Dar. 12 lekcji, dzięki którym odmienisz swoje życie - Edith Eger - ebook + audiobook + książka

Dar. 12 lekcji, dzięki którym odmienisz swoje życie ebook i audiobook

Eger Edith

4,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

29 osób interesuje się tą książką

Opis

W życiu nie chodzi o to, co nam się przytrafia, tylko o to, co postanowimy z tym zrobić.

Wszyscy mierzymy się z cierpieniem – smutkiem, stratą, rozpaczą, strachem, niepewnością, porażkami. Ale mamy też wybór: w obliczu traumy lub trudności możemy się poddać albo przeżywać każdą chwilę jak dar.

Historia doktor Edith Eger zmieniła mnie na zawsze. - Oprah Winfrey.

Edith Eva Eger jest moją bohaterką. Zamiast pozwolić, by zniszczyła ją bolesna przeszłość, postanowiła, że zmieni ją w potężny dar i teraz wykorzystuje go, by pomagać innym w ich drodze ku uzdrowieniu. - Jeannette Walls, autorka Szklanego zamku.

Życie doktor Eger ujawnia naszą zdolność do przetrwania nawet najstraszniejszego koszmaru i pokazuje, jak wykorzystać własne cierpienie, by nieść pomoc innym ludziom. Doktor Eger odnalazła prawdziwą wolność i przebaczenie i pokazuje nam, że my też jesteśmy w stanie tego dokonać.- Desmond Tutu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 218

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 6 min

Lektor: Elżbieta Kijowska

Oceny
4,7 (201 ocen)
162
28
6
5
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Aelin_9

Nie oderwiesz się od lektury

Wartościowa książka, pokazująca, że z każdej sytuacji można znaleźć wyjście. Zawiera sporo rad i odniesień do konkretnych sytuacji życiowych. Jest trochę jak taki przyjaciel, który daje wsparcie i udziela cennych wskazówek. Polecam
20
limomanka

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniała. Nieoceniony poradnik dla szukających konkretnych metod pracy z emocjami.
10
Asiajablonska

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam , wiele wspaniałych wskazówek dla siebie
10
dorotaudala1

Nie oderwiesz się od lektury

książka wspaniała ,jest dla mnie drogowskazem.
10
Danutka1962

Nie oderwiesz się od lektury

zrozumiałam, że życie to dar,który jest najcenniejszy. Warto kochać siebie i dzięki temu świat jest lepszy .Uwierzyć w swoje marzenia i realizować je.Na Twojej drodze życia zawsze znajdują się ludzie,którzy czegoś Ciebie nauczą lub pozwolą Ci znaleźć własna ścieżkę .Ta książka uświadomiła mi jest jestem szczęśliwym człowiekiem i mogę się podzielić tym szczęściem z innymi ludźmi
00

Popularność




Dla moich pacjen­tów.

Jeste­ście moimi nauczy­cie­lami.

Dali­ście mi odwagę, dzięki któ­rej wró­ci­łam do Auschwitz i roz­po­czę­łam podróż w kie­runku prze­ba­cze­nia i wol­no­ści.

Nie­ustan­nie inspi­ru­je­cie mnie swoją szcze­ro­ścią i har­tem ducha.

WSTĘP

Wyzwól się z wię­zie­nia swo­jego umy­słu

W obo­zie zagłady nauczy­łam się, jak żyć

Wio­sną 1944 roku mia­łam szes­na­ście lat i miesz­ka­łam wraz rodzi­cami i dwiema sio­strami w Koszy­cach (wów­czas pod oku­pa­cją węgier­ską). Wszę­dzie dostrze­ga­li­śmy sygnały świad­czące o toczą­cej się woj­nie oraz zwią­za­nych z nią uprze­dze­niach wobec nas. Przy­pi­na­li­śmy do płasz­czy żółte gwiazdy Dawida, a nasze stare miesz­ka­nie zajęli węgier­scy faszy­ści, strza­ło­krzy­żowcy – Nyilas. Prasa nie­ustan­nie dono­siła o sytu­acji na fron­tach i oku­pa­cji nie­miec­kiej, która objęła całą Europę. Rodzice wymie­niali nad sto­łem zatro­skane spoj­rze­nia. I ten straszny dzień, kiedy zosta­łam wyrzu­cona z repre­zen­ta­cji olim­pij­skiej w gim­na­styce, ponie­waż byłam Żydówką. Mimo to pochła­niały mnie zwy­czajne pro­blemy nasto­lat­ków. Zako­cha­łam się w Eriku, wyso­kim, inte­li­gent­nym chło­paku, któ­rego pozna­łam w klu­bie książki i który został moją pierw­szą sym­pa­tią. Odtwa­rza­łam w myślach nasz pierw­szy poca­łu­nek, zachwy­ca­łam się nową sukienką z nie­bie­skiego jedwa­biu, którą zapro­jek­to­wał dla mnie tata, żar­to­wa­łam z Magdą, moją piękną star­szą sio­strą, i z Klarą, która dosko­na­liła grę na skrzyp­cach w buda­pesz­teń­skim kon­ser­wa­to­rium.

A potem wszystko się zmie­niło.

Pew­nego chłod­nego kwiet­nio­wego poranka zor­ga­ni­zo­wano w Koszy­cach obławę na Żydów i uwię­ziono ich w sta­rej cegielni. Kilka tygo­dni póź­niej wraz z Magdą i rodzi­cami zosta­łam zała­do­wana do bydlę­cego wagonu i wywie­ziona do Auschwitz. Gdy tylko tam dotar­li­śmy, Niemcy zamor­do­wali moich rodzi­ców w komo­rze gazo­wej.

Pierw­szego wie­czoru w Auschwitz zmu­sili mnie, żebym tań­czyła dla ofi­cera SS, Josefa Men­gele, zwa­nego Anio­łem Śmierci; czło­wieka, który tego dnia prze­pro­wa­dzał selek­cję nowo przy­by­łych więź­niów i wysłał moją matkę na śmierć. „Zatańcz dla mnie!”, roz­ka­zał, a ja sta­nę­łam na lodo­wa­tej beto­no­wej pod­ło­dze baraku spa­ra­li­żo­wana ze stra­chu. Na zewnątrz obo­zowa orkie­stra zaczęła grać walca Nad pięk­nym modrym Duna­jem. Przy­po­mi­na­jąc sobie radę mamy – „Nikt nie może zabrać ci tego, co prze­cho­wu­jesz w umy­śle” – zamknę­łam oczy i ucie­kłam do swo­jego świata. W myślach nie byłam więź­niarką obozu śmierci, zzięb­niętą, głodną i zdru­zgo­taną utratą bli­skich. Sta­łam na sce­nie buda­pesz­teń­skiej opery i tań­czy­łam par­tię Julii z baletu Czaj­kow­skiego. Kry­jąc się w tym pry­wat­nym azylu, zmu­si­łam ręce, żeby się unio­sły, a nogi, żeby wiro­wały. Zebra­łam wszyst­kie siły, by tań­czyć o życie.

Każda chwila w Auschwitz była pie­kłem na ziemi. I moją szkołą życia. Zma­ga­jąc się ze stratą, tor­tu­rami, gło­dem i sta­łym zagro­że­niem życia, odkry­łam narzę­dzia prze­trwa­nia i wol­no­ści, które każ­dego dnia sto­suję w swo­jej prak­tyce psy­cho­lo­gicz­nej oraz w życiu pry­wat­nym.

Pisząc ten wstęp jesie­nią 2019 roku, mam dzie­więć­dzie­siąt dwa lata, na kon­cie dok­to­rat z psy­cho­lo­gii kli­nicz­nej, który napi­sa­łam w 1978 roku, oraz ponad czter­dzie­sto­let­nią prak­tykę w lecze­niu ludzi. Pra­cuję z wete­ra­nami wojen­nymi, ofia­rami prze­mocy sek­su­al­nej, stu­den­tami, dzia­ła­czami spo­łecz­nymi i kadrą zarzą­dza­jącą; z ludźmi zma­ga­ją­cymi się z nało­gami i z tymi, któ­rzy wal­czą z lękami i depre­sją; z parami bory­ka­ją­cymi się z fru­stra­cją i ura­zami oraz tymi, któ­rzy pra­gną wskrze­sić w związku poczu­cie bli­sko­ści; z rodzi­cami i dziećmi uczą­cymi się razem żyć i z tymi, któ­rzy uczą się żyć osobno. Jako psy­cho­log, matka, bab­cia i prabab­cia; jako obser­wa­torka zacho­wań wła­snych i zacho­wań innych ludzi; jako oca­lała z Auschwitz – jestem tutaj, by powie­dzieć ci, że naj­gor­szym wię­zie­niem nie jest to, do któ­rego wtrą­cili mnie nazi­ści, ale to, które sama dla sie­bie zbu­do­wa­łam.

Nasze życia praw­do­po­dob­nie bar­dzo się od sie­bie róż­nią, ale być może wiesz, co mam na myśli. Dla wielu z nas wię­zie­niem staje się umysł. Nasze myśli i poglądy okre­ślają, a czę­sto nawet ogra­ni­czają to, co czu­jemy, robimy i uwa­żamy za moż­liwe. W ciągu wielu lat pracy odkry­łam, że oprócz ogra­ni­czających nas prze­ko­nań, które się ujaw­niają i mani­fe­stują w nie­po­wta­rzalny spo­sób, ist­nieją także pewne powszechne wię­zie­nia men­talne przy­spa­rza­jące nam cier­pień. Ta książka to prak­tyczny prze­wod­nik, który pomoże nam ziden­ty­fi­ko­wać różne wię­zie­nia umy­słu i wytwo­rzyć narzę­dzia, dzięki któ­rym się od nich uwol­nimy.

Fun­da­men­tem wol­no­ści jest umie­jęt­ność doko­ny­wa­nia wybo­rów. W ostat­nich mie­sią­cach wojny nie mia­łam zbyt wielu opcji ani dróg ucieczki. Węgier­scy Żydzi jako jedni z ostat­nich w Euro­pie tra­fili do obo­zów śmierci. Po ośmiu mie­sią­cach pobytu w Auschwitz, tuż przed klę­ską Nie­miec, wraz z setką innych więź­niów moja sio­stra i ja zosta­ły­śmy ewa­ku­owane z obozu i prze­pę­dzone z terenu Pol­ski przez Niemcy aż do Austrii. Po dro­dze nie­wol­ni­czo pra­co­wa­ły­śmy w róż­nych fabry­kach i jeź­dzi­ły­śmy na dachach pocią­gów trans­por­tu­ją­cych nie­miecką amu­ni­cję, a nasze ciała słu­żyły jako żywe tar­cze chro­niące ładu­nek przed bry­tyj­skimi bom­bami. (A Bry­tyj­czycy i tak bom­bar­do­wali pociągi).

Kiedy w końcu zosta­ły­śmy uwol­nione z austriac­kiego obozu kon­cen­tra­cyj­nego Gun­skir­chen – w maju 1945 roku, nieco ponad dwa­na­ście mie­sięcy od chwili uwię­zie­nia w Auschwitz – moi rodzice i nie­mal wszy­scy ludzie, któ­rych zna­łam, już nie żyli. Byłam zagło­dzona, pokryta wrzo­dami i obo­lała, bo stale znę­cano się nade mną fizycz­nie. Nie mogłam się ruszyć, leża­łam na sto­sie ciał, pośród ludzi, któ­rzy byli tak samo cho­rzy i wycień­czeni jak ja, któ­rych ciała się pod­dały. Nie mogłam cof­nąć tego, co mi zro­biono. Nie mia­łam wpływu na to, ilu ludzi nazi­ści wepchnęli do bydlę­cych wago­nów lub kre­ma­to­riów, usi­łu­jąc wymor­do­wać przed koń­cem wojny jak naj­wię­cej Żydów i innych „nie­po­żą­da­nych ele­men­tów”. Nie potra­fi­łam odwró­cić sys­te­ma­tycz­nej dehu­ma­ni­za­cji ani zatrzy­mać rzezi ponad sze­ściu milio­nów nie­win­nych istot, które zgi­nęły w obo­zach zagłady. Mogłam jedy­nie zde­cy­do­wać, jak zare­aguję na tę grozę, roz­pacz i bez­sens. Na szczę­ście udało mi się odna­leźć w sobie nadzieję.

Ale prze­trwa­nie Auschwitz było tylko pierw­szym eta­pem mojej podróży ku wol­no­ści. Przez dzie­się­cio­le­cia pozo­sta­wa­łam więź­niem prze­szło­ści. Na pierw­szy rzut oka wyda­wało się, że radzę sobie bar­dzo dobrze, że zosta­wi­łam traumę za sobą i idę do przodu. Wyszłam za mąż za Bélę, potomka wpły­wo­wej rodziny z Pre­szowa, który w cza­sie wojny był par­ty­zan­tem i wal­czył z Niem­cami w gór­skich lasach Sło­wa­cji. Zosta­łam matką, ucie­kłam z Europy przed komu­ni­stami, wyemi­gro­wa­łam do Ame­ryki, żyłam tam w bie­dzie, potem wyszłam z ubó­stwa, a po czter­dzie­stce poszłam na stu­dia. Pra­co­wa­łam jako nauczy­cielka w szkole śred­niej, póź­niej wró­ci­łam na stu­dia, zdo­by­łam tytuł magi­stra psy­cho­lo­gii kształ­ce­nia, a potem dok­tora psy­cho­lo­gii kli­nicz­nej. Ale nawet pod koniec pro­cesu edu­ka­cji, gdy z poświę­ce­niem poma­ga­łam ludziom odzy­ski­wać zdro­wie i gdy powie­rzano mi naj­trud­niej­sze przy­padki, cią­gle się ukry­wa­łam – ucie­ka­łam od prze­szło­ści, wypie­ra­łam smu­tek i traumę, mini­ma­li­zo­wa­łam je i uda­wa­łam, pró­bu­jąc zado­wo­lić innych i robić wszystko per­fek­cyj­nie. Obwi­nia­łam Bélę za swoje chro­niczne nie­za­do­wo­le­nie i roz­cza­ro­wa­nie, goni­łam za suk­ce­sami, jakby były w sta­nie wyna­gro­dzić mi to wszystko, co stra­ci­łam.

Pew­nego dnia przy­szłam do Wil­liam Beau­mont Army Medi­cal Cen­ter w Fort Bliss w Tek­sa­sie, gdzie odby­wa­łam staż, i wło­ży­łam swój biały kitel z pla­kietką „dok­tor Eger, oddział psy­chia­tryczny”. Przez uła­mek sekundy te słowa się zama­zały i zda­wały się mówić: „dok­tor Eger, oszustka”. Wtedy zro­zu­mia­łam, że nie będę mogła wspie­rać innych w pro­ce­sie lecze­nia, dopóki nie uzdro­wię sie­bie.

Moja metoda tera­peu­tyczna jest eklek­tyczna i intu­icyjna; to mie­szanka tech­nik psy­cho­te­ra­pii poznaw­czej i psy­cho­dy­na­micz­nej. Nazy­wam ją tera­pią wyboru, ponie­waż istotą i pod­stawą wol­no­ści jest wła­śnie umie­jęt­ność doko­ny­wa­nia wybo­rów. Wpraw­dzie cier­pie­nie jest nie­uchronne i uni­wer­salne, ale zawsze możemy wybrać, jak na nie reago­wać. Dla­tego za każ­dym razem dążę do tego, by wyzwo­lić w pacjen­cie umie­jęt­ność doko­ny­wa­nia wybo­rów, dzięki któ­rej będzie mógł zmie­niać życie na lep­sze.

Mój spo­sób dzia­ła­nia opiera się na czte­rech waż­nych teo­riach psy­cho­lo­gicz­nych.

Pierw­sza to teo­ria psy­cho­lo­gii pozy­tyw­nej Mar­tina Selig­mana i jego poję­cie „wyuczo­nej bez­rad­no­ści” – naj­bar­dziej cier­pimy wów­czas, gdy wie­rzymy, że nie mamy żad­nego wpływu na wła­sne życie, że nic nie możemy zro­bić, by popra­wić swój los. Roz­kwi­tamy wtedy, gdy udaje się nam uru­cho­mić „wyuczony opty­mizm”, w ten spo­sób zdo­by­wamy siłę, odpor­ność, ela­stycz­ność i umie­jęt­ność nada­wa­nia zna­cze­nia i kie­runku naszemu życiu.

Drugi kon­cept to tera­pia poznaw­czo-beha­wio­ralna, która polega na zro­zu­mie­niu, że myśli kreują nasze emo­cje i zacho­wa­nia. By zmie­nić szko­dliwe, dys­funk­cyjne lub nie­sku­teczne zacho­wa­nia, musimy naj­pierw zmie­nić swój spo­sób myśle­nia; nega­tywne prze­ko­na­nia zastę­pu­jemy tymi, które służą naszemu roz­wo­jowi i go wspie­rają.

Trze­cia pod­stawa mojej metody to podej­ście huma­ni­styczne Carla Rogersa, jed­nego z moich naj­cen­niej­szych men­to­rów, oparte na bez­wa­run­ko­wej akcep­ta­cji i sza­cunku do samego sie­bie. Wiele naszych cier­pień bie­rze się z błęd­nego prze­ko­na­nia, że nie możemy być kochani i jed­no­cze­śnie praw­dziwi – tak się dzieje, gdy uwa­żamy, że aby zasłu­żyć na czy­jąś akcep­ta­cję i uzna­nie, musimy ukry­wać nasze praw­dziwe „ja” albo je zane­go­wać. W swo­jej pracy sta­ram się prze­no­sić bez­wa­run­kową miłość na pacjen­tów i tak ich pro­wa­dzić, by zro­zu­mieli, że staną się wolni, gdy ścią­gną maski i prze­staną odgry­wać role narzu­cone im przez innych ludzi oraz speł­niać ich ocze­ki­wa­nia; gdy zaczną bez­wa­run­kowo kochać samych sie­bie.

I w końcu czwarta zasada, którą wyznaję wspól­nie z Vik­to­rem Fran­klem, moim uko­cha­nym men­to­rem, przy­ja­cie­lem i współ­więź­niem oca­la­łym z Auschwitz. Polega ona na zro­zu­mie­niu, że naj­gor­sze doświad­cze­nia mogą być naszymi naj­lep­szymi nauczy­cie­lami kata­li­zu­ją­cymi nie­ocze­ki­wane odkry­cia i otwie­ra­ją­cymi nas na nowe moż­li­wo­ści i per­spek­tywy. Źró­dłem uzdro­wie­nia, speł­nie­nia i wol­no­ści jest nasza zdol­ność wyboru reak­cji na wszystko, co przy­nosi nam życie, oraz poszu­ki­wa­nie sensu i celu w każ­dym doświad­cze­niu, zwłasz­cza w cier­pie­niu.

Wol­ność to prak­tyka trwa­jąca całe życie – to wybory, któ­rych doko­nu­jemy na nowo każ­dego dnia. Wol­ność wymaga nadziei, którą defi­niuję na dwa spo­soby: jako świa­do­mość, że cier­pie­nie, nawet naj­strasz­niej­sze, jest tylko chwi­lowe; oraz cie­ka­wość, by się dowie­dzieć, co się zda­rzy póź­niej. Nadzieja pozwala nam żyć w teraź­niej­szo­ści zamiast w prze­szło­ści i otwiera drzwi wię­zie­nia naszego umy­słu.

Zosta­łam uwol­niona z obozu śmierci ponad sie­dem­dzie­siąt lat temu, ale na­dal mam kosz­mary. Drę­czą mnie wspo­mnie­nia. Do śmierci będę opła­ki­wać rodzi­ców, któ­rzy ni­gdy nie zoba­czą czte­rech poko­leń odro­dzo­nych z ich popio­łów. Ten hor­ror na­dal jest we mnie. Umniej­sza­nie tego, co się stało, lub próby zapo­mnie­nia o wszyst­kim nie przy­niosą mi wol­no­ści.

Pamięć i sza­cu­nek nie mają nic wspól­nego z tkwie­niem w poczu­ciu winy, wstydu czy też z odczu­wa­niem gniewu, żalu i stra­chu zwią­za­nego z prze­szło­ścią. Potra­fię sta­wić czoło tam­tej rze­czy­wi­sto­ści i pamię­tać, że cho­ciaż ponio­słam stratę, ni­gdy nie prze­sta­łam wybie­rać miło­ści i nadziei. Zdol­ność do doko­ny­wa­nia wybo­rów, nawet w samym środku nie­wy­obra­żal­nego cier­pie­nia i bez­sil­no­ści, jest dla mnie praw­dzi­wym darem tego czasu, który spę­dzi­łam w Auschwitz.

Być może nazy­wa­nie darem cze­goś, co wywo­dzi się z obozu śmierci, wydaje się nie­wła­ściwe. Czy pie­kło może zaofe­ro­wać coś dobrego? Czy może wynik­nąć coś dobrego z nie­ustan­nego stra­chu, że wybiorą mnie w trak­cie selek­cji albo że w dowol­nej chwili wycią­gną z celi i wyślą do komory gazo­wej, z widoku ciem­nego dymu wydo­by­wa­ją­cego się z komi­nów kre­ma­to­rium, tego wszech­obec­nego przy­po­mi­na­nia o wszyst­kim, co stra­ci­łam i co jesz­cze mogę stra­cić? Nie mia­łam kon­troli nad tymi bez­sen­sow­nymi, strasz­li­wymi oko­licz­no­ściami. Ale mogłam skon­cen­tro­wać się na tym, co mia­łam w gło­wie. Mogłam reago­wać albo nie. W Auschwitz zyska­łam szansę odkry­cia swo­jej wewnętrz­nej siły i potęgi wyboru. Nauczy­łam się pole­gać na tych aspek­tach mojej oso­bo­wo­ści, o któ­rych ist­nie­niu ina­czej bym się nie dowie­działa.

Wszy­scy mamy zdol­ność do doko­ny­wa­nia wybo­rów. Jeśli z zewnątrz nie otrzy­mu­jemy niczego uży­tecz­nego lub wzmac­nia­ją­cego, to wła­śnie jest ten moment, kiedy zdo­by­wamy szansę, by odkryć, kim naprawdę jeste­śmy. To, co się nam przy­da­rza, nie ma naj­więk­szego zna­cze­nia; naj­waż­niej­sze jest to, co zro­bimy z naszymi doświad­cze­niami.

Gdy ucie­kamy z wię­zie­nia umy­słu, nie tylko uwal­niamy się od tego, co nas hamuje, ale też zysku­jemy wol­ność, by ćwi­czyć wolną wolę. Po raz pierw­szy nauczy­łam się roz­róż­niać pozy­tywną wol­ność od nega­tyw­nej w dniu oswo­bo­dze­nia z obozu Gun­skir­chen w maju 1945 roku, gdy mia­łam sie­dem­na­ście lat. Leża­łam w bło­cie na sto­sie mar­twych ciał i umie­ra­ją­cych ludzi, gdy 71 Dywi­zja Pie­choty USA wyzwo­liła obóz. Pamię­tam szok w oczach żoł­nie­rzy i chu­sty, któ­rymi zasła­niali twa­rze, by nie czuć smrodu roz­kła­da­ją­cych się ciał. W tych pierw­szych godzi­nach wol­no­ści obser­wo­wa­łam moich byłych już współ­więź­niów – ci, któ­rzy mogli cho­dzić, wycho­dzili przez bramę obozu. Ale kilka chwil póź­niej wra­cali i sia­dali apa­tycz­nie na wil­got­nej tra­wie albo na brud­nej pod­ło­dze bara­ków, nie­zdolni, by ruszyć do przodu. Vik­tor Frankl zauwa­żył to samo zja­wi­sko, gdy armia sowiecka wyzwo­liła Auschwitz. Już nie byli­śmy więź­niami, ale wielu z nas nie było w sta­nie – fizycz­nie lub psy­chicz­nie – poczuć wol­no­ści. Byli­śmy tak wynisz­czeni cho­ro­bami, gło­dem i cięż­kimi prze­ży­ciami, że nie potra­fi­li­śmy wziąć odpo­wie­dzial­no­ści za swoje życie. Pra­wie nie pamię­ta­li­śmy, jak być sobą.

Zosta­li­śmy wpraw­dzie uwol­nieni z wię­zie­nia nazi­stów, ale na­dal nie byli­śmy wolni.

Teraz już wiem, że naj­bar­dziej nisz­czy­ciel­skie jest wię­zie­nie naszego umy­słu i że klucz do niego znaj­duje się w naszej kie­szeni. Nie­ważne, jak bar­dzo cier­pimy i jak solidne są kraty, bo możemy uwol­nić się od wszyst­kiego, co nas powstrzy­muje.

To z pew­no­ścią nie jest łatwe, ale warte każ­dego wysiłku.

W Wybo­rze opo­wie­dzia­łam histo­rię swo­jej podróży od uwię­zie­nia ku uwol­nie­niu, a potem ku praw­dzi­wej wol­no­ści. Jestem nie­ustan­nie zdu­miona i zaszczy­cona wspa­nia­łym przy­ję­ciem mojej książki na całym świe­cie i reak­cją czy­tel­ni­ków, któ­rzy kon­fron­tują się ze swoją prze­szło­ścią i ciężko pra­cują, by ule­czyć ból. Spo­ty­kam się z nimi, cza­sem oso­bi­ście, cza­sem mailowo lub przez por­tale spo­łecz­no­ściowe czy roz­mowy wideo. Wiele histo­rii, które usły­sza­łam, znaj­dziesz w tej książce (nazwi­ska oraz inne szcze­góły zostały zmie­nione, by chro­nić pry­wat­ność moich roz­mów­ców).

Pisząc Wybór, nie chcia­łam, by ludzie czy­tali moją histo­rię i myśleli: „W żaden spo­sób nie da się porów­nać mojego cier­pie­nia z tym, co ona prze­żyła”. Pra­gnę, by ludzie usły­szeli moją histo­rię i pomy­śleli: „Jeśli ona mogła to zro­bić, to ja też mogę!”. Wiele osób prosi mnie o prak­tyczne wska­zówki, które sto­so­wa­łam w pro­ce­sie swo­jego lecze­nia i które zale­ca­łam pacjen­tom. Odpo­wie­dzią jest Dar.

W każ­dym roz­dziale zgłę­biam typowe men­talne wię­zie­nia, ilu­stru­jąc ich wpływ na nas za pomocą histo­rii z wła­snego życia oraz z mojej pracy kli­nicz­nej, i dołą­czam klu­cze, które mogą nas z nich uwol­nić. Nie­które z tych klu­czy to pyta­nia – możesz je wyko­rzy­stać jako oso­bi­stą inspi­ra­cję albo prze­dys­ku­to­wać z zaufa­nym przy­ja­cie­lem lub tera­peutą; inne to przy­datne roz­wią­za­nia, które możesz od razu zasto­so­wać, by polep­szyć swoje życie i rela­cje z ludźmi. Ponie­waż docho­dze­nie do zdro­wia nie jest pro­ce­sem line­ar­nym, celowo uło­ży­łam poszcze­gólne roz­działy w taki spo­sób, by odzwier­cie­dlały różne wątki i etapy mojej podróży ku wol­no­ści. Nie­mniej każdy roz­dział sta­nowi odrębną całość, więc kolej­ność czy­ta­nia poszcze­gól­nych czę­ści jest dowolna. To ty jesteś prze­wod­ni­kiem w swo­jej podróży przez życie; wyko­rzy­staj więc tę książkę w taki spo­sób, by posłu­żyła ci jak naj­le­piej.

Oto trzy pierw­sze dro­go­wskazy na two­jej dro­dze ku wol­no­ści.

Nie możemy niczego zmie­nić, dopóki nie jeste­śmy na to gotowi. Cza­sem cho­dzi o trudne oko­licz­no­ści życiowe – roz­wód, wypa­dek, cho­robę lub śmierć – które zmu­szają nas do sta­wie­nia czoła temu, co nam nie wycho­dzi, i wypró­bo­wa­nia innych roz­wią­zań. Nie­kiedy nasz wewnętrzny ból lub nie­speł­nione pra­gnie­nia stają się tak wyraźne, gło­śne i natar­czywe, że nie jeste­śmy w sta­nie ich igno­ro­wać ani chwili dłu­żej. Ale goto­wość do dzia­ła­nia nie bie­rze się z zewnątrz, nie możemy się do niej zmu­sić ani jej przy­spie­szyć. Jesteś gotowy, gdy po pro­stu jesteś gotowy, kiedy coś wewnątrz się zmie­nia i podej­mu­jesz decy­zję: Do tej pory postę­po­wa­łam tak, a teraz mam zamiar zro­bić coś innego.

NIE MOŻEMY NICZEGO ZMIE­NIĆ, DOPÓKI NIE JESTE­ŚMY NA TO GOTOWI.

Zmiana polega na zanie­cha­niu zwy­cza­jów i sche­ma­tów, które już nam nie służą. Jeśli chcesz zna­cząco odmie­nić swoje życie, nie możesz tak po pro­stu porzu­cić nie­sku­tecz­nych zwy­cza­jów lub prze­ko­nań; musisz je zastą­pić takimi, jakie są dla cie­bie korzystne. Wybie­rasz roz­wią­za­nia, dzięki któ­rym robisz postępy i dążysz do celu. Gdy zaczy­nasz podróż ku wol­no­ści, bierz pod uwagę nie tylko to, od czego chcesz się uwol­nić, ale rów­nież to, czemu ma słu­żyć twoja wol­ność – co chcesz dzięki niej zro­bić albo kim się stać.

ZMIANA POLEGA NA ZANIE­CHA­NIU ZWY­CZA­JÓW I SCHE­MA­TÓW, KTÓRE JUŻ NAM NIE SŁUŻĄ.

I wresz­cie, gdy zmie­niasz swoje życie, nie cho­dzi o to, byś stał się nową osobą. Sta­jesz się praw­dziwą osobą – jesteś jedy­nym w swoim rodzaju, wyjąt­ko­wym dia­men­tem, któ­rego ni­gdy wcze­śniej nie było i któ­rego nie można niczym zastą­pić. Wszystko, co ci się przy­da­rza – wszyst­kie wybory, jakich doko­nu­jesz, wszel­kie spo­soby, które wyko­rzy­stu­jesz, by radzić sobie z życiem – ma zna­cze­nie i jest przy­datne. Nie musisz odrzu­cać wszyst­kiego i zaczy­nać od zera. Wszystko, co zro­bi­łeś do tej pory, przy­wio­dło cię do tego miej­sca, do tej chwili.

KIEDY ZMIE­NIASZ SWOJE ŻYCIE, STA­JESZ SIĘ PRAW­DZIWĄ OSOBĄ.

Naj­waż­niej­szym klu­czem otwie­ra­ją­cym drogę ku wol­no­ści jest nie­ustanne dąże­nie do tego, by stać się tym, kim naprawdę jesteś.

ROZ­DZIAŁ 1

Co teraz?

Wię­zie­nie bycia ofiarą

Z mojego doświad­cze­nia wynika, że ofiary pytają: „Dla­czego ja?”, a oca­leni: „Co teraz?”.

Cier­pie­nie jest uni­wer­salne. Bycie ofiarą jest opcjo­nalne. Nie da się uciec przed cier­pie­niem czy cie­mię­że­niem, któ­rych źró­dłem są inni ludzie bądź oko­licz­no­ści. Jedno jest pewne: bez względu na to, jak jeste­śmy dobrzy i jak bar­dzo się sta­ramy, doświad­czymy bólu. Dopadną nas czyn­niki śro­do­wi­skowe lub gene­tyczne, na które nie mamy żad­nego wpływu lub bar­dzo nie­wielki. Ale każdy z nas może wybrać, czy będzie ofiarą czy nie. Nie wybie­ramy tego, co nam się przy­da­rza, ale możemy zde­cy­do­wać, jak reago­wać na swoje doświad­cze­nia i prze­ży­cia.

Wielu z nas pozo­staje w wię­zie­niu dla ofiar, ponie­waż pod­świa­do­mie wydaje się nam ono bez­piecz­nym miej­scem. Bez końca pytamy „dla­czego?”, bo jeste­śmy prze­ko­nani, że gdy znaj­dziemy odpo­wiedź, ból zła­god­nieje. Dla­czego mam raka? Dla­czego zwol­nili mnie z pracy? Dla­czego mój part­ner ma romans? Szu­kamy odpo­wie­dzi, by zro­zu­mieć; jakby ist­niało jakieś logiczne wyja­śnie­nie, dla­czego tak się aku­rat stało. Ale gdy pytamy dla­czego, jeste­śmy ska­zani na cią­głe poszu­ki­wa­nie kogoś (lub cze­goś), na kogo mogli­by­śmy zrzu­cić winę – w tym na samych sie­bie.

Dla­czego mi się to przy­tra­fiło?

Cóż, a dla­czego nie?

Może tra­fi­łam do Auschwitz i prze­trwa­łam, by teraz roz­ma­wiać z tobą i sta­no­wić żywy przy­kład oca­lo­nej, a nie ofiary. Kiedy pytam: „Co teraz?” zamiast: „Dla­czego ja?”, prze­staję kon­cen­tro­wać się na złych rze­czach, które mi się przy­da­rzyły – lub przy­da­rzają – i kie­ruję uwagę na to, co mogę zro­bić z tym doświad­cze­niem. Nie szu­kam wybawcy ani kozła ofiar­nego. Zaczy­nam za to przy­glą­dać się swoim wybo­rom i moż­li­wo­ściom.

Moi rodzice nie mieli wyboru ani wpływu na to, jak zakoń­czy się ich życie. Mogę czuć się winna, że prze­ży­łam, pod­czas gdy wiele milio­nów ludzi, w tym moi rodzice, zostało zamor­do­wa­nych. Ale mogę też wybrać życie, pra­co­wać i uwol­nić się od prze­szło­ści. Mogę cie­szyć się swoją siłą i wol­no­ścią.

Bycie ofiarą to stę­że­nie pośmiertne umy­słu. To tkwie­nie w prze­szło­ści, w bólu, sku­pia­nie się na stra­tach i bra­kach: czego nie mogę zro­bić i czego nie mam.

Oto pierw­sze narzę­dzie, które pomoże ci się pozbyć sta­tusu ofiary: przyj­mij wszystko, co ci się przy­da­rza. Nie zna­czy to oczy­wi­ście, że musi ci się to podo­bać. Ale gdy prze­sta­niesz wal­czyć i sta­wiać opór, będziesz mieć wię­cej ener­gii i wyobraźni, by zadać sobie pyta­nie: „Co teraz?” i ruszyć do celu zamiast doni­kąd.

Każde zacho­wa­nie zaspo­kaja jakąś potrzebę. Czę­sto posta­na­wiamy pozo­stać ofia­rami, bo dzięki temu czu­jemy, że mamy prawo, by nie podej­mo­wać żad­nych dzia­łań. Za wol­ność trzeba zapła­cić. Musimy pono­sić odpo­wie­dzial­ność za wła­sne zacho­wa­nia i reago­wać na nie nawet w sytu­acjach, któ­rych nie spo­wo­do­wa­li­śmy ani nie wybra­li­śmy.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Tytuł ory­gi­nału: The Gift: 12 Les­sons to Save Your Life

Copy­ri­ght © 2020 Edith Eger

All rights rese­rved

Copy­ri­ght © for the Polish e-book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2021

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­tor: Elż­bieta Ban­del

Pro­jekt i opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki: Urszula Gireń

Wyda­nie I e-book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: Dar. 12 lek­cji, dzięki któ­rym odmie­nisz swoje życie, wyd. I, Poznań 2021)

ISBN 978-83-8188-879-0

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel. 61 867 81 40, 61 867 47 08

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer