Twarze i maski. Ostatni wielcy kochankowie kina - Paula Apanowicz, Kinga Redlińska, Anna Barańska - ebook

Twarze i maski. Ostatni wielcy kochankowie kina ebook

Paula Apanowicz, Kinga Redlińska, Anna Barańska, Agnieszka Czarkowska-Krupa

3,0

Opis

Zbiór historii Twarze i maski – ostatni wielcy kochankowie kina adresujemy nie tyle do znawców, ile do wszystkich miłośników kina. Na przestrzeni ponad 120 lat istnienia X muzy oprócz niezliczonej ilości wspaniałych dzieł filmowych wokół wielkiego ekranu narodziło się wiele pasjonujących historii związanych z jego twórcami. Wymyślona przez Hollywood instytucja gwiazdy filmowej przyjęła się na całym świecie, a biografie aktorów i aktorek stały się dla widzów równie interesujące jak filmy, w których występują. Szczególną uwagę przyciągają zaś fascynujące dzieje ich miłości i romansów. W kulturze popularnej związki gwiazd filmowych zajęły miejsce wielkich kochanków znanych z literatury. Romeo i Julia, Abelard i Heloiza, Tristan i Izolda, Dante i Beatrycze to nieśmiertelne symbole, które niejako odżywają na nowo w dziejach bogów kina.

Opowieści o miłosnych relacjach gwiazd są czymś znacznie więcej niż współczesnymi baśniami Szeherezady, tulącymi nas do snu. To historie, którym przyglądamy się z ciekawością, ponieważ chcemy odnaleźć w nich odbicie własnych powikłanych relacji uczuciowych i posmakować – być może oczywistej – ale jakże głębokiej prawdy, że nawet bogowie kina cierpią z miłości. A co więcej: w błysku fleszy, na świeczniku sławy, z milionami na koncie, to właśnie dzięki swojej słabości w tej delikatnej materii pozostają w naszych oczach ludzcy i bliscy.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 196

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (6 ocen)
1
1
2
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




© Copyright by

Paula Apanowicz, Anna Barańska, Agnieszka Czarkowska-Krupa,

Kinga Redlińska & e-bookowo

Projekt okładki: Michał Piętoń

Grafiki: Małgorzata Sarnicka

Skład: Katarzyna Krzan

Redakcja: Agnieszka Czarkowska-Krupa

ISBN: 978-83-8166-220-8

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: [email protected]

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2021

Wstęp

Arthur Miller po kilku tygodniach małżeństwa z Marilyn Monroe napisał w swoim pamiętniku, że myślał, iż ożenił się z anielską boginią, a ona okazała się zwykłą kobietą. Roger Vadim po kilku latach małżeństwa z Brigitte Bardot stwierdził, że słynna BB nie pociąga go już seksualnie. Herosi i heroiny wielkiego ekranu, niedostępni w oczach wielbicieli niczym olimpijscy bogowie, miewają iście tragiczne przeżycia miłosne. Dlaczego wolnych od doczesnych problemów ludzi dotykają ogromne dramaty uczuć? Wszyscy chcielibyśmy rozwikłać tę zagadkę. Książka ta zrodziła się zaś z pasji poszukiwania odpowiedzi na to pytanie, które towarzyszy widzom od początków istnienia kina.

Zbiór historiiTwarze i maski – ostatni wielcy kochankowie kina adresujemy nie tyle do znawców, ile do wszystkich miłośników kina. Na przestrzeni ponad 120 lat istnienia X muzy oprócz niezliczonej ilości wspaniałych dzieł filmowych wokół wielkiego ekranu narodziło się wiele pasjonujących historii związanych z jego twórcami. Wymyślona przez Hollywood instytucja gwiazdy filmowej przyjęła się na całym świecie, a biografie aktorów i aktorek stały się dla widzów równie interesujące jak filmy, w których występują. Szczególną uwagę przyciągają zaś fascynujące dzieje ich miłości i romansów. W kulturze popularnej związki gwiazd filmowych zajęły miejsce wielkich kochanków znanych z literatury. Romeo i Julia, Abelard i Heloiza, Tristan i Izolda, Dante i Beatrycze to nieśmiertelne symbole, które niejako odżywają na nowo w dziejach bogów kina.

Opowieści o miłosnych relacjach gwiazd są czymś znacznie więcej niż współczesnymi baśniami Szeherezady, tulącymi nas do snu. To historie, którym przyglądamy się z ciekawością, ponieważ chcemy odnaleźć w nich odbicie własnych powikłanych relacji uczuciowych i posmakować – być może oczywistej – ale jakże głębokiej prawdy, że nawet bogowie kina cierpią z miłości. A co więcej: w błysku fleszy, na świeczniku sławy, z milionami na koncie, to właśnie dzięki swojej słabości w tej delikatnej materii pozostają w naszych oczach ludzcy i bliscy.

Bohaterami tej książki są zatem gwiazdy filmowe, z czasów złotej ery kina. To ostatni „wielcy kochankowie”, których miłości przeszły do historii X muzy, ale też stały się częścią narracji współczesnej kultury. Ich romanse i małżeństwa miały równie wielki rozmach, jak filmowe wizerunki. Marilyn Monroe i Arthur Milller, Grace Kelly i książę Rainier, Paul Newman i Joanne Woodward to tylko niektórzy z bohaterów, którzy przewijają się na kartach tej opowieści o miłości, zdradzie, odrzuceniu, ale też o romantycznych uniesieniach i nieokiełznanej namiętności. Znalazł się tu również szkic o największej polskiej aktorce, która wprawdzie była związana z teatrem, ale niewątpliwie wywarła wpływ na wybitnych aktorów filmowych, Helenie Modrzejewskiej. To zatem historia o uczuciach we wszystkich ich odcieniach – od blasku przedmiłosnego spotkania po gorycz porzuconego serca.

DlaczegoTwarze i maski? - ponieważ opowieści przedstawione w tej książce ukazują różne oblicza miłości. Można tu znaleźć historie na poły legendarne, narracje błyszczące hollywoodzkim blichtrem, ale też opowiadania tętniące namiętnością i małżeńskie sagi. Są to właśnie tytułowe twarze i maski, które wzajemnie się przenikają, prowadząc dwuznaczną grę z Czytelnikami, Widzami i Miłośnikami X muzy. Zapraszamy zatem do przyjrzenia się wszystkim tym obliczom, być może któreś z nich okaże się naszym własnym zwierciadłem.

Część I 

W masce

Maska to atrybut, którego rolą jest ukrycie i ochrona twarzy. Maska nie tyle zafałszowuje prawdziwe oblicze, ile zabezpiecza je przed oczami niepowołanych. Metafora ta najlepiej oddaje zatem charakter opisywanych w tej części książki romansów wielkich gwiazd kina i teatru. To bowiem historie utkane z tak różnorodnych nici, że dziś nie sposób odróżnić prawdy od plotek, domysłów czy celowych działań wytwórni kreujących wizerunki swoich idoli. Fakty stopiły się z legendą, często świadomie budowaną po to, żeby ochronić resztki prywatności aktorów. To zatem opowieści o rozmaitych kamuflażach pierwszych wielkich gwiazd teatru i niemej ery kina. Uważnie tropiąc przybierane przez nie maski (jakże charakterystyczny rekwizyt związany z aktorstwem), możemy jednak dostrzec pod ich powierzchnią ślady realnych twarzy.

Anna Barańska

Helena Modrzejewska i mężczyźni, czyli jak być damą w Hollywood

Helena Modrzejewska z mężem Karolem Chłapowskim autor nieznany

Helena Modrzejewska rozpoczynała swoją światową karierę ponad dwadzieścia lat przed opatentowaniem kinematografu przez Braci Lumiere. Gdy jednak przyjrzymy się bliżej jej osobie, możemy dostrzeć wiele podobieństw do historii gwiazd z okresu złotej ery Hollywood lat dwudziestych czy kultowych lat kinematografii powojennej. Modrzejewska była uważana za symbol kobiecego piękna końca XIX wieku, stając się legendą już za życia. Rozpoczynając światową karierę, zmodyfikowała swój pseudonim artystyczny tak, by był łatwiejszy do wymówienia dla jej anglojęzycznych widzów. Naturalnie, jak na wielką gwiazdę przystało, w jej biografii nie brakuje skandali i emocjonujących romansów. Oto szkic intymnego portretu największej polskiej aktorki przełomu wieków.

Helena Modrzejewska przyszła na świat 12 października 1840 roku jako Jadwiga Helena Misel. Od dziecka interesowała się literaturą i często bywała w teatrach, do których zabierała ją matka. Mimo swoich artystycznych pasji rodzicielka planowała dla Heleny karierę pedagogiczną, pozostając przy konserwatywnym przekonaniu, że aktorstwem trudnią się kobiety lekkiego prowadzenia. Matka dbała o wszechstronne wykształcenie swoich dzieci, dzięki temu przyszła aktorka uczęszczała na dodatkowe lekcje tańca i muzyki, uczyła się też francuskiego i niemieckiego. Szczególnie znajomość tego drugiego języka była istotna w dziewiętnastowiecznym, usytuowanym na ternie zaboru austriackiego Krakowie. Trójka dzieci Józefy Misel pobierała nauki między innymi u Gustawa Zimajera, który pochodził ze spolonizowanej niemieckiej rodziny. Młoda Helena nie mogła podejrzewać, jak ważną rolę ten nauczyciel odegra w jej życiu.

Nieoszlifowany diament w rękach nauczyciela

Aktorka zawdzięcza mężczyźnie przede wszystkim pomoc w rozwinięciu zainteresowań, którym jej matka pozostała przeciwna. Zimajer zabierał swoich uczniów do teatru, często na sztuki wystawiane w języku niemieckim, co tłumaczył Józefie jako idealną możliwość oswojenia się z językiem. To w trakcie jednej z takich teatralnych wizyt dziewczyna poznała Intrygi i miłości Fryderyka Schillera, które zapoczątkowały jej fascynację niemieckim poetą. Helena w swoich wspomnieniach przyznaje, że przeżyła wtedy to, co większość nastolatek – platoniczną miłość do swojego idola:

„Im więcej czytałam wielkiego poetę tym bardziej zachwycałam się nim. Co więcej, w nim się zakochałam. Doszło do tego, że nie mogłam obejść się, by nie kupić statuetki przedstawiającej go w zgrabnej, spokojnej pozie ze smukłą twarzą i głową delikatnie zwróconą na dół, w stronę serca. Tak często patrzałam na niego, że weszłam w przyzwyczajenie skłaniania podobnie głowy.”1

Wracając do przyziemnych relacji Heleny - Zimajer dostrzegł w niej talent, dostarczał dziewczynie książki (w tym również dzieła Schillera) oraz zapisał ją na lekcje śpiewu. Był prawdziwym przyjacielem rodziny, oferując swoją pomoc nie tylko dzieciom, ale również matce przyszłej aktorki, szczególnie w prowadzeniu interesów. Wspólna pasja do literatury i teatru zbliżyła młodziutką Helenę i Zimajera na tyle, że dziewczyna zaręczyła się z o czternaście lat starszym nauczycielem. Niestety nie zachowały się żadne dowody mówiące o konkretnej dacie zaręczyn, co zaowocowało trwającymi wiele lat plotkami o uwiedzeniu nieletniej przez dojrzałego Gustawa. Sama Helena po latach twierdziła, że miała wtedy dziewiętnaście lat, natomiast trudno rozstrzygnąć, czy rzeczywiście tak było, czy w celu uniknięcia skandalu nieco zmodyfikowała swoją metrykę. Ślub pary nie mógł się odbyć, gdyż mężczyzna był wówczas żonaty z Katarzyną de Rautenberg-Klińską. W 1861 roku Modrzejewska urodziła syna Rudolfa, będącego nie tylko owocem tego związku, ale również powodem skandalu – w XIX wieku przyjście na świat nieślubnego dziecka, jakim bez wątpienia był syn Heleny i Gustawa, wiązało się ze społecznym napiętnowaniem. Z tego powodu cała rodzina przeniosła się do Bochni, jednak ani malutki synek, ani odległość, jaka dzieliła miasteczko od krakowskich scen, nie stanowiły przeszkody dla Zimajera, który postawił sobie za cel wprowadzenie Heleny na teatralne deski, co udało się z pomocą Konstantego Łobojki, znanego krakowskiego aktora. Organizując spektakle teatralne dla miejscowej widowni, wspólnie stworzyli miejsce, w którym zadebiutowała Helena. Na potrzeby występów Jadwiga Helena Misel, bo tak nazywała się aktorka, w celu uniknięcia ponownego skandalu w związku z nieślubnym dzieckiem, przybrała wraz z Gustawem nazwisko Modrzejewscy. Z czasem Łobojko zaczął dążyć do utworzenia własnej trupy teatralnej, co udało mu się w 1862 roku. Było to Nowosądeckie Towarzystwo Artystów Sceny Narodowej, które szybko wraz z aktorami wyruszyło na galicyjskie sceny.

Helena prezentowała swoje zdolności aktorskie w teatrach w Przemyślu, Rzeszowie, Lwowie czy Stanisławowie. W tym czasie przyszło na świat drugie dziecko pary – córka Maryla. Zdeterminowana aktorka wróciła na scenę już dziesięć dni po porodzie. Osiągnęła też wtedy pierwszy większy sukces na scenie lwowskiej, występując przed wielkomiejską publicznością u boku profesjonalnych aktorów, co z czasem zaowocowało kontraktem trwającym osiemnaście miesięcy. Zimajerowi w 1865 roku przestały jednak wystarczać sukcesy narzeczonej w Galicji, para odbyła więc podróż do Wiednia, z zamiarem wprowadzenia Modrzejewskiej na tamtejszą scenę. Niestety z powodu braku funduszy i znajomości wśród wiedeńskich artystów Gustaw i Helena po kilku miesiącach wrócili do Galicji.

Sukces zawodowy ze skazą tragedii

W tym czasie Modrzejewscy musieli zmierzyć się z wielkim dramatem: śmiercią trzyletniej córki. Wówczas zrozpaczona Helena zdecydowała się zakończyć relację z Zimajerem. Uciekła z synem do Krakowa, a z powodu nachalnych starań Gustawa o odzyskanie jej uczuć, aktorka musiała korzystać z ochrony policyjnej. Do dziś nie wiadomo, jakie były powody rozstania pary, jednak zastanawiające jest, że Zimajer po pewnym czasie znalazł sobie nową, młodziutką kochankę, z której, podobnie jak wcześniej z Heleny, pragnął uczynić wielką teatralną gwiazdą. Modrzejewska natomiast przez resztę życia przestrzegała swoje młodsze kuzynki, a z czasem również wnuki przed zbyt wczesnym zamążpójściem.

Z Gustawem Zimajerem wiąże się też jedna z najbardziej dramatycznych historii z życia Modrzejewskiej. Kiedy Helena występowała już na krakowskich scenach, były partner porwał kilkuletniego Rudolfa, gdy ten pod nieobecność matki bawił się w jej garderobie. Niestety z tej sytuacji również nie zachowały się żadne doniesienia prasowe, gdyż aktorka dbała o to, by żadne przykre historie z jej życia prywatnego nie wychodziły poza najbliższe otoczenie, zgrabnie omijając ten epizod również w swoich wspomnieniach. Dowiedzieć się o tej kontrowersyjnej historii możemy jedynie z zapisków Kazimierza Chłędowskiego, pisarza i historyka kultury, a prywatnie przyjaciela Heleny. Aktorka odzyskała syna dopiero po kilku latach, gdy po wpłaceniu odpowiedniej kwoty Zimajer zgodził się notarialnie zrzec praw do dziecka.

Gustaw Zimajer, choć nie wiadomo o nim zbyt wiele, zapisał się trwale w biografii Heleny nie tylko ze względu na to, że to z nim stworzyła pierwszy poważny związek. Można podejrzewać, że rodzina nie była dla mężczyzny priorytetem, w końcu wielce prawdopodobne, iż to pod jego wpływem Helena zostawiła kilkumiesięcznego Rudolfa pod opieką Józefy i wyruszyła próbować swoich sił na galicyjskich scenach. Późniejsze porwanie dziecka również miało na celu bardziej zyski finansowe niż chęć zacieśnienia więzi z synem. Od strony zawodowej Helena zawdzięczała jednak Zimajerowi niesamowicie dużo. Gustaw dostrzegł i pielęgnował jej talent, wprowadził ją jako pierwszy na teatralne deski i był niezwykle zdeterminowany, by uczynić z aktorki wielką gwiazdę. Sam prawdopodobnie nigdy jednak nie przypuszczał, jak niezwykła i obfitująca w światowe sukcesy kariera czeka na Helenę.

Towarzyski mezalians

Zdecydowanie więcej szczęścia aktorka znalazła u boku Karola Chłapowskiego. Mężczyzna poznał Modrzejewską na jednym z jej występów w Poznaniu i z miejsca się w niej zakochał. Szybko zostali parą, chociaż i w tym wypadku nie obeszło się bez skandalu – Chłapowski brał udział w powstaniu styczniowym, a po jego upadku spędził dwa lata w berlińskim więzieniu. Wywodził się ze znanego, szanowanego rodu i w ogólnej opinii związek powstańca z aktorką był pewnego rodzaju mezaliansem. Również rodzina Chłapowskiego nie mogła pogodzić się z tym wyborem, wtórując przekonaniu, że kobiety występujące na scenie nie mają najlepszej reputacji, a u Heleny dochodziła jeszcze historia z byłym kochankiem i fakt posiadania dziecka. Karol nie zniechęcił się jednak i wyjechał za Modrzejewską, gdy ta wraz z teatrem udała się do Krynicy, a w 1867 roku, już oficjalnie jako para przenieśli się na kilka miesięcy do Paryża. Obserwując tamtejsze trendy teatralne, Helena postanowiła wyruszyć na warszawskie sceny. Zanim do tego doszło, para wróciła do Krakowa, gdzie 12 września 1868 roku wzięła ślub. Niestety, na uroczystości nie pojawił się żaden z członków rodziny pana młodego. Później zaś Modrzejewska odwiedzając krewnych męża, wyraźnie odczuwała dystans jaki jej okazywali. Przykładem tego typu stosunku do młodej mężatki może być fakt, że siostra Karola nakazała przysiąc Helenie, że nigdy nie przyjmie teatralnej roli panny lekkich obyczajów. Warto wspomnieć, że to aktorka po ślubie utrzymywała męża, który przez dłuższy czas pozostawał bezrobotny. Miał on opinię mężczyzny nierozgarniętego i zapominalskiego, a jego wada wzroku była przyczyną wielu żartów wśród uszczypliwych znajomych. Niewątpliwie jednak związek, jaki stworzył z Heleną, był udany, chociaż dostrzegając drobne wady partnera, aktorka zajmowała się sprawami zawodowymi w większości samodzielnie.

Trzeba podkreślić, że Karol miał dobry kontakt z Rudolfem, co dla Modrzejewskiej z pewnością było ważnym elementem tego małżeństwa. Gdy Helena zadebiutowała na amerykańskich scenach, a jej teatralna kariera zaowocowała pasmem sukcesów, mężczyzna przyjął amerykańskie obywatelstwo, by móc towarzyszyć żonie w czasie objazdów teatralnych za oceanem. W dziewiętnastowiecznej Europie panowało przekonanie o dobrobycie czekającym na emigrantów w Stanach Zjednoczonych. Karolowi jednak i tam nie szło dobrze w interesach – znamienne, że pierwsze zarobione za oceanem pieniądze uzyskał za napisanie artykułu o początkach kariery Modrzejewskiej, w czym pomagała mu żona, a uprawy drzew owocowych, których się podjął, generowały najczęściej straty.

Chłapowski był niewątpliwie zazdrosny o Helenę, co niekiedy powodowało absurdalne sytuacje między małżonkami. Gdy w trakcie tournee po Kanadzie, Modrzejewska wcielająca się w Katarzynę Aragońską w szekspirowskim Henryku VIII zażartowała, że występując kilkadziesiąt razy w roli kobiety porzuconej przez męża, w końcu przejmie w życiu prywatnym część zachowań scenicznej postaci, Karol zabronił aktorce występować w podobnych rolach. Kochał jednak żonę uczuciem szczerym, troskliwie opiekując się nią, gdy ta w styczniu 1896 roku spędziła dwa tygodnie w szpitalu z powodu zakrzepowego zapalenia żył w szyi. Po rekonwalescencji aktorce udało się wrócić na teatralne deski, a w 1903 roku wystąpiła ponownie na galicyjskich scenach i odwiedziła rodzinę zarówno w Krakowie jak i w Wielkopolsce. W połowie marca 1909 roku fatalna przypadłość powróciła, tym razem agresywnie atakując organizm 69-letniej aktorki i po ciężkiej walce z chorobą, 8 kwietnia 1909 roku, w otoczeniu najbliższych Helena Modrzejewska zmarła na chorobę Brighta, tę samą z powodu której w 1901 roku odszedł Gustaw Zimajer. Ciało aktorki umieszczono w krypcie w Chicago, a 17 lipca 1909 roku odbył się pogrzeb na cmentarzu Rakowickim w jej rodzinnym, ukochanym Krakowie.

„Tam umieszczona w krypcie, aby czekać na podróż do rodzinnego Krakowa. Karol towarzyszył jej wiernie, tak jak towarzyszył w objazdach, a do krypty przychodził codziennie niczym zakochany Romeo, więc chyba mógłby powiedzieć to samo, co w pierwszych dniach po śmierci żony: Helci obecność ciągle przy sobie czuję.”2 – wspominał po latach Stanisław Witkiewicz.

Helena posiadała wielu przyjaciół, a wśród tych najbardziej znanych można wymienić Stanisława Witkiewicza, Stanisława Moniuszko, Ignacego Paderewskiego, Władysława Żeleńskiego, Stanisława Wyspiańskiego czy Henryka Sienkiewicza. Jak wynika z relacji najbliższych artystki, większość z tych wielkich postaci pozostawała pod ogromnym wrażeniem pięknej aktorki nie tylko ze względu na urodę, ale również z powodu jej nienagannych manier. Stanisław Witkiewicz pisał na przykład o Modrzejewskiej:

„Jest ona najcudowniejszym zjawiskiem ludzkim,jakie za naszego życia przez świat przeszło i takim pozostanie na zawsze. Cokolwiek się z człowiekiem dzieje,pamięć o Niej jest bez skazy, jasna i cudowna.”3

Nie ma żadnych dowodów, że z którymś spośród wielu mężczyzn, z jakimi się przyjaźniła, łączyło ją coś więcej i nie wydaje się prawdopodobne, że była nieuczciwa wobec męża. Upust swoim emocjom dawał jednak Henryk Sienkiewicz, niewątpliwie zakochany w Helenie, pisząc w listach niepochlebne opinie na temat Karola, znanego ze swojego wybuchowego charakteru:

„Szalaput, nerwus, lawinowy gaduła, tylko denerwuje swą wielką panią, rozstraja tę narodową harfę.”4

Trzeba przyznać, że mężczyźni w życiu Heleny Modrzejewskiej odegrali ogromną rolę – poczynając od Gustawa Zimajera, który wprowadził młodziutką aktorkę na deski sceniczne, poprzez Karola Chłapowskiego, który pomimo swojego niezbyt udanego życia zawodowego, potrafił przeciwstawić się rodzinie, by móc być wsparciem dla aktorki w najtrudniejszych dla niej chwilach. Dzięki zapiskom jej znanych przyjaciół możemy z kolei dysponować dziś wieloma źródłami na temat tej wielkiej teatralnej sławy. W końcu była aktorką, którą cały świat pokochał na długo przed tym, jak na wzgórzach Los Angeles pojawił się napis HOLLYWOODLAND. Warto również w historii Modrzejewskiej docenić fakt, że nie epatowała ona w prasie swoim życiem prywatnym – gazety rozpisywały się o jej urodzie i oczywiście były głodne skandalu, który od początku istnienia mediów dobrze się sprzedaje. Helena wybrała drogę trudniejszą, wymagającą od niej więcej pracy niż pomnażanie swoich zarobków poprzez sensacje – drogę wiodącą na teatralny szczyt przez doskonalenie swojego talentu. W końcu była tak zdeterminowana, że zdecydowała się w wieku 36 lat wyjechać do Stanów Zjednoczonych bez znajomości języka angielskiego. Wierzyła, że ciężką pracą i talentem jest w stanie sprawić, iż pokocha ją widownia za oceanem. Taka postawa wielkiej aktorki nabiera zatem szczególnego znaczenia w kontekście współczesnego kultu celebrytów. W tym nieustannie szukającym sensacji świecie postać Heleny Modrzejewskiej promienieje swoistym blaskiem tajemnicy i prawdziwej klasy w starym stylu.

Bibliografia:

Józef Szczublewski, Modrzejewska. Życie w odsłonach, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2009

Arael Zurli, Na wskroś piękna. Historia Heleny Modrzejewskiej, Wydawnictwo Iskry 2018

Z. Piasecki, Stanisław Witkiewicz w kręgu ludzi i spraw sobie bliskich. Szkice nie tylko biograficzne, Uniwersytet Opolski, Opole 1999

Janusz Degler, Helena Modrzejewska i Witkiewiczowie,https://docplayer.pl/10134757-Helena-modrzejewska-i-witkiewiczowie.html, (dostęp 21.04.2020)

Agnieszka Czarkowska-Krupa

Apokryf o kochankach z dalekiej Północy - Greta Garbo i Mauritz Stiller

Greta Garbo i Mauritz Stiller – 6 lipca 1925, na pokładzie „S/S Drottningholm”, który właśnie przypłynął do USA

Greta Garbo i Mauritz Stiller to legendarny duet kinowych sław – ona była jego największym odkryciem, on jej mistrzem i mentorem. Jedni uważali ich za kochanków połączonych na zawsze romantycznym uczuciem, inni widzieli w tym związku sadomasochistyczną, choć pozbawioną seksu relację, od której żadne z nich nie potrafiło się uwolnić do końca życia. Jaka była prawda o boskiej Grecie i jej szwedzkim reżyserze?

6 lipca 1925 roku w Nowym Jorku panował niesamowity upał. Było jeszcze przed południem, a temperatura sięgała już 30 stopni. W porcie właśnie zacumował przybywający ze Szwecji statek „S/S Drottningholm”. Na jego pokładzie wśród pasażerów znajdowali się słynny reżyser Mauritz Stiller i młodziutka aktorka Greta Garbo. Gdy wyszli z kajuty, żar ogarnął ich nieprzyzwyczajone do gorącego klimatu ciała. Na Skadynawów czekało zaledwie dwóch ludzi na prędce wysłanych przez wytwórnię. Fotograf zrobił kilka obowiązkowych zdjęć: Garbo i Stiller stoją obok siebie i z lekkim uśmiechem spoglądają w obiektyw. Ona w kostiumie i kapeluszu, on w eleganckim garniturze. Niepewni swojego losu na obcej ziemi próbują swobodnie pozować. Przypłynęłi z dalekiej Północy, by podbić Hollywood: reżyser i jego muza. Jeszcze nie wiedzą, że on poniesie dotkliwą porażkę, a ją okrzykną największą aktorką w historii kina - „boską Gretą”. Po latach wszyscy będą chcieli rozwikłać tajemnicę: co naprawdę ich łączyło?

Gdy się poznali, ona nie miała osiemnastu lat, ale za to posiadała ogromny apetyt na bycie aktorką. On z kolei był dojrzałym i uznanym reżyserem, który dla młodziutkiej Grety Gustafsson stanowił uosobienie bram do raju. Po raz pierwszy spotkali się podczas egzaminów przyszłej gwiazdy do Akademii Królewskiego Teatru Dramatycznego. Greta recytowała między innymi fragmenty prozy Selmy Lagerlöf, słynnej szwedzkiej pisarki, której jedna z powieści miała przesądzić o całej późniejszej karierze panny Gustafsson. Stiller, zachęcony poleceniem ze strony Erika Petschlera, zaprosił Gretę do swojego mieszkania, by przyjrzeć się jej bliżej i ocenić, czy nadaje się do roli w planowanym przez niego filmie – ekranizacji utworu Lagerlöf.

Reżyser długo patrzył w oczy młodziutkiej dziewczyny, a potem obiecał, że się do niej odezwie. Ona nie żywiła żadnej nadziei na angaż przez sławnego twórcę. Nauczona doświadczeniem wielu nieudanych przesłuchań postanowiła nie obiecywać sobie zbyt wiele. Nieoczekiwanie Stiller jednak wezwał ją ponownie i zaproponował… jedną z głównych ról kobiecych w swoim nowym filmie. Ceną za angaż miało być zaś całkowite, niemal niewolnicze posłuszeństwo aktorki wszystkim wymaganiom reżysera. Tak miała narodzić się największa gwiazda w dziejach kina – legendarna Greta Garbo, której blask nie tylko przyćmił mistrza, ale też stał się jego największą obsesją.

Wizjoner i dziewczyna z ambicjami

Mauritz Stiller to niezwykle ciekawa postać, którą najlepiej określa miano „self-made-man”. Z pochodzenia Żyd o polskich korzeniach, wcześnie osierocony przez rodziców, wychował się w Finlandii, znajdującej się wówczas pod panowaniem rosyjskiego caratu. Od wczesnego dzieciństwa odznaczał się nieprzeciętną inteligencją i ogromnym pędem do wiedzy, a także talentem do języków. Jako bardzo młody człowiek próbował swoich sił w roli reżysera i właściciela amatorskiego teatru w Helsinkach, jednak bardzo szybko dopadła go bieda. By przeżyć, imał się rozmaitych zajęć, a w najgorszym okresie, otarł się niemal o bezdomność. Zachorował wówczas na gruźlicę, która niedoleczona, przez całe życie dawała o sobie znać. Nie poddawał się jednak, nieustannie marząc o wielkiej karierze i sławie. Gdy wezwała go carska armia, postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Posunął się nawet do oszustwa: jako rzekomy właściciel spółki filmowej poszukującej inwestorów, wyłudził od znajomego zamożnego lekarza sporą sumę pieniędzy, a następnie uciekł do Szwecji.

W Sztokholmie, udając doświadczonego reżysera z Niemiec, bardzo szybko wszedł w kręgi filmowe i poznał Carla Magnussona, właściciela wytwórni Svenska, który powierzył mu zrealizowanie komedii Kiedy rządzi teściowa (1912). Niebawem jego kariera przyspieszyła, a po zrealizowaniu Skarbu rodu Arne (1919) orazErotikonu (1920) był już uważany za największego skandynawskiego reżysera-nowatora swoich czasów. Stiller, który zaznał najbardziej dotkliwego ubóstwa, teraz pławił się w luksusie i uwielbiał z niego korzystać. Uchodził za wielkiego ekscentryka. Już sam jego wygląd wzbudzał zainteresowanie – bardzo wysoki i szczupły, z zamiłowaniem do najdroższej garderoby: futrzanych długich płaszczy i kapeluszy oraz biżuterii: licznych diamentowych sygnetów. Rozbijał się po Sztokholmie swoim żółtym oplem i prowadził bujne życie towarzyskie.

Do momentu poznania Grety Garbo Stiller nakręcił już ponad czterdzieści filmów. Był od niej dwadzieścia dwa lata starszy i szukał wdzięcznej uczennicy, kogoś całkowicie nieskażonego aktorską manierą, kogo mógłby ukształtować od podstaw. Połączyły ich podobne pragnienia: Greta Gustafsson, wywodząca się z nizin społecznych córka sprzątaczki i robotnika, wiedziała co to bieda i miała dostateczną motywację, by się z niej wyrwać. Film stanowił zaś dla niej świat wielkich marzeń – to w kinie młodziutka pomocnica fryzjera, a potem sprzedawczyni kapeluszy, szukała schronienia przed szarą rzeczywistością. Za wszelką cenę zapragnęła zatem stać się częścią tego wyimaginowanego świata. Odwiedzała teatry i godzinami czekała przy drzwiach garderoby, by przyjrzeć się aktorom. Namiętnie kolekcjonowała plakaty filmowe, a jej talizmanem była pomarańcza, którą zawsze nosiła w kieszeni. W przyszłości jej domem miała stać się właśnie kraina tych egzotycznych owoców - Kalifornia. Tymczasem Grecie udało się wystąpić w kilku filmikach reklamowych kobiecych nakryć głowy. Fotogeniczną dziewczynę zauważył Erich Potschler, który dał jej maleńką rólkę w filmie Petter włóczęga. Potem zaś to on polecił Stillerowi Gustafsson jako niedoświadczoną aktorkę, która świetnie się nada do jego nowego filmu. Gdy Mauritz zobaczył kilka filmowych ujęć Grety w bliskim planie, orzekł jednoznacznie: „taka twarz przed kamerą zdarza się raz na stulecie”.

Narodziny Wenus

Stiller wymyślił Garbo od początku – stworzył niepowtarzalny fenomen kobiety tożsamej w ze swoim wielkim mitem. Reżyser zadbał o najmniejsze detale wizerunku przyszłej gwiazdy. Obmyślił jej styl ubioru, poczynając od najbardziej intymnych szczegółów takich, jak ekskluzywna jedwabna bielizna. Poznał wszystkie tajniki ciała Grety – kazał jej rozbierać i ubierać się w jego obecności. Zabierał swoją protegowaną do najlepszych szwedzkich lokali, gdzie poznawała zawiłości savoir-vivru i tajniki towarzyskiej konwersacji. To on nauczył Garbo, że najlepszymi metodami maskującymi brak wykształcenia i erudycji są tajemniczość i niedostępność. Greta była wierna owej zasadzie przez całe swoje życie, obsesyjnie unikając prasowych wywiadów i publicznych występów. Również w sferze prywatnej rzadko dopuszczała do siebie kogoś naprawdę blisko, w myśl wybiegającego w przyszłość pouczenia Stillera, że „nie będzie miała przyjaciół, ale za to wielu wielbicieli”.

Oczywiście to Mauritz Stiller wymyślił swojej muzie pseudonim artystyczny. Jako poliglota o polskich korzeniach potrafił fenomenalnie wyczuwać ładunek emocjonalny rozmaitych słów. „Garbo” to wyraz, który reżyser miał zaczerpnąć od polskiego terminu „garbować”, oznaczającego przystosowanie zwierzęcej skóry do innego użytku. Słowo to posiadało zatem znaczenie symboliczne – odsyłało do trudnego procesu kształtowania gwiazdy. Nie mniej istotne było również jego twarde i chropowate brzmienie, całkowicie odmienne od efektownych cukierkowych pseudonimów, a także wskazujące na wewnętrzną siłę i bezkompromisowość właścicielki takiego nazwiska.

Praca nad filmem Gösta Berling nie należała do przyjemności, ale przecież prawdziwa sztuka zawsze rodzi się w cierpieniu. Garbo nie potrafiła wówczas jeszcze grać, a Stiller zamęczał ją kolejnymi próbami i powtórkami poszczególnych scen. Twórca, wspólnie ze słynnym szwedzkim operatorem, Juliusem Jaezonem, wymyślił również specyficzną metodę filmowania swojej aktorki, polegającą na wyważonej kombinacji światła i cienia. Najwięcej zaś oczekiwał od jej oczu – to one miały wyrażać całą gamę skomplikowanych nastrojów – od radości przez smutek i rozpacz po seksualne uniesienie. Garbo w Gösta Berling zagrała hrabinę Elżbietę Dohna, mężatkę, która zakochuje się w pastorze. Jej występ wzbudził niemałe poruszenie wśród recenzentów, choć, co ciekawe, bardziej podobał się Niemcom niż Szwedom. To oni wykupili prawa do berlińskich pokazów, a także zaproponowali Stillerowi realizację kolejnego filmu.

Apokryf5 o wielkiej miłości

Z okazji premiery Gösta Berling Stiller podarował Grecie wspaniałe luksusowe futro z norek. A wieczór, w którym wręczał jej ten prezent, miał się stać preludium do ich pierwszej wspólnej nocy. Stiller jako kochanek stanowił dla młodziutkiej Garbo uosobienie męskości. Był jej pierwszym prawdziwym mężczyzną i pozostał w sercu gwiazdy na zawsze. Reżyser wyraźnie zastępował w życiu Grety postać ojca, którego aktorka straciła bardzo wcześnie i który był jedną z osób, jakie darzyła największą miłością.

Gdy Stiller przerobił swój długi, dwuczęściowy film na krótszą kinową wersję, we wrześniu 1924 roku wraz z Gretą Garbo udał się na berlińską premierę swojego dzieła. Sprytnemu geniuszowi, który od zawsze potrafił wyczarować coś z niczego, udało się wynegocjować niesłychanie korzystne warunki swojej podróży do Niemiec – niemiecka wytwórnia pokryła koszty pobytu jego i Grety w luksusowym apartamencie, a także zapłaciła za wyjściową toaletę gwiazdy. Na miejscu Gösta Berling stał się niesłychanym sukcesem kasowym, a przedsiębiorczy twórca zawarł stosowne znajomości i już po kilku tygodniach dysponował ogromnym budżetem na swój kolejny projekt - niemiecko-szwedzką koprodukcję. Film o tytule Odaliska ze Smolnego miał opowiadać o dziewczynie sprzedanej do tureckiego haremu. Większość zdjęć musiała odbyć się w egzotycznej scenerii, dlatego Stiller zabrał całą ekipę do Turcji. Podróż okazała się jednak pasmem kolejnych niepowodzeń, które zwiastowała już złowroga przepowiednia spotkanego przed hotelem dziwnego miejscowego kloszarda. Nie tyko obwieścił on Stillerowi i Grecie, że żaden film nie powstanie, ale również, że żadne z nich nie osiągnie szczęścia, a niedługo zostaną na zawsze rozdzieleni.

Rzeczywiście wkrótce okazało się, że rozrzutność szwedzkiego geniusza kompletującego kosztowne rekwizyty do zdjęć, poważnie nadwyrężyła budżet przedsięwzięcia. Niebawem przyszła też wiadomość z Niemiec o bankructwie filmowej spółki. Całkowicie spłukany Stiller wrócił więc ze swoją gwiazdą do Berlina, ale wcale nie zamierzał się załamywać, w czym utwierdzał również swoją muzę. To był początek ich wspólnego przedzierania się przez najgorsze przeciwności losu – nieważne co by się działo, stanowili nierozłączny duet, który miał przetrwać wszystko. Ukryli się w luksusowym apartamencie hotelu „Esplanada”, za który co prawda nie mieli czym zapłacić, ale układali wspólne plany odbicia się od dna. I rzeczywiście los się uśmiechnął do obojga – tym razem to Greta miała być kołem ratunkowym, otrzymała bowiem intratną propozycję od Georga Wilhelma Pabsta, który chciał ją obsadzić w Zatraconej ulicy. Garbo, wierna swojemu mentorowi i kochankowi, nie pozwoliła jednak go wykluczyć z projektu. Oświadczyła, że samodzielnie nie decyduje o swoim angażu, a ostateczne warunki kontraktu powinny zostać uzgodnione ze Stillerem. I tak się stało – mimo że szwedzki reżyser nie figurował oficjalnie na liście twórców, wynegocjował dla Garbo zawrotną sumę 4000 dolarów wynagrodzenia. Stiller nieustannie asystował również przy ujęciach z Gretą, a także poza planem godzinami uczył ją, w jaki sposób powinna wczuć się w rolę upadłej dziewczyny, która decyduje się uprawiać nierząd, by uratować swoją rodzinę od nędzy. Z tego powodu dochodziło do kłótni pomiędzy nim a Pabstem, a także do awantur z operatorem filmu. Stiller żądał bowiem zastosowania do zdjęć profesjonalnych materiałów Kodaka, które w przeciwieństwie do niemieckiej Agfy były dla realizatorów filmu znacznie bardziej kosztowne.

W tym czasie w Berlinie przebywał Louis B. Mayer, „bóg” amerykańskiego przemysłu filmowego, właściciel MGM. Stiller nie mógł zmarnować takiej okazji, był bowiem przekonany, że wspólnie z Gretą podbiją Hollywood. By doprowadzić do spotkania, Szwed zorganizował zatem w swoim hotelu wystawne przyjęcie, na które zaprosił wszystkie osobistości ze świata filmu. Mayer nie mógł zlekceważyć podobnej okazji towarzyskiej, był bowiem wytrawnym łowcą talentów. I tak doszło do podpisania kontraktu pomiędzy Stillerem i MGM. Twórca podczas twardych negocjacji zaznaczył, że nie ma zamiaru popłynąć do Ameryki bez swojej ukochanej Galatei. Garbo również podpisała zatem umowę z wytwórnią i wspólnie ze swoim mistrzem miała wkrótce udać się w podróż, która zmieniła całe jej życie.

Przymierze emigrantów

Po zawarciu kontraktu z MGM Mauritz i Greta wrócili do Szwecji, a stamtąd w czerwcu 1925 roku wypłynęli do USA. Oboje byli niezwykle poruszeni podróżą i wielką niewiadomą, która czekała na nich za oceanem. Greta ze łzami w oczach pożegnała się ze swoją rodziną: matką, bratem Sevenem i ukochaną siostrą Alvą, której, jak się okazało, miała już nigdy nie zobaczyć. Na pokładzie statku „S/S Drottningholm” Mauritza dopadły jednak złe przeczucia. Gdy odbili od brzegu, wziął w ramiona swoją ukochaną i kazał jej przyrzec, że wrócą razem, niezależnie od tego, co się wydarzy. Obawy Stillera zaczęły się sprawdzać już na samym początku, gdy dobili do brzegu Ameryki. Wielki szwedzki reżyser, okrzyknięty największym nowatorem sztuki filmowej swoich czasów, spodziewał się powitania z fanfarami. Tymczasem 6 lipca 1925 roku, gdy znaleźli się na amerykańskiej ziemi, wytwórnia wysłała jakiegoś mówiącego po szwedzku nikomu nieznanego urzędnika, Huberta Voighta i taniego fotografa Jimmy’ego Sileo, który naprędce miał zrobić kilka fotografii.

Jedno ze zdjęć zachowanych z tego dnia pokazuje, jak oboje uśmiechnięci wpatrują się w obiektyw – wybitny twórca i jego muza, w której trudno dziś rozpoznać późniejszą zniewalającą seksapilem boską Gretę. Mają na sobie ciepłe, europejskie stroje: on dobrze skrojony trzyczęściowy garnitur, ona kostium złożony ze spódnicy, zapiętej pod szyję bluzki i ciężkiego żakietu. Przybysze z chłodnej Skandynawii pozują w trzydziestostopniowym upale, który wkrótce stopi ich nadzieje na niezależną pracę artystyczną.

New York, New York…

W Nowym Jorku wytwórnia wynajęła dla nich pokój w hotelu, gdzie Greta natychmiast zanurzyła się w zimnej kąpieli i próbowała ostudzić nadszarpnięte nerwy. Szybko jednak okazało się, że zamiast obiecanych kroci czeka ich przedłużająca się bezczynność i psychologiczna wojna. Bez żadnych obietnic, pozostawieni samym sobie, zostali poddani wyrafinowanej taktyce stosowanej przez wytwórnię wobec wymagających cudzoziemców. Polegała ona na przetrzymywaniu nowoprzybyłych w długiej niepewności co do ich dalszego losu, co miało na celu znaczne obniżenie finansowych aspiracji potencjalnych gwiazd i wymuszenie posłuszeństwa wobec poczynań wytwórni.

Mieli zatem tylko siebie, jednak wbrew pozorom było to bardzo wiele. Oboje odznaczali się bowiem wielką siłą charakteru i uporem. Wspólnie odkrywali wszystkie atrakcje miasta. Jedną z pierwszych wycieczek odbyli do Coney Island, gdzie w lunaparkach bawili się beztrosko jak dzieci i próbowali amerykańskich kulinarnych specjałów. Bywali również w klubach, gdzie Garbo z zachwytem przyglądała się kobiecym striptizom. Poza tymi zajęciami Stiller nie marnował jednak czasu i podejmował liczne próby nawiązania kontaktów z osobami, które mogłyby pomóc ich karierze, zwłaszcza z Victorem Sjöströmem, reżyserem o szwedzkim pochodzeniu, ale też z Charliem Chaplinem. Największym sukcesem okresu nowojorskiego były zdjęcia, jakie w porozumieniu ze Stillerem, wykonał Grecie Garbo znany fotograf, Arnold Genthe. Gdy opublikowano je w „Vanity Fair”, wzbudziły niemałą sensację. Wkrótce wielu ważnych ludzi ze świata filmu zapragnęło jak najszybciej poznać tajemniczą dziewczynę z okładki, więc wytwórnia nie miała już wyboru i musiała podjąć konkretne kroki.

Pod koniec sierpnia Stiller i Greta Garbo wsiedli zatem do pociągu Twentieth Century na stacji Grand Central, by odbyć podróż do Los Angeles. Gdy znaleźli się w wagonie, odcięci od całego świata, Maurycego znowu dopadły złe przeczucia. Po raz kolejny odnowił z Garbo przysięgę, że wrócą do Szwecji razem. Poszedł również o wiele dalej: zaproponował Grecie, żeby zatrzymali się w Santa Fe i wzięli ślub. Ona jednak nie była pewna, czy to dobry pomysł. Czuła, że propozycja wynika z lęku przed przyszłością. Podczas podróży przez kontynent wspólnie podziwiali wspaniałe pejzaże, zachwycali się wielkim kanionem i marzyli o przyszłości, kiedy już jako sławni i bogaci ludzie będą wspólnie zwiedzać świat. Na stacji Southern Pacific parę powitał całkiem spory tłum dziennikarzy i szwedzkich dzieci, które wręczyły kwiaty nowoprzybyłej skandynawskiej gwieździe. Potem zaś Garbo ulokowano w hotelu Miramar. Stiller wynajął również spory domek nad samym oceanem i jednocześnie w niewielkiej odległości od MGM.

Zagubieni w Hollywood

Historia Grety Garbo w wytwórni MGM zaczęła się oczywiście od wielkiej metamorfozy. Polegała ona na drastycznym odchudzaniu i poddawaniu jej kolejnym zabiegom estetycznym, które miały zapewnić twarzy przyszłej gwiazdy unikalny wyraz. Początkowo wprawdzie MGM nie posiadało konkretnego pomysłu na skandynawską piękność, promowano ją bowiem jako typ nowoczesnej dziewczyny uprawiającej sport i fotografowano na stadionach, w otoczeniu lekkoatletów, a innym razem w sąsiedztwie… tygrysa.

Wkrótce Stiller wszedł jednak w posiadanie sekretnej wiadomości o tym, że Greta ma zostać obsadzona w filmie Słowik hiszpański na podstawie powieści Blasco-Ibaneza. Reżyser natychmiast rozpoczął więc intensywne przygotowania swojej muzy do tego występu. Polecił jej przeczytanie wszystkich książek hiszpańskiego pisarza, aby poznała specyficzny klimat epoki i kultury, a w konsekwencji ułatwiła sobie wczucie się w rolę zmysłowej hiszpańskiej dziewczyny, Leonory. Filmowym partnerem Garbo został Ricardo Cortez. Na planie tego obrazu szwedzka aktorka po raz pierwszy spotkała się z Williamem Danielsem, operatorem, któremu miała zawdzięczać swoje najlepsze ujęcia i który stał się współtwórcą jej wspaniałej legendy. Oczywiście Daniels konsultował się ze Stillerem w trakcie filmowania Garbo. Ostatecznie Słowik hiszpański, który miał swoją premierę w lutym 1926 roku, odniósł wielki sukces kasowy, a MGM zaczęło planować kolejne role Garbo.

Poza studiem Garbo i Stiller trzymali się zawsze razem. Na obcej ziemi, w obcej amerykańskiej kulturze byli dla siebie nawzajem nieocenionym wsparciem. Z wrodzoną melancholijnością mieszkańców Północy nie pasowali do tego kraju, w którym dominowały sztuczny optymizm i mit sukcesu, a finansowe powodzenie filmu osiągano kosztem redukcji artystycznych aspiracji. Najwięcej czasu spędzali nad oceanem, gdzie pływali, plażowali i raczyli się owocami. Stiller popadał jednak w coraz większe przygnębienie. Przeczuwał, że wytwórnia ma wobec niego niezbyt optymistyczne plany. Nie tylko nie zaoferowano mu żadnego interesującego scenariusza, ale również można było wyczuć wyraźne dążenie do rozdzielenia reżysera i jego aktorki. MGM nieustannie nasyłało wręcz na Garbo kolejnych amantów, którzy mieli współtworzyć przeznaczone dla prasy plotki o romansach gwiazdy oraz wzbudzać wściekłość „Moje”, jak nazywała go Garbo. Greta, która nie posiadała jeszcze wówczas silnej pozycji w świecie filmu, obawiała się zaś jawnie odrzucać awanse aktorów związanych z wytwórnią. Załamany tymi zabiegami Stiller któregoś dnia zaprezentował dramatyczną manifestację swojego samopoczucia – próbował utopić się w oceanie. Na szczęście dzięki stanowczej reakcji Garbo nie doszło do tragedii.

Plany następnego filmu, również na podstawie powieści Blaso-Ibaneza, o tytule Kusicielka, oznaczały dla szwedzkich przybyszów światełko w tunelu. Była to bowiem produkcja, którą miał realizować Maurycy i dzięki której chciał pokazać w Hollywood swój cały artystyczny kunszt. „Moje” był wreszcie w swoim żywiole. Planował, zamawiał dekoracje i oczywiście do upadłego ćwiczył ze swoją ukochaną. To ona miała bowiem stać się żywą ikoną świadczącą o randze jego twórczości. Wszystko zaczęło się dobrze. Stiller szybko ściągnął jednak na siebie gniew Antonio Moreno, odtwórcy głównej roli męskiej. Aktor zupełnie nie pasował bowiem do kreacji męskiego, władczego Hiszpana – delikatnej postury i urody, o niskim wzroście, przy Garbo zupełnie niknął. Stiller zażądał, by Moreno występował w butach o dwa rozmiary za dużych, co miało zamaskować jego niewielkie stopy. W powietrzu wisiał zatem konflikt.

Najgorszy cios przyszedł jednak czwartego dnia zdjęć. Greta Garbo otrzymała wówczas wiadomość o śmierci swojej ukochanej siostry Alvy. Gdy przekazano jej hiobowe wieści, straciła przytomność. Jednak ocucona w garderobie, zadecydowała, że tego dnia musi skończyć rozpoczęte zdjęcia. Po wszystkim Stiller zabrał Gretę nad ocean, a potem wiernie czuwał przy jej łóżku. Śmierć siostry była niezwykle ciężkim przeżyciem dla aktorki. Alva od dawna chorowała na gruźlicę, jednak Garbo do końca miała nadzieję, że uda się opanować chorobę, posyłała rodzinie pieniądze i leki.

Kolejna smutna wiadomość spadła na szwedzkich kochanków, gdy wrócili do studia. Na miejscu okazało się bowiem, że Maurycemu odebrano reżyserię filmu, a pracę nad projektem przejął Fred Niblo. Nowy reżyser nie życzył sobie, by nazwisko Stillera pojawiło się na ekranie, dlatego usunął wszystkie fragmenty nakręcone przez Szweda, z wielką szkodą dla filmu. Nie pomogły błagania Garbo o zmianę decyzji, Mayer pozostał nieugięty i Moje nie wrócił już na plan. Garbo dokończyła więc film bez wsparcia swojego mistrza, dręczona niedobrymi przeczuciami.

Finał „romantycznej głupoty”

Wkrótce okazało się, że Greta otrzymała kolejną rolę, tym razem w filmie Symfonia zmysłów. Na planie spotkała Johna Gilberta, słynnego amerykańskiego amanta, który na pewien czas nieco zawrócił jej w głowie. Tymczasem Moje próbował ratować swoją zagrożoną karierę. Udało mu się osiągnąć w tej materii pewien sukces – MGM zgodziło się, by zrealizował dla wytwórni Paramount film Hotel Imperial z Polą Negri w roli głównej. Obraz okazał się dużym sukcesem i zaowocował nawiązaniem bliższej relacji z piękną polską aktorką. Stopniowe rozejście dróg zawodowych Garbo i Stillera spowodowało kryzys w erotycznym związku szwedzkiej pary. Często popadali w przygnębienie i urządzali sobie wzajemnie sceny zazdrości.

Jedna z większych awantur wydarzyła się podczas przyjęcia z okazji premiery Hotelu Imperial. Greta Garbo uległa wtedy namowom Gilberta i wymknęła się z nim do jego ogromnej willi położnej na hollywoodzkim wzgórzu. Na miejscu czekał już szampan i romantyczna kolacja, a Greta szybko uległa romantycznemu nastrojowi i urokowi Gilberta, decydując się na pospieszny seks. Niebawem do domu Johna wpadł jednak wściekły Stiller, który siłą wyprowadził swoją ukochaną z domu, a potem urządził jej karczemną awanturę. We wzajemnym ochłodzeniu relacji szwedzkiej pary nie bez znaczenia był również fakt, że Garbo coraz bardziej uniezależniała się od swojego reżysera, przede wszystkim w sensie finansowym. Nie była już nikomu nieznaną aktoreczką z dalekiej Północy, ale gwiazdą, której urok i kariera jaśniały coraz mocniej na hollywoodzkim firmamencie.

Tymczasem Mauritz znajdował się w coraz gorszej formie – fizycznej, psychicznej i finansowej. Po sukcesie Hotelu Imperial nakręcił Spowiedź uczciwej kobiety, jednak jego Drut kolczasty okazał się raczej kiepski, a podczas realizacji Ulicy grzechu doszło do załamania reżysera. Odezwały się poważne kłopoty zdrowotne wynikające z powikłań przebytej gruźlicy, zwłaszcza dolegliwości reumatyczne. Pogrążony w rozpaczy Stiller postanowił zatem wrócić do Szwecji – sam - wbrew wcześniejszym przysięgom, jakie składali sobie z Gretą. Pod koniec swojego pobytu w USA całkowicie odizolował się od innych, a zwłaszcza od Garbo, która mieszkała wówczas w hotelu Miramar. Nie przyjmował jej błagań o spotkanie i powoli godził się ze swoją klęską. Greta była natomiast załamana zawodową porażką swojego kochanka i mistrza.

W ostatniej chwili Garbo dowiedziała się od Victora Sjöströma o dacie wyjazdu Moje i w listopadzie 1927 roku zjawiła się na dworcu, by pożegnać swojego mistrza. Był to jeden z najgorszych dni w życiu szwedzkiej gwiazdy. Stiller nazwał ich przysięgi „romantyczną głupotą” i powiedział, że spotkają się w Szwecji – za życia lub po śmierci.

Garbo i Stiller mieli się już nigdy więcej nie zobaczyć. Mauritz zmarł rok później – w listopadzie 1928 roku w wieku 45 lat. W chwili śmierci trzymał w rękach zdjęcie Grety Garbo. Ona dowiedziała się o śmierci Stillera z telegramu od Mimi Pollack podczas pracy nad filmem Dzika Orchidea. Wiadomość spowodowała u Garbo utratę przytomności. Zaraz po ukończeniu pracy gwiazda postanowiła popłynąć do Sztokholmu, gdzie odwiedziła skromny grób swojego ukochanego. Spotkała się również z jego pełnomocnikiem, by dostać jakąś pamiątkę po swoim mistrzu. Prawnik zapamiętał, z jakim namaszczeniem Greta dotykała wszystkich pozostałych po Stillerze przedmiotów:

„Doskonale pamiętam, jak