Na dodatek jesteś nieuprzejma. Nic od ciebie nie chcemy, tylko zlituj się nad samą sobą – poprosiła siostra, popijając kawę.

– Nie mogłybyście przyjeżdżać razem z Ewą? Nie musiałabym dwa razy wysłuchiwać tego samego.

– Dobrze, już się nie denerwuj – odpuściła Alicja.

Wykłócanie się z córką i siostrą miało tylko jedną dobrą stronę. Kilka zdań wypowiedzianych do realnej osoby, nic poza tym. Uświadamianie jej, że siedzi w domu i głupieje, nie odnosiło skutku, bo nie było niczym, czego by nie wiedziała.

Kilka dni później postanowiła uporządkować dom. I nie chodziło tu o bieżące porządki, bo nie było czego sprzątać. Postanowiła przejrzeć zalegające garaż pudła i wyrzucić to, co zbędne.

Damian tym razem przyjechał sam i to było to, czego jej potrzeba. Poprosiła go, aby pozdejmował z wyższych pólek pudła, rozpakowała przywiezione przez niego zakupy i zeszła do piwnicy. „Głupi pomysł”, skarciła samą siebie, kiedy otworzyła następne z kolei pudło ze wspomnieniami. „Chyba na głowę upadłam. Jak gdyby mało mi było łez na co dzień”.

Ocierając oczy, dotarła do ostatniego pudełka, w którym odstawiła do lamusa swoją młodość, w ten sposób zamykając ów rozdział życia.

Zaraz potem wyszła za mąż.

A dziś wróciła tu, przy okazji zamknięcia kolejnej części żywota zwanej małżeństwem.

Podniosła wieko i spojrzała: kilka zeszytów zapisanych drobnym maczkiem, zdjęcia klasowe, pamiętnik, bukiecik zasuszonych kwiatów ze studniówki. Znowu zrobiło się jej smutno. Nie przejrzała wszystkiego do końca, bo nie miała zamiaru wyrzucać tych pamiątek. Zamknęła pudełko, odstawiła na półkę i poszła na górę.

Anioł

Kolejne wspomnienia, nowe łzy, nie dały jej zasnąć. Wstała, włączyła laptopa. Nie lubiła komputera, ale czekała ją długa noc, coś trzeba było ze sobą zrobić.

Zaczęła od wiadomości, dużo tego było. Ewa oczywiście jako pierwsza wśród znajomych do zaakceptowania.

Potwierdzić znajomych, pozdrowić, chwila rozmowy. Zeszło się jej do późnej nocy.

Już miała wyjść ze strony, kiedy na ekranie pojawiła się fotografia. Z ekranu spoglądał na nią brunet o śniadej cerze.

– Hej! – wyświetliło się obok w okienku czatu. – Ile masz lat?

Zdumiona spoglądała na fotografię.

„Jakim cudem?”, myślała. „Przecież nie zapraszała go, więc co robił na ekranie?”

– Nie bój się. Nic od ciebie nie chcę.

„Co do cholery? Co ten facet robi na moim ekranie?”, złościła się, nie odrywając oczu od fotografii.

– Jestem twoim aniołem – bredził jak w amoku.

– Kim? – postanowiła zareagować.

– Już pisałem, dlaczego ukrywasz twarz? – zapytał.

– To moja sprawa i jeśli możesz, to odwal się! – odpisała.

– Dlaczego?

– Bo to moja strona i nie zapraszałam cię.

– Jesteś pewna, że nie?

– Jestem pewna, że nie życzę sobie z tobą rozmawiać.

– Ale rozmawiasz. A skoro tak, to odpowiedz chociaż na jedno z pytań.

– Ani myślę – odpisała i wyłączyła komputer.

„Właśnie tego było mi potrzeba”, myślała roztrzęsiona. „Ewa nie mogła wymyślić nic mądrzejszego. Strona na Facebooku i ten oszołom”.

Przez następne kilka dni nie włączała komputera. Nie miała ochoty na rozmowę z aniołem, jak sam się nazwał. Trochę też się bała. Nie wiedzieć dlaczego, ale obawiała się tego człowieka. Nie mogła w żaden sposób przypomnieć sobie, czy na pewno zaprosiła go na stronę, czy też on sam tam wszedł.

A i jeszcze Ewa. Wpadnie na kontrolę i narobi szumu, jeśli okaże się, że niechcący, jednak przyjęła jego zaproszenie. Znowu będzie wysłuchiwać, że nie odpowiedzialna, naiwna i cholera wie, co jeszcze. Poza stałym już repertuarem będzie jeszcze pouczanie.

„Muszę to sama załatwić”, postanowiła i wieczorem włączyła komputer.

– Tajemnicza jesteś – pisał. – Ale ja lubię tajemnice, poczekam, aż wrócisz. Musisz mi się przedstawić, skoro nie mogę cię ujrzeć.

„No dobrze”, pomyślała i usunęła gościa z listy znajomych, jednocześnie blokując go w ustawieniach.

Wieczór minął spokojnie, choć nudno. Odpowiedziała na lakoniczne wiadomości od znajomych, przejrzała kilka stron i znudzona odeszła od biurka.

Wracała właśnie do pokoju, kiedy usłyszała charakterystyczny dźwięk czatu.

– O czym myślisz? – widniało na ekranie.

„No szlag mnie trafi z tym osłem”, rozzłościła się.

– Nic cię to nie obchodzi. Zniknij!

– Po co nerwy? Nic złego nie robię.

– Tak ci się zdaje! Nie chcę, abyś pisał! Wyjdź z mojej strony i nie wracaj!

– Odpowiedz na pytania, jeśli nie, to zostanę.

Następnego dnia odwiedziła ją Ewa.

– Jeśli nie reaguje i przeszedł blokadę, to go ignoruj, sam się odczepi – stwierdziła.

– Denerwuje mnie. Nie rozumiesz, że nie umiem nie reagować? Nie ma rady na to, żeby się go pozbyć inaczej?

– Nie wiem. Daj spokój, po co się złościsz? Nie umiesz go znieść, to go polub, pogadaj z nim. Może się odczepi, znudzi. Przecież napisał, że masz mu odpowiedzieć na pytania i da ci spokój. Więc odpowiedz.

– Ty czy ja? Która z nas zgłupiała? – patrzyła na córkę z niedowierzaniem. – I co mu mam powiedzieć? Może adres mu dać?

– No właśnie ty, naiwniaczka, napisałabyś prawdę. A to się tak nie robi. Żartuj i kłam. Na Fejsie nikt nie mówi prawdy. To jest jedna wielka ściema – podkpiwała Ewa. – Masz minę, jak gdybym ci kazała kogoś zabić – rechotała.

– Bo zdaje mi się, że przesadzasz, jak można okłamywać ludzi? Przecież to...

– Daj spokój, z takim nastawieniem to ty szybko narobisz sobie kłopotów – uświadomiła jej córka. – Uspokój się, przemyśl wszystko i będzie dobrze. A jak nie, to gdy wpadniemy z Damianem, spróbuję coś z tym zrobić – obiecała.

Pożegnała się i pojechali na weekend do znajomych, a ona została z problemami.

Mogła nie korzystać z komputera i na początku miała taki zamiar. Niestety, weekend zaczął się deszczową sobotą, uziemiając ją w domu.

Od kilku dni miała lepszy humor i nie mazała się, toteż nie chciała bezczynnie siedzieć. Właśnie skończyła czytać ostatnią z przywiezionych przez Alicję książek i już chwilę siedziała bez zajęcia przy kubku kawy.

– Raz kozie śmierć, pomyślała i włączyła laptopa.

Przywitał ją, jak tylko weszła na stronę.

– No to jak będzie? Odpowiesz czy nie? Czekam i nie odejdę.

„Kilka głupich kłamstw”, postanowiła w duchu i otworzyła laptopa.

– Co chcesz wiedzieć?

– Na początek ile masz lat?

– Dużo.

– To nie odpowiedź. Minus. No więc jak? Poprawiasz czy zaczynasz od minusa?

Cholera, jak ma odpowiedzieć, skoro nie wie, co Ewa podała w ustawieniach. Okłamać, a potem co?

– Na osi nie ma tej wiadomości?

– Jest, ale sprawdzam.

– No to już wiesz, dlaczego karzesz mi się powtarzać?

– To ja powtarzam, sprawdzam. Okłamiesz, nie odejdę.

– Skoro wiesz, to czego jeszcze chcesz? Nie myślisz chyba, że szukam męża.

– Nie masz, to też wiem.

„No i masz babo placek. Wie! Ciekawe, skąd. To może być ktoś znajomy. Robi mi dowcip”, pomyślała ze złością. „I kto wie, czy tak nie jest. Tylko dlaczego?”

– Kim jesteś? Nie ma takiej informacji na mojej osi.

Gość chyba niechcący się odkrył, bo milczał. Sięgnęła po kawę i patrząc bezmyślnie w ekran, czekała. W chwili, kiedy dopijała napój pewna, że na dziś ma go z głowy, napisał:

– Nie ciesz się! Jeszcze się mnie nie pozbyłaś. Zaczynamy od początku. I proszę, nie kłam. Jak wyglądasz?

No i weź i okłam go, jak nie wiadomo, czy jej nie zna.

– Metr siedemdziesiąt, oczy brązowe, szatynka – odpisała.

– I co, mam ci wypełnić rubryki w dowodzie? A reszta?

– Znaków szczególnych brak, włosy długie, nogi krótkie, odwal się!

– No! I już mi się podobasz.

– A ty mnie nie.

– Nie pyskuj! Nie znasz mnie. Na jakiej podstawia oceniasz?

– Jesteś zbyt upierdliwy.

– Dziwny powód. Myślałem, że coś więcej masz mi do zarzucenia.

– Z pewnością znalazłoby jeszcze niejedno.

– To propozycja?

– Odwalisz się w końcu czy nie?

– Nie zamierzam się powtarzać. Skup się.

– Ani myślę, daj mi spokój! Dosyć tej głupiej rozmowy! Dlaczego nie możesz zrozumieć, że nie chcę tej znajomości?

– Bo jeszcze nie wiesz, czego chcesz, misiu!

– Jaki misiu, kretynie! – odpowiedziała i wyłączyła czat.

Trochę trwało, zanim się uspokoiła. Facet był bezczelny. Jak śmiał?! Nawet Karol jej tak nie nazywał. Nienawidziła tego misiu, kotku i podobnych infantylizmów. Wielokrotnie słyszała, jak koleżanki mówiły tak do swoich ukochanych. Czas mijał i nagle misiu stawał się starym, kotek sukinkotem albo jeszcze gorzej. Do słuchawki telefonu słodko, a ledwo się rozłączyli, z epitetami. Jeśli Karol miał mówić o niej źle, to niech mówi. Ale mniej przykro było pomyśleć, że już nie jest słoneczkiem czy czymś w tym rodzaju.

Jeszcze gorsze były określenia w stylu: mała. Osoba ze sporą nadwagą, czasem wysoka i nagle maleńka – drze się ktoś i nie wiadomo, z miłości to robi, czy po to, aby wszystkim uzmysłowić, że żadna z niej kruszynka. To musiało być przykre, ale tylko w jej mniemaniu, bo kruszynki się cieszyły, choć wkoło znaczące uśmieszki i tłumiony śmiech.

Po kilku godzinach wróciła do komputera.

W tym momencie na ekranie pojawił się post:

– Nie gniewaj się, mogłaś napisać, że nie lubisz, a nie od kretynów wyzywać.

Przez chwilę przyglądała się napisowi z niedowierzaniem.

– Na stronie? Publicznie? – mówiła do siebie.

Jeszcze tego jej brakowało, wszyscy znajomi muszą wiedzieć… no i Ewa.

Miała dość, wyłączyła komputer. Położyła się na łóżku i gorączkowo myślała, co zrobić. Jak załatwić faceta, żeby dał jej spokój. Nic nie wymyśliła, co ją zdołowało. Przygnębiona, nawet nie poczuła, kiedy zdrzemnęła się, trwało to może kilka, może kilkanaście minut…

Obudziła się przerażona i cała mokra. We śnie widziała postać, trudno ocenić czyją. Bała się tego kogoś. Nie wiedziała, dlaczego siedzi w kącie, tak jakby swojej piwnicy, i stara się nie oddychać. Postać zdawała się być zdenerwowana i wyraźnie szukała jej. Julia wystraszyła się tak dalece, że rzeczywiście przestała oddychać. Kiedy zaczęła się dusić, obudziła się i zerwała z łóżka. Łapczywie nabierając w usta powietrza, pobiegła pozamykać drzwi. Wróciła do pokoju i usiadła. Docierało już do niej, że to tylko sen, a mimo to nadal się bała.

Kilka godzin później, kiedy uspokoiła się nieco, wstała z łóżka, otarła łzy i postanowiła spróbować raz jeszcze, nie dać się. Musiała. Nigdy wcześniej nie zdarzało jej się ustąpić bez walki, toteż i tym razem musiała podjąć trud i albo pokonać anioła, albo ogłosić przegraną.

Sposób na nudę

Wtedy wpadł jej do głowy pomysł, jak pozbyć się anioła, a przy okazji wścibskiej córki.

Bez zastanowienia i z energią dziecka wzięła się do pracy.

Włączyła komputer. Zaraz na wejściu do logowania znalazła rubryki i zaczęła je wypełniać.

Tak, to był dobry pomysł. Jej osobista, niedostępna dla wścibskich strona. To tu będzie rozmawiać, z kim zechce, tu robić te wszystkie głupoty, na które nie mogła sobie pozwolić, będąc pod stałą kontrolą. Nie zaprosi tu żadnych znajomych i zmieni nazwisko, w końcu to... „Dlaczego dotąd nie zrobiłam tego?”, pomyślała.

Chwilę później siedziała nad graficzną stroną, nie szło jej zbyt dobrze, ale była u siebie. Wreszcie z daleka od podglądaczy, którzy, co by nie zrobiła, i tak skrytykują.

Strona główna, pusto… Wszystko było fajnie, tylko z kim rozmawiać? Kilka twarzy i wszędobylskie reklamy.

Przejrzała galerię ludzi do zaproszenia. Nie znała nikogo, ale przecież musi coś wybrać, może na początek ze dwie osoby. No i szukać czegoś, co ją zainteresuje, ciekawych stron.

Chwilę później odezwała się pierwsza osoba, kobieta, miłośniczka psów.

Jak tylko Julia potwierdziła znajomość, tamta zasypała jej stronę setką postów o psach i próśb o pomoc. To nie spodobało się jej. Nie żeby nie lubiła psów czy kotów. Po prostu nie czuła potrzeby zajmować się ich niedolą, bo od pewnego czasu miała złudzenie, że zwierzęta stały się dla świata ważniejsze i cenniejsze od ludzi. Kochała je, ale nadmiar uczuć, jakie ludzie przejawiali w stosunku do kotów, psów, a nawet robactwa, denerwował ją. Zbyt często miała uczucie, że ludzie i ich niedola nikogo już nie interesują. A ją interesowali właśnie ludzie, sposoby radzenia sobie z samotnością, nagłym odrzuceniem, utratą znajomych i przyjaciół.

Ci, którzy, choć wcześniej nic na to nie wskazywało, nie zasługiwali na miano przyjaciół. Odeszli i już. Każdy ma swoje sprawy i kłopoty, więc do czego im potrzebni samotni znajomi?

Następna osoba też nie należała do grona ciekawych, zapewne znajoma poprzedniej. Także zasypała ją prośbami o wsparcie dla schronisk, a oprócz tego i ludzi chorych. Tego typu ogłoszenia też omijała, wychodząc z założenia, że jeśli pomagać, to nie w ten sposób.

Oszuści zbyt często wykorzystywali nadmiar ludzkich uczuć, robiąc w ten sposób więcej złego niż dobrego. Sprawiali, że ludzie stawali się obojętni na ludzką niedolę i podobnie jak ona omijali tego typu ogłoszenia.

Następne dwie osoby, może tym razem mężczyźni. Oni mają inne spojrzenie na wiele spraw, a z pewnością nie przelewają całej swojej miłości na zwierzęta. Wybrała dwie twarze i przejrzała reklamy ciekawych stron.

Jedna z nich okazała się być naprawdę interesująca. Przeglądając tę stronę, nagle przypomniała sobie, że w niedawno przepatrywanych pudełkowych wspomnieniach był zeszyt z wierszami, które jako młoda osoba stworzyła pod wpływem nagłej potrzeby wyrażania siebie. Pobiegła do garażu, a chwilę później miała już w rękach ów pożółkły zeszyt.

Promyk

Promyk słońca

wpadł do pokoju.

Biega po nim,

nie daje spokoju.

Biega po suficie,

drży i skacze.

Guzik go obchodzi,

że na niego patrzę.

Nie widzi rozpaczy.

Siadł na żyrandolu

i bezczelnie

w oczy patrzy.

Nie odchodź, nie znikaj!

Nie chcę łez na twarzy!

Biegaj, skacz!

Zobacz, już nie płaczę.

Umilaj tę chwilę.

Nie chcę już rozpaczy!

Przeczytała i uśmiechnęła się, po raz pierwszy od tak dawna. Przypomniała sobie, jak powstał ów wierszyk i jak zachwycił jej panią od polskiego. Od czasu, kiedy ta przeczytała go po raz pierwszy, Julia stała się jej ulubienicą. To polonistka chwaliła i podsycała zapał małej pisarki, która nie miała nawet pojęcia, że to poezja. Dla niej to były tylko wierszyki, a pani się zachwycała. Trochę tego napisała, ale potem zapomniała o marzeniach dziewczynki.

Teraz samotność i bezczynność sprawiły, że ponownie odkryła urok przelewania myśli na papier.

Odkąd znalazła swój sposób na nudę, coraz więcej godzin spędzała z długopisem w ręce, dając upust natłokowi myśli. A było tego sporo, im więcej pisała, tym więcej napływało nowych. Jej głowa była jak źródło. Czerpiesz z niego, a ono wciąż pełne.

Trwało to do przyjazdu Ewy. Wszędobylska dziewczyna nie mogła nie zauważyć, że mama robi coś, o czym ona nie ma pojęcia. Dopadła zeszyt i odczytała kilka wierszy.

– Dobre – pochwaliła. – Ale czemu męczysz się, pisz od razu w laptopie, będzie ci łatwiej, a i nie pogubią ci się – poradziła. – Czekaj, zrobię ci folder i tam sobie zapisuj.

Włączyła komputer i zdziwiła się.

– Zrobiłaś sobie nową stronę?

– Tak, zrobiłam… I nie próbuj nawet tam wchodzić – Julia ostrzegła córkę ze złością.

– A mówiłam, że chcę? – odparła tamta ze źle ukrywaną urazą. – A co z twoim aniołkiem? Odczepił się?

– Nie! Nie miał takiego zamiaru, więc zmieniłam stronę. Zrób ten folder i nie wchodź mi na żadne strony.

– No już dobrze, nie wściekaj się, przecież nie wchodzę. Mówiłam, że dziczejesz w tym domu. Co można mieć do ukrycia na stronie? One i tak publiczne – marudziła. – A jak zechcę, to cię odnajdę na tej nowej też. Myślisz, że to trudne? Znając ciebie, hasło jest proste jak ty.

– Ewa, nie przesadzasz? Jesteś zła, to sobie bądź, ale nie przesadzaj.

– Po co ci te tajemnice, skoro nie masz nic do ukrycia? – wściekała się Ewa.

– Bo są moje! Nie możesz tego pojąć?! Czym sobie zasłużyłam na to, żeby córka mnie kontrolowała? Całkiem ci się w głowie poprzewracało? Spraw sobie potomka i się nim opiekuj! Kontroluj, ale nie mnie! – wściekła się na koniec i ona.

– Co wy, szaleju się najadłyście? – krzyknął Damian, wbiegając do pokoju.

– Nie, ale ta wariatka zrobiła sobie stronę i cholera wie, co tam wyprawia – krzyknęła Ewa.

– Ewa! Stuknij się w czoło! Co można wyprawiać na stronie? – nagle chłopak stanął w obronie jej matki.

Dziewczyna chwilę przyglądała się z niedowierzaniem partnerowi.

– Jesteś głupi czy udajesz? – wybuchła nagle z wściekłością.

– Przestań, daj spokój, jest dorosła i powinna wiedzieć, co wolno w Internecie, a czego nie.

– Ale ona nie wie! Jest naiwna i durna, na dodatek nie kuma, że tam wszyscy kłamią! – wrzeszczała już teraz na chłopaka.

– Koniec kłótni – oświadczyła nagle Julia. – Odejdź od mojego komputera i wyjdź – mówiła spokojnie i stanowczo. – Nie będziesz mnie uczyć niczego, zrobię błąd, to zapłacę sama, a ty nie zbliżaj się więcej do mojego telefonu i komputera. No już! Łaski mi nie robisz, możesz wcale nie przyjeżdżać, ale tak traktować mnie nie będziesz.

Chyba po raz pierwszy Ewa została w ten sposób zbesztana, patrzyła ze zdziwieniem na matkę.

– Przecież ja chcę dobrze – wydukała, odchodząc od biurka. – Boję się, że narobisz sobie kłopotów, nic więcej – tłumaczyła się.

Do końca wizyty córka była naburmuszona, mało się odzywała. Ograniczyła się do obserwowania Julii. W końcu pojechali, oczywiście Ewa nie przeprosiła za swoje zachowanie, nadal uważała, że nie zrobiła niczego złego.

Powrót do ludzi

* * *

Kim jestem?

Człowiekiem zamkniętym

w czterech ścianach swego domu.

Tego pragnęłam, a teraz nie życzę nikomu.

Bezwolną opoką swego mienia,

człowiekiem bez imienia.

Jestem ale nie ma mnie nigdzie.

Poza domu progami.

Nie znam świata i ludzi

bo nie chodzę żadnymi drogami

Niańka, praczka, sprzątaczka,

sługa uniżony.

Człowiek ubezwłasnowolniony.

Kim jestem?

Czy kiedykolwiek byłam?

Sama sobie to piekło stworzyłam.

To nie depresja ani załamanie.

To spowiedź idiotki

która już na zawsze

nikim pozostanie

Wylała się czara goryczy. Julia dodała jeszcze kilka łez i zamknęła zeszyt. Czasami trzeba coś z siebie wyrzucić. I udało się. Rozpacz, jaka ją ogarnęła, kiedy córka wyszła, na papierze w postaci wiersza była łatwiejsza do zniesienia. Mniej bolesna.

„Wrzucić to na stronę”, pomyślała. „Nie! głupi pomysł”, z rezygnacją odeszła od biurka.

Chwilę później ponowiła próbę i znowu zrezygnowała. W końcu jednak przełamała się, tłumacząc sobie, że przecież oni jej nie znają, nic nie wiedzą. No i z pewnością nie pogryzą przez ekran.

Z niepokojącym drżeniem ręki przeniosła wiersz na stronę. Chwilę się wahała, wrzuciła.

Zaraz potem wraz z Alicją udała się do lekarza na kontrolę, a w drodze powrotnej na zakupy.

– Zjesz ze mną obiad? – zaproponowała siostra.

– Chodźmy – zgodziła się, choć bardzo chciała być już w domu i przeczytać, co napisali, jak ocenili…

Nie mogła jednak odmówić Alicji.

– Jesteś dziwnie podniecona – zauważyła siostra, kiedy usiadły przy stoliku.

– Że niby jak? O czym ty mówisz? – Julia udawała zaskoczoną.

Nie sądziła, że niepokój jej wnętrza tak widać.

– Jesteś? – usłyszała po chwili.

– Wybacz, ale faktycznie jestem dziś rozkojarzona.

– A powód? Co cię tak poruszyło? Z nogą coś nie tak?

– Nie, noga lepiej, a przyczyny tego niepokoju nie znam. Jedzmy, zobaczymy, czy coś nowego się nie wydarzy. Mam nadzieję, że nie – uśmiechnęła się do siostry.

– Wracasz do ludzi. Uśmiechasz się, to dobrze. Martwiło nas to twoje nagłe dziwactwo. Jeszcze wszystko wróci do normy. Tylko się nie poddawaj. I częściej się uśmiechaj. Chodź, odwiozę cię do domu. Tak jakoś mi lżej, kiedy widzę, że zaczynasz być sobą – cieszyła się Alicja.

– Masz los! – Ledwie weszła na stronę, załamała się.

– Nie jesteś nikim, myszko.

Patrzyła na ekran i nie wiedziała, co zrobić. Sprzeczne uczucia targały jej wnętrzem.

To chciała wyrzucić laptopa przez okno, to publicznie zmieszać z błotem anioła. „Jakim prawem? Co on tu robi i dlaczego?”, w nagle opustoszałej głowie szalały pytania.

„Ignoruj”, przemknęło przez myśl. „Nie wdawaj się w rozmowę”, powtarzała sobie.

– Wszystko się zmieni, jak przestaniesz się zgadzać na bycie idiotką – napisał ktoś w komentarzach.

– Wiersz się zmieni, ale czy świat też? – odpowiedziała.

– Piszę o tobie, nie o wierszu.

– Nie prosiłam o ocenianie mnie – odparła.

– Żartujesz? Za dużo tu ciebie. Poza tym chaos interpunkcyjny, brak konsekwencji, złe spacje, zły podział na wersy.

– Samotność, myszko! Jesteś tylko zbyt samotna – wtrącił anioł.

„Zabiję, zabiję, mam dosyć! Czego on chce?”, patrzyła z rozpaczą na wpis.

Na szczęście tamten nie odpuścił, dzięki czemu mogła wrócić do rozmowy, nie zwracając uwagi na anioła.

– Popracuj, a będzie dobrze – stwierdził anonim – i odchudź go trochę, nadmiar słów nie pomaga.

Zobacz!

* * *

Kim jestem

Zamknięta

W czterech ścianach swego domu?

Tego pragnęłam,

A teraz nie życzę nikomu.

Bezwolna opoka swego istnienia,

Człowiek bez imienia.

Jestem, ale mnie nie ma

Poza domu progami.

Nie znam ludzi,

Bo nie chodzę żadnymi drogami.

Niańka, praczka, sprzątaczka,

Sługa uniżony.

Człowiek ubezwłasnowolniony.

Kim jestem?

Czy byłam?

Sama sobie to piekło stworzyłam.

To nie depresja ani załamanie.

To spowiedź idiotki,

Która na zawsze

Nikim pozostanie.

– Dziękuję – odpisała pośpiesznie. – Spróbuję się z tym oswoić – zakończyła rozmowę.

Porównywała wiersze i nie mogła się nadziwić, faktycznie jej zawierał parę niepotrzebnych słów, tłumaczeń czegoś, co było oczywiste. Swoją drogą panie od polskiego mogły mniej się zachwycać, a więcej wymagać. Od zawsze nie lubiła interpunkcji, a one twierdziły, że wiersz tego nie wymaga. No i proszę, poległa. Ten typ poezji wymaga jej, a przede wszystkim konsekwencji, no tak, zgadza się.

Zawsze myślała, że wiersz pisze się z potrzeby wyrażenia czegoś. Tym czasem gość potraktował go jak rasowy psycholog i oceniał pod tym kontem ją, nie wiersz. Nie wiedzieć dlaczego trochę ją to zirytowało.

Ale najbardziej oburzyło ją pojawienie się anioła. Kim był i jak trafił tu za nią? A może to Ewa? Przecież widziała nową stronę i mówiła, że łatwo ją rozszyfrować.

A co, jeśli on to robi i nadal ją w ten sposób kontroluje?

Ale gdyby to była prawda, zdenerwowałaby się aż tak bardzo? Robiła niepotrzebną awanturę?

Nie, to musiał być ktoś inny. Ktoś, kto miał jakiś sposób na to, aby widzieć, co ona robi. Może kamerka w obudowie laptopa…

Następnego dnia Julia sama sobie zrobiła folder i przepisała swoje dawne wiersze, a także i te nowe z ostatnich dni. Nie włączała Internetu, więc miała spokój. Ale nie cieszyła się z tego aż tak bardzo, jak powinna.

Intrygował ją mężczyzna, który ocenił jej pierwszy wiersz. Zaskoczył ją, i to bardzo. Nie sądziła, że jego opinia będzie ją dręczyć i wracać jak bumerang. Na dodatek była trafna.

Tyle, że ów człowiek nie wiedział, że Julia napisała wiersz pod wpływem nagłego gniewu. I wcale nie była idiotką czy niewolnicą. „To był tylko wiersz”, tłumaczyła sama sobie.

Kilka dni później wrzuciła na stronę kolejny ze swoich wierszy. Tym razem był to pierwszy z serii, która dotyczyć miała małżeńskiej rutyny. Ten, który przedstawiła na forum, był wprowadzeniem do kolejnych, w których żona opuszcza oziębłego męża, a następnie w postaci wierszowanej przekazuje mu, co się dzieje u niej i jak sobie radzi. Porzucony mężczyzna ma podobną potrzebę i pisze do niej listy, ale obydwoje nie wysyłają do siebie tego, co napisali. Tęsknią oboje, każde tak samo, ale osobno.

Codzienność

Zostań, proszę,

Jeszcze chwilę!

Chcę czuć Twe dłonie

Na mym ciele.

Spojrzeć w oczy,

Objąć, tulić.

Zostań, wołam!

Odchodzisz…

W twierdzy się ukryłeś,

Popaliłeś mosty.

Koniec miłości.

Jak co rano wychodzisz

Bez słowa, bez pocałunku

Biegniesz do pracy,

Nie znasz mego frasunku.

Przesuwam się

Na Twoją stronę łóżka.

Tobą pachnie

Kołdra i poduszka.

Do wieczora czekać?

Poczekam, już tęsknię.

A Ty przyjdziesz,

Usiądziesz obok kominka

Ciepłem otulony.

Będziesz odpoczywać