Medyceusze. Tajemnica Montefeltra - Marcello Simonetta - ebook

Medyceusze. Tajemnica Montefeltra ebook

Simonetta Marcello

4,1

Opis

Intrygi dworskie od spisku Pazzich do powstania Kaplicy Sykstyńskiej.

W tym doskonale udokumentowanym opracowaniu, które czyta się jak najlepszy thriller historyczny, autor rozwiązuje jedną z największych zagadek renesansu, wydobywając na światło dzienne prawdę ukrytą w pewnym zaszyfrowanym liście, którego adresatem był papież Sykstus IV.

26 kwietnia 1478 roku podczas mszy w katedrze florenckiej doszło do zamachu na życie Wawrzyńca i Juliana Medyceuszy, władców Florencji. Wawrzyńcowi udało się schronić w zakrystii, ale Julian zginął od kilkunastu ciosów sztyletem. Od tego czasu minęło ponad pięćset lat, a o spisku Pazzich napisano już bardzo wiele. Ale prawda o tym, kto naprawdę stał za zamachem i włożył broń w dłonie Pazzich, wciąż czekała na odkrycie.

Tajemnica Montefeltra to pasjonująca historia pełna zwrotów akcji, w której obok intryg i zdrad znalazło się też miejsce dla fresków z Kaplicy Sykstyńskiej – narzędzia ostatniej, bezlitosnej wendety Medyceuszy.

Doskonały zbiór niezwykle ważnych i mrożących krew w żyłach historii. - Corriere della Sera. Napisana dynamicznie i wnikliwie Tajemnica Montefeltra z pewnością przyczyni się do lepszego poznania historii renesansowej Italii. - The Times Literary Supplement.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 303

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (8 ocen)
4
3
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Mojej matce, od któ­rej kości me i ciało,

dzieło to nie lwie, lecz lisie1

Para­fraza Boskiej kome­dii, Pie­kło, pieśń XXVII, w prze­kła­dzie Juliana Kor­saka, s. 104. Tekst opra­co­wany na pod­sta­wie: Dante Ali­ghieri, Boska kome­dia, tłum. J. Kor­sak, nowe wyda­nie: część I, Pie­kło; część II, Czy­ściec; część III, Raj, nakł. i druk. Wil­helma Zuker­kan­dla, Zło­czów. Źró­dło: http://wol­ne­lek­tury.pl/kata­log/lek­tura/boska-kome­dia. (Jeśli nie zazna­czono ina­czej, prze­kład pocho­dzi od tłu­maczki). [wróć]

Ludziom się zdaje, że histo­ria dzieje się powoli,

ale to nie­prawda: histo­ria dzieje się nagle.

Phi­lip Roth, Ame­ry­kań­ska sie­lanka1

Krótki czas naszych jest prze­żyć,

Bez powrotu — lecz sławę czy­nami roz­sze­rzyć,

To rzecz cnoty.

Wergi­liusz, Ene­ida, Księga X2

W prze­kła­dzie Jolanty Kozak, s. 132. (Jeśli nie zazna­czono ina­czej, wszyst­kie przy­pisy ozna­czone gwiazdką pocho­dzą od tłu­maczki). [wróć]

W prze­kła­dzie Tade­usza Kary­łow­skiego. [wróć]

Wstęp

26 kwiet­nia 1478 roku mło­dzi przy­wódcy Flo­ren­cji z rodu Medy­ce­uszy, Waw­rzy­niec Medy­ce­usz i jego brat Julian, zostali zaata­ko­wani pod­czas nie­dziel­nej mszy we flo­renc­kiej kate­drze. Julian, dzie­więt­na­ście razy ugo­dzony szty­le­tem, zmarł na miej­scu, pod­czas gdy lekko ran­nemu Waw­rzyń­cowi udało się ujść z życiem. Wierni Medy­ce­uszom Flo­rent­czycy w odpo­wie­dzi na atak bru­tal­nie roz­pra­wili się ze wszyst­kimi napast­ni­kami, któ­rych udało im się dopaść.

Ten śmiały zamach, jedna z naj­bar­dziej osła­wio­nych i krwa­wych intryg wło­skiego rene­sansu, zapa­mię­tany został jako spi­sek Paz­zich. Choć zarys tych wyda­rzeń od zawsze jest znany histo­ry­kom, to zło­żo­ność oko­licz­no­ści, które do nich dopro­wa­dziły, wciąż jest owiana tajem­nicą. Jak suge­ruje nazwa, do tej pory uzna­wano je po pro­stu za rezul­tat walki dwóch rodów: potęż­nych Medy­ce­uszy i ich rywali, ban­kie­rów Paz­zich, któ­rzy dążyli do prze­ję­cia wła­dzy we Flo­ren­cji.

Niniej­szy tom opi­suje burz­liwe lata przed zawią­za­niem się spi­sku, jego kulisy, a także wpływ na wyda­rze­nia, które po nim nastą­piły. Histo­ria ta jest po czę­ści znana, po czę­ści nie, ale ni­gdy wcze­śniej nie była przed­sta­wiona tak kom­plek­sowo. Jest to histo­ria przy­jaźni i zdrady, wła­dzy reli­gij­nej i zepsu­cia moral­nego, walki poli­tycz­nej i arty­stycz­nej wen­dety.

W jej sercu znaj­dują się oczy­wi­ście Medy­ce­usze, rodzina ban­kie­rów, mece­na­sów sztuki, poetów, poli­ty­ków, ksią­żąt i papieży. Gdyby Waw­rzy­niec także nie prze­żył zama­chu, być może talent Michała Anioła ni­gdy nie ujrzałby świa­tła dzien­nego, część naj­cen­niej­szych obra­zów, rzeźb i budowli kul­tury Zachodu ni­gdy by nie powstała, a trzech człon­ków rodziny Waw­rzyńca nie zasia­dłoby na papie­skim tro­nie.

Nazwi­sko księ­cia Urbino, któ­rego słynny pro­fil uwiecz­nił na por­tre­cie Piero della Fran­ce­sca, znaj­duje się w tytule książki z powodu istot­nej roli, jaką ode­grał on w spi­sku Paz­zich. Choć por­tret uka­zuje nam go tylko z jed­nej strony, był on czło­wie­kiem o wielu twa­rzach, podob­nie zresztą jak inni „ludzie rene­sansu”, któ­rzy poja­wią się na kar­tach tej książki. Fry­de­ryk był zasłu­żo­nym kon­do­tie­rem, hoj­nym mece­na­sem, który z pasją odda­wał się stu­dio­wa­niu kla­sy­ków. Ale miał też swoją ciemną stronę, która ujrzała świa­tło dzienne wraz z odkry­ciem pew­nego zaszy­fro­wa­nego listu.

Można by sądzić, że tak odle­głe czasy nie kryją już przed nami żad­nych tajem­nic, a oto latem 2001 roku odna­la­złem i roz­szy­fro­wa­łem list zawie­ra­jący dotych­czas nie­znane, istotne infor­ma­cje doty­czące spi­sku Paz­zich. W skró­cie, ujaw­nia on, że Fry­de­ryk da Mon­te­fel­tro, książę Urbino, przez wieki przed­sta­wiany jako „Świa­tło Ita­lii”, huma­ni­sta i przy­ja­ciel Waw­rzyńca Medy­ce­usza, był jed­nym z pod­ju­dza­czy sto­ją­cych za spi­skiem mają­cym na celu pozby­cie się signora Flo­ren­cji i jego brata. Odkry­cie to może zmie­nić spo­sób postrze­ga­nia tego prze­ło­mo­wego momentu w histo­rii Ita­lii. List księ­cia Mon­te­fel­tro, napi­sany dwa mie­siące przed zama­chem, wyka­zuje, że spi­sek był zakro­jony na o wiele szer­szą skalę, niż przy­pusz­czano do tej pory.

„Trze­cim czło­wie­kiem”, bez któ­rego ta histo­ria by nie zaist­niała, jest osoba, dzięki któ­rej ją roz­szy­fro­wa­łem, a mia­no­wi­cie mój odle­gły przo­dek sprzed pię­ciu­set lat, Cicco Simo­netta, któ­rego losy zawsze mnie fascy­no­wały. Cicco przez pięć­dzie­siąt lat słu­żył potęż­nej rodzi­nie Sfo­rzów, naj­pierw jako doradca, póź­niej jako regent Księ­stwa Medio­lanu. Był zdol­nym kryp­to­gra­fem, a według zacnej opi­nii Machia­vel­lego „dzięki swo­jemu roz­sąd­kowi i doświad­cze­niu ucho­dził za jed­nego z naj­zna­mie­nit­szych mężów”1.

Rene­san­sowa Ita­lia nie sta­no­wiła jesz­cze pań­stwa, ale była mozaiką miast-państw2. Każde z nich było pod mniej lub bar­dziej silną kon­trolą jed­nej z dyna­stii: Sfo­rzów w Medio­la­nie i więk­szo­ści Lom­bar­dii, Medy­ce­uszy we Flo­ren­cji i spo­rej czę­ści Toska­nii, Domu Ara­goń­skiego w Neapolu i na całym połu­dniu. Repu­blika Wenecka była oli­gar­chią pod rzą­dami boga­tych ary­sto­kra­tycz­nych kup­ców, a Rzym pod odwieczną i zmie­nia­jącą się jak w kalej­do­sko­pie egidą rodzin papie­skich. Spo­śród dyna­stii rzą­dzą­cych w mniej­szych pań­stwach wymie­nić można rody: Mon­te­fel­tro w Urbino, Mala­te­sta w Rimini, Este w Fer­ra­rze i Gon­za­gów w Man­tui. Władcy ostat­nich czte­rech, bio­rąc pod uwagę rela­tyw­nie skromne roz­miary ich tery­to­riów, z reguły byli zatrud­nieni przez moż­no­wład­ców jako dowódcy wojsk najem­nych, czyli kon­do­tie­rzy. Sys­tem ten pod­trzy­my­wał rów­no­wagę poli­tyczną, zapo­bie­ga­jąc temu, by nad­mierne ambi­cje dowód­ców prze­kształ­cały się w realne zagro­że­nia, oraz utrzy­mu­jąc na Pół­wy­spie Ape­niń­skim kru­chy pokój: sys­tem gwa­ran­to­wał, że żadne pań­stwo nie przej­mie kon­troli nad innym.

Jed­nak nie­spo­dzie­wane wyda­rze­nie z grud­nia 1476 roku zbu­rzyło rów­no­wagę wła­dzy. Zabój­stwo Gale­azza Marii Sfo­rzy, księ­cia Medio­lanu i naj­sil­niej­szego sojusz­nika Medy­ce­uszy, przy­go­to­wało grunt pod spi­ski poli­tyczne, pota­jemne kno­wa­nia i zmienne soju­sze, które w efek­cie dopro­wa­dziły do ataku na flo­renc­kich wład­ców.

Tajem­nica Mon­te­fel­tra poka­zuje rów­nież, jak w epoce rene­sansu wiel­kie dzieła sztuki i małost­kowe intrygi poli­tyczne były ze sobą ści­śle powią­zane. Ostatni roz­dział poświę­cony jest Kaplicy Syk­styń­skiej, być może naj­zna­mie­nit­szemu sym­bo­lowi rene­san­so­wej Ita­lii, wznie­sio­nej przez jed­nego z anty­bo­ha­te­rów tej histo­rii, papieża Syk­stusa IV. Prze­cha­dza­jąc się dziś po zatło­czo­nej kaplicy, nie można nie zachwy­cić się impo­nu­ją­cym skle­pie­niem przed­sta­wia­ją­cym sceny z Księgi Rodzaju czy wstrzą­sa­ją­cym Sądem Osta­tecz­nym na ścia­nie ołta­rzo­wej. Te dwa arcy­dzieła Michała Anioła pochła­niają prak­tycz­nie całą uwagę zwie­dza­ją­cych, któ­rzy dopiero na koniec rzu­cają okiem na pozo­stałe ściany pokryte fre­skami pięt­na­sto­wiecz­nych mistrzów, takich jak San­dro Bot­ti­celli, malarz flo­rencki par excel­lence. A co jeśli Bot­ti­celli doko­nał pota­jem­nej zemsty na papieżu współ­win­nym śmierci Juliana Medy­ce­usza?

Dla­czego dzi­siejsi czy­tel­nicy, zale­wani infor­ma­cjami, któ­rych nie­ustanny napływ czyni je tym bar­dziej nie­istot­nymi i prze­lot­nymi, mie­liby zain­te­re­so­wać się tym małym wycin­kiem histo­rii? Czyż życie w wieku infor­ma­cji nie jest wystar­cza­jąco zaj­mu­jące?

Rene­san­sowe spi­ski i wojny, w któ­rych jedy­nym spo­so­bem pozby­cia się wroga była stara dobra metoda zakła­da­jąca uży­cie szty­letu lub tru­ci­zny, bledną w porów­na­niu z tymi toczo­nymi dzi­siaj.

Jed­nak umysł ludzki od wie­ków działa tak samo. Dziś, podob­nie jak kie­dyś, można zabić na odle­głość: dać komuś do ręki nóż i uda­wać, że nic się o tym nie wie, albo zaprzy­jaź­nić się z wła­snymi ofia­rami, a potem prze­śli­zgi­wać się za ich ple­cami, by spraw­dzić, czy pod hafto­waną szatą nie noszą zbroi. Dante dosko­nale zda­wał sobie z tego sprawę i uwa­żał bru­tal­nych zdraj­ców za naj­gor­szy rodzaj grzesz­ni­ków, umiesz­cza­jąc ich na samym dnie swo­jego Pie­kła. Przo­dek Fry­de­ryka da Mon­te­fel­tro, Guido, coś wie­dział o „tyrań­skich rzą­dach”. Frag­ment mono­logu, który wło­żył mu w usta Dante, obnaża jego sto­su­nek do dwu­li­co­wo­ści i śmierci:

Gdym nosił ciało i kość wzięte z matki,

Prze­bie­głość głów­nym była moim rysem,

Z czy­nów mnie zwać by nie lwem, raczej lisem,

Wykrę­tów moich znaj­dziesz żywe świadki;

Mistrz w sztuce zdrady, zdra­dami mojemi

Sta­łem się gło­śnym aż do krań­ców ziemi3.

W cza­sach spi­sku Paz­zich Niccolò Machia­velli miał zale­d­wie dzie­więć lat. Był świad­kiem prze­mocy, która roz­lała się na uli­cach Flo­ren­cji, i praw­do­po­dob­nie miał ją przed oczami, gdy w Księ­ciu radził, by „umieć dobrze posłu­gi­wać się naturą zwie­rzę­cia i czło­wieka”4, być lwem i lisem oraz uży­wać siły i krę­tac­twa, cech nie­zbęd­nych pozba­wio­nemu skru­pu­łów poli­ty­kowi.

Pisząc tę książkę, dobrze pamię­ta­łem wersy Dan­tego i słowa Machia­vel­lego. Opo­wia­da­nie o spi­sku sprzed pię­ciu wie­ków jest dość para­dok­salne, bio­rąc pod uwagę, że głów­nym celem kon­spi­ra­to­rów było pozo­sta­nie w cie­niu i znisz­cze­nie dowo­dów w oba­wie przed nie­bez­pie­czeń­stwem gro­żą­cym za życia, jak i pośmiert­nym potę­pie­niem. Jed­nakże ta histo­ria i wyda­rze­nia, które do niej dopro­wa­dziły, są cał­ko­wi­cie praw­dziwe i nie­zwy­kle dobrze udo­ku­men­to­wane. A sława jej boha­te­rów wybrzmiewa na­dal i będzie „gło­śna aż do krań­ców ziemi”.

CZĘŚĆ PIERW­SZA

Zima 1476–wio­sna 1478

1

Mor­der­stwo w Medio­la­nie

Gdym nosił ciało i kość wzięte z matki,Prze­bie­głość głów­nym była moim rysem,Z czy­nów mnie zwać by nie lwem, raczej lisem.

Zanim w 1450 roku Medio­lan stał się signo­rią Sfo­rzów, znaj­do­wał się on we wła­dzy Viscon­tich, naj­bar­dziej zaja­dłych wro­gów Flo­ren­cji. Na początku XV wieku w toskań­skim mie­ście krą­żyły pod­że­ga­jące pam­flety, w któ­rych ataki na Flo­ren­cję nazy­wano ata­kami na wol­ność, a ród Viscon­tich zgod­nie z prawdą przed­sta­wiano jako okrut­nych tyra­nów5. Lecz gdy księ­ciem Medio­lanu nie­spo­dzie­wa­nie został kon­do­tier Fran­ci­szek Sfo­rza, a w 1454 roku pod­pi­sano pokój w Lodi6, roz­po­częła się złota epoka rene­sansu. W zamian za pomoc finan­sową Fran­ci­szek zaofe­ro­wał swo­jemu sta­remu przy­ja­cie­lowi Kosmie Medy­ce­uszowi Star­szemu wspar­cie woj­skowe. Solidny sojusz na osi Medio­lan–Flo­ren­cja zapew­nił względną sta­bi­li­za­cję na nie­spo­koj­nym Pół­wy­spie Ape­niń­skim oraz sprzy­jał roz­wo­jowi sztuki i lite­ra­tury, pozwa­la­jąc na pełny roz­kwit twór­czo­ści arty­stycz­nej oraz kul­tury huma­ni­stycz­nej.

Pod rzą­dami Sfo­rzów Medio­lan utrzy­mał swoją silną pozy­cję, a dodat­kowo zyskał powa­ża­nie. Jed­nak syn Fran­ciszka, Gale­azzo Maria, odzie­dzi­czył kapry­śność Viscon­tich po matce, a nie mądrość Sfo­rzów po ojcu. Nadworny poeta Anto­nio Cor­naz­zano napi­sał o nim traf­nie w swoim Del modo di regere e di regnare7 („O sztuce rzą­dze­nia i pano­wa­nia”):

Jak wiele razy dobry książę Fran­ci­szek

robił wyrzuty synowi, któ­rego już nie ma,

za jego okru­cień­stwo i poryw­czość.

„Odzie­dzi­czy­łeś duszę księ­cia Jana8

masz ją w swo­ich trze­wiach”,

krzy­czał, a jego prze­po­wied­nia się speł­niła.

O czy­nach księ­cia Jana sły­sza­łem histo­rie:

kar­mił psy żywymi ludźmi,

inne roz­rywki go tak nie bawiły.

Koniec spo­tkał w San Got­tardo, w świą­tyni,

jego naj­bar­dziej zaufani wydali mu takie święto,

bo tak koń­czy każdy okrut­nik.

Zimne prze­bu­dze­nie. Medio­lan, 26 grud­nia 1476

W dzień swo­jej śmierci9 Gale­azzo Maria Sfo­rza miał wziąć udział we mszy świę­tej upa­mięt­nia­ją­cej Świę­tego Szcze­pana. Księ­ciu Medio­lanu zale­żało na uczcze­niu dnia pierw­szego chrze­ści­jań­skiego męczen­nika z nale­żytą świet­no­ścią. Przy­mie­rzył bry­gan­tynę, ale uznaw­szy, że wygląda w niej zbyt grubo, zde­cy­do­wał się na ele­gancką szatę z kar­ma­zy­no­wego atłasu obszytą sobo­lo­wym futrem. Na lewą nogę wło­żył ciem­no­czer­woną poń­czo­chę, na prawą białą – barwy Sfo­rzów. Odzie­wał swoje atle­tyczne, gład­kie ciało (lubił się golić na wzór sta­ro­żyt­nych Rzy­mian) w sypialni w samym sercu potęż­nego Zamku Sfo­rzów, a w kominku strze­lał ogień tra­wiący tra­dy­cyjny bożo­na­ro­dze­niowy pie­niek1.

Dzięki Ber­nar­di­nowi Coriowi – kamer­dy­ne­rowi, świad­kowi i kro­ni­ka­rzowi tam­tych wyda­rzeń – wiemy, że od czasu tajem­ni­czego pożaru na początku grud­nia, w któ­rym spło­nęła część jego sypialni, książę stał się prze­sądny. Prze­czu­wał10, że nie powi­nien wra­cać do Medio­lanu, i wolał spę­dzać czas z dala od mia­sta, w jed­nej ze swo­ich wiej­skich posia­dło­ści lub na polo­wa­niach. Obawy te nasi­liły się jesz­cze z powodu pew­nego zaj­ścia, do któ­rego doszło nie­długo po poża­rze. Pew­nego dnia, jadąc konno w oko­li­cach Abbia­te­grasso, dostrzegł trzy kruki krą­żące powoli nad jego głową. Uznał to za złą wróżbę, więc wystrze­lił do nich kil­ku­krot­nie z kuszy, lecz ani jed­nego nie tra­fił. Oparł dłoń na łęku sio­dła i poprzy­siągł, że już ni­gdy nie powróci do mia­sta.

Jed­nak nie­stały książę szybko zmie­nił zda­nie. Gale­azzo uwiel­biał swój chór i nie mógł się docze­kać nad­cho­dzą­cych uro­czy­sto­ści, kiedy będzie mógł posłu­chać muzyki w wyko­na­niu trzy­dzie­stu bur­gundz­kich i nie­miec­kich kan­to­rów sowi­cie opła­ca­nych za swoje usługi. W Medio­la­nie powi­tały go chłodne spoj­rze­nia feu­da­łów i dwo­rzan, któ­rzy przy­byli mu się pokło­nić z nie­skry­waną nie­chę­cią po tym, jak nie obda­ro­wał ich tra­dy­cyj­nymi nagro­dami i poda­run­kami świą­tecz­nymi.

Książę udał się pro­sto na zamek. Pod szkar­łat­nym skle­pie­niem Camera delle Colom­bine wygło­sił impro­wi­zo­wany mono­log o pomyśl­nych losach Sfo­rzów. Zade­kla­ro­wał, że choć nie jest signo­rem, będzie umiał wieść wspa­niałe życie. Trzy­dzie­sto­dwu­letni książę wyra­ził także żal, że Fran­ci­szek, jego ojciec, nie może już zoba­czyć, jak on i jego bra­cia dosko­nale spraw­dzają się w swo­ich rolach, oraz obwie­ścił, że ród Sfo­rzów, bogaty w męskich potom­ków, będzie rzą­dził przez wieki. Pochwa­lił także swoje nie­ślubne córki, spo­śród któ­rych już dwie wydano za wysoko posta­wio­nych kawa­le­rów.

W epoce rene­sansu posia­da­nie licz­nego potom­stwa było jedną z metod umac­nia­nia wła­dzy. Mówiło się, że ojciec Gale­azza, Fran­ci­szek Sfo­rza, miał nie mniej niż trzy­dzie­ścioro pię­cioro dzieci, z czego zale­d­wie dzie­siątka była z pra­wego łoża. „Cno­tliwy książę” Fran­ci­szek, jak nazwał go Machia­velli w Księ­ciu, zaczął od cięż­kiego życia najem­nego kon­do­tiera i sam doszedł do wła­da­nia naj­bo­gat­szym księ­stwem Ita­lii. Gdy zmarł w 1466 roku, jego pier­wo­rodny syn Gale­azzo odzie­dzi­czył po nim wła­dzę, którą on musiał z tru­dem zdo­by­wać. Jed­nak poto­mek nie wyka­zy­wał spe­cjal­nej chęci ani do spra­wo­wa­nia wła­dzy, ani do wyka­zy­wa­nia się cnotą. Z powodu licz­nych wad nowy książę był znie­na­wi­dzony przez więk­szość pod­da­nych. Nie potra­fił okieł­znać swo­jego roz­bu­cha­nego popędu sek­su­al­nego i bez­u­stan­nie gonił za naj­pięk­niej­szymi kobie­tami w księ­stwie, nie miał żad­nych skru­pu­łów, potra­fił nawet wtar­gnąć nocą do zako­nów, gdzie ter­ro­ry­zo­wał, a cza­sem gwał­cił mniszki.

Opie­wa­jąc szczę­ście swo­jej rodziny, Gale­azzo nie wspo­mniał jed­nak o dwóch młod­szych bra­ciach, awan­tur­ni­kach Sfo­rzy Marii i Ludwiku, któ­rzy żyli na wygna­niu we Fran­cji, po tym jak w czerwcu 1476 roku byli zamie­szani w nie­udaną próbę pozby­cia się księ­cia. Ale nie tylko człon­ko­wie rodziny Gale­azza byli nie­za­do­wo­leni z jego ego­cen­trycz­nego i roz­pust­nego stylu rzą­dze­nia.

Po wygło­sze­niu prze­mowy w Camera delle Colom­bine książę był nie­ty­powo jak na sie­bie spo­kojny, a w dzień Bożego Naro­dze­nia zre­zy­gno­wał nawet ze swo­ich ulu­bio­nych roz­ry­wek: gry w jeu de paume na zbu­do­wa­nym spe­cjal­nie dla niego zamknię­tym boisku oraz polo­wa­nia z soko­łami. Uni­kał także swo­jej żony, księż­nej Bony Sabaudz­kiej, która sypiała w osob­nej sypialni. W rze­czy­wi­sto­ści Gale­azzo już dawno prze­stał dzie­lić łoże ze swoją mał­żonką, która od czasu ich zaślu­bin przed ośmioma laty zbyt szybko nabie­rała krą­gło­ści, przez co w jego mnie­ma­niu sama popchnęła go do zaspo­ka­ja­nia swo­ich żądz gdzie indziej. Książę spę­dził dużą część swo­jego doro­słego życia, trak­tu­jąc je jako prze­dłu­że­nie lat nasto­let­nich: roz­bi­jał się po pół­noc­nej Ita­lii, bez­u­stan­nie polu­jąc na zwie­rzynę, kobiety, a nawet mło­dych chłop­ców; od czasu do czasu zaba­wiał się w żoł­nie­rza albo skła­dał wizyty sojusz­ni­kom, zwłasz­cza wpły­wo­wym Flo­rent­czy­kom.

Gale­azzo po raz pierw­szy odwie­dził Flo­ren­cję w 1459 roku. Pięt­na­sto­letni hra­bia Pawii, bo taki nosił wtedy tytuł, udał się tam na pole­ce­nie ojca, by zło­żyć hołd Kosmie Medy­ce­uszowi Star­szemu, bli­skiemu sojusz­ni­kowi Fran­ciszka. Książę Medio­lanu chciał w ten spo­sób wyra­zić wdzięcz­ność za wspar­cie finan­sowe, jakiego flo­rencki ban­kier udzie­lał mu w dro­dze do wła­dzy. „Cały papier i atra­ment Toska­nii” – jak pisał Gale­azzo do ojca, który z Medio­lanu śle­dził jego poczy­na­nia – nie wystar­czy­łyby, żeby oddać bogac­two ludzi, któ­rzy witali go na uli­cach, oraz har­mo­nię budyn­ków – wspa­niałą kate­drę i surowy Palazzo della Signo­ria, sie­dzibę rządu z góru­jącą nad nim groźną wieżą. „Flo­ren­cja jest rajem”, wykrzyk­nął zachwy­cony11.

Od tego momentu młody Sfo­rza zaczął kon­ku­ro­wać ze swo­imi sojusz­ni­kami w kwe­stiach dobrego smaku i mody, dzie­dzi­nach, w któ­rych Medy­ce­usze byli powszech­nie uzna­wani za mistrzów i arbi­trów. Gale­azzo powró­cił do Flo­ren­cji w 1471 roku pod pre­tek­stem zło­że­nia ślu­bów reli­gij­nych, a towa­rzy­szyła mu świta licząca dwa tysiące osób. Na wyprawę wydał dwie­ście tysięcy duka­tów, nie­mal cał­ko­wi­cie opróż­nia­jąc swoje skarbce. Jak pisał póź­niej Machia­velli, wizyta Gale­azza we Flo­ren­cji odbyła się w cza­sie Wiel­kiego Postu, a człon­ko­wie świty Sfo­rzy zwra­cali szcze­gólną uwagę, by jeść wyłącz­nie mięso12. Na por­tre­cie przed­sta­wia­ją­cym Gale­azza jako dan­dysa flo­rencki malarz Piero Pol­la­iu­olo13 dobrze oddaje atmos­ferę zepsu­cia, która towa­rzy­szyła jego przy­by­ciu do mia­sta: lubieżne spoj­rze­nie mło­dego księ­cia uchwy­cone en trois quarts, gdy ten od nie­chce­nia bawi się ręka­wiczką, jest bar­dzo wymowne. Waw­rzy­niec Wspa­niały powie­sił ten obraz w swo­jej sypialni, być może jako przy­po­mnie­nie, kim nie chce się stać.

Wróćmy jed­nak do ostat­niego dnia Gale­azza. Książę nie mógł się docze­kać występu swo­jego chóru. Roz­ko­szo­wał się na samą myśl o pięk­nych mło­dzień­cach śpie­wa­ją­cych zachwy­ca­ją­cymi gło­sami przy akom­pa­nia­men­cie dosko­na­łych muzy­ków14. Wszy­scy udali się już do kościoła Świę­tego Szcze­pana i nie było moż­li­wo­ści, by wezwać ich z powro­tem do zamku. Wciąż nie­pewny, czy powi­nien wziąć udział we mszy, Gale­azzo posta­no­wił zasię­gnąć rady Cicca Simo­netty. Cicco nie­mal pół wieku słu­żył Fran­cisz­kowi, a przez ostat­nie dzie­sięć lat peł­nił funk­cję pierw­szego sekre­ta­rza Gale­azza, sta­jąc się jego naj­bar­dziej zaufa­nym doradcą. Sześć­dzie­się­cio­sied­mio­letni męż­czy­zna o ciem­nej kar­na­cji i tęgiej postu­rze bar­dzo się róż­nił od smu­kłego Gale­azza. Cicco pró­bo­wał wybić księ­ciu z głowy pomysł opusz­cza­nia zamku. Podob­nie jak inni doradcy powie­dział mu, że w tak „mroźny pora­nek to zły pomysł iść na nogach, a jesz­cze gor­szy jechać konno”15. Jed­nak książę uznał, że medio­lań­czycy będą się zasta­na­wiać nad powo­dem jego przy­by­cia do mia­sta, jeśli nie pokaże się nawet w kościele, i pod­jął osta­teczną decy­zję: pój­dzie na mszę.

Przy­wo­łał do sie­bie synów, sied­mio­let­niego Giana Gale­azza i sze­ścio­let­niego Her­mesa, i posa­dził ich na para­pe­cie okna, z któ­rego roz­ta­czał się widok na biały zimowy kra­jo­braz. Długo obej­mo­wał i cało­wał synów, odwle­ka­jąc moment roz­sta­nia16. Tym­cza­sem na pokaź­nym zam­ko­wym dzie­dzińcu, u stóp wyso­kich wież straż­ni­czych, roił się gęsty tłum ocze­ku­jący Gale­azza. Książę w końcu się poja­wił razem ze swoim ulu­bio­nym amba­sa­do­rem, Zac­ca­rią Sag­gim da Pisa, wysłan­ni­kiem z Man­tui17. Wsiadł na konia i w prze­szy­wa­ją­cym zim­nie ruszył przez śnieg, a wraz z nim cała świta. Na oblo­dzo­nych uli­cach napo­tkali led­wie garstkę osób nie­śmiało pozdra­wia­ją­cych księ­cia oto­czo­nego uzbro­jo­nymi po zęby straż­ni­kami. Orszak prze­ciął plac przed kate­drą.

Do celu znaj­du­ją­cego się po ich pra­wej stro­nie bra­ko­wało już tylko kilku kro­ków. Fasada „bło­go­sła­wio­nego kościoła”18 Świę­tego Szcze­pana nie była oka­zała, ale odzna­czała się pew­nym rodza­jem gotyc­kiej ele­gan­cji. Wewnątrz, za na wpół otwar­tymi drzwiami, powinno być cie­plej. Książę ner­wowo zsiadł z konia. Jako pierwsi do świą­tyni weszli dygni­ta­rze i amba­sa­do­ro­wie z Gale­az­zem pośrodku. Za nimi kro­czyli jego bra­cia, łagodny Filip i naj­młod­szy Okta­wian oraz ksią­żęcy sekre­tarz Gio­vanni Simo­netta dys­ku­tu­jący z doradcą woj­sko­wym swo­jego brata Cicca, Orfeem da Ricavo. Z absydy coraz gło­śniej dobie­gał śpiew chóru. Odziana w lśniące zbroje straż przy­boczna utwo­rzyła w tłu­mie szpa­ler, by zro­bić przej­ście dla księ­cia i jego świty. Gale­azzo szedł główną nawą, na chwilę tylko przy­sta­wał, by spoj­rzeć na „ogień próż­no­ści”. Sic transit glo­ria mundi! Tak prze­mija chwała świata!

Gdy książę ruszył dalej w stronę ołta­rza, nagle poja­wiło się przed nim trzech męż­czyzn ubra­nych w biało-czer­wone szaty, kolory Bru­tusa. „Z drogi!”19, krzy­czeli, jakby chcieli zro­bić miej­sce dla księ­cia. Jeden z nich pod­szedł bli­żej. Spra­wiał wra­że­nie, jakby chciał o coś zapy­tać Gale­azza, a ten znie­cier­pli­wiony mach­nął na niego ręką, by się odda­lił. Wtedy z rękawa męż­czy­zny bły­snęło ostrze noża – chwy­cił Gale­azza lewą ręką i ugo­dził go w pod­brzu­sze. Gdy Zac­ca­ria Saggi pró­bo­wał ode­pchnąć napast­nika, ten ude­rzył ponow­nie, tym razem zata­pia­jąc szty­let w piersi księ­cia.

1. Piero Pol­la­iu­olo, Por­tret Gale­azza Marii Sfo­rzy

„Jestem mar­twy!”20, wyszep­tał Gale­azzo, przyj­mu­jąc kolejny cios w brzuch. Wtedy dwaj pozo­stali męż­czyźni szybko wysko­czyli naprzód i z furią zadali całą serię cio­sów, tra­fia­jąc w gar­dło, głowę, nad­gar­stek i plecy. Gale­azzo cof­nął się i runął wprost na pierś Orfea da Ricavo. Z ran try­skała krew. Orfeo pró­bo­wał go pod­trzy­mać, ale nie był w sta­nie. Książę osu­nął na kolana, po czym padł na pod­łogę, wyda­jąc ostat­nie tchnie­nie. Atła­sowa szata i biała poń­czo­cha prze­siąk­nięte były ciem­no­czer­woną krwią.

Mor­dercy pró­bo­wali zbiec. Wysoki Maur, wierny sługa Gale­azza, ruszył w pogoń za jed­nym z nich, który uciekł na emporę. Ucie­ki­nier zaplą­tał się w obszerne suk­nie sie­dzą­cych tam kobiet i upadł. Maur dopadł go i pode­rżnął mu gar­dło wśród krzy­ków prze­ra­żo­nych kobiet. Drugi mor­derca został schwy­tany i zabity na miej­scu przez innych straż­ni­ków, trze­ciemu udało się jed­nak wmie­szać w ucie­ka­jący w popło­chu tłum.

Tak zgi­nął Gale­azzo Maria Sfo­rza, książę Medio­lanu. Jego krót­kie życie i nagła śmierć rodzą wiele inte­re­su­ją­cych pytań. Czy naprawdę był zepsu­tym moral­nie tyra­nem i dra­pieżcą sek­su­al­nym, jak maluje go wielu świad­ków i histo­ry­ków? A jeśli tak, to jak mógł to zno­sić Cicco, który pra­co­wał dla niego przez dzie­sięć lat po śmierci Fran­ciszka w 1466 roku? Czy on także był podob­nie zepsuty? A może potra­fił skło­nić mło­dego księ­cia, któ­rego znał od uro­dze­nia, do zmiany zacho­wa­nia i bar­dziej sku­tecz­nych rzą­dów? Nie ulega wąt­pli­wo­ści fakt, że zarówno Fran­ci­szek Sfo­rza, jak i jego syn spo­ty­kali się z nie­skry­waną wro­go­ścią, zwłasz­cza ze strony człon­ków sta­rej medio­lań­skiej szlachty, któ­rzy postrze­gali ich jako obcych uzur­pa­to­rów.

Cicco był skrom­nego pocho­dze­nia. Uro­dził się w 1410 roku w Cac­curi, nie­wiel­kim len­nie w oko­li­cach Cro­tone w Kala­brii, w któ­rego posia­da­nie Fran­ci­szek Sfo­rza wszedł w wyniku pierw­szego mał­żeń­stwa z Polis­seną Ruffo di Cala­bria. W mło­do­ści Cicco stu­dio­wał prawo cywilne i kano­niczne w pobli­skim klasz­to­rze w Ros­sano, aktyw­nym ośrodku kul­tury chrze­ści­jań­skiej, zarówno kato­lic­kiej, jak i pra­wo­sław­nej, gdzie szybko opa­no­wał łacinę i grekę. Około 1430 roku, za pośred­nic­twem wuja, agenta Sfo­rzów Angela Simo­netty, dwu­dzie­sto­letni Cicco roz­po­czął służbę u Fran­ciszka Sfo­rzy, wtedy kapi­tana wojsk najem­nych, jako uczeń w jego wędrow­nej „kan­ce­la­rii”.

W okre­sie rene­sansu kariera woj­skowa nie nale­żała do lek­kich, ale na ambit­nych i zdol­nych kon­do­tie­rów cze­kało sowite wyna­gro­dze­nie. Wyka­zaw­szy się zdol­no­ściami stra­te­gicz­nymi na polu bitwy, kon­do­tie­rzy mogli ofe­ro­wać swoje usługi tym, któ­rzy naj­le­piej pła­cili. Więk­szość wło­skich potęg nie miała wojsk z poboru, więc żoł­nie­rzy najem­nych opła­cano nie tylko po to, by wal­czyli, lecz także po to, by mieć ich po swo­jej stro­nie i unik­nąć ich poten­cjal­nych ata­ków na bez­bronne mia­sta i wsie. Naj­słyn­niejsi kon­do­tie­rzy byli w sta­nie osią­gnąć zna­czącą pozy­cję – tak jak Fran­ci­szek Sfo­rza. Gdy w marcu 1450 roku po wie­lo­mie­sięcz­nym oblę­że­niu Medio­lanu i gło­dze­niu jego miesz­kań­ców w końcu ogło­szono go księ­ciem, na kanc­le­rza pań­stwa wybrał swoją prawą rękę, wier­nego mu od dwu­dzie­stu lat Cicca Simo­nettę.

Na usłu­gach księ­cia Fran­ciszka Sfo­rzy Cicco stał się jed­no­cze­śnie czło­wie­kiem pióra i mie­cza. Gdy tylko pier­wo­rodny syn księ­cia, Gale­azzo, został sie­rotą, Cicco i jego brat Gio­vanni, póź­niej­szy bio­graf Fran­ciszka Sfo­rzy, zapew­nili mło­demu dzie­dzi­cowi edu­ka­cję godną męża stanu. O ojcow­skiej, choć z zacho­wa­niem sto­sow­nej rewe­ren­cji, rela­cji Cicca z Gale­az­zem świad­czą jego dzien­niki, w któ­rych szcze­gó­łowo opi­sy­wał wszystko, co działo się na dwo­rze (z wyłą­cze­niem sekre­tów dyplo­ma­tycz­nych). Inne źró­dła suge­rują jed­nak, że ich sto­sunki były o wiele bar­dziej skom­pli­ko­wane, niż można wywnio­sko­wać z cząst­ko­wych i pod­da­nych auto­cen­zu­rze wspo­mnień. Man­tu­ań­ski amba­sa­dor Zac­ca­ria Saggi – ten sam, który był u boku Gale­azza w kościele Świę­tego Szcze­pana i pró­bo­wał ode­pchnąć jego zabójcę – nazwał kie­dyś Cicca „dosko­nałą tar­czą”21 prze­ciw poryw­czej natu­rze księ­cia. Kanc­lerz radził sobie z napa­dami szału swo­jego pana i cza­sem prze­cze­ki­wał, zamiast natych­miast wpro­wa­dzać w życie pochopne decy­zje Gale­azza, dzięki czemu „jeśli wyni­kało z nich coś dobrego, zapewne było to jego zasługą”. Gdy pewien ksią­żęcy agent w Bolo­nii chciał oskar­żyć grupę Żydów o oszu­stwo, mając na celu skon­fi­sko­wa­nie ich wła­sno­ści, Cicco odpo­wie­dział, że „jest to zgniła sprawa, która budzi nie­smak”22. Nawet jeśli odpo­wiedź wysto­so­wał książę, słowa te z pew­no­ścią nale­żały do kanc­le­rza. Jed­nak z dru­giej strony zda­rzało się też, że pod rzą­dami Gale­azza zamoż­nych oby­wa­teli lub poetów o zbyt dłu­gich języ­kach wtrą­cano do wię­zie­nia pod wąt­pli­wymi zarzu­tami tylko po to, by opróż­nić im sakwy albo po pro­stu zamknąć usta.

W chwili śmierci Gale­azza Cicco prze­jął cał­ko­witą kon­trolę nad stra­żami w księ­stwie. Nie trzeba było długo cze­kać na schwy­ta­nie trze­ciego, jedy­nego oca­la­łego zama­chowca, Giro­lama Olgia­tiego, dwu­dzie­sto­trzy­let­niego syna dobrej medio­lań­skiej rodziny. Ojciec Giro­lama, prze­ra­żony jego czy­nem, odmó­wił udzie­le­nia synowi pomocy, ale matka zna­la­zła mu schro­nie­nie w domu zaprzy­jaź­nio­nego księ­dza. Dwóch słu­żą­cych rodziny Olgia­tich, któ­rzy pró­bo­wali bro­nić mło­dzieńca, schwy­tano, tor­tu­ro­wano, a na koniec poćwiar­to­wano.

Według wszyst­kich rela­cji świad­ków Giro­lamo Olgiati był „oczy­tany i wykształ­cony”23. Utrzy­my­wał, że on i jego towa­rzy­sze chcieli wzo­rem sta­ro­żyt­nych Rzy­mian oswo­bo­dzić kraj, zabi­ja­jąc tyrana, w nadziei, że pocią­gnie to za sobą rewoltę ludu. Rekon­struk­cja spi­sku prze­ciwko Gale­az­zowi oparta jest w dużej mie­rze na zezna­niu Giro­lama. Doku­ment ten, napi­sany zbyt emo­cjo­nalną, ale ele­gancką łaciną, pozwala nam zaj­rzeć do umy­słu zabójcy. Pełen podziwu dla sta­ro­żyt­nych auto­rów wystę­pu­ją­cych prze­ciwko tyra­nii Giro­lamo uciekł z domu dzie­sięć lat wcze­śniej, mając zale­d­wie trzy­na­ście lat, by podą­żać za swoim mistrzem, huma­ni­stą Colą Mon­ta­nem. Póź­niej Mon­tano został oskar­żony o gwałt i publicz­nie wychło­stany na roz­kaz Gale­azza; po tym upo­ko­rze­niu wygnano go do Bolo­nii. Działo się to rok przed zabój­stwem Gale­azza. Nie wia­domo, czy to Cola był auto­rem planu wymie­rzo­nego w księ­cia, pewne jest nato­miast, że to na nim spo­czywa odpo­wie­dzial­ność za wpły­nię­cie na podatny umysł mło­dego tyra­no­bójcy naśla­du­ją­cego boha­te­rów lite­rac­kich. W swoim zezna­niu Giro­lamo dum­nie przy­ta­cza dwa epi­gramy, które napi­sał: jeden poświę­cił Gale­az­zowi (Quem non arma­tae potu­erunt mille pha­lan­ges…)24, drugi Gio­van­niemu Andrei Lam­pu­gna­niemu, przy­wódcy mor­der­czego tria, który zgi­nął w kościele, a póź­niej jego ciało przez kilka dni wle­czono po uli­cach Medio­lanu, zanim rzu­cono je na pożar­cie świ­niom.

2. Fran­ci­szek Sfo­rza w marcu 1450 roku wkra­cza nie­uzbro­jony do Medio­lanu, gdzie zosta­nie ogło­szony księ­ciem, pod­czas gdy jego żoł­nie­rze roz­dają ludowi chleb.

Warto zauwa­żyć, że Giro­lamo bar­dziej oba­wiał się odej­ścia w nie­pa­mięć niż podzie­le­nia losu Lam­pu­gna­niego. Jak wielu fana­ty­ków był „czło­wie­kiem jed­nej księgi”2. Do upa­dłego stu­dio­wał kla­syczny pod­ręcz­nik kon­spi­ra­to­rów, Spi­sek Katy­liny3 Salu­stiu­sza, dzieło, od któ­rego bije jed­no­cze­śnie fascy­na­cja tyra­no­bój­stwem, jak i wstręt do niego. Giro­lamo był do tego stop­nia oma­miony dzie­dzic­twem Katy­liny, że ostat­nią rze­czą, jaką wypo­wie­dział, zanim kat zaczął ćwiar­to­wać jego bez­bronne ciało, było: „Odwagi, Giro­lamo, pamięć o twoim czy­nie pozo­sta­nie na długo. Śmierć jest gorzka, ale sława trwa wiecz­nie”25.

Dumne słowa, które ide­al­nie pasują do roman­tycz­nego mitu bun­tow­nika. Ale co wła­ści­wie kie­ro­wało spi­skow­cami? Jak się wydaje, Giro­lamo był jedy­nym spi­skow­cem, któ­rego moty­wa­cja była czy­sto ide­olo­giczna. Dwóch pozo­sta­łych żywiło oso­bi­stą i poli­tyczną nie­chęć do księ­cia. W rze­czy­wi­sto­ści zarówno Gio­vanni Andrea Lam­pu­gnani, jak i Carlo Visconti byli roz­go­ry­czo­nymi dwo­rza­nami. Mówiło się, że Gale­azzo zgwał­cił sio­strę Viscon­tiego, a potem prze­ka­zał ją mło­dzia­nowi ze swo­jej świty. Oka­zuje się, że rów­nież żona Lam­pu­gnaniego padła ofiarą chuci Sfo­rzy.

Praw­do­po­dob­nie nie był to jedyny powód nie­chęci Lam­pu­gna­niego wobec Gale­azza. Kilka dni przed zabój­stwem powie­dział, że nie cof­nie się przed niczym, byleby książę zain­ter­we­nio­wał w spo­rze o pewne dobra. Nie­mniej jed­nak wro­gość Lam­pu­gna­niego wydaje się nie­pro­por­cjo­nalna do wagi krzywd, które ponoć wyrzą­dził mu książę. Orfeo da Ricavo sko­men­to­wał: „Wszystko to było dzie­łem tego zdrajcy Gio­van­niego Andrei, który był zły, nik­czemny, pyszny, gwał­towny, mściwy, nie­go­dziwy i naj­gor­szego uspo­so­bie­nia i natury, jakie widział świat”26.

Choć są to oskar­że­nia sfor­mu­ło­wane post fac­tum, pełny obraz furii Lam­pu­gna­niego można dostrzec w aneg­do­cie, którą przy­ta­cza Giro­lamo: uzbro­jony w szty­lety miał w zwy­czaju ata­ko­wać ubraną w złoty bro­kat drew­nianą lalkę księ­cia, szar­żu­jąc na nią z siłą byka. Praw­do­po­dob­nie rze­czy­wi­ście tak było, podob­nie jak praw­dziwy był opi­sany w zezna­niu krwawy pakt: trzej spi­skowcy udali się do ołta­rza, gdzie zanu­rzyli hostię we wła­snej krwi, po czym podzie­lili ją na trzy czę­ści i zmu­sili kapłana by im ją podał.

Wyni­ka­łoby z tego, że zabój­cami kie­ro­wała nie tylko czy­sta żądza mordu, ale jak przy­stało na praw­dzi­wych fana­tycz­nych mści­cieli, każdy z nich był prze­ko­nany, że został wybrany do wypeł­nie­nia bar­dzo waż­nej, może nawet świę­tej, misji. Poprzy­się­gli, że zamor­dują Gale­azza u stóp figury Świę­tego Ambro­żego, patrona Medio­lanu, modląc się do niego: „bądź łaskaw dla naszego dzieła i okaż, popie­ra­jąc spra­wie­dli­wość, że jesteś prze­ciwny nie­spra­wie­dli­wo­ści”27. Wybór kościoła Świę­tego Szcze­pana na miej­sce mordu także nie był przy­pad­kowy: książę – gdzie­kol­wiek się poja­wiał – był oto­czony strażą przy­boczną, przez co zaata­ko­wa­nie go na ulicy czy w miej­scu publicz­nym gra­ni­czy­łoby z cudem, pod­czas gdy miej­sce święte i tłum dawały szansę na zbli­że­nie się do niego.

Żyjący na wygna­niu bra­cia Gale­azza, Sfo­rza Maria i Ludwik, jak tylko dowie­dzieli się o śmierci księ­cia, na początku stycz­nia 1477 roku wyru­szyli z Fran­cji i choć do Medio­lanu dotarli dopiero pod koniec mie­siąca, nie było wiele czasu, by przy­go­to­wać się na ich przy­by­cie. Cicco Simo­netta zacho­wał dla sie­bie pewne infor­ma­cje doty­czące sekret­nych związ­ków z medio­lań­skim zama­chem, w tym śla­dów pro­wa­dzą­cych aż na dwór króla Fran­cji. Jako że był osobą prag­ma­tyczną, jego naj­więk­szym zmar­twie­niem było teraz utrzy­ma­nie porządku w księ­stwie, i to na tym się sku­pił. Nie ulega wąt­pli­wo­ści, że w pełni wyko­nał swoje zada­nie i ze spo­ko­jem prze­pro­wa­dził wystra­szoną księżnę Bonę przez chaos dni, które nastą­piły po śmierci jej męża.

Zwłoki Gio­van­niego Andrei potrak­to­wano w bar­ba­rzyń­ski spo­sób (jego prawą rękę przy­bito do kolumny i spa­lono), lecz pozo­sta­łych spi­skow­ców spo­tkał nie lep­szy los. Ich głowy zatknięto na wieży Bro­letto4, a część ich człon­ków na bra­mach mia­sta. Było to dość wymowne ostrze­że­nie przed nie­po­słu­szeń­stwem. Publiczne egze­ku­cje i roz­człon­ko­wane zwłoki miały stłu­mić wzbu­rze­nie ludu. Z pew­no­ścią nie zaszko­dziły też obniżki podat­ków zarzą­dzone przez Cicca28.

Nikt nie odwa­żył się wyjść na ulice po zacho­dzie słońca, więc zwłoki Gale­azza zostały na noc na zim­nej posadzce kościoła Świę­tego Szcze­pana. Pospieszna msza pogrze­bowa odbyła się w kate­drze. Nagła śmierć księ­cia stwo­rzyła deli­katny pro­blem natury teo­lo­gicz­nej, ponie­waż ode­brała mu moż­li­wość wyspo­wia­da­nia się z grze­chów. Księżna Bona, chcąc rato­wać duszę Gale­azza, obno­siła się ze swoją poboż­no­ścią i słała bła­galne apele do papieża Syk­stusa IV, by udzie­lił jej mężowi pośmiert­nego roz­grze­sze­nia. Lista grze­chów zmar­łego zawarta w proś­bie o abso­lu­cję z pew­no­ścią tłu­ma­czy gor­li­wość jej sta­rań: tyra­nia, pro­wa­dze­nie słusz­nej i niesłusz­nej wojny, bez­li­to­sne plą­dro­wa­nie miast, kra­dzieże, wymu­sze­nia, lek­ce­wa­że­nie spra­wie­dli­wo­ści, czynne dopusz­cza­nie się niespra­wie­dli­wo­ści, nie­le­galne nakła­da­nie podat­ków także na człon­ków ducho­wień­stwa, zdrady mał­żeń­skie, gwałty na dzie­wi­cach i cudzych żonach, korzy­sta­nie z usług pro­sty­tu­tek, skan­da­liczne symo­nie i wiele innych występ­ków, zbyt licz­nych, by je wszyst­kie wymie­niać. Ze swo­jej strony Bona przy­rze­kła modlić się za Gale­azza Marię, dopóki jego nie­szczę­sna dusza nie opu­ści czyśćca, by wstą­pić do raju. Księżna ufun­do­wała rów­nież kilka klasz­to­rów i szpi­tali oraz prze­ka­zała daro­wi­zny na mło­dych i biedne nie­wia­sty. Podobno papież udzie­lił roz­grze­sze­nia29.

Wdowa nie była wszakże jedyną kobietą, która mar­twiła się o życie Gale­azza na tam­tym świe­cie. Oprócz wielu innych inte­re­su­ją­cych szcze­gó­łów Ber­nar­dino Corio donosi, że kilka spo­śród kocha­nek Gale­azza (któ­rych imiona zostały dys­kret­nie prze­mil­czane) zebrało się na mszy pogrze­bo­wej w kate­drze. Mimo powścią­gli­wo­ści Coria można przy­pusz­czać, że jedną z nich była Lucia Mar­liani30, miłość Gale­azza z ostat­nich dwóch lat jego życia, mia­no­wana potem księżną Melzo i Gor­gon­zoli. W chwili zabój­stwa księ­cia Lucia nosiła w łonie jego dziecko. Ist­nieje pewna maka­bryczna teo­ria zwią­zana z jej udzia­łem w pogrze­bie. W 2001 roku pod­czas prac restau­ra­cyj­nych w pre­zbi­te­rium kościoła Świę­tego Andrzeja w Melzo zna­le­ziono czaszkę. Według badań kry­mi­na­li­stycz­nych sza­co­wany wiek i ślady po uży­tej broni suge­ro­wa­łyby, że jest to czaszka Gale­azza. Być może Lucii udało się zabrać „roman­tyczną” pamiątkę po swoim kochanku z pro­wi­zo­rycz­nego grobu w kate­drze, by umie­ścić ją w kościele w swoim len­nie. Jed­nak tego typu dywa­ga­cje bar­dziej przy­stoją powie­ści niż roz­pra­wie histo­rycz­nej.

Owego 26 grud­nia księżna Bona obu­dziła się późno. Według Coria nawie­dzały ją straszne kosz­mary, ostat­nio także na jawie. Gdy zabra­kło jej nie­wier­nego męża, zaczęła spę­dzać więk­szość czasu w łóżku z Anto­niem Tas­sino, pocho­dzą­cym z Fer­rary sługą, który, jak chłodno zaob­ser­wo­wał Machia­velli, musiał mieć jakąś „ukrytą zaletę”31. W pełni świa­doma swo­jej nie­kom­pe­ten­cji w mate­rii pań­stwa, po śmierci księ­cia zawie­rzyła taj­nej radzie – zgro­ma­dze­niu skła­da­ją­cemu się z człon­ków medio­lań­skich elit. Gdy u wła­dzy był Gale­azzo, spra­wami pań­stwa zaj­mo­wała się tak naprawdę kan­ce­la­ria Cicca i jego naj­bliżsi współ­pra­cow­nicy. W następ­stwie tra­gicz­nych wyda­rzeń Cicco natych­miast wcie­lił w życie reformę taj­nej rady, nomi­nu­jąc sie­bie, swo­jego brata Gio­van­niego i doradcę woj­sko­wego Orfea da Ricavo na jej naj­waż­niej­szych człon­ków. Jego pier­wo­rodny syn Gian Gia­como został mia­no­wany sekre­ta­rzem. To on jest auto­rem naj­waż­niej­szego doku­mentu, dato­wa­nego na 30 grud­nia 1476 roku, zgod­nie z któ­rym rada otrzy­mała pełną wła­dzę admi­ni­stra­cyjną32. Napi­sany w imie­niu księż­nej i adre­so­wany do człon­ków taj­nej rady, teraz awan­so­wa­nej do miana taj­nego senatu, doku­ment ten był uro­czy­stym aktem cele­bra­cji przy­wi­le­jów samej rady. Celem rządu było „zacho­wa­nie stylu naszego naj­ja­śniej­szego zmar­łego władcy, ponie­waż zwo­ły­wa­nie zawsze wszyst­kich [człon­ków medio­lań­skiej admi­ni­stra­cji] byłoby zby­teczne”. W ten spo­sób usta­no­wiono de facto reżim oli­gar­chiczny. Senat ogło­sił powszechną amne­stię dla toczą­cych się pro­ce­sów i oka­zał litość prze­stęp­com (z wyjąt­kiem bun­tow­ni­ków poli­tycz­nych). Powzięto rów­nież środki zapo­bie­gaw­cze prze­ciwko poten­cjal­nym spi­skow­com: w imię porządku publicz­nego i przez sza­cu­nek do żałoby księż­nej zabro­niono zgro­ma­dzeń w pry­wat­nych domach. Od tego momentu Cicco zyskał realną wła­dzę w Księ­stwie Medio­lanu.

W mie­ście zapa­no­wał spo­kój. Medio­lań­czycy byli zado­wo­leni ze swo­jego nowego, łaska­wego rządu. Jed­nak zagro­że­nie dla przy­wró­co­nego sta­tus quo poja­wiło się wewnątrz panu­ją­cej dyna­stii. Kuzyn Gale­azza, Roberto da San­se­ve­rino, od lat był jedną z naj­bar­dziej wpły­wo­wych osób na dwo­rze Sfo­rzów. Odważny i zdolny kon­do­tier był osobą aro­gancką, choć nie bra­ko­wało mu doświad­cze­nia, które zdo­był w wielu woj­nach jako żoł­nierz zaciężny. Odbył on rów­nież piel­grzymkę do Jero­zo­limy w celu oczysz­cze­nia swo­jej duszy z grze­chów. Z powodu oso­bi­stych nie­po­ro­zu­mień z księ­ciem prze­niósł się do Bolo­nii, gdzie w nie­zmą­co­nym spo­koju żył Cola Mon­tano, „zgubny nauczy­ciel”, inspi­ra­tor Giro­lama Olgia­tiego i jego szajki. Na wieść o wyda­rze­niach w kościele Świę­tego Szcze­pana Roberto czym prę­dzej wyru­szył do Medio­lanu. Był szcze­gól­nie roz­sier­dzony fak­tem, że skrom­nego pocho­dze­nia kanc­lerz Cicco miesz­kał w zamku, a do tego „ze wzglę­dów bez­pie­czeń­stwa” prze­niósł się do pry­wat­nych apar­ta­men­tów Gale­azza33. Kolejne zama­chy w Medio­la­nie były tylko kwe­stią czasu.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Daw­niej w Ita­lii ist­niała tra­dy­cja ciocco nata­li­zio – bożo­na­ro­dze­nio­wego pieńka, który spa­lano w domach przez dwa­na­ście dni świąt, od Wigi­lii do Święta Trzech Króli. [wróć]

Cave ab homine unius libri (łac.) – „strzeż się czło­wieka jed­nej księgi”, czyli jed­no­stron­nego, słowa św. Toma­sza z Akwinu. [wróć]

De coniu­ra­tione Cati­li­nae – dzieło rzym­skiego histo­ryka i poli­tyka Salu­stiu­sza. [wróć]

Ówcze­sna sie­dziba władz miej­skich, dzi­siej­szy Palazzo della Ragione. [wróć]

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

N. Machia­velli, Isto­rie Fio­ren­tine, VIII, 18 [wyd. pol. Histo­rie flo­renc­kie, przeł. Karol Estre­icher, PWN, War­szawa–Kra­ków 1990, s. 463]; por. Prin­cipe, XXII [wyd. pol. Książę, przeł. Cze­sław Nanke, Vesper, Poznań 2008]. Zob. M. Simo­netta, Rina­sci­miento segreto: il mondo del Segre­ta­rio da Petrarca a Machia­velli, Milano 2004, s. 127. [wróć]

Jako ogólne wpro­wa­dze­nie do tematu wło­skich miast-państw na­dal aktu­alne pozo­staje kla­syczne opra­co­wa­nie Jacoba Burc­khardta La civiltà del Rina­sci­mento in Ita­lia, Firenze 1953 [wyd. pol. Kul­tura odro­dze­nia we Wło­szech, przeł. Maria Kre­czow­ska, PIW, War­szawa 1991]. [wróć]

D. Ali­ghieri, Inferno, XXVII, s. 73–78 [wyd. pol. np. Boska kome­dia, Osso­li­neum, Wro­cław–War­szawa–Kra­ków–Gdańsk 1986]. [wróć]

N. Machia­velli, Prin­cipe, XVII [wyd. pol. s. 69]. [wróć]

Na temat wojen Viscon­tich prze­ciwko Flo­ren­cji, zob.: H. Baron, La crisi del primo Rina­sci­mento ita­liano. Uma­ne­simo civile e libertà repub­bli­cana in un’età di clas­si­ci­smo e di tiran­nide, Firenze 1970. [wróć]

Zob. V. Ilardi, The Ita­lian League, Fran­ce­sco Sfo­rza, and Char­les VII (1454–1461), „Stu­dies in the Rena­is­sance”, 1959, s. 129–166. [wróć]

Anto­nio Cor­naz­zano, Del modo di regere et di regnare (PML M. 731). [wróć]

Gio­vanni Maria Visconti, książę Medio­lanu, został zamor­do­wany w 1412 roku. [wróć]

Wiele szcze­gó­łów doty­czą­cych rekon­struk­cji wyda­rzeń w tym roz­dziale pocho­dzi ze Sto­ria di Milano Ber­nar­dina Corio (s. 1398–1410) opu­bli­ko­wa­nej po raz pierw­szy w 1503 roku; Machia­velli użył jej jako punktu wyj­ścia dla swo­jej dra­ma­tycz­nej wer­sji wyda­rzeń w Histo­riach flo­renc­kich; rela­cję z pierw­szej ręki sta­nowi list Orfea da Ricavo do Sfo­rzy Bet­ti­niego z 1 stycz­nia 1477 opu­bli­ko­wany w E. Casa­nova, L’ucci­sione di Gale­azzo Maria Sfo­rza e alcuni docu­menti fio­ren­tini, „Archi­vio sto­rico lom­bardo”, ser. 3, 12, 1899, s. 299–332; por. B. Belotti, Il dramma di Giro­lamo Olgiati, Milano 1929; zob. też V. Ilardi, The Assas­si­na­tion of Gale­azzo Maria Sfo­rza and the Reac­tion of Ita­lian Diplo­macy, aktu­al­nie w: Stu­dies in Ita­lian Rena­is­sance Diplo­ma­tic History, Lon­don 1986. [wróć]

B. Corio, op. cit., s. 1398 i n. [wróć]

Gale­azzo Maria Sfo­rza do Fran­ciszka Sfo­rzy, Flo­ren­cja, 17 kwiet­nia 1459 (M. Simo­netta, op. cit., s. 118). Na temat Gale­azza, zob. G. Lub­kin, A Rena­is­sance Court. Milan under Gale­azzo Maria Sfo­rza, Ber­ke­ley 1994. [wróć]

Na temat wizyty z 1471 roku: Machia­velli, Isto­rie fio­ren­tine, VII, 28 [wyd. pol. s. 417–418]. Por. Gio­vanni di Carlo*, s. 118–119.* Autor w przy­pi­sach odwo­łuje się czę­sto do prac zamiesz­czo­nych w „Źró­dłach i biblio­gra­fii”, patrz s. 267.[wróć]

A. Wri­ght, A Por­trait of the Visit of Gale­azzo Maria Sfo­rza to Flo­rence in 1471, w: Lorenzo the Magni­fi­cent, Cul­ture and Poli­tics [red. M. Mal­lett, N. Mann], Lon­don 1996, s. 65–90 oraz The Pol­la­iu­olo Bro­thers: the Arts of Flo­rence and Rome, New Haven 2004; por. C.B. Strehlke, „Li magi­stri con li disce­poli”: Thin­king about art in Lom­bardy, [w:] Quat­tro pezzi lom­bardi (per Maria Teresa Bira­ghi), Bre­scia 1998, s. 14. [wróć]

E.S. Welch, Sight, Sound and Cere­mony in the Cha­pel of Gale­azzo Maria Sfo­rza, „Early Music History”, 12 (1993), s. 151–190. [wróć]

E. Casa­nova, op. cit., s. 304. [wróć]

Poru­sza­jący opis poże­gna­nia Gale­azza z synami pocho­dzi z Histo­rii flo­renc­kich Machia­vel­lego, VII, 34. Podej­rze­wam, że Machia­velli usły­szał tę histo­rię od Her­mesa Sfo­rzy, który odwie­dził Flo­ren­cję w 1503 roku, gdy Machia­velli peł­nił funk­cję sekre­ta­rza Repu­bliki. [wróć]

Zac­ca­ria stu­dio­wał razem z mar­ki­zem Ludwi­kiem III Gon­zagą i Fry­de­ry­kiem da Mon­te­fel­tro w Ca’ Zoiosa, szkole Vit­to­rina da Fel­tre. Cie­szył się tak dużym uzna­niem na dwo­rze w Man­tui, że spor­tre­to­wano go w słyn­nej Camera degli Sposi Andrei Man­te­gni (M. Simo­netta, op. cit., s. 111). Przez wiele lat był amba­sa­do­rem w Medio­la­nie; zob. kore­spon­den­cja zawarta w Car­teg­gio, zwłasz­cza doty­cząca mor­der­stwa Gale­azza, Zac­ca­ria Saggi do Ludwika III Gon­zagi, Medio­lan, 26 grud­nia 1476, [w:] B. Belotti, op. cit., s. 186–187). Choć G. D’Adda, [w:] La morte di Gale­azzo Maria Sfo­rza, „Archi­vio sto­rico lom­bardo”, 1875, s. 287 wspo­mina rela­cję naocz­nego świadka, według któ­rej Zac­ca­ria uciekł prze­stra­szony. [wróć]

E. Casa­nova, op. cit., s. 304. [wróć]

Santi s. 463. [wróć]

E. Casa­nova, op. cit., s. 305; porów­naj rów­nież inne źró­dła, np. Parenti, s. 3. [wróć]

Zac­ca­ria Saggi do Ludwika III Gon­zagi, Cre­mona, 21 sierp­nia 1471 (Car­teg­gio VIII, s. 550). [wróć]

Cicco Simo­netta do Gerarda Cer­ru­tiego, Medio­lan, 13 lutego 1473 (ASMi PE Roma­gna 178; por. M. Simo­netta, op. cit., s. 123). [wróć]

E. Casa­nova, op. cit., s. 306. [wróć]

B. Corio, op. cit., s. 1407; por. G. D’Adda, op. cit., s. 286–287. Na temat Olgia­tiego i Lam­pu­gna­niego, por. B. Belotti, op. cit. [wróć]

B. Corio, op. cit., s. 1408. [wróć]

E. Casa­nova, op. cit., s. 307. [wróć]

N. Machia­velli, Isto­rie fio­ren­tine, VII, 34 [wyd. pol. s. 428]; zob. też A. Fra­zier, Possi­ble Lives: Authors and Saints in Rena­is­sance Italy, New York 2005, s. 151. [wróć]

Por. Belotti, op. cit., s. 154, list Cicca z 8 stycz­nia 1477 roku w celu usta­le­nia wła­ści­wej ceny zboża. [wróć]

Na temat prośby Bony, zob. E. Bre­isach, Cate­rina Sfo­rza. A Rena­is­sance Virago, Chi­cago 1967, s. 26; por. Bona di Savoia do Celso Maf­fei, Medio­lan, począ­tek stycz­nia 1477 (BNP It. 1592, 95–96; zob. też dys­putę teo­lo­giczną, BNP It. 1592, 97, doku­menty opu­bli­ko­wane w P.D. Paso­lini, Cate­rina Sfo­rza, Roma 1893, tom 3, s. 30–32). [wróć]

Na temat przy­pi­sy­wa­nej jej roli w pogrze­bie Gale­azza, por. F.M. Vaglienti, Ana­to­mia di una con­giura. Sulle tracce dell’assas­si­nio del duca Gale­azzo Maria Sfo­rza tra sto­ria e scienza, [w:] „Ren­di­conti dell’Isti­tuto Lom­bardo Acca­de­mia di scienze e let­tere”, CXXXVI/2, 2002, na temat intry­gu­ją­cej postaci Lucii, zob. piękną powieść histo­ryczną Laury Mali­nverni, Una sto­ria del Quat­tro­cento. Misteri, ambi­zioni e con­flitti nel Ducato di Milano. L’amore tra Lucia Mar­liani e Gale­azzo Maria Sfo­rza, Firenze 2000. [wróć]

N. Machia­velli, Isto­rie fio­ren­tine, VIII, 18 [wyd. pol. s. 463]. [wróć]

Bona Sabaudzka do taj­nego senatu, Medio­lan, 30 grud­nia 1476 (ASMi 932; list II, 249–250); por. R. Fubini Osse­rva­zioni e docu­menti sulla crisi del ducato di Milano nel 1477, e sulla riforma del Con­si­glio Segreto ducale di Bona Sfo­rza, [w:] Essays pre­sen­ted to Myron P. Gil­more, Firenze 1977, t. 1, s. 47–103; zob. też M. Simo­netta, op. cit., s. 157–158. Na temat Giana Gia­coma Simo­netty, zob. ibi­dem, s. 35–36. [wróć]

Zac­ca­ria Saggi do Ludwika III Gon­zagi, Medio­lan, 31 stycz­nia 1477 (ASMa b. 1626). [wróć]

Tytuł ory­gi­nału: L’enigma Mon­te­fel­tro

© 2008 by Mar­cello Simo­netta

Publi­shed by arran­ge­ment with Agen­zia San­ta­chiara

© 2008 RCS Libri S.p.A., Milan

© 2017 Riz­zoli Libri S.p.A. /BUR Riz­zoli, Milan

© 2019 Mon­da­dori Libri S.p.A. / BUR, Milan

All rights rese­rved

Copy­ri­ght © for the Polish e-book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2019

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­tor: Elż­bieta Ban­del

Redak­tor mery­to­ryczny: prof. UAM dr hab. Maciej Forycki

Pro­jekt i opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki: Michał Paw­łow­ski / www.kre­ska­ikropka.pl

Foto­gra­fia na okładce

© Erich Les­sing/AKG Ima­ges/BE&W

Wyda­nie I e-book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: Tajem­nica Mon­te­fel­tra, wyd. I, Poznań 2020)

ISBN 978-83-8188-792-2

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel.: 61 867 81 40, 61 867 47 08

fax: 61 867 37 74

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer