Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zabić Pattona - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
4 listopada 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
49,90

Zabić Pattona - ebook

Wielotygodniowy numer 1 na liście bestsellerów „New York Timesa”! 1,5 miliona egzemplarzy sprzedanych w USA!

Kto stał za śmiercią generała Pattona w grudniu 1945 roku? George S. Patton junior, agresywny, zdeterminowany, jeden z najbardziej kontrowersyjnych dowódców II wojny światowej. Wieczny wojownik, błyskotliwy strateg, bezwzględnie szczery, często obcesowy. Stał się niewygodny dla polityków, gdy 8 maja 1945 roku, w dniu zakończenia wojny w Europie, zaszokował słuchaczy na konferencji prasowej, ogłaszając, że: „Będziemy potrzebowali nieustającej pomocy Wszechmogącego, jeśli mamy żyć na jednym świecie ze Stalinem i jego morderczymi zbirami (…). Pokonaliśmy jednego wroga ludzkości, ale umocniliśmy drugiego, znacznie gorszego”. Kilka miesięcy później, tuż przed powrotem do Stanów Zjednoczonych, Patton zginął na skutek tajemniczego wypadku samochodowego.

Przez ponad 70 lat podejrzewano, że jego śmierć nie była przypadkowa. Na kartach Zabić Pattona autorzy opisują potężnych wrogów, którzy mogli usunąć niewygodnego generała.

Bill O’Reilly, wielka gwiazda telewizji Fox News, i historyk Martin Dugard opisują wkład generała George’a S. Pattona juniora w zwycięstwo aliantów i rolę, jaką jego 3. Armia odegrała w pokonaniu III Rzeszy. Pokazują też, że na polu polityki Patton musiał stawić czoło przeciwnikom znacznie groźniejszym i bezwzględnym niż na polach bitew.

Śmierć Pattona, zaciekłego wroga komunizmu i imperialnych ambicji Rosji, zyskuje obecnie niebezpiecznie aktualne znaczenie. Słowa z maja 1945 roku: „Dzisiaj powinniśmy powiedzieć Rosjanom, że mają iść w cholerę, zamiast ich słuchać, kiedy nam mówią, że mamy się cofnąć”, są niestety znów na czasie. Tym bardziej warto poznać kulisy tajemniczej śmierci generała Pattona.

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8188-803-5
Rozmiar pliku: 10 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

------------------------------------------------------------------------

Wygramy tę wojnę, ale tylko wal­cząc i poka­zu­jąc Niem­com, że mamy wię­cej odwagi, niż mają – lub kie­dy­kol­wiek będą mieli – oni sami. Nie tylko wystrze­lamy tych sukin­sy­nów co do jed­nego, lecz także wypru­jemy z nich flaki, któ­rych uży­jemy do sma­ro­wa­nia gąsie­nic naszych czoł­gów.

GEN. GEO­RGE S. PAT­TON

5 CZERWCA 1944

------------------------------------------------------------------------PRO­LOG

POKÓJ 110

130. SZPI­TAL POLOWY ARMII USA

HEIDEL­BERG, NIEMCY

21 GRUD­NIA 1945

17.00

Czło­wiek, któ­remu pozo­stało czter­dzie­ści pięć minut życia, nie jest w sta­nie się bro­nić.

Gene­rał Geo­rge S. Pat­ton jr nie lęka się nikogo. Teraz jed­nak śpi, leżąc na wznak na szpi­tal­nym łóżku. Górna połowa jego ciała tkwi w gip­so­wym pan­ce­rzu wsku­tek wypadku samo­cho­do­wego sprzed dwu­na­stu dni. Pokój 110 był nie­gdyś schow­kiem na szczotki i ma nieco ponad dwa­dzie­ścia metrów kwa­dra­to­wych powierzchni. Nie ma w nim ozdób, obra­zów ani ele­ganc­kich mebli – wyłącz­nie wąskie łóżko, białe ściany i poje­dyn­cze okno wysoko pod sufi­tem. Dla żony Pat­tona, Beatrice, która do bólu zaci­ska­jąc dło­nie, odbyła długi lot z ich domu w Bosto­nie, by zna­leźć się przy łóżku męża, przy­nie­siono krze­sło. Sie­dzi na nim teraz, w cał­ko­wi­tej ciszy robiąc szy­deł­kiem i od czasu do czasu na chwilę uno­sząc oczy, by spraw­dzić, czy mąż się obu­dził.

Pat­ton sły­nie z zami­ło­wa­nia do wygód. W cza­sie II wojny świa­to­wej zakła­dał swoje sta­no­wi­ska dowo­dze­nia w dwo­rach, pała­cach, zam­kach i pię­cio­gwiazd­ko­wych hote­lach. Tym­cza­sem teraz jedy­nym luk­su­sem jest to, że jako czte­ro­gwiazd­kowy gene­rał nie musi dzie­lić pokoju z innym pacjen­tem.

„Old Blood and Guts”¹, jak żoł­nie­rze nazy­wali swo­jego sześć­dzie­się­cio­let­niego legen­dar­nego dowódcę, jest czło­wie­kiem zara­zem sza­no­wa­nym i budzą­cym lęk. Ma wielu wro­gów. Dla­tego pod drzwiami jego pokoju, na końcu dłu­giego kory­ta­rza pro­wa­dzą­cego do szpi­tal­nego lobby oraz przy każ­dym wej­ściu do budynku peł­nią straż uzbro­jeni funk­cjo­na­riu­sze Mili­tary Police Corps. „Snow­drops” (prze­bi­śniegi), nazy­wani tak z powodu swo­ich bia­łych heł­mów, chro­nią gene­rała przed ame­ry­kań­skimi dzien­ni­ka­rzami, któ­rzy stad­nie poja­wili się w spo­koj­nych dotąd kosza­rach, igno­ru­jąc trwa­jące w Norym­ber­dze pro­cesy zbrod­nia­rzy wojen­nych, aby napi­sać o wypadku oraz rekon­wa­le­scen­cji Pat­tona. Gene­rał Pat­ton „wraca do zdro­wia z szyb­ko­ścią pożaru ogar­nia­ją­cego dom”, ogło­siła przed czte­rema dniami agen­cja Asso­cia­ted Press, opie­ra­jąc się na infor­ma­cjach otrzy­ma­nych pod­czas kon­fe­ren­cji pra­so­wej doty­czą­cej jego stanu, którą jak co dzień, zwo­łano o szó­stej po połu­dniu. W arty­kule napi­sano rów­nież, że Pat­ton sie­dział na łóżku, otrzą­sa­jąc się z obra­żeń „w tem­pie przy­po­mi­na­ją­cym jego wojenne ofen­sywy”.

Prawda wygląda jed­nak zgoła ina­czej. Gene­rał Geo­rge S. Pat­ton jr jest spa­ra­li­żo­wany od szyi w dół. Frag­menty krę­go­słupa ule­gły prze­miesz­cze­niu, gdy jego samo­chód zde­rzył się z woj­skową cię­ża­rówką pełną pija­nych żoł­nie­rzy. Strza­skany trzeci krąg szyjny poważ­nie uszko­dził rdzeń krę­gowy. Dobre wie­ści są takie, że gene­rał odzy­skał odro­binę czu­cia w koń­czy­nach. Nie­stety, zda­niem leka­rzy praw­do­po­dob­nie ni­gdy już nie sta­nie na nogi.

Repor­te­rzy nie mają o tym poję­cia, dwoją się więc i troją, aby naru­szyć pry­wat­ność Pat­tona i na wła­sne oczy prze­ko­nać się o jego zdu­mie­wa­ją­cych postę­pach. Nie­któ­rzy pró­bo­wali prze­mknąć się do pokoju 110 w prze­bra­niu pie­lę­gnia­rek lub sani­ta­riu­szek. Inni prze­ku­py­wali per­so­nel szpi­tala cze­ko­ladą i nylo­no­wymi raj­sto­pami. War­tow­nicy uda­rem­nili jed­nak wszel­kie ich wysiłki. Naj­bliż­szy suk­cesu był Richard H. O’Regan, dzien­ni­karz Asso­cia­ted Press, ten sam, który wcze­śniej pisał o zachwy­ca­ją­cym ozdro­wie­niu Pat­tona. Uda­jąc pacjenta, prze­py­ty­wał pie­lę­gniarkę gene­rała. W nagrodę za swój trud mógł ujaw­nić światu, że leka­rze pozwa­lają Pat­to­nowi na odro­binę whi­sky do kola­cji.

Dzien­ni­ka­rze są jed­nak naj­mniej­szym ze zmar­twień Pat­tona. Pod­czas II wojny świa­to­wej przy­spo­rzył on sobie wielu wysoko posta­wio­nych wro­gów w Moskwie, Ber­li­nie, Lon­dy­nie, a nawet Waszyng­to­nie. Jego obse­syjne przy­wią­za­nie do mówie­nia prawdy było nie­wy­godne dla wielu ludzi wła­dzy, rów­nież po woj­nie. Nie tak dawno choćby zasły­nął pochwałą nie­miec­kiej sztuki wojen­nej, jed­no­cze­śnie twier­dząc, że Zwią­zek Radziecki jest raczej wro­giem niż sojusz­ni­kiem Ame­ryki. Nie­któ­rzy zaczęli postrze­gać Pat­tona jako prze­szkodę na dro­dze do świa­to­wego pokoju. A teraz gene­rał stał się łatwym celem dla swo­ich nie­przy­ja­ciół.

Rok wcze­śniej Pat­ton toczył naj­waż­niej­szą bitwę w swo­jej karie­rze, gna­jąc przez Fran­cję na czele uko­cha­nej 3. Armii, by ura­to­wać siły ame­ry­kań­skie osa­czone w waloń­skim Basto­gne. W armii nie­miec­kiej od dawna uwa­żano Pat­tona za naj­wy­bit­niej­szego alianc­kiego gene­rała, ale bitwa o wybrzu­sze­nie², jak ją póź­niej nazwano, zapew­niła mu sławę na całym świe­cie.

Teraz jed­nak dumny i nie­ustra­szony wete­ran, który daw­niej gra­so­wał na linii frontu w spe­cjal­nie zmo­dy­fi­ko­wa­nym samo­cho­dzie dowo­dze­nia typu Dodge WC57 wypo­sa­żo­nym w wiel­ko­ka­li­browy kara­bin maszy­nowy Brow­ning M2 12,7 mm, syrenę i dwa rogi mgłowe ogła­sza­jące jego przy­by­cie, został ukryty przed świa­tem. Wielki Geo­rge S. Pat­ton, śpiący nie­spo­koj­nie w piąt­kowy wie­czór, pod­czas gdy zmierzch zapada nad Heidel­ber­giem, ma niskie tętno i wysoką gorączkę. Na obiad wypił ajer­ko­niak i przez jakiś czas dopi­sy­wał mu humor, lecz ener­gia uszła z niego, nim wresz­cie zapadł w sen. Dzień wcze­śniej jego twarz cał­ko­wi­cie zsi­niała z powodu zakrzepu w płu­cach i leka­rze oba­wiają się, że kolejny zator mógłby utrud­nić mu oddy­cha­nie.

Wypa­dek był kosz­marny. Głowę Pat­tona, od nosa po szczyt czaszki, pokry­wają siniaki i szwy, zna­cząc miej­sce, w któ­rym leka­rze przy­szyli ode­rwany płat skóry. Twarz wychu­dła mu z powodu utraty wagi, w kościach policz­ko­wych zieją dziury wywier­cone przez leka­rzy do umo­co­wa­nia sta­lo­wych haków unie­ru­cha­mia­ją­cych głowę na czas trans­portu. Gene­rał wyka­zał się jed­nak wysoką odpor­no­ścią na ból, zno­sząc cier­pie­nie z uśmie­chem i cha­rak­te­ry­stycz­nym wisiel­czym humo­rem. Prze­ko­ma­rza się z pie­lę­gniar­kami, które uwa­żają, że jest „uro­czy”. Pomimo nie­spo­dzie­wa­nego pogor­sze­nia swo­jego stanu w ostat­nich dniach wciąż ma nadzieję, że na czas dal­szej rekon­wa­le­scen­cji zosta­nie prze­trans­por­to­wany do bostoń­skiego Beverly Gene­ral Hospi­tal.

Beatrice jest przy nim cały czas, czy­ta­jąc mu i wzy­wa­jąc leka­rzy, gdy bra­kuje mu tchu. Przy­dzie­lono jej pokoik na końcu kory­ta­rza, rzadko jed­nak tam bywa. Była dzie­dziczka rodzin­nej for­tuny jest pro­stą kobietą o cha­ry­zma­tycz­nej oso­bo­wo­ści. Wyszła za Pat­tona rok po ukoń­cze­niu przez niego West Point. W trak­cie trzy­dzie­stu lat mał­żeń­stwa zno­siła wiele nie­do­god­no­ści zwią­za­nych z żoł­nier­skim życiem jej uko­cha­nego Geo­r­giego, ni­gdy nie szczę­dząc mu miło­ści ani wspar­cia.

Nagle Pat­ton się budzi. Jego ciem­no­nie­bie­skie oczy szu­kają Beatrice.

Jest.

– Wszystko w porządku, Geo­r­gie? – pyta Beatrice. Dorów­nuje mężowi odwagą, jest nie­ustra­szo­nym jeźdź­cem i świetną żeglarką.

Pat­ton wpa­truje się w żonę, jedyną kobietę, którą kie­dy­kol­wiek kochał, i matkę trojga ich dzieci. Beatrice pochyla się, aby pogła­skać dłoń męża.

– Jest tak ciemno – mówi Pat­ton. – Tak późno. – Zamyka oczy i ponow­nie zapada w sen.

Wkrótce Beatrice wycho­dzi do szpi­tal­nej sto­łówki, aby zjeść szybki obiad, zanim powróci czu­wać przy łóżku męża. Nie wie, że wła­śnie usły­szała jego ostat­nie słowa.

O godzi­nie 18.00 Beatrice otrzy­muje pilną wia­do­mość; natych­miast wraca do pokoju 110.

Ale jest już za późno.

Gene­rał, który wzbu­dzał w Niem­cach więk­sze prze­ra­że­nie niż jaki­kol­wiek inny ofi­cer, były pię­cio­bo­ista z igrzysk w Sztok­hol­mie, ofi­cer kawa­le­rii ści­ga­jący ongiś nie­sław­nego Pan­cho Villę po mek­sy­kań­skich pust­ko­wiach, wresz­cie wojow­nik publicz­nie oznaj­mia­jący, że pra­gnie pew­nego dnia zgi­nąć „od ostat­niej kuli wystrze­lo­nej w ostat­niej bitwie ostat­niej wojny”, nie żyje.

* * *

Ofi­cjalny komu­ni­kat ame­ry­kań­skiej armii stwier­dza, że gene­rał Geo­rge S. Pat­ton jr „zmarł o 17.45 21 grud­nia 1945 roku”. Zator płucny spo­wo­do­wany dwu­na­sto­dnio­wym bez­ru­chem osła­bił jego serce. Zgod­nie z rapor­tem adiu­tanta sztabu gene­ral­nego przy­czyny zgonu to „poura­zowe zapa­le­nie rdze­nia krę­go­wego, prze­miesz­cze­nie czwar­tego seg­mentu odcinka szyj­nego, zator płucny i ostra nie­wy­dol­ność mię­śnia ser­co­wego”.

Nie prze­pro­wa­dzono sek­cji zwłok. Ciało nie­zwłocz­nie prze­nie­siono do szpi­tal­nej piw­nicy, umiesz­czono w miej­scu daw­nego boksu dla konia i przy­kryto oso­bi­stą czte­ro­gwiazd­kową flagą gene­rała. Na prośbę żony Pat­ton został pocho­wany na cmen­ta­rzu ame­ry­kań­skim w Hamm w Luk­sem­burgu, nie­opo­dal areny swego naj­więk­szego try­umfu. Kilka lat póź­niej, gdy Beatrice spad­nie z konia i umrze, nie będzie mogła spo­cząć obok męża. Dzieci pota­jem­nie prze­mycą jej pro­chy do Europy i roz­sy­pią je na gro­bie ojca.

Gro­bie, który być może kryje głę­boką tajem­nicę.

* * *

Nie wszy­scy wie­rzą w to, że śmierć Pat­tona była przy­pad­kowa. Prze­żył już kilka „wypad­ków”, raz nawet, w kwiet­niu 1945 roku, jego oso­bi­sty samo­lot nie­omal został zestrze­lony przez bry­tyj­ski myśli­wiec Super­ma­rine Spit­fire, a Pat­ton pra­wie cudem unik­nął obra­żeń.

Zde­rze­nie z 9 grud­nia 1945 roku, któ­rego skut­kiem był para­liż Pat­tona, to jed­nak zupeł­nie inna histo­ria. Cię­ża­rówka woj­skowa GMC CCKW o ładow­no­ści dwóch i pół tony, która ude­rzyła w samo­chód gene­rała, nagle i w nie­wy­ja­śnio­nych oko­licz­no­ściach skrę­ciła z prze­ciw­nego pasa, zupeł­nie jakby kie­rowca celowo sta­rał się go zra­nić. Zarówno szo­fer, jak i dwaj jej pasa­że­ro­wie po kata­stro­fie roz­pły­nęli się w powie­trzu. Nikomu nie posta­wiono zarzu­tów. Nikogo nie pocią­gnięto do odpo­wie­dzial­no­ści.

Co wię­cej, wkrótce zagi­nęły rów­nież ofi­cjalny raport na temat wypadku i zezna­nia kilku cen­nych świad­ków. Naj­bar­dziej zło­wiesz­cze było jed­nak wyzna­nie byłego agenta ame­ry­kań­skiego wywiadu, który w paź­dzier­niku 1979 roku przy­znał się do uczest­nic­twa w pla­no­wa­niu i reali­za­cji zama­chu na gene­rała Geo­rge’a S. Pat­tona jr.

Te wstrzą­sa­jące słowa prze­szły nie­mal bez echa.

Tak oto męż­czy­zna, który na wła­sne oczy widział wszech­obecną śmierć na polach bitew Europy i Afryki, ofi­cjal­nie zgi­nął jak zwy­kły prze­cho­dzień.

Ofi­cjal­nie.

1.

W wol­nym prze­kła­dzie „chłop z jajami” – przyp. red.

2.

Ter­min powszechny w histo­rio­gra­fii anglo­sa­skiej; inne okre­śle­nia to bitwa o Ardeny lub ofen­sywa w Arde­nach – przyp. red.3. ARMIA STA­NÓW ZJED­NO­CZO­NYCH
(PAŹ­DZIER­NIK 1944)

GEN. POR. GEO­RGE S. PAT­TON JR

XII KOR­PUS

GEN. MJR MAN­TON EDDY

26. DYWI­ZJA PIE­CHOTY „YAN­KEE DIVI­SION”

gen. mjr Wil­lard S. Paul

101. pułk pie­choty

104. pp

328. pp

101. bata­lion (dywi­zjon) arty­le­rii

102. ba

263. ba

180. ba

35. DYWI­ZJA PIE­CHOTY „SANTA FE DIVI­SION”

GEN. MJR PAUL W. BAADE

134. pp

137. pp

320. pp

161. ba

216. ba

219. ba

127. ba

80. DYWI­ZJA PIE­CHOTY „BLUE RIDGE DIVI­SION”

GEN. MJR HORACE L. MCBRIDE

317. pp

318. pp

319. pp

313. ba

314. ba

905. ba

315. ba

4. DYWI­ZJA PAN­CERNA

GEN. MJR JOHN S. WOOD

8. bata­lion pan­cerny (czoł­gów)

35. bpanc (bcz)

37. bpanc (bcz)

10. bata­lion pie­choty zmo­to­ry­zo­wa­nej

51. bpzmot

53. bpzmot

22. bata­lion (dywi­zjon) arty­le­rii pan­cer­nej (samo­bież­nej)

66. bapanc

94. bapanc

6. DYWI­ZJA PAN­CERNA „SUPER SIXTH”

GEN. MJR ROBERT W. GROW

15. bpanc (bcz)

68. bpanc (bcz)

69. bpanc (bcz)

9. bpzmot

44. bpzmot

50. bpzmot

128. bapanc

212. bapanc

XX KOR­PUS

GEN. MJR WAL­TON WAL­KER

5. DYWI­ZJA PIE­CHOTY

GEN. MJR LEROY IRVIN

2. pułk pie­choty

10. pp

11. pp

19. bata­lion (dywi­zjon) arty­le­rii

46. ba

50. ba

21. ba

90. DYWI­ZJA PIE­CHOTY „ALAMO DIVI­SION” – „TOUGH OMBRES”

GEN. POR. RAY­MOND MCLAIN

357. pp

358. pp

359. pp

343. bata­lion (dywi­zjon) arty­le­rii

344. ba

915. ba

345. ba

95. DYWI­ZJA PIE­CHOTY „VIC­TORY DIVI­SION”

GEN. MJR HARRY L. TWAD­DLE

377. pp

378. pp

379. pp

358. ba

359. ba

920. ba

360. ba

10. DYWI­ZJA PAN­CERNA „TIGER”

GEN. MJR WIL­LIAM H.H. MOR­RIS

3. bata­lion pan­cerny (czoł­gów)

11. bpanc (bcz)

21. bpanc (bcz)

21. bata­lion pie­choty zmo­to­ry­zo­wa­nej

54. bpzmot

61. bpzmot

419. bata­lion (dywi­zjon) arty­le­rii pan­cer­nej (samo­bież­nej)

420. bapanc

423. bapanc1

WZGÓ­RZA WOKÓŁ METZU, FRAN­CJA

3 PAŹ­DZIER­NIKA 1944

12.02

Kapral Robert W. Holm­lund się boi. Jest prze­ko­nany, że jego życie dobiega końca, choć ma trzy­dzie­ści dwa lata. Ame­ry­kań­ska nawała trwa dopiero od dwóch minut… a wydaje się, jakby minęło ich dwa­dzie­ścia. Kapral to spe­cja­li­sta od mate­ria­łów wybu­cho­wych kom­pa­nii B 11. pułku pie­choty wcho­dzą­cego w skład 5. Dywi­zji Pie­choty 3. Armii. Jest stu­den­tem, pocho­dzi z samego serca Ame­ryki i porzu­cił szkołę han­dlową, by wziąć udział w woj­nie. Jego naj­wyż­szym dowódcą jest naj­bar­dziej prze­ra­ża­jący spo­śród alianc­kich gene­ra­łów – Geo­rge S. Pat­ton jr. Holm­lund i jego ludzie z kom­pa­nii Baker, bie­gnący wła­śnie w kie­runku sil­nie bro­nio­nego przez Niem­ców fortu Driant (Feste Kron­prinz, grupa ufor­ty­fi­ko­wana Driant), zaglą­dają jed­nak w oczy śmierci, pod­czas gdy Pat­ton kie­ruje swą olbrzy­mią armią z zaci­sza sztabu ulo­ko­wa­nego czter­dzie­ści kilo­me­trów za linią frontu.

Poci­ski nie­miec­kich kaemów ze świ­stem prze­la­tują tuż obok hełmu Holm­lunda, roz­trza­sku­jąc głowy i piersi jego towa­rzy­szy. Za nimi w oddali dudni ame­ry­kań­ska arty­le­ria kła­dąca ogień zapo­rowy. W leśnym powie­trzu czuć proch, deszcz i ostrą woń kor­dytu. Twardą zie­mię zastą­piło błocko pokryte gru­bym kobier­cem liści. Wokół wycią­gają się kol­cza­ste łodygi jeżyn, cze­pia­jąc się mun­duru, plą­cząc pomię­dzy nogami. Na sze­ro­kich bar­kach Holm­lund dźwiga blok tro­tylu, tak zwany ładu­nek chle­ba­kowy. Gra­naty dyn­dają mu u pasa jak doj­rzałe kiście wino­gron. W ramio­nach trzyma bli­sko dzie­wię­cio­ki­lo­gra­mowy, ponadme­tro­wej dłu­go­ści ręczny kara­bin maszy­nowy M1918A2, tak zwany BAR (Brow­ning Auto­ma­tic Rifle). Pia­stuje go jak dziecko, igno­ru­jąc drew­niany uchwyt nad lufą. Tyle że to nie dziecko, lecz maszyna do zabi­ja­nia, zdolna wypluć sześć­set pięć­dzie­siąt poci­sków kali­bru 7,62 mm na minutę.

Pomimo tej siły ognia Robert W. Holm­lund jest prze­ra­żony, tak jak każdy męż­czy­zna w tym śmier­cio­no­śnym lesie, choć nie daje tego po sobie poznać.

Nie ma czasu na strach, tęsk­notę za domem czy wąt­pli­wo­ści. Fort Driant maja­czy w odle­gło­ści czte­ry­stu metrów. Wszystko, co go doty­czy, pozo­staje zagadką, od loka­li­za­cji potęż­nych 150 mm cięż­kich hau­bic polo­wych, po labi­rynt tuneli, w któ­rych jego nie­miecka załoga je, śpi, modli się, czy­ści broń, pla­nuje walkę, a od czasu do czasu nie­spo­dzie­wa­nie zabija, wychy­nąw­szy z ukry­tych przejść.

Z roz­kazu Pat­tona kom­pa­nia Baker ma zająć Driant. Naj­le­piej wspiąć się na dach scho­wany pod grubą war­stwą ziemi. Tam pozo­staje już tylko odna­leźć wej­ście lub inny ukryty otwór, któ­rym będzie można prze­nik­nąć do środka, by sto­czyć bitwę.

Atak, w któ­rym uczest­ni­czy kom­pa­nia Baker, ma na celu wzię­cie prze­ciw­nika w dwa ognie. Po prze­ciw­nej stro­nie fortu nacie­rają żoł­nie­rze kom­pa­nii Easy. Ocią­gają się jed­nak, ponie­waż Driant już raz uto­czył im krwi.

Stało się to przed sze­ścioma dniami. Niebo było bez­chmurne. Ran­kiem samo­loty myśliw­sko-bom­bowe Repu­blic P-47 Thun­der­bolt z XIX Tac­ti­cal Air Com­mand prze­le­ciały nisko z wyciem sil­ni­ków, zrzu­ca­jąc bomby zapa­la­jące z napal­mem i burzące bomby o masie 454 kilo­gra­mów. Następ­nie Driant zmięk­czyła ame­ry­kań­ska arty­le­ria, z pie­kielną cel­no­ścią ostrze­li­wu­jąc Niem­ców.

O godzi­nie 14.15 kom­pa­nia Easy ruszyła do ataku ramię w ramię z żoł­nie­rzami kom­pa­nii Geo­rge, ukryta za grubą zasłoną dymną. Nie zda­wano sobie sprawy, że bom­bar­do­wa­nie z ziemi i z powie­trza nie wyrzą­dziło żad­nej szkody nie­miec­kim obroń­com, bez­piecz­nym za czte­ro­ipół­me­tro­wymi ścia­nami fortu oraz w zama­sko­wa­nych bun­krach w lesie.

Krok po kroku nie­wi­doczni, zda­wa­łoby się, ame­ry­kań­scy żoł­nie­rze postę­po­wali naprzód. Trzy­ma­jąc palce na języ­kach spu­sto­wych, wpa­try­wali się w las i ocze­ki­wali bły­sków wystrza­łów, które zdra­dzi­łyby pozy­cje nie­przy­ja­ciela. Ale Niemcy nie strze­lali. Jesz­cze nie. Żoł­nie­rze kom­pa­nii E i G pod­kra­dali się coraz bli­żej. Każda mija­jąca chwila utwier­dzała ich w prze­ko­na­niu, że są nie­wi­doczni za zasłoną dymną. Wciąż masze­ro­wali, a tym­cza­sem ze strony Niem­ców nie padł ani jeden strzał. Wkrótce przed Ame­ry­ka­nami zama­ja­czyły grube zwoje drutu kol­cza­stego zna­czące naj­da­lej wysu­niętą linię obrony fortu. Nie spo­sób było prze­do­stać się przez ich ostre jak brzy­twa sploty. Atak się zatrzy­mał.

Niemcy otwo­rzyli ogień.

Jesien­nym popo­łu­dniem zawład­nął prze­ra­ża­jący, aż nazbyt dobrze znany Ame­ry­ka­nom odgłos. W swoim żar­go­nie wyplu­wa­jące 1200 poci­sków na minutę nie­miec­kie kara­biny maszy­nowe MG-42 ochrzcili mia­nem „Hitler’s Zip­per” – „zamka bły­ska­wicz­nego Hitlera”. W Wehr­mach­cie ich zabój­czy dźwięk nazwano po pro­stu „piłą do kości”. MG-42 otwo­rzyły ogień ze wszyst­kich stron. Poci­ski runęły w las, zdolne zabić czło­wieka z odle­gło­ści bli­sko dwóch kilo­me­trów.

Zma­so­wany ostrzał z broni maszy­no­wej sta­no­wił jed­nak zale­d­wie pre­lu­dium. Wkrótce Ame­ry­ka­nie zna­leźli się pod ogniem moź­dzie­rzy, kara­bi­nów, a nawet cięż­kich hau­bic. Ich natar­cie się zała­mało. Żoł­nie­rze przy­lgnęli do ziemi na dłu­gie godziny, a nie­mieccy strzelcy wyłu­ski­wali ich jed­nego po dru­gim z powolną, nie­ubła­ganą pre­cy­zją. Dopiero po zapad­nię­ciu ciem­no­ści żoł­nie­rzom kom­pa­nii E i G udało się doczoł­gać do bez­piecz­nych ame­ry­kań­skich linii.

Dwu­dzie­sty siódmy wrze­śnia był tra­gicz­nym dniem dla kom­pa­nii Easy. Bitwa pochło­nęła osiem­na­stu zabi­tych lub ran­nych.

Tego dnia miało być jesz­cze gorzej.

* * *

Kapral Holm­lund musi się zatrzy­mać, podob­nie jak reszta kom­pa­nii Baker. Drogę blo­kuje im wał skłę­bio­nego drutu kol­cza­stego ota­cza­jący fort Driant. Wysoka na dzie­więć metrów i rów­nie gruba plą­ta­nina gotowa jest uwię­zić każ­dego nie­szczę­śnika, który zawa­dzi mun­du­rem lub cia­łem o jej sploty. Wycię­cie w niej drogi za pomocą ręcz­nych szczy­piec zaję­łoby wiele dni – dla­tego dowódca kom­pa­nii Holm­lunda, kapi­tan Harry Ander­son, wydaje roz­kaz: wysa­dzić ten drut w cho­lerę.

Za swo­imi ple­cami Holm­lund sły­szy basowe dud­nie­nie chło­dzo­nego powie­trzem ben­zy­no­wego sil­nika gwiaz­do­wego Wri­ght (Con­ti­nen­tal Motors) R-975 C1 Whirl­wind o mocy 400 KM. Wkrótce dołą­cza do niego cha­rak­te­ry­styczny chrzęst sta­lo­wych gąsie­nic ogła­sza­jący przy­by­cie czołgu M4 Gene­ral Sher­man. Nic sobie nie robiąc z nie­usta­ją­cego ognia maszy­no­wego, któ­rym Niemcy chłosz­czą kom­pa­nię Baker, M4 Sher­man lawi­ruje pomię­dzy drze­wami i sta­ran­nie wybiera cel. Czoł­gowa armata M3 L/40 kali­bru 75 mm pluje dymem, wystrze­li­wu­jąc pocisk odłam­kowo-burzący M-48 High Explo­sive wprost w zasieki. Za pierw­szym wkrótce podąża kolejny i jesz­cze jeden. W mgnie­niu oka kłęby drutu roz­stę­pują się na tyle, by kom­pa­nia Baker mogła prze­mknąć mię­dzy nimi.

Kapi­tan Ander­son dzieli żoł­nie­rzy na trzy grupy. Dru­żyna Holm­lunda kon­ty­nu­uje czo­łowy atak w kie­runku fortu Driant, pozo­stałe dwie ude­rzają na sła­biej bro­nio­nym pra­wym skrzy­dle. Teren zna­czą leje po poci­skach, przez co przy­po­mina makietę powierzchni Księ­życa. Poje­dyn­cze drzewa i krzewy zapew­niają mini­malne schro­nie­nie przed nie­miec­kimi obroń­cami.

Kapral znaj­duje się w pierw­szej fali ata­ku­ją­cych. Nur­kuje do leja i przy­wiera do jego kra­wę­dzi, a następ­nie wysta­wia głowę i strzela ze swo­jego BAR do wroga. Potem pusz­cza się sprin­tem w kie­runku szpa­leru nie­du­żych wią­zów, gdzie znów kryje się, poszu­ku­jąc celu. Zie­mia jest zimna i roz­mię­kła, jego mun­dur nasiąka wil­go­cią. Strzela i pędzi naprzód, wciąż naprzód, nie spusz­czając wzroku z pła­skiego dachu fortu Driant. Choć paź­dzier­nik jest chłodny, Holm­lund pływa we wła­snym pocie. Twarz i dło­nie uma­zane ma bło­tem. Rzuca się do kolej­nego leja i roz­płasz­cza na ziemi. Przy­wiera do niej tak mocno, że widzi trzonki grzy­bów i jasno­zie­loną pleśń prze­bi­ja­jącą się przez opa­dłe liście. Kule świsz­czą tuż nad jego głową. Prze­ła­do­wuje broń i nasłu­chuje, wycze­ku­jąc oka­zji do strzału.

Z pola bitwy dobie­gają zna­jome odgłosy: szcze­ka­nie kara­bi­nów maszy­no­wych, wrza­ski umie­ra­ją­cych, ogłu­sza­jący huk gra­na­tów ręcz­nych, krót­kie, dosadne roz­kazy. Powie­trze wypeł­nia się okrzy­kami „Sani­ta­riusz!”.

Holm­lund wypusz­cza serię i rusza naprzód. Prze­biega obok ciał pole­głych towa­rzy­szy. Zna ich wszyst­kich. Razem robili pompki w cza­sie pod­sta­wo­wego szko­le­nia w Ala­ba­mie. Razem pły­nęli do Europy w ładowni statku trans­por­to­wego. Kilka godzin przed D-Day sie­dzieli razem na angiel­skiej łące, pod­czas gdy gene­rał Pat­ton wygła­szał naj­wspa­nial­szą mowę, jaką kie­dy­kol­wiek sły­szeli. A póź­niej, już po D-Day, Holm­lund wraz z kom­pa­nią Baker wal­czył we Fran­cji i świę­to­wał wyzwo­le­nie kolej­nych wio­sek, postę­pu­jąc zgod­nie z roz­ka­zem Pat­tona, by bez­li­to­śnie mor­do­wać Niem­ców – aby samemu unik­nąć śmierci.

Teraz kole­dzy Holm­lunda leżą mar­twi lub umie­ra­jący. Wraz z nimi odcho­dzą ich śmiech, gniew, prze­chwałki, opo­wie­ści o wyjąt­ko­wych dziew­czy­nach, które zosta­wili w domach, i wszyst­kie marze­nia o tym, co będą robić, gdy skoń­czy się wojna.

Kapral nawet na nich nie patrzy.

Nie zatrzy­muje się też. Sta­nąć to wysta­wić się na strzał. Dru­żyna Holm­lunda kur­czy się z dwu­na­stu do sze­ściu ludzi. Gdy dowódcę dosięga kula, kapral bez namy­słu przej­muje komendę. Powoli, mie­rząc postępy raczej w cen­ty­me­trach niż w metrach, kom­pa­nia B zbliża się do umoc­nień bro­nio­nego przez Niem­ców fortu.

Po dwóch godzi­nach od roz­po­czę­cia bitwy kapral Robert W. Holm­lund z Dela­van City w Wiscon­sin staje na dachu fortu Driant.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: