Wytańczona radość - Monika Łabędzka - ebook

Wytańczona radość ebook

Monika Łabędzka

2,0

Opis

Odczuwasz niewiele radości we własnym życiu albo nie zauważasz jej wcale?

Chcesz uruchomić w sobie więcej radości, powracając do samej siebie z dzieciństwa?

Zależy Ci na tym, by poza pracą znaleźć czas tylko dla siebie?

A może marzysz o tym, aby mieć ciekawe zajęcie lub hobby, które byłoby Twoją odskocznią od wyzwań codziennego życia?

Jeżeli tak, to właśnie dla Ciebie jest poradnik Wytańczona radość. Jak zumba i joga śmiechu budzą dziecięcą radość.

 

Dowiesz się z niego:

• Jak obudzić w sobie dziecięcą radość, nawiązując kontakt ze swoim wewnętrznym dzieckiem?

• Jak sprawić, by życie było czymś więcej niż tylko wypełnianiem codziennych obowiązków?

• Jakie są sposoby na praktykowanie wdzięczności?

• W jaki sposób uwolnić się od uporczywych myśli?

• Jak rozładowywać stres w bezpieczny sposób?

• Jak sprawić, by zabawa była sposobem na życie, a nie tylko czymś od czasu do czasu?

• Dlaczego warto wzbogacać się o nowe wspomnienia?

• Co zrobić, aby przeżywać wiele niezapomnianych chwil przepełnionych radością, szczęściem, wolnością i spontanicznością w towarzystwie rozrywkowych ludzi?

• Dlaczego warto poszerzać własną strefę komfortu?

 

Monika Łabędzka

debiutantka, absolwentka finansów i rachunkowości, pracuje w administracji samorządowej. Kobieta z wyobraźnią, pełna różnych przemyśleń, pytań oraz wątpliwości. Pasjonatka zumby. Interesuje się jogą śmiechu. Wyznaje zasadę, że dobra zabawa powinna być sposobem na życie, a nie tylko czymś od czasu do czasu. Miłośniczka muzyki, języka hiszpańskiego oraz wędrówek górskich. Lubi pisać. Wolny czas poświęca na czytanie książek z zakresu psychologii i rozwoju osobistego. Prywatnie żona, mama córki Anastazji.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 193

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,0 (1 ocena)
0
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




© Copyright by Monika Łabędzka & e-bookowo

Skład: e-bookowo

ISBN e-book 978-83-8166-268-0

ISBN druk 978-83-8166-270-3

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: [email protected]

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2022

Mężowi Pawłowi, który ma swój sposób na wyrażanie radości,

maleńkiej córce Anastazji, która wniosła wiele radości do naszego życia, babci Cecylii, która była poetką religijną.

„Wszyscy tęsknimy za radością. Nikt z nas nie chce być człowiekiem smutnym. Radość sprawia, że nasze życie odsłania swoje najpiękniejsze oblicze, że z entuzjazmem podejmujemy nasze codzienne obowiązki i że odnajdujemy w sobie siłę do zmierzenia się z trudnościami. Gdy przeżywamy radość, wtedy nawet nasze ciało staje się zdrowsze i bardziej odporne na choroby. Radość jest wielkim dobrem”.

Ks. Marek Dziewiecki

Podziękowania

W tym miejscu pragnę wyrazić swoją wdzięczność.

W pierwszej kolejności dziękuję sobie, bo gdyby nie moja wytrwałość i wiara w siebie – nie napisałabym tej książki.

Jestem wdzięczna Bogu za dar wrażliwości. Za bogatą wyobraźnię. I za talenty, którymi mnie obdarzył.

Rodzicom dziękuję za dar życia, jaki od nich otrzymałam. Jestem szczęściarą, bo dzięki Wam mam brata i siostrę.

Nade wszystko dziękuję ukochanemu mężowi Pawłowi za to, że każdego dnia przysparza mi powodów do radości. Kochany – Ty wiesz, jak cieszyć się życiem. Uwielbiam, gdy mnie rozśmieszasz – zwłaszcza, kiedy zaczynam płakać. Jestem szczęśliwa i wdzięczna za Twoją miłość.

Najukochańszej kuzynce Alicji dziękuję za wszystkie chwile, które stały się naszym udziałem. Jesteśmy bogate w niezapomniane wspomnienia już od najmłodszych lat. Odkąd sięgam pamięcią, to właśnie Ty byłaś tą osobą, która zawsze mi kibicowała. Czego się od Ciebie uczę? Otwartości na świat zewnętrzny. Emanujesz pozytywną energią. Słowa, które skierowałaś do mnie w wiadomości tekstowej na kilka minut przed naszym wyczekiwanym spotkaniem w Monachium, sprawiły, że się wzruszyłam. W tamtej chwili poczułam się wyjątkowo.

„Nie ma przypadkowych spotkań i ludzie też nie stają na drodze naszego życia, ot tak. Każdy człowiek zostaje nam dany po coś, aby czymś nas ubogacić, dopełnić, coś pokazać czy uświadomić. Poprzez ludzi dostajemy od życia tysiące szans na to, aby stać się lepszym człowiekiem lub aby temu człowiekowi pokazać coś, czego on do tej pory nie dostrzegł”1. Posługując się ulubionym cytatem zaczerpniętym z książki pt: „Samotność ma twoje imię”, której autorką jest Monika A. Oleksa, chciałabym podziękować wszystkim, którzy do tej pory pojawili się na mojej drodze. A w szczególności pewnej grupie osób:

Dziękuję Kasi Jańczak (dla mnie zawsze będzie Kasią Gomólską), za jej obecność w moim życiu. Poznałyśmy się w 1997 roku. Wiele razem przeżyłyśmy. Cieszę się, że nasza relacja przetrwała do dziś. Nigdy nie zawiodłaś mego zaufania. I właśnie za to jestem Ci wdzięczna.

Serdeczne podziękowania składam na ręce Pani Grażynie Ince Semik-Schwede, która natchnęła mnie do napisania książki. Tamta rozmowa sprawiła, że zaczęłam zastanawiać się nad tym. To dzięki odbytym sesjom terapeutycznym u Pani, zrozumiałam jak w twórczy sposób wykorzystać swoją wyobraźnię.

Dziękuję wszystkim instruktorom zumby, których miałam okazję poznać, za wspólną zabawę. Każdy z Was zaprezentował własny, niepowtarzalny styl. W szczególności pragnę podziękować Nikoli Kaczor (dla mnie zawsze będzie Nikolą Kozieł) oraz Monice Dąbek-Gadzińskiej. To one utwierdziły mnie w przekonaniu jak wiele zależy od postawy trenerki, by zakochać się w tej aktywności fizycznej. Wasz styl prowadzenia zajęć urzekł mnie i sprawił, że z utęsknieniem czekałam na następne „zumbowanie”.

Jest taka ciepła i „życiowa” kobieta, która w rozmowach często podkreślała, że żadna chwila nie powtórzy się już więcej. To dzięki Pani Marylce Braciszewskiej pamiętam jak ważna jest rozmowa z drugim człowiekiem. Bardzo się cieszę, że mogłyśmy razem pracować. Oprócz koleżanki z pracy, była Pani dla mnie niczym troskliwa mama, która pragnie dla swojego dziecka jak najlepiej. Lubię wracać wspomnieniami do tych ośmiu lat naszej owocnej współpracy.

Mam koleżankę Asię Wasielewską, która jak opowiada coś o sobie, to często odnoszę wrażenie, jakbym słyszała siebie. Czuję się swobodnie w Twoim towarzystwie. Rozmowy z Tobą nierzadko skłaniają mnie do pewnych refleksji. Jestem wdzięczna za to, że możemy ze sobą współpracować.

Dziękuję wesołemu koledze Dawidowi Braciszewskiemu, który w najmniej oczekiwanym momencie potrafi wejść do biura i powiedzieć coś zabawnego, że nie sposób nie roześmiać się. Co w Tobie lubię? Szczerość, otwartość i umiejętność śmiania się z samego siebie.

Chciałabym też podziękować Michałowi Pawlikowskiemu za jego postawę życiową, wyrażającą następujące przesłanie: miej swoją pasję i spełniaj swe marzenia. Jestem wdzięczna za te rozmowy jakie prowadziliśmy ze sobą podczas tych kilku wizyt. Dlaczego? Bo dzięki nim nie tylko wzbogaciłam się wewnętrznie, ale przede wszystkim uświadomiłam sobie, że nie wolno mi zaprzepaścić własnych talentów. W takim razie co powinnam z nimi zrobić? Rozwijać je i wykorzystywać w codziennym życiu. Pamiętam jak na zakończenie jednej z wizyt obok „na razie”, powiedziałeś do mnie, że mam być grzeczna, bo mama kazała. Nie zapomnę tego tekstu. Rozbawiona wyszłam wtedy z gabinetu. Wiadomo, o czym rozmawialiśmy. Dzięki za namiary na te wszystkie książki. A w szczególności za „Wyzwolenie DEIR I”2 oraz za książkę Alexandra Lowena zatytułowaną „Miłość, seks i serce”3, która zapoczątkowała moje zainteresowanie Analizą Bioenergetyczną. Pamiętasz jaki tytuł nosi jedna z książek tego autora, którą tym razem ja Tobie polecam? Dziękuję Ci również za to, że obudziłeś we mnie chęć ciągłego rozwoju w różnych dziedzinach życia.

Ponadto jestem wdzięczna także przedstawicielom płci męskiej, którzy okazali się pomocni w wypełnieniu ankiety na potrzeby tej książki. Wielkie dzięki dla tych, którzy dodatkowo wypowiedzieli się na temat trenowania zumby. Wśród nich znaleźli się zarówno uczestnicy zajęć, instruktorzy jak i sami obserwatorzy tego tanecznego treningu. Z uśmiechem na twarzy wspominam pewnego chłopaka, który stwierdził, że na trenowanie zumby to on jest zbyt „drewniany”.

Podziękowania dla Pani Anny Grabki, która asystowała mi podczas pisania tej książki. Dziękuję za wszystkie cenne wskazówki jak również za to poczucie „uskrzydlenia” z jakim przywitałam się po naszej pierwszej rozmowie telefonicznej.

Składam dzięki Maciejowi Jańczak za zilustrowanie okładki do mojej książki. Cieszę się, że mogłam na Ciebie liczyć.

Wstęp

Cześć, czy kiedykolwiek zastanawiałaś się nad tym, by uczciwie przyjrzeć się radości we własnym życiu? Aby odpowiedzieć sobie na pytanie: co dzisiaj sprawia mi radość?

Być może jesteś młoda, ambitna i dużo czasu poświęcasz rozwijaniu własnej kariery zawodowej? Może cenisz sobie poczucie niezależności finansowej, dlatego tak dużo pracujesz? A może jesteś tak pochłonięta pracą zawodową, że nie masz czasu, by poszukać ciekawego zajęcia, które byłoby Twoją odskocznią od codzienności?

Ile czasu spędzasz z tymi, którzy są dla Ciebie ważni? A ile czasu w ciągu dnia znajdujesz dla samej siebie? Chodzi o ten czas, kiedy mogłabyś pobyć ze sobą i zapytać samą siebie: czy w ogóle zauważam radość w swoim życiu? A co, jeśli odczuwam ją w niewielkim stopniu? Czy jest coś, co mogłabym zrobić, by świadomie wzmacniać poziom odczuwanej przez siebie radości?

Zanim zapoznam Cię z dwiema metodami, za sprawą których będziesz mogła uruchomić w sobie więcej radości, pozwól, że najpierw opowiem Ci jak jeszcze do niedawna wyglądało moje życie.

A więc tak: od poniedziałku do piątku wstawałam rano do pracy (wstaję do dziś – to tak w ramach wyjaśnienia, żebyś nie myślała, że nie muszę pracować). Czy towarzyszył mi entuzjazm w związku z tym, że wstawał nowy dzień, a ja razem z nim? Nie. Dalekie mi było optymistyczne podejście do tego, co przynosił nowy dzień. Po ośmiu godzinach pracy biurowej robiłam zakupy, wracałam do domu, zjadałam obiad, przebierałam się w luźniejsze ubranie, po czym zabierałam się za wypełnianie swoich obowiązków domowych.

Co było po nich? Zasiadałam przed telewizorem, czekając na swoje seriale albo zaszywałam się w pokoju z jakąś ciekawą książką. Nierzadko wyprowadzałam też siebie na krótki spacer niewymagający ode mnie dużego wysiłku (jezioro miałam pod nosem). Przeważnie wybierałam pierwszą czynność, której towarzyszyło zajadanie się chipsami. Mój poziom energii w tamtym czasie pozostawiał wiele do życzenia.

Nie potrafiłam cieszyć się drobiazgami. Za to całkiem niezła byłam w narzekaniu oraz w skupianiu się na ciemnych stronach tego, co przynosiło mi życie. Tak na dobrą sprawę, to miałam wszystko. Zdrowie. Dach nad głową. Picie. Jedzenie. Czyste ubrania. Rodziców. Rodzeństwo. Babcię i dziadka. Ukochanego mężczyznę. Koleżanki i kolegów. Stałą pracę. Wciąż jednak czegoś mi brakowało. Wtedy nie potrafiłam tego nazwać.

Do czasu aż pewnego dnia zaczęłam zastanawiać się nad tym, dlaczego nie potrafię cieszyć się życiem każdego dnia tylko wciąż czekam na coś, co sprawi, że choć przez chwilę poczuję radość i zadowolenie z własnego życia. Kiedy spotykałam się z tymi odczuciami? Podczas zakupu nowych ubrań. Kiedy otrzymywałam prezenty. Gdy wybierałam się na wakacje z ukochanym. Albo kiedy miałam okazję potańczyć na imprezie pod hasłem „wesele”. Wprawdzie nie usłyszysz ode mnie, że byłam jakimś wielkim smutasem, ale z pewnością nie czerpałam tyle radości z własnego życia, ile mogłabym. I wiesz co? To był przełomowy moment. To właśnie wtedy doszłam do wniosku, że chcę coś zmienić, by zwiększyć radość, pozwalając sobie na jej pielęgnowanie każdego dnia, a nie tylko od czasu do czasu.

Jeśli potrafisz przyznać przed samą sobą, że w Twoim życiu jest tyle radości co kot napłakał, to mam dla Ciebie dwie, sprawdzone przeze mnie metody uruchamiania radości, z którymi się zaprzyjaźniłam. Cieszę się, że mogę opowiedzieć Ci o nich. Dlaczego? Ponieważ za ich sprawą możesz świadomie wzmacniać poziom odczuwanej przez siebie radości. Przedstawiam Ci zumbę i jogę śmiechu.Zarówno pierwsza jak i druga metoda pomogą Tobie w nauce praktykowania radości zamiast smutku. Zumba i joga śmiechu pozwolą Ci podnieść energię na wyższy poziom. Czy praktykowanie obu tych aktywności lub jednej z nich sprawi, że Twoje życie nabierze więcej kolorów? Że będzie pełniejsze? W moim przypadku tak się stało. U Ciebie może być podobnie.

Jeśli chodzi o pierwszą ze wspomnianych przeze mnie metod – zumbę, to jest to taki trening w formie tańca, który w rewelacyjny sposób wpływa na moje samopoczucie. W ten sam sposób może wpływać także na Twoje.

Taneczny trening zumby nie ma ograniczeń wiekowych. Niezależnie od tego, ile masz lat i czy jesteś kobietą, czy mężczyzną możesz trenować ten sport. Chyba, że masz jakieś przeciwskazania zdrowotne (potwierdzone przez lekarza) wówczas nie rób tego. Natomiast, jeśli zdrowie Ci dopisuje i nie masz żadnych poważniejszych dolegliwości, to niezależnie od tego, w jakim wieku jesteś możesz rozpocząć swoją przygodę z tą aktywnością fizyczną.

Na czym polega magia tańca? Powoduje przypływ energii. Redukuje stres i depresję. Poprawia elastyczność, siłę oraz wytrzymałość. Sprzyja odchudzaniu. Wspomaga pracę serca. Usprawnia pamięć. Zapewnia poczucie szczęścia. Poprawia pewność siebie i poczucie własnej wartości. Podnosi poziom inteligencji. Zmniejsza skutki choroby Alzheimera4. Oczywiście to jeszcze nie koniec korzyści płynących z tańca. Wyobraź sobie, że tańcząc zumbę uzewnętrzniasz takie emocje jak radość, szczęście, miłość, wdzięczność, serdeczność, ciekawość, pewność siebie, śmiałość, cierpliwość, odwaga, łagodność, otwartość, lekkość, przyjemność, zachwyt, zadowolenie, poczucie atrakcyjności itp. Ale także uwalniasz się od smutku, przygnębienia, gniewu, złości, strachu, lęku, niepokoju, zdenerwowania, irytacji, rozdrażnienia, rozczarowania itp.

Czy kiedykolwiek przyglądałaś się osobom, które tańczą? Widziałaś, by na ich twarzach królował smutek? Czy widzisz teraz w jaki sposób taniec może wpływać na Twoje zdrowie emocjonalne?5.

Ponadto zumba może wspaniale oddziaływać na Twoją radość oraz na Twój poziom szczęścia. Z mojego doświadczenia wynika, że regularny taniec zwiększa poczucie odczuwanego szczęścia i radości. Zatem, czy jest to najlepsza okazja do wyrażania radości? Tak. Zrozumiałam to, odkąd zaczęłam systematycznie praktykować ten taneczny trening. A kiedy sięgnęłam po lekturę Alexandra Lowena zatytułowaną „Radość”, już w pierwszym rozdziale spotkałam się ze stwierdzeniem, że to właśnie taniec jest najbardziej naturalnym wyrazem radości6.

Na pewno słyszałaś o tym, że taniec pobudza wydzielanie endorfin (tzw. hormonów szczęścia). To właśnie one przyczyniają się do poprawy nastroju, dodają chęci do życia i pobudzają naszą energię. Jednocześnie taniec redukuje poziom kortyzolu (hormonu stresu)7.

Co powiesz na to, by za pomocą tańca obudzić w sobie radość, zanurzając się w tym oceanie endorfin od stóp do głów?

Obok upiększającego treningu radości, czyli zumby mam dla Ciebie jeszcze jedną metodę pobudzania radości. Jest nią joga śmiechu. Co to takiego? To nic innego jak grupowa gimnastyka śmiechowa, która pozwala na przeżywanie pozytywnych emocji w atmosferze dziecięcej zabawy. Jedynymi ograniczeniami w praktykowaniu jej są krwawienia lub operacje.

Czy wiesz, że sesje jogi śmiechu pozwalają na nawiązanie kontaktu z „wewnętrznym” dzieckiem, które każdy z nas w sobie ma? Joga śmiechu pomoże Ci uzmysłowić sobie jakie to ważne, by dbać o śmiech w życiu codziennym.

A może należysz do osób, które wstydzą się okazywać radość poprzez głośny śmiech z obawy przed tym, co pomyślą o Tobie inni? A co, jeśli powiem Ci, że biorąc udział w warsztatach jogi śmiechu w miarę regularnej praktyki, będziesz mogła pozbyć się tej blokady?

Zdaniem Piotra Bielskiego, który jest pionierem jogi śmiechu w Polsce: „Praktyka jogi śmiechu zwiększa inteligencję emocjonalną, gdyż śmiech uwalnia nas od tłumionych emocji, a kończące sesję ćwiczenia relaksacyjne dają nam lepszy kontakt z własnymi emocjami. Śmiejąc się nawet w sytuacji wyzwań, zwiększamy elastyczność reagowania z uśmiechem i lekkością, w miejsce stresu, na różne, czasem niełatwe, życiowe sytuacje”8.

Nie chciałabyś przekonać się na własnej skórze, co to znaczy być lepiej połączoną z odczuciami we własnym ciele? Wprawdzie nie mogę zagwarantować Ci, że na warsztatach jogi śmiechu zawsze będziesz odczuwała emocje zbliżone tylko do radości, ale najważniejsze jest to, abyś nauczyła się przyjmować każde uczucie jakie się w Tobie pojawi. Chodzi o to, byś potrafiła je zauważyć, a następnie poczuć i zaakceptować. I tego właśnie możesz nauczyć się na jodze śmiechu.

A tymczasem… jeśli jesteś ciekawa kim jestem, to zapraszam Cię teraz na spotkanie ze mną podczas kolejnych stron tej książki.

Kim jestem?

Moje uwielbienie muzyki

Mam na imię Monika i jestem melomanką. Z tego, co pamiętam, to moje uwielbienie muzyki miało swój początek w wieku ośmiu lat, kiedy to królową disco polo była Shazza ze swoim wielkim przebojem pt: „Baiao Bongo”. To były czasy, gdy co niedzielę zasiadałam przed telewizorem w oczekiwaniu na program muzyczny Disco Relax, by obejrzeć jej występ. Pewnej niedzieli, rozmawiając z Marcinem wspominaliśmy czasy, kiedy Sławek podarował mi kasetę wideo z teledyskami i koncertami wspomnianej piosenkarki, którą tak uwielbiałam. I wtedy Marcin stwierdził, że to nie była u mnie taka zwykła radość. Że byłam wręcz wniebowzięta z otrzymanego prezentu. I że cieszyłam się jak dziecko!

Nie jestem piosenkarką ani tancerką, a wykształcenie, jakie posiadam dalekie jest od muzycznego. Obca jest mi także gra na jakimkolwiek instrumencie, ale mimo tego – do teraz pasjonuję się słuchaniem muzyki. Jestem jej wdzięczna za to, że wprowadza mnie w świat wyobraźni za czym wprost przepadam.

Gdy słyszę muzykę, myślę sobie: niewyczerpane źródło radości. Źródło relaksu jak w piosence Kamila Bednarka: „Poczuj luz. Muzyką wypełnij dzień. To antidotum na stres. W pogoni za marzeniami oddychaj wyobraźnią. Poczuj luz. Muzyką wypełnij dzień. To antidotum na stres. W pogoni za marzeniami oddychaj zawsze prawdą”9. Bardzo przyjemny kawałek. Jeśli lubisz takie klimaty muzyczne, to posłuchaj sobie, a następnie zabierz słowa tej piosenki do swojego serca na rozpoczynający się, nowy dzień.

Kiedy słucham muzyki, która szybko wpada mi w ucho zaczynam fantazjować. I powiem Ci, że nierzadko bywam zaskoczona tym jakie obrazy pojawiają się wtedy w mojej głowie…

Też tak masz, że jak słyszysz dobrze znany Ci utwór, to kojarzysz go z określonym wydarzeniem? Przypominając sobie kto był z Tobą w tamtej chwili i gdzie to było? W taki oto sposób wspominam dawne dni. Słuchanie muzyki doprowadza mnie do euforii, ale także do płaczu.

A czym ona jest dla Ciebie?

„Muzyka to naprawdę mocny narkotyk. Może Cię zatruć, podnieść na duchu lub sprawić, że rozchorujesz się, nie wiedząc dlaczego”10. W taki sposób o muzyce wypowiedział się Adam Neste.

Wspominam o tym, ponieważ chcę, abyś wiedziała, że słucham tylko takich melodii, które pozytywnie wpływają na moje emocje. O jaką muzykę chodzi? Jesienną i zimową porą, gdy rzadko słyszę śpiew ptaków, słucham muzyki relaksacyjnej połączonej z dźwiękami natury. W podobny sposób odprężam się, kiedy mam akurat stresujący okres w pracy zawodowej. Z kolei dźwięki muzyki klasycznej pozwalają mi skupić się podczas pisania, ale nie tylko wtedy. Gdy je słyszę, w wyobraźni widzę siebie siedzącą w teatrze na jakimś ciekawym spektaklu. Są to takie chwile, podczas których zatracam się zupełnie w tego rodzaju muzyce, odnajdując w niej spokój i wytchnienie.

Natomiast, kiedy pragnę wyrazić radość, poczucie szczęścia, przyjemność, dziecinne zadowolenie itp. wówczas słucham takiej muzyki, która najbardziej raduje moje serce. Domyślasz się o jaką muzykę chodzi?

Oczywiście o latynoamerykańską. Za jej sprawą „przenoszę się” tanecznym krokiem na salę z lustrami, gdzie tańczę zumbę albo w świat tropików, czyli na Kubę lub Dominikanę. To właśnie tam w mojej wyobraźni zawsze świeci słońce, gdzie na parkiecie poczuć można iście taneczną gorączkę.

Muzyka latynoamerykańska (muzyka Ameryki Łacińskiej) to jednoczesne określenie tańców, rytmów oraz stylów muzycznych typowych dla krajów Ameryki Łacińskiej. Skąd pochodzi ten rodzaj muzyki? Są to przeważnie formy muzyczne pochodzące z Kuby, będące połączeniem hiszpańskich elementów melodycznych i afrykańskich wpływów rytmicznych11.

Energiczna – taka muzyka składa się na repertuar muzyczny, który lubię najbardziej. Jakie obrazy pojawiają się w moim umyśle, gdy słucham melodii z zumby? Same szczęśliwe chwile przepełnione euforią. Doświadczam wiele szczęścia i radości, gdy poruszam się w rytm muzyki, która jest charakterystyczna dla zumby.

Muzyka to mój najlepszy przyjaciel i nieodzowny „poprawiacz” nastroju. Jest ze mną tak często jak tego potrzebuję. Zapraszam ją do swoich obowiązków domowych, a zwłaszcza do sprzątania i gotowania. Dlaczego? Ponieważ zasypuje mnie wtedy lawina pozytywnych emocji i szybko uwijam się z tym, co mam do zrobienia. Obok utworów „zumbowych” lubię posłuchać również wybranej muzyki techno, kiedy jestem senna i działam na wolniejszych obrotach, a nie mam akurat werwy, by posprzątać w domu.

Kiedy słucham radosnej muzyki, czuję się świetnie. Zdarza się jednak, że zauważam u siebie spadek nastroju. Jeśli jest on chwilowy, to odbieram go jako sygnał: nadeszła pora, by „naładować” swoje baterie. W jaki sposób? Dać się wciągnąć w wir muzyczno-taneczny. To właśnie wtedy wprawiam siebie w ruch: tańczę i śpiewam, i energia powraca. Dzięki temu dostarczam sobie pozytywnych przeżyć emocjonalnych.

Chyba nie będziesz zaskoczona, jeśli powiem Ci, że muzyka „zumbowa” zawsze towarzyszy mi podczas prowadzenia samochodu?

Według Platona: „Muzyka jest dla duszy tym, czym ćwiczenia fizyczne dla ciała”12. Jeżeli lubisz słuchać muzyki, to polecam Ci rozpoczynać każdy, nowy dzień od słuchania porywających utworów muzycznych. I to takich, które będą miały pozytywny wpływ zarówno na Twoje emocje jak i na Twoją pogodę ducha. Niech to będą takie rytmy, dzięki którym choć na chwilę przestaniesz myśleć o troskach dnia codziennego.W ten prosty i łatwo dostępny sposób „nastroisz się” pozytywnie na rozpoczynający się nowy dzień.

„Dirty Dancing” na nowo wzbudza we mnie pozytywne emocje

Odkąd zrozumiałam jak bardzo kocham muzykę i taniec, świadomie zaczęłam wybierać rozrywkę o takiej tematyce. Za każdym razem, gdy oglądam ostatnią scenę pochodzącą z filmu „Dirty Dancing”, podczas której Patrick Swayze i Jennifer Grey wykonują pokazowy taniec do piosenki „Time of my life”, odczuwam radość oraz podekscytowanie jak również mam dreszcze. To jeden z tych filmów, który na nowo wzbudza we mnie pozytywne emocje i to bez względu na to, który raz go oglądam.

Oglądałaś ten film? Jeśli tak, to jakie emocje wzbudza on w Tobie?

Ogromnie się ucieszyłam, kiedy dowiedziałam się o mającym się odbyć musicalu „Dirty Dancing” w Poznaniu z okazji trzydziestej rocznicy premiery tego filmu. Obie z mamą jesteśmy jego zagorzałymi fankami, więc nie było mowy, abyśmy miały przegapić udział w tym widowisku tanecznym!

Co było jego fenomenem? Zdecydowanie muzyka wykonywana na żywo. Będąca doskonałym tłem dla zespołu tanecznego, który towarzyszył muzykom. Najpopularniejsze układy taneczne niejednokrotnie wprawiały mnie w zachwyt. A choreografia niczym nie różniła się od tej, którą znam z filmu.

Byłam poruszona tym, że na własne uszy mogłam posłuchać wszystkich utworów pochodzących z tego filmu. Nie dość, że w pełnych wersjach, to jeszcze na żywo! Oprócz tego pozytywne wrażenie zrobił na mnie zespół „Dirty Band”, odzwierciedlający modę lat sześćdziesiątych13. Długo nie trwało, a poczułam jak moje nogi same zaczęły rwać się do tańca! Ekscytowałam się widokiem wibrujących tancerzy. Urzekł mnie ich profesjonalizm. Tamtego czerwcowego wieczoru opuściłyśmy poznańską Salę Ziemi podekscytowane, radosne, szczęśliwe, zrelaksowane i zadowolone.

Smutek, przygnębienie, rozczarowanie

Jak sama wiesz życie to nie tylko radość, przyjemność, poczucie szczęścia, zadowolenie. Z pewnością i w Twoim życiu zdarzają się sytuacje, w których doświadczasz smutku, przygnębienia, rozczarowania itp.

Pamiętasz, kiedy ostatnio towarzyszyły Ci te emocje? I co było ich powodem?

Bo widzisz… ze mną to jest tak, że gdy chcę wyrazić smutek, przygnębienie, rozczarowanie, to słucham wtedy smutnych i wolnych piosenek, które pogłębiają melancholijny nastrój w jakim się znajduję. Łatwiej jest mi wówczas wypłakać się. Nie zawsze „na gorąco” uwalniam nieprzyjemne emocje, dlatego słuchanie takich melodii przypomina mi jak ważne jest, by dać sobie prawo do przeżywania tego, co trudne i bolesne.

Czy przyglądasz się swoim emocjom? Zastanawiasz się, skąd się wzięły i jaką cenną informację na Twój temat ze sobą niosą? Akceptujesz je? W jaki sposób wyrażasz emocje jakie się w Tobie pojawiają?

Mówiłam Ci wcześniej, że zumba pomaga uwolnić się od smutku, przygnębienia, rozczarowania itp. I to jest prawda. Ale w moim przypadku dotyczy to chwilowego smutku i przygnębienia bądź niewielkiego rozczarowania.

Czasami jednak zdarzają się sytuacje, gdy smutek oraz rozczarowanie towarzyszą mi dłużej niż zwykle. Takie sytuacje dotyczą najczęściej relacji jakie mam z wybranymi osobami, podczas których „odpalają się” moje traumy emocjonalne z własnego dzieciństwa. Wówczas zostaję w domu i nie jadę na trening. I co wtedy robię? Szukam ciszy, a następnie wsłuchuję się w siebie, po czym z troską jak o najlepszego przyjaciela zadaję sobie pytania. O co pytam samą siebie? Kochana, co się stało? Co czujesz? Czego potrzebujesz? W jaki sposób mogę uleczyć Twój ból?

Takie przebywanie ze sobą w ciszy nazywam przepracowywaniem tego, co trudne i bolesne. I daję sobie tyle czasu, ile potrzebuję, by powrócić do wewnętrznej równowagi. Dopiero wtedy, gdy wyrażę i uleczę trudne emocje, otwieram się na dalsze „zumbowanie”, a co za tym idzie – na przeżywanie pozytywnych emocji.

Spróbuj w podobny sposób porozmawiać ze sobą, kiedy przeżywasz trudne chwile we własnym życiu. Pamiętaj, że będziesz ze sobą do końca życia. Nikt nie zna Ciebie lepiej niż Ty sama. Wspieraj siebie, wypowiadając do siebie słowa otuchy, gdy przeżywasz smutek, przygnębienie, rozczarowanie. I powiedz sobie, że cokolwiek by Cię nie spotkało w życiu, Ty zawsze sobie poradzisz. Dlaczego? Bo masz siebie. Bo dajesz sobie bezwarunkowe wsparcie i miłość, wybaczając sobie każdy popełniony błąd.

Co da Ci taka rozmowa z samą sobą? Poczujesz się zrozumiana i kochana, a przede wszystkim – być może po raz pierwszy w życiu – poczujesz się dla siebie ważna. Niech to będzie rozmowa pełna spokoju, empatii, wrażliwości oraz zrozumienia tak jak powinna wyglądać rozmowa troskliwego rodzica ze zranionym emocjonalnie dzieckiem.

W jakich momentach własnego życia przeżywam smutek, przygnębienie, rozczarowanie? Na przykład, kiedy spoglądam na jedną z ulubionych fotografii z dzieciństwa. Jest na niej moja babcia Cecylia trzymająca na kolanach mą młodszą o cztery lata – siostrę Karolinę, a obok nich siedzę ja wraz z kuzynką „od serca” – Alicją. Jest to taka chwila, podczas której zaczyna budzić się we mnie tęsknota. Niestety – naszej babci nie ma już wśród nas… ilekroć spoglądam na to zdjęcie, myślę sobie jak wiele chciałabym jej opowiedzieć, gdyby żyła (zwłaszcza o książce, którą właśnie czytasz). Wtedy do oczu napływają mi łzy, witam się ze smutkiem i przygnębieniem.

Nie wiem jak Ty, ale jeśli chodzi o mnie, to rozczarowana jestem w sytuacjach, gdy ktoś nie dotrzymuje danego mi słowa. I wcale nie muszą to być jakieś wielkie sprawy. Przykłady? „Wyślę Ci książkę w PDF na maila”, „dam Ci znać co do godziny spotkania przy kawie”, „wyślę Ci wspólną fotkę” itp. O ile jest to jednorazowy incydent, to jestem w stanie zrozumieć, że ktoś zapomniał, mając akurat na głowie inne ważne sprawy. Ale jeśli podczas nowych okoliczności ta sama osoba po raz kolejny nie wywiązuje się z danych mi obietnic, to wtedy – obok rozczarowania jest mi także przykro.

A może też znasz to jak piszesz do kogoś i nie otrzymujesz odpowiedzi na wysłaną wiadomość albo – jeśli już ją otrzymujesz, to ma to miejsce dopiero na trzeci dzień lub później? W dodatku bez przeprosin i wytłumaczenia ze strony tej osoby, dlaczego dopiero teraz się odzywa?

Jeśli znasz to z własnego doświadczenia, to co czujesz w takiej sytuacji?

Bo ja takie zachowanie, jeśli nie jest jednorazowe, postrzegam jako wyraz lekceważenia mojej osoby. I podobnie jak w poprzednich sytuacjach jest mi przykro i jestem rozczarowana.

Oczywiście nie w każdej relacji spotykam się z tymi odczuciami. Dotyczy to przede wszystkim tych osób, w towarzystwie których zawsze czułam się swobodnie, otwierając się poprzez opowiadanie o własnych słabościach i niedoskonałościach. Z którymi zawsze mogłam porozmawiać na głębsze tematy (dalekie od spraw materialnych i powierzchownych).

Z pewnością też masz w swoim życiu takie osoby, z którymi nadajesz na tych samych falach. O których mogłabyś się wypowiedzieć w podobny sposób, więc wiesz jakie to uczucie, gdy czujesz się zraniona przez kogoś, kogo podobnie jak ja – obdarzyłaś dużą sympatią oraz zaufaniem.

I chociaż z jednej strony myślę sobie: przecież nic takiego się nie stało, to nie koniec świata! A z drugiej strony odczuwam ból i lęk przed ponownym zaangażowaniem się w tą samą relację, bo nie wiem, czy takie sytuacje nie będą się powtarzać. A przecież nie chcę odczuwać smutku, przygnębienia oraz rozczarowania, będąc w relacji z kimś, kto w pewien sposób jest mi bliski.

Znasz to z własnego doświadczenia?

Kolejne okoliczności, które potęgują moje rozczarowanie? Kiedy pożyczam książki znajomym na określony czas, a potem muszę upominać się o nie (co nie jest w moim stylu), ponieważ osoby, które je ode mnie pożyczają nie pofatygują się, by mi je zwrócić. Na przykład po dwóch miesiącach, jeśli takie były wcześniejsze ustalenia. I wtedy dochodzi do takich sytuacji, w których druga strona milczy, nie określając się jak daleko jest z czytaniem pożyczonej książki (nie prosi też o wydłużenie terminu jej pożyczenia, jeśli nie zdążyła jej jeszcze przeczytać), tylko czeka aż ja się o nią upomnę.

Miałam kiedyś taką sytuację, w której pożyczyłam książkę na dwa miesiące (co jasno określiłam na samym początku), na co druga strona odpowiedziała, że gdyby za długo trzymała ją u siebie, to mam dać jej znać. I co ja wtedy na to? Bez zastanowienia przytaknęłam, nie zdając sobie w tamtej chwili sprawy z tego, że nie było to nic innego jak zrzucenie odpowiedzialności na mnie, by z powrotem odzyskać własną książkę.

Czego nauczyła mnie ta sytuacja i czego może nauczyć również Ciebie, jeżeli podobnie jak ja pożyczasz swoje książki osobom, które lubisz?

By zawsze jasno określać swoje zasady co do pożyczania książek, a wraz z nimi oczekiwania jakie się ma względem osób, którym je pożyczamy. Jeśli z jakiegoś powodu dana osoba nie przystanie na Twoje warunki, zastanów się, czy warto pożyczyć książkę komuś, kto swoim zachowaniem sprawi, że Twoja lektura wróci do Ciebie dopiero wtedy, kiedy to Ty się o nią upomnisz. Być może nie zgodzisz się ze mną z tym, co zaraz powiem, ale wyznaję zasadę, że to na osobie, która pożycza ode mnie książkę spoczywa odpowiedzialność za to, by mi ją zwrócić!

Spice Girls, Britney Spears, Natalia Oreiro

Zanim zapoznam Cię ze swoją przygodą z pisaniem, podzielę się teraz z Tobą kilkoma wspomnieniami, do których lubię powracać.

W szkole podstawowej wcieliłyśmy się z dziewczynami z klasy w zespół Spice Girls. Miałyśmy nawet swój występ do piosenki „Wannabe”. To jedno z moich ulubionych, tanecznych wspomnień.

Pamiętam też siebie jako dorastającą nastolatkę, gdy ściągałam lustro z przedpokoju, kładłam je na tapczan, a następnie śpiewałam i tańczyłam do utworów Spice Girls, Britney Spears i gwiazdy „Zbuntowanego Anioła”, czyli Natalii Oreiro. Powiem Ci w tajemnicy, że robiłam to ukradkiem. Dlaczego? Bo czułam się zawstydzona, kiedy podglądał mnie brat, tata, ojciec chrzestny albo wujek przyjeżdżający z daleka na wakacje.

Oglądałaś telenowelę „Zbuntowany Anioł”? Śledząc losy uroczej Milagros nie tylko dobrze się bawiłam, ale także oswajałam się z nauką języka hiszpańskiego (miało to miejsce już wcześniej w przypadku oglądanej przeze mnie telenoweli „Esmeralda”). Była taka Wigilia, podczas której wśród prezentów pod choinką, czekała na mnie kaseta z piosenkami Natalii Oreiro. Jaka to była radość!

Oglądałam każdy odcinek tej telenoweli, w której dość często pojawiał się element dyskoteki. Gdy dzisiaj poruszamy się w rytm latynoskich utworów muzycznych podczas trenowania zumby, dociera do mnie, że jest to ten sam rodzaj muzyki jaką słyszałam na dyskotece w odcinkach „Zbuntowanego Anioła”. Kto by pomyślał, że będę kiedyś sięgać pamięcią do tej telenoweli… a wszystko przez zumbę!

Język hiszpański

Uczyłam się w liceum ogólnokształcącym o profilu lingwistycznym (językowym), w którym kontynuowałam naukę języka angielskiego. Miałam także przyjemność uczyć się od podstaw języka hiszpańskiego oraz rosyjskiego. To tutaj dopadła mnie „strzała Amora”, bo zakochałam się oczywiście w… języku hiszpańskim!

Jak myślisz: na jaki przedmiot uczyłam się w pierwszej kolejności, jeśli w danym dniu były cztery sprawdziany – w tym jeden z języka hiszpańskiego? Oczywiście, że najpierw uczyłam się na ten z języka hiszpańskiego, ponieważ sprawiało mi to przyjemność. Na żaden inny przedmiot nie uczyłam się z taką ochotą.

W klasie raczej nie należałam do osób, które zgłaszały się na ochotnika z udzieleniem odpowiedzi na zadane przez nauczyciela pytanie. Nawet, gdy znałam odpowiedź nie „wyrywałam się”. Wyjątek stanowiły lekcje języka hiszpańskiego. Tutaj przeważnie byłam chętna do odpowiedzi.

Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ to właśnie muzyka w hiszpańskim brzmieniu jest typowa dla zumby. Po dziś jest to mój osobisty kawałek nieba. Jednak zanim dowiesz się o nim więcej, chciałabym teraz opowiedzieć o swojej przygodzie z pisaniem. O tym, kim była moja babcia. Opowiem Ci też o tym, czego możesz nauczyć się poprzez prowadzenie osobistego dzienniczka wdzięczności i sukcesów, a także co da Ci zapisywanie tzw. „porannych stron”. Czytając dalej, dowiesz się więcej na temat tego, kto podpowiedział mi, abym napisała własną książkę, a także dlaczego postanowiłam ją napisać i co dzięki temu zyskałam.

Moja przygoda z pisaniem

Wspomnienie o babci życzliwej, kochającej życie i poezję

Miałam nietuzinkową babcię – poetkę religijną, która pisała wiersze i pamiętniki. Kiedy rozpoczęła się jej przygoda z pisaniem wierszy? Już w wieku dziewczęcym. W czasie okupacji. Na pracach przymusowych w Rzeszy Niemieckiej. Swoje wstrząsające przeżycia z lat 1939-1945 opisała i zatytułowała: „Moja wojenna tułaczka” (rękopis). Wśród jej utworów poetyckich znajdują się również te poświęcone Papieżowi Polakowi. To właśnie jemu dedykowała swoje najpiękniejsze wiersze. Uwielbiała poetę księdza Jana Twardowskiego.

Pamiętam jak podczas czytania jednego z jej pamiętników trafiłam na dzień, w którym wspomniała o tym, że przyszłam na świat. Łezka zakręciła mi się w oku, gdy czytałam zapiski o piastowaniu „małej Monisi” albo jak pisała: „kochana nasza złota dziewczynka”14.

Kiedy sięgam pamięcią przypominam sobie jak opowiadała, że natchnienie do pisania bardzo często przychodziło do niej nad ranem. Wtedy zapalała lampkę, siadała na łóżku i pisała. Jak sama o sobie mówiła – była życzliwa, kochała życie i poezję. W wyobraźni widzę ją w okularach na nosie, siedzącą przy ławie z długopisem w ręce, pochylającą głowę nad kartką.

Nigdy nie zapomnę jej charakterystycznej wełnianej kamizelki oraz ciepłych bamboszy jakie nosiła. Ani smaku pieczonych jabłek, które wyciągała z framugi (w moim domu rodzinnym nazywano tak coś, co znajdowało się w piecu kaflowym), a następnie częstowała nas nimi. A nasza świąteczna choinka? Już nie przypomina tej, na której – obok tradycyjnych dekoracji świątecznych – wiszą białe papierowe gwiazdki, które co roku zdobiły świąteczne drzewko dzięki poświęceniu i pracy naszej babci.

Z jej oczu biła łagodność. Była ciepła, pomocna i otwarta na ludzi. Udzielała się społecznie. Przez kilkanaście lat pełniła funkcję przewodniczącej Koła Gospodyń Wiejskich w Świniarach. Otrzymała odznakę „Za zasługi dla kółek rolniczych”, a dokładniej medal „Order Serca - Matkom Wsi”, czyli „symbol uznania za matczyny trud włożony w wychowanie młodego pokolenia Polaków – patriotów, za kształtowanie w rodzinnym domu i środowisku humanistycznych postaw moralnych, za niestrudzoną pracę w przeobrażaniu życia wsi i rodziny wiejskiej w nowoczesną, postępową, zamożną, korzystającą ze zdobyczy współczesnej cywilizacji, za autentyczne zaangażowanie w upowszechnianie cnót obywatelskich, za aktywność społeczno-zawodową w środowisku wiejskim i umiłowanie ojczyzny”15.

Niejednokrotnie bywało tak, że kiedy przeglądała katalog książek, a następnie zamawiała jakąś publikację dla siebie, miałam ten przywilej, że również mogłam wybrać jakąś lekturę, którą akurat byłam zainteresowana. Każda książka, jaką od niej dostałam, wzbogacona jest o dedykację, którą dla mnie napisała.

Kto towarzyszył babci Cecylii podczas corocznego wypisywania kart świątecznych dla rodziny i znajomych? Ja. Zawsze chciała, bym jej w tym pomogła.

W gimnazjum uczyłam się języka niemieckiego. Kiedy trzeba było przetłumaczyć jakiś dłuższy tekst wiedziałam, że obok słownika, to na nią zawsze mogłam liczyć.

Dlaczego wspominam Ci o swojej babci? Ponieważ odegrała dużą rolę w moim życiu. Bo pisząc tę książkę uświadomiłam sobie jak bardzo mi jej brakuje… a kiedy powiedziałam pewnym osobom, że piszę książkę, a które znały albo chociaż słyszały o mojej babci bądź czytały jej wiersze, od razu odpowiadały: „Piszesz za swoją babcię” albo: „Masz to po babci”. I wtedy robiło mi się ciepło na sercu. Nie mogłam zaprzeczyć.

Osobisty dzienniczek wdzięczności i sukcesów

Odkąd pamiętam lubiłam pisać. W gimnazjum pisałam pamiętniki. Każdy, nowy dzień rozpoczynam od przeczytania ulubionych, pozytywnych myśli, które zapisuję w specjalnym zeszycie pod hasłem: „Złote myśli”. Z radością w sercu wspominam czasy pisania listów.

Po dziś prowadzę osobisty dzienniczek wdzięczności i sukcesów. Robię w nim zapiski każdego wieczoru, zadając sobie pytania: za co jestem dziś wdzięczna? Co mi się dzisiaj udało? Pewnie się teraz zastanawiasz, czy muszą to być jakieś wielkie osiągnięcia? Nie. Wręcz przeciwnie. Powody mogą być banalne. Chodzi o to, by nauczyć się dostrzegać małe rzeczy, a następnie cieszyć się nimi. Każdego dnia praktykuję wdzięczność za to, że się obudziłam i że mam przed sobą kolejny, wspaniały dzień.

A Ty? Z jakimi myślami witasz się o poranku? Czy doceniasz to, co przynosi Ci życie? Czy zauważasz, ile w Twoim środowisku jest osób i rzeczy, za które możesz być wdzięczna?

Jeśli chciałabyś nauczyć się kierowania swojej uwagi na to, co przynosi Ci radość i szczęście zamiast praktykowania smutku, i skupiania się na tym, czego nie masz, zacznij prowadzić osobisty dzienniczek wdzięczności i sukcesów. Kup sobie specjalnie przeznaczony do tego zeszyt, a nawet długopis. Taki, który najbardziej Ci się spodoba.

Każdego wieczoru zapytaj samą siebie: za co jestem dziś wdzięczna? Co mi się dzisiaj udało? A następnie zapisuj odpowiedzi w tym zeszycie.

A co, jeśli powiem Ci, że odpowiadając sobie codziennie na te pytania z czasem zauważysz jak to wpłynie na poprawę jakości Twojego życia? Spróbuj. Nie masz nic do stracenia.

Za co możesz być wdzięczna? Na przykład za to, że jesteś zdrowa. Że masz dach nad głową. Że masz co pić. Że masz co jeść. Że masz się w co ubrać. Że masz kochającą rodzinę, być może drugą połówkę i przyjaciół. Że masz pracę, w której się spełniasz. Za widok promieni słonecznych „wpadających” do Twego pokoju sypialnianego z samego rana. Za zabawny widok kota lub psa podnoszącego jedną łapkę do góry podczas snu. Za piękny zachód słońca. Za wsłuchiwanie się w wiosenny śpiew ptaków. Za zapach Twoich ulubionych kwiatów. Za zapach Twojej ulubionej wody perfumowanej. Za przepyszny deser, którym mogłaś uraczyć swoje podniebienie. Za wesołą piosenkę usłyszaną w radiu, która obudziła w Tobie radość. Za ciekawą rozmowę z kimś, kogo dawno nie widziałaś itp.

Co Ci się dzisiaj udało? Z kolei na to pytanie możesz odpowiedzieć sobie, że na przykład zrobiłaś coś w danym dniu pomimo dużego zniechęcenia. Że zaprosiłaś bliską Ci osobę do nowej restauracji i skosztowałaś w niej pysznej potrawy. Że zadzwoniłaś do przyjaciółki, proponując jej spotkanie zamiast wymieniania wiadomości na Facebooku. Że podczas rozmowy z kimś poradziłaś sobie, wykazując postawę asertywną zamiast uległej. Że pomimo brzydkiej pogody wyszłaś na spacer itp.

Co powiesz na to, że dzięki regularnej praktyce prowadzenia osobistego dzienniczka wdzięczności i sukcesów, a następnie czytanie tych zapisków (na przykład po każdym mijającym miesiącu), nauczysz się doceniać siebie i dziękować sobie za to, że potrafisz dostrzegać w swoim życiu drobiazgi? A także cieszyć się nimi i wyrażać za nie swoją wdzięczność? Czy wiesz, że za sprawą tej praktyki niejednokrotnie możesz uświadomić sobie jak wspaniale jest żyć? I jaką jesteś szczęściarą, że możesz tego wszystkiego doświadczać?

W czym jeszcze może pomóc Ci prowadzenie osobistego dzienniczka wdzięczności i sukcesów? W pracy nad sobą. W pozytywnym myśleniu nawet w trudnych sytuacjach życiowych z jakimi przychodzi Ci się zmierzyć. Bo chyba zgodzisz się ze mną, że i te mają w sobie dobre strony?

Prowadzę taki dzienniczek już od kilku lat. Jestem bardzo zadowolona z efektów regularnej praktyki. Dzięki temu nauczyłam się przede wszystkim dostrzegać dobre strony w każdej sytuacji w jakiej się znajduję.

Słyszałaś o czymś takim jak „kamyk wdzięczności”? Chodzi o to, że możesz zaopatrzyć się w jakiś kamień (niewielki) i nosić go przy sobie. Po co? Po to, by za każdym razem, kiedy złapiesz siebie na tym, że trzymasz go w ręce, wypowiedzieć w myślach coś, za co jesteś wdzięczna. Jeśli z jakichś powodów nie lubisz lub nie chcesz pisać, spraw sobie ładny kamień, który będzie Ci towarzyszył każdego dnia i jednocześnie przypominał o systematycznym praktykowaniu wdzięczności za to, co już masz.

„Poranne strony”

A czy obiło Ci się o uszy coś takiego jak zapisywanie tzw. „porannych stron”? Wystarczy, że codziennie po wstaniu z łóżka przelejesz na papier wszystkie myśli jakie pojawią się w Twojej głowie. Jeśli zależy Ci na uspokojeniu własnych myśli, to polecam Ci tę praktykę. Dlaczego? Ponieważ jest skuteczna. Sama ją stosuję.

Piszę list

Powiem Ci, że oprócz prowadzenia osobistego dzienniczka wdzięczności i sukcesów mam zwyczaj pisania listu, w którym wyrażam to wszystko, czego nie potrafiłabym powiedzieć danej osobie podczas spotkania w cztery oczy. Wiem, że w trakcie takiej rozmowy pewne słowa po prostu nie przeszłyby mi przez gardło. Na samą myśl o tym, że miałabym to zrobić na żywo budzą się we mnie tak silne emocje, że postanowiłam przeprowadzić tego typu „trudne” rozmowy, pisząc. To zdecydowanie łatwiejsza forma.

Pewnie jesteś ciekawa, czy taki list wysyłam potem do odbiorcy? Nigdy tego nie robię. Czytam na głos to, co w nim napisałam, a następnie palę go. W ten sposób uwalniam się od uporczywych myśli, które nierzadko towarzyszą mi podczas analizowania relacji jaką mam z wybraną osobą. A uwalniając się od nich robię przestrzeń na to, co ma miejsce w teraźniejszości. Tym samym przestaję rozpamiętywać pewne sytuacje z przeszłości. Pomaga mi to zakończyć te relacje, które w żaden sposób mnie nie budują.

Kto natchnął mnie do napisania własnej książki?